— Cholera jasna! — Gośka jak zwykle zaspała. Szybko, w myślach, przeliczyła ile ma czasu, żeby przygotować siebie i Zuzkę do wyjścia i doszła do wniosku, że ze śniadania i makijażu będzie musiała dzisiaj zrezygnować… Za 10 minut powinny być w drodze. Popędziła do pokoju Zuzki i od progu zdębiała. Łóżko jej pięcioletniej córeczki było puste. Pięknie zaścielone, plecaczek przygotowany do wyjścia, a dziecka nie ma. Gośka początkowo nie wiedziała, co ma o tym myśleć. — A może Zuzia weekend spędzała ze swoim ojcem? — pomyślała. — Nie, przecież Michał nigdy nie zostawał z nią dłużej niż do niedzieli. Gdzie zatem podziała się jej córeczka? Gośka w popłochu zaczęła biegać po mieszkaniu i szukać Zuzki. Omiotła wzrokiem kuchnię, łazienkę, swoją sypialnię i nigdzie jej nie znalazła. Coś jednak jej nie pasowało, czuła jakby coś było inaczej niż zwykle? Coś zmieniała i nie pamiętała o tym? Przemeblowała i zapomniała? Coś wyglądało dziwnie inaczej. Ponownie poszła do kuchni, żeby się zastanowić. — Obudziłaś się już, mamo? — Zuzia siedziała przy kuchennym stole i ze smakiem wcinała płatki z zimnym mlekiem. — dwa razy mówiłam ci cześć, ale chyba mnie nie słyszałaś. Zgubiłaś coś? Biegasz po całym mieszkaniu, jakbyś czegoś szukała. Znalazłaś to już? Gośka nie mogła uwierzyć własnym oczom. Zuzia wyglądała prawie normalnie. Miała, co prawda, nie uczesane włosy, a ubranko wołało o pomstę do nieba, ale poza tym była cała i zdrowa. I w domu. Jak to się stało, że nie zauważyła własnej córki? Szukając jej po całym mieszkaniu miała już przed oczami najgorsze wizje, a tymczasem Zuzia spokojnie jadła śniadanie. — Już znalazłam, nic się nie stało. A ty? sama wstałaś? Kto cię obudził? — Twój budzik. Dzwonił i dzwonił, więc pomyślałam, że pewnie trzeba wstawać, a ty sobie jeszcze pośpisz. Nie spóźnimy się do przedszkola? Gośka ponownie spojrzała na zegarek i w myślach zaklęła. Na to bieganie po mieszkaniu poświęciła zbyt wiele, z cennych tego poranka, minut. Szybko doprowadziła Zuzię do ładu, sama wskoczyła w pierwsze pod ręką ciuchy, spakowała kosmetyki do torebki i były gotowe do wyjścia. Na szczęście miała dobre połączenie z przedszkolem Zuzi i ze swoją pracą, więc, jak już były w drodze, była nadzieja, że w końcu będzie z górki. Wbiegła do biura tylko trochę spóźniona, z nadzieją, że szef tego nie zauważy i nikt życzliwy mu nie doniesie. Nie było to jej pierwsze spóźnienie, a na jej stanowisko zawsze było kilku chętnych. Nie była to praca marzeń. Jako absolwentka fotografii miała inne plany na przyszłość. Tymczasem rzeczywistość zmusiła ją do podjęcia pracy grafika w niewielkiej firmie reklamowej, bez perspektyw na rozwój, awans czy podwyżkę. Okoliczności nie pozwalały jej jednak na eksperymenty i wolała trzymać się stabilnej i bezpiecznej posadki, która zapewniała jej i Zuzi utrzymanie. — Gdyby Michał był teraz ze mną byłoby inaczej… — pomyślała Gośka i natychmiast sama się za te myśli skarciła — wcale nie jest powiedziane, że lepiej!!!
