OD AUTORKI
,,KOCHAĆ — JAK TO ŁATWO POWIEDZIEĆ
KOCHAĆ — TYLKO TO WIĘCEJ NIC… ‘’ śpiewał kiedyś Piotr Szczepanik. Jakże piękne to słowa. Takie proste, a zarazem mówiące tak wiele. Bo miłość jest prosta, a to właśnie my, ludzie nadajemy jej sens istnienia, dodajemy barw, sprawiamy, że ma różne oblicza. Czasem są one piękne, przyjemne, obezwładniające nasze zmysły, przenikające nasze dusze niczym kolory tęczy, a czasem (niestety) ta sama miłość, która na początku unosiła nas ponad ziemią, staje się gęsta jak smoła, wciąga nas w otchłań rozpaczy, bezsilności i tragedii. I o tym właśnie jest ta książka. O miłości, której każda odrębna historia zaczyna się od czystej kartki, a której dalszy bieg nadają jej bohaterowie. Drogi czytelniku, życzę Ci aby miłość, która wedrze się do Twej duszy i zagości w niej na dobre, porwała Cię do świata, w którym będziesz szczęśliwy, miała wyłącznie twarz dobrą, jasną i pełną szczęścia. To drugie jej oblicze natomiast (to okropne, bolesne i tragiczne) zostawmy bohaterom książek, choćby takiej jak ta. Pamiętaj, że to od Ciebie zależy w jakich kolorach będzie twoja historia.
MAJKA
Grudzień. Jak na tę porę roku było wyjątkowo ciepło. Trzynaście stopni na plusie, tyle wskazywał termometr w oknie od strony zachodniej. Majka dobrze pamiętała czasy, kiedy już przed pierwszym listopada śniegu napadało po kolana, a mróz był taki, że biały puch skrzypiał za każdym razem, kiedy zrobiło się krok. Jako mała dziewczynka miała ogromną frajdę z zimy i niestraszne jej były bardzo niskie temperatury i przeraźliwie zimny wiatr, który mroził jej wątłe ciało do kości. Jako dziecko uwielbiała zimowe szaleństwo, kiedy razem ze starszym bratem lepili w ogrodzie bałwana albo rzucali się śnieżkami, dopóki, dopóty nie zrobiło się ciemno. Teraz spogląda na ten sam ogród i trudno jej było sobie wyobrazić, że leży w nim śnieg. Tak dawno nie było zimy, że przyzwyczaiła się już do widoku wiecznie zielonego trawnika. Westchnęła ciężko na wspomnienie odległych, ale jakże beztroskich czasów i poszła na górę do łazienki. Przed ciężkim dniem w pracy postanowiła wziąć długą, gorącą kąpiel. Nigdy nie oglądała swojego ciała w lustrze, kiedy pokrywały je siniaki. Jeszcze poprzednie nie zżółkły, a już pojawiły się następne. Zacisnęła pięści do tego stopnia, że aż wbiła sobie paznokcie w dłonie. Pozostały krwiste ślady, które będzie musiała jakoś ukryć przed współpracownikami. Starała się nie płakać, ale łzy same napływały jej do oczu. Nie była w stanie zrozumieć, dlaczego to przytrafia się właśnie jej. Dlaczego osoba, która powinna ją chronić, kochać i szanować, robi jej takie rzeczy, dla których ciężko znaleźć miejsce w najczarniejszym scenariuszu swojej wyobraźni.
Majka spojrzała na swoją buzię odbijającą się w niedużym lusterku ustawionym na półce. Oczy miała opuchnięte od płaczu i nieprzespanej nocy. Na szczęście, jakimś cudem, zawsze udało jej się uniknąć ciosów wymierzanych w twarz. W przeciwnym razie musiałaby brać wolne w pracy, żeby nie musieć się tłumaczyć przed współpracownikami, których interesowało wszystko dookoła, tylko nie ich własne życie. Po gorącej kąpieli nasmarowała wszystkie sińce maścią z arniki. Używała jej znacznie częściej niż przeciętna kobieta używa balsamu do ciała. Niektóre z nich bardzo bolały, kiedy próbowała je pokryć warstwą maści. Zaciskała wtedy zęby, zamykała oczy i najdelikatniej jak się dało, wykonywała zabieg. Następnie wysuszyła włosy, zrobiła staranny, ale skromny makijaż, ubrała się i była gotowa do wyjścia. Przynajmniej wizualnie. Bo psychicznie czuła się tak fatalnie, że najchętniej zamknęłaby się w domu na pięć spustów i przespała resztę swojego życia. Czuła się podle i chciało jej się najzwyczajniej w świecie wyć, zarówno z bólu, jak i z bezsilności. Nie dawała sobie z tym wszystkim rady. Próbowała nawet umówić się z psychologiem, ale Karol, jak tylko się o tym dowiedział, postanowił szybko wybić jej to z głowy. Dosłownie.
Po śniadaniu zadzwoniła po taksówkę. Nie miała wyjścia. Mąż znowu zabrał jej kluczyki od samochodu, mimo, że w ogóle nie był mu potrzebny. Miał swój, dużo większy i droższy. Ale on lubił pokazywać Majce, gdzie w ich związku jest jej miejsce i ile dla niego znaczy. Dlatego też na każdym kroku upokarzał ją w najgorszy możliwy sposób. Z początku próbowała dowiedzieć się, dlaczego robi jej takie rzeczy, ale wtedy było tylko gorzej. Przestała więc pytać. Przyjmowała wszystkie upokorzenia ze strony męża z pokorą i dopasowywała się do sytuacji. W miarę możliwości oczywiście. Całe szczęście, że mogła zarabiać i posiadać własne konto. Przynajmniej teraz mogła spokojnie dojechać do pracy i zapłacić kierowcy za kurs.
— Dzień dobry. Na Ligonia 29 poproszę — powiedziała, zamykając drzwi pachnącej nowością Skody.
— Dzień dobry — odpowiedział mężczyzna siedzący za kierownicą. Uśmiechnął się do niej w lusterku. Majka odwzajemniła uśmiech, ale zaraz potem skierowała swój wzrok w prawo, bo chciała w milczeniu przebyć drogę z domu do pracy.
— Taki piękny dzień, a pani taka smutna — powiedział ściszając radio. Kobieta nadal milczała. -Bywały dni, kiedy była pani bardziej rozmowna. Wtedy podniosła wzrok i przyjrzała mu się dokładniej. Pamiętała tego taksówkarza z kilku poprzednich kursów. Rzeczywiście całkiem fajnie im się rozmawiało. Opowiadał jej trochę o sobie, a ona słuchała. Potem opowiadała mu o swojej pracy, ale nigdy o życiu osobistym, pomimo kilku pytań rzuconych w tym temacie przez nieznajomego. Maja nauczyła się sprytnie omijać ten temat. No bo co niby miała powiedzieć? Że żyje pod jednym dachem z tyranem i nie może się od niego uwolnić? Nie chciała współczucia, a już na pewno nie od obcego faceta.
— Przepraszam. Rzeczywiście nie jestem dzisiaj w nastroju — powiedziała i pośpiesznie założyła ciemne okulary. Ostatni prezent od Marcina. Czuła, jak znowu łzy napływają jej do oczu i nie chciała, żeby kierowca to zauważył.
— Rozumiem — odpowiedział i z powrotem zgłośnił odbiornik. Co chwilę jednak zerkał w lusterku na Majkę. Cholernie mu się podobała. Od pierwszego spotkania, kiedy wiózł ją parę miesięcy temu do pracy. Zawsze podobały mu się delikatne kobiety, o słowiańskiej urodzie. Skromne, ale pewne siebie. I chociaż tej ostatniej cechy trudno się było w niej doszukiwać, to i tak nie mógł przestać o niej myśleć. Cieszył się jak dziecko, kiedy trafił mu się kurs zlecony z adresu jej zamieszkania. Lubił z nią rozmawiać, nawet, jeśli wciąż nie znał jej imienia. Lubił patrzeć w jej szare oczy właśnie wtedy, kiedy ona o tym nie wiedziała. Była taka naturalna. Tylko dzisiaj była bardzo smutna. Jakby ktoś lub coś zgasiło w jej oczach płomień i odebrało jej chęci do życia. Czuł niepokój, a zarazem był wściekły, że nie może jej pomóc. Zacisnął zęby i jeszcze raz popatrzył w lusterko. Siedziała bez ruchu i obserwowała widok za oknem. Był ciekaw o czym akurat myślała, ale nie chciał być nachalny. W ciszy i spokoju dowiózł ją pod wskazany adres i skasował znacznie mniej niż powinien.
— Do widzenia — powiedziała lekko się uśmiechając. Wysiadła z taksówki i poszła w kierunku wysokiego, oszklonego budynku. Wiktor odprowadził ją wzrokiem. Długie, brązowe włosy, pięknie układały się na jej wyprostowanych plecach. Była bardzo szczupła. Szła pewnym, ale lekkim krokiem. Na chodniku, tuż przed wejściem do budynku kogoś spotkała. Musiała go bardzo dobrze znać, bo na powitanie przytuliła się do tego mężczyzny z taką czułością, jakby nie istniał nikt inny wokół nich. W Wiktorze wezbrała zazdrość. Tak bardzo chciałby być na jego miejscu. Móc poczuć jej ciepło i zapach.
— Cześć — powiedział Marcin na przywitanie. Majka od razu poczuła ból w lewej łopatce. Przyjaciel wypuścił ją z ramion i popatrzył na nią jak zbity pies.
— Znowu? — zapytał wściekły. Kobieta kiwnęła tylko głową. Nie musiała nic mówić. On doskonale znał jej sytuację. Przyjaźnili się od zerówki i znał każdy gest i każdy grymas na jej pięknej twarzy. Nie musiał również pytać, dlaczego, gdyż doskonale wiedział, że jej mąż nie potrzebował żadnego konkretnego powodu, by skopać i pobić własną żonę. Albo jeszcze gorzej.
— Kiedyś go zabiję — powiedział zaciskając pięści.
— Nie chcę cię odwiedzać w więzieniu. Nie zniosłabym tego — powiedziała cicho.
— A ja mogę cię oglądać w takim stanie?! — zapytał prawie krzycząc. Kilka osób, które akurat przechodziły obok nich, obejrzało się za siebie, by zaraz potem zniknąć za wahadłowymi drzwiami prowadzącymi do ogromnego holu biurowca, w którym pracowali.
— Chodźmy lepiej do pracy. Za chwilę będziemy spóźnieni albo wszyscy będą dociekać, czemu mamy tajemnice.
— Nienawidzę tej roboty. Najchętniej rzuciłbym to w cholerę i wyjechał gdzieś w nieznane.
— Zabierzesz mnie ze sobą? — zapytała uśmiechając się pod nosem.
— Jasne, jak tylko pomożesz mi pozbyć się ciała Karola.
— Nawet tak nie żartuj — powiedziała wchodząc do pokoju socjalnego. Marcin poszedł za nią. Serce mu się krajało, kiedy widział swoją przyjaciółkę w takim stanie i nie mógł sobie darować, że to właśnie on poznał ją z Karolem. Wprawdzie przypadkiem, ale gdyby przewidział, jak potoczy się dalsze życie Majki, to nie poszedłby wtedy na tę imprezę i nie przyprowadził ze sobą tego drania. Znali się z wspólnej gry w tenisa. Byli akurat po meczu, kiedy Maja zadzwoniła i zaprosiła Marcina na prywatkę do Żanety. Ten niewiele myśląc zaproponował Karolowi, żeby poszedł z nim. Gdyby wiedział, jaki z niego kawał skurwysyna. Myślał, że skoro jest policjantem, to w porządku z niego gość, a on nie dość, że rozbujał w sobie jego najlepszą przyjaciółkę, to jeszcze traktuje ją jak worek treningowy. Z wściekłości, która wypełniała całe jego serce, zacisnął pięści do tego stopnia, że aż zbielały mu kości.
— Hej, jak wam minął weekend? — zapytała Zośka, jak zwykle cała w skowronkach.
— Świetnie — odpowiedzieli jednocześnie, nie siląc się na składanie jakichkolwiek wyjaśnień i nie wchodząc w żadne szczegóły dotyczące tego, jak spędzili ostatnie dni. Majka uznała, że koleżance z pracy nic do tego, a Marcin nie miał ochoty opowiadać jej o tym, jak to znowu pokłócił się z Baśką i jak znowu zabrała ich dwuletnią córeczkę do rodziców na wsi. Nie chciał nawet tym obarczać Majki. Wiedział, że przejęłaby się tym bardziej, niż swoją obecną sytuacją.
Zośka cały czas gadała o sobie, nie zważając na fakt, czy ktokolwiek tego w ogóle słucha. Po prostu gadała, gadała i gadała. Wreszcie woda się zagotowała. Zalała kawę i poszła do swojego biura. Marcin z Majką popatrzyli tylko po sobie i oboje parsknęli śmiechem.
— Co robisz dziś po pracy? — zapytał siorbiąc wciąż gorącą kawę.
— Mam wizytę u dentysty. A czemu pytasz?
— Pomyślałem, że wyskoczymy na małego drinka.
— Kaśka znowu pojechała do rodziców? — Majka od razu domyśliła się obecnej sytuacji swojego przyjaciela. Wiedziała, że kiedy Marcin ma czas spotkać się z nią popołudniu, to oznacza to tylko jedno. Pokłócił się z żoną, a ona spakowała dziecko i pojechała na wieś. Majka doskonale wiedziała również, że jego żona nie wróci, dopóki jej mąż nie przyjedzie do niej i nie będzie błagał wręcz o wybaczenie. Paradoks polegał na tym, że to ona robiła mu o różne rzeczy awanturę, a on starał się jak mógł, żeby załagodzić sytuację. To tylko jeszcze bardziej Baśkę nakręcało i kończyło się jak zawsze.
— O co tym razem wam poszło? — zapytała dopijając kawę.
— Opowiem ci przy drinku. Teraz muszę iść do roboty.
— Dobra. Dam ci znać po wizycie — rzuciła przez ramię. Miała ochotę usiąść i chociaż przez chwilę podelektować się samotnością, ale nie było jej to dane. Do pokoju zajrzał Paweł. Informatyk, który od dawna wypatrywał za nią oczy, ale nie miał śmiałości wyznać jej swoich uczuć prosto w twarz. Wolał zostawiać jej anonimowe, krótkie wierszyki miłosne. Majka uwielbiała je czytać i skrzętnie chomikowała je w zamykanej szufladzie swojego biurka. Z początku (dyskretnie oczywiście) próbowała przeprowadzić małe śledztwo i dowiedzieć się, kto je pisze, ale z czasem dała sobie spokój. Uznała, że prędzej czy później ten ktoś i tak się ujawni. Lubiła do nich wracać zawsze wtedy, kiedy miała gorszy dzień lub nie widziała sensu w swoim życiu. Ich treść była pełna uczuć, miłości i nadziei na lepsze jutro. Oczywiście nikt poza nią i jej cichym wielbicielem o tym nie wiedział. Majka nie lubiła zwierzać się ze swojego życia prywatnego. Nawet w stosunku do Marcina była bardzo powściągliwa. Mówiła tylko tyle, żeby krótko odpowiedzieć na jego pytania. Żadnych dodatkowych informacji dorzuconych od siebie.
— Cześć Majka — powiedział Paweł wchodząc do socjalnego. -Jak się masz?
— Cześć. Wszystko u mnie w porządku — odpowiedziała kłamiąc.
— Słyszałaś o wycieczce? — zapytał, wyjmując z lodówki swoje śniadanie.
— Nie. Jaka wycieczka?
— Do Grecji. Szef wszystko organizuje i sponsoruje. My mamy tylko być, dobrze się bawić i ewentualnie mieć kasę na jakieś tam swoje wydatki.
— Super — powiedziała bez entuzjazmu.
— No co ty. Nie cieszysz się? — zapytał zdziwiony. Próbował otworzyć słoik z dżemem, ale był zakręcony na amen.
— Musisz podważyć wieczko nożem — poinstruowała go Maja, widząc, że pomimo siły, z jaką kolega próbuje odkręcić słoik, ten nadal ani drgnął.
— Co?
— Daj — powiedziała i zabrała mu dżem. Parę sekund zajęło jej otwarcie słoiczka. Postawiła go na stole i bez słowa wyszła z pokoju. Dopiero u siebie w biurze mogła odetchnąć. Wprawdzie roboty miała co nie miara, ale była osobą bardzo dobrze zorganizowaną i wiedziała, że pomimo chwili tylko dla siebie i tak ze wszystkim zdąży.
Po pracy poszła na umówioną wizytę do dentysty. Odkąd Karol wybił jej pierwszego zęba miesiąc po ślubie, zaczęła regularnie odwiedzać gabinet Brygidy. Ta nie tylko dbała o zęby swojej pacjentki, ale potrafiła słuchać i Maja zawsze mogła się przed nią otworzyć. Pani stomatolog nigdy jej nie oceniała i nigdy nie próbowała jej niczego doradzać. Zresztą Majka nigdy nie prosiła jej o radę. Wiedziała, że z tym problemem musi poradzić sobie sama. Nie miała prawa nikogo wciągać w swoje kłopoty. Ale dziś było inaczej. Była już tym wszystkim tak zmęczona, że chciała odbębnić wizytę i raz dwa znaleźć się w towarzystwie Marcina.
— Co dzisiaj jesteś taka milcząca? — zapytała Brygida wyjmując jej sączek z ust.
— Jestem potwornie zmęczona. Mam ostatnio dużo pracy, źle sypiam. Przepraszam, ale naprawdę nie jestem w nastroju — powiedziała wstając z fotela.
— Jasne. Może weź jakieś witaminy. Może D3 — odpowiedziała domyślając się prawdziwego powodu zachowania swojej pacjentki.
— Wezmę. Dzięki za wszystko. Pa.
Maja czym prędzej opuściła gabinet i wyszła na zewnątrz. Mroźne powietrze uderzyło ją w twarz i przeszyło do szpiku kości. Kobieta zapięła płaszcz na zamek, założyła komin, który sama zrobiła sobie na szydełku, ubrała czapkę i ruszyła w drogę. Postanowiła nie dzwonić jeszcze do Marcina. Najpierw chciała dotrzeć do miejsca ich spotkania, zamówić sobie gorącą herbatę, a dopiero potem zatelefonować do niego. Czekając na zielone światło zauważyła służbowy samochód Karola. Przejeżdżał obok niej bardzo powoli. Za kierownicą siedział jej mąż, a obok niego kobieta, której nie znała. Za to jej mąż i owszem. Można by rzec, że znali się bardzo dogłębnie. Karol jedną ręką prowadził samochód, a drugą trzymał pod bardzo krótką spódnicą swojej pasażerki. Sądząc po wyrazie jej twarzy, to nie było zwykłe trzymanie dłoni na udzie. On najzwyczajniej w świecie robił jej dobrze. Pasażerka miała taki wyraz twarzy, jak większość kobiet podczas orgazmu z tanich filmów porno. Majce zrobiło się słabo na sam widok, a kiedy dotarło do niej, co tak naprawdę zobaczyła, doznała odruchu wymiotnego. Całe szczęście dawno nic nie jadła, bo inaczej zwróciłaby wszystko na ulicę. W głębi duszy miała nadzieję, że Karol jej nie zauważył i jak tylko zrobiło się zielone, na trzęsących się nogach przeszła przez jezdnię i dotarła do najbliższej ławki. Napisała do Marcina krótką wiadomość i pociągnęła porządny łyk wody. Wciąż chciało jej się rzygać.
— Wszystko w porządku. Jakoś słabo wyglądasz — powiedział przyjaciel dosiadając się do stolika, który zajęła kilka minut wcześniej.
— Tak. W porządku. Powiedz lepiej, dlaczego Baśka znowu wyjechała.
— Tak w skrócie, to mam jej już serdecznie dość. Ona wciąż szuka problemów tam, gdzie ich w ogóle nie ma.
— A konkretniej? — dopytywała delektując się gorącą herbatą z sokiem żurawinowym.
— A konkretniej, to znowu podejrzewa mnie o romans. Wymyśla jakieś niestworzone rzeczy, na które nawet ja bym nie wpadł. Mówię ci Majka, że to się skończy szybciej, niż jej się wydaje — opowiadał wzburzony.
— Co zamierzasz?
— Dokładnie to jeszcze nie wiem, ale na pewno nie zamierzam do niej jechać i prosić o wybaczenie. Znasz mnie. Nigdy jej nie zdradziłem, a ona podejrzewa mnie o to coraz częściej.
— Może dałeś jej jakiś powód? Nie wiem. Może ostatnio dłużej zostajesz w pracy. Może przestałeś ją zauważać? Może Basia nie czuje się już kochana? Stąd jej podejrzenia.
