E-book
7.35
drukowana A5
22.12
Układanka

Bezpłatny fragment - Układanka


Objętość:
70 str.
ISBN:
978-83-8273-479-9
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 22.12

Wstęp

Dostaję wiele pytań — dlaczego moje wiersze są nieszczęśliwe? Praktycznie połowa z nich jest o śmierci, o tęsknocie, czy wspomnieniach jakbym miał naprawdę kiepskie życie. Jednak prawda jest taka, iż każdy z nas przeżył swoje, a moje wiersze to historie, które przeżyłem. Aby je zrozumieć trzeba je samemu zinterpretować — ja nie piszę o tym, że chcę umierać, czy zabić, że życie jest mało warte, staram się tylko podkreślić jacy jesteśmy (my = ludzie). Choćbym chciał się zabić (a mam milion myśli samobójczych, bo mam powody) to się nie zabiję. Trzyma mnie rap, rodzina, dobrzy ludzie i wartości, o których piszę. Dlatego część wierszy udowadnia, iż śmierć to nowe, piękniejsze życie, którym się nie tylko jaram, a oczekuję w przyszłości powrotu do najważniejszego dla mnie mężczyzny, Taty.

Bardzo prawdopodobne, że moje wiersze nie są lub nie będą nigdy popularne, bo nigdy „nie wpiszą” się w kanion czasów współczesnych. Ja mam na to wyjebane, mogę na tym nie zarobić złotówki, ale moje flow jest tak zajebiste, że nie wstydzę się swoich myśli. Uważam, że fajnie odkrywać nowe zdolności i się rozwijać. Kurde właśnie szkoda, że odkrywam siebie kiedy straciłem kogoś dla mnie ważnego. Dlatego ból, cierpienie, smutek i „samobójstwo” dają mi wiele szybkich przemyśleń. Zresztą osiągnąłem już wiele. W trakcie wolontariatu, którego dawałem z siebie równe 100%, pisałem wiersze, czy książkę. Jestem z siebie mega dumny i gdy kiedyś tam mi odpierdoli i strzelę tego „samobója”, to chociaż wiem, że dałem z siebie wszystko, aby kilku osobom z małego miasteczka będzie żyło się lepiej.

„Układanka” to połączenie wierszy o tym, iż śmierć i życie mają wiele więcej wspólnego, niż może nam się wydawać. Miłość, marzenia, pragnienia to wszystko, co możemy „ułożyć” w życiu. W ogóle wszystko można „ułożyć” w życiu (nawet niepoukładane i niemożliwe do ułożenia), bo ogranicza nas wyobraźnia.

Wszystkie wiersze razem tworzą całość, osobno nie mają takiego znaczenia — choć każdy z nich to inna historia.

Układanka

Nie potrafię ułożyć sobie życia

Nic mi się nie chcę

Życie to układanka i niewielka plansza

Zagadka, czy jutra dożyję

Wpadka, bo trafię na kogoś, kogo nie lubię


Życie to niepewność, szczyt kłamstw i morderstw…

Wycieczka, która ogranicza przyjaciół

Bo nie wiesz na kogo możesz liczyć, kto Ci łeb urwie

Nie wiesz do kogo naprawdę

możesz się uśmiechnąć Bracie

Nie wiesz z kim warto rozmawiać,

bo każdy może Cię zdradzić

Każdy może wbić Ci nóż w plecy

Kiedy będziesz chciał się zabić nikt Ci nie zaprzeczy

Czekają na Twoją śmierć

Tę krzywe małpy chcą Cię zgnieść

Chcą Twojego smutku

Bo Cię nienawidzą


Życie daję mi mimo tego wiele wspaniałych chwil

Nienawidzisz mnie to sam giń, ale nie z mojej dłoni

Giń i przepadnij, ale ode mnie się odsuń

Choć wroga dobrze mieć blisko,

Chcę być od niego jak najdalej

Nie wierzę sobie, ani Tobie, ani Aniołom

Bo każdy może się nagle zmienić w sekundę,

więc zamilcz!

„Jaki, że mnie Pan?”

