E-book
15.75
drukowana A5
39.49
Trzy Stany Świadomości

Bezpłatny fragment - Trzy Stany Świadomości


5
Objętość:
140 str.
ISBN:
978-83-8221-599-1
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 39.49

Wstęp

Tomik wierszy „Trzy Stany Świadomości” ma za zadnie w pewnym stopniu „rozgrzeszyć” autora ze wszystkich swoich problemów, jak i pozwolić na twórcze skrytykowanie aktualnych wydarzeń w kraju oraz na świecie.

Tą książką chciałbym poruszyć wszystkie tematy jakie mnie w jakiś sposób „męczą”, jednak oprócz tej otoczki osobistej oraz politycznej chcę pokazać miłość z perspektywy osoby homoseksualnej.

Książka dzieli się na trzy rozdziały: Niebo (miłość), Czyściec (sprawy osobiste), Piekło (problemy świata). W każdym rozdziałów znajdują się wiersze, które nawiązują tematyką do wyżej napisanego rozdziału. Każdy rozdział kończy się rozgrzeszeniem.

Niebo

Niebo, długa rzeka łez, którą przepływaliśmy kiedyś razem.

Dotykaliśmy gwiazd każdej nocy, zaś za dnia bawiliśmy się z promieniami słońca,

aby potem leżeć na chmurach, wpatrując się w siebie.

Jednak był taki dzień, kiedy to stwierdziłeś, że niebo nie jest dla ciebie, a następnie zniknąłeś.

Szukałem cię, lecz łatwiej by było znaleźć rzęsę w oceanie oczu.

Przeszedłem wszystkie stany świadomości, niebo, czyściec, aby następnie trafić do piekła i dowiedzieć się,

iż przez ten cały czas,


byłeś na Ziemi.

Próg

1. Chłopcze, ostrzegałem cię,

abyś uważał na słowa swe,

wiedziałeś, że kiedyś przejrzę cię,

Mówią, że kłamstwo ma krótkie nogi,

zrozumiałem to odkąd przekroczyłeś mego serca progi.


2. Uważaj na mnie, jestem groźny,

niczym twój szkolny woźny,

nie zdjąłeś butów wchodząc do mieszkania,

w tym momencie nie pomoże ci nawet litania.


Ubrudziłeś mi serce błotem,

głowę rozwaliłeś młotem,

zaś gdy nie chciałem spać pociągnąłeś za włosy

patrząc wciąż mi w oczy błagałeś o więcej,

na Ziemi robiło się goręcej,

a kiedyś skończyłeś

nie pomógł nawet list miłosny,

nawet gdy mój płacz stawał się nieznośny.


3. Nie czytałeś moich wiadomości,

a ja w nocy nie widziałem swych snów,

kiedy to ty bawiłeś się w nocnym klubie,

klepiąc jakiś facetów po dupie,

aby potem oskarżyć mnie

o zdradę,

kiedy w tym momencie pisałem do przyjaciela o radę.


4. Po tobie sprzątać muszę,

w głowie jak i w sercu,

przyszedłeś jak dzicz,

położyłeś znicz,

nie jestem twoją babcią.


A potem wyszedłeś.

W DMach mnie adorowałeś,

a potem numer skasowałeś,

zdjęcie ze mną skasowałeś,

na nowych zdjęciach nie oznaczałeś.


Chyba w ogóle o mnie nie myślałeś.

PKL

1. Potrafiłeś sprawić, że diabeł zapłacze,

potrafiłeś sprawić, że do dziś za tobą płaczę,

walczyłeś z mymi uczuciami niczym dzielny wojownik,

amazoński bojownik.

Oszukiwałeś me oczy,

twój głos do teraz się ze mną droczy.


Mówiłeś, że czujesz się ze mną dobrze,

na samą myśl o twych ustach mi niedobrze,

mimo że kiedyś nimi

robiłem ci dobrze,

nie myślałem o tym wyborze,

kiedy jak świnia leżałeś

w oborze,

a na szyi miałeś,

dziwkarską obroże.


2. Potrafiłeś mnie upokorzyć,

sprawić, że będę za tobą biegał niczym pies,

posłuszny bies.

