E-book
38.98
TURNIEJ

Bezpłatny fragment - TURNIEJ


5
Objętość:
376 str.
ISBN:
978-83-8351-778-0

Rozdział I

— Tatusiu, czy kupisz mi tę lalkę? — zapytała czteroletnia Tracy w osiedlowym sklepiku.

Mężczyzna spojrzał na niewielką zabawkę z żółtymi włosami i wielkimi oczami. Zaraz potem zerknął na cenę, znajdującą się na małej karteczce przywiązanej przezroczystą żyłką do ramienia lalki.

— Kochanie, innym razem. Teraz się spieszymy i nie możemy się spóźnić do przedszkola — odpowiedział czule.

Greg Watson był trzydziestoletnim byłym wojskowym, który ze względu na uraz musiał przedwcześnie zakończyć służbę. Jego wojskowa kariera rozwijała się wyjątkowo dynamicznie, co było zasługą jego ciężkiej pracy i poświęcenia. We wszystko, co robił, starał się wkładać całe serce, co szybko zostało dostrzeżone przez przełożonych. Dorobił się wyższego stopnia w wojsku, a miał to być dopiero początek jego błyskotliwej kariery. Niestety poważny wypadek spowodował, że musiał odejść z wojska. Obecnie pracował wszędzie tam, gdzie tylko mógł zarobić trochę pieniędzy. Kryzys w kraju okazał się bezlitosny dla przeciętnych obywateli. Szalejąca inflacja i wysokie bezrobocie sprawiły, że zakup podstawowych produktów żywnościowych stał się pewnym wyzwaniem.

— Miłego dnia, Tracy, bądź grzeczna i baw się dobrze — powiedział Greg na pożegnanie córki w przedszkolu.

— Cześć, tatusiu — odpowiedziała urocza blondynka, po czym weszła do sali, powitana przez opiekunkę.

Mężczyzna wsiadł do starego samochodu, który jakimś cudem pozytywnie przeszedł kolejny przegląd techniczny, i udał się do swojego niewielkiego mieszkania w ogromnym bloku.

— Cześć, kochanie, nie masz dzisiaj żadnego zlecenia? — zapytała od razu Karen.

— Niestety, dzisiaj nic — odpowiedział smutny Greg.

Z Karen poznali się, gdy Greg uczęszczał do szkoły wojskowej. Podczas jednej z imprez dziewczyna od razu wpadła w oko przyszłemu żołnierzowi. Długie jasne włosy i to przenikliwe spojrzenie, któremu nie mógł się oprzeć. Podszedł wtedy do niej i zapytał, czy może postawić jej drinka. Odpowiedziała, że chętnie porozmawia, ale za drinka zapłaci sobie sama. Greg był pod wrażeniem niezależności pięknej blondynki i rozmawiali tak długo, aż właściciel subtelnie poinformował, że zaraz musi zamknąć lokal. Karen bardzo podobało się to, że Greg będzie żołnierzem. Postawny, wysportowany mężczyzna w mundurze, i do tego niebywale elokwentny, to ewidentnie cechy, które działały podniecająco na kobietę. Kilka lat później wzięli ślub, a potem urodziła się Tracy, śliczna dziewczynka, będąca wręcz kopią swojej mamy.

— Musimy coś zrobić, bo naprawdę nie wygląda to różowo — powiedziała Karen. — Wiesz, że z mojej pensji pielęgniarki się nie utrzymamy. Gdybym jeszcze pracowała na pełny etat, ale nie ma obecnie takiej możliwości. Ludzie walczą, żeby dostać nawet to pół etatu, a szpital ma ograniczoną liczbę miejsc.

— Wszystko przez polityków. Gdyby państwem rządziły odpowiedzialne osoby, to żylibyśmy teraz godnie. Zobacz, do czego doprowadzili — odparł wzburzony mężczyzna.

— Greg, nie musisz mi tego mówić. Musimy się jednak dostosować do realiów, a one obecnie wyglądają, jak wyglądają.

— Mam tego świadomość, ale uważam, że jest to strasznie nieuczciwe. Kiedyś żyło nam się dobrze. Ty pracowałaś na cały etat z dobrą pensją. Ja robiłem karierę w wojsku i szybko awansowałem. Było nas stać na wzięcie kredytu na to mieszkanie i mieliśmy nadzieję na jego szybką spłatę. Czy to moja wina, że mnie postrzelili w rękę? Uważam, że nadal nadaję się do służby. Jeśli natomiast wojsko uznaje inaczej, to powinni mi przyznać rekompensatę i wypłacać rentę. A tak zostałem bez środków do życia i muszę prosić się o jakiekolwiek zlecenie jak jakiś żebrak. Większość naszych pieniędzy przeznaczamy na spłatę kredytu, a to, co zostaje, ledwie wystarcza na jedzenie — dodał mężczyzna.

— To prawda, kochanie. Pamiętaj tylko, że to jest przejściowa sytuacja i wszystko się na pewno ułoży.

— Co się ułoży? — odpowiedział rozgoryczony mężczyzna. — Bądźmy realistami, Karen. Cholerni politycy doprowadzili do tego, że ludzie żyją w nędzy, ceny rosną z dnia na dzień, a znalezienie jakiegokolwiek zlecenia graniczy z cudem. Dzisiaj Tracy spytała mnie w sklepie, czy kupię jej lalkę. Wiesz, jak mi było strasznie przykro, że muszę zawieść swoją córkę?

— Nie zawiodłeś jej! Jesteś dobrym i odpowiedzialnym tatą. Pamiętaj, że wszystko się ułoży. Spróbuj poszukać jakiegoś zlecenia. Ja muszę już jechać do szpitala, bo zaraz zaczyna się moja zmiana. Słyszałam, że zaczęła się budowa nowego apartamentowca trzy przecznice stąd, więc może szukają kogoś do pomocy przy budowie albo pracownika ochrony.

Greg wziął kromkę suchego chleba i poszedł w stronę placu budowy. Przypomniał sobie dawne czasy, kiedy trafił do wojska. Był młodym, lecz niebywale ambitnym żołnierzem. Wszystkie obowiązki wykonywał perfekcyjnie, co sprawiało, że dowódcy mogli na nim polegać. Dzięki szybkim awansom sytuacja finansowa była coraz lepsza, a perspektywy bardzo obiecujące. Codzienne treningi siłowe oraz sztuk walki doprowadziły do tego, że jego ciało stało się potężną bronią. Nauczył się strzelać z wielu rodzajów broni, przyswoił techniki kamuflażu oraz umiejętności przetrwania w praktycznie każdych warunkach. Pewnego dnia jako jeden z dziesięciu żołnierzy został wysłany na misję z zadaniem odbicia zakładnika przetrzymywanego przez terrorystów. Wiedzieli, że więzień znajduje się w dwupiętrowym domu i za wszelką cenę ma pozostać przy życiu. Nie zostali poinformowani przez dowódcę, kim był ani dlaczego został porwany — nie miało to znaczenia dla powodzenia akcji. Budynek został otoczony, rozstawiono snajperów. Greg wraz z dwoma kolegami weszli do środka przez boczne wejście. Na parterze nikogo nie było, więc bezszelestnie ruszyli po schodach. Usłyszeli głosy dobiegające z jednego z pomieszczeń. Było tam dwóch terrorystów pilnujących zakładnika, który siedział na krześle. Żołnierze ustalili między sobą, że Greg zajmie się tym po lewej stronie, Stanley — po prawej, a Jimmy zneutralizuje ewentualne wsparcie. Wpadli błyskawicznie do pomieszczenia i Greg serią powalił terrorystę, wśród krzyku przerażonego zakładnika. Stanley oddał pierwszy strzał, jednak zamaskowany bandyta zdążył nacisnąć na spust karabinu, posyłając chaotycznie kule w losowych kierunkach. Jimmy precyzyjnym strzałem zneutralizował przeciwnika, jednak jeden z pocisków trafił Grega w lewy biceps, powodując ból i silne krwawienie. Żołnierze zabezpieczyli zakładnika i zawiązali prowizoryczną opaskę uciskową na ręce kolegi. W szpitalu okazało się, że mięsień i kość zostały poważnie uszkodzone i mimo długiej rehabilitacji Greg nie wrócił do pełnej sprawności. Zakres ruchu lewej ręki był znacznie ograniczony, uniemożliwiając udział w działaniach na polu walki.

— Dzień dobry, szukam pracy. Może potrzebujecie kogoś do pomocy przy budowie lub do ochrony? — zapytał mężczyzny nadzorującego prace budowlane.

— Szukamy pomocnika murarza — odpowiedział mężczyzna w kasku i kamizelce odblaskowej.

— Świetnie. Jakie jest wynagrodzenie?

Nadzorca podał Gregowi stawkę godzinową, która była wręcz obraźliwa dla ambitnego i doświadczonego mężczyzny.

— Za niska. Chciałbym ponegocjować tę stawkę.

— Jak za niska, to znikaj! Znajdę mnóstwo chętnych na to stanowisko, i to za dużo niższe wynagrodzenie — warknął nadzorca.

— Dobrze, przyjmę to zlecenie — odpowiedział niechętnie Greg, ignorując urażony honor i poczucie godności.

— Tam, po prawej stronie, zobaczysz stertę cegieł. Przenieś je wszystkie na tamten plac, gdzie murarze stawiają ściany budynku — nakazał ozięble nadzorca, trzymając niedopalony papieros w ustach.

Greg odwrócił głowę i zobaczył wielki stos cegieł, oddalony o jakieś pięćdziesiąt metrów od wskazanego placu. Słońce paliło niemiłosiernie, więc mężczyzna ściągnął flanelową koszulę, eksponując potężne mięśnie. Na piersi i plecach miał długie blizny, będące efektem urazów powstałych na skutek morderczego treningu wojskowego. Od razu zabrał się do pracy. Nosił po cztery cegły przez rozgrzany słońcem betonowy teren. Mijały godziny, aż w końcu zadanie zostało wykonane. Pot spływał po nim strumieniami, lecz Greg był przyzwyczajony do różnych warunków. Udał się do nadzorcy po wynagrodzenie.

— Wykonałem zadanie, proszę o wypłatę.

— Masz tu ustaloną kwotę i znikaj — powiedział opryskliwie mężczyzna w żółtym kasku, wręczając mu garść monet.

— Ale przecież pracowałem cztery godziny, a tutaj są pieniądze za trzy — oburzył się Greg.

— Widocznie się nie wyrabiałeś. To była praca na trzy godziny. — Nadzorca odpalił kolejnego papierosa.

Greg poczuł ochotę rozerwania faceta na strzępy, ale intensywne treningi samokontroli sprawiły, że tylko kiwnął głową i wziął pieniądze. W drodze powrotnej do domu wstąpił do osiedlowego sklepu, w którym rano był z Tracy. Czuł dyskomfort związany z koszulą, która przykleiła się do przepoconego ciała. Kupił duży chleb i lalkę, która tak spodobała się córeczce. W mieszkaniu była już Karen, która zdążyła odebrać Tracy z przedszkola.

— Zobacz, mała księżniczko, co dla ciebie mam — zwrócił się do dziewczynki dumny tata.

— Wow, to ta lalka! Dziękuję, tatusiu — wykrzyknęła mała, po czym uścisnęła go mocno.

— Skąd wziąłeś na to pieniądze? — zapytała Karen.

— Znalazłem pracę na tej budowie. Za zapłatę kupiłem lalkę i duży chleb. Zobacz, jeszcze ciepły i chrupiący — powiedział Greg, wyciągając w stronę żony ręce z bochenkiem.

— Cieszę się, że dostałeś zlecenie. Musimy jednak poważnie porozmawiać — powiedziała smutnym głosem Karen.

— Tracy, idź się pobawić lalką. My z mamą musimy zamienić kilka słów.

Małżonkowie usiedli na starej, zniszczonej kanapie z kubkami chłodnej herbaty w dłoniach.

— Dowiedziałam się dzisiaj w szpitalu, że znowu podniesiono stopy procentowe — rozpoczęła Karen. — Oznacza to, że od kolejnego miesiąca rata naszego kredytu dużo wzrośnie. Przy obecnych dochodach nie będzie nas już stać na spłatę. Myślę, że powinniśmy szybko sprzedać nasz samochód, a może i mieszkanie. Przeprowadzilibyśmy się do mojej mamy. Co prawda ma małe mieszkanie, ale jeden pokój mogłaby nam oddać.

— Karen, to mieszkanie i samochód to wszystko, co mamy — powiedział Greg, a jego oczy stały się wilgotne.

— Nie. Mieszkanie i auto to tylko rzeczy. Wszystko, co mamy, to nasza rodzina — odpowiedziała jego żona, starając się powstrzymać łzy.

— Wymyślę coś, na pewno istnieje jakieś rozwiązanie! — zawołał Greg. — Muszę to przemyśleć — dodał i wyszedł z mieszkania.

Szedł osiedlową uliczką. Co jakiś czas słychać było trzask tłuczonej butelki. W bramach stały podejrzane, zakapturzone postacie, obserwujące nielicznych przechodniów. Greg był spokojny, bo nikt nie miał odwagi nawet zapytać go o godzinę. Wieloletnią służbą wojskową zapewnił sobie szacunek, a jego postura sprawiała, że zdecydowanie nie wyglądał na potencjalną ofiarę. Idąc, rozmyślał nad położeniem, w jakim się znaleźli. Sytuacja gospodarcza kraju była nieciekawa. Zubożenie społeczeństwa było widoczne gołym okiem, a przestępczość rosła z miesiąca na miesiąc. Jedyną branżą, która przeżywała burzliwy rozkwit, była branża rozrywkowa. Organizowano liczne teleturnieje z dużymi pieniędzmi do wygrania. Mimo postępującej pauperyzacji ludzie powszechnie wykupowali dostępy, żeby śledzić na żywo zmagania uczestników w brutalnych grach. Organizatorzy zbijali fortuny i odprowadzali ogromne podatki do budżetu mocno zadłużonego państwa, więc politycy wprowadzali ustawy legalizujące tę formę rozrywki. Społeczeństwo nie miało perspektyw i potrzebowało takich prostych radości. Alkohol i widowiska pełne przemocy sprawdzały się w tym znakomicie. Greg nigdy nie kupował dostępów do tych widowisk, ale będąc kiedyś u swojego dawnego kolegi z wojska, miał okazję zobaczyć jedną grę. Nazywała się niewinnie — „Wyliczanka”. Brało w niej udział dziesięć osób, które siedziały na krzesłach ustawionych w półokręgu. Zasady były proste. Każdy ze śmiałków za sam udział otrzymywał pewną kwotę — Greg mógłby za nią spłacić jedną ratę swojego kredytu. Zwyciężyć mógł tylko jeden uczestnik, a wygrana była bardzo pokaźna. Przewidziano jednak wyjątkowo brutalny system eliminacji i każdy z przegranych kończył rozgrywkę, będąc okaleczonym na różne sposoby. Pierwszy uczestnik musiał podać liczbę z przedziału od jeden do dziesięć. Następnie maszyna losowała numer uczestnika i od niego wyliczała stanowisko zgodnie z liczbą wskazaną przez pierwszego pretendenta. Przykładowo, mężczyzna siedzący na krześle z numerem jeden wybrał czwórkę. System wylosował uczestnika z numerem trzy i rozpoczęło się odliczanie. Podświetlony został uczestnik z numerem sześć, któremu uśmiechnięty prowadzący zadał pytanie. Warunkiem przetrwania była prawidłowa odpowiedź udzielona w ciągu dziesięciu sekund. W przeciwnym razie zawodnik odpadał z gry, otrzymując surową karę.

— Jak nazywa się najwyższa góra na świecie? — zapytał przystojny gospodarz, ubrany w perfekcyjnie skrojony garnitur.

Zegar rozpoczął odliczanie. Po oczach starszego mężczyzny, siedzącego na krześle z numerem sześć było widać, że nie jest pewien odpowiedzi.

— K2 — wykrzyknął niepewnie.

— Sprawdźmy prawidłową odpowiedź — powiedział prowadzący, po czym wskazał palcem na duży ekran.

Po kilku sekundach na monitorze wyświetliła się nazwa Mount Everest, po czym z oparcia krzesła wystrzelił metalowy bolec, uderzając zawodnika prosto w kręgosłup i doprowadzając do trwałego paraliżu. Krzesło z uczestnikiem automatycznie wyjechało do tyłu i zniknęło za czarną zasłoną.

— Zostało dziewięć osób — poinformował gospodarz gry, po czym poprosił kolejnego zawodnika o podanie numeru z przedziału od jeden do dziesięć.

Greg nie mógł uwierzyć, że ludzie oglądali takie widowiska. Miał jednak świadomość, że popyt przekładał się na podaż. Każdy z uczestników musiał świadomie wyrazić zgodę na udział i przejść szereg badań, które potwierdzały jego poczytalność. W tych teleturniejach nikt nie ginął, a postępująca bieda zapewniała stały dopływ nowych uczestników.

Greg wszedł do klatki schodowej, mijając dwóch wyrostków, trzymających puszki piwa w rękach. Na drugim piętrze mieszkał jego kolega Oleg, z którym kiedyś służył w jednostce.

— Witaj, Greg, dawno cię u mnie nie było — powiedział postawny mężczyzna z blizną na czole.

— Cześć, przyjacielu, szukam pracy. Pomożesz mi?

— Wejdź do środka.

Mężczyzna wszedł do dwupokojowego mieszkania, które należało do Olega, czynnego żołnierza, zajmującego się rozbrajaniem min. Przez pewien czas pracowali razem, jednak po licznych awansach Greg trafił do jednostki specjalizującej się w operacjach specjalnych. Oleg był z kolei dobrym specjalistą, jednak bez większych ambicji, co sprawiało, że nie był chętny do poszerzania swojej wiedzy i zakresu umiejętności. Miał za to stały dopływ pieniędzy, który umożliwiał mu wykupywanie dostępów do teleturniejów i przesiadywanie przed telewizorem.

— Przez tę cholerną rękę nie mogę wrócić do wojska, a potrzebuję pieniędzy. Pomożesz mi jakoś? — zapytał Greg.

— Byłeś najlepszym żołnierzem, jakiego poznałem. To przykre, że potraktowali cię w taki sposób. Mogłeś osiągnąć tam wszystko — odparł Oleg, otwierając puszkę piwa i częstując kolegę.

— Dzięki, ale nie piję. Potrzebuję pilnie pieniędzy. Nie mam już pomysłu, jak je zdobyć.

— Sam widzisz, jakich czasów dożyliśmy. Ja codziennie się bałem, że w końcu trafię na minę, której nie będę w stanie rozbroić. No ale w końcu przestałem się tego obawiać. Pieniądze marne, ryzyko duże, ale jakoś sobie tak żyję i nawet stać mnie na dostęp do tych chorych gier. Słyszałeś o tej nowej? Nazywa się „Turniej”.

— Nie interesują mnie te barbarzyńskie rozrywki — odpowiedział Greg.

— Też się dziwię, że aż tyle osób to ogląda, ale w samym patrzeniu nie ma niczego złego. Powinni się wziąć za organizatorów i to wszystko zdelegalizować.

