Jako autor książki nie popieram krzywdy wobec istot, a także ksenofobii. Nie polecam również środków psychoaktywnych. Absolutnie nie namawiam do jakiejkolwiek przemocy, również tej werbalnej, a momenty skrajnej brutalności, oraz te, związane ze złym i toksycznym trybem życia, które znajdują się w fabule są fikcją literacką.
Książka przeznaczona dla osób pełnoletnich (18+)
WSTĘP
Warszawa
Godzina 18:22, 06.06.2025 rok.
Siedzieli, standardowo - jak w każdy wieczór, na ławce w parku i zastanawiali się, co zrobić, by kolejna impreza była wyjątkowa, oraz lepsza od poprzednich. Znudziło ich wielkie miasto i postanowili szukać odskoczni. Zamierzali się wyrwać z Warszawy, na początek na kilka dni, by ostro się zabawić, ale na razie nie mieli jeszcze konkretnego planu. Damian, Maciek i Sandra. Czekali, aż dołączy do nich Paulina. Mieli iść gdzieś na kolację i spędzić razem czas wieczorem. To była ich piątkowa rutyna.
- Tak w sumie.. To mam pewien plan, ale zastanawiałem się, czy będzie dobry i uznałem, że.. - Damian wyskoczył z nieznanym pomysłem.
- Uznałeś końcowo, że będzie. Mów! - Maciek przerwał koledze zainteresowany.
- Stwierdziliśmy, że mamy dość wielkich miast i szalonych imprez, wśród naćpanych dzikusów, tak? Mamy zamiar się wyrwać na weekend, gdzieś w inne miejsce, które będzie dla nas nowe i inne niż te, które dobrze znamy.
- No? - Odezwała się krótko Sandra z oczekiwaniem, aż Damian w końcu zdradzi im, co wymyślił.
- No to znam takie miejsce.
- Stary, mów do rzeczy. Oświecisz nas w końcu? - Niecierpliwił się Maciek.
- Jest w Polsce małe miasteczko. Miasteczko, wieś.. Zwał jak zwał. Rzecz w tym, że jest bezludne. Nikt tam nie mieszka.
- Czekaj.. - kolega Damiana zwątpił i zapytał - mówisz o tym miasteczku, w którym jest obecnie poligon wojskowy? Tam, gdzie jeszcze w latach dziewięćdziesiątych były wojska armii radzieckiej? Przecież wstęp tam jest nielegalny. Wiem, bo mój wujek Bartłomiej służy w jednostce wojskowej, która często zajmuje tamte tereny. Ponoć często mają tam ćwiczenia bojowe. Niemożliwym jest dostanie się tam. Nawet jak ich nie będzie to teren jest pewnie monitorowany albo węszy tam patrol.
- Nie, Maciek. To miejsce, o którym mówisz to pewnie Pstrąże w Dolnośląskim. Ma podobną historię do tego, o którym mówię ja. Pstrąże, rzeczywiście jest obszarem strzeżonym i nie można się tam dostać. Można się natomiast całkowicie legalnie dostać do Kłomina.
- Pierwsze słyszę - stwierdziła Sandra.
- Ja też. O tym Pstrążu, czy jak to tam się mówi, słyszałem od wujka. Ale Komina? Gdzie to jest?
— Kłomino, debilu. Miasteczko w województwie Zachodniopomorskim. Założone w latach trzydziestych, dwudziestego wieku, przez Niemców pod nazwą Westfalenhof. Słyszałem, że w czasie wojny przetrzymywano tam jeńców. Potem miejscowość została przejęta przez wojska radzieckie. Od ponad trzydziestu lat natomiast należy całkowicie do Polski. To miejsce jest prawie bezludne, nie licząc kilku mieszkańców — rozwinął się niemal ambitnie Damian.
— Skąd Ty niby tyle o tym wiesz, mózgu? — Zaśmiała Się Sandra.
- Bo mam internet, ladacznico.
Zaśmiali się ponownie i Maciek kontynuował dialog.
- Miasto widmo?
- Właśnie. Możemy tam się zajebiście zabawić.
- Tyle, że to inna strona Polski.
- Dlatego weźmiesz od dziadka Hondę i wyruszymy za tydzień, kochany kolego - Damian zaproponował Maćkowi.
