Szymon Gwadera to utalentowany młody mężczyzna, którego mam przyjemność znać nie tylko z poezji, ale i prywatnie jako wspaniałego kolegę oraz muzyka. Kiedy po raz pierwszy, całkiem przypadkiem wpadły w moje ręce jego wiersze, byłam pełna podziwu jego talentu twórczego.
Oto debiutancki tomik Szymona Gwadery „To tylko ja” znakomicie nasycony metaforami i innymi środkami artystycznego wyrazu. Swoją radością i pozytywnym nastawieniem zaraża wszystkich, A pisząc wiersze pokazuje nam emocje jakie kłębią się w jego duszy.
Zawiedziony miłością swojego życia, miłością, która niekiedy bywa nieobliczalna odsłonił mi jakiś wymiar jej tajemnicy. W wierszach Szymona Gwadery znajdziemy drodzy czytelnicy różne nastroje — od tęsknoty i żalu po niemoc, a pomiędzy kartkami napotykamy nie tylko figlarne myśli, przemyślenia i tajemne zwierzenia, ale i słowa snute z marzeń sennych dających akordy nadziei. W niektórych wierszach pobrzmiewa dowcip i ironia, w nielicznych powiewa nutka namiętności, a cała twórczość poety to ścieżka od miłosnych uniesień, zakochania, martwych prawd, obietnic po bolesne rozstanie.
Wybierając się w podróż po ścieżkach pomiędzy kartkami tomiku „To tylko ja” Szymona Gwadery nasuwa mi się pytanie- czy miłosny zawód to porażka, czy lekcja i szansa na lepsze jutro?
Nie ma nic przyjemniejszego dla miłośników poezji, aniżeli oddać się lekturze tomiku „To tylko ja” i tu pragnę zachęcić was drodzy czytelnicy do sięgnięcia po ten wspaniały zbiór wierszy Szymona Gwadery, zasiadając wygodnie w zacisznym kącie z lampką czerwonego wina.
Edyta Nowak ~ pisarka
ROZDZIAŁ I
„Do ludzi”
„Pozdrawiam Panie i Panów”
Dobry, niedobry,
wchodzi Pan
uwagi godny.
Metr dziewięćdziesiąt w górę,
jego ego zapcha dziurę.
Można by rzec… wzorowy.
Oczy, włosy, usta i takie tam…
inne
rzeczy
(brak kontekstu i sensu, autor kurczowo ściska długopis)
Pozdrawiam wszystkich którym ten wiersz coś otworzył!
Mi na przykład zamknął oczy bardzo mocno.
Coś się kończy coś się zaczyna
Powoli schodzi po schodach
z ludzkich kłamstw i
wypada z obiegu
w morderczym biegu dogania
rozciąga wszystkie możliwe zdania
coraz wyżej i wyżej blondyn chwalebnie zmierza a potem…
Panie i Panów…
sami wiecie co.
„Zbłąkany chłopak”
Przyszedłem tutaj na momencik,
bo czasu w życiu nie ma wiele.
Rozglądam się po twarzach,
widzę w nich pustkę, szczegółów niewiele.
I zawszę robię sobie krzywdę,
że dłużej swych nie skupie oczu.
A może to ma dobrotliwość,
bo każdy woli widzieć z boku?
Ja tak miałem od małego.
Zawsze widzę czubek buta,
koniec nosa,
wierzchołek myśli.
A w lustrze własną pustkę.
Piękna
Jest moja,
nie dzielę jej na czworo,
na dwoje.
Sam się jej boje.
Dlatego gdy wzrok spuszczam — podziękuj.
„Dotyk”
Zapomniałem jak to jest:
doświadczać, pisać, pochwały zbierać.
Wkraczam krokiem pełnym niechęci,
bo mam deja vu… czy rym się mieści?
Kiedyś tworzyło się dla przekazu,
później podobnie, mimo zakazu.
A ja spoglądam na to w inny sposób.
Po co nam piękne porównania, rymy, złożone zdania?
Wierszem nie jest produkt długi, w przekazie daremny.