— Jedno wiem na pewno. W tej kwestii jestem niewinny i nie pojadę się z nią godzić, choćbyśmy mieli do siebie już nie wrócić.
— Nie mów tak. Kochacie się i oboje potrzebujecie czasu. Za parę dni emocje opadną. Zatęsknicie za sobą i znowu będziecie razem. Nie zapominaj też o Emilce. Jest jeszcze mała, ale na pewno w jakiś sposób ta sytuacja odbije się na jej psychice. Musicie nauczyć się z Baśką chronić małą przed takimi sytuacjami. To co jest między wami, to jest między wami. Koniec.
— Rany, kobieto. Ja nie wiedziałem, że z ciebie taka psycholożka — odpowiedział rozbawiony.
— Żadna psycholożka. Po prostu z doświadczenia mojego brata mówię ci jak jest. Też się kłócił ze swoją żoną przy ich synu, a później wydali fortunę, żeby psychiatra posklejał go do kupy. Zbyt późno do nich dotarło, co zrobili.
— Ale nie są razem — stwierdził Marcin, ponieważ znał sytuację Konrada.
— No nie. Ale nauczyli się ze sobą normalnie rozmawiać i dla dobra Maćka schowali głęboko urazy, jakie do siebie żywili.
— Rozumiem. Dzięki za radę. Za parę dni zadzwonię do Baśki i spróbuję pogadać z nią na spokojnie.
— Brawo. Oby ona też szybko zrozumiała, że nie warto się szarpać. Słyszałeś o tej wycieczce, którą organizują u nas w robocie? — zapytała, sprytnie zmieniając temat.
— Tak. Prezes się szarpnął i zaprasza wszystkich do Grecji. Taki wyjazd integracyjny. Bez mężów, żon i dzieci. Zamierzasz skorzystać?
— Raczej nie. Karol pewnie i tak mnie nie puści — powiedziała smutno i znów wrócił jej przed oczy obraz, jaki zarejestrowała na przejściu dla pieszych.
— Pogadam z nim. Powiem mu, że też jadę i będę miał na ciebie oko.
— Daj spokój. To jest kompletnie bez sensu. A poza tym myślisz, że po takich podejrzeniach Basia pozwoli ci na ten wyjazd? — zapytała patrząc mu prosto w twarz. Marcin był bardzo przystojnym mężczyzną. Wysoki, szczupły i wysportowany. Widać, że dbał o siebie. Majce jednak zawsze najbardziej podobała się jego twarz. A z każdym rokiem, wydawał jej się coraz bardziej przystojny. Ciemna karnacja, orzechowe oczy i kruczoczarne włosy. Uroku dodawał mu kilkudniowy, ciemny zarost. Nic więc dziwnego, że jego żona była o niego tak cholernie zazdrosna. Każda by była.
— Czemu mi się tak dziwnie przyglądasz? — zapytał lekko speszony.
— Przepraszam. Zamyśliłam się. Pójdę już.
— Poczekaj. Dopiję kawę i cię odwiozę. Przy okazji pogadam sobie z twoim mężulkiem — żartował.
— Śmieszne. Naprawdę. Ty lepiej myśl, jak się pogodzić z żonką — Majka odgryzła mu się w sposób dosadny, ale jakże uroczy. Marcin już się nie odezwał. Uśmiechnął się lekko pod nosem, dopił kawę, zapłacił rachunek i wychodząc skinął głową znajomemu barmanowi.
Maja uwielbiała być sama w domu. Miała świadomość, że nic jej wtedy nie grozi. Nie było dla niej ważne, gdzie jej mąż się obecnie znajduje i co robi. Dla niej najważniejsze było to, że w ogóle go nie ma w pobliżu. Kiedyś bardzo się starała, żeby Karol wracał do niej jak najszybciej. Czekała na niego z kolacją, jedli wspólne śniadania i cieszyli się życiem. Gdy poprosił ją o rękę, była w siódmym niebie i drugim miesiącu ciąży. Rodzice Karola, wpływowi ludzie w ratuszu, pomogli w zorganizowaniu szybkiego ślubu i hucznego wesela. Nowożeńcy zamieszkali w rodzinnym domu Majki. Kiedy była w czwartym miesiącu ciąży, Karol tak ją pobił, że wylądowała w szpitalu i straciła dziecko. Gdy tylko odebrał ją ze szpitala i przywiózł do domu, obiecywał i przysięgał jej na kolanach, że więcej tego nie zrobi, ale Majka tylko udawała, że mu wierzy. Doskonale wiedziała, że jeżeli mąż podniesie rękę na żonę raz, to zrobi to znowu. Długo nie musiała czekać. Niecały miesiąc później, z powodu niepowodzenia w pracy, znowu się na niej wyżył. Używał przy tym obraźliwych epitetów, wmawiał jej, że to ona go do tego prowokuje, że dla niego jest nikim, i że prędzej ją zabije, niż pozwoli jej odejść. Potem, jak gdyby nigdy nic odwracał się od niej i wychodząc z domu, rzucał przez ramię, żeby się ogarnęła, bo wygląda jak siedem nieszczęść. Kobieta była wykończona psychicznie. W towarzystwie jego, teściów i znajomych nie mogła mieć własnego zdania. Dlatego wolała się w ogóle nie odzywać. Zresztą i tak ją wszyscy ignorowali. Wszystko co robiła, robiła pod Karola, żeby był zadowolony i miał w miarę humor, a i tak ten tyran znalazł powód, żeby ją upokorzyć. Bywały takie chwile, że Maja po pobiciu nie była w stanie się samodzielnie podnieść z podłogi. Leżała dłuższą chwilę we własnym moczu, bólu i rozpaczy. Wielokrotnie miała ochotę zadzwonić na policję, ale nic by to nie dało. Karol był komendantem i znał większość policjantów zarówno w ich mieście, jak i miastach ościennych. Miała również w planach od niego uciec, ale nie bardzo miała gdzie. Poza tym to był jej dom. Kiedyś, podczas awantury, Karol wykrzyczał jej, że jak się wyprowadzi, to najpierw spali ten dom, a później ją znajdzie i zabije. Na myśl o zimnej lufie jego pistoletu, wkładanej wielokrotnie między jej uda, Majce zrobiło się niedobrze. Odgoniła więc szybko od siebie złe myśli i zabrała się za robienie kolacji. Tarta ze szpinakiem, to było to, na co dzisiaj miała ochotę. Była akurat w trakcie wkładania dania do piekarnika, kiedy zadzwonił jej telefon. Doskonale wiedziała, kto dzwonił. Poznała po dzwonku.
— Słucham — powiedziała oschle.
— Witaj Kochanie. Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że nie wrócę dzisiaj na noc. Nie czekaj na mnie z kolacją.
— Dobrze — potwierdziła i odłożyła telefon, bo Karol zdążył się już rozłączyć. Ich rozmowy od dawna wyglądały właśnie w ten sposób. On ją informował, ona nie pytała i nie dociekała. Miała gdzieś fakt, co w danej chwili robi ten mężczyzna, gdzie i z kim akurat jest. Dla niej liczyło się tylko to, że ma wolny wieczór i spokojną noc. Już w tej chwili wiedziała, że po kolacji weźmie długą kąpiel, potem nasmaruje swoje zgrabne ciało perfumowanym balsamem do ciała, a nie jak zwykle maścią z arniki i poczyta w spokoju książkę, do której od dawna się przymierzała. Nie doczytała jednak do końca rozdziału, kiedy ogarnęła ją senność. Ułożyła się wygodnie we flanelowej pościeli i zamknęła oczy.
Obudziła się pół godziny przed budzikiem. Słysząc na dole jakieś dziwne odgłosy, od razu domyśliła się, że Karol wrócił i robi sobie kawę. Nie miała ochoty tam schodzić, ale usłyszała, że z kimś rozmawia i wydawało jej się, że słyszy głos Marcina. Wstała więc z łóżka, przebrała się w dres i zeszła na dół. Niestety, to nie był Marcin, tylko Zbyszek, jego brat bliźniak.
— Dzień dobry kochanie — powiedział Karol cały w skowronkach, a następnie czule przytulił żonę i pocałował ją w policzek. Majce od razu wszystkie mięśnie zesztywniały, ale nie dała tego po sobie poznać. Być może gość zauważył lekki grymas na jej twarzy, ale tylko się uśmiechnął i przywitał z Mają lekkim skinieniem głowy.
— Dzień dobry. Znajdzie się dla mnie kawa? — powiedziała udając dobry humor.
— Oczywiście. Usiądź sobie, a ja naleję ci kawy i zrobię śniadanie.
— Jak miło — powiedziała sarkastycznie i dodała: -Kawa wystarczy, dziękuję. Co u ciebie Zbyszku?
— W porządku. Jakoś leci — powiedział krótko i zapatrzył się w oczy Majki, jakby szukał w nich potwierdzenia na to, czego od dawna się domyślał. Z wyglądu Zbyszek był identyczny jak jego brat, ale ich charaktery znacznie się od siebie różniły. Był bardzo cichym, skromnym i skrytym w sobie mężczyzną. Zawsze spokojny i opanowany. Majce trudno było go sobie wyobrazić w akcji, ale podobno był najlepszym gliną na wydziale.
— To dobrze. Za kilka dni mam wyjazd integracyjny do Grecji — postanowiła wykorzystać dobry humor Karola i poinformować go o wycieczce.
— I pewnie chcesz tam pojechać?
— No tak.
— A zabierzesz mnie ze sobą? — zapytał ironicznie.
— Daj spokój stary. To wyjazd wyłącznie dla pracowników — Zbyszek próbował pomóc Majce. -Mój brat też jedzie, więc nie musisz się martwić o swoją piękną żonę.
— A nie, to zmienia postać rzeczy. W takim razie nie widzę problemu — powiedział zaciskając pięści. -A teraz wybacz Majeczko, ale praca wzywa — oznajmił i zaczął nerwowo zbierać swoje rzeczy z komody. Zbyszek pożegnał się z panią domu, puścił do niej oko i uśmiechnął się. Kobieta znowu została sama. Zjadła śniadanie, przygotowała się do pracy i o dziwo, dane jej było nawet skorzystać z własnego samochodu, bo kluczyki leżały na właściwym miejscu, jak gdyby nigdy nic.
— Cześć Maja. Jak się dzisiaj czujesz? — Marcin przywitał ją czule i z troską.
— Witaj. Dużo lepiej niż wczoraj.
— Podobno twój mąż zgodził się na Grecję.
— A ty skąd?… a racja. Twój brat. Zgodził, nie zgodził. Nie chce mi się wierzyć, że tak gładko poszło.
— To fakt. Trochę to do niego niepodobne — przyjaciel przyznał jej rację. -Nie martw się, jak nie pojedziesz, to ja też zrezygnuję — dodał na pocieszenie, otwierając jej drzwi do biura.
— A z Baśką gadałeś?
— Jeszcze nie. Postanowiłem ją przeczekać. Tym razem ostro przegięła i nie zamierzam jej niczego ułatwiać.
— Kochasz ją jeszcze? — zapytała, patrząc prosto w jego oczy i nie spuszczając wzroku nawet na ułamek sekundy.
— Przecież wiesz — powiedział podchodząc do niej bardzo blisko. Jego zapach natychmiast uderzył ją w nozdrza. Dotknął jej dłoni, którą miała opartą na oparciu fotela, drugą wsunął w jej włosy i nachylając się nad jej twarzą powiedział: -Dobrze wiesz, że tylko ciebie kocham tak naprawdę. Nic się w tej kwestii nie zmieniło Majeczko.
— Przestań Marcin. Nawet tak nie żartuj — powiedziała, próbując wyswobodzić się z jego ramion, ale przyjaciel przyciągnął ją mocniej do siebie. Jego wzrok przeszywał ją na wskroś. W głowie Majki nastąpiła eksplozja myśli. Zanim zdążyła coś powiedzieć, Marcin dodał, że jeżeli chodzi o uczucia do niej, to nigdy nie będzie żartował. Próbował ją pocałować, ale kobiecie udało się jakoś wywinąć z jego uścisku i odsunąć od niego na bezpieczną odległość.
— Zwariowałeś. Chcesz wszystko zniszczyć?! — krzyczała.
— Wręcz przeciwnie. Chcę wszystko naprawić i wierz mi, nic mnie nie powstrzyma. Nie mogę już dłużej patrzeć na te twoje siniaki. Nie mogę już dłużej drżeć o twoje życie. Wiesz w ogóle co ja czuję, jak kolejny raz się dowiaduję, co ten skurwiel ci znowu zrobił?! Wiesz? Kocham cię od zawsze Maju i chciałbym cię móc chronić przed całym złem tego świata, ale nie potrafię. Tak na odległość się po prostu nie da — patrzył na nią jak zbity pies. Podszedł do niej i próbował ją znowu przytulić, ale przyjaciółka odsunęła się od niego o krok. -Powiedz coś — dodał, nie spuszczając z niej wzroku.
— Co mam ci powiedzieć po takim wyznaniu? — zapytała.
— Cokolwiek. Wreszcie wyznałem to co do ciebie czuję. Wiesz jak długo czekałem na ten moment?
— Domyślam się. Muszę się oswoić z tym wszystkim co powiedziałeś. Mogę zostać sama? Proszę.
— Oczywiście — odpowiedział próbując jeszcze raz się do niej zbliżyć. Majka znowu zrobiła krok w tył. Przyjaciel minął ją, następnie odwrócił się w jej stronę i przytulając się do jej pleców powiedział, że jego nigdy nie będzie musiała się bać. Następnie wyszedł z biura. Dopiero w tej chwili Maja wypuściła powietrze z płuc i opadła na fotel. Cała się trzęsła. Po chwili ktoś zapukał do drzwi. Miała nadzieję, że to nie ta wścibska i cholernie gadatliwa Zośka. Na szczęście to tylko szef.
— Cześć Maju. Masz chwilę? — zapytał wchodząc do środka. -Chciałem porozmawiać o… Co ci jest? Źle się czujesz? Masz gorączkę? — pytał i pytał.
— Tak. Nie najlepiej się dzisiaj czuję.
— Dobra. Zmykaj do domu. Jutro pogadamy.
— Ale dam radę.
— Polecenie służbowe. No, już cię nie ma — powiedział podając jej torebkę. Otworzył drzwi i czekał, aż kobieta opuści biuro. Maja podziękowała, pożegnała się z szefem i ruszyła w stronę wind. Miała cichą nadzieję, że nie spotka Marcina. Po tym całym jego wyznaniu nie wie, jak mu spojrzeć w oczy. Na szczęście udało jej się wymknąć niezauważenie do auta. Odpaliła silnik i pojechała prosto do domu. Wyłączyła telefon na wypadek, gdyby przyjaciel próbował się z nią skontaktować. Potrzebowała więcej czasu, żeby przemyśleć to wszystko. Co prawda Marcin nigdy nie był jej obojętny i bardzo jej się podobał, ale zawsze było to w granicach ich wieloletniej przyjaźni. Po powrocie do domu postanowiła się przespać z tym problemem. Ostatecznie jednak zmieniła zdanie i zadzwoniła po taksówkę. Już po parunastu minutach siedziała w samochodzie i mówiła kierowcy, gdzie ma jechać.
— Do pubu na Radomskiej poproszę. Mężczyzna skinął tylko głową i ruszył pod wskazany przez pasażerkę adres. Kiedy dojechali na miejsce, zapłaciła kierowcy i udała się do pubu. W środku był tylko barman i jakaś zakochana para, która na nikogo nie zwracała uwagi. Maja zamówiła drinka i wybrała miejsce w końcu sali. Wreszcie siedziała w wygodnej sofie i piła ulubione Malibu.
— Halo.
— Cześć Wiktor. Stachu mówi.
— Cześć Staszek. Co tam fajnego? — zapytał taksówkarz.
— Prosiłeś mnie, że jak będę miał kurs do tej twojej kobiety, to żeby dać ci znać.
— Ona nie jest moja Stasiu. Jeszcze nie — powiedział i uśmiechnął się głośno. Kolega również buchnął śmiechem. -Ale masz coś ciekawego?
— No, właśnie przywiozłem ją do pubu. Tego na Radomskiej.
— Sama jest? — dopytywał nerwowo swojego przyjaciela.
— Sama, ale nie wiem, czy w środku ktoś na nią czekał. Była w kiepskim nastroju — dodał.
— Dobra, dzięki Staszku. Bardzo mi pomogłeś. Trzymaj się i szerokości — powiedział i rozłączył połączenie. Jak tylko odłożył telefon na komodę w salonie, postanowił działać. Czuł, że to jest ten moment, żeby wpaść w oko kobiecie, o której marzył od dawna. Pobiegł na górę, wziął szybki prysznic, założył jeansy i swoją ulubioną koszulę w kolorze khaki. Spryskał się perfumami, które dostał od siostry na swoje ostatnie urodziny i ruszył w drogę. Wszedł do pubu i od razu ją zauważył. Siedziała sama i sączyła drinka. Nawet taka zamyślona, była dla Wiktora najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkał. Zaczął sobie wyobrażać, jak siedzi z nią przy jednym stoliku, piją razem kawę, rozmawiają, śmieją się i dobrze się ze sobą czują. Mężczyzna zaczął się zastanawiać czy podejść do niej, czy raczej będzie to nietaktem z jego strony. Zamówił kawę i w tym samym momencie zauważył, jak nieznajoma uśmiechnęła się do niego. Teraz już nie miał wyjścia. Podszedł do stolika, przy którym siedziała, żeby się przywitać.
— Dzień dobry. Pani tutaj?
— Witam. Tak, musiałam pomyśleć, właściwie przemyśleć pewne sprawy. A w domu jest tak jakoś…
— W takim razie nie przeszkadzam — powiedział zrezygnowany.
— Nie, nie. Zapraszam. Jeżeli tylko ma pan ochotę na moje towarzystwo — uśmiechnęła się zachęcająco.
Tak do mnie mów kobieto. Czy ja mam ochotę? Żebyś ty wiedziała na co ja mam teraz ochotę… i to z tobą w roli głównej — pomyślał i powiedział: — Bardzo chętnie. Dziękuję. Odbiorę tylko swoją kawę i zaraz do pani wracam.
Maja dopiła drinka, poprawiła włosy i uśmiechnęła się do swojego towarzysza, który akurat zajmował miejsce po przeciwnej stronie stolika. Patrzył na nią takim wzrokiem, że aż robiło jej się gorąco. -Proszę, zamówiłem również dla pani. Mam nadzieję, że się pani nie gniewa? — zapytał, stawiając przed nią filiżankę gorącego napoju. -To co? Dowiem się wreszcie jak pani ma na imię? — powiedział i uśmiechnął się tajemniczo.
— Majka.
— Pięknie. Pasuje do pani to. Ja jestem Wiktor.
— Bardzo mi miło. Ale skoro już znamy swoje imiona, to może łatwiej będzie mówić sobie na ty? — zapytała nieśmiało. Zawsze miała z tym problem. Ilekroć znajdowała się w tej sytuacji, czuła się skrępowana. Wolała, kiedy to ta druga osoba proponowała mówienie sobie po imieniu. Dlatego zdziwiła się, gdy teraz to ona wypowiedziała to zdanie.
— Bardzo chętnie. Ale na brudzia to będziemy się musieli umówić w innym terminie. Muszę jeszcze wieczorem zawieźć siostrę do teatru, więc sama rozumiesz. A herbata i kawa chyba się do tego nie nadają.
— Jasne. To znaczy chętnie. Oprócz siostry masz jeszcze jakieś rodzeństwo?
— Tak. Mam jeszcze drugą siostrę i brata. A ty?
— Mam tylko brata, ale rzadko się widujemy. Po rozwodzie wyjechał na misję do Afryki i tak mu się spodobało, że już tam został na stałe. Prowadzi niewielki szpital w jakiejś wiosce. Ma w planach budowę kolejnej szkoły.
— Rozumiem. A ty? Czym się zajmujesz? — zapytał nie spuszczając z niej wzroku. Jeszcze nigdy nie mógł tak swobodnie jej się przyglądać. Do tej pory robił to tylko ukradkiem zerkając na nią w lusterku wstecznym swojej taksówki. Była taka naturalnie piękna. Nie był nawet pewien, czy miała na twarzy makijaż. Jeśli tak, to musiał być bardzo delikatny. Tylko te jej oczy. Piękne, tajemnicze i wciąż smutne.
— Pracuję w korpo. Zajmuję się pozyskiwaniem upadających firm. Ale nie chcę cię tym zanudzać. Powiedz lepiej coś o sobie. Jak lubisz spędzać wolny czas?