Sandra popatrzyła na Maćka wzrokiem jakby zamierzała zasugerować mu, że to super plan.
— Pogadam z nim — odpowiedział Maciek. Uwielbiał się bawić, więc jeżeli była okazja na cudowną, nową imprezkę to czuł wręcz obowiązek załatwienia wozu.
- Sandra, Ty też masz zadanie - Damian rozwijał nadal swój plan.
- Załatwię koks, nie martw się.
— Hahaha, to wiem. Chodzi o nocleg. Będziemy zmęczeni po podróży z Wawy do Szczecina, więc bez sensu od razu potem jechać dalej. Lepiej się zregenerować i w nowy dzień podbić wielkie Kłomino. Twój brat mieszka w Szczecinie przecież. Pogadasz z nim?
- Pogadam. W sumie to może weźmiemy ich ze sobą. W sensie jego, z tą jego wywłoką. Dawno nie widziałam braciszka. Całkowicie oszalał odkąd poznał tę sukę.
— Pewnie, twój brat jest spoko. Mogą się potem zabrać z nami — Damian odpowiedział Sandrze — Maciek?
Maciek wydawał się wyłączony z rozmowy odkąd usłyszał o koksie. - Co jest..? Moment temu mówiłeś, że ćpuny to dzikusy, a teraz te wymysły o koksie - zaatakował z uśmiechem Damiana, patrząc też na Sandrę.
- My też jesteśmy dzikusy, ale kulturalne.
Śmiech znowu ich pochłonął, a w tym czasie dołączyła do nich Paulina, na którą czekali.
— Siema, gamonie. Chodźcie coś wszamać. Umieram z głodu.
Znajomi powiedzieli Paulinie o swoim planie, a ta zgodziła się od razu, bez najmniejszego namysłu. Uwielbiała szaleć, tak jak oni, dlatego prawie zawsze potrafili się łatwo dogadać. Poszli zjeść posiłek i ustalali dokładną datę wyjazdu. Musieli jeszcze załatwić nocleg i wóz, ale byli prawie pewni, że nie będzie z tym problemu. Dziadek Maćka był pozytywnym człowiekiem i często pożyczał wnukowi auto. Pożyczy mu je bez problemu i tym razem, nie licząc wątku, że nie może się dowiedzieć iż jadą jego kochaną Hondą Civic tak bardzo daleko. Wtedy raczej byłaby możliwość, że dziadek przerazi się zaistniałym faktem i będzie miał wątpliwości, czy ofiarować swój samochód na tą podróż. Maciek nie zamierzał mu zdradzać, że ta trasa będzie tak długa, więc o to się nie bał. Po dwóch godzinach, gdy już się najedli i ruszyli w stronę swoich domów, rozdzielili się. Damian z Maćkiem poszli razem, a Sandra została z Pauliną.
— Dobra, Paulina. Zadzwonię może do Denisa. Zobaczymy, co z tym noclegiem
- Jasne.
Sandra wybrała numer i jej brat po chwili odebrał telefon.
- Halo, policja.
- Jesteś pijany? - Zirytowała się Sandra, bo wiedziała, że nic nie załatwi z bratem, kiedy ten jest w takim stanie.
- Ooo tak, siostro. Napierdolony. Czego dusza pragnie?
- Jutro Ci powiem, oszołomie. Nara.
Rozłączyła się. Dziewczyny również się pożegnały i ruszyły w stronę swoich domów. Chociaż Paulina jeszcze poszła się gdzieś puszczać. Te myśli przybyły do Sandry, kiedy wchodziła do mieszkania. Znała swoją przyjaciółkę i dobrze wiedziała, że ona nie należy do dziewczyn, dla których trzeba się starać o cokolwiek. Dziewczyna wzięła prysznic i położyła się. Była trochę zdenerwowana, że nie zapoznała Denisa z tematem noclegu i zmartwiona, bo jej brat wciąż pił. Albo pił, albo siedział z tą pindą, Jessicą. Jedno i to samo cholerstwo, myślała Sandra. W końcu zasnęła.
