Trzy słowa
Trzy ważne słowa ;
narodziny — życie — śmierć
Czy da się coś zaplanować?
By jak najwięcej z tego mieć
Rodziny nie wybierasz
rodzisz się gdzie popadnie
Bogato jest lub biednie nie raz
więc jak ci żyć przypadnie?
Nie wiesz ile masz czasu
rozpędzać się — czy żyć skromnie
Brać kredyt na dom od razu?
Czy liczyć na spadek po mnie
Studiować a może rodzinę
założyć nim żywe plemniki
Są jeszcze choć trochę ruchliwe
a żona ma zdrowe jajniki
Czas nagli i nim się spostrzeżesz
tu trzecie słowo zaważy
Więc za testament się bierzesz
by coś po tobie miał każdy
Ciekawe jest życie gdy trwa
gdy kończy się — smutek nadchodzi
Najdroższa jest wtedy ta łza
co po twym policzku brodzi
Pożar goni pożar
Ostatnimi czasy w kraju
wszędzie są pożary
Ktoś specjalnie podpala
a może to czary?
Tutaj hala targowa
a tam autobusy
Gdzie indziej spłonęła szkoła
strach się z domu ruszyć
Dym tak czarny że zasłania
niemal całe niebo
„Zielony ład” nam się kłania
widocznie tak trzeba
Kraj nasz przez te kilka dni
limit wykorzystał
Na CO2 — Europa drży
Polak — terrorysta
Nikt nie mówi że to skandal
wszyscy raczej w szoku
Czy taki trend będzie nadal?
Palić wszystko wokół
Ekologia poszła z dymem
ledwie w kilka dni
Nie spotkała się ze sprzeciwem
Rzym też spalili
Węgiel be — i gaz be
a co z hałdą opon?
Co się pali — noce dnie
ten widok jest spoko
Strach
Czy towarzyszy wam
czasem strach?
Nie ważne — w nocy
czy za dnia
Strach o codzienność
bojaźń o wszystko
O życia zmienność
domowe ognisko
Strach o finanse
o brak płynności
Te złe romanse
że coś się zemści
Strach o bezradność
w kwestiach wielu
Gdy ktoś zagrodził
drogę do celu
Strach o uczucia
że wyparują
A w innym miejscu
zaowocują
Czy strach napędza
wasze życie?
Czy z nim jakimiś
środkami walczycie?
Mówią — że bać się
to żaden wstyd
Ciągła odwaga
to zwykły mit
Każdemu choć raz
zadrżała ręka
Największy twardziel
czasem wymięka
Ważne by strach
nas motywował
Zdrowe instynkty
w nas promował
A że się boisz
ludzka rzecz
Robisz znak krzyża
i mówisz — idź precz!
Zabić z miłości
Bywają w życiu przypadki
gdy miłość ma krwawe żniwo
Dochodzi wręcz do jatki
uczucie się śmiercią zemściło
Jedno z pary kochanków
nie godzi się z odejściem
Biorąc do ręki nóż
zagradza jemu przejście
I stawia jasny warunek
że śmierć nas tylko rozłączy
Czy to jest dobry kierunek?
Gdy jedno z nich życie zakończy
Ciężko się zgodzić na koniec
lecz czy strach w tym pomoże?
Wszak konsekwencje trza ponieść
stawiając na ostrze noża
Ktoś powie — chora to miłość
i taka nieobliczalna
Czy warto brać kogoś na litość
gdy nic między nimi od dawna?
Albo ja — albo żaden!
Padają ostre słowa
Na ziemi już lico blade
umiera jego połowa
Nagle chce ją ratować
lecz dusza już ciało opuszcza
Czas teraz odpokutować
za te miłosne zgliszcza
O chorobach słów kilka
Każdy zapewne chciałby
być pięknym zdrowym i młodym
I wiele za to dałby
gdyby nie pewne przeszkody
A one wynikają
z racji naszego życia
I z czasem wytyczają
drogę nie do przebycia
Z jedną chorobą się rodzisz
inną nabywasz w trakcie
Choć bardzo się przed nią bronisz
masz ją — jak w pewnym kontrakcie
Świat ci się wali na głowę
bywa że żyjesz z tym sam
Tracisz znajomych połowę
myślisz — czy radę dam?
Kiedy masz wsparcie w rodzinie
z chorobą starasz się żyć
Czas wtedy wolno płynie
musisz z nią cały czas być
Jedne nas bardzo szpecą
inne są zaś śmiertelne
Z chorobą lata ci lecą
bywa — że sypiasz oddzielnie
Mówią byś się nie poddawał
bo inni gorzej mają
Czasami szybki zawał
jest tym na który czekają
Rodzisz się — chorujesz — umierasz
a gdzie to szczęście — beztroska?