Klęczałem przed twoją mocą,


na samą myśl ręce mi się pocą.

Bawiłeś się mną niczym

samochodzikiem, który dostałeś na święta w wieku trzech lat.

Chociaż teraz bawisz się innych penisami,

drogimi samochodami,


innych uczuciami.


3. Potrafiłeś sprawić, że znienawidzę swego odbicia,

lustra rozbicia,

na pal nabicia,

cielistego rozpicia,

kiedy dotykałeś mych nóg,

przekraczałeś dziewictwa próg,

byłeś dla mego umysłu niczym najgorszy wróg,

lecz dla ciała Bóg.


Po tobie wciąż domyć się nie mogę,

próbuje na zlew zarzucić nogę,

czy umrzeć mogę?


Było was trzech,

ciężki orzech

do zgryzienia,

wasze imiona wciąż doprowadzają mą skórę


do granic wrzenia.

Trofeum klikane

1. Dotykałeś mnie powoli,

mimo mej woli,

jedynie twojej samowoli,

w głowie mi się już pierdoli.

Przychodzili kiedy tylko mogli.


Byłeś nastawiony do mega ciała wrogo,

lecz traktowałeś je drogo.

Byłeś nastawiony do mych łez szyderczo,

do mych emocji morderczo,

złowieszczo.


2. Po mym ciele lały się litry twych dłoni,

kiedy piłeś mój miód powoli,

łapczywie,

natarczywie.


Nie słyszałeś krzyków,

nie słyszałeś ryków,

dotykałeś,

gniotłeś,

w kąt miotłeś,

kiedy już się wybawiłeś,

moją dupą zabawiłeś.


3. Na koniec zapaliłeś papierosa,

a dym unosił się po pokoju,

jednak twoja pozostałość we mnie nie dawała mi spokoju.

Lm-y cienkie klikane,

w paczce wyliczane,


kolejne trofeum zaliczane.

Gra uczuć

1. Byłeś najlepszy,

grałeś na mym sercu jak na konsoli,

w tej grze zawsze byłeś pierwszy,

pobierałeś kolejne paczki plików,

który tym razem lepszy?


Byłem dla ciebie tylko dodatkiem,

kolejnym rozszerzeniem,

kolejnym twoich marzeń

zboczeniem.


2. Zmieniałeś mi skórki, kupowałeś nowe skiny,

wpędzałeś me serce w spleśniałe maliny,

ustawienia zawsze brałeś na epickie,

mimo że urządzenie nie nadążało,

bowiem odrzucenia się bardzo bało,

jednak wciąż najwięcej dawało,


dla ciebie to było za mało,

wymieniłeś sprzęt, nowszy model,


nowe gry pójdą na nim śmiało.

Mo(o)d na zdradę

1. Wieczorem do mnie nie dzwoniłeś,

na rękach już nie nosiłeś.

Przestałeś odpisywać,

zdjęcia lajkować,

chyba też miłować.


Chodziłeś chłodny,

nowych wrażeń głodny,

widziałeś innych,

nie widząc mnie,

widziałeś brzydkich,

nie widząc mnie.


2. Chciałbym posłuchać smutnej letniej piosenki,

aby przestać czuć tej męki,

kiedy ty leżysz w łóżku innego,

słuchając nowej Mery piosenki,

oglądając Jacka zimnego,

pijąc z lodem kolejną butelkę,

grając moimi uczuciami w ruletkę.


Czemu dałeś w prawo,

aby potem polecieć do innego żwawo,

czemu napisałeś,

a potem z łóżka zwiałeś.


3. Instastory me oglądasz,

na mieście się już za mną nie oglądasz,

stale snapujesz,

może zerwania żałujesz?

Jednak czemu mu zdjęcia komentujesz,

wciąż go kochasz?

A może to przygoda,

wolność drogowa?


4. Skoro nie byłeś gotowy na związek,

czemu wykopałeś mi kwiatów grządek?

Skoro nie byłeś gotowy na związek,

czemu mnie wyrwałeś z mych mrzonek?


Skoro nie byłeś na mnie gotowy,

nie wylewaj mi już proszę,

na głowę wody wrzątek,

dostanę przez to wrzodów,


a na to nie ma w simsach modów.

