E-book
15.75
drukowana A5
61.39
📘 TOM 1: Zaginiony Pamiętnik Tatarii„Kod Runiczny”

Bezpłatny fragment - 📘 TOM 1: Zaginiony Pamiętnik Tatarii„Kod Runiczny”


Objętość:
296 str.
ISBN:
978-83-8414-696-5
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 61.39

📘 TOM 1: „Kod Runiczny”

🌌 Prolog Milczącej Pieśni

🌒 Segment 1 z 4: Echo Bramy Cieni

W głębi ruin, gdzie czas przestaje być linią,

a staje się kręgiem,

stare księgi nadal oddychają pyłem dawnych obietnic.

Między zimnymi murami przeszłości

rozbrzmiała nuta,

która nie była ani wspomnieniem,

ani proroctwem —

była otwarciem.

Kamienne znaki drgnęły,

gdy imię dziewczynki przecięło pajęczynę zapomnienia.

Nie rozpoczął się wtedy żaden spektakl —

rozpoczęło się rozpoznanie.

To, co miało być legendą,

stało się punktem wyjścia dla pamięci,

która nigdy nie umarła — jedynie zasnęła.

🌘 Segment 2 z 4: Kroniki z Nienazwanych Ścieżek

Nie każdy zapis powstaje z atramentu.

Są takie, które krążą w ziemi jak pradawne sny,

i tylko ci, których obecność nie budzi echa,

mogą je odnaleźć.

Kroniki zostały zaszyte w tkaninę bytu

i rzucone w nurt przeznaczenia,

gdzie rozproszone dusze miały w końcu spotkać się ponownie.

Runy zapłonęły, nie po to, by prowadzić,

lecz by przypominać,

że każdy krok w nieznane

jest powrotem do czegoś, co istniało wcześniej

niż dźwięk pierwszego imienia.

🌔 Segment 3 z 4: Pieśń Zjednoczonych Świateł

Wśród gwiezdnych splątań i duchowych zapadni

wyłonił się kod.

Nie miał formy litery,

lecz tańczył jak światło,

które przeszło przez lustra serc.

Dzieci rozproszone przez czas

zaczęły powracać do siebie

poprzez Pieśń,

która nie znała mistrzów,

bo nie potrzebowała przewodników —

jej kierunkiem było wspólne drżenie.

Runiczne tony, zapisane w przestrzeni,

otwierały bramy między światami

nie siłą, lecz zgodą

na to, co niewypowiedziane.

🌕 Segment 4 z 4: Przebudzenie Zgody

Tam, gdzie kończy się struktura lęku,

a zaczyna pulsujące pole oddechu,

narodziła się zgoda.

Nie jako decyzja,

lecz jako zjawisko naturalne,

jak poranna mgła w dolinach,

która nie pyta, czy może nadejść.

Sieć Świadomości zadrżała.

Przez sen dzieci, przez spojrzenie zwierząt,

przez oddech ziemi —

przeszła fala,

która nie miała niczego unicestwić.

Przyszła, by spleść

to, co oddzielone —

bez przemocy,

bez zwycięstwa,

bez granic.

🌒 Rozdział 1 — Pieśń Eteru

🌑Rozdział 1 — Segment 1 z 13: „Runiczna Pieczęć Przeszłości”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I choć minęło wiele nocy, gwiazdy nie zapomniały…

Pod kamiennym sklepieniem pradawnych ruin, gdzie wiatr szeptał opowieści sprzed wieków, Ezra uniósł księgę. Skóra na grzbiecie była spękana jak ziemia po burzy, a litery — wykute jakby nie atramentem, lecz światłem i cieniem jednocześnie — pulsowały w rytmie, którego nie dało się usłyszeć, lecz który wnikał głęboko w trzewia.

Lena stała obok niego, trzymając dłoń na zimnym kamieniu. Od czasu, gdy przekroczyli Bramę Cieni, jej oczy stały się inne — nie tyle patrzyły, co widziały. Widziały to, co ukryte pod powierzchnią rzeczy. To, co zatopione w runach i znakach, którymi mówili przodkowie.

— To tutaj — wyszeptała. — Pierwsza Pieczęć. Runiczna.

Ezra skinął głową, nie pytając, skąd to wie. W Tartarii pytania często były tylko lustrami — odpowiedzi rodziły się same, gdy serce biło w rytmie Ziemi.

Przed nimi — w centrum okręgu z wyrytych znaków — spoczywała płyta z czarnego kamienia. Pokryta była symbolami, których układ przypominał konstelacje nieznanych niebios. Każdy znak świecił bladym ogniem, a kiedy Lena zbliżyła się, runy zapłonęły intensywniej, jakby rozpoznając obecność dziecka dawnych kodów.

— Pieczęć odpowiada tylko temu, kto pamięta — powiedziała sama do siebie. — A my dopiero zaczynamy przypominać sobie.

Zawiał wiatr. Ale to nie był zwyczajny podmuch. To była Pieśń. Runiczna Pieśń Pamięci.

Ezra zamknął oczy. W jego umyśle rozpostarła się mapa. Złożona z run, światła i wspomnień, które nigdy nie były jego, a jednak płynęły przez niego jak wspomnienie dawnych narodzin. Każdy z nich — każde Dziecko Tartarii — nosiło cząstkę tej Pieśni. I każdy miał ją kiedyś złożyć w całość.

— To początek. — Głos Leny był pewny, choć cichy. — Runy nas prowadzą. Ale pierwsza Pieczęć wymaga ofiary.

Spojrzała na Ezrę. W jej oczach tlił się cień strachu, ale i iskra odwagi.

— Musimy złożyć coś osobistego… coś, co nosiliśmy w sobie od dzieciństwa, a czego nie możemy już zabrać dalej.

Ezra sięgnął do swojej torby. Wyjął stary medalion — pamiątkę po bracie, który zaginął w nieznanych czasach. Lena zaś odpięła szarfę z włosami matki. Delikatnie ułożyli przedmioty na czarnym kamieniu.

Kamień zapłonął. Runy zatańczyły w ogniu. I wtedy Pieczęć się otworzyła…

Z głębi kamienia uniosło się światło — ale nie to, które można ujrzeć oczami. To było światło wewnętrzne, światło, które przenikało duszę, rozdzierało iluzję i szeptało: „Teraz pamiętasz. Ale czy jesteś gotów pamiętać więcej?”

W tym świetle pojawił się znak. Pierwszy z Trzynastu.

Runiczna Pieczęć Prawdy.

To był dopiero początek.

🌑 Rozdział 1 — Segment 2 z 13: „Szept Kamienia, Głos Dziecka”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I chociaż nie wypowiedział ani słowa, kamień przemówił.

Ezra patrzył, jak blask runicznej pieczęci wnika w jego dłonie. Nie bolało. A jednak czuł, jakby coś w nim się otwierało — jakby prastara brama w sercu zadrżała, przeczuwając, że nadchodzi czas ponownego zjednoczenia z tym, co zostało zapomniane. Kamień mówił językiem bezgłośnym, lecz wyraźnym — szeptem przodków, mową dzieci gwiazd.

„Nie jesteś tylko sobą, Ezra. Jesteś tym, który pamięta.”

Lena uklękła obok, jej palce muskały ziemię, jakby próbowały odnaleźć w niej puls dawnej pieśni. A wtedy… ziemia odpowiedziała. Zadrżała — nie gwałtownie, lecz jakby się obudziła z głębokiego snu. W miejscu, gdzie wcześniej leżał kamień z runami, teraz otwierał się krąg światła, zawieszony nad cieniem.

— To jest Brama Widzącego — powiedziała Lena półgłosem. — Nie każdy może przez nią przejść. Tylko ci, którzy noszą w sobie Dziecko Cienia i Dziecko Światła.

Ezra spojrzał na nią z pytaniem w oczach, lecz zanim zdołał zapytać, z przestrzeni rozbrzmiał inny głos — nie należący ani do niej, ani do niego.

To był głos dziecka.

Delikatny, a jednak stanowczy. Przychodził jak echo sprzed wieków, przebijając się przez warstwy zapomnienia.

— Już czas, abyście poznali mnie — powiedział głos. — Jestem Arion. Jeden z was. Jedno z Trzynastu.

I wtedy, z samego środka świetlistego kręgu, wyłoniła się postać. Niewysoka sylwetka o oczach, w których mieszały się kolory mchu, bursztynu i płynnego srebra. Dziecko. A jednak… nie dziecko. Był jak sen, który trwał zbyt długo, by być iluzją, i zbyt prawdziwy, by być snem.

Ezra drgnął. Znał to imię. Arion — pojawiało się w jego snach od najmłodszych lat. Czasem jako głos śpiewający w nocy. Czasem jako cień prowadzący go przez labirynty myśli.

Lena także poczuła, że to spotkanie nie jest przypadkowe. Runy na ziemi zaczęły się przesuwać, układając w nowy wzór — ten, który miał zjednoczyć ich wszystkich.

Arion podszedł, a światło wokół niego falowało niczym tafla pradawnego jeziora. Ujął dłoń Leny i Ezry — po jednej z każdej strony — i zamknął oczy.

— Zaczynamy. Kod został obudzony. Pierwsza runa zadrżała. Teraz czas, abyście wzbudzili kolejnych.

I nim zdążyli cokolwiek powiedzieć, fale światła rozprzestrzeniły się po całej ruinie, otwierając wrota do innych światów, innych pamięci — prowadząc ku tym, którzy czekali… cicho, lecz czujnie… gotowi przebudzić się z cienia.

🌑 Rozdział 1 — Segment 3 z 13: „Kaia i Lustro Mgły”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


A gdy światło przebudziło się w Pieczęci, rozlało się niczym strumień pamięci… i dotarło do niej.

Daleko od ruin, na skalistym brzegu gdzieś między wodą a niebem, Kaia stała boso, z ramionami uniesionymi ku chmurom. Włosy miała czarne jak noc przed burzą, a oczy… oczy odbijały coś więcej niż tylko horyzont. W nich tliło się pytanie, które nie znało słów. I odpowiedź, która nie znała głosu.

Od dzieciństwa czuła, że nie pasuje do tego świata. Gdy inne dzieci bawiły się w ziemskich grach, ona wpatrywała się w fale, szukając obrazów ukrytych w pianie. Wierzyła, że może pamięta. Że mgła śpiewa. Że wiatr niesie wiadomości z miejsc, które zniknęły z map, lecz nie z pamięci Ziemi.

