Wstęp
Dostaję wiele pytań — dlaczego moje wiersze są nieszczęśliwe? Praktycznie połowa z nich jest o śmierci, o tęsknocie, czy wspomnieniach jakbym miał naprawdę kiepskie życie. Jednak prawda jest taka, iż każdy z nas przeżył swoje, a moje wiersze to historie, które przeżyłem. Aby je zrozumieć trzeba je samemu zinterpretować — ja nie piszę o tym, że chcę umierać, czy zabić, że życie jest mało warte, staram się tylko podkreślić jacy jesteśmy (my = ludzie). Choćbym chciał się zabić (a mam milion myśli samobójczych, bo mam powody) to się nie zabiję. Trzyma mnie rap, rodzina, dobrzy ludzie i wartości, o których piszę. Dlatego część wierszy udowadnia, iż śmierć to nowe, piękniejsze życie, którym się nie tylko jaram, a oczekuję w przyszłości powrotu do najważniejszego dla mnie mężczyzny, Taty.
Bardzo prawdopodobne, że moje wiersze nie są lub nie będą nigdy popularne, bo nigdy „nie wpiszą” się w kanion czasów współczesnych. Ja mam na to wyjebane, mogę na tym nie zarobić złotówki, ale moje flow jest tak zajebiste, że nie wstydzę się swoich myśli. Uważam, że fajnie odkrywać nowe zdolności i się rozwijać. Kurde właśnie szkoda, że odkrywam siebie kiedy straciłem kogoś dla mnie ważnego. Dlatego ból, cierpienie, smutek i „samobójstwo” dają mi wiele szybkich przemyśleń. Zresztą osiągnąłem już wiele. W trakcie wolontariatu, którego dawałem z siebie równe 100%, pisałem wiersze, czy książkę. Jestem z siebie mega dumny i gdy kiedyś tam mi odpierdoli i strzelę tego „samobója”, to chociaż wiem, że dałem z siebie wszystko, aby kilku osobom z małego miasteczka będzie żyło się lepiej.
„Układanka” to połączenie wierszy o tym, iż śmierć i życie mają wiele więcej wspólnego, niż może nam się wydawać. Miłość, marzenia, pragnienia to wszystko, co możemy „ułożyć” w życiu. W ogóle wszystko można „ułożyć” w życiu (nawet niepoukładane i niemożliwe do ułożenia), bo ogranicza nas wyobraźnia.
Wszystkie wiersze razem tworzą całość, osobno nie mają takiego znaczenia — choć każdy z nich to inna historia.
Układanka
Nie potrafię ułożyć sobie życia
Nic mi się nie chcę
Życie to układanka i niewielka plansza
Zagadka, czy jutra dożyję
Wpadka, bo trafię na kogoś, kogo nie lubię
Życie to niepewność, szczyt kłamstw i morderstw…
Wycieczka, która ogranicza przyjaciół
Bo nie wiesz na kogo możesz liczyć, kto Ci łeb urwie
Nie wiesz do kogo naprawdę
możesz się uśmiechnąć Bracie
Nie wiesz z kim warto rozmawiać,
bo każdy może Cię zdradzić
Każdy może wbić Ci nóż w plecy
Kiedy będziesz chciał się zabić nikt Ci nie zaprzeczy
Czekają na Twoją śmierć
Tę krzywe małpy chcą Cię zgnieść
Chcą Twojego smutku
Bo Cię nienawidzą
Życie daję mi mimo tego wiele wspaniałych chwil
Nienawidzisz mnie to sam giń, ale nie z mojej dłoni
Giń i przepadnij, ale ode mnie się odsuń
Choć wroga dobrze mieć blisko,
Chcę być od niego jak najdalej
Nie wierzę sobie, ani Tobie, ani Aniołom
Bo każdy może się nagle zmienić w sekundę,
więc zamilcz!
„Jaki, że mnie Pan?”