Maciek i Damian wkrótce również wrócili do domu. Damian usiadł na krześle w kuchni i rozmyślał nad swoim tatą. Matki już nie miał, bo zmarła na raka, kilka lat wstecz, a jego ojciec trzy miesiące temu zabił człowieka i jest poszukiwany listem gończym. Zniknął w tą samą noc, w którą popełnił zbrodnie. Damian uśmiechnął się specyficznie.
- Ach, ten cudowny tatuś - stwierdził.
Poszedł wziąć prysznic i również się położył. Zasnął.
Szczecin
Godzina 9:16, 07.06.2025 rok.
W sobotni poranek słońce niesamowicie świeciło przez okno, prosto w oczy Denisa, leżącego na potężnym kacu. Brat Sandry, wysoki brunet z tatuażami, prawie na całym ciele, był typem imprezowicza i pił niemal codziennie. Był po prostu uzależniony. Jeszcze na początku znajomości z Jessicą, rok temu, potrafił się powstrzymywać, a nawet powstrzymywał się bardzo chętnie, bo wtedy nie widział świata poza tą dziewczyną. Wszystko się zmieniło miesiąc temu, gdy dowiedział się, że Jessica zdradziła go z osiedlowym dilerem. Dał jej jeszcze jedną szansę, ale wrócił do nałogowego alkoholizowania i już nie dbał tak o szczęście w związku. Zresztą, o własne szczęście też nie dbał. Obudził się nagle, przez wcześniej wspomniane słońce i zasłonił oczy ręką. Niemiłosiernie bolała go głowa. Wstał. Ruszył do lodówki ledwym krokiem i otworzył whisky. Położył na blacie szklankę i nalał do niej drinka. Wypił. Podszedł do okna i zasłonił rolety. Usiadł na dwie minuty. Wstał i poszedł nalać kolejnego drinka. Wypił.
- Okej. Teraz jest dobrze - powiedział z uśmiechem na twarzy, wracającym do niego, po wypiciu odrobiny whisky.
Do domu weszła Jessica, wysoka brunetka, odrobinę niższa od swojego faceta. Miała zgrabne ciało, ale strasznie chudła, z miesiąca na miesiąc. Zażywała narkotyki i przez nie traciła masę. Denis zabraniał jej ćpać, więc robiła to w ukryciu, przeważnie ze swoim dilerem. Popatrzyła na podpitego już Denisa i położyła na blacie kuchni siatkę z zakupami.
— Cześć, kochanie. Widzę, że zdążyłeś zacząć imprezę, a ledwo wyszłam.
- Spostrzegawcza jesteś - odparł.
— A Ty niemiły — odpowiedziała z poważną miną Jessica. — Godzinę temu dzwoniła twoja siostra, dwa razy.
— Pamiętam, że już wczoraj wieczorem dzwoniła, ale nie wiem dlaczego. Zaraz do niej oddzwonię.
- Co chcesz na śniadanie? - Zmieniła zdanie Jessica.
- Powiedziałbym, że Ciebie, żeby Ci było miło, ale nie będę kłamał. Śniadanie zjem na mieście - odpowiedział Denis, bez zamiaru bycia miłym.
- Jesteś bezczelny.
— Nie bądź śmieszna. Bezczelne, kochanie.. jest jebanie się na boku, mając faceta — naskoczył na Jessicę.
- Serio, kurwa? Do końca życia będziesz mi to wypominał? - Oburzyła się.
- Jeżeli będziemy razem całe życie, to pewnie tak - Daniel nie odpuszczał w swoim ataku na dziewczynę.
Jessica próbowała odpowiedzieć swojemu chłopakowi, ale ten odwrócił się od niej i wrócił do sypialni, więc powstrzymała się od rozkręcania tej napiętej atmosfery.
Denis wziął z łóżka telefon i postanowił, że oddzwoni do swojej siostry.
- Cześć, Sanderka. Co tam? Dzwoniłaś.
- Dzwoniłam. Wczoraj i dziś. Znowu piłeś.
- Dokładnie trzy minuty temu ostatni raz, kochana siostro. Dzwoniłaś, żeby mnie umoralniać, czy w końcu powiesz, co się stało, hm? - Zapytał zaciekawiony Denis.
- Chciałam zapytać, czy będziesz w stanie przenocować mnie w najbliższym czasie. Chodzi o jedną noc. Jadę ze znajomymi do.. jak się nazywa ta bezludna wiocha w Zachodniopomorskim? - Zastanowiła się dziewczyna.