— Oleg, czy ty nie rozumiesz, że dopóki są ogromne pieniądze, to zawsze znajdzie się sposób, żeby to zalegalizować? — zdziwił się Greg. — Przecież to jest olbrzymia machina, a ty swoimi pieniędzmi wydanymi na dostępy właśnie ją wspierasz i rozbudowujesz.

— Ja tylko oglądam, wszyscy to robią. — Oleg wzruszył ramionami. — Nie czuję się winny, bo bez moich drobnych opłat dalej by to wszystko funkcjonowało. Słuchaj, ta nowa gra to największe takie wydarzenie do tej pory. Będzie w niej uczestniczyło ponad milion chętnych, a zwycięzca będzie tylko jeden.

— A na czym to ma polegać? Widziałem już kiedyś „Wyliczankę” i myślę, że to wszystko jest chore.

— „Wyliczanka” była delikatna w porównaniu z „Turniejem”. To będzie pierwsza gra, w której będą ginąć ludzie. Wpływy z przedpłat są już tak ogromne, że organizatorzy planują zrobić to wszystko z wielkim rozmachem.

— Pewnie już też zapłaciłeś za to bestialskie widowisko? — zapytał Greg.

— No zrobiłem, ale tylko dlatego, że teraz było zdecydowanie taniej. Poza tym chcę zobaczyć, co tak fascynuje tych wszystkich ludzi, którzy to oglądają.

Greg wyszedł z mieszkania wyraźnie poirytowany spotkaniem ze znajomym. Udał się na spacer po osiedlu. Na odpadającym tynku wielkiego bloku zobaczył kolorowy plakat z dużym napisem „Turniej”. Miał on zachęcić ludzi do kupowania wczesnych dostępów i do wzięcia udziału w grze. Podany był adres, pod którym można było uzyskać szczegółowe informacje oraz zgłosić swoje uczestnictwo. Greg ostentacyjnie odwrócił wzrok i skierował się do mieszkania.

Rozdział II

— Kochanie, wymyśliłeś coś? — zapytała Karen.

— Jeszcze nie, skarbie, ale pracuję nad tym.

Następnego dnia Greg znowu poszedł na plac budowy i odnalazł irytującego nadzorcę.

— Czy jest dzisiaj coś dla mnie?

— To noszenie cegieł zaplanowałem na dwa dni, ale wyrobiłeś się w kilka godzin. Jestem dzięki temu do przodu i nie muszę do tego już nikogo zatrudniać — odpowiedział bezczelnie facet z papierosem.

— To znaczy, że mogłem je przenosić przez dwa dni i dostałbym dużo więcej pieniędzy? — zdziwił się Greg.

— Zgadza się, ale jestem ci wdzięczny za poświęcenie. Sporo dzięki temu zaoszczędziłem. Na dzisiaj nikogo nie potrzebuję.

Greg zacisnął szczękę tak mocno, że aż zęby mu zazgrzytały. Poza tym zachował jednak spokój, odwrócił się i opuścił teren budowy, słysząc jeszcze szyderczy śmiech nadzorcy za plecami. Postanowił, że pójdzie pod adres wskazany na plakacie i niezobowiązująco zapyta o zasady „Turnieju”. Budynek był zlokalizowany w centrum, więc czekało go jakieś trzydzieści minut spaceru.

Na miejscu zobaczył potężny budynek, a w środku ogromne pomieszczenie z pięćdziesięcioma stanowiskami obsługi. Wszystkie okienka były zajęte, a ludzie tłoczyli się w długiej kolejce do biletomatu, aby pobrać numerek. Greg ustawił się i po kilkunastu minutach stanął przed ekranem dotykowym, na którym wyświetlone były trzy przyciski: Chcę wziąć udział w grze, Chcę uiścić przedpłatę za możliwość oglądania oraz Chcę pozyskać informacje o grze. Wcisnął ostatni przycisk, po czym biletomat wydrukował karteczkę z numerem C-56. Stanął z boku i cierpliwie czekał, aż duży wyświetlacz wskaże jego kolej. Po kilkunastu minutach pojawił się napis C-56, stanowisko numer 47. Greg udał się do wskazanego miejsca i usiadł na wygodnym fotelu.

— Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc? — zapytała uśmiechnięta młoda kobieta.

— Dzień dobry, chciałbym poznać zasady tej nowej gry — odpowiedział Greg.

— Oczywiście, serdecznie zachęcam do wzięcia udziału, każdy uczestnik otrzymuje gratis jeden dostęp dla członka rodziny. Tak więc „Turniej” jest pierwszą i największą tego typu grą. Wystartuje w nim milion czterdzieści osiem tysięcy pięciuset siedemdziesięciu sześciu uczestników. Zabawa składa się z dwudziestu rund, rozgrywanych systemem pucharowym. Zawodnicy zostaną losowo podzieleni na pary i do każdej kolejnej rundy z pary przejdzie tylko jedna osoba — wyjaśniła urocza brunetka z miłym głosem.

— Jakie jest kryterium wyboru i co się stanie z przegranym? — zapytał Greg.

— Przed każdą z rund losowana jest dyscyplina, w której należy wygrać z przeciwnikiem. Przegrany zostanie wyeliminowany.

— Co to znaczy wyeliminowany? — dopytał.

— Zostanie uśmiercony, ale w humanitarny sposób. Dbamy bowiem o to, aby zapewnić godność uczestnikom widowiska — odpowiedziała kobieta, wypowiadając słowa z dużym przekonaniem.

— Zwariowaliście?! — zawołał Greg. — Przecież to jest zwykłe mordowanie ludzi, na którym bezczelnie zarabiacie ogromne pieniądze.

— Każdy z uczestników jest pełnoletni i musi wyrazić świadomą zgodę na udział w „Turnieju”. Następnie przechodzi szereg specjalistycznych badań, po których ponownie musi wyrazić zgodę. Eliminujemy w ten sposób udział osób niepoczytalnych czy znajdujących się pod wpływem środków psychoaktywnych. Przedsięwzięcie jest pewnego rodzaju odpowiedzią na słabnącą gospodarkę. W ten sposób aktywnie walczymy z rosnącym bezrobociem…

— Poprzez zabijanie ludzi — wtrącił wzburzony Greg.

— Wydarzenie jest legalne. Mamy wszelkie zgody potrzebne do jego realizacji. Nikogo też nie zmuszamy do uczestnictwa ani do opłacania dostępów.

— Proszę powiedzieć coś więcej o zasadach — poprosił Greg.

— Dla każdego z uczestników zostaje założone indywidualne konto bankowe, które będzie zasilane pieniędzmi po zwycięstwach w pierwszej, piątej, dziesiątej, piętnastej oraz dwudziestej rundzie. Są to tak zwane progi gwarantowane. Każdy z uczestników podaje osobę upoważnioną, która uzyska dostęp do tego konta po ewentualnej śmierci uczestnika. Przed piątą, dziesiątą, piętnastą i dwudziestą rundą każdy z zawodników może zrezygnować z dalszego udziału. Jeśli zrobi to przed piątą rundą, otrzyma jedynie wypłatę za zwycięstwo w pierwszej rundzie. Rezygnacja przed dziesiątym etapem będzie wiązała się z przyznaniem wynagrodzenia za zwycięstwo w piątej rundzie. Opuszczenie gry przed piętnastą rundą zostanie nagrodzone wypłatą za zwycięstwo w dziesiątej rundzie. Rezygnacja przed finałem oznaczała będzie przyznanie kwoty za wygranie w piętnastej rundzie — wyliczała kobieta.

— Jakie są te stawki po osiągnięciu progów gwarantowanych? — zapytał Greg.

Młoda brunetka wyciągnęła kartkę z tabelą przedstawiającą wysokości wynagrodzeń przyznawanych zawodnikom po wygraniu kluczowych rund. Greg zobaczył, że po pierwszej rundzie uczestnicy otrzymują kwotę, jaką on i Karen zarabiają razem w ciągu roku.

„Czyli wystarczyłoby wygrać cztery rundy i wycofać się z gry, żeby zarobić roczną pensję. Jeślibym natomiast zginął, przykładowo, w rundzie trzeciej, to Karen i Tracy i tak dostaną te pieniądze” — pomyślał.

— Zapomniałam powiedzieć, że każdy z uczestników dwa razy w całej grze ma możliwość wykorzystania tak zwanej zmiany — przypomniała sobie kobieta. — Polega to na tym, że już po wylosowaniu konkurencji w danej rundzie można w ciągu godziny zgłosić „zmianę”. Nastąpi wówczas ponowne losowanie konkurencji. I jeszcze jedno: główna wygrana została wyliczona w taki sposób, że zwycięzca automatycznie stanie się setną najbogatszą osobą w naszym kraju.

— Mam jeszcze pytanie, co w sytuacji, gdy przykładowo wygram piątą rundę. Czy dostanę te pieniądze? — zapytał Greg.

— Pieniądze za zwycięstwo w piątej rundzie otrzyma pan dopiero po wygraniu dziewiątej rundy i po wycofaniu się z „Turnieju” — wyjaśniła kobieta. — Jeśli natomiast zginie pan na przykład w rundzie siódmej, to pieniądze za wygranie rundy piątej trafią do wskazanej przez pana osoby.

— Dziękuję za informację. Podtrzymuję, że to jest masowe morderstwo, a pani bierze w tym udział — stwierdził Greg, po czym wstał z krzesła i wyszedł z budynku.

Skierował się w stronę mieszkania, gdy po chwili zauważył grupę pracowników usuwających gruz po wyburzonym budynku. Zapytał jednego z nich, kto jest ich szefem, na co odezwał się jedyny mężczyzna z nadwagą.

— Ja, a czego chcesz?

— Może potrzebujecie pomocy przy sprzątaniu? — zapytał Greg.

— Dobrze trafiłeś. Jeden dzisiaj nie przyszedł do pracy, więc możesz trochę dorobić.

— Ile zapłacisz?

Mężczyzna podał stawkę nieco wyższą niż poprzednio bezczelny nadzorca projektu budowy apartamentowca. Greg zakasał rękawy, zdjął koszulę i zabrał się do pracy. Intensywne słońce dawało się pracownikom we znaki i jedynie były żołnierz nie robił sobie przerw. Po kilku godzinach teren został wysprzątany i zadowolony pracodawca wypłacił umówioną kwotę.

Greg wrócił do domu i zastał zapłakaną Karen.

— Co się stało?

— Wręczyli mi dzisiaj wypowiedzenie umowy. Ordynator powiedział, że jest zmuszony jeszcze bardziej ograniczyć zatrudnienie i zwolnił dziesięć osób, w tym mnie — zaszlochała kobieta.

— Może wyjedziemy z kraju? — zaproponował Greg.

— Wiesz, że to niemożliwe — odparła Karen. — Przecież jest zakaz opuszczania kraju, a granice są pilnowane przez żołnierzy. Jedyna nadzieja w wyborach, ale to dopiero w przyszłym roku. Mam nadzieję, że następni rządzący będą odpowiedzialnie kierowali państwem i odbudują jego dawną świetność.

— Zarobiłem dzisiaj trochę, starczy na jedzenie i podstawowe środki czystości. Widziałaś te plakaty namawiające do wzięcia udziału w „Turnieju”?

— Dzisiaj w szpitalu dziewczyny o tym mówiły. Niektóre z nich nawet kupiły dostępy w przedsprzedaży. Organizatorzy tych okrutnych gier są już totalnie bezkarni. Słyszałam, że można tam nawet zginąć.

— Byłem dzisiaj zapoznać się z zasadami tej gry — powiedział Greg, nawiązując kontakt wzrokowy z żoną.

— Po co? Przecież idiotyczne byłoby wydawanie pieniędzy na oglądanie tego barbarzyństwa — skwitowała Karen.

— Bardziej chodziło mi o poznanie zasad z perspektywy uczestnika — odpowiedział poważnie Greg.

— Ty chyba zwariowałeś! Nie pozwolę ci na udział w żadnej z tych chorych gier. Liczę, że następna ekipa rządząca zamknie tych wszystkich zwyrodnialców do więzienia na długie lata i odpowiedzą za swoje zorganizowane zbrodnie.

— Potrzebujemy pieniędzy, Karen. Nie możemy wyjechać z kraju. Proszę się o pracę jak jakiś żebrak, ty swoją straciłaś. Nie mamy wyjścia, musimy działać szybko.

— Mam trzymiesięczny okres wypowiedzenia, więc jeszcze przez taki czas będę otrzymywała wynagrodzenie. Może uda się coś znaleźć, pielęgniarki z moim doświadczeniem są przecież potrzebne. Ty z kolei może znajdziesz jakieś większe zlecenie.

— A właśnie… Czy parkowałaś dzisiaj samochód w innym miejscu niż zwykle? Nie widziałem go, jak wchodziłem do bloku.

— Nie, zaparkowałam tam, gdzie zawsze — odpowiedziała Karen.

— Jasna cholera! — wykrzyknął Greg, po czym zbiegł po schodach i pognał w stronę miejsca parkingowego.

Miejsce było puste, a w błocie leżał niewielki łom, który złodzieje prawdopodobnie w pośpiechu zapomnieli zabrać. Greg zadzwonił na policję. Po dwudziestu minutach nadjechał radiowóz i wysiadło z niego dwóch mundurowych. Podeszli do Grega.

— W czym możemy panu pomóc? — zapytał jeden z nich.

— Ukradziono mi dzisiaj samochód. Był zaparkowany w tym miejscu. Złodzieje musieli zostawić ten łom — wyjaśnił poszkodowany.

— Czy samochód był ubezpieczony? — zapytał policjant.

— Niestety nie. Nie stać mnie na takie opłaty.

— To ma pan teraz duży problem. Oczywiście proszę o podanie numeru rejestracyjnego oraz modelu auta. Weźmiemy też łom, jako dowód w sprawie. Biorąc jednak pod uwagę brak monitoringu na tym osiedlu, sugeruję, aby nie miał pan dużych nadziei na odnalezienie pojazdu — skwitował mężczyzna w mundurze.

Greg podał dane samochodu, pożegnał się z policjantami, po czym wrócił do mieszkania.

— Ukradli nam auto — powiedział zrezygnowanym głosem do Karen.

— Może policja je znajdzie? — próbowała szukać pozytywów żona.

— Nie licz na to. Gorzej już chyba być nie może. — Greg pokręcił głową i po chwili dodał: — Chcę się zapisać do tej całej gry. Jest możliwość zrezygnowania po czwartej rundzie, a wtedy zarobię sporo pieniędzy.

— Przecież możesz tam zginąć, a wtedy zostaniemy z Tracy same — powiedziała Karen, ściskając mocno męża.

— Jak byłem jeszcze żołnierzem, to mogłem zginąć każdego dnia. Walczyłem z uzbrojonymi terrorystami, a jedynym poważniejszym urazem była lekko uszkodzona ręka. Wtedy nie martwiłaś się, że mogę zginąć.

— Martwiłam się, i to każdego dnia. Szczerze mówiąc, liczyłam, że przestaniesz uczestniczyć w tych akcjach. Chciałam, żebyś zaczął pracować za biurkiem, wtedy nie musiałabym się obawiać o twoje życie — powiedziała łamiącym się głosem Karen.

— Wiesz, kochanie, że potrafię przetrwać w dowolnych warunkach, wiele lat się tego uczyłem. Jestem bardzo dobrze wyszkolony i mam zdecydowanie silniejszą psychikę niż desperaci, którzy wezmą udział w „Turnieju”.

— Jestem zdecydowanie przeciwna. Pomyślałeś, co się stanie, jeśli zginiesz? — zapytała Karen.

— Tak. Będziesz miała dostęp do konta bankowego, z którego pobierzesz wszystkie pieniądze, jakie do tej pory zgromadzę — wyjaśnił Greg. — Jeśli wygram cztery rundy i się wycofam, to dostaniemy kwotę, która starczy nam na jakiś rok.

— Przecież to nie chodzi tylko o pieniądze. Chodzi o ciebie — wyszeptała jego żona. — Nie chcę, żebyś ryzykował swoje życie ku uciesze zdemoralizowanych oglądających. Kasa nie jest najważniejsza.

— Wiem i bardzo cię kocham. Uczestniczyłem w wielu niebezpiecznych akcjach, z których wyszedłem praktycznie bez szwanku. Nie sądzę, żeby tutaj było większe ryzyko. Poza tym po czterech rundach się wycofam.

— A co, jeśli wylosujesz konkurencję, w której jesteś słaby? — zapytała Karen.

— O tym organizatorzy również pomyśleli. Dwa razy w ciągu gry można wykorzystać tak zwaną zmianę, czyli zażądać ponownego losowania konkurencji. Jeśli więc wylosuję balet, a naprzeciwko mnie stanie szczupła tancerka, to zmienię konkurencję i pewnie wylosuję strzelanie do tarczy.

— Nadal jestem przeciwna. Nie przekonuje mnie to. Co mogę zrobić, żeby cię od tego odwieść?

— Nic, Karen. Załatwię to szybko i wrócę do domu z pieniędzmi.

Żona wybuchnęła płaczem i zamknęła się w łazience.

— Tatusiu, dlaczego mama płacze? — zapytała Tracy.

— Ponieważ martwi się o moje zdrowie, ale zupełnie niepotrzebnie. Jak ci się podoba nowa lalka?

— Jest super, zobacz, jakie ma duże oczy — powiedziała dziewczynka, wskazując palcem na twarz niewielkiej zabawki.

Następnego dnia Greg udał się ponownie do ogromnego budynku, którego adres widniał na plakatach rozwieszonych w całym mieście. Ustawił się w kolejce do biletomatu i po kilkunastu minutach wybrał na ekranie przycisk Chcę wziąć udział w grze. Maszyna wydrukowała karteczkę z numerem A-134 i po niecałej godzinie taki napis wyświetlił się na ogromnym ekranie, wskazując stanowisko szóste. Podszedł do wskazanego miejsca i usiadł na fotelu.

— W czym mogę panu pomóc? — zapytał młody chłopak ze sztucznym uśmiechem.

— Chcę wziąć udział w grze — odpowiedział Greg.

— Proszę w takim razie o przygotowanie dokumentu tożsamości i o wypełnienie tych pięciu formularzy — powiedział pracownik, po czym wręczył kandydatowi stos dokumentów oraz długopis.

Greg podał swój identyfikator i zaczął wypełniać materiały. Musiał odpowiedzieć na setki pytań, które dotyczyły jego stanu zdrowia, przeszłości, rodziny, zainteresowań, nałogów. Znajdował się tam również test psychologiczny, który jednak nie stanowił dla niego większego wyzwania. Zeskanowano też odcisk jego palca. Uzupełniony komplet dokumentów młody pracownik położył na urządzeniu, którego podajnik zaczął wciągać do środka pojedyncze kartki. Po chwili pracownik oznajmił, że dane są poprawne, a na podstawie podanych informacji system zakwalifikował Grega do kolejnego etapu rekrutacji. Młody chłopak skierował go do innego pomieszczenia, w którym miały zostać przeprowadzone badania lekarskie. Greg poszedł we wskazanym kierunku do miejsca, gdzie kilkudziesięciu lekarzy przeprowadzało analizę zdrowia kandydatów do udziału w grze. Greg wszedł za wysoki parawan i został poproszony o rozebranie się do pasa. Następnie doktor go osłuchał, kazał szeroko otworzyć usta i na koniec zmierzył mu ciśnienie. Ciśnieniomierz wyświetlił wynik 180/90.

