CZĘŚĆ I
1
Dźwięk szybkich, zdecydowanych kroków rozbrzmiewał echem po sali. Publiczność jeszcze nie zareagowała na jej obecność. Stanęła w wyznaczonym miejscu, lecz ku jej zdziwieniu oświetlenie raziło ją niewymiernie. Widziała tylko jurorów siedzących na podwyższeniu w drugim rzędzie, dwóch mężczyzn i kobieta.
Pierwszy od lewej był łowcą talentów i właścicielem wytwórni muzycznej — arogancki Damian Mervick. Obok niego siedziała super sztuczna, ale niesamowicie utalentowana Diasy Devlin, która lata swojej świetności miała już niestety za sobą. Jako ostatni był autor tekstów największych hitów ostatnich sezonów — łagodny Tobby McLouis.
Chciała się przesunąć w inne miejsce, ale operator kamery z przodu gestem ręki ją zatrzymał i dał sygnał, by jeszcze nie zaczynała. Gestem drugiej dłoni przywołał makijażystę na szybki re–touch „gwiazd”.
— Nie wygląda na zdenerwowaną — zauważyła Daisy.
— Kurwa, pewnie kolejne beztalencie. Czy oni sami siebie nie słyszą?! — Zdenerwował się Damian, odchylając w tył na swym czerwonym fotelu. — Tylko przyłażą tutaj pewni siebie, a później zdziwieni, że ich nie wybieramy. Kurwa tępaki — podsumował, przeglądając kartki z nazwiskami uczestników. Jak zwykle pojawiło się parę dobrze już mu znanych z wcześniejszych edycji.
— Tak, tak, ale to dzięki nim masz te swoje cacka — stwierdziła Daisy upijając łyk wody z kubka po pepsi, sponsorze programu. — Słyszałam, iż ostatnio kupiłeś nowy jacht? Ile kosztował? Pół miliona?
— Takich śmieci nie kupuję. Widzisz jak ona stoi? Ręka w kieszeni, drugą bawi się w telefonie — stwierdził arogancko. — Pewnie pisze status na Facebooku. Paranoja kurwa.
— To tylko poza, tak naprawdę pewnie nerwy ją zżerają.
— To, czemu nie stanie jak normalni ludzie albo niech, chociaż udaje, że się nie denerwuje. Ręce za plecami i niech się rozgląda dookoła. Nie podoba mi się — podsumował, marszcząc brwi i powrócił do czytania nazwisk.
— Mało kto ci się podoba — wtrącił się do rozmowy Tobby.
— Ty się kurwa nie interesuj, tylko pisz te swoje pioseneczki.
Makijażysta, po ekspresowych poprawkach włosów Tobby’ego oraz makijażu Daisy, przyzwyczajony do tego typu rozmowy pomiędzy jurorami, odszedł bez słowa. Za ich plecami prezenter poinformował o starcie nagrania.
Ponad sceną zapalił się napis: „Nagranie”. Światła trochę przygasły, a widownia się wyciszyła. Równo po dwóch sekundach rozległ się melodyjny głos Daisy
— Cześć złotko jak się nazywasz i skąd przyjechałaś? — zapytała uśmiechając się promiennie.
— Mam na imię Katie, a przyjechałam z Nowego Orleanu.
— Ile masz lat Katie? — wtrącił Damian świdrując ją wzrokiem.
— 30.
— 30? Trochę późno chcesz rozpoczynać karierę muzyczną — próbował ją zirytować. Nie widząc co powinna odpowiedzieć, uśmiechnęła się blado. Po chwili niezręcznej ciszy Daisy zapytała:
— Co nam zaśpiewasz?
— Whitney Huston „I will always love you”.
— Ciężka piosenka — powiedział Damian, uśmiechając się niemal tryumfalnie, wiedział, że tej piosenki nikt ot tak nie potrafi zaśpiewać, więc i jej się nie uda.
— Dam radę panie Damianie — oznajmiła stanowczo, powodując, iż uśmiech zastygł mu na twarzy, a oczy rzucały mordercze spojrzenie.
— Zobaczymy. — Jeszcze bardziej poddenerwowany juror, zrobił notkę na swoich kartkach, po czym rozsiadł się wygodniej w fotelu i ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma, czekał aż zacznie.
Kiedy padły pierwsze wersy, cała sala wzięła głębszy oddech i go wstrzymała. Wyrazy twarzy jurorów zdradzały zaskoczenie, za wyjątkiem jednego. Ten jeden wiedział, co się święci i knując już w głowie plan, wbijał wzrok w Katie.
Po spektakularnym refrenie cała sala oklaskiwała ją na stojąco. Na scenę wszedł prezenter i z typową dla siebie swobodą objął Katie ramieniem, mówiąc:
— Wiem, że to tylko formalność, ale mimo wszystko musimy to usłyszeć. Tobby?
— Piękny, czysty głos, zero fałszu… Jesteś „the one”! — wykrzyknął, uśmiechając się szczerze, po czym nacisnął złotą kulę naprzeciw niego i momentalnie zaświeciła się jedna trzecia wiszącej ponad sceną, winylowej płyty.
— Daisy?
— Katie… W tak drobnym ciele taka siła?! — powiedziała, unosząc teatralnym gestem ręce do skroni. — Jestem wręcz przerażona potęgą… Jesteś „TĄ JEDYNĄ!” — oznajmiła, kładąc obie dłonie na swojej kuli i zapaliła się druga część płyty.
— Damian? — zapytał prezenter wciąż obejmując Katie.
— Z chęcią zobaczę, co dalej dla nas przygotujesz. TAK — powiedział obojętnie, podkreślając na kartce jej imię dwukrotnie i wcisnął swój przycisk palcem wskazującym nie obdarzając Katie nawet jednym spojrzeniem.
— A więc, tak jak mówiłem! — entuzjastycznie krzyczał do mikrofonu Jack. — Czysta formalność. 3 razy TAK. Katie witamy w naszych progach. — Prezenter ukłonił się głęboko i zaczął ją odprowadzać do wyjścia. Szczęśliwa dziewczyna szybko podziękowała i uśmiechnęła się na pożegnanie.
— Ja ją kurwa urządzę. Ma być w mojej grupie, rozumiecie! — Damian warknął półgębkiem, zakrywając mikrofon. Żaden z jurorów nie odpowiedział, wiedzieli, że mimo wszystko to Damian jest tutaj gwiazdą i to on dostaje, czego tylko chce. Reszta jest dla niego tłem.
— Jack wprowadź następnego skowronka — zaszczebiotała radośnie jak zwykle Daisy.
— Już się robi — odpowiedział prowadzący, otwierając po raz setny drewniane drzwi.
***
— Halo mamo? — powiedziała do słuchawki Katie.
— Katie? I jak? Przeszłaś? — zapytała zaspana starsza kobieta.
— Tak dostałam się. Widać zostanę tutaj jeszcze przez jakiś czas.
— Wiedziałam, że dasz radę. Gratuluje — powiedziała ciepło matka.
— Dziękuję.
— Bardzo mi przykro, że nie pojechaliśmy tam z tobą.
— Mamo daj spokój, co byście robili przez tyle godzin?
— Faktycznie… Zaraz obudzę ojca i mu powiem.
— Nie, mamo. Jutro to zrobisz, teraz wróć do spania — powiedziała Katie siadając na miękkim, hotelowym łóżku. — Zadzwonię jutro to pogadamy dłużej.
— Kocham cię.
— I ja ciebie też. Pa
— Pa — pożegnała córkę starsza kobieta i odłożyła słuchawkę telefonu na blat nocnego stolika, po czym zapaliła lampkę i cała podekscytowana zdecydowanie szturchnęła śpiącego męża za ramię. Starszy mężczyzna zbudził się mocnym chrapnięciem…
2
Katie siedziała w białym fotelu przy oknie. Każdy pokój hotelowy wydawał się jej taki sam. Łóżko, nocny stolik, lampka, telefon i telewizor, a pod nim, mniejsza lub większa półka. Jakieś obrazy albo zdjęcia na ścianach, czasem większe lustro i parę kwiatów, standard. Mało, który ją zaskakiwał. Być może gdyby wynajmowała pokój w 5 gwiazdkowych hotelach, to by było coś innego, ale koniec końców i tak tylko się w nim śpi, zwłaszcza jak jest się samemu.
Mimo że światła miała już zgaszone i była przygotowana do snu, jeszcze się nie kładła. Tępo wpatrywała się w telewizor, myślami będąc mile stąd. Analizowała krok po kroku jak to się stało, że jest w tym miejscu, gdzie jest. Jedna decyzja, która tak zmieniła jej całe życie…
Jak dziś pamięta dzień, kiedy informowała swoją nauczycielkę od hiszpańskiego, że chce się przenieść do niższej grupy.
— Katie, nie możesz tego zrobić. Z testu jasno wynika, że zakwalifikowałaś się do najwyższej grupy — powiedziała niewiele od niej starsza nauczycielka. — Masz drugi w kolejności wynik.
— Wiem proszę pani. Niestety chciałabym mimo wszystko przenieść się do drugiej grupy — odparła Katie ściskając książkę do historii.
— Ehhhh… Bardzo mi się to nie podoba. No cóż… Gdzieś tu miałam grafik grupy pana McKeann’a. O, proszę — ciężko westchnęła panna Marison podając jej złożoną na pół kartkę papieru.
— Super, dziękuje.
— A czy pan McKeann wie o tym? — Nie odpuszczała nauczycielka.
— Tak, nawet już wyraził zgodę, jeśli pani nie ma nic przeciwko.
— Pewnie, że mam… Katie zastanów się jeszcze raz. Mam do zaoferowania najlepszy program. Wypady poznawcze do Hiszpanii, 3-miesięczne wymiany studentów jak również zwykłe wyjścia do kina na hiszpańskie filmy. Program nauczania jest bardzo zaawansowany, będzie ciężko, ale wiem, że dasz radę.
— Są rzeczy, których się nie przeskoczy mimo talentu czy wiedzy.
— Masz coś konkretnego na myśli? — Kobieta zaczęła się badawczo przyglądać nastolatce. Katie wzięła głębszy oddech i wyrzuciła z siebie jednym tchem:
— Niestety, moich rodziców nie stać na pani program. Wiem, że jest bardzo dobry, ale nie będzie mi wesoło, kiedy wszyscy z grupy będą latać coraz do Hiszpanii, opowiadać sobie zabawne historie, a ja będę takim odludkiem. Wolę być w niższej grupie, gdzie nie będę czuć się gorsza.
— No dobrze, jeśli taki jest powód, to się zgadzam — westchnęła nauczycielka, lżejszym już głosem wyrażając zgodę na zamianę. — Powiem tylko panu McKeann’owi, by cię trochę przycisnął — Katie zaśmiała się z ulgą i rozbawieniem…
W tamtym okresie musiała kupować książki na spółkę z koleżanką z ławki, było ciężko, ale za to teraz niczego jej nie brakuje, a wszystko dzięki tej niepozornej zamianie grup i jeden podręcznik dzielony z Margarett.
Z zamyślenia wyrwało ją światełko laptopa: „Masz wiadomość”. Wiedziała, od kogo nawet nie patrząc w pole nadawcy. Niewiele osób znało jej e-mail. Rodzice, kuzynka Ilay oraz koleżanka ze studiów Agness.
Po naciśnięciu koperty w tytule zobaczyła:
„Jestem w ciąży”.