*
Michał był wielką i nieszczęśliwą miłością Gośki. Prawie, jak z książek, czy filmów. Z tą jednak różnicą, że ich związek nie skończył się happy endem. Poznali się, gdy Gośka jeszcze studiowała, Michał był od niej starszy i już od dawna pracował. Połączył ich przypadek, a może przeznaczenie, zależy jak na to spojrzeć. Jeżeli jednak przeznaczenie, to wyjątkowo złośliwe. Gośka pokochała Michała od pierwszego spojrzenia. Wiedziała, że to jest ten człowiek, którego od zawsze szukała i z którym chce się związać na dobre i na złe. Kiedyś myślała, że Michał poczuł wówczas to samo. Dziś nie była już tego taka pewna. Ich związek rozwinął się szybko, nawet bardzo szybko. Było namiętnie i romantycznie, czasem burzliwie z pięknymi scenami zgody — bajka, poezja, marzenie. Było. Bardzo szybko się zaręczyli, oczywiście również w niezwykle romantycznej atmosferze, potem ślub i wtedy zaczęły się dopiero problemy. Gośka chciała się rozwijać, doskonalić warsztat fotograficzny. Myślała, że ukochany zadba o nią, będzie głową rodziny, a przed nią tylko sielanka i radość. Rzeczywistość okazała się nieco inna. Michał po ślubie rzucił pracę, z nadzieją, że uzdolniona fotografka będzie zarabiać miliony, więc on nie będzie musiał się przemęczać. Gośka znalazła pracę w firmie reklamowej, jako grafik i starała się utrzymać ich oboje. Niestety, życie w dużym mieście, w wynajętym mieszkaniu, z jednej pensji, nie jest łatwe. Oszczędności szybko się skończyły, zaczęły się długi, a Michał zajmował się tyko i wyłącznie swoją pasją — dzień w dzień oglądał najnowsze filmy. Nic do niego nie docierało. Zaczęły się kłótnie, problemy, kryzysy. Nawet łóżko nie było w stanie ich połączyć. Tam też nie umieli się porozumieć. Czasem Michał miewał lepsze chwile. Łapał się wówczas prac dorywczych. Spłacali najpilniejsze długi, wychodzili nieznacznie na prostą, a wtedy on znów pod jakimś pretekstem tracił pracę i liczył na utrzymanie żony. Gośka nie mogła uwierzyć, że jej książę z bajki jest zwykłym leniem, więc tłumaczyła go przed sobą, przyjaciółmi i rodziną. To nie jego wina, to okoliczności, sytuacja, pech. Zawsze coś. Męża natomiast motywowała do zmiany, do poszukiwań, do dojrzewania. Zazwyczaj kończyło się to kłótnią i „cichymi dniami”. Czar pryskał, bajka stawała się rzeczywistością i to szarą, a „żyli długo i szczęśliwie” paskudnym kłamstwem. Trzy lata po ślubie coś się zmieniło. Michał podjął pracę, zarabiał i zaczął być głową rodziny. Pracował ciężko i zaczęli wydostawać się z długów. Gośka nie mogła uwierzyć własnym oczom. Był czuły, męski, zaangażowany, jednym słowem taki, jak dawniej. Takiego go pokochała. Była w siódmym niebie, spełniała się jako gospodyni domowa, a jej mąż był znów tym wyśnionym. Renesans uczuć małżeńskich dawało się odczuć z daleka, a owocem tego renesansu była właśnie Zuzia. Ciąża Gośki była kolejnym czynnikiem, który podniósł temperaturę w ich stygnącym związku. Nie planowali jeszcze dziecka, więc było to wielkie zaskoczenie. Jednak świadomość, że w ich życiu zagości już wkrótce mały człowieczek dała im dużo radości. Michał zaczął pracować jeszcze więcej i jeszcze ciężej. Nosił Gośkę na rękach, a jej się wydawało, że wygrała los na loterii. Wcześniejsze miesiące kłótni i nieporozumień zdawały się być złym snem, z którego już na zawsze oboje się obudzili. Nie wiedziała jeszcze, jak bardzo się myli. Ciąża przebiegała prawidłowo. Gośka pracowała, Michał pracował, wieczory spędzali razem. Czego chcieć więcej? Wszystko wskazywało na to, że będzie idealnie. Niestety, do czasu. Gośka była jeszcze w ciąży, gdy sytuacja nagle zaczęła się pogarszać. Michał znów miał problemy w pracy, nowej nie chciał szukać, a wszelkie zachęty do działania odbierał jako atak, czepianie i humory ciężarnej żony. Coraz trudniej było się