Klub Panaceum Cynicum Absurdanicum
Górol padł
Klub Panaceum Cynicum Absurdanicum
ma zaszczyt przedstawić Państwu
sztukę tragiczną pt. „Górol padł”
Występują:
Górol — Nieuczciwy baca
Wiatr — Powiew historii
Ciupaga — Ręka sprawiedliwości
Sokoły — Oszukani turyści
Czas i miejsce: turystyczne
WIATR:
(duje)
GÓROL:
(wchodzi, ledwo trzymając się na nogach, w plecach wbita ciupaga)
Oscypek, dudki, ciupaga, hej.
(pada lewą stroną martwy. Prawa strona ciała wznosi się ku górze, dłoń wyciągnięta, coś w rodzaju „Pożegnanie z Chełmońskim”)
Aaa…
WIATR:
(duje)
CIUPAGA:
(wywijając obertasa tnie aż miło)
Hej! Hej! Hej, sokoły!
SOKOŁY:
(zlatują się. Śpiewają wymijająco)
Dary, dary losu… (?)
(zabierają siatki z darami i wychodzą)
CIUPAGA:
(kiwając sobą grozi kapeluszowi Górola)
Ciupaga, oscypek, dudki, hej.
Kurtyna
(opada na dudki, a wiatr duje i duje)
Człowiek zamknięty w sobie
Klub Panaceum Cynicum Absurdanicum
przedstawia „Człowieka zamkniętego w sobie”
Występują:
Onufry — Człowiek zamknięty w sobie
Michalina — Jego żona
Nowy rok — 365 ciężkich i ponurych dni
Czas i miejsce: ponure
MICHALINA:
(do męża)
Onufry, za pięć minut zacznie się nowy rok. Przyrzeknij mi, że z nowym rokiem spróbujesz się otworzyć na świat.
CZŁOWIEK ZAMKNIĘTY W SOBIE:
(nie czekając na Nowy Rok, otwiera się, przez co wnętrzności wypływają mu na zewnątrz)
MICHALINA:
(milczy w osłupieniu)
CZAS:
(zamiera w wyczekującej ciszy)
CISZA:
(staje się coraz bardziej napięta)
NAPIĘCIE:
(jak zwykle 230 wolt w gniazdku)
SZAMPAN:
(nie wytrzymuje napięcia i dokładnie o godzinie 24 wyrzuca ze świstem swój korek w powietrze)
NOWY ROK:
(przychodzi mocno wypity, ale na widok wywleczonych wnętrzności koniecznie musi skorzystać z toalety)
CZŁOWIEK ZAMKNIĘTY W SOBIE:
(ponownie zamyka się w sobie)
Kurtyna
SOLIDny partner
Klub Panaceum Cynicum Absurdanicum
przedstawia Państwu sztukę alegoryczną
pt. „SOLIDny partner”,
czyli rozmowa konia z butem
Występują:
KOŃ — Solidny partner, coś między Naszą Szkapą a Łyskiem z Pokładu Idy
BUT — Rozklekotany i dziurawy bucior, jako alegoria prostego i dobrodusznego człowieka
inni
Czas: solidny (niesfastrygowany)
Miejsce: obojętnie jakie (oni wszędzie są)
BUT:
(do Konia pochylonego nad korytem)
Nie potrzebujesz Koniu butów?
KOŃ:
(nadal zapatrzony w koryto)
Nie
BUT:
Ale ja potrzebuję na nogę… Tu chodzi o moje życie.
(uśmiecha się z jęzorem na wierzchu)
Jeszcze będą ze mnie ludzie, zobaczysz…
LUDZIE:
(stojąc w kolejce po zasiłek śpiewają na znaną nutę)
Daj mi nogę, daj mi nogę, daj mi nogę… Ja bez nogi żyć nie mogę…
BUT:
(przyłącza się do śpiewu ogółu)
Ja bez nogi żyć nie mogę…
KOŃ:
(podskakuje w miejscu, przygotowując się do galop-polki)
STRAUSS:
(wstając z grobu, półszeptem)
Wszelkie prawa zastrzeżone.
KOŃ:
(jw.)
Co jest nogi?
NOGA:
(ta krzywa)
To nie my. To podkowy.
PODKOWY:
(anielskim chórem, ale tak na pół gwizdka)
Zwalniamy się!!!
(wyskakują spod nóg Konia, przez co Koń ląduje mordą obok koryta)
KOŃ:
(obchodzi się smakiem. Zwraca się do podków ustawiających się pod opieką społeczną)
Na wasze miejsce stoi pod bramą dziesięciu innych!
BRAMA:
(rozgląda się szukając 10-ciu innych)
DZIESIĘCIU INNYCH:
(udają, że ich nie ma)
NIE MA:
(w zadumie idiocieje)
BUT:
(ściskając wszystkie szwy do siebie)
Nie ma jak but…
(znowu wystawia jęzor na wierzch, sepleniąc):
Zgadzam się na wsystko.
