E-book
11.76
drukowana A5
48.87
Układ na wyłączność

Bezpłatny fragment - Układ na wyłączność


5
Objętość:
281 str.
ISBN:
978-83-8155-223-3
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 48.87

Rekomendacje

„Układ na wyłączność” to poruszająca opowieść o sile miłości i odnajdywaniu się na nowo. Emocje grają tam główną role, a zwroty akcji zaskakują. Jest to niezwykła i wciągająca historia, która poruszy Wasze serca tak jak zrobiła to z moim.

Malwina Nowak „Świat książkowy Mali”


Co zrobić, gdy twojej przyjaciółce układa się lepiej od Ciebie? Nadia staje właśnie w takiej sytuacji. „Układ na wyłączność” to kontynuacja „Układu (nie) idealnego”, w której poznajemy dalsze losy Nadii oraz Wiktora. Czytając ją można spotkać wiele niespodziewanych sytuacji, które wpłyną nie tylko na Nadię i Wiktora, ale również na innych, nowych bohaterów. Książka, która skłania do refleksji o życiu uczuciowym, przywiązaniu do drugiej osoby oraz dzieleniu czasu pomiędzy znajomych, przyjaciół, rodzinę, a drugą połówką. Czy Nadia i Wiktor będą dla siebie nawzajem na wyłączność? Tego dowiecie się z najnowszej książki Katarzyny Zięcina.

Aleksandra Bednarska „Francuski przy kawie”


Nadia jest intrygującą bohaterką, która szuka w życiu bezpieczeństwa i stabilizacji. Niestety los sprawia, że młodej kobiecie wciąż coś stoi na przeszkodzie, aby to osiągnąć. Mimo wszystko, Nadia pokazuje kobiecą siłę i nawet w naprawdę ciężkich momentach, nie poddaje się. „Układ na wyłączność” to opowieść o życiu i o tym jakie bywa nieprzewidywalne, ale również o miłości, wystawianej na wiele prób.

Agnieszka Nikczyńska „Książki takie jak my”

Rozdział 1

Ktoś by powiedział, że trzy miesiące to dużo czasu, lecz na zapomnienie o nim wciąż za mało. Od trzech miesięcy codziennie o nim myślę i wciąż na nowo utwierdzam się w przekonaniu, że już pozostaną mi o Wiktorze tylko myśli i wspomnienia.

Jego oblicze nadal jest mocno zakotwiczone w mym umyśle. A uczucia, którymi go darze nie słabną. Wziął cząstkę mnie ze sobą znikając z mego życia. I chociaż, to ja zdecydowałam o rozstaniu, niestety nie widziałam innego wyjścia, nie mogę go wyrzucić ze swego serca ani myśli. Nie potrafię go zapomnieć. Mój umysł podsyła mi wciąż na nowo jego obraz. Zamykając oczy widzę wyraźnie nas razem. Nie potrafię nie pamiętać. Choć tak bardzo tego pragnę, nie udaje mi się.

Co rano budzę się pełna optymizmu, że to może był jednak zły sen, ale brak jego u mego boku i upływające samotnie dni, wyrywają mnie z tych złudnych nadziei.

Najgorsze jest to, że przed światem muszę udawać, iż wszystko jest w porządku, że cała ta sytuacja nie sprawiła, że rozsypałam się w sobie. A to jest ciężkie zwłaszcza, gdy wokół jest tyle szczęścia.

Największym okropieństwem jest oszukiwanie mojej przyjaciółki Bianki, ale nie potrafię zrzucić na jej barki swego cierpienia. Tak dużo w życiu już dla mnie zrobiła i teraz, gdy w życiu jej się układa, nie potrafię zaburzyć tego szczęścia.

Dobrą stroną jej związku z Jakubem jest to, że ostatnio rzadko bywa u nas na mieszkaniu. Częściej pomieszkuje u swojej drugiej połówki. W weekendy już całkiem znika z naszego wspólnego lokum. Odpowiada mi to, gdyż mnie nie wypytuje i nie zauważa w jaki sposób staram się zapomnieć o Wiktorze.

W pracy dzięki dużej ilości zleceń udaje mi się przetrwać dnie. Chociaż do końca i tak nie jest łatwo, zwłaszcza, gdy widzę moją współpracownicę i zarazem przyjaciółkę całą w skowronkach. Laura też jest szczęśliwie zakochana i to w Aleksie, który ponoć świata nie widział poza mną. Wiem, że to płytkie myślenie, ale ostatnio inaczej nie potrafię. Zdaję sobie sprawę, że to ja nie dałam nam szansy. Wiem, że zasługuje na szczęście, ale ukłucie zazdrości pozostaje widząc ich razem. Chociaż szczerze życzę im wszystkiego co najlepsze, w końcu sama ich sobie przedstawiłam w dodatku na własnym terenie w dniu moich urodzin. Niestety nie mogę wyzbyć się uczucia, że zmarnowałam swą szansę na własne szczęście.

Gdybym tylko dała Aleksowi szanse przed poznaniem Wiktora, możliwe, że ja teraz byłabym tą szczęściarą. Nie stało się jednak tak, a gdy na mej drodze pojawił się Wiktor, okazało się to wręcz niemożliwe. Zawładnął on mną od początku naszej znajomości i jestem nadal pod władaniem jego uroku i osobowości, chociaż jest on daleko. Obawiam się, że przez to nigdy nie zaznam szczęścia.

Dlatego usilnie staram się, aby opuścił chociaż na kilka godzin me myśli. W tym celu co weekend upijam się i co najważniejsze to pomaga. Na dziś też zaplanowałam oczyszczanie umysłu z Wiktora. Nie potrafię spędzać piątkowego wieczoru sama w mieszkaniu.

Wyszykowana wyruszam w miasto. Pogoda nie dopisuje, ale nie zwracam na to uwagi, stałam się obojętna na większość rzeczy, gdyż i tak nie potrafię dostrzec pozytywów. Nie dostrzegam ich w świecie, który mnie otacza. Szara aura, sprawia, że mogę się z nią utożsamić. Jest jak moje wnętrze, pozbawione kolorów, wyblaknięte.

Taksówka zawozi mnie do centrum Warszawy, gdzie wybór barów jest ogromny. Staram się wybierać coraz to nowe miejsca, abym nie została zapamiętana przez innych bywalców.

Na miejscu podchodzę do baru i zamawiam drinka. Na początek mi wystarczy. Postanawiam nie oddalać się od tego miejsca, tylko zasiadam przy nim. Nie zamierzam zbyt długo oczekiwać na kolejne trunki.

Drink przechodzi gładko przez gardło. Swe myśli próbuję zaprzątać obserwacją ludzi. W ciągu tych strasznych dla mnie tygodni zauważyłam wiele osób, którzy po prostu z założenia przyszli się upić. Zupełnie tak jak ja. Pewnie też mają dosyć swego życia, w którym nie mogą odnaleźć odrobiny radości. Swoje już zaczynam nienawidzić.

Poza pracą nic mi się nie udaje. Dobrze, że lubię projektować wnętrza, zmieniać istniejące na coś zupełnie nowego, gdyż inaczej nie byłabym w stanie przetrwać codzienności, która nie jest łatwa. Szkoda, że nie mogę na nowo zaprojektować siebie. Zmienić to, co we mnie zepsute na nowe. Moja egzystencja od dawna przeplata się cierpieniem. Nie mam łatwego losu. W każdym okresie życia miałam jakieś ciężkie chwile. Chociaż usilnie starałam się to zmienić, nie udało się. Taki stan rzeczy wyniszcza mnie. Sprawia, że staję się skorupą, obumarłą w środku, ale najwyraźniej tak miało być. Pozostaje mi pogodzić się z tym, że będę nieszczęśliwa już na zawsze.

Po czwartym drinku zaczynam mi szumieć w głowie, ale to nadal za mało, aby całkiem się wyzbyć wspomnień, które falami zalewają mi umysł. Jestem samotna, nieszczęśliwa i jedynie zapomnienie da mi całkowite upojenie się. Zamawiam wódkę, trzy pięćdziesiątki, pora przejść na coś mocniejszego. Barman spogląda na mnie z powątpiewaniem, ale polewa mi.

Nie zastanawiając się wiele piję jednego, później drugiego, ale wiem, że nadal będzie mi mało. Ciągle nie potrafię przestać myśleć o nim. Jest jak nieuleczalna choroba, która już na zawsze z nami będzie. Spoglądam na obsługującego mnie blondyna i mówię do niego lekko bełkotliwie.

— Polej jeszcze trzy kolejki. — Sięgam po ostatni pełny kieliszek i zamieram z nim przy ustach, słysząc takie słowa:

— Tej pani to już na dziś raczej wystarczy. –Obracam się w stronę tak dobrze znanego mi głosu, ale to przecież niemożliwe, żeby to był on. Mój umysł musi mnie zwodzić. A jednak. Mym oczom ukazuje się Wiktor.

— Pozwól… że sama…. o tym… zd..ecyduje. — Ledwo udaje mi się wyjąkać to zdanie przez czkawkę i nadmiar alkoholu. Kompromitacja na całego.

Najgorsze, że dostrzegam, iż nie jest sam. Zauważam, że u jego boku jest jakaś kobieta. I to jaka. O niebywałej urodzie. Czarne długie włosy splecione w pięknego warkocza, wysoka o nienagannej figurze. Jej twarz jest zaledwie muśnięta makijażem, a i tak wygląda olśniewająco. Przy niej w obecnym stanie wyglądam jak jakaś niechlujna pijaczka. Co on sobie o mnie pomyśli? Ten dzień jest jednak gorszy niż się spodziewałam. Czuję przypływ zazdrości.

Wiktor prezentuje się nienagannie. Co sprawia, że fala uczuć, już trochę jednak zagłuszonych, zalewa mnie na nowo na jego widok. Odczuwam niewyobrażalną tęsknotę za jego ciałem, jest to tak silne uczucie, że wydaje się, iż mnie przytłoczy. Ledwo udaje mi się zapanować nad chęcią rzucenia się na niego.

Po chwili przyglądania mi się słyszę z jego ust:

— Nadia, wystarczy ci już — mówi stanowczo. Brzmienie jego głosu sprawia, że odstawiam kieliszek.

— Co ty tu robisz? — pytam trochę już pewniejszym głosem. Jestem bardzo zaskoczona jego widokiem.

— Nieważne. Załatwiam coś — mówi wymijająco. — Natalio, poznaj moją znajomą Nadię. Nadio to jest Natalia. — Przedstawia nas sobie. Obie patrzymy na siebie badawczo i z dystansem. Podaję jej niechętnie dłoń, przez co zataczam się na stołku.

Przed kompletną kompromitacją w postaci upadku ochrania mnie Wiktor, przytrzymując mnie. Dotyk jego ręki na mym ciele, wywołuje dawno już nieodczuwane dreszcze. Nadal tak na mnie działa, pomimo tej długiej rozłąki.

— Nieźle się urządziłaś — komentuje Wiktor. Wyraz twarzy ma nieodgadniony, lecz potrafię dostrzec w jego oczach złość. Czyżby na mnie, że mu przeszkodziłam w miłym spędzaniu wieczoru? Ale to on się na mnie natknął. Nie musiał na mnie zwracać uwagi. Mógł mi pozwolić się upić i nie myśleć o niczym. Muszę przyznać, że mimo wszystko cieszy mnie jego widok, lecz mniej już raduje to, że jest z kimś.

— Nie twoja sprawa — odcinam się mu. Nie będzie mnie pouczał co mam robić. Niech lepiej pilnuje sobie swej towarzyszki, która zdecydowanie nie jest zadowolona z naszego spotkania.

Szepce mu coś na ucho, on jej też odpowiada w ten sam sposób. Ewidentnie są w bliskich stosunkach. Obydwoje mnie ignorują. Czuję ból w sercu. Uświadamiam sobie, że on już zdążył zapomnieć o mnie i jest z inną. Odwracam od nich wzrok, niezdolna patrzeć jak idealnie do siebie pasują. Nie chcę też, by zauważyli cierpienie, które coraz wyraźniej maluje się na mej twarzy. Chociaż i tak by tego nie dostrzegli, są zbyt zajęci cichą wymianą zdań.

Zauważam współczujące spojrzenie barmana. Wyczytał ze mnie me uczucia, a ja tylko starałam się zapomnieć o nim, zanim się pojawił, wydawało się to całkiem możliwe, teraz staje się wątpliwe.

— Nadia.. Nadia, słyszysz mnie? — Dociera do mnie głos Wiktora. Zanim się obracam w jego stronę próbuje przyjąć obojętny wyraz twarzy.

— Mówiłeś coś? — pytam cicho. Na więcej nie mam siły.

— Tak mówiłem, że odwiozę cię do domu — oznajmia mi. Chyba oszalał, nie chcę jego pomocy.

— Dzięki, ale nie. — Wstaję od baru i znów się zataczam. Po raz kolejny mnie podtrzymuje. Nie mogę wytrzymać naszego kontaktu i wyrywam się.

— Odwiozę Cię, nie sprzeciwiaj mi się już. — Bierze mnie za rękę i ciągnie. Na chwilę przystaje koło Natalii i całuje ją w policzek i mówi: — Przepraszam cię, dokończymy tą rozmowę innym razem.

— Oby jak najszybciej — odpowiada mu niezadowolona.

Zostawiamy ją samą i kierujemy się w stronę wyjścia. Dużo dziś wypiłam, gdyż ciężko mi za nim nadążyć. Kilka razy się potykam.

— Zwolniłbyś — żalę się.

Posyła mi jedynie spojrzenie mówiące — zapomnij o tym. Jest zły i spieszy mu się, aby dokończyć swą rozmowę.

Wychodzimy na dwór. Jest zimny wieczór. Zimowa aura daje o sobie znać, a zapomniałam z szatni zabrać płaszcza. Idziemy nadal w pośpiechu. Zaczynam dygotać. Alkohol już nie ogrzewa mego wnętrza.

— Gdzie masz płaszcz? — pyta wyraźnie niezadowolony.

— W szatni — odpowiadam szczekając zębami.

— Trzymaj. — Przystaje i ściąga swoją marynarkę, następnie okrywa mnie nią szczelnie. Znajomy zapach uderza w me nozdrza. Ukojenie po tylu miesiącach, zmieszane z cierpieniem dalszych dni, które nadal będą bez niego, wydają się nie do zniesienia. Chciałabym uciec, ale kroczę potulnie obok niego.

— Zmarzniesz — mówię mu, zauważając, że pozostał w samej koszuli z długim rękawem.

— Niedaleko zaparkowałem — oznajmia, pozostaje mi podążać za nim. Idziemy chwilę w milczeniu, aż za rogiem ulicy wyłania mi się jego samochód. Wszystko takie znajome, sprawia że wspomnienia stają się coraz bardziej obecne.

Otwiera mi drzwi, po czym obchodzi z drugiej strony i wsiada. Uruchamia silnik i włącza ogrzewanie, lecz nie rusza. Obserwuje go, zauważam że jest zapatrzony przed siebie, lecz po chwili przenosi wzrok na mnie.

— Do cholery jasnej, kobieto co ty wyprawiasz?! — pyta zdenerwowany.

— Nie twój interes! — Podnoszę głos. Wkurza mnie i już mam zamiar wysiąść z samochodu, lecz powstrzymuje mnie.

— Przepraszam, fakt nie mój interes, ale gdy cię zobaczyłem taką pijaną, od razu przypomniałem sobie co kiedyś ci się przytrafiło, a ty już tego nie pamiętasz? Wiesz, że ktoś cię może znów skrzywdzić — mówi łagodniej z domieszką strachu w głosie.

— Jestem ostrożna, nigdy nie wychodzę z nikim — tłumaczę się, gdyż jest mi zwyczajnie głupio.

— To znaczy, że często masz w zwyczaju upijanie się po barach? Kurwa mać!! Zdajesz sobie w ogóle sprawę jak łatwo zmanipulować pijaną kobitę! — Widzę, że aż nosi go ze złości.

— Odwieź mnie albo wysiadam. Nie potrzebuję kazań! — Sprawia, że i ja, aż kipię ze złości. Kim on jest w moim życiu, aby dawać mi rady. Niech mnie nie poucza, przez niego tak robię. Zauważam, że włącza się do ruchu.

— Kompletna nieodpowiedzialność. — Wypowiada te słowa tak cicho, lecz go i tak słyszę.

— Moje życie, mogę robić, co chcę. — Zerka na mnie niedowierzając temu, co powiedziałam.

— Ale go nie niszcz. Tego tylko nie rób. — Widzę w jego oczach ból. Nie podoba mu się to, co robię. W sumie mi też nie, ale nie potrafię inaczej egzystować.

Nie chcę go znów zdenerwować więc daruję sobie kolejne komentarze, które i tak nic nie wniosą. Wiktor nadal będzie niezadowolony z mego postępowania. Wiem, że chce dobrze, lecz trzy miesiące temu przestał mieć prawo, aby się wtrącać do tego, co robię.

Wieczorny chłód otrzeźwił mnie na tyle, by jeszcze silniej na niego reagować. Tęskniłam tak bardzo. Myślałam, że już więcej nigdy go nie ujrzę, a teraz jest obok, ale tak bardzo odległy ode mnie. Jest między nami przepaść, tak głęboka, że nie widać jej dna. Stał się nieosiągalny dla mnie.

Zauważając, że już jesteśmy blisko mojego mieszkania, w mojej dzielnicy, mówię:

— Widzę, że pamiętasz adres. — Czuję się uszczęśliwiona z tego powodu, że nie musiałam mu go przypominać.