Nic więcej. Agness zawsze taka była, lubiła tworzyć oraz podtrzymywać napięcie, dramatyzować. Często miewała zmiany nastrojów i czasem trudno było za nią nadążyć, ale Katie to odpowiadało. Ponoć przeciwieństwa się przyciągają i może właśnie, dlatego tak dobrze się dogadywały podczas studiów. Ona raczej spokojna i ułożona, a Agness czysty żywioł…
Gratulacje!!! W którym tygodniu jesteś? Byłaś już u lekarza? Co powiedział Ben? Jak zareagował? Twoja mama to pewnie nieźle się wkurzyła, jak ona to przyjęła? Powiedziałaś jej już chociaż?;p …
Jak się czujesz? Napisz mi wszystko ze szczegółami!!
Tak się cieszę! Gratulacje raz jeszcze ;) A tak poza tym, jakby cię to przypadkiem interesowało, to przeszłam dalej. Oglądaj 24.05
Buziaczki pa.
— No ładnie Agness, twoja mamuśka tak elegancko cię zabije, że aż mi ciebie trochę szkoda — pomyślała kładąc się ciężko na łóżku. Z lekkim uśmiechem na twarzy, Katie szybko zasnęła.
***
Parę dni po pierwszym przesłuchaniu, Katie stała mokra w tym samym hotelowym pokoju. Krople wody spadały z jej ciemnych włosów wprost na miękki dywan. Nic sobie z tego nie robiąc, Katie przesuwała wieszaki w szafie, próbując rozwiązać odwieczny kobiecy problem, w co powinna się ubrać.
Ostatnio miała na sobie białe spodnie z wysokim stanem, jasnoróżową bluzkę oraz żakiet. Dzisiaj taki styl nie będzie pasował do repertuaru. Musi czuć się i wyglądać wygodnie, wręcz luzacko.
Koniec końców, po niecałej godzinie przymierzania, stanęła gotowa przed lustrem. Zdecydowała się na ciemne, dopasowane spodnie i biały podkoszulek z napisami, a na wierzch zarzuciła sobie rozpięta koszulę w drobną, niebieską kratkę.
O 8:50 zadzwoniła po taksówkę i w niecałe dwadzieścia minut później była na miejscu. Po obu stronach wejścia ustawione były metalowe barierki, za którymi stały rzesze gapiów czy też fanów programu, mimo, iż był to dopiero drugi jego etap. The ONE był niezwykle popularny, co dziwiło jeszcze bardziej, gdyż był to kolejny z rzędu program muzyczny.
Za zwykłymi, plastikowymi drzwiami z naklejonym dużym logo programu, ustawiony został podłużny stół, za którym siedziała istna Barbie. — Widać w gabinecie musieli się nieźle nad nią napracować — przemknęło Katie przez myśl, kiedy spojrzała na twarz dziewczyny. Idealnie prosty, wąski nos otoczony został pełnymi kośćmi policzkowymi po bokach oraz równie napompowanymi ustami w kolorze wściekłego różu.
Dziewczyna bądź, co bądź młodsza od Katie, żując gumę w charakterystyczny sposób, zadała pytanie:
— Imię? — zapytała nawet nie odrywając wzroku od swojego złotego iPhone.
— Miranda — odpowiedziała Katie, patrząc na zwieszoną w dół głowę dziewczyny w kolorze platyny.
— Miranda jak? — kontynuowała tym samym, beznamiętnym tonem nie przerywając grania w grę.
— Jacum.
— Mmmmm… Mmmmmm… — z opóźnieniem, przeniosła wzrok na leżącą obok listę uczestników, wciąż kurczowo trzymając telefon, jakby Katie miał go zaraz chwycić i z nim uciec. — Nie widzę tu takiej — mówiąc to, w końcu spojrzała na Katie i uśmiechnęła się. — Miranda? Nie masz przypadkiem na imię Katy… Katie…? Katie…? Nie pamiętam. Ty jesteś tą, co spieniła Damiana na przesłuchaniu? — Wskazała na nią palcem wskazującym, boleśnie go przy tym wykrzywiając.
— Nie wiem, czy go spieniłam, ale sprawdź proszę nazwisko Waltson.
— Spoko, już szukam — zaszczebiotała, uśmiechając się promiennie.
W ciągu tych paru sekund Katie rozejrzała się dookoła, ale nic specjalnego nie zauważyła. Duże, puste pomieszczenie bardziej przypominało halę niż jedną z sal tak prestiżowego programu. To, że ją odmalowano na ciemnofioletowy kolor, a na podłodze położono czarne, połyskujące płytki nie czyniło pomieszczenia bardziej „światowym” — pomyślała Katie.
— Okej, już widzę. Teraz podpisz się tutaj i wyciągnij los z tego pudełka. Będziesz kolorem przydzielona do grupy. Niebieska jest pierwsza, czerwona — druga, zielona — trzecia — poinformowała z tym samym uśmiechem na twarzy. Przez moment przemknęło Katie przez myśl, iż może dziewczyna ćwiczy w ten sposób przed jakąś reklamą pasty do zębów albo czegoś podobnego, bo tak szerokiego uśmiechu to nigdy wcześniej nie widziała.
Katie jak tylko włożyła rękę, złapała za pierwszy los, jaki poczuła.
NIEBIESKI
— Tak, więc idziesz, jako pierwsza. Nagranie zaczyna się, dokładnie za 22 minuty — dodała spoglądając na godzinę w telefonie.
— Czy ktoś jest już w mojej grupie? — zapytała Katie.
— Jak na razie nikt szczególny. Grupa zielona jest już najsilniejsza. Czekamy jeszcze na osiem osób, więc wszystko się okaże. Poczekalnia jest korytarzem zaraz za mną, pierwsze drzwi na lewo. — Bezimienna blondynka wstała i podała jej swoją wizytówkę.
— Katie to dla ciebie, w razie jakbyś kiedyś mnie potrzebowała, jestem naprawdę dobra. — Mówiąc to uśmiechnęła się jeszcze szerzej, wprawiając Katie w niemały szok. — Dziewczyna zaraz będzie mieć uśmiech dookoła głowy! — Przeraziła się mówiąc po chwili otępienia
— O, okej. Dzięki, na razie.
Drzwi wejściowe otworzyły się ponownie i wszedł przez nie wysoki, pewny siebie chłopak. „Przyszła” asystentka Katie ulotniła się z jej okolic z prędkością światła i niemal teleportowała się tuż obok bosko przystojnego kolejnego uczestnika programu.
— Jak JA będę cię potrzebować? Chcesz się tylko zakręcić przy kimś, kto może wygrać albo pomóc tobie, tandeto ty mała — pomyślała Katie patrząc na małą, różową wizytówkę, na której zawiłymi literami można było przeczytać:
Amie Dolyn
Utalentowana prezenterka/ Hostessa/
Organizatorka wszelakich imprez. Dzwoń o każdej porze dnia czy nocy Buziaczki.
Na tylnej stronie widniał numer telefonu. — Jezu, czy te dzieciaki teraz nie wiedzą, czym się mają zając? Ehhhh…
Nie po raz pierwszy Katie ubolewała nad poziomem edukacyjnym oraz kulturalnym ówczesnej młodzieży. Była przekonana, iż młodzież ogląda za dużo śmieci w telewizji czy Internecie. Golizna i perwersja jest na porządku dziennym, a przeklinanie jest prawie jak drugi język narodowy. — Chyba się już starzeję… — Takie myśli krążyły jej po głowie, kiedy weszła do poczekalni.
***
8 MINUT DO NAGRANIA — głosił napis powyżej okrągłego zegara ściennego.
Rozejrzała się dookoła i widziała trzydziestu zdenerwowanych ludzi. Niektórzy powtarzali znany im już tekst, inni usiłowali się wyciszyć emocjonalnie, parę osób rozmawiało, a reszta gapiła się w telefony. Czy widziała kogoś szczególnego? Nie. Wszyscy tacy sami jak ona — ZWYKLI. Pomijając oczywiście większe i mniejsze dziwności w ubiorze czy fryzurze, ale to nie robiło jej różnicy.
Drzwi z rozmachem otworzył Jack, prezenter show. Dość wysoki i umięśniony mix indyjsko–europejski. Jasne brąz włosy, w dodatku muśnięte słońcem, kontrastowały z niemal czarnymi oczami i ciemną skórą. Przyjemnie było na niego popatrzeć, chociaż nuta fałszu tu i ówdzie wypływała na wierzch.
— Niebiescy? Zapraszam — powiedział z promiennym uśmiechem, rozglądając się po sali.
Równocześnie z Katie poderwało się jeszcze 9 innych, równie zestresowanych osób. Razem przeszli przez korytarz gdzie, obsługa otworzyła podwójne drzwi i stanęli na tej samej scenie, na której Katie miała swój pierwszy casting. Kamerzyści byli już ustawieni i śledzili każdy ich krok.
— Witamy w drugiej części programu — zaczął basowym głosem Damian. — I kogo my tu mamy… Peter Johnson? Jak się masz? — Wzrokiem odszukał młodego chłopaka.
— Całkiem nieźle proszę pana — odparł zawstydzony.
— Maggi Dussen? Gdzie jesteś?
— Tutaj, witam — brunetka zamachała ręką lekko podskakując.
— Złotowłosa Malanie Carmen?
— Taaaaak Damianie? — zapytała blondynka z wysokim kucykiem na głowie.
— Panna „ręka w kieszeni”, Katie Waltson?
— Pani „ręka w kieszeni” jak już. — Damian popatrzył się na nią, jakby miał zaraz wbiec na scenę i ją zabić, ale nie mógł nic zrobić, a tym bardziej powiedzieć jak długo trwało nagranie, więc kontynuował.
— Zakręcony James Doul? Co u ciebie?
— Hey, jo jo jo joł?! — wykrzyczał podekscytowany mężczyzna ubrany w luźne spodnie i obszerną, bordową bluzę z kapturem.
Ostatnich imion Katie nawet nie próbowała zapamiętać, bo i po co, myślała.
Wkrótce potem podszedł do niej Jack i kazał wylosować wersety, które miała zaśpiewać. Wszyscy chcieli oczywiście dostać refren piosenki, ona również, ale się nie udało.
Katy Perry ‘Last Friday Night’
— Ok, wszyscy byliście świetni! — wykrzyknęła po kilku minutach podekscytowana Daisy. — A teraz moi kochani, zanim odejdziecie z powrotem do poczekalni, mała niespodzianka. Zamiast trojga uczestników z każdej grupy, przechodzi dalej czwórka! — Po takim newsie wszyscy się wyraźnie ucieszyli. Zawsze zwiększało to ich szanse, by przejść dalej.
W poczekalni Katie usiadła na jednym z czarnych, plastikowych krzeseł pod ścianą. Wchodząc, minęła płaczącą z nerwów rudowłosą nastolatkę i usiadła krzesło dalej od całującej się pary. Ona była w jej grupie, on właśnie wychodził na przesłuchanie i życzyła mu szczęścia. Po zamknięciu drzwi w sali pozostało 20 osób, 10 już po i 10 ciągle przed castingiem.
Na ściennym telewizorze można było obejrzeć występy grupy czerwonej. Stali tak jak ona w równym szeregu i właśnie zaczęli ciągnąć losy.
Występ rozpoczęła Cindy, jej imię widniało na niebieskim, mieniącym się pasku u dołu ekranu. Przyjemnie się jej słuchało, ale nie można było powiedzieć, aby miała zadatki na większą gwiazdę, brakowało po prostu talentu.
Kolejna dziewczyna, Stefanie, chyba pomyliła branże, gdyż ubrana była wręcz tylko w bieliznę lekko zakrywającą sutki, w dodatku pozami starała się nadrobić brak głosu. — Zaraz po niej śpiewał młodziutki chłopaczek, Paul. Utalentowany to on był i to bardzo, przez co jego następca wydawał się fałszować bardziej, niż to było w rzeczywistości. Następny w kolejności śpiewał chłopak dziewczyny siedzącej obok Katie. Po jego części Katie ją zagadnęła:
— Jak tak dalej będziesz się denerwować, to skończysz bez palców — zażartowała spoglądając na obgryzione paznokcie dziewczyny,
— Yyhhhh… Tak się martwię — odpowiedziała niezwykle cicho. Katie nie pamiętała jej imienia, a tym bardziej występu, ale jak na razie się tym nie kłopotała, tylko słuchała, co do niej mówi. — Jak któreś z nas nie przejdzie, to nie wiem, co zrobimy.