z nim dogadać. Nie wiadomo było kiedy wybuchnie, kiedy zacznie krzyczeć, albo się obrażać. Chwilami Gośka zastanawiała się, czy w ogóle się do niego odzywać, bo niewiadomo było, co go wyprowadzi z równowagi, co spowoduje, że wybuchnie. Długi znów zaczęły rosnąć, a perspektyw na poprawę nie było. Gośka zaczęła zamykać się w sobie, w swoim świecie, w fotografii. Musiała gdzieś uciec, żeby całkiem nie zwariować. Coraz częściej zastanawiała się dlaczego jeszcze z nim jest, co tak naprawdę jeszcze ich łączy. Myślała nawet o rozwodzie. Chciała zostawić to wszystko, Michała, problemy, niech sam się z tym zmaga, ona musi mieć spokój. Zawsze jednak pojawiała się natrętna myśl, że przecież miłość da radę. Kochała go. Nie dało się tego ukryć, kochała go i to bardzo. To dodawało jej sił mimo zwątpień i trudności. Tylko jak wiele można znieść? Gdzie są granice cierpliwości w miłości? Granice przebaczania? Może, gdyby była iskierka nadziei na poprawę, te granice byłyby mniej wyraźne. A gdy każdy dzień jest jakby krokiem na równi pochyłej? Krokiem w dół…?
*
— Gośka! Znowu miałaś burzliwy weekend? — Kaśka nie mogła powstrzymać się przed skomentowaniem Gośki spóźnienia. Może i dobrze, bo wyrwała ją z rozważań i wspomnień. Od rozwodu minął już rok, a dla Gośki była to nadal sprawa aktualna i świeża. — co tym razem zatrzymało cię w łóżku? A może kto? No pochwal się nam swoimi podbojami. — Nie masz nic ciekawszego do roboty? — odburknęła jej Gośka. Ona i Kaśka szczerze i wzajemnie się nie lubiły. Pracowały na tym samym stanowisku i już nie raz Gośka musiała poprawiać jej projekty, przez co Kaśka dostawała białej gorączki. Sama była grafikiem, skończyła kilka kursów doszkalających, miała jednak jeden poważny problem — brakowało jej talentu. Gośka natomiast samodzielnie nauczyła się obsługi programów graficznych, nie kończyła żadnych kursów była jednak znacznie bardziej kreatywna i to jej projekty przechodziły w kampaniach reklamowych, to ona finalizowała graficznie każde wspólne dzieło. Kaśka nie mogła tego znieść, dlatego odgryzała się jej przy każdej nadarzającej się okazji. Wiedziała, że Gośka jest po trudnym związku i jeszcze trudniejszym rozwodzie. Wiedziała, że z nikim się nie spotyka zarówno z powodu braku kandydatów, jak i braku jej własnej chęci. Miała dość mężczyzn. Kaśka to bezlitośnie wykorzystywała. Pracowała, bo chciała. Mieszkanie i tak kupili jej rodzice, samochód również dostała, o nic nie musiała się martwić. Miała normalnego, fajnego narzeczonego, z którym od kilku miesięcy planowała ślub, finansowany oczywiście przez rodziców. Żyć nie umierać. Nie wiedziała, czym są Gośki problemy i jakie mają dla niej znaczenie. Dla Kaśki były tematem okrutnych i bezmyślnych żartów. Gośka nawet nie próbowała jej powstrzymywać, tłumaczyć, czy prosić by dała spokój. Wiedziała, że i tak nie osiągnie to żadnego rezultatu, a być może pogorszy nawet jej nastawienie. Tego poranka była jej wyjątkowo wdzięczna, bo oderwała ją od wspomnień. Gośka wróciła do pracy nad projektem. Termin zbliżał się wielkimi krokami, a pracy było jeszcze wiele. Cieszyła się, że ma tę pracę. Mimo, że nie była spełnieniem jej marzeń, to właśnie praca pomogła jej stanąć na nogi po rozwodzie. Gośka musiała wstawać co rano z łóżka, chodzić do pracy, być wśród ludzi. Nie miała czasu na zagłębianie się w swojej rozpaczy i chyba tylko dzięki temu jej uniknęła. Ale czy to pomogło jej uporać się z rozstaniem? Chyba też nie. Tak naprawdę nie miała czasu na spotkanie się ze swoimi emocjami. Nie pozwoliła sobie na to spotkanie i co jakiś czas te tłumione emocje próbowały wydostać się na zewnątrz. Było to trochę tak jakby cały czas żyła na uśpionym wulkanie — w każdej chwili może się przebudzić. Na razie udawało się Gośce utrzymać jej emocje na uwięzi.
