E-book
15.75
drukowana A5
29.06
Trzy słowa

Bezpłatny fragment - Trzy słowa

Narodziny — życie — śmierć

Objętość:
66 str.
ISBN:
978-83-8384-049-9
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 29.06

Trzy słowa

Trzy ważne słowa ;

narodziny — życie — śmierć

Czy da się coś zaplanować?

By jak najwięcej z tego mieć


Rodziny nie wybierasz

rodzisz się gdzie popadnie

Bogato jest lub biednie nie raz

więc jak ci żyć przypadnie?


Nie wiesz ile masz czasu

rozpędzać się — czy żyć skromnie

Brać kredyt na dom od razu?

Czy liczyć na spadek po mnie


Studiować a może rodzinę

założyć nim żywe plemniki

Są jeszcze choć trochę ruchliwe

a żona ma zdrowe jajniki


Czas nagli i nim się spostrzeżesz

tu trzecie słowo zaważy

Więc za testament się bierzesz

by coś po tobie miał każdy


Ciekawe jest życie gdy trwa

gdy kończy się — smutek nadchodzi

Najdroższa jest wtedy ta łza

co po twym policzku brodzi

Pożar goni pożar

Ostatnimi czasy w kraju

wszędzie są pożary

Ktoś specjalnie podpala

a może to czary?


Tutaj hala targowa

a tam autobusy

Gdzie indziej spłonęła szkoła

strach się z domu ruszyć


Dym tak czarny że zasłania

niemal całe niebo

„Zielony ład” nam się kłania

widocznie tak trzeba


Kraj nasz przez te kilka dni

limit wykorzystał

Na CO2 — Europa drży

Polak — terrorysta


Nikt nie mówi że to skandal

wszyscy raczej w szoku

Czy taki trend będzie nadal?

Palić wszystko wokół


Ekologia poszła z dymem

ledwie w kilka dni

Nie spotkała się ze sprzeciwem

Rzym też spalili


Węgiel be — i gaz be

a co z hałdą opon?

Co się pali — noce dnie

ten widok jest spoko

Strach

Czy towarzyszy wam

czasem strach?

Nie ważne — w nocy

czy za dnia


Strach o codzienność

bojaźń o wszystko

O życia zmienność

domowe ognisko


Strach o finanse

o brak płynności

Te złe romanse

że coś się zemści


Strach o bezradność

w kwestiach wielu

Gdy ktoś zagrodził

drogę do celu


Strach o uczucia

że wyparują

A w innym miejscu

zaowocują


Czy strach napędza

wasze życie?

Czy z nim jakimiś

środkami walczycie?


Mówią — że bać się

to żaden wstyd

Ciągła odwaga

to zwykły mit


Każdemu choć raz

zadrżała ręka

Największy twardziel

czasem wymięka


Ważne by strach

nas motywował

Zdrowe instynkty

w nas promował


A że się boisz

ludzka rzecz

Robisz znak krzyża

i mówisz — idź precz!

Zabić z miłości

Bywają w życiu przypadki

gdy miłość ma krwawe żniwo

Dochodzi wręcz do jatki

uczucie się śmiercią zemściło


Jedno z pary kochanków

nie godzi się z odejściem

Biorąc do ręki nóż

zagradza jemu przejście


I stawia jasny warunek

że śmierć nas tylko rozłączy

Czy to jest dobry kierunek?

Gdy jedno z nich życie zakończy


Ciężko się zgodzić na koniec

lecz czy strach w tym pomoże?

Wszak konsekwencje trza ponieść

stawiając na ostrze noża


Ktoś powie — chora to miłość

i taka nieobliczalna

Czy warto brać kogoś na litość

gdy nic między nimi od dawna?


Albo ja — albo żaden!

Padają ostre słowa

Na ziemi już lico blade

umiera jego połowa


Nagle chce ją ratować

lecz dusza już ciało opuszcza

Czas teraz odpokutować

za te miłosne zgliszcza

O chorobach słów kilka

Każdy zapewne chciałby

być pięknym zdrowym i młodym

I wiele za to dałby

gdyby nie pewne przeszkody


A one wynikają

z racji naszego życia

I z czasem wytyczają

drogę nie do przebycia


Z jedną chorobą się rodzisz

inną nabywasz w trakcie

Choć bardzo się przed nią bronisz

masz ją — jak w pewnym kontrakcie


Świat ci się wali na głowę

bywa że żyjesz z tym sam

Tracisz znajomych połowę

myślisz — czy radę dam?