— Wszystko pamiętam — wyraża się zwięźle, lecz spoglądając na niego dostrzegam ponownie ból w jego oczach. Czyżby było to możliwe, aby i jego dotknęło nasze rozstanie? Tego nie wiem, nie pytam i nic mu nie odpowiadam. Wolę nadal pozostać w niewiedzy, tak jest łatwiej.

Do końca trasy nie odzywamy się już do siebie. Prawda jest taka, że jest zbyt wiele do powiedzenia, a moment nie należy do najlepszych. Nie potrafię racjonalnie myśleć. Nie chcę powiedzieć za dużo. Ukradkiem zerkam na jego przystojny profil i już od samego spoglądania w tym kierunku, serce bije mi żwawiej. Mam ochotę pogładzić jego twarz. Dotykiem złagodzić napięte jej rysy. Jest taki pochłonięty swymi myślami. Przy czym mocno zaciska ręce na kierownicy. Chyba próbuje opanować swą złość.

Nie dam rady dużej spoglądać na niego. Samo patrzenie nie wystarczy, a przysparza tylko bólu. Dojeżdżając pod moje mieszkanie, znajduje miejsce i się zatrzymuje.

— Dzięki za podrzucenie — mówię szybko i sięgam w stronę klamki. Próba ta okazuje się nieudana, gdyż szybko mnie powstrzymuje.

— Nie tak szybko — oznajmia i dodaje: — Nie pozbędziesz się mnie jeszcze. — przeszywa mnie wzrokiem, więc uciekam spojrzeniem.

— Przecież ci się spieszy, zostawiłeś niedokończone sprawy. — Obawiam się, że w mym głosie słychać zazdrość, ale nie jestem w stanie nad tym zapanować. Gdy myślę o jego pięknej towarzyszce, aż mnie rozsadza z zazdrości, a najgorsze, że nie potrafię tego ukryć.

— Tamto może poczekać — odpowiada wymijająco. — Teraz mam inne sprawy na głowie.

— Nie chcę być tą sprawą — mówię to chociaż myślę, zupełnie coś innego.

— Pozwól, że to ja o tym zdecyduje. — Ten ton wypowiedzi nie znosi sprzeciwu. — Odprowadzę cię na samo miejsce i dopilnuję, abyś nic głupiego już dziś nie zrobiła.

— Nie trzeba mnie pilnować — oburzam się. Nie jestem dzieckiem. Poirytowana i zła wychodzę szybko z samochodu, nie dając mu możliwości zatrzymania mnie.

Słyszę jak wychodzi za mną. Nie oglądam się i staram się iść szybko, lekko chwiejnym krokiem. Dogania mnie bez problemu.

— Nadia, zaczekaj! Zawsze wszystko musisz utrudniać. — Jest coraz bardziej zły na mnie.

— Odczep się! — krzyczę. — Nie potrzebuję niańczenia! — Próbuję przyspieszyć i zapominam o krawężniku oddzielającym jezdnie od chodnika. Potykam się i upadam. Udaje mi się podtrzymać na rękach, lecz kolana przeżywają bliski kontakt z kostką, co odbija się bólem w nich.

— Kurwa mać! — Klnę myśląc, że przyniesie mi to ulgę, lecz tak się nie dzieje. Dostrzegam sylwetkę Wiktora pochylającego się nade mną.

— Nic ci nie jest? — pyta tak troskliwie, tak jak to robił dawniej. Przez nadmiar emocji i alkoholu zaczynam płakać.

— Idź sobie! — krzyczę na niego.

Gdy go nie było dawałam sobie już powoli radę, a teraz przyszedł by znowu u mnie namieszać. Może nie szłam przez życie z radością malującą się na twarzy, ale mniej pamiętałam, a teraz przywołuję zapomniane już uczucia, które po raz kolejny przeżywam na nowo. Wiem, że nadal jest w moim sercu, co tak bardzo boli, bardziej niż dzień wcześniej, ale miało być lepiej.

— Nigdzie się nie wybieram — mówi łagodnie. — Daj pomogę ci wstać. — Nie opieram się i pozwalam mu się podnieść. Staję naprzeciwko niego. Zbyt blisko. Jedyne czego pragnę w tej chwili, to zatonąć w jego objęciach.

— Boli cię coś? — pyta w odruchu samarytańskim. Czuję, że jestem dla niego kimś komu wypada pomóc, gdyż się go zna. Nic innego poza litością nie jestem w stanie wyczytać z jego twarzy.

— Nie — zaprzeczam, chociaż kolana mnie okropnie pieką.

— Kłamczucha — podsumowuje jednym słowem. Jak widać nawet kłamstwo mi nie wychodzi. — Chodź, odprowadzę cię, zanim cała się poturbujesz. — Chwyta mnie za rękę i prowadzi za sobą. Bliskość jego dotyku sprawia, że w momencie zapominam o bólu nóg i upajam się tą chwilą. Ma taką miłą skórę. Dlaczego musiałam z niego zrezygnować? Wiem byłam zmuszona to zrobić, by mógł żyć. Szkoda tylko, że moje życie stało się takie bezsensowne bez niego, takie nijakie.

Co ja właściwie wyprawiam? Upijam się co weekend, by móc o nim zapomnieć, a nie da się. Zwłaszcza, gdy zjawia się tak niespodziewanie. Teraz, gdy jest tak blisko, marzenie, by o nim zapomnieć staje się nierealne. Przez ten czas jedynie oszukiwałam siebie, wmawiając sobie, że przyjdzie taki dzień, że nie będzie już boleć, że wstanę z uśmiechem na twarzy i zacznę na nowo żyć.

— Ziemia do Nadii. Gdzie mi odpłynęłaś myślami? — pyta w chwili, gdy stajemy przed moim mieszkaniem.

— Rozpraszasz mnie. — Próbuję go wpędzić w poczucie winy, gdyż myśląc o nim tracę kontakt ze światem.

— Przyjemnie wiedzieć, że mam nadal taki wpływ na ciebie — droczy się ze mną. Czyżby usiłował flirtować? Niemożliwe, chyba mam jednak pijackie omamy. — A teraz może otworzysz mieszkanie? Równie dobrze możemy porozmawiać w środku — dodaje już bez nuty figlarności w głosie.

— Skąd ta pewność, że cię zaproszę? — pytam, tocząc walkę ze sprzecznymi uczuciami, gdyż sama nie wiem co czynić. Powoli usiłuję jednak otworzyć te drzwi, które nie chcą zbytnio dziś ze mną współpracować.

— Sam się wproszę. Nie mam zamiaru zostawić cię w tym stanie samej. Nadal się obawiam, że możesz mieć jakieś głupie pomysły. — Bierze ode mnie klucze i wyręcza mnie z tej zadziwiająco trudnej czynności, otwarcia mieszkania.

— To niezbyt dobry pomysł, abyś wchodził. Jestem pijana, do końca nie wiem, co robię, a jednak wbrew wszystkiemu nie chcę zrobić żadnych głupot. — Zaczynam trochę panikować przez co znów włącza mi się bełkot. Nie wiem jak długo będę w stanie znieść jego bliskość, bez rzucenia się na niego. Jestem w tej kwestii coraz słabsza.

— Nie przejmuj się, jestem na tyle dżentelmenem, aby powstrzymać cię przed tymi głupotami. — Popycha mnie delikatnie do środka i zamyka za nami drzwi.

— Szkoda — wymyka mi się po cichu. Uciekam wzrokiem mając nadzieję, że tego nie dosłyszał.

— Nie jestem taki. Wiesz o tym. — Obraca mnie w swoją stronę. — Chcę się upewnić, że jesteś bezpieczna. Już się kiedyś przekonałem, że po pijaku potrafisz robić głupoty, a tamta dawka stresu powiedzmy, że wystarczy mi już na długi czas. Pozwól więc, że sprawdzę, że jest ok.

— Jestem na mieszkaniu, cała i zdrowa, możesz już śmiało iść. — Wyrywam mu się. Słyszę w jego głosie nadal litość, nawet nie stara się tego ukryć. Jest mu mnie tylko żal.

— Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Jest zbyt dużo możliwości do zrobienie czegoś, co możesz później żałować, abym sobie poszedł. — Znów mnie ku sobie obraca i spoglądając prosto w me oczy mówi. — Nie pozwolę, żeby coś złego ci się przytrafiło, więc mnie już przestań wyganiać — mówi to tak poważnie, że mu wierzę, iż się o mnie troszczy.

— Jak sobie chcesz, ja idę spać. — Nie mam siły na dalszą rozmowę. Są to zbyt poważne tematy jak na mój stan. Jedynie sen pomoże mi w tym, by nie zacząć go tu i teraz rozbierać. Czuję taką silną potrzebę dotykania go.

— W takim razie upewnię się, że śpisz i wtedy uciekam. — Idzie za mną do sypialni.

Co ja robię? Właściwie co on tu robi? Nigdy nie miało go tu już być, a jednak jest. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach. Wypadam przed nim kiepsko.

— Możesz się odwrócić. Usiłuję się przebrać — mówię to, licząc na prywatność.

— Wszystko już widziałem nie musisz się wstydzić — wypowiada się z zadziornym uśmieszkiem.

Odwracam się do łóżka, podchodzę i sięgam po poduszkę, którą rzucam w niego. Oczywiście nie trafiam. Z celnością po alkoholu u mnie kiepsko. Poduszka ląduje jakieś półtora metra obok niego.

— Wiktor. — Jestem oburzona jego zachowaniem. — Zostaw mnie najlepiej w spokoju — wkurzam się. Nie jesteśmy razem i nie zamierzam się przed nim rozbierać. I tak mam już dosyć upokorzeń, jak na jeden wieczór, zaliczyłam ich bardzo wiele. Ściągam buty i w ubraniu kładę się na łóżku. Niech sobie nie wyobraża, że uda mu się mnie pooglądać w bieliźnie. Nie pojmuję, czemu go w ogóle tu wpuściłam. Przykrywam się kołdrą i odwracam plecami do niego, noga mnie znów piecze, ale to ignoruję. A patrzeć na niego nie jestem w stanie. Ta cała sytuacja sprawia, że mam nerwy w rozsypce. Nie chcę dziś już nic analizować. To zostawię na jutro. W tym stanie, nie ogarniam tej sytuacji. Dlaczego Bianka musiała znów zostać u Kuby na noc? Nigdy jej nie ma, gdy jej potrzebuję.

— Nadia, nie złość się. — Podchodzi do mnie i siada na łóżku. Tak bardzo bym chciała mieć go tu obok na stałe.

— Wiktor. — Nie wiem co powiedzieć. Część mnie, pragnie go przyciągnąć do siebie i zacząć całować, a druga rozsądniejsza podpowiada, że to wiąże się z cierpieniem. To jedno słowo zwycięża nad pozostałością. — Idź sobie! — krzyczę. — Przestań mi mieszać w głowie! — Wprowadza chaos do mojego beznadziejnego świata w sposób zbyt nachalny.

— Nie mieszam — mówi spokojnie.

— Zajmij się swoim życiem, w moje nie masz się już prawa wtrącać. — Staram się brzmieć dosadnie. Strach przed odepchnięciem, oprzytomnił mnie do racjonalnego myślenia. Wstaję i słyszę, jak odchodzi parę kroków od łóżka.

— Masz rację — odpowiada chłodno, chyba zaczyna zdawać sobie sprawę, że się zagalopował. — Pójdę już. — Słychać w jego głosie rezygnację i bezsilność. Chociaż to może mi się tak wydaje. — Bądź ostrożna i dbaj bardziej o siebie. — Wychodzi, pozostawiając mnie z tymi słowami.

Kolejne nasze spotkanie zakończone szybkim pożegnaniem. Czuję się beznadziejnie, ale nie mogę walczyć o niego. Nie mogłabym kolejny raz z niego zrezygnować, gdyby zaistniała taka sytuacja jak w przeszłości. Nie dałabym rady drugi raz odejść. Lepiej od razu urwać kontakt. Zresztą wygląda na to, że zaczął układać sobie życie na nowo. A w ogóle jakby mnie już nie chciał? Też bym nie zniosła odtrącenia z jego strony.

Mimo, że uczucia przez ten czas, który byliśmy z dala od siebie nie osłabły, to nie potrafię zapomnieć, ile przyniosły mi cierpienia. Otwarcie się po raz kolejny na niego, może jedynie spotęgować ból, którym jest wypełnione me serce. W nim już nie ma miejsca na kolejny etap — cierpienie na własne żądanie. Lepiej pozostanę na etapie — życie bez facetów. Tak jest łatwiej, bezpieczniej.

Pomimo, że Wiktor poruszył me serce, które przy nim za każdym razem ożywa, nadal usilnie będę starała zakopać, gdzieś w oddali me uczucia do niego.

Najważniejsze dla mnie jest, aby ponownie nie narazić go na niebezpieczeństwo. Zbliżając się do niego może zacząć coś mu grozić. Jego życie jest ważniejsze niż moje przyjemności.

Było już dobrze. Nie spotykaliśmy się, a on musiał wybrać akurat ten sam bar co ja, gdy w Warszawie jest ich multum. Akurat ten, gdzie ja musiałam się ośmieszyć przed nim i jego partnerką. Widziałam, jak patrzy z politowaniem na mnie. Musiało zrobić jej się mnie żal i dlatego pozwoliła bez oporów Wiktorowi mnie odwieźć. Wyszłam przed nimi na jakiegoś pijanego niechluja.

A co sobie Wiktor o mnie teraz myśli? Pewnie dochodzi właśnie do wniosku, że dobrze, iż nasze drogi się rozeszły. Jest na pewno z tego powodu szczęśliwy. Kim się stałam do cholery jasnej? Nie poznaję siebie. Nawet w lustro staram się już nie spoglądać, gdyż zauważam tam jedynie wrak samej siebie. Oczy wiecznie czerwone od płaczu. Ciało wychudzone z braku apetytu. Ostatnio coraz rzadziej umalowana. Nie mogę przecież dłużej tak żyć. Muszę to zmienić. Nie wierzę, że tak się zaniedbałam. Ostatnio nawet faceci przestali mnie zaczepiać. Kto by chciał mieć do czynienia z tym, czym jestem. Seksowna kobieta znikła, a pojawiła się nędzna istota.

Zmienię to, zadbam o siebie. Po raz kolejny muszę wyruszyć na poszukiwania samej siebie. I zrobię to dla własnej osoby, nie dla innych. Spotkanie z Wiktorem uświadomiło mi, że teraz wstydzę się siebie. Wręcz czuję obrzydzenie do własnej osoby. Jestem zaskoczona, że Wiktor zechciał ze mną przebywać. Najwyraźniej ma dobre serce i zrobiło mu się mnie szkoda. Koniec z tym. Jutro wraz z nowym dniem biorę się za ogarnięcie syfu, który powstał przez te kilka miesięcy w mym życiu.

Szkoda, że nie jestem w stanie wymazać dzisiejszego wieczoru. Jest mi wstyd, ale dało mi to kopa i pozbieram się. Dam radę. Całe życie przede mną. Może i będzie pozbawione miłości, ale zawsze mogę być jeszcze szczęśliwa. Teraz pora szybko zasnąć i jutro zacząć realizować swój plan.

Rozdział 2

Co to za hałas? Co się dzieje? Przez ten dźwięk głowa mi pęknie.

— Niech ktoś wyłączy to ustrojstwo!! — mówię ochryple.

Przecież to mój telefon tak głośno dzwoni. Jestem niemądra. Zrywam się z łóżka, aby jak najszybciej pozbyć się tego hałasu. Okazuje się, że jest już jasno na dworze. Chyba trochę długo pospałam. Tylko gdzie jest ten telefon? Niech już zamilknie. Znajduję go na toaletce. Biorę go do ręki i widzę jakiś obcy numer. Kto to może być? W międzyczasie w mej głowie formują się urywki z wczorajszego wieczoru. Chyba to jednak nie był sen.

— O cholera — mówię przypominając sobie swój wczorajszy popis. Odbieram, gdyż telefon nie chce zamilknąć.

— Proszę. — Mój głos pobrzmiewa niepewnie.

— Witaj — odpowiada dobrze znany mi głos Wiktora. — Dzwonię, aby się upewnić czy u ciebie wszystko w porządku. — Od początku zaczyna od tłumaczenia się.

— Wszystko ok — odpowiadam automatycznie, chociaż tak się nie czuję.

— Brzmisz niezbyt przekonująco — zarzuca mi.

— Może jest tak dlatego, że właśnie mnie obudziłeś — obwiniam go. Zdecydowanie łatwiej jest kogoś obarczyć winą.

— Nie chciałem — słyszę, że mówi szczerze. — Nie myślałem, że będziesz spała do południa, ale biorąc pod uwagę to w jakim stanie byłaś wczoraj, to faktycznie długi sen był ci wskazany.

— Byłam zmęczona — staram się usprawiedliwić.

— Tak, tak widziałem — przytakuje mi z ironią.

— Jak dzwonisz, aby mnie zdenerwować, to zaczyna ci się to powoli udawać. — Znów dążę do kłótni, tak jest łatwiej z nim rozmawiać. Nie potrafię na spokojnie.

— Dzwonię z pewną propozycją — zaczyna tajemniczo, czym mnie intryguje. — Chciałbym i mam nadzieję, że mi nie odmówisz, bo i tak nie wchodzi to w rachubę, zjeść z tobą lunch. — Kończy swą wypowiedź.

Zaskakuje mnie jego propozycja i z automatu nie przemyślając tego zgadzam się.

— Ok — mówię szybko. Nie mając wpływu na słowa. Tak bardzo chcę go zobaczyć i to pragnienie jest silniejsze niż wszystko inne. Moje wczorajsze postanowienia idą w odstawkę. Zerkam szybko na zegarek, jest już 11:30. — Daj mi czas tylko, aby się ogarnąć. — W sumie na to przydałoby mi się z pół dnia, ale myślę, że dobra godzina wystarczy.

