E-book
20.48
drukowana A5
33.08
Układ Z Gangsterem

Bezpłatny fragment - Układ Z Gangsterem


Objętość:
109 str.
ISBN:
978-83-8245-443-7
E-book
za 20.48
drukowana A5
za 33.08

Rozdział 1

Sara

Dzień zleciał, mi jak zwykle. Cały dzień siedziałam w domu, ale wieczorem Dalia przyszła po mnie i wyciągała na imprezę. Poszliśmy do klubu, bo dziś, był fajny DJ. Jednak postanowiłam wrócić do domu, już po dwóch drinkach. Niestety, ale nie czułam się by był to dobry czas na imprezy. Przebrałam się i położyłam do łóżka. Nie mogłam usnąć, więc postanowiłam sprawdzić czy jest coś ciekawego. Od jakiegoś roku szukam pracy. Niedługo kończę dwadzieścia lat. Po osiemnastce zrezygnowałam ze szkoły, przez co musiałam iść do pracy. Trochę popracowałam i siedzę w domu. Moja mama mówi mi, że muszę iść do pracy i im pomóc. Jak chodziłam do pracy, to brała ode mnie pieniądze. Było mało. Wisi mi prawie siedem tysięcy, a tato oczywiście nie wie, że mama mi nie oddała ani grosza. Samej głupio mi się odezwać. Z osiemnastki uzbierałam dwa i pół tysiąca, rozumiem, że musiałam pomóc mamie, bo po osiemnastce brakowało nam pieniędzy. Praktycznie żyjemy w długach. Moja siostra ma wszystko. Na nic jej nie żałują, a ja chcąc dwadzieścia złoty muszę się prosić. W końcu przestałam, bo po co mi to wszystko? Wiem, że tato by mi nie odmówił, ale mi tak głupio mimo, że tyle mi wiszą. Po osiemnastce miałam jeszcze siedemset złoty, to mama zrobiła mi awanturę, że kupiłam sobie tableta, że oddałaby mi i wtedy sobie bym kupiła. Gówno prawda. Do tej pory, bym nie miała. Mam wrażenie, że matka traktuje mnie jak bankomat. Z tego co wzięła ode mnie, już dawno bym się wyprowadziła, ale ona wie co robi.

W wieku piętnastu lat, kiedy szłam do siostry do podstawówki z rodzicami, odjęło mi nogi. Nie wiedzieliśmy co to, lekarz przepisał mi leki. Praktycznie antydepresanty.

Po czterech latach, znowu powróciło. Rzadko wychodzę z domu, bo boje się, że odejmie mi nogi, gdzieś na wiosce, albo w mieście. Jedynie komu ufam, to mojemu tacie. Mimo, że słyszałam od niego, między innym to, że do niczego się nie nadaje i jestem beznadziejna. Gdybym miała pieniądze już dawno, mnie by tu nie było. Nigdy nie miałam chłopaka. Byłam nie lubiana. Nie miałam nikogo. Nie miałam chłopaka, nie miałam przyjaciół, nie miałam kochających rodziców. Wiem co sobie pomyślicie. Nie dostała nowego telefonu i próbuje postawić swoich rodziców w złym świetle, ale tak nie jest. Kiedyś miałam wszystko, ale nie miałam rodziców, którzy powiedzieli by, że mnie kochają, nie zapytali jak było w szkole. Moja siostra, słyszy to pytanie codziennie. Codziennie muszę słuchać, jak tato mówi mojej siostrze o tym, że jest dumny, ja nigdy tego nie usłyszałam.

Jako dziecko oglądałam taki serial,,Z kopyta”, wtedy polubiłam karate. Chciałam, by rodzice zapisali mnie na lekcję. Tato mnie wyśmiał. Dla mnie zawsze nie było pieniędzy. Gdy leciała Hannah Montana, chciałam jeździć ma desce. Znów upokorzenie. Kiedy miałam piętnaście lat, razem z mamą, poszłyśmy do psychologa. Wyszło, że czuje się odrzucona. Kazał mnie przytulić i powiedzieć mamie, że mnie kocha.

Wtedy usłyszałam to pierwszy i ostatni raz. Przykre, ale prawdziwe. Ostatnio byłam u neurologa. Prywatnie. Stwierdziła depresję. Nic się nie przejęli. Uznali, że sobie wmawiam. Jedynie tato wie co to oznacza, bo ma podobnie, tylko on ma leki. Ostatnio odwołali mi wizytę u psychiatry, musiałam się sama zarejestrować. Bo mamusi się nie chciało, albo wyszłoby tak, że w ogóle bym nie poszła. Koniec końców muszę się jeszcze raz rejestrować. To samo moja siostra. Nienawidzi mnie, w sumie nie raz mi to powiedziała. We własnym domu patrzą na mnie jak na intruza. Nie raz matka zasugerowała mi, że jeśli przyjdę z brzuchem, to z domu mnie wyrzuci.

Nie dosłownie, ale była taka sytuacja. Moja kuzynka przyjechała ze swoją córeczką. To było jakieś cztery miesiące temu? Może więcej. Przyjechały na tydzień i matka powiedziała mi, żebym sobie zrobiła dziecko, ale wyprowadzam się z domu. No i jak ją miała to zrozumieć? Widać, że mnie nie chcą. To cud, że jeszcze tu mieszkam, bo jak zrezygnowałam ze szkoły tato powiedział mi, że albo szkoła albo praca inaczej z domu mnie wyrzucą. Nawet mama mi powiedziała, że przeze mnie zbankrutują. Własnej córce. Jeśli przez kogoś tu zbankrutują to przez moją siostrę. Wiedzą, że nie mają pieniędzy, to i tak kupują jej to, co chce. Mało tego, chodzi na Taekwondo. Kiedy ja chciałam, to mnie wyśmiali. Teraz wmawiają mi, że nie było tego w pobliżu. Puszczam to mimo uszu. Spoglądam na zegarek. Jest już trzecia nad ranem. Oho za nie całe cztery godziny muszę wstać. Kładę się i mija gdzieś jeszcze, godzina i dopiero zasypiam.

***

Tak jak się spodziewałam, ojciec robi mi, pobudkę w pół do siódmej. Podnoszę się z łóżka i idę do pokoju rodziców, gdzie kładę się do łóżka.

— Tylko nie śpij. — Słyszę.

— Nie śpię.