Kiedy masz wsparcie w rodzinie

z chorobą starasz się żyć

Czas wtedy wolno płynie

musisz z nią cały czas być


Jedne nas bardzo szpecą

inne są zaś śmiertelne

Z chorobą lata ci lecą

bywa — że sypiasz oddzielnie


Mówią byś się nie poddawał

bo inni gorzej mają

Czasami szybki zawał

jest tym na który czekają


Rodzisz się — chorujesz — umierasz

a gdzie to szczęście — beztroska?

Pytasz się Boga nie raz

dlaczego to w życiu mnie spotka?

Stare czasy

Pamiętam jak srałem za stodołą

a dzisiaj kible mam trzy

I już nie muszę świecić dupą gołą

lepiej powodzi się mi


Dzisiaj łazienkę każdy już ma

nie to co kiedyś było

Kiedy to wanną była balia

w sobotę się w niej moczyło


Bieżąca woda to podstawa

pod studnią mycie to przeszłość

Nie ważne wioska czy Warszawa

jeśli chodzi o ścisłość


Być dzisiaj czystym i pachnącym

to priorytet człowieka

I to nie ważne — w dzień czy w nocy

higiena na ciebie czeka


Więc jeśli śmierdzisz na kilometr

to znaczy że ci się nie chce

Z mienić skarpetki — umyć głowę

a co dopiero myć ręce


Podsumowując — szare mydło

tak dużo nie kosztuje

A jeśli mycie ci obrzydło

to darmo tobie truję …

Rok przestępny

Czereśnia bez czereśni

a śliwka bez śliwek

To w głowie się nie mieści

a jednak to możliwe


Rok mamy przestępny

wszystko się zdarzyć może

Drzewa kwitną za wcześnie

i zdarzył się przymrozek


Brzoskwinia w ogóle pusta

kilka jabłek i gruszek

Z żalu zamknąłem usta

bo czym napełnisz brzuszek?


Nawet agrestu nie ma

na dzikiej wiśni rzadko

Pojawił się dylemat

co dalej — ziemio matko?


Ten rok już jest stracony

a dopiero się zaczął

Nic nie da bić ukłony

choć z żalu wszyscy płaczą


Ceny więc pójdą w górę

u tych co mieli szczęście

Czy polskie sadownictwo

od dna odbije się wreszcie?


Nie wiem co w życiu gorsze

klęska urodzaju

Gdy za kilogram grosze

w skupie tobie dają


Czy tak jak teraz — w ogóle

owocowy brak

I tu i tu jest problem

zawsze pieniędzy brak

Wynagrodzenie

W dobie kryzysu

wynagrodzenie

Podlega tutaj

szerszej ocenie


No bo wiadomo

jak coś nie idzie

To na tym cierpią

zwykli ludzie


A jak ich zranić?

Poprzez wypłatę

Tnie się co można

tak dziś jest zatem


Gołej podstawy

nikt ci nie ruszy

Wiem że się karmi

ciało — nie duszę


Więc jeśli mało

czas zmienić pracę

Na taką gdzie są

większe płace


Jeśli znalazłeś

no to odwagi

Mogą to w Niemczech

być szparagi


Lub na budowie

przy betoniarce

Masz dobre zdrowie

czy nie bardzo?


A jeśli nie chcesz

czekaj na zmiany

Może coś ruszy

w czwartym kwartale


Dobrze już było

teraz jest krucho

Śledź ogłoszenia

nadstawiaj ucho


Może się trafi

coś lepszego

Tego nam życzę

no to do siego ….

Eurowizja

Nie jestem zwolennikiem

tak zwanej „Eurowizji”

Dla mnie to jest zwyczajny

wyznacznik hipokryzji


Jeszcze to głosowanie

na innych — nie na siebie

Ten kto to wymyślił

w głowie mu się jebie


My głosujemy na nich

a oni na nas nie

Dlatego naszej Polsce

nigdy nie uda się


Dlaczego? — bo zwyczajnie

zachód nas nie szanuje

Choć ty zaśpiewasz fajnie

to nikt nie zagłosuje


Co z tego że nasz krajan

odda głos z zagranicy

A ilu ich tam jest?

Praktycznie się nie liczy


Więc dajmy sobie spokój

bo nigdy nie wygramy

Tej kliki europejskiej

uczciwie nie pokonamy


Środkowa Europa

to dla nich jest zaścianek

Poślijmy więc im kopa

w ten europejski zadek


Już się nie ośmieszajmy

swój honor przecież mamy

Opłaca się co roku

dawać kolejną plamę?

Umyka czas

Umyka mi ten czas

jak cholera

Wskazówka życia sięga

już zera


Planować jeszcze coś

czy dać sobie spokój?

Zostało kilka dni

może pół roku


Udawać śmiech czy

być poważnym?