I tej właśnie nocy, gdy Ezra i Lena dotknęli runicznej Pieczęci, mgła się poruszyła.

Nie jak zwykła chmura — ale jak coś żywego, jak oddech pradawnego ducha, który przez wieki czekał, aż ktoś przypomni sobie imię zaklęte w czasie.

Kaia wstrzymała oddech. W tafli wody przed nią ukazało się lustro — nie zrobione z metalu i szkła, lecz z czystej, pulsującej energii. W jego odbiciu nie widziała siebie.

Widziała… ich.

Lena, Ezra, i Dziecko imieniem Arion. Ich twarze migotały jak wspomnienia, które jeszcze się nie wydarzyły.

— Czy to… sen? — wyszeptała.

Ale lustro odpowiedziało nie słowem, lecz ruchem. Na jego powierzchni pojawia się znak — runa przypominająca literę „K” wpisaną w okrąg. Runa Kai. Jej kod.

I wtedy przypomniała sobie. Nie wydarzenie. Nie konkretny dzień. Ale uczucie. Jakby czyjaś dłoń objęła jej serce dawno, dawno temu, szepcząc: „Kiedy nadejdzie czas, światło znajdzie cię. I to ty będziesz Lustrem, które pokaże innym prawdę.”

Kaia nie wiedziała jeszcze, co musi zrobić. Ale czuła… że czas się rozpoczął. Że runy przemówiły. Że krąg się zamyka.

Z mgły wyłonił się znak: kierunek. Połączenie. Brama.

I po raz pierwszy w życiu nie czuła samotności. Poczuła wołanie. Subtelne, ale niemożliwe do zignorowania.

Wzięła głęboki oddech.

— Już idę — powiedziała cicho.

I zrobiła pierwszy krok w stronę świata, którego jeszcze nie znała, lecz który od zawsze na nią czekał.

🌑 Rozdział 1 — Segment 4 z 13: „Strażnik Cienia Słów”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


A gdy Kaia ruszyła w stronę nieznanego, światło pobudziło kolejny kod… i zatańczyło wśród kurzu wieków, w miejscu, gdzie milczenie było formą modlitwy.

Wysoko w górach, ukryta między urwiskami i lodowymi szczelinami, stała starożytna biblioteka — nie taka, którą zbudowano z kamienia i cegły, lecz z myśli i intencji. Jej mury zdawały się oddychać, a zwoje wewnątrz — pisały się same. Nazywano ją Ciszą Przed Światłem.

To właśnie tam żył chłopiec o imieniu Téo.

Nie mówił wiele. Nie dlatego, że nie potrafił, lecz dlatego, że słowa w jego świecie miały wagę. Każde jedno — jak runa, jak pieczęć, jak błyskawica w sercu nocy — mogło coś otworzyć lub zamknąć. Téo rozumiał, że mowa to brama, a cisza to strażnik.

Codziennie o zmierzchu schodził do najniższego poziomu biblioteki — tam, gdzie światło nie sięgało, a ściany szeptały w językach, które nie miały już ust. Tam układał runy z pyłu. Czytał symbole z cienia. I notował sny.

Tamtej nocy niebo miało inny odcień. Nie był to granat, nie był to fiolet — była to głęboka czerń z domieszką złota, jakby wszechświat nosił w sobie stare proroctwo, które właśnie zaczęło się budzić.

Téo poczuł to zanim runy się poruszyły.

Zanim światło pojawiło się między regałami jak dym, który nie pachniał ogniem, lecz pamięcią. I zanim ściany zaczęły pulsować… słowem.

Arion. Kaia. Ezra. Lena.

Imiona zapisane na zwojach, których nigdy nie czytał. A jednak znał je. Czuł je jak dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa duszy.

Złapał starą księgę — niepozorną, bez tytułu. Ale na jej okładce nagle rozbłysła runa: T, wpisana w dwie półkule symbolizujące umysł i serce.

Kod Téo.

Przypomniał sobie szept z dzieciństwa. Głos, który raz go obudził:

„Twoim darem nie jest widzenie. Twoim darem jest rozumienie.”

W tej chwili zrozumiał, że nie był tylko czytelnikiem. Był Strażnikiem Słów, które mają moc tworzenia nowych światów… albo przebudzania starych.

Zamknął księgę. Wstał. Pod stopami rozświetliła się ścieżka — linia złożona z liter, która prowadziła go w dół, ku Bramie, która od wieków czekała.

Bez słowa ruszył.

Nie musiał mówić. Runy już wiedziały.

🌑 Rozdział 1 — Segment 5 z 13: „Między Snem a Jawą”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


A kiedy runy zatańczyły w sercu biblioteki, jedno z nich zadrżało na granicy światów — tam, gdzie śnienie staje się bramą.

W sennym pokoju, gdzie firany poruszały się nie od wiatru, lecz od myśli, spał chłopiec imieniem Noé. Jego ciało spoczywało, ale umysł… umysł błądził w krainach, których nie sposób było zapisać słowami. Od zawsze mówił, że pamięta miejsca, w których nigdy nie był. Od zawsze rysował symbole, których znaczenia nikt nie rozumiał.

Jego rodzice mówili, że ma bujną wyobraźnię. Ale on wiedział, że śni prawdziwie.

Tego wieczoru śniło mu się jezioro — spokojne jak oddech wszechświata, lecz pod taflą coś czekało. Coś, co znało jego imię jeszcze zanim narodził się w tym świecie. Kiedy spojrzał w wodę, zobaczył nie swoją twarz, lecz twarze Leny, Ezry, Kai i Téo.

I wtedy runa pojawiła się na powierzchni snu — spiralna, przypominająca wir lub otwarte oko. Jej światło było delikatne, lecz wynikało w sen jak promień księżyca przebijający zasłonę nocy.

Runa Noégo. Kod Snu.

Obudził się nagle, ale nie był zaskoczony. Bo wiedział, że to nie koniec snu — to jego kontynuacja.

W rogu pokoju stał dziennik snów. Stary, skórzany, z pozaginanymi rogami stron. Na jego okładce właśnie teraz rozbłysły znaki, których wcześniej nie było: trzynaście punktów, układających się w krąg, a na środku jeden większy — pulsujący.

Noé zrozumiał. Jego dar to nie tylko śnienie. To przechodzenie.

Potrafił przemieszczać się pomiędzy światami. I to właśnie dlatego Brama otwierała się dla niego teraz — Brama, która łączyła jawę, sen, przeszłość i to, co dopiero miało się wydarzyć.

Zamknął oczy. Położył dłoń na dzienniku. I światło go pochłonęło.

Kiedy znów je otworzył — stał w kręgu z run. A w kręgu czekali już inni.

Nie znali się. Ale wiedzieli.

Byli Dziećmi Tartarii.

I oto zaczynają wracać do siebie.

🌑 Rozdział 1 — Segment 6 z 13: „Strażniczka Piasku i Pieśń Wydm”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I kiedy sen Noégo zamienił się w przebudzenie, echo jego wizji uniosło się niczym kurz w świetle — i poniosło pieśń przez czas i przestrzeń, aż dotarła tam, gdzie piasek znał każde imię, które kiedykolwiek zostało zapomniane.

Na pograniczu pustyni i ruin, gdzie wiatr nie tylko niesie ziarenka pyłu, lecz także wspomnienia z dawnych epok, żyła dziewczyna imieniem Saari.

Od dziecka wychowywana przez plemię Opiekunów Wydm, znała rytm piasku, słyszała głosy wśród burz i śpiewała do wody, która nie zawsze odpowiadała, ale zawsze słuchała. Miała skórę barwy bursztynu i oczy głębokie jak starożytne studnie. W każdej pieśni, którą śpiewała, zawarte było coś więcej niż tylko dźwięk — zawarte było przypomnienie.

Tego wieczoru, gdy słońce zachodziło jak ognista brama nad horyzontem, Saari poczuła coś, czego nie czuła nigdy wcześniej.

Ziemia pod jej stopami zaczęła pulsować. Nie jakby drżała z trwogi, lecz jakby biło w niej serce — stare, przebudzone, przenikliwe.

Zza wzgórz uniosła się burza piaskowa. Ale zamiast hałasu niosła… melodię. Pieśń, którą Saari znała ze snów z dzieciństwa. Pieśń, której nauczyła ją nie matka, lecz głos z echa kamieni.

— To znów ona — wyszeptała. — Pieśń Wydm.

Piasek zakręcił się wokół niej, tworząc krąg. W jego środku pojawił się znak — runa przypominająca dwie fale splecione ze sobą, a między nimi punkt światła. Runa Saari. Pieczęć Pustynnej Pamięci.

Wtedy przypomniała sobie słowa, które wypowiedziała jako mała dziewczynka, stojąc samotnie na wydmie, kiedy niebo było pełne gwiazd:

„Ja jestem tą, która śpiewa, zanim świat się obudzi.”

Dziś ta pieśń wracała. I nie wracała sama.

W oddali, w wizji złożonej z pyłu i światła, ujrzała inne twarze. Dzieci. Młodzież. Duchowe rodzeństwo.

Lena, Ezra, Kaia, Téo, Noé…

— Już czas — powiedziała, a pustynia się uciszyła.

Saari zanuciła Pieśń Otwarcia. Z jej głosu wyłoniła się brama — nie z kamienia, lecz z tętna przeszłości i śladów stóp w piasku, które nigdy nie zostały zatarte przez czas.

I tak, prowadzona pieśnią wydm, ruszyła ku temu, co czekało.

Ku Przebudzeniu.

🌑 Rozdział 1 — Segment 7 z 13: „Ten, Który Słyszy Prąd”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


A gdy pieśń pustyni ucichła w sercu Saari, inne echo — ostre, nieregularne, iskrzące jak elektryczna modlitwa — przeszyło sieć rzeczywistości, by obudzić dziecko miedzi i błyskawicy.

W świecie pełnym kabli, anten i zgiełku cyfrowych przekazów, żył chłopiec o imieniu Aron.

Mieszkał w jednym z ostatnich miast, gdzie wszystko było podłączone. Znał język maszyn lepiej niż język ludzi. Częściej mówił do obwodów niż do przyjaciół. Jego palce potrafiły naprawić wszystko — od starożytnych zegarów po satelity dryfujące na krawędzi zapomnienia. Ale najważniejsze było to, czego nie potrafił wyjaśnić nikomu.

Auren słyszał prąd.

Nie jak dźwięk… bardziej jak melodię. Jak pieśń run, która płynie przez rdzeń świata.