Mówią na mnie Pan,
zastanawiam się kogo mają na myśli
Przecież jestem jeszcze dzieciak, jestem tylko ‘97
Wiem, że rodzice dobrze mnie wychowali (wiem)
Wiem, że bardzo postarali się (wiem)
I choć jestem typem nudziarza, jak mnie poznasz
to się ze mną nie nudzisz
Ze mną możesz mieć dobrze,
tylko musisz się postarać
Mamo ja się staram
choć nie zawsze umiem Ci to okazać
Tato ja tego nie pojmuję, od Twojej śmierci
się nie modlę, ale i tak Cię widzę
Serce mówią, że mam dobre,
ale wciąż puste, bo brak Ciebie
Kurwa ile jeszcze mam tych lat do przeżycia?
Ile razy będę jeszcze jak wampir pluł krwią?
Ile razy będę chciał bym dla Ciebie
zarówno ogniem i wodą? (co?)
Ile razy będę chciał poddać się i przy okazji powstanę
No nie wiem, nie będę wiedział i nie wiedziałem…
Prawdziwe te teksty, jak ujadanie psa sąsiada
I syn — co z nim nie pogada, choć ma swoje lata
Rok nieznany, nikomu nieznana też gęba
Kozia mordka, wciąż się waha
Czy w dobrą stronę idzie, czy też nie
Jak w tej grze…
Już mnie nie pytaj jakiej,
Nie wiem, w co Wy gracie
Moje oblicze
Ludzie sugerują mi, że jestem zły,
nie potrafię im dogodzić
Ich zdaniem nigdy nie będę dobry,
ale mówię „już trudno”
Nie chcę być „popularny”, wolę mieć spokój i ciszę
I tak kiedyś tam umrę,
a kiedy to Najwyższy zdecyduję
Porę śmierci również mój Stwórca „wybierze”
Tylko proszę jak masz dać mnie do piekła to daj,
Ale chociaż przez chwilę chcę ujrzeć Ciebie
i drugiego mojego Tatę
W czym zawiniłem (nie wiem)
Nie kurwa, przecież wiem… We wszystkim
Bo nie potrafię się do czegoś przyznać
i mam za miękkie serce
I za bardzo daję się wkopać w tę dziurę
Ale wiem jedno, co robię dobrze
i nikt mi tego nie zaprzeczy
Kocham najmocniej na świecie swą rodzinę i ojczyznę
Choć okazać tego nie potrafię, to kocham najszczerzej
Bo gdybym miał umrzeć za mamę, ciocię,
wujka, siostrę, czy siostrzenicę
To bym kurwa umarł (od razu!),
a im dał życie wiecznie…
Choć nie ode mnie i tak to zależne
Dzięki
Dzięki Ci ziom za to i za tamto
Dzięki Ci za wszystko panienko
Na swojej drodze spotykam piękno
Widzę miłość i znajomych Tato
Zmieniam się bardzo szybko
Jak Ty, oni, uciekam stąd prędko
Wielkie dzięki, napiszę Ci wiersz
Tylko pamiętaj by nie płakać
Bo nie warto, ile możesz uśmiechaj się
Nie żałuj niczego, wszystko i tak Bóg Ci wynagrodzi
Wszystko ma swoje miejsce i czas
Nauka nie poszła w las
W las poszli ludzie, bo ranią częściej
I nawet nienawidzą siebie
Sam na sam
Kiedy jestem na tym świecie samotny
mogę przemyśleć wszystko na spokojnie
Nikt nie zawraca mi głowy w momencie
kiedy natchnienia potrzebuje
Nie lubię, gdy ktoś za mną lata i biega,
udaje mojego przyjaciela
Ludzie przychodzą i czegoś oczekują,
a czego to nie wiem, chyba szukają łatwego cela
Chyba chcą kogoś wykorzystać,
kogoś komu dadzą radę
Bo ludzie chcą bawić się kogoś nieszczęściem
Człowiek zabiłbym człowieka,
a jakby miał nagrodę to by wysadził ciało
Jakby ludzie mieli mało problemów,
wszystkich wystrzelać by się im przydało
Mamo, Tato o mnie się nie martwcie, bo jestem tu
sam na sam i mam czas przemyśleć pewne sprawy
Mam czas się zastanowić kogo
jeszcze muszę przeprosić, ile nabroiłem, o rany!
Za to wszystko przepraszam…
Ogień
Jestem pełny żywiołów
Pełny chwastów
Beznadziejny ludzik siedzi
Obok mnie
I temu złu przyklaskuje
Inni chcą osądzać
Choć sami nie są bez winni
Chcieli by podpalać
Oby zostali za to wynagrodzeni
Mała nie zmienię się
Amelia uwierz nie zmienię się
Twierdzą, że odbija mi… A co ja z tym zrobię?
