Mojej rodzinie i narzeczonemu. Dziękuję, że zawsze mnie wspieracie!
„Życzyła jej takiego samego królewicza, jakiego miał Kopciuszek.”
Anna Ficner-Ogonowska, Alibi na szczęście
„Żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch podobnych nocy, dwóch tych samych pocałunków, dwóch jednakich spojrzeń w oczy.”
Wisława Szymborska, Nic dwa razy: Wybór wierszy — Nothing Twice: Selected Poems
Rozdział 1
Pewnie znacie bajkę o Kopciuszku? Przynajmniej raz w życiu każda z nas ją czytała. A potem zaczęła marzyć o zgubionym pantofelku, pięknym królewiczu i złotej karocy.
Nie byłam wyjątkiem.
I wiecie co?
Okazało się, że teraz miałam wcielić się w rolę Kopciuszka w przedstawieniu dla dzieci. Jestem animatorką i od pięciu lat pracuję w domu kultury. Lubię swoją pracę, a najbardziej lubię wcielać się w różne role. Od dziecka miałam szczególną zdolność, która była jednocześnie moim błogosławieństwem i przekleństwem. Jedni nazwaliby to wrodzonym urokiem osobistym, inni zdolnościami aktorskimi.
Ja uważałam, że jest to zasługa genów. Moja prababka była znaną aktorką i w latach pięćdziesiątych można ją było zobaczyć na szklanym ekranie w niemal każdej nowej produkcji filmowej. Olśniewała urodą, ale również talentem.
I jak się okazuje, odziedziczyłam po niej jedno i drugie. Miałam długie blond włosy, brązowe oczy wpadające w bursztyn i mały pieprzyk nad górną wargą. A jeśli chodzi o figurę — jej też niczego nie można było zarzucić.
I żyłabym sobie pewnie beztrosko, gdyby nie zmora, największa pomyłka i porażka w moim życiu, jak nazwałam tego, który mnie ośmieszył, złamał mi serce, a potem wyjechał.
A teraz patrzyłam jak siedzi naprzeciwko mnie na sali i wygląda jak młody bóg.
Oskar Krynicki.
Przystojny jak diabli. Arogancki do granic możliwości. Pewny siebie aż do przesady. I seksowny jak cholera. Gdyby tak zetrzeć z jego twarzy ten uśmieszek…
Korciło mnie. Bardzo. Jednak wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Minęło dziesięć lat. Byłam teraz dojrzalsza, mądrzejsza. I nawet to jego spojrzenie — głębokie, mroczne, pełne jakichś skrywanych obietnic, nie robiło na mnie wrażenia.
Stop.
Kłamstwo. Robiło wrażenie. Gdyby nie to, że akurat siedziałam, padłabym na podłogę jak ścięte drzewo.
Oskar Krynicki nadal mi się podobał i na samą myśl, że będę musiała go oglądać przez najbliższe dwa miesiące, aż wywracało mi się w żołądku.
Jednak uznałam, że będę profesjonalna i opanowana. I, że choćby nie wiem co nie dam się wyprowadzić z równowagi.
— Oskar będzie pracował z nami przy przedstawieniu. Jego doświadczenie i talent bardzo posłużą się naszej sztuce. Mam nadzieję, że ciepło go przyjmiecie — z zamyślenia wyrwały mnie słowa dyrektorki, Ewy Przybyszewskiej, która wpatrywała się w Krynickiego z uwielbieniem i nawet się z tym nie kryła.
Była zadbana i elegancka, ale charakter miała wyjątkowo nieprzyjemny. Nie znosiłam jej i to z wzajemnością. Ona, gdyby mogła, wyrzuciłby mnie przy pierwszej lepszej okazji. Od pięciu lat czekała na jakieś moje potknięcie, ale na razie udawało mi się wyjść z każdej zastawionej przez nią pułapki obronną ręką. I wydaje mi się, że to jeszcze bardziej ją wkurzało. Nie mogła mi dopiec, zwłaszcza że pozostali koledzy z pracy stali za mną murem.
W tym moja przyjaciółka Klara, która pracowała u nas jako sekretarka. Jednak na moją prośbę zgodziła się wystąpić w przedstawieniu w roli jednej z sióstr Kopciuszka. Wierzcie mi, łatwo nie było ją przekonać, ale gdy powiedziałam jej, że robi to dla dzieci zmiękła.
— Jeśli chodzi o pozostałe role, to ja zagram macochę — ciągnęła dyrektorka swoim wyniosłym głosem — siostry Kopciuszka zagrają Klara i Nela, a królewicza rzecz jasna Oskar. Zostaje rola matki chrzestnej, którą będzie nasza księgowa Edyta. Natomiast za scenografię i kostiumy będziecie odpowiadać wspólnie. Pomoże wam również nasz dźwiękowiec Wojtek, który będzie też narratorem. Każdy ma wyznaczoną rolę. Zapisałam wam wszystko na tablicy, wydruki macie przed sobą, zapoznajcie się z nimi. Scenariusz rzecz jasna też mamy gotowy. Próby będą odbywać się trzy razy w tygodniu po godzinach pracy. Obecność obowiązkowa, chyba nie muszę o tym przypominać — oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Niech to gęś kopnie! — wkurzyłam się w duchu.
Nie tylko będę musiała grać z nim w przedstawieniu, to jeszcze będę go spotykać niemal codziennie w pracy. To chyba jakiś koszmar — westchnęłam, zagryzając wargi.
I wtedy mój wzrok padł na Oskara.
Bałwan gapił się na moje usta!
Poczułam, jak robi mi się gorąco i jak rośnie we mnie złość na tego drania. Jeszcze miał czelność się na mnie patrzeć.
Poczekaj, już ja ci zatruję życie, gnido!
Z natury byłam łagodna, jednak Oskar był jednym z nielicznych, którzy wytrącali mnie z równowagi. I już nie chodzi nawet o to, co mi zrobił przed laty, ale o to, że w jego towarzystwie byłam napięta jak struna, a co gorsza zdarzały mi się wpadki, o których wolałabym zapomnieć.
Czułam upokorzenie, złość i gniew. A jednocześnie coś mnie do niego przyciągało. Kiedyś pozwoliłam sobie na chwilę słabości w jego towarzystwie i drogo mnie to kosztowało. On mnie ośmieszył, a potem wyjechał jak gdyby nigdy nic. Tym większa była moja niechęć, gdy teraz musiałam patrzeć na jego arogancką gębę i znosić jego towarzystwo.
Gdy spotkanie się skończyło, większość osób wyszła z sali. Oskar skinął mi głową i minął mnie bez słowa. Poczułam zapach jego perfum Acqua Di Gio i przez chwilę mój mózg zamienił się w papkę, a nogi w galaretę. Dobrze, że Klara mnie podtrzymała za łokieć, bo jak nic zaliczyłabym glebę.
Dopiero gdy zostałyśmy same, mogłam się jej wygadać.
— Co mam teraz zrobić? — zapytałam rozpaczliwie, patrząc na nią bezradnie. — Nie wytrzymam z nim w jednym pomieszczeniu dłużej niż pięć minut, a co mowa dwa miesiące. Błagam, dobij mnie, póki możesz — z trudem stłumiłam szloch. Zachowywałam się jak niezrównoważona wariatka, ale widok Krynickiego kompletnie wytrącił mnie z równowagi.
— Julka, nie panikuj, dobrze? Oddychaj! — Przyjaciółka złapała mnie za ramiona i uważnie spojrzała mi w twarz. — Ten dupek to przeszłość. Nie zmarnuje ci życia. Pamiętaj, że jesteś twardą laską i nie z takimi jak on sobie radziłaś — starała się dodać mi otuchy. Jednak bezskutecznie.
— Ta kanalia zmarnowała mi życie. Jak mam być spokojna? — odparłam z wyrzutem.
— To, co zamierzasz zrobić? — Klara spojrzała na mnie łagodnie.
— Jak wiesz, zemsta najlepiej smakuje na zimno. I już moja w tym głowa, żeby pokazać mu, gdzie raki zimują. Jeszcze mnie popamięta — rzuciłam z mściwą satysfakcją, wyobrażając sobie, jak rozjeżdżam go autem, a z Oskara Krynickiego zostaje tylko mokra plama na asfalcie.
Klara westchnęła ciężko i ruszyła w stronę drzwi.
— Obyś tylko nie wpakowała się przez to w kłopoty — zastrzegła.
Ruszyłam za nią, uśmiechając się do swoich myśli.
— Nic takiego się nie stanie. Masz moje słowo — zapewniłam z mocą, wyprzedzając ją. A potem otworzyłam drzwi i potknęłam się, upadając wprost pod nogi… Oskara Krynickiego.
Rozdział 2
I to tyle, jeśli chodzi o zemstę. Karma to suka, niby o tym wiedziałam, ale żeby aż tak?
— Nic ci nie jest? — usłyszałam zatroskany głos Oskara.
Walcząc z upokorzeniem, podniosłam wzrok i napotkałam jego spojrzenie. Zobaczyłam w nim lekki niepokój, ale i ledwo tłumione rozbawienie. W jednej chwili moje zakłopotanie przeszło w złość.
Dupek miał czelność się ze mnie śmiać!
W środku aż się we mnie zagotowało. Na próżno starałam się opanować. W jego obecności zachowywałam się jak kretynka.
— Wszystko w porządku — rzuciłam, zaciskając usta i podnosząc się z kolan. Klara stała obok i wyglądała, jakby odebrało jej mowę. Natomiast Oskar prezentował się wyśmienicie i aż brało mnie obrzydzenie na widok jego zadowolonej miny. — To nic takiego — odparłam, starając się zbagatelizować sprawę, a widząc, jak jego uśmiech staje się coraz szerszy, zmrużyłam oczy. — Co cię tak bawi? — zapytałam.
— Nic się nie zmieniłaś, Julia — odparł spiżowym głosem, od którego przeszył mnie dreszcz, a potem już normalnym tonem dodał: — Cieszę się, że będziemy się częściej widywać. — Pan Arogancki Dupek puścił mi oczko, odwrócił się i jak gdyby nigdy nic odszedł korytarzem.
Stałam jak świeca w lichtarzu, niezdolna wydobyć głosu.
— Co to było? — Klara pierwsza odzyskała głos, patrząc na mnie zdezorientowana.
Wzruszyłam ramionami.
— Nie wiem. Chyba zrobiłam z siebie idiotkę. Po raz kolejny. — Potarłam dłonią policzek, a potem schyliłam się, by sprawdzić, w jakim stanie znajdują się moje kolana. Skóra była zdarta i zaczerwieniona, ale na szczęście nie leciała mi krew. I dobrze, bo na sam jej widok robiło mi się słabo i zawsze mdlałam. — Pech jak zwykle. Przeklęty Krynicki ściąga na mnie pecha za każdym razem, gdy pojawia się w pobliżu. — Zmarszczyłam brwi, krzywiąc się na wspomnienie sceny, w której padłam przed nim na kolana jak ostatnia łamaga.
— Nie da się tego ukryć — roześmiała się Klara, zasłaniając usta dłonią. — On chyba nadal ci się podoba, co? — spytała, nie kryjąc zaciekawienia.
Pokręciłam przecząco głową ze świadomością, iż za te wszystkie kłamstwa jak nic spłonę w ogniu piekielnym.
— Nie. Nawet gdyby był ostatnim facetem na świecie i tak bym go nie chciała — wybuchnęłam.
— Jasne, wmawiaj to sobie Julka. Przecież mam oczy i widzę… — Klara uśmiechnęła się jednym kącikiem ust, a ja się zarumieniłam.
— No i co z tego? — odparłam ze złością. — Drań może i jest seksowny, ale i tak go nienawidzę! — Zacisnęłam dłoń w pięść.