KOŃ:
(pochylając się nad korytem)
Ihaa!
BUT:
(próbując odnaleźć się w nowej roli)
Ihaa!
Kurtyna
(pochmurnieje od nadmiaru końskiego łajna)
Gdy cię ktoś zmusza, poczekaj na wybuch Wezuwiusza
Klub Panaceum Cynicum Absurdanicum
ma zaszczyt przedstawić sposób
na pozbycie się kłopotu, czyli
„Gdy cię ktoś zmusza, poczekaj na wybuch Wezuwiusza”
Występują:
Apoloniusz Doskonały — Właściciel niewolnicy
Flawian Pluderiusz — Posiadacz owej niewolnicy
Pulcheria — Niewolnica
Czas: Dzień 24.08.79 n.e.
Miejsce: Pompeje, potem Raj
Scena I
APOLONIUSZ:
Pluderiuszu, oddaj mi moją niewolnicę, którą pożyczyłem ci tydzień temu na setną rocznicę twoich urodzin.
PLUDERIUSZ:
Chętnie bym ci ją oddał, ale właśnie ją pokochałem. Skoro jednak nalegasz dam ci za nią moją żonę i osła. (Bez aluzji)
APOLONIUSZ:
Toć twoja żona przecie do Raju poszła w zeszłym roku!
PLUDERIUSZ:
Tym lepiej. Będziesz ją miał dla siebie zdrową i piękną na całą wieczność.
APOLONIUSZ:
Nic z tego.
PLUDERIUSZ:
(dostawszy cynk od bogów wyjeżdża z niewolnicą z miasta na godzinę przed wybuchem Wezuwiusza)
WEZUWIUSZ:
(po godzinie)
Już nie mogę. Muszę się wylać.
(wylewa ogień i lawę na niczego nierozumiejące Pompeje, które zostają pokryte wielometrową warstwą popiołu i kamieni)
POMPEJE:
(chórem tysięcy gardeł)
Bogowie, dlaczego?!
WSPÓŁCZEŚNI NAM ARCHEOLOGOWIE:
(także chórem)
Dla dobra nauki!
Scena II
APOLONIUSZ:
(w Raju, do Anioła)
Przepraszam, gdzie znajdę żonę Pluderiusza Flawiana?
ANIOŁ:
Tę starą jędzę? Siedzi w kiciu za deprawowanie małoletnich aniołków.
APOLONIUSZ:
Ojej, zostałem wykiwany!
(rzeczywiście został wykiwany przez Życie, Pluderiusza i swoich bogów. Do dnia dzisiejszego siedzi w Raju kiwając głową i szepcząc bez ustanku coś o wykiwaniu, przez co stał się lokalną atrakcją turystyczną)
Kurtyna
(czeka, aż Poloniusz skończy swoją kwestię)
Kankan w przedszkolu
Klub Panaceum Cynicum Absurdanicum
ma zaszczyt przedstawić sztukę
zgodną z duchem czasu
pt. „Kankan w przedszkolu”
Występują:
Dzieci — Gromadka zdemoralizowanych potworków
Dyrektorka przedszkola — Balbina Antykówna
Wychowawczyni — W tej roli prześwietna Eufozynia Ekstaza
Anioł 1 i Anioł 2 — Pracownicy Nieba (na umowę-zlecenie)
Czas: nowoczesny, XXI- wieczny
Miejsce: normalne przedszkole dla normalnych dzieci, potem Niebo
Muzyka: obyczajowa
Scena I
„PRZEDSZKOLE”
WYCHOWAWCZYNI:
Dzieci, z okazji zbliżających się 60-tych urodzin pani dyrektor, przygotujemy przedstawienie muzyczno-poetyckie.
DZIECI:
(z uwagi na wstręt do tradycji mają to w nosie, ale z braku lepszych zajęć w przedszkolu zgadzają się na przedstawienie)
Scena II
„PRZEDSTAWIENIE”
DZIECKO 1:
Z okazji urodzin naszej dyrektorki w tym miesiącu będziemy mieć wolne wtorki.
DZIECI:
Hurraaa…!
DYREKTORKA:
(na razie milczy czekając na rozwój wypadków)
WYPADKI:
(rozwijają się do długości 11,52 metra)
DZIECKO II:
(śpiewa)
Lat sześćdziesiąt to piękny wiek,
doskonałe na zamknięcie powiek…
DZIECI:
(audiowizualne elementy aprobaty)
WYCHOWAWCZYNI:
Czas na młodych: niech ruszają w świat,
a Tradycji postawmy na grobie kwiat.