— Ma pan problemy z ciśnieniem czy to tylko jednorazowy tak wysoki wynik w związku ze stresem? — zapytał lekarz.

— Nie mierzę ciśnienia, więc nie wiem, ale to raczej efekt podekscytowania związanego z rekrutacją — odpowiedział Greg.

— Dobrze, czyli nie ma tematu.

— Jest pan pewien, że można to zbagatelizować? — upewnił się Greg.

— Osobiście uważam, że powinien się pan dokładnie przebadać, ale na potrzeby tej rekrutacji wystarczy mi pana deklaracja, że to jednorazowy tak wysoki wynik. Gdybym miał być drobiazgowy i dyskwalifikować ludzi za takie rzeczy, to nie uzbieralibyśmy w tym kraju ponad miliona osób — zaśmiał się półgębkiem mężczyzna w białym fartuchu.

— Rozumiem.

— Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy dobrze pan ocenia stan swojego zdrowia psychicznego.

— Dobrze, choć czasami pojawiają się u mnie stany lękowe. Byłem kiedyś żołnierzem i przypominają mi się rzeczy, które widziałem. W takich chwilach…

— Czyli zapisuję, że ocenia pan pozytywnie swoje zdrowie psychiczne — przerwał mu lekarz, po czym nakazał się ubrać, zmierzył go, zważył, zrobił zdjęcie całej sylwetki i wpisał informacje do systemu.

— Czy to wszystko? Gdzie teraz mam się udać? — zapytał zdziwiony powierzchownością badania Greg.

— Uznałem, że jest pan zdrów jak ryba — uśmiechnął się lekarz. — Teraz proszę o podpis w tym miejscu, że wyraża pan zgodę na udział w turnieju.

Greg wziął do ręki plik dokumentów, który zawierał kilkadziesiąt oświadczeń. Pobieżnie je przeczytał i podpisał we wskazanym miejscu. Następnie lekarz poprosił o zajęcie miejsca na krześle oraz opuszczenie głowy. Były żołnierz posłusznie wykonał polecenie, po czym poczuł silny ból z tyłu głowy.

— Co pan zrobił? — wykrzyknął oburzony.

— Wszczepiłem panu pod skórę specjalne urządzenie, które teraz aktywuję. Proszę przyłożyć mocno ten gazik w miejscu ukłucia, za chwileczkę krwawienie ustanie.

— Dlaczego pan to zrobił?

— Każdy uczestnik gry musi mieć zainstalowane to urządzenie. Nie ma wyjątku od tej reguły i wyraził pan na to zgodę. O szczegółach dowie się pan w następnym pomieszczeniu, do którego pana zapraszam. — Lekarz wskazał palcem na szerokie, dwuskrzydłowe drzwi.

Greg wszedł przez nie do kolejnej, wielkiej sali, w której tłoczyli się ludzie. Na dużym wyświetlaczu przedstawiony był harmonogram sesji informacyjnych, które odbywały się co dziesięć minut. Stoper odliczał właśnie czas do kolejnej sesji, która miała się odbyć za dwie minuty i trzydzieści dziewięć sekund. Greg obserwował zgromadzonych, z których część rozmawiała ze sobą, a pozostali w milczeniu oczekiwali na upłynięcie czasu. Punktualnie po zakończeniu odliczania odtworzone zostało nagranie dźwiękowe, skierowane do zebranych:

— Witajcie. Znajdujecie się na tej sali, co oznacza, że przeszliście wszystkie testy i zostaliście zakwalifikowani do udziału w „Turnieju”. Proces rekrutacyjny jest prowadzony w wielu miastach w całym kraju. Obecnie zarejestrowanych jest ponad dziewięćset pięćdziesiąt tysięcy uczestników. Termin zakończenia kwalifikacji jest szacowany na koniec tego tygodnia. Proszę o pobranie aplikacji o nazwie „Turniej”. W celu zalogowania się niezbędne będzie podanie danych osobowych oraz zeskanowanie odcisku palca. Poprzez aplikację będziecie otrzymywali wszelkie informacje dotyczące gry. Poznacie lokalizację kolejnej rundy, podstawowe dane na temat wylosowanego przeciwnika oraz nazwę konkurencji. Po kwalifikacji lekarskiej zostały wam z tyłu głowy wszczepione specjalne urządzenia. Pełnią one dwie funkcje. Pierwsza z nich to lokalizacja. Organizator od tej pory posiada informację o miejscu waszego przebywania, na co wyraziliście zgodę. W tej chwili nie możecie już zrezygnować z gry aż do momentu wygrania czwartej rundy. Jeśli do momentu rozpoczęcia rundy nie zjawicie się w ustalonym miejscu, to uruchomiona zostanie druga z funkcji urządzenia. Eksploduje ono, doprowadzając do błyskawicznej śmierci. Próba samodzielnego usunięcia urządzenia lub skorzystanie z pomocy chirurgicznej również doprowadzi do automatycznego wybuchu. Reaguje ono bowiem między innymi na światło czy powietrze. Życzę powodzenia w grze, zwycięzca będzie tylko jeden.

Na sali zapanował chaos. Część ludzi ze stoickim spokojem opuściła pomieszczenie. Inni wyciągnęli smartfony i zaczęli pobierać wskazaną aplikację. Jeszcze inni wpadli w panikę i chcieli się cofnąć do poprzedniej auli, żeby wycofać się z gry. Liczni ochroniarze uniemożliwiali jednak ten proceder i asertywnie kierowali uczestników do wyjścia. Greg opuścił budynek i pobrał aplikację, którą następnie zainstalował. Miała ona bardzo intuicyjny interfejs. W pierwszej kolejności Greg został poproszony o zalogowanie się poprzez podanie szeregu danych. Następnie musiał zeskanować odcisk swojego palca, po czym ukazał się duży napis: Witaj, Greg! Liczba zarejestrowanych uczestników w grze wynosi obecnie 958 852/1 048 576. Po zakończeniu procesu rekrutacji otrzymasz stosowne powiadomienie. Mężczyzna ściągnął gazik z głowy, trochę pobrudzony zakrzepłą krwią. Wracając do mieszkania, przechodził ponownie obok odgruzowanego placu, gdzie wcześniej trochę dorobił sprzątaniem. Z daleka zobaczył go znajomy kierownik z nadwagą.

— Greg, nie chcesz dzisiaj trochę dorobić?

— Pewnie, a co trzeba zrobić?

— Dwóch moich ludzi postanowiło wziąć udział w tej nowej grze i zrezygnowali z pracy. Stwierdzili, że niedługo będą tak bogaci, że nie będą już musieli dla mnie pracować — wyjaśnił otyły mężczyzna. — Odpowiedziałem im, że są idiotami i zapisali się na pewną śmierć, ale takim nie przemówisz do rozsądku. Potrzebuję kogoś do pomocy w produkcji i dostarczaniu betonu. Tam stoi betoniarka, trzeba do niej wsypywać tylko cement, piasek i wodę, a następnie rozlewać do taczek. Pozostali będą zawozić ten beton do murarzy. Płacę tyle za godzinę co ostatnio.

— Zgoda — odrzekł Greg, po czym natychmiast zabrał się do roboty.

Po kilku godzinach ciężkiej pracy otrzymał obiecaną wypłatę i wrócił do mieszkania, gdzie czekała już na niego Karen.

— Greg, naprawdę nie chcę, żebyś się zapisywał do tej głupiej gry. Życie jest najważniejsze i nie możesz go ryzykować. Poradzimy sobie jakoś — powiedziała, rzucając się mężowi na szyję.

— Kochanie, już się zapisałem do „Turnieju” i nie mogę się wycofać — powiedział Greg. — Wszczepili mi urządzenie, które eksploduje, jeśli nie stawię się w miejscu rozgrywania pierwszej rundy.

Kobieta wybuchnęła płaczem i uderzyła męża w policzek.

— Jak mogłeś mi to zrobić? — zawołała.

— Mówiłem ci już, że pracując w wojsku, codziennie ryzykowałem życie. Wygram pierwsze cztery rundy i wrócę z pieniędzmi — wyjaśniał spokojnie Greg. — Jestem sprawny, silny, sprytny i posiadam wiele różnych umiejętności. Jeśli wylosuję niewłaściwą konkurencję, to ją zmienię, mogę to zrobić aż dwukrotnie.

— Uważasz, że postąpiłeś słusznie, ale zachowałeś się skrajnie nieodpowiedzialnie. Ryzykujesz swoje życie i możesz doprowadzić do tego, że ja zostanę bez męża, a Tracy bez ojca. Nie zastanawiałeś się, czy twoja córka wolałaby mieć lalkę, czy tatę?

— Jakbym nic nie zrobił z naszym losem, to umarlibyśmy z głodu. Straciłaś pracę, ukradli nam samochód, nie mogę znaleźć niczego na stałe. W obecnej sytuacji gospodarczej to tylko kwestia czasu, kiedy przestanie nam starczać na jedzenie. Jak wygram cztery rundy i się wycofam, to zyskamy tyle czasu, że będziemy mogli spokojnie poukładać nasze finanse.

— Ty cały czas mówisz tylko o pieniądzach. Czy nie rozumiesz, że po prostu się o ciebie martwię? — zapytała Karen.

— Wiem, kochanie. Bardzo cię kocham i mam świadomość tego, że się o mnie troszczysz. Ja natomiast czuję obowiązek zadbania o naszą rodzinę i dlatego zapisałem się do tej gry. Nie wiem, czy będziesz chciała na to patrzeć, ale jako uczestnik dostałem jeden dostęp dla członka rodziny. Mogłabyś śledzić moje zmagania w „Turnieju”. — Greg przekazał żonie kartkę z kodem dostępowym i instrukcją.

Rozdział III

Następnego dnia Greg z samego rana wyszedł z mieszkania i skierował się w stronę placu budowy, na którym ostatnio zarobił trochę pieniędzy. Nagle telefon w jego kieszeni zawibrował. Aplikacja wysłała mu powiadomienie, że osiągnięto komplet uczestników „Turnieju”. Licznik pokazał 1 048 576/1 048 576. Widoczna była też informacja: Prosimy oczekiwać na dalsze instrukcje. Parowanie uczestników do pierwszej rundy oraz losowanie konkurencji odbędą się za 2 dni, 23 godziny, 59 minut, 46 sekund. W ciągu jednej godziny od poznania konkurencji można skorzystać z dostępnej dwa razy w całej grze opcji „zmiana”, co spowoduje ponowne wylosowanie kategorii. Po ostatecznym wylosowaniu konkurencji zostaną państwo poinformowani o lokalizacji rozgrywania danej rundy. Niepojawienie się w ustalonym miejscu spowoduje wyeliminowanie zawodnika z dalszej gry poprzez aktywację wszczepionego urządzenia. Życzymy wszystkim zwycięstwa i miłej zabawy. Organizator.

Greg schował telefon i poszedł na budowę, gdzie cały dzień nosił cegły i sprzątał w zamian za niewielkie wynagrodzenie. Po powrocie do mieszkania opowiedział Karen o powiadomieniu, które otrzymał. Przekazał również żonie pieniądze zarobione tego dnia na budowie.

— Masz już nie pracować przed tą głupią grą. Niezależnie od tego, jaką konkurencję wylosujesz, nie możesz być zmęczony ani fizycznie, ani psychicznie — powiedziała zmartwiona żona.

— Dziękuję za troskę, kochanie.

— Postanowiłam też, że nie będę oglądała tego cyrku. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby ci się coś stać, a ja musiałabym na to patrzeć.

— Rozumiem i szanuję twoją decyzję. Pewnie na twoim miejscu postąpiłbym tak samo.

— Proszę, tylko mnie informuj o wszystkim. Chcę wiedzieć, w jakich dyscyplinach będziesz brał udział i z kim będziesz konkurował.

— Nie ma sprawy, tak zrobię. Możemy nawet wspólnie podjąć decyzję, czy skorzystać z możliwości zmiany konkurencji. Znasz mnie lepiej niż ja sam, więc będziesz wiedziała, w czym mogę sobie poradzić, a w czym zdecydowanie nie.

Greg cały wieczór spędził z Karen i Tracy. Najpierw bawili się w chowanego. W niedużym mieszkaniu nie było wielu kryjówek, ale nie przeszkadzało to w dobrej zabawie. Pierwszy szukał tata, który od razu zobaczył nogę dziewczynki, wystającą zza kosza na pranie. Udawał jednak, że nie wie, gdzie się schowała, głośno wyrażając zachwyt nad jej kreatywnością. Mrugnął tylko do Karen, schowaną za firanką, i znalazł ją jako pierwszą. Potem nosił córkę, która wskoczyła mu na plecy i udawała, że jedzie na koniu. Wszyscy świetnie się bawili i zdawać się mogło, że chwilowo zapomnieli o swojej sytuacji finansowej oraz o szybko zbliżającym się terminie rozpoczęcia „Turnieju”.

Następnego dnia mężczyzna z samego rana poszedł do osiedlowego sklepu kupić chleb. Za namową Karen postanowił, że przed rozpoczęciem gry nie będzie szukał nowych zleceń, żeby nie ryzykować kontuzji. Wybrał duży bochenek i ustawił się w kolejce.

— Greg Watson? — usłyszał nagle niski męski głos.

Odwrócił się i zobaczył wysokiego, dobrze zbudowanego bruneta w koszulce moro.

— Jimmy Tailor! — powiedział głośno i podszedł się przywitać.

— Co ty tutaj robisz? — zapytał brunet. — Myślałem, że po tej akcji z ręką przepadłeś na dobre.

— Ja tutaj mieszkam. Miałem zadać ci to samo pytanie.

— Chodźmy może na zewnątrz, to sobie spokojnie porozmawiamy.

— Jimmy, zapraszam do swojego mieszkania, nie widzieliśmy się wiele lat.

Mężczyźni udali się do mieszkania, gdzie Greg przygotował mocną kawę. Usiedli następnie na kanapie i rozpoczęli żywą dyskusję.

— Pamiętasz tę akcję, kiedy oberwałem w rękę? — powiedział Greg. — Mam duże pretensje do Stanleya, że nie zlikwidował tego terrorysty po prawej. Gdybyś nie zachował wtedy zimnej krwi i go nie wyeliminował, już by mnie nie było. Uratowałeś mi życie.

— Zrobiłbyś dokładnie to samo na moim miejscu — uśmiechnął się Jimmy. — Długo się później zastanawiałem, dlaczego Stanley nie puścił wtedy całej serii. Był świetnie wyszkolony i takie błędy po prostu nie miały prawa się zdarzyć. Wielokrotnie go o to pytałem, ale nigdy nie uzyskałem odpowiedzi. Mam wrażenie, że cię nie lubił, bo byłeś ulubieńcem dowódcy. No ale jakoś nie widział twojej ciężkiej pracy i wyrzeczeń. Przypuszczam, że zrobił to wtedy specjalnie, ale mam też świadomość, że to poważne oskarżenia i mogą być nieuzasadnione i krzywdzące — powiedział Jimmy.

— Teraz to już nie ma większego znaczenia, choć moja ręka nigdy nie wróciła do pełni zdrowia. Powiedz, co u ciebie — poprosił Greg.

— Po twoim odejściu ze służby brałem udział jeszcze w wielu akcjach. Raz zostałem postrzelony w nogę i skończyłem podobnie jak ty. Pracodawca stwierdził, że nie jestem zdolny do dalszej służby w jednostce specjalnej i zerwał kontrakt. Potem pieniądze zaczęły się kończyć, a inflacja zrobiła swoje. Wtedy usłyszałem o tej nowej grze i postanowiłem wystartować. Nie mam nic do stracenia i nie boję się śmierci, więc „Turniej” jest w sam raz dla mnie.

— Jasna cholera! Ja też się zapisałem — zdumiał się Greg, otwierając szeroko oczy.

— Naprawdę? Mam więc tylko nadzieję, że nie trafimy na siebie. Prawdopodobieństwo jest tak małe, że jest to wręcz niemożliwe. Losowanie już niedługo i liczę na to, że nie trafię jakiegoś baletu czy tańca artystycznego — skwitował Jimmy.

Dwa dni później Greg i Karen usiedli razem na kanapie i patrzyli na telefon, na którym aplikacja wskazywała czternaście minut do parowania i losowania konkurencji. Greg poszedł jeszcze do kuchni zrobić sobie kawę i zaproponował żonie, że przygotuje jej herbatę. Po kilkunastu minutach odliczania pojawił się komunikat, że rozpoczyna się losowanie przeciwnika oraz kategorii. Chwilę później na ekranie ukazała się informacja, że w pierwszej rundzie rywalem Grega będzie niejaki Zane Madison. Po naciśnięciu Wyświetl informacje pojawiło się zdjęcie łysego mężczyzny średniego wzrostu. Obok zdjęcia widniały podstawowe informacje: wiek czterdzieści dwa lata, wzrost sto siedemdziesiąt pięć centymetrów, waga osiemdziesiąt pięć kilogramów, zawód: mechanik samochodowy, zainteresowania: bieganie, łowienie ryb. Greg z pewną ulgą zapoznał się z podstawowymi informacjami o swoim przeciwniku.

— Nie wygląda to tragicznie, Karen — powiedział. — Mam tylko nadzieję, że nie wylosuję konkurencji związanej z naprawianiem pojazdów.

Po chwili aplikacja wyświetliła nazwę konkurencji: Wspinaczka. Obok widniał przycisk Szczegóły, pod którym znajdował się następujący opis: Zawodnicy będą wspinali się po równoległych, identycznych ściankach. Zwycięzcą zostanie ten, który pierwszy dotknie płytki zawieszonej na wysokości 15 metrów. Zmiana konkurencji możliwa w ciągu 58 minut, 14 sekund.

— Co sądzisz? — zapytał Greg.

— Trudno powiedzieć — odparła Karen. — Ten facet nie wygląda na tak sprawnego jak ty. Jest też starszy, więc na podstawie tych informacji twoje szanse wyglądają na wyższe.

— Kiedyś miałem okazję trochę się wspinać w jednostce. Nie był to jakiś regularny trening, ale kilka razy byliśmy na sztucznej ściance i szło mi całkiem nieźle — powiedział Greg.

— Nie zmieniajmy więc konkurencji. Szkoda marnować tej możliwości, skoro masz je tylko dwie. Jeśli twój przeciwnik stwierdzi, że nie ma z tobą szans, to sam wykorzysta zmianę — stwierdziła Karen.

Małżonkowie patrzyli na licznik, popijając co jakiś czas kawę i herbatę. Po upływie godziny pojawił się komunikat: Konkurencja zostaje zatwierdzona. Zostanie rozegrana w mieście Cambeltown w hali widowiskowo-sportowej przy Gregorian Street 10. Do rozpoczęcia konkurencji zostały 2 dni, 16 godzin, 54 minuty, 8 sekund. Prosimy o punktualne pojawienie się we wskazanej lokalizacji. Brak stawiennictwa będzie skutkował natychmiastową eliminacją zawodnika.