Przyjaciółka roześmiała się rozbawiona, jakbym jej opowiedziała świetny dowcip. A ja miałam coraz większą chęć na krwawe morderstwo. Nie na niej oczywiście, ale na przeklętym Oskarze. Gdyby nie on wszystko byłoby jak dawniej.
To wina dyrektorki, pomyślałam z niechęcią. Ściągnęła go, żeby mnie całkiem zgnębić. Ta myśl sprawiła, że moje opanowanie diabli wzięli.
— To sprawka Ewy. Jestem o tym święcie przekonana — stwierdziłam na głos, idąc za Klarą do sekretariatu.
— Nie pierwszy i nie ostatni raz nasza pani dyrektor coś knuje. Nie martw się nią, jak zawsze poradzimy sobie — zapewniła, dotykając uspokajająco mojego ramienia, gdy weszłyśmy do sekretariatu.
— Wiem, ale ogarnia mnie złość za każdym razem, gdy widzę jej zadowoloną minę, albo gdy patrzy na mnie z wyższością — westchnęłam ciężko.
— Muszę dokończyć umowy, ale jutro będę na próbie. Możesz na mnie liczyć — zapewniła Klara, uśmiechając się pokrzepiająco i zajmując swoje miejsce za biurkiem.
Udzielił mi się jej nastrój i złość przeszła jak ręką odjął.
— Dzięki, kochana jesteś. Zajrzę jeszcze do Neli, a potem spadam do domu. Muszę odpocząć po tych wszystkich emocjach i naładować akumulatory na jutro. Lekko nie będzie, czuję to w kościach — powiedziałam bardziej do siebie niż do niej.
— Co by nie było damy radę. Kto jak nie my? — Klara puściła oczko i sięgnęła po teczkę z dokumentami.
Ruszyłam korytarzem w stronę sali plastycznej, gdzie było królestwo naszej rękodzielniczki Kornelii, która nie tylko miała zmysł artystyczny i zdolności manualne, ale również podejście do dzieci. To sprawiało, że na jej zajęcia waliły tłumy chętnych, a ona miała ręce pełne roboty.
Na szczęście przedstawienie wystawialiśmy dopiero pod koniec czerwca, więc powinniśmy się wyrobić ze scenografią i kostiumami. Z tą myślą otworzyłam drzwi i weszłam do sali, i zamarłam na widok Oskara całującego Nelę. Normalnie jakby mnie ktoś strzelił w splot słoneczny.
Oni oderwali się od siebie jak przyłapani na gorącym uczynku. Kornelia poprawiła nerwowo włosy, a Krynicki uśmiechnął się półgębkiem i nie widać było po nim skruchy. Co więcej, w jego oczach zobaczyłam wzywanie. Jakby chciał mi powiedzieć: „I co teraz? Twój ruch, kotku”.
Poczekaj, już ja cię urządzę! — pomyślałam mściwie.
— Nie przeszkadzajcie sobie — rzuciłam głosem ociekającym słodyczą i wypadłam na korytarz, słysząc za sobą szybkie kroki.
Kiedy się odwróciłam, na korytarzu przede mną stał Pan Arogancki Dupek i uśmiechał się jak sam diabeł.
I był piekielnie przystojny.
— Czemu się złościsz, Julia? — zapytał, przysuwając się nieznacznie, a ja podniosłam wzrok i napotkałam jego palące spojrzenie. Zachowywał się, jakby chciał wyprowadzić mnie z równowagi albo rzucał mi wyzwanie i czekał na to, aż połknę haczyk. Może wtedy byłam naiwną idiotką, ale nie teraz.
— Ja się złoszczę? Wydaje ci się — prychnęłam. — Chyba masz problemy ze wzrokiem. Może idź, się przebadaj, wiesz w twoim wieku… — urwałam znacząco, jakbym chciała mu zasugerować, że jest starym stetryczałym zgredem.
Parsknął śmiechem, a potem chwycił mnie za łokieć, przysunął się i wyszeptał mi do ucha:
— Lubię, jak się złościsz. Wtedy tak błyszczą ci oczy…
O królu złoty! Niech go wszyscy diabli!
Pan Arogancki Dupek wiedział jak zrobić na mnie wrażenie. W dodatku pachniał tak zniewalająco, że na chwilę mgła zasnuła mi oczy i wróciły wspomnienia tego, co wydarzyło się dziesięć lat temu. Gdy sobie przypomniałam, jak to się skończyło, wyszarpnęłam łokieć i odsunęłam się od niego.
— Jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz, złamię ci rękę — zagroziłam.
Pokręcił głową rozbawiony, a potem minął mnie bez słowa i wyszedł z budynku.
A ja stałam ze skamieniałym sercem i czułam, napływające łzy. Minęło kilka minut, nim udało mi się uspokoić.
I już wiedziałam, że wojna między nami dopiero się zaczęła. I, że muszę zrobić wszystko, żeby ją wygrać.
Rozdział 3
Następnego dnia starałam się unikać zarówno Oskara, jak i Neli. Wiedziałam jednak, że zachowuję się dziecinnie i, że na próbie i tak się spotkamy. Zdecydowałam, że najpierw wyjaśnię wszystko z koleżanką, a potem zastanowię się jak zetrzeć uśmiech z twarzy Pana Aroganckiego Dupka.
Kiedy weszłam do sali plastycznej, Kornelia akurat rozkładała materiały na zajęcia, więc w pierwszej chwili mnie nie zauważyła. Była ładną dziewczyną, trochę młodszą ode mnie. Pogodna, wesoła i zawsze uśmiechnięta. Potrafiła zarażać entuzjazmem i dobrą energią. Trudno było mi uwierzyć, że dała się wplątać w gierki Krynickiego.
Coś się za tym kryło i już moja w tym głowa, żeby sprawdzić, co. Oskar coś knuł, a ja nie zamierzałam pozwolić, żeby skrzywdził jakąś dziewczynę tak jak kiedyś mnie.
Ta kanalia nikomu nie przepuści.
Tak, przyznaję.
Byłam zazdrosna o tego piekielnika i nic nie mogłam na to poradzić. Jednak nie zamierzałam się do tego przyznawać. Co nie znaczy, że miałam siedzieć z założonymi rękami. Oskar Krynicki był znanym i popularnym aktorem. W dodatku szalenie atrakcyjnym. Nie było więc kobiety odporniej na jego wdzięk. A on korzystał z tego, ile wlezie.
— Co tam, Julka? — zapytała Nela, przerywając swoje zajęcie i patrząc na mnie wyczekująco, lekko się przy tym rumieniąc.
— Chciałam pogadać o Oskarze. To drań i byłoby dobrze, gdybyś trzymała się od niego z daleka. Lubię cię i nie chcę, żeby ten zarozumiały padalec złamał ci serce — ostrzegłam ją, w duchu przeklinając swój niewyparzony język. Bo z chwilą, gdy te słowa padły z moich ust, zrozumiałam, jaki popełniam błąd.
— Jeśli o to chodzi, to nie masz się o co martwić. Nic mnie z nim nie łączy — odparła swobodnym tonem. — Pocałował mnie, a potem wyleciał za tobą, więc sprawa jest oczywista. Nie bawię się w trójkąty, więc możesz być spokojna. Nie odbiję ci go. — Uśmiechnęła się wesoło, a w jej policzku zrobił się uroczy dołeczek.
— Co? — zamrugałam gwałtownie. — On mnie nie interesuje. Chciałam tylko… — zaczęłam tłumaczyć, ale Nela mi przerwała.
— Julia, mam oczy i widzę. Oskar czy tego chcesz, czy nie podoba ci się i wydaje mi się, że z wzajemnością. On mnie nie interesuje, więc sprawa jest prosta… — Wzruszyła ramionami. — Co do przedstawienia, po próbie omówimy szczegóły scenografii i kostiumów, dobrze? Mam dzisiaj dwie grupy na zajęciach. — Wskazała leżące na stole kolorowe kartki papieru, nożyczki, kleje i inne materiały.
— Jasne, nie ma sprawy — odparłam odruchowo, a potem odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z sali w takim tempie, jakby mnie goniły piekielne ogary.
A w następnej chwili wpadłam wprost w ramiona… Oskara Krynickiego.
— Gdzie tak się spieszysz, Julia? — zapytał rozbawiony, a w jego brązowych oczach dostrzegłam wesołe iskierki. Na moment straciłam łączność z mózgiem i gapiłam się na niego zszokowana. Wokół nas unosił się zapach Acqua Di Gio, co nie ułatwiało sytuacji.
— Możesz mnie puścić? — syknęłam, czując narastającą złość.
— A, co jeśli nie chcę? — spytał, zniżając głos do namiętnego szeptu, a ja przestałam na moment oddychać, gdy poczułam jego dłoń przesuwającą się z moich ramion na plecy.
— Nadal jesteś dupkiem. Nic się nie zmieniłeś — syknęłam ze złością, próbując wyswobodzić się z jego objęć i czując jego palący dotyk w miejscach, których nie miał prawa dotykać. — Puść mnie! — warknęłam.
— Lubię twój niewyparzony język. Ciekawe, czy nadal jest tak sprawny, jak kiedyś… — wymruczał, a ja miałam chęć uderzyć go w twarz. Czerwona mgła zasnuła mi oczy i wzbierała we mnie furia stulecia.
— Zamknij się i daj mi przejść! — Walnęłam go ręką w ramię, jednak napotkałam twarde mięśnie, co mnie lekko zbiło z tropu i na moment zapomniałam języka w gębie.
Pan Arogancki Dupek nachylił się i tuż przy moich ustach wyszeptał:
— Słodka i ostra. Nie mogę się doczekać tej próby…
A potem wypuścił mnie z ramion i wyminął, by zostawić kompletnie zaskoczoną na pustym korytarzu.
Jeśli nie wygadam się Klarze, to chyba zwariuję! — pomyślałam wzburzona zaistniałą sytuacją.
Nogi same poniosły mnie do sekretariatu.
— Ratuj! — zawołałam już od progu, wchodząc do jej królestwa i przerywając jej pracę. — Albo mnie dobij!
Klara odsunęła się od komputera i spojrzała na mnie rozbawiona. Ubrana była w zieloną sukienkę, która kontrastowała z jej długimi ciemnymi włosami i jasną cerą.
— Co się stało? Znów Oskar? — zapytała, zakładając ręce na piersi.
— To nie jest powód do żartów — zganiłam ją. — Oszaleję przez niego — jęknęłam.
— Wiesz, że jakoś musisz sobie z nim poradzić. Przynajmniej do czasu aż skończymy próby. Potem on wyjedzie i będziesz miała spokój. — Jej ton był łagodny i wyrozumiały. Starała się i doceniałam to, ale jednocześnie uświadomiłam sobie, że zachowuję się jak niezrównoważona wariatka, od kiedy Oskar Krynicki znów pojawił się w moim życiu.
Westchnęłam ciężko.
— Masz rację, pójdę ochłonąć i postaram się zachować zimną krew na próbie. Co by się nie działo, nie dam się wplątać w żadne jego gierki.
— Grzeczna dziewczynka. Widzisz? Dasz sobie radę. — Klara mnie uścisnęła. — Chcesz kawy? Idę do kuchni, mogę zrobić i dla ciebie — zaproponowała.
— Nie, dzięki. Pan Arogancki Dupek już wystarczająco podniósł mi ciśnienie. Pójdę przećwiczyć swoją rolę. — Spojrzałam na zegarek. Dochodziła druga. Do próby zostały dwie godziny. Miałam więc czas nie tylko, żeby ochłonąć, ale i nauczyć się scenariusza.
I zamierzałam pokazać mu, kto tutaj jest górą.
Na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone. A ja chciałam, żeby Oskar poczuł, chociaż raz smak porażki. Uśmiechnęłam się i żwawym krokiem ruszyłam w stronę sali widowiskowej.