Dalej dbam o to, co mogę
Nie na wszystko można mieć energię
Co byś zrobił, wszystkim nie dogonisz
Niektórym możesz przekazać miliony
I tak nic nie będziesz znaczył
Choćbym zaczął uprawiać sporty ekstremalne
I został artystą roku, to dalej powiem „nie”
Nie chcę zmian, tu mi dobrze, choć idealnie nie jest
Nie liczy się kwit, choć zielono mi może być
Nie liczy się to, co mogę mieć,
a kogo obok siebie mogę spotkać
Strzelam jakbym miał jakoś supermoc
A mam! Mam Ciebie (wow!)
Więc nie martw się, a będzie dobrze
Co by miało być nie tak, jak wszyscy wspieramy się?
Przecież to nie możliwe (powiadali tak),
ale ja nigdy niczego nie obiecuję
Tylko tak szczerze mówię
Że skoro byłem i jestem, to i dalej będę
Gdybym
Gdybym miał szansę to bym zmienił ten świat
Zażyczyłbym sobie innego prezydenta (o to żart!)
Gdybym miał okazję
to bym zawalczył o prawdy wdzięk
Zawalczyłbym o bezbronnego los
Wiele bym postanowił,
Nie wszystko bym pewnie mógł zmienić
Mogę tylko pisać i tak sobie gadać
Śmiać się i do siebie płakać
Zmieniać swój głos i piskać ile mam sił
Żeby człowiek, który stracił wiele krwi
Jeszcze żył
Priorytet+
W życiu trzeba mieć priorytety i plany na przyszłość
Trzeba stworzyć dla siebie materiały i walczyć
Mogę pisać nauczycielom lekcje,
notatki w wordzie są proste
Ale tego nie zrobię,
bo nie czułbym się spełniony szczerze
Nie wiem, co w życiu można robić, jak widzę tyle zła
Biznesmena z krwią obok mijam,
on wszystkiego się wyrzeka
Kurwą byś się przyznał chociaż raz
Bo krzywdzisz niewinnych!
Życie ma swoje priorytety
Inni szukają szczęścia, a są tacy co noża i procy
Są tacy, moi drodzy rodacy
Co zabiją za działkę
Unikaj zła, taka prawda
Daj mi szansę
A ja postaram się
Zmienić ją w najlepsze
Dla mnie i Ciebie…
Mordko
Mordko Ty moja
To Ty jesteś ulubiona
I ta jedyna
Nigdy nie porzucę Cię
Nie ma opcji schroniska
W domu jest Twoje miejsce
Zasłużone
Jesteś bardziej wierna, niż pozostali
Mordeczko, lubię Cię choć nie wiem dlaczego
Chcę, aby inni Cię tak kochali
Nie wiem, co z Tobą by było
Gdybym Cię nie zauważył
Mordko jak najdłużej w luksusie żyj
Zapomniałem po co chwilami żyję
Gdzie jest moje miejsce
Ile łez wylał tamten człowiek
By być na moim pogrzebie
Poddaję się, nie mam już sił
Myślę o samobójstwie, kiedy podnosisz broń
Dusza artysty wciąż barwi moją skórę
Kiedy spuszczasz głowę, biedak walczy jedną ręką
Twoja duma traci blask
Moja znika i woła „Kocham Cię”
Ogólnie
Na wstępie mój kwiatku
Powiem Ci bez odmiany wszystkich przypadków
Ile razy poznałem prawdę
Ile litrów krwi oddałem w dobrej mierze
Nie bierz moich słów w cudzysłów
Nie chcę by ktoś zabijał ten krajobraz
Mówią „No siema” kiedy się nie ma,
co do garnka włożyć
Mówią „Poeta” kiedy nic nie wiem,
żyję tylko we smutku
Wykrzyknik
Znak, który tylko krzyczy bezlitośnie na niewinnych
Znak głośny i o swoje walczący
Wygrany, przegrany, krzykliwy
Taki bez zapytania… prosty i delikatny