— Wy nigdy nie śpicie. — Kpi, a ja mam ochotę coś mu zrobić. O siódmej budzę siostrę, co nie przychodzi lekko i wstaję dziesięć po siódmej. Daje jej, naszykowane ciuchy, przez mamę. Szukam skarpetek, które jej daje i idę zrobić jej śniadanie do szkoły. Tato wyszedł do pracy, a mama pojechała piętnaście po szóstej otworzyć sklep, w którym pracuje. Poli nie je śniadań w domu, a jak to robi to rzadko. Naszykowana dziewczynka wchodzi do pokoju rodziców, który jest tak jakby jeszcze, jadalnią i salonem. Nalewam jej picie i pozwalam, przełączyć na bajki. Leci bajka, która ja też nawet lubię, Miraculum. Nie lubię tylko powtórek. Czesze ją i puszczam strzałkę, na telefon wujka by wstał. Zawsze zawozi siostrę, do szkoły. Za piętnaście wychodzi z domu i idzie po wujka na dół, który ją zawiezie, a ja mogę posprzątać dom. Nie wiem po co to robię, jak i tak wieczorem usłyszę, że jest syf i nic nie zrobione, albo, że jestem leniwa. Przypominam siebie te słowa i łzy stają w moich oczach. Odganiam je i zabieram się za sprzątanie. Sprzątam ze stołu, ścielę łóżko. Ogarniam kuchnie. Zamiatam. Nie myje podłogi, bo wieczorem i tak będzie taka jak teraz, czyli w plamach albo i nawet gorsza. Będzie wyglądać jakby dwa miesiące nie była myta. Nie warto, mimo to wiem, że usłyszę, czemu nie umyłaś podłogi?

Rozdział 2

Federico

— Jesteś tego pewien? — Mój ojciec podchodzi, kiedy stoję na największym budynku we wsi.

— Oczywiście. Zrobimy, to za dwa dni o pół nocy. Ona będzie wtedy na imprezie, ze znajomymi. Kiedy odejdzie, na chwilę bądź do toalety, ogarniamy ją i wyjeżdżamy na Sycylię. — Tłumacze beznamiętnie, chowając dłonie do spodni od garnituru, uszytego na miarę, który kosztował krocie. — Wydaj polecenie, obserwowania jej. Dzień i noc, mają się zamieniać. Tylko zaufani ludzie mają się tym zająć. Nikt nie może się dowiedzieć, oprócz tych najważniejszych. Do póki, ona nie będzie ze mną. — Odchodzi, by wydać polecenie. Zostaje jeszcze chwilę, przyglądając się, jej przez okno od jej pokoju. Wsiadłem do helikoptera, który wystartował, w stronę Warszawy. Tam wynajmowałem domek, w lesie tak by nie ściągać na siebie uwagi. W dziesięć minut, znaleźliśmy się na drugiej połowie kraju. Z obstawą wysiadam z latającej maszyny. Idę do domu, razem z ochroną. Zamykam drzwi, od tymczasowego gabinetu, każąc pilnować je ochroniarzom. To było Ci najbardziej lojalni, nie miałem żadnych zastrzeżeń. Przeglądałem papiery, kiedy ktoś zapukał do drzwi.

— Don Federico przyszli goście. Mówią, że byli umówieni. — Do pomieszczenia wchodzi ochroniarz. Chowam broń za pasek i idę za mężczyzną. Wychodzę na dwór. Na podjeździe stoi, facet obrażony, przez ochroniarzy.

— I co, masz? — Pytam się stojącego faceta, przede mną.

— Potrzebuje jeszcze trochę czasu. — Panikuje i błaga.

— Myślisz, że ja mam czas? Za kilka dni wyjeżdżam, A tobie czas się skończył. — Wyciągam broń z za paska i oddaje strzał. Facet wisiał mi kupę kasy, musiał zapłacić za to cenę. Nie toleruje, gdy ktoś się spóźnia ze spłatą długów. Wiem, ze zabijając ludzi bez kasy, już jej nie odzyskam. Życie jest bezcenne, to mi zwraca wszystko. — Posprzątajcie tutaj. — Rozkazuje i znikam za drzwiami domku. Wracam do papierów i czekam na raport odnośnie Sary. Taki raport dostaje co godzinę, więc wiem co robi w danej chwili, co będzie robić, a nawet co je za każdym razem. Smsem przychodzi raport. Byłem wkurwiony, bo znowu musi usługiwać rodzicom. Uważam, że rodzina to świętość, ale tu to już przesada. Do pomieszczenia wchodzi ochroniarz.

— Przyszła dziwka. Wpuścić ją? — Kiwam głową, na tak. W pokoju, po chwili znajduje się, cycata blondynka.

— Zacznij od tańca. — Rozkazuje, rozpinając pierwsze guziki koszuli. Zaczyna swój erotyczny taniec. Wypina się, obraca, kręci tyłkiem. Mój kutas zaczyna stawać na baczność. Już rozebrana, zaczęła iść powoli w moją stronę, jak kotka, która ma rzucić się na swoją ofiarę. Klęka przede mną, rozpina moje spodnie, wydostając z mich stojącego kutasa. Bierze to do ust i zaczyna swoją robotę. Po paru minutach, mam już dość. Chwytam ją za włosy, zaczynając pieprzyć jej usta. Mimo dławienia się, próbowała nadążać. Pompowałem szybko jej usta. Przyciągnąłem ją, do końca mojego krocza, trzymając chwilę. Zacząłem poruszać biodrami. Wystrzeliłem nasieniem, prosto w jej gardło. Zakrztusiła się, ale połknęła. Szybko odskoczyła, patrząc ze strachem.

— Ubierz się i zmykaj. — Nakazuje. Chciałem by chłopaki się jeszcze zabawili, jednak widząc, że jest wystraszona oszczędzę jej. Oni są bardziej brutalniejsi, niż ja. Ubrała się i szybko opuściła moje biuro. Założyłem spodnie. Zostałem sam, jednak nie długo bo do pomieszczenia wszedł ojciec.

— Synu, dzwoniła matka. Kazała Cię ucałować i powiedzieć, że tęskni. Nie może się doczekać, aż pozna przyszłą synową. Jesteś pewny, że chcesz właśnie ją? Możesz mieć każdą, czemu ona? — Wiedziałem, że nie toleruje tego. Jednak nie może mną dyrygować, zwłaszcza teraz kiedy to ja jestem bossem mafii.

— Nawet nie wspominaj znów, że ona mnie osłabi. Bo tak nie jest. Wiem co mogę, a co nie. Nie musisz się tym martwić. — Oznajmiam bez uczuć. Uśmiechnął się dumny, że mimo tego nie dałem wyprowadzić się z równowagi. Opuścił gabinet.

Po jakiejś godzinie usłyszałem wystrzał. Chwyciłam broń i wyleciałem z biura. Ochrona mnie zaczęła osłaniać. Ruszyłem z dwójką ochroniarzy, na górę. Pojawiłem się na ogromnym balkonie, który był długości wielkiego korytarza. Oniemiałem. Na balkonie, nie było nikogo. Prócz jednej osoby. W rozpaczy uklęknąłem na kolanach. Popatrzył na mnie, jednak w oczach nie widziałem strachu. Był przygotowany, na każdą możliwość. Wszędzie chodził, bez ochrony. Był zbyt nieustraszony. Na posesji nie było ani żywej duszy. Nikogo. Mężczyzna opadł z sił. Zamknąłem mu oczy i kazałem przewieźć ciało, na Sycylię. Tam go pochowamy. Najgorsza rzeczą jest powiedzenie matce, o śmierci ojca. Mimo, że matka nie powinna być w tym świecie, to się kochali i nie mogli bez siebie żyć. Byli wspaniałą parą. No właśnie byli. Wróciłem do gabinetu, nie pokazując bólu po stracie. Nalałem sobie whisky, do szklanki i odpaliłem cygaro. Ciało się przyjemnie rozluźniło. Kazałem przeszukać teren, i wzmocnić ochronę. Muszę wiedzieć, skąd został oddany strzał, by znaleźli jakieś ślady. Wyciągnąłem telefon i wybrałam numer mamy.