Rozdział 4
Dwie godziny minęły, jak z bicza strzelił. Próba do przedstawienia zaczęła się z lekkim opóźnieniem, bo Ewa musiała odebrać pilny telefon. Wyszła z sali, w której zostaliśmy tylko ja i Oskar, bo dziewczyny jeszcze się nie pojawiły. Mieliśmy zacząć od sceny trzeciej drugiego aktu, w której Kopciuszek dociera na bal i tańczy z królewiczem. Scena z siostrami miała być przećwiczona po niej.
Stałam pod ścianą ze scenariuszem w dłoni i spod oka obserwowałam, jak Pan Arogancki Dupek pochyla się nad arkuszami papieru, by zapoznać się ze swoją kwestią. On wydawał się kompletnie mną niezainteresowany, gdy niespodziewanie podniósł wzrok i… przyłapał mnie na tym, jak się na niego gapię.
Jego spojrzenie pociemniało, a na usta wypłynął uśmiech pełen męskiej satysfakcji. Drapieżny, mroczny i uwodzicielski. Jak w zwolnionym tempie zobaczyłam, że idzie w moją stronę.
Nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu, gdy podszedł do mnie, nie spuszczając ze mnie palącego spojrzenia.
To, co się później wydarzyło, odtwarzałam wiele razy tego wieczora, nie mogąc uwierzyć, że dałam się tak łatwo podejść.
Pan Arogancki Dupek przycisnął mnie do ściany, chwycił za nadgarstki, żebym nie mogła się ruszyć. Spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział głębokim głosem:
— Nawet nie wiesz, jak tęskniłem, Julia…
I to by było tyle, jeśli chodzi o rozsądek.
A zemsta? Chrzanić ją.
I nie myśląc o konsekwencjach, wpiłam się w jego usta.
Pocałunek nie trwał długo, bo już w następnej sekundzie usłyszałam głośne chrząknięcie.
Oderwałam się od gorących ust Oskara Krynickiego i spojrzałam w stronę, z której dochodził głos.
Ewa stała w drzwiach z rękami na piersi i patrzyła na nas lodowatym wzrokiem.
— Co to ma znaczyć? Oskarze, czy Julia ci się narzuca? — spytała oschłym tonem.
— Nie, pani dyrektor. Wszystko w porządku — odparł Krynicki, nadal na mnie nie patrząc.
Ja również unikałam jego wzroku, domyślając się, jak muszę wyglądać. Wracał mi zdrowy rozsądek i już wiedziałam, że popełniłam koszmarny błąd.
Jednak nic więcej nie mogłam zrobić, bo do sali weszły Klara i Nela.
— Zacznijmy od razu, bo szkoda czasu — zarządziła dyrektorka. — Czy każdy zna swoją kwestię? Jeśli nie, będziecie czytać ze scenariusza. Nie muszę chyba mówić, że macie się tego nauczyć na pamięć. Im szybciej, tym lepiej — dodała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Oskar skrzywił się, uśmiechając się ironicznie, podczas gdy ja nadal stałam jak słup soli, wciąż zamroczona pocałunkiem.
Klara zerkała na mnie zaciekawiona, natomiast Nela wydawała się zupełnie nieświadoma napięcia panującego w sali.
— Wszystko gra? — Przyjaciółka podeszła i chwyciła mnie za łokieć, odsuwając nas na bok i ściszając głos, zapytała: — Coś między wami zaszło?
Pokręciłam przecząco głową, nie patrząc jej w oczy.
— Nie, zdenerwował mnie i tyle — burknęłam.
Jak nic urośnie mi nos od tych wszystkich kłamstw, pomyślałam. Nie powinnam jej okłamywać, ale było mi wstyd, że pozwoliłam Panu Aroganckiemu Dupkowi na zbyt wiele.
Jak mogłam być tak głupia! — wyrzucałam sobie.
Spojrzałam w jego stronę i poczułam, jak rośnie we mnie chęć mordu.
Drań znów gapił się na moje usta!
I jakby tego było mało, przesunął sugestywnie językiem po swoich wargach.
Aż mnie ręka świerzbiła, żeby dać mu w twarz. Jednak Klara, widząc, co się dzieje, szepnęła mi na ucho:
— Julka, to nie jest dobry pomysł.
Wzięłam kilka głębokich oddechów i z kamienną twarzą przeszłam na środek sceny, by wypowiedzieć swoją kwestię.
Kontynuowaliśmy próbę już bez żadnych przeszkód i po godzinie mieliśmy przećwiczony cały drugi akt.
— Na dziś wystarczy — oznajmiła Ewa, uśmiechając się z zadowoleniem. — Nie jest źle, ale musicie bardziej się wczuć w swoje role. Julia grasz, jakbyś połknęła kij od szczotki, natomiast Oskar — zawiesiła znacząco głos — tutaj widać kunszt, talent i doświadczenie. Jeśli weźmiesz z niego przykład, może da się jeszcze uratować twoją rolę. Poćwicz, a reszta może iść do domu.
Aż się zagotowałam, słysząc jej słowa. Zacisnęłam dłonie w pięści, mnąc scenariusz. Musiałam wyglądać jak chmura gradowa.
Nie dość, że zniszczył mi życie, to jeszcze teraz przez niego wychodziłam najgorzej na próbach, pomyślałam z niechęcią.
Gdyby wzrok mógł zabijać, truchło Oskara leżałoby już na podłodze, a obok niego drugie truchło — Ewy.
Uśmiechając się złośliwie do swoich myśli, odparłam z pozoru lekki tonem:
— Oczywiście pani dyrektor. Zostanę i z przyjemnością poćwiczę.
Klara popatrzyła na mnie jakby wyrosły mi czułki. Pan Arogancki Dupek uśmiechnął się pod nosem, jakby świetnie się bawił, a Nela posłała mi pokrzepiające spojrzenie.
— To świetnie. Bardzo mnie to cieszy. — Ewa skinęła głową, a potem wyszła z sali, nie oglądając się za siebie.
Pozostali również opuścili salę. Została jedynie Klara.
— Czy teraz powiesz mi, co się dzieje? Gdy weszłam do sali ty i Oskar mieliście takie miny, jakbyście coś przeskrobali. Powiedz, że się mylę i, że nic takiego się nie stało… — Spojrzała na mnie uważnie, doskonale pamiętając o tym, jak przed laty potraktował mnie ten dupek i ile łez przez niego wylałam.
Westchnęłam, przymykając oczy i walcząc z narastającym bólem głowy. Chociaż przed nią musiałam być szczera. Sama już nie wiedziałam, co mam myśleć.
— Pocałowałam Oskara… — wyznałam, zagryzając wargi.
Klara zrobiła wielkie oczy i otworzyła usta ze zdziwienia. Gdybym jej powiedziała, że chcę zostać zakonnicą i wstępuję do zakonu, byłaby nie mniej zaskoczona.
— Jak to? Przecież go nienawidzisz. Co się stało?
— Sama nie wiem. — Wzruszyłam obojętnie ramionami. — To był moment, ale to był błąd i więcej się nie powtórzy — zapewniłam z głębokim przekonaniem.
— Jesteś pewna, że to wszystko, co było między wami to już przeszłość? — Klara chciała się upewnić, patrząc na mnie z troską i zaciekawieniem jednocześnie.
— Czy to ma jakieś znaczenie? — zapytałam z pozoru lekkim tonem.
— Jeśli go kochasz to tak — odparła spokojnie.
Przymknęłam oczy, starając się zapanować nad mętlikiem w głowie.
— Nienawidzę go. Czy to wyjaśnienie wystarczy?
— Skoro tak mówisz… Staraj się go unikać, jeśli tylko możesz. Pamiętaj, że na mnie zawsze możesz liczyć. Gdybyś chciała się wygadać albo wypłakać. Może w weekend zrobimy sobie babski wieczór z lodami i Netfliksem? — zaproponowała z uśmiechem.
— Jasne, chętnie — odwzajemniłam uśmiech i przytuliłam się do Klary z mocnym postanowieniem, że nie będę więcej myśleć o Oskarze Krynickim.
Rozdział 5
Minął tydzień. W tym czasie zrobiliśmy trzy próby, podczas których udało mi się zachować spokój, a Oskar nie wytrącił mnie z równowagi. Nadal nie mogłam sobie wybaczyć, że tak łatwo mu uległam.
A mimo to im częściej próbowałam go unikać, tym częściej na niego wpadałam. To było jak fatum. Bo przecież nie przeznaczenie. W takie bzdury nie wierzyłam.
Teraz też mieliśmy chwilę przerwy, bo Klara poszła po kawę, a Nela musiała wcześniej wyjść. Mieliśmy już przećwiczoną pierwszą scenę z macochą, siostrami i Kopciuszkiem. Dyrektorka zawołała Krynickiego do siebie, więc nie musiałam się martwić, że się na niego natknę.
Z błogą miną, machając nogami, siedziałam na scenie i powtarzałam swoją kwestię ze sceny drugiej, gdy niespodziewanie usłyszałam jakiś hałas dochodzący zza kotary. Było tam pomieszczenie techniczne i Wojtek trzymał tam swój sprzęt do nagłośnienia. Bardziej zaintrygowana niż wystraszona podniosłam się i najciszej jak mogłam, podeszłam i zajrzałam za kotarę. Niczego ani nikogo jednak nie zauważyłam. Z bijącym sercem uchyliłam drzwi do pomieszczenia technicznego i zajrzałam tam, a potem krzyknęłam.
Następne, co pamiętałam to, to jak upadam na podłogę i ogarnia mnie ciemność.
Gdy się ocknęłam, pochylały się nade mną zaniepokojone twarze. Rozpoznałam w nich Klarę, Oskara i Wojtka.
— Nic ci nie jest? — spytała przyjaciółka, lekko poklepując mnie po policzku.
Zamrugałam gwałtownie i próbowałam się podnieść, ale zakręciło mi się w głowie. Czułam się, jakbym miała całe ciało z ołowiu i wirowało mi w głowie jak na karuzeli.
— Tam był diabeł — wyjaśniłam, wskazując palcem uchylone drzwi do pomieszczenia technicznego.
— Kto? — Oskar parsknął śmiechem. — Jesteś pewna, że widziałaś tam diabła? — Jego spojrzenie na moment błysnęło rozbawieniem, a ja miałam chęć rozbić mu coś ciężkiego na głowie. Miał szczęście, że chwilowo byłam niedysponowana.
— Czerwony z rogami i widłami w jednej ręce — uściśliłam, czując się jak idiotka. Pewnie pomyślą, że kompletnie już oszalałam. — Zaatakował mnie.
— Możemy to sprawdzić. Nie martw się, zaraz tam pójdę — odparł spokojnym głosem Wojtek.
Nie było go kilka minut, słychać było tylko stamtąd jakieś stuki-puki i szuranie. Gdy się pojawił, uśmiechał się, a na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie.
— To chyba moja wina… — Podrapał się po skroni. — W ubiegłym tygodniu zostawiłem tam kartonowego diabła, bo mieli go przewieźć do teatru. Kumpel miał go odebrać, ale coś mu wypadło… — tłumaczył skruszony. — Grają „Mistrza i Małgorzatę” i potrzebowali go do scenografii w jednej ze scen.
Zakryłam twarz dłonią, czując, jak się czerwienię i z trudem stłumiłam przekleństwo.
— W porządku, nic się nie stało — starałam się zbagatelizować sprawę, z pomocą Klary podnosząc się z podłogi i poprawiając włosy oraz ubranie.
Nie miałam odwagi spojrzeć w stronę Oskara. Mogłam się tylko domyśleć, co sobie o mnie pomyślał. Nie chciałam tego wiedzieć. Najlepiej jakby zniknął.
— Przyniosę ci wody, a ty usiądź i odpocznij — zaoferowała Klara, dotykając mojego ramienia.