— To o której przyjechać po ciebie? — Dosłyszalne w jego głosie jest zaskoczenie. Chyba dziwi się, iż tak łatwo zgodziłam się spotkać. Sama się dziwię.

— Na trzynastą powinnam się wyrobić. — Będę musiała się uwijać.

— To super. A teraz powiedz jak się naprawdę czujesz? — Nadal docieka, a ja potrzebuję czasu, aby się szykować.

— Mam kaca, ale przeżyję. — Przyznaję się. Będę żyć, o ile wezmę coś przeciwbólowego. Dwie tabletki i powinnam sprostać czekającemu mnie spotkaniu.

— Wypiłaś tyle, że się nie dziwię. Dobra nie będę ci już przeszkadzał. Do zobaczenia. — Nie daje mi szansy odpowiedzieć, gdyż się rozłącza.

Gwałtownie wypuszczam powietrze. Nie zdawałam sobie sprawy, że wstrzymywałam oddech. Szukam miejsca i siadam. Przez emocje jakie wywołuje we mnie Wiktor ciężko mi myśleć.

Nie wiem co robię? Wiem, że to jest zły pomysł, ale trudno. Zbyt pragnę go zobaczyć. Przecież zawsze możemy zostać przyjaciółmi. Jak to oklepanie brzmi. Sama siebie oszukuję, ale możemy utrzymywać cywilizowane stosunki jak dwie dorosłe osoby.

Na szczęście nie mam czasu na rozmyślania, gdyż już zgodziłam się na spotkanie, a wyglądam w istocie bardzo niekorzystnie. Muszę wziąć prysznic i trochę się doprowadzić do porządku. Wczoraj wyglądałam jak jakaś wywłoka. Dziś chociaż na kacu, muszę się lepiej zaprezentować.

Pięć minut przed czasem jestem gotowa. Przygotowania do lunchu, to był istny maraton, ale już nie straszę. Niestety nie udało mi się do końca zamaskować cieni pod oczami, to i tak nie jest źle.

Założyłam prostą czarną sukienkę, gdyż jedynie to miałam czyste. Nawet nie jestem w stanie utrzymać porządku w mieszkaniu. Co on sobie musiał wczoraj o mnie pomyśleć i o tym bałaganie tu? Nie chcę nawet wiedzieć. Do sukienki zakładam czarne botki w szpic na szpilce. Do tego jasny płaszcz. Ciemna chusta i w takim samym kolorze mała torebka. Zauważam, że wyglądam lepiej niż przez ostatni miesiąc. Miesiąc, który był najgorszy.

Okazuje się, iż pogubiłam się w tym wszystkim. Ten lunch przyniesie mi jedynie dalszą zgubę, ale trudno nie odmówię go sobie. Wielki plus, że zaczynam w końcu przypominać ludzi.

Powoli schodzę na dół. Ewentualnie poczekam na niego. Pragnę mu wyjść naprzeciw, zmniejszyć czas dzielący nas od spotkania. W chwili, gdy już jestem przed mieszkaniem, podjeżdża Wiktor. Zatrzymuje się, a wraz z tym cały świat przystaje na chwilę. Robię głupotę, lecz to silniejsze ode mnie.

Nie wiem jak mam się zachować po wczorajszym. Ponownie przytłacza mnie uczucie wstydu, który paraliżuje mnie w miejscu. Lękam się zrobić kolejny krok. Najchętniej odwróciłabym się i pognała do mieszkania, ale zgodziłam się spotkać i muszę stawić mu czoła. Otwierają się drzwi kierowcy. Wychodzi on. Powód, dla którego tu jestem. Tak samo zniewalająco przystojny jak zawsze. Chwilę mnie obserwuje, niestety jego twarz pozostaje nieprzenikniona. Ubrany w dopasowane ciemne jeansy i czarną skórzaną kurtkę, wygląda rewelacyjnie. Ciemność ubrań podkreśla głębie jego oczów. Są jak wielka otchłań bez dna. Przyciągają mnie, swoją hipnotyzującą mocą, także tylko pozostaje mi się w nie patrzeć.

Wydaje mi się, że jeszcze wyprzystojniał albo to czas zaczął zacierać już jego wygląd. Czuję we wnętrzu przyjemne ciepło. Zdecydowanie będzie to ciężki lunch.

W końcu rusza w mą stronę. Nadal stoję, nie jestem w stanie zrobić żadnego kroku przez lęk i przez odradzające się na nowo pożądanie względem niego. Czuję się wygłodniała. Spragniona dotyku, bliskości i czułości.

Boję się, co mogę od niego usłyszeć. Lękam się wyjaśnień, jakimi mnie uraczy, które mogą mnie zranić. Usłyszę na pewno kim jest Natalia, ale czy chcę to wiedzieć? Zdecydowanie nie. Bez tego mam jeszcze nadzieję. Sama nie wiem na co, ale mam. Bycie z nim jest niemożliwe. Zresztą, kogo ja chcę oszukać, nie jestem już taka atrakcyjna jak kiedyś, nie to co ona, Natalia, chociaż byłam pijana zauważyłam jej piękno, którym była cała otoczona.

Prawda wkrótce mnie oświeci, gdyż Wiktor staje naprzeciwko mnie.

— Witaj Nadio — wypowiada to w taki sposób, że robi mi się słabo. — Cieszę się, że zechciałaś się ze mną spotkać. — Teraz słychać w jego głosie oficjalną nutę.

— Dzień dobry Wiktorze — mówię ochryple. Od kaszluje i kontynuuję. — Miło cię widzieć. — Jestem z nim szczera.

— Chodźmy, zarezerwowałem dla nas stolik w centrum. — Gestem nakazuje mi, abym podążała obok niego. Zachowujemy bezpieczny dystans. Obydwoje nie do końca wiemy jak się przy sobie zachować. Chociaż jestem zawiedziona, liczyłam na mniej chłodne powitanie. Boi się bliskości, czy brzydzi się mną po tym, co wczoraj zobaczył? Zdecydowanie to drugie. Sama mam sobie za złe, że tak się stoczyłam.

Otwiera mi drzwi. Wsiadam do znanego mi wnętrza, przepełnionego zapachem Wiktora. Brakowało mi tego aromatu.

Wiktor zajmuje miejsce kierowcy. Oboje równocześnie zapinamy pasy, przez co lekko ocieramy się dłońmi. Przelatuje między nami iskra, wprawiająca me ciała w drżenie. Wiem, że też to poczuł. Z niedowierzaniem patrzy na swą dłoń, później moją, ale nie komentuje tego. Włącza się do ruchu. Przez chwilę koncentruje się wyłącznie na jeździe, po czym zerka w mą stronę i mówi:

— Dobrze wyglądasz jak na to, ile wypiłaś wczoraj. — Milknie na chwilę i dodaje: — nie wiem czy to kwestia wprawy czy po prostu kac jest dla ciebie łaskawy.

Przez chwilę jestem zmieszana jego słowami, ale postanawiam się bronić.

— Nie wypiłam aż tak dużo i to dlatego — argumentuję, chociaż wcale nie czuję się rewelacyjnie, ale usilnie nie daję tego po sobie poznać.

— Barman mówił co innego, gdy go o to spytałem. — Auć i tu mnie ma. Ale co mu do tego?

— Ile piję to moja sprawa. Pojawiasz się znikąd i już zaczynasz mieszać się w moje sprawy. — Atakuję go, to mi wychodzi najlepiej.

— Spokojnie. Po prostu się martwię — zauważam, że jest strapiony i to chyba z mojego powodu. Tylko ja potrafię każdemu przysparzać zmartwień. — Nadia, nie będę ukrywał, przeraziłaś mnie wczoraj, gdy cię ujrzałem. Pijana i taka nieszczęśliwa. — Zerka na mnie wyczekując mej reakcji. — Ledwo cię poznałem — wyznaje mi. — Gdzie ta piękna, silna i rozsądna kobieta się podziała? — zadaje trudne pytanie.

Sama się zastanawiam nad tym. Umarła wraz z rozstaniem z tobą. Pragnę powiedzieć, ale mówię tylko ze wstydem te słowa:

— Nie ma jej. — Spuszczam głowę. Nie mogę na niego patrzeć.

— Co się stało? — Jest taki zatroskany. Przejmuje się mym losem, co mnie cieszy i zarazem wkurza, gdyż akurat litość to ostatnie, co od niego pragnę otrzymać, a tylko to mi ofiaruje.

— Nic — co innego mam mu powiedzieć? Prawdy nie mogę mu wyznać, a tak pragnę się przed nim otworzyć. Zrzucić ten ciężar tajemnic z siebie i poczuć się zrozumianą.

— W to nie uwierzę. — Nie daje się zwieść. — Wyglądasz jak cień samej siebie. Coś się musiało stać. — Łudziłam się, że w miarę zdążyłam się ogarnąć i nie wyglądam tak źle, ale ma rację. Stałam się własną zmorą. Zapadnięte policzki, zbyt wystające kości. Zresztą wczoraj widział mnie w pełni mojej marności.

— Kuźwa, ktoś cię dalej dręczy?! Nie powinienem zostawiać cię samą z tymi groźbami! — Wali rękoma w kierownicę, przez co zjeżdża z naszego pasa na sąsiedni.

— Uważaj i uspokój się. To nie to. — Po części mówię prawdę, gdyż groźby ustały. — W pracy mam sajgon, zbyt dużo jej. Źle sypiam i nie mam czasu na nic. — Jego pojrzenie mówi, że nie nabrał się na te słowa.

— I dlatego nic nie jesz i pijesz? Tak właśnie wyglądasz, jakbyś zrezygnowała z pokarmów na rzecz alkoholu. — Dlaczego zgodziłam się z nim spotkać? Miałam nadzieję na co? Że będzie jak wcześniej? Że okaże się to pięknym początkiem historii z zakończeniem: żyli długo i szczęśliwie? Naiwność, to u mnie najgorsze.

— Ostatnio mam zbyt dużo stresu. Proszę odpuść. — Czy on nie widzi, że nie mam siły się z tym zmierzyć?

— Jak mam nie zwracać na to uwagi, jak się martwię? Nie potrafię przestać się tym interesować. Chcę ci jakoś pomóc. — Znów ta litość.

— Dam sobie radę sama. Już powoli wszystko ogarniam. — Przynajmniej mam taki zamiar. — A w ogóle skąd się tu wziąłeś? — Muszę odwrócić jego uwagę, a poza tym nosi mnie z ciekawości.

— To długa historia i wiedz, że nie skończyliśmy rozmowy. — Obserwuje mnie. — Dojeżdżamy, ale będziemy kontynuować temat w restauracji. — Parkuje samochód, a ja mam chwilę na to, by wymyśleć kilka kłamstw. Co jednak ciężko mi przychodzi. Nic nie jest w stanie wytłumaczyć racjonalnie mojego obecnego stanu, poza prawdą, której nie mogę wyznać.

Wychodzi z samochodu i szybko obchodzi go, aby otworzyć mi drzwi. Podaje mi dłoń, aby łatwiej mi było wyjść z tego niskiego siedzenia. Ten dotyk — coś co sprawia, że obumarłe serce bije ochoczo.

— Dzięki — odpowiadam wychodząc. Stając obok niego puszczam jego dłoń. Muszę ograniczyć kontakt, z tego nic dobrego nie wyniknie.

— Jesteśmy na miejscu. Mam nadzieję, że lubisz kuchnię włoską. — Stoimy przed jednym z moich ulubionych lokali Mela Verde.

— Lubię to miejsce — mówię i uśmiecham się do niego. Miło, że trafił w mój gust. Odwzajemnia uśmiech. Oczyszcza to chwilowo atmosferę między nami.

— Cieszę się — odrzeka i obejmuje mnie w pasie, aby poprowadzić mnie do wejścia. — Pozwól, że zaprowadzę cię do naszego stolika, udało mi się zarezerwować mój ulubiony. — Ten bliski kontakt. Znowu te emocje. Dla niego zwykła uprzejmość, a dla mnie katusze rozkoszy. Czy on nie widzi co ze mną wyprawia? Podchodzimy do stolika. Widać, że Wiktor często tu bywa. Skierował się wprost do stolika osadzonego w głębi sali, nadającego poczucie odosobnienia. Idealne, niestety, miejsce do rozmowy.

Ściągam płaszcz nie czekając na jego pomoc i też samodzielnie siadam. Na co on tylko się uśmiecha i zajmuje miejsce naprzeciwko mnie.

Przez chwilę tylko się sobie przyglądamy. Czemu to wszystko musi być takie skomplikowane? Nigdy nie jest łatwo, bez przeszkód. Każda część ciała pragnie go, a żadna nie może go mieć. Okropna tortura, gorsza niż fizyczna udręka.

— Na co masz ochotę? — pyta mnie biorąc menu do ręki.

— Dla mnie tylko woda. — Staram się wyglądać na skruszoną. Niestety na myśl o jedzeniu mój żołądek się buntuje.

— Woda, a to dobre — zaśmiewa się. — Wiesz lunch to się zjada przeważnie. — W swej wypowiedzi jest ironiczny.

— Wiktor odpuść mi — proszę go, nie mam siły się z nim spierać. — Mam kaca. Nie dam rady jeść.

— Czyżby dlatego nie jadasz, gdyż stale jesteś na kacu? — oskarża mnie.

— Przestań! Nie jest tak. Nic nie rozumiesz. Źle zrobiłam godząc się na spotkanie z tobą. Wychodzę. — Wstaje od stołu, ale Wiktor szybko chwyta mnie za rękę.

— Przepraszam, zostań. Masz rację nie rozumiem o co chodzi, ale chcę, żebyś mi to wyjaśniła. — Patrzy na mnie tymi swoimi dużymi oczami wypełnionymi teraz po brzegi smutkiem. Siadam, widać że się martwi, ale nie chcę mu nic mówić.

— Nie chcę nic wyjaśniać. Miałam trudny okres w życiu, ale jest już lepiej i nie chce do tego wracać. Chciałabym, żebyś już nie drążył tego tematu.

— Na pewno już jest lepiej? Nie jesteś do końca przekonująca. — Przenika mnie spojrzeniem, a ja uciekam wzrokiem.

— Wychodzę na prostą. Nie przejmuj się mną. — Mam nadzieję, że te słowa sprawią, że zmienię to, co robię dotychczas.

— Łatwo powiedzieć, a ja tak nie umiem, ale postaram się zaufać. — Dostrzegam w nim pewną zmianę. Jest dociekliwy, ale bardziej opanowany.

— Dziękuję. — Ulżyło mi, iż mam tą rozmowę za sobą.

— Na pewno nic nie zjesz? — Z każdym jego słowem, komentarzem dostrzegam to, jak bardzo się stoczyłam. Wiem, co on widzi, a co ja nie chciałam ujrzeć. Wychudzoną i nieszczęśliwą kobietę. Jak mogłam do tego dopuścić? Życia nie da się budować, staczając się.

— Nie, dziękuję. W tym momencie potrzebna mi jest jedynie woda. — Podchodzi do nas kelner. Wiktor zamawia dla mnie wodę i lunch dla siebie.

— A może to teraz ty mi wytłumaczysz, co robisz w Warszawie? — Pora na pytania z mojej strony.

— Wróciłem jakiś miesiąc temu do Polski już na stałe — odpowiada po prostu. Szokuje mnie ta informacja. Jest już tu miesiąc. Aż miesiąc? I nie zadzwonił? Nie próbował się zobaczyć ze mną? Całkiem mnie skreślił. Ale dlaczego wrócił? Na pewno dla tej kobiety.

— Wróciłeś dla niej? — Jego spojrzenie mówi, że wie, o kogo mi chodzi.

— To skomplikowane, nawet bardzo. — Odrzeka. Okazuje się, że mam rację. Jest tu dla niej. Nie potrafię ukryć bólu na mej twarzy. Pochylam głowę, ale mimo wszystko chcę wiedzieć. Jestem coraz bardziej zdruzgotana.

— Wyjaśnij — nalegam.

— Nie wiem od czego zacząć. — Widać, że jest skołowany. Niezbyt chętnie chce mi o tym opowiedzieć.

— Najlepiej od początku — mówię te banalne słowa, które idealnie pasują do sytuacji. Wiem, że to, co usłyszę mnie zrani, ale muszę się dowiedzieć.

— Od początku. Ok. Natalia to moja była narzeczona, ta przez którą wyjechałem do Paryża — zaczyna.

— I teraz przez nią wróciłeś — komentuję. Nie pojmuję tego, ale może jej wybaczył i dostrzegł, że chce z nią być.

— Nie do końca przez nią — kontynuuje. — Pamiętasz jak w dzień naszego rozstania byłem w podłym nastroju i na ciebie naskoczyłem? — pyta, a ja przytakuję, zbyt dobrze pamiętając tę chwilę. Niestety nie rozumiem nadal do czego zmierza, ale patrząc na niego zauważam, że nie łatwo mu o tym mówić. — Spotkałem wtedy Natalię. Wytrąciło mnie to bardzo z równowagi. Odżyła rana, którą mi zadała siedem lat temu. Najbardziej żałuję, że na tobie odreagowałem i tak na ciebie naskoczyłem. Nie powinienem był tak robić. — Widać, że jest ze mną szczery.

— I co wyjaśniliście sobie w końcu wszystko. Stare uczucie odżyło i postanowiliście wrócić do siebie. — Wyciągam szybko takie oto wnioski.

— Nic z tych rzeczy. — Coraz bardziej mnie intryguje. — Nie jesteśmy razem. Nie ma już tego uczucia między nami. Ale coś nas łączy i przez to wróciłem. — Powolnym tokiem wypowiedzi torturuje mnie.