— Hmm. Na hobby ostatnio mam niewiele czasu. Kupiłem ziemię w swojej rodzinnej miejscowości. Znajduje się tuż pod lasem. Rozpocząłem budowę domu. Zostało jeszcze sporo roboty, ale na szczęście mam pomocnego szwagra i jego dwóch zaradnych pracowników. Bez ich pomocy byłoby mi ciężko spełnić swoje marzenie — uśmiechnął się szeroko.
— To twoja żona pewnie już się nie może doczekać urządzania wnętrz?
— Nie mam żony. Ani dzieci — powiedział i upił łyk kawy.
Maja nie wiedziała jak się teraz zachować. Nie wiedziała również, dlaczego ta wiadomość tak bardzo ją ucieszyła. Dobrze jej się z nim rozmawiało, ale czas płynął nieubłaganie i musiała wracać do domu. Miał przyjść fachowiec od ogrzewania, a Karol jest przecież w pracy.
— Przepraszam cię Wiktorze, ale muszę wracać do domu.
— Mam nadzieję, że zechcesz się jeszcze ze mną kiedyś spotkać Maju?
— Oczywiście. To był miło spędzony czas. Dziękuję.
— Nie dziękuj, tylko pozwól się odwieźć do domu. Adres znam — stwierdził i znowu się uśmiechnął. Po drodze wciąż rozmawiali. Maja jednak bardzo się pilnowała, żeby rozmowa nie potoczyła się w kierunku jej małżeństwa. Nie chciała go okłamywać, ale też nie chciała mówić o swoich problemach mężczyźnie, z którym znajomość dopiero co się zaczęła.
— Jeszcze raz bardzo ci dziękuję — powiedziała otwierając drzwi samochodu.
— To ja ci dziękuję. Miłego wieczoru. Maja podziękowała, chociaż wiedziała, że wieczór w towarzystwie męża nigdy nie jest miły. Uśmiechnęła się i zamknęła za sobą drzwi. Wiktor chciał ją odprowadzić pod samą bramę, ale się na to nie zgodziła. Kiedy tylko zniknęła mu z pola widzenia, zadzwonił najpierw do swojego przyjaciela, żeby mu jeszcze raz podziękować za informację o Majce, a potem zadzwonił do siostry.
W tym samym czasie Maja weszła na posesję swojego domu i osłupiała. Przed garażem stał samochód Karola. Zdziwiło ją to, ponieważ miał pracować do późna. Wyjęła klucze z torebki, otworzyła drzwi i usłyszała dziwne dźwięki dochodzące z kuchni. Podeszła bliżej i zobaczyła, jak jej własny mąż posuwa inną kobietę. I to na jej blacie kuchennym, gdzie nie raz przygotowuje posiłki lub pije poranną kawę. Zebrało jej się na wymioty. W tym samym momencie zadzwoniła jej komórka. To Marcin. Dobijał się już któryś raz. Karol usłyszał dźwięk dzwonka i natychmiast przerwał miłe chwile z panienką, która leżała pod nim i głośno pojękiwała.
— Wypierdalaj stąd! Ale już! — krzyczał na całe gardło. Początkowo Majce zdawało się, że słowa te są skierowane do laski, z którą akurat się zabawiał, ale kiedy dotarło do niej, że jednak nie, kobieta mocno się przeraziła.
— Słucham?! — spytała z niedowierzaniem.
— Wynoś się! Mam ci to przeliterować? Czego nie rozumiesz?! — był naprawdę wściekły.
— Posuwasz jakąś dupę w moim domu, w mojej kuchni i jeszcze każesz mi stąd wypierdalać? — w ustach Majki, przekleństwo było niczym kleks atramentu na białej bluzce, ale w tej chwili była jednocześnie wkurzona, jak i przerażona, bo nie wiedziała do czego w tej chwili jest w stanie posunąć się Karol.
— Jeżeli zaraz stąd nie wyjdziesz, to cię zbiję — wykrzyczał, dalej posuwając tę małolatę. W tym momencie Majka złapała za klucze i ze łzami w oczach wybiegła z domu.
— No mówię ci siostrzyczko, Maja jest nie tylko piękna, ale fantastyczna i inteligentna. Mógłbym z nią rozmawiać godzinami i nigdy by mi się to nie znudziło. Mógłbym nie spać, żeby nie stracić ani chwili z nią.
— Oj braciszku, ale cię wzięło. Pierwszy raz słyszę cię w takiej euforii. No ale co zamierzasz dalej? Z tego co mi mówiłeś, podejrzewasz, że ma męża.
— No tak. Nie chcę rozbijać jej związku, ale nie wierzę, że jest z nim szczęśliwa. Ma takie smutne oczy. No pomyśl. Czy gdyby była szczęśliwie zakochana, byłaby smutna? Cieszyłaby się ze spotkania ze mną? Obiecałaby mi kolejne?
— No nie.
— Przepraszam Cię Basiu, ale muszę kończyć — powiedział, bo właśnie zauważył zapłakaną Maję, jak próbuje wsiąść do swojego samochodu.
— Dobrze, ale pamiętaj, że obiecałeś Krysi…
— Tak. Pamiętam. Zawiozę ją do teatru. Zdzwonimy się później. Pa — rozłączył połączenie i w pośpiechu wysiadł z samochodu.
— Co się stało? Dokąd chcesz jechać w takim stanie? — zapytał podbiegając bliżej do roztrzęsionej kobiety.
— Jak najdalej stąd! Nie wiem dokładnie, gdzie, ale muszę stąd uciec.
— Chodź. Nie puszczę cię nigdzie samej w takim stanie. Poza tym piłaś alkohol. Pamiętasz? Wsiadaj — polecił Majce i otworzył drzwi od strony pasażera. Kobieta posłusznie wsiadła do auta Wiktora.
— Powiesz mi co się stało? — zapytał z troską w głosie.
— Możesz mnie stąd najpierw zabrać? Proszę — odpowiedziała cicho.
— Jasne. Jak najdalej stąd. Podał jej ciepły koc, który leżał na tylnej kanapie, bo cała dygotała. Pytanie czy było jej zimno, czy była aż tak zdenerwowana. Zapalił silnik i ruszył. Po drodze wykonał telefon do brata.
— Cześć stary. Potrzebuję twojej pomocy. Twój domek letniskowy jest pusty? Czy masz turystów?
— Pusty. A co?
— Potrzebuję się w nim zatrzymać na jakiś czas.
— Jasne. Wiesz co i jak?
— Tak wiem. Mam jeszcze jedną prośbę. Obiecałem Krysi, że zawiozę ją do teatru, ale w tej sytuacji nie dam rady. — powiedział Wiktor.
— Jasne. Zadzwonię do niej i się umówię. Jakby co, to wiesz.
— Tak. Dzięki.
Maja powoli uspokajała się, ale zaczęła ją boleć głowa. Pewnie z tych nerwów. I znowu dzwonił Marcin. Wyciszyła telefon i niedbale wrzuciła go do torebki. Sięgnęła po proszki i wodę. Zażyła od razu dwie dawki i porządnie popiła.
— Lepiej? — zapytał jej wybawca. Skinęła głową i lekko się uśmiechnęła. Jej oczy jednak wciąż pozostawały smutne i przerażone. -Zdrzemnij się trochę — powiedział, opuszczając jej oparcie do tyłu. Następnie ruszył, bo akurat światło zmieniło się na zielone.
— Dziękuję — odpowiedziała i dodała: -Nie tylko za pled.
— Prześpij się. Pogadamy na miejscu, ok?
Kiedy Maja spała na siedzeniu obok niego, Wiktor był przeszczęśliwy. Wyobrażał sobie, że ta kobieta jest jego żoną i jadą akurat na wymarzone wakacje. Jego piękne myśli mąciły jednak wątpliwości i obawa. Wiktor zachodził w głowę, co też takiego się wydarzyło, że Majka w parę minut zmieniła się w przerażoną, a zarazem wściekłą kobietę. Przecież kiedy wysiadała z jego samochodu była cała w skowronkach. Żeby zająć myśli czymś innym, zatrzymał się na stacji benzynowej. Zatankował paliwo, zrobił potrzebne zakupy spożywcze i wrócił do auta. Maja wciąż spała. Do celu zostało im już tylko jakieś pół godziny. Na zewnątrz było już ciemno, a ulice opustoszały. Na miejsce dojechali po dwudziestej. Gdy tylko Wiktor zaparkował na podjeździe posesji swojego brata, kobieta obudziła się. Była zdezorientowana.
— Witaj z powrotem — powiedział i uśmiechnął się do niej. -Jak się czujesz?
— Lepiej. Gdzie jesteśmy? — zapytała, rozglądając się dookoła.
— W domku letniskowym mojego brata. Ale spokojnie. Pomimo nazwy, można go też użytkować zimą. Zaraz rozpalę w kominku i zrobię nam gorącej, aromatycznej kawy. Co ty na to?
— Co to za miasto? — dopytywała dalej.
— Sanok — odparł dumnie i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
— Czyś ty zwariował?! Przecież to jest kawał drogi!
— Zgadza się. Ale sama prosiłaś, żebym zabrał cię jak najdalej. No wybacz, ale nie znam nikogo, kto mógłby mi wynająć lokum w Nowej Zelandii.
— I co ja mam teraz zrobić? — Maja była znowu przerażona. Już miała wizję, jak Karol najpierw jej szuka, oczywiście wściekły, a potem traktuje ją jak worek treningowy albo jeszcze gorzej.
— Maju. Nie martw się tak. Masz mnie, a ja nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić. Razem znajdziemy rozwiązanie. Pozwól mi tylko sobie pomóc. Proszę — powiedział i dotknął jej dłoni. Kobieta początkowo cofnęła ją, ale po chwili jej dłoń wróciła na swoje miejsce i schowała się w dłoni Wiktora.
— Idziemy? — zapytał.
— Tak.
Dom, jak na letniskowy, okazał się bardzo dużym budynkiem. Cały był w drewnie. I z zewnątrz i w środku. Wiktor zostawił Majkę w salonie, a sam poszedł po zakupy do samochodu, a następnie po drewno do kominka. Zszedł do piwnicy, żeby włączyć ogrzewanie i zagrzać w całym domu. Ogień z kominka robi całkiem przyjemny nastrój, ale jeżeli chodzi o ogrzanie domu, to niestety, jest ciepło tylko w pomieszczeniu, w którym się znajduje.
Maja w tym czasie sięgnęła po telefon i lakonicznie odpisała Marcinowi, że wszystko u niej w porządku. Nie chciała, żeby wydzwaniał do niej całą noc. Miała dość wrażeń jak na jeden dzień. Do Karola nic nie pisała, ponieważ w ogóle nie było z jego strony zainteresowania co się z nią dzieje, ani co robi. Wyłączyła telefon i odłożyła go na stół.
— Zaraz do ciebie wrócę — powiedział, stawiając zakupy na komodzie w przedpokoju. Maja aż podskoczyła z przerażenia. -Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć. Muszę tylko zadzwonić do siostry.
— Pokrzyżowałam ci plany na wieczór?
— Nie. Wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że nie będę się dziś nudził — odparł z lekkim uśmiechem i nie czekając, aż Maja coś powie, wyszedł na taras. Powietrze było zimne, ale Wiktorowi to nie przeszkadzało. Urodził się i wychował w górach, więc nie straszne mu były zimne i porywiste wiatry. Kochał taki klimat. Podobnie jak wędrówki po górach i muzykę tworzoną przez tutejszych mieszkańców.
— Cześć siostra. Przepraszam cię, ale nie dam rady…
— Daj spokój Wiktorku. Krystian już do mnie dzwonił. Właśnie parkujemy pod teatrem. Powiedz lepiej w co ty się tam wpakowałeś?
— W nic złego siostrzyczko. Opowiem ci wszystko niedługo. Teraz muszę kończyć. Baw się dobrze.
— Dziękuję. Do zobaczenia — odpowiedziała. -Mam nadzieję, że u niego naprawdę wszystko w porządku — powiedziała do brata siedzącego w fotelu kierowcy.
— Nie martw się siostra. Wiktor to bardzo porządny i rozsądny chłop. Nic złego go ni spotko — Krystian próbował uspokoić swoją ukochaną siostrę.
— Uwielbiam, kiedy mówisz gwarą. Żałuję, że nie potrafię tak godać.
— Nic dziwnego. Rodzice wyjechali z gór, jak zaczynałaś mówić. Wiktor miał wtedy jakieś piętnaście lat, a ja trzynaście. Ale ten czas leci. My już stare konie, a ty wciąż młoda — powiedział z uśmiechem, który Krysia uwielbiała i kochała w swoim starszym bracie. -Dobra, zmykaj, bo się spóźnisz. Przyjadę po ciebie, jak tylko dasz mi znać.
— Dziękuję. Do zobaczenia.
— Trochę się porządziłam. Mam nadzieję, że będzie ci smakować — powiedziała Maja, stawiając na dużym dębowym stole kubek z gorącą herbatą.
— Dziękuję. Jak się czujesz?
— Jakby przejechał po mnie walec. Fatalnie — odpowiedziała bawiąc się nerwowo łyżeczką od cukru.
— Rozumiem. Chcesz o tym pogadać? — zapytał delikatnie i cicho, nie spuszczając z niej wzroku.
— Chyba jeszcze nie teraz. Przepraszam, ale na samą myśl o tym wszystkim chce mi się płakać.
— Daj spokój i przestań mnie przepraszać. Lepiej weź kąpiel, a ja przygotuję coś do jedzenia. Ale najpierw pokażę ci, gdzie jest łazienka i znajdę ci jakąś piżamkę. Bratowa jest mniej więcej twojej sylwetki, więc powinna pasować — powiedział wstając z krzesła.
— To dom twojego brata?
— Tak. Ale spokojnie. W tej chwili stał pusty, więc nie było żadnego problemu, żebym cię tutaj przywiózł.
— To szmat drogi.
— No tak, ale czy nie tego chciałaś? — zapytał, ale widząc zmieszanie Mai nie czekał na odpowiedź.
Trzymając w rękach ciepłą, flanelową pidżamę w żółte gwiazdki, pastę do zębów oraz oryginalnie zapakowaną szczoteczkę do zębów, Majka weszła do ciepłej, przytulnej łazienki. Jednak nie to było teraz najważniejsze. Z obcym facetem, pod jednym dachem, czuła się tutaj o wiele bezpieczniejsza niż we własnym domu z własnym mężem.
— Wszystko w porządku? — usłyszała zza drzwi. Wiktor martwił się o nią. Nie słyszał z łazienki żadnych odgłosów.
— Tak. Zaraz wychodzę — odpowiedziała i odkręciła wodę. Zanurzyła się w gorącej wodzie po samą szyję. Było jej tak przyjemnie, że przyłapała się na tym, iż zaczyna fantazjować na temat mężczyzny, który w kuchni obok przygotowuje dla niej kolację. Szybko jednak przywołała się do porządku. Umyła się i uczesana, ubrana w ciepłą pidżamę weszła do kuchni.
— Lepiej? — zapytał smarując pieczywo prawdziwym, wiejskim masłem.
— Tak, dziękuję — powiedziała cicho.
— Podziękujesz jak zjesz. Siadaj. Mam nadzieję, że lubisz jajecznicę z pieczarkami?
— Tak. Pachnie wybornie.
— W takim razie smacznego — odpowiedział z uśmiechem na twarzy. W głębi duszy jednak było mu jej strasznie żal. Nie wiedział jeszcze jak jej pomóc, ale jednego był pewien. Cokolwiek by się nie wydarzyło, nie zostawi jej samej z tym czymś. Jak tylko Majka będzie chciała z nim porozmawiać na ten temat, od razu wprowadzi w jej życie plan swojej pomocy.
— Dziękuję. Nie tylko za kolację. Dziękuję ci za pomoc i za to, że nie naciskasz, żebym…, no wiesz?
— Tak, wiem. Powiesz, jak będziesz gotowa. Ok? — zapytał, a Maja skinęła lekko głową. Było jej głupio, że Wiktor tak bardzo jej pomógł, a ona nie potrafiła mu powiedzieć, dlaczego jest teraz w takim stanie. Na samo wspomnienie łzy napłynęły jej do oczu i nie mogła przełknąć kęsa chleba. Wiktor widząc jej reakcję, zapytał, czy ma ochotę na odrobinę wina. Maja zgodziła się i po chwili siedzieli w salonie. Ona na jednym końcu sofy, opatulona ciepłym pledem, on na drugim końcu, zwrócony w jej stronę.
— Opowiedz mi coś o sobie — powiedział i orientując się, jak to zabrzmiało, szybko dodał — oczywiście nie o tym o czym nie chcesz mówić. Majka lekko się uśmiechnęła, widząc jego nagłe zmieszanie. Był taki zabawny.
— Dobra, ale później będzie twoja kolej? — zapytała, bawiąc się kieliszkiem.
— Obiecuję — odpowiedział mężczyzna, podnosząc dwa palce wolnej ręki w górę.
— No dobra. To może zacznę od tego, że wychowałam się w bardzo szczęśliwej rodzinie. Rodzice nigdy się nie kłócili. Każdy problem rozwiązywali za pomocą rozmowy i kompromisów. Byłam bardzo radosnym dzieckiem. Dom rodzinny był moim azylem, a mój brat zawsze mnie bronił. Jest ode mnie starszy i do teraz jest moim oparciem. Jest chirurgiem i pracuje w Afryce. Jak już wiesz, pracuję w korpo, ale to nie jest moja wymarzona praca.
— A jaka praca ci się marzy?
— Chciałabym pomagać innym. To znaczy, chciałabym prowadzić dom dla najmłodszych. Dać tym bezbronnym istotom schronienie przed przemocą w domu.
— Chodzi ci o pogotowie domowe? Czyli, że u takiego dziecka jest w domu przemoc, interweniuje policja i wtedy ty przygarniasz te małe, bezbronne istoty?
— Dokładnie tak — odpowiedziała zamyślając się na chwilkę.
— To dlaczego nie pójdziesz w tym kierunku? Twój dom pomieściłby niejedno uratowane dziecko.
— Bo mój mąż, on… — zawiesiła głos, bo znowu przypomniały jej się obrazy sprzed kilku godzin.
— Nie chce się na to zgodzić? — zapytał, a Maja skinęła głową. -Przykro mi — powiedział i zauważył, że jej kieliszek jest pusty. Zaproponował dolewkę, ale kobieta odmówiła.
— Może jeszcze czegoś potrzebujesz? — zapytał zamyśloną Maję, która wpatrywała się w ogień kominka.
— Nie. Tyle dla mnie zrobiłeś, że nie wiem, kiedy zdołam ci się za to wszystko odwdzięczyć — odwróciła głowę w jego stronę i zatonęła w jego oczach. Oczach pełnych troski i czułości. Nagle zapragnęła wtulić się w jego ramiona i zostać w nich na zawsze.
— Nie musisz mi za nic dziękować. Chcę ci pomóc i zrobię to. Jestem chłop z gór i jak się na coś uprę, to ni ma bata — powiedział z uśmiechem.
— Ok. Ale na pewno jestem ci winna wyjaśnienie — powiedziała spuszczając wzrok.
— Jak tylko będziesz na to gotowa. Nie będę cię naciskał. Chcę jednak, żebyś wiedziała, że kiedy już będę wiedział co się stało, to łatwiej będzie mi tobie pomóc — po tych słowach Wiktor przybliżył się do swojej towarzyszki i delikatnie ujął jej dłoń.
— Wszystkiemu winien jest Karol. Mój mąż. Weszłam dziś do domu, a on posuwał jakąś małolatę na stole w kuchni. Wściekł się, kiedy mnie zobaczył i kazał mi — tutaj maja ściszyła swój głos i dokończyła — wypierdalać.
Ukradkiem otarła rękawem swetra łzę, która delikatnie spływała po jej policzku. Oczywiście nie uszło to uwadze Wiktora. Miał ochotę przytulić ją do siebie, ale nie chciał jej przestraszyć.
— Przykro mi Maju.
— To mnie jest przykro, że cię w to wplątałam. Z drugiej jednak strony, gdyby nie ty, to nie wiem co by się teraz ze mną działo.
— Sama widzisz. Po prostu byłem w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie — uśmiechnął się do Mai i kciukiem otarł jej kolejną, spływającą po policzku łzę. -Zdarzało się to już wcześniej? — zapytał.
— Pewnie tak. Parę godzin wcześniej widziałam go na mieście, jak prowadząc służbowy samochód, trzymał rękę w majtkach innej dziewczyny i robił jej dobrze. Tak świetnie się bawili, że nawet mnie nie zauważył — Maja poprawiła się na sofie.