Skinęłam głową i usiadłam na krześle, które mi podsunęła.
— Zaniosę go do auta. Najlepiej będzie, jak sam go zawiozę do teatru — oznajmił Wojtek i z kartonowym diabłem pod pachą wyszedł z sali.
Zostałam sam na sam z Panem Aroganckim Dupkiem, wymownie milcząc i całkowicie go ignorując.
— Dobrze, że nic ci nie jest — usłyszałam i odruchowo spojrzałam w jego stronę. Gdyby mi powiedział, że zamierza wstąpić do objazdowego cyrku jako klaun, nie zdziwiłabym się bardziej, niż teraz słysząc jego słowa.
On się o mnie martwił?! Czy świat oszalał, czy tylko ja?
A może to on uderzył się w głowę, a nie ja…
A potem powiedział coś jeszcze, co już kompletnie wytrąciło mnie z równowagi.
— Może to nie jest dobry moment, ale miałem dzisiaj sen z tobą… — Jego głos znów przybrał spiżowe tony. Oskar nachylił się, a ja poczułam zapach Acqua di Gio i wstrzymałam oddech.
— Jaki? — odważyłam się spytać, przełykając ślinę.
Uśmiechnął się seksownie i drapieżnie jednocześnie, a ja nie mogłam oderwać wzroku od jego ust. Były pełne, czerwone i lśniące.
Drań kusił mnie!
— Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć? — spytał, przysuwając się jeszcze bliżej, tak że dzieliły nas teraz tylko centymetry.
Chyba straciłam rozum, bo odpowiedziałam miękko:
— Zaryzykuję…
Jego oczy pociemniały. Już miał coś powiedzieć, gdy do sali weszła Klara i czar prysł. Odsunęliśmy się od siebie gwałtownie. Potarłam ręką czoło, czując się jak przyłapana na gorącym uczynku.
— Na mnie już pora. Do jutra — rzucił Oskar i wypadł z sali, jakby się za nim paliło.
— Nawet na chwilę nie można was zostawić samych. — Przyjaciółka z niezadowoleniem pokiwała głową i podeszła, by podać mi szklankę wody.
Wzięłam ją od niej i upiłam spory łyk, chcąc mieć chwilę na zebranie myśli.
— Tylko rozmawialiśmy — wyjaśniłam, rumieniąc się lekko, co nie uszło jej uwadze.
— I w dodatku nie umiesz kłamać. Och, Julka! — Klara roześmiała się głośno. — Tylko ty potrafisz wpaść z deszczu pod rynnę.
— Sama widzisz, że co bym nie robiła prędzej, czy później na niego wpadam. To jakaś klątwa… — Machnęłam ręką z frustracją.
— Co zamierzasz? — Klara spojrzała na mnie uważnie.
Wzruszyłam obojętnie ramionami.
— A, co mogę? Przecież nie zamknę się w schowku na szczotki, żeby go nie widywać.
— To byłoby całkiem niezłe, bo mogłabyś go nastraszyć, wyskakując ze szczotką albo z mopem. Wiałby, aż by się za nim kurzyło. — Przyjaciółka zaczęła się śmiać do rozpuku.
Mnie też udzieliła się jej wesołość, gdy sobie wyobraziłam tę scenę. Jeszcze długo się z tego śmiałyśmy.
— To, co wpadnę do ciebie wieczorem z winem i pudełkiem lodów? — zaproponowała, patrząc na mnie wyczekująco, gdy wychodziłyśmy z domu kultury.
— Czytasz mi w myślach — odparłam z uśmiechem.
— Będę o dwudziestej — zapowiedziała, a potem pocałowała mnie w policzek i się pożegnałyśmy. Ona mieszkała po drugiej stronie miasta, ja niedaleko pracy. Stąd miałam tylko dziesięć minut piechotą. Ruszyłam raźnym krokiem w stronę najbliższej cukierni, by kupić coś słodkiego. Wino winem, ale bez kawałka ciasta czekoladowego nie wyobrażałam sobie naszego babskiego spotkania.
Rozdział 6
— Tego było mi potrzeba — westchnęłam z błogością, upijając z kieliszka łyk białego wina i opierając stopy na pufie.
Siedziałyśmy z Klarą u mnie w mieszkaniu i oglądałyśmy pierwszą część „Planety Singli” na Netfliksie. Co chwila wybuchałyśmy śmiechem, obserwując, jak Ania szuka tego jedynego i zalicza kolejne randkowe wpadki.
I oczywiście trafia na pacana, który się z niej wyśmiewa i w którym się zakochuje. Gdyby Oskar zachowywał się jak Tomek, też pewnie szlag jasny by mnie trafiał.
Ten typ faceta miał w sobie coś takiego, że jednocześnie lgnęłaś do niego i coś cię od niego odpychało. Było to nawet gorsze niż jazda kolejką górską.
A gdy jeszcze wyobraziłam sobie jak Pan Arogancki Dupek, jedzie na białym koniu przez miasto ubrany w zbroję, aż zaczęłam się śmiać.
— Myślisz, że Oskar poradziłby sobie w tej roli, tak świetnie, jak Maciek Stuhr? — zapytałam Klarę, która właśnie oblizywała łyżkę z lodów.
Spojrzała na mnie zdziwiona.
— A czemu pytasz?
Upiłam łyk wina, nim odpowiedziałam.
— Bo wydaje mi się, że tylko by się zbłaźnił. Tym bardziej że taki z niego romantyk jak ze mnie królowa Bona. — Parsknęłam śmiechem.
— A mimo to nadal nie możesz o nim zapomnieć. — Klara sprowadziła mnie na ziemię.
Miała rację. Mimo że minęło dziesięć lat i on złamał mi serce, ja nadal o nim nie zapomniałam.
Czy kiedyś to się stanie? — pomyślałam z westchnieniem.
— I tu mnie masz. — Uśmiechnęłam się blado. — Przy tobie mogę być szczera. Wkurza mnie jak diabli, ale nie potrafię wyrzucić go z serca. Czego bym nie robiła… — posmutniałam niespodziewanie.
— Julka, każdy popełnia błędy. Zakochałaś się. A on, co? To on powinien się wstydzić tego, jak się wtedy zachował, nie ty. — Klara objęła mnie ramieniem i przytuliła.
— Może i tak, ale wydawało mi się, że on też coś wtedy do mnie poczuł. Nie rozumiem, czemu później mnie zostawił i wyjechał. Nadal nie wiem, co takiego się stało. I dopóki się nie dowiem, nie przestanie mnie to dręczyć — powiedziałam. Było to jak zadra, która tkwi pod paznokciem i nie możesz jej wyjąć.
— Żeby zamknąć tę sprawę, musisz z nim pogadać. Tylko tak szczerze. A potem zaczniesz żyć od nowa — poradziła Klara.
— Masz rację. Co ja bym bez ciebie zrobiła…
I wtedy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
— Spodziewasz się kogoś? — Przyjaciółka spojrzała na zegarek. Dochodziła dziewiąta wieczorem. Rodzice pojechali do znajomych, więc nie było ich w mieście. Brat również wyjechał za miasto z dziewczyną.
— Nie. Zobaczę kto to. — Podniosłam się z kanapy i ruszyłam do drzwi. A gdy je otworzyłam, zamarłam.
Na progu stał mój były chłopak Robert z bukietem róż i uśmiechem, który kiedyś tak na mnie działał. Rozstaliśmy się rok temu i to głównie z jego winy. To był toksyczny związek, bo Robert był chorobliwie zazdrosny i ciągle robił mi awantury. Doszło nawet do tego, że zaczął mnie sprawdzać i śledzić.
— Cześć, Julka. Dobrze cię widzieć. Mogę wejść? — zapytał, robiąc słodkie oczy. Był bardzo przystojny. I dlatego na początku wybaczałam mu wszystko, bo wydawało mi się, że byłam w nim zakochana. Miał niebieskie oczy i blond włosy oraz wysportowaną sylwetkę, bo pracował fizycznie. Był mechanikiem i razem z bratem prowadził warsztat samochodowy.
— Wiesz, że nie powinieneś tutaj przychodzić — odparłam chłodnym tonem, czując, jak moje ciało napina się z nerwów.
— Zależy mi na tobie. Tęsknię. Przecież dobrze było nam razem… — Robert nachylił się, jakby chciał mnie objąć albo pocałować.
Cofnęłam się odruchowo, przybierając pozycję obronną.
— Na początku, a potem zacząłeś świrować. Nie Robert, nie chcę z tobą rozmawiać, a tym bardziej cię oglądać. Daj mi spokój.
Jego oczy rozbłysły niebezpiecznym blaskiem, w których kryło się jakieś szaleństwo.
— Nie odpuszczę, rozumiesz? — rzucił ze złością i wcisnął mi w ręce bukiet. — Pamiętaj, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz — dodał złowrogim tonem, a potem odwrócił się i sobie poszedł.
Dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą.
— Kurczę, Julka… Już miałam dzwonić na policję. — Klara stanęła za mną, opiekuńczo obejmując mnie ramionami.
Oddałam uścisk, upuszczając kwiaty na podłogę. Chciałam je zdeptać i wyrzucić do śmieci. Nie mogłam na nie patrzeć.
— Nic mi nie jest. Tylko trochę się wystraszyłam — odparłam, walcząc z napływającymi łzami.
— Nie myśl o nim teraz. Ten czubek prędzej czy później odpuści — starała się mnie pocieszyć. Jednak z marnym skutkiem, bo wciąż nie mogłam zapomnieć wściekłego wzroku Roberta i jego zaciętej twarzy.
W porównaniu z nim Oskar Krynicki wydawał mi się łagodnym barankiem. Trochę poprawił mi się nastrój, gdy zjadłam pół pudełka ulubionych lodów o smaku słonego karmelu i doprawiłam się ciastem czekoladowym oraz winem. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam na kanapie.
Rozdział 7
Weekend minął mi na użalaniu się nad sobą i oglądaniu seriali. Jednak, gdy nadszedł poniedziałek, nastrój mi się trochę poprawił. Dzisiaj mieliśmy zacząć prace nad kostiumami. Od każdego należało pobrać wymiary, żeby dopasować kostium, więc jak tylko wypiłam kawę, poszłam do sali plastycznej, licząc na to, że Nela już jest i, że pobierze ode mnie miarę.
Gdy tam weszłam, w pierwszej chwili nikogo nie zauważyłam, ale gdy przeszłam głębiej do pomieszczenia, zza parawanu wyszedł Pan Arogancki Dupek ubrany jedynie w spodnie. Nie miał koszuli, więc przed samym nosem miałam jego gołą klatkę piersiową.
Musiałam przyznać, że bardzo apetyczną, bo opaloną, umięśnioną i wyrzeźbioną niczym spod dłuta Michała Anioła.
Gapiłam się na niego bezmyślnie, czując, jak zasycha mi w gardle.
— Ja… — zaczęłam, ale z tego wszystkiego zapomniałam, po co przyszłam.
Oskar, widząc moje spojrzenie, tylko się uśmiechnął, a potem rzucił zaczepnie: — Przyszłaś popatrzeć? — Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, a mój puls przyspieszył, gdy Krynicki podszedł do mnie i stanął tak blisko, że niemal stykaliśmy się ciałami.
— Odsuń się — rzuciłam nerwowo, odruchowo kładąc dłoń na jego klatce piersiowej i zagryzając wargi, gdy poczułam bijący od niego żar. Chciałam ją zabrać, jednak nie pozwolił mi na to, zaciskając palce wokół mojego nadgarstka.
— Nie rób tak — zamruczał zmysłowo, a jego oczy zrobiły się niemal czarne. — Bo nie ręczę za siebie. — Krynicki oblizał się powoli, a potem powiódł spojrzeniem od moich oczu do ust, sprawiając, że oddech uwiązł mi w gardle. Jego dłoń przesunęła się z mojego policzka na szyję, a gdy zaczął ją niespiesznie gładzić, drgnęłam.