— Synku, tęskniłam. Co u was? Co robi tato? — Radosny głos mamy, rozbrzmiał po drugiej stronie. Wiedziałam, że muszę jej przekazać tą wiadomość.

Sara

— Podłogi nie pomyłaś. — Stwierdza mama, gdy wchodzi po czternastej do domu.

— Dzisiaj przecież i tak będzie tak samo wyglądać. — Mówię.

— Pranie zrobiłaś?

— Nie. Gdzie Poli?

— Idzie. — Słyszę jej kroki na schodach. Biorę swój telefon, tablet i zeszyt oraz słuchawki i idę do swojego pokoju, w którym spędzam dość sporo czasu. Można by powiedzieć, że cały czas, chyba, że rodziców nie ma w domu. Po co mają patrzeć na mnie, jak na intruza, jak na kogoś, kogo nie chcą. Zastanawiam, się czy mama mnie nienawidzi, bo urodziłam się miesiąc po jej osiemnastce. Mogę wymyślić tysiąc powodów, ale i tak się nie dowiem, co jest przyczyną. Chyba będę żyć, w niewiedzy. Otwieram swój zeszyt, w kwiatki z napisem My Secret i otwieram, na ostatnio zapisanej stronie. Zaczynam rysować. Telefon wydał dźwięk smsa.

To Dalia:

Oddzwoń.

Biorę telefon i wybieram jej numer.

— No hej. Chciałaś żebym zadzwoniła.

— Tak, na którą do pracy ma twoja mama?

— Na rano.

— Okey, w takim razie jutro przyjadę. — Nie mogę się odezwać, bo się rozłącza.

— Sara, chodź na chwilę. — Słyszę z pokoju obok. Z westchnieniem podnoszę się, z łóżka i idę sprawdzić, o co znowu chodzi.

— Tak? — Pytam miło.

— Ugotuj parówki. — Rozkazuje, leżąc na łóżku. Znowu to samo, chociaż czego się spodziewałam kiedy mnie zawołała. Nastawiłam parówki, na ogień. Po wspólnej kolacji, która zdarzają się bardzo rzadko, wróciłam do pokoju. Ledwo się położyłam, po chwili znów zostałam zawołana. Tym razem chodziło o to, by pochować naczynia, do zmywarki. Z mozołem to zrobiłam, ale w między czasie powiedzieli bym zrobiła im cappuccino. Zrobiłam i wróciłam do pokoju. Położyłam się na łóżku, siostra także przyszła z telefonem taty i zaczęła oglądać swoich, ulubionych youtuberów. Tak ją nauczyli, bo dostaje to czego chce. Nie moja sprawa. Przeglądam Facebooka i Instagrama, myśląc kiedy moje życie się odmieni. W między czasie słyszałam rozmowę rodziców. O tym jak mówili, że do niczego się nie nadaje, że nic nie robię. Za każdym razem, gdy to słyszę chcę mi się płakać. Codziennie coś robię. Sprzątam, gotuję. Jednak dla nich to wiecznie nic nie jest zrobione. Wiecznie siedzę, na dupie i nic nie robię. Gdybym miała pieniądze, dawno bym się wyprowadziła. Mam dwadzieścia lat, co z tego i tak nie mam pracy. Rodzin ma mnie w dupie, gdy babcia jeszcze żyła, było jako tako. Odkąd skończyłam osiemnaście lat, zaczął się mój koszmar. Zaczęli traktować mnie, jeszcze gorzej. Zdaje sobie sprawę, że inni mają górze. Osobiście, ja codziennie wracam do domu, inni nie mają gdzie wracać. Nie raz mówiłam, żeby mnie oddali. Kiedyś od rodziców usłyszałam, że by to zrobili ale Poli im zabiorą. Wtedy wszystko się rozsypało jak domek, z kart. Od dziecka chodzę po różnych psychologach, psychiatrach. Raz usłyszałam w szkole, od psycholog, że robię z siebie kozła ofiarnego. Żałuję, że nie poszłam z tym do dyrektora. Kto jak kto, ale szkolny psycholog nie powinien tak mówić. Byłam wtedy w gimnazjum, a moja depresja się rozwijała. W końcu poszłam, do lekarki. Do, której chodził mój tata. Ma taką samą przypadłość. Dała mi te same leki, bo geny i mogę dobrze zareagować po nich. Jednak było odwrotnie. Po trzech dniach czułam się gorzej. Dała mi skierowanie, do psychiatry. Okazało się, że mam osobowość Borderline. Dostałam leki. Biorę je już około prawie roku. Jest już lepiej, ale nadal sama nigdzie nie pójdę. Strach nie pozwala mi na to. Mama nalegała, bym szukała pracy. Ostatnio na rozmowie o pracę, wspomniałam o chorobie takiej pani. Chciałam być szczera. Oznajmiła mi, że muszę iść do lekarza medycyny pracy. Jednak mama uważa, że nie potrzebnie się odzywałam. Często tak robi, stara się kontrolować co mówię. Często czuję się osaczona. To trudne dla mnie. Ona pewnie nie chce, by wystawił mi zaświadczenie o niepełnosprawności. Wtedy nie było by pieniędzy. Kiedy zaczynałam pracę, zaczęła mi wyliczać, że pięćset złoty na życie, a czterysta na paliwo. Własna matka, chciała wyciągnąć ode mnie aż tysiąc złoty. Raz jak spytała się ile jej dam, to powiedziałam, że pięćset złoty. Jednak ona potrafiła spytać się, co tak mało. Byłam wkurwiona. Patrzyłam się, na zdjęcie z przed czasów Poli. W duchu, zadawałam sobie, gdzie ta rodzina, która się kochała. Codziennie, nad tym myślałam, ale nigdy nie znajdowałam odpowiedzi. Nikt o tym nie wie, co się dzieje w naszym domu. Nikt oprócz moich kuzynek. Jedynie im mogę się zwierzyć, bo one jedyne mnie pocieszą. Odłożyłam zdjęcie do pamiętnika i zeszłam ma dół, do babci. Nigdy nie lubiłam tu przebywać. Kotów nie szczególnie lubiłam, a sama babcia nie koniecznie lubiła mnie. Nie lubiła mojej mamy, tak samo mnie. Babcia od strony mamy, miała więcej wnuków i to o wiele, bo mamy dużą rodzinę. Bardziej ich doceniała, a z czwórki dzieci, ma tylko dwoje wnuków. Mnie i moją siostrę. Cóż, to jest plus, bo później ten dom z czwórki będzie na dwójkę. Jednak nie zapowiada się, bym wtedy utrzymywała z kimkolwiek kontakt oprócz moich kuzynek. Mam dużą rodzinę, od której muszę się odciąć. To jedyne wyjście, by depresja ustała. Kiedy przebywałam tygodniami u kuzynek, to z moimi nogami było znacznie lepiej. Na drugi dzień, byłam sama w domu. No razem, z siostrą. Posprzątałam chatę i usiadłam oglądając telewizor. Za oknem świeciło słońce, jednak co z tego, jak nie pasowało, do mojego humoru. Musiałam użerać się, z siostrą. Oglądała bajki, nie pozwoliła mi przełączyć. Wkurwiłam się, bo mogła by chociaż włączyć coś, co razem byśmy oglądali. Jednak nie, ona musi oglądać coś czego ja nie lubię.