Mówią na mnie Pan,

zastanawiam się kogo mają na myśli

Przecież jestem jeszcze dzieciak, jestem tylko ‘97

Wiem, że rodzice dobrze mnie wychowali (wiem)

Wiem, że bardzo postarali się (wiem)

I choć jestem typem nudziarza, jak mnie poznasz

to się ze mną nie nudzisz

Ze mną możesz mieć dobrze,

tylko musisz się postarać

Mamo ja się staram

choć nie zawsze umiem Ci to okazać

Tato ja tego nie pojmuję, od Twojej śmierci

się nie modlę, ale i tak Cię widzę

Serce mówią, że mam dobre,

ale wciąż puste, bo brak Ciebie

Kurwa ile jeszcze mam tych lat do przeżycia?

Ile razy będę jeszcze jak wampir pluł krwią?

Ile razy będę chciał bym dla Ciebie

zarówno ogniem i wodą? (co?)

Ile razy będę chciał poddać się i przy okazji powstanę

No nie wiem, nie będę wiedział i nie wiedziałem…

Prawdziwe te teksty, jak ujadanie psa sąsiada

I syn — co z nim nie pogada, choć ma swoje lata

Rok nieznany, nikomu nieznana też gęba

Kozia mordka, wciąż się waha

Czy w dobrą stronę idzie, czy też nie

Jak w tej grze…

Już mnie nie pytaj jakiej,

Nie wiem, w co Wy gracie

Moje oblicze

Ludzie sugerują mi, że jestem zły,

nie potrafię im dogodzić

Ich zdaniem nigdy nie będę dobry,

ale mówię „już trudno”

Nie chcę być „popularny”, wolę mieć spokój i ciszę

I tak kiedyś tam umrę,

a kiedy to Najwyższy zdecyduję

Porę śmierci również mój Stwórca „wybierze”

Tylko proszę jak masz dać mnie do piekła to daj,

Ale chociaż przez chwilę chcę ujrzeć Ciebie

i drugiego mojego Tatę

W czym zawiniłem (nie wiem)

Nie kurwa, przecież wiem… We wszystkim

Bo nie potrafię się do czegoś przyznać

i mam za miękkie serce

I za bardzo daję się wkopać w tę dziurę

Ale wiem jedno, co robię dobrze

i nikt mi tego nie zaprzeczy

Kocham najmocniej na świecie swą rodzinę i ojczyznę

Choć okazać tego nie potrafię, to kocham najszczerzej

Bo gdybym miał umrzeć za mamę, ciocię,

wujka, siostrę, czy siostrzenicę

To bym kurwa umarł (od razu!),

a im dał życie wiecznie…

Choć nie ode mnie i tak to zależne

Dzięki

Dzięki Ci ziom za to i za tamto

Dzięki Ci za wszystko panienko

Na swojej drodze spotykam piękno

Widzę miłość i znajomych Tato

Zmieniam się bardzo szybko

Jak Ty, oni, uciekam stąd prędko


Wielkie dzięki, napiszę Ci wiersz

Tylko pamiętaj by nie płakać

Bo nie warto, ile możesz uśmiechaj się

Nie żałuj niczego, wszystko i tak Bóg Ci wynagrodzi

Wszystko ma swoje miejsce i czas

Nauka nie poszła w las

W las poszli ludzie, bo ranią częściej

I nawet nienawidzą siebie

Sam na sam

Kiedy jestem na tym świecie samotny

mogę przemyśleć wszystko na spokojnie

Nikt nie zawraca mi głowy w momencie

kiedy natchnienia potrzebuje

Nie lubię, gdy ktoś za mną lata i biega,

udaje mojego przyjaciela

Ludzie przychodzą i czegoś oczekują,

a czego to nie wiem, chyba szukają łatwego cela

Chyba chcą kogoś wykorzystać,

kogoś komu dadzą radę

Bo ludzie chcą bawić się kogoś nieszczęściem

Człowiek zabiłbym człowieka,

a jakby miał nagrodę to by wysadził ciało

Jakby ludzie mieli mało problemów,

wszystkich wystrzelać by się im przydało

Mamo, Tato o mnie się nie martwcie, bo jestem tu

sam na sam i mam czas przemyśleć pewne sprawy

Mam czas się zastanowić kogo

jeszcze muszę przeprosić, ile nabroiłem, o rany!