*
Zuzia już czekała na mamę przed drzwiami przedszkola. Był to codzienny rytuał. Zuzia sama się ubierała, zbierała swoje rzeczy i czekała na mamę, przed przedszkolem. Potem razem szły na zakupy, wracały do domu, obiad i dzień właściwie już minął. Zuzia odrabiała zadaną pracę domową po obiedzie, później miała czas na zabawę, czy spotkania z koleżankami. Zazwyczaj jednak spotykała się z nimi w soboty. Czasem mama zabierała ją do swoich koleżanek, albo one przychodziły do niej. Podobały jej się te spotkania. Zawsze było na nich wiele osób, wszyscy się nią zachwycali, a ona była w centrum uwagi. Niektóre weekendy Zuzia spędzała z tatą. Lubiła ten czas, chociaż nie bardzo rozumiała dlaczego to wszystko tak musi wyglądać. Kochała mamę, ale kochała też tatę. Tymczasem oni chyba nawet się już nie lubili. Co dwa tygodnie tata zabierał ją na cały weekend do siebie, bawili się, chodzili na spacery, a czasem po prostu spędzali ten czas razem, u taty w domu. W niedziele wieczorem tata odprowadzał ją do mamy, wymieniali ze sobą kilka uprzejmych słów i tata wychodził. Często pytał ją o mamę. Jak się czuje? Co robi? Jak spędza wolny czas? Jak sobie radzi? Ale dlaczego ją o to pytał? Przecież mógł zapytać bezpośrednio mamę? Czemu tego nie robił? Zuzia tego nie mogła zrozumieć, ale też nigdy nie miała odwagi, żeby zapytać. Miała jakieś niejasne przeczucie, że to jest jedna ze „spraw dorosłych” i nie ma co wnikać w jej sens, bo i tak się go nie odnajdzie. Zresztą mama postępowała bardzo podobnie. Po każdym takim weekendzie pytała ją jak było u taty? Jak się bawili? Co robili? Czy tata pracuje? Czy ktoś był u niego? Czy o kimś opowiadał? Pewnie, że opowiadał, o wujku, o cioci, o Zuzi kuzynach. Miała jednak wrażenie, że nie o rodzinę mama pytała. Te dziwne przesłuchania mamy też zaliczyła do „spraw dorosłych”, z czasem przestała się nad nimi zastanawiać i po prostu odpowiadała na wszystkie pytania. Zastanawiała ją jeszcze jedna sprawa. Zawsze przed spotkaniem ze sobą jej rodzice bardzo się stroili. Mama zakładała fajne ubrania, robiła makijaż, układała włosy. Tata zawsze się golił i bardzo mocno perfumował. Tylko po co im były te starania, skoro nie chcą ze sobą mieszkać? Może jednak trochę się lubią… Chyba jedna nie. Gdy tylko wspominała to, co działo się ponad rok temu, utwierdzała się w przekonaniu, że jednak nie mogą się lubić. Praktycznie każdego dnia się kłócili. O pieniądze, o wzajemne traktowanie, nawet o nią. Czasami miała wrażenie, że nawzajem się obwiniają o jej istnienie. Nie rozumiała tego, bo oboje mówili jej, że ją bardzo kochają. Natomiast w kłótniach przerzucali na siebie odpowiedzialność za jej wychowanie. Koniec końców, pewnego dnia tata wyszedł z domu. Mama mu trochę w tym pomogła, pakując jego rzeczy. Potem Zuzia dowiedziała się, że tata nie będzie już z nimi mieszkał, ale nie przestał jej kochać. Na dowód tego będzie się z nią widywał co dwa tygodnie na cały weekend. Nic z tego wówczas nie rozumiała, teraz zresztą też nie, ale przyjęła to do wiadomości i z czasem nawet przywykła do tego dziwnego trybu spotkań. Czasem tęskniła za tatą. Miała wrażenie, że mama też za nim tęskni i to podtrzymywało ją na duchu.