— Hej, hej, hej. — Do domu wchodzi szczęśliwa Dalia. Przywitałam się z nią. Zrobiłam jej kawy trzy w jednym. Poli zeszła na dół, do babci a ja mogłam pogadać z Dalią.

Rozdział 3

Sara

Razem z kolegami siedziałam na straganach. Było około dziesiątej w nocy. Śmialiśmy się i piliśmy. Dylan widząc, że pałam nie chęcią do Daniela i wkurzył mnie, zagaduje. Poświęca tylko uwagę mi i mojej kuzynce. Co chwilę dogryzałam Danielowi, moja kuzynka mnie już uspokajała bym dała spokój. Znam go krócej i dziwi się, że do niego pyskuje. No cóż, nie będę siedzieć cicho, bo on jest dupkiem i na głowę mi wejdzie. Śmiejąc się i przepychając z Dylanem, Oznajmiam, że idę siku. Razem ze mną idzie Karolina, moja kuzynka. Robię potrzebę na poboczu i wracamy. Dalej zaczynamy pić. Postanowiliśmy przenieść się na drugą część miasta, do parku, nie daleko placu. Przejście nie zajęło nam dużo mimo, że to był park pełno drzew, więc bardzo mocno wiało. Nic dziwnego mamy zimę, a nie daleko jest droga, za którą jest plaża. Było już okropnie ciemno, ale będąc z chłopakami jakoś się nie boję. Może są dupkami, ale są spoko. Czasami można bardziej im zaufać niż dziewczynom, jednak są mega kłamcami. Od kilku dni czułam się dziwnie, jakbym była obserwowana. Jednak to ignoruje, bo czuję obecność duchów, więc nie zwracam na to uwagi. W organizmie miałam już dużo alkoholu, mój humor zgasł. Oznajmiłam, że idę się przejść. Zwłaszcza po tym jak zobaczyłam, że Daniel przytula się z Julią. Karolina chciała iść ze mną, wiedziała o tym co czułam. Jednak namówiła ją żeby została, bo chce pobyć sama. Przechadzałam się alejkami, aż wylądowałam na początku parku, tam gdzie było najciemniej. Wystraszyłam się, bo bałam się ciemności. Tym bardziej na dworze. Wolałam być w grupie. Na przeciwko parku, był super market Biedronka. Postanowiłam się wrócić, do grupy. Słyszałam za sobą jakieś kroki. Odwróciłam się, za mną szło dwóch napakowanych mężczyzn. Serce zaczęło mi bić szybciej, adrenalina skoczyła do góry. Przyspieszyłam, ale zauważyłam, że oni też. W końcu zaczęłam biec, lecz moją kondycja była słaba, po chwili zaczęłam się dusić. Nie mogłam wziąć leków na astmę, bo piłam alkohol. Dobiegłam na miejsce, lecz nikogo nie było ze znajomych. Wpadłam w panikę, czułam się jakbym była bohaterką horroru. Nagle dostałam ataku paniki, zaczęłam się dusić. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Ledwo stałam na nogach. Modliłam się by tylko nie zemdleć, by nawet obca osoba przechodziła. Jednak nic takiego się nie stało. Byłam pewna, że jestem w niebezpieczeństwie i nikt już mi nie pomoże. Odnosiłam wrażenie, że jest to tylko głupi sen, że obudzę się o siódmej trzydzieści na to by wziąć tabletkę. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Właśnie o tym, w tym momencie marzyłam. O tym by znaleźć się w domu, chodź zawsze robiłam wszystko, by opóźnić mój powrót. Teraz o tym nie myślałam. Moje myśli pisały najgorsze scenariusze, że już po mnie, że jestem w czarnej dupie. Odwróciłam się, ale tych dwóch facetów nie było. Odetchnęłam z ulgą i opadłam na tyłek, by uspokoić swój umysł, a przede wszystkim nogi, które odmawiały mi posłuszeństwa. Czułam się bezradna i samotna. Łzy spływały po moich polikach. Schowałam głowę między kolana. Już myślałam, że jest dobrze, ale ktoś zatkał moje usta, walczyłam jednak się nie udało i zemdlałam.

Federico

Kilka godzin później…

Było już ciemno, a ja patrzyłem się na dziewczynę, którą oświetlał księżyc. Spała smacznie, nie przypuszczając gdzie się znajduje. Zaczęła się przebudzać. Wyszedłem szybko z ogromnej sypialni, nie chcąc wystraszyć jej. Zwłaszcza, że miała atak paniki. Zszedłem na dół, do holu. Moja mama właśnie wróciła z cmentarza od ojca. Pogrzeb odbył się dwie godziny temu, a ona siedziała tam cały czas. Nakazałem pilnować ją z ukrycia. Ona nie wiedziała, ale ojciec zapewnił jej ochronę, ja robię to samo.

Wtuliła się we mnie szlochając. Kazałem by poszła się położyć, do pokoju gościnnego. Niechętnie to zrobiła. Ruszyłem do kuchni, gdzie buszowała gosposia.

— Zita. Sara powinna się nie długo obudzić. Naszykuj jej coś do jedzenia i ubrania. — Rozkazuje. Kiwa głową, bo innego wyjścia nie ma jest na moich usługach, a ja nie toleruję, gdy ktoś mnie nie słucha. Już nie jedna osoba się, o tym przekonała, a ja nie żartuję. Zita, jest gosposią od pięciu lat. Inna mafia, której przejąłem miejsce chciała ją sprzedać do burdelu. Zaproponowałem więcej i ją wykupiłem. Ojciec kłócił się, że po co kupuję gosposię, skoro mogę zatrudnić normalną osobę. Wtedy dopiero zaczynałem, nie miałem serca zostawić osobę w potrzebie. Ojciec się tego wstydził, on bezduszny, a ja ze złotym sercem. W końcu to się zmieniło. Zacząłem ukrywać uczucia, pod maską obojętności, co chyba za bardzo mi się spodobało. Zacząłem zabijać ludzi z zimną krwią, nie mając litości. W wieku dwudziestu dziewięciu lat, jestem uznawanym bossem mafii, nie do pokonania. Czasami mówią szef, wszystkich szefów. Mogę się z tym zgodzić, gdyż mam całą armie, a nad nimi są mniej ważni ode mnie bossowie. Jednak dla żołnierzy to oni są bossami. Mnie nie widzieli na oczy. To są ci, którym nie można ufać. Odwrócisz się, a oni już knują jak zająć twoje miejsce. Tak już jest w tym świecie, jak wejdziesz raz, już nie wyjdziesz. Ojciec zawsze powtarzał,,Nie miej litości dla podwładnych””. Z czasem zacząłem to stosować, nigdy nie odkładając broni. Czasami bywa tak, że nie wolno wierzyć doradcy, jednak ja mam sposób, by sprawdzać takie osoby. Mój doradca, przeszedł już kilka takich prób niczego nieświadomy. Wiem, że jest godny zaufania. Jednak niczego, nie wolno być pewnym. W tym biznesie ostrożność, to podstawa. Taki już los.