Za to wszystko przepraszam…

Ogień

Jestem pełny żywiołów

Pełny chwastów

Beznadziejny ludzik siedzi

Obok mnie

I temu złu przyklaskuje

Inni chcą osądzać

Choć sami nie są bez winni

Chcieli by podpalać

Oby zostali za to wynagrodzeni

Mała nie zmienię się

Amelia uwierz nie zmienię się

Twierdzą, że odbija mi… A co ja z tym zrobię?

Dalej dbam o to, co mogę

Nie na wszystko można mieć energię

Co byś zrobił, wszystkim nie dogonisz

Niektórym możesz przekazać miliony

I tak nic nie będziesz znaczył

Choćbym zaczął uprawiać sporty ekstremalne

I został artystą roku, to dalej powiem „nie”

Nie chcę zmian, tu mi dobrze, choć idealnie nie jest

Nie liczy się kwit, choć zielono mi może być

Nie liczy się to, co mogę mieć,

a kogo obok siebie mogę spotkać

Strzelam jakbym miał jakoś supermoc

A mam! Mam Ciebie (wow!)

Więc nie martw się, a będzie dobrze

Co by miało być nie tak, jak wszyscy wspieramy się?

Przecież to nie możliwe (powiadali tak),

ale ja nigdy niczego nie obiecuję

Tylko tak szczerze mówię

Że skoro byłem i jestem, to i dalej będę

Gdybym

Gdybym miał szansę to bym zmienił ten świat

Zażyczyłbym sobie innego prezydenta (o to żart!)

Gdybym miał okazję

to bym zawalczył o prawdy wdzięk

Zawalczyłbym o bezbronnego los

Wiele bym postanowił,

Nie wszystko bym pewnie mógł zmienić

Mogę tylko pisać i tak sobie gadać

Śmiać się i do siebie płakać

Zmieniać swój głos i piskać ile mam sił

Żeby człowiek, który stracił wiele krwi

Jeszcze żył

Priorytet+

W życiu trzeba mieć priorytety i plany na przyszłość

Trzeba stworzyć dla siebie materiały i walczyć

Mogę pisać nauczycielom lekcje,

notatki w wordzie są proste

Ale tego nie zrobię,

bo nie czułbym się spełniony szczerze

Nie wiem, co w życiu można robić, jak widzę tyle zła

Biznesmena z krwią obok mijam,

on wszystkiego się wyrzeka

Kurwą byś się przyznał chociaż raz

Bo krzywdzisz niewinnych!


Życie ma swoje priorytety

Inni szukają szczęścia, a są tacy co noża i procy

Są tacy, moi drodzy rodacy

Co zabiją za działkę

Unikaj zła, taka prawda

Daj mi szansę

A ja postaram się

Zmienić ją w najlepsze

Dla mnie i Ciebie…

Mordko

Mordko Ty moja

To Ty jesteś ulubiona

I ta jedyna


Nigdy nie porzucę Cię

Nie ma opcji schroniska

W domu jest Twoje miejsce

Zasłużone


Jesteś bardziej wierna, niż pozostali

Mordeczko, lubię Cię choć nie wiem dlaczego

Chcę, aby inni Cię tak kochali

Nie wiem, co z Tobą by było

Gdybym Cię nie zauważył

Mordko jak najdłużej w luksusie żyj

Zapomniałem po co chwilami żyję

Gdzie jest moje miejsce

Ile łez wylał tamten człowiek

By być na moim pogrzebie

Poddaję się, nie mam już sił

Myślę o samobójstwie, kiedy podnosisz broń

Dusza artysty wciąż barwi moją skórę

Kiedy spuszczasz głowę, biedak walczy jedną ręką

Twoja duma traci blask

Moja znika i woła „Kocham Cię”

Ogólnie

Na wstępie mój kwiatku

Powiem Ci bez odmiany wszystkich przypadków

Ile razy poznałem prawdę

Ile litrów krwi oddałem w dobrej mierze

Nie bierz moich słów w cudzysłów

Nie chcę by ktoś zabijał ten krajobraz

Mówią „No siema” kiedy się nie ma,

co do garnka włożyć

Mówią „Poeta” kiedy nic nie wiem,

żyję tylko we smutku

Wykrzyknik

Znak, który tylko krzyczy bezlitośnie na niewinnych

Znak głośny i o swoje walczący

Wygrany, przegrany, krzykliwy

Taki bez zapytania… prosty i delikatny

Wykrzyknik ma swe piękno

I kropkę jedno

Wykrzyknik pełen podziwu

Stylu i wdzięku

Płaczę za Tobą

Jesteś dla mnie najważniejszy

Brakuje mi Ciebie Ojcze

Mam nadzieję, że masz się dobrze

Mama prosi bym mimo wszystko uśmiechał się

Tato kocham Cię


Płaczę, gdy Ciebie nie ma

Ten świat zmienił się

Jakbyś wrócił to byś nikogo nie poznał

Nie wiem, co mi los zaoferował

Wiem kogo mi zabrał i za kim tęsknię (:3)