*
— Cześć córciu! Jak minął dzień? Czego się dziś nauczyłaś w przedszkolu? — Gośka co dzień miała wyrzuty sumienia, że ma dla swojej córki zbyt mało czasu. Każdą wolną i wspólną chwilę poświęcała więc na rozmowę z Zuzią, żeby jakoś ten czas nadrabiać — W porządku było. Dziś pani Ula uczyła nas kolęd. Wiesz, że może będę aniołkiem w jasełkach? — wesoło zaszczebiotała Zuzia i zaczęła podskakiwać nucąc melodie kilku kolęd połączone w jedną. Jasełka… Gośka na chwilę odpłynęła myślami. Faktycznie, zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Pierwsze bez Michała. Jak to będzie wyglądało? Na pewno pójdą do Gośki rodziców, ale dziecko ma prawo część świąt spędzić też z ojcem. Czy on zabierze ją do swoich rodziców? Muszą to omówić, żeby nie było później problemów. — Co o tym myślisz, mamo? — Z rozważań wyrwał ją głos córki. — Ale o czym? Gośka nie miała pojęcia, jak długo nie słuchała własnego dziecka. — Jak to o czym? Mówiłam żebyśmy poszły do sklepu wybrać jakiś prezent dla taty na gwiazdkę. Co ty na to? — Prezent dla taty. Też pomysł. Dziecku nie może jednak powiedzieć, co tak naprawdę o tym myśli. Zebrała w sobie wszystkie siły i odpowiedziała — Może nie dzisiaj. Najpierw zastanowimy się w domu, co by ucieszyło tatę i później wybierzemy się po prezent dla niego, dobrze? Zuzia nie była trudnym dzieckiem. Taka odpowiedź w pełni jej odpowiadała. Zgodziła się więc z mamą i wróciła do śpiewania swojej kolędowej składanki.
— Dużo masz dzisiaj zadane? — Nie, tylko muszę się kolęd nauczyć. — To może pójdziemy do cioci Ani po obiedzie? Co ty na to?
— Super! — To chodź, pospieszmy się z zakupami, to szybciej pójdziemy do cioci.
*
Ania była Gośki najlepszą przyjaciółką. Znały się od początku studiów. Właściwie można powiedzieć, że razem przeszły przez studia i razem dojrzewały. Ania też nie pracowała w zawodzie i też ją to frustrowało, więc rozumiały się w tej kwestii bez słów. Jednak Ani historia potoczyła się trochę inaczej. Miłość swojego życia poznała dopiero pod koniec studiów. Po dyplomie oboje łapali się prac dorywczych, żeby tylko zarobić parę groszy, które wytrwale odkładali na ślub. Po trzech latach udało im się odłożyć, pobrali się i zaczęli małżeńskie życie. Oboje mieli nadzieję, że będą pracowali w wyuczonych zawodach, niestety nadal trwali w tak zwanej „sytuacji przejściowej”. Brali to, co dawał rynek nie tracąc nadziei na lepsze zatrudnienie. To dlatego ciągle nie mieli dzieci. Cały czas liczyli na poprawę sytuacji i na ten czas odkładali rodzicielstwo. Gośka bardzo lubiła spotkania z Anią. Jej naiwność i wiarę w lepsze jutro. To dodawało Gośce sił. Dzięki tym spotkaniom jej samej chciało się jeszcze walczyć o przyszłość. Ania z kolei lubiła spotkania z Gośką. Uważała ją za najbliższą przyjaciółkę, wiedziała, że może jej się ze wszystkiego zwierzyć, poradzić się jej, czy wyżalić. I niezwykle uwielbiała Zuzie. Przelewała chyba na nią swoje odkładane macierzyństwo, bo była w stanie Zuzce nieba przychylić. Miłość