— Jak to? — zapytała wyraźnie zaciekawiona Katie.
— Plan jest, że razem idziemy do finału, a później niech się dzieje, co chce i się pobieramy.
— Pobrać zawsze się i tak możecie, nawet jeśli jedno z was odpadnie już teraz.
— Teraz nie mamy pieniędzy na ślub. Oh, żeby tylko się im spodobał — smutno westchnęła przykładając kolejny palec do ust, by ponownie odgryźć kawałek paznokcia.
— Nie sądzę, aby ich wybór zależał od lubienia kogoś czy też nie. Przynajmniej jeszcze nie na tym etapie, chociażby dlatego, że jeszcze nas wcale nie znają.
— Nigdy nic nie wiadomo.
Przez resztę nagrania panowała cisza. Ostatnia, najsilniejsza grupa została poproszona o wyjście na scenę. Kiedy stanęli na deskach, nawet ich postawy mówiły, iż wiedzą czego chcą i są tu, by wygrać obiecane pół miliona. Nikt nie chciał być na ich miejscu i znaleźć się akurat w tej grupie.
— Wyjść ze słabej grupy jest zawsze łatwiej, niż przebijać się przez same talenty — pomyślała Katie, wpatrując się w telewizor.
Po około 15–20 min wszyscy uczestnicy siedzieli w poczekalni w oczekiwaniu na wyniki. Mieli godzinę na obiad, ale tylko dwie osoby zdecydowały się coś zjeść. W tym czasie jury się nieoficjalnie naradzało…
— No dobra zaczynamy. Grupa niebieska? — rozpoczął Tobby, sięgając do swoich notatek po kartkę ze swoją punktacją i faworytami, kiedy jej nie znalazł na stole, nerwowo przeszukał kieszenie spodni i już zabierał się za marynarkę, kiedy Damian wybuchnął:
— Kurwa, Tobby! Zorganizuj się jakoś! Zawsze coś gubisz albo gdzieś kładziesz i nie pamiętasz.
— Wiem, wiem — przytaknął polubownie mężczyzna przed czterdziestką i kontynuował szukanie, mówiąc do siebie pod nosem. — Pamiętam, miałem ją tutaj z pół minuty temu — nerwowo przetrząsał wnętrze eleganckiej marynarki bez rezultatów, kiedy ponownie ją zawieszał na oparciu krzesła, zobaczył na podłodze zgniecioną kulkę papieru. Odetchnął głęboko z uczuciem ulgi. Już wówczas, zanim po nią sięgnął, wiedział, iż ona jest właśnie tą, której szuka.
W międzyczasie Daisy i Damian wybrali swoich faworytów. Ich zdjęcia leżały w dwóch równoległych rzędach.
— Widzę Daisy, że się zgadzamy — oznajmił beznamiętnym tonem odkładając zdjęcia pozostałych kandydatów na bok.
— A czego się spodziewałeś — zaszczebiotała radośnie. — Wybrać cztery osoby z dziesięciu, które coś potrafią, nie jest trudne. A ty jak? — Popatrzyła na Tobby’ego, który rozwijał kulkę.
— Kurwa, jak ty możesz pisać teksty piosenek, jak wyrzucasz potrzebne notatki?! — wykrzyknął zdenerwowany Damian, nieświadomie zaciskając pięść pod stołem.
— A ty zawsze musisz zaczynać zdanie od „kurwa” — odpowiedział spokojnie Tobby.
— Tylko jak coś mi się nie podoba.
— Swoją drogą, to dość niespotykane, aby przedłużali sezon — wtrąciła Daisy. — Nie pamiętam, aby kiedykolwiek się to zdarzyło — dodała, sięgając w międzyczasie po swój telefon komórkowy. Szybko zrobiła sobie selfie i na powrót schowała go do najmodniejszej tego sezonu, torebki.
— Hehe przez tę parę marnych odcinków już pobiliśmy rekordy oglądalności. Dzieciaki mają przerwę wakacyjną i gapią się w telewizory. Poza tym są transmisje z tłumaczeniami, które idą na cały świat no i jest jeszcze YouTube do powtórek — wyjaśnił Tobby siadając w swym fotelu.
— Zwiększyli o troje liczbę uczestników, którzy mają teraz przejść dalej, czyli nasz program też się wydłuży o trzy tygodnie? — zapytała Daisy.
— Przynajmniej. To jest telewizja, nigdy nic nie wiadomo. Ciekaw jestem, ile nam dorzucą…
— A ty zawsze o pieniądzach Damianie — westchnęła Daisy odrzucając włosy za ramiona, by absolutnie nic jej nie przeszkadzało, kiedy przybędzie makijażystka na poprawę.
— Dbam o swoje interesy, „złotko” — dodał kopiując jej sposób mówienia.
Faworyci Tobby’ego leżeli już na stole, zaskoczenia nie było, gdyż wszyscy wybrali jednogłośnie, kto przechodzi.
— No dobrze, szybko poszło. Teraz grupa czerwona — powiedział Damian i jak zwykle położył swoich faworytów, jako pierwszy, na samym środku stołu. Zaraz po nim pojawiły się głosy pozostałych jurorów.
— Jak widzę i tutaj się niemalże zgadzamy — rzekła łagodnie Daisy wpatrując się w zdjęcie dziewczyny. — Jako czwartą uczestniczkę chcę wziąć Kelly. Jest młodziutka, urocza… Zrobilibyśmy z niej drugą Britney.
— Ale ona nie ma w sobie ani grama energii, jest za spokojna… Ja chcę Stefanie, seksowna, cycata, poza tym ma trochę głosu. Przyciągnie męską część widzów — tłumaczył swój wybór Damian.
— Chyba chciałeś powiedzieć „obciągnie”. Prześpij się z nią i nie wciskaj kitu, że się nadaje — wtrącił Tobby. Słysząc to, wszyscy się uśmiechnęli.
Kamery były wyłączone, więc mogli swobodnie wypowiadać się o uczestnikach. Ustawione nagranie będzie kręcone, jak już wybiorą, kto przechodzi, by oszczędzić widzowi wulgaryzmów, za które z kolei stacja często dostawała kary pieniężne. — Ja się zgadzam z Daisy. Kelly spełnia profil słodkiej nastolatki–dziewicy — przytaknął Tobby.
— Dziewicy, nie-dziewicy, ale niech wam już będzie.
— Dwie grupy za nami. Do ostatniej grupy podejdźmy praktycznie — zaproponowała Daisy. — Potrzebujemy, by ludzie głosowali, więc wybierzmy pod nich jak ostatnio. Mamy już słodkie niewiniątko oraz bożyszcze nastolatek z grupy czerwonej, starszego kawalera dla kobiet dojrzałych — kontynuowała, pokazując palcami na zdjęcia uczestników. — Zadziorną metalówę i dziewczynę do wkurzania Damiana. Zapowiada się ciekawie. Potrzebujemy jeszcze — zastanowiła się przez chwilę, po czym dodała — jakiegoś rockowca, może ponętną kusicielkę…
— Jak nie patrzeć Stefanie — zaśmiał się Damian.
— Kusicielka ma udawać, że da, a nie dawać wszystkim dookoła. — Zirytowana jego nastawieniem Daisy, zripostowała błyskawicznie. Tak ciężko było jej udawać, że jej na nim już nie zależy, że to, co kiedyś było między nimi to tylko seks i nic więcej. Minęło już grubo ponad 3 lata. Teraz prowadzą razem już czwarty sezon, od, kiedy zerwali.
Z zamyślenia wyrwał ją głos Tobby’ego:
— A może by tak, jakaś wzruszająca historyjka? Wiadomo czy, któryś z uczestników ma trudną sytuację, jest chory albo coś?
— Pomysł z historią to ja już mam, zostawcie to mnie. Potrzeba nam jeszcze inny typ. — Uśmiechnęła się tajemniczo Daisy. Kątem oka zauważyła podchodzącą do niej makijażystkę i usiadła zamykając oczy, pogrążając się w zamyśleniu.
— Chociaż raz to nie ja będę musiał się wdać w romans, by podtrzymać napięcie i plotki — odparł Damian, śmiejąc się szelmowsko.
— Jakby akurat tobie to coś przeszkadzało — zażartował Tobby.
— Ostatni akurat sporo mnie kosztował.
— Właśnie, jak go zakończyłeś? — ciągnął juror nie zwracając uwagi na tęgą minę Daisy. — W brukowcach pisano tylko, że zerwaliście i Amanda, tak? Ma depresje.
— Namówiłem ją na aborcję. Jest przecież taka utalentowana — wyjaśniał, ledwo się hamując, by nie wybuchnąć śmiechem na całą salę. — A z moją pomocą może osiągnąć wszystko, dziecko będzie jej tylko przeszkadzać.
— I ci uwierzyła? — Zaskoczona Daisy momentalnie otworzyła oczy i wlepiła w niego zdziwiony wzrok.
— MI miałaby nie uwierzyć? Przecież ją „kocham, a dzieci będziemy mieć później” — cytował swoją wcześniejszą rozmowę z dziewczyną. — Poza tym, zabrałem ją do mojego studia, nagrała dwie piosenki i weszła na iTunes, później poszło gładko — zaśmiał się sam do siebie.
— My tu gadu gadu, ale wracając do tematu — powiedział Tobby.
— Ale rymujesz złotko — zaśmiała się Daisy i odprawiła makijażystkę.
— Moje propozycje są następujące, rockowcem może być John, ma chrypkę, poza tym czuje rytm i łatwo się go przerobi wizualnie. Waszą „kusicielką” będzie Cathy, ma trochę głosu i dosyć ładnie wygląda, a pozostali to Johnny i Carl.
— Czemu akurat oni? — dopytywała się Daisy.
— Bo jest mi to obojętne. Jestem głodny i głowa mi pęka — powiedział szczerze, ciężko pocierając palcami skronie.
— To przestań tyle chlać. Co noc gdzieś wychodzisz i ledwo wracasz na czworaka.
— Nie sądziłem, iż tak ci to przeszkadza Damianie — mówiąc to przesłał mu znudzone spojrzenie i przez chwilę panowała cisza.
— Dobra, ja też chcę już iść na mojego golfa, więc jestem za. Daisy?
— Patrząc ekonomicznie, to młode gówniary będą na nich głosować bez opamiętania. Z Johnny’ego zrobimy Enrique, a drugi nie wiem, Bon Jovi? Co myślicie?
— Może być — szybko przytaknął Tobby.
— To ją idę na papierosa. Jack złotko, proszę wprowadź naszych skowronków, ja zaraz wracam — zawołała do siedzącego pod ścianą chłopaka.
— Powinnaś rzucić palenie — powiedział Tobby obracając swój fotel w jej stronę.
— I kto to mówi — odparła i przesłała mu powłóczyste spojrzenie. Widziała jak wstrzymał oddech na czas ich wzrokowego kontaktu, co tylko mile połechtało jej kobiece ego.
Będąc wciąż zwróconą w jego stronę, wstała zza stołu, eksponując swój obfity i jędrny biust. Z gracją przerzuciła do tyłu ciemne włosy i kołysząc lekko biodrami, zeszła schodami w dół do wyjścia. Wiedziała, że oboje ją obserwują. Czuła ich wzrok na sobie. Jeden mógł niegdyś mieć ją co noc, ale zakończył ich „znajomość” bardzo niespodziewanie, drugi wzdychał do niej już od drugiego wspólnego sezonu. Zaśmiała się w duchu z całej tej sytuacji. Mimo swych 38 lat nigdy nie czuła się i nie wyglądała lepiej, nawet jako dwudziestolatka. Lifting twarzy, operacja nosa oraz plastyka powiek skutecznie cofnęły czas. Do tego liposukcja, podniesienie pośladków i sztaby stylistów sprawiły, iż wyglądała bosko. W końcu było jej dobrze ze sobą.
