Od ostatniego prywatnego śledztwa Baśki w sprawie morderstwa sąsiada minęło kilka miesięcy. Młoda kobieta razem ze swoją przyjaciółką, babcią i panią Genią otworzyła biuro detektywistyczne "Złotko i spółka". Nie przypuszcza jednak, że kolejna prowadzona przez nie sprawa będzie tak blisko związana z nią samą. Bowiem gdy dziewczyna przychodzi do biblioteki, gdzie teraz pracuje tylko na pół etatu, znajduje ciało dyrektorki tego przybytku. Razem ze swoimi współpracowniczkami z agencji postanawia pomoc policji znaleźć zabójcę. Czy uda im się rozwikłać zagadkę tej śmierci? W jakie terapaty tym razem wpadną?
To już drugi to serii o bibliotekarce Baśce Złotko, którą Marianna Góralska wydaje pod pseudonimem Maja Tyszkiewicz. To komedia kryminalną, która wciąga czytelnika od pierwszych stron, a on sam zostaje porwany w niesamowicie zabawny wir wydarzeń oraz niespodziewanych zwrotów akcji. Uwielbiam, kiedy śledztwo prowadzą detektywi - amatorzy (bo choć bohaterki przeszły szkolenie, ciężko w dalszym ciągu nazwać je profesjonalistami 😉),ponieważ wiadomo, że wtedy dużo będzie się działo, a odbiorca dostanie solidną porcję komedii pomyłek, wpadek czy zaskakujących sytuacji. Tak było i w tym przypadku, a ja kolejny raz zaśmiewałam się do łez. Natomiast intryga, którą utkała pisarka okazała się niezmiernie ciekawa i podstępna, ponieważ do samego końca nie byłam w stanie przewidzieć, kto okaże się zabójcą.
Autorka za sprawą tej lektury pokazuje także, jak różne mogą być motywy popełnienia zbrodni. Jest wiele czynników, które mogą popchnąć człowieka do morderstwa – od naprawdę poważnych do tych niezwykle błahych, a cały ten przekrój doskonale prezentuje właśnie ta pozycja.
To książka idealna na długie jesienne czy zimowy wieczory, która potrafi rozpromienić nawet najbardziej pochmurny dzień i poprawić humor. Zapewnia świetną rozrywkę oraz mnóstwo radości. Z pewnością będę wyczekiwała kolejnej części, by dowiedzieć się co tam jeszcze "Złotko i spółka" narozrabiają 🤣