Pytasz się Boga nie raz
dlaczego to w życiu mnie spotka?
Stare czasy
Pamiętam jak srałem za stodołą
a dzisiaj kible mam trzy
I już nie muszę świecić dupą gołą
lepiej powodzi się mi
Dzisiaj łazienkę każdy już ma
nie to co kiedyś było
Kiedy to wanną była balia
w sobotę się w niej moczyło
Bieżąca woda to podstawa
pod studnią mycie to przeszłość
Nie ważne wioska czy Warszawa
jeśli chodzi o ścisłość
Być dzisiaj czystym i pachnącym
to priorytet człowieka
I to nie ważne — w dzień czy w nocy
higiena na ciebie czeka
Więc jeśli śmierdzisz na kilometr
to znaczy że ci się nie chce
Z mienić skarpetki — umyć głowę
a co dopiero myć ręce
Podsumowując — szare mydło
tak dużo nie kosztuje
A jeśli mycie ci obrzydło
to darmo tobie truję …
Rok przestępny
Czereśnia bez czereśni
a śliwka bez śliwek
To w głowie się nie mieści
a jednak to możliwe
Rok mamy przestępny
wszystko się zdarzyć może
Drzewa kwitną za wcześnie
i zdarzył się przymrozek
Brzoskwinia w ogóle pusta
kilka jabłek i gruszek
Z żalu zamknąłem usta
bo czym napełnisz brzuszek?
Nawet agrestu nie ma
na dzikiej wiśni rzadko
Pojawił się dylemat
co dalej — ziemio matko?
Ten rok już jest stracony
a dopiero się zaczął
Nic nie da bić ukłony
choć z żalu wszyscy płaczą
Ceny więc pójdą w górę
u tych co mieli szczęście
Czy polskie sadownictwo
od dna odbije się wreszcie?
Nie wiem co w życiu gorsze
klęska urodzaju
Gdy za kilogram grosze
w skupie tobie dają
Czy tak jak teraz — w ogóle
owocowy brak
I tu i tu jest problem
zawsze pieniędzy brak
Wynagrodzenie
W dobie kryzysu
wynagrodzenie
Podlega tutaj
szerszej ocenie
No bo wiadomo
jak coś nie idzie
To na tym cierpią
zwykli ludzie
A jak ich zranić?
Poprzez wypłatę
Tnie się co można
tak dziś jest zatem
Gołej podstawy
nikt ci nie ruszy
Wiem że się karmi
ciało — nie duszę
Więc jeśli mało
czas zmienić pracę
Na taką gdzie są
większe płace
Jeśli znalazłeś
no to odwagi
Mogą to w Niemczech
być szparagi
Lub na budowie
przy betoniarce
Masz dobre zdrowie
czy nie bardzo?
A jeśli nie chcesz
czekaj na zmiany
Może coś ruszy
w czwartym kwartale
Dobrze już było
teraz jest krucho
Śledź ogłoszenia
nadstawiaj ucho
Może się trafi
coś lepszego
Tego nam życzę
no to do siego ….
Eurowizja
Nie jestem zwolennikiem
tak zwanej „Eurowizji”
Dla mnie to jest zwyczajny
wyznacznik hipokryzji
Jeszcze to głosowanie
na innych — nie na siebie
Ten kto to wymyślił
w głowie mu się jebie
My głosujemy na nich
a oni na nas nie
Dlatego naszej Polsce
nigdy nie uda się
Dlaczego? — bo zwyczajnie
zachód nas nie szanuje
Choć ty zaśpiewasz fajnie
to nikt nie zagłosuje
Co z tego że nasz krajan
odda głos z zagranicy
A ilu ich tam jest?
Praktycznie się nie liczy
Więc dajmy sobie spokój
bo nigdy nie wygramy
Tej kliki europejskiej
uczciwie nie pokonamy
Środkowa Europa
to dla nich jest zaścianek
Poślijmy więc im kopa
w ten europejski zadek
Już się nie ośmieszajmy
swój honor przecież mamy
Opłaca się co roku
dawać kolejną plamę?
Umyka czas
Umyka mi ten czas
jak cholera
Wskazówka życia sięga
już zera
Planować jeszcze coś
czy dać sobie spokój?
Zostało kilka dni
może pół roku
Udawać śmiech czy
być poważnym?
Samotnym być — czy
gadać z każdym?