Tamte, sceniczne lata na szczęście miała już za sobą. Teraz nikt jej nie katuje ćwiczeniami albo dietami, na które nie ma ochoty. Je co jej się podoba, a jak przytyje, to sobie odessie tu i ówdzie, bo ją stać przecież, tak sobie tłumaczyła. Nie musi już sypiać z producentami albo umawiać się z żadnymi pseudo gwiazdami, by ludzie o niej gadali. Jest wolna, naprawdę wolna! — Ah, życie jest piękne — pomyślała, odpalając na zapleczu upragnionego papierosa.
***
Ruszyło nagranie kolejnych eliminacji. Jack stał z mikrofonem na scenie, a Daisy wstała, gdyż to ona miała tym razem powiadomić o tym, kto przechodzi dalej. Pozostali jurorzy przybrali kamienne miny.
— I jak kochani? Gotowi na wyniki? — zaświergotał niemal jak po narkotykach Jack. Ustawcie się grupami w rzędach obok siebie. Rząd pierwszy, grupa niebieska, drugi czerwona i ostatni zielona. Tego, którego imię będzie wyczytane, proszę o wystąpienie do przodu — dodał, po czym dało się usłyszeć ciepły, lecz oficjalny, głos Daisy.
— Z grupy niebieskiej przechodzą:
Katie Waltson,
Deborah Kennie,
Lucas Mccaline,
Ewa Szczygiel.
— powiedziała błyskotliwie. Trwające nagranie sprawiało, iż była podwójnie urocza i czarująca. — Proszę stańcie po waszej lewej, a reszcie serdecznie dziękujemy za udział. Było mi niezmiernie przyjemnie was wszystkich poznać.
Kiedy sala trochę się „oczyściła” z ludzi, głos zabrał Tobby:
— Grupa czerwona, zapraszam. Podejdźcie bliżej. — Gestem dłoni przywołał zdenerwowanych uczestników. — Z grupy czerwonej przechodzą:
Alex Canon,
Amanda Seanon,
Marie Estebann i
Kelly Thomson.
— Zapraszam do dołączenia do wybranej czwórki, reszcie dziękujemy.
Jako ostatni był Damian.
— Grupa zielona, podejdźcie do przodu. Nie było u was łatwo, sami o tym wiecie, no ale przejść mogą tylko cztery osoby, a są nimi… — rzekł niemal ze współczuciem w głosie.
John Buttons,
Cathy Willson,
Johnny Dowdall,
Carl Basil.
— Pozostałym dziękujemy za udział. Zgłoście się do innej edycji i módlcie się, abyście ponownie nie trafili to takiej samej grupy śmierci. — oznajmił po czym zaczął klaskać, dziękując osobom za udział w programie. Nie minęło kilka sekund, a dołączyła się Daisy oraz Tobby wraz z resztą osób wciąż stojących na scenie. — Teraz zapraszam na scenę Jacka. On poda wam pudełko, z którego będziecie ciągnąć losy — powiedział Damian niemalże jednym tchem. — Imię osoby, które wyciągnięcie powie wam, kto będzie waszym trenerem przez następne dwa tygodnie. Będziecie mieszkać w jego, bądź jej domu i codziennie będziecie przez tę osobę specjalnie trenowani zależnie od waszych potrzeb czy umiejętności — wyjaśnił zasady, patrząc kolejno na każdego uczestnika.
— Do roboty Jack.
Prezenter żwawo podszedł do równo ustawionego rzędu i po kolei przystawiał każdemu uczestnikowi małe, oklejone logiem programu pudełko.
Katie wybrana z grupy jako pierwsza, stała teraz na samym końcu rzędu i dlatego nie miała wyboru co do losów. Został jej tylko jeden, więc nawet nie musiała niczego wyciągać. Jej trenerem była Daisy.
***
— Oh Damian uspokój się! — powiedziała głośniej rozzłoszczona Daisy. Było już po nagraniu i jurorzy mogli się przenieść do swojego pomieszczenia.
— Skąd Jack mógł wiedzieć, że chcesz mieć Katie w swojej grupie? Powiedziałeś mu o tym? Nie, więc daj mu żyć — dodała, odpalając kolejnego papierosa. To był długi i męczący dzień, a Damian niczego nie ułatwiał.
— Tak? To się zamień — zaproponował niespodziewanie i wstał ze swojego fotela. Nie podobało mu się, że losowanie nie poszło po jego myśli, czyli nie było ustawione. Jak on mógł popełnić tak klasyczny błąd? — złościł się w duchu na samego siebie, po czym postanowił, że w przyszłym sezonie wpisze w swoją umowę, że będzie mógł dokładnie wybrać swoją grupę, a nie dostawać kogo popadnie.
— Chyba żartujesz — roześmiał się szeroko Daisy. — W mojej grupie nie ma absolutnie nikogo, kto ma jakieś szanse, więc niby dlaczego miałabym ci ją oddać? — pytała patrząc na niego w odbiciu lustra, przy którym akurat siedziała. Na szczęście garderoba była już posprzątana i na białym, połyskującym blacie nie było nawet śladu po wcześniejszych kosmetykach, bo to jeszcze bardziej by złościło Damiana, uporządkowanego czyściocha.
— Nie dramatyzuj, powiedziałem żebyś się zamieniła, a nie oddawała. Dam ci Johnny’ego, chciałaś go zrobić na Enrique, to teraz będziesz mogła. Co ty na to? — zaproponował chodząc nieprzerwanie od jednego końca pomieszczenie, do drugiego. Proponował Daisy zamianę, ale sam dobrze wiedział, że jest to z grubsza niemożliwe, bo nagranie już było zakończone, a jeśli chciałby odstawić taki cyrk z zamianą uczestników, to musiałoby to wyjść od Katie, że to ona chce, a on ewentualnie by się zgodził, na pewno nie na odwrót.
— Wolę Katie, chociażby po to, żeby cię pownerwiać złotko — zakończyła odpowiedź, której początek najwyraźniej jemu umknął, więc, żeby już nie drążyć tematu, rzekł równie nieprzyjemnym tonem — mówiłem byś tak do mnie nie mówiła, nie ma nagrania!
— Będę mówić jak mi się żywnie podoba. ZŁOTKO! — zakończyła uśmiechając się w identyczny sposób jak na wizji, szeroko i przyjaźnie. Damian już miał coś odpowiedzieć, ale, kiedy Daisy kończyła swoje zdanie do garderoby wszedł Tobby. Spojrzał na Damiana, a następnie na Daisy i ocenił sytuację, że najlepiej dla niego będzie się nie interesować, dlatego powiedział szybko.
— Przedstawiciel naszego sponsora jednak dzisiaj nie przyjedzie, więc możemy spadać.
— Kurwa znów to samo — rzucił agresywnie Damian i rozpoczął swój, tak dobrze im znany monolog pełen wyzwisk i obrazy pod kątem przedstawiciela, który nie po raz pierwszy tak z nimi postąpił. Przeszedł przez trzymane przez Tobby’ego drzwi, nie myśląc by przepuścić najpierw Daisy.
— Czy on kiedyś zmieni tę swoją litanię? — Tobby żartobliwie wyszeptał do ucha Daisy, kiedy przepuszczał ją przodem w drzwiach. Ponętna jurorka słysząc żart, uśmiechnęła się wprost do jego twarzy i na moment ich oczy się spotkały. Jego przedstawiały psie uwielbienie, a jej, figlarne ogniki jak u nastolatki.
W ten sposób trójka jury opuściła pomieszczenie udając się do swoich, wynajmowanych apartamentów.
3
Pierwsze dwa tygodnie pobytu w domach jurorów dobiegał końca. Całkowitą farsą było w ogóle przedstawianie całej tej sytuacji w podobny sposób. Po pierwsze owe domy jurorów nie były ich, tylko wynajmowane i odpowiednio udekorowane. Po drugie, żaden z uczestników w nich nie mieszkał. Dla nich wynajęto całe piętro hotelu Luxuria, a tak reklamowane wszędzie treningi z członkami jury ograniczały się tylko do paru godzin w tygodniu, oczywiście był to również czas nagrań. Jury zazwyczaj tylko wpadało na jakieś ćwiczenia swoich uczestników, aby zobaczyć postępy i dać szybkie wskazówki, tyle. Poza tym ich czas wypełniony był po brzegi. Trening na siłowni, nauka śpiewu, choreografia. Nie mogło również zabraknąć innych zajęć jak nauka tańca czy wymowy, albo poprawy akcentu. Małe i duże rzeczy były brane pod uwagę i skrupulatnie naprawiano wszystkie „wady”.
Każdy uczestnik miał odpowiednio dobraną dietę i jak schodzili do hotelowej restauracji, jego talerz był już gotowy. Wyglądało to dosyć zabawnie, zwłaszcza, kiedy większość przychodziła niemal równocześnie. Panował wówczas chaos. Kelnerzy krzyczeli imiona, a następnie przeciskali się między stołami, aby dotrzeć do swego „wybranka”.
Oczywiście uczestnicy mieli również inne nakazy i zakazy. Absolutnie nie było mowy o alkoholu albo zimnych napojach. Te sfery były całkowicie zakazane w obawie utraty głosu bądź też zwykłej chrypki. Zero chipsów, lodów, pizzy i innych tuczących dań oraz deserów.
Niektóre zakazy wydawały się wręcz absurdalne jak np. para, Ewa i Alex, nie mogli uprawiać seksu (zresztą nikt nie mógł, ale oni zwłaszcza), gdyż obawiano się „wpadek” podczas trwania programu. Spać należało od 23 do 7 rano, optymalny wypoczynek ciała oraz oczu, by te nie były czerwone na nagraniach, bo jak by to wyglądało, że uczestnik ma zapuchnięte i przekrwione oczy? Odpadłby na pewno… Niby taka głupota, ale miała swoje uzasadnienie, lepsze lub gorsze.
— Oh Katie — zaczęła Ewa siadając obok niej w stołówce. — Dzisiejszy dzień był najgorszy ze wszystkich. On chyba ma okres albo przechodzi przez kryzys wieku średniego.
— Co tym razem zrobił? — zapytała smętnie, patrząc na zawartość przyniesionego talerza. Doskonale wiedziała kogo koleżanka ma na myśli.
— Tak mnie zjechał za obgryzanie paznokci, iż mało brakowało, a bym się popłakała. Co jemu to przeszkadza?! — dziwiła się Ewa, patrząc na, jej zdaniem, całkiem normalnie paznokcie.
— Tym razem muszę się z nim zgodzić, twoje palce wyglądają okropnie.
— Toż na nagraniu dokleja mi tipsy.
— Tipsy tipsami, ale co zrobią z tymi wygryzionymi do krwi skórkami? Przeszczepią ci nowe?
— Ehhh… — westchnęła Ewa.
— Damian tylko dba o twój wizerunek — wytłumaczyła najłagodniej jak potrafiła Katie.
— A mnie się wydaje, że on się mnie czepia specjalnie. Było mi dać dupy jak chciał na początku i byłoby wszystko ok.
— Nic by nie było ok. Po pierwsze zdradziłabyś Alexa, a po drugie, czy te jego docinki, jak je nazywasz, tak naprawdę ci nie pomagają? Jak ci nagadał, że masz krzywe zęby to co się stało? Na drugi dzień umówił i opłacił ci specjalistę. Już teraz widać poprawę.