była odwzajemniona. Zuzia uwielbiała ciocię Anię. Mimo, że nie miała tam towarzystwa do zabawy, ani nawet zabawek, lubiła ją odwiedzać. Ania też czerpała siły od Gośki. Traktowała ją niemal jak „Siłaczkę”. Po tylu doświadczeniach, po tylu przejściach, Gośka w jej oczach nadal zachowywała pogodę ducha, radość i siłę. Nie wiedziała, jak bardzo Gośka samą siebie przekonuje, że jest ok, że sobie radzi i jest wesoło. Słysząc od Ani słowa podziwu, budowała w sobie swój wizerunek twardej babki. Nie chciała w żaden sposób oszukiwać Ani, czy przed nią udawać. To było po prostu silniejsze od niej. Nie umiała się przyznać przed nikim prócz siebie samej, że jest nieszczęśliwa i czuje się bezradna. Dlatego nawet przed najbliższą przyjaciółką musiała trzymać fason. Bała się, że któregoś dnia skończy się ta komedia i pęknie. Na razie jednak nie wypadała z roli. Mimo to mogła z nią zawsze porozmawiać o tym co było, o Michale, powspominać. Miało to bardziej charakter faktograficzny niż emocjonalny, ale zawsze coś. Miała do kogo się odgadać. Wiedziała, że w każdej chwili może liczyć na Anię, nie zawiedzie się na niej i to dawało jej poczucie bezpieczeństwa. Dlatego też starała się utrzymywać w miarę systematyczny kontakt, żeby naładować „baterie” i znów uwierzyć, że będzie w porządku. Dziś też tego potrzebowała. Od samego rana prześladowały ją myśli o Michale, wracały wspomnienia tych lepszych i gorszych momentów. I jeszcze ten Zuzki pomysł. Kupić prezent dla tatusia. Samo wybieranie tego prezentu będzie dla Gośki męką, a jeszcze dochodzi pakowanie i cała ta szopka. Paweł, mąż Ani, pracował tego dnia popołudniu, więc mogły swobodnie porozmawiać. Mimo wielkiej sympatii dla Pawła, Gośka nie lubiła rozmawiać przy nim na „ważne tematy”. Cieszyła się, że będzie mogła wyrzucić z siebie wspomnienia. Nie pierwszy już raz Ania miała dostać dawkę Gośki wspomnień i doświadczeń. Miała jednak na tyle anielską cierpliwość, że za każdym razem słuchała tych wynurzeń, jakby to było pierwszy raz. Ten dar słuchania, to była jedna z największych Ani zalet.
*
Gośka i Zuzia szybko zrobiły zakupy i wróciły do domu. Zuzia zajęła się kolędami, których miała nauczyć się na następny dzień do przedszkola, a Gośka przygotowała naprędce obiad. Obie uwinęły się ze swoimi obowiązkami szybko i pojechały. U Ani, jak zwykle, czas minął im szybko i przyjemnie. Nawet nie zorientowały się kiedy zrobiło się późno i pora była wracać do domu. W autobusie Zuzia znowu podjęła wcześniejszy temat. — Mamo, to kiedy zastanowimy się nad tym prezentem dla taty? Chciałabym żeby to było coś specjalnego. Ty lepiej będziesz wiedziała, z czego tata by się ucieszył. — Jutro o tym pomyślimy, dobrze kochanie? — Gośka chciała odwlec ten moment. Najchętniej w ogóle by o tym nie rozmawiała. Nie umiała jednak odmówić Zuzi. Wiedziała, że dla niej jest to ważne. Nie chciała też uczyć dziecka, że ojciec to gorszy rodzic. Między nimi się nie ułożyło, ale co by nie mówić, to ojcem Michał był świetnym.