DYREKTORKA:
(zgorszona próbuje oponować, ale znika w kilkuminutowej manifestacji dzieci)
DZIECI:
(Jako ostatni element przedstawienia wystawiają premierowy występ z tańcem kankan: z jednej strony sceny w wykonaniu części dziewczęcej, a z drugiej strony ten sam taniec w wykonaniu części chłopięcej)
DYREKTORKA:
Tego już za wiele!
(dostaje wylewu krwi do mózgu i natychmiast umiera)
Scena III
„NIEBO”
ANIOŁ 1:
(do Dyrektorki)
Czekaliśmy już tylko na panią. Odgórnie dostaliśmy polecenie zamknięcia Nieba dla ludzi.
ANIOŁ 2:
(zamyka bramy Raju i wywiesza kartkę z napisem „NIECZYNNE”)
Scena IV
„ZIEMI CIĄG DALSZY”
(A w przedszkolu wielkie zmiany: dzieci ruszyły w trasę ze swym tańcem kankan, zyskując sobie wielką sławę. Wychowawczyni została dyrektorką Instytutu ds. Moralności Dziecka, a świat w swojej deprawacji chce oglądać na scenie już tylko białe tyłeczki dzieci płci obojga)
Kurtyna
(spala się ze wstydu)
Kłębek nerwów
Klub Panaceum Cynicum Absurdanicum
ma przyjemność przedstawić Państwu sztukę
w trzech odsłonach pt. „Kłębek nerwów”
Występują:
Gaudenty Neurotyński — Bohater tytułowy
Klemencja — Jego żona
Kot 1 — Zwierzę lubiące bawić się różnego typu kłębkami
Kot 2 — Znajomy Kota 1
Lekarz — Występuje
Pielęgniarka — Nie występuje
Czas: anemicznie senny
Miejsce: wnętrze domu
Odsłona I
ŻONA:
(do siebie)
Ach, cóż ja mam z tym moim mężem zrobić… Przecież z niego stał się istny kłębek nerwów.
GAUDENTY:
(wchodząc)
Żono, twój potwór znowu mnie zaatakował. To wszystko przez te twoje opowieści o kłębku nerwów.
ŻONA:
Ależ Genty, to tylko mały, milutki kotek. A z tym kłębkiem nerwów to prawda. Idź lepiej do lekarza.
GAUDENTY:
(idzie za radą żony)
RADA ŻONY:
(śpiewa)
Pójdźcie wszyscy do stajenki…
Odsłona II
KOT 2:
(do kota Klemencji)
Dopracowałeś już swoją metodę zdobycia pomieszczenia dla naszej Partii Wyzwolenia Kotów?
KOT 1:
Prawie. Męża Klemencji właśnie wysłałem do specjalisty, a z nią sam sobie poradzę.
KOT 2:
To dobrze. Partia liczy na ciebie.
(wychodzi, śpiewając znaną piosenkę):
„Niech żyje wolność, wolność i swoboda…”
KOT 1:
Czas zabrać się za panią.
(wychodzi)
Odsłona III
Poszedł Gaudenty za radą żony,
lecz wpierw do knajpy był zaproszony,
przez przewodniczkę swego kroku,
by mógł się chłop napić choć raz w roku.
GAUDENTY:
(do lekarza)
Panie doktorze, nie wiem co się ze mną dzieje. Stałem się bardzo nerwowy i czuję się jakbym żył w nierealnym śnie.
LEKARZ:
(z jednym okiem na Maroko)
Tak, tak… A co pan po…
(w tym miejscu następuje koniec sztuki z powodu przebudzenia się Kota 1)
Kurtyna
(nie wie, co się stało)
Intensywna terapia
Klub Panaceum Cynicum Absurdanicum
prezentuje Państwu sztukę
pt. „Intensywna terapia”
Występują:
Cezariusz Rączka — Ordynator oddziału wewnętrznego
Dalida Rechotka — Pielęgniarka ww. oddziału
Dobiegniew Świderłeb — Ordynator oddziału psychiatrycznego
Kalasanty Nie-my — Pacjent
Czas: urojony
Miejsce: szpital specjalistyczny
Scena I
ORDYNATOR ODDZIAŁU WEWNĘTRZNEGO:
(do pielęgniarki)
Siostro… (to nie jest jego siostra!) Proszę przyprowadzić do mnie pacjenta Nie-my’ego.
SIOSTRA:
(wykonuje polecenie w podskokach)
ORDYNATOR ODDZIAŁU WEWNĘTRZNEGO:
(do pacjenta)
Jak się pan czuje?
PACJENT:
(szczerze)
Źle
ORDYNATOR ODDZIAŁU WEWNĘTRZNEGO:
(do Pacjenta)
Damy pana na intensywną terapię, to się panu polepszy.
PACJENT:
(znając złą sławę intensywno-terapeutów)
Nie chcę iść tam! Ja chcę żyć! Jestem zdrowy! Zabierzcie mnie stąd!