- Nie pamiętam jak się nazywa, ale wiem, o której mówisz. Kło coś tam. Po co tam jedziesz, wariatko? Nudzi Ci się w życiu? - Zdziwił się brat Sandry.
- Trochę. Postanowiliśmy poszukać nowych atrakcji. Ile można zwiedzać te same miejsca. Znudziły nas kluby i ten klimat.
- Nas? Mianowicie o kim jeszcze mówisz?
- Damian, Maciek i Paulina.
- I rozumiem, że ich też mam przenocować?
- Bądź tak łaskawy, pieprzony alkusie - Sandra wybuchnęła prawie śmiechem.
- Przecież ta twoja przyjaciółka to lafirynda. Jak się na mnie rzuci w nocy? - Denis również się zaśmiał.
- Jezu, Denis. Mieszkasz pod jednym dachem z pierdoloną ladacznicą, a martwisz się, że moja przyjaciółka będzie zamierzała Cię wykorzystać - Sandra podała, według swojej opinii bardzo mocny argument.
Nie wiedziała o tym, że Jessica zdradziła jej brata, ale zawsze tak ją nazywała. Jakby miała dziwne przeczucie, co do jej osoby. Nigdy jej nie lubiła i zawsze dziwiła się bratu, dlaczego mieszka z taką kobietą. Denis, po argumencie, usłyszanym przez słuchawkę, chciał nakrzyczeć na siostrę, bo poczuł w pierwszej chwili impuls, który nakazywał mu bronić swojej dziewczyny, ale na tamten moment doskonale sobie zdawał sprawę, że Sandra ma rację i nie może być taki wobec siostry. Spojrzał na drzwi od sypialni, czy nie ma w nich Jessici.
- W sumie, siostro, to masz pierdoloną rację - rzekł, uśmiechając się lekko jakby myślał, że Sandra widzi ten uśmiech przez telefon.
- O proszę - zdziwiła się dziewczyna.
- Kiedy u mnie będziecie w takim razie?
- Dam jeszcze znać. Dzięki braciszku. Muszę kończyć.
- Okej.
- Denis?
- Tak?
- Uważaj na siebie i odstaw pieprzoną butelkę.
- Kocham Cię siostro. Pa.
Zakończyli rozmowę. Denis wyszedł znowu z sypialni, a Jessici już nie było. Wyszła. Podszedł do lodówki i wyjął alkohol. Podstawił swoją szklankę i nalał drinka. Wypił. Ruszył w stronę łazienki, podpitym krokiem, aby wziąć kąpiel, a następnie przechylił czwartego drinka tego poranka i poszedł coś zjeść w centrum miasta. Nie zastanawiał się nawet, co z Jessicą. Od tamtej zdrady było mu bez znaczenia, co ona robi, mimo, że dalej tkwili ze sobą, będąc w związku. Na dodatek alkohol nasilał jego obojętność, a pogarda narastała.
Ona natomiast poszła porozmawiać ze swoim kochankiem. Nadal zdradzała Denisa. Pochłaniało ją uzależnienie, a brakowało jej pieniędzy, więc po prostu sypiała ze swoim dilerem, wciąż tym samym, o którym dowiedział się miesiąc temu jej facet. Związek z bratem Sandry gwarantował jej mieszkanie. Kochała go, niby, ale bardziej zależało jej na dobru materialnym i bezpieczeństwie w postaci stałego domu. Drugorzędnie traktowała swoją relację. Skoro dobro związku i partner nie były na pierwszym miejscu, a uzależnienie silniejsze od jej pozornej miłości, to czy można to nazwać szczerym uczuciem do faceta? Na ten moment raczej nie.
Warszawa
Godzina 10:55, 07.06.2025 rok.
Maciek wyszedł z mieszkania dziadka. Odwiedził go wcześnie rano, by porozmawiać o pożyczeniu auta. Dostał zgodę. Oczywiście nie zdradził dokładnej trasy. Powiedział, że wyjeżdża za miasto na weekend z przyjaciółmi. W sumie nie skłamał. Zamierzają przecież wyjechać za miasto. Nie dostał pytania, jak daleko. Uznał więc, że był uczciwy w trakcie rozmowy. Chłopak był zadowolony i czekał tylko na rozmowę z resztą znajomych, aby dokładnie ustalić termin wielkiej podróży.