— No jest trochę lepiej…
— A jak się przyczepił, że jesteś gruba?
— Z tym to pojechał całkowicie — zaśmiała się ledwo 52-kilogramowa dziewczyna.
— Na pewno, ale tylko ty masz własnego trenera, który zadbał, że teraz masz elegancko wyrzeźbiony brzuch i to w niemal dwa tygodnie. Popatrz na mój — dodała Katie telepiąc swoją mała fałdką, czym rozśmieszyła koleżankę.
— Fakt. Nawet zmienił mi piosenkę, bo nie dawałam rady na refrenach.
— Mówię ci, lepiej na tym wyszłaś, że nie poszłaś z nim do łóżka. Popatrz tylko na Amandę. Śpi z nim od samego początku, ale czy jakoś się rozwija? Nie sądzę. Spędzają ze sobą sporo czasu tutaj w hotelu, ale mało ją trenuje. Mówię ci, że ludzie ją wykopią. Jest najsłabsza.
— Może i tak, ale zobaczymy jak wysoko ją przepchnie — żartowała sarkastycznie Ewa. — Jeszcze będzie, że my odpadniemy, a ona zostanie.
— Jeśli tak, to nie mamy na to już wpływu.
— Yhhh… Tak bardzo chciałabym wygrać. — Zasmucona Ewa upiła łyk słabej kawy i po chwili zapytała Katie — Co ci jeszcze dziś zostało?
— Tylko scena z Johnem, ale… — zawahała się na moment, jakby właśnie zaczęła sobie uświadamiać, co ma zamiar zrobić — nie podoba mi się mój występ. Jest jakiś płytki. Rozmawiałam już o tym z Daisy, że zmieniam występ.
— Cooooo? — zaskoczona Ewa upuściła na podłogę widelec. — Na 4 dni przed programem? Zwariowałaś?
— Ona tak samo zareagowała — zaśmiała się Katie. — Musiałam niemalże ją przekrzykiwać, aby wysłuchała mnie do końca. Kiedy puściłam jej piosenkę była tak zaskoczona, że usiadła na fotel, tak się zamyśliła, niemal całkowicie wyłączyła na dłuższą chwilę zapominając o tlącym się papierosie i się wypalił. Haha.
— Ej, ty tak na serio?
— Pewnie, że tak. Toż to mój występ i zrobię z nim co mi się podoba, w dodatku Daisy się zgodziła czyli musi uważać, że mój pomysł jest lepszy. Zaraz będę rozmawiać z Johnem o scenografii, choreografii itp.
— Super, powodzenia — życzyła Ewa, która mimo tych paru spędzonych razem dni, bardzo ją polubiła.
***
— Ty chyba dziecko sobie żartujesz?! — wykrzyknął zaskoczony John. — Na cztery dni, a właściwie to już trzy, chcesz wszystko zmienić? Zbudować od początku? Jak? Nie damy rady! — Starszy mężczyzna jęczał płaczliwie jak dziecko. — Trzeba będzie przerobić podkład, przećwiczyć chórek, całkowicie zmienić choreografie oraz kostiumy, nie mówiąc już o oświetleniu i kamerach… I ja muszę to zebrać do kupy, by współgrało?! Dziecko, jeśli chcesz mnie wykończyć, to lepiej zepchnij mnie ze schodów, będzie szybciej, ale nie dokładaj roboty! Ja już i tak prawie stąd nie wychodzę.
— Nie sądziłam, iż tyle się tego nazbiera… — odpowiedziała smutno Katie, kiedy usłyszała całą listę zmian, które musiałyby nastąpić, zwątpiła.
— Ha! Wszyscy myślą, że to się tylko tak wychodzi na scenę, stanie i śpiewa, a na przykład super zbliżenie na twarz, to tak spontanicznie wychodzi? — ironizował podirytowany, podchodząc do barku, gdzie nalał sobie do szklanki whisky. Po paru głębszych łykach podjął temat.
— Powiem ci pokrótce jak to działa. Wyobraź sobie, że stoisz na scenie, śpiewasz i, aby być bardziej przekonywująca, masz mieć zbliżenie na twarz. Śpiewasz nieziemsko, wyglądasz oszałamiająco, kamerzysta robi zbliżenie, a ty właśnie przechodzisz w inne miejsce, albo patrzysz w drugą stronę, do innej kamery? — mówił siadając naprzeciw Katie na brzegu biurka. — A co jeśli stoisz tam, gdzie miałaś, patrzysz się tam, gdzie trzeba i wjeżdża zbliżenie, ale oświetlenie właśnie pada na chórek, albo tancerki, a ty stoisz w półcieniu? Ten przykład akurat był mało prawdopodobny, ale weźmy taki, że wszystko, co dotychczas mówiłem idzie idealnie, ale za to choreografia była tak ułożona, że akurat w tych dwóch sekundach jedna tancerka musi zrobić piruet tuż przed tobą?
— Kurczę strasznie duuuuużo tego — westchnęła cicho Katie przerażona ogromem niewiedzy na temat wszelkich nagrań telewizyjnych. — Jakie mamy szanse, by mimo wszystko to zadziałało?
— W trzy dni?… Dzieciak, powiedz mi, co chcesz zmienić i dlaczego, to może dojdziemy do jakiegoś sensownego kompromisu, bo całości zmienić nie damy rady. Może gdybyśmy mieli ze dwa dni więcej albo gdyby było mniej uczestników…
— Piosenka jest ta sama, czyli „In the deep” tylko w remixie z „toxic” Britney…
— Adel i toxic? To jest raczej nieduża zmiana. Co poza tym?
— Moja pozycja i wszystkie ruchy są te same…
— Czyli ich brak — uśmiechnął się John. — Tak więc twoja część prawie się nie zmienia, to co się zmienia?
— Potrzebuję tancerek. Chcę by na scenie było jak w cyrku. Tancerki by sobie skakały, robiły piruety, machały wstążkami, roznosiły różową watę cukrową. Żadnego konkretnego układu tanecznego nie będzie.
— Chaos?
— Tak, tylko że opanowany.
— Nie wyjdzie, mówię z góry. Układ musi być chociażby, żebym wiedział, kiedy i z której kamery mam pokazywać twoje ujęcia. Tyle dobrze, że nie chcesz, by tańczyły, więc nie powinno być za ciężko, jeden dzień pracy góra. — Co z oświetleniem?
— Co byś powiedział na czyste białe podczas Adel, a kolorowe podczas Toxic?
— To chcesz rozdzielać te piosenki? Co zrobisz z tancerkami podczas Adel? Cyrkowe stroje i ruchy tam nie pasują.
— Masz rację — przytaknęła patrząc z zamyśleniem w dal.
— No dobra oświetleniem się zajmę sam. Masz kostiumy? — John odstawił pustą już szklankę na biurko obok nowoczesnej, kolorowej lampy.
— Daisy powiedziała, że widziała w garderobach odpowiednie stroje i do końca dnia da mi znać czy, i w jakim są stanie.
— Super, to teraz zaśpiewaj mi ten mix.
— Lepiej puszczę ci go z telefonu. — John popatrzył się nieufnie na Katie. Był starej daty i z reguły wolał piosenki w oryginale niż wszelkie mixy, ale zdawał sobie sprawę, że to właśnie one, jeśli oczywiście mix jest właściwy, sprzedają się najlepiej.
Katie, widząc twarz Johna zwątpiła jeszcze bardziej. To od niego zależało jak będzie wyglądał występ. To on koordynował pracę wszystkich osób odpowiedzialnych za występ. On był ukrytym guru, sześćdziesięcioletni, potężny mężczyzna z białym wąsem zakręconym w kółka.
***
Koło północy Katie usłyszała hałasy na korytarzu. To jej „koledzy” wracali z imprezy, oczywiście towarzyszyły im kamery, aby było, co pokazać w programie i jakoś nikt nie wspominał wówczas o żadnym zakazie na alkohol.
Jutro Ewa jej dokładnie opowie, co się tam działo. Sama nie czuła się w nastroju do zabawy. Miała za sobą ciężki i stresujący dzień z Daisy oraz Johnem. Dzięki Bogu, że Daisy załatwiła kostiumy, które na szczęście, wymagały tylko kilku poprawek, chociaż jeden problem z głowy — pomyślała patrząc przez wciąż niezasłonięte okno pokoju. — Teraz pozostał tylko John.
Kiedy na korytarzu w końcu się uciszyło, Katie leżąc w łóżku kończyła odpisywać na maila do Agness. Coś ją w nim niepokoiło. Niby wszystko jest ok, ona sama jest zadowolona i szczęśliwa, ale jakoś to do niej nie pasowało. Zawsze gdzieś na coś narzekała albo się uskarżała, a teraz? Czyste szczęście i optymizm. Podejrzane wręcz, jak sądziła Katie.
WOW!!! Widziałam show. dałaś czadu. Nawet nie przypuszczałam, że tak potrafisz., ale SUPER!!!! Tak się cieszę za ciebie ;)
Co do ciąży to tak, byłam u lekarza, jestem w 5 tygodniu i 4 dniu. Czuję się bardzo dobrze, nie rzygam, nie jestem zmęczona czy senna. Wiem, wiem co sobie teraz myślisz… Ben też się cieszy i już wymyśla imiona dla chłopca. Co powiesz na Armus? Albo Arkaniel? Wiem to z jego gier, ale mi się podobają. W pracy jest ok, wzięłam wolne do końca 12 tygodnia ciąży. Co do mamy, to się nie martw, jak zobaczy bejbusia to nie będzie się wściekać, nie aż tak bardzo ;)
Już nie mogę się doczekać. Jak odpadniesz to przylatuj ;)
Kocham. Pa!
— Czysta słodycz i radość… Podejrzane… A może to hormony tak ją zmieniają? — zastanawiała się Katie. — Chyba nie powinnam była wysyłać tego maila, nie jest za bardzo miły… No, ale już poszedł i nic nie poradzę. — Zrezygnowana westchnęła i wyłączyła telewizor, który do tej pory grał w tle.
Szkoda, że jakoś nie możemy się zdzwonić i sobie normalnie pogadać ;( Twoja mama jeszcze nic nie wie? No ładnie, toż jak się dowie, to cię ukatrupi, ale w końcu to wasza decyzja… Tak mi ciebie tutaj brakuje, byś mnie podtrzymywała na duchu… Chociaż z drugiej strony chciałabym być tam teraz z tobą i pomóc ci w tak ważnym momencie, jakim jest ciąża. Wiem, że dasz radę, ale jak (tak naprawdę) znosi to Ben? Znam go, więc nie ściemniaj. Wcześniej to słyszeć nawet nie chciał o dziecku, a teraz co się stało, że zmienił zdanie? Powiedz mi…
Pa
Wyłączyła laptopa i przykryła się kołdrą pod sam nos. Jeszcze przed zaśnięciem usłyszała jak słynny juror Damian wychodził od Amandy z sąsiedniego pokoju.
— Ten to ma kondycję… Chce mu się niemalże codziennie…
4
Następnego ranka Katie wracała ze swego pożywnego śniadania w hotelowej restauracji, kiedy podszedł do niej Abdul. Na oko 55–60 letni były mieszkaniec Indii. Do USA przeniósł się z rodziną 25 lat temu i teraz jest portierem w hotelu.
— Cześć Katie — powiedział mężczyzna swoim indyjskim akcentem, zatrzymując ją w holu przy windach.
— Cześć Abdul. Co u ciebie?
— Yhhhh… Trochę nerwowo, ale poza tym dobrze. Ślub już niedługo, więc jeszcze się trzymam — poinformował naciskając guzik przyzywający windę.
— Jeszcze 2 tygodnie, tak?
— 10 dni. — Zamyślił się starszy pan z krótką, białą brodą.