(zabierają go na oddział psychiatryczny)
Scena II
ORDYNATOR ODDZIAŁU PSYCHIATRYCZNEGO:
(do Pacjenta)
Więc mówi pan, że chcą pana zabić?
PACJENT:
(na razie bez diagnozy)
Przepraszam, ale uniosłem się. Rozumie pan…
ORDYNATOR ODDZIAŁU PSYCHIATRYCZNEGO:
Rozumiem, rozumiem. Więc, gdzie się pan uniósł?
PACJENT:
Nigdzie. To tylko tak… Potrzebowali wolne łóżko, więc ordynator chciał się mnie pozbyć.
ORDYNATOR ODDZIAŁU PSYCHIATRYCZNEGO:
(jak w transie)
Aaa… pozbyć się? Rozumiem.
(wystawia diagnozę)
Zaopiekujemy się panem
PACJENT:
(już jako cierpiący na manię prześladowczą)
Dziękuję.
Kurtyna
(dostaje rozdwojenia jaźni i rozdziera się na dwie połowy)
Ruszamy w Kosmos
Klub Panaceum Cynicum Absurdanicum
ma zaszczyt przedstawić Państwu sztukę
jednoaktową pt. „Ruszamy w Kosmos”,
czyli rzecz o tym, jak idiota może zmienić nasze życie
Występują:
Idiota — Kirył J. (Idiota z ruskiego NASA)
Wania i Mania — Kosmonauci
oraz gościnnie:
Kosmos — Rzecz nie do objęcia
Czas: przeszły
Miejsce: gdzieś na terenie dawnego ZSRR, a potem gdzieś w przestrzeni kosmicznej
Sens: brak
MANIA:
(w rakiecie kosmicznej)
W końcu człowiek radziecki stanie nogą na powierzchni Marsa.
WANIA:
(jw., dłubiąc w nosie)
No.
IDIOTA:
(jak to idiota: idiocieje co sekundę do kwadratu)
Przygotować się do startu. Adin, dwa, tri… Start!
RAKIETA:
(startując)
Ale fajnie
MANIA:
Cudownie! Lecimy w podróż międzyplanetarną!
WANIA:
No, no…
ŚWIAT:
(modli się i doznaje bliskich spotkań trzeciego stopnia)
IDIOTA:
(myli cyferki, przez co partaczy zupełnie sprawę)
RAKIETA:
(po uwolnieniu się od Idioty i ZSRR)
Precz z komuną! Precz z komuną!
MANIA:
(dostaje apopleksji, ale tylko na niby)
WANIA:
No, no…
KOSMOS:
(do gwiazd)
Musimy z nimi coś zrobić.
GWIAZDY:
(udają, że nie słyszą)
KOSMOS:
(jw.)
Niech lecą do czarnej dziury.
GWIAZDY:
(wszystkie, oprócz czarnej dziury)
Uff.
Kurtyna
PS.
Idiota został awansowany do biura KC.
Mania, nie mogąc odnaleźć się w nowej rzeczywistości, dostała paranoi.
Wania został zasłużonym delegatem na Ogólnokosmicznym Kongresie Ras Prymitywnych.
Anioł po wykonaniu zadania
Klub Panaceum Cynicum Absurdanicum
ma zaszczyt przedstawić Państwu sztukę niebiańską
pt. „Anioł po wykonaniu zadania”
Występują:
Anioł — Skrzydlata postać z zastępów Pana
Szofer — Osoba jeżdżąca pojazdem typu Taxi
Czas: uniwersalny
Muzyka i śpiew: chór z Opery Niebiańskiej. W roli tenorów Sodoma i Gomora
ANIOŁ:
(po wykonaniu kolejnego zadania na Ziemi)
No, czas wracać do domu.
SZOFER:
(podjeżdżając do Anioła)
Podwieźć pana?
ANIOŁ:
(bez wahania)
Bardzo proszę
SZOFER:
Dokąd?
ANIOŁ:
Do nieba
SZOFER:
Aha (??).
Kurtyna
(przy akompaniamencie chóru i tenorów zamienia się w Autostradę Do Nieba)
Sramiwariusz
Klub Panaceum Cynicum Absurdanicum
ma zaszczyt przedstawić relację z rozdania
nagród pierwszego stopnia,
czyli „Sramiwariusz”
Występują:
Eryk Dajmidaj — Wręczający nagrodę
Metody Razraz — Wyróżniona babcia klozetowa
Jury — Tutaj, jako co abstrakcyjnego
Czas: właściwy
Miejsce: znane
KONFERANSJER:
(właśnie zapowiedział Wręczającego Nagrodę)
WRĘCZAJĄCY NAGRODĘ:
Proszę Państwa! Pozwolę sobie przeczytać wynik jury.