— Czy on cię bije? — Wiktor zadał to pytanie zaraz potem, jak tylko zauważył siniaka na jej ramieniu. Kiedy Maja usadowiła się wygodniej, pidżama zsunęła jej się z ramienia tak niefortunnie, że ślady z ostatniego pobicia ukazały się w całej swojej okazałości. Maja poprawiła ją i przykryła z powrotem ramię. Kiwnęła głową i spuściła ją najniżej jak się tylko dało. W tym momencie w Wiktorze zagrały takie emocje, że zaskoczyły jego samego. Usiadł tuż obok niej, odłożył jej pusty kieliszek na stolik i przytulił Maję do siebie tak mocno, że gdyby nie fakt, że zaczęła płakać, to pewnie by ją udusił. Trwali tak dobrą chwilę. Ona płakała w jego ramionach jak dziecko i nie mogła przestać. On starał się zebrać myśli. Rozważał wszelkie formy pomocy kobiecie, którą kochał i chciał, aby znowu była szczęśliwa i uśmiechnięta. Dla niej był gotów pojechać do swojego ojca, z którym nie utrzymywał kontaktu od wielu lat i prosić go o pomoc. Po dłuższej chwili szloch Mai ustąpił miejsca miarowemu oddechowi. Wiktor domyślił się, że kobieta, wtulona w niego, zasnęła. -Marzenia jednak się spełniają — pomyślał, uśmiechnął się do siebie i wziął ją na ręce. Była lekka jak piórko. Zaniósł ją do sypialni przeznaczonej dla gości, przykrył ciepłą, puchową kołdrą i wyszedł cicho z pokoju. Jego myśli wciąż krążyły wokół formy pomocy dla tej kobiety. Sprawa wyglądała na bardzo poważną i wymagała szczegółowego dopracowania i pomocy osób, które dobrze znają się na prawie. Co jak co, ale tych osób u Wiktora w rodzinie nie brakuje. Zarówno jego brat, jak i młodsza siostra prowadzą od lat swoje kancelarie, więc przynajmniej to miał z głowy. Mężczyzna posprzątał w kuchni i usiadł wygodnie przed kominkiem. Telefon wibrował mu w kieszeni już któryś raz. Wyjął go i zobaczył na wyświetlaczu uśmiechniętą buzię swojej siostry.
— Co tam? Jak przedstawienie?
— Cudowne. Musisz koniecznie je zobaczyć. A jak tam twoje sprawy braciszku?
— W porządku. Będzie dobrze Krysiu. Wszystko ci opowiem w swoim czasie. Dobranoc siostro.
— Śpij dobrze. Pa — powiedziała i rozłączyła połączenie.
Obie siostry Wiktora lubiły wiedzieć co u niego, jak się czuje i tak dalej. Zresztą jemu samemu w ogóle to nie przeszkadzało. Czasem wręcz go to bawiło. Druga z sióstr, Basia, była chirurgiem w szpitalu wojewódzkim i w związku z tym miała trochę mniej czasu na kontrolowanie życia swojego młodszego brata, ale on zawsze miał świadomość, że może liczyć na obie siostry w równym stopniu.
Po skończonej rozmowie z Krysią, Wiktor oddzwonił do majstra, kierownika budowy jego domu. Okazało się, że coś nie gra w projekcie. Obiecał zająć się tą sprawą z samego rana. Następnie wyłączył telefon i położył się na sofie. Długo jednak nie mógł zasnąć. Myśli w jego głowie były tak skłębione, jak włóczka, którą kot za długo poddawał zabawie. O piątej rano zadzwonił budzik. Mężczyzna zerwał się na równe nogi i zaklął w duchu. Był zły sam na siebie, że zapomniał wyłączyć ten cholerny alarm. Nagle przypomniał sobie, że za dwie godziny powinien być w pracy. Zadzwonił do korporacji i wziął urlop na żądanie. Akurat parzył kawę, kiedy Maja weszła do kuchni. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Oczy miała opuchnięte od płaczu. W dodatku smutne. Włosy rozmierzwione. Stanęła boso na zimnej posadzce i powiedziała dzień dobry. Wiktor odpowiedział uśmiechem i zaproponował jej kawę.
— Poproszę — odpowiedziała. Wygrzebała z torebki sporych rozmiarów kosmetyczkę i poszła do łazienki. Nie miała pojęcia jak się zachować. Obcy facet, a troszczył się o nią jak najlepszy mąż. Zwierzyła mu się, chociaż w ogóle nie miała w zwyczaju tego robić. Z jednej strony było jej wstyd, a z drugiej poczuła ogromną ulgę. Jakby ktoś zdjął z jej ramion ciężki, przytłaczający ją głaz, który dźwigała przez te wszystkie lata.
Doprowadziła się do porządku, ogarnęła łazienkę, wszystkie swoje rzeczy wrzuciła z powrotem do kosmetyczki i poszła do kuchni. Tam czekał na nią Wiktor. Uśmiechał się i patrzył na nią takim wzrokiem, jakby była najpiękniejszą istotą na ziemi.
— Ubrudziłam się? — zapytała speszona siadając naprzeciw niego.
— Nie. Przepraszam. Twoja kawa — podsunął jej kubek, na którym widniało jej imię? Maja pytająco popatrzyła na niego.
— Moja bratanica ma tak samo na imię jak ty. To jej kubek — wyjaśnił pośpiesznie.
— Rozumiem.
— Maju, ja wiem, że to dla ciebie trudny temat, ale musimy coś zacząć działać.
— Musimy? — zapytała, akcentując dwie ostatnie głoski.
— Chcę ci pomóc.
— Dlaczego?
— Dowiesz się w swoim czasie — powiedział i uśmiechnął się do niej szelmowsko. -Powinnaś być dzisiaj w pracy?
— Tak.
— Zadzwonisz i weźmiesz urlop na żądanie. Możesz?
— Chyba tak. Myślę, że nie powinno być problemu — Majka sięgnęła po telefon do torebki. Po włączeniu zaczął od razu wibrować. Przychodziło jedno powiadomienie po drugim.
— Mąż? — zapytał, widząc zakłopotanie kobiety.
— On też.
— Coś ważnego? Z pracy? — wciąż dopytywał.
— Nie. To mój przyjaciel, jeszcze z dzieciństwa. Wczoraj wyznał mi miłość.
— Ciężki dzień, co?
— No tak.
— Na razie się nim nie przejmuj. Zadzwoń do pracy, a nad resztą zastanowimy się przy śniadaniu — po tych słowach wstał i wyszedł do salonu. Sam miał do wykonania kilka telefonów. Zostawił Maję samą w kuchni, aby bez skrępowania mogła porozmawiać z przełożonym.
— Załatwione. Mam trzy dni wolnego.
— I świetnie. Teraz zajmiemy się twoim mężem, ale najpierw przygotuję śniadanie. Na co masz ochotę? Jajecznica czy…. jajecznica?
— Hmm, to ja poproszę jajecznicę.
— Wreszcie się uśmiechnęłaś.
— Tutaj łatwo zapomnieć o troskach i problemach.
— To prawda. Cisza i spokój.
— Może się powtórzę, ale nie wiem jak ci za to wszystko dziękować.
— A wiesz co? Chyba mam pewien pomysł, ale o tym trochę później. Najpierw twoje sprawy. Twój mąż dzwonił czy pisał? — zapytał i skinął głową w stronę jej telefonu.
— Napisał esemesa z zapytaniem, kiedy zamierzam wrócić do domu.
— Dlaczego od niego nie odejdziesz?
— Bo to nie jest takie proste.
— Zgłaszałaś te pobicia na policję? Założyli ci niebieską kartę?
— Nie. Karol jest komendantem policji, więc sam rozumiesz. Niewiele by to dało. Boję się od niego odejść. Kiedyś próbowałam. Skończyłam w szpitalu w stanie krytycznym. Straciłam wtedy dziecko.
— To skurwiel. Gdybym go dopadł w swoje ręce — stwierdził i popatrzył na Maję. Była przerażona. -Przepraszam. Obiecuję ci, że tym razem będzie inaczej. Odpisz mu, że będziesz jutro i że od tej pory będziesz się kontaktowała z nim wyłącznie przez swoich prawników.
— Wścieknie się i zabije nas oboje, jak się dowie, że mi pomagasz. A poza tym nie znam żadnego prawnika, który by nie siedział u niego w kieszeni.
— Ja znam. I to dwóch. Zaufaj mi Maju.
Kobieta popatrzyła na niego i lekko się uśmiechnęła. Nie była pewna czy był to odpowiedni moment, być może nawet było za wcześnie, ale zaczęła dostrzegać światełko w tunelu. Posłusznie napisała do Karola to, co zaproponowała jej Wiktor i czym prędzej wysłała wiadomość.
— Gotowe.
— Teraz zablokuj jego numer i dojedz spokojnie śniadanie. Ja muszę zadzwonić do brata.
Maja delektowała się wspólnie przygotowanym posiłkiem tak, jakby miałby być ostatnim w jej życiu. Potem pozmywała naczynia i zaczęła przeglądać pocztę, żeby zająć czymś myśli.
— W porządku? — zapytał wchodząc do kuchni.
— Tak. Chyba tak. Boję się reakcji Karola.
— Będzie dobrze. Rozmawiałem wstępnie z moim bratem. Zgodził się ci pomóc. Razem z moją siostrą. Musisz tylko chcieć i być zdecydowaną… — zawiesił swój głos.
— Wiktor, ty nic nie rozumiesz. Karol jest nieobliczalny. Powiedział mi, że jak go zostawię, to mnie zabije. Spali żywcem w moim rodzinnym domu, a sam się z tego wywinie. Nieraz mi powtarzał, że wszędzie ma swoich ludzi. Jak trzeba będzie, to tak spreparują dowody, że będzie to wyglądało na wypadek albo samobójstwo.
— Wtedy, kiedy straciłaś dziecko… — zapytał po chwili i dodał — szpital tego nie zgłosił?
— Chcieli to zrobić, ale ten potwór zmusił mnie do podpisania zeznań, w których jasno było napisane, że napadł mnie w domu jakiś złodziej. Potem dorwał jakiegoś ćpuna, który za kilka dawek przyznał się do wszystkiego co mu podsunęli podczas przesłuchania. Dostał zawiasy i po sprawie. Parę tygodni później ktoś znalazł go zaćpanego w rowie. Tyle.
Wiktor słuchał tego wszystkiego o czym mówiła przerażona kobieta i miał nieodparte wrażenie, że opowiada mu jakiś dramatyczny film z wątkiem kryminalnym. Albo na odwrót. Był tak skołowany, że ciężko było mu to stwierdzić. Wciąż miał jednak nadzieję, że cała ta sprawa zakończy się happy endem.
— Jeżeli dobrze rozumiem, to chcesz się od niego uwolnić, ale nie wiesz jak i się boisz? — zapytał cicho, nie chciał, aby ton jego głosu zdradził to, co czuł w danej chwili. Musiał być silny i chciał, żeby Maja czuła, że ma w nim oparcie.
— Tak — odpowiedziała równie cicho.
— Brat pytał — odchrząknął i kontynuował dalej — czy masz może jakichś świadków, którzy mogliby zeznawać w sądzie przeciwko Karolowi?
— Bezpośrednimi świadkami są moi sąsiedzi. Wszystko słyszeli i to oni wzywali policję. Ale po pierwsze to starsi ludzie, a po drugie pewnie będą się bali.
— Jest ktoś jeszcze?
— Marcin, mój przyjaciel.
— Ten, który wyznał ci miłość? — zapytał i od razu poczuł ukłucie zazdrości w okolicach żołądka. Maja skinęła głową, a po chwili powiedziała: — To on poznał mnie z Karolem. Potem cholernie tego żałował, ale było już za późno. Nieraz widział moje siniaki i wie co się dzieje w moim pożal się Boże małżeństwie. Wielokrotnie próbował mi pomóc, ale to tylko pogarszało sprawę. Ktoś groził jego żonie i ich dziecku. Prosiłam go wtedy, żeby odpuścił. Nie mógł narażać swojej rodziny. Karol jest zdolny posunąć się naprawdę daleko.
— Kochasz go? — zapytał mając na myśli Marcina.
— Kogo? Karola? Oczywiście, że nie. Jak można kochać takiego potwora?!
— Miałem na myśli twojego przyjaciela.
— Nie. Traktuję go jak brata. Nigdy nie dawałam mu żadnych powodów, żeby myślał inaczej. Nie wiem, skąd jego nagłe wyznanie — kobieta zaczęła się już denerwować tym całym przesłuchaniem. Wszystkie te wspomnienia były dla niej bardzo bolesne i wywoływały w niej uczucie lęku, bezsilności i braku poczucia bezpieczeństwa. Wiktor to zauważył i postanowił zmienić temat.
— Dobra. Resztą zajmie się moje rodzeństwo. Teraz czas na rewanż — powiedział uśmiechając się tajemniczo.
— Czyli? — zapytała nie bardzo rozumiejąc jego ostatnie słowa. Wciąż była myślami w domu, gdzie Karol kopie ją twardym trepem, a ona próbuje ochronić swój brzuch, w którym rosło nowe życie. Tak bardzo chciała mieć córeczkę.
— Maju, dobrze się czujesz? — te słowa kobieta usłyszała jak z oddali. Po paru sekundach wróciła do rzeczywistości, odpowiedziała na pytanie mężczyzny twierdząco i zapytała co ma robić. Wiktor podał jej szklankę wody, a potem streścił pokrótce swój plan działania, który dotyczył wizyty w biurze pani architekt.
— Dzień dobry pani Aniu. Wiem, że nie byliśmy umówieni, ale mam sprawę niecierpiącą zwłoki.
— Ależ panie Wiktorku. Jak miło pana widzieć. Pan nigdy nie musi się umawiać. No chyba, że na randkę ze mną — powiedziała młoda, atrakcyjna kobieta, trzepocząc wachlarzami sztucznych rzęs i dodała: — Co pana do mnie sprowadza o tak wczesnej porze.
— Pilna sprawa pani Aniu. Potrzebuję kilku bardzo ważnych zmian w projekcie mojego domu. Oczywiście w miarę możliwości. Pewne prace są już poczynione, ale najpierw chciałbym pani kogoś przedstawić, jeśli pani pozwoli — po tych słowach Wiktor wyszedł z biura, by po chwili wrócić z Mają, która wyglądała zjawiskowo. Z szafy bratanicy Wiktora wygrzebali najładniejszą sukienkę, jaka pasowała Majce. Odpowiednia fryzura i makijaż dopełniły całości.
— Przedstawiam pani swoją przyszłą żonę, Maję.
— Anna Budzyńska, bardzo mi miło — powiedziała zmuszając się do sztucznego uśmiechu i podała swojej rywalce spoconą dłoń. -Teraz rozumiem cel pana wizyty — dodała chłodnym tonem, patrząc wciąż na Majkę.
— Dokładnie. Nasz dom ma być większy, dużo większy i przede wszystkim wygodny. Sama pani rozumie — po tych słowach Wiktor zbliżył się do ukochanej, przytulił ją czule i patrzył na nią takim wzrokiem, jakby nic ani nikt w tym momencie się nie liczył. Pani architekt zrobiło się przykro i poczuła ogromną zazdrość, że to nie ona jest na miejscu tej kobiety. Szybko jednak odzyskała rezon i wróciła do rzeczywistości. Odchrząknęła i powiedziała, że poprawi projekt wedle życzenia. Musi tylko skontaktować się z wykonawcą, pojechać na plac budowy i zaraz potem bierze się do pracy. Z jej strony pożegnanie z Wiktorem nie było już tak entuzjastyczne jak powitanie. On sam jednak był tak samo uprzejmy jak na początku wizyty i cholernie bawiła go ta cała sytuacja. Nawet Maja wyszła stamtąd uśmiechnięta, zapominając o swoich zmartwieniach.
— Zupełnie nie rozumiem, po co ta cała szopka? Przecież to bardzo miła kobieta i w dodatku bardzo ładna — powiedziała zapinając pas bezpieczeństwa.
— Ona zupełnie nie jest w moim typie. Dawałem jej wiele razy do zrozumienia, że nie jestem zainteresowany, ale pani Ania pozostawała głucha na moje słowa. Zresztą to bez znaczenia. Nie przepadam za kobietami, które mi się narzucają. Wracamy do domu. Musimy wpaść do kancelarii mojego brata.
Droga z Bieszczad upłynęła im wyjątkowo dobrze i sprawnie. Maja opowiadała Wiktorowi coraz więcej o swoim życiu, o przyjaźni z Marcinem i śmierci ich najlepszej przyjaciółki, która w wieku siedemnastu lat skoczyła z wieżowca tuż po tym, jak chłopak zdradził ją z jej własną siostrą.
— Wybrała najgorsze z rozwiązań — skomentował jej słuchacz i wcisnął nagle hamulec, bo jakiś cymbał jadący przed nim nie włączył kierunkowskazu. -W porządku? — zapytał po chwili z troską. Maja poprawiła pas, który w momencie nagłego hamowania wbił jej się między piersi. -Przepraszam.
— Daj spokój. To nie twoja wina. Kierowcy w tym kraju nie jeżdżą zbyt dobrze.
— Ale wracając do naszego tematu. Ta wasza przyjaciółka…
— Hania.
— Hania — powtórzył — Nie próbowała z wami porozmawiać o tym co się stało? Nie szukała u was pomocy? — dopytywał mężczyzna.
— Nie zdążyła. To musiał być impuls, bo wszystko wydarzyło się w przeciągu dwudziestu minut. Nakryła ich we własnym pokoju i nawet nie czekała na wyjaśnienia, tylko od razu pobiegła na dach. Zanim tamci się ubrali i za nią pobiegli, było po wszystkim.
— Przecież zawsze jest jakieś wyjście. Trzeba tylko na chłodno poszukać jakiegoś rozwiązania. Trzeba rozmawiać z najbliższymi, z przyjaciółmi. Dobrze mówię? — zapytał i na moment odwrócił wzrok w stronę ukochanej.
— Sama nie wiem. Też czasem miałam takie myśli. Ale chyba jestem tchórzem i …sama nie wiem. A ty przypadkiem nie skończyłeś psychologii? — zapytała z uśmiechem.
— Nie — odpowiedział sucho, bo jego myśli krążyły właśnie zupełnie gdzie indziej. Nie wyobrażał sobie nie spotkać Mai, nie móc jej kochać i z nią nie rozmawiać. -I dobrze, że jest tchórzem -pomyślał przekornie.
Później Wiktor opowiadał o swoim dzieciństwie, o czasach w liceum i nieco późniejszym okresie. Okresie buntu i chęci życia na własny rachunek. Jego ojciec koniecznie widział go na studiach. Znalazł mu też „odpowiednią” kobietę, ale Wiktor wszystko to odrzucił. Wyjechał do Austrii. Tam imał się różnych zawodów, aż w końcu poznał jednego Czecha, który akurat rozkręcał swój biznes. Wziął Wiktora do spółki i już po roku mieli tyle forsy, że mogli na niej spać. Pociągnęli firmę jeszcze kilka dobrych i owocnych lat. Potem Peter się ożenił z piękną Włoszką i postanowił zamieszkać z nią w jej rodzinnym mieście. Sprzedali więc firmę za krocie. Podzielili się kasą i Wiktor wrócił do kraju.
— Żadnych kobiet w tej historii? — zapytała Maja, dyskretnie zerkając w jego stronę.
— Była jedna, ale… — zawiesił swój głos i nie wiedział, jak ma Majce o niej opowiedzieć. Nigdy nikomu wcześniej o niej nie mówił. Nawet swoim troskliwym siostrom.
— Rozumiem. Nie mów — odpowiedziała zawstydzona.
— Dziękuję. Może kiedyś. A teraz powiedz mi, czy masz gdzie się zatrzymać. No bo chyba nie wrócisz na razie do domu?
— Nie. Wynajmę hotel pod miastem. Muszę też spotkać się z Marcinem, bo inaczej nie da mi żyć. Chcę z nim sobie wszystko wyjaśnić i dać mu jasno do zrozumienia, że nic z tego nie będzie. Nie chcę, żeby niepotrzebnie robił sobie nadzieję i w dodatku krzywdził swoją rodzinę. Muszę też pojechać do domu po kilka rzeczy.
— O nie! Na to nie mogę się zgodzić. Chyba, że pójdę tam razem z tobą — powiedział stanowczo i znacznie przyspieszył wjeżdżając na autostradę.
— Dam radę. Pójdę tam tylko wtedy, kiedy będę miała pewność, że nie ma go w domu. A jeśli cię to uspokoi, to mogę tam pójść z Marcinem. On zna Karola, więc będzie lepiej, niż gdybym weszła do domu z kimś, kogo on nie zna.
— Ufasz mu? — zapytał, ale wcale nie czuł się uspokojony. Wręcz przeciwnie.
— Marcinowi? Tak. Nigdy mnie nie zawiódł.
— I będzie w stanie cię obronić w razie czego?