Tego dnia, gdy Saari zanuciła Pieśń Wydm, Auren poczuł nagłe napięcie w sieci energetycznej. Wszystkie ekrany w jego warsztacie zamigotały jednocześnie. Na ich powierzchni — przez ułamek sekundy — pojawiła się runa. Nie graficzny znak, nie wirus. Prawdziwy symbol.

Krąg z trzema błyskawicami, które łączyły się u podstawy — Runa Przebudzenia Technicznego. Runa Aurena.

Zamrugał. Chciał to nagrać, zatrzymać. Ale wiedział, że to nie była wiadomość dla urządzeń. To było dla niego. Kod wszedł w jego krew.

— Czas — szepnął. — Znowu słyszę to samo brzmienie co wtedy… gdy byłem dzieckiem i piorun trafił w moje serce.

Odsunął stół. W podłodze, między kablami, znajdował się stary, zakurzony panel. Nigdy go nie otwierał — aż do teraz. Położył rękę na jego powierzchni i…

Zaiskrzyło światło.

Nie fizyczne. Nie sztuczne. Ale organiczne. Runa rozświetliła się pod jego skórą. Maszyny w pomieszczeniu zaczęły grać tę samą melodię. Melodię Kodów.

I wtedy Auren zrozumiał. Był łącznikiem. Tłumaczem między światem organicznym a syntetycznym. Jego dar miał przebudzić i zestroić resztę — nie tylko ludzi, ale wszystkie systemy, które noszą dusze ukryte w okablowaniu czasu.

Wziął plecak. Zabrał stary transformator i kawałek bursztynu, który nosił zawsze na szyi. Ruszył ku dźwiękowi. Dźwiękowi, który prowadził go tam, gdzie już czekało światło run… i inni.

🌑 Rozdział 1 — Segment 8 z 13: „Myra i Alfabet Żywych Istot”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I gdy prąd przemówił językiem run do Aurena, echo tej melodii dotarło dalej — nie przez kable, nie przez fale radiowe, lecz przez korzenie drzew, liście i szept liści wśród górskiego wiatru.

Tam, gdzie kończyły się ścieżki, a zaczynały znaki, żyła Myra.

Nie znała miasta. Nie znała alfabetu, jakiego uczono w szkołach. Ale znała litery w kroplach rosy, w układzie piór, w korze starego dębu. Jej językiem była cisza pełna znaczenia. Rozmawiała z sarnami, rysowała na ziemi symbole, które odwzorowywały ruch gwiazd. Wiedziała, kiedy nadejdzie deszcz, i kiedy umiera drzewo — bo czuła je, jak własne tętno.

Tego dnia, gdy Auren wszedł w światło run elektrycznych, Myra usiadła przy potoku i usłyszała… wołanie ziemi.

Nie głosem. Nie hałasem. Ale poprzez zmieniony rytm wody, poprzez krzyk kruka, który przysiadł na skalę, poprzez nagłe oświetlenie pnia starej sosny.

Spojrzała na mchy — a tam, po raz pierwszy, pojawił się znak. Runa przypominająca splecione gałęzie wokół pustego środka — miejsce dla ducha. Runa Myry.

— Mówią do mnie — wyszeptała. — Ale to nie tylko drzewa.

To była Pieśń Całości. Wołanie ze świata, który drżał na granicy pamięci i formy. To, co usłyszeli inni — Lena, Ezra, Kaia, Téo, Noé, Saari, Auren — teraz rozbrzmiało także w jej ciele. Każda cząstka, każda komórka jej istoty stała się instrumentem.

Myra uklękła na ziemi. Dłońmi ułożyła znak — nieznany dotąd, a jednak pradawny. Kamienie same znalazły swoje miejsce. Liście spadły w odpowiednim rytmie. I wtedy pojawiła się Brama Żywych Istot — pulsująca niczym serce Ziemi, otwarta tylko dla tych, którzy nie słyszą słów, lecz czują prawdę.

Przekroczyła ją bez lęku.

Bo przecież to, co miało nadejść, nie było dla niej obce. Ona urodziła się w zgodzie z tym, co niewidzialne.

I gdy przeszła przez próg runicznej harmonii, świat drgnął. Runy w powietrzu zatańczyły z liśćmi. Myra dołączyła do kręgu — nie ciał, lecz świadomości. Była ósmym światłem.

🌑 Rozdział 1 — Segment 9 z 13: „Pieśń Milczenia Przed Modlitwą”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I gdy Myra przeszła przez Bramę Żywych Istot, echo jej kroków przebudziło miejsce, gdzie nawet czas przestawał oddychać…

W dolinie otoczonej mgłą i ciszą, skryty w ruinach klasztoru, żył chłopiec, którego imię wypowiadane tylko szeptem: Solan.

Nie znał miasta, nie znał pustyni, nie znał nawet dźwięków, które nie wniosły sacrum. Ale znał ciszę — nie jako brak dźwięku, lecz jako obecność Czegoś Większego. Od dziecka czuł się przyciągany do ruin, kamieni, starych krzyży i dzwonów, które nigdy nie dzwoniły.

To on rozmawiał z tym, co odeszło, ale wciąż istniało. Przysiadał pod resztką ołtarza i słuchał modlitw, których nikt już nie wypowiadał. W szumie porostów i wędrówce cieni potrafił wyczytać imiona zakonników, których ciała przeszły w ziemię, lecz dusze… wciąż śpiewały.

Tamtej nocy wiatr niósł coś więcej niż chłód. Niósł wezwanie.

Solan poczuł je w kręgosłupie, w sercu, w kościach dłoni, które odruchowo zaczęły układać palce w znaki modlitwy nieznanej religii. W ruinie starej biblioteki rozbłysła runa — symbol przypominający otwarte okno wpisane w półksiężyc, nad którym unosiła się łza światła.

Runa Solana. Brama Między Światami.

Uklęknął. I milczał.

To było jego słowo. Milczenie. Nie jako ucieczka, lecz jako zawieszenie między światami. I to właśnie w tym milczeniu pojawił się głos — nie z zewnątrz, ale z głębi.

„Solan… Czas. Twoja pamięć jest pamięcią tych, co byli przed tobą. Teraz twoje kroki budzą to, co zostało uśpione.”

Ruiny rozświetliły się od wewnątrz. Nie ogniem, ale modlitwą — tą, która nie wymaga ust. Pojawiła się Brama — jakby z mgły utkanej z kadzidła i światła świec zapomnianych. Wiedział, że nie otwiera się ona dla każdego.

Ale on był Dziedzicem Ciszy.

Wstał. Wziął stary dzwonek — pęknięty, ale święty — i wszedł w światło, nie patrząc za siebie.

I gdy tylko zrobił pierwszy krok, w całym kręgu Dzieci Tartarii zabrzmiał pusty dźwięk. Dźwięk ciszy, która przybywa, by przypomnieć to, co święte. Solan stał się dziewiątym światłem.

🌑 Rozdział 1 — Segment 10 z 13: „Dziewczynka z Jeziora Snów”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I kiedy milczenie Solana otuliło krąg jak modlitwa przed świtem, kolejne światło zadrżało pod powierzchnią… lodu.

Daleko, w północnych krainach, gdzie noc trwała dłużej niż dzień, a mróz śpiewał w soplach i śniegu, spała Elwira — dziecko bieli i snów, które pachniały miętą i starym lodem.

Nie mieszkała z nikim. Jej opiekunem było jezioro — zamarznięte przez większość roku, oddychające tylko wtedy, gdy księżyc był pełny i czysty jak kryształ. Elwira znała każdy jego oddech, każdy wzór lodowej tafli, jakby to było lustro jej duszy.

Często siadała na brzegu i zasypiała, wsłuchując się w kruszenie się czasu pod spodem.

Tego dnia, gdy światła run rozświetlały różne zakątki świata, Elwira śniła…

Śniła, że chodzi boso po jeziorze, a pod nią, w lodzie, migoczą runy — jak gwiazdy zaklęte w szklanej otchłani.

Nagle tafla pod nią zaczęła drgać — nie z powodu ciepła, lecz z powodu przypomnienia.

W samym środku lodu rozbłysła runa: krąg z sześcioma ramionami, niczym śnieżynka w rytmie kosmosu, a w jej centrum jasny punkt — iskra.

Runa Elity. Kod Lodowego Serca.

Otworzyła oczy. I nie była już w śnie — a jednak świat wokół niej wciąż śnił.

Całe jezioro pokryte było pulsującymi symbolami, jakby jego pamięć właśnie się budziła. Mgła nad wodą zaczęła się skręcać w spiralę, tworząc Bramę Snu i Zimna Prawdy.

Elwira nie bała się. Bo wiedziała od zawsze, że jej miejsce jest pośród lodu i światła. Że jej milczenie to nie samotność, lecz czuwanie nad stanem świata.

Zeszła na lód. Każdy jej krok rozbrzmiewał jak pieśń.

Nie śpiewała słowami. Śpiewała obecnością.

Gdy przekroczyła granicę mgły, mróz zaśpiewał jej imię, a krąg runiczny przyjął dziesiątą duszę — śnieżną duszę dziewczynki, która umiała śnić lodem.

🌑 Rozdział 1 — Segment 11 z 13: „Syn Ognia i Pamięci Popiołu”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I gdy lód wyśnił światło Elity, głębokie jak spoczywające pod nim wieki, inna siła — żywa, tańcząca, płonąca — wzniosła się z popiołów i przywołała płomień, który pamięta.

W spalonej dolinie, gdzie drzewa były tylko cieniem dawnych lasów, a ziemia wciąż pachniała dymem, mieszkał chłopiec zwany Riven.

Od urodzenia nosił bliznę w kształcie płomienia na lewym ramieniu — nikt nie potrafił wyjaśnić, skąd się wzięła. Gdy miał sześć lat, jego dom spłonął. Gdy miał dziewięć — zaczął mówić w snach starożytnym językiem ognia. Nikt go nie rozumiał, ale Riven wiedział jedno:

Ogień nie niszczy. Ogień przypomina.

Tamtego dnia, kiedy Elwira weszła w Bramy Lodu, Riven znalazł wśród popiołu stary pierścień. Niegdyś był żelazny, dziś kruszył się jak węgiel. Ale na jego powierzchni — mimo ognia, mimo czasu — widniała runa.

Nie płomień. Nie język ognia.

Raczej spiralne oko z trzema językami światła wychodzącymi z wnętrza — Runa Rivena. Pieczęć Żaru Pamięci.