(z jednej kieszeni wyjmuje „wynik”, a z drugiej „jury”)
Otóż Najlepszą Babcią Klozetową Roku została… przepraszam…, został… Metody Razraz. Prosimy pana.
METODY RAZRAZ:
(mężczyzna niskiego wzrostu typu „Terminator II”. W jednej kieszeni szczotka, w drugiej ścierka ociekająca wodą. Na twarzy zaczyna pojawiać się pot po pracy, którą przed chwilą wykonał)
Dziękuję bardzo. Przepraszam za mój wygląd, ale pozwoliłem sobie w międzyczasie wymyć znajdujące się tutaj klozety.
WRĘCZAJĄCY NAGRODĘ:
(przyglądając się ze zdziwieniem Metodemu)
Jest pan niezwykle pracowity. Jak panu starcza czasu na to wszystko?
METODY RAZRAZ:
Grunt to mieć metodę i dobrych przodków. Mój pra-pra-przodek sam jeden wymył ogromne stajnie Augiasza, pracując w czynie społecznym. Ja podtrzymuję rodzinne tradycje i cały czas doskonalę metody sprzątania i mycia klozetów.
WRĘCZAJĄCY NAGRODĘ:
Można wręcz powiedzieć, że jest pan Paganinim ścierki i szczotki.
METODY RAZRAZ:
Tak. Jestem dumny z mojego Sramiwariusza. Proszę o nagrodę.
(po otrzymaniu nagrody zabiera się znowu do pracy, ukazując w pełnej krasie swoją metodę „Raz-raz”).
Kurtyna
(zawstydzona idzie umyć swój klozet)
Występ gwiazdy rock’n'rolla Rajmunda Przeboja
Klub Panaceum Cynicum Absurdanicum
ma przyjemność przedstawić niezapomniany
„Występ gwiazdy rock’n'rolla Rajmunda Przeboja”
Występują:
Rajmund — Wspomniany gwiazdor
Agent — Finansjer Rajmunda
Publiczność — Mieszanina szału i żalu, płaczu i haszu
Czas: po koncercie rock’n'rollowym
Miejsce: sala koncertowa
Muzyka: non stop rock’n'roll!
PUBLICZNOŚĆ:
(z poobijanymi kolanami: wycie, jęki, omdlenia i szał stuprocentowy)
AGENT:
(zza kurtyny, do gwiazdy rocka)
Jak zwykle rzuciłeś publiczność na kolana.
GWIAZDOR:
(jw., patrząc na Publiczność)
Rzeczywiście: Wszyscy jak jeden mąż i żona klęczą na kolanach. Wyjdę podnieść ich na duchu.
(wychodzi na scenę, z której recytuje anonimowy wiersz, przez co Publiczność wstaje z kolan pośród odgłosów oburzenia i pogardy, dzięki czemu artysta traci swą publiczność raz na zawsze. Od tej chwili gwiazda rocka zgasła w nieprzeniknionych ciemnościach poezji)
Kurtyna
(nie opada, lecz dzięki poezji wznosi się do gwiazd, czyli sama się wniebobierze)
Aria bez śmiechu
Klub Panaceum Cynicum Absurdanicum
ma przyjemność przedstawić Państwu
sztukę operową pt. „Aria bez śmiechu”
Występują:
Ojciec Kompozytor — Cezary Parski jako Jacek Offenbach
Syn Kompozytora — Gerwazy Ćpunek jako syn Jacka Offenbacha
Śmiech — gościnny występ po setce wódki
Czas: poranny
Miejsce: łazienka
Muzyka: chórek kocięcy
OJCIEC KOMPOZYTOR:
(śpiewa przy goleniu się maszynką elektryczną po wczorajszym balu sklerotyków, z wyraźną miną sklerozy)
Nic nie pamiętam… co za bal… Czy wino było słodkie, czy wytrawne…
(oczywista, że wina nie było, jedynie czysta)
SYN KOMPOZYTORA:
(po naszprycowaniu się pastą do zębów znanego typu)
Cóż to ojczulku śpiewamy? Znowu byłeś na balandze po premierze?
OJCIEC KOMPOZYTOR:
(po przypadkowym zgoleniu sobie lewej strony włosów na głowie)
Wypiłem łyk…, a powiedzmy dwa… (w tym miejscu wymiotuje, gdzie popadnie) a mówiąc prawdę: aż do dna.
ŚMIECH:
(milcząco milczy)
OJCIEC KOMPOZYTOR:
(po powtórnym zwymiotowaniu)
Dostałem właśnie natchnienia! Ułożę z tego arię do swojego nowego utworu! Nazwę ją „Arią ze śmiechem”.
ŚMIECH:
(po setce wódki. W ręku napoczęta flaszka samogonu)
Ja nie chcę arii, ja chcę wódki!