W tym samym czasie Sandra jeszcze raz zadzwoniła do brata. W porannym zamieszaniu zapomniała zapytać go, czy ten wybierze się z nimi. Chociaż ciężko powiedzieć, czy zapomniała, czy podświadomie celowo nie zadała pytania, bo nie zamierzała oglądać jego dziewczyny. Końcowo jednak stwierdziła, że chętnie spędzi z bratem więcej czasu. Ostatnio rzadko się widują, więc uznała, że powinni razem jechać do Kłomina, nawet jeżeli zapłatą za to, będzie obecność tej lafiryndy, Jessici. Wstępnie się umówili. Byli dla siebie dobrym rodzeństwem, ale rzadko mieli okazję sobie to udowadniać. Denis wyprowadził się z Warszawy, kiedy rozpoczął własną pełnoletność. Nie zamierzał mieszkać z patologicznymi rodzicami, którzy nigdy nie dbali o niego, ani siostrę. Czasem miał wyrzuty sumienia, że zostawił Sandrę z nimi na kilka lat, ale ta nigdy nie okazywała, że ma mu to za złe. Starała się zrozumieć. Zresztą, zaraz po ukończeniu osiemnastu lat, sama się również wyniosła z mieszkania rodziców.
Paulina wróciła dopiero do domu, chwilę po godzinie jedenastej, w południe. Szlajała się po pobliskich klubach i brała od naiwniaków darmowe drinki. Weszła do domu i wtoczyła się do łóżka. Padła, pijana i wykończona. Zasnęła, zanim zdążyła uczynić coś w kierunku rozbierania rzeczy.
Wieczór. 07.06.2025 rok.
W ten sam dzień wieczorem, znajomi ustalili, że nazajutrz umówią się u Sandry, by zaplanować dobrze, co trzeba oraz wyszykować się na konkretną datę wyjazdu. Nocleg był już załatwiony. Wóz także. Teraz zostało im znaleźć odpowiedni termin i wyruszyć. Sobotę spędzili zwyczajnie. Zwyczajnie, jak dla kogo, bo dla każdego oznaczało to coś innego. Sandra uznała, że spędzi ją z winem i książką. Damian totalnie się wyłączył. Leżał cały dzień w łóżku, ze słuchawkami na uszach jakby faktycznie znudziły go pobliskie uroki weekendu. Maciek wyszedł z kolegami, a potem na randkę z jakąś nowopoznaną dziewczyną, ale stwierdził, że to spotkanie było totalnym niewypałem, więc wcześnie wrócił do domu. Paulina? Paulina obudziła się wieczorem, wzięła prysznic, porozmawiała ze znajomymi odnośnie spotkania nazajutrz i wyruszyła z powrotem do jakiegoś lokalnego baru, zacząć nowy wieczór, pełen wrażeń i darmowych drinków od napalonych kawalerów. Wieczór taki sam jak każdy inny.. ale nowy.
Nowy mieszkaniec
Kłomino
Godzina 00:56, 08.06.2025 rok.
Noc nadeszła, jak codziennie, a miasto znane z bycia miastem widmo jakby bardziej zaczęło tętnić życiem. Czarny kot biegał po ulicy, obok której stał magazyn. Zazwyczaj pusty i ciemny, teraz świeciło się tam światło. Pomieszczenie miało może z dwadzieścia pięć metrów kwadratowych. Jedyna rzecz, która w nim była to krzesło, a do niego przywiązany półprzytomny turysta. Nie wiadomo z jakiego konkretnie pochodził Państwa. Nawet stojący nad nim napastnik tego nie wiedział, bo pozbawił swoją ofiarę świadomości od razu, gdy ją zobaczył. Tamten nie zdążył nawet nic powiedzieć. Siedział teraz obezwładniony na starym, skrzypiącym krześle. Ocknął się. Nie wiedział co się stało, ale domyślił się, że jest w niebezpieczeństwie. Na jego twarzy pojawił się strach, gdy uświadomił sobie, że stoi na przeciwko niego wysoki mężczyzna z obłędem w oczach, niepokojącym uśmiechem i młotkiem w prawej ręce. Turysta nie potrafił wydusić z siebie słowa. Bał się, że jeżeli coś źle powie to zostanie brutalnie potraktowany. Okazało się, że brak jakiejkolwiek wypowiedzi nic nie zmienił. Victor podniósł nagle, w jednej sekundzie młotek i uderzył nim kolesia prosto w szczękę. Zęby wysypały się jak cukierki z paczki, a nieszczęśnik zaczął pluć krwią.