Samotnym być — czy

gadać z każdym?


Nie miało być tak

w łeb wzięły plany

Człowiek — chodzący wrak

bledszy od ściany


Jak życiem cieszyć się

gdy coś się wali?

Scenariusz życia za ciebie

ktoś ustalił


Tak pięknie miało być

a nie jest

Czy warto jeszcze w nocy śnić?

Czuć wiatru szelest


Gdy on pojawia się

nadchodzą zmiany

Czy jeszcze kiedyś spotkam cię

moja figurko z porcelany?

Chcę uczciwie

Chcę uczciwie przeżyć życie

żadnej drogi na skróty

W grę nie wchodzi trucizn picie

albo swych żył prucie


Jedno życie masz więc po co

kończyć samobójstwem

Ciężko być sam na sam nocą

złych pomysłów mnóstwem


Kiedy nikt cię nie pilnuje

wtedy jest najgorzej

Diabeł się interesuje

tobą o każdej porze


Wystarczy że pomyślisz

o swym końcu bliskim

W ten to sposób jemu prześlesz

wiadomości wszystkie


Koniec twój dla niego

to na młyn jest woda

Zło rodzi się z tego

i ogólna trwoga


Że inni po tobie

wezmą przykład prosty

I kolejnych samobójców

pełne będą mosty


Z których skakać będą

na głęboką wodę

Pomyśl więc nim zrobisz

swym następcom szkodę


Dotrwaj więc do końca

mimo braku wiary

Uwierz że dla słońca

jesteś taki mały …

Tłumy

Na długi weekend

wszyscy się wybrali

Wszystkie wolne miejsca

autami pozastawiali


Wszędzie kolejki

długo godzinne

No i atrakcje

nie wszystkie czynne


Każdy narzeka

na ludzkie tłumy

Jakby pozjadał

wszystkie rozumy


Dość że nerwowa

jest atmosfera

Chcemy wypocząć

jasna cholera


Ale nie idzie

w takim tłoku

I to jest ten

coroczny szkopuł


W domu pozostać

można było

A tak oglądasz

całe to bydło


Nawet jedzenie

ci nie smakuje

Bo każdy talerz

twój lustruje


A co do ceny

to o zgrozo

Mogłeś coś z domu

wziąć — lecz po co?


Termos — kanapki

dźwigać w plecaku

Jak tyle żarcia

na deptaku!


Teraz już wiesz

jak to wygląda

To była taka

uliczna sonda

Majówka

Majówka to tak naprawdę

wielkie święto grilla

Przy którym polska rodzina

zwyczajnie się posila


Mąż piecze na ruszcie kiełbasę

karkówkę — tudzież kaszankę

Żona robi sałatki

by miało to jakąś klasę


Wszystko na łonie natury

w ogrodzie — parku — pod lasem

W granicach pełnej kultury

zdarzy się — przeklnie ktoś czasem


Dopóki się tylko spożywa

posiłki — to spokój bywa

Gorzej gdy alkoholem

treść się żołądka przykrywa


A Polak nie zna umiaru

więc leje ile może

W słońcu dostaje udaru

zalicza zgon — nie daj boże


Więc bądźmy tutaj ostrożni

w tym naszym świętowaniu

By nie być chorym obłożnie

w tak pięknym miesiącu maju

Gdyby była możliwość

Gdybym możliwość taką miał

by cofnąć swe życie w czasie

Co bym takiego zmienić chciał

jeśli faktycznie da się


Może znalazłoby się się kilka

rzeczy do poprawienia

Lecz nasze życie to tylko chwilka

więc czy warto coś zmieniać?


Przesunę jeden szczegół z życia

i już by mnie coś ominęło

Skąd potem fakty wziąć do pokrycia

wszak nasze życie to dzieło


I to nie ważne jak się toczy

ważne by iść do przodu

Jeszcze nas życie czymś zauroczy

tak jak to było za młodu


Co w twej pamięci — to jest twoje

nikt tego ci nie odbierze

A że masz jakieś niepokoje

złóż komu trzeba — w ofierze


Gdy się następnym razem narodzisz

nie pójdziesz tą samą drogą

A jeśli sobie coś przypomnisz

już nie mów o tym Bogu …

Co przynosi los

Przyjmij co przynosi los

choćby był niesprawiedliwy

To jest twej przyszłości głos

jeszcze zdążysz podciąć żyły


A na razie żyj jak chce

czasem nie dając wyboru

On zapewne dobrze wie

że to jego gra pozorów


Los to upierdliwy drań

najpierw coś ci obiecuje

Żeby potem bez dwóch zdań

zmienić to — tak kombinuje


Więc zaufać mu nie można

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 29.06