— Tak — powiedziała i zapytała, dlaczego tyle dla niej robi, dlaczego jej pomaga i dlaczego tak się o nią troszczy.
— Wow, ale dużo pytań naraz — odparł rozbawiony. Nie chciał jednak na tym etapie ich znajomości zdradzać swoich uczuć. Szukał w swojej głowie jakiejś wymijającej odpowiedzi. -Może lubię pomagać innym, a może jestem twoim aniołem stróżem? — Bardziej zapytał niż odpowiedział. Maja jednak nie skomentowała jego słów.
Około siedemnastej parkowali przed kancelarią „Krukowski i spółka”. Pan Krystian, właściciel kancelarii, a prywatnie straszy brat Wiktora, od razu przyjął ich w swoim gabinecie. Nawet, gdyby Maja wcześniej nie wiedziała, że mężczyźni są braćmi, to od razu by się zorientowała, że tak właśnie jest. Byli podobni do siebie jak dwie krople wody. Te same ruchy i nawet tak samo mówili. Jedyną widoczną różnicą wśród nich, był wiek.
Prawnik, po wymianie uprzejmości i komplementów, od razu przeszedł do sedna sprawy. Na samym początku uprzedził swoją klientkę, że to nie będzie łatwa rozmowa. Musiał bowiem znać najdrobniejsze szczegóły z jej życia, które ona za wszelką cenę tak starała się ukryć przed światem. Wiktor cały czas był przy rozmowie. Dopiero, kiedy jego ukochana zaczęła opowiadać, jak jej mąż gwałcił ją lufą odbezpieczonego pistoletu, nie wytrzymał i ze łzami w oczach, w pośpiechu opuścił gabinet brata. Usiadł na pierwszym lepszym krześle i poluźnił guzik w swojej ulubionej koszuli. Wciąż chciał przetrawić to co przed chwilą usłyszał, ale jego rozum nie mógł w ogóle tego pojąć. Pierwszy raz do jego uszu dobiegła tak okrutna informacja i kompletnie nie mógł sobie z tym poradzić. Dlaczego spotkało to jego ukochaną? Dlaczego w ogóle coś tak potwornego spotyka kogokolwiek na tym świecie? Czy są jeszcze inne kobiety, które ktoś traktuje w ten sposób? Dlaczego się o tym głośno nie mówi? — te pytania huczały w jego głowie. Ktoś podał mu szklankę wody. Wiktor wypił ją jednym haustem i odstawił szklankę na stolik stojący tuż obok krzesła, na którym usiadł. Do głowy przychodził mu tylko jeden pomysł, którego realizacja mogłaby pomóc Mai w uwolnieniu się od tego potwora. Musiał tylko pogodzić się z własnym ojcem. Dla nie był w stanie to zrobić.
Około dwudziestej, po wspólnie zjedzonej kolacji, Wiktor odwiózł Maję do wcześniej wynajętego hotelu.
— Na pewno sobie poradzisz? — zapytał zmartwiony. Najchętniej zostałby z nią tutaj i pilnując jej, nie zmrużył oczu.
— Tak. Dam sobie radę. Dziękuję ci za wszystko — odpowiedziała zmęczona. Trochę bała się zostać sama, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Już i tak mocno nadwyrężyła uprzejmość tego mężczyzny.
— Nie ma za co. Uważaj na siebie — powiedział, odwrócił się i poszedł w kierunku windy. Maja czym prędzej zamknęła drzwi na klucz i opuściła żaluzje w oknach. Wzięła bardzo gorący prysznic, założyła szlafrok i opadła na wielkie łoże tak zmęczona, że nie miała siły ruszyć nawet najmniejszym palcem u stopy. Jedna myśl wciąż nie dawała jej spokoju. Odkąd wyszła od prawnika, zastanawiała się, jak Karol na to wszystko zareaguje i jaki ta cała sprawa będzie mieć finał. Wiedziała, do czego jest zdolny jej mąż, ale kiedy dowie się zarówno o sprawie rozwodowej jak i karnej, to nawet ona nie była w stanie przewidzieć, co ten tyran może zrobić. Miała bardzo złe przeczucie. Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Wszystkie jej mięśnie napięły się do granic wytrzymałości. Wstrzymała oddech i oczekiwała co będzie dalej. Po chwili usłyszała ponowne pukanie.
— Maju, to ja -usłyszała zza drzwi głos Wiktora. Dopiero wtedy wypuściła powietrze z płuc i poczuła, jak schodzi z niej całe poczucie strachu. Pośpiesznie wstała z łóżka i pobiegła w stronę drzwi, by czym prędzej je otworzyć.
— Przestraszyłem cię? — zapytał widząc jej wyraz twarzy. Maja lekko skinęła głową.
— Przepraszam. Mogłem najpierw zadzwonić.
— Coś się stało? — wydusiła wreszcie z siebie kilka słów.
— Tak. To znaczy nie — wybełkotał zakłopotany. Zapomniałaś ładowarki i pomyślałem, że może ci się przydać.
— Dziękuję — powiedziała, odbierając od niego przedmiot. W tym momencie ręka Wiktora delikatnie musnęła jej palce, co nie uszło uwadze ich obojgu. Mężczyzna popatrzył na nią z takim pożądaniem, że nie wiedziała, gdzie uciec wzrokiem. Z mokrymi włosami i w przydużym, hotelowym szlafroku, w dodatku na bosaka wyglądała dla niego tak ponętnie, że nie mógł już dłużej powstrzymywać swoich żądzy. Zrobił dwa kroki w jej stronę, zamknął za sobą drzwi i zaczął ją całować. Jego gorące i pełne usta nie mogły nasycić się pocałunkami składanymi na jej drobnych wargach, jego silne, męskie ręce pieściły jej delikatną szyję. W jednej chwili Wiktor zmienił się z troskliwego i opiekuńczego mężczyzny w wytrawnego kochanka, który doskonale wie, czego chce od kobiety, której pożąda i chce jej dać z siebie wszystko to, co najlepsze. Chciał, żeby Maja zapamiętała tę chwilę na bardzo długo i chciał, żeby za każdym razem, kiedy jej się o tym przypomni, była mokra, podniecona i wciąż chciała więcej. Pod naporem Wiktora, kobieta przywarła do ściany całym swoim drobnym ciałem i oddawała każdy pocałunek, jaki on składał na jej ustach. W pewnym momencie ich spojrzenia się spotkały.
— W porządku? — zapytał szeptem, a jego oddech był już znacznie przyspieszony. Przytaknęła lekko głową i widząc w jego oczach dziką żądzę, zaczęła rozpinać guziki w jego koszuli. Wiktor objął ją w pasie, podniósł lekko w górę i posadził na komodzie stojącej tuż obok. Rozchylił poły szlafroka i natychmiast wpił się w jej lewą, jędrną i kształtną pierś. Maja cicho jęknęła. Było jej cudownie. Dawno nie czuła się taka kobieca i taka pożądana. Zdjęła koszulę z ramion Wiktora i rzuciła ją niedbale na podłogę. Jego ręce pieściły właśnie jej kształtne pośladki, a język drażnił jej prawy sutek do granic wytrzymałości. Ich oddechy były teraz bardzo przyspieszone, nie mogli się sobą nasycić. -Tak bardzo cię pragnę, że nie mogę ci tego opisać słowami — wyszeptał.
— To mi pokaż — powiedziała, patrząc mu prosto w oczy. Zaczęła rozpinać pasek w jego spodniach. Potem guzik i rozporek. Spodnie zsunęły się z jego bioder i Maja odkryła, że Wiktor nie nosi bielizny. Zawsze ją to podniecało. Wydawało jej się to takie odważne i męskie. Spuściła swój wzrok w dół i zauważyła, że Wiktor jest już gotowy, by w nią wejść. Rozchyliła nogi, objęła nimi jego biodra i przylgnęła do niego całym swoim ciałem. Mężczyzna jednym ruchem wszedł w nią i zaczął powoli poruszać się w tę i z powrotem. -Czekałem na tę chwilę całe swoje życie. Kocham cię Maju. Kocham cię od zawsze — powiedział i przytulił ją jeszcze mocniej do siebie. Maja nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo czuła, że za chwilę nastąpi ten właśnie moment, który sprawi, że będzie najszczęśliwszą kobietą na ziemi, a jej ciałem wstrząsną dreszcze, które cyklicznie będą się jeszcze powtarzać przez dobrych kilka chwil. Wiktor miał orgazm w tym samym momencie, co jego ukochana i pragnął, żeby ta chwila trwała wiecznie.
— Chyba jestem w raju — powiedział leżąc obok niej i przytulając ją mocno do siebie.
— I chyba zabrałeś mnie tam ze sobą — wyszeptała i pocałowała go czule w usta.
Nazajutrz Maja obudziła się w wyjątkowym nastroju. Była w łóżku sama.
— Wiktor! — zawołała, ale odpowiedziała jej tylko cisza. Zdziwiło ją to. Pomyślała, że to niemożliwe, żeby wyszedł bez słowa pożegnania. Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek telefonu.
— Halo — powiedziała lekko zachrypniętym głosem.
— Dzień dobry Maju. Obudziłem cię?
— Nie. Czy ty byłeś u mnie dzisiaj w nocy? — zapytała zamyślona, zakładając szlafrok, na swoje drobne, zziębnięte i nagie ciało.
— Nie. Dlaczego pytasz? — spytał zdziwiony.
— Tak tylko. Miałam sen. Stąd moje pytanie. Zresztą nieważne — mówiła zakłopotana, a Wiktor miał w związku z tym niezły ubaw.
— Koniecznie musisz mi opowiedzieć ten sen — stwierdził rozbawiony.
— Może kiedyś.
— Ok. Dzwonię, żeby jeszcze raz ci powiedzieć, że masz na siebie uważać. Proszę.
— Dobrze. Obiecuję.
— Chciałbym móc ci towarzyszyć, ale muszę załatwić jedną, bardzo ważną sprawę, która nie może czekać.
— Rozumiem. Przecież nie musisz mi się tłumaczyć.
— Ale chcę. Jak ci się spało? — zapytał zmieniając temat.
— W porządku. Bezpiecznie — odpowiedziała uśmiechając się w duchu na samo wspomnienie swojego wspaniałego snu. Zwykle tuż po przebudzeniu nie pamiętała co jej się śniło, ale tym razem było inaczej.
— Dobrze. Zadzwonię do ciebie później. Mogę? — zapytał.
— Tak. Będę czekać i będę na siebie uważać.
— I proszę cię jeszcze o jedno. Umów się z Marcinem gdzieś na mieście. Nie chcę, żeby doprowadził twojego męża do hotelu. To może być niebezpieczne. I jak pójdziesz do domu po rzeczy, to proszę cię, upewnij się, że tego drania nie ma w domu.
— Dobrze. Tak zrobię. Do usłyszenia później. Pa.
— Pa Maju — powiedział i wcisnął czerwony guzik w swoim telefonie.
Maja umówiła się z Marcinem w kawiarni na rynku. Jeszcze nie do końca wiedziała, jak zareaguje na jego widok, ale jednego była pewna. Musi dać mu jasno do zrozumienia, że nie kocha go tak jak kobieta kocha mężczyznę, ale jak siostra kocha brata.
— Cześć Maja — powiedział Marcin stojąc przy stoliku elegancko ubrany, spryskany czarnym adidasem. Majka uwielbiała ten zapach, a on jako jej wieloletni przyjaciel, doskonale o tym wiedział. Nawet jego narzeczona Basia nie miała pojęcia, dlaczego jej facet używa perfum, które dawno już wyszły z mody.
Marcin w ręku trzymał bukiecik konwalii. Ulubione kwiatki przyjaciółki. Przez chwilę zastanawiała się nawet, skąd Marcin wytrzasnął konwalie o tej porze roku, ale szybko wróciła do rzeczywistości. Przywitała się z nim, przyjęła bukiecik i zaproponowała, aby usiadł naprzeciw niej.
— Powiesz mi wreszcie co się stało? — zapytał zdenerwowany. Majka opowiedziała mu wszystko ze szczegółami. Z każdym wypowiadanym przez nią słowem, w Marcinie wzbierało się tyle złości i agresji, że gdyby teraz Karol pojawił mu się w polu widzenia, od razu obiłby mu gębę.
— A co u ciebie i Basi? — zapytała zmieniając temat.
— Wróciła. Tym razem to ona przepraszała.
— Mówiłam ci, że wszystko się ułoży.
— Maja, ja nie żartowałem, kiedy wyznałem ci miłość — powiedział prosto z mostu, siadając na krześle tuż obok niej.
— Wiem Marcin. Ale ja nigdy nie czułam do ciebie tego, co…, no wiesz…. Nie kocham cię jak kobieta kocha faceta. Kocham cię jak brata — wydusiła wreszcie słowa, których wypowiedzenie sprawiało jej ból. Miała jednak świadomość, że musiały paść.
— Wiem — odpowiedział smutno i dodał cichym tonem: -Nie możesz mi jednak zabronić cię kochać. Obiecuję, że nasze relacje nie popsują się z powodu moich uczuć i wciąż możesz na mnie liczyć. Chciałem tylko, żebyś o tym wiedziała.
— Dziękuję, że mi to wszystko mówisz. I cieszę się, że wciąż chcesz jeszcze ze mną rozmawiać.
— Jestem twoim przyjacielem na zawsze. Nigdy o tym nie zapominaj. Proszę. Maju, gdyby coś mi się stało, to chcę, żebyś wiedziała, że całe swoje życie kochałem tylko ciebie.
— Nawet tak nie mów — powiedziała dotykając jego dłoni. Dla niego był to wyjątkowy gest. Od razu pomyślał, że może jest jeszcze nadzieja. Maja uśmiechnęła się do niego. Przez chwilę milczeli, delektując się każdy swoją kawą.
— Masz może chwilkę, żeby podjechać ze mną do domu po kilka rzeczy? Karola nie będzie, ale czułabym się pewniej, gdybyś tam ze mną był.
— Jasne. Przecież wiesz.
— Dziękuję. To co? Zbieramy się?
Majka miała rację. W domu nie było nikogo. Był wysprzątany, wręcz sterylny. Cuchnęło w nim chlorem i było bardzo zimno. Pewnie Karol odprawił pana Kazia z kwitkiem i ogrzewanie wciąż nie działało. Jej mężowi zawsze było gorąco.
— Co tu tak zimno? — zapytał Marcin zapinając kurtkę po samą szyję.
— Coś się zepsuło — stwierdziła, dotykając jednego z kaloryferów w holu.
— Dobra, bierz te rzeczy i spadamy stąd. Ten smród i ziąb nie zwiastują niczego dobrego.
Maja bez słowa poszła na górę, żeby zabrać z garderoby ubrania, które będą jej potrzebne na kilka dni. Wyjęła z komody niewielką torbę i położyła ją na idealnie zasłanym łóżku. Potem poszła do pomieszczenia obok, w którym trzymała ubrania, buty i bieliznę. Wzięła kilka rzeczy z brzegu i wróciła do sypialni. Włożyła wszystko niedbale do torby i już miała wyjść z pokoju, kiedy usłyszała na dole męskie głosy. Uchyliła lekko drzwi i usłyszała kłótnię Karola z Marcinem. Nagle padł strzał. Zaraz potem drugi. Kobieta domyśliła się, że tym który został postrzelony był jej przyjaciel, a to oznaczało, że Karol prędzej czy później ją dopadnie. To była tylko kwestia czasu. Kiedy to do niej wreszcie dotarło i ocknęła się z pętli myśli, zamknęła drzwi na klucz i chciała zadzwonić po pomoc. Uzmysłowiła sobie jednak, że zostawiła telefon w torebce, na dole w kuchni. -Cholera, nie jest dobrze -pomyślała. Próbowała otworzyć okno, żeby przez nie wyskoczyć, ale nie dało się go otworzyć. Mimo szarpania ani drgnęło. Nagle usłyszała za sobą huk. Karol wpadł do środka razem z drzwiami. Maja jeszcze próbowała otworzyć okno. Chciała się ratować za wszelką cenę. Nawet gdyby podczas skoku miała się połamać, to i tak byłoby to lepsze niż jego zemsta.
— Co? Nie da się otworzyć? — usłyszała tuż za plecami głos męża. Odwróciła się powoli w jego stronę i oniemiała. Stał zaledwie metr od niej, z pistoletem wycelowanym prosto w jej twarz.
— Gdzie byłaś? — wysyczał ciężko dysząc. Maja doskonale znała ten ton. -Bo to, że z nim, to już wiem. Od dawna cię podejrzewałem o romans z Marcinem. Na szczęście mamy to już z głowy — powiedział i skinął głowę w stronę parteru. -Łatwo poszło — dodał z szyderczym uśmiechem na twarzy. Maja była przerażona. Rozglądała się po pokoju za czymś, czym mogłaby walnąć go w głowę, ale nic z rzeczy ustawionych na komodach się do tego nie nadawało. -Nie zabiję cię. Jeszcze nie teraz — wysyczał przez zaciśnięte zęby i włożył pistolet z powrotem do kabury. Majka chciała wykorzystać moment nieuwagi Karola i ruszyła w stronę drzwi, ale on był szybszy. Złapał ją za włosy i z całej siły uderzył jej głową o posadzkę. Kobieta poczuła ogromny ból w skroni. -Powiesz wreszcie, gdzie byłaś i co robiłaś?! — wykrzyczał jej do ucha. Kiedy jednak nie usłyszał odpowiedzi, zerwał z niej bluzkę, potem spodnie i bieliznę. Zgwałcił ją kilkakrotnie, a kiedy widział, że jego żona broni się resztkami sił, zaczął pięściami okładać jej twarz. Potem kopał ją z całej siły po całym ciele bełkocząc jakieś dziwne słowa, które dolatywały do jej uszu z coraz dalszej odległości. Karol przestał maltretować swoją ofiarę dopiero w momencie, kiedy Majka przestała się ruszać, a z jej nosa i ucha poleciała krew. -A teraz powiem ci jak było! — wykrzyczał zdyszany. -To Marcin doprowadził cię do takiego stanu, bo chciałaś zakończyć z nim ten cholerny romans, a kiedy chciał uciec, wszedłem do domu i w obronie własnej strzeliłem do niego. Zaraz zadzwonię po swoich. Dopasują ten burdel do mojej wersji i po sprawie — po tych słowach splunął na jej zakrwawioną twarz i wyszedł z sypialni.
Wiktor, mimo załatwiania swoich spraw, myślami wciąż był przy Mai. Niczego nieświadomy odebrał telefon od swojej siostry.
— Wiktorze, gdzie jesteś?
— Wpadłem do knajpy coś zjeść. A co?
— Przyjedź szybko do mnie do szpitala.
— Co się stało? — zapytał zdenerwowany.
— Maja. Wydaje mi się, że to ona — powiedziała pełna powagi, ale i współczucia. Wiedziała bowiem, co jej brat czuje do tej kobiety. Pokazywał jej nieraz zdjęcia swojej ukochanej, które zrobił jej ukradkiem. A kiedy o niej mówił, był tak rozanielony, jak dziecko, które opowiada o swojej wymarzonej zabawce.
— Jesteś pewna?
— Nie do końca. Ta kobieta jest w krytycznym stanie, a jej twarz jest zmasakrowana. Jej imię jednak jest dość rzadkie i ma takie same włosy, więc…
— Zaraz będę — powiedział nie pozwalając dokończyć swojej siostrze zdania. Miał dziwne przeczucie, że pacjentką, o której mówiła jego siostra, jest Maja. Miał jednak nadzieję, że to nie ona. Wybiegając z baru próbował dodzwonić się do ukochanej, ale wciąż włączała się poczta. Jadąc do szpitala, złamał chyba wszystkie możliwe przepisy, ale w ogóle go to nie obchodziło. Chciał teraz jak najszybciej znaleźć się przy kobiecie, którą kochał całym sobą.
— Gdzie ona jest? — wykrzyczał na cały hol.
— Uspokój się! — krzyknęła Basia, jego siostra. -W ten sposób jej nie pomożesz. Czy ona ma na nazwisko Kuczera? — zapytała, a Wiktor tylko potwierdził skinieniem głowy i opadł na krzesło. Jeszcze raz, ale tym razem spokojniej zapytał, gdzie jest Maja. Basia usiadła obok niego, poinformowała go najdelikatniej jak tylko potrafiła, że jest właśnie operowana. Na razie tylko tyle mogła mu przekazać. To i tak dla niego za dużo. Był w fatalnym stanie.
— Co jej się stało? Dlaczego ją operują? — zapytał ze łzami w oczach. Ostatni raz widziała płaczącego brata na pogrzebie ich mamy. Dawno, bardzo dawno temu.
— Miała krwotok wewnętrzny. Została brutalnie pobita.