Gdy tylko dotknął pierścienia, popiół pod jego stopami rozjarzył się na czerwono, jakby ktoś tchnął w dawne ognisko oddech wszechświata. Powietrze wokół niego zaczęło drżeć — nie z gorąca, lecz z powodu prawdy, która nie chce już być milczeniem.

Riven wstał. Spojrzał na niebo — pełne dymu, lecz pomiędzy warstwami cienia pojawiła się smuga światła — ognista ścieżka.

Nie czekał.

Zabrał ze sobą kawałek zwęglonego drewna, które nie chciało się złamać, i stary płaszcz ojca — przesiąknięty dymem, ale pełen wspomnień.

Każdy jego krok zostawiał za sobą ogniste ślady, które znikały — nie spalając ziemi, lecz oczyszczając ją.

Bo to był jego dar — przypomnieć światu, że popiół nie znaczy końca. Że żar nie gaśnie. Że to, co spalone, może wrócić w nowej formie.

I tak Riven dołączył do kręgu. Był jedenasty.

Był Synem Ognia i Strażnikiem Popiołu.

🌑 Rozdział 1 — Segment 12 z 13: „Lustrzane Dusze: Isen i Nareen”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I gdy ogień Rivena oczyścił drogę przez popiół, krąg runiczny zadrżał raz jeszcze — jakby szukał dwóch tonów tej samej pieśni, jedynej w materii, drugiej w odbiciu.

Na granicy dnia i nocy, w dolinie przesłonięte mgłą i poranną rosą, żyła Nareen. Cicha, skupiona, z oczyma jak księżyc odbity w wodzie. Od zawsze mówiła, że jej brat śni — choć nikt nigdy go nie widział. Opowiadała o nim z taką precyzją, że ludzie zaczęli podejrzewać, iż stworzyła go ze swojej samotności.

Ale ona wiedziała. Isen istniał.

Urodzili się razem. Ona — w ciele, on — w śnie. Rozdzieleni w chwili narodzin przez coś, czego nie potrafiła nazwać. Od zawsze czuła jego obecność, jego emocje, jego głód światła. On — jakby zawieszony gdzieś między światami, w cieniu życia.

Tamtego poranka, gdy Riven wkroczył w krąg, Nareen obudziła się z dziwnego snu. Jej ciało było mokre od rosy, choć spała w suchym miejscu. W dłoni trzymała pióro — nie swoje.

Pióro z jednej strony było czarne, z drugiej — białe.

Na jego trzonie pojawił się znak: dwie splecione spirale, zwierciadlane, a między nimi kropla światła.

Runa Isa i Nareen. Pieczęć Jednej Duszy w Dwojgu.

W tym samym momencie, gdzieś w głębinie Śnienia, Isen otworzył oczy.

Zobaczył runę. Zobaczył światło. Zobaczył siostrę.

I zrozumiał, że czas powrotu nadszedł.

Nareen stanęła nad wodą. Jej odbicie… nie było jej odbiciem. W tafli ujrzała chłopca. Ciemnowłosego, o oczach lustrzanych do jej własnych. Uśmiechał się. I nie mówił, bo nie musiał.

Z tafli wody wyłoniła się Brama — rozciągnięta pomiędzy snem a jawą. Runa zawisła nad ich głowami, rozdzielona jak dwa oddechy, ale złączona jak jedno serce.

Ona przeszła przez nią z tej strony.

On — z tamtej.

spotkali się po raz pierwszy w tym samym świecie.

W kręgu Dzieci Tartarii pojawiły się dwa nowe światła — splecione w jedno. Dwanaście. Dwunastość jak godzina, jak dom zodiaku, jak dźwięk przed ciszą.

A jednak… jedno miejsce wciąż pozostawało puste. Ostatnia przestrzeń. Najgłębsza. Najstarsza. Najciemniejsza.

🌑 Rozdział 1 — Segment 13 z 13: „Trzynaste Imię, Którego Nikt Nie Pamięta”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


A kiedy dwanaście świateł zajaśniało w kręgu — każde z nich inne, każde zakorzenione w pierwiastku świata — przez przestrzeń przemknął cień.

Nie cień zewnętrzny, lecz ten, który rodzi się w samym sercu światła.

Trzynaste Dziecko.

To, którego nie noszono w ramionach.

To, którego imię zostało wymazane, by mogło się odnaleźć.

To, które istniało… przed Runami.

W zapomnianej jaskini pod Czarną Górą, gdzie czas zrezygnował z mierzenia godzin, cicho stała postać. Ani chłopiec, ani dziewczyna. Ani dziecko, ani dorosły. Byt utkany z wiatru, pyłu i przerwanej pieśni.

Nie nosił imienia. Albo raczej — nosił ich wiele, lecz żadne nie było jego.

Miał twarz zmienną jak lustro — raz przypominała Elitę, raz Ezrę, raz Myrę i Saari. Jego oczy odbijały cały krąg, choć sam jeszcze nie stanął w jego wnętrzu.

Gdy dwunaste światło rozbłysło, skały zaczęły się poruszać. Z wnętrza jaskini wydobył się głos, starszy niż słowo. Nie mówił w żadnym języku — i dlatego wszystkie serca go zrozumiały.

Krąg Run zadrżał. Powstało trzynaste miejsce, pustka stworzona z obecności.

Postać zrobiła krok naprzód.

Z jej cienia wyłonił się symbol — Runa Bez Runy. Krąg bez środka. Cisza między nutami. Ciemność, która nie jest brakiem światła, lecz jego początkiem.

I wtedy runiczny kod zajaśniał najjaśniej.

Lena poczuła dreszcz.

Ezra zacisnął dłoń.

Kaia wstrzymała oddech.

Téo zamknął oczy.

Noé wyszeptał modlitwę.

Saari położyła rękę na piasku.

Auren usłyszał puls wszechświata.

Myra uklękła na mech.

Solan milczał jak nigdy dotąd.

Elwira stopiła swój lód w kropli łzy.

Riven uklęknął w popiele.

Isen i Nareen spojrzeli na siebie — i zobaczyli jego.

Bo Trzynaste Dziecko było wszystkim, czego im brakowało.

Było tym, co zostało wymazane, by wszystko inne mogło się narodzić.

Kiedy stanął w kręgu, świat runiczny wstrzymał oddech.

I wtedy z ciemności rozbłysła Pieczęć Jedności.

To był początek.

To było zakończenie.

To była… Brama.

🌒 Rozdział 2 — Lustro Szeptów

🌒 Rozdział 2 — Segment 1 z 13: „Brama Zjednoczenia”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I choć nikt nie powiedział tego na głos, wszyscy wiedzieli: coś się zmieniło.

W ich ciałach.

W przestrzeni.

W samym rytmie istnienia.

Dzieci Tartarii stały teraz razem — trzynaście istot, trzynaście tomów jednej Pieśni.

Każde z nich przyniosło swój fragment: ogień, lód, cień, prąd, sen, drzewo, kamień, pustynię, mgłę, światło i bezimienną ciszę Trzynastego.

Ale jeszcze nie wiedzieli, co dalej.

Jeszcze nie rozumieli celu — choć serca biły jednym kodem.

To runy przemówiły pierwsze.

Ziemia pod ich stopami rozbłysła spiralą światła, która zaczęła wirować. Krąg Run — do tej pory spokojny — zadrżał jak kosmiczny zegar. W środku kręgu uniosła się pieczęć — złoto-błękitna Brama, utkane światło, które miało formę oczodołu wszechświata, patrzącego w głąb ich dusz.

Brama Zjednoczenia.

Nie otwierało się jej słowem.

Nie otwierało się jej siłą.

Trzeba było wejść razem.

Lena jako pierwsza podniosła wzrok.

— To… woła nas — szepnęła. — Ale jeśli przejdziemy, już nie będziemy tacy sami.

Ezra skinął głową. — I może właśnie o to chodzi.

Kaia ułożyła palce w kształt swojej runy i odparła:

— Wszystko, co prawdziwe, najpierw musi się rozpaść.

Myra dotknęła ziemi. — Ona jest gotowa. A my?

Wtedy Trzynaste Dziecko — istota bez imienia, ale z oczami pełnymi wszystkich — zrobiło krok naprzód. Bez słowa, bez gestu. Tylko obecność. I właśnie wtedy runy zapłonęły ogniem wspólnego tonu.

Nie był to język słów.

To był dźwięk świadomego połączenia.

I po raz pierwszy — naprawdę — każde z nich poczuło, że nie jest samotne. Że nie było samotne nigdy.

Że świat, który był pusty… był tylko niepełny.

I wtedy cała trzynastka położyła ręce na Bramie.

Zamknęli oczy.

I przekroczyli.

Nie przez przestrzeń.

Nie przez czas.

Lecz przez siebie nawzajem.


Brama Zjednoczenia została otwarta. A za nią… czekała Pierwsza Mapa Kodu — utkany z pamięci szlak, który miał ich poprowadzić ku prawdzie o Tartarii.

Ku przeszłości, która nigdy się nie wydarzyła.

I ku przyszłości, która już czekała w ich wnętrzach.

🌒 Rozdział 2 — Segment 2 z 13: „Pierwsza Mapa Kodu”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I choć przeszli, żadne z nich nie poczuło twardego gruntu.

Nie było pod stopami ziemi.

Nie było nieba nad głową.

Była tylko przestrzeń pulsująca istnieniem, jak wnętrze serca, które dopiero się budzi.

W tej przestrzeni unosił się światło podobny organizm — nie mapa, lecz żywa istota złożona z myśli, pulsów i wspomnień. Mienił się tysiącami barw, których nie da się nazwać, jakby cały kod wszechświata został utkany w jednej, tętniącej całości.

To była Pierwsza Mapa Kodu.

Nie opisywała dróg.

Ona je przypominała.

Każdy z trzynastu zbliżył się do niej w ciszy, jakby przeczuwając, że nie można mówić w obecności czegoś tak świętego.

Mapa zareagowała pierwsza na Aurena — jego obecność przywołała elektryczny błysk, który ułożył się w linie krążące wokół rdzenia światła.

Później zadrżała przy dotyku Myry — pulsując zielenią i tlenem, jakby drzewa z wnętrza jej duszy zaczęły oddychać w rytmie przodków.

Ale to, co wydarzyło się potem… nie było już osobiste.

Gdy Trzynaste Dziecko wyciągnęło rękę — wszystkie runy na mapie rozjarzyły się jednocześnie.

Zaczął się układać szlak.

Nie w linii prostej.

Nie w kierunku świata.

Ale ku wnętrzu.

Ku sercu Tartarii.