— Po co wróciłeś? — zapytałam i natychmiast pożałowałam, że nie ugryzłam się w język.
— Jeśli powiem, że dla ciebie i tak mi nie uwierzysz — szepnął, nachylając się tak, że nasze usta dzieliły tylko centymetry. Gdyby teraz Oskar mnie pocałował, długo bym się nie opierała. Jednak to byłoby głupie i nierozważne.
— Nie. Mam uwierzyć, że tak nagle sobie o mnie przypomniałeś? Po dziesięciu latach? — Nie potrafiłam ukryć urazy.
— Julia… — mruknął, czule gładząc mnie po włosach. Jego dotyk był elektryzujący. — Kiedyś ci to wyjaśnię, ale teraz nie jest dobry moment. — Uciekł wzrokiem gdzieś w bok i zapatrzył się w ścianę.
— To mnie puść i daj mi święty spokój! — warknęłam, czując narastającą złość.
— Jak zawsze zadziorna. — Oskar uśmiechnął się kącikiem ust, a ja na moment straciłam wątek, bo zapatrzyłam się na jego ponętne wargi. Chciałam się w nie wgryźć zębami i poczuć ich smak… — Znowu to robisz — rzekł rozbawiony.
— Co? — wciąż się w niego wpatrywałam jak zahipnotyzowana.
— Patrzysz na mnie tak, jakbyś chciała mnie pocałować — zauważył i niemal się uśmiechnął, nie spuszczając ze mnie rozpalonego wzroku.
Jego słowa otrzeźwiły mnie w jednej chwili.
Dupek znów sobie ze mnie żartował! Czy on cokolwiek brał na poważnie? Czy wszystko kojarzyło mu się wyłącznie z jednym? Choć w jego towarzystwie, ja również myślałam jedynie o tym, żeby zerwać z niego ubranie. Jednak nie było to ani rozsądne, ani mądre. Należało działać z rozwagą. Nie mogłam pozwolić, żeby Oskar się do mnie zbliżył, a jak wiadomo, najlepszą obroną jest atak…
— Nie, nie mam ochoty! Jeszcze mnie czymś zarazisz — rzuciłam, uderzając go pięścią w ramię.
Zaczął się śmiać, a potem bez słowa odsunął się ode mnie, dając mi więcej przestrzeni. Dopiero wtedy odważyłam się wziąć głębszy oddech. Nadal jednak czułam zapach jego perfum i ciepło jego ciała.
Krynicki odwrócił się do mnie plecami i sięgnął po koszulę. Nim założył ją założyć, ja wyszłam z sali plastycznej. A raczej wypadłam z niej, jakby się za mną paliło.
Rozdział 8
Po sprzeczce z Panem Aroganckim Dupkiem zaszyłam się w sali widowiskowej i nie wyściubiałam stamtąd nosa. Raz tylko wyszłam po kawę i do toalety. Zrobiłam sobie też dwie przerwy, żeby rozruszać kości.
Na chwilę zajrzała Klara, ale że miała kocioł w sekretariacie, nie mogła długo zostać. Dyrektorki nie było, bo miała jakieś spotkanie na mieście, więc nie musiałam się martwić, że na nią wpadnę. Oskar też gdzieś się zawieruszył. Miałam więc chwilę spokoju.
Od kwadransa siedziałam ze scenariuszem w ręku i powtarzałam swoją kwestię niczym mantrę. Dzięki pamięci wzrokowej nie musiałam zerkać na tekst, wystarczyło, że raz czy dwa go przeczytałam.
Minął ponad tydzień od pierwszej próby i znałam już swoje kwestie ze wszystkich trzech aktów. Tekstu nie było aż tak wiele, poza tym pisany był wierszem, więc łatwiej było go zapamiętać.
— To dla mnie zaszczyt nie lada, każda panna byłaby rada. Ale ja muszę wracać do miasta, bo już północ, bije dwunasta — powiedziałam na głos melodyjnym tonem. Czułam się w tej roli jak ryba w wodzie. Oczami wyobraźni widziałam już jak zgodnie ze scenariuszem, po tej kwestii uciekam ze sceny, gubiąc pantofelek. A królewicz powinien wybiec za mną, by mnie szukać.
— Nie uciekaj, zaczekaj, dworzanie zatrzymajcie ją! — usłyszałam nagle i spojrzałam w stronę, skąd dochodził głos.
W drzwiach stał Oskar i patrzył na mnie z błyskiem w oku. Gdy się zorientował, że to zauważyłam, szybko przybrał obojętny wyraz twarzy.
— Już miałem bić ci brawo, ale jeszcze trochę musisz poćwiczyć. Co prawda źle nie jest, ale do perfekcji też ci daleko — stwierdził, podchodząc i stając na wyciągnięcie ręki, a wtedy owionął mnie zapach jego perfum i na moment zapomniałam, jak się oddycha.
— Po co mi to mówisz? — zmrużyłam oczy i spojrzałam na niego groźnie, przybierając pozycję obronną.
— Żeby woda sodowa za bardzo nie uderzyła do tej twojej ślicznej główki — odparł, uśmiechając się jak sam diabeł. Brakowało mu tylko rogów. Ciemne włosy miał w nieładzie i aż prosiły się, by ich dotknąć. Musiały być miękkie w dotyku. Ciekawe jakby to było przesunąć po nich palcami…
Przygryzłam dolną wargę, tłumiąc złość i starając się opanować, choć w jego obecności nie było to łatwe. Jak nikt potrafił wyprowadzić mnie z równowagi.
— Wciśnij sobie te rady tam, gdzie światło nie dochodzi! — rzuciłam, uśmiechając się złośliwie.
— Wierz mi, przy mnie każda dochodzi — odgryzł się, szczerząc się jak wilk na widok Czerwonego Kapturka.
— Palant!
— Zołza!
— Narcyz!
Oskar przyciągnął mnie do siebie jednym ruchem i pocałował mocno i zdecydowanie.
A wtedy świat wokół przestał istnieć.
Może to i melodramatyczne, ale w istocie tak się poczułam.
W jednej chwili zapomniałam o tym, że go nienawidzę i oddałam pocałunek z takim samym ogniem.
Świetnie całował.
Co ja mówię.
Całował jak szatan.
Jakby za chwilę miał nastąpić koniec świata i już nigdy więcej mielibyśmy się nie zobaczyć.
Objęłam go za szyję i rozchyliłam wargi, a on natychmiast to wykorzystał, by pogłębić pocałunek. Nie mogłam się oprzeć i ugryzłam go w dolną wargę…
A wtedy on się odsunął i spojrzał na mnie zaskoczony.
— Nie dość, że zołza to jeszcze wampirka… — mruknął, a oczy mu pociemniały.
— Dupek! — syknęłam, odpychając go. — Nigdy więcej mnie nie dotykaj! — Walcząc z napływającymi łzami, wybiegłam z sali, jakby mnie goniło stado nietoperzy.
W jednej chwili wróciły wspomnienia sprzed dziesięciu lat. Znów poczułam wstyd i upokorzenie. Jeśli sądziłam, że przez ten czas się zmienił, to byłam w błędzie.
Nawina idiotka! Jak zawsze musiałam wszystko koncertowo schrzanić, pomyślałam.
— Och, Julia. Gdzie ty miałaś rozum? — wygarniałam sobie, gdy pięć minut później wypłakiwałam oczy do lustra w łazience. Nie chciałam, żeby ktoś był świadkiem mojego załamania nerwowego. Uchodziłam za twardzielkę, ale były momenty takie jak ten, gdy pozwalałam łzom swobodnie płynąć. Podobno miały oczyszczającą moc. Gdyby jeszcze leczyły złamane serce…
Wysmarkałam nos, przemyłam twarz i z mocnym postanowieniem unikania Oskara Krynickiego wyszłam z łazienki, a potem na paluszkach przemknęłam korytarzem w stronę drzwi.
Odetchnęłam, dopiero gdy wyszłam na ulicę. Już miałam napisać SMS-a do Klary, że musiałam pilnie wyjść, gdy rozdzwoniła się moja komórka.
— Gdzie jesteś Julka? — usłyszałam zaniepokojony głos przyjaciółki, gdy tylko odebrałam.
— Musiałam wyjść. Coś się stało? — odparłam z pozoru lekkim tonem.
— To ja chcę wiedzieć, co się dzieje. Podobno wybiegłaś z płaczem z sali prób. Nela mi powiedziała — wyjaśniła, a w jej głosie dało się wyczuć niepokój i troskę.
— Nic się tutaj nie ukryje — westchnęłam z irytacją. — Inwigilacja z każdej strony.
— Julia, nie miej jej tego za złe. Martwi się o ciebie, podobnie jak ja.
— Niepotrzebnie. Nic się nie stało — skłamałam, starając się, by mój głos brzmiał pewnie.
— A ja jestem Król Julian. — Klara roześmiała się głośno. — Czy to przez Oskara? — spytała poważnym tonem. — Zrobił ci coś? Jeśli tak już ja z nim sobie porozmawiam.
— Nic nie rób! Nie chcę o nim teraz mówić. — Przygryzłam wargi, walcząc z napływającymi łzami. Nie chciałam się znów rozkleić.
— Czyli jednak… Co tym razem wywinął ten dupek? — zdenerwowała się Klara.
— Pocałował mnie — wyznałam jednym tchem, chcąc mieć to już za sobą.
W słuchawce na moment zapadła martwa cisza. Przyjaciółka jednak szybko doszła do siebie. Podziwiałam jej opanowanie. Moje nerwy były w strzępach.
— Zachowujecie się jak dzieci. Czy mam mu przemówić do rozumu? — spytała cieplejszym tonem.
— Nie, sama to załatwię — zaprotestowałam, głośno wzdychając. — Jeśli już coś musisz zrobić, to przyjedź do mnie po pracy. I kup dwie butelki wina.
— Dobrze, będę koło siódmej. Trzymaj się i pamiętaj, że co nas nie zabije to nas wzmocni — powiedziała tonem mentorki.
Roześmiałam się, czując, jak znów wraca mi ochota do życia. Tylko Klara potrafiła w parę minut poprawić mój zły nastrój. Taka przyjaciółka to skarb. Byłam wdzięczna losowi za to, że ją miałam.
— Jasne, dzięki. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła — powiedziałam, nim się pożegnałyśmy. Gdy zakończyłam rozmowę, schowałam telefon do torebki i ruszyłam chodnikiem w stronę domu.
Rozdział 9
Klara zjawiła się kwadrans po siódmej. Ledwie zdążyłam przygotować przekąski. Nie chciałam pić na pusty żołądek, wiedząc, że mam słabą głową. Zwykle unikałam alkoholu. Pozwalałam sobie jedynie na lampkę wina od czasu do czasu, zwłaszcza gdy dopadała mnie chandra i melancholijny nastrój, lub gdy chciałam coś przemyśleć. Teraz musiałam przegadać z przyjaciółką sytuację z Oskarem. Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi, poszłam otworzyć.
Nie wierzyłam własnym oczom!
Na progu stał Pan Arogancki Dupek i wyglądał tak, że aż dech mi zaparło. Miał na sobie czarną koszulę, która opinała jego umięśnioną klatkę piersiową jak druga skóra i jeansy. W dodatku pachniał tak, że aż musiałam przygryźć wargi, żeby nie jęknąć.
— Co tutaj robisz? — zapytałam ostrzej, niż zamierzałam, starając się uspokoić rozszalałe tętno.
— Przyszedłem przeprosić cię za to, jak się zachowałem dzisiaj. Nie powinienem był cię całować — powiedział, a w jego spojrzeniu dostrzegłam skruchę.
Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego podejrzliwie.