- Jestem tu nowym mieszkańcem!!! To mój dom, skurwysynu! - Wykrzyknął Victor.
Rzucił młotek na ziemię i zniknął na moment z pola widzenia turysty. Wrócił za minutę z małą walizką w ręce. Przyklęknął na sekundę, by położyć walizeczkę i otworzyć ją. Wyciągnął akumulatorową wkrętarkę. Wzrok człowieka siedzącego na krześle, jasno mówił o tym, że tkwi w nim ogromne przerażenie. Victor wcisnął wiertło w urządzenie, podszedł do mężczyzny, złapał go mocno lewą ręką za głowę i zaczął wbijać wiertło, trzymając wkrętarkę w prawej ręce, prosto w lewą skroń, nie czekając nawet na jakiekolwiek błaganie. Cały magazyn zabrzmiał dźwiękiem przerażenia i potwornego bólu.
— TO MÓJ DOM!!! HAHAHA
Powiedział wariat i wkręcił wiertło do końca w skroń, bez litości i z uśmiechem na twarzy, a facet na krześle już wtedy nie żył. Schował z powrotem przedmiot, którym pozbawił życia turystę i kopnął z buta w klatkę piersiową ofiary, a świeży trup, nadal przywiązany, poleciał na ziemię razem z krzesłem. Krew lała się strumieniem z podziurawionej czaszki.
Warszawa
Niedziela, 08.06.2025 rok
Niedziela, dla bohaterów zaczęła się prędko. Wstali wczesną porą, bo końcowo na dziesiątą umówili się u Sandry. Damian i Maciej przyszli razem, a dwadzieścia minut po nich dotarła Paulina. Dlatego określenie, że wszyscy WSTALI wczesną porą nie do końca jest trafne, bo jej stan informował o ciężkiej nieważkości i braku snu. Okazało się, że przybyła do Sandry prosto z jakiejś meliny. Weszła do domu przyjaciółki jak do siebie, z rozwalonymi na wszystkie boki włosami i rozmazanym makijażem.
- Jezu, kobieto. Tarzałaś się po ulicy? - Zapytała zszokowana Sandra, która na widok Pauliny złapała się z niedowierzania ręką za czoło.
- Prawie, Sanderka. Spokojnie, już koniec imprezy.
- Ja pierdole - te dwa słowa wypowiedział Maciek, gdy zobaczył koleżankę.
Byli przyzwyczajeni do Pauliny i jej różnorodnych stanów, zwłaszcza w weekend, ale teraz przebiła samą siebie.
Damian pisał coś na telefonie, Paulina poszła umyć twarz w łazience, a Maciek odszedł na moment, na bok, rozmawiać na kamerce internetowej z następną dziewczyną, którą miał w zanadrzu. Sandra udała się do kuchni, a po chwili przyniosła z niej jedzenie. Znajomi najedli się, a zaraz po tym Paulina przysnęła na sofie. Damian stwierdził, że koleżanka właśnie trzeźwieje i nie ma sensu jej przebudzać, bo i tak będzie nieobecna, więc ustalił z Sandrą i Maćkiem konkretną datę wyjazdu, a jeszcze pijanej dziewczynie i nie do końca kontaktującej ze światem, przekażą konkrety później. Ustalili, że w przyszły Piątek wyruszą z Warszawy do Szczecina, a potem w Sobotę rano, razem z Denisem i jego kobietą ruszą do trasy końcowej, mianowicie miasta widmo, na które wcześniej się już umawiali. Posiedzieli jeszcze, mniej więcej trzy godziny w mieszkaniu. W końcu Damian wyszedł, był jakby zakłopotany. Miał nazajutrz wybrać się na komisariat, by złożyć zeznania odnośnie zniknięcia jego ojca. Denerwował się, bo policja, co prawda nie wprost, ale dała mu do zrozumienia iż sądzą, że ma kontakt ze swoim tatą. Chłopak twierdził, że od brutalnego morderstwa tej kobiety w parku, w które zamieszany był jego ojczulek, nie dostał od niego znaku życia. Na początku Damian był zrozpaczony. Stracił matkę, potem ojca - brutalnego mordercę, a na koniec jeszcze policja oskarża go o jakieś dziwne rzeczy. Imprezowanie pozwoliło mu nie myśleć o tych przykrych momentach w swoim życiu, więc cieszył się, że niemal zaraz wyjeżdżają ze znajomymi z miasta, by ponownie trochę się zabawić.