— Kto jutro gra? — zapytała Katie zmieniając temat.
— Pakistan z Afryką Południową. Przyjdziesz? — zapytał patrząc na numer piętra widoczny powyżej drzwi.
— No pewnie, ale najwcześniej mogę być o 18.
— Przegapisz początek.
— Nic wcześniej nie wymyśle, mam dentystę o 17 niestety.
— Coś nie tak z twoimi zębami?
— Nic, poza tym, że Daisy stwierdziła, iż nie są hollywoodzko białe…
— Czyli rażące — powiedział Abdul i oboje się zaśmiali. Pojawiła się winda i Katie weszła do środka robiąc dla Abdula miejsce, lecz ten, zaganiany obowiązkami, nie ruszył się o centymetr tylko włożył rękę do kieszeni spodni, aby wyciągnąć list od Daisy.
— To jesteśmy umówieni, punkt 18 będę u ciebie.
— Super, ale ja mam jeszcze coś dla ciebie. Proszę to od Daisy. — Abdul podał jej małą niebieską kopertę i szybko się pożegnał, gdyż do windy wszedł inny uczestnik programu. Drzwi windy zaczynały się już zamykać i nie wypadało im ich zatrzymywać. Starszy mężczyzna odwrócił się i odszedł w kierunku portierni lekko przygarbiony. Miękki, szary dywan tłumił dźwięk jego kroków całkowicie.
Zaskoczona dziwnym listem Katie, weszła do pokoju i otworzyła niezaklejoną kopertę. Kiedy wyciągała liścik, mnóstwo kolorowego brokatu wyfrunęło razem z kartką i zaczęło powoli opadać na podłogę, mieniąc się i błyszcząc zachęcająco.
Na kartce było napisane:
Udało się. Próba o 12!
5
Zmęczeni, Katie wraz z Johnem wyszli z budynku, w którym przeprowadzane były próby do programu. Pozostało im tragicznie mało czasu, by dopracować jej występ, ale tego dnia nic więcej z tym już nie mogli zrobić. Kolejny uczestnik programu właśnie przygotowywał się do swojej próby, która według planu miała się zacząć za osiem minut i John musiał ją nadzorować.
— Muszę przyznać, iż wstępnie wygląda to całkiem dobrze, jak się jeszcze trochę dopracuje, to będzie prawdziwy show — powiedział John odpalając papierosa. Zamknął oczy i zaciągnął się nim głęboko, chciał cieszyć się jego smakiem, delektować. Czuć jak jego płuca się nim wypełniają na kolejną godzinę.
— Mówiłam, że będzie super — zaśmiała się szczęśliwa Katie. Ciepły wiatr delikatnie poruszał jej rozpuszczone włosy. Zmęczona rozejrzała się wokół. Paru mężczyzn z obsługi właśnie zamierzało usiąść na krawężniku. Idąc, śmiali się głośno z jakiegoś żartu, a sądząc po minie najmłodszego z nich, to musiał być sprośny. Zaraz obok nich stały dwie tancerki i rozmawiały po rosyjsku i wszyscy oprócz niej palili papierosy, zauważyła zaskoczona Katie.
— Dlaczego zdecydowałaś się na zmianę? Toż to akt desperacji, gdy po dwóch tygodniach prób, zmienia się coś w występie — oznajmił John.
— Heh — westchnęła Katie odwracając głowę w jego stronę. — Piosenka sama w sobie jest ładna i śpiewa mi się ją niezwykle lekko, ale mówiąc szczerze, ona jest po prostu za nudna na taki program — wyjaśniała kątem oka widząc nadjeżdżające czerwone porsche. — Nie ma show, nie ma „wybuchu” czy jak wolisz, finału…
— To prawda — przytaknął otwierając w końcu oczy. Po młodzieżowemu zgiął jedną nogę w kolanie i oparł stopę o ścianę za sobą. Mimowolnie rzucił okiem na nadjeżdżający samochód i, pomimo że dobrze wiedział, iż należy on do Damiana, nie tracił nadziei, że może to ktoś inny nim przyjechał. — Kto ci to wybrał? Daisy prawda? — zapytał wolno ponownie zamykając oczy.
— Yhym…
— Tak sądziłem — zaśmiał się pod nosem ponownie się zaciągając. — Ona lubi iść z ludźmi na łatwiznę, zwłaszcza których nie lubi, albo, kiedy uważa, że jakikolwiek wysiłek z jej strony byłby niepotrzebny. Dała ci tą piosenkę, bo wiedziała, że ją dobrze zaśpiewasz, nie martwiła się czy przejdziesz czy nie. Rozumiesz? — Katie przytaknęła głową, będąc ciekawa, co dalej usłyszy. — Niestety moja droga, ale nie jesteś jej typem gwiazdy.
— To znaczy?
— Ona lubi wyraziste charaktery albo takie, które łatwo można dopasować do określonego szablonu i tyle. Coś, co już się sprzedało i na bank sprzeda ponownie. Jej motto zapewne brzmi: „Nie płacą mi za tworzenie gwiazd” — dodał imitując głos, jak i błyskotliwy uśmiech jurorki.
— Heh… To jej teraz pokazałam, że nawet i ona może się mylić — powiedziała zapalczywie Katie. W tym samym czasie Damian otworzył drzwi samochodu i żywo postawił jedną nogę na idealnie równo wyłożonym asfalcie, jakby chciał podkreślić swoje przybycie: „Oto już jestem, więc patrzcie na mnie!”, ale jeszcze z niego nie wysiadał tylko sprawdzał swój telefon.
— Najwyraźniej. Zobaczysz po twoich notowaniach, jak zmieni się jej stosunek do ciebie, bo nie wątpię, że będziesz na pierwszym bądź drugim miejscu.
— Co?
— Nie udawaj zaskoczonej, jesteś lepsza od większości. Nie zmarnuj tego — dodał ponownie przykładając papierosa do ust. Jego starcza już twarz w młodości musiała być niezwykle pociągająca, pomyślała szybko Katie, patrząc na mocną szczękę oraz głęboko osadzone, szare oczy. Jeśli kiedyś miał czarne włosy, musiały one wyglądać naprawdę nadzwyczajnie, zwłaszcza z tym jego hipnotyzującym spojrzeniem — rozmyślała zapominając o toczącej się właśnie rozmowie, aż John musiał otworzyć oczy i na nią spojrzeć, by się upewnić czy jeszcze tam stoi.
— Okej, postaram się — odpowiedziała, szybko wracając do tematu. — Im dłużej myślałam o moim występie, tym bardziej byłam przekonana, iż muszę coś w nim zmienić, bo, chociażby z czystej logiki mogłabym odpaść — tłumaczyła się Katie.
— Jak to?
— To proste, kiedy pokazują skróty występów z numerem telefonicznym, na który należy głosować, streszczają twój występ raptem do, powiedzmy minuty. Wszyscy mieliby jakieś show, coś by się działo, a w moim skrócie bym tylko stała i śpiewała do mikrofonu, nudy! W porównaniu do pozostałych mój występ byłby najsłabszy — kontynuowała nie zwracając uwagi na nadchodzącego jurora. — Wydaje mi się, iż taki flesz jest głównym czynnikiem, kto przechodzi, a kto nie…
— Może nie głównym, bo i tak musisz jako tako śpiewać, ale przyznam, iż jest bardzo ważny, a mało kto zdaje sobie z tego sprawę…
— Wolałam nie ryzykować. — Uśmiechnęła się Katie.
— Cześć John. Wszystko jest już przygotowane do próby? Masz niecałe cztery minuty — oznajmił jednym tchem Damian i nie czekając na odpowiedź Johna, wszedł do środka. To, że zupełnie zignorował Katie, nie zdziwiło nikogo.
— Dobra dzieciak, resztę dnia masz wolne — powiedział próbując nie dać po sobie poznać jak bardzo mu się nie podoba, w jaki sposób Damian traktuje jego oraz pozostałych ludzi. — Oświetlenie i kamery na podstawie tego co widziałem i nagrałem, dopracuję sam. Tylko tancerki muszą przećwiczyć układ… A no i zapomniałem, musisz wstąpić do garderoby i odnaleźć Maggie. Ona zajmuje się twoim strojem, więc uzgodnijcie coś razem, bo ja, jak bóg mi świadkiem, nie mam już do tego głowy — powiedział na odchodne John. Rzucił końcówkę papierosa na ziemię i zadeptał ją eleganckim butem, po czym wszedł na powrót do budynku z unoszącym się w powietrzu zapachem potu i stresu.
***
Parę minut po dziewiętnastej, Katie zapukała do drzwi pokoju numer 6. Po dłuższej chwili otworzył jej starszy mężczyzna z białą, zadbaną brodą i wąsami. Ubrany był w zwykłe jeansy i koszulkę wyraźnie opiętą na brzuchu. Pokój był niemalże identyczny do jej własnego, więc nie czuła się jakoś wielce skrępowana, kiedy siadała w jednym z foteli pod oknem.
— Jaki wynik? — zapytała bez ogródek Katie.
— 27 i 3 jest wyautowanych — odpowiedział podchodząc do małego czajnika w kolorze bordowym.
— 27? Coś mało jak na dwie godziny meczu — oznajmiła zaskoczona Katie.
— Haha, gra zaczęła się z dziesięć minut temu. Dopiero osuszyli nawierzchnię, bo padało. Chcesz herbaty? — zapytał Abdul kierując się z czajnikiem do toalety by nabrać wody.
— Dziękuję, chętnie — przytaknęła patrząc na niego jedynie przez ułamek sekundy, gdyż miotający właśnie robił swój rozbieg. Zawodnik Anglii nie trafił z jej odbiciem i piłka przeszła tuż obok słupków za jego plecami, czym przeraził Katie nie na żarty. Krykiet zawsze wzbudzał w niej najgorętsze emocje…
Kiedy późną nocą mecz dobiegł końca, Katie znała starszego pana dużo lepiej. Już wcześniej wiedziała, że początkowo pracował on w Stanach jako lekarz, ale jak to się stało, iż został portierem w mało ciekawym hotelu, tego była wciąż ciekawa.
Szli powoli hotelowym korytarzem pierwszego poziomu budynku, kiedy Katie zadała nurtujące ją pytanie. Starszy pan, jak się okazało, nie miał nic przeciwko, a z racji, że lubił mówić, zaczął opowiadać swoją historię życia.
— Przyjechałem do USA z Indii dokładnie 27 lat temu. Byłem świeżo po ślubie — wspominał swoje początki wolnym, melancholijnym tonem. — Nasze małżeństwo było uzgodnione przez rodziców i uważam, iż lepiej nie mogłem trafić. Moja żona była najpiękniejszą kobietą, jakąkolwiek widziałem. Pochodziła z bardzo dobrej, wyedukowanej rodziny, większość z nich mieszkała za granicą. Była dla mnie jak gwiazdka z nieba. Ja ze swojej strony oferowałem jej wspaniałą przyszłość. Kończyłem właśnie studia medyczne i miałem być kardiochirurgiem. Idealnie wręcz wpasowałem się do jej rodziny.
Po szybkim ślubie, wuj ze strony żony załatwił mi pracę w swoim szpitalu w Minneapolis. Wszystko to stało się w przeciągu jednego roku. Myślałem, że chwyciłem byka za rogi. Po dwóch latach sprowadziłem żonę, w rok później urodziła nam się Nadia.
W międzyczasie zmieniłem szpital i przeprowadziliśmy się do Nowego Jorku. Dostałem lepszą ofertę pracy, więc czemu miałbym nie skorzystać. Więcej zarabiałem, mogliśmy sobie pozwolić na lepsze życie. Córka nam zdrowo rosła. Mieliśmy wspaniały apartament i przemiłych sąsiadów. Słowem najlepszy okres mojego życia. Nigdy nie czułem się w jakiś sposób gorszy od innych. Nie było prześladowań czy dyskryminacji, może dlatego, iż większość wiedziała, że jestem lekarzem? Nie wiem, ciężko powiedzieć… — opowiadał Abdul, uśmiechając się raz po raz.