— Szefie. — Do środka wchodzi jeden, z moich ludzi.

— Co jest? — Odzywam się, od niechcenia.

— Pod dom została podrzucona koperta. Nie ma adresata, więc nie przyniósł jej listonosz. — Biorę broń chowając za pasek i idę do holu. Biorę kopertę i szybko otwieram, patrząc co znajduje się w środku.

— Rozejść się. — rozkazuję widząc, że jest to nic groźnego. W środku znajdowało się zaproszenie na bal, od rodu Di Verdi. Teraz jestem w czarnej dupie, bo jak raz od nich dostaniesz zaproszenie, to nie możesz odmówić. Jest to wpływowa rodzina, która jest tak samo silna, jak moja. Za dużo mogą w tym kraju, ale tylko w tym. Wróciłem do gabinetu, oglądając zaproszenie. Ze względu, że nie można odmówić wysyłają w prezencie maski. Mi przesłano dwie, bo na zaproszeniu jest z osobą towarzyszącą. Chowam wszystko, do szafki na klucz, bo na tym są informacje tylko dla mnie i opuszczam gabinet, zamykając go na klucz. Idę na górę. Kieruję się, do mojej sypialni, która jest oddzielona od reszty domu. Szykuję swoje rzeczy i idę do połączonej z pokojem łazienki. W sumie łazienka jest oddzielona tylko szybą. Całe pomieszczenie razem z pokojem jest wyciszone. Umyłem się szybko, ale widząc przed oczami twarz Sary mój kutas od razu stanął, chcąc ją poczuć. Chwyciłem go, niestety musiałem poradzić sobie sam. Zacząłem poruszać myśląc o Sarze i jej kształtnym ciele, które nie jest chude, co jeszcze bardziej mnie nakręca. Będąc blisko zacząłem poruszać szybciej. Eksplodowałem nasieniem, na podłogę. Miałem zamknięte oczy, nie chciałem ich otwierać widząc cały czas twarz dziewczyny, która wreszcie jest w tym domu. Umyłem się dokładnie i opuściłem kabinę. Wytarłem się i poszedłem spać w stroju Adama. Zawsze tak śpię, nie lubię się ubierać. Położyłem się w ogromnym łóżku. Była już druga, a za sześć godzin muszę wstać.

Sara

Otworzyłam oczy w totalnym szoku. Czułam się już lepiej, ale nadal nie było idealnie. Rozglądnęłam się po pokoju, który był nie znany. Pierwszy raz na żywo widziałam taki pokój. Myślałam, że to sen nie chciałam się z niego budzić. Jednak to, że znajdowałam się w obcym pokoju mnie niepokoiło. Na przeciwko łóżka stała ściana z lustra. Mam nadzieję, że to nie lustro weneckie. Zaczęłam się przyglądać. Wory pod oczami oznaczały, że byłam nie wyspana, ale co się dziwić codziennie tak mam. Ile bym nie spała, wiecznie jestem śpiąca. W drzwiach poruszyła się klamka, po chwili do środka weszła kobieta po pięćdziesiątce. W rękach trzymała tacę. Uśmiechnęła się miło.

— To śniadanie dla panienki. — Stawia tackę na stoliku kawowym. Śmiesznie się do mnie zwraca.

— Przepraszam, a gdzie ja jestem? — Na Sycylii. Już więcej się nie odzywa, tylko położyła coś na łóżku i wyszła. Zamknęła drzwi na klucz. Podbiegłam i próbowałam je odtworzyć, ani razu nie drgnęły. Właśnie w tamtej chwili, zrozumiałam, że jestem trzymana w niewoli. Tylko nie wiem, przez kogo. Chciałam znaleźć swój telefon, ale go nie było. Pewnie został mi odebrany. Usiadłam bezradnie na łóżko i zaniosłam się płaczem. Musiałam się ogarnąć, wziąć się w garść. Wstałam i zaczęłam uderzać pięściami w drzwi. Nikt się nie zjawił, powtórzyłam czynność.

— Wypuście mnie! — Zaczęłam krzyczeć. Do pomieszczenia, wbiegło trzech postawnych mężczyzn. Chcieli mnie uspokoić, ale moja dłoń spotkała się z twarzą jednego z nich. Pożałowałam tego, bardzo szybko. Wyciągnął coś z kieszeni. Okazało się, że to strzykawka. Zaczęłam się rzucać jeszcze bardziej. Siłowali się ze mną w końcu udało im się mnie przytrzymać nie ruchomo. Ten, który dostał ode mnie z liścia wbił mi ogóle i coś wstrzyknął mi pod skórę. Odleciałam w ciemną otchłań.

Rozdział 4

Sara

Obudziłam się gdy było bardzo ciemno. Była już noc, a ja nie wiedziałam która godzina i jaki mamy dzień. Siedziałam i nie wiedziałam, co mam robić. Do tego jestem w kraju, którego nie znam. Włochy to moje marzenie, ale co z tego skoro, jak i tak nie mogę wyjść. Siedzę tylko w tym jednym pokoju. Powinnam cieszyć się, że nie trzymają mnie w piwnicy, ale jakoś nie umiem się cieszyć. Wzięłam prysznic, w łazience, która jest połączona z pokojem i ubrałam ubrania, które przyniosła mi miła pani. Była to bielizna z koronki. Z niechęcią ją założyłam, bo nigdy nie nosiłam takich ubrań. Do tego lekka, nie przylegająca koszulka i niebieskie rurki. Do tego dostałam jeszcze, w kolorze kawy z mlekiem szpilki. Ciekawe po co, jak i tak nigdzie nie wychodzę. Uczesałam się znalezioną szczotką i umyłam zęby nowa pastą i szczoteczką. Czułam się o wiele lepiej. Odświeżona wróciłam do pokoju. Do środka wróciła starsza kobieta.

— Pan De Luca wzywa panią do jadalni na śniadanie. — Uśmiecha się miło.

— Przekaż temu panu, że ja nigdzie się nie wybieram. — Zakładam ręce na pierś. Siadam na skraju łóżka, by pokazać, że nigdzie nie idę. Popatrzyła się na mnie, ze strachem w oczach. Kompletnie nie wiedziałam czemu. Boi się aż tak swojego szefa?

— D-dobrze panienko. — Jąka się i zostawia samą w pokoju. Wzruszam ramionami i kładę się na łóżku. Nie minęła chwila, gdy do środka wpada, jakiś facet. Wystraszona patrzę się raz na niego, raz na drzwi, które odbiły się od ściany. Z wściekłością na mnie patrzył. Mężczyzna przede mną, był wysoki, dobrze zbudowany i był brunetem. Podchodzi do mnie, czarne oczy zdradzały, że jest nie zadowolony z tego. Podniósł mnie, przemierzając przez ramię jak worek ziemniaków. Opuścił pokój, ze mną na ramieniu. Zaczęłam uderzać pięściami w plecy mężczyzny, ale on nie wzruszony szedł hardo. Schodziliśmy schodami, a osoby, które nas mijały kłaniały się jak bowiem szefowi.