Ciasto

1. Jestem kolejnym smutnym światłem w mieście,

w mieście, gdzie tych świateł jest pełno, jak rodzynków w cieście,

dotknij mnie, zrań mnie cieleśnie,

otwórz ranę, którą tak dawno stworzyłeś,

zrób to boleśnie.


Odchodziłeś, zabierając coraz więcej,

coraz więcej wyciągałeś,

coraz częściej me ubrania

ściągałeś,

mą wartość do poziomu podłogi

zniżałeś,

me łzy do butelki nalewałeś.


2. Piosenkę, którą sam ci napisałem

z pogardą śpiewałeś,

swym obrzydliwym głosem

ją wyśmiewałeś.


Przecież możesz mieć każdego,

przecież możesz znaleźć sobie tak samo biednego,

w miłości niewybrednego,


czemu akurat mnie potraktowałeś


jak rodzynka w serniku zbędnego?

Morze łez

1. Utopiłem swe rzęsy

w morzu łez,

wieczorem patrzyłem

jak rośnie bez

zgubiłem siebie,

kiedy to twój obraz

pokazywał się na niebie,


Woda mnie porywa,

kolejny dotyk me ciało rozrywa,

kiedy patrzę jak twój obraz

w tafli wody się rozpływa.


2. Topię się,

gubię się,

boję się,

że nie pokochasz mnie,

odwrócisz swój wzrok,

nie poznasz mnie.


Zasadzę nowe drzewo,

tracąc przy tym siebie,

tak jak traciłem rzęsy,

patrząc na ciebie.

Z miłości chciałem zginąć,

jak twe uczucia do mnie


wyginąć.

Błazen

1. Czasem siedzę i sprawdzam powiadomienia,

nie widzę jednak twego imienia,

zniszczyłeś dobro szkolnego mienia,

nałożyłeś piętno brzemienia,

tym razem nie wywarłeś dobrego wrażenia.


Biły od ciebie mroczne materie,

cielesne bakterie,

byłeś miłosnym błaznem,

który tylko czekał, aby wejść mi do oka,

wpadłeś mi do oka.


2. Czasem też siedzę i płaczę,

że mnie opuściłeś,

złe psy napuściłeś,

swe łzy spuściłeś,

mimo że kiedyś

coś innego spuszczałeś,

nacisk wywierałeś,

swe ciało nacierałeś,

mną podłogę wycierałeś.


3. Kłamałeś o długościach,

kłamałeś o swych włościach,

dalej po tobie czuję ból w kościach.


Powinienem dalej wymieniać?

O twych kłamstwach?


Pamiętasz kiedy szantażowałeś,

kwiatów nie dawałeś,

mimo że ja ci dupy dawałem,

czas tylko marnowałem,


życia godziny zmarnowałem,

językiem twe ciało szorowałem?


4. Na sam koniec kochany pamiętaj o mych ustach,

o wszystkich rozpustach,

które ci dałem

i które wraz z mym odejściem


ci odebrałem.

Centrum miasta

1. Ciało na jarmarku sprzedałem,

swe wnętrzności po drodze do centrum zgubiłem,

dusze pod zastaw innym oddawałem,

ciągle im dawałem,

nic w zamian nigdy nie otrzymywałem.


Kolejny chłopak miesza mi w głowie łyżką,

kolejny chłopak nazywa mnie swoją myszką,

kiedy to ja

przynoszę czarną śmierć.


2. Wystawiłem się na oglądanie przechodniów,

stałem się główną atrakcją na starym mieście,

serwując swe serce we francuskim cieście,

dodając od siebie napiwek cieleśnie.

Ciasto z nadzieniem nienawiści,

kolejny porzucony obraz na ulicy,

kolejny obiad z nutką zawiści,

autobus się spóźnia,


dostaję kurwicy.

Burza w lato

1. Burza na zewnątrz,

burza wewnątrz,

pada, jednak oczy też przeciekają,

twe kłamstwa mi z kubka wyciekają,

podłoga w wodzie,

me serce na pół, na wybiegu, to teraz w modzie.