Kurtyna
(nie opada, gdyż tymczasowo znajduje się na odwyku)
Głodny Felek
Klub Panaceum Cynicum Absurdanicum
przedstawia sztukę pt. „Głodny Felek”
Występują:
Felek — Bezdomna sierota
Burek — Pies o ludzkim sercu
Społeczeństwo — Ludzie bez serca
Ksiądz
Czas: niepotrzebny (Biedni zegarka nie potrzebują)
Miejsce: domki jednorodzinne, ew. wioska
Muzyka: Marsz dla głodnych w wykonaniu żołądka Felka
FELEK:
(pukając do drzwi)
Mogę sobie u pani zagotować wodę na herbatę?
GŁOS ZZA DRZWI:
Niestety mam zepsuty czajnik, ale może pójdziesz do sąsiadki? O, tu obok…
FELEK:
(do drzwi obok z tym samym pytaniem, choć nieco innym)
SĄSIADKA GŁOSU:
(wymijająco nieobecna)
Ja nie. Spróbuj u księdza.
KSIĄDZ:
(obecny)
Synu, czy żyjesz w zgodzie z Panem?
FELEK:
Tak ojcze. Chcę tylko zaparzyć herbatę i coś zjeść. Jestem biedna, bezdomna sierota.
KSIĄDZ:
Tak, tak. Z miłością bożą wszystkiego dokonasz.
(tak, ale herbaty Felek chyba nie dostanie, nie mówiąc już o zjedzeniu czegoś)
FELEK:
(do przechodzącego psa)
Och, przybłędo. Dzielimy taki sam pieski los.
BUREK:
(jako Azor pod przykrywką)
Na razie źle na tym nie wychodzę. Dawniej byłem taki sam jak ty, ale zszedłem na psy i teraz wiodę szczęśliwy żywot.
FELEK:
Czy to możliwe?
BUREK:
Oczywiście. Mam własny kąt, regularne wyżywienie, dużą swobodę, wszystko, czego mi potrzeba. Moja praca to tylko merdanie ogonem i schlebianie właścicielowi.
FELEK:
(coraz bardziej głodny)
Więc by dostać coś od ludzi, muszę zmienić się w psa?
BUREK:
Tak jest
FELEK:
(zmienia się w wygłodniałego psa, przez co przemienia Księdza w miłosiernego Samarytanina, który z miejsca przygarnia Felka-psa)
Kurtyna
(opada bez komentarzy)
Osły w sejmie
Klub Panaceum Cynicum Absurdanicum
ma przyjemność przedstawić Państwu
sztukę komiczną pt. „Osły w sejmie”
Występują:
MARSZAŁEK SEJMU — Facet z laską
OSŁY — jako posłowie po metamorfozie
CZARODZIEJ — czarnoksiężnik z krainy Oz
Czas: niedaleki
Miejsce: sejm
Muzyka: ośli jazz
MARSZAŁEK SEJMU:
(skanduje, waląc laską po głowach posłów)
Pro-szę o ci-szę! Pro-szę o ci-szę!
(rzuca mak, który natychmiast zasiewa ciszę jak okiem sięgnąć)
Otwieram posiedzenie izby
(otwiera i wychodzi do baru)
POSŁOWIE:
(nic nowego: epidemia obelg i wyzwisk)
CZARODZIEJ:
(pochylony nad szklaną kulą)
Trzeba z nimi zrobić porządek.
(robi porządek, przez co posłom, którzy dużo kłamali, wyrastają ośle uszy, a głos zmienia się odpowiednio do nowej roli)
OSIOŁ 1:
Ihaaa!!!
OSIOŁ 2:
Ihaaa???
CAŁA SALA OSŁÓW:
Iiihhaaaa! Iiihhaaaa!
MARSZAŁEK SEJMU:
(wraca z baru jak paralityk)
I-i-i-hh-hha. Ihhaa? Ihhaaaa! Ihhaaaa!
CZARODZIEJ:
(zadowolony ze swojej pracy)
No. Nareszcie znaleźli wspólny język, Polaczki…
Kurtyna
(oddaje laskę marszałkowską za garść owsa)
Kwartet na cztery nieboszczyki
Osoby:
ON 1
ON 2
ON 3
ONA
Mężczyźni ubrani w czarne garnitury, kobieta w strój odpowiedni do pochówku.
Scenografia:
Na środku sceny stoją cztery krzesła.
Aktorzy siedzą na krzesłach wyprostowani i nieruchomo. Ręce położone na udach. Twarze poważne, bez mimiki.
Wszystkie kwestie wypowiadane bez pośpiechu i bez emocji, z dużymi przerwami między zdaniami i dialogami.
ON 3:
Myślę, więc jestem.
ON 2:
Jestem, który jestem.
ONA:
Czy ktoś wie, na co czekamy?