— Powiedz to w końcu — naciskam.

— Mamy razem dziecko — wyznaje.

— Jak to? Dziecko? Nic nie rozumiem. — Nie potrafię ukryć zdziwienia.

— Siedem lat temu, gdy mnie zdradziła, okazało się, że już była ze mną w ciąży. Po tym, gdy się dowiedziałem, co mi zrobiła, od razu wyjechałem, nie chcąc jej znać i więcej widzieć. Ona, gdy się dowiedziała, że jest w ciąży i była pewna, że to ze mną, przeniosła się do Krakowa i tam mieszkała, aż do tamtego roku. Wróciła do Warszawy, aby zająć się swoją chora matką, z moją córka, która skończyła już sześć lat. Nadal bym pewnie o niczym nie wiedział, ale spotkałem ją ponownie, tym razem w towarzystwie Sary. Gdy ujrzałem małą, popatrzyłem na jej oczy i ujrzałem swoje, te same, co oglądam codziennie w lustrze.

Zażądałem od Natalii wyjaśnień. Z początku oponowała, ale w końcu zgodziła mi się wyznać prawdę. Wściekłem się na nią, że mi o niczym nie powiedziała tyle lat, że ukryła istnienie mojego dziecka. — Nadal widać, jak ta sprawa nim wstrząsa. — Nie mogę wybaczyć sobie, że o niczym nie wiedziałem, ale tak dobrze się z tym ukryła. Tyle lat nie uczestniczyłem w wychowaniu córki. Postanowiłem to zmienić i wrócić do Polski. Kupiłem dom i miesiąc temu przeniosłem się tu na stałe. Mój brat pojechał do Paryża zająć się interesami, a ja objąłem rządy na starych śmieciach. Teraz usiłuję nadrobić stracony czas. Chociaż nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się to uczynić. Tyle mnie ominęło. A Sara to taka wspaniała dziewczynka. Skradła me serce momentalnie. Póki co nadal się poznajemy, ale wiesz cieszę się, że ją mam. W środku nie czuję się już taki pusty, mam cel, którym jest zapewnienie jej szczęścia i to napędza mnie każdego dnia — wyznaje mi. Na wzmiankę o córce widać w jego oczach dumę. — Nigdy nie myślałem o roli ojca, a jednak jakoś się w tym odnajduję. Wiesz, jakie to wspaniałe uczucie mieć dziecko i być komuś potrzebnym? — zadaje to retoryczne pytanie, patrząc z radością na mnie. Łagodnieje, opowiadając o córce, a ja na te słowa spinam się cała.

— Niestety, nie było mi dane tego doświadczyć. — Odżywają bolesne wspomnienia. Przymykam oczy, aby się nie rozpłakać.

— Nadia przepraszam, nie chciałem, żebyś to tak odebrała. — Wiem, że nie zrobił tego celowo, ale wie, że kiedyś straciłam dziecko, a wspomnienie o tym boli wciąż na nowo. Czuję jak kładzie dłoń na mojej. — Proszę popatrz na mnie. — Niechętnie otwieram oczy. Wiem, co w nich dostrzeże, zastygłe łzy. Ale nie sposób mu odmówić, gdy prosi. — Nie chciałem cię zranić. Nie pomyślałem i zagalopowałem się.

— W porządku. — Nie wysuwam swej dłoni z jego uścisku. On też tego nie czyni. Ten gest przynosi mi pocieszenie. — Zaszokowała mnie twa opowieść. Nie spodziewałam się, że okaże się, iż jesteś ojcem. Spodziewałam się usłyszeć coś innego. — Usiłuję zakończyć temat związany ze mną. — W ogóle to moje gratulacje. — W tym momencie przychodzi kelner z zamówieniem Wiktora i moją wodą. Nasz chwilowy kontakt zostaje przerwany. Niestety źle mi bez jego dotyku. Chłód owiewa mnie całą, jakby całe ciepło ze mnie zostało wyssane wraz z oddaleniem się naszych ciał.

— Na pewno nie masz ochoty? — pyta, wskazując na jedzenie.

— Nic poza wodą nie dam rady przełknąć. — Zapada milczenie między nami. Wiktor zaczyna jeść, a ja go obserwuję. Odczuwając głód, ale na niego. Jest dla mnie jak niedozwolony smakołyk. Apetyczny, a niedostępny. Coś, co zjedzone może zaszkodzić.

Wyczuwam między nami napięcie. Dużo niedopowiedzeń sprawiających, że powiększa się otchłań między nami. Wpadamy w przepaść, z której nie ma dobrego wyjścia.

Nowiny, których się dowiedziałam zaskoczyły mnie kompletnie. On ma córkę. Ale co z Natalią? Na pewno ich to do siebie zbliżyło.

— O czym tak rozmyślasz? — Przygląda mi się uważnie.

— O tym, co mi powiedziałeś. Nie pojmuję jak Natalia mogła ukryć przed tobą istnienie Sary. — Okazała się bardzo w tym względzie samolubna. Zatajenie tego przed Wiktorem, było bardzo bezwzględnym posunięciem z jej strony.

— Nie chciałem jej znać, tym się tłumaczy, ale mam jej to za złe. Nigdy bym nie odtrącił własnego dziecka. — Znalazł się w trudnej sytuacji. Straconego czasu nie można nadrobić. Tego, co go ominęło. Pierwszego uśmiechu, pierwszych kroków, pierwszych słów, tego nikt im nie wróci.

— Być może wtedy też dałbyś jej szansę. — Te słowa samoistnie wymykają się z mych ust.

— Nie wiem jakby to było. Zdradziła mnie i nie wiem, czy byłbym w stanie jej to mimo wszystko wybaczyć. — Zamyśla się na chwilę.

— Ale teraz jej wybaczyłeś, tak? — dociekam. Jest to silniejsze ode mnie. Ta chęć upewnienia się co jest między nimi, ta niepewność we mnie. Potrzebuję zapewnienia z jego strony, że on i Natalia, nigdy już nie stworzą jedności.

— Nie wiem czy kiedykolwiek jej wybaczę, ale jesteśmy w przyjaznych relacjach. Minęło sporo czasu, a dla Sary ważne jest, aby jej rodzice nie skakali sobie do oczów. Staramy się jakoś dogadywać i wspólnie ustalać sprawy dotyczące wychowania Sary. — Widzę, jak pragnie bym go zrozumiała. Możliwe, że właśnie tego potrzebuje, zrozumienia od kogoś. — Oficjalnie uznałem ją za swoją córką, a teraz chcę, żeby miała moje nazwisko, ale Natalii się to nie podoba. — Nie jest z tego powodu zadowolony. — Wczoraj wieczorem mieliśmy to obgadać. Nie chcemy o takich sprawach mówić przy dziecku — wyjaśnia mi powód ich wczorajszego spotkania.

— Przepraszam, że wam przeszkodziłam w tym, ale nie musiałeś mnie odwozić. Wzięłabym taksówkę. — Chcę, by zrozumiał, że umiem sama o siebie zadbać.

— Wolałem sam się upewnić, że dotrzesz cała do mieszkania. W głowie odżyła mi sytuacja sprzed kilku miesięcy, gdzie wpakowałaś się w kłopoty po alkoholu. Nie chciałem ryzykować. A z Natalią dziś porozmawiam. — Chce mnie zapewnić, że nic się nie stało, ale na wzmiankę o ich spotkaniu robię się zazdrosna. — Sara nocuje u koleżanki. Nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy mogli obgadać później tę sprawę.

— Widzę, że często się spotykacie. — Próbuję wybadać temat.

— Mając wspólne dziecko jest to nieuniknione — tłumaczy się, kończąc powoli jeść.

— Rozumiem. — Chociaż nie wiem, jak to jest. Czuję, że ich relacje są bliższe niż się przyznaje i jestem zazdrosna coraz bardziej, chociaż nie mam do tego prawa. Niestety natura jest silniejsza i mam chęć walczyć o niego. Nie dopuścić do Wiktora nikogo.

— Cieszy mnie to. — Zapada po raz kolejny między nami cisza. Chciałabym mu tak wiele powiedzieć, że tęskniłam, że cierpiałam codziennie z dala od niego, a nie mogę. Czuję się bezradna. Z góry nałożone na mnie milczenie, przygniata swym ogromem. Boję się, że nie wytrzymam i słowa same wypłyną z mych ust, ale uparcie milczę ledwo się powstrzymując przed wypowiedzeniem słów, które zmieniłyby zbyt wiele.

Biorę szklankę, skupiam się na niej. Na tym obiekcie namacalnym dla mnie. Jedynie chłód wody jest pewny, reszta pozostaje niewiadomą. Wypijam łyk, aż szklanka jest pusta. Odstawiam ją.

Chciałabym bezkarnie móc obcować tak z ciałem Wiktora, upajać się nim. Spędzić z nim więcej czasu, ale strach pozostaje. On ma zupełnie nowe życie, a wtargnąć w nie nieproszona nie zamierzam. Nie znam jego pragnień. Nie wiem czy on by tego chciał.

— Cieszę się, że na siebie wpadliśmy. Obawiałem się, że już cię więcej nie ujrzę. — Spogląda jakby z tęsknotą na mnie albo to ja chcę, żeby tak patrzył.

— Też tak myślałam — mówię smutno.

— Nadia. — Jego głos brzmi teraz głębiej, lekko ochryple, gdy wypowiada me imię. Chce coś dodać, ale w tym momencie jego telefon dzwoni. Spogląda na wyświetlacz i mówi: — Przepraszam cię na chwilę. — Wstaje od stołu i się oddala, abym go nie słyszała. Wyczuwam, że dzwoni ona i dlatego nie chce przy mnie rozmawiać.

Co ja sobie myślę? Nie mam najmniejszych szans przy Natalii. Pora stąd wyjść, póki zachowuję resztki godności i nie proszę go, aby został na zawsze przy mnie. Nie chcę się dłużej katować wiedząc, jaki będzie rezultat spotkania. Biorę płaszcz i podchodzę do niego.

— Muszę lecieć. Jestem umówiona z Bianką. Miło było cię zobaczyć — mówię szybko i odwracam się do wyjścia, ale chwyta mnie za rękę. Znów ta reakcja mojego organizmu, którą usilnie ignoruję.

— Daj mi chwilę, poczekaj — prosi.

— Wiktor, nie. Do widzenia. — Widzę w jego oczach rozczarowanie. Nie może za mną iść, nie uregulował rachunku, a zatrzymuje go rozmowa. Pozostaje mu odprowadzić mnie spojrzeniem, którym widzę niemą prośbę, abym została. Ale nie wracam. Nie tędy droga. Ta jest zbyt wyboista, z licznymi przepaściami, w które można wpaść i już więcej się nie podźwignąć.

Wiem, że nie mogę robić sobie nadziei. Nie wygram w tej bitwie o niego. Obrałam przegrany front. Po zwycięskiej stronie pozostaje Sara i jej matka. To jest jego obecne życie, bez miejsca dla mnie. Straciłam go na dobre, gdy odeszłam. Wtedy, gdy uczucia między nami były świeże, może pogodziłby to jakoś, ale nie było mnie w pobliżu przez długi czas, a była sama Natalia. Z pewnością coś poczuł do niej. W końcu kiedyś ją kochał, a mnie? Nie wiem jakim uczuciem darzył. Stara się mnie nie zranić mówiąc o wszystkim wprost. A tak było już dobrze, zniknął z mego życia, zaczynałam się z tym godzić, a teraz muszę zmagać się z tym na nowo. Ta przeprawa nie będzie łatwa.

Rozdział 3

Wybieram się na spacer. Muszę przemyśleć kilka spraw. Schrzaniłam sobie życie w sposób nieodwracalny, to bardziej niż pewne. Ale chociaż w jakimś znikomym stopniu muszę je przywrócić do normalności. Koniec upijania się w samotności. Znikania z pracy w połowię dnia, gdy świat jest zbyt radosny, by na niego patrzeć.

Muszę zadbać o siebie. W obecnym stanie, chociaż nie wiadomo jakbym się starała, nie odzyskałabym go. Szkoda, że Bianka jest u Kuby, naprawdę mam chęć się z nią spotkać. Chociaż trochę zrzucić swego nieszczęścia na kogoś, kto mnie może pocieszyć.

Mimo wszystko nie będę się załamywać i biorę się za siebie. Mam wolne popołudnie i pora coś zmienić. Zacznę od odświeżenia garderoby, która sama już się o to prosi. A co może być lepszego na dobry początek jak zakupy.

Pozytywne nastawienie sprawiło, że popołudnie mogę zaliczyć do udanych. A zakupy się powiodły. Okazało się, że jestem zmuszona kupić ubrania o rozmiar mniejsze, ale przynajmniej nie będą wisieć na mnie. Zainwestowałam w jaśniejsze barwy, aby mnie bardziej nie wychudziły. Ciało mi się zmieniło przez te kilka miesięcy i wcale mi się to nie podoba, ale muszę póki co się do tego dostosować. Postanawiam, że zacznę odżywiać się lepiej. Może z czasem uda mi się nadrobić stracone kilogramy.

Kolację zjadłam też na mieście i dopiero późnym wieczorem znajduję się na mieszkaniu. Przebieram się i ruszam do kina, aby nie spędzać kolejnego wieczoru samotnie.

Dziś omijam bary, postanawiam po kinie nie wstępować do niego i wrócić prosto do mieszkania. Mimo, że myślę o Wiktorze, to nie czuję się źle. Jestem przygnębiona, ale staram się jakoś pogodzić z sytuacją. Wiem, że nic mu nie jest. Wydaje się szczęśliwy i rozumiem, że nie mam prawa pchać się w jego życie.

Podejmuję decyzję, że samotnie ruszę na przód. Już zawsze będzie dla mnie ważny, ale nie mogę go bezkarnie mieć. On ma rodzinę, którą może w pełni stworzyć. Nie chcę być dla niego odskocznią, a nie wiem czy na coś innego mogłabym liczyć.

Po długiej kąpieli, postanawiam nadrobić zaległości literackie i z książką w ręku rozsiadam w salonie.

Moją rozrywkę przerywa SMS od Wiktora, którego się nie spodziewałam. Chwilę ociągam się zanim otwieram treść wiadomości.

Nadia dlaczego tak nagle uciekłaś? Zrobiłem coś źle? Wszystko w porządku u Ciebie? Wiktor Wokan.

Chciałabym móc zignorować jego pytania, ale z chwilą przeczytania wiadomości wiedziałam już, że nie pozostawię jej bez odpowiedzi. Niezwłocznie odpisuję.

Gdyż tak będzie lepiej Wiktorze. Nie zrobiłeś nic złego. Jest dobrze tak jak jest. Nadia Parocka

Może do końca nie jest dobrze, ale póki co lepiej być nie może. Nie upływa dużo czasu i otrzymuję od niego odpowiedź.

Nie chcę się z tym zgodzić. Spotkajmy się jeszcze. Porozmawiajmy. Jest tyle do wyjaśnienia między nami. Chciałbym to zmienić. Wiktor Wokan.

To nie jest dobry pomysł. Zajmijmy się własnym życiem. A to co jest niedopowiedziane niech takie zostanie. Nie naciskaj Wiktorze. Nadia Parocka.

Nie możemy tak po prostu się spotkać. Czy on nie dostrzega tego, że dla mnie jest to trudne? Nadal go pragnę i nie mogę być blisko niego, nie mając go. A on znów naciska. Pod tym względem nic się nie zmienił.

Nie będę naciskał, ale przemyśl to jeszcze. Chętnie znów się z Tobą zobaczę. I mam nadzieję, że zmienisz zdanie. Zadzwoń, gdy tylko to nastąpi. Naprawdę mi zależy na spotkaniu. Wiktor Wokan.

Na to nie licz, że zmienię zdanie. Nie komplikujmy sobie spraw. To zbyt trudne dla mnie. Dobranoc Wiktorze. Nadia Parocka

Nie pozostawia mojego SMS-a bez odpowiedzi.

Lubię komplikacje. Miłej nocki Nadio. Wiktor Wokan.

Może on lubi komplikacje, ale ja na to jestem za słaba. Nie możemy się spotkać jako przyjaciele, gdyż pcha mnie zbyt mocno w jego stronę i mogę ulec swym pokusom. A inna alternatywa nie jest możliwa między nami. Nie mogę się skazać po raz kolejny na niepewność związaną z Wiktorem. Od nowa zacznę bez niego. Zaczynam już w tym mieć wprawę. Teraz, gdy wiem, że muszę wziąć się w garść, zrobię to bez wahania. Nie mogę podążać tą ścieżką. Pora z niej zawrócić. Niestety świadomość, że jest blisko nie ułatwia mi niczego, ale dam radę trzymać się z dala od niego, będę silna.

Z pozytywnym nastawieniem na dalsze życie zapadam w sen.

Nowy tydzień zaczął się lepiej niż mogłabym przypuszczać. Porozmawiałam z Bianką, która pochwaliła mnie za decyzję podjętą w sprawie Wiktora. Mimo wszystko tęsknię za nim, ale pragnienie spokoju i zmiany, powstrzymuje mnie przed zadzwonieniem do niego.

W pracy też przestałam się obijać. Zaniedbałam ostatnio wszystko, dobrze, że przez ten czas czuwała nad wszystkim Laura, a teraz wróciłam na nowo i ponownie zaangażuję się na całego.

Zasmuciła mnie jedynie widomość od Bianki, która oznajmiła, że przeprowadza się do Jakuba. W głębi przeczuwałam, że to nastąpi i tak już prawie u niego mieszkała. W sobotę mamy zorganizować sobie ostatni babski wieczór w naszym wspólnym mieszkaniu.