Kiedy Nadia poszła do szkoły, moja żona postanowiła, że pójdzie do pracy, nie chciała całymi dniami siedzieć sama w domu, lecz nie mając żadnej specjalizacji, jaką pracę mogła dostać? Najpierw pracowała jako kasjerka w hipermarkecie, ale po miesiącu musiała zrezygnować, gdyż kończyła bardzo późno i prawie w ogóle nie widywała córki. Stosunkowo szybko znalazła nową pracę, która nie wymagała żadnego doświadczenia, płacono marnie, że tak się wyrażę, ale jej się podobało. Pracę jej życia jak mówiła. Teraz widzę, że coś w tym było, może coś przeczuwała? Nie wiem — zapadła cisza, którą po dłuższej chwili przerwała Katie.
— Gdzie pracowała?
— Była tłumaczką rozmów telefonicznych oraz internetowych dla jednej z firm. Z czasem zasięgano jej rady, co do dokumentów, ale jako, że nie była uprawnionym tłumaczem było to raczej symboliczne niż prawne. Jej firma miała swoją siedzibę w World Trade Center… — Katie wstrzymała oddech na dłużej, czego Abdul nawet nie zauważył. — Jeszcze dziś pamiętam jej uśmiech jak mi mówiła gdzie będzie pracować. Była cała podekscytowana, taka szczęśliwa, że skakała z radości i coraz to podchodziła i przytulała mnie bądź Nadię. Później, kiedy już wracała z pracy opowiadała nam, co widziała albo kogo poznała. Była taka szczęśliwa — dodał nabierając głębiej powietrza, po czym wolno je wypuścił i kontynuował.
— Katie, czy ty wiesz, co się działo po zamachu? Nie mówię o żałobie narodowej, mówię o tej katastrofie przeżywanej przez Indianina. Jako brązowy i w dodatku muzułmanin, traktowany byłem automatycznie jako terrorysta. Moje studia oraz moje doświadczenie, przestały cokolwiek znaczyć. W moim szpitalu opatrywaliśmy i operowaliśmy setki rannych ludzi, którzy ucierpieli w tym zamachu. Takiego zamieszania na urazówce nigdy nawet nie byłem w stanie sobie wcześniej wyobrazić. Ludzie tłoczyli się przed wejściem, by uzyskać jakąkolwiek pomoc medyczną — kontynuował nieco szybszym tonem.
— Urabialiśmy sobie ręce po łokcie. Nasze dyżury trwały w nieskończoność, ale nic nie miało znaczenia, kiedy media ogłosiły, że to był atak terrorystyczny zorganizowany przez muzułmanów. — Starszemu mężczyźnie na samo wspomnienie tej tragedii narodowej oraz osobistej, zaszkliły się oczy. — Z miejsca dostałem list od dyrektora o przymusowym urlopie. Wyrzucono mnie kilka dni po zamachu tłumacząc większą szkodliwością mojej osoby niż przynoszoną pomocą. Próbowałem z nimi walczyć, ale każdy prawnik reagował tak samo, „nie będę pomagać terroryście”, mówili.
— A co się stało z twoją żoną? — zapytała cicho, wstrząśnięta historią, Katie.
— Nie odnaleźli jej. Oficjalnie została ogłoszona za zaginioną. Było ciężko. Dwa razy policjanci zatrzymali mnie na ulicy i zabrali na komisariat na przesłuchania. Przesłuchania? Do czego niby? Wracałem ze sklepu z mlekiem oraz innymi rzeczami, widzieli przecież siatki z jedzeniem, miałem dosłownie zaraz odebrać Nadie ze szkoły, ale policjanci nie chcieli nawet słuchać, tylko od razu prowadzili mnie do radiowozu. Czułem się wówczas tak poniżony. Jak tak można traktować ludzi? To, że jakiś muzułmanin dokonał tego zamachu nie znaczy, że wszyscy jesteśmy takimi samymi fanatykami! Jeśliby się okazało, że to nie był muzułmanin tylko na przykład chrześcijanin, to pewnie by szukali motywu gdzie indziej, a nie w kwestii religii — mówił zgorzkniałym, smutnym tonem. Widać, że tamta sytuacja była dla niego wciąż trudna i bolesna.
— Pamiętam jak próbowałem tłumaczyć policjantom, że muszę odebrać dziecko ze szkoły, pamiętam, jakie mieli miny, że mi nie wierzyli. Powiedzieli nawet, że stawiam opór i muszą mnie zatrzymać do „dalszych wyjaśnień”. Bez chwili wahania rzucili mną o przód radiowozu i zakuli w kajdanki. Rozumiesz? Co za wstyd i upokorzenie. Kiedy dojechaliśmy na komisariat, okazało się, że nie byłem jedynym, „który stawiał opór”. Cele były pełne innych brązowych, mówiąc nieładnie — westchnął na znak rezygnacji i ówczesnej bezsilności.
Katie nie odezwała się słowem przygnieciona ogromem niesprawiedliwości, która miała wówczas miejsce. Nigdy się nie zastanawiała nad ludźmi będącymi w podobnej sytuacji, fakt słyszała z telewizji o aresztowaniach, ale zawsze ujmowano to w ten sposób, iż ma to na celu podwyższenia bezpieczeństwa w państwie. Ładne słowa na brudną robotę, jak to teraz widziała. Weszli do windy, która nadjechała i Katie nacisnęła mały, pozłacany przycisk z numerem dwa. Ruszyli w górę, kiedy Abdul zaczął kontynuować.
— Innym razem, pamiętam jak poszedłem złożyć kwiaty na ruinach wież, chciałem w końcu pożegnać się z żoną, miłością mojego życia. A co się stało? Zostałem zlinczowany, trafiłem na OIOM na ponad 2 tygodnie. Wuj, który pomógł mi na początku, zabrał Nadie do siebie i wrócili do Indii. Nie widziałem córki przez 3 lata, ale nikogo to nie obchodziło. Zabrano mi paszport, nie mogłem opuścić kraju. Straciłem żonę, dziecko, pracę, wolność osobistą oraz wszelkie poczucie bezpieczeństwa. Mało, co się nie załamałem — dodał wycierając, lekko krzywym kciukiem spływającą po policzku łzę. Katie pomyślała, że skoro wytarł ją tak szybko, to pewnie nie chce by ona ją zauważyła, więc z ciężkim sercem, ale nie zareagowała na tę słabość.
— Jakimś cudem zatrudniono mnie tutaj i tak już zostałem. Nie chciałem wrócić do szpitala, dalej z resztą nie chcę. Wolę swoje spokojne życie i w końcu jestem szczęśliwy.
— No i Nadia wychodzi za mąż, będzie coraz lepiej. Zobaczysz. — Katie uścisnęła suchą i szorstką dłoń Abdula. Spojrzała mu w oczy chcąc coś jeszcze powiedzieć, by podnieść go na duchu, lecz nic nie mogła wymyślić, a Abdul jakby właśnie potrzebował tej chwili ciszy, by ponownie się uspokoić. Winda się zatrzymała i oboje w ciszy weszli na korytarz, skręcili w lewo i po paru głębszych wdechach, Abdul odezwał się łagodniejszym już tonem.
— Teraz jest już wszystko dobrze, na nic nie mogę narzekać — dodał stając tuż pod drzwiami jej pokoju. — A oto i proszę, jesteśmy na miejscu.
— Dobranoc. Dziękuję za dzisiejszy wieczór — odpowiedziała Katie wyciągając z kieszeni kartę magnetyczną.
— Nie, to ja dziękuję dziecko. Dobrej nocy — powiedział mężczyzna odwracając się w kierunku, z którego właśnie przyszedł.
6
— Dobra kochani, zapewne wiecie, dlaczego się tutaj zebraliśmy — zaczął John patrząc na grupę dwunastu osób. Stał ponad nimi na zimnych, hotelowych schodach, więc widział twarze każdego z uczestników. Wszystkie, co do jednej pełne były lęku oraz stresu związanego z sytuacją. — Dzisiaj jest kolejny etap programu. Jeden z najgorszych według mnie — kontynuował wydychając ciężko powietrze. — Byłem tutaj z wami niemalże każdego dnia, widziałem ile każde z was włożyło wysiłku w przygotowania. Ile trudu oraz wyrzeczeń was to wszystko kosztowało, dlatego wiem już, na co was stać i co możecie osiągnąć. Możecie później się z tym nie zgadzać, ale zaszliście i tak już bardzo daleko. Pamiętajcie o tym. Tego etapu nie doczekały miliony innych kandydatów, a to musi coś przecież znaczyć!
Ja już przekazałem swoją opinię na temat każdego z was i teraz pojedziecie do waszych jurorów, by oni podjęli finałową decyzję. Niestety, każdy juror musi odrzucić jedną osobę z grupy. Ci, którzy dzisiaj odpadną, również wezmą udział w programie na żywo, ich występ się odbędzie z tą różnicą, że nikt nie będzie mógł na nich głosować. Za ciężko pracowaliście przy własnych występach, by teraz ich nie pokazać — kontynuował spoglądając na zegarek. Pozostała lekko ponad godzina do transmisji na żywo, dlatego postanowił już nie przedłużać i zakończyć swoje, ulepszone przemówienie z poprzedniego roku. Zakręcił sobie wąsa i pociągnął się za brodę.
— Teraz czeka już na was autobus, który zawiezie was do odpowiednich domów jurorów. Tam będą relacje na żywo z każdego z nich. Moją ostatnią radą będzie uwaga o zachowaniu. — John wypowiedział słowa ostrzej niż planował, ale od rana był dziwnie pobudzony, co nie umknęło jego uwadze.
— Jeśli zdarzy się wam, że akurat to wy odpadacie, absolutnie nie róbcie niczego, co mogłoby zakończyć, bądź też zaszkodzić waszej przyszłej karierze. Gwarantuję wam, że nikt nie będzie chciał pracować z kimś, kto zwyzywał jurorów, że się nie znają albo, nie wiem, pobił publicznie kobietę. Przeklinanie oraz wandalizm podczas programu też jest niewłaściwy, a co do jurorów to uwierzcie mi, znają się — dodał, kładąc rękę na metalowej poręczy schodów. — Teraz to nie pozostaje mi nic innego niż życzyć wam wszystkim powodzenia.
Kiedy John zakończył swoje przemówienie, wśród uczestników rozległy się ciche szepty oraz drobne, nic nieznaczące żarciki, które zostały wypowiedziane tylko i wyłącznie po to, by rozładować atmosferę.
John zszedł na dół, po czym wyprowadził wszystkich uczestników z budynku i zaprowadził na parking. Tam czekał już na nich wysoki, czerwony autobus z całkowicie przyciemnionymi szybami. Grupa 12 uczestników wsiadając do środka stawała się coraz bardziej milcząca, szła na „starcie tytanów”, jak sami to nazywali. Ten etap był najtrudniejszy, bo odpadały od razu 3 osoby, po jednej z każdego domu, a jutro po koncercie kolejna, czwarta. Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca, kierowca ruszył i wyjechał z parkingu. W środku prawie nikt się nie odzywał, gdyż wszyscy obawiali się, iż to właśnie oni dzisiaj pożegnają z programem.
Po paru minutach jazdy, kiedy każdy uczestnik znalazł się w odpowiednim domu, rozpoczął się program na żywo. Prosto ze studia programu, jak zawsze przesadnie uśmiechnięty i wesoły Jack, zapowiedział pierwszy dom.