— Chyba nie jest tak źle, Karen. Jak sądzisz?

— Mam tylko pewną obawę… Dlaczego ten człowiek nie zmienił konkurencji? — zapytała żona.

— Może nie zdążył albo nie jest zbyt bystry i nie wiedział, jak to zrobić.

— Chciałabym, żeby właśnie tak było. Oby tylko nie okazało się, że ma doświadczenie we wspinaniu.

— Obstawiam jednak pierwszą wersję. Na zdjęciu widać, że trochę odstaje mu brzuch. Będzie miał wyzwanie, żeby się trzymać blisko ściany.

— Greg, powinieneś wcześniej pojechać na miejsce. Cambeltown jest trzysta kilometrów stąd, a nie możesz zaryzykować spóźnienia. Nie trenuj przed rundą, żebyś czasami nie uszkodził jakiegoś mięśnia. Mam nadzieję, że twoja lewa ręka wytrzyma to wspinanie — powiedziała z troską żona.

— Masz rację. Na ćwiczenia jest już za późno i mógłbym zrobić więcej złego, niż dobrego. Jutro pojadę pociągiem na miejsce, żeby być bezpiecznie przed czasem. Sprawdzę jeszcze, czy ten cały Zane nie ma czasami profilu na portalu społecznościowym.

Po kilku minutach poszukiwań mężczyzna odnalazł zdjęcie niemal identyczne z tym znajdującym się w aplikacji. Wszedł na profil swojego przeciwnika i zaczął przeglądać zdjęcia. Na większości z nich znajdowały się jakieś samochody, były również fotografie, na których Zane pił piwo ze swoimi znajomymi. Greg zaczął przeglądać wcześniejsze lata, kiedy jego rywal nie miał jeszcze odstającego brzucha.

— Cholera! Karen, chodź szybko! — krzyknął nagle.

— Co się stało? — zapytała żona.

— Zobacz. Teraz wszystko jasne, dlaczego koleś nie zmienił konkurencji.

Oczom małżonków ukazały się zdjęcia sprzed ośmiu lat, na których Zane Madison pozował przy ściance wspinaczkowej z dyplomem za zajęcie trzeciego miejsca w lokalnym konkursie wspinaczkowym.

— Nie przejmuj się — powiedziała Karen. — Teraz już i tak nie możemy zmienić dyscypliny. Pamiętaj, że to było osiem lat temu. Wyglądał wtedy zupełnie inaczej, a ty cały czas masz muskularną sylwetkę i dobrą formę.

— Masz rację. Nie ma sensu tego analizować. Po prostu tam pójdę i z nim wygram. To nie ulega żadnej wątpliwości.

Następnego dnia Greg spakował walizkę, pożegnał się z rodziną i poszedł na stację, z której miał odjechać pociąg do Cambeltown. Po kilku godzinach podróży był na miejscu i udał się do taniego hotelu, w którym wynajął pokój na jedną noc. Miasto było rozległe i urokliwe. Znajdowały się w nim liczne zabytki, pomniki, rzeźby, a w centrum pięły się w górę liczne szklane wieżowce, stanowiące symbol postępu cywilizacyjnego. Mężczyzna poczuł duży dysonans, że z jednej strony rozwój ludzkości doprowadził do powstania tak pięknych i zaawansowanych obiektów, a z drugiej strony do organizowania barbarzyńskich, morderczych gier. Przebijając się przez tłum, Greg słyszał, że miasto żyło „Turniejem”. Większość rozmów, które dobiegły jego uszu, dotyczyła tej gry, rozpoczynającej się już następnego dnia. Organizowano zakłady bukmacherskie, w których można było obstawiać, kto zostanie zwycięzcą. Były żołnierz dobrze sobie radził ze stresem, ale teraz nawet jemu udzieliły się emocje. Poszedł więc prosto do hotelu, żeby się zakwaterować i wyciszyć.

— Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc? — zapytała miła recepcjonistka.

— Mam rezerwację pokoju jednoosobowego na nazwisko Watson.

— Oczywiście, to będzie pokój numer sto jeden, na pierwszym piętrze. Pan też przyjechał na „Turniej”?

— Tak — odpowiedział niechętnie Greg, ale nie zwrócił kobiecie uwagi na jej nachalność.

— W takim razie życzę powodzenia. Jest pan już chyba czternastą osobą w naszym hotelu, która przyjechała wziąć udział w pierwszej rundzie.

Greg wziął klucz i udał się na pierwsze piętro. Pokój był niewielki, z jednym wąskim łóżkiem oraz małym biurkiem, na którym stał stary telewizor. Otworzył walizkę, do której spakował obcisłą koszulkę, krótkie spodenki oraz stare buty do wspinania. Z ciekawości włączył telewizję. Było dostępnych dziesięć kanałów, ale na każdym z nich omawiano zasady „Turnieju” oraz przedstawiano liczne wywiady z ekspertami, którzy uśmiechnięci powtarzali, że czegoś takiego jeszcze w tym kraju nie było. Znani aktorzy zapraszali do wykupywania dostępów i oglądania tego wydarzenia tak, jakby to była jakaś bajka, a nie rzeź, w której miała zginąć ogromna liczba ludzi. Prezentowane były także statystyki, z których wynikało, że w „Turnieju” weźmie udział sześćdziesiąt pięć procent mężczyzn oraz trzydzieści pięć procent kobiet, a średnia wieku uczestnika wynosi czterdzieści dwa lata.

Nagle Greg usłyszał pukanie do drzwi. Podszedł i zobaczył uśmiechniętego młodego mężczyznę z czapeczką na głowie. Nieznajomy zapytał, czy on również będzie uczestniczył w grze, i entuzjastycznie zareagował, gdy Greg to potwierdził.

— To świetnie! — wykrzyknął. — Ja jutro zaczynam od wspinaczki, a ty?

— Ja również będę się wspinał — odpowiedział Greg.

— Wow, to rewelacyjnie! Mogę cię o coś zapytać? — kontynuował młody mężczyzna.

— Jasne. Wejdź, ale tylko na chwilę, bo chcę się mentalnie przygotować do pierwszej rundy.

Chłopak ściągnął czapeczkę z daszkiem i usiadł.

— Jestem Michael. Cieszę się, że wylosowałem tę konkurencję, bo wspinanie to moja pasja od jakichś dziesięciu lat.

— To musisz być dobry po tylu latach trenowania — odparł Greg.

— Nie narzekam, choć zawsze można coś poprawić. Ostatnio przechodziłem trasę oznaczoną piątym poziomem trudności. Wspinałem się z dolną asekuracją, ale na wędkę również nie mam problemów. Z jednym chwytem męczyłem się trochę za długo, stąd nie najlepszy czas, ale było blisko rekordu trasy. A ty jakie znane trasy przeszedłeś? — dociekał młody wspinacz.

— Wyjdź już z mojego pokoju! Nie chcę o tym rozmawiać — odparł zdenerwowany Greg.

Michael wyszedł z pomieszczenia, zdziwiony nagłą reakcją mężczyzny. Greg zamknął drzwi od wewnątrz i poczuł silny stres. Nie miał zielonego pojęcia o poziomach trudności we wspinaczce ani o sposobach asekuracji. Nie był też w stanie wymienić absolutnie żadnej trasy. Poczuł się totalnym żółtodziobem i nie chciał ani minuty dłużej kontynuować tej rozmowy. Postanowił szybciej pójść spać, żeby być wypoczętym przed pierwszą konkurencją, która miała się rozpocząć o godzinie 10:00. Śniło mu się, że wchodzi do ogromnej hali i podchodzi do ścianki wspinaczkowej. Zespół sędziów oczekuje na jego rywala, który zjawia się na miejscu, przepełniony pewnością siebie. Ściana przed nimi jest tak wysoka, że nie widać jej końca. Nagle sędzia daje gwizdkiem sygnał do startu. Przeciwnik rusza pionowo do góry, niczym wojskowy helikopter, i po chwili już go nie widać. Greg z kolei porusza się jakby w zwolnionym tempie, ślizgając się na każdym kamieniu. Po kilku sekundach słychać głośny sygnał, że znany jest już zwycięzca. Były żołnierz przerażony patrzy na sędziego z wysokości kamienia zawieszonego na pierwszym metrze ścianki.

— Co teraz ze mną będzie? — pyta przerażony.

Mężczyzna z gwizdkiem robi smutną minę, po czym następuje silna eksplozja z tyłu głowy Grega, która powoduje jego chwilowe ogłuszenie. Próbuje dotknąć swoich włosów w tamtym obszarze, ale wyczuwa tylko wielką dziurę, po czym osuwa się na podłogę.

Greg obudził się cały zlany potem. W pierwszej chwili dokładnie zbadał swoją czaszkę i uświadomił sobie, że miał tylko zły sen. Była godzina 6:30 i stwierdził, że i tak już nie zaśnie. Wstał z łóżka, zjadł lekkie śniadanie i o godzinie 8:30 był już przed halą widowiskowo-sportową na Gregorian Street 10. Wejścia pilnowali niezliczeni ochroniarze, wszędzie byli reporterzy i kamerzyści. Greg z niewielkim plecakiem skierował się w stronę dużych drzwi, gdzie potężny brunet w przeciwsłonecznych okularach kazał mu zeskanować odcisk palca i podać swoje dane osobowe. Następnie wpuścił go do środka, gdzie Greg zobaczył ogromną halę, obudowaną dookoła ściankami wspinaczkowymi, na których znajdowały się liczne różnokolorowe stopnie i chwyty. Naliczył kilkadziesiąt par tras, co oznaczało, że tę konkurencję musiały wylosować tysiące uczestników „Turnieju”. Po chwili podeszła do niego młoda reporterka w asyście kamerzysty.

— Jak się pan czuje z tym, że zaraz może zginąć? — zapytała entuzjastycznie z udawanym grymasem bólu na twarzy.

— Nie zginę, nie po to tutaj przyszedłem — odpowiedział stanowczo Greg.

— Pana przeciwnik pewnie myśli tak samo — dodała, na co on momentalnie zakończył rozmowę i się oddalił.

Punktualnie o godzinie 10:00 w hali rozbrzmiał donośny głos:

— Drodzy uczestnicy, witajcie w pierwszej rundzie „Turnieju”. Wylosowaliście kategorię „wspinaczka”, łącznie weźmie w niej udział osiem tysięcy sto dziewięćdziesiąt dwie osoby. Do kolejnej rundy przejdzie tylko połowa z was, a przegrani pożegnają się z życiem. Sugeruję skoncentrowanie się na zadaniu, które będzie polegało na dotarciu przed przeciwnikiem na samą górę i dotknięciu płytki. Płytka zaświeci się wtedy na zielono oraz usłyszycie sygnał, informujący o wyłonieniu zwycięzcy. Na środku hali widzicie duże ekrany, na których będą wyświetlane wasze nazwiska oraz numery ścian, przy których będziecie rywalizować. Jeśli zawodnik nie stawi się w ciągu pięciu minut, zostanie wezwany ponownie. Jeśli i tym razem się nie pojawi, zostanie wyeliminowany z gry. Zwycięzca otrzyma dalsze instrukcje w aplikacji, przegrany zostanie zlikwidowany. Przy okazji chciałbym podziękować sponsorom „Turnieju” oraz wam, drodzy telewidzowie. Wpływy z abonamentów przekroczyły nasze najśmielsze wyobrażenia, co oznacza, że zasady gry spełniły wasze oczekiwania. Życzymy miłej zabawy.

Greg rozejrzał się po hali. Prawie cała widownia, podzielona na sektory, była wypełniona zawodnikami. Na najwyższym poziomie znajdowała się loża VIP-ów, w której siedzieli znani i bogaci. Były tam też gwiazdy wspinaczki, które udzielały wywiadów i miały komentować zmagania uczestników. Przy ściankach czekali sędziowie, w towarzystwie ogromnej liczby ochroniarzy. Organizacja wydarzenia stała na najwyższym poziomie, ale Gregowi kojarzyło się to wszystko z bitwami gladiatorów, ku uciesze żądnego krwi tłumu. Nagle zapalił się ekran i zostały na nim wyświetlone nazwiska pierwszych uczestników oraz stanowiska, do których powinni się udać. Greg nie odnalazł wśród nich siebie, więc obserwował dalszy przebieg rywalizacji. Zwrócił uwagę, że nie było wielu osób z nadwagą. Prawdopodobnie tacy skorzystali z możliwości zmiany konkurencji już w pierwszej rundzie, a ci obecni pewnie mieli ogromne doświadczenie we wspinaniu. Zawodnicy założyli uprzęże i zostali podczepieni do liny asekuracyjnej. Przy każdej ze ścianek rozpoczęło się odliczanie dziesięciu sekund, po których miał nastąpić start. Zawodnicy agresywnie ruszyli w górę, starając się jak najszybciej pokonać piętnastometrową trasę. Greg zwrócił uwagę na parę, w której obaj zawodnicy mieli bardzo wyrównany poziom. Stawiali stopy na kolejnych stopniach praktycznie w tym samym czasie. W końcu pierwszy z nich wyciągnął rękę i mocno nacisnął na płytkę, która zaświeciła się na zielono. Momentalnie nastąpiła eksplozja, a w czaszce przeciwnika pojawiła się wyrwa. Parkiet pod ścianką pokrył się krwią, którą błyskawicznie zmyła ekipa sprzątająca z wykorzystaniem dużych mopów. Ciało przegranego zawodnika zawisło na linie asekuracyjnej i powoli opuszczono je na dół, gdzie zostało momentalnie włożone do czarnego worka przez sprawną grupę pracowników i usunięte z głównej hali.

Serce Grega zaczęło bić mocniej. Część zawodników zaczęła krzyczeć, co zostało szybko zagłuszone głośną muzyką. Co chwilę rozlegała się kolejna eksplozja, aż po pewnym czasie przestało to robić większe wrażenie na uczestnikach. Kamerzyści biegali po całej hali, starając się uchwycić przebieg rozgrywki z różnych perspektyw, a ekipa sprzątająca szybko i skutecznie usuwała na bieżąco ślady krwi z parkietu i ścianek.

Nagle na wyświetlaczu pojawił się napis: Greg Watson, Zane Madison, stanowisko nr 4. Greg od razu podszedł do ścianki we wskazanym miejscu. Obok niego, na stanowisku numer trzy, stała starsza kobieta, oczekując na rywala. Sędzia w końcu powiedział, że jej przeciwnik nie dotarł w regulaminowym czasie i zostaje w tej chwili wyeliminowany z „Turnieju” poprzez detonację ładunku. Jednocześnie pogratulował jej awansu do kolejnej rundy. Wyświetlacz na stanowisku Grega wskazywał już tylko minutę, a mechanik samochodowy nie podchodził. Po upłynięciu czasu sędzia poinformował, że zostaje doliczony dodatkowy czas pięciu minut na stawienie się drugiego zawodnika. Po chwili Zane Madison podszedł do stanowiska. Wyglądał dokładnie tak jak na zdjęciu. Patrzył z groźną miną na Grega, ale można było zauważyć, że jest bardzo zestresowany. Ubrany był w strój do wspinaczki, co miało chyba na celu przestraszenie przeciwnika i zmniejszenie jego pewności siebie. Zane miał duże i opuchnięte dłonie, na które pewnie nieraz spadła jakaś część od samochodu. Mężczyźni ustawili się przy ściance i postawili stopy na pierwszym stopniu. Wyświetlacz wskazał dziesięć sekund i rozpoczęło się odliczanie. Po upływie czasu rozległ się dźwięk informujący o możliwości startu. Greg i Zane agresywnie ruszyli w górę, sprawnie łapiąc kolejne chwyty. Od razu można było zauważyć lepszą technikę mechanika, który odpowiednio stawiał kroki na czerwonych, odstających kamieniach, zróżnicowanych pod względem kształtu. Były żołnierz z kolei chwytał bardzo pewnie, wręcz kurczowo, nadrabiając siłą brak odpowiedniego doświadczenia. Po jakichś dwudziestu sekundach, gdy zawodnicy byli w okolicach połowy trasy, Greg poczuł dyskomfort w lewej ręce. Grymas bólu pojawił się na jego twarzy i mimowolnie puścił kamień. Udało mu się jednak utrzymać równowagę, zacisnął zęby i ponownie ruszył w górę. Zane miał z metr przewagi, ale widać też było, że zdecydowanie zwolnił z powodu braku kondycji i lekkiej nadwagi. Czerwony na twarzy konsekwentnie jednak poruszał się naprzód, a pot spływał z jego czoła wprost na parkiet pod ścianką. Pozostały jakieś trzy metry do płytki, gdy mechanik pośliznął się na stopniu i zsunął się kilka metrów w dół, w ostatniej chwili łapiąc swoją dużą dłonią czerwony kamień. Z obłędem w oczach ruszył ostro w górę, jednak odległość między zawodnikami była już zbyt duża i to Greg pierwszy dotknął płytki, która zaświeciła się na zielono. Popatrzył na swojego przeciwnika, zawieszonego na linie kilka metrów pod nim. Zane odwzajemnił to spojrzeniem pełnym przerażenia i jakby nieobecności. Po chwili nastąpiła eksplozja, która rozerwała czaszkę mechanika na kawałki. Parkiet pod ścianą pokrył się krwawą mazią, którą natychmiast uprzątnęła wyspecjalizowana ekipa sprzątająca. Lina asekuracyjna Grega została poluzowana, dzięki czemu został powoli opuszczony na ziemię.

— Gratuluję zwycięstwa! Proszę teraz o opuszczenie budynku i oczekiwanie na dalsze instrukcje, które pojawią się w aplikacji — oznajmił beznamiętnie sędzia.

Do ścianki podeszła kolejna para zawodników, podczas gry Greg zgodnie z instrukcją opuścił halę widowiskowo-sportową w Cambeltown i skierował się na stację kolejową. W pociągu w każdym przedziale stały telewizory. Można było na żywo obserwować rozmowy ekspertów w studiu. Dyskutowali o pozytywnych konsekwencjach „Turnieju”, kiedy jeden powiedział:

— Drodzy państwo, gra cieszy się ogromną popularnością, a pierwsza runda właśnie dobiega końca. Oznacza to, że wyeliminowanych zostanie łącznie pięćset dwadzieścia cztery tysiące dwieście osiemdziesiąt osiem osób. Możemy spodziewać się w związku z tym znacznego spadku bezrobocia w naszym kraju, który jest mocno przeludniony. Zwycięzcy pierwszej rundy otrzymają spore wynagrodzenie, które będą mogli przekazać przykładowo swoim rodzinom, i to niezależnie od tego, jakie będą ich dalsze losy w kolejnych konkurencjach. Dzięki organizatorom „Turnieju”, sponsorom i wam, drodzy abonenci, gospodarka naszego kraju się rozwija, a społeczeństwo staje się bogatsze. Serdecznie zachęcam do nabywania dostępów osoby, które jeszcze tego nie zrobiły. Zwycięzcom pierwszej rundy życzę natomiast powodzenia w kolejnych zmaganiach.