ON 1:
Nie chce mi się zginać.
ON 2:
Zatańczymy?
ONA:
Tak.
ON 2:
Czemu nie tańczysz?
ONA:
Tańczę.
ON 2:
Niewiele mogę ci dać.
ONA:
Miałam wielkie szczęście. Prawie zderzyłam się z ciężarówką. Jechała prosto na nas. Nie wiem, gdzie jest mąż.
ON 3:
Ja się zakrztusiłem, ale już mi przeszło.
ON 2:
Proszę umyć zęby.
ON 1:
Mam nadzieję, że zdążę do stomatologa.
ON 2:
On jeszcze nic nie rozumie.
ONA:
Widocznie nie zaczął jeszcze sztywnieć.
ON 1:
Sztywnieję, ale myślałem, że to pani.
ON 2:
Czy jesteś spokojny?
ON 1:
Tak.
ON 2:
Więc nie żyjesz
ON 1:
To dobrze. I tak miałem raka. Przynajmniej zęby już mnie nie bolą.
ON 3:
Jak długo jesteś umarła?
ONA:
Wystarczająco długo by zesztywnieć.
ON 1:
Ciekawe co teraz zrobi mój rak.
ON 3:
Czy może mi pani powiedzieć, czy moje ciało sztywnieje równomiernie?
ONA:
Niestety nie. Sama nie mogę się ruszyć.
ON 1:
Stygnę…
ONA:
W końcu się wyśpię.
ON 2:
Czemu?
ONA:
Bardzo dużo pracowałam.
ON 3:
Warto było?
ONA:
Chciałam godnie żyć.
ON 3:
Ale czuję powiew w płucach.
ON 2:
To patolog. Robi sekcję zwłok.
ON 3:
Coś niewyraźnie pani wygląda.
ONA:
Bo mam zmasakrowaną twarz. Chyba miałam wypadek. Myśli pan, że mąż będzie mnie jeszcze kochał?
ON 3:
Na pewno.
ONA:
Ale nie posiadam już twarzy.
ON 3:
On też nie.
ONA:
Czemu nie jesteśmy razem?
ON 3:
On jeszcze jest po tamtej stronie.
ON 1:
Dużo miałeś na pogrzebie gości?
ON 2:
Nie.
ONA:
Żona płakała?
ON 2:
Nie, pies.
ONA:
Jak to?
ON 2:
Nie będę go już bił.
ON 1:
A ty, jesteś już po pogrzebie?
ONA:
Nie. Jeszcze o mnie nie wiedzą.
ON 1:
Nie chcę ich zapomnieć.
ONA:
Co zrobisz?
ON 1:
Będę ich nawiedzał
ONA:
Zrobiłeś testament?
ON 3:
Nie. Wszystko zabrałem ze sobą.
ON 2:
Ja swój skarb zakopałem.
ON 1:
Co to było?
ON 2:
Żona i dzieci.
ON 3:
Jestem sam. Kto zadba o mój grób?
ONA:
Chyba ktoś mnie posuwa. Tak mnie coś rozpycha.
ON 2:
To ten z kostnicy. W porządku gość, tyle że samotny.
ON 1:
Nie wiem, kto jest ten mężczyzna obok mojej żony.
ON 3:
Przyjaciel.
ON 1:
Nie znam go.
ON 3:
Może nowy.
ON 2:
Czy mogę prosić o pani rękę?
ONA:
Nie. Jeszcze nie odpadła.
ON 2:
Przytul mnie, choć na chwilę…
ON 1:
Zawsze chciało mi się kobiety.
ON 3:
A mi Boga.
ON 1:
To znaczy?
ON 3:
Nie ma większej radości jak wtopić się w Boga.
ON 2:
Coś pani małomówna.
ONA:
Trudno mi mówić, bo mam członka w buzi.
ON 1:
Mnie żona odsunęła od siebie po urodzeniu dzieci.
ON 2:
Co zrobiłeś?
ON 1:
Na szczęście miała siostrę.
ON 2:
A ja córkę.
ONA:
Kiedyś upiłam się na przyjęciu. Nie wiem, co ze mną robili…
ON 2:
Zabijałem swoich wrogów myślą, słowem i uczynkiem.
ONA:
W dzieciństwie bardzo poważnie zachorowałam i mama była przez cały czas ze mną. To były moje najlepsze dni.
ON 2:
Mój dom to cela.
ON 3:
Mój też.
ON 2:
Za co siedziałeś?
ON 3:
Za wiarę. Byłem księdzem.
ON 1:
To powiedz mi, jak jest z Bogiem.
ON 3:
Nie znają Boga ci, którzy Go nie szukają.
ON 1:
Czy Bóg się przed nami chowa?
ON 3:
Nie. My się chowamy.
ON 1:
Dlaczego?
ON 3:
Boimy się zobaczyć swoją nędzę.
