Pomów z
Pomów błagam ze środkiem
Choć go nie ma
Mimo to boli
Nie może istnieć
Ból tak wielki…
Dlatego go nie ma
A jest
Bo boli
Zaprzeczam
To raczej nie koi
Nie przytulaj mnie
Pomów
Z pomów
Milczę, bo boli
Chociaż nie może
Brak nie boli
Zazwyczaj…
Absurd i trzy kropki
Brak słów
I bezsens gromki
Nie pomaga
Nie jesteś ze mną
Całkiem
Coś jeszcze się kotłuje
Z tym pomów
To przytul
Mnie zostaw
Temu pomóż
Choć nie istnieje
Powodzenia, weź się rozchmurz — szydzę
Boli, kotłuje się
A nie może
Sen z oczu spędza
Samotnym czyni
Drwi, kpi, szydzi
Samotnia, pustelnia
Może Tobie coś powie — szydzę
Nie mówi?
Nie powie
Ale boli
Bo lubi boleć
To, co niejawne
A jest
Mimo że nie jest
Mnie zostaw
To zaspokój
Z nieegzystencją
egzystującą pomów
Proszę, prosi
Przytul ją, próbę ponów
Ja sam. nie wiem
(ale jakoś <w miarę> jest)
Myśl płynie
Wokół muzyka
Azyl wewnątrz azylu
Myśl się spokojnie kotłuje
Muzyka relaksuje
I nie
I do tańca zachęca
Lub taniec
Do niego chęć
Ją prowokuje
Co czuję?
Nie wiem czy cokolwiek
A ponoć powinienem
Ponoć to nic nie kosztuje
Gdzieś za oczami
Łza, łez więcej, morze
A może nie…
Jest mi jakoś
Dokładnie mówiąc — jakoś
Potrzebuję tu posiedzieć
Jest jaśniej
W tej ciemności
Chyba teraz ta ciemność
Stanie się moją
Dalej nie wiem
Ale coś czuję
Tak myślę…
Jest lustro
Nie po to, by się przejrzeć
Ale, żeby siedzieć
Spokój pewien też jest
Bo jestem sam
Dalej samo jest
To w środku
Czego nie ma
Ale ja też teraz jestem sam
Wolę chyba, gdy ja jestem sam
Niż ta nieegzystująca egzystencja
Chcę posiedzieć
I potańczyć
Patrzeć w ciemność
W głowie mieć jasność
Spokój lubię
Jestem powolny
Nie potrafię
Żyć
Tu jest ciepło
Azyl wewnątrz azylu
Ale czy całkiem ciepło?
Na pewno jakiś promyk…
Wyrwało mnie z zamyślenia radio
Ale tylko teraz
Bo zaraz je włączę znowu
I będę płynął z myślą
Wokół muzyka
Cierpienia młodego humanisty
AntyM. Nikt. Nic.
Czasem ktoś, ale to nic
D. Kogo? Czego?
No właśnie kogo
Gdzieś zabrać?
Skoro nikt nie chce
O i czego?
O siet!
Względnie — o zgrozo!
Dlaczego?!
C. Komu? Czemu?
Się mogę przydać
A wsm to po co…
AntyB. 1.Nikogo. 2.Nic.
ad.1.
Nie ma
ad.2.
Po prostu nihil
N. 1. Z kim? 2. Z czym?
ad.1.
Się cieszyć i smucić
ad.2.
Może z psem
Ze schroniska
Na spacer
Ms. O kim? O czym?
Co za pytania?!
Sam
Siedzę
O niczym
Nie myślę
Tylko leżę
W. Wołam o… pomoc!
Fanaberia
Nic nie mów do mnie
“twych” słów nie znoszę
Głos “masz” nieprzyjemny
Torturujesz me nerwy
Nie chcesz odejść
Nawet
Gdy ja nie podchodzę
Znów się powtarzasz
Już to słyszałem
Przestań
Żałosne!
Z początku jaśniałaś
gwiazdo
Teraz palisz
Odsuwają się wszyscy
Od ciebie
Kiedyś się sama wypalisz
Ustąpisz tej sprawdzonej…
A może ona
Zmuszona będzie zostać
Tylko w mej puszce ciepłej
Z komórek spowitej…
***
Napisałbym wers
Ale idę spać
Mam humor na wiersz
Życie każe się kłaść
Coś czułem chwilę temu
Jednak to opiszę
Nie mogę dać odejść temu
Kilka słów napiszę
Zobaczyłem dobro
Nie, poczułem
Musiałem to powiedzieć
Nie zaniedbałem
Poczułem bezradność
Ona boli
Gdzie jest zaradność?