— Puszczaj mnie, Ty przerośnięty ogrze. — Warczę po polsku. Wciąż idzie do przodu, w końcu się zatrzymuje i sadza mnie na krześle, przy ogromnym stole. Domyślam się, że to jest ta jadalnia. Wielki facet, nic się nie odzywa tylko bierze się za jedzenie. Unoszę brwi, przyglądając się mężczyźnie. Nawet Nie znam jego imienia.

— Nie jesteś głodna? — Pyta się, widząc, że nie jem.

— Gdyby Ciebie przetrzymywali, też byś nie był głodny. — Odpowiadam jak naburmuszone dziecko.

— Słuchaj, siedzisz w piwnicy? Głoduję Cię? Nie pozwalam chodzić po domu? — Zasypuje mnie pytaniami, na każde z nich odpowiedź jest tylko jedna. Nie. Nic z tych rzeczy nie robi, nie siedzę związana, tylko mogę normalnie zjeść, mogłam wyjść z jednego pomieszczenia. Wzięłam widelec i zaczęłam dziubać ziemniaki. Zawsze byłam głodomorem. Dlatego wyglądam, jak wyglądam. — Jedz, bo będzie zimne.

— Jakoś, nie jestem głodna. — Próbuje, mówić spokojnie. — Nie wiedziałam, że mówisz po polsku. — Zagaduje.

— Moja mama jest Polką. Uczyłem się tego języka od dziecka. Gadałem z ojcem po włosku, a z mamą twoim językiem. — Mówi, ale nie chętnie. Próbuje mnie zbyć. Dobrze, nie mam ochoty na rozmowy.

— Mogę iść do siebie? — W końcu odważna się, zadać to pytanie.

— Dobra idź, Zita przyjdzie po Ciebie i zawoła na kolację. — Wciąż jest nie przyjemny. — Alessio! — Wola kogoś. W jadalni pojawia się, łysy mężczyzna, który wbił mi strzykawkę w ramię. Szybko wstałam i schowałam się za mojego porywacza. Cała się trzęsłam. Nie chciałam nigdzie z nim iść. Bałam się go.

— Coś Ci zrobił? — Pyta facet, za którym się chowam. Kiwam lekko głową, a Alessio jak podejrzewam spojrzał ze strachem na faceta przede mną.

— W-wbił mi coś, w ramię.

— Szefie, ona się wydzierała. Uderzyła mnie. Musiałem zareagować. — Próbował się wytłumaczyć. Bał się, tak jak ja jego.

— Nie ma żadne ale! — Podskoczyłam, na dźwięk głosu. — Mieliście nic jej nie robić. — Warczy. Zamachnął się, uderzając swojego pachołka pięścią. — Nie miałeś prawa jej tknąć. — Syczy pochylając się nad nim. Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, uderzył go. Wszystko przeze mnie. Brunet chwycił moją rękę i ciągnął w stronę ogromnych schodów, którym właśnie teraz się przyjrzałam.

— Przepraszam. — Szepcze. Zastyga w samym środku schodów. Spojrzałam się w dół, zakręciło mi się w głowie.

— Za co przepraszasz? — Pyta zdziwiony.

— No bo przeze mnie, Pan to pobił. — Spuszczam głowę.

— Nie przez Ciebie, zasłużył. Do tego żaden Pan, tylko Federico. — Znów ciągnąc mnie, za rękę dotarliśmy na górę. Weszłam do pokoju, jednak Federico został na zewnątrz. Zamknął drzwi na klucz. Zajebią Cię, znów pod zamknięciem. Chociaż mogło być gorzej. Usiadłam na łóżku, ściągając szpilki. Przyznam, że są wygodne. Spojrzałam się w stronę okna. Chciałam zobaczyć, co znajduje się obok domu. Chciałam wybadać okolice i czy jest w ogóle szansa na ucieczkę. Ruszyłam do okna. Rozejrzałam się, przez okno. Piękny ogród, dopiero teraz zauważyłam, że mój pokój ma balkon. Otworzyłam drzwi balkonowe i wyszłam na dwór, łapiąc świeżego powietrza. Szybko znalazłam się przy balustradzie. Spojrzałam w dół, nie było kompletnie nikogo. Dalej znajdował się ogród, a za nim brama wyjściowa. Dalej znajdował się las. Byłam pewna, że znajdowałam się z tyłu domu. Po prawo znajdował się magazyn. Nie było nikogo, wiedziałam, że jest to moja szansa na ucieczkę. Musiałam wymyślić, jak zejść na dół. Przecież, to nie mogło się udać, mam lek wysokości. Jednak musiałam zaryzykować. Wpadłam na dość głupi pomysł, który mógł się udać tylko w kreskówkach. Ściągnęłam pościel z kołdry i prześcieradło. Związałam wszystko razem. Rozejrzałam się, jeszcze raz dookoła, jeden koniec przywiązałam do poręczy, A drugi koniec opuściłam na dół. Sprawdziłam jak jest wysoko. No nic, trzeba zaryzykować. Zaczęłam się powoli opuszczać w dół. Byłam dumna z tego, że prawie byłam na dole. No właśnie prawie, do póki nie poleciał pies i zaczął ujadać. Zaczęłam krzyczeć.

— Pomocy! Pomocy! — Po paru minutach, razem z obstawą w ogrodzie pojawił się Federico.

— Coś Ty. Zwariowałaś? — Federico odgonił psa i wystawił ręce bym skakała, co zrobiłam spadając w jego ramiona. — Życie Ci nie miłe, dziewczyno? Chcesz się zabić? — Po małym wykładzie, tym razem wylądowałam w pokoju bez balkonu bym nie wpadła na głupi pomysł taki jak skakanie z balkonu. Kolację zjadłam w pokoju, bo Federico, musiał gdzieś jechać. Nie będzie go kilka dni, co dla mnie jest na rękę. Będę mieć trochę spokoju, A co najlepsze Alessio pojechał razem z nim. Pierwszy raz, odkąd tutaj jestem, czuję się bezpiecznie. Dostałam z powrotem swój telefon, ale bez karty i dostępu do Internetu. Dobre to, że mogłam pograć sobie w jakieś gry, których miałam pełno, lub posłuchać muzyki od której byłam uzależniona.

Federico

Patrzę się, na faceta, który blaga o litość, ale u mnie jej nie dostanie. Zabił mi ojca i musi za to zapłacić. Najpierw pocierpi, a później zdechnie jak pies. Rodzina to świętość, a on tą świętość naruszył. Zamierzam pomścić ojca, obiecałem to mamie. Byłem już cały we krwi. Złość zamiast maleć, wzrastał. Czułem się, jak w amoku. Nic nie liczyło się, oprócz zemsty. Mówią na mnie Król Mafii, zamierzam udowodnić, że zasługuję na ten tytuł. Z radością patrzyłem, jak facet się wykrwawia. Krew powoli opuszcza jego ciało, a ja napawałem się tym widokiem. Towarzyszył mi w tym Alessio, jednak nie chciałem by się wtrącał. Miał stać i obserwować z boku. Facet wydał z siebie ostatni oddech i opadł, na ziemię.