Minka

Nie rób do mnie takich min kurwo

Nie pozwalaj sobie na za dużo

Strzelasz tymi ślipiami, jak jakiś nienormalny

Brakuje Ci chyba miłości i wiary

Również spokojnego oddechu

Apokalipsy wdzięku i demonicznych humorów


Przekreśliłem Twoja miłość moja Droga M

Ty zniszczyłaś mnie od środka

Wprowadza się tu sekta

Nie pomoże Ci żadna już lekcja

Wyprowadzam się, moja esencja mówi Tobie „nie”

Ogólnie na niczym nie znam się

Pierdolę głupoty tak, jak te szmaty

Największą Ty jesteś Droga M

Doceniam

Doceniam Cię zawsze i wszędzie

Za to, że jesteś

Doceniam za słowa otuchy

Aby z daleka trzymały się ode mnie złe duchy

Niech śpiewają dla Ciebie wszystkie chóry aniołów

Niech ten świat da nam wiele prób

Doceniam ludzi za ich szczerość

Ich zdaniem proste czyny, w moim odczuciu to odwaga

Ty widzisz biednego starca, ja w nim kogoś dziadka

Chcesz mu pluć w twarz, dopadł mnie paraliż

Bo czuć to nie znaczy być obojętnym

Nie znaczy unikać biedy

Bo gdy wszyscy dzielimy się

Jesteśmy bogaci

Nasze złoto najcenniejsze

Serce, szczęście, chcę żyć wiernie

Chcę mieć tylko własny skrawek na Ziemi i kobietę

Dziecko zdrowe i ducha cień

Gdy mój Tata nie żyję

Chyba o za wiele nie proszę

Nie?…

Bądź silny

Bądź silny przyjacielu, co by nie miało miejsca

Co by nie zabiło w Tobie dobra

Bądź silną osobowością

Wierz, w co chcesz z miłością

Szanuj słabsze istotki

Trzeba bądź skromnym

Kiedy trzeba zawalczyć daj sygnał do walk

I walcz o swoje, perełko

Zbieram monety na lepsze jutro

Nie wiem co wydarzy się teraz

Dół formularza

Malowidło

Oczekiwania względem ludźmi rosną

Wyciągniesz rękę raz, ludzie chcą coraz więcej

Światła powoli w sercu gasną

Nie interesuje mnie nic tylko ludzkie szczęście

Mamo, Tato kocham bardzo mocno Was

Mamy wiele pięknych gwiazd

Najszczersze chęci są dla człowieka niczym ważnym

Znaczenie ma niby symbol prawdy

A tego nie widać

Brakuje tu wiary

Nie chcą dać szansy

Bo ile można

Być obojętny…

Odkrycie roku

Szczęśliwy będę

Kiedy Tatę ujrzę w niebie

I kiedy mocno przytulę

Wybaczy mi błędy

Byłem i wciąż jestem głupi

Skąpy, opluty i chciwy

Bez sensu istnienia

I wartości pomagania

„M”

Kocham Cię szczerze

Wszystko mi jest obojętne

Bez Ciebie się zabiję

Mam do Ciebie prośbę

Daj mi nadzieję

Że ten świat lepszy będzie

Bez ofiar, kłamstw, nałogów

Śmierci i ku czci uczciwości

VP

Wierny zasadom

Pełen zguby klon

Tworzy arcydzieło

(Czyt.) Bohomaz


Pełny uczuć

I chwil stratnych

Bez szans na rozwój

Szkoła, praca, rodzina

Dom, edukacja

Wszyscy biegną

A ja stoję

I chuj?

Mi nadal dobrze!