Będę tęsknić za nią, ale nie mogę jej zabronić być szczęśliwą. Nasz kontakt się nie urwie. Taką przyjaźń spotyka się raz w życiu i nadal zamierzamy ją pielęgnować, ale może być trudniej. Przychodzi czas, gdy w życiu pojawia się ktoś, z kim chce się iść na przód i Bianka ma takiego kogoś. Teraz razem muszą tworzyć przyszłość. Będę kroczyć obok niej, gdy mnie będzie potrzebować, ale już nie razem do przodu. Łezka kręci się w oku, kiedy o tym myślę, ale moja przyjaciółka zasługuje na szczęście i nie przeszkodzę jej w tym.

Wieczorami, aby przed zaśnięciem nie oddać się innym niemądrym rozrywkom, oglądam filmy, bądź czytam książki i osiągam coś w rodzaju wewnętrznego spokoju. Co przekłada się również na to, iż fizycznie czuję się lepiej.

Jest czwartkowy wieczór, Bianka pracuje, a ja znów oglądam film i stwierdzam, że nie jest mi źle samej. Nie obawiam się niczego. Jestem mniej zestresowana. Utwierdzam się w przekonaniu, że przyzwyczaję się do tego. W końcu do wszystkiego idzie przywyknąć. Chcę sprawdzić na telefonie godzinę i sięgam po niego w chwili, gdy zaczyna dzwonić. Jestem zaskoczona, gdy widzę, że to Wiktor. Mam ochotę zignorować połączenia, ale postanawiam zachować się dorośle i odebrać.

— Proszę. — Serce mi przyspiesza oczekując na jego powitanie. Nie mam pojęcia po co dzwoni.

— Witaj Nadio. — Drgam na sam dźwięk jego głosu. — Dzwonię, gdyż pomyślałem, że może zjemy jutro razem kolaję. — Jak zawsze informuje mnie bez zwłoki.

— Myślałam, że zrozumiałeś, że nie chcę się spotkać — przypominam mu o tym.

— Wiem, ale nadal chciałbym, żebyś zmieniła zdanie. Jedna kolacja. Proszę. — Czemu on mi to robi? Nie mam silnej woli, by nie ulec jego prośbom.

— Miałeś nie naciskać. — Czuję, jak powoli ulegam. Za każdym razem przepadam, gdy słyszę jego głos.

— Zmieniłem zdanie. Za dużo myślę o naszym ostatnim spotkaniu. Zgódź się. — Przeciąga ostatnie słowa, co sprawia jedynie, że jego propozycja wydaje się kusząca. Jestem obecna w jego myślach. Miła informacja. Manipuluje mną, a ja pozwalam mu na to przez brak stanowczości.

— To nie jest dobry pomysł. — Mam duże obawy, ale nie odmawiam.

— Potraktuj to jak zwyczajną kolację starych znajomych. — Już wiem, kim dla niego się stałam. Znajomą z odległych czasów. Niestety on dla mnie nie jest tylko znajomym. Nie umiem mu się postawić i przestawić swych racji.

— Jak tak to przedstawiasz, to ok. — Ulegam bez większej namowy.

— Świetnie. Jutro przyjadę po ciebie o dwudziestej. — Ponownie mamy się ujrzeć. Z góry wiem, że nic dobrego z tego nie wyniknie.

— W porządku. W takim razie do zobaczenia jutro. — Żegnam się z nim.

— Do jutra Nadio. — Rozłącza się zadowolony z siebie. W głowię widzę uśmieszek malujący się na jego twarzy. Chwilowy tryumf, ale on zawsze nade mną dominuje.

Znowu źle robię, ale jestem taka słaba na jego prośby. Nie będę się oszukiwać, jestem na każde jego zawołanie. Ma nade mną władzę, którą w pełni wykorzystuje. Najlepszym wyjściem jest odcięcie się całkiem od niego. Brzmi to w teorii łatwo, ale w praktyce nie jest wykonalne.

Kolacja z nim jutro. Dam radę. Dobrze, że kupiłam sobie sukienkę, przynajmniej mam co na siebie włożyć.

Przyłożę się starannie do przygotowań. Wiem, że to będzie oznaczało, że mi zależy, ale chcę się pokazać z jak najlepszej strony. I tak jest, zależy mi. Chcę, żeby z jego pamięci uleciał ten mój koszmarny wizerunek z tamtego piątku.

Już dziś pocznę przygotowania. Peeling, maseczka, depilacja i manikiur. Muszę perfekcyjnie wyglądać. Biorę się do dzieła. Ciężko będzie w jeden wieczór nadrobić zaniedbywanie się, ale myślę, że coś da się zrobić.

Po wszystkich zabiegach na powrót czuję się kobieco. Potrzebowałam takiego domowego spa. Stresuję się spotkaniem z Wiktorem, gdyż nie wiem, co ono przyniesie. Ale jedno wiem, nie mogę nic sobie obiecywać. Jest to zwyczajna kolacja dwójki znajomych, ale przecież nie zaszkodzi dobrze wyglądać, o ile jest to jeszcze możliwe.

Piątek w pracy dłużył mi się niesamowicie. Muszę przyznać, że wyczekuję tego spotkania z niecierpliwością. Okazuje się, że tęsknota za nim stała się silniejsza niż zdrowy rozsądek. Niestety, Bianka krytykuje moja uległość do Wiktora, ale ona nie rozumie, że nie jest łatwo pozostać w postanowieniach, gdy się kogoś pragnie. Nie jestem w żaden sposób odporna na jego urok. Wiem, że w końcu za każdym razem, gdy będzie prosił, ulegnę jego namowom.

Dobrze, że Laura mnie wspiera. Twierdzi, że powinnam zawalczyć o Wiktora. Chociaż nie wiem, czy to jeszcze możliwe, gdyż nadal mam w głowie koszmar sprzed kilku miesięcy, gdy groziło mu niebezpieczeństwo. Nie mogę go znów na coś narazić. W ogóle nie mam szans z Natalią. Tamta ma przewagę w postaci Sary. A widać, że Wiktor jest gotów zrobić wszystko dla córki. Stał się bardziej dojrzalszy i będzie robił wszystko, aby jego dziecko było szczęśliwe, a kochanka na boku nie bardzo będzie ku temu sprzyjać. Nie wiem co on zamierza. Co mu dają te spotkania? Czy, aż tak mu mnie żal, że postanawia się litować nade mną? Nie wiem tego, ale czuję, że szybko się o tym przekonam.

Wracam do mieszkania. Szybki prysznic, makijaż i fryzura. Muszę się spieszyć, mam niecałe dwie godziny, a muszę dziś zabłysnąć. Cieszę się, że sińce pod oczami są już prawie niewidoczne i nie przypominam już zombie, a bardziej człowieka. Z resztą podkład już sobie poradził. Twarz też nie wydaje się tak strasznie zapadnięta.

Po półtora godzinie jestem już prawie gotowa. Teraz pozostaje mi się ubrać. Zakładam nowy komplet bielizny, chociaż nie wiem po co, ale nie zaszkodzi. W dopasowanej, jasno różowej, koronkowej bieliźnie czuję się pewniejsza. Następnie sukienka. Już ją uwielbiam. Oczarowała mnie od razu w sklepie. Nie wiem, czy nie jest zbyt szykowna jak na kolacje ze znajomym, ale co mi tam. Muszę dobrze wyglądać.

Pierwsze ubieram samonośne pończochy. Jest zdecydowanie za zimno na gołe nogi. A teraz ona. Sukienka, dzięki której czuję się rewelacyjnie. Ciemnobeżowa, ołówkowa do kolan, z długim rękawem z głębokim dekoltem w kształcie V, a pod nim wycięcie na talię podkreślające jej smukłość, która w tej sukience prezentuje się zadziwiająco korzystnie. Włosy ułożyłam na bok lekko je na końcach podkręcając. Do tego bardzo delikatny makijaż. Czerwona matowa szminka, takiego samego koloru czółenka w szpic i w identycznym odcieniu kopertówka na łańcuszku.

Myślę, że wyglądam nieźle, w porównaniu z tym jak ostatnio się prezentowałam. Mam jeszcze chwilę czasu, a nie mam ochoty marznąć na dworze. Przysiadam na kanapie. Wyczuwam, że ze stresu moje dłonie są spocone. Mam obawy, co do tego jak przetrwam wieczór. Na dodatek ukrywam przed nim tajemnice, które coraz ciężej jest mi zataić.

Słyszę dzwonek do drzwi. Czyżby on? Ale jest jeszcze wcześnie i kto go w ogóle wpuścił na klatkę.

Spoglądam przez wizjer. Po drugiej stronie drzwi stoi obiekt mego pożądania. Serce zaczyna mi mocniej bić. Otwieram drzwi drżącymi rękami. To nie jest randka, powtarzam sobie w głowie. To nie randka.

— Przepraszam, że jestem za wcześnie, ale jakoś tak wyszło — tłumaczy się, następnie spogląda na mnie. — O… — Zaczyna się we mnie intensywnie wpatrywać.

— Coś nie tak? — pytam zdziwiona.

— Tak.. to znaczy nie.. po prostu pięknie wyglądasz. — Kończy swą nieskładną przemowę.

— Dziękuję — mówię zakłopotana jego reakcją. — Miło, że udało mi się ciebie zaskoczyć — dodaję. — Jak się ogarnę to widać, że nie jest ze mną jeszcze tak źle. — Przez zdenerwowanie mówię bez sensu.

— Zawsze przecież jesteś piękna, a dziś wręcz olśniewasz. — Wyraźnie nie może oderwać ode mnie oczu. Moje libido skacze z podniecenia. Okazuje się, że opłacało się postarać. On też prezentuje się rewelacyjnie. Ciemnoszary taliowany garnitur i biała koszula bez krawatu. Wygląda tak seksownie.

— Zaczekaj chwilę, ubiorę buty i płaszcz, i możemy ruszać. — Bliskość jego w moim wąskim przedpokoju jest rozpraszająca.

— Nie spiesz się. — Dostrzegam, że i on jest poddenerwowany.

— Daj mi minutkę. Rozgość się w salonie. — Zapraszam go gestem w głąb mieszkania. Muszę iść jeszcze do sypialni przynieść płaszcz.

— Ok — mówi i idzie usiąść na kanapie, a ja udaję się do sypialni. Przeglądam się w lusterku i wycieram spocone dłonie. Denerwuję się okropnie. Muszę się uspokoić. Nie pierwszy raz wychodzę gdzieś z Wiktorem. Dam radę.

Gotowa ruszam z powrotem do salonu, gdzie pozostawiłam mojego towarzysza wieczoru. Widać, że jest już opanowany, niestety o mnie trudno to powiedzieć, zwłaszcza jak jestem blisko niego.

— Możemy ruszać. — Melduję się w gotowości. Szybko wstaje naprzeciwko mnie.

— Nadia, cieszę się, że jednak zgodziłaś się spotkać — mówi szczerze.

— Potrafisz być dosyć upierdliwy, gdy ci się odmawia, więc wolałam tego uniknąć. — Wolałabym powiedzieć, że też się cieszę, ale nie chcę, by jego ego zbytnio urosło.

— Jak zwykle uroczo szczera jesteś. — Uśmiecha się pierwszy raz od dawna tak szczerze.

— Wiesz cała ja. — W tym momencie mój humor się poprawia.

— Wiem i lubię to. — Z zadowoleniem na twarzach kierujemy się do wyjścia, po drodze ubieram buty i zabieram torebkę. Może ten wieczór okaże się miły.

Chwilę idziemy obok siebie w milczeniu, przez co w spokoju upajam się jego bliskością. Wchodzimy na chłodne wieczorne powietrze. Coraz bardziej czuć niskie temperatury. Zima zbliża się nieubłaganie. Podchodzimy do jego samochodu. Jak dotąd nie widziałam jeszcze jego kierowcy. Czyżby zmienił przyzwyczajenia?

— A gdzie twój szofer? — Jestem ciekawa.

— Na osobliwe spotkania jeżdżę sam — odpowiada i puszcza do mnie oko. Nie wiem czy żartuje, czy po prostu stara się być tajemniczy. Odpuszczam temat i wsiadam do wozu. Cieszę się, że jedziemy bez zbędnego towarzystwa.

Wiktor zajmuje miejsce za kierownicą. Nawet w trakcie jazdy można od niego wyczuć władczość. Robi to już mechanicznie w każdej sytuacji, ale pasuje to do jego osoby. Nadaje mu niepowtarzalnego charakteru. Mimo, że bywa to nieraz uciążliwe, lubię patrzeć na niego takiego pewnego i męskiego. Nie sposób przestać się w niego wpatrywać. Coraz bardziej odczuwam, co tracę, co mnie omija. Chętnie ofiarowałabym mu me, rwące się do niego, serce. Jednak nie jest to możliwe. Mógłby nie zechcieć go przyjąć, a kolejny raz nie dałabym rady posklejać go w całość. Już teraz nie jest kompletne, a odrzucenie mogłoby spowodować większe dziury w nim. Tak dużo jest na nim śladów boleści. Nie potrzeba mu ich więcej. Ostrożność w tym przypadku staje się koniecznością, dzięki której uda mi się przetrwać wszystko.

— Znów jesteś zamyślona. Można wiedzieć o czym? — Z zadumy wyrywa mnie głos Wiktora.

— Zastanawiam się, co tu w ogóle robię — wypowiadam na głos kolejną myśl, która nasunęła mi się do głowy.

— Jedziesz ze mną zjeść kolację. — Uśmiecha się przebiegle. — I mam nadzieję, że tym razem coś zjesz — dodaje.

— Dziś nie tylko towarzystwa ci dotrzymam, ale i włączę się czynnie w konsumpcję kolacji — zapewniam go i uśmiecham się po raz kolejny. Tak łatwo odpędza ode mnie zmartwienia.

— Radują mnie twe słowa. W ogóle dużo lepiej wyglądasz. — Wyraża swe spostrzeżenia.

— Lepiej się czuję. Mówiłam już ci ostatnio, że wszystko jest już w porządku — zapewniam go po raz kolejny.

— Miło to słyszeć. — W jego głosie można dostrzec wyraźna ulgę. Jego postawa też nie jest dziś tak napięta. Czyżby upewnił się i jego obawy odpłynęły, i teraz będzie mógł wieść spokojny żywot z dala ode mnie z czystym sumieniem?

— A co spotykasz się ze mną z poczucia winy, prawda? Żal ci mnie. Wiesz, że schrzaniłeś i teraz chcesz się upewnić czy daję radę? Niepotrzebnie się mną przejmujesz. — Ostro reaguję, ale rozumiejąc jego powód spotkania nie potrafię inaczej. Zauważam, że marszczy czoło.

— Masz rację. — Spogląda na mnie. W ciemności samochodu jego oczy stają się czarne. — Czuję się cholernie winny i jestem zły na siebie za to, co zrobiłem, ale wiedz, że spotykam się z tobą, bo tego chcę. — Akcentuje każde słowo dobitnie, abym pojęła ich znaczenie, lecz do końca mu niedowierzam.

— Nie wiem czy jestem w stanie w to uwierzyć — wyznaję swe obawy.

— Wiem, że nie masz powodu, aby mi ufać, ale mówię prawdę. Bardzo chciałem cię zobaczyć. Dobrze, że się zgodziłaś. Inaczej bym nie odpuścił i wymógł na tobie to spotkanie. — Z powrotem skupia się na jeździe.

— Zdążyłam już się o tym przekonać, że jak coś chcesz, to starasz się to osiągnąć. Dlatego też nie oponowałam zbyt długo. — Mniejsza z tym, że moja silna wola z jego głosem nie ma szans.

— Nie zawsze mi się to udaje. — Dostrzegam grymas na jego twarzy. Czuję, że mówi o naszym nieudanym związku.

— W życiu nie zawsze jest z górki — mówię, spoglądając wstecz na swe doświadczenia życiowe.

— Przy tobie to zawsze mam pod górkę. — Stara się zażartować.

— Zrzuć mnie jak zbędny balast i będziesz miał łatwiej — odpowiadam z powagą.

— Łatwiej nie zawsze znaczy lepiej. — Nie do końca za nim nadążam.

— Wiesz ciężko ci dogodzić — zarzucam mu to.

— Taki jestem. — Na chwilę zerka na mnie. — Nadia, mogę cię o coś spytać, tylko odpowiedz szczerze. — Ma bardzo poważny ton.

— Postaram się. — Nie mogę mu nic obiecać.

— Powiedz mi, czy twój stan nie miał nic wspólnego ze mną? Zapewnij mnie o tym. — Dostrzegam udrękę w tych słowach. Nie potrafię mu w niej ulżyć.

— Nie mogę — mówię szeptem. Nie potrafię tak otwarcie kłamać.

— Kurwa wiedziałem! — Wybucha i wali rękoma o kierownice. — Zraniłem cię bardziej niż myślałem. Jestem podłym egoistyczny draniem. A miałem cię nie skrzywdzić. — Słychać jak buzuje w nim złość.

— Proszę, uspokój się. — Jest okropnie wzburzony. — Wiktor, zatrzymaj się i wtedy porozmawiamy, i błagam, nie obwiniaj się. — Zauważam, że wypatruje wolnego miejsca by przystanąć, cały drży z napięcia.

Usiłuje się opanować. Po chwili milczenia zatrzymuje na poboczu samochód.

— Wiktor, to ja odeszłam. Sama podjęłam taką decyzję. Nie mogło się nam udać. Mieliśmy zupełnie inne podejście do naszego związku, a odległość też nam nie sprzyjała. Najwyraźniej tak miało być. Nie miej do siebie o to pretensji. — Spogląda na mnie z bólem w oczach.