— Gdzie? Kto to zrobił? — zapytał, chociaż i tak znał odpowiedzi. Dlatego nie czekając dodał: -Przecież miała iść do domu ze swoim przyjacielem. Prosiłem ją o to. Kurwa, nigdy sobie tego nie daruję, że nie poszedłem tam razem z nią. Nigdy! Rozumiesz?!
— Wiktor, to nie jest twoja wina. Nawet nie wolno ci tak myśleć.
— Po co ja ją w ogóle tam puściłem?!
— Wiktor. Maja ma swoje życie. Nie jesteś jej mężem. Nie możesz jej niczego zabraniać, nakazywać ani mówić co ma robić. Rozumiesz? To, że jesteś w niej zakochany… — nie zdążyła dokończyć zdania, bo usłyszała przez megafon, że jest potrzebna na sali operacyjnej. -Muszę iść. Wzywają mnie. Poczekaj na mnie w dyżurce. Operacja Mai potrwa jeszcze kilka godzin.
Wiktor bez słowa wstał i poszedł za Basią. Kątem oka zauważył policjanta czekającego na korytarzu.
— Dzień dobry. Komisarz Zbigniew Kajak. Możemy chwilę porozmawiać?
— W jakiej sprawie? — zapytała siostra Wiktora.
— Przywieziono tutaj panią Maję Kuczera. Wiktor słysząc imię Mai, stanął jak wryty, ale zaraz potem odzyskał przytomność umysłu i zapytał policjanta, czy już złapali jej męża.
— Dlaczego sugeruje pan, że to on pobił swoją żonę? Skąd pewność, że to właśnie on jest sprawcą? I kim pan w ogóle jest? — zapytał notując coś w swoim notesie.
— Nikt. To tylko mój brat. Pan wybaczy, ale w tej chwili nie możemy zbyt wiele powiedzieć. Ta kobieta jest aktualnie operowana. Potem będzie pewnie wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej. O ile w ogóle przeżyje — dodała po cichu tak, żeby Wiktor nie słyszał. — A teraz przepraszam, ale nie mam więcej czasu — pożegnała się i poleciła pielęgniarce, żeby podała jej bratu coś na uspokojenie i poszła przygotować się do operacji.
Wiktor obudził się po siedemnastej. Otępienie po zażyciu silnych tabletek sprawiło, że tuż po przebudzeniu musiał sobie przypomnieć, gdzie się znajduje. Do tego ten potworny ból głowy, który rozsadzał jego skronie od środka.
— Jak się czujesz? — usłyszał głos siostry tuż za plecami. Odwrócił się w jej stronę. Siedziała przy biurku i wypełniała jakieś papiery.
— Dam radę. Co z Mają?
— Straciła mnóstwo krwi, ale jesteśmy dobrej myśli. Operacja się udała, ale nadal nie jest dobrze. Wprowadzono ją w stan śpiączki.
— Chcę ją zobaczyć — powiedział, wygrzebując się spod koca.
— Zaraz. Najpierw powiesz mi, na jakiej podstawie oskarżasz o to wszystko jej męża? — zapytała zdejmując okulary z nosa.
— Spędziłem z nią prawie dwa dni. Wszystko mi opowiedziała. O tym jak ją ten skurwiel traktuje. Jak ją bił, jak straciła przez to dziecko i o tym, jak groził jej śmiercią.
Pani doktor nie mogła uwierzyć w to co słyszy. -To dlatego nie pokazał się tutaj do tej pory.
— Ją trzeba chronić przed tym człowiekiem — stwierdził podnosząc głos.
— Wiktor, ale to on zadzwonił po pomoc. Twierdził, że wszedł do domu, w którym jakiś mężczyzna znęcał się nad jego żoną i próbował też zaatakować jego. Podobno w obronie własnej strzelił do tego człowieka i wezwał pomoc.
— Łże jak pies. Jest gliną i wie, jak manipulować ludźmi. Wie, jak tuszować ślady. Co z tym postrzelonym? Czy ma na imię Marcin? — pytał coraz bardziej zdenerwowany.
— Wiesz, że nie powinnam ci udzielać takich informacji.
— Daj spokój! — Wiktor parsknął i dodał: -Co z nim?
— Walczą o jego życie. Stan krytyczny. I tak. Ma na imię Marcin, ale nic więcej ci nie powiem.
— To przyjaciel Mai. Znają się od przedszkola. Poszedł z nią do domu, bo chciała zabrać stamtąd kilka rzeczy. Miał ją chronić — kiedy skończył mówić, łzy znowu popłynęły po jego twarzy.
— Dlaczego go nie zostawiła? W sensie tego męża? — zapytała wsypując kawę do kubka z napisem „Cuda się zdarzają”.
— Mówiła mi, że to nie jest takie proste. Jej mąż jest komendantem policji. Trzyma w garści połowę miasta, a jej samej wielokrotnie groził śmiercią.
— Napij się kawy. Dobrze ci to zrobi — powiedziała podając bratu kubek aromatycznej kawy z mlekiem. Wiktor przeczytał napis widniejący na błękitnym tle przypominającym chmury na niebie w pogodny dzień i pomyślał, że to dobry znak. -Dokończę tę papierologię i zaprowadzę cię do Mai. Pięć minut. Mężczyzna pił parujący wciąż napój, ale myślami był zupełnie gdzie indziej. Chciał być przy swojej miłości i trzymać ją za rękę. Chciał patrzeć na nią i mówić jej o swoich uczuciach. Nie mógł doczekać się, kiedy wreszcie ją zobaczy. To było chyba najdłuższe pięć minut w jego życiu.
Maja leżała na wznak w wielkim łóżku, przykryta kołdrą w kolorze soczystej zieleni. Była taka drobna. Taka bezbronna. Została podłączona do aparatury monitorującej jej funkcje życiowe. Jej piękną twarz pokrywały siniaki i krwiaki. Prawe oko było tak napuchnięte, że nie było widać rzęs. Wiktorowi na jej widok pękło serce. Chciał wziąć ją w ramiona i mocno przytulić do siebie. Chciał usłyszeć jej głos i zobaczyć jej uśmiech. Niestety, zamiast tego było cicho, a blask małej lampki stojącej na biurku, przy którym siedziała pielęgniarka dyżurująca, ledwo oświetlał jej miejsce pracy. Basia poinformowała go, że ma góra dziesięć minut i poszła do swoich obowiązków. Jedyne na co mógł sobie teraz pozwolić, to dotknięcie drobnej dłoni Mai, w którą wbita była igła, przez którą sączył się jakiś płyn z kroplówki, zawieszonej z lewej strony łóżka. Wiktor usiadł na krześle ustawionym pomiędzy łóżkami i nie wypuszczając dłoni ukochanej, przysunął ją sobie do ust i delikatnie pocałował. Łzy same płynęły z jego oczu. Czuł się podle. Wciąż obwiniał się o to, że pozwolił jej iść do domu i naraził jej życie. Dlaczego nie upierał się przy swoim i nie poszedł tam razem z nią. Po raz pierwszy od kilkunastu lat zaczął się modlić. Prosił Boga o cud. O to, aby Maja wróciła do zdrowia. O to, aby resztę życia mogli spędzić razem, w szczęściu, zdrowiu i miłości. -Boże, przecież ona ma takie plany. Chce pomagać dzieciom. Chce chronić ich życie. Dać im miłość, opiekę i szczęście. Chce, aby te małe, cudowne istoty odzyskały wiarę w ludzi i nadzieję na lepsze jutro. Nie możesz mi jej zabrać. Ojcze, proszę cię! W tym momencie pielęgniarka stanęła po przeciwnej stronie łóżka i dała mu znak, że czas jego wizyty dobiegł końca. Wiktor wstał z krzesła, nachylił się nad Mają, ucałował jej mokre od potu i posiniaczone czoło i bez słowa wyszedł na korytarz. Po drodze minął go jakiś mężczyzna. Wydał się Wiktorowi dziwnie znajomy. Nagle go olśniło. To był przecież mąż Mai. Zanim jednak to do niego dotarło, Karol był już przy łóżku swojej żony.
— On nie powinien się do niej zbliżać — prawie wykrzyczał do policjanta, z którym już wcześniej miał przyjemność wymienić parę zdań. Zdenerwowany próbował się wyplątać z jednorazowego fartucha, który kazano mu włożyć przed wejściem na OIOM.
— Przede wszystkim proszę się uspokoić. Kim pan jest? Na jakiej podstawie wysnuwa pan taki wniosek?
— Ten jej pożal się Boże mąż. To on jej to zrobił. A teraz zgrywa niewiniątko. On nie powinien się do niej zbliżać — mówił nieco ciszej, ale wciąż na tyle głośno, że mógł go usłyszeć również ktoś postronny.
— Ma pan na to jakieś dowody? — zapytał ze stoickim spokojem komisarz Kajak.
— Znam Maję. Opowiadała mi o życiu z tym tyranem. Człowieku zrób coś albo następnym razem będziesz prowadził sprawę o zabójstwo.
— Jak się pan nazywa?
— Wiktor Krukowski — odpowiedział i usiadł na ławce. Nie miał już siły. Dotarło właśnie do niego, że jeżeli nie weźmie spraw w swoje ręce, to Maja nigdy nie dowie się o uczuciach, jakie do niej żywi. Komisarz usiadł obok niego i ściszonym głosem powiedział: -Tak prywatnie, to radzę panu nie mieszać się w prywatne sprawy komendanta. Mój brat, Marcin, właśnie walczy o życie, ma małe dziecko, a ja nic z tym nie mogę zrobić, rozumiesz? Ten skurwiel ma na każdego z nas haka. A teraz idź już, zanim zobaczy, że coś knujemy.
— Jasne — odpowiedział i wciąż w szoku po tym co przed chwilą usłyszał, wstał i poszedł do gabinetu swojej siostry.
— Obiecaj mi, że nic złego jej tu nie spotka.
— Co? — Basia zapytała zdezorientowana. Dziesiąta godzina dyżuru robiła swoje.
— U Mai jest właśnie jej mąż. Obiecaj mi, że nic złego jej nie zrobi. Proszę.
— Uspokój się. Na sali, w której leży Maja jest monitoring i co najmniej jedna pielęgniarka. On na pewno zdaje sobie z tego sprawę. Poza tym personel jest o wszystkim powiadomiony i nie spuści z chorej oka. Do tego pacjentka jest podłączona pod urządzenia, które jak tylko wykryje jakąś nieprawidłowość w jej oddechu lub krążeniu, to od razu wyje na pół oddziału. Nic jej tutaj nie grozi.
— Ale nie powinien jej nikt odwiedzać, dopóki nie wyjaśni się kto jej to zrobi.
— Wiktor, przecież on jest komendantem. Kto mu zabroni? Ja? Albo jego podwładny? Pomyśl. Takich jak on nie dotyczą przepisy. Nie martw się. Będzie dobrze. Idź do domu, odpocznij. Jak tylko coś się zmieni, to do ciebie zadzwonię.
— To dobrze. Bo ja muszę coś załatwić — powiedział dopijając zimną już kawę.
— Ale to nic głupiego? — zaniepokoiła się.
— Znasz mnie. Nie martw się. Muszę prosić o pomoc naszego ojca.
— Naprawdę?! A wiesz, że po tym jak mi opowiedziałeś, przez co ta kobieta przeszła, też o tym pomyślałam? Bałam ci się to zaproponować, bo nie rozmawiałeś z nim już chyba ze… — zastanawiała się i obliczała w pamięci, ile to już lat minęło odkąd Wiktor pokłócił się ze swoim ojcem. Wielokrotnie, razem z Krysią próbowały ich pogodzić, ale obaj panowie byli tak uparci, że zawsze cała operacja kończyła się niepowodzeniem.
— Dwadzieścia trzy lata — odparł Wiktor. -Ale w tej sytuacji tylko on może nam pomóc.
— To prawda. Jedź. Załatw sprawę i wracaj. I nie martw się. Dopóki Maja jest pod moją opieką, nic jej ten drań nie zrobi.
— Mam nadzieję. Najchętniej sam bym to załatwił — powiedział wściekły.
— Nawet tak nie myśl. Pamiętaj, że to rozwiązanie zrobiłoby z ciebie takiego samego potwora, jakim on jest. Jak wtedy spojrzałbyś w oczy tej kobiety? Jakbyś ją do siebie przekonał?
— Masz rację. Opiekuj się nią do mojego powrotu — poprosił siostrę wychodząc na korytarz.
— A ty na siebie uważaj i pozdrów ode mnie tatę — powiedziała uśmiechając się od ucha do ucha. Cieszyła się, że wreszcie Wiktor pogodzi się z ojcem. Chociaż oboje nie dali tego po sobie poznać, to strasznie ich to męczyło. Jak tylko brat wyszedł na zewnątrz, od razu złapała za telefon i zadzwoniła najpierw do Krysi, a potem do Krystiana. Chciała jak najszybciej podzielić się tą wspaniałą nowiną ze swoim rodzeństwem.
Wiktor wprowadził adres swojego ojca do nawigacji. Znał go na pamięć już od dawna, ale dopiero teraz zrobił z tej wiedzy użytek. Czas, jaki miał do pokonania, został obliczony na trzy godziny i dwadzieścia minut. Zwykle w taką trasę włączyłby swoją ulubioną muzykę, ale nie tym razem. Chciał zebrać myśli i tylko w ciszy i spokoju mogło mu się to udać. Dom ojca znajdował się tuż pod miastem, w malowniczo położonej okolicy. Niedaleko jeziora. Pan Dariusz kupił tę posiadłość tuż po śmierci swojej żony. Nie mógł znieść życia w poprzednim domu, gdzie wszystko mu tam przypominało ukochaną Marię i te wszystkie cudowne chwile, które razem przeżyli.
Wjechał na podwórko przez otwartą na oścież bramę. Zaparkował na miejscu wysypanym żwirem, tuż obok samochodu gospodarza. Starszy pan wyszedł mu naprzeciw. Jakby na niego czekał. Jego syn stanął i przez chwilę mu się przyglądał. Mimo podeszłego już wieku, jego ojciec wciąż był przystojnym mężczyzną. Wysoki, postawny i wysportowany. Dużo jeździł na rowerze i wciąż uwielbiał wycieczki po górach.
— Zapraszam — powiedział pierwszy, a Wiktorowi kamień spadł z serca. Bał się reakcji ojca na jego wizytę, ale pan Dariusz po raz kolejny okazał się facetem na poziomie.
— Dzień dobry tato — powiedział i ciepło się z nim przywitał. Trwali tak w uścisku dobre kilkanaście sekund, zanim starszy pan się odezwał: -Dobrze cię widzieć synu.
— Ciebie też tato.
— Chodź do środka. Tam jest cieplej. Zaparzyłem akurat herbaty w czajniku. Napijemy się i pogadamy.
Wiktor wszedł do domu tuż za swoim ojcem. W salonie było przytulnie i schludnie. Paliło się w kominku. Od razu przypomniało mu się, jak jeszcze niedawno siedział przed paleniskiem z Mają i od razu łzy napłynęły mu do oczu. Odchrząknął i odwrócił się w stronę ojca, który stawiał na stole cukiernicę.
— Jak się czujesz tato? — zapytał upijając łyk aromatycznej, mocnej herbaty z konfiturą.
— Teraz już dobrze. Teraz już dobrze synu. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyjechałeś. Co u ciebie? Słyszałem, że budujesz dom?
— Tak. W naszych rodzinnych stronach. Ale jestem jeszcze w powijakach.
— Potrzebujesz pieniędzy? — zapytał ojciec stawiając na stole talerz po brzegi wypełniony pachnącą szarlotką.
— Nie tato. Ale dziękuję, że pytasz.
— Wciąż jesteś moim synem i zawsze możesz liczyć na moją pomoc.
— Tak, wiem. Nigdy mnie nie zawiodłeś.
— Podobno się zakochałeś. Czy to w tej sprawie do mnie przyjechałeś? — starszy mężczyzna nie spuszczał z Wiktora wzroku.
— Skąd wiesz? — zapytał, ale zaraz potem się zreflektował -Basia? Ona nigdy nie potrafiła dochować żadnej tajemnicy. Oboje mężczyźni wybuchli śmiechem.
Podczas delektowania się pyszną szarlotką domowej roboty pana Dariusza, powspominali dawne czasy. Potem syn opowiedział mu o Mai i przedstawił mu sprawę z jaką do niego przyjechał. Liczył na to, że jako były komendant policji, jego ojciec ma jeszcze znajomości i będzie w stanie pociągnąć za kilka sznurków. Był też czynnym prawnikiem prowadzącym kancelarię wspólnie ze swoim młodszym bratem. Pan Dariusz uprzedził syna, że sprawa nie będzie prosta, ale jest do wygrania.
— Jeżeli ją kochasz, to walcz o nią i nie pozwól nikomu więcej jej skrzywdzić — powiedział gospodarz na pożegnanie.
— Tak zrobię, tato. Dziękuję ci za wszystko. Będę czekał na wiadomości od ciebie.
— Jeszcze dziś podzwonię, gdzie trzeba. Jedź ostrożnie. I wpadaj częściej. Musimy zagrać w szachy.
— Koniecznie tato. Módl się za Maję. Chcę, żebyś ją poznał.
— Będzie dobrze synu — powiedział, unosząc prawą rękę na pożegnanie.
— Musi być. Do usłyszenia — odpowiedział i wsiadł do samochodu. Czuł się tak lekko, jakby w ciągu godziny zrzucił połowę swojej wagi. Wiedział, że tata nie zostawi go w potrzebie. Czuł, że z jego pomocą wszystko dobrze się skończy. Utwierdzony w tym przeczuciu ruszył w stronę szpitala. W połowie drogi zadzwoniła do niego siostra, żeby zapytać o to, jak poszło z ojcem.
— Wszystko dobrze. Straszna z ciebie papla siostrzyczko — skwitował i uśmiechnął się w duchu.
— Ale, że ja? — próbowała się bronić, chociaż dobrze wiedziała, że jej brat ma rację. -No to jak poszło?
— A nie powiem ci, bo zaraz obdzwonisz resztę rodzeństwa i będziesz wisieć na telefonie pół nocy. Lepiej powiedz, jak Maja?
— Bez zmian, ale to w sumie dobrze. Przynajmniej jest stabilna. Wciąż dostaje leki.
— Wiesz, że gdyby były potrzebne jakieś extra lekarstwa, to masz mi od razu meldować?
— Tak. Na razie wystarczają te, co mamy na stanie.
— Chcę ją zobaczyć przed snem — rzucił w stronę telefonu.
— To chyba nie jest dobry pomysł. Jest u niej brat, a przed drzwiami pilnuje jej dwóch mundurowych.
— Aż dwóch — zdziwił się przymrużając lekko oczy.
— Mąż komendant, to co się dziwisz.
— Mąż! — skwitował sarkastycznie.
— Nie denerwuj się już. Jedź do domu i porządnie się wyśpij — poleciła mu siostra. -Ja też zaraz kończę pracę.
— Dobrze. Powiedz mi jeszcze tylko jak czuje się Marcin? Ten postrzelony przyjaciel Mai.
— Nie jest z nim dobrze. Wciąż walczy o życie. Najbliższe godziny będą decydujące.
— Rozumiem. Dobranoc Basiu — powiedział i tuż po odpowiedzi siostry rozłączył połączenie i resztę trasy pokonał rozmyślając o wspólnej przyszłości z Mają.
Karola Kuczerę aresztowano jeszcze tej samej nocy, jak spał sobie wygodnie w łóżku, tuląc w swoich ramionach nagą piętnastolatkę. Był totalnie zaskoczony i zdezorientowany. Próbował się oczywiście bronić i odgrażał się wszystkim dookoła, ale mało kogo to obchodziło. W ciągu godziny został doprowadzony na przesłuchanie, a w mieszkaniu zabezpieczono wystarczająco dużo śladów, dzięki którym, prokurator, serdeczny przyjaciel pana Dariusza, mógł postawić mu kilka zarzutów, w tym między innymi uprawianie seksu z nieletnią. W późniejszych dniach zgłaszały się kolejne małolaty, które zeznawały, że były zmuszane przez komendanta do odbywania z nim stosunków płciowych w bardzo wyuzdany i nieprzyzwoity sposób.
Marcin zmarł nad ranem. Niestety stracił mnóstwo krwi, do tego jedna z kul przebiła, rozszarpała wręcz aortę. Basia czuwała przy nim do samego końca. W akcie rozpaczy próbowała się dostać do sali, na której leżała Maja. Kiedy policjanci nie wpuścili jej do środka i musieli zatrzymać ją siłą, krzyczała przez zamknięte drzwi, że to wszystko jej wina, że gdyby nie zabrała Marcina ze sobą, to dziś by żył, a jego córka wciąż miałaby ojca. Kobieta nawet nie zauważyła, że jedna z pielęgniarek podała jej w tym czasie domięśniowy lek uspokajający, który zadziałał wyjątkowo szybko. Może dlatego, że jej organizm był wyczerpany.