Bo tworzę

Dla Ciebie ~ Ojcze

Wydaje mi się

Siemka, eloszka

Opowiem Ci pewną historię

Kiedy matka krzywdzi niewinne dziecko

To ja chcę, aby ono nie cierpiało

Choć to niemożliwe

Chcę to kurwa zmienić

Kiedy młoda dziewczyna dba o brata

Schorowana mama im zmarła

Chcę jej pomóc

Wydaje mi się, że chcę dla takich ludzi dobrze

Życzę im bogactwa i spokoju

A Ty? Czy masz sumienie czyste?

Choć nie wierzę w Boga,

marzę, aby był na świecie pokój

Nie chcę wojen, do niczego one nie prowadzą

Anioły i demony, niebo i piekło

Ty i ja, (my) ludzie, jednak odmienność

Nie wiem, w co oni wierzą

Ja tylko wierzę, że są jeszcze ludzie,

którzy chcą nadal rękę potrzebującym podawać

I ich szanować, kochać… Kochać i szanować…

I znowu szanować i kochać…

Mimo chorób, wiary i tradycji

Bez podziału na frakcje

(Nie)idealny

Gubię się w prostych rzeczach…


(Nie)idealny

Losowi przeciwny

Pełen zguby

Bez oślepiających kolorów

Bez turkusa i tęczy

Bez jaskrowego i błysku

Mój mistrz traci światło

Mój mistrz szuka odpowiedzi

Nie jest pewny jak Ty

Bo wie, że w życiu los jest zmienny

Nieunikniony, niełatwy, stratny

(Nie)idealny…

Warto spróbować

Zbyt często się poddaje

Omijam przeszkody, które mogą niszczyć mnie

Boję się tego bardzo

W tym mieście duszę się

Zabierz mnie do siebie Tato

Od tylu lat nadal jestem taki sam

Nie zmieniam się i raczej zostanie tak

Chociaż mogę mieć wszystko, o czym zamarzę

To strach wywołuje we mnie nerwice

To boję się życia, a nie śmierci

Wolę się zabić, niż żyć szczęśliwie

Nigdy nie będę bogaty

Bo Ty dalej jesteś okrutny!

Procent

Jadę na tych procentach, promilach

Bawię się jak wariat, chyba mam takie DNA

Genetyka rozwija się, człowiek cofa się

Alkohol ciągle ten sam jest

Wódka, bimber, sok, browar

Nie szkoda mi Ciebie suko!

Dla mnie to tylko towarzystwo

Dla innych — cel i mistrzostwo

Czy życie ma sens kiedy ciągle pijesz?

Czy dzięki temu naprawdę żyjesz?

Przez to nie czujesz się zwykłym żulem?

Ja nie czuję z alkoholem powera

Nie czuję przyjaźni, tylko smutek bliski

Dajcie mi czas i whisky

A zapewnię Ci zabawę…

Sekunda

Wszystko szybko mija

Kiedyś szkoła, teraz pijar

Była pierwsza dziewczyna

Są praca, talent, szkoła

Były dorosłe plany

Zmieniły się w magię kina

Było blisko, a jednak jest daleko

Spotkamy się sam nie wiem gdzie (za rzeką?)

Spotkamy się i wypijemy za zdrowie

Może kiedyś będzie dobrze

Nienawidzę

Oplują Ci twarz, zniszczą Twoją skórę

Kiedyś oddałbym za ludzi wszystko, teraz już nie

Celują do mnie, chcą mnie zabić, są szczęśliwi

Mogę umrzeć, ale nie dam im

uśmiechu, moich bajek, snów

Moje słowa już nic nie znaczy, tę drętwe gady

Chcą kogoś zranić, zabić

Ja się nie poddaje, gdy ktoś mi źle życzy,

ja mu życzę jeszcze lepiej

Życzę mu zdrowia i szczęścia, brakuje mu miłości

Niech się ludziom dobrze wiedzie,

mi nic do tego, by innym było źle

Schody

Pokonujemy pętlę

Idziemy ku górze

Mijamy siebie

To wieczność

Nie pokusa, zguba


Dalej mijam brudne ulice

Nic nieznających, dawnych kolegów

Widzę u siebie rozwój na lepsze

Kiedy tamci biznesy robią za stówkę

Śmieli mi się w twarz, gnębimy mnie

Uważali mnie za słabiaka

Często miałem tych lepszych gdzieś

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 22.12