Maciek został chwilkę z Sandrą i tak po prostu porozmawiali, ale ulotnił się w sumie zaraz po Damianie. Paulina nadal spała, a Sandra popatrzyła na nią z litością i poszła do pokoju obok. Chciała w ciszy dokończyć książkę i nie miała ambitnych planów na niedzielę.
Wieczorem, gdy Paulina w końcu odzyskała w miarę świadomość, wzięła u koleżanki prysznic i wyszła, tym razem do siebie do domu. Obiecała Sandrze, że do czasu aż w przyszły weekend pojadą wspólnie w podróż, nie dotknie alkoholu i porządnie odpocznie. W takich chwilach, kiedy budziła się tak wykończona i otumaniona z dreszczami na ciele, nienawidziła pić. Czuła, że ma problem, ale nie potrafiła się opanować. Jednak teraz postawiła sobie twardo za cel, że będzie trzeźwa i ułożona, przynajmniej aż nie udadzą się do Kłomina.
Był już późny wieczór i Sandra zadzwoniła na moment do brata, by oznajmić mu, kiedy u niego dokładnie będą. Ucieszył się, że zobaczy siostrę. Był zadowolony, że będzie miał okazję nawet na moment się wyrwać ze Szczecina. Wyznał nieoczekiwanie Sandrze, że zastanawia się nad zerwaniem z Jessicą. Powiedział, że weźmie ją razem ze sobą, ale przemyśli bardzo poważnie, co będzie po powrocie, kiedy znowu wrócą do miasta z Kłomina. Sandra bardzo się zdziwiła, zwłaszcza, że jej brat wydawał się wtedy trzeźwy i świadomy swoich słów. Nie skomentowała za bardzo tego, co usłyszała, ale Denis doskonale sobie zdawał sprawę, co jego siostra sądzi, o jego dziewczynie. Zakończyli rozmowę.
Kłomino
Godzina 01:53, 09.06.2025 rok.
Leżała na wielkim, metalowym stoliku, obwiązana i przyciśnięta mocno w pasie sznurem. Krzyczała głośno, ale jej krzyki i wrzaski nie przynosiły rezultatu. Któż miał ją usłyszeć w tym niepokojącym pomieszczeniu, które ukrywało się wewnątrz opustoszałego miasta? Wszedł do środka i popatrzył na swoją kolejną ofiarę, która podniosła się w miarę możliwości i właśnie swobodnymi rękoma usiłowała pozbyć się grubego sznura. Czuła niemoc i starała się uwolnić na oczach psychopaty. Wiedziała, że nawet jak jej się uda to przecież nic to nie zmieni, bo stał zaraz obok niej i śmiał się bezczelnie z jej bezradności. Jak miała niby uciec? Walczyła po prostu desperacko o własną wolność. Widocznie Victorowi znudziło się patrzenie na tę nierówną walkę dziewczyny ze sznurkiem, bo wziął do ręki młotek i wielką śrubę. Gdy zobaczyła to, jeszcze bardziej, ale już z twarzą pełną łez zaczęła szarpać za sznur, by ten wreszcie się odplątał i dał jej spokój.
- Matko Święta, co Ty robisz?! Odłóż to kurwa!!! RATUNKUUUU!!!!! KURWA POMOCY! - Krzyczała bezbronnie i liczyła na cud.