— Masz rację, powinniśmy zachować dystans — zgodziłam się po dłuższej chwili, czując w głębi duszy lekkie ukłucie żalu.
Uśmiechnął się ciepło, a serce zaczęło mi szybciej bić.
— Nie chcę między nami żadnych nieporozumień. Najważniejsze jest przedstawienie — stwierdził, uśmiechając się lekko i nachylając w moją stronę.
Wstrzymałam oddech, chowając dłonie za plecami, bo bałam się, że odruchowo będę chciała go objąć. Uczucie było tak silne, że musiałam użyć całej swojej silnej woli, żeby się powstrzymać.
— Też tak myślę. Cieszę się, że mamy to ustalone. — Uśmiechnęłam się do niego wesoło, choć miałam chęć się rozpłakać.
— I pomyśleć, że uważałem cię za zołzę — zauważył i się roześmiał. Był to głośny, wibrujący śmiech i sprawił, że zadrżały mi nogi. Jeśli chciał mnie wyprowadzić z równowagi, to mu się udało.
— A ja ciebie za dupka i aroganta — odgryzłam się, walcząc z narastającą złością.
— Brakowało mi tych naszych przekomarzanek. Nie myśl jednak, że teraz gdy zakopaliśmy topór wojenny, będę dla ciebie łagodny jak baranek. Ktoś musi zapanować nad tym twoim ostrym języczkiem. — Oskar puścił mi oczko.
— Nie martw się o mój język. To już nie twoja sprawa — odparłam, uśmiechając się złośliwie.
Pokręcił z rozbawieniem głową, a jego oczy pociemniały.
— Mylisz się. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo… — rzekł, zniżając głos, a ja poczułam gęsią skórkę na karku i ramionach.
— Zarozumialec — zganiłam go jak nauczycielka krnąbrnego ucznia.
— Ech, te twoje niewyparzone usta śnią mi się po nocach — rzekł spiżowym głosem.
I to tyle, jeśli chodzi o przyjacielskie relacje między nami.
Za bardzo nas do siebie ciągnęło.
Musiałam zachować dystans.
— Lepiej już sobie idź. Zaraz będzie Klara, nie chcę, żeby cię zobaczyła — oznajmiłam, unikając jego wzroku.
— Czemu? Wstydzisz się mnie? — W jego głosie nie dało się ukryć zawodu.
— Nie, nie chcę się tłumaczyć. Ustaliliśmy, że nic nas nie łączy i niech tak zostanie. — Spojrzałam mu przelotnie w oczy.
— Jak chcesz — rzucił urażonym tonem, odwrócił się na pięcie i zbiegł po schodach. Dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą.
Kiedy przyszła Klara od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Znała mnie jak nikt inny, więc bez problemu potrafiła rozszyfrować, gdy miałam zły nastrój.
— Co się stało? — zapytała zaniepokojona, rozlewając wino do kieliszków.
Podwinęłam nogi i wygodniej usadowiłam się na kanapie, upiłam łyk wina i dopiero wtedy odpowiedziałam.
— Oskar tutaj był.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
— Po co przyszedł? — spytała, patrząc na mnie podejrzliwie, a ja zawstydzona uciekłam wzrokiem.
— Przeprosić za to, że mnie pocałował — zarumieniłam się, zakładając kosmyk włosów za ucho. — I zakopać topór wojenny — dodałam lekkim tonem.
— I to wszystko? Nic więcej się między wami nie wydarzyło? — drążyła, nie spuszczając ze mnie wzroku.
— Nie, przecież bym cię nie okłamała. Niepotrzebnie się martwisz, serio — zapewniłam, uśmiechając się do niej ciepło.
— To dobrze — ucieszyła się, odwzajemniając uśmiech. — Nie chcę, żebyś cierpiała. Wystarczająco zmarnował ci życie.
— Byłam młoda, naiwna, zakochana… Wierzyłam w miłość, ale on to wszystko zniszczył. — Upiłam łyk wina.
Klara nachyliła się, by objąć mnie ramieniem.
— I nie powinnaś o tym zapominać.
— Masz rację — przytaknęłam. — Zachowuję się jak niedojrzała nastolatka, a nie dorosła kobieta. Mam prawie trzydzieści lat, więc pora zmądrzeć.
Przyjaciółka roześmiała się wesoło.
— I taką cię lubię. Jesteś wspaniałą kobietą i żaden facet nie jest ci potrzebny do szczęścia.
Klara miała rację. A ja niepotrzebnie starałam się zawrócić kijem rzekę. Widocznie nie byliśmy sobie pisani z Oskarem. Powinnam się skupić na przedstawieniu, swojej roli i pracy.
Faceci to tylko komplikacje i nieprzespane noce.
Na szczęście Pan Arogancki Dupek za dwa miesiące wyjedzie i nie będę musiała go więcej oglądać, pomyślałam i napiłam się wina.
Rozdział 10
Na kolejną próbę czekałam z niepokojem, ciekawa jak będzie się zachowywał Oskar, po tym, jak zawarliśmy rozejm. Nie ufałam mu i byłam przekonana, że to jakaś jego kolejna sztuczka, żeby uśpić moją czujność. Postanowiłam, że zrobię wszystko, żeby nie dać się sprowokować.
Po drugim śniadaniu, kiedy weszłam do sekretariatu, żeby podpisać się na liście obecności, niechcący natknęłam się na intrygującą scenę.
Drzwi do gabinetu Ewy były lekko uchylone, więc doskonale słyszałam jej rozmowę z… Krynickim. Jego głos poznałabym nawet wybudzona z głębokiego snu. Najwidoczniej łączyły ich jakieś relacje, o których nie miałam zielonego pojęcia.
— Pamiętasz o naszej umowie, prawda? — przypomniała dyrektorka, a ja usłyszałam, jak odsuwa krzesło, a potem stukot jej szpilek na wykładzinie.
— Tak, nie musisz mi o tym ciągle przypominać. Wszystko idzie zgodnie z planem, o nic się nie martw. Jestem świetny w tym, co robię. — Oskar zaśmiał się arogancko, a ja słysząc to, drgnęłam.
— To dobrze, wiesz jakie to dla mnie ważne. Co ty na to, żebyśmy zjedli razem kolację? — zaproponowała, a ja miałam chęć ją rozszarpać. Byłam zazdrosna o Oskara jak jasna cholera i nie mogłam nic na to poradzić.
Wstrzymałam oddech i nachyliłam się w stronę uchylonych drzwi i przez szczelinę dostrzegłam Ewę dotykającą ramienia Krynickiego. Stali bardzo blisko siebie, a ona patrzyła na niego rozpalonym wzrokiem.
— Wybacz, ale nie mogę. Mam już plany na wieczór. Może innym razem — odparł dyplomatycznie, a ja odetchnęłam z ulgą.
— Jasne, ale gdybyś zmienił plany, wiesz, gdzie mieszkam. Możesz wpadać w każdej chwili. Dzieciaki są u Dariusza i przez weekend będę sama… — mówiąc to, nachyliła się w jego stronę i pocałowała go lekko w usta, a ja miałam chęć wydrapać jej oczy.
Złość paliła mnie żywym ogniem, gdy uświadomiłam sobie, że Oskar jej nie odepchnął i pozwolił się pocałować.
Co za bałwan! Nic się nie zmienił przez te wszystkie lata, pomyślałam z wściekłością i zapiekły mnie oczy.
Uciekłam stamtąd, nie czekając na dalszy rozwój sytuacji i schowałam się w sali widowiskowej. Dopiero tam pozwoliłam łzom swobodnie płynąć.
Kiedy się uspokoiłam, dochodziła dwunasta. Wzięłam scenariusz i zaczęłam powtarzać swoją rolę, gdy do sali ktoś wszedł. Spojrzałam w stronę drzwi. Okazało się, że to Klara. Przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie wesoło i podeszła, żeby pocałować mnie w policzek, a wtedy dostrzegła moje zaczerwienione oczy.
— Co się stało, Julka? Wszystko w porządku? — zapytała zaniepokojona, a ja pokręciłam przecząco głową.
— Jestem naiwną idiotką — westchnęłam, zagryzając wargi. — Widziałam Oskara i Ewę. Chyba coś ich łączy.
Klara spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
— Co ty mówisz? Czemu tak sądzisz?
— Podrywała go, a on zbytnio się nie opierał. Nawet pozwolił jej się pocałować — odparłam, nie kryjąc wzburzenia i starając się nie rozpłakać, gdy przypomniałam sobie tamtą scenę.
— A to drań! — Przyjaciółka zacisnęła dłoń w pięść. — Julka, wiem, że to trudne, ale musisz o nim zapomnieć. To nie jest facet dla ciebie. Nie chcę, żebyś znowu cierpiała. — Klara dotknęła opiekuńczym gestem mojej dłoni.
Wiedziałam, że miała rację. Rozum podpowiadał mi, żeby dać sobie spokój z Krynickim, ale serce wciąż mi na to nie pozwalało. Nadal mimo upływu czasu, coś do niego czułam. Kiedy wrócił moje uczucia odżyły i nie mogłam przestać o nim myśleć. Chciałam wyrwać go z serca jak niepotrzebny chwast, ale nie potrafiłam. Byłam zbyt słaba, a on był moją pierwszą prawdziwą miłością.
— Myślisz, że o tym nie wiem — prychnęłam ze złością. — Nienawidzę go, a jednocześnie czuję motyle w brzuchu, gdy jest blisko mnie. Wiem, że powinnam sobie go odpuścić, ale to nie takie proste — mówiąc to, rozłożyłam bezradnie ręce.
— Przemyśl sobie to na spokojnie. Pamiętaj, że jestem obok i, że zawsze możesz na mnie liczyć — zapewniła Klara, a ja objęłam ją, wtulając się w jej ramiona.
Kiedy się odsunęłyśmy, zauważyłam czarne smugi na jej kremowym kostiumie.
— Pobrudziłam cię tuszem, przepraszam. Oddam ci za pralnię — zapewniłam, pociągając nosem.
Machnęła lekceważąco ręką.
— Nie gadaj głupot, po to jestem, żebyś mogła się wypłakać na moim ramieniu. Bez względu na koszty. — Klara uśmiechnęła się pocieszająco. — Lepiej się czujesz?
Pokiwałam głową, uśmiechając się lekko i oddychając z ulgą.
— Trochę, ale wciąż nie mogę zrozumieć, czemu Oskar jest taki dwulicowy. Nie mogę na niego patrzeć. Najgorsze, że niedługo próba i znów będę musiała znosić jego towarzystwo… — westchnęłam ciężko.
— Poradzisz sobie. W razie czego jestem w pobliżu i będę miała go na oku. Jeśli wywinie jakiś numer, będzie miał ze mną do czynienia. — Przyjaciółka uśmiechnęła się zadziornie, a znając jej charakter, byłam pewna, że nie są to tylko puste słowa.
Kiedy Klara wyszła, zostałam sama ze swoimi myślami i mocnym postanowieniem, że zrobię wszystko, żeby zapomnieć o Oskarze Krynickim.
Próba zaczęła się przed szesnastą. Liczyłam na to, że szybko się uwiniemy i wyjdę do domu, bo dzisiaj ćwiczyliśmy scenę trzecią z aktu pierwszego, w której nie miałam wielu kwestii, więc mogłam siedzieć obok i przyglądać się jak macocha i siostry rozmawiają o tym, że królewicz wyprawia bal i zaprasza na niego wszystkie panny w królestwie.
Oskar usiadł na drugim końcu sali i przypatrywał mi się spod oka, a gdy tylko zauważył, że to dostrzegłam, natychmiast odwracał wzrok. Zachowywał się jakbyśmy byli w liceum. Nic się nie zmienił. Nadal był podrywaczem. Jednak teraz jego sztuczki już na mnie nie działały, zwłaszcza gdy wiedziałam, do czego jest zdolny.