ONA:
Po czym poznać, że człowiek jest blisko Boga?
ON 3:
Im więcej w człowieku agresji i nienawiści, tym dalej jest on od Boga. Człowiek blisko Boga nie boi się Go, ale pragnie Go z całej siły.
ON 2:
Czy ktoś widział Boga?
ON 3:
Nie. Kto Go zobaczy, to umrze.
ON 2:
Już umarłem.
ONA:
Widziałeś Go?
ON 2:
Nie. Założyli mi kaptur na głowę.
ONA:
Czemu?
ON 2:
Żebym się nie zwęglał przy ludziach.
ONA:
Gdzie?
ON 2:
W celi śmierci.
ON 3:
Dwie dusze mam na sumieniu.
ONA:
Czemu?
ON 3:
Nie pomogłem im.
ONA:
Ale tylu innym pomogłeś.
ON 3:
Ale będę rozliczany tylko za nich.
ON 1:
Trzeba było ich wysłuchać.
ON 3:
Wysłuchałem.
ON 1:
Więc…
ON 3:
Wysłuchałem, ale zignorowałem ich problemy. Myślałem, że przesadzają.
ON 1:
Co się stało?
ON 3:
Odebrali sobie życie.
ON 2:
Mój ojciec powiesił się. Jak wytrzeźwiał, to się okazało, że nie przywiązał sznura do klamki. Mój ojciec powiesił się.
ON 1:
Tak, wiemy.
ON 2:
Znalazłem go, jak wróciłem ze szkoły. Myślałem, że udaje.
ONA:
Jestem bez serca.
ON 1:
Wzięli na organy?
ONA:
Nie. Nie pożegnałam się z synem.
ON 3:
On wie.
ONA:
Nie wie. Nie znaliśmy się.
ON 3:
Moje dzieci to uratowane dusze.
ONA:
Czy są tu nienarodzone dzieci? Musiałam to zrobić.
ON 1:
Chciałbym jeszcze pożyć.
ONA:
Czy można wrócić do życia?
ON 3:
Czasami kogoś odsyłają. Ale czy warto? Im dłużej będziesz żyła, tym więcej nagrzeszysz.
ONA:
Mogę się zmienić.
ON 3:
Ilu znasz ludzi, którzy zmienili się na lepsze?
ON 1:
Ja bym chętnie wrócił.
ONA:
Do żony?
ON 1:
Nie. Do raka.
ONA:
Przecież i tak byś umarł.
ON 1:
Ale bym jeszcze trochę pożył.
ON 3:
Im bardziej boisz się śmierci, tym dalej jesteś od Boga.
ON 2:
Nigdy nie umiałem żyć. Taki stan zesztywnienia odpowiada mi.
ON 1:
Jestem mały robaczek.
ON 2:
Jeszcze nie. To nie ten etap.
ON 3:
Swędzi mnie wszędzie.
ON 2:
To znaczy, że już się dobrały.
ONA:
Kto?
ON 2:
Robaki.
ON 3:
Biedna moja dusza.
ONA:
Co mu jest?
ON 2:
Odchodzi.
ONA:
Dokąd?
ON 2:
Tam.
ONA:
Czemu nic nie mówi?
ON 2:
Już go nie ma.
ONA:
A tamten? (dłuższa pauza) A tamten? (dłuższa pauza) Czy ktoś mnie słyszy? (dłuższa pauza) Czy ktoś mnie słyszy?
Kurtyna
Grafika — Funny Bob
Pierwsza miłość
Pierwsza miłość, zakochanie to uczucia długo zapadające w pamięć. On — nieco skrępowany, ona zawstydzona, oboje lgną do siebie, choć boją się odezwać. Dziwny to czas. A wy, pamiętacie swoją pierwszą miłość? Moja pierwsza miłość miała na imię Agnieszka i chodziła do tego samego przedszkola co ja.
Proszę, pomóż mi
Ludzie w ciężkich chwilach modlą się do Boga o pomoc, choć wcześniej nie poświęcali Mu uwagi ani przez minutę dziennie. Uważają, że pomoc im się należy, bo w końcu od tego jest Bóg. Ciekawe, po co oni są?
Wstyd
Jest wstyd, który da się pokazać, a nawet na nim zarobić. Wystarczy wyjść z domu nago (Madonna) lub obłożyć się mięsem jak sukienką (Lady Gaga), a już wszyscy o tobie mówią, jesteś kimś, bo pokazują cię w telewizji. To jest twoja wartość: sprzedany wstyd i utracona godność osobista.
Ja i moja rodzina
Rodzina w moim życiu jest bardzo ważna. Bycie częścią większej całości to odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale także za innych. Ich dobro jest równe mojemu. Nie bądźmy sobie obojętni. W końcu płynie w nas ta sama krew…
Tancerz