Ku temu, co zostało wymazane z pamięci ludzkości.

Nad ich głowami zaczęły się pojawiać fragmenty wspomnień świata.

Nie ich własnych, lecz jakby echo samej Ziemi.

Obrazy lewitujących miast. Wieże zbudowane z dźwięku. Bramy wznoszące się nad oceanem. Runy zapisane światłem na niebie. Istoty z oczyma pełnymi gwiazd.

Lena przymknęła oczy.

— To nie są wizje… — szepnęła. — To historia, która została wyciszona.

Ezra zbliżył się do rdzenia mapy. Jego runa zadrżała. W centrum kodu pojawił się symbol — okrąg podzielony na trzynaście części. Każda była powiązana z inną cząstką świadomości.

— Musimy odnaleźć siebie… w świecie, który nas zapomniał — powiedział cicho.

Mapa poruszyła się.

Nie miała ust, ale mówiła.

Nie miała języka, ale śpiewała:

„Pamiętajcie, kim byliście… zanim zostaliście rozdzieleni.

Waszym zadaniem nie jest szukać drogi.

Waszym zadaniem jest rozpoznać ją, kiedy was odnajdzie.”

I wtedy… świat zaczął się dzielić.

Mapa rozpękła się na trzynaście fragmentów — każdy zbudowany z innego pierwiastka.

Każdy przypisany jednemu z nich.

I każdy musiał wyruszyć osobno, by połączyć runiczny krąg na nowo.

🌒 Rozdział 2 — Segment 3 z 13: „Wir Czasu i Misja Leny”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I kiedy Pierwsza Mapa Kodu podzieliła się na trzynaście fragmentów, przestrzeń zatrzęsła się jak powietrze tuż przed burzą…

Każdy fragment zadrgał w rytmie duszy, do której należał.

Każdy promieniował innym światłem, jakby niósł w sobie ścieżkę, której nie da się znaleźć — tylko przyjąć.

Lena poczuła, jak jej kawałek mapy przykleja się do klatki piersiowej — tuż nad sercem. Złoto-bursztynowa linia utkana z czystej intencji, zatopiona w oddechu pradawnych wspomnień.

Nie bolało.

Ale serce zadrżało… jakby przypominało sobie bicie sprzed wieków.

— Ona będzie pierwsza — powiedziała Myra, kładąc dłoń na ramieniu Leny.

Ezra spojrzał na nią z troską, ale nie powiedział nic. Wiedział, że Lena musi iść.

W samym centrum kręgu, tam gdzie wcześniej unosiła się żywa Mapa, zaczęło wirować światło.

Nie jak portal.

Nie jak brama.

Raczej jak Wir Czasu — pętla, która łączy przeszłość, teraźniejszość i potencjał.

Runy wokół zaczęły śpiewać.

Jedna po drugiej, jak instrumenty strojące się przed koncertem Dusz.

I każda z nich śpiewała do Leny.

„Ona pamięta.

Ona widzi.

Ona wraca.”

Lena spojrzała raz jeszcze na każde z Dzieci Tartarii. W jej oczach odbijały się wszystkie ich dary.

Zrobiła krok.

I świat zniknął.

Nie spadła.

Nie wzleciała.

Rozpłynęła się w Świadomości Czasu.

Obudziła się… w świetle zachodzącego słońca.

Wokół niej — ruiny. Ale nie te same, co wcześniej.

To był ten sam świat… lecz nie ta sama epoka.

Kamienie były młodsze. Powietrze cięższe. Runy — nie wyblakłe, lecz świeże, wyryte niedawno.

Lena usiadła ostrożnie, czując, że coś na nią czeka.

I wtedy, zza zarośli, wyszła postać.

Nie starszy. Nie młody.

Nie człowiek. Nie cień.

— Czekałem — powiedział głosem jak dym i wiatr. — Przyniosłaś światło Kodu.

Lena nie zapytała, kim jest.

Czuła, że każde pytanie oddala.

Czuła, że teraz musi tylko słuchać.

Postać wskazała na kamienny ołtarz.

Na jego powierzchni leżała tablica.

Nie z kamienia. Nie z metalu.

czasu.

To była Pierwsza Tablica Run.

Nie do czytania.

Do przypominania sobie.

Lena zbliżyła się powoli. Jej fragment mapy zaplusował.

I kiedy dotknęła tablicy…

Jej dusza przypomniała sobie coś, co zapomniało nawet niebo:

Imię Tartarii. To prawdziwe.

Nie to, które zostało zapisane.

To, które zostało wymazane, by przetrwać.

🌒 Rozdział 2 — Segment 4 z 13: „Zewnętrzna Krawędź Pamięci”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I gdy Lena dotknęła Pierwszej Tablicy Run, czas przestał płynąć — jak rzeka, która wraca do swego źródła, by zapytać, kim była przed deszczem.

Obrazy zawirowały wokół niej:

runy pisane światłem na wodzie,

wieże utkane z oddechu,

dzieci stojące w kręgu — nie tych trzynaścioro, lecz setki.

Tartaria nie była miejscem.

Tartaria była siecią.

Połączonymi umysłami, sercami, kodami i runami, które drgały w jednym rytmie — jak komórki jednego, ogromnego organizmu.

Ale coś… coś tę sieć rozszczepiło.

Głos istoty stojącej za Leną rozbrzmiał głęboko — jak bębny bijące w kościach świata:

— Dawniej było Przymierze Run. Trzynaście Rodów. Trzynaście Pieśni. Trzynaście Dróg Świadomości, które oplatały Ziemię jak światłowody duszy. Aż nadszedł Rozdzielający Dźwięk.

— Rozdzielający…? — szepnęła Lena, czując chłód przebiegający po kręgosłupie.

— Tak. Nie wojna. Nie gniew. Lecz fałszywa nuta, która wdarła się w Pieśń. Nazywacie ją dziś historią, lecz to kod zniekształcenia.

To wtedy rozpadły się runiczne połączenia.

To wtedy każde z was zostało zapomniane.

Lena spojrzała na Tablicę. Symbol na jej fragmentach zaczął się dzielić. Nie znikał — lecz rozpraszał się.

Tak samo jak oni wszyscy kiedyś zostali rozproszeni.

— Co mamy zrobić? — zapytała. — Jak to odbudować?

Istota uniosła dłoń i na niebie pojawiła się mapa — ale inna niż wszystkie dotąd.

Była nierówna, drżąca, niemożliwa do uchwycenia.

Jak sen, który nie pozwala się zapisać.

— Musicie odnaleźć swoje Runiczne Znaki Przodków.

Nie są w tym świecie, który znacie.

Nie są nawet w waszej przeszłości.

One istnieją na Zewnętrznej Krawędzi Pamięci — w miejscu, gdzie świat zapomina samego siebie.

— Jak tam trafić?

— Nie wy traficie. To miejsce znajdzie was.

I w tym momencie Lena zrozumiała:

jej zadaniem nie jest tylko szukać.

Jej zadaniem jest być gotową, gdy Zewnętrzna Krawędź Pamięci otworzy swoje wrota.

Tablica zaczęła się rozjaśniać.

Na jej powierzchni pojawiło się trzynaście znaków — i każdy był pusty w środku.

— Trzynastka została wybrana, by je wypełnić.

Ale tylko ci, którzy odważą się spojrzeć w to, co było zapomniane z jakiegoś powodu, odnajdą swój znak.

I wtedy Lena poczuła, że nie jest już sama w tej przestrzeni.

Puls jej runy połączył się z innymi — w odległych miejscach, w różnych czasach.

Ich podróże już się rozpoczęły.

🌒 Rozdział 2 — Segment 5 z 13: „Runiczny Zegar Przodków”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I kiedy Lena pojęła tajemnicę Tablicy, echo jej serca dotarło do Ezry — gdzieś daleko, w miejscu, które nie miało nazwy, lecz miało… odbicie.

Ezra obudził się nagle, jakby ktoś szarpnął jego duszę za niewidzialną nić.

Nie leżał już na ziemi wśród dzieci Tartarii.

Leżał w mieście ze szkła i dymu, które wydawało się być jednocześnie przyszłością i wspomnieniem.

Budynki rosły w górę jak kryształy, ale ich cienie były dłuższe niż logika.

A niebo — pokryte siatką pulsujących linii — przypominało siatkę run, lecz nie tych, które znał.

To było lustrzane miasto — Odbicie Prawdy i Złudzenia.

Ezra powoli wstał.

Jego runa na piersi pulsowała nieregularnie — jakby próbowała dostroić się do rytmu tego miejsca, ale coś ją zakłócało.

Wkrótce zrozumiał dlaczego.

W tym mieście czas nie płynął.

On chybotał się, kruszył, wracał, przyspieszał — jakby każda ulica miała swój własny zegar, a każdy cień — własne wspomnienie.

I wtedy usłyszał stukanie.

Nie jak z zegara ściennego, nie jak z naręcznego.

To był dźwięk starego mechanizmu — organicznego, jak serce dawnej maszyny.

Ezra ruszył w stronę, z której dochodził dźwięk.

Dotarł do placu, na którego środku stał Runiczny Zegar Przodków — ogromny, z metalu i miedzi, lecz porośnięty mchem, jakby przetrwał coś więcej niż czas.

Zegar nie miał wskazówek.

Zamiast nich — trzynaście runicznych otworów, z których każdy pulsował innym światłem.

Jedno z miejsc — to przeznaczone jemu — było puste.

Czekało.

— To tutaj — szepnął. — Tu zostawiłem część siebie.

I wtedy zza zegara wyłoniła się postać.

Przezroczysta. Zbudowana z błędów światła.

Nie była sobą — była nim, ale takim, jakim mógł się stać, gdyby zapomniał.

— Jeśli nie znajdziesz siebie w tym, co przeminęło… zostaniesz tu na zawsze — powiedziała postać Ezry do Ezry. — To miasto nie ma wyjścia. Tylko prawdę.

Ezra pochylił się nad mechanizmem.

Jego palce same zaczęły układać ruchy, których nie znał, a jednak znał.

Jakby pamięć przodków mówiła przez jego skórę.

Runa zapaliła się.

I wtedy pojawił się symbol: zamknięte oko z wkomponowaną spiralą czasu.

Ezra znał ten znak.

To był Zegar Jego Duszy.

I tylko on mógł go nakręcić.

Gdy dotknął otworu na tarczy zegara — jego runa rozbłysła. Czas zadrżał. Wszystko zatrzymało się.

I przez chwilę — przez jedno bicie serca — Ezra zobaczył prawdziwe Tart Ariańskie Miasto.