— Wiesz, czuję do siebie obrzydzenie. Jak mogłem w ogóle oczekiwać od ciebie takich zobowiązań. Chciałem cię uwikłać w popieprzony układ. Teraz dopiero zrozumiałem, że nie było to w porządku.

— Teraz jest już za późno — wypowiadam te okropne słowa, które urzeczywistniają prawdę, o której oboje dobrze wiemy.

— Wiem. — Spuszczam wzrok. — Zaślepiła mnie przeszłość, w której trwałem. Wolałem nie dopuścić rzeczywistości, tylko trzymać się obranych przed laty wytycznych. Wybaczysz mi to kiedyś? — Jego twarz wyraża najszczerszą pokorę.

— Nie obwiniam cię o nic, więc nie mam co ci wybaczyć. Sam też się nie zadręczaj. — Spogląda na mnie z niedowierzeniem. Instynktownie ogarniam z jego czoła zbłąkany kosmyk włosów. Szybko się opanowuję i pospiesznie opuszczam dłoń.

— Nadia. — Bierze mnie za rękę. — Zmieniłem się. Inaczej patrzę teraz na życie.

— To dobrze — mówię speszona. — Ale jest dobrze tak jak jest i niech tak pozostanie. — Ta rozmowa zmierza w niebezpiecznym kierunku. Nie wiem jakie zamiary ma Wiktor.

— Masz rację. — Wraca mu najwyraźniej trzeźwość rozumowania. Puszcza moją dłoń. — Lepiej jedźmy już na kolację.

Reszta wieczoru upłynęła nam w napiętej atmosferze. Rozmawiamy o błahostkach. Wyczuwam, że Wiktor się zbytnio otworzył przede mną i teraz żałuje. Sama nie wiem też jak się zachować. Miło spędzam z nim każdą chwilę. Niestety dręczy mnie jedno: Natalia. Muszę go o to spytać. Gdy oboje kończymy swe posiłki, niewinnie zaczynam rozmowę o niej.

— Udało ci się dojść w końcu do porozumienia z Natalią w sprawie nazwiska? — zaczynam niewinnym pytaniem. Z jednej strony chcę być na bieżąco w sprawach związanych z nim, a z drugiej wiem, że nie mam do tego prawa. Jestem w tym wszystkim jak piąte koło u wozu.

— Nadal w tej kwestii nie udaje mi się jej przekonać, ale nie poddam się. Jest mi to winna za to, że ukrywała przede mną istnienie Sary tyle lat. — Wyraźnie jest rozemocjonowany, gdy tylko zaczyna o tym mówić. Złość na Natalię przemawia na mą korzyść. Właśnie zaczynam liczyć swe punkty w tej rozgrywce, a nawet nie wiem, czego chce Wiktor. Nie mogę go o to spytać. Nawet sama nie wiem czego chcę. Jego z całym bagażem? Może być ciężko. Narazić go też nie mogę, ale nie zniknę po prostu mu z oczu. Nie dam rady wycofać się dobrowolnie po raz kolejny.

— Gdybyś wiedział o Sarze, to moglibyście dla niej stworzyć normalną rodzinę — mówię, to chociaż nie chcę nawet dopuścić tego do swej wyobraźni.

— Nie wiem, czy by się to udało. Zdradziła mnie. Wiem, że przyczyniłem się do tego. Nie okazywałem jej pełnego zainteresowania, ale jednak tak się nie robi. Twierdzi, że to był najgorszy błąd w jej życiu i że żałuje, ale to się wydarzyło. — Ma na twarzy wypisany niesmak. Dochodzę do wniosku, że Natalia chce go na pewno odzyskać.

— Może czas już uleczył te rany — przechodzę do sedna sprawy. — Nadal możecie stworzyć rodzinę. — Pragnę mieć jasną sprawę w tej sytuacji.

— To nie jest takie proste. — Ale najwyraźniej możliwe — dopowiadam sobie. — Kocham Sarę, jest moją córką. Natalii nie darzę już tym uczuciem co kiedyś. — Serce mi zamiera na te słowa.

— Ale jednak jakimś darzysz — mówię przygnębiona.

— Jest matką mojego dziecka, nie będzie mi nigdy obojętna. To jest wręcz niemożliwe. — Moje szanse stają się zerowe. Gdy zaczną się bardziej dogadywać, myślę, że ich relacja przeniesie się na głębszą płaszczyznę.

— Aha — mówię tylko tyle. Nie mogę uwierzyć w to, że robiłam sobie jakieś nadzieje. Ciężko mi zakamuflować mój smutek. Sięgam po torebkę i zaczynam w niej szukać telefonu. Nie jestem w stanie znieść kontaktu wzrokowego z nim.

— Nadia, masz jeszcze ochotę na lampkę wina? — Zmienia szybko temat.

— Wiesz w sumie to powinnam się już zbierać. — Pora zakończyć ten wieczór. — Bianka wyprowadza się i muszę od rana pomóc się jej pakować, a dzisiaj jestem już padnięta. — Tłumaczę się bezsensownie. Powinnam po prostu wyjść i nie obracać się za siebie, ale ja jestem za słaba. Łaknę jego towarzystwa jak powietrza, bez którego nie można się obejść.

— Tak szybko? — Dziwią go me słowa.

— Im szybciej tym lepiej.

— Aż tak ci źle w moim towarzystwie? — Zauważam grymas na jego twarzy. Ugodziła go moja uwaga.

— Dobrze. — Aż za bardzo — dodaje w myślach. — Ale to wszystko nie dla mnie Wiktorze. — Mam nadzieję, że zrozumie moje słowa.

— Jak powiedziałem coś nie tak to przepraszam. Chciałem, żebyś się dobrze bawiła. — Widać, że nie cieszy go moja reakcja.

— Wiktor odwieź mnie, nie przedłużajmy dłużej nieuniknionego. — Nie dostrzega, jakie to bezsensowne brnąć w coś, co nie ma przyszłości.

— Nadia, nie rozumiem, ale nie będę cię zmuszał do swojego towarzystwa, jak sobie tego nie życzysz.

— Zrozumiesz, gdy dostrzeżesz to, co ja widzę. Bez sensu jest na mnie tracić czas. Masz teraz rodzinę, to jej powinieneś się trzymać. Nas nie ma i nigdy tak naprawdę nie było. Nie możemy się spotykać, nie utrudniajmy sobie niczego. — Chcę, by pojął mój punkt widzenia. — To było nasze ostatnie spotkanie. Nie nalegaj na więcej.

— Mam córkę, która jest teraz najważniejsza i tylko ona jest moją rodziną. — Widać, że moje wyznanie go nie zadowala. — Nie masz racji Nadio, było między nami coś silnego i nadal to wyczuwam. — Chcę coś powiedzieć, ale mnie powstrzymuje. — Nawet nie zaprzeczaj, ale nie mogę cię do niczego zmusić. Wiem, że zawiniłem i tego nie jest łatwo mi wybaczyć, ale nie chcę kolejny raz odpuszczać. Od trzech miesięcy żałuję, że wtedy nie zawalczyłem o ciebie i pozwoliłem ci odejść. Jak nie jestem ci całkiem już obojętny, to pozwól mi to jakoś naprawić. — Siedzę w osłupieniu. Nie spodziewałam się takiej wypowiedzi.

— Nie jestem w stanie ci nic obiecać. — Spoglądam na niego niepewnie.

— Nie obiecuj. Nie chcę wymagać na tobie obietnic. Po prostu mnie nie skreślaj jeszcze całkowicie. — W jego głosie kształtuje się błagalna nuta.

— To jestem jeszcze w stanie uczynić, ale odwieź mnie już. Jestem wykończona. — Muszę to wszystko sobie przemyśleć.

— Ok. Jak sobie życzysz, ale nie odpuszczę. — Jest zdeterminowany.

Płaci za naszą kolację i wychodzimy na chłodne wieczorne powietrze. Teraz przynajmniej wiem, że to spotkanie miało ukryte intencje. Chcę spróbować raz jeszcze, ale jest tu tyle niejasności, które musimy sobie wyjaśnić. Wyprostować wiele kwestii. Nie chcę niczego przyspieszać. Ostatnio działo się to zbyt szybko, teraz należy zwolnić.

Wsiadamy do samochodu. Wiktor włącza się do ruchu.

— Nadia. — Zerka na mnie. — Chcę być z tobą szczery. Zależy mi na tobie i cieszę się, że los pozwolił nam się znów spotkać przy barze. Chyba takie spotkania są nam pisane. — Uśmiecha się chytrze.

— Coś w tym jest. Bary jednak mają coś w sobie. — Wspomnieniami poprawia mi nastrój.

— Piękna, tęskniłem za twym uśmiechem i za tobą. — Nie poznaję jego wylewności. Widać, że jest rozluźniony i poczuł się pewniej.

— Ktoś cię chyba podmienił — dokuczam mu.

— Mówiłem, że się zmieniłem — mówi bardzo poważnie.

— Zaczynam to dostrzegać. — I jestem tym zdziwiona. — Ale mam nadzieję, że nie całkiem. Tamten Wiktor pociągał mnie — flirtuje z nim. Myślę, że po tym wszystkim należy mi się coś od życia. Dać szansę, gdy ta sama się pcha do mnie, to nic złego.

— Ale też byłem draniem, a nie chcę już nim być. — Bierze mnie za rękę. Nie cofam jej, zbyt potrzebny mi jest ten dotyk.

— Oboje popełniliśmy błędy. Ważne, aby z nich wyciągnąć właściwe wnioski. — Cieszę się, że rozstanie sprawiało, że zaczął myśleć inaczej. Nie jestem do końca przekonana, czy ma to przyszłość, ale nie potrafię już odizolować się od niego.

— Myślę, że wyciągnąłem. Pozwól mi tylko to pokazać. — Mam ochotę pozwolić mu na to i to teraz, ale się powstrzymuję.

— Wszystko w swoim czasie. Nie spieszmy się.

— Będzie tak jak chcesz. — Gładzi mnie po dłoni. Jest mi tak dobrze. — Już zapomniałem jakie to przyjemne uczucie obcować z twoją skórą.

Przymykam oczy. Nie dowierzam, że znów jest przy mnie. Tyle się wydarzyło, a nadal jest dla nas szansa. Unosi mą dłoń do ust i składa na niej niewinny i jakże czuły pocałunek, od którego całe ciało mnie mrowi.

— Może być jeszcze przyjemniej. — Unosi zachęcająco brwi.

— Przystopuj — mówię to, ale uśmiech błąka się na mych ustach.

— Teraz, gdy jestem blisko nigdzie się nie spieszę. — Znów swymi ustami muska mą dłoń.

— I dobrze. Też nigdzie nie zamierzam uciec.

— I tak bym ci na to nie pozwolił. — Posyła mi seksowne spojrzenie.

Od nowa zawładnął mym sercem. Chociaż muszę przyznać przed sobą, że od początku nim władał i nigdy nie przestał.

— To tym lepiej. — Dojeżdżamy pod moje mieszkanie.

Nie chcę się jeszcze z nim rozstawać, ale muszę ochłonąć i przemyśleć jeszcze to na spokojnie. Parkuje niedaleko wejścia.

— Dziękuje za miły wieczór. — Sięgam po klamkę i chcę wyjść, gdy mówi:

— Odprowadzę cię. — Widać, że też nie chce jeszcze kończyć tego wieczoru.

— Nie kłopocz się. Poradzę sobie sama.

— Pozwól mi. — Spogląda na mnie uwodzicielsko. Nie mogę mu na to pozwolić. Wieczór wtedy zakończy się inaczej.

— Wiktor, pójdę sama — mówię stanowczo, ale odwracam się do niego i muskam go dłonią po twarzy. Pragnę go przyciągnąć do siebie i żarliwie pocałować, ale jeszcze nie dziś.

— Nie idź jeszcze. — Wyczuwam, że i on tego chce. Przytrzymuje mą dłoń i zbliża do swych ust. Po raz kolejny obdarza mnie tam kolejnym pocałunkiem. Cenię sobie, że nie jest nadgorliwy.

— Do zobaczenia. — Szybko składam na jego policzku lekkiego całusa i odsuwam się niechętnie, po czym otwieram drzwi.

— Do zobaczenia. — Odprowadza mnie wzrokiem. Oglądam się za siebie. Nadal jest wpatrzony we mnie, przez co z ociąganiem otwieram drzwi wejściowe, a jeszcze wolniej je zamykam. Za nimi pozwalam sobie na szeroki uśmiech. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie wracam do mieszkania w podłym nastroju. Jestem szczęśliwa i rozmarzona jak nastolatka.

W mieszkaniu ściągam buty na korytarzu. Uśmiech nadal gości na mej twarzy. Cieszę się, że widać w nim zmiany. Patrzy teraz w szerszej perspektywie na życie. Z tym podejściem może i jest dla mnie miejsce w jego świecie. Może tym razem nie umiejscowi mnie tylko jako kobietę do łóżka. Na to już nie przystanę, to mi nie wystarczy. Tym razem jest inaczej od samego początku. Nie przyspieszam z niczym.

W sielskim nastroju siadam na kanapie. Błądzę daleko myślami. Przywołując miłe wspomnienia. Po chwili dostaje SMS — a.

Dobranoc piękna. Szkoda, że nie mogłem się z Tobą lepiej pożegnać. Wiktor Wokan

I jak tu się nie uśmiechać. Odpisuje szybko:

Śpij spokojnie. Nadia Parocka

Nie chcę się rozpisywać. Muszę go potrzymać na dystans. Nie pozwolę mu, aby mnie zdominował, ale chętnie też bym go lepiej pożegnała albo lepiej w ogóle nie żegnała, tylko zatrzymała przy sobie. Ale na to przyjdzie czas.

To spotkanie naładowało mnie pozytywną energią. Mam więcej siły. Przebrana zasiadam przed telewizorem, aby poddać się lenistwu.

Rozdział 4

Rozmyślając o minionym wieczorze, chyba przywołałam Wiktora myślami, gdyż właśnie dzwoni. Czyżby już zaczęło mu mnie brakować? Uśmiecham się na tą myśl i odbieram bez ociągania telefon.

— Witaj przystojniaku. — Dobry humor mnie nie opuszcza. Niestety zamiast miłego powitania słyszę szyderczy śmiech i słowa, które sprawiają, że cudowny nastrój wieczoru pryska.

— To nie Wiktor, lecz Natalia — mówi to z wyższością.

— Co chcesz? — Jestem skołowana.

— Słuchaj, co mam ci do powiedzenia — zaczyna ostro. — Odpierdol się od mojej rodziny. Zniknij i nie wpierdalaj się w nasze życie, które budujemy na nowo. Nigdy, go nie będziesz mieć, on chce mieć rodzinę i my mu ją damy. I właśnie to robi tu i teraz. — Trwam w odrętwieniu. — Może i był z tobą na kolacji, ale wrócił do mnie. Zawsze wraca. Tworzymy coś na nowo i wypierdalaj od tego. — Nie dowierzam w to, co słyszę, nie jestem w stanie nic powiedzieć tylko słuchać tych strasznych słów dla mnie. — Uwierz pierwsza miłość tak łatwo nie przemija, zawsze się odnajdzie. Nie przeszkodzisz nam. Wiesz, jemu jest ciebie żal i dlatego się z tobą spotyka. Widziałaś siebie ostatnio? Jaki facet w ogóle chciałby ciebie? Powiem ci żaden. Odwal się od Wiktora. Dobrze ci radzę. Nie masz szans przy mnie. Wyglądasz jak jakaś wywłoka. Taka martwa powłoka nie zainteresuje nikogo, a już w szczególności Wiktora, który ma nas. — Z tymi słowami rozłącza się.

Nie mogę uwierzyć w to, co usłyszałam. Telefon wypada mi z dłoni. Jak on mógł? Znów mu zaufałam. Jednak on jest bez serca. Okłamał mnie w żywe oczy. Nic nie oczekiwałam, to on nalegał, to on nie chciał żebym go skreślała. A to tylko z litości.

Skulam się na kanapie w kłębek i niezdolna się opanować dłużej wybucham płaczem. To dla mnie za dużo. Po raz kolejny zranił mnie i to dogłębniej niż wcześniej. Jestem naiwna jak zawsze. Powierzyłam mu siebie, zaufałam, a on to wykpił, jakby to było niczym. Sama jestem nikim. Natalia ma rację. Nikt mnie nie zechce, a nie mówiąc o tym, by zechciał Wiktor.

Zniknę im z oczu, nie będą mnie już więcej oglądać. Najgorszy jest ten rozdzierający serce ból, z którym myślałam, że się już uporałam. Nie wiem jak to przetrwałam. Tym razem był to zbyt duży cios z jego strony.

Nie wiem jak długo siedziałam tak rozdygotana na kanapie, ale w tym stanie znajduje mnie Bianka. Przysiada koło mnie.

— Kochana co się stało? — Bierze mnie w ramiona.

— Wiktor — łkając umiem tylko tyle powiedzieć.

— Cii.. już dobrze. Uspokój się i wyduś to z siebie. — Bliskość z nią sprawia, że mniej drżę. Muszę komuś powiedzieć o wszystkim. Dłużej sama nie mogę tego dźwigać i zaczynam niezbyt składnie:

— Mówił, że chce spróbować jeszcze raz. Uwierzyłam mu, a później dzwoni do mnie jego była z jego telefonu, żebym odwaliła się od nich, że próbują być razem, a nade mną się tylko lituje. — Ledwo udaje mi się skończyć przed kolejną falą łez.

— Dupek jeden. — Gładzi mnie po plecach. — On nie zasługuje na ciebie — pociesza mnie.

— Ale mnie nikt już nie chce — żalę się.

— Nie opowiadaj bzdur. Jesteś taką piękną kobietą.