Nie pozwolę się znów ośmieszyć ani zranić, pomyślałam.
Zagryzłam wargi i rzuciłam mu wściekłe spojrzenie.
W odpowiedzi uśmiechnął się arogancko, a ja miałam chęć rozwalić mu coś ciężkiego na głowie.
— Bałwan! — wyszeptałam, a on widząc to, pokręcił głową z rozbawieniem. Nic sobie nie robił z mojej złości.
— Julia, jeśli nudzi ci się na próbie, to możesz wyjść — wyrwał mnie z zamyślenia chłodny głos dyrektorki. Ewa patrzyła prosto na mnie, a w sali zapadła pełna napięcia cisza.
Klara i Nela posłały mi współczująco-pokrzepiające spojrzenia, natomiast Oskar zachowywał się, jakby nic się nie stało.
— Nie, pani dyrektor — odparłam, czując rumieniec na policzkach. — Przepraszam, już będę uważać, zamyśliłam się przez moment — tłumaczyłam się jak uczennica srogiej nauczycielce.
Nic nie odpowiedziała. Odwróciła się do mnie plecami, a potem oznajmiła:
— Koniec na dzisiaj, możecie iść do domu. Wszyscy oprócz Julii, która zostanie, żeby poćwiczyć swoją rolę. To będzie przestroga dla tych, którzy nie uważają na próbach i myślą, że można lekceważyć innych.
Niech to gęś kopnie! — pomyślałam, mnąc scenariusz.
Klara podeszła i mnie przytuliła, podczas gdy ja stałam z zaciętą miną.
— Trzymaj się i nie przejmuj się nią — szepnęła mi na ucho.
Nela rzuciła krótkie „cześć”, a Oskar jedynie skinął mi głową. Dyrektorka wyszła, nie zaszczyciwszy mnie ani jednym spojrzeniem.
Poczułam żal, rozgoryczenie i smutek. Gdy zostałam sama, usiadłam na fotelu i rozpłakałam się, ukrywając twarz w dłoniach.
Nie wiem, jak długo szlochałam, ale nagle ktoś dotknął mojego ramienia, a ja aż podskoczyłam.
Podniosłam wzrok i ujrzałam Oskara Krynickiego. Jego ciemne oczy patrzyły prosto w moje, a ja na moment przestałam oddychać, bo zamroczyła mnie jego bliskość i unoszący się wokół nas zapach Aqua di Gio.
— Co tutaj robisz? — zapytałam, nie kryjąc złości i ocierając mokre policzki.
— Wróciłem, bo czuję się winny. To przeze mnie musiałaś zostać po godzinach — odrzekł, a w jego spojrzeniu dostrzegłam skruchę. Martwił się o mnie, ale niepotrzebnie. Nie chciałam jego litości.
— Nie schlebiaj sobie — prychnęłam ze złością. — Nie zapraszałam cię tutaj, więc bądź tak miły i idź sobie — rzuciłam ostrzej, niż zamierzałam.
Nie przejął się tym, tylko nachylił się w moją stronę i dotknął dłonią mojego mokrego policzka. Poczułam, jak ogarnia mnie gorąco i wstrzymałam oddech, otumaniona głębią jego spojrzenia. Z trudem oderwałam od niego wzrok, przymykając powieki i starając się zachować zimną krew.
— Nie chcę, żebyś płakała. Julia, wiem, że między nami różnie się układało, ale chcę, żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć — oznajmił, a potem poczułam jego usta na swoim policzku. Pocałunek był delikatny niczym muśnięcie skrzydeł motyla.
Gdy otworzyłam oczy, Oskara już nie było. Krynicki wyszedł tak szybko, jak się pojawił, a ja zostałam z mętlikiem w głowie i śladem jego ust na wilgotnym policzku.
Rozdział 11
Od pierwszej próby minęły już ponad dwa tygodnie. Coraz lepiej mi szło w roli Kopciuszka, inni też dawali z siebie wszystko. Nawet Ewa przestała chwilowo się czepiać.
Jedynie Oskar udawał, że mnie nie widzi po tym, co zaszło między nami, gdy się rozpłakałam, a on zapewnił mnie, że mogę na niego liczyć, a potem pocałował mnie w policzek.
Wciąż pamiętałam tamten pocałunek, bo był inny niż poprzednie. Bardziej delikatny i czuły, jakby… nie o tym nie powinnam myśleć. Oskar nie był dla mnie, a ja musiałam wreszcie zamknąć ten rozdział i o nim zapomnieć.
Dzisiaj obiecałam Neli, że pomogę jej przy kostiumach. Kiedy weszłam do sali plastycznej ona już tam była i szyła coś na maszynie. Wokół niej na stole leżały różne większe lub mniejsze skrawki materiałów potrzebnych do naszych strojów. Jedna z sukni wisiała na manekinie. W przedstawieniu brało udział kilka osób, część z nich, tak jak ja miała po dwa kostiumy. Jako Kopciuszek miałam mieć jeden strój składający się z koszuli i spódnicy oraz drugi, który miał być balową suknią. Siostry Kopciuszka też musiały mieć po dwa stroje, tak samo, jak macocha. Jedynie królewicz potrzebował jednego kostiumu, ale za to szykownego i eleganckiego. Nie można też było zapomnieć o matce chrzestnej Kopciuszka. Na samą myśl o tym, ile pracy nas czekało, a zwłaszcza Nelę, aż rozbolała mnie głowa.
Zamyślona, przechodząc obok stołu, zawadziłam biodrem o krzesło, które z głośnym rumorem się przewróciło.
Kornelia aż podskoczyła, wystraszona, przerywając szycie i odwracając głowę w moją stronę.
— Ale mnie przestraszyłaś, Julia! — Koleżanka złapała się za serce, szybko oddychając, a na jej policzki wystąpiły rumieńce.
— Wybacz, nie chciałam — zrobiłam przepraszającą minę. — Jakiś pech mnie ostatnio prześladuje… — urwałam, wzruszając ramionami i w duchu przeklinając Krynickiego. Od kiedy wrócił do miasta, wszystko szło nie tak, a ja byłam dziwnie rozkojarzona.
— Jasne, nie gniewam się. Przyszłaś mi pomóc, prawda? — Spojrzała na mnie wyczekująco. — Roboty jest tyle, że nie wiem, w co ręce włożyć.
— Tak, po to przyszłam. Jeśli ci się na coś przydam, oczywiście… — mówiąc to, podrapałam się nerwowo po nosie. — Wiesz, że mam dwie lewe ręce, jeśli chodzi o prace manualne, ale mogę robić coś prostego.
Słysząc to, Nela odetchnęła z ulgą.
— Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Możesz przyszywać guziki do sukienki dla starszej siostry Kopciuszka — stwierdziła, podchodząc do stołu i podając mi pudełko z ozdobnymi guzikami, a potem igłę i nici. — Materiał jest delikatny, to atłas więc musisz uważać, ale powinnaś sobie poradzić. — Kornelia starała się dodać mi otuchy, widząc moją niepewną minę.
Usiadłam na krześle i wzięłam do ręki sukienkę, którą chwilę wcześniej Nela zdjęła z manekina. Wygładziłam materiał, który w dotyku był delikatny i lekko mienił się pod światło. Miał piękny odcień błękitu, a na brzegach przy rękawach obszyty był złotą nicią.
— To zacznij od tego, a ja skoczę po kawę i coś do jedzenia — rzuciła i już po chwili jej nie było.
Westchnęłam, a potem zajęłam się przyszywaniem guzików. Czas szybko płynął i nawet nie wiem, kiedy zleciało, gdy spojrzałam na zegarek, dochodziła trzynasta.
Przerwałam swoje zajęcie i przeciągnęłam się, chcąc dać ulgę obolałym mięśniom, które zesztywniały, przez to, że siedziałam ponad godzinę w jednej pozycji. Tak bardzo zaabsorbowało mnie to, co robię, że gdy usłyszałam za plecami sugestywne chrząknięcie, aż krzyknęłam.
Odwróciłam się i zobaczyłam, że to Oskar. Pan Arogancki Dupek ubrany był w granatową koszulkę polo i jeansy. Ubranie leżało na nim jak druga skóra, sprawiając, że moja wyobraźnia zaczęła szaleć…
— Chyba się przede mną nie chowasz, co? — zaśmiał się, podchodząc bliżej i patrząc mi w oczy, a ja aż poczerwieniałam ze złości. W jednej chwili moje pożądanie zamieniło się w złość.
— Nadal jesteś tak samo arogancki, jak kiedyś. Nic się nie zmieniłeś — rzuciłam, podnosząc się z krzesła.
— A ty nadal zadziorna jak zawsze. Też nic się nie zmieniłaś — odbił piłeczkę, szczerząc się do mnie jak kot na widok tłustej myszy.
— Po co tutaj przyszedłeś? — zmrużyłam oczy, biorąc się pod boki.
— Szukałem kogoś — odparł swobodnym tonem, odgarniając włosy z czoła, a mnie owionął jego zapach. Musiałam użyć całej swojej silnej woli, żeby mocniej się nim nie zaciągnąć, tak był kuszący.
— No tak, mogłam się tego domyślić. Neli nie ma, jeśli o nią ci chodzi — rzuciłam oschłym tonem, udając obojętną. Choć w głębi duszy czułam palącą zazdrość o tego piekielnika.
— Nie, nie jej szukałem. Chodziło mi o ciebie — odparł, a ja zaskoczona zamrugałam powiekami, jakby raziło mnie światło. — Chciałem pogadać, tylko tak wiesz nie tutaj… — chrząknął znacząco. — Co powiesz na kolację wieczorem? — zapytał, nie spuszczając ze mnie wzroku, a ja poczułam się jak jeleń w potrzasku.
— Jestem już zajęta. Znajdź sobie jakąś inną naiwną — prychnęłam, wydymając wargi i czując, że mięknę, gdy jego wzrok zawisł na moich ustach.
Powietrze między nami zrobiło się jak naelektryzowane, gdy przez moment patrzyliśmy na siebie tak, jakbyśmy chcieli się na siebie rzucić, ale każde z nas czekało aż to drogie zrobi pierwszy ruch.
— Zgódź się, proszę, to dla mnie ważne — rzekł miękkim tonem, a ja czułam, że mój opór słabnie.
Zwłaszcza gdy Oskar wziął mnie za rękę i zaczął gładzić kciukiem jej wnętrze. Było to tak przyjemne, że niemal zamruczałam z rozkoszy.
Krynicki przełknął ślinę i oblizał usta, a ja zapragnęłam poczuć jego smak na swoich wargach.
Diabeł kusił mnie!
W jego towarzystwie zapominałam o swoim postanowieniu, żeby trzymać się od niego z daleka. Nadal działał na mnie jego urok. Sytuacji nie poprawiał fakt, że Oskar był bardzo przystojny. Miał urodę amanta filmowego z lat pięćdziesiątych, ciemne, niemal czarne włosy, wydatne kości policzkowe, namiętne usta i oczy, które śniły mi się po nocach. Nie wspominając o seksownym zaroście, który dodawał mu męskości i sprawiał, że Oskar był szalenie pociągający.
Jednak wygląd to nie wszystko, pomyślałam.
Nie mogłam zapominać, że Krynicki to drań bez serca, który wykorzystuje swój urok i podrywa wszystko, co się rusza. Nie chciałam być jego kolejnym podbojem.
— Nie mamy ze sobą, o czym rozmawiać. — Wyrwałam rękę z jego uścisku, zła, że znów coś do niego poczułam. Było to równie niechciane, jak wirus albo trąd. — Prędzej piekło zamarznie, niż się z tobą umówię.
— Nie mów hop, dopóki nie skoczysz. Julia, twój opór jest nawet słodki, ale wiesz, że zawsze dostaję to, czego chcę — odparł, głosem pełnym przekonania a ja miałam chęć rzucić w niego czymś ciężkim.