Wykrzyknik ma swe piękno
I kropkę jedno
Wykrzyknik pełen podziwu
Stylu i wdzięku
Płaczę za Tobą
Jesteś dla mnie najważniejszy
Brakuje mi Ciebie Ojcze
Mam nadzieję, że masz się dobrze
Mama prosi bym mimo wszystko uśmiechał się
Tato kocham Cię
Płaczę, gdy Ciebie nie ma
Ten świat zmienił się
Jakbyś wrócił to byś nikogo nie poznał
Nie wiem, co mi los zaoferował
Wiem kogo mi zabrał i za kim tęsknię (:3)
Minka
Nie rób do mnie takich min kurwo
Nie pozwalaj sobie na za dużo
Strzelasz tymi ślipiami, jak jakiś nienormalny
Brakuje Ci chyba miłości i wiary
Również spokojnego oddechu
Apokalipsy wdzięku i demonicznych humorów
Przekreśliłem Twoja miłość moja Droga M
Ty zniszczyłaś mnie od środka
Wprowadza się tu sekta
Nie pomoże Ci żadna już lekcja
Wyprowadzam się, moja esencja mówi Tobie „nie”
Ogólnie na niczym nie znam się
Pierdolę głupoty tak, jak te szmaty
Największą Ty jesteś Droga M
Doceniam
Doceniam Cię zawsze i wszędzie
Za to, że jesteś
Doceniam za słowa otuchy
Aby z daleka trzymały się ode mnie złe duchy
Niech śpiewają dla Ciebie wszystkie chóry aniołów
Niech ten świat da nam wiele prób
Doceniam ludzi za ich szczerość
Ich zdaniem proste czyny, w moim odczuciu to odwaga
Ty widzisz biednego starca, ja w nim kogoś dziadka
Chcesz mu pluć w twarz, dopadł mnie paraliż
Bo czuć to nie znaczy być obojętnym
Nie znaczy unikać biedy
Bo gdy wszyscy dzielimy się
Jesteśmy bogaci
Nasze złoto najcenniejsze
Serce, szczęście, chcę żyć wiernie
Chcę mieć tylko własny skrawek na Ziemi i kobietę
Dziecko zdrowe i ducha cień
Gdy mój Tata nie żyję
Chyba o za wiele nie proszę
Nie?…
Bądź silny
Bądź silny przyjacielu, co by nie miało miejsca
Co by nie zabiło w Tobie dobra
Bądź silną osobowością
Wierz, w co chcesz z miłością
Szanuj słabsze istotki
Trzeba bądź skromnym
Kiedy trzeba zawalczyć daj sygnał do walk
I walcz o swoje, perełko
Zbieram monety na lepsze jutro
Nie wiem co wydarzy się teraz
Dół formularza
Malowidło
Oczekiwania względem ludźmi rosną
Wyciągniesz rękę raz, ludzie chcą coraz więcej
Światła powoli w sercu gasną
Nie interesuje mnie nic tylko ludzkie szczęście
Mamo, Tato kocham bardzo mocno Was
Mamy wiele pięknych gwiazd
Najszczersze chęci są dla człowieka niczym ważnym
Znaczenie ma niby symbol prawdy
A tego nie widać
Brakuje tu wiary
Nie chcą dać szansy
Bo ile można
Być obojętny…
Odkrycie roku
Szczęśliwy będę
Kiedy Tatę ujrzę w niebie
I kiedy mocno przytulę
Wybaczy mi błędy
Byłem i wciąż jestem głupi
Skąpy, opluty i chciwy
Bez sensu istnienia
I wartości pomagania
„M”
Kocham Cię szczerze
Wszystko mi jest obojętne
Bez Ciebie się zabiję
Mam do Ciebie prośbę
Daj mi nadzieję
Że ten świat lepszy będzie
Bez ofiar, kłamstw, nałogów
Śmierci i ku czci uczciwości
VP
Wierny zasadom
Pełen zguby klon
Tworzy arcydzieło
(Czyt.) Bohomaz
Pełny uczuć
I chwil stratnych
Bez szans na rozwój
Szkoła, praca, rodzina
Dom, edukacja
Wszyscy biegną
A ja stoję
I chuj?
Mi nadal dobrze!