— Bianka, jestem nikim. — Znów targa mną szloch.

— Nie mów tak. — Wiem, że ona się z tym nie zgadza, ale jest moją przyjaciółką i jest nieobiektywna.

— Taka prawda. Popatrz, co z sobą zrobiłam. Nie czuję się już kobieco — wyznaję jej.

— To przejściowe i wszystko da się naprawić. — Usiłuje dać mi nadzieję.

— Bianka — odsuwam się od niej. — Ten związek mnie zniszczył, ale to moja wina — przyznaję się. Spogląda na mnie z niedowierzeniem.

— Niczemu nie jesteś winna — zapewnia mnie.

— Moja, ja odeszłam — próbuję jej to uzmysłowić.

— Bo on był dupkiem i dlatego — upiera się.

— Nieprawda. Musiałam odejść. Ktoś mnie zmusił. — W końcu muszę się jej z tego zwierzyć.

— Nie rozumiem. — Widać na jej twarzy dezorientację.

— Rozstałam się z Wiktorem, bo ktoś mnie szantażował — mówię wprost. Teraz, gdy postanowiłam jej powiedzieć czuję się spokojniejsza.

— Szantażował? — Nie dowierza w to, co mówię.

— Groził mi, że jak nie rozstanę się z Wiktorem, to on zginie. Nie mogłam nikomu o tym powiedzieć, by go nie narazić. Rozumiesz, musiałam odejść i tym siebie zniszczyłam. Kochałam go i odeszłam, aby mógł żyć. A on sobie za ten czas ułożył na nowo życie z matką swojego dziecka. Nie mam szans się z nią równać. — Spogląda na mnie w osłupieniu.

— Dlaczego mi nie powiedziałaś? — Dziwi się.

— Nie mogłam ryzykować i nie chciałam nikogo w to mieszać, ale dłużej nie mogę tego ukrywać. Zżera mnie to od środka. A teraz dałam mu znowu szansę, chociaż nadal się bałam o niego, ale on się mną zabawił. Dobrze, że tak się stało. Przynajmniej wiem, że nie ryzykuję jego życia. — Powiedzenie tego wszystkiego na głos sprawia, że o dziwo czuję się lepiej. Lżejsza w środku. Już mnie tam tak nie przytłacza.

— Nadia przepraszam, że nic nie zauważyłam. Nie zauważyłam, że dzieje się coś złego. Nie było mnie przy tobie, a tego potrzebowałaś. Gówniana ze mnie przyjaciółka — obwinia się.

— Najlepszą jaką mam. — Przytulam ją. — Gówniane to jest moje życie.

— Nie mów tak. — Ociera mi resztę łez z twarzy. — Będzie dobrze. Musi być. Teraz przynajmniej mogę cię wspierać. Nie martw się, nie zostawię cię samej. Nigdzie się nie wyprowadzam. Razem to przetrwamy.

— Nie możesz zmieniać planów. Chcę, żebyś była szczęśliwa, a ja dam radę. Otworzyły mi się oczy i nie będę już żyła głupią nadzieją. — Czuję, że te słowa na razie są ponad me siły, ale wiem, że w końcu ruszę naprzód. Teraz mnie już nic nie trzyma. Nie liczę na nic. Chociaż jestem zdołowana, widzę pozytywną stronę tego wszystkiego. Mimo ogromu smutku czuję się wolna.

— Nie chcę cię teraz zostawiać. — Udręka na twarzy Bianki, sprawia, że do końca nie wiem czy dobrze zrobiłam mówiąc jej o wszystkim. Muszę sprawić, aby nie zmieniła planów przeze mnie.

— Ale ja tego potrzebuję. Sama muszę ruszyć naprzód. A ty masz korzystać jak najlepiej z tego, że dobrze ci się układa z Kubą. I tak mam cię już dosyć z tym twoim chrapaniem. — Uśmiecham się do niej i szturcham w ramię.

— Wiedziałam. — Też odpowiada uśmiechem. — Ale pamiętaj, dzwoń o każdej porze, gdy tylko będziesz tego potrzebować, ale w ogóle dużo dzwoń — dodaje poważnie.

— Będę za tobą tęsknić. Jesteś dla mnie jak siostra — mówię jej. Pomimo głębokiej dziury w mym sercu, nie pozwolę, aby dotknęło to moje otoczenie.

— Ty dla mnie też. — Ściskamy się ze łzami w oczach. Bianka jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało, moją opoką.

— Kocham cię — mówię jej. — A teraz mam ochotę upić się w ostatni wieczór z moją współlokatorką. — Mam dużo smutków do zatopienia. Złamane serce, ale nie pozwolę, aby to przeszkodziło komuś innemu w życiu.

— Dobry pomysł — przytakuje mi.

Wiem, że uciekam od tematu, ale nie chcę drążyć w czymś, na co nie mam wpływu.

W piątek upiłyśmy się z Bianką i to mocno. Pomogło to ukoić chwilowo ból. W sobotę po ciężkim poranku zajęłyśmy się pakowaniem rzeczy Bianki. Wieczorem przyjechał po nie Kuba. Zabrał te najpotrzebniejsze, resztę zabiorą stopniowo.

Pożegnanie z moją przyjaciółką nie obyło się bez łez. W końcu łączy nas kilka wspólnych lat mieszkania razem. Całą sobotę nie miałam czasu rozczulać się nad sobą. Chociaż Wiktor dzwonił i pisał, nie odpowiedziałam mu. Nie mam mu nic miłego do powiedzenia.

Wkrótce da mi spokój, gdyż jak się dowiedziałam nie zależy mu na mnie. Później mu napiszę, żeby sobie darował i więcej nie dzwonił. Gdy widzę jego numer na wyświetlaczu, nie jest mi łatwo. Ale mogę ruszyć naprzód, nie trzyma mnie nic z przeszłości. Ostateczne urwanie kontaktu ułatwi sprawę i będę mogła zacząć odbudowywać swe życie. Tym razem bez żadnej nadziei.

Jest poniedziałek, dzień w którym napiszę Wiktorowi, co myślę o tym wszystkim. On piszę udając, że się martwi, ale w to już nie wierzę.

Przez dzień popadam w wir obowiązków, przez co nie mam czasu poświęcić mu myśli. Dopiero na mieszkaniu, po wypiciu na odwagę kieliszka martini, piszę do niego.

Litości nie potrzebuję. Mam już dosyć tego, jak się zabawiasz moim kosztem, skończ z tym. Znikam już z Waszego życia. Żegnaj! Nadia Parocka.

Wysłane. Odwlekałam ten moment, gdyż wiedziałam, że to będzie oznaczało definitywne zakończenie wszystkiego, co ma związek z Wiktorem. Fakt jest mi ciężko, ale już tyle łez wylałam, że nawet teraz nie jestem w stanie płakać. Dzwoni do mnie, odrzucam połączenie. Po co dalej chce się w to bawić. Już wystarczająco mnie zranił. Żadne słowa nie pomogą. Chyba, że chce jeszcze bardziej mnie zranić, a tego nie zniosę. Kolejny kieliszek martini pomoże mi to przetrwać i odsunięcie się z dala od telefonu.

Rozluźniona po kąpieli i alkoholu. Osiągam stan częściowego spokoju. Ubrana w leginsy i luźną koszulkę rozsiadam się na kanapie. Pozwalam sobie na całkowitą bezczynność. Staram się oczyścić swe myśli, wyłączyć je, by przestały galopować w mej głowie. Aby ucichły chociaż na chwilę.

Ze stanu nirwany wyrywa mnie dzwonek do drzwi. Zdążyłam na chwilę zasnąć. Dźwięk dzwonka miesza się z uporczywym pukaniem.

— Idę już — wołam. Hałas jest nieznośny.

Wstaję z kanapy lekko się zataczając. Czuję, że alkohol na mnie podziałał.

Bez zaglądanie w wizjer otwieram drzwi. Mym oczom ukazuje się wkurzony Wiktor. Zanim udaje mi się coś powiedzieć odzywa się pierwszy.

— Możesz mi powiedzieć do jasnej cholery co ma znaczyć twój SMS?! Nie odzywasz się dwa dni, a później przysyłasz mi SMS, w którym za nic w świecie nie wiem o co chodzi! — podnosi głos. Jest bardzo wzburzony. Usuwam się i wskazuję mu, aby wszedł do środka. Nie chcę, żeby sąsiedzi byli świadkami tej kłótni i żenującej sceny dla mnie.

Stajemy naprzeciwko siebie w przedpokoju i tym razem ja wybucham:

— Już możesz przestać udawać! Nie zależy ci na mnie! Mogłeś powiedzieć mi to wprost, a nie przez Natalię. Ale już wiem wszystko. Już się więcej nie zabawisz mym kosztem! Wracajcie do siebie! Macie moje błogosławieństwo, a mnie w swoje gierki więcej nie mieszaj! Możesz się odpierdolić raz na zawsze ode mnie! — Alkohol i adrenalina napędzają mnie do wyrzucenia z siebie tego co leży mi na sercu. — Jesteś podłym draniem, który umie tylko deptać cudze uczucia i cieszyć się tym! — Cała trzęsę się z nerwów.

— Zwolnij, bo czegoś tu nie rozumiem. — Stara się mnie uspokoić, chwytając za ramiona, ale nie pozwalam na to. — Gadałaś z Natalią? Kiedy? — Jest zaintrygowany.

— Czy to ważne kiedy? Już wiem, że jest ci mnie żal. I chcecie do siebie wrócić. Nie musiałeś mnie oszukiwać. — Odwracam się od niego. Nie dam rady stać dłużej z nim twarzą w twarz, gdyż me oczy zaczynają wypełniać się łzami.

— Nie wiem co ci tak kobieta naopowiadała, ale nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy. — Nadal dominuje w jego głosie złość. Teraz skierowana na Natalię. — Nadia, proszę spójrz na mnie, nie ukrywaj się przede mną.

— Nie. — Mój załamujący się głos, nie jest w stanie wypowiedzieć nic więcej.

— Proszę, spójrz. — Delikatnie odwraca mnie w swoją stronę. — Porozmawiaj ze mną. — Głos mu łagodnieje, robi się cieplejszy i powoli przebija do mnie. Unosi dłonią moją twarz w górę, abym popatrzyła na niego i robię to, ale nie wytrzymuję z nadmiaru emocji i wybucham płaczem. Chce mnie przytulić, ale go powstrzymuję.

— Nadia, proszę. — Słychać bezradność w jego głosie.

— Powiedz mi — łkam — powiedz, co robiłeś u niej w piątek po naszej kolacji. — Udaje mi się dociągnąć zdanie do końca.

— Byłem u Sary. Poprosiła mnie, żebym do niej zaglądnął. Nadia uwierz mi, nie pojechałem do Natalii. — Tak bardzo chcę w to wierzyć, ale blokują mnie przed tym wątpliwości.

— Już nie wiem w co wierzyć. — Jestem skołowana. Czuję, że wszyscy chcą mną manipulować.

— Proszę uwierz mi. Nic mnie z Natalią poza córką nie łączy. Nadia nie mogę pozwolić ci znów odejść. Proszę zaufaj mi. — Dostrzegam jaki jest zrozpaczony.

— Prosisz o tak dużo. Tyle już wycierpiałam, że nie wiem w co wierzyć. — Przyciąga mnie do siebie. Poddaję się temu, potrzebuję teraz jakiegokolwiek oparcia.

— Nie skrzywdzę cię. — Przytula mnie mocno, aby mnie zapewnić, że mogę być z nim bezpieczna. — Zależy mi na tobie — wyznaje szeptem wprost do mego ucha.

— Boję się. — Również odpowiadam cicho.

— Mnie się nie bój. Nie chcę cię zranić. Możemy na spokojnie porozmawiać. Mamy sporo spraw do wyjaśnienia. — Już wiem, że ta rozmowa nie będzie łatwa.

— Tak, ale nie tutaj. Przejdźmy się. Muszę ochłonąć na dworze. — Nie mogę być z nim w mieszkaniu. Rozmowa mogłaby stać się mało istotna.

— Dobrze, pojedziemy gdzieś. Znam pewne spokojne miejsce.

— Daj mi minutkę. Ubiorę się szybko. — Czuję, że już prawie wytrzeźwiałam, ale świeże powietrze dobrze mi zrobi.

Zakładam w sypialni chustę, płaszcz i czarne muszkieterki na płaskim spodzie.

— Gotowa. — Staję ubrana przed Wiktorem.

— Świetnie, chodźmy. — Wyciąga do mnie rękę, ale ignoruje ją, biorąc się za zamykanie drzwi.

Nie mogę pozwolić na bliski kontakt. Nie teraz, gdy jestem tak łatwo na wszystko podatna. Wierzę mu, ale dopóki nie wyjaśnimy sobie nurtujących nas spraw, zbliżenie nie jest dobrym pomysłem. Muszę dowiedzieć się jak mnie Wiktor postrzega, gdyż uwierzyłam Natalii i nie wiem, co on tu ze mną robi.

W ciszy wsiadam do jego samochodu. Wyczuć można między nami napięcie, które będzie trwać dopóki będą między nami niedomówienia. Chcę się dowiedzieć, co siedzi w jego głowie. Odgadnięcie tego samej jest niemożliwe. To on się musi otworzyć i wyjawić wszystko.

Kilka minut jedziemy w milczeniu, które stają się nieznośne. Przerywa je jednak Wiktor:

— Nadia, przepraszam cię za Natalię — zaczyna. — Nie wiem, co ci naopowiadała, ale to są kłamstwa. Nie chcę się z nią związać. Chociaż wydaje mi się, że ona tego chce i myślę, że przez to jest taka wredna. — Spogląda na mnie z niepewnością wypisaną na twarzy.

— Wiktor. — Chcę mu tak dużo powiedzieć, lecz nie wiem od czego zacząć. — Miała dużo racji w tym, co mówiła. Macie możliwość stworzenia pełnej rodziny — mówię tylko tyle, najgorszych obaw nie jestem w stanie mu powiedzieć. Lękam się uzyskać odpowiedzi na te pytania.

— Ale nie stworzymy. Uwierz mi w końcu, proszę. — Ostatnio, tak jak i teraz na jego twarzy odmalowuje się taka bezradność, jakby nie wiedział, co ze mną zrobić.

— Nie wiem czy potrafię. — Chcę być wobec niego szczera.

— Nie wiem co mam robić. Nie chcę, żeby między nami stanęła Natalia. — Widać, że sam nie może odnaleźć się w tym wszystkim.

— Ale możliwe, że zawsze będzie stać. Zawsze będzie obecna przy tobie. — Czuję jak oboje nas ta sytuacja przerasta.

— Będzie obok, ale tylko jako matka Sary. Nikt inny — zapewnia mnie. — Dojeżdżamy na miejsce. Przejdziemy się i porozmawiamy na dworze. Teraz już nie odpuszczę. — Widać, że jest zdeterminowany.

Po pół godziny dojeżdżamy do Parku Moczydło, w którym o dziwo jeszcze nie byłam. Wiktor parkuje w pobliżu. O tej godzinie jesteśmy tu chyba zupełnie sami. Otwiera mi drzwi. Od razu zauważam, że panuje tu przyjemna atmosfera.

— Skąd wytrzasnąłeś to miejsce? — pytam zaskoczona.

— Nie byłaś tu jeszcze? — dziwi się.

— Jakoś się nie złożyło. — Wzruszam lekko ramionami.

— Przejdźmy się. — Chce po raz kolejny wziąć mnie za rękę, ale się cofam.

— Potrzebuję dystansu — mówię, patrząc wymownie na niego.

— Rozumiem. — Idziemy obok siebie w niedalekiej odległości. Wieczór jest dosyć chłodny, ale pięknie gwieździsty. Czuję, że gwiazdy nam sprzyjają, zachęcając do przechadzki. Rozglądam się wkoło. Idziemy wzdłuż alejki, która jest oświetlona, jak i wszystko inne. Sprawia to, że nawet o tej porze roku jest tu nadzwyczajnie. Zauważyć można tutaj stawy. Jest tu dużo alejek spacerowych, oraz plac zabaw dla dzieci, mniej aktywny o tej porze roku. W oddali są inne atrakcje, których wzrok nie jest w stanie dopatrzeć. Obszar parku jest ogromny.

— Pięknie tu — wyduszam z siebie rozmarzona.

— I pomyśleć, że kiedyś było tu wysypisko śmieci. — Uśmiecha się do mnie. Aura tego miejsca działa na nas kojąco.

— Nigdy bym nie pomyślała, że to nawet możliwe. Wydaje się tu istnieć od zawsze. — Podziwiam to miejsce, które mocno na mnie wpływa.

— Najpiękniej jest tu na wiosnę. Chociaż teraz jest tak spokojnie, mamy to miejsce dla siebie. — Wyraża się pozytywnie o tym miejscu. Widać, że lubi tu bywać.

— Często tu przyjeżdżasz? — pytam zaciekawiona.

— Rzadziej niżbym chciał. Szczerze od paru lat tu nie byłem, ale niewiele się zmieniło. Gdy byłem młodszy przyjeżdżałem tu z ojczymem i bratem. Matka nigdy nie miała na to czasu, ale mimo wszystko dobrze wspominam ten czas. Chwile bez zmartwień. Później w toku nowych obowiązków nie było już czasu, zapomniałem jak lubiłem to miejsce. — Widać, że pochłonęły go wspomnienia.

— Dobrze mieć takie miejsce, do którego chętnie się wraca, ja takiego nie mam. — Zazdroszczę mu.

— Może i to będzie teraz takie twoje miejsce. — Słyszę nadzieję w jego głosie. Sama bym tego chciała.