— Palant! Jesteś aroganckim dupkiem! — wykrzyczałam mu w twarz. — Może inne padają ci do stóp, ale nie ja!
— Och, Julia, gdybyś siebie teraz widziała. — Oskar zagryzł wargę, uśmiechając się zadziornie. — Te oczy, te usta, włosy… — wymruczał, przeszywając mnie spojrzeniem, od którego zmiękły mi nogi i zapomniałam języka w gębie.
Podszedł tak blisko, że niemal stykaliśmy się ze sobą i dotknął dłonią mojego rozpalonego policzka. Nie byłam w stanie się ruszyć. Nachylił się i musnął wargami moje usta i spiżowym głosem powiedział:
— Jesteś moja. Pamiętaj o tym.
A potem nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i wyszedł. Odetchnęłam, dopiero gdy zostałam sama. Nadal jednak trzęsły mi się ręce.
Palant, pomyślałam ze złością, przypominając sobie jego słowa. Jeśli myślał, że mu ulegnę, to był w błędzie. Zwłaszcza że nadal mu nie wybaczyłam tego, co zrobił przed laty. Może gdyby okazał skruchę, przeprosił, a on co? Nadal był aroganckim, pewnym siebie dupkiem, szkoda tylko, że bardzo przystojnym…
Kiedy zeszłam na dół do sekretariatu, zastałam Klarę pochyloną w skupieniu nad jakimiś dokumentami. Gdy usłyszała, że weszłam, przerwała swoje zajęcie i spojrzała w moją stronę, a widząc moją minę, domyśliła się, że coś musiało się stać. Mimo że od rozmowy z Oskarem minęło dobrych kilka minut, nadal byłam roztrzęsiona, nie pomogła nawet zimna woda. Może lodowaty prysznic by pomógł, ale niestety w pracy ich nie mieliśmy. Musiałam czekać, aż wrócę do domu.
— Co się stało? — zapytała, uważnie lustrując moją twarz i marszcząc brwi.
— Oskar był u mnie. Nie dość, że podniósł mi ciśnienie, to jeszcze chciał się ze mną umówić, dasz wiarę? — odparłam, z trudem tłumiąc złość i starając się nie syczeć z wściekłości.
— Na randkę? Nie wierzę. On chyba rzadko kiedy odpuszcza, co? — Klara pokręciła głową z niedowierzaniem. — I co, zgodziłaś się? — zaciekawiła się.
— No coś ty, za kogo mnie masz? Jasne, że nie! — wydęłam usta.
— I bardzo dobrze, niech sobie nie myśli, że coś jeszcze do niego czujesz — pochwaliła Klara. — Jeśli nie masz planów, to możesz do mnie wpaść. Zamówię coś na wynos i obejrzymy jakiś serial. Co ty na to? — Przyjaciółka spojrzała na mnie wyczekująco.
— Wiesz, bardzo bym chciała, ale obiecałam rodzicom, że do nich zajrzę — rzekłam przepraszająco. — Nie mogę już tego odwołać, przykro mi. — Rozłożyłam bezradnie ręce.
— To innym razem. — Klara, widząc, że posmutniałam, uśmiechnęła się pocieszająco. — Mną się nie martw. Puszek dotrzyma mi towarzystwa — mrugnęła, a ja się roześmiałam.
Nie wspominałam jeszcze, ale moja przyjaciółka miała kota. I to nie byle jakiego, bo perskiego. Był jej oczkiem w głowie i żaden facet nie przekroczył progu jej mieszkania, bez aprobaty Puszka. Mnie kot Klary uwielbiał, zwłaszcza że często przynosiłam mu ulubione smaczki.
Pogadałyśmy jeszcze chwilę, a potem Klara wróciła do swoich zajęć, a ja wyszłam z budynku. Dzisiaj i tak nie mieliśmy próby, bo Ewy nie było, a księgowa miała szkolenie. Mogłam, więc sobie na to pozwolić.
Jednak nie przewidziałam tego, że rodzice zabiorą mnie na kolację do restauracji, w której spotkam… Oskara Krynickiego. Może gdybym wiedziała, wymigałabym się jakoś, a tak wpadłam, jak śliwka w kompot.
Rozdział 12
Nic nie zapowiadało tego, że wpadnę na Oskara wieczorem. Kiedy rodzice zaproponowali, żebyśmy zjedli kolację w ich ulubionej restauracji, nie miałam nic przeciwko. Ubrałam się w czarną bluzkę z krótkim rękawem i skórzaną spódniczkę, a do tego założyłam szpilki. Gdyby zrobiło się chłodniej, wzięłam jeszcze ramoneskę. Włosy spięłam w wysoki kucyk, zostawiłam tylko dwa pasma po obu stronach twarzy. Podmalowałam oczy, a na usta nałożyłam ulubioną czerwoną szminkę. Gdy spojrzałam w lustro, uśmiechnęłam się z zadowoleniem. Zapowiadał się miły wieczór i zamierzałam dobrze się bawić.
Z rodzicami miałam świetny kontakt. Byli moimi przyjaciółmi i wiedziałam, że zawsze mogę na nich liczyć. To oni byli dla mnie wsparciem, gdy Oskar mnie zostawił. Na myśl o Krynickim, humor natychmiast mi się popsuł. Nie chciałam o nim myśleć. Przynajmniej nie dzisiaj. Miałam już po dziurki w nosie jego towarzystwa i tych wszystkich zawirowań. Odkąd wrócił, czułam się, jakbym pędziła rozpędzoną kolejką górską wprost na skały. Marzyłam o spokoju i … zemście. Zupełnie o tym zapomniałam, dając się mu wodzić za nos. Oskar nigdy nie poniósł kary za to, co mi zrobił.
Czas naprawić ten błąd, pomyślałam.
Jeszcze nie wiedziałam, co zrobię, ale jedno było pewne — Oskar Krynicki dostanie to, na co zasłużył.
Do restauracji dotarłam taksówką. Rodzice czekali już na miejscu, o czym dowiedziałam się z SMS-a, który tato wysłał mi przed paroma minutami. Odkąd zajęłam się przygotowaniami do przedstawienia, nie odwiedzałam ich tak często, jak wcześniej, więc trochę się za nimi stęskniłam.
Kiedy weszłam do środka, rozejrzałam się po znajomym wnętrzu, które urządzone było w kolorach beżu i śliwki. Stoły przykryte zielonymi i czerwonymi obrusami, piękną zdobioną złotem zastawą. Na każdym z nich stały świeczki i świeże kwiaty. W powietrzu unosił się aromat pieczonego mięsa, słychać było brzdęk sztućców i kieliszków oraz gwar rozmów. Miejsce, takie jak to zawsze tętniło życiem, bo można było tutaj zjeść coś pysznego, a właściciel dbał o jakość potraw serwowanych z najwyższej jakości produktów. Rodzice siedzieli przy swoim ulubionym stoliku. Zawsze zajmowali ten znajdujący się pod oknem. Na mój widok tata wstał i podszedł się przywitać, a mama pocałowała mnie w policzek i przytuliła.
— Ślicznie wyglądasz, córeczko — powiedziała, gdy usiadałam przy stole. Miała ciemno blond włosy do ramion i śmiejące się brązowe oczy. Tata natomiast był postawnym, barczystym mężczyzną o opalonej twarzy z niebieskimi głęboko osadzonymi oczami i krótkimi przystrzyżonymi po wojskowemu siwymi włosami.
— Zamówiliśmy już wino i przystawki — oznajmił. — Co u ciebie słychać? Opowiadaj jak w pracy — zachęcił, patrząc na mnie z ciekawością i uśmiechając się ciepło, a mi zrobiło się miło. W ich towarzystwie zawsze dobrze się czułam.
Oparłam się wygodniej na krześle i upiłam łyk wina. Smakowało bosko. Było to moje ulubione Chardonnay. Było białe i wytrawne, tak jak lubiłam najbardziej.
— Próby do przedstawienia trwają. Idzie mi coraz lepiej, zaczęliśmy też pracę nad kostiumami. Jestem dobrej myśli — zdążyłam tylko powiedzieć, gdy nagle mój wzrok padł na wejście.
To nie dzieje się naprawdę, pomyślałam z niedowierzaniem i bez namysłu, opadłam na podłogę, chowając się pod stołem, tak, że wystawały mi tylko tyłek i nogi.
Zaniepokojeni i zdziwieni moim zachowaniem rodzice, zamilkli, a w następnej chwili usłyszałam z ledwo tłumionym rozbawieniem głos Krynickiego:
— Julia, czy to się przede mną chowasz pod stołem?
Myślałam, że spalę się ze wstydu, jednocześnie modląc się, żeby rozstąpiła się ziemia i mnie pochłonęła.
Wzięłam głęboki oddech i z godnością, na jaką było mnie stać, wyszłam spod stołu i stanęłam oko w oko z Panem Aroganckim Dupkiem. Byłam niemal pewna, że jestem czerwona na twarzy, a złość aż kipiała z moich oczu.
On natomiast świetnie się bawił moim kosztem, z trudem tłumiąc śmiech. Miałam chęć cisnąć w niego szklanką albo talerzem. W wyobraźni widziałam, jak pada na podłogę jak ścięte drzewo.
— Nie, wcale się przed tobą nie chowam. Spadł mi widelec i musiałam go podnieść — odgryzłam się, doskonale zdając sobie sprawę, że przejrzał moje kłamstwo. Nic się przed nim nie ukryło. Uniosłam podbródek i odważnie spojrzałam mu w oczy. Przez chwilę dostrzegłam w nich coś mrocznego, przez co aż zadrżałam, a potem nagle jego wzrok złagodniał.
Drań. Bezczelny. Nienawidziłam go tak bardzo, że miałam chęć go rozszarpać.
Albo pocałować do utraty tchu, wgryzając się w dolną wargę. Jego usta nadal śniły mi się po nocach. A zapach nie pozwalał zasnąć.
— To dobrze. Bo takie zachowanie byłoby co najmniej dziecinne — zaśmiał się arogancko, a jego brązowe oczy wpatrywały się we mnie ze skupieniem. — Nie chciałaś iść ze mną na kolację, ale widzę, że los jednak był dla mnie łaskawy. To nie przypadek, że znaleźliśmy się w tym samym miejscu o tej samej porze… — urwał znacząco, a ja się zarumieniłam. Był zbyt blisko i zbyt mocno na mnie działał. Nie mogłam racjonalnie myśleć, gdy on znajdował się obok.
— Nie schlebiaj sobie. To małe miasto i ciężko byłoby się nie spotkać, zwłaszcza że to jedna z najpopularniejszych restauracji w mieście — odparłam, mierząc go chłodnym wzrokiem.
— Julia, jeśli chcesz, możesz zjeść z Oskarem. My z mamą nie mamy nic przeciwko — wtrącił tata, a ja przypomniałam sobie o obecności rodziców. Widok Krynickiego kompletnie wytrącił mnie z równowagi. Pewnie, gdyby wiedzieli, że złamał mi serce przed laty, nigdy by się na to nie zgodzili.
— Jasne, tato. Czemu nie? — uśmiechnęłam się blado, starając się nie zgrzytać zębami i widząc zadowoloną minę Oskara, który szczerzył się jak tygrys na widok antylopy.
Oby mnie nie pożarł, pomyślałam.
Byłam jednocześnie wkurzona i podniecona i nie wiedziałam, co bardziej.
Krynicki zaprowadził mnie do stolika w głębi sali, a gdy usiadłam naprzeciwko niego, poczułam zapach jego perfum Aqua di Gio. Drań był tak cholernie przystojny. W dodatku pachniał tak oszałamiająco, że miałam chęć rzucić się na niego, nie zważając na obecność innych ludzi w restauracji.