Wiktor dowiedział się o wszystkim z samego rana. Najpierw zadzwonił jego ojciec i poinformował go o aresztowaniu Karola. Potem zadzwoniła Basia i najpierw przekazała mu dobre wieści co do stanu zdrowia Mai, a potem przekazała mu smutną wiadomość dotyczącą jej przyjaciela. Mężczyzna miał mieszane uczucia. Cieszył się, że poprosił ojca o pomoc. Przynajmniej sprawca tej całej tragedii, jest już za kratkami i prawdopodobnie nie wyjdzie z pierdla do końca życia.
Wziął gorący prysznic, zjadł szybkie śniadanie i pojechał do szpitala. Po drodze musiał wykonać telefon do pani architekt i uzgodnić z nią kilka szczegółów dotyczących projektu, a potem do kierownika budowy. Musiał też wstąpić do firmy i wypisać wniosek o urlop. Kadrowa miała z tym ogromny problem i kazała Wiktorowi udać się do pani prezes. Ta, jak tylko dowiedziała się z czym pracownik do niej przychodzi, wpadła we wściekłość. Zaczęła się na niego drzeć i straszyć zwolnieniem. Ostatecznie mężczyzna odszedł z firmy na własne życzenie. Miał dość atmosfery panującej na bazie, a na brak forsy nie mógł narzekać. Pracował, bo nie wiedział co z sobą zrobić. Jego ojciec od małego wpajał swoim synom, że mężczyzna nie powinien siedzieć bezczynnie w domu, bo to czyni go bezwartościowym i każda kobieta, nawet ta najbardziej kochająca, w końcu straci do takiego chłopa szacunek. A odbudować go jest znacznie trudniej. Na chwilę obecną, kobieta, która mogłaby go darzyć szacunkiem, leży w śpiączce i dla niego są na tym świecie dużo ważniejsze sprawy niż praca, w której i tak nie czuł się dobrze. Zresztą miał w tej chwili zupełnie inne plany. Przed drzwiami prowadzącymi na OIOM stał mundurowy. Trzymał w ręku kubek z kawą i wesoło rozmawiał z pielęgniarką. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak tani podryw, ale kiedy Wiktor podszedł bliżej, usłyszał, jak mężczyzna opowiada o swojej nowo narodzonej córeczce. Był wniebowzięty. W ostatniej chwili zauważył Wiktora, który próbował dostać się do Mai.
— Przepraszam — powiedział trochę głośniej, przybierając służbowy wyraz twarzy. Wiktor zatrzymał się w pół kroku i odwrócił w stronę policjanta. -Pan do kogo? — zapytał podchodząc bliżej.
— Dzień dobry. Chciałem odwiedzić znajomą. Maję Kuczera.
— Przykro mi, ale mam rozkaz nikogo do niej nie wpuszczać.
— Od kogo niby? Od tego jej męża, który już siedzi i raczej stamtąd nie wyjdzie? — zapytał sarkastycznie. Mundurowy lekko się zmieszał i na jego szczęście przyszedł policjant, z którym Wiktor rozmawiał już wcześniej.
— Posterunkowy, idźcie na przerwę — polecił brat Marcina. Świeżo upieczony ojciec wykonał posłusznie rozkaz i ulotnił się w ciągu paru sekund.
— Możemy porozmawiać? — zapytał Wiktora wskazując wolne krzesła. -Domyślam się, że kocha pan tę kobietę — powiedział, wskazując głową w stronę przeszklonych drzwi.
— Tak. Od pierwszego wejrzenia.
— Nie miała lekko z Karolem. Najgorsze jest to, że domyślałem się jej sytuacji i nic z tym nie zrobiłem. A teraz to. Mój brat nie żyje, a Majka walczy o życie.
— Marcin był pana bratem? — zapytał z niedowierzaniem. Krystian przytaknął skinieniem głowy i zacisnął pięści. -Współczuję — powiedział Wiktor.
— Dziękuję. Nie wiem czyja to zasługa, ale ten skurwiel już siedzi i raczej nie wyjdzie. Przynajmniej nikogo już nie skrzywdzi. A za to co zrobił mojemu bratu — zawiesił głos i popatrzył w dal. -Będę zeznawał w sądzie przeciwko niemu. Znam każdy jego grzeszek i występek. Już się nie boję mu przeciwstawić. Będę się też musiał zaopiekować rodziną brata. Ma takie małe dziecko. Nie mogę ich zostawić w potrzebie. Ale dość biadolenia. Nie zatrzymuję dłużej pana. Proszę iść do Mai — dodał smutno. Wiktor wstał z krzesła, podziękował i poszedł w stronę sali, na której leżała jego ukochana. Nie zdążył jeszcze dobrze usiąść przy jej łóżku, jak poczuł w kieszeni spodni wibracje telefonu. Z ciężkim sercem wyszedł na korytarz i odebrał telefon. -Cześć tato.
— Cześć synu. Rozmawiałem z twoim bratem. Ma się zająć sprawą Mai. Powiedz mi, jak ona się czuje? — zapytał z troską w głosie.
— Bez zmian. Wciąż jest w śpiączce. Na razie jeszcze nie mogą jej wybudzić. Mają jej jeszcze robić jakieś badania zanim to zrobią. Chcą mieć pewność, że nie ma żadnych zmian w mózgu. Tato, chciałem ci podziękować. Wiesz za co — powiedział na koniec i się uśmiechnął smutno.
— Daj spokój synu. Zrobiłem to co trzeba.
— Mam wrażenie, że ty jeden zrobiłeś to, co trzeba było zrobić już dawno.
— Ty robisz dla niej o wiele więcej. Czuję, że ta historia skończy się dobrze. A wiesz, że przeczucie nigdy mnie nie myli.
— Tak. Dziękuję. Jak tylko Maja wyzdrowieje, to przyjedziemy do ciebie na ciasto — powiedział Wiktor, patrząc na ukochaną przez szybę.
— Trzymam cię za słowo. Wiedz, że pracujemy nad jej sprawą. Twoja siostra też pomaga. Rozmawiała już z sąsiadami, ale póki co, są oporni, żeby zeznawać. Gdybyś miał jakiegoś świadka, to daj znać.
— A wiesz, że chyba mam. Odezwę się jeszcze. Do usłyszenia — powiedział patrząc na policjanta, który czytał coś na swoim smartfonie. Podszedł do niego i już chciał poprosić go o to, żeby skontaktował się z kancelarią Krystiana, kiedy podszedł do nich jakiś mężczyzna.
— To jest Gracjan. Brat Mai — powiedział krótko. Postawny mężczyzna, o śniadej cerze, piwnych oczach i uśmiechu identycznym, co u siostry, wyciągnął w jego kierunku rękę. Ten odwzajemnił gest i przedstawił się.
— No, to ja muszę jechać, a wy sobie pogadajcie.
— Ale ja muszę też pogadać z panem — odezwał się Wiktor.
— Gracjan da ci mój numer. Zadzwoń wieczorem — powiedział i wsiadł do auta bez pożegnania.
— Tutaj jest bistro. Możemy napić się kawy? — zaproponował brat Mai. Wiktor zgodził się od razu. -Zbyszek trochę mi o panu opowiedział. Nie ukrywam, że w obecnej sytuacji chciałbym skupić się na siostrze. To ona jest teraz najważniejsza. Cała reszta musi poczekać. Wasz romans też.
— Jaki romans? — zapytał zdziwiony mieszając kawę.
— Zbyszek mówił, że… — Gracjan nie dokończył, bo sam już nie był pewien tego co usłyszał od przyjaciela.
— Kocham twoją siostrę. To jest fakt, ale nie mamy romansu. Nie zdążyłem jej powiedzieć o swoich uczuciach.
— Rozumiem. Tak czy siak, jej zdrowie jest teraz najważniejsze. Żałuję tylko, że Majka o niczym mi nie powiedziała. To znaczy o tym, jak on ją traktował — powiedział smutno.
— Pewnie nie chciała cię martwić — skwitował Wiktor.
— Ale gdybym wiedział, może mógłbym temu wszystkiemu zapobiec — wyrzucał sobie patrząc gdzieś ślepo przed siebie.
— Ja wiedziałem i niczego nie zdążyłem zrobić. To wszystko potoczyło się tak szybko. Możesz mi opowiedzieć jaka Maja była jako dziecko i nastolatka? — zapytał nieśmiało jej brata. Chciał zmienić temat, zanim łzy, które cisnęły mu się do oczu wydostaną się na zewnątrz. Gracjan uśmiechnął się lekko pod nosem. Na samo wspomnienie wspólnego dzieciństwa z siostrą zrobiło mu się lżej na duszy. Odchrząknął i popatrzył na swojego towarzysza.
— Ma złote serce. Jako dziecko wciąż przynosiła do domu różne zwierzęta. Bezdomne, ranne, przestraszone. Opiekowała się nimi, dbała o nie, dawała im tyle miłości, ile niejedna matka nie daje swojemu dziecku. A potem zwracała im to, co było dla nich najcenniejsze. Wolność. Niektóre korzystały z tego od razu, a niektóre zostawały na dłużej. Pamiętam jak pewnego, ciepłego wieczoru przyniosła do domu małą sarenkę. Ledwo dała radę ją unieść. Miała chorą racicę. Przytrzasnęły ją wnyki. Paskudna sprawa. Musieliśmy wezwać znajomego weterynarza. Maja miała wtedy osiem lat. Po wstępnej diagnozie powiedział, że trzeba amputować albo zwierzę tego nie przeżyje. Majka bez wahania zdecydowała o amputacji. Dużo czytała, więc wiedziała, co to znaczy amputacja. Chciała nawet uczestniczyć w zabiegu, ale wybiłem jej to z głowy, a ona specjalnie nie oponowała. Potem zajmowała się Pysią, bo tak ją nazwała, dzień i noc. Aż w końcu sarenka poczuła się na tyle dobrze, że opuściła naszą zagrodę i dołączyła do innych saren. Jako nastolatka Maja udzielała się jako wolontariuszka. Dużo czasu spędzała w domu dziecka. Ona tak kocha dzieci. Sam nie wiem, dlaczego nie ma własnych. W sumie może to i lepiej. Bo co z niego byłby za ojciec. Kiedy dowiedziała się, że wyjeżdżam do Afryki, była zrozpaczona, ale szybko zrozumiała, że podjąłem już decyzję i nie byłem w stanie już jej cofnąć. Po kilku miesiącach mojej misji dostałem od Mai paczkę. Była zaadresowana na mnie, ale z dopiskiem — na szkołę dla twoich dzieci. Moja siostra wiedziała, że razem z innymi przebywającymi na misji, zbieramy fundusze na otwarcie szkoły dla najuboższych dzieci. Zrobiła z masy solnej ponad sto aniołów i przekazała je nam. Sprzedaliśmy je w dwa dni, a zarobione pieniądze wystarczyły na to, aby budowa posunęła się znacznie do przodu. Majka była przeszczęśliwa, kiedy się o tym dowiedziała. Ona ma duszę artystki. Zawsze potrafiła wyczarować coś z niczego. Kiedy była jeszcze panną, uwielbiała pleść ze sznurka różne rzeczy. Były przepiękne. Do dziś zdobią niejedno miejsce w Polsce. Zawsze jak gdzieś wyjeżdżała z przyjaciółmi, to zostawiała którąś z tych rzeczy właścicielom pensjonatu albo hotelu. A potem wyszła za mąż i nasz kontakt był coraz rzadszy. Gdy się u niej zatrzymywałem podczas pobytu w kraju, to nigdy nie widziałem jej w pracowni. Nigdzie nie było jej prac, a ona sama wydawała się taka przygaszona.
— I nigdy cię to nie zainteresowało? Nigdy nie pytałeś, co się dzieje? — Wiktor przerwał opowieść Gracjanowi.
— Wielokrotnie. Ale Majka za każdym razem zapewniała mnie, że wszystko u niej dobrze, że ma wspaniałego męża. Nawet jak poroniła przez tego tyrana, to skłamała. Tak przekonująco powiedziała, że spadła ze schodów. Nie mogę w to wszystko uwierzyć. Nigdy sobie nie daruję, że nie zainteresowałem się bardziej jej życiem.
— Zrób to teraz. Bądź przy niej. Ona cię teraz bardzo potrzebuje.
— Wiem. Taki mam zamiar. Po to tu przyjechałem — powiedział i popatrzył w końcu na Wiktora. — A ty? Co zamierzasz?
— Będę o nią walczył — powiedział po chwili namysłu.
— W takim razie życzę ci powodzenia. Muszę iść do siostry — powiedział wstając od stolika. Wcześniej napisał coś za serwetce, którą teraz podał Wiktorowi i powiedział, że muszą się jeszcze spotkać, bo chętnie wysłucha opowieści jak poznał Maję i kiedy się w niej zakochał.
Po drodze, Gracjana zatrzymała siostra Wiktora.
— Możemy chwilkę porozmawiać? — zapytała.
— Tak, oczywiście. Mam nadzieję, że ma pani dobre wieści?
— Ja też mam taką nadzieję. Jutro spróbujemy wybudzić pana siostrę. Wtedy będzie wiadomo coś więcej. Według rezonansu wszystko powinno być dobrze. Obrzęk się zmniejszył na tyle, że możemy spróbować.
— A co z jej pamięcią? Czy ona będzie miała zaniki pamięci? — dopytywał.
— Po takim urazie jest to możliwe, aczkolwiek tak jak już wspomniałam, wszystko wyjaśni się jutro po wybudzeniu. Dobrze by było, gdyby był pan przy niej w tym czasie. Pacjenci wybudzani ze śpiączki zwykle są zdezorientowani i szukają znajomych twarzy. Proszę być też przygotowanym na to, że jeżeli pamięć nie zawiedzie pańskiej siostry, to pierwszym pytaniem, jakie wypowie, może być to o jej przyjaciela. Dobrze jest nie mówić od razu całej prawdy, to może źle wpłynąć na dalsze leczenie pacjentki.
— To co mam jej powiedzieć? Przecież prędzej czy później i tak się dowie, a jeszcze będzie miała do mnie pretensje, że ją okłamałem.
— Tego nie powiedziałam. Chodziło mi raczej o wymijającą odpowiedź, ale jeżeli sprawi to panu kłopot, to proszę zmienić temat. Opowiedzieć jej co u pana, jaka jest pogoda.
— Rozumiem. Postaram się zrobić wszystko co w mojej mocy — zapewnił lekarkę i zapytał, czy może teraz odwiedzić siostrę.
Majka wciąż leżała podłączona pod aparaturą. Gracjan usiadł tuż przy jej łóżku i wziął ją za rękę. Patrzył na nią z takim bólem w sercu, że na chwilę musiał zamknąć powieki, żeby nie musieć patrzeć na jej sińce, obrzęki i krwiaki. Zmówił długą modlitwę w intencji Mai i nagle poczuł jak siostra ścisnęła jego rękę. Na bardzo krótką chwilkę, ale był pewien, że nie było to złudzenie. Odwrócił się w stronę pielęgniarki siedzącej za szybą i poinformował ją o tym. Kobieta podeszła do niego bliżej i wytłumaczyła mu, że takie rzeczy się zdarzają. Jest to normalny odruch pacjentów w śpiączce. Zdarza się nawet, że otwierają na chwilkę oczy, żeby zaraz potem zasnąć z powrotem. To bardziej tiki niż świadome odruchy.
— Rozumiem. Dziękuję — powiedział zawiedziony i odwrócił się z powrotem. Znowu obraz leżącej siostry uderzył w niego niczym cios zawodowego boksera. Wciąż nie mógł się pogodzić z tym, że nie zainteresował się bardziej jej życiem, że przejął się bardziej losem obcych ludzi, niż własną siostrą. Łzy napłynęły mu do oczu. Jedynym pocieszeniem w tej jakże trudnej dla niego chwili była świadomość, że Karol już jej nigdy nie skrzywdzi.
W tym samym czasie Wiktor mając świadomość, że Majka jest w dobrych rękach pojechał na budowę swojego domu. Wciąż nie był tak do końca pewien, czy dom, który wkrótce zostanie zbudowany, spodoba się Mai. Teraz, kiedy wie o niej jeszcze więcej niż wczoraj, przedwczoraj i tydzień temu, znowu ma ochotę coś zmienić.
— Dzień dobry panie Wiktorze — powiedziała drobna kobieta w białym kasku na głowie.
— Witam. Nie spodziewałem się tutaj pani. Ale nawet dobrze się składa. Muszę jeszcze z panią coś omówić.
— Może przejdziemy na ty? Zapowiada się dłuższa współpraca, więc będzie nam łatwiej — powiedziała zalotnie wyciągając ku niemu dłoń. -Anna — dodała uśmiechnięta. Mężczyźnie zrobiło się głupio i nie chciał kolejny raz wyjść na dupka. Zgodził się więc i odwzajemnił jej uścisk dłoni, wypowiadając swoje imię. Wyraźnie wyczuł, że kobieta chce go pocałować, ale odsunął się od niej na tyle, że od razu pojęła, że nic z tego nie będzie.
— To co jeszcze chcesz poprawić? — zapytała.
— Niewiele, jeżeli chodzi o rozlokowanie pomieszczeń. Bardziej chodzi o ich przeznaczenie i większą ilość okien. Chcę narzeczonej zrobić niespodziankę i musi być dopracowana w najmniejszym szczególe.
— To może dasz się zaprosić na herbatę. Tutaj niedaleko jest herbaciarnia. Wiktorowi nie było to na rękę, ale chciał, żeby ich współpraca przebiegała sprawnie i doskonale wiedział, że gdyby zadarł z tą kobietą, to mogłaby celowo opóźniać współpracę, a nie miał ochoty na tym etapie roboty zmieniać architekta. Chciał jak najszybciej postawić swój dom i zamieszkać w nim razem z Mają.
— To mów, o co chodzi. Co mam jeszcze pozmieniać? — zapytała puszczając do niego oczko. Mężczyzna speszony upił łyk zielonej herbaty z limonką, chwilę odczekał i przedstawił jej swój pomysł. Początkowo Anna twierdziła, że nie da rady zmienić projektu aż tak, ale obiecała przerobić go tak, żeby miał ręce i nogi, a przyszła żona klienta była zadowolona.
— Ale wiesz, że to cię będzie kosztowało? — zapytała pod koniec rozmowy, delikatnie kładąc swoją dłoń na jego przedramieniu. Uśmiechnęła się tajemniczo i oblizała górną wargę, patrząc przy tym na niego takim wzrokiem, jakby chciała go posiąść tu i teraz.
— Stać mnie na to. Bez obaw — odpowiedział rozbawiony. Kobieta przybliżyła się bliżej i dotykając jego uda powiedziała: -Przecież wiesz, że nie o tym mówię. Mieszkam niedaleko, może wpadniemy do mnie na drinka?
— Takie rzeczy robię tylko z Mają. I proszę, nie psuj relacji między nami, bo będę musiał zmienić architekta — odpowiedział zabierając jej rękę spod stołu. -Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno. Jeżeli jeszcze raz się tak zachowasz, to się pożegnamy. Skup się na tym za co ci płacę. Powiem to, chociaż nie chciałem ci tego mówić, ale nie dajesz mi wyboru. Łatwe kobiety nie są w moim typie. Zadzwoń, jak naniesiesz poprawki — powiedział oschle. Wyjął z portfela banknot stuzłotowy i rzucił go niedbale na stół, dodając na koniec: -Dzięki za herbatę. W kontakcie — zakończył rozmowę i nie czekając na odpowiedź wyszedł na ulicę. Czuł się zażenowany tą całą sytuacją. Tak bardzo chciał teraz zobaczyć Majkę. Zatęsknił za nią tak mocno, że aż ścisnęło go w żołądku. Chciał już do niej wracać, ale miał świadomość, że musi jeszcze spotkać się z szefem budowy. Najpierw jednak pojechał na cmentarz. Zapalił największy znicz jaki udało mu się kupić w kwiaciarni na starówce. Wymienił kwiaty w wazonie na świeże i pozbierał wypalone znicze. Usiadł na ławeczce przed grobem swojej mamy i modląc się żarliwie, wpatrywał się w jej zdjęcie umieszczone na nagrobku. W pewnym momencie poczuł na sobie czyjś wzrok. Odwrócił się, ale nikogo w pobliżu nie było. Dwa rzędy dalej starsza kobieta, ubrana cała na czarno, modliła się nad grobem swojego syna. Wiktor znał tego człowieka. Chodzili razem do podstawówki. Maciek był duszą towarzystwa. Wszędzie było go pełno. Dziewczyny zmieniał jak rękawiczki. Rozkochiwał, a potem porzucał dla następnej. Aż w końcu strzała amora trafiła też i jego. Maciej zakochał się w kobiecie, która nie była mu ani pisana, ani przeznaczona. Byłą żoną jego brata. Zakazana miłość wyprowadziła go na manowce. Zaczął przepijać cały majątek. Stoczył się na samo dno, z którego nawet nie próbował się odbić. W końcu łyknął solidną garść tabletek nasercowych, które wykradł wcześniej z torebki swojej ciotki. Teraz zrozpaczona matka odwiedza go na cmentarzu, bratowa wyjechała do Norwegii. Mąż nigdy nie wybaczył jej ani zdrady, ani tego, że to właśnie przez nią stracił brata. Podobno urodziła tam dziecko Maćka, ale tak do końca, to Wiktor nie wiedział, czy to prawda, czy tylko plotki. Nie zawracał sobie tym głowy. Miał teraz ważniejsze sprawy na głowie. Chciał szybko wybudować swój dom, rozkochać w sobie Majkę i zamieszkać z nią w tym jakże malowniczym zakątku.