Rozdział IV

Greg po kilku godzinach był już w Fort Bundle. Mimo swojej wielkości i dużej liczby mieszkańców jego miasto było bardzo urokliwe. Znajdowała się w nim elitarna szkoła wojskowa, do które kiedyś uczęszczał. To właśnie w tym czasie poznał Karen, z którą ożenił się kilka lat później. Często odwiedzali wtedy restauracje, kawiarnie i kina w mieście, ponieważ było ich na to stać. Pogarszająca się sytuacja gospodarcza spowodowała, że takie atrakcje zaczęły być dostępne jedynie dla garstki bardziej zamożnych osób. Właściciele byli zmuszeni do zamykania swoich biznesów lub przebranżawiania się. W efekcie pojawiło się mnóstwo sklepów monopolowych oraz dilerów, którzy na ulicach nielegalnie sprzedawali narkotyki. Nastąpił prawdziwy rozkwit branży rozrywkowej, dostarczającej ludziom coraz bardziej wymyślnych atrakcji. Po kilku latach niejaki Hans Murdock osiągnął totalny monopol. Plotki głosiły, że pięćdziesięciopięciolatek z tajemniczą przeszłością dogadał się z politykami, którzy wprowadzili korzystne dla niego ustawy. Jego pozycja stale się wzmacniała, a konkurencja stopniowo była wykluczana z rynku. Po pewnym czasie stał się najbogatszym człowiekiem w kraju, otaczającym się niezliczoną liczbą ochroniarzy. Lubił pojawiać się publicznie mimo podejmowanych zamachów na jego życie. „Turniej” był największym przedsięwzięciem, jakie do tej pory zorganizował, oraz pierwszym, które dopuszczało uśmiercanie uczestników. Bliskie koneksje z wpływowymi ludźmi spowodowały, że Hans Murdock stał się nietykalny i bezkarny, dostarczając ludziom atrakcji, jakich według niego oczekiwali. Pogrążone w biedzie społeczeństwo było natomiast bardzo podatne na propagandę, która głosiła, że dzięki grom spada bezrobocie, społeczeństwo się bogaci, a gospodarka dynamicznie się rozwija.

Gdy Greg dotarł do mieszkania, Karen rzuciła mu się na szyję.

— Udało ci się, kochanie, zwyciężyłeś! — wykrzyknęła.

— Tak, skarbie, wygrałem pierwszą rundę. Oznacza to, że niezależnie od tego, co dalej ze mną będzie, ty otrzymasz pieniądze, które wam starczą na minimum rok.

— Najważniejsze, że tobie nic się nie stało. Martwiłam się o ciebie. Opowiedz mi o wszystkim.

Greg wziął prysznic, zmywając ze swojego ciała krople krwi Zane’a, a następnie opisał przebieg swojego udziału w pierwszej rundzie. Starał się pomijać drastyczne sceny, żeby żona nie martwiła się o niego jeszcze bardziej podczas kolejnych konkurencji. Nagle poczuł wibrację telefonu. Otworzył aplikację.

— Dostałeś jakąś nową informację? — zapytała żona.

— Tak. Gratulują mi zwycięstwa w pierwszej rundzie. Jest też wiadomość, że ustalona kwota zasiliła indywidualne konto bankowe. Dalszych informacji mam się spodziewać w najbliższym czasie — powiedział Greg.

— Ciekawe, kiedy będzie losowanie kolejnej konkurencji. Musisz wygrać jeszcze tylko trzy rundy, żeby wycofać się z gry.

Greg poszedł odebrać córkę z przedszkola. Nie chciał tracić pieniędzy na bilet autobusowy, stwierdził też, że spacer dobrze mu zrobi. Przypomniał sobie sceny, których był świadkiem w hali widowiskowo-sportowej w Cambeltown. Starał się opanować emocje, gdy głowy kolejnych uczestników wybuchały niczym arbuzy z umieszczoną w środku petardą. Był przekonany, że w wojsku widział już wszystko, jednak „Turniej” zupełnie go zaskoczył. Uzmysłowił sobie, że jednego dnia, w którym rozgrywana była pierwsza runda, zginęło ponad pół miliona osób. Każda z tych osób miała swoją historię, swoje marzenia i nadzieje, a zginęli w bestialski sposób ku uciesze społeczeństwa.

— Cześć, tatusiu — wykrzyknęła Tracy na widok ojca.

— Cześć, córeczko, wracajmy do domu.

— Szkoda, że już nie mamy samochodu, lubiłam nim jeździć — powiedziała cichutko.

— Nic nie szkodzi. Teraz za to możesz mi wskoczyć na barana i pobawimy się w konia do samego mieszkania — zaproponował z uśmiechem Greg.

— To wspaniale, uwielbiam wspinanie — odparła dziewczynka i zaczęła wchodzić na ramiona taty.

Ten nagle zamilkł, przypominając sobie konkurencję z pierwszej rundy, która już mu się dobrze nie kojarzyła. Potem, udając rumaka, potruchtał w stronę mieszkania, trzymając uśmiechniętą Tracy na plecach.

Wieczorem Greg usłyszał pukanie do drzwi. Stał za nimi znajomy saper z jego jednostki.

— Nie wiedziałem, że zapisałeś się do „Turnieju”. Widziałem, jak głowa twojego przeciwnika wybuchła jak jakaś piłka z confetti — wykrzyknął rozentuzjazmowany Oleg.

— Zamknij się! — warknął Greg. — Tutaj jest moja córka, która wszystko słyszy. Chodźmy stąd.

Wyszli z kolegą przed blok.

— Czemu mi nie powiedziałeś, że się zapisałeś do tej gry? — zapytał saper, od którego wyraźnie było czuć alkohol.

Greg wzruszył ramionami.

— Nie ma powodu do dumy. Potrzebuję pieniędzy, mówiłem ci niedawno.

— Trzeba było konkretnie powiedzieć, tobym coś wymyślił. Nie mam dużo, ale staremu kompanowi z wojska mogę trochę pożyczyć.

— Teraz to już nie ma znaczenia. Nie mogę się wycofać aż do wygrania czwartej rundy, więc jeszcze trzy przede mną — wyjaśnił Greg.

— Chcesz tak szybko zrezygnować? Widziałeś, jaką kwotę wypłacają za zwycięstwo w całej grze? Mógłbyś kupić absolutnie wszystko i żyć jak król do końca życia!

— Nie chcę cię obrazić, ale uważam, że gadasz jak skończony idiota. Przecież ja mam żonę i małe dziecko. Nie zaryzykuję uczestnictwa w dwudziestu rundach, mając za każdym razem pięćdziesiąt procent szans na natychmiastową śmierć — wyjaśnił zdenerwowany już Greg.

— Wszystko zależy od wylosowanej konkurencji. Poza tym pamiętaj o zasadach. „Turniej” jest rozgrywany systemem pucharowym, co oznacza, że jeśli przykładowo w piątej rundzie wylosujesz przeciwnika, który się wycofał po czwartej lub który nie dotrze na wskazane miejsce, to automatycznie wygrywasz i przechodzisz do następnego etapu. Musisz tylko dotrzeć na miejsce rozgrywania danej rundy, bo inaczej też zostaniesz wyeliminowany. Jesteś sprawnym facetem, więc twoje szanse są bardzo wysokie, no chyba że wylosujesz szydełkowanie — zaśmiał się Oleg.

— Ciebie to bawi? — Na skroni Grega uwidoczniła się żyła.

— Tylko żartowałem. Trzymam za ciebie kciuki i naprawdę liczę, że wygrasz. Fajnie byłoby mieć znajomego, który wygrał „Turniej”.

— Czy jako saper orientujesz się, co to za ładunek nam wszczepili z tyłu głowy?

— Tak, miałem nawet kiedyś okazję trochę z nim poeksperymentować, chociaż z dużo mniejszym gabarytem. Przy produkcji tego materiału pracuje mój znajomy z branży. Można go zdetonować zdalnie, a efektywność eksplozji jest imponująca. Co ciekawe, jest zaprojektowany tak, żeby wyrządzić maksymalną krzywdę na bliskim obszarze, a minimalną na nieco dalszym. Oznacza to, że gdybym stanął metr za tobą i doszłoby do wybuchu, to twoja czaszka by pękła jak plastikowa kulka, a ja jedynie usłyszałbym huk i musiałbym wyprać ubranie.

— A czy teoretycznie miałbyś możliwość usunięcia tego z mojej głowy?

— Niestety nie. To jest nowoczesne urządzenie, które reaguje na wiele czynników. Można sobie wyobrazić przeprowadzenie operacji jego usunięcia w warunkach beztlenowych i w absolutnej ciemności. Nie wiadomo jednak, jakie inne czujniki są w nim zainstalowane, czyli nie wiadomo, co jeszcze może wywołać eksplozję. Jedyną bezpieczną metodą jest jego zdalna dezaktywacja, po której możesz sobie urządzenie wydłubać nawet widelcem — zażartował na koniec Oleg.

Po powrocie do mieszkania Greg zobaczył w aplikacji kolejną wiadomość: Parowanie uczestników do drugiej rundy oraz losowanie konkurencji odbędą się za 23 godziny, 59 minut, 37 sekund. W ciągu jednej godziny od poznania konkurencji można skorzystać z dostępnej dwa razy w całej grze opcji „zmiana”, co spowoduje ponowne wylosowanie konkurencji. Po ostatecznym wylosowaniu konkurencji zostaną państwo poinformowani o lokalizacji rozgrywania danej rundy. Niepojawienie się w ustalonym miejscu spowoduje wyeliminowanie zawodnika z dalszej gry poprzez aktywację wszczepionego urządzenia. Życzymy wszystkim zwycięstwa i miłej zabawy. Organizator.

Następnego dnia wieczorem Greg i Karen siedzieli na kanapie, oczekując na losowanie przeciwnika. Po chwili na ekranie pojawiła się wiadomość, że rywalem Grega w drugiej rundzie będzie Gina Amber. Greg wcisnął przycisk Wyświetl informacje i ukazało się zdjęcie atrakcyjnej młodej kobiety oraz jej podstawowe dane: wiek dwadzieścia cztery lata, wzrost sto sześćdziesiąt dwa centymetry, waga pięćdziesiąt dwa kilogramy, zawód: księgowa, zainteresowania: gotowanie, podróże.

— Znowu mam szczęście, kochanie — powiedział cicho Greg.

— Z jednej strony tak, ale wszystko zależy od kategorii — odparła Karen. — Twoja przeciwniczka totalnie różni się od ciebie. Jeśli wylosowana zostanie konkurencja siłowa lub sprawnościowa, to wygrasz. Gorzej, jeśli trafisz na dyscyplinę typowo kobiecą lub wymagającą umiejętności kulinarnych.

Chwilę później na ekranie wyświetlił się napis: Strzelanie z broni pneumatycznej, a po kliknięciu przycisku Szczegóły pojawił się opis: Zawodnicy będą strzelali do tarczy z wiatrówek sprężynowych z naciągiem dolnym. Każdy odda trzy punktowane strzały. Zwycięzcą zostanie ten, kto uzyska lepszy wynik. Zmiana konkurencji możliwa w ciągu 58 minut, 19 sekund.

Greg uśmiechnął się do Karen, po czym powiedział:

— Spędziłem na strzelnicy setki godzin. Z samej broni pneumatycznej wystrzelałem pewnie z wiadro śrutu. Lepiej chyba nie mogłem trafić.

— Nie ciesz się jeszcze. Jeśli ta kobieta nie jest ekspertem od broni albo medalistką olimpijską w strzelectwie sportowym, to zmieni kategorię.

Nie minęło nawet dziesięć minut, gdy w aplikacji pojawiła się informacja: Gina Amber skorzystała z możliwości zmiany konkurencji. Za chwilę nastąpi ponowne losowanie.

— Cholera, wykrakałam — wykrzyknęła zdenerwowana Karen.

Po kilku sekundach na ekranie pojawiła się nazwa nowej kategorii: Podnoszenie ciężarów, a dalej opis: Zawodnicy będą uczestniczyli w konkurencji „martwy ciąg”, która będzie realizowana z wykorzystaniem sztangi, obciążonej talerzami. Sztanga będzie podnoszona z ziemi na wysokość bioder aż do wyprostowania całych pleców. Zwycięzcą zostanie zawodnik, który prawidłowo podniesie większy ciężar. Zmiana konkurencji możliwa w ciągu 59 minut, 8 sekund.

— Kochanie, ta kobieta ma wyjątkowego pecha — stwierdził Greg. — Nie ma najmniejszych szans, żeby podniosła większy ciężar ode mnie.

Jakieś trzy minuty później pojawił się komunikat: Gina Amber skorzystała z możliwości zmiany konkurencji. Za chwilę nastąpi ponowne losowanie.

— Nie wiedziałem, że można dwukrotnie zmienić kategorię w jednej rundzie. Szkoda — powiedział Greg.

— Trudno, jednak pamiętaj o jednym. W tym momencie twoja przeciwniczka nie może już zmienić konkurencji i jest zdana na to, co zostanie teraz wylosowane — odpowiedziała Karen.

Chwilę później aplikacja wyświetliła nazwę konkurencji: Wyskok dosiężny oraz opis: Zawodnicy ustawią się obok tablicy pomiarowej z podniesionym ramieniem, dzięki czemu zmierzony zostanie ich maksymalny zasięg. Następnie każdy wykona obunóż jeden pionowy skok w górę i wyciągniętą ręką zaznaczy punkt na przyrządzie listkowym. W ten sposób zmierzona zostanie różnica i wyświetlony wynik. Zwycięży zawodnik, który osiągnie wyższy wynik. Zmiana konkurencji możliwa w ciągu 59 minut, 12 sekund.

— Co myślisz, Karen?

— Pokaż jeszcze raz zdjęcie sylwetki tej Giny.

Greg wyświetlił ponownie na ekranie fotografię przedstawiającą przeciwniczkę.

— Ma sto sześćdziesiąt dwa centymetry i waży pięćdziesiąt dwa kilogramy — powiedziała Karen. — Zastanawiam się, jak takie parametry przekładają się na wysokość skoku. Zwróć uwagę na jej uda i łydki. Są szczupłe i nie wyglądają na muskularnie zbudowane.

— Myślisz, że jestem w stanie skoczyć wyżej niż ona? — zapytał Greg.

— Mierzysz sto osiemdziesiąt pięć centymetrów i ważysz dziewięćdziesiąt kilogramów. Jesteś więc prawie dwukrotnie od niej cięższy i nie masz sylwetki siatkarza czy koszykarza. Masz jednak silne, umięśnione nogi i jesteś bardzo sprawny. Moim zdaniem jesteś w stanie skoczyć od niej zdecydowanie wyżej — stwierdziła Karen.

— Również jestem tego zdania. Szkoda byłoby wykorzystać możliwość zmiany konkurencji już w drugiej rundzie w sytuacji, gdy razem oceniamy moje szanse jako wyższe.

Po niecałej godzinie na ekranie telefonu wyświetlony został napis: Konkurencja zostaje zatwierdzona. Zostanie rozegrana w mieście Northchester w hali im. Hansa Murdocka przy Victory Street 2. Do rozpoczęcia konkurencji zostały 2 dni, 16 godzin, 55 minut, 4 sekundy. Prosimy o punktualne pojawienie się we wskazanej lokalizacji. Brak stawiennictwa będzie skutkował natychmiastową eliminacją zawodnika.

— Myślisz, że gdyby Amber miała jeszcze możliwość zmiany kategorii, to zrobiłaby to? — zapytał Greg, czując lekką ekscytację.

— Zdecydowanie! Jaka kobieta przy zdrowych zmysłach zdecydowałaby się konkurować na śmierć i życie z wysportowanym byłym żołnierzem w konkurencji sprawnościowej? Musiałaby być wyjątkowo pewna siebie i mieć duże doświadczenie w danej dyscyplinie — odpowiedziała Karen, która wyłączyła chwilowo emocje, zastępując je skrajnie analitycznym myśleniem. — Nawet gdybym była zawodową siatkarką, to nie zaryzykowałabym konkurowania ze sprawnym mężczyzną w skoku dosiężnym. No chyba że miałby dużą nadwagę.

— Myślisz, że powinienem trochę poćwiczyć przed drugą rundą? — zapytał Greg.

— Możesz się lekko porozciągać, ale za wszelką cenę nie powinieneś ryzykować nabawienia się kontuzji. To jest najgorsze, co mogłoby się nam przydarzyć. Gdzie ta konkurencja będzie rozgrywana? — dopytała Karen.

— Northchester.

— To bardzo daleko stąd, jakieś pięćset kilometrów na północ. Powinieneś zapewnić sobie bufor bezpieczeństwa przed ewentualnym opóźnieniem pociągu.

— Masz rację. Nawet jeśli Amber odpuści tę rundę i nie zjawi się na miejscu, to ja i tak muszę tam dotrzeć — stwierdził Greg.

— Nie licz na to. Ona na pewno tam przyjedzie. Inaczej zginęłaby bez walki, a nikt przy zdrowych zmysłach tego nie zrobi.

Następnego dnia Greg spakował niezbędne rzeczy do niewielkiego plecaka. Stwierdził bowiem, że walizka, którą zabrał do Cambeltown, była za duża. Włożył te same spodenki i koszulkę, które przyniosły mu szczęście w pierwszej rundzie. Co jakiś czas delikatnie przyciągał palce stóp do góry, żeby rozciągnąć mięśnie łydek. Wykonywał też po kilka przysiadów, sprawdzając, czy uda są w dobrym stanie. Poczytał również o prawidłowej technice i zapoznał się z poradami dotyczącymi tej dyscypliny.

— Wiedziałaś, że istotne jest, aby przy pomiarze zasięgu obniżyć maksymalnie bark? — zapytał.

— Wydaje się to logiczne — odpowiedziała żona. — Mierzona jest różnica pomiędzy maksymalnym wyskokiem a zasięgiem w spoczynku. Opłaca się więc obniżyć bark, żeby zmierzona wysokość była jak najniższa. Potem oddasz jak najwyższy skok i wynikiem będzie różnica. Tamta kobieta jest zdecydowanie niższa od ciebie, więc nie doskoczy tak wysoko, ale za to będzie miała niższy zasięg w spoczynku.

Entuzjazm, który wyrażała Karen w swoich analitycznych rozważaniach, lekko zaniepokoił Grega. Z jednej strony cieszył się, że żona jest zaangażowana w jego zmagania i stara się pomóc, jak tylko potrafi. Z drugiej strony przecież to nie była jakaś tam gra. Gina Amber miała jakąś przeszłość, jakieś marzenia i z pewnością ważny powód, dla którego postanowiła wziąć udział w „Turnieju”. Rozważają teraz, czy jej szczupłe uda i łydki umożliwią wykonanie wysokiego skoku, a przecież za chwilę jej głowa może eksplodować. Najgorsze w tym było to, że wyłącznie wtedy Greg przeżyje i dostanie się do kolejnej rundy. Z pewnością Karen martwiła się o swojego męża, ale on zdał sobie sprawę, że zachowują się, jakby oglądali film i oceniali szanse głównego bohatera na przeżycie. Ogarnęło go przerażenie i nagle zamilkł.

— Wszystko w porządku? — zapytała żona.

— Boję się — odpowiedział krótko.

— To normalne w tej sytuacji. Nawet gdybyś startował w siłowaniu na rękę z chudą licealistką, to taka ogromna stawka może paraliżować.