— Alessio, posprzątajcie tu i pozbądźcie się ciała. — Wydaję rozkaz i opuszczam magazyn, w którym się znajdowaliśmy. W naszym planie, nie było ściągania policji sobie na głowę. Wybraliśmy bardziej ustronne miejsce. Wsiadłem do czarnego wana. Kierowca, który jest też ochroniarzem ruszył z miejsca. Jechał na parking helikopterów. Musieliśmy, jeszcze coś zrobić. Za godzinę, powinienem być na obrzeżach Londynu, gdzie mam spotkanie.


Godzinę później…

— Obiecujemy, że damy wam kilkoro żołnierzy pod warunkiem, że wy ściągnięcie wyścigowe samochody. Trzy razy w miesiącu. — Uważnie słuchałem, przyszłego sojusznika.

— Mogę się na to zgodzić, ale chcemy jeszcze byście byli na nasze wezwanie, gdyby coś się działo i na odwrót. — Dodaje. Wyciągnąłem dłoń, jeśli uściśnie to się zgadza, jeśli nie, wywoła wojnę. Jednak nie jest taki głupi, jak myślałem. Uścisnął moją dłoń i podpisał traktat pokoju. Złożyłem także swój podpis i mieliśmy to za sobą.

— Czyli mamy co świętować. Chcesz rosyjskiej wódki? — Pyta z uśmiechem. Kiwam głową. Nalewa do kieliszków. Przechylam go. Ostra ciecz roznosi się po moim gardle.

— Cholera, jakie mocne. — Wykrztuszam.

— W końcu, pochodzi z mojego kraju. — Dumny wypina pierś. Po kilku godzinach, wciąż byłem trzeźwy, a Rosjanin już nie koniecznie. Przyszła jego żona i zaprowadził go do sypialni, wcześniej odprowadzając nas do drzwi. Opuściliśmy posesje, wsiedliśmy do wana i ruszyliśmy w stronę motelu za miastem. Mało osób tam bywa, bo to na drodze przejezdnej. Jutro wracam na Sycylię, muszę się wyspać. Na miejscu, wziąłem prysznic i całkiem nagi położyłem się w nie wygodnym łóżku.

Rozdział 5

Sara

Otworzyłam oczy, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Sprawdziłam godzinę, była dziesiąta. Na łóżku, obok mnie leżały ubrania. Poszłam pod prysznic i ubrałam się w sukienkę, znalazłam też szpilki. Jednak, nie było bielizny. Założyłam tylko stanik, który miałam wcześniej na sobie. Nie miałam co robić, a śniadanie już zjadłam, kiedy Zita przyniosła mi bieliznę, zapytałam ją o bibliotekę, cokolwiek bym się nie nudziła. Biblioteka znajdowała się, po drugiej stronie domu. Korytarzy jest tu, jak w jakimś labiryncie. Gdybym szła sama, na pewno bym się zgubiła. Podziękowałam gosposi, zostawiła mnie samą. Otworzyłam wielkie masywne drzwi. Po lewo była pół okrągła kanapa, a tyłem do mnie stał fotel. Pomieszczenie było ogromne, zaczęłam chodzić, między alejkami w poszukiwaniu książki, która mnie zainteresuje. Każda książka, w tym pokoju była erotykiem. Znalazłam książkę, która była inna niż wszystkie, „W imię Róży”. Jednak nie znalazłam nic szczególnego, ale to pomieszczenie było jednym, z lepszych. Ciche i spokojne. Wyciągnęłam telefon i wróciłam na sam początek. Usiadłam na środku kanapy po turecku.

— Nie wiedziałam, że ktoś tu jeszcze przychodzi. — Podskoczyłam na dźwięk głosu. Spojrzałam się, przed siebie w fotelu siedziała kobietą, której wcześniej nie widziałam. Jest niska, to dlatego. Przyjrzałam się. Była około sześćdziesiątki. Była piękna.

— Jestem tu pierwszy raz. Chciałam się wyciszyć. — Oznajmiłam miło, uśmiechając się. Starsza kobieta, z książką w dłoni, uśmiechnęła się.

— Myślałam, że mój syn nie odda Cię, tak szybko telefonu. — Pokazuje palcem. Aha, więc to jej syn. Współczuje jej, ale przynajmniej jest Polką.

— Tak, ale bez karty i dostępu do Internetu. Jedyne co mogę to grać i słuchać muzyki.

— Przynajmniej, nie pozwala Ci się nudzić…

— Pani to akceptuje? — Przerywam jej. Chce wiedzieć, co sama o tym myśli. Unosi brwi. — No to, że porywa dziewczynę i przytrzymuje ją. — Tłumaczę.

— Powiem Ci, że jego ojciec zrobił to samo. Nie pochwalam tego, że mój syn robi to samo, ale lepiej by był to ktoś, kto nie chce tylko pieniędzy, a pokocha mojego syna. — Ale się rozpędziła.

— Ale, ja nic nie czuję do pani syna. Trzyma mnie tu w brew woli. — Gorączkuje się.

— Spokojnie kochanie, uzbrój się w cierpliwość. To tylko kwestia czasu. — Stwierdza, ale w głowie czuć troskę i zostawia mnie samą ze swoimi myślami. To żadna kwestia czasu, jestem pewna, że nic do niego nie poczuje. Najgorsze jest to, że moja rodzina i znajomi, mają na mnie wyjebane i nikt nie będzie mnie szukać, bo po co. Położyłam się na kanapie, czując się zbita słowami kobiety. Miła i wspaniała, ale ma takiego syna. Eh, cały czas patrzę się w sufit, wciąż nie mogę tego zrozumieć. Do czego jestem mu potrzebna? Może sprzeda mnie do burdelu, albo komuś prywatnie. To najgorszy scenariusz, jaki może być. Już wolałabym, by mnie zabił. Mniej by bolało, ale pomarzyć można. Po około godzinie, przyszła Zita, zawołać mnie na obiad. Ruszyłam się nie chętnie, bo wiedziałam, że mój porywacz już wrócił. Mimo, że go nie lubiłam nie znaczy, że mnie nie podniecał, był w chuj seksowny, jednak musiałam trzymać się w ryzach i udawać, że jest akurat inaczej. Przechodziłam korytarzem, ale nie natknęłam się na ani jedno zdjęcie. To było dziwne, bo jeśli to dom rodzinny, to powinno znajdować się jakieś zdjęcie.

Federico

Wróciłem do domu, akurat na obiad. Kiedy jechałem z lotniska mama dzwoniła, że poznała już Sarę. Nie było przeciwwskazań by zjeść kolację w trójkę na tarasie. Kazałem gosposi wszystko przygotować, a sam ulotniłem się do gabinetu. Mama zawołała mnie, na obiad. Czas było oderwać się od pracy i iść coś zjeść. Wchodząc na taras ujrzałem moją mamę i Sarę.