Wiersz to idea, aforyzm, słowo na pięć liter…
poziomo.
Przypomniałem sobie jak to jest:
kochać, nienawidzić, czuć obojętność.
Ze spuszczoną głową po omacku szukam…
dotyku
hasła
poziomo
w życiu najczęściej
stromo
„Grupowa anomalia”
1.
Zaczął się kolejny dzień.
Wypadałoby coś zmienić…
albo kogoś,
albo nic nie zmieniać.
Możemy znów usiąść,
obok siebie lub daleko,
pod dachem wilgotnym
zawsze lekko.
Słyszeliście o tych anomaliach?
Ludzie-zazdrość, obłuda, nienawiść w każdym calu.
Umysłowa prostytucja
ludzi przeżera pomału.
Nieraz sami sobie,
innym razem drugiej osobie,
a zabawa zaczyna się później
gdy w grupie sobie to robimy-próżnie.
2.
Noc nastała,
poświata księżyca twarz ociera
a część mnie umiera…
nic nie zmieniać, wytrzymam.
Usiądziesz? Już poszła…
obok mnie nicość,
ona daleko.
Rozluźniam szyję giętką.
Widzę anomalie
ludzie-chamstwo, pazerność, brutalność w każdym calu…
umysłowe Auschwitz
umysłowa Treblinka
Najczęściej komuś, rzadko sobie…
niech ktoś się dowie!
Nicość wyzuła już me myśli,
chcę komuś powiedzieć…
może ktoś się wyśni?
3.
Wstał dzień,
słońce krzyczy…
markotny chłopiec w kącie ryczy
bo mu powiedziałem, on nie wytrzymał
Chłodnym spojrzeniem w me myśli się wrzynał.
Nie może usiedzieć,
nicość została, on zwiał
bo nie umiałem mu wyjaśnić
„czemu tyle tu zła?”
Anomalie to pozór…
przywykłem, jak reszta.
Dostosowałem się do świata,
bo czasem myślę…
Dla mnie,
sens życia zginął gdzieś na dnie.
Dla drugiego człowieka,
życie to pasmo porażek, ze śmiercią zwleka.
Dla ogółu może go nie być,
bo po co żyć skoro można być?
„W odmętach dworcowej rozpaczy”
Wrażenie pustki,
serce
boli
nikt mnie nie zadowoli.
Pytałem kiedyś alkoholika:
— Czemu pijesz?
Wypełniam pustkę,
serce boli
alkohol mnie zadowoli.
Za dużo wolnej woli ludzi nie wyzwoli.
Boże, dlaczego dałeś tyle możliwości,
a żadnych wskazówek?
Każdy stworzył system wartości i wierzy,
że to mu niebo się należy.
Nie bądź prostakiem,
nie alkoholizuj się o czwartej nad ranem,
nie bij, nie kradnij, nie obgaduj
A co będzie jak nie usłuchasz?
Zgaduj
Może i ja nie mam racji,
stojąc o czwartej na stacji,
ginąc w ciemności, krzycząc ze złości…
Boże, boje się stać tutaj sam!
Boże, czemu tylko siebie mam!?
Czemu wszyscy ludzie to marionetki?
Ja też nią jestem, ale w jakiej sztuce gram?
W dramacie, samotnie, monodram.
„Po drugiej stronie”
„Nie odwracaj się, zobacz co tam jest!”
Podpowiadał mi mój kompan, cień.
Na drugą stronę mego losu tak spoglądam,
tam jednak dość nieswojo…
teraz wiem czemu tak się wszyscy boją.
Chwytam za klamkę mocno,
ale w gruncie rzeczy zaraz zemdleję.
Mój towarzysz milczy, nie wie co się dzieję.
Dreszcz…
Moją twarz spowił…
deszcz własnych łez.
„Gdzie jesteś?”-już rozpłynął się w nice…
jest nowy świat, tu nie liczysz lat.