— Mam tego świadomość. Przeraziło mnie coś innego.

— Co takiego?

— Zmiana twojego zachowania. Jeszcze niedawno stwierdziłaś, że nie będziesz oglądała moich zmagań. Byłaś całkowicie przeciwna mojemu udziałowi w „Turnieju”. Teraz natomiast na zimno kalkulujesz moje szanse w drugiej rundzie, rozmawiając o przeciwniczce, jak gdyby była przedmiotem — wyjaśnił Greg.

— Cały czas jestem przeciwna twojemu udziałowi i nadal nie zamierzam tego oglądać. W tym momencie i tak nie możesz się już wycofać, więc staram się bez emocji ocenić twoje szanse i wesprzeć cię w tym trudnym czasie. Jaki sens miałby teraz mój płacz, który wewnętrznie i tak cały czas się odbywa? — zapytała Karen.

— Masz rację. Po prostu poczułem chłód i stąd moje zachowanie.

— Jesteśmy w tym razem, rozumiesz? Pozostały nam trzy rundy do wygrania i wtedy się wycofasz. Nie ma dla mnie znaczenia, kogo wylosujesz, oni muszą zginąć — powiedziała dosadnie Karen.

Greg poczuł jeszcze większe przerażenie w związku z reakcją żony. Emocjonalna do tej pory Karen zniknęła. Jej miejsce zajęła skoncentrowana, chłodno myśląca kobieta, która właśnie powiedziała, że jego przeciwnicy muszą zginąć. „Do czego ci organizatorzy doprowadzili? Czym stał się ten kraj, ten naród?” — pomyślał. Chwilę później dotarło do niego, że jego żona bardzo mocno przeżywała ten czas i całą winę za to ponosi on sam. To jest wyłącznie dowód na to, że bardzo go kocha i za wszelką cenę pragnie, żeby żył. Nadal się martwi, ale pewnie zdała sobie sprawę, że na niewiele się to teraz zda i trzeba po prostu działać.

Greg sprawdził rozkład jazdy pociągów na trasie Fort Bundle — Northchester. Odjeżdżały co trzy godziny, więc w miarę regularnie, a czas podróży wynosił około sześciu godzin. Karen zrobiła mu kanapki na drogę i Greg udał się na stację kolejową. Był piękny majowy dzień, a słońce świeciło intensywnie. Pociąg został już podstawiony, więc Greg upewnił się tylko, że wsiada do właściwego, i zajął miejsce w pustym przedziale. Położył plecak na półce nad głową i usiadł przodem do kierunku jazdy. Po pewnym czasie otworzyły się drzwi.

— Czy możemy tutaj usiąść? — zapytała młoda mama z kilkuletnim synem.

— Oczywiście — odpowiedział Greg.

Zajęli miejsce i kobieta od razu wyciągnęła kanapkę z tuńczykiem, którą poczęstowała chłopca. Cały przedział momentalnie wypełnił się intensywnym zapachem ryby. Pociąg powoli ruszył, a Greg przypomniał sobie, jak kiedyś często jeździł ze swoim tatą nad jezioro. Kevin Watson był zapalonym wędkarzem i chętnie instruował młodego Grega, jak zakładać przynętę na haczyk, kiedy należy zaciągnąć wędkę oraz jak z wyczuciem wyciągnąć rybę na brzeg. Jeździli starym pick-upem, na którego pace leżały wędka, przynęta i dwa rozkładane krzesełka. Po udanym wędkowaniu mama smażyła złowione ryby, których piękny zapach wypełniał kuchnię.

— Wolne? — zapytał nagle łysy facet z tatuażem na szyi, nie oczekując jednak wcale na odpowiedź.

— Oczywiście — odpowiedział mały chłopiec, odsuwając na chwilę kanapkę od ust.

— Nie ciebie pytałem, gówniarzu — odparł głośno łysy, po czym wszedł do przedziału.

— Proszę się tak nie wyrażać do mojego dziecka, trochę kultury — oburzyła się młoda mama.

— Nie będziesz mi rozkazywała. Powiedz też swojemu szczylowi, żeby się nie odzywał.

— Wyjdźmy na chwilę! — powiedział Greg, który miał już tego dosyć.

— Chcesz oberwać, cwaniaczku? — Agresor podciągnął rękawy.

— Chcę porozmawiać.

Greg pierwszy opuścił przedział, oceniając przy tym dokładnie posturę intruza. Zaraz za nim wyszedł łysy, wyjątkowo nadpobudliwy facet, który wyglądał na bardzo pewnego siebie.

— Masz jakiś problem? — zapytał agresor.

— Nie podoba mi się twoje zachowanie w stosunku do dziecka i tej kobiety. Chcę, żebyś zmienił przedział — powiedział spokojnie Greg.

— Nie ma takiej możliwości. Sam sobie idź w inne miejsce, a ja zabawię się z tą pyskatą dziwką — odpowiedział łysy.

— Ja zostaję, a tobie ostatni raz grzecznie radzę, żebyś natychmiast zmienił przedział. — Greg, mówiąc, patrzył prosto w oczy krępemu facetowi.

Łysy wziął duży zamach, na co Greg zareagował błyskawicznie, trafiając lewym prostym prosto w szczękę. Lekko zamroczony mężczyzna podniósł głowę, ukazując tatuaż na szyi. Przedstawiał on głowę tygrysa z otwartą paszczą, który agresywnie pokazywał swoje wielkie kły. Greg wziął zamach i prawą ręką idealnie trafił drugi raz w szeroką szczękę, po czym jego przeciwnik bezwładnie osunął się na podłogę. W tej chwili do wagonu wszedł konduktor, który od razu zauważył leżącego faceta.

— Co się tutaj stało? — zapytał Grega.

— Chciałem wytłumaczyć temu jegomościowi, że nie należy obrażać kobiet i dzieci, ale postanowił mnie uderzyć. Byłem jednak szybszy i dokładniejszy, i oto efekt całej akcji.

Konduktor otworzył przedział, w którym siedziała mama z chłopcem, i zapytał, co się wydarzyło. Wersja Grega została potwierdzona, po czym pracownik kolei zadzwonił na policję. Po kilkunastu minutach pociąg zatrzymał się na stacji i weszli policjanci, którzy zabrali ze sobą oszołomionego jeszcze agresora. Greg wrócił do przedziału. Mały chłopiec płakał, przestraszony całą akcją.

— Wiem, że się przestraszyłeś. Nie przejmuj się tym, facet dostał nauczkę i teraz policja się nim zajmie — powiedział empatycznie mężczyzna.

— Dziękuję. — Kobieta mocno przytuliła swojego syna.

Greg poczuł promieniujący ból w prawej dłoni. Nagły przypływ adrenaliny spowodował, że nie odczuwał niczego podczas starcia z agresywnym facetem. Teraz, gdy emocje opadły, dyskomfort zaczął narastać. Spojrzał na swoją pięść i zauważył jedynie dużego siniaka, który był efektem uderzenia w twardą szczękę, oraz lekkie przecięcie na skórze. „Całe szczęście, że nic mi się nie stało z nogą. To byłby mój koniec. Równie dobrze mógłby mnie wtedy dźgnąć nożem albo po prostu zastrzelić, byłoby szybciej” — pomyślał.

— Nic się panu nie stało? — zapytała młoda matka.

— Nie, tylko trochę boli mnie ręka, ale to nic poważnego — odpowiedział dzielnie.

— Zabandażuję ją panu — odrzekła kobieta, po czym wyciągnęła z torebki bandaż.

Greg wyciągnął rękę w jej stronę, a ona zaczęła ją pieczołowicie zawijać. Jej delikatne, ciepłe ręce dotykały jego twardej skóry dłoni, zniszczonej ciężką pracą. Poczuł się jak gladiator, który za chwilę stanie do walki na arenie na śmierć i życie. Uzmysłowił sobie, że przecież niedługo rzeczywiście będzie walczył, jednak nie z wielkim facetem, a z pięćdziesięciodwukilogramową młodą kobietą. Nie dojdzie też do pojedynku na miecze w ciężkich zbrojach i hełmach, będzie natomiast podskakiwał na sali gimnastycznej. Jedynie stawka taka sama. Poczuł absurd całej sytuacji, co wywołało uśmiech na jego twarzy.

— Wszystko w porządku? — zapytała kobieta.

— Tak, bardzo dziękuję.

Mijały kolejne godziny. Greg wyciągnął właśnie kanapkę z szynką i żółtym serem, gdy usłyszał, że pociąg zaczął hamować. Wyjrzał przez okno i zobaczył znak Northchester. Wstał, sięgnął po plecak, umieszczony na półce w przedziale, i wyszedł na korytarz. Nie miał jeszcze okazji być w tym mieście, więc postanowił, że najpierw uda się na Victory Street 2, żeby zobaczyć, gdzie następnego dnia przyjdzie mu rywalizować. Hala wyglądała z zewnątrz imponująco. Wysoki na kilkanaście metrów budynek miał niemal płaski dach, na którego skraju widniał kilkumetrowy pomnik Hansa Murdocka. Plotki głosiły, że w całości pokrył on koszty budowy. Krążyły też jednak opinie, że pieniądze tak naprawdę pochodziły od podatników, a Murdock jedynie szerzył propagandę, jakim to jest hojnym sponsorem. Hala znajdowała się w ścisłym centrum miasta i stanowiła najważniejszy obiekt, w którym organizowane były duże imprezy i wydarzenia sportowe. Wrażenie robił również parking na kilka tysięcy samochodów, podzielony na specjalne strefy. Greg zwrócił uwagę na kilkudziesięciu ochroniarzy, którzy pilnowali wejścia do budynku. Nieustannie wchodzili i wychodzili przez nie pracownicy obsługi, wnosząc sprzęt niezbędny do rozegrania drugiej rundy „Turnieju”. Najwięcej było przyrządów listkowych, służących do pomiaru wysokości skoku. Składały się one z solidnej metalowej podstawy oraz kilkudziesięciu kolorowych ponumerowanych listków. Mężczyźni wnosili również komputery, co mogło oznaczać, że urządzenia są w stanie automatycznie zapisywać osiągnięte wyniki, bez ingerencji człowieka. Greg usłyszał, jak pracownicy obsługi żartowali między sobą.

— Strasznie ciężki ten sprzęt, mamy jeszcze ze dwie godziny noszenia — powiedział pierwszy.

— Ciesz się, że nie będziesz musiał jutro nosić worków ze zwłokami. Byłoby zdecydowanie ciężej — odparł na to drugi, po czym obaj wybuchnęli śmiechem.

Greg postanowił pójść do hotelu, z którego miał jakieś osiemset metrów do hali. Mimo bliskości centrum hotel był wyjątkowo tani. Po przekroczeniu progu Greg zrozumiał, dlaczego ustalona została tak niska cena za nocleg. Stanowiskiem recepcji było stare, pokryte zieloną pleśnią biurko, za którym siedziała starsza kobieta z papierosem w ustach i w przepoconej pod pachami koszulce.

— Słucham! — burknęła, nie wyciągając dopalającego się szluga z ust i nie nawiązując kontaktu wzrokowego.

— Dzień dobry, mam rezerwację pokoju jednoosobowego na nazwisko Watson.

— Owszem, a raczej miał pan. Nie mamy obecnie wolnych pokoi — wycedziła przez zęby kobieta, wpatrując się przez grube szkła okularów na pożółkłą krzyżówkę.

— Jak to? Przecież mam potwierdzenie rezerwacji — odpowiedział spokojnie Greg.

— Może pan sobie mieć. Nowa koleżanka przyjęła lekkomyślnie rezerwację, bo zamiast sprawdzić stan gości, to myśli tylko o chłopach. — Kobieta najwyraźniej nie poczuwała się do odpowiedzialności za sytuację.

— Mam to gdzieś! — wykrzyknął nagle Greg. — Przejechałem pięćset kilometrów na drugą rundę „Turnieju”. Miałem awanturę w pociągu, przez którą boli mnie teraz ręka. Dokonałem poprawnie rezerwacji i nie interesuje mnie, co zrobiła pani koleżanka. Chcę dostać swój pokój.

Kobieta odłożyła ostentacyjnie długopis, podniosła głowę i popatrzyła na niego znad szkieł okularów, grubych jak denka od butelek.

— Przyjechał pan na „Turniej”? — zapytała, patrząc tym razem prosto w oczy.

— Tak, jutro o dziesiątej będę brał udział w drugiej rundzie — odpowiedział Greg.

— Jestem wielką fanką tej gry. Generalnie uważam, że to całe zabijanie jest chore, ale trzeba przyznać, że organizator miał ciekawy pomysł. Postaram się zaraz znaleźć coś dla pana — powiedziała, po czym niezdarnie ruszyła na pierwsze piętro.

Po kilku minutach wróciła i zastała gościa czekającego w tym samym miejscu.

— Mam dla pana pokój numer siedem — oznajmiła, po czym przekazała mu mały kluczyk. — Wykupiłam abonament i oglądam tę grę. W pierwszej rundzie patrzyłam, jak zawodnicy siłowali się na rękę. Niesamowite było to, że jak tylko ręka przegranego dotknęła poduszki, to jego głowa wybuchała, niczym petarda. Udało się panu wygrać pierwszą rundę?

— Inaczej by mnie tutaj nie było. Do widzenia — odpowiedział Greg, zastanawiając się chwilę, jak wielką trzeba być idiotką, żeby zadać takie pytanie.

Otworzył drzwi do pokoju numer siedem i jego oczom ukazało się wnętrze jak z horroru. Z podrapanych ścian pod brunatną warstwą grzyba odpadał tynk. Po podłodze w popłochu uciekał karaluch, a w pękniętym sedesie znajdowała się niespłukana zawartość jelita poprzedniego gościa. Ktoś w łazience wydrapał na kafelkach napis: Byłem tu… i żałuję. Jedyne krzesło w pokoju miało ułamany kawałek nogi, więc nie nadawało się do odpoczynku. Greg przypomniał sobie, jak kiedyś dostali zadanie przekradnięcia się na teren zajęty przez rebeliantów. Zostali wtedy otoczeni na dużym obszarze i musieli spędzić dwa dni w ukryciu, czekając na wsparcie. Ponad czterdzieści godzin w błocie i niewielka manierka z wodą. Pamiętał chwilę, gdy miał ochotę po prostu wstać i zacząć iść, ale świadomość konsekwencji szybko wybiła mu z głowy ten pomysł. Gdy nadeszła pomoc, nie miał ani siły, ani ochoty wstać z błota.

„Czy Gina Amber też jest taka twarda? Przecież musiała wygrać z kimś w pierwszej rundzie. W jakiej konkurencji startowała? Dlaczego w ogóle zdecydowała się wziąć udział w «Turnieju»? Czyżby liczyła, że we wszystkich rundach trafi na gotowanie lub księgowanie? Wykorzystała już wszystkie możliwości zmiany kategorii, a żeby przeżyć, musi jeszcze wygrać trzy rundy. Może się już poddała i nie ma zamiaru nawet przyjechać do Northchester? Zamiast tego siedzi sobie na tarasie i patrzy w niebo, podziwiając kształt białych obłoków, nim nastąpi detonacja” — rozmyślał.

Następnego dnia Greg zjadł jedynie pół kanapki z szynką i serem, która jeszcze nadawała się do spożycia. Z ogromnym wyczuciem pomasował przednią stronę swoich ud, po czym założył plecak i udał się w stronę hali imienia Hansa Murdocka. W porównaniu z dniem poprzednim teraz były tu prawdziwe tłumy. Liczni ochroniarze wpuszczali do środka tylko zawodników. Przed wejściem musieli oni zeskanować odciski swoich palców i podać dane osobowe. Greg spojrzał na telefon, który pokazywał godzinę 9:32. Spokojnie przebrał się w krótkie spodenki i koszulkę i usiadł na plastikowym krzesełku na trybunie. Sędziowie już ustawiali się przy kilkudziesięciu przyrządach listkowych, regulując coś przy połączonych z nimi sprzętach. Jeden z nich, ubrany w koszulkę polo w czarno-białe paski, nagle podskoczył i dotknął jednego z niższych listków. Widocznie testował urządzenie, a na wyświetlaczu przy nim pojawił się wynik trzydzieści jeden centymetrów.

— Moja babcia skacze wyżej od ciebie — zaśmiał się drugi sędzia.

— Nie jestem rozgrzany, to dlatego — wytłumaczył się pierwszy.

— Gdybyś startował w „Turnieju”, to już byś nie żył, więc takie tłumaczenie mnie nie przekonuje.

— Gdybym uczestniczył, to na pewno bym się porządnie rozciągnął przed skokiem. A twoja babcia to co najwyżej skacze w bok.

Greg zwrócił uwagę, że coraz więcej osób zajmuje miejsca siedzące na widowni i zaczyna się przebierać w sportowe ubranie. Niektórzy intensywnie i z dużym skupieniem masowali mięśnie nóg. Jeszcze inni podskakiwali, trenując przed tym jednym, kluczowym skokiem, którego stawka była tak ogromna. Ludzie wydawali się nieobecni, skoncentrowani wyłącznie na sobie i swoich nogach. Po hali zaczęli chodzić reporterzy z mikrofonami oraz kamerzyści, którzy starali się przeprowadzać krótkie wywiady z wybranymi zawodnikami. Nagle nastąpiło pewne poruszenie i w otoczeniu ochroniarzy na parkiet wszedł Stephen McTrevor, legenda koszykówki. Zdjął bluzę, pod którą miał koszulkę z numerem dziesięć. Po kilkuminutowym wywiadzie z otaczającymi go dziennikarzami ustawił się obok przyrządu pomiarowego i oddał wysoki skok. Niedługo potem halę wypełnił niski, dudniący głos:

— Szanowni zwycięzcy pierwszej rundy, witajcie w drugiej rundzie „Turnieju”. Tym razem wylosowaliście kategorię „wyskok dosiężny”. Łącznie wezmą w niej udział osiem tysięcy sto dziewięćdziesiąt dwie osoby. Zasady są niezmienne, więc do trzeciej rundy przejdzie tylko połowa z was. Waszym celem jest oddanie wyższego skoku od waszego przeciwnika. Kiedy wasze nazwisko pojawi się na wyświetlaczu, podejdźcie do wskazanego stanowiska. Po podniesieniu ręki zostanie zmierzony wasz zasięg w pozycji podstawowej. Następnie wyskoczcie obunóż i palcami przesuńcie jak najwyższy listek przyrządu pomiarowego. Różnica będzie stanowiła wasz wynik, który zostanie wyświetlony na ekranie przy stanowisku. Następnie skok odda wasz przeciwnik i wyniki zostaną porównane. Jeśli zdarzy się sytuacja, że wyniki będą identyczne, to nastąpi dogrywka. Zawodnik z gorszym wynikiem natychmiast pożegna się z życiem. Pamiętajcie, że macie pięć minut na dotarcie do wskazanego stanowiska. Jeśli tego nie zrobicie, to nastąpi drugie odliczanie i po jego zakończeniu wasz przeciwnik automatycznie wygra. Przywitajmy gorąco gwiazdę koszykówki Stephena McTrevora. Legenda oddała przed chwilą skok na wysokość dziewięćdziesięciu trzech centymetrów. Życzę wam wszystkim takich skoków.