— Witam panie. — Siadam do zastawionego stołu. — Czemu się nic nie odzywasz? — Sara od pół godziny siedzi cicho, dokładnie od kąt przyszedłem.

— Bo ja jak nie mam nic, do powiedzenia, to się nie odzywam. — Pyskuję. Cholera jasna, jak tak dalej pójdzie, utnę jej ten język. Po chwili namysłu, ona jeszcze może się przydać. — Z czego się tak cieszysz? — Pyta sarkastycznie i chyba się wkurzyła, że nie udało jej się wyprowadzić mnie z równowagi.

— Bo to mój dom. — Udaję nie wzruszonego.

— No właśnie, czyli ja nie mam nic do powiedzenia. — Wzrusza ramionami i wraca do domu.

— Synu, oszczędź ją, nigdy nie była w takiej sytuacji. — Ona zawsze stara się dobrze dla wszystkich.

— Mamo, ja też nigdy nie byłem. I tak jestem wystarczająco cierpliwy. — Jem obiad i wracam do pilnowanego, przez ochroniarzy biura. Patrzę na ścianę pełną telewizorków i obserwuje, gdzie poszła Sara. Była w swoim pokoju, więc zacząłem patrzeć na moje Casino. Przejąłem ten biznes po ojcu, jest z nami od wielu pokoleń. To tam ludzie się zadłużają się, bym mógł z zyskać jeszcze więcej. Dla mnie to pasowało, ale kiedy widzę, że ktoś tak przegrywa, to ma zakaz. Po co ma cały czas przegrywać jak później nie ma jak oddać. Tak to jest w biznesie. O to właśnie chodzi. Ludzie, gdy przegrywają chcą rewanżu, bo nie mogą się, z tym pogodzić. Pewien, że wszystko jest dobrze, zabieram się za faktury. Kasyno, to jedyny mój legalny biznes, jednak nie legalnie ściągamy pieniądze. Ludzie wiedzą, że jesteśmy mafią, ale i tak się zadłużają. To już nie moja sprawa. Po kolacji, zawołałem, do siebie Alessio.

— Tak szefie? — Wchodzi do środka.

— Przenieś Sarę, do mojego pokoju. — Nakazuję.

— Ale szefie, ona…

— Żadne ale… Jeśli stanie jej się krzywda, to osobiście cię wykastruje. To jest nakaz i wykonać go. — Pokazuje ręką, że ma zniknąć z moich oczu. Bez słowa wychodzi. Za to jej pyskowanie przyśpieszę jej wprowadzenie się do mojego pokoju. Jeszcze żadna kobieta nie miała tam wstępu. To moje święte miejsce. Garderoba już przygotowana dla Sary. Miało to się wydarzyć za tydzień, ale za ten cięty języczek, będzie dziś. Ciekaw jestem jej reakcji. Już nie mogę się doczekać. Uśmiechnąłem się. W moich myślach, od razu pojawiło się to, że będę mógł wypróbować to wielkie łóżko. Na samą myśl, robi mi się ciasno w spodniach. Nic dziwnego, mając taką kobietę w domu. Aż sam się dziwię, że nie próbowałem się zbliżyć. No to od dziś się, to zmieni, zwłaszcza, że będzie miała okazję zobaczyć mojego kutasa. Nigdy nie śpię w ubraniu i nie zamierzam tego zmieniać. Jak już mówiłem. Pokój to święte, ale też intymne miejsce. Poza tym mój dom mogę sobie na to pozwolić, a ona ma się słuchać. Była godzina jedenasta w nocy kiedy kończę pracę. Jeszcze szybka kąpiel i do spania. Wchodząc do pokoju, zauważyłem, że dziewczyna już spała. Nie miała wyjścia. Pewnie nie wiedziała, po co tu jest. Nikt jej nie powiedział gdzie jest mój pokój. Ruszyłem pod prysznic.

Sara

Obudziłam się, było ciemno. Spojrzałam się, na zegarek. Było pięć po jedenastej. Słyszałam lanie się wody, odwróciłam głowę, czego od razu pożałowałam. Pod prysznicem, za przeźroczystą ścianą stał mężczyzna. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to pokaźnych rozmiarów penis. Zarumieniłam się i zawstydzona, podniosłam głowę wyżej. Stał tam Federico, który brał właśnie prysznic, ale co on do jasnej cholery, tutaj robi?! Schowałam twarz w poduszkę, nie chcąc na niego patrzeć. Przyznam, że mnie to korciło. Woda ustała, a po chwili wyszedł z łazienki. Słyszałam po krokach, że zbliża się, do łóżka. To co? On nie, zamierza się ubrać? Pytania krążyły w mojej głowie. Myślałam też, że to nowy pokój jaki dostałam, ale będę w nim sama. Cóż jednak się pomyliłam. Byłam śpiąca i nie chciałam się kłócić, więc starałam się usnąć. Jednak to było trudniejsze, niż myślałam. Zwłaszcza, że mężczyzna położył się na tyle blisko, że czułam jego penisa, na swoim tyłku. Tak jak przypuszczałam, był nie ubrany. Speszyłam się jeszcze bardziej i znieruchomiałam. Już miałam nadzieję, że nie poczuł, ale nadzieja matką głupich.

— Czemu nie śpisz? — Pyta głupio.

— A ty czemu się, nie ubierzesz? — Odbijam pałeczkę.

— Bo to wolny kraj, a to jest mój dom. — Znów ten sam argument. Ma obsesje czy co?

Nie Odwracam się bo czuję, że wciąż mam wypieki na twarzy, przez to co czuje za sobą.

— Oj kochanie, wiem, że chcesz. — Bardziej przesunął swoje biodra, przez co bardziej wyczuwałam jak gruby jest. Dyskretnie zatkałam usta by, nie wydać żadnego dźwięku. Oj to będzie długa noc.

Rozdział 6

Sara

Bałam się otworzyć oczy, bo nie wiedziałam co zobaczę. Po chwili zorientowałam się, że jestem w pokoju całkiem sama. Wypuściłam wstrzymane powietrze. Podniosłam się i ruszyłam do pierwszych drzwi. Była to garderoba, w której były męskie i damskie ubrania. Wzięłam bieliznę, niestety była sama koronka. Chwyciłam szorty i koszulkę. Było ciepło, A ja praktycznie nie wychodziłam. Ruszyłam do łazienki. Obawiałam się tego, że Federico wejdzie i ujrzy mnie nagą. Musiałam zaryzykować. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odwróciłam się i chciałam zapaść się, pod ziemię. Stał tam i patrzył się w moją stronę. Oczy zamglone, prawie czarne od pożądania. Skurcz w moim brzuchu mówił mi, że jestem już mokra, i nie tylko od lejącej się wody. Odwróciłam się tyłem do niego, by widział jak najmniej. Jednak mimo to, miał idealny widok na mój tyłek. Czułam się bacznie obserwowana, co bardzo krępowało moje ruchy. Bałam się schylić, by umyć stopy. Wtedy miałby idealny widok na moją cipkę. Nie ma tak łatwo, nie dla psa kiełbasa.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 20.48
drukowana A5
za 33.08