Powoli tonę trzymając się brzytwy,

która rani me dłonie,

czekam aż ta ciemna masa

twych źrenic całkowicie mnie wchłonie.


2. Me cierpienie jest rozrywką mas,

kolejny chłopak, me serce bierze nogi za pas,

ucieka w las,

gdzie nie znajdzie nikt nas.

Zostaję sam, bez serca,

z kolejnym chłopakiem na mych barkach,

on wyjada mnie od środka, niczym mięsożerca.

Oddaję dusze,

mimo że wcale nie muszę,

jednak sam w łóżku, bez nikogo,


powoli się duszę.

Zupa z kamieniami

1. Zamknij oczy i zamilknij na wieki,

rzuć mnie na łóżko, rzuć mnie na swe powieki,

chcę być jak tani tusz, ozdabiać twe rzęsy niczym ćwieki,

na wieki wieków

amen.

Kochaj mnie, bowiem inaczej

użyję moich łzawych szpiegów.


Ozdabiam ratusz płonąc,

ozdabiam twą zupę

powoli w niej tonąc.


2. Godzina dwudziesta druga,

para na tinderze, już dwudziesta druga,

przeglądam twarze na półkach,

serca w słoikach, tanie obietnice w twardych bułkach.

Nikt z nich nie ma twego imienia,

nikt nie ma takiego głosu,

takiego dotyku brzmienia.


Daj mi kamienia,

rzucę go do wody,

a razem z nim wrzucę siebie

nie zniosę takiego brzemienia,

nie zniosę na to wszystko


sezonowej mody.

Moda na miłość

1. Zgubiłem siebie przed twoimi frontowymi drzwiami,

zgubiłem siebie między twymi brwiami,

zatraciłem swą duszę między twymi wargami,


gdy ty okrywałeś mnie drwinami,

przez ciebie zamęczałem się całymi dniami.


Dotykałeś me włosy błogo,

a ja oglądałem twe oczy nałogowo,

kiedy to ty patrzyłeś tylko na me ciało,

nawet nie wiesz jak to bolało.


2. Nie odpisujesz,

mego ciała już nie rysujesz,

mych powiek swymi łzami

już nigdy nie pomalujesz.


Nie dzwonisz,

umysłu przed ranami nie bronisz,

przynajmniej już mi żyć

nie zabronisz.


3. Trochę żałosne że kolejny tydzień z rzędu piszę wiersze o tobie,

trochę żałosne, że kolejny dzień myślę o tobie,

co sekundę marzę o tobie,

zamiast marzyć o dobrej pogodzie.


Mam wrażenie, że twa miłość do mnie

nie jest już w modzie.


4. Przez ciebie topie się w wodzie,

po mych powiekach płyną liczne powodzie,

może się nawodnię,

w jaskini samotności

zapalę pochodnię.


Sprawiłeś, że się zgubiłem,

w swym ciele pogubiłem,

sen na dachu polubiłem,


z demonem o twym imieniu


wreszcie się pobiłem,

a odbierając nagrodę za walkę,

uczuć do ciebie się wyzbyłem,

jednak ran na mym ciele


wciąż nie pozbyłem.

Chciałbym, miałbym

1. Siedzę i piszę kolejny wiersz o miłości,

dostaje już od tego mdłości,

wady młodości.

Chciałbym, aby jakieś męskie dłonie objęły mnie w talii,

ludzką talie kart,

tyle jestem wart,

niczym nieśmieszny żart.


Chciałbym pocałować jakiegoś chłopaka w usta,

dotknąć jego włosów,

chciałbym, aby spojrzał mi w oczy,

zajrzał mi głęboko w oczy,

a nie do łóżka,

niczym zgrabna nóżka.


2. Chciałbym móc z nim upić się w barze,

zrobić drogie zakupy w Zarze,

czy tam braniewskim bazarze.

Pójść do klubu i tańczyć całą noc,

patrzeć na siebie całą noc,

wysyłać do siebie magiczną moc,

aby potem ręka

powoli wędrowała pod koc.


Pójść razem do kawiarni chciałbym,

może wtedy ochotę do życia miałbym,

z tobą sernik zjadłbym.