Część zawodników zaczęła głośno klaskać i wiwatować na cześć znanego koszykarza, który podniósł ręce do góry w geście zwycięstwa. Po krótkiej chwili dudniący głos zabrzmiał ponownie:

— Mam jeszcze dla państwa komunikat specjalny w związku z przykrym incydentem, do którego doszło po pierwszej rundzie. Otóż jeden z zawodników odszukał swojego przyszłego rywala i złamał mu rękę przed konkurencją „siłowanie na rękę”. Prawdopodobnie był przekonany, że w ten sposób zwiększy swoje szanse na zwycięstwo. Chciałbym w związku z tym przypomnieć państwu regulamin, który wszyscy podpisali. Zgodnie z nim zabronione są wszelkie próby sabotażu i zmniejszania szans rywala na wygraną. Konsekwencją jest automatyczna eliminacja takiego zawodnika, co też spotkało wspomnianego oszusta.

Greg nawet nie pomyślał wcześniej o możliwości odszukania swojego przyszłego przeciwnika. Teraz taki pomysł wydał mu się całkowicie logiczny. Siedział i patrzył na ekran, który nie zaczął jeszcze wyświetlać nazwisk zawodników i numerów stanowisk. Nagle usłyszał kobiecy głos.

— Dzień dobry.

— Dzień dobry. — Odwrócił się i jego oczom ukazała się Gina Amber, która wyglądała dokładnie jak na zdjęciu w aplikacji. Aż zaniemówił na widok pięknej blondynki, z którą za chwilę miał się zmierzyć. Kobieta była ubrana w obcisłe niebieski spodenki, zieloną koszulkę bez rękawów i żółte tenisówki.

— Przepraszam, że przeszkadzam przed rywalizacją, ale wypatrzyłam pana w tłumie i postanowiłam podejść.

— Nic nie szkodzi. Jestem Greg.

— Wiem, Greg Watson. Skąd pan przyjechał?

— Z Fort Bundle.

— Jak się pan czuje przed skokiem? — zapytała kobieta z lekką nieśmiałością.

— W porządku, a pani? — odpowiedział.

— Wolałabym teraz co prawda startować w szybkim pisaniu na klawiaturze, ale to i tak lepiej niż podnoszenie ciężarów czy strzelanie — odrzekła skromnie.

Gina odeszła, a Greg poczuł się okropnie. Zdecydowanie wolałby zaprosić tę dziewczynę do siebie do mieszkania, przedstawić ją Karen, napić się razem kawy i porozmawiać o „Turnieju”. Wiedział jednak, że nigdy do tego nie dojdzie niezależnie od tego, kto zwycięży. Narastało w nim zdenerwowanie na Hansa Murdocka, polityków i cały ten chory kraj. Tamci w białych rękawiczkach mordują setki tysięcy ludzi, a dobrzy ludzie, jak on czy Gina, muszą umrzeć.

Muzyka w tle nagle przycichła i włączył się duży ekran, który zaczął wyświetlać nazwiska zawodników i numery stanowisk. Pierwsze osoby zaczęły wchodzić na parkiet, ustawiając się pod przyrządami listkowymi do pomiaru wysokości wyskoku dosiężnego. Wysoki mężczyzna mierzył jakieś dwa metry i obniżył bark tak bardzo, że dostał upomnienie od sędziego, żeby stanąć prosto. Nastąpił pomiar, po którym oddał skok i na wyświetlaczu pojawił się wynik czterdzieści trzy centymetry. Następnie sędzia poprosił jego przeciwniczkę, chudą dziewczynę, sięgającą rywalowi do pępka. Mężczyzna po swoim skoku odsunął się na bok i z głupim, aroganckim uśmieszkiem oczekiwał na jej próbę. Skoncentrowana brunetka ze spiętymi włosami i zaciętą miną ugięła kolana i ze wszystkich sił skoczyła, wyrzucając ramiona wysoko do góry. Opuszkami palców przesunęła delikatne listki przyrządu pomiarowego na niższej wysokości niż jej przeciwnik. Wysoki mężczyzna podniósł ręce w geście triumfu, po czym wyświetlacz pokazał wynik czterdzieści sześć centymetrów. Mężczyzna nie zdążył opuścić rąk i zmienić zarozumiałego wyrazu twarzy, gdy nastąpiła eksplozja. Fragmenty jego czaszki poleciały na kilka metrów, a kawałki mózgu wylądowały na wewnętrznej ścianie hali imienia Hansa Murdocka. Ekipa sprzątająca z poważnymi minami sprawnie zapakowała ciało i starła pozostałości po dwumetrowym przegranym.

Wyczekując na swoją kolej, Greg był też pierwszy raz świadkiem sytuacji, w której bomba eksplodowała, nie powodując natychmiastowego zgonu. Pewien pyzaty, śniady mężczyzna przegrał i nastąpił wybuch, który wyrwał mu część czaszki, pozostawiając dziurę z tyłu głowy. Facet nadal stał na nogach z przerażoną miną i położył ręce na potylicy, próbując palpacyjnie zweryfikować spustoszenia. Błyskawicznie pojawił się przy nim jeden z ochroniarzy, który wyciągnął pistolet i jednym celnym strzałem w głowę spowodował, że przegrany upadł na parkiet jak worek ziemniaków.

Wśród startujących widać było ludzkie dramaty jeszcze przed samym skokiem. Jeden z zawodników poślizgnął się, uderzył głową o przyrząd pomiarowy i został zdetonowany, leżąc na parkiecie. Innego złapał silny skurcz, który uniemożliwił oddanie skoku. Zaczął tłumaczyć sędziemu, że musi tylko rozmasować mięsień i że to zajmie tylko pięć minut. Eksplozja nastąpiła kilka sekund później. Kamerzyści biegali między stanowiskami, sprawnie omijając leżące ciała i skupiając się na nagrywaniu detali.

Nagle na ekranie wyświetlił się napis: Gina Amber, Greg Watson — stanowisko nr 19. Serce mężczyzny zabiło mocniej i zaczął schodzić wąską alejką pomiędzy plastikowymi krzesełkami. Po chwili był już na parkiecie i poszedł na miejsce swojej próby, słysząc nieustannie huk eksplozji. Odwrócił się i zobaczył, że w jego stronę zmierza Gina. Zielona koszulka bez rękawów przylegała do jej ciała, uwidaczniając niewielkie piersi. Włosy sięgały jej do ramion, ale teraz miała je mocno spięte czerwoną gumką. Białe skarpetki z różowymi wzorami wystawały nieznacznie znad żółtych tenisówek. Czas jakby się zatrzymał. Szła w zwolnionym tempie, podrygując delikatnie, ale wyglądała na mocno skoncentrowaną. Wytwarzała wokół siebie jakąś magiczną aurę. Jej czoło było teraz zmarszczone, a wzrok skupiony na przyrządzie pomiarowym. W tej chwili po raz trzeci zabrzmiał dudniący głos:

— Drodzy uczestnicy, właśnie został pobity rekord świata w skoku dosiężnym. Coś niesamowitego! To tylko udowadnia, jakie imponujące rezultaty człowiek jest w stanie osiągnąć, gdy walczy o najwyższą stawkę.

Głos ucichł, a sędzia zaprosił Grega jako pierwszego pod urządzenie pomiarowe. Greg obniżył maksymalnie bark, pozostając w możliwie naturalnej pozycji. Pomiar został wykonany i sędzia dał sygnał do skoku. Czas znowu się zatrzymał. Były żołnierz cały czas słyszał eksplozje, które w jego głowie zaczęły układać się w rytmiczne dźwięki. Przypomniał sobie swojego dowódcę, Jeremy’ego Hopkinsa. Był to człowiek bezkompromisowy, który bardzo dużo wymagał od swoich żołnierzy. Mordercze treningi były przeprowadzane tak, aby sprawdzić indywidualne granice możliwości każdego z podwładnych. Jeremy po pewnym czasie doskonale znał każdego ze swoich żołnierzy i wiedział, jakie zadania można powierzyć poszczególnym osobom. Miał świadomość, kto się zawaha w krytycznej sytuacji, a kto z zimną krwią wykona swoje zadanie. Wiedza, którą posiadał, dawała mu kontrolę nad jednostką. Zdecydowanie można było na nim polegać. Greg pamiętał sytuację, kiedy jeden z żołnierzy po całym dniu ciężkiego treningu był totalnie wycieńczony psychicznie i fizycznie. W jego oczach pojawiło się z jednej strony zrezygnowanie, a z drugiej obłęd. W pewnym momencie podniósł broń, odbezpieczył i wycelował w stronę innych żołnierzy. Dowódca w mgnieniu oka wyciągnął swój rewolwer, który zawsze nosił przy sobie. Jednym celnym strzałem powalił mężczyznę, który po kilku minutach konwulsji zmarł. Jeremy’ego zawsze charakteryzowała zimna twarz bez wyrazu, jednak od tamtej chwili wykształcił w sobie tik nerwowy, który pojawiał się tylko w sytuacjach silnego stresu. Jego lewa brew mimowolnie unosiła się wtedy i opuszczała, czego prawdopodobnie nawet nie był świadomy.

— Dostaje pan upomnienie, proszę skakać. Drugie upomnienie będzie skutkowało natychmiastową przegraną — powiedział beznamiętnie sędzia.

Greg znowu usłyszał chaotyczne dźwięki eksplozji, jęknięcia niektórych zawodników przy oddawaniu skoku i uderzenia butów o posadzkę. Poczuł, że cała krew z jego ciała spłynęła teraz do nóg. Zrobił głęboki przysiad, machnął rękami do tyłu i wyskoczył. Stopy oderwały się od skrzypiącego parkietu, a ręce powędrowały w górę, szukając jak najwyżej położonego listka maszyny pomiarowej. Środkowym palcem prawej ręki przesunął zdecydowanie plastikowy listek i wylądował na podłodze. Na ekranie pojawił się wynik pięćdziesiąt osiem centymetrów. Sędzia zaprosił Ginę, której mina daleka była od wyrażania optymizmu. Kobieta obniżyła bark i wykonany został pomiar. Kucnęła, wybiła się i niczym sprężyna powędrowała w górę. Z całej siły machnęła ręką, mocno zaznaczając swój wynik na maszynie pomiarowej. Wylądowała i teraz wszyscy patrzyli na wyświetlacz. Po chwili pojawił się rezultat pięćdziesiąt sześć centymetrów i Gina spojrzała na Grega. Jej oczy w mgnieniu oka stały się jakby martwe, zapadnięte. Już wiedziała, pogodziła się z tym. Nastąpiła eksplozja i pukiel blond włosów, spiętych czerwoną gumką, powędrował kilka metrów dalej.

— Gratuluję — powiedział krótko sędzia. — Może pan już opuścić halę i przygotować się do kolejnej rundy.

Greg zrobił pierwszy krok w stronę wyjścia, po czym upadł. Nogi miał jak z waty, krew całkowicie z nich odpłynęła. Patrzył teraz w stronę Giny, którą dwóch rosłych mężczyzn z ekipy sprzątającej zaczęło pakować do czarnego worka. Jeszcze przed chwilą rozmawiali na trybunie. Mówiła, że wolałaby konkurować w szybkim pisaniu na klawiaturze, a teraz jej zielona koszulka bez rękawów była pokryta czerwonymi plamami. Jeden z ochroniarzy podbiegł błyskawicznie do Grega i pomógł mu wstać, po czym odprowadził go aż do drzwi wyjściowych hali imienia Hansa Murdocka. Greg siedział jeszcze przez chwilę na chodniku, po czym udał się na dworzec kolejowy. Przez całą drogę powrotną spał, potwornie zmęczony. Jeden skok kosztował go tak wiele, że nie był w stanie robić niczego innego. Nie zwrócił nawet uwagi na to, z kim siedzi w przedziale. Myślał, że minęło może piętnaście minut, kiedy pociąg zatrzymał się i rozległ się głos: „Witamy na stacji Fort Bundle. Prosimy o zabranie ze sobą swoich bagaży”. Greg nagle oprzytomniał i w pośpiechu chwycił swój plecak i wyszedł z pojazdu. Czuł się nadal jak w jakimś letargu, ale oprzytomniał nieco i udał się prosto w stronę swojego mieszkania.

Rozdział V

Karen rzuciła mu się na szyję, ale on spojrzał tylko smutnym wzrokiem.

— Żyjesz! Całe szczęście! — wykrzyknęła.

— Ja tak, Gina nie — odpowiedział.

— Usiądź, kochanie, zrobię ci herbatę — zaproponowała żona.

— Wiesz, że nie piję herbaty. Proszę, zrób mi kawę z mlekiem, dużo mleka — wycedził przez zęby mężczyzna.

Usiedli na kanapie i żona zaczęła go wypytywać o przebieg drugiej rundy.

— Mnóstwo ludzi zginęło, Karen, rozumiesz? Padali jak muchy, które nawdychały się substancji owadobójczej. Bezsensownie! — powiedział Greg.

— O tym, jak idiotyczna jest to gra, nie musisz mi mówić. Wielokrotnie odradzałam ci udział w „Turnieju”, płakałam, błagałam, ale nie posłuchałeś. Teraz chcę tylko, żebyś ty przeżył. Uwierz mi albo nie, ale nie interesują mnie pieniądze, które można wygrać. Chcę, żeby mój mąż, a tatuś Tracy wrócił do domu żywy.

— Nie da się opisać tego, co się działo w tym budynku. Kamerzyści biegali między trupami, ale zachowywali się, jakby kręcili relację z biegu na sto metrów na igrzyskach olimpijskich. Ekipa sprzątająca wrzucała zwłoki do worków jak kartofle do skrzynki. A wszystko to przy aprobacie tłumu, który wykupuje abonamenty i ogląda to w telewizji — odrzekł przygnębiony Greg.

Wziął mały łyk gorącej kawy, którą przygotowała mu żona. Była taka smaczna jak zawsze. Dawka kofeiny sprawiła, że poczuł się lepiej i mógł na trzeźwo ocenić sytuację. Włączył telewizor i zobaczył reklamę. Piękna młoda kobieta wymieniała kilkukrotnie nazwę jakiegoś suplementu, który w cudowny wręcz sposób leczy wątrobę, a przy tym powoduje utratę wagi. Sprawiała wrażenie wiarygodnej.

— Ile osób nabiera się na takie bajki? — zwerbalizował swoje odczucia Greg.

— Jakie bajki? — zapytała Karen.

— Chodzi mi o tę reklamę. Wysportowana, młoda i atrakcyjna kobieta mówi o cudownym środku, który spowoduje utratę masy ciała. Grube baby oglądają te głupoty i myślą sobie, że nie muszą ćwiczyć ani zmieniać nawyków żywieniowych. Wystarczy, że pójdą do apteki, kupią magiczny suplement i za tydzień będą wyglądały jak ta modelka. Wkurza mnie to! — wykrzyknął poirytowany Greg.

— Nie rozumiem, dlaczego się tym tak ekscytujesz. Przecież wiadomo, że to bajki — stwierdziła żona.

— No właśnie nie wiadomo! Ja wiem, ty wiesz, a jednak te reklamy nadal są wyświetlane. Muszą więc być skuteczne, bo firmy farmaceutyczne płacą ogromne kwoty za możliwość ich pokazywania. Jest popyt, ludzie tego potrzebują, chcą wierzyć w te głupoty. Później taka kretynka jedna z drugą idzie do apteki, wydaje pieniądze, bierze pigułkę i nie rozumie, dlaczego nie chudnie. Czuje się oszukana, ale nadal nie zaczyna trenować i zdrowo się odżywiać. Mówi natomiast przyjaciółkom, jaki to ma zadziwiający metabolizm, bo przecież prawie nic nie je, a ciągle tyje. Wraca potem do domu, wpieprza ociekającego tłuszczem burgera, zagryza frytkami, popija słodzonym napojem i włącza telewizor. Tam dowiaduje się, że istnieje jeszcze lepszy, cudowny środek, który w tydzień pozwoli jej na utratę dziesięciu kilogramów. Znowu podnosi się z kanapy i idzie do tej apteki, kupując po drodze paczkę chipsów.

— Ludzie lubią łatwe rozwiązania. Nawet jeśli wiedzą, że nie ma drogi na skróty, to chcą wierzyć, że jest — odpowiedziała Karen.

— Zgadza się, człowiek jest z natury leniwy i próbuje za wszelką cenę oszczędzać swoją energię. Jest za to mistrzem w szukaniu wymówek. To coś w rodzaju instynktu samozachowawczego, reakcja obronna organizmu. Żaden zdrowy człowiek przecież nie pomyśli: „Jestem beznadziejny. Niczego w życiu nie potrafiłem doprowadzić do końca, bo zawsze brakowało mi konsekwencji”. Zamiast tego pojawia się myśl: „Nie udało się osiągnąć tego celu, bo pogoda się zepsuła, znajomi mnie nie wspierali, noga mnie bolała, kot się na mnie krzywo popatrzył”. W wojsku takie osoby wykruszały się po pierwszym tygodniu treningów. Nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że ktoś mówi: „Panie dowódco, nie mogę dalej maszerować, bo trochę boli mnie lewa stopa”. Przecież Jeremy’emu tak zaczęłaby latać brew, że chyba zerwałaby mu twarz.

— Greg, nie wszyscy są tacy konsekwentni i nastawieni na zadania jak ty — uśmiechnęła się Karen. — Życie to nie jest wojsko. Jest w nim miejsce dla wszystkich, niezależnie od tego, czy są punktualni, spóźnialscy, silni, słabi, zorganizowani, chaotyczni.

— Wiem, chyba staję się coraz mniej tolerancyjny — odparł Greg, po czym mocno przytulił żonę.

— Twoje zadaniowe podejście do świata daje ci dużą przewagę w „Turnieju”, o ile nie trafisz na konkurencję, w której braku umiejętności nie da się nadrobić psychiką.

Długi blok reklamowy się skończył i w telewizji pojawił się uśmiechnięty dziennikarz oraz duży napis na dole ekranu: Druga runda zakończona.

— Szanowni państwo, druga runda „Turnieju” została zakończona. W tym momencie w grze pozostały dwieście sześćdziesiąt dwa tysiące sto czterdzieści cztery osoby, którym udało się wygrać dwie konkurencje. Oznacza to, że siedemset osiemdziesiąt sześć tysięcy czterysta trzydzieści dwie osoby zostały wyeliminowane. Prognozy analityków są bardzo obiecujące i już teraz przewidywany jest kilkunastoprocentowy spadek bezrobocia. Możemy też spodziewać się obniżki cen na praktycznie wszystkie artykuły w sklepach. Zmniejszająca się inflacja przyczyni się do obniżenia stóp procentowych, co z kolei oznacza, że warunki przyznawania kredytów będą zdecydowanie korzystniejsze. Nasz kraj stanie się rajem inwestycyjnym, a ludzi będzie stać na własne mieszkania i domy. To wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie Hans Murdock, który jest dzisiaj z nami w studiu.

Kamera została skierowana na siedzącego na wysokim krześle mężczyznę ubranego w czarny garnitur. Z jego opalonej twarzy biła niebywała pewność siebie. Gęste brwi były wyraźnie zaznaczone na wysokim czole. Brak zarostu dobrze uwidaczniał szeroką, kwadratową szczękę.