*
Zuzia była jego oczkiem w głowie. Od początku ją uwielbiał. Jak tylko się urodziła była dla niego najważniejsza. Gdyby tylko mógł to by jej dał gwiazdkę z nieba. Niestety nie szło to w parze z pełnieniem roli głowy rodziny. Był zakochanym tatusiem, który liczył na to, że świat będzie żył za niego. Jemu wystarczało opiekowanie się Zuzią. Godzinami się w nią wpatrywał, gdy podrosła bawił się z nią i troszczył o nią. Brudne pieluszki nigdy nie były mu straszne, bo były jego córci. Gdy tylko zakwiliła wyrywał się ze snu i biegł dziecku na ratunek. Spał czujniej niż Gośka i nie raz wstawał w nocy, nawet gdy był to tylko fałszywy alarm. Każda choroba Zuzi wyprowadzała go z równowagi. Denerwował się i nie odstępował jej na krok, aż wyzdrowiała. Był jej bardzo oddany. Wraz z rozwojem Zuzi wymyślał nowe zabawy. Potrafili bawić się bez przerwy, nie zauważając przy tym upływu czasu. Gośka nie mogła pojąć, jak jeden człowiek może mieć tak różne oblicza. Dla niej był czasem cudownym i uroczym kochankiem, czasem najgorszym z wrogów. Dla Zuzi, na szczęście, miał tylko jedną twarz — uwielbiającego ojca. Tyle zachowań, emocji i uczuć może mieścić się w jednym człowieku. Chyba ze względu na jego stosunek do Zuzi nie umiała go nienawidzić. Od czasu rozwodu nigdy się nie spóźnił po córkę. Zawsze planował czas bardzo ciekawie, Zuzia nigdy nie wracała od niego znudzona. Nie dziwiło też Gośki, że Zuzce tak bardzo zależało teraz na prezencie dla niego. I tak dzielnie znosiła całą sytuację. Wiele miesięcy kłótni, awantur i przykrych słów, jakie kierowali do siebie nawzajem, a potem rozwód. Zuzia była w centrum tych wszystkich wydarzeń. Nie było możliwości, żeby tego uniknęła. Oboje źle się z tym czuli. To co działo się między nimi nie powinno dotykać dziecka, ale jak to zrobić? Całe szczęście, że Zuzka nie stała się elementem gry między nimi. To z kim będzie mieszkać ustalili bardzo szybko i jednogłośnie. Dla obojga było jasne, że lepiej będzie jeżeli zostanie z Gośką, a Michał będzie się z nią widywał. Dzięki temu sprawa rozwodowa przebiegła szybko i sprawnie. Można było zamknąć ten rozdział i zacząć budowanie swojego życia od nowa. Tylko kto z tej rodziny zamknął ten rozdział ostatecznie? Chyba żadne z nich. Gośka miała co do tego pewność. Nie wiedziała tylko jak powinna to rozumieć. Dla niej Michał był nadal ważnym człowiekiem i bardzo dotkliwie odczuwała jego nieobecność w domu. Dla Zuzi był i zawsze będzie ojcem, więc też się nie odetnie. A Michał? Tu nie miała pewności, ale wydawało się jej, że też nie do końca jest zadowolony z finału ich małżeństwa. Chyba inaczej to sobie wyobrażał. Nie zamierzała jednak z nim o tym rozmawiać. Zbyt wiele rozmów już przeprowadzili, zbyt wiele razy próbowali stawiać swoje małżeństwo na nogi. Za każdym razem skutkowało na kilka dni, czasem kilka tygodni. Jednak szybko okazywało się, że znów nie potrafią się dogadać i wszystko zaczynało się od nowa. Oboje byli tymi próbami zmęczeni i dlatego podjęli decyzję o rozwodzie.
*
Zmęczona po ciężkim dniu, ułożyła Zuzię do spania i mogła zająć się sobą. Cały dzień była w biegu, teraz mogła trochę odetchnąć. Przygotowała sobie kąpiel i postanowiła się zrelaksować. Wiedziała jednak, że nie będzie to prawdziwy wypoczynek, tylko dalsze torturowanie samej siebie. Od rana przeszłość wracała do niej z ogromną siłą. Doszła do wniosku, że nie ma sensu z tym walczyć, pozwoli sobie dzisiaj na wspomnienia, na emocje, być może na przeżycie pewnych sytuacji od nowa. Może dzięki temu uwolni się od tych wspomnień i na kilka dni będzie mieć spokój ze swoją przeszłością. Dlaczego to jest takie trudne? Przecież minął już prawie rok. Powinnam dać sobie spokój, postawić kropkę i iść do przodu. Tymczasem idąc do przodu cały czas oglądam się za siebie z nadzieją, że ktoś idzie za mną. I skąd się ta nadzieja bierze? Z miłości? Z przyzwyczajenia? Z jakiejś dziwnej i nienaturalnej tendencji do samozniszczenia? Nie da się chyba odpowiedzieć na to pytanie. A może odpowiedź tkwi po trochu w każdym z tych pytań?
*