Victor mocno złapał ją za szyję i przycisnął głową z powrotem do stolika, by ponownie się położyła. Nie mogła złapać oddechu i wiła się drapiąc go rękami. Zdenerwowany zawziętością ofiary wariat, uderzył kilka razy tyłem jej głowy o stół, by ta się uspokoiła. Zadziałało. Dziewczynę otumanił delikatnie atak i odpuściła instynktowne kręcenie się w obronie. Psychopata złapał za rękę bezbronnej dziewczyny, rozłożył ją niczym rękę Jezusa na krzyżu i wbił mocną śrubę w wewnętrzną część dłoni.
— AAAAAA! JEZU, CZEMU TO ROBISZ!!! AAAŁAAAA.
Uderzał młotkiem aż dłoń ofiary całkowicie przywarła do stołu, a kobieta potwornie wrzeszczała.
— Boga tu nie ma!!! Wtargnęłaś na moją posesję. Chciałaś zaznać uroków tego bezludnego miasta. Zaznasz, kurwo!
Dziewczyna zalała się łzami. Chwyciła lewą ręką, jeszcze wolną od bólu za swoją przybitą dłoń jakby miała nadzieję, że to coś zmieni. Wyglądało to jakby zamierzała wyrwać przybitą rękę, ale nie miała wystarczająco sił i brakowało jej odwagi, by to uczynić. Zresztą, co by to zmieniło? Leżała cały czas przywiązana tym cholernym sznurem. Victor obszedł stół i stanął z drugiej strony. Złapał ją agresywnie za lewą rękę, rozłożył dłoń równolegle do poprzedniej i wbił z całą siłą śrubę, tak samo jak przedtem.
— AAAAAAA!!! JEZU, PROSZĘ!!! BŁAGAM CIĘ, WYSTARCZY
Uderzył jeszcze raz dla pewności, że przybił do końca również tę rękę.
- To dopiero początek, skarbie. To mój dom, a w moim domu, gości traktuje się wyjątkowo!!! Nie przyjmuję odmowy! Hahahaha!!!
Bezsilna, zaczęła dusić się własnymi łzami i nie potrafiła na tamten czas powiedzieć już ani słowa. Modliła się tylko, by Victor w końcu przestał się nad nią znęcać, prosiła Boga, by ten świr się oddalił.
- Zostawię Cię, a Ty się prześpij troszkę. Odpocznij, bo niebawem tu wrócę i znowu będzie bolało - powiedział i odszedł.
Warszawa
Godzina 12:00, 09.06.2025 rok.
Damian zakończył rozmowę z policjantem i opuścił komisariat, poirytowany pytaniami na komendzie. Męczyła go też złość z powodu ciągłego wzroku ludzi, którzy znali go wcześniej i kojarzyli z jego ojcem. Ich niepojęte spojrzenie jasno mówiło O, TO SYN TEGO POTWORA POSZUKIWANEGO ZA MORDERSTWO. PEWNIE TAKI SAM, JAK STARY. Poszedł do baru na drinka, mimo wczesnej godziny, po czym wrócił do domu. Odkąd stała się ta tragedia w parku, raczej omijał miasto. Przeważnie, kiedy wychodził to tylko z Maćkiem, Sandrą i Pauliną. Resztę ludzi wolał pominąć. Czuł się oceniany z powodu okrutnego zachowania ojca. Miał ochotę się zaszyć. Zniknąć. Dlatego myśl, że weekend, który nadchodzi, nie będzie w Warszawie, lecz w tej bezludnej wiosce, w której nikt go nie będzie oceniał i porównywał do ojca-mordercy, bardzo go zadowalała. Czuł na pewno ulgę, ale też nieznaną satysfakcję jakby życie zaraz miało zaczynać się na nowo. Mentalnie zachowywał się jakby miał zamiar zostać na zawsze w Kłominie i już nie wracać do Warszawy.
Szczecin
Godzina 15:29, 09.06.2025 rok.
Denis wrócił do domu, a Jessica właśnie robiła obiad i zastanawiała się dokąd poszedł.
— Dokąd polazłeś? Wróciłam dwie godziny temu, ale Ciebie już nie było.
— Poszedłem się przewietrzyć i pobyć wśród ludzi — popatrzył na Jessicę.
— Okej. Słuchaj, obiad będzie za pół godzinki, więc łaskawie zostań już w domu i zjedz normalnie — zaproponowała podpitemu ponownie Denisowi.