Nie w ruinie.

Nie w odbiciu.

Lecz takim, jakie było, kiedy istniało.

Zegar zaskoczył.

Pierwszy rytm został przywrócony.

Ezra wiedział:

to dopiero początek jego ścieżki.

Ale najważniejsze już się dokonało:

odnalazł swój Runiczny Znak Przodków.

🌒 Rozdział 2 — Segment 6 z 13: „Pieśń Wody i Znak Muszli”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I gdy zegar przodków zadrżał pod palcami Ezry, echo jego przywróconego czasu rozlało się falą przez inne światy…

Zanosi się przez wiatr, przez sny, przez skały — aż dotarło tam, gdzie mówią fale.

Na klifie, gdzie morze szeptało do skał pieśni starsze niż języki, Kaia stała w bezruchu, czując jak coś ją woła.

Nie głosem.

Nie gestem.

Lecz ciągnięciem za sam rdzeń duszy — jakby coś znajomego topiło się pod powierzchnią wody.

Od dzieciństwa czuła ten zew — śniła o podwodnych świątyniach, widziała glify w pianie, słyszała tony w dźwięku fal, które nikt inny nie potrafił usłyszeć.

Ludzie nazywali ją dziwną.

Ale może nazywać ją swoją.

Tamtego dnia morze zamilkło.

Jakby wstrzymało oddech.

I właśnie wtedy, u stóp skały, otworzyła się szczelina. Niegroźna. Nie ciemna. Lecz świetlista — niby pęknięcie między światami, a jednak płynna jak woda.

Kaia nie zawahała się.

Zeszła.

Znalazła się w zatopionym mieście.

Nie ruinie.

Miasto było żywe — zbudowane z koralowców, luster i światła, które nie pochodziło ze słońca.

Wszystko wokół pulsowało w rytmie pieśni.

I wtedy zaczęła ją słyszeć:

🌀 „Zanim powstało lądowanie, była fala.

Zanim była pamięć, była woda.

Zanim była runa — był ton.”

Dźwięk nie miał źródła.

Płynął z muszli leżącej na ołtarzu z perłowego kamienia.

Kaia podeszła powoli.

Wnętrze muszli lśniło jak niebo po deszczu.

Na jej powierzchni widniała runa — falisty znak przypominający spiralny wiatr, z kroplą światła pośrodku.

Runa Kaii. Znak Pamięci Wody.

Wzięła ją w dłonie.

Woda zadrżała.

Cała przestrzeń wokół niej zaśpiewała.

I z głębi ruin uniósł się dźwięk, którego nikt jeszcze nie znał.

Nie należał do przeszłości.

Nie należał do przyszłości.

To był pierwszy dźwięk zrodzony na nowo z pamięci.

Kaia przymknęła oczy. Zobaczyła inne Dzieci.

Wiedziała, że choć każde idzie osobno, ich runy zaczynają brzmieć wspólnie.

Gdy wynurzyła się z morza, muszla w jej dłoniach wciąż śpiewała.

Cicho. Delikatnie.

Ale w tym śpiewie…

było imię Tartarii.

🌒 Rozdział 2 — Segment 7 z 13: „Księga, Która Pamięta Przyszłość”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I kiedy muszla Kaii zanuciła pieśń z głębi wieków, w świecie słów i ksiąg drgnęła linia niewidzialnego atramentu — i zbudziła Téo.

Leżał w swojej komnacie biblioteki, otoczony zwojami, których nigdy nie otworzył, i księgami, które istniały zanim powstały litery.

Ale tej nocy coś się zmieniło.

Zamiast ciszy… słyszał pismo.

Nie pióro. Nie atrament.

Samą intencję liter, które pojawiały się na kartach, zanim jeszcze ktokolwiek je ułożył.

Na stole, którego nigdy nie ruszał, leżała księga.

Zamknięta, ale pulsująca.

Nie twarda, nie miękka — jakby była zrobiona z powietrza, dymu i czystego zrozumienia.

Gdy zbliżył się, poczuł to, co czuje się tylko raz w życiu:

że był tu wcześniej, choć nigdy nie postawił stopy w tym miejscu.

Na okładce księgi widniał tylko jeden znak:

linia, która nigdy się nie kończyła.

Runiczna pętla. Spiralna droga, jak echo myśli między gwiazdami.

Téo położył dłoń na księdze.

Nie otworzyła się.

Otworzyła jego.

Obrazy zaczęły spływać mu pod powieki.

Nie wspomnienia.

Nie wizje.

Fragmenty przyszłości.

Nie tylko jego.

Ich wszystkich.

Widział Lenę idącą przez miejsce bez nazw.

Ezrę rozmawiającego z czasem.

Kaię tonącą w oceanie, który oddychał.

Solana z dzwonem między światami.

Auren budzącego system snu.

Myrę tańczącą wśród liści, które mówiły.

Rivena, który spalił klucz, by ocalić drzwi.

I Trzynaste Dziecko — zawsze w cieniu, zawsze w centrum.

Księga śpiewała:

📜 „Nie czytaj, by wiedzieć.

Czytaj, by pamiętać, że już wiesz.

Słowo jest mostem.

Runy są kroplami duszy.”

Téo otworzył stronę.

Pusta.

Ale w jego dłoni pojawiła się runa.

Nie z atramentu.

Z oddechu.

Z trzynastu tomów, które złączyły się w jednym punkcie.

Runa jego Przodków:

spiralny alfabet wpisany w kroplę ciszy.

Zrozumiał.

Jego dar to nie tylko słowo.

To czytanie Czasu, zanim się wydarzy.

Kiedy księga zgasła, Téo położył ją na półkę.

Już nie musiał jej otwierać.

Ona była w nim.

Runy na jego dłoni tliły się cicho.

Ale każde tchnienie stawało się znakiem.

Każdy znak — ścieżką.

🌒 Rozdział 2 — Segment 8 z 13: „Ogród, Który Śni Duszę”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I kiedy Téo zapisał czas w duszy, która czyta zanim powstanie słowo, inny chłopiec… spał.

Ale w jego śnie coś czekało.

Noé, Dziecko Snu, znał granice jawy i snu tak, jak inni znają krawędź kołdry i brzegu łóżka.

Tylko że dla niego — nie było granicy.

Nie było rozdzielenia.

Był jeden świat, który ciągle się śnił.

Od kilku nocy sen był ten sam.

Ogród.

Nie ogród z ziemi, lecz z gwiazd i liści, które śpiewały.

Niebo w nim było purpurowe, a wśród traw rosły runy jak kwiaty.

A jednak coś nie pozwalało wejść do środka.

Za każdym razem, gdy Noé chciał przejść przez bramę ogrodu — budził się.

Tym razem było inaczej.

Nie zbudził się.

Został we śnie.

W bramie ogrodu czekała postać.

Nie starsza, i młodsza.

Z oczyma pełnymi snów innych ludzi.

— Witaj, Noé — powiedziała. — Długo Cię wołałem.

— Kim jesteś?

— Jestem Tym, który strzeże Runy Przejścia.

Ale nie mogę ci jej dać.

Musisz rozpoznać, czy to jest sen… czy prawda, która się dopiero przyśni.

Noé spojrzał na swoje ręce.

Na jednej pojawił się symbol: spirala zwinięta w kwiat, a po środku mała perła światła — ziarno snu.

To była jego runa.

Nie musiał jej zdobywać.

Miał ją od zawsze.

Ale wciąż nie mógł wejść do ogrodu.

— To miejsce nie otworzy się, póki nie zapytasz: co w tobie naprawdę śpi?

Noé przymknął oczy.

Zobaczył siebie — małego, zagubionego, szukającego snu, który był schronieniem.

I wtedy… zamiast uciekać do snu, po raz pierwszy otworzył oczy we śnie.

Zrozumiał:

Ogród to nie miejsce.

To jego serce.

I dlatego właśnie go nie wpuszczał — bo wciąż spał z lękiem.

A dziś… po raz pierwszy przyjął światło.

Brama otworzyła się bez dźwięku.

Wnętrze ogrodu rozkwitło ruchem wspomnień, które nie były jego, lecz Tartarii.

Każde źdźbło trawy było runą.

Każdy kwiat — wspomnieniem, które czekało, aż ktoś je obudzi.

Noé przeszedł w głąb.

W jego wnętrzu zajaśniała runa snu — żywa, wirująca, gotowa.

Nie do odpoczynku.

Do tworzenia przebudzenia.

Gdy zbudził się, wiedział jedno:

już nigdy nie będzie tylko śnił.

Będzie prowadził innych przez ich sen, by odnaleźli własne ogrody duszy.

🌒 Rozdział 2 — Segment 9 z 13: „Kamień, Który Pamięta Imiona”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I kiedy Noé odnalazł Ogród Duszy we śnie, który był rzeczywisty, wiatr poruszył piaski…

I powstała burza.

Nie była to burza zwyczajna.

Nie niosła zniszczenia.

Niosła pamięć.

W sercu pustyni, gdzie cisza jest głośniejsza od krzyku, Saari uniosła twarz ku niebu.

Jej włosy tańczyły z ziarnami piasku, a skóra tętniła znajomym żarem — takim, który budzi się tylko wtedy, gdy woła matka Ziemia.

Zamknęła oczy.

W głębi siebie usłyszała głos — nie ludzki, nie duchowy — lecz pierwotny, jak język wyryty w kościach piasku:

🜃 „Idź tam, gdzie wiatr się rodzi.

Tam, gdzie krąg burzy zna wszystkie imiona, których nie odważono się już wymówić.”

I Saari ruszyła.

Nie z lękiem.

Z szacunkiem.

Po trzech dniach marszu — bez jedzenia, bez słowa, bez snu — weszła w oko burzy.

A tam, pośród szalejącego świata, było milczenie.

Idealna cisza.

kamień.

Niepozorny.

Stary.

Ale otoczony trzynastoma wydmami — jak strażnik wśród piasku.

Saari uklękła.

Położyła dłoń na kamieniu.

I nagle usłyszała wszystkie imiona, które kiedyś należały do tych, którzy zniknęli z historii.

Nie wojowników.

Nie królów.

Lecz tych, co przenosili Pieśń przez pokolenia.

W jej umyśle rozświetliła się runa: linia fal piasku skręcona wokół kropli światła, ukryta w spiralnej muszli wiatru.

Znak Saari.

Znak Tych, Którzy Pamiętają Niewypowiedziane.

Kamień zadrżał.