Bo tworzę
Dla Ciebie ~ Ojcze
Wydaje mi się
Siemka, eloszka
Opowiem Ci pewną historię
Kiedy matka krzywdzi niewinne dziecko
To ja chcę, aby ono nie cierpiało
Choć to niemożliwe
Chcę to kurwa zmienić
Kiedy młoda dziewczyna dba o brata
Schorowana mama im zmarła
Chcę jej pomóc
Wydaje mi się, że chcę dla takich ludzi dobrze
Życzę im bogactwa i spokoju
A Ty? Czy masz sumienie czyste?
Choć nie wierzę w Boga,
marzę, aby był na świecie pokój
Nie chcę wojen, do niczego one nie prowadzą
Anioły i demony, niebo i piekło
Ty i ja, (my) ludzie, jednak odmienność
Nie wiem, w co oni wierzą
Ja tylko wierzę, że są jeszcze ludzie,
którzy chcą nadal rękę potrzebującym podawać
I ich szanować, kochać… Kochać i szanować…
I znowu szanować i kochać…
Mimo chorób, wiary i tradycji
Bez podziału na frakcje
(Nie)idealny
Gubię się w prostych rzeczach…
(Nie)idealny
Losowi przeciwny
Pełen zguby
Bez oślepiających kolorów
Bez turkusa i tęczy
Bez jaskrowego i błysku
Mój mistrz traci światło
Mój mistrz szuka odpowiedzi
Nie jest pewny jak Ty
Bo wie, że w życiu los jest zmienny
Nieunikniony, niełatwy, stratny
(Nie)idealny…
Warto spróbować
Zbyt często się poddaje
Omijam przeszkody, które mogą niszczyć mnie
Boję się tego bardzo
W tym mieście duszę się
Zabierz mnie do siebie Tato
Od tylu lat nadal jestem taki sam
Nie zmieniam się i raczej zostanie tak
Chociaż mogę mieć wszystko, o czym zamarzę
To strach wywołuje we mnie nerwice
To boję się życia, a nie śmierci
Wolę się zabić, niż żyć szczęśliwie
Nigdy nie będę bogaty
Bo Ty dalej jesteś okrutny!
Procent
Jadę na tych procentach, promilach
Bawię się jak wariat, chyba mam takie DNA
Genetyka rozwija się, człowiek cofa się
Alkohol ciągle ten sam jest
Wódka, bimber, sok, browar
Nie szkoda mi Ciebie suko!
Dla mnie to tylko towarzystwo
Dla innych — cel i mistrzostwo
Czy życie ma sens kiedy ciągle pijesz?
Czy dzięki temu naprawdę żyjesz?
Przez to nie czujesz się zwykłym żulem?
Ja nie czuję z alkoholem powera
Nie czuję przyjaźni, tylko smutek bliski
Dajcie mi czas i whisky
A zapewnię Ci zabawę…
Sekunda
Wszystko szybko mija
Kiedyś szkoła, teraz pijar
Była pierwsza dziewczyna
Są praca, talent, szkoła
Były dorosłe plany
Zmieniły się w magię kina
Było blisko, a jednak jest daleko
Spotkamy się sam nie wiem gdzie (za rzeką?)
Spotkamy się i wypijemy za zdrowie
Może kiedyś będzie dobrze
Nienawidzę
Oplują Ci twarz, zniszczą Twoją skórę
Kiedyś oddałbym za ludzi wszystko, teraz już nie
Celują do mnie, chcą mnie zabić, są szczęśliwi
Mogę umrzeć, ale nie dam im
uśmiechu, moich bajek, snów
Moje słowa już nic nie znaczy, tę drętwe gady
Chcą kogoś zranić, zabić
Ja się nie poddaje, gdy ktoś mi źle życzy,
ja mu życzę jeszcze lepiej
Życzę mu zdrowia i szczęścia, brakuje mu miłości
Niech się ludziom dobrze wiedzie,
mi nic do tego, by innym było źle
Schody
Pokonujemy pętlę
Idziemy ku górze
Mijamy siebie
To wieczność
Nie pokusa, zguba
Dalej mijam brudne ulice
Nic nieznających, dawnych kolegów
Widzę u siebie rozwój na lepsze
Kiedy tamci biznesy robią za stówkę
Śmieli mi się w twarz, gnębimy mnie
Uważali mnie za słabiaka
Często miałem tych lepszych gdzieś