3. Chciałbym, dużo chciałbym,

dużo do zaoferowania miałbym,

jednak dla ciebie jestem nikim,

nie istnieje.


Zwłaszcza kiedy na mych oczach trzymałeś dziewczynę w swym ramionach,

metalowych wrzecionach,

i tak pięknie patrzyłeś,

mnie zamroczyłeś.


Jednak to nie na mnie patrzyłeś,

me pokruszone serce zdradziłeś,


mimo że wcale ze mną nie byłeś.

Pianino

1. Wszędzie mnie zablokowałeś,

z głowy me zdjęcie usunąłeś,

zapomniałeś jak u mnie,

swym ciałem grałeś,

tak pięknie jak na nagraniach grałeś,

tak pięknie potem na mych emocjach,

kolejny akord zagrałeś.


Byłem tym złym,

niczym upadek Rzymu,

mojego kolejnego wierszu

bez żadnego ładnego rymu.


2. Nie pozwalałeś mi krzyczeć,

nie pozwalałeś mym skrzydłom bzyczeć,

nie pozwalałeś mym uczuciom płynąć,

topiły się, nie pozwalały mi przepłynąć,

rzeki, którą sam kazałeś mi własnymi napełnić łzami,

abyś mógł się nacieszyć kolejnymi wody barwami.


3. A kiedy napisałem o tym wiersz,

o brutalności bez,

wylądowałem sam


i bez ciebie też.

Umowa o miłość

1. Miasto nigdy nie śpi,

tak jak ja nie potrafię usnąć, patrząc na twe brwi,

księżyc z nas drwi,

Czemu? Przecież to on jest sam daleko,

samotnie dryfując wokół Ziemi,

a ja mam ciebie, obok mnie, na Ziemi.


Światło lampy ulicznej pada ci na twarz,

kiedy to ja wtulam się w twe ramiona, miłości staż,

czy przejdę na umowę o pracę?


2. Jesteś mym CV,

jesteśmy dla mnie jak nowe drzwi,

otwierasz się, wpuszczasz mnie,

łzy z butelek po winie na mą twarz spuszczasz,


idziemy razem do sadu

w maliny mnie znowu wpuszczasz,

nie idziesz ze mną głębiej,


tam się już nie zapuszczasz.

Gdzie jest mój dom

1. Dzisiaj rano straciłem kawałek siebie na podłodze,

idąc przez życie tylko o jednej nodze,

za sobą ciągnąłem swój bagaż emocjonalny,

mrugając w sposób konwencjonalny.

Czuję się samotny myjąc twarz,

uważaj na me łzy, tylko się nie oparz,

może z nich herbatę sobie zaparzę,

o męskich ustach pomarzę.


Płacząc w łazience o godzinie dwunastej zrozumiałem, że nigdy nie było dobrze,

ona tam była, czekając w swej norze,

kryjąc się w oborze,

o boże,

nie wygram z nią, to marna walka na noże.


2. Siedząc w kuchni i pijąc tę herbatę,

w nosie mi się kręciło, czułem jakbym wciągał tabakę,

a to tylko kawałek twego szkła,

który został mi, czekaj ta herbata taka trochę mdła.

Patrzyłem przez okno na niebo,

przypominając sobie, że ty wyglądałeś tak samo pięknie,

cudownie jest sobie twój widok przypominać, aż mi serce mięknie,

chociaż boję, że wreszcie pęknie.


Wylałem herbatę,

noże schowałem do szuflady,

do lodówki włożyłem wszystkie marmolady,

dzisiaj mnie nie całuj, mam zajady.


3. Leżałem w sypialni patrząc się w sufit,

tęsknie za tobą wiesz?

Myślę, że wiesz,

ale nigdy się nie dowiesz,

ty już nie żyjesz,

a w wolnym czasie naczynia z samym Bogiem myjesz.


Nie wiem, gdzie mogę teraz pójść, aby o tobie zapomnieć,

każą zostawać w domu,

gdzie jest mój dom?


Mój dom był w twym sercu,


a te ściany to tylko kwarantanna mych uczuć.