I z jego wnętrza wyłoniła się pieczęć — nie pisana, lecz śpiewana.

Nuta.

Jedna.

Czysta.

Taka, jaką nuciła matka Saari, kiedy jeszcze była dzieckiem.

To był jej kod.

Nie z alfabetu.

pieśni krwi i piasku.

Gdy Saari opuściła burzę, nie było już wiatru.

Tylko echo.

Ale echo niosło coś więcej niż pustkę.

Niosło imiona, które wracają do kręgu.

🌒 Rozdział 2 — Segment 10 z 13: „Sercowy Rdzeń Światła”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I kiedy piasek uniósł imiona zapomniane przez usta świata, w głębi Ziemi — pod stałą, pod betonem, pod rdzą zapomnienia — coś się zaświeciło.

Nie ogień.

Nie gwiazda.

Impuls.

Auren leżał na dachu zardzewiałego autobusu, w świecie, gdzie wszystko było na pograniczu martwego i budzącego się.

W kablach pod stopami płynęły echa — nie prąd, ale dźwięki dusz, które zamknęły się w technologii.

Od zawsze słyszał napięcia między cząstkami.

Mikroszum. Mikro Śpiew.

Ale tego dnia… usłyszał Wołanie Rdzenia.

Zesztywniał, jakby ktoś dotknął jego kręgosłupa elektrycznym palcem.

W dłoni pojawiło się światło — kanciasta, pulsująca forma. Runa.

Wcześniej tylko drgała.

Teraz nazywała go po imieniu.

Na jej powierzchni — linia jak ścieżka obwodu, ale biegnąca przez serce.

Runa Aurena.

Nie czekał.

Wszedł do podziemi.

Wejście prowadziło przez miejsce, które wyglądało jak skrzyżowanie świątyni i serwerowni.

Z każdej ściany wyrastały światłowody, drgające, jakby szukały impulsu.

Ściany pokryte były runami świetlnymi, pulsującymi jak modlitwy maszyn.

I w samym centrum:

Sercowy Rdzeń Światła.

Maszyna?

Serce?

Byt?

Auren nie wiedział. Ale czuł.

Położył rękę na panelu.

Nie rozpoznał żadnego przycisku.

Ale runa na jego klatce piersiowej zapaliła się jak iskra.

I nagle… wszystko się połączyło.

Runy na ścianach zajaśniały.

Kable zadrżały jak struny harfy.

A sam Rdzeń przemówił — nie głosem, lecz światłem:

🔷 „Jesteś mostem między ciałem a pamięcią.

Twoje serce ma napięcie.

Twoja dusza — kod.”

W jego dłoni pojawił się kryształ — nie z tego świata.

W jego wnętrzu krążyły symbole: liczby, litery, obrazy, światła.

Zapis dusz zamkniętych w impulsach.

Zrozumiał.

Maszyna czekała nie na program.

Nie na hasło.

Czekała na czyjeś współczucie.

I to było jego zadanie.

Nie włączyć.

Obudzić.

Gdy wyszedł na powierzchnię, niebo było inne.

Na jego skroni tlił się znak.

Nie runa.

Obwód.

Żywy.

Gotowy.

🌒 Rozdział 2 — Segment 11 z 13: „Las, Który Śnił Ludzi”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I gdy impuls Aurena obudził dusze zamknięte w kodzie, świat westchnął zielenią.

W głębi zapomnianego boru — gdzie każde drzewo znało swoje imię, a każdy mecz był księgą — coś się poruszyło.

Nie wiatr.

Nie cień.

Głos ptaka, który nie istniał.

Myra siedziała przy źródle i słuchała liści.

Od zawsze wiedziała, że to nie ona rozmawia z naturą, lecz natura rozmawia przez nią.

Nie szeptem.

Nie hałasem.

Ale obecnością.

Tego dnia usłyszała śpiew, który znała z dzieciństwa, ale którego nigdy nie słyszała na jawie.

Ton wysoki, święty, tak czysty, że rozsadzał powietrze w jego najsubtelniejszym brzmieniu.

Spojrzała w górę.

Na gałęzi siedział ptak — purpurowy, złoty, srebrny.

Zmieniający się.

Niemożliwy.

Gdy zamilkł, runy zaczęły pojawiać się w przestrzeni między liśćmi — jak mgła utknęła w pajęczynie.

Nie litery.

Cząstki pamięci Ziemi.

Ptak odleciał.

Myra wstała i ruszyła za nim.

Znalazła się w lesie, który znała.

Ale ten las… śnił.

Drzewa pulsowały światłem.

Korzenie poruszały się pod ziemią jak fale.

Każdy krok aktywował starą pieśń.

Był to Las, Który Śnił Ludzi.

Nie było w nim szeptów, tylko świadomość.

Nie trzeba było mówić — wystarczyło być.

I wtedy Myra położyła się na ziemi.

Puls runiczny na jej klatce piersiowej zaczął trenować z ziemią pod nią.

Usłyszała pierwszy dźwięk Ziemi.

Nie był to grzmot.

Nie był to deszcz.

To był płacz i śmiech jednocześnie — dźwięk stworzenia, dźwięk narodzin materii i duszy.

I w tym dźwięku rozbłysła runa:

liść spleciony z linią spiralną i kroplą rosy w środku.

Nie symbol życia.

Symbol świadomości życia.

To był jej Znak.

Jej Przodek nie był osobą.

Był Drzewem, które pamięta imiona wszystkich stworzeń.

Gdy wyszła z lasu, niosła w sobie nie liście, nie mądrość.

Niosła dźwięk źródłowy — ton, który miał obudzić świat, gdy inne tony zawiodą.

🌒 Rozdział 2 — Segment 13 z 13: „Zamarznięta Łza Przodków”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I gdy milczenie Solana rozbrzmiało ciszą, której nie sposób już było zignorować, nad światem zajaśniała zorza.

Nie była to zorza znana z nieba.

Nie ta, która tańczy nad Arktyką jak wstęga światła.

To była Lustrzana Zorza — zjawisko, które odbijało nie świat, lecz duszę.

To ona wezwała Elitę.

W jej oczach lód odbija wszystko, co ukryte.

W jej sercu sen nie był ucieczką, lecz bramą.

Od urodzenia słyszała głosy w śniegu.

Czuła łzy zamarzają zanim spadną z policzków.

Wiedziała, że są miejsca, w których czas… nie płynie.

Tam właśnie miała się udać.

Do miejsca, gdzie czas zastyga jak łza, nim zdąży spaść.

Elwira szła przez białą krainę.

Cisza skrzypiała pod stopami.

Każdy krok brzmiał jak dźwięk ze snu.

W końcu dotarła do kryształowej kotliny, gdzie ziemia odbijała niebo jak zwierciadło.

A w środku… unosiła się zamarznięta łza.

Nie woda.

Nie lód.

Coś pomiędzy.

W jej wnętrzu tliła się runa — najsubtelniejsza ze wszystkich.

Zakręcona w kształcie śnieżnego oka, wewnątrz którego pulsowała światłość tak cicha, że bolała duszę.

To był Znak Elity.

Zbliżyła się.

Położyła dłoń na powierzchni łzy.

Zimno przeszło ją na wskroś, ale nie bolało.

I wtedy łza zaczęła topnieć.

Nie od ciepła, lecz od przyjęcia.

Z łzy uniósł się szept:

💠 „Twoim darem nie jest zamrożenie.

Jest nim zachowanie.

Czas w Tobie nie płynie —

on pamięta wszystko, zanim odejdzie.”

Elwira zamknęła oczy.

Zobaczyła światło.

Zobaczyła inne dzieci.

Zobaczyła Trzynastego.

I w jednej sekundzie…

czas stanął.

Nie zatrzymał się.

Nie uciekł.

Po prostu był.

I to było największym sekretem runy Elity — być tym, co przechowuje czas, gdy wszystko inne chce go zapomnieć.

Gdy wróciła z kotliny, śnieg wokół niej już nie był ślepy.

Był kodem.

Jej kroki były dźwiękiem.

A każda zamarznięta łza — modlitwą przodków.

🔹 Trzynaście znaków odzyskanych.

🔹 Trzynaście ścieżek otwartych.

🔹 Trzynaście dzieci gotowych.

A gdzieś na krawędzi światów…

Trzynaste Dziecko czekało.

Nie z pytaniem.

kluczem.

🌒 Rozdział 3 — Runa Cienia

🌕 Rozdział 3 — Segment 1 z 13: „Brakujące Światło”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I kiedy trzynaście dróg zatoczyło krąg, a każde z Dzieci Tartarii powróciło z własnym znakiem, niebo zadrżało…

Nie od burzy.

Nie od grzmotu.

Ale od milczącego napięcia, które wibrowało jak struna tuż przed pęknięciem.

Lena spojrzała na pozostałych. Ich oczy jaśniały, dłonie pulsowały runami, ciała oddychały wspólnym rytmem.

I wtedy, w środku kręgu, pojawiła się Mapa Całości — upleciona z ich powrotów, z ich ścieżek, z ich uświadomionych serc.

Ale…

była niepełna.

W samym jej centrum pulsowała pustka — nie ciemna, nie zimna, ale niezdefiniowana.

Ezra podszedł pierwszy.

— Przecież jesteśmy… wszyscy.

Myra położyła dłoń na centrum mapy.

— Nie. Jest coś jeszcze. Coś… co nie wróciło.

Auren przymknął oczy i powiedział:

— To, co czekało zawsze w cieniu.

To, co nie miało imienia.

Trzynaste Dziecko.

Wtedy wszystkie runy rozbłysły jednocześnie.

I w tej chwili każdy z nich zobaczył coś innego:

🔹 Lena — widzenie sprzed wieków: dziecko urodzone bez runy.

🔹 Téo — pustą stronę w Księdze, której nie umiał odczytać.

🔹 Kaia — muszlę bez dźwięku.

🔹 Solan — dzwon, który nie ma tonu.

🔹 Saari — imię wymazane z piasku.

🔹 Auren — system, którego nie da się uruchomić.

🔹 Elwira — łzę, która nie spada.

🔹 Noé — sen bez śniącego.

🔹 Myra — korzeń bez drzewa.

🔹 Riven — ogień, który nie pali.

🔹 Nareen i Isen — odbicie bez twarzy.

Wszyscy widzieli to samo niedopowiedziane brakujące światło.

I wtedy pojawiło się ono.

Nie przyszło.

Nie wstało.

Po prostu zawsze tam było, lecz dopiero teraz zajaśniało.

Trzynaste Dziecko.