— Może — mówię tylko tyle. Nie wiem jak potoczy się ten wieczór. Spacerujemy powoli delektując się spokojem. Nikogo nie napotykamy na swej drodze. Przechodzimy przez most, w połowie zatrzymujemy się na nim. Opieram się o balustradę. Spoglądam w spokojną wodę, w której odbijają się gwiazdy pięknie migocząc.

Czuję, że ten uroczy moment zostanie za chwilę przerwany ciężką rozmową. Jakby na potwierdzenie, aby zacząć w końcu działać, wzmaga się wiatr, który chce nas ponaglić.

— Wiktor. — Odwraca się w moją stronę i spogląda wyczekująco. — Nurtuje mnie jedno. — Zachęca mnie, abym kontynuowałam. — Nie rozumiem jak mogę dalej ci się podobać. Natalia ma rację. Nie jestem ciebie godna. Jestem nikim. — Spuszczam wzrok zawstydzona.

— Nie mów tak. — Przybliża się do mnie. — Jesteś piękna, to ja nie zasługuję, po tym wszystkim, na ciebie. — Znów unosi mi brodę. Robi to ostatnio często. Widać na jego twarzy udrękę. — Chciałbym, żeby się nam udało, ale bez twojego zaufania nie będzie to łatwe.

— Boję się zaufać. — Zimno coraz bardziej wdziera mi się pod skórę.

— Wiem i cię rozumiem. Niełatwo jest mi ufać po tym, co zrobiłem, ale dam ci czas. Tyle, ile go będziesz potrzebować. — Gdy tak patrzy na mnie, nie potrafię mu nie wierzyć, ale mam nadal wątpliwości.

— Ale, gdy nigdy do końca ci nie zaufam? — zadaję to trudne pytanie.

— Nie bądź taką pesymistką — napomina mnie.

— Jestem raczej realistką, gdyż wiem, że ciężko u mnie o zaufanie. Zwłaszcza w przypadku, gdy raz już je straciłam do kogoś. — Pragnienie uwierzenia mu jest silne, lecz obawy jeszcze większe.

— Wiem, że schrzaniłem wszystko, ale teraz to dopiero dostrzegam i nie zamierzam już popełnić tych błędów. — W jego oczach, dostrzegam to, jak jest pewny swych słów.

— Może tych nie, ale w nowej sytuacji mogą wyniknąć inne, nie jesteś w stanie mi obiecać, że będę tą najważniejszą dla ciebie. — To mnie przeraża. Wiem, że spoglądając na mnie widzi lęk malujący się na mej twarzy. Boję się, że ktoś będzie zawsze ponad mnie.

— Nie jestem. Masz rację, ale chcę to jakoś pogodzić. — Obawiam się, że zacznie na siłę wszystkich uszczęśliwiać, a to nie będzie możliwe. W końcu i on na tym ucierpi.

— Może być ciężko. — Spoglądam nadal na niego i widzę mężczyznę, który jest mi tak bliski, a zarazem odległy niczym najdalsze zakątki świata. Nigdy do końca nie będzie cały mój. — Wiesz, że nieraz będziesz musiał wybierać między nimi a mną? — Staram się mu przedstawić wszystkie mankamenty takiego układu.

— Razem damy radę. — Też bym chciałam mieć taką pewność. Wierzyć w to tak mocno jak on. Nadal mam wątpliwości. A na dodatek czuję jak powoli zamarzam, ale nie chcę stąd iść. Tutaj mam go tylko dla siebie i nie chcę wracać tam, gdzie ktoś inny też go oczekuje.

Wiktor spogląda w stronę tafli wody. Myśli o czymś intensywnie. Gdy jest w takim stanie głębokiego zamyślenia marszczy czoło. Też pozwalam sobie na napawanie się tym widokiem. Przy nim wszystko wydaje się możliwe, a gdy znika nic nie jest proste.

Wiatr coraz dotkliwiej daje nam znać, że czas ruszyć z miejsca, zrobić jakiś krok wprzód, a nie trwać w obecnym stanie. Niestety, by zrobić ten właściwy trzeba uważać. Teraz nie ma miejsca na błędy i wiem, że Wiktor zdaje sobie z tego sprawę. Widzę jak się nie spieszy, jak stara się wszystko przemyśleć.

Obejmuje się mocniej ramionami. Jestem tak blisko niego, a nie potrafię się poddać prymitywnym żądzom, które pchają mnie w jego stronę. Ciekawe czy on też to czuje? Nie mam odwagi o to zapytać. Duży obszar mnie zajmuje nadal ta lękliwa kobieta, skrzywdzona przez życie. Ona nadal mnie blokuje w wielu działaniach i nie potrafię jej do końca stłamsić. Gdy jest już ukryta, na powrót wyrywa się do przodu, aby mnie przyhamować w mych czynach. Nie wiem czy kiedykolwiek się to zmieni. Teraz pozostaje mi żyć z nią, ona jest częścią mnie, póki co nierozłączną.

Stoimy już dłuższy czas w ciszy, po części oczyszczającej nas. Oboje mamy czas na przemyślenia, których potrzebujemy.

Nagle Wiktor odrywa wzrok od stawu i patrzy na mnie jak na jakąś zagadkę, z którą nie może się uporać.

— Wiesz, nie ułatwiasz mi tego wszystkiego. Myślałem, że będzie to łatwiejsze. — Widać, że sam się w tym wszystkim zagmatwał.

— Ale też nie utrudniam. W życiu nic nie jest proste — mówię mu to, co już sam zapewne wie.

Pragnę odzyskać mężczyznę, którego kochałam, ale to wszytko jest takie mgliste. On cały jest dla mnie nieprzejrzysty. Jakby coś niewidzialnego stoi ciągle pomiędzy nami.

Przygląda mi się wnikliwie.

— Nadia ty cała drżysz. Chodź tu do mnie. — Przyciąga mnie do siebie. Tym razem nie protestuję. Usprawiedliwiam się, że jest zbyt zimno, aby dobrowolnie nie skorzystać z okazji wtulenia się w niego. Niestety mimo ciepła bijącego od Wiktora, dreszcze nie ustępują. — Wracajmy. Już wystarczająco zmarzłaś. — Przytula mnie mocno i podążamy w stronę samochodu.

— Zrobiło się okropnie zimno — oznajmiam szczękając zębami.

— Wiem, chodźmy szybko. Chyba nie był to jednak najlepszy pomysł tu przyjeżdżać o tej porze dnia — dosłyszeć można, że się obwinia.

— To był bardzo dobry pomysł. Niestety ja się ubrałam nieodpowiednio jak na nocne spacery. — Przytulam się bardziej do niego w poszukiwaniu ciepła.

— Już blisko. — Wiem, że czuje ciągle jak drżę. Obawiam się, że dzieje się tak przez to, iż alkohol opuścił mój organizm do końca i czuję jak drastycznie się wychładzam.

Resztę drogi pokonujemy w milczeniu. Napawam się jego bliskością i jakże znajomym zapachem. Gdy dochodzimy do samochodu, pospiesznie otwiera mi drzwi. Niestety wnętrze też jest wychłodzone i nie zaznaję upragnionego ciepła. Wiktor szybko zasiada za kierownicą i zapala samochód, rozkręcając mocno ogrzewanie.

— Zaraz będzie lepiej — mówi mi, po czym wychodzi, aby po chwili znaleźć się znów przy mnie. Tym razem ma ze sobą koc, którym mnie otula. — Tak szybciej się rozgrzejesz.

— Dziękuje. — Przez chwilę spogląda mi prosto w oczy. Wyczuwam, że chce mnie pocałować, ale jednak tego nie robi.

— Lepiej wracajmy. — Odsuwa się szybko i zamyka drzwi. Zasiadając za kierownicą, na powrót staje się nieprzenikniony. Rozmyśla chwilę o czymś i rusza nie mówiąc już nic. Szczelnie się opatulam kocem i przymykam oczy. Ciepło powoli powraca do mego organizmu.

Rozdział 5

Wyczuwam, że ktoś delikatnie dotyka mnie po ramieniu. Otwieram oczy, chyba musiałam się zdrzemnąć.

— Jesteśmy na miejscu — oznajmia Wiktor, bacznie mnie obserwując.

— Przepraszam, że zasnęłam — mówię zawstydzona.

— Nic nie szkodzi. Miło jest patrzeć na ciebie we śnie, mógłbym zawsze to robić. Chociaż jesteś taka krucha, uwielbiam cię taką.

— Nie jestem krucha. — Tylko na to reaguję zaprzeczeniem.

— Jesteś. Tak łatwo cię zranić. — Wyczuwam jak boi się zbliżyć do mnie, aby nie zdać mi cierpienia.

— To przez to, co przeszłam. — Wiem, że mnie rozumie.

— Obserwując cię w czasie snu, coś sobie uświadomiłem, że pomimo iż nie będę chciał cię zranić mogę to zrobić, a wiem że tego nie zniosę. Nadia nie wiem co z nami będzie, ale nie zniknę z twojego życia, nie mogę tego zrobić po raz kolejny. — Bierze mnie za rękę, już wiem, że chcę, aby był przy mnie zawsze. Pomimo trudności, wielkich przeszkód, chcę tego.

— Nie chcę żebyś znikał. — Patrząc mu w oczy wyczuwam, że jestem tą najważniejszą. — Wejdziesz ze mną na górę? — pytam nieśmiało. Czuję się jak na pierwszej randce.

— Z przyjemnością. Chyba i tak nie umiałbym się jeszcze z tobą rozstać. — Gładzi mnie po twarzy.

— To tak jak ja. — Ściągam z siebie koc, od razu robi się chłodniej.

Wiktor wysiada z samochodu i otwiera mi drzwi, tym razem wyczekuję tego. Lubię, gdy zachowuje się wobec mnie jak dżentelmen. Chociaż tego, że jest źle wychowany nie mogę mu zarzucić. Pierwszy raz zastanawiam się jacy są jego rodzice. Wspomniał w parku o ojczymie, a nie ojcu. Ale to nie rozmowa na teraz.

Chłodne nocne powietrze przeszywa ostro nagrzane moje ciało.

— Przepraszam, że tu zaparkowałem, ale nie było bliżej miejsca. — Tłumaczy się, widząc jak dygocze.

— Nie przyjmuj się mną. Całkiem nie zamarznę. — Chyba — dodaję w myślach, gdyż czuję jak ciepło ustępuje miejsca mroźnej aurze, która się we mnie wkrada.

O tej porze, nigdy nie ma miejsca blisko wejścia. Wiktor przytula mnie. Wiem, że stara się mnie uchronić przed chłodem, ale to daremne zabiegi, chociaż miło jest być blisko niego.

Po chwili dochodzimy do wejścia. Zdrętwiałymi palcami wystukuje kod i drzwi się otwierają. W środku jest lepiej. Nie ma tu wiatru, który chce mną zawładnąć. Ze splecionymi palcami wędrujemy razem po schodach, szybko dochodząc na trzecie piętro i w końcu znajdujemy się w moim mieszkaniu. Na mniejszej przestrzeni czujemy się zdenerwowani przy sobie. Przynajmniej ja tak mam. Ściągam szybko buty i płaszcz, przez co jeszcze bardziej drżę. Wiktor też pozbawił się obuwia i kurtki.

— Nic dziwnego, że zmarzłaś, skoro nic pod spodem nie miałaś. — Patrzy na mnie karcąco, przez co kulę się pod tym spojrzeniem.

— Szybko się ubierałam — tłumaczę. Głupio mi za moja lekkomyślność.

— Idź do salonu, zrobię ci coś ciepłego do picia zanim się cała roztrząśniesz. — Kieruje mnie w stronę kanapy, a sam idzie do kuchni.

— To ja powinnam ci zaproponować coś. Nie jestem zbyt gościnna. — Ale w sumie nie będę nalegać, cieszę się, że ma się kto o mnie zatroszczyć.

— Przeze mnie zmarzłaś to pozwól mi się sobą zająć.

— Strasznie się rządzisz — odgryzam się mu.

— Lubię to. — Posyła mi łobuzerskie spojrzenie. — Poczekaj przyniosę ci koc z sypialni.

— Sama mogą sobie przynieść — wołam za nim, gdy znika mi z oczu. Po chwili pojawia się przy mnie z narzutą, którą mnie okrywa. Od razu mi lepiej.

— Potrafisz być kochany — wyrywają mi się te słowa. Dziś nie mam do końca wpływu na to, co mówię.

— Zdarza mi się od czasu do czasu takim być. — Całuje mnie w czoło i odchodzi do kuchni, gdzie woda skończyła się już gotować.

— Słodzisz herbatę? — pyta. Nadal nie wiemy o sobie dużo, ale mamy nadal czas, aby się poznać.

— Nie. — Pasuje mi to jak krząta się po moim mieszkaniu. Przyjemny widok dla oka. Po chwili zjawia się z dwoma kubkami gorącego napoju, które kładzie na stoliku kawowym i siada obok mnie.

— Taki był twój niecny plan, aby odmrozić mi tyłek, żeby móc później wprosić się do mnie. — Szczerze się do niego.

— Przejrzałaś mnie — odpowiada mi uśmiechem, który rozgrzewa me wnętrze momentalnie, jest to lepsze niż każdy inny gorący napój. — Chodź tu bliżej. Ogrzejesz się. — Zachęca mnie i przyjmuję chętnie tą propozycję. Przysuwam się do niego, aby znaleźć się w jego objęciach. Czy rzeczywiście, już tyle czasu nie było go obok mnie? Wydaje się jakby zawsze tu był.

— Ach, ten twój przebiegły plan. — Cieszę się, że jednak zmarzłam.

Podaje mi herbatę. Przyjmuję ją z ochotą. Wiktor plus herbata, gwarancja globalnego ocieplenia mego wnętrza. Jak najbardziej mi to pasuje.

— Oglądniemy coś? — pyta z pożądaniem w oczach.

— Jak masz ochotę to owszem. — Każda forma spędzenia z nim czasu mi odpowiada.

— Powiedzmy, że potrzebuję czymś rozproszyć myśli. — Tajemniczy uśmieszek błąka się na jego zmysłowych ustach.

— Od czego rozproszyć? — dopytuję się, gdy Wiktor włącza jakieś przypadkowy film w telewizorze.

— Nie od czego, tylko od kogo — ciebie. — Posyła mi wygłodniałe spojrzenie.

— Ode mnie powiadasz. — Rozpływam się ze szczęścia słysząc ten komplement. Mrużę lekko oczy i posyłam mu niewinny uśmieszek.

— Uwierz twoja bliskość mnie dekoncentruje i mam ochotę z niej skorzystać, ale wiem że potrzeba ci przestrzeni. Zrozumiałem, że nie możemy się spieszyć, żeby tego znów nie schrzanić — mówi bardzo poważnie.

— Wiem — odpowiadam cicho i mocniej się wtulam w niego. — Dobrze mi przy tobie — mówię szeptem i chyba mnie nie usłyszał, ale pod kocem odnajduje moją dłoń, którą splata ze swoją.

I czego chcieć więcej? W końcu mogę odprężyć się tak naprawdę. Nie przejmując się tym, co będzie. To nie w tej chwili. Na to przyjdzie czas. Oboje oglądamy jakiś kiepski film, tak po prostu napawając się swym towarzystwem. Przez brak akcji w filmie, szybko zaczyna dopadać mnie zmęczenie i głośno ziewam.

— Połóż się — proponuje mój towarzysz.

Zbyt zmęczona nie protestuję i kładę się mu na kolanach. W momencie wyczuwam to jak nie jestem mu obojętna, co sprawia, że chichoczę.

— Mówiłem, że mnie rozpraszasz. — Puszcza do mnie oczko i się uśmiecha. Przykrywa mnie narzutą. Jest mi zdecydowanie za dobrze. Gładzi mnie delikatnie po twarzy. Czuję, że z czeluści piekła wpadłam wprost do raju. Teraz zaczynam wyczekiwać, aż coś zakłóci ten spokój, gdyż zawsze ktoś nam przeszkadza. Teraz też tak będzie. Nieraz myślę sobie, że nie mam prawa do szczęścia, że to nie dla mnie. Obym tylko teraz się myliła.

Lokuję się wygodnie na jego kolanach i poddaję zmęczeniu.

Nie wiem po jakim czasie się budzę, ale czuję, że ktoś mnie obejmuje. Ostrożnie się odwracam i w świetle lampki widzę obok mnie śpiącego Wiktora. Został ze mną. Miło jest spoglądać na tą przystojną twarz, gdzie nie widać zmartwień. Jest taki beztroski. Nie mogę się powstrzymać i delikatnie gładzę go po twarzy. Pod wypływem mego dotyku zaczyna się poruszać.

— Nie śpisz? — Pyta mnie sennie z zamkniętymi jeszcze oczami.

— Nie chciałam cię zbudzić — mówię i na powrót pieszczę go łagodnie po policzku. Jest to silniejsze ode mnie.

— Tak możesz mnie budzić — mruczy sennie.

— Nadal tu jesteś. — Mój głos wyraża niedowierzanie.

— Owszem jestem. — Nadal nie otwiera oczów.

— Nie musiałeś zostawać — oznajmiam, chociaż cieszę się, że to zrobił.

— Zostałem, bo chciałem. Zrobiłem to zarówno dla ciebie, jak i dla siebie. Spanie obok ciebie to czysta przyjemność. — Tym razem spogląda na mnie i wiem, że mówi szczerze.

— Szkoda, że aż w tak niewygodnych warunkach. W sypialni mam większe łóżko.

— Wiem, ale tu jesteś bliżej. — Na potwierdzenie słów przyciąga mnie mocno do siebie i lekko całuje mnie pod uchem. — Jesteś taka wspaniała.

— Pochlebca. — Pozwalam mu na delikatną pieszczotę okolic mojej szyi.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 48.87