Deszcz

1. Deszcz pada,

powoli na me powieki opada,

twój dotyk w mym ciele się zapada,

trzymaj ręce przy sobie, tak nie wypada,

uważaj na me serce, często wypada.


Moknę, gdy niebo płaczę,

podłoga puchnie, czekając aż się wypłaczę,

nie wiem czy kiedyś sobie wybaczę.


2. Idąc przez osiedle obserwuję autobusy,

pali się śmietnik, podpaliły go jakieś łobuzy,

przez deszcz coraz mocniej tonę,

łapię oddech w twych źrenicach, chyba w nich utonę,

w twych włosach zatonę.


Czemu tak pada?

Doktor chyba chmury nad nami bada,

niech wyciągnie stetoskop


nie czuję serca, niech mnie zbada.

Wieczorne wyjście

1. Oblałem się herbaty wrzątkiem,

więc nie zawracaj mi głowy piątkiem.

Nie wiem czy będę wtedy żyć,

a może w brudnym barze naczynia myć.

Nie pytaj mnie co robię wieczorem,

pewnie będę płakać w ciemnej norze,

niech mi Bóg dopomoże.


2. Płaczę patrząc w okno

w oczach mi mokro,

mówią, że anioły płaczą,

chyba mi po głowie skaczą.

Przestań do mnie pisać na Facebook’u,

pierdolony wnuku.


Nie wyjdę z tobą w piątek do klubu,

nie upiję się drinkiem,

aby potem wylądować w łóżku z jakimś Mirkiem.


3. Przepraszam, że taki jestem,

to przez to miasto,

które zepsuło mi od babci ciasto.

Z domu wziąłem pełno słoików,

aby me usta nie były samotne,

kiedy twe uczucia były wobec mnie lotne,

kiedy twe uczucia był wobec mnie ulotne,

znikające,

kosztowne.


4. Dlatego chłopcze nie pytaj,

czemu nie wyjdę z tobą na spacer,

późnym wieczorem po parku,

ty nocny marku.

Nie pytaj co robię w piątek,

kiedy po mych palcach leje się wrzątek,

nie pytaj co robię wieczorem,

kiedy nie jesteś


moim jedynym adoratorem.

Gwarancja telefonu

1. Swymi złymi dłońmi wyjmowałeś ze mnie wszystko,

swymi oczami sprawiałeś, że spadałem nisko.

Coraz bardziej zapadałem się w tej ciemności,

coraz mocniej żyłem w tej marności,

kiedy to ty opływałeś w swej wielkości

kosztem mej żałości.


Przez ciebie czuję się jak nic niewarty pyłek,

kurzu pyłek,

patrzę w lustro, widzę swą twarz,

oczy pełne żyłek.


2. Jestem robakiem, który do słodyczy gna,

jestem nic nie wartym robakiem, który żadnego sensu nie ma,

ma rodzina mnie z domu wygna,

twe słowa są dla mnie jak mgła,


twa obecność jak gwarancja telefonu,


wygasła.

Autobus tęsknoty wredoty

1. Facebook’a usunąłeś,

manatki zwinąłeś,

wszędzie zablokowałeś,

miłować przestałeś.


A kiedy to ja siedzę i piszę wiersze o tobie,

wcale się w tym momencie nie bronię,

ale czuję jak ból przepełnia me skronie,

gdy myślę o mej koronie,

która przydałaby się wronie.


2. Czasami wracam myślami do tego ciepłego sierpniowego dnia,

gdy leżeliśmy przytuleni nocą,

zaś całowaliśmy się za dnia.

Pamiętam, jaka wtedy była piękna noc,

jaką twe oczy miały moc,

zaś twój jeden dotyk

nie pozwalał mi spać całą noc,

kiedy włożyłeś rękę pod koc.


3. Nie widziałem w sumie, że wsiadając w ten autobus,

który wiózł cię prosto do domu,

zabierając mi cię po kryjomu,

aby potem pisząc z tobą,

czuć jakbym się rozpadał,

a nie składał,

lecz powoli rozkładał.


Autobus mi cię zabrał,

autobus tęsknoty,


brzydkiej wredoty.

Kiedyś to będzie

1. Mam kolejne zdjęcia w chmurze,

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 39.49