— Panie Murdock, jak ocenia pan przebieg dwóch pierwszych rund? — zapytał prowadzący program.

— Dzień dobry państwu, dzień dobry, panie redaktorze — rozpoczął Murdock. — Organizacja „Turnieju” jest dopracowana pod każdym względem. Nad bezpieczeństwem uczestników czuwają niezliczeni pracownicy służb ochrony. Sztab informatyków dba o to, żeby aplikacja dla uczestników działała bez żadnych zakłóceń. Jestem dumny z tego, że mam przyjemność pracować z takimi ludźmi. W grze, w której stawką jest życie, profesjonalizm jest koniecznością — dodał wzniośle.

— Jakie ma pan porady dla zawodników? — zapytał dziennikarz.

— W „Turnieju” liczą się umiejętności oraz silna psychika. Wygra osoba, która będzie cechowała się wytrwałością i determinacją, charakterystycznymi dla wybitnych jednostek.

— A co ze szczęściem? — dopytał prowadzący.

— Panie redaktorze, szczęście oczywiście jest ważne, ale nie kluczowe. Zwycięzca będzie musiał wygrać dwadzieścia rund, a więc przyjdzie mu brać udział w dyscyplinach, w których niekoniecznie czuje się świetnie. W celu ograniczenia wpływu szczęścia wprowadziliśmy dla każdego zawodnika możliwość dwukrotnej zmiany konkurencji. Istotne są też umiejętności analityczne, dzięki którym można ocenić swojego przeciwnika i swoje szanse w konfrontacji z nim w danej dyscyplinie.

— Kto według pana zwycięży?

— Najlepszy — odpowiedział krótko Murdock, uśmiechając się półgębkiem.

Greg włączył aplikację i zobaczył nową informację: Parowanie uczestników do trzeciej rundy oraz losowanie konkurencji odbędą się za 23 godziny, 57 minut, 14 sekund. W ciągu jednej godziny od poznania konkurencji można skorzystać z dostępnej dwa razy w całej grze opcji „zmiana”, co spowoduje ponowne wylosowanie konkurencji. Po ostatecznym wylosowaniu konkurencji zostaną państwo poinformowani o lokalizacji rozgrywania danej rundy. Niepojawienie się w ustalonym miejscu spowoduje wyeliminowanie zawodnika z dalszej gry poprzez aktywację wszczepionego urządzenia. Życzymy wszystkim zwycięstwa i miłej zabawy. Organizator.

— Nie uważasz, Karen, że to „miłej zabawy” jest sarkastyczne w kontekście tej gry? Nie sądzę, żeby ktokolwiek dobrze się bawił.

Nagle rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi i Greg poszedł otworzyć. Stała tam Stacy Logan, koleżanka z pracy Karen. Płakała rzewnymi łzami i cichym głosem powtarzała:

— Nie żyje, on nie żyje.

— Co się stało? — zapytała Karen, zapraszając ją gestem do środka.

— Peter, mój mąż. On nie żyje — wycedziła z trudem, okropnie szlochając.

— Usiądź, kochana, zrobię ci herbatę — powiedziała Karen.

Stacy siedziała na kanapie i powoli dochodziła do siebie. Greg pomógł Karen w przygotowaniu napoju i po chwili wrócili do rozmowy.

— Co się stało z Peterem? — zapytała Karen, podając koleżance ze szpitala chusteczkę.

— Wziął udział w tym durnym „Turnieju”. Mówiłam mu, że to nie ma sensu i że jakoś sobie poradzimy. Ale on uniósł się honorem i postanowił się zapisać, żeby zarobić pieniądze. Cały czas powtarzał, że się wypisze, jak tylko to będzie możliwe. Wygrał pierwszą rundę, ale wtedy zauważyłam, że się zmienił. Patrzył na mnie nieobecnym wzrokiem, jakby myślami był gdzie indziej. Pytałam go, co się stało, ale odpowiedział tylko, że zobaczył rzeczy, których nie da się zapomnieć. Został zakwalifikowany do drugiej rundy i wylosował bieg na czterysta metrów. Jego przeciwniczką była jakaś chuda dziewczyna z krzywymi nogami, widziałam jej zdjęcie — opowiadała kobieta.

— Co się działo dalej? — zapytał Greg.

— Powiedział, że zawsze dużo truchtał i na studiach startował nawet w zawodach w biegu na tym dystansie. Spakował się więc i pojechał wziąć udział w drugiej rundzie. Potem dostałam tylko wiadomość, że Peter Logan nie żyje, i informację, jak zalogować się do konta bankowego, na które przelali pieniądze za wygranie przez męża pierwszej rundy. Ta jego przeciwniczka okazała się zawodową biegaczką, która regularnie startowała w zawodach.

— Bardzo mi przykro — powiedziała czule Karen, po czym mocno przytuliła swoją koleżankę po fachu.

— Co mi teraz po tych pieniądzach? Mój mąż nie żyje i nic ani nikt nie przywróci go do życia. Winni jego śmierci muszą za to odpowiedzieć.

Greg nie mógł już tego słuchać i wyszedł z mieszkania. Cały czas myślał o słowach Stacy. Rozumiał, o co chodziło Peterowi, kiedy mówił, że zobaczył rzeczy, których nie da się zapomnieć. Nieustanne eksplozje, przy totalnym znieczuleniu emocjonalnym ze strony sędziów czy pracowników ekipy sprzątającej, mocno zapadają w pamięć. Nie ma chyba zdrowej psychicznie osoby, która mogłaby na to patrzeć neutralnie. Jemu niewątpliwą przewagę dawało doświadczenie żołnierskie. Widział wcześniej śmierć i sam się o nią wielokrotnie ocierał. Udział w „Turnieju” wyglądał natomiast na istny taniec z kostuchą, która w tym tańcu prowadzi, kręcąc nieustannie swoim partnerem. Trzeba podrygiwać według jej zasad niezależnie od tego, czy jest się wątłą kobietą, czy wielkim niczym tur mężczyzną. Nie można się potknąć, zmienić muzyki na wolniejszą, odpocząć. „Kiedy ta muzyka ucichnie? Czy śmierć się zmęczy, czy będzie tańczyła do samego końca? Czym jest ten koniec?” — rozmyślał mężczyzna.

Szedł przez osiedle ze zwieszoną głową i oczami wpatrzonymi w popękane, betonowe płyty. Panowała cisza, przeplatana jedynie sąsiedzkimi awanturami, przekleństwami rzucanymi w powietrze niczym papierowe samoloty. Co jakiś czas można było dostrzec niewyraźne sylwetki zapijaczonych postaci stojących w bramach. Ich zrezygnowane twarze wołały o pomoc, ale z sinych, spuchniętych ust nie wydobywał się żaden dźwięk. Stali tylko na chudych nogach, trzymając niedopitą butelkę. Majowe wieczory w Fort Bundle były chłodne, ale wydawało się, że te postacie się tym nie przejmują. Myślały tylko o tym, że butelka zaraz będzie pusta i trzeba znaleźć jakiś sposób, żeby ją napełnić. „Co się stało z tym krajem?” — powtarzał w myślach Greg.

Następnego dnia obserwowali z żoną z niecierpliwością aplikację, aż wyświetlona została informacja, że rywalem w trzeciej rundzie będzie Isaac Cartridge, trzydziestoletni zawodowy kulturysta, mierzący sto dziewięćdziesiąt centymetrów i ważący sto piętnaście kilogramów. Podane były również zainteresowania: zdrowe odżywianie oraz pływanie.

— Co sądzisz? — zapytał Greg.

— Duży i silny facet. Z pewnością świetnie pływa i perfekcyjnie trzyma dietę — odpowiedziała precyzyjnie Karen.

Na ekranie wyświetliła się nazwa konkurencji: Walka w formule MMA, a dalej szczegóły: Zawodnicy zmierzą się ze sobą w walce na zasadach MMA. Każdy otrzyma rękawice, rozegrana zostanie jedna 5-minutowa runda. Dozwolone są ciosy pięściami, łokciami, kopnięcia, rzuty, dźwignie i duszenia. Zabronione jest natomiast gryzienie, atakowanie genitaliów, oczu, krtani, uderzanie głową, stosowanie dźwigni na palce. O wyniku zdecyduje nokaut, poddanie się lub, jeśli pojedynek nie zakończy się w regulaminowym czasie, decyzja sędziego. Zmiana konkurencji możliwa w ciągu 58 minut, 45 sekund.

— Chyba powinieneś zmienić dyscyplinę. Twój przeciwnik jest wielki i silny — zasugerowała Karen.

— Jestem przeciwny. W walce nie liczy się jedynie masa ciała i siła. Ważne są przede wszystkim umiejętności, a tych mi akurat nie brakuje. Ćwiczyłem w życiu różne sztuki walki, a najdłużej brazylijskie jiu-jitsu, w którym mam purpurowy pas.

— Greg, ale zobacz, jak ten potwór wygląda. Przecież on urwie ci głowę!

— Karen, musisz mi w tym przypadku zaufać. Wiem, jak radzić sobie z większymi przeciwnikami. Same mięśnie nie wygrywają walki. Co innego, gdybyśmy mieli konkurować w wyciskaniu sztangi leżąc albo w martwym ciągu.

— Dobrze, ale mam poważne wątpliwości — westchnęła Karen.

— Wiem i to rozumiem. Ciekaw jestem, czy ten Isaac zmieni dyscyplinę, jeśli oczywiście jeszcze ma taką możliwość. W kwestii walki istnieje bowiem ciekawy paradoks. Przykładowo, jeśli ktoś nie trenuje gry w tenisa stołowego, to ma świadomość, że jest w nim słaby. W przypadku pojedynku na pięści większość mężczyzn uważa natomiast, że są świetni, mimo że nie ćwiczą regularnie.

— Dlaczego zakładasz, że on nie trenuje sztuk walki? — zapytała Karen.

— Jest kulturystą, a to zupełnie inne dyscypliny sportowe. Zwróć uwagę na zainteresowania, które są ściśle związane z jego profesją. Zdrowe odżywianie jest warunkiem koniecznym w kulturystyce, jak karabin w strzelectwie. Pływanie z kolei jest świetnym uzupełnieniem i między innymi wzmacnia powięzi.

— Zastanawiam się, czy ludzie podali swoje prawdziwe zainteresowania — zwątpiła Karen.

— To ciekawe… Gdybym podał informację, że interesuję się szydełkowaniem, to żaden z zawodników nie ośmieliłby się ze mną konkurować w tej dyscyplinie. Wydaje mi się jednak, że wtedy uczestnicy nie byli jeszcze świadomi, jak istotne to są dane — odparł Greg.

— A ty jakie dane podałeś?

— Już nie pamiętam dokładnie, ale zobaczę w aplikacji.

Mężczyzna wszedł na swój profil. Znajdowało się tam zdjęcie jego sylwetki, waga, wzrost. Dalej widniała informacja, że jest byłym żołnierzem, oraz zainteresowania: sztuki walki, strzelanie.

— Zastanawiam się w związku z tym, jaką decyzję podejmie twój przeciwnik. Ma świadomość, że byłeś żołnierzem i że trenujesz sztuki walki — powiedziała Karen.

Małżonkowie długo rozmawiali, analizując dostępne informacje o konkurencie oraz o kategorii. Godzina minęła błyskawicznie i ukazał się napis: Konkurencja zostaje zatwierdzona. Zostanie rozegrana w mieście Bekeley w dawnej fabryce autobusów przy Market Street 1. Do rozpoczęcia konkurencji został 1 dzień, 16 godzin, 57 minut, 6 sekund. Prosimy o punktualne pojawienie się we wskazanej lokalizacji. Brak stawiennictwa będzie skutkował natychmiastową eliminacją zawodnika.

— Zobacz, skrócili czas między rundami — zauważyła Karen. — Wcześniej były prawie trzy dni, a teraz niecałe dwa.

— Rzeczywiście — odparł Greg. — Pewnie ze względu na zdecydowanie mniejszą niż na początku liczbę uczestników łatwiej im z organizacją. W pierwszej rundzie ponad pół miliona osób pożegnało się z życiem, w ostatnich rundach to będzie raptem kilka osób.

— Bekeley jest niedaleko Fort Bundle. Pamiętam, jak kiedyś zabrałeś mnie tam na wycieczkę. To jest jedno z bardziej urokliwych miasteczek w tym kraju. Pamiętasz, jak jedliśmy spaghetti i popijaliśmy czerwonym winem w tej ślicznej restauracji tuż przy rzece? — zapytała Karen.

— Jak mógłbym to zapomnieć. Ta moja elegancka biała koszula i czerwony sos, który w pięknym stylu na niej wylądował. Śmiałaś się wtedy jak nigdy wcześniej — uśmiechnął się Greg.

— To była jedna z naszych pierwszych randek. Byłeś wtedy tak spięty i sztywny, jakbyś połknął kij od mopa. Dopiero jak ubrudziłeś się sosem, to wyluzowałeś i zacząłeś się zachowywać normalnie — wspominała z nostalgią w głosie jego żona.

— Zależało mi na tobie i przez to się stresowałem — odpowiedział Greg, całując żonę w czoło.

Dwa dni później Greg już po godzinie 8:00 był w Bekeley pod wskazanym adresem. Znajdował się tam potężny, rozłożysty budynek byłej fabryki autobusów. Pamiętał ten zakład z czasów jego świetności. Produkowane tam pojazdy były chlubą narodu, rozchwytywanym wyrobem eksportowym. Dumnie wyjeżdżały z linii produkcyjnych z lśniącym lakierem w kilku różnych wariantach kolorystycznych. Pracowało tam prawie trzy tysiące osób, które nagle zostały zwolnione z dnia na dzień. Oficjalną przyczyną był kryzys gospodarczy, zamknięcie rynków zbytu i załamanie się łańcuchów dostaw. Plotki natomiast głosiły, że ówczesny zarząd przedsiębiorstwa wyprowadził ogromne pieniądze ze spółki, doprowadzając do problemów z płynnością. Jego członkowie nigdy nie zostali o to oskarżeni i niedługo potem opuścili kraj, pozostawiając giganta na glinianych nogach, który niedługo później upadł. Budynek był wykonany z czerwonej cegły, która teraz miała liczne odpryski spowodowane przez upływ czasu oraz wandali. Czasami był wynajmowany i wtedy najczęściej pojawiały się w nim ekipy filmowe, które nagrywały jakiś horror lub thriller. Maszyny zostały wyprzedane, pozostały jedynie wielkie suwnice, przypominające o dawnym przeznaczeniu obiektu.

Część zawodników już pojawiła się w pobliżu budynku, niektórzy ze swoimi rodzinami, które jednak nie mogły wejść do środka. Padały słowa otuchy, był płacz, nerwowy śmiech. Greg zauważył, że jeden z obecnych walczy z cieniem, przygotowując się do swojej prawdziwej walki. Był też świadkiem sytuacji, gdy jakiś groźnie wyglądający mężczyzna nagle zaczął szlochać, a chudziutka kobieta zachowywała minę pokerzysty. Jakież było zdziwienie Grega, gdy okazało się, że to dziewczyna będzie walczyła, a jej chłopak przyszedł ją tylko odprowadzić.

O godzinie 9:00 nastąpiło poruszenie wśród tłumu, ponieważ ochroniarze dali znać, że można już wchodzić do budynku. W środku panowały industrialne warunki i jedynie ustawione klatki MMA przypominały, że to już nie jest fabryka autobusów. Klatek było łącznie czterdzieści, każda otoczona czarną siatką. Ich średnica wynosiła jakieś osiem, dziewięć metrów, a na macie znajdowały się logo sponsorów. Służby porządkowe weryfikowały jeszcze, czy klatki są odpowiedniej jakości, a kilka tysięcy ludzi zajęło miejsca na specjalnie przygotowanych trybunach. Część osób już się rozgrzewała i rozciągała. Greg zauważył, że niektórzy przymierzali ochraniacze na szczękę, więc wyciągnął również swój. Miał granatowy kolor i był wykonany ze specjalnego żelu, który był w stanie absorbować uderzenia, zapobiegając urazowi zębów. Można było odnieść wrażenie, że rozgrzewające się osoby miały już doświadczenie w sztukach walki. Niektórzy trzymali bokserską gardę, inni kopali w powietrze, jeszcze inni prezentowali niską, zapaśniczą stójkę.

— Drodzy państwo, witajcie w trzeciej rundzie „Turnieju”. Wylosowaliście konkurencję „walka w formule MMA”, w której weźmie udział cztery tysiące dziewięćdziesiąt sześć osób. Na hali są trzy duże ekrany, na których będą wyświetlane nazwiska oraz numery klatek, w których przyjdzie wam się zmierzyć. Macie pięć minut na dotarcie do wskazanego stanowiska. Jeśli tego nie zrobicie, to nastąpi drugie odliczanie i po jego zakończeniu wasz przeciwnik automatycznie wygra. Sędzia wręczy wam rękawice, zaprosi do klatki oraz da sygnał do walki. Będzie to jedna pięciominutowa runda, podczas której możecie uderzać pięściami, łokciami, kopać, rzucać, używać dźwigni oraz duszeń. Nie można natomiast gryźć, atakować genitaliów, krtani, oczu, uderzać głową oraz stosować dźwigni na palce. Jeśli dopuścicie się użycia niedozwolonej techniki, zostaniecie upomniani. Drugie przewinienie będzie skutkowało dyskwalifikacją. O zwycięstwie zadecyduje nokaut, poddanie lub decyzja sędziego, jeśli walka nie zakończy się w regulaminowym czasie. Pamiętajcie, co jest stawką pojedynku, więc traktujcie go jako walkę na śmierć i życie. Powitajmy gromkimi brawami Vincenta Parkera, legendę MMA!

Na halę wszedł wysoki, idealnie wyrzeźbiony mężczyzna, którego Greg znał z telewizji oraz prasy. Był on absolutnym fenomenem tego sportu, ponieważ nigdy nie przegrał walki, odkąd postanowił przejść na zawodowstwo. Stoczył kilkadziesiąt pojedynków z najlepszymi zawodnikami, wszystkie kończąc przed czasem. Miał czarny pas jiu-jitsu i dla Grega był inspiracją do rozpoczęcia treningów. Greg pamiętał te momenty, gdy naprzeciwko Vincenta stawał wielki, umięśniony facet, który po chwili musiał odklepać ciasno założoną dźwignię. Sprawiło to, że zafascynował się technikami walki w parterze i postanowił poświęcić się temu sportowi na wiele lat.

— Vincencie, dziękujemy za przybycie. Wiemy, że jesteś w trakcie przygotowań do swojej kolejnej walki, która odbędzie się za dwa miesiące… — zaczął dziennikarz.

— Zgadza się. Za niecałe dwa miesiące stoczę kolejny pojedynek w obronie pasa wagi ciężkiej. Stawka, o jaką walczą zawodnicy zgromadzeni w tej hali, jest jednak dużo wyższa. Chciałbym pogratulować wam odwagi — powiedział Parker.

— Mistrzu, czy masz jakieś rady dla naszych zawodników przed walką? — zapytał dziennikarz.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.