Nie miało być tak
w łeb wzięły plany
Człowiek — chodzący wrak
bledszy od ściany
Jak życiem cieszyć się
gdy coś się wali?
Scenariusz życia za ciebie
ktoś ustalił
Tak pięknie miało być
a nie jest
Czy warto jeszcze w nocy śnić?
Czuć wiatru szelest
Gdy on pojawia się
nadchodzą zmiany
Czy jeszcze kiedyś spotkam cię
moja figurko z porcelany?
Chcę uczciwie
Chcę uczciwie przeżyć życie
żadnej drogi na skróty
W grę nie wchodzi trucizn picie
albo swych żył prucie
Jedno życie masz więc po co
kończyć samobójstwem
Ciężko być sam na sam nocą
złych pomysłów mnóstwem
Kiedy nikt cię nie pilnuje
wtedy jest najgorzej
Diabeł się interesuje
tobą o każdej porze
Wystarczy że pomyślisz
o swym końcu bliskim
W ten to sposób jemu prześlesz
wiadomości wszystkie
Koniec twój dla niego
to na młyn jest woda
Zło rodzi się z tego
i ogólna trwoga
Że inni po tobie
wezmą przykład prosty
I kolejnych samobójców
pełne będą mosty
Z których skakać będą
na głęboką wodę
Pomyśl więc nim zrobisz
swym następcom szkodę
Dotrwaj więc do końca
mimo braku wiary
Uwierz że dla słońca
jesteś taki mały …
Tłumy
Na długi weekend
wszyscy się wybrali
Wszystkie wolne miejsca
autami pozastawiali
Wszędzie kolejki
długo godzinne
No i atrakcje
nie wszystkie czynne
Każdy narzeka
na ludzkie tłumy
Jakby pozjadał
wszystkie rozumy
Dość że nerwowa
jest atmosfera
Chcemy wypocząć
jasna cholera
Ale nie idzie
w takim tłoku
I to jest ten
coroczny szkopuł
W domu pozostać
można było
A tak oglądasz
całe to bydło
Nawet jedzenie
ci nie smakuje
Bo każdy talerz
twój lustruje
A co do ceny
to o zgrozo
Mogłeś coś z domu
wziąć — lecz po co?
Termos — kanapki
dźwigać w plecaku
Jak tyle żarcia
na deptaku!
Teraz już wiesz
jak to wygląda
To była taka
uliczna sonda
Majówka
Majówka to tak naprawdę
wielkie święto grilla
Przy którym polska rodzina
zwyczajnie się posila
Mąż piecze na ruszcie kiełbasę
karkówkę — tudzież kaszankę
Żona robi sałatki
by miało to jakąś klasę
Wszystko na łonie natury
w ogrodzie — parku — pod lasem
W granicach pełnej kultury
zdarzy się — przeklnie ktoś czasem
Dopóki się tylko spożywa
posiłki — to spokój bywa
Gorzej gdy alkoholem
treść się żołądka przykrywa
A Polak nie zna umiaru
więc leje ile może
W słońcu dostaje udaru
zalicza zgon — nie daj boże
Więc bądźmy tutaj ostrożni
w tym naszym świętowaniu
By nie być chorym obłożnie
w tak pięknym miesiącu maju
Gdyby była możliwość
Gdybym możliwość taką miał
by cofnąć swe życie w czasie
Co bym takiego zmienić chciał
jeśli faktycznie da się
Może znalazłoby się się kilka
rzeczy do poprawienia
Lecz nasze życie to tylko chwilka
więc czy warto coś zmieniać?
Przesunę jeden szczegół z życia
i już by mnie coś ominęło
Skąd potem fakty wziąć do pokrycia
wszak nasze życie to dzieło
I to nie ważne jak się toczy
ważne by iść do przodu
Jeszcze nas życie czymś zauroczy
tak jak to było za młodu
Co w twej pamięci — to jest twoje
nikt tego ci nie odbierze
A że masz jakieś niepokoje
złóż komu trzeba — w ofierze
Gdy się następnym razem narodzisz
nie pójdziesz tą samą drogą
A jeśli sobie coś przypomnisz
już nie mów o tym Bogu …
Co przynosi los
Przyjmij co przynosi los
choćby był niesprawiedliwy
To jest twej przyszłości głos
jeszcze zdążysz podciąć żyły
A na razie żyj jak chce
czasem nie dając wyboru
On zapewne dobrze wie
że to jego gra pozorów
Los to upierdliwy drań
najpierw coś ci obiecuje
Żeby potem bez dwóch zdań
zmienić to — tak kombinuje
Więc zaufać mu nie można