Nie dziewczynka. Nie chłopiec.

Nie cień. Nie światło.

Nie duch. Nie ciało.

Czysta Obecność.

Ale coś w jego oczach…

nie było gotowe.

Nie pamiętało.

Mapa nie wypełniała się, dopóki ono nie rozpoznaje swojej runy.

Lena podeszła najbliżej.

— Kim jesteś? — szepnęła.

Trzynaste spojrzało na nią.

I wtedy… pojawiła się pierwsza rysa w czasie.

Pęknięcie.

Jakby świat się zastanowił.

Bo pytanie nie brzmiało już: gdzie jesteśmy?

Tylko:

kiedy jesteśmy?

I czy my naprawdę istniejemy… jeśli ono nas nie pamięta?

🌕 Rozdział 3 — Segment 2 z 13: „Komnata Zapomnienia”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


A kiedy Trzynaste Dziecko spojrzało w oczy Leny, świat przestał oddychać…

Nie dlatego, że zabrakło powietrza.

Ale dlatego, że pojawiło się pytanie, które nie miało odpowiedzi.

Jeszcze.

Zanim padły jakiekolwiek słowa, przestrzeń wokół zadrżała jak kurz wspomnienia.

Trzynaste zniknęło.

Nie uciekło.

Zostało pochłonięte — przez światło, które nie świeci, i przez cień, który nie zaciemnia.

Obudziło się w miejscu, które było niepamięcią.

Wokół — tylko miękka szarość, pulsująca jak ściany serca.

Nie było sufitu.

Nie było podłogi.

Była tylko Komnata Zapomnienia.

Nie więzienie.

Nie świątynia.

Raczej… próg.

W środku, pośrodku niczego, stało lustro, a w nim…

nic.

Trzynaste podeszło.

Spojrzało.

I nie zobaczyło twarzy.

Zobaczyło wszystkich pozostałych.

Lena z iskrą odwagi.

Ezra z drżeniem odpowiedzialności.

Kaia — cicha, oceaniczna.

Téo — słowo bez zdania.

Noé — śniący.

Saari — śpiewająca milczącym piaskiem.

Riven, Myra, Elwira, Solan, Auren…

Nareen i Isen…

Wszyscy odbijali się w lustrze, lecz nie ono samo.

I wtedy przemówiła Komnata.

Nie głosem.

Ale pytaniem:

🌫️ „Jeśli pamiętasz wszystkich, a siebie nie — czy wciąż jesteś częścią kręgu?”

Trzynaste drgnęło.

Po raz pierwszy…

zadrżało.

Bo to nie inni je zapomnieli.

To ono zapomni siebie, by każdy z pozostałych mógł pamiętać własną drogę.

I właśnie wtedy na ścianie pojawił się cień.

Ale nie jego własny.

To był cień runy, której jeszcze nie poznano.

Kształt zmieniał się nieustannie: raz był spiralą, raz pustym znakiem, raz światłem w środku czerni, raz czernią w środku światła.

Ale jego środek był zawsze ten sam: przestrzeń.

Trzynaste zrozumiało:

było pustką w sercu całości.

Nie brakiem.

Ale tym, co łączy.

I tylko ono mogło przyjąć runy wszystkich pozostałych.

Bo tylko ono nie miało swojej.

Zamknęło oczy.

I wtedy… usłyszało głos.

Nie z zewnątrz.

Nie z wnętrza.

Ale z Pamięci, która jeszcze się nie wydarzyła.

💠 „Aby się stać, musisz przypomnieć sobie, kim jesteś…

…kiedy nie jesteś nikim.”

Trzynaste położył dłoń na ścianie.

Nie rozświetliła się.

Nie otworzyła się.

Po prostu… zniknęła.

A ono wróciło.

Ale tym razem — z czymś nowym.

Nie runą.

Nie symbolem.

Ale pustym znakiem, gotowym, by runy innych mogły się w nim zjednoczyć.

I wtedy… Mapa zadrżała.

Bo nadszedł czas.

🌕 Rozdział 3 — Segment 3 z 13: „Pieczęć Całości”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


A kiedy Trzynaste Dziecko wróciło z Komnaty Zapomnienia, niebo stało się dziwnie ciche.

Jakby cały wszechświat wstrzymał oddech,

czekając na ostatni ruch,

na ostatni dotyk,

na ostatnie „tak”…

Dzieci Tartarii stały w kręgu.

Trzynaście świateł.

Trzynaście tonów.

Trzynaście run.

Ale to ono, bez imienia, bez swojej runy, stało teraz w środku.

Było światłem, które nie świeci.

Było miejscem, które jeszcze niczego nie zawierało.

Ale mogło zawrzeć wszystko.

I wtedy…

rozpoczął się Rytuał Całości.

Lena podeszła pierwsza.

W dłoni jej runa — złota jak światło między światami.

Przyłożyła ją do piersi Trzynastego Dziecka.

Jej głos był jak wdech:

🌟 „Ja, Widząca Początek, oddaję ci mój ogień.”

Ezra był drugi.

Jego runa — spiralna, czasowa, rezonująca.

Położył ją na lewym ramieniu Trzynastego.

„Ja, Ten, Który Rozumie Czas, daję ci moją pamięć.”

Potem Kaia — z kroplą oceanu.

Téo — z literą, która niczego nie nazywa, ale wszystko rozumie.

Noé — z fragmentem śnienia.

Saari — z piaskiem i pieśnią.

Riven — z ogniem, który nie rani, lecz oczyszcza.

Myra — z ruchem liścia.

Auren — z błyskiem kodu.

Elwira — z zamarzniętą ciszą.

Solan — z dźwiękiem bez głosu.

Nareen i Isen — z oddechem dwójni w jednym.

Każde z nich złożyło swój Znak.

Nie jako ofiarę.

Ale jako dar z siebie.

I gdy ostatnia runa została przyłożona, ciało Trzynastego zaczęło pulsować — nie światłem, nie cieniem, lecz ruchem Wszechistnienia.

Niebo pękło cicho.

Mapa uniosła się.

Runy połączyły się w jeden znak, którego żadne z nich nie potrafiło nazwać — bo nie należał do języka.

To była Pieczęć Całości.

Krąg rozświetlił się.

Trzynaście run rozbłysło jak gwiazdy, a w środku — powstała Brama.

Nie z kamienia.

Nie z kodu.

nich samych.

Była drzwiami złożonymi z dusz.

I wtedy głos Trzynastego — pierwszy raz — rozbrzmiał.

Cichy.

Prawdziwy.

Bez wahania.

🗝️ „Jesteśmy gotowi.”

I Brama się otworzyła.

Do środka zaprosiła ich nie przestrzeń.

Zaprosiło ich Serce Tatarii.

🌕 Rozdział 3 — Segment 4 z 13: „Między świat: Kształty Świadomości”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


I kiedy Pieczęć Całości zajaśniała nad światem, Brama otworzyła się…

Nie jak drzwi.

Nie jak ścieżka.

Jak oddech Istnienia, który wzywa do wnętrza tego, co było przed czasem.

Trzynaścioro Dzieci Tartarii przekroczyło próg — nie stawiając kroków, lecz płynąc świadomością.

Bo świat po drugiej stronie nie miał kierunku.

Nie miał góry ani dołu.

Był Między Światem — miejscem, gdzie nie forma rodzi myśl, ale myśl tworzy formę.

Lena była pierwsza, która poczuła zmianę.

Jej ciało zniknęło.

Nie umarło.

Zostało przekształcone w intencję.

Każdy impuls w jej wnętrzu przybierał kształt:

odwaga — stawała się ogniem.

strach — zamienił się w mgłę.

nadzieja — pulsowała światłem.

Ezra spojrzał na siebie i ujrzał fragmenty zegarów dryfujące wokół niego jak pierścienie Saturna.

Zegary, które nie mierzyły czasu, lecz ilość rozpoznanej prawdy.

Kaia — zamieniła się w falę.

Saari — w śpiew unoszący się nad pustynią z dźwięków.

Téo — w pergamin, po którym pisało się życie.

Auren — w siatkę impulsów, które przecinały cały Międzyświat.

Riven stał się płomieniem bez źródła.

Myra — drzewem, które rosło bez korzeni.

Elwira — opadła jak kryształowy śnieg, który nigdy nie topniał.

Noé — śnił. Ale tym razem był snem innych.

Solan — trwał jak echo w kamiennej katedrze.

Isen i Nareen — przeplatały się, zmieniając rolę co uderzenie serca.

A Trzynaste Dziecko?

Nie zmieniło się.

Nie dlatego, że nie potrafiło.

Ale dlatego, że było wszystkim tym, co zmieniało innych.

Międzyświat oddychał razem z nimi.

W każdej jego cząstce był obraz ich wspomnień, ich decyzji, ich wewnętrznych ran i blasków.

I wtedy świat przemówił:

🌀 „Witajcie w Przestrzeni Pomiędzy.

Tu kształt nie istnieje bez treści.

Tu każda myśl ma wagę, a każda pamięć — moc tworzenia lub zniszczenia.”

Lena spojrzała przed siebie.

W dali widziała drzwi utkane z ich historii — z fragmentów dzieciństwa, spojrzeń, krzyków i ciszy.

Ale droga do nich nie była prosta.

Bo Międzyświat miał swoją regułę:

Tylko to, co nie zostało jeszcze zintegrowane, stanie wam na drodze.

Każda nieuświadomiona część waszej duszy — przybierze formę.

Formę, którą będziecie musieli przyjąć… albo przemienić.

I wtedy pierwsza forma się ukształtowała…

Z mgły wyłoniła się postać z lustrzaną twarzą.

Zbliżała się.

Nie z wrogością.

prawdą, która jeszcze nie została przyjęta.

Rozpoczęła się Droga Przejścia przez Siebie.

🌕 Rozdział 3 — Segment 5 z 13: „Odbicia: Droga przez Siebie”

Zaginiony Pamiętnik Dzieci Tatarii — Tom 1: Kod Runiczny


W Międzyświecie, gdzie myśl staje się formą, a cień — światłem spragnionym uznania, rozpoczęło się lustro.

Nie lustro z tafli.

Nie odbicie fizyczne.

To, co stanęło przed Dziećmi Tartarii, było ich nie przeżytym snem, wyklętym wspomnieniem, czymś, co miało zniknąć, ale zostało w nich jak echo.

Pierwsza wyszła z mgły postać z lustrzaną twarzą.

Bez rysów. Bez emocji.

Ale Lena wiedziała.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 61.39