Co serce koi
Mnie serce boli
Uciekam od życia
Jestem hipisem
Czy wyjście z ukrycia
Jest przepisem?
Przynajmniej doświadczyłem
Dobra
Ale krok dalej
To ciężka kropla
Brak mi męstwa?
Brak mi odwagi?
Nie brak braterstwa./?
Nie brak rozwagi./?
Poczułem ból
Nie chcę go wyrzucać
Szczypie ta sól
Nie mogę jej trzymać
Co zrobić?
Pozbyć się duszy? (znowu)
Co zrobić?
Doświadczać katuszy? (czemu?)
Balans
Jest mi potrzebny
Kropla za kroplą
Gorycz i słodycz — wynik pośredni
Wynik z sumy
Summa summarum
Bez głębokiej zadumy
Z zaangażowaniem
Tylko coś w środku
Nie pozwala
Zadra jakaś dawna
Zniewala
Nie wiem…
Napisałem.
Idę spać, teraz już na pewno.
Monolog z czasem
Z czasem dojść do tego musiało
Choć szans mi on nie daje
W nierównych zawodach
Na co dzień występuję
Nigdy biegaczem nie byłem
I tu się męczę
Choć bez potu
Choć czasem
Nawet
Nie zaczynam
Jedenkamień
Gdy brnąłem
Przez potok
Myśli
Powiedział mi:
czas jest względny…
To prawda
on nie istnieje
W swym istnieniu
Mimo to
Jest bezwzględny
Nie daje wytchnienia
Ucieka
Leci
Płynie bez przerwy
Z przerwami, które
Są
Do odkrycia
czasie!
Czasem udaje mi się
ciebie ujarzmić
ty jednak
Nie dajesz za wygraną
Pociągasz za sznurki
Zatrzymujesz mnie
A sam biegniesz
Nie masz litości
Gonitwa bezsensowną
Się zdaje
Czasem więc stopuję
Wtedy ty głupiejesz
Ja bitwę wygrywam
Lecz na wojnę
Wciąż jeszcze
Jestem za słaby
Nie pozwolę ci prowadzić
Poznałem twoje przerwy
Nie wiem czy wygram
Ale, gdy sekret
twój zrozumiałem
Wyrównam szanse
Zmierzę się z tobą
I razem w końcu
Biec będziemy
Na równi
Bezwzględny pustaku
Zejdź mi z oczu
Bezwzględny pustaku
Nie mrugaj do mnie
Już boli mnie głowa
Naprawdę sądzisz
Że bez ciebie
Nie oddycham?
Nie! To ty tlen zabierasz
ty tętno przyspieszasz
Ja chcę minut długich
Wyjdę z pośpiechu
Odejdzie niepamięć
Odejdzie w niepamięć
Zacznie się życie!
Nerwy zmylone
Słodyczy, co mnie brzydzisz
A wciąż przyciągasz
Nie koisz mych nerwów
A one cię pragną
O, jaki niepokój mam
Gdy ma cię nie być
Kiedy o braku twym
Postanowię
Jednak czy zmienia coś
twoja obecność?
Niedorzeczność!
Nie dąże jak dawniej
Bo mam cię za dużo
Przekichane
Myślę przez nos
Zatkane mam myśli
Kolejny już tydzień
Za ciepło
Za zimno
Pokrętne pokrętło
Przekręty w zdrowieniu
Nie pytaj o samopoczucie
Samego poczucia spytaj
Też odeśle po receptę
Na dosyć już tego
Męczygóra
Nie dręcz snu mojego
Odgórnie koło zataczać
twym planem
Lecz pochyl się
Sprawdź czy nie chrapię
Wtedy pielgrzymuj bez celu
Za spokój!
Człowieku każdy
Z pośpiechem
Przestań
Na moment
Przystań
Znajdź sobie
Przystań
Zarodzinuj
Zasampobądź
Byle w zaciszu
Byle za biegiem
Obdaruj się