Gdy wsiadał do auta, zauważył za wycieraczką jakąś kartkę. Czym prędzej wziął ją do ręki i otworzył. W środku oprócz numeru telefonu był napisany tylko jeden wyraz:,, zadzwoń’’. Zdziwił się, rozglądając się dookoła. Wsiadł do środka i wykręcił numer widniejący na kartce. Po trzech sygnałach ktoś odebrał, ale się nie odezwał. Wiktor powtarzał słowo halo ze cztery razy, pytał kto jest po drugiej stronie, ale nikt się nie odezwał. Pomyślał, że to jakiś głupi żart, odłożył telefon i ruszył w stronę budowy. Porozmawiał z panem Stanisławem, kierownikiem budowy. Uzgadniali wszystko kolejny już raz, ale tym razem Wiktor czuł, że wreszcie wszystko zmierza w odpowiednim kierunku. Na koniec swojej wizyty obszedł całą swoją posesję i zatrzymał się w miejscu, w którym planował postawić huśtawkę. Uśmiechnął się w duchu na samą myśl, że będzie tutaj spędzał wspólne chwile z Mają. Cieszył się jak dziecko. Był święcie przekonany, że kobieta pokocha go tak samo, jak on kocha ją. Kiedy kupił tę działkę, miał w planach wynająć firmę od aranżacji ogrodów. Teraz jednak stwierdził, że być może Maja będzie chciała urządzić go po swojemu. Wprawdzie w jej ogrodzie rosła tylko trawa, ale może nie mogła zasadzić niczego innego. Może mąż jej tego zabronił, tak jak wielu innych rzeczy. Na samą myśl o tym człowieku Wiktor zacisnął pięści. Kolejny raz miał ochotę mu przywalić. Zamiast tego podniósł z ziemi połówkę cegłówki i z całej siły rzucił nią w stertę piachu. Wyobrażał sobie w tym momencie, że roztrzaskuje się na głowie tego potwora. Trochę mu ulżyło, ale i tak, gdyby go spotkał, to obiłby mu gębę do tego stopnia, że bałby się spojrzeć w lustro.
Mężczyzna dotarł do swojego mieszkania przed północą. Już miał się kłaść do łóżka, kiedy zadzwonił jego telefon. Ze strachu serce wstrzymało swoje bicie, a gardło ścisnęło mu się do wielkości orzeszka. Aż bał się spojrzeć na wyświetlacz. Modlił się w duchu, żeby nie był to nikt ze szpitala. Po pięciu dzwonkach miał już telefon w ręce. To oddzwaniał ktoś z numeru, który był napisany na karteczce wepchniętej za wycieraczkę jego samochodu.
— Halo — odezwał się odbierając połączenie.
— Cześć Wiktor — po drugiej stronie odezwała się kobieta, której głos bardzo dobrze znał. Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Musiał usiąść.
— Milena? — zapytał dla upewnienia się.
— Tak, to ja. Proszę cię nie odkładaj słuchawki. Muszę z tobą pilnie porozmawiać. Możemy się spotkać? — zapytała niepewnie.
— Chyba nie mam na to ochoty — odpowiedział oschle. Momentalnie przeszła mu ochota na sen. Chociaż nie przepadał za alkoholem, zawsze miał w barku butelkę ginu. Zrobił więc sobie drinka i usiadł na balkonie. Noc była chłodna, ale jemu to nie przeszkadzało. Wręcz potrzebował takiego otrzeźwienia. Tyle lat próbował o tej kobiecie zapomnieć, a teraz ni stąd, ni zowąd dzwoni do niego i prosi o spotkanie. Po tym wszystkim co mu zrobiła oczekuje, że będą rozmawiać jak dawniej? Wtedy, kiedy tak po prostu wyszła do pracy i nie dała więcej znaku życia, Wiktor poruszył niebo i ziemię, żeby ją odnaleźć. Jej rodzina również. W końcu, po przeprowadzonym śledztwie, apelach jej rodziców w mediach i działaniach wynajętego detektywa, uznano ją za zmarłą. Na pewnym etapie śledztwa było nawet podejrzenie, że Wiktor mógł mieć coś wspólnego z zaginięciem swojej narzeczonej, na szczęście śledczy szybko rozwiali te wątpliwości i został oczyszczony z tego zarzutu. Teraz nie czuł już do tej kobiety nic. Kompletnie nic i nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Nie interesowało go nawet to, co się z nią działo przez te wszystkie lata. Wypił resztę trunku jednym haustem i poszedł do łóżka.
Nazajutrz Maja była wybudzana ze śpiączki farmakologicznej. Obrzęk mózgu zmniejszył się na tyle, że było to możliwe. Oprócz lekarzy i personelu medycznego, był przy niej również jej brat. Kobieta powoli otwierała oczy. Czuła się skołowana i zdezorientowana. Ci wszyscy ludzie, nieznajome twarze. W końcu jej wzrok padł na Gracjana. Próbowała się do niego odezwać, ale w ustach miała rurkę, a każdy oddech wydawał dźwięk podobny do świstu. Ktoś zmoczył jej wargi gazą nasączoną wodą. Do kobiety zaczęło docierać, że skoro jej brat przyleciał do Polski i jest tutaj razem z nią, to sytuacja musiała być poważna.
— Maju, już wszystko dobrze — odezwał się cicho i pogładził ją po ręce. Łza spłynęła po jej policzku. Gracjan od razu ją wytarł wierzchem dłoni. -Teraz już będzie dobrze. Ten drań już nigdy cię nie skrzywdzi. Siedzi w więzieniu. Kolejna łza na jej policzku.
— Przepraszam pana, ale musimy dokończyć badania pacjentki. Proszę poczekać na korytarzu — odezwała się lekarka. Mężczyzna spojrzał na siostrę, puścił do niej oko, tak jak robił, odkąd pamiętał i opuścił salę. Na korytarzu czekał Wiktor. Jak tylko zauważył brata Mai, od razu dopadł do niego i zapytał o samopoczucie ukochanej.
— Wybudziła się i od razu mnie rozpoznała. Nie może jeszcze mówić, ale to kwestia czasu. Robią jej teraz jeszcze badania.
— Będę mógł do niej wejść? Proszę. Kilka minut — powiedział błagalnym tonem.
— Jeżeli lekarze ci na to pozwolą, to ja nie mam nic przeciwko — odpowiedział siadając na pierwszym wolnym krześle. -Nie wiąż z moją siostrą poważnych planów. Jak tylko stąd wyjdzie, sprzedamy dom i zabiorę ją do Afryki. Zmiana otoczenia dobrze jej zrobi.
— A jeżeli Maja się nie zgodzi? Może czas, żeby zaczęła decydować sama o sobie?
— Ty nic o niej nie wiesz — powiedział przez zaciśnięte zęby Gracjan.
— Z całym szacunkiem, ale ty też ostatnio nie interesowałeś się jej życiem — odparował.
— To Maja niczego mi nie mówiła. Gdyby zwierzyła mi się ze swoich problemów, na pewno bym jej jakoś pomógł. Nie zostawiłbym jej z tym wszystkim samej.
— W porządku. Trzeba się skupić na tym co teraz, a nie rozczulać się nad mlekiem, które dawno się wylało. Myślę, że pomysł, żeby zaraz po szpitalu zabierać Maję na inny kontynent, w nieznane, nie jest dobry. Będzie pewnie bardzo słaba i potrzebna jej będzie fachowa opieka. Może nawet rehabilitacja czy choćby opieka psychologa.
— I ty to wszystko zamierzasz jej zapewnić? — parsknął jej brat i podniósł się z krzesła.
— Jeżeli zajdzie taka potrzeba, a Maja zechce przyjąć moją pomoc, to tak. Zrozum człowieku, ja naprawdę ją kocham i zrobię wszystko, żeby znowu była szczęśliwa i uśmiechnięta.
— Pytanie, czy ona kocha ciebie? — powiedział i nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę schodów. Musiał ochłonąć z nadmiaru emocji i napić się mocnej kawy.
Lekarz, który od mniej więcej minuty, przysłuchiwał się rozmowie Wiktora z Gracjanem, podszedł do tego pierwszego i poinformował go, że może wejść do pacjentki. Był bliskim przyjacielem jego siostry i doskonale wiedział o uczuciach, jakie Wiktor do niej żywił.
— Dziękuję — odpowiedział i na trzęsących się nogach poszedł w kierunku sali, na której leżała Maja. Podszedł do jej łóżka najciszej, jak to tylko było możliwe. Miała zamknięte oczy, ale kiedy tylko wyczuła jego obecność, odwróciła twarz w jego stronę i otworzyła oczy. Uśmiechnęła się lekko, ale Wiktor zauważył, że nawet najlżejszy grymas sprawia jej ogromny ból.
— Witaj śpiąca królewno — przywitał się z nią i od razu pożałował swoich słów. Jednak kobieta znowu się uśmiechnęła. Nic nie mówiąc wyciągnęła swoją wątłą dłoń w jego kierunku. Mężczyzna od razu ją ujął i popatrzył na Maję z taką miłością, że sam był tym faktem zaskoczony. Wiedział, ba, był nawet pewien, że ją kocha całym sobą, ale uczucia jakie w nim teraz grały były mu całkiem obce. Z zamyślenia wyrwał go ledwo słyszalny głos Mai.
— Przepraszam — powiedziała bardzo cicho.
— Za co ty mnie przepraszasz. Przecież to ja cię zawiodłem — odpowiedział z żalem.
— Za to, że na siebie nie uważałam.
— To moja wina. Wiedziałem, w jakiej jesteś sytuacji, a mimo to pozwoliłem ci tam pójść. Nigdy sobie tego nie daruję — po tych słowach poczuł mocniejszy uścisk jej dłoni.
— Nie dość, że naraziłam siebie, to jeszcze Marcina — po tych słowach Wiktor cały się spiął. Bał się pytania, które za chwilę miało paść. Wiedział, że nie powinien jej teraz denerwować, ale co miał zrobić, jeśli Maja zapyta o swojego przyjaciela?
— Spokojnie. Wiem, że Marcin nie żyje. Przyśnił mi się dzisiejszej nocy.
— Przykro mi — powiedział.
— On już jest w lepszym świecie. Trzeba się zająć jego rodziną. Muszę im pomóc — powiedziała. Mężczyzna patrzył na nią i myślał o tym jaka jest niesamowita. Sama jeszcze nie wydobrzała, a już myśli o innych.
— Wszystkim się zajmiemy, ale najpierw musisz nabrać sił. Pójdę już, żebyś mogła odpocząć.
— Ale wrócisz? — zapytała z nadzieją w głosie.
— Oczywiście. Jeszcze będziesz miała mnie dosyć — dodał, puszczając do niej oko. Kobieta uśmiechnęła się do niego i zamknęła oczy. Nagle poczuła się senna.
Prosto ze szpitala, Wiktor pojechał do domu. Chciał pobyć sam i móc w ciszy i spokoju cieszyć się faktem, że Maja nie skreśliła ich znajomości. Bał się, że po tym wszystkim co przeszła, nie będzie mogła patrzeć na facetów. Wiedział jednak, że czeka go nie lada zadanie. Będzie musiał odbudować w Mai zaufanie oraz dać jej poczucie bezpieczeństwa. Oby jej brat nie stanął mu na drodze — pomyślał, ale zaraz potem otrząsnął się z czarnowidztwa i poszedł pod prysznic. Strumień gorącej wody zawsze działał na niego kojąco. Stał w kabinie kilka minut, zanim chwycił za żel i zmył z siebie cały szpitalny zapach. Kiedy zakręcił wodę, usłyszał dzwonek telefonu. Zanim jednak podbiegł do aparatu, nastała cisza. Numer nieznany. Wrócił więc do łazienki, uznając połączenie za pomyłkę. Wiktor uwielbiał porządek. Wszystko musiało mieć swoje miejsce, a ponieważ w wystroju wnętrz preferował minimalizm, utrzymanie ładu w mieszkaniu nie było bardzo trudne. Jeszcze żyjąc i pracując w Austrii doszedł do wniosku, że zbytek wielu rzeczy tylko zaśmieca jego umysł i jednego wieczoru pozbył się większości swoich niepotrzebnych rzeczy. Część porozdawał znajomym, trochę sprzedał za symboliczną kwotę, a resztę oddał do pobliskiego domu seniora. Głównie meble i zastawy stołowe. Od tej pory postanowił mieć w swoim otoczeniu tylko te rzeczy, które są mu potrzebne każdego dnia. Uczulił nawet na swój wybór rodzinę i znajomych, którzy lubili kupować mu w prezencie jakieś niepotrzebne bibeloty, czy inne ozdoby na ściany. Jego mieszkanie było urządzone w tonacji beżu i bieli. Wiktor uwielbiał bowiem jasne kolory. W ciemnej aranżacji czułby się przytłoczony, a to nie wpływałoby dobrze na jego samopoczucie. Kiedyś odwiedził kumpla w domu, który zaprosił go na parapetówkę. Ściany w jego salonie były pokryte czerwoną tapetą. Wiktor wytrzymał pół godziny. Potem wykręcił się złym samopoczuciem i uciekł stamtąd najszybciej, jak to tylko było możliwe. Wtedy po raz pierwszy zobaczył Maję. Właściwie to ledwie mu mignęła, bo akurat wsiadała do auta. Jednak te ułamki sekundy wystarczyły, by myślał o niej przez resztę wieczoru. Następnego dnia dostał w pracy zlecenie pod jej adres. Uznał to za zrządzenie losu i wtedy postanowił, że będzie o nią walczył.
Kiedy miał zamiar położyć się spać, ktoś z nieznanego numeru zadzwonił ponownie. Odebrał z ciekawości i szybko pożałował, że to zrobił.
— Cześć Wiktor — usłyszał po drugiej stronie głos swojej byłej.
— Cześć. Czego ty ode mnie chcesz? Jest już późno, a ja muszę jutro wcześnie wstać — rzucił od niechcenia.
— Chcę żebyś się ze mną spotkał. Proszę cię tylko o chwilę rozmowy, a właściwie, żebyś mnie wysłuchał, proszę.
— Po co? Jaką mam mieć pewność, że mnie nie oszukasz? — nie dawał za wygraną.
— Obiecuję powiedzieć ci całą prawdę. To bardzo ważne, również dla ciebie — powiedziała błagalnym tonem.
— Dobra. Za dwa dni będę u ojca. Napiszę ci miejsce i godzinę. Na razie — powiedział i rozłączył połączenie nie czekając na odpowiedź. Rzucił telefonem na łóżko. Był potwornie wściekły, że przeszłość zaczęła się wbijać w jego życie z butami. Był pewien, że rozdział życia z Mileną ma już za sobą, a teraz ona zjawia się, jak gdyby nigdy nic i zmusza go do spotkania. W dodatku nie chciała powiedzieć o co chodzi. Cała ona. Zawsze musiał z niej wszystko wyciągać, a ona miała ubaw z tego po pachy i jeszcze bardziej się nakręcała, żeby trzymać wszystko w tajemnicy jak najdłużej.
Nazajutrz Wiktor pojechał do kancelarii brata, żeby porozmawiać o sprawie Mai.
— Dobra wiadomość jest taka, że jej mąż przyznał się do wszystkiego. Chyba coś w nim w końcu pękło i dotarło do niego, jakiego okrucieństwa się dopuścił wobec mojej klientki.
— A zła? — zapytał Wiktor.
— No właśnie. Obawiam się, że Maja będzie się chciała jak najszybciej zakończyć tę sprawę i zgodzi się na wszystko, byle mieć to już za sobą. Rozmawiałem z nią dzisiaj chwilę. Nie chce ani odszkodowania, ani wnikliwego zbadania sprawy. Gdyby…
— Majka to bardzo rozsądna kobieta — przerwał w pół słowa. -Wie, że tak czy siak ten tyran nie wyjdzie z pierdla do końca życia, bo z zimną krwią zamordował jej przyjaciela. A jeśli chodzi o odszkodowanie, to ona doskonale wie, że i tak nie ma szans na kasę od niego, skoro jest za kratkami. Nie dziwię jej się, że chce tak postąpić. Posłuchaj braciszku. Wszystko czego ona teraz potrzebuje, to jestem ja. A ja jestem w stanie zapewnić jej wszystko, czego będzie potrzebować — dokończył.
— Obawiam się, że jej brat będzie robił ci pod górkę. Gadałem dzisiaj z Basią. Podobno pan Gracjan dopytywał, kiedy jego siostra będzie mogła opuścić szpital i czy będzie mogła od razu udać się w podróż.
— On rzeczywiście chce ją zabrać do tej Afryki. Muszę pogadać z naszą siostrą, żeby mu to odradziła.
— Czas działa na twoją korzyść. Podobno bardzo mu się spieszy. Ma jakieś niedomknięte sprawy i musi szybko wracać do pracy. A ponieważ nie ma nikogo, kto mógłby się zająć jego siostrą, to myślę, że to jest dla ciebie szansa. Pogadaj z nim. Może zgodzi się, żebyś zaopiekował się Mają pod jego nieobecność.
— Ty to masz łeb — powiedział z bananem na ustach.
— Się wie. W końcu było nie było, jestem papugą. Po tych słowach obaj buchnęli śmiechem.
Popołudniu Wiktor pojechał do szpitala. Niestety nie udało mu się zobaczyć z Mają. Spała jak zabita. Lekarze musieli podać jej środki uspokajające. Po rozmowie z adwokatem była zbyt pobudzona. Mężczyzna wrócił więc do domu. Po kolacji zadzwonił do ojca i umówił się z nim na następny dzień.
Nazajutrz z samego rana pojechał do szpitala, ale i tym razem nie osiągnął celu, w jakim tam pojechał. Pacjentka była na badaniach. Gracjan, którego spotkał na korytarzu, poinformował go, że dopiero opuściła salę i ma to potrwać do kilku godzin. Niestety Wiktor nie mógł czekać. Miał przed sobą kilka godzin jazdy. Czekał go ciężki dzień. Najpierw wizyta u ojca, który podobno ostatnio bardzo źle się czuł, a potem musiał się rozmówić z Mileną, raz na zawsze.
U ojca był w porze obiadu. Pan Dariusz przygotował swoje popisowe danie. Schab pieczony ze śliwką. Pachniało w całym domu.
— Witaj synu.
— Cześć tato. Czyżbym wyczuwał mój ulubiony schab? — powiedział Wiktor witając się z ojcem. -Jak się czujesz? — zapytał wchodząc do salonu.
— Bywało lepiej. Ale co robić. Lepiej powiedz, co cię sprowadza?
— Tak wpadłem. Byłem ciekaw twojego samopoczucia, a poza tym muszę zajrzeć na budowę.
— Właśnie. Jak postępy? — zapytał, ale miał nieodparte uczucie, że syn coś przed nim ukrywa.
— Wszystko idzie ku dobremu. Teraz, po tych poprawkach u pani architekt wiem, że budowa tego domu ma sens.
— Maja?
— Dokładnie. Już nie mogę się doczekać, kiedy będę mógł ją tam zabrać i o wszystkim jej opowiedzieć.
— A jak ona się czuje? — zapytał wstając z fotela.
— Coraz lepiej. Dziękuję tato.
— Chodź, pomożesz mi z tym obiadem — powiedział pan Dariusz i ruszył w kierunku kuchni. Wiktor zauważył, że od ostatniej wizyty jego ojciec poruszał się z trudem i momentami miał grymas bólu na twarzy. Zaczął się poważnie o niego martwić. Baśka z Krysią miały rację. Ich ojcu wyraźnie coś dolegało. Pytanie tylko co.