Słyszałem kiedyś, świadkiem nie byłem,
ale można łzę z oka wytrzeć starym winylem:
„Wyobraź sobie, że nie ma krajów i narodów
To nie jest trudne
Nie ma niczego, za co mielibyśmy zabijać, umierać
Nie ma religii
Wyobraź sobie tylko — wszyscy ludzie
Żyją w pokoju”
Krzyknij, skonaj,
a swym wezwaniem, wszystkich przekonaj.
Krzyknij, skonaj,
i w sobie samym zło wielkie pokonaj…
„Niewidzialne łzy”
Jestem jak w klatce, ale jej nie ma.
Widzę w tafli odbicie nieba.
Wyciągam dłonie, ściany nie czuję.
Ty z lustra tęsknotę nade mną budujesz.
Im więcej Was wokół, tym serce mniej boli,
lecz w łóżku Was nie ma, a serce się kroi.
Chciałbym czuć cokolwiek do kogokolwiek,
nawet czegokolwiek.
Utonąć w chorym, pełnym pustki, grymasie wspomnień.
Nie czuć się słabym gdy płaczę,
abym już pisać nie musiał nic.
Bym zaczął się tlić,
w spokoju śnić.
Pytasz czemu trwonię smutek?
Stary człowiek cały w rdzy.
Ja nie powiem, nikt nie wierzy — że to niewidzialne łzy.
„Życie na czasie”
Wczoraj wędrowałem,
po czym krótko spałem i znów w życie grałem.
Jak to zwykle w ten upalny żwawy dzień,
biegłem o brzasku by się nie spalić w życia blasku,
a potem runąłem jak pień…
dzień jak co dzień.
Od celu do celów tak wielu, pamiętaj przyjacielu,
a może kochanie?
To co się stało tylko się stało.
Mój wnuczek mówi nad mą trumną,
że się „zapomniało”.
A może ja po prostu robię za mało?
Nie tylko me życie rysuje się w ten sposób,
znam na ten przykład jeszcze ponad dwieście osób.
To tylko garść mała goryczy,
efekt ludzkich jednostkowych zdobyczy.
Mała iskierka nadziei że ktoś to zakoduje.
Z tym że życie nie jest na czasie, ono oszukuje.
To takie niemodne — pracować, współżyć i dzielić.
To życie które przetrwać musisz,
ale ja wiem że się już dusisz.
„Strwożony”
Ile lat czekasz, ile lat prosisz?
Czy masz odwagę, by samemu się zdobyć?
Ile straciłeś, ile zmarnujesz?
Czy choć trochę winy nie czujesz?
Ukłońmy się wszyscy, zapomnijmy czym jest braterstwo,
przyjaźń i odwaga.
Miłość, to ona wszystkim włada.
Spuśćmy z tonu,
przestańmy wciąż włóczyć się w oparach bredni.
Miłości! Tylko jej bądźmy wierni!
Całe życie błądzimy.
Cnotę wciąż wymieniając na materialną pieszczotę.
Przestańmy nazywać rzeczy, określać ludzi,
nadajmy przymioty rzeczom prostym,
to w nas miłości wzbudzi.
Nie rozumiesz? Wszystko płynie zbyt szybko?
Czy masz odwagę by poszukać?
Ile stracisz, ile zyskasz?
Nie musisz tego robić…
Nikomu nic nie jesteś winien, sobie tylko, gdy twe życie
bez miłości minie…
Myślisz że wiem ja? Każdy musi spojrzeć sam.
Tracisz już oddech? Już czujesz się słabo?
Nie wołaj, krzyczeć przestań,
NIE DO LUDZI ślij chory lament.
Szepcz do swej duszy, jak Jezus przez Nowy Testament.
„Katharsis”
Moje uczucia w stanie spoczynku,
czuje pustkę
mijając cień na rynku
Myśląc przedzieram się przez senne opary,
życie Twym sponsorem dostajesz?
Bierz…
dary
Wypośrodkowany
obdarowany
miłości oddany
Czuje w duszy pustkę, a w swym sercu zgodę,
przeżywam katharsis…
Uczucie tak młode
ROZDZIAŁ II
„Dla serca”