— Cześć Daisy — powiedział patrząc się wprost do kamery. Studio na ten dzień składało się jedynie z jednego, średniej wielkości pokoju, w którym postawiono szklany, wyższy, barowy stół, metaliczne krzesło, na którym opierał się prezenter oraz duży ekran tuż za nim.
— Cześć Jack — zaświergotała słodko kobieta. Ubrana była w czerwoną, dopasowaną sukienkę bez ramion, która idealnie uwydatniała jej ponętny dekolt.
— Ciężki orzech do zgryzienia przed tobą. Jak sobie z tym poradzisz? — Czytał z promptera prezenter.
— Oj będzie trudno złotko. Nie wiem, w jaki sposób to się dzieje, ale z każdą kolejną edycją programu, jest coraz ciężej wybierać kto ma przejść dalej. Zwłaszcza, kiedy po wspólnie spędzonych tygodniach, człowiek się wzajemnie poznaje i przywiązuje. Już teraz wiem, że kogo bym nie przepuściła, zawsze będzie mi przykro z powodu tej jednej osoby, z którą niestety będę musiała się dziś pożegnać.
— Wierzę na słowo — oznajmił Jack napinając mięśnie twarzy w smutny, lecz bardzo wyuczony sposób. — W takim razie chyba lepiej miejmy to już za sobą i zaczynajmy, okej?
— Jak najbardziej. — Diva głęboko nabrała powietrza i jako pierwszego, do pokoju zaprosiła Johna. Jego dłuższe brązowe włosy zostały przyciemnione niemal na czarno, w międzyczasie wyhodował również mocny zarost, co w połączeniu z gotyckim ubraniem oraz stylem siadania, wyuczonym podczas jednych z zajęć, dawało powalający efekt.
— John, masz tak super elektryzujący głos, że nie raz, kiedy ciebie słuchałam, pojawiała mi się gęsia skórka na przedramionach. Oglądałam wszystkie twoje próby i wiem, co mógłbyś osiągnąć. — Mówiąc to lekko i po kobiecemu, położyła mu dłoń na kolanie. — Dlatego bez wątpienia chcę cię widzieć dalej w tym programie. Do zobaczenia jutro — oznajmiła uśmiechając się promiennie. John cały szczęśliwy rzucił się w jej ramiona i omal nie przewrócił razem z nią fotela, całkowicie zapominając o pozie, którą miał odgrywać przed widownią. Po czym, jak było w regulaminie, opuścił pokój drugimi drzwiami, aby pozostali uczestnicy z grupy, nie dowiedzieli się, jaka zapadła decyzja.
Jako następną poproszono Katie.
— Katie — zaczęła Daisy pochylając się lekko w jej kierunku. — Podoba mi się, że masz charakter i nie boisz się ryzykować wszystkiego, jeśli nie jesteś w 100% do czegoś przekonana. W tym biznesie trzeba mieć prawdziwy charakter, bo inaczej nawet najlepszy głos nigdzie się nie przebije. Podobasz mi się i to bardzo, więc powodzenia jutro — zakończyła szerokim uśmiechem, po którym radosna Katie wstała i wyszła przez drewniane drzwi.
Niespełna piętnaście sekund później na niebieskiej, krótkiej sofie w białe kwiaty usiadła atletycznie zbudowana Deborah.
— Debbie… Tańczysz i śpiewasz jednocześnie. Jest to bardzo trudne zadanie i podziwiam cię za twój upór, by to połączyć już na samym początku. — Daisy wzięła głębszy oddech. — Niestety, uważam, iż powinnaś pójść w tym drugim kierunku. Śpiewanie nie idzie ci aż tak dobrze, jak tańczenie. Czasami słychać było braki…
— Ale… Ale…? — powtarzała nie będąc w stanie dokończyć zdania.
— Ohhh złotko, nie płacz — powiedziała cicho Daisy, przesiadając się do płaczącej dziewczyny, by ją przytulić. — Jeśli byłabyś zainteresowana, to rozmawiałam już z Johnem i miałby dla ciebie etat tancerki. Jeśli tylko się zgodzisz. Fakt, nie będzie to nasz program, ale występy w Los Angeles. John czeka na ciebie w pokoju gościnnym.
Dziewczyna skinęła głową. — Dziękuję — powiedziała przez łzy i opuściła pokój. Jako ostatnia weszła Marie, młodziutka, filigranową francuska z burzą drobnych loków na głowie.
— Marie — zaczęła Daisy niestosownie wręcz szybko. — Całe twoje show jest już od dłuższego czasu niezwykle dopracowane i spójne. Masz ogromną wewnętrzną motywację oraz siłę, która emanuję poprzez twój głos. Słuchający ciebie człowiek z łatwością może naładować sobie baterie, bo jesteś po prostu boska — wymieniała radośnie jurorka. — Gratulacje i do zobaczenia jutro — przytuliła dziewczynę, która z radości aż podskakiwała na sofie.
Kiedy Marie opuściła przestronny oraz równie kolorowy pokój gościnny „domu Daisy”, przełączono obraz z powrotem do studia, gdzie siedział Jack. Jedną dłoń miał opartą na kolanie, a druga leżała na blacie stołu. Obok niego stał oczywiście kubek z logiem sponsora, ale taki szczegół zazwyczaj widzowi umyka i później nie wie, dlaczego kupił w sklepie właśnie ten, a nie inny napój orzeźwiający.
— Dziękujemy Daisy, ależ to były emocjeeeee! — zawył do mikrofonu Jack. — Teraz czas na superkrótkie reklamy i ruszamy z Damianem. — Niemal dziesięć minut później „zmieniono dom” i widzom ukazał się nowoczesny loft z białymi skórzanymi sofami.
— Witam, wszyscy zapewne są bardzo zestresowani, więc nie przedłużając, zaczynajmy — oznajmił Damian, siedząc z szeroko rozstawionymi nogami i prawą ręką położoną z tyłu na oparciu tak samo, kiedy cofa samochodem.
Na kanapie usiadł właśnie Johnny ubrany w elegancką koszulę z bladoróżowymi mankietami, która nie wiedzieć, czemu „rozpięła się” dosyć głęboko.
— Johnny, jestem absolutnie za. Jesteś moim faworytem i widzę w tobie przeogromne możliwości, ale musimy popracować nad pewnymi elementami — powiedział, a raczej oznajmił beznamiętnym tonem głosu, by następnie szybko spojrzeć na swoje trzymane w ręku tajemnicze kartki i dodać — Tak, niewątpliwie musimy jeszcze nad czymś popracować, ale o tym później. Gratuluję — dodał na koniec Damian i ledwo drzwi się zamknęły za Johnny’m, Damian zaprosił do „siebie” krótkowłosą Ewę.
— Ewa — zaczął, kiedy tylko dziewczyna zdążyła usiąść na sofie obok. — Podoba mi się twoja barwa głosu, ale na następny koncert masz przygotować coś bombowego, bo nie sądzę, by widzom później to wystarczało.
— Jej! Tak się cieszę!
— Do zobaczenia jutro — zakończył niemalże nie pozwalając dziewczynie podziękować.
Zaraz po niej weszła blondynka Kelly.
— Kelly — zaczął tak szybko, że John w obawie, iż Damian obwieści jej swój wynik jeszcze szybciej niż ostatnio i dziewczyna wchodząc przez jedne drzwi zdąży jedynie wyjść drugimi, nakazał mu w słuchawce do ucha, jej przetrzymanie i podgrzanie atmosfery. Damian lekko się tym zdenerwował, lecz nie dał tego po sobie poznać. Chciał mieć już za sobą całą tę komedię, jak również epizod z męczącą go wciąż Amandą.
Średniej budowy ciała dziewczyna, siedziała cała w nerwach na sofie naprzeciwko milczącego jurora. Wiedziała, że skoro dwoje wcześniejszych uczestników opuściło ten pokój tak szybko, to musiało to oznaczać tylko jedno, NIE ODPADLI, a tym samym ona ma już tylko 50% szans, by przejść do następnego etapu. Na jej szczęście nie wiedziała, że Damian regularnie sypiał z ostatnią uczestniczką, bo chyba w ogóle by nie weszła do pokoju, a tym bardziej na pewno, by nie czekała na jego decyzję, tylko wygarnęła mu od razu, co o nim sądzi.
— Kelly, Kelly, Kelly… — westchnął ciężko juror, udając niepewność w głosie. — Co ja mam z tobą zrobić? — kontynuował nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jej strony. — Masz dobry, przyjemny głos, można by było cię osadzić w balladach albo w wolnych piosenkach, ale… Nie jestem pewien czy to, aby wystarczy. Prawdziwy talent powinien mieć więcej możliwości do popisu — wolno cedził słowa, prawie nie gestykulując — a u ciebie głos się chwieje jak uderzasz w wyższe tony — przerwał na dłuższą chwilę udając, że się namyśla, podczas gdy w telewizji pokazywano zaszklone oczy Kelly. Ręce jej drżały, kiedy nerwowo ściskała pomiętą papierową chusteczkę, co również nie uszło uwadze widzów.
— Wydaje mi się… — odezwał się po chwili Damian, by zaraz ponownie zamilknąć, czym omal nie doprowadził jej do zawału serca — wydaje mi się, że nawet z takim problemem można by się pomęczyć i stworzyć coś, co by podobało się ludziom, a w międzyczasie popracujemy trochę nad głosem i koncertami, bo one też mogą być słabsze. Co ty na to? Zgadzasz się?
— Super! Strasznie dziękuję za daną mi szansę, na pewno jej nie zmarnuję! — wykrzyknęła przez łzy Kelly i rzuciła mu się na szyję. Jej biust, młody i sprężysty, przyległ na moment do jego klatki piersiowej jednocześnie rodząc pomysł o nowych możliwościach, które zaraz mogą się przed nim pojawić. Niczego nieświadoma dziewczyna radośnie wybiegła przez drzwi numer dwa, pozostawiając Damiana z ostatnią uczestniczką.
W drzwiach numer jeden, przez które wchodzili uczestnicy, by usłyszeć werdykt, stanęła pewna siebie Amanda. Szła wolno, zmysłowo kołysząc biodrami oraz dumnie stawiała każdy krok. Wyglądała jakby to, co ma zaraz usłyszeć, było tylko czystą formalnością, która ją niemal ośmiesza, że się na nią godzi. Z niezwykłą gracją, usiadła na sofie, po czym założyła nogę na nogę, odsłaniając przy tym sporą część uda. Plecami oparła się o oparcie sofy, czego żaden z uczestników nigdy wcześniej nie uczynił, byli po prostu za bardzo zestresowani, by myśleć o swojej wygodzie.
Damian przełknął ślinę, spojrzał w swoje kartki i zaczął.
— Amanda, masz głos, masz zadatki i jako takie możliwości w dodatku czujesz rytm, ale — urwał na sekundę — niestety brakuje ci samodyscypliny. — Oczy dziewczyny minimalnie się skurczyły. Nie podobał się jej ton głosu jurora, ale jeszcze się tym nie przejmowała, przecież obiecał jej, że dojdzie do finału, pomyślała. — Szybko się zniechęcasz, opuszczasz treningi, a to pokazuje słaby charakter. Nie dasz rady się przebić. Nie w tej branży i przy tak ogromnej konkurencji. Inni mają pasję, żyją i oddychają tylko tym marzeniem, by zostać sławnym piosenkarzem, tobie niestety tego brakuje. Bierzesz rzeczy za pewnik, a w życiu nie ma tak łatwo. Niestety, ale nie mogę cię przepuścić dalej.
Kiedy Damian zakończył swój monolog, Amanda zastygła w swej pozie. Jej pewny siebie uśmiech nie zmalał ani o centymetr, a oczy przestały się poruszać, stały jak martwe, wpatrując się w Damiana. Początkowo nikt nie wiedział, co się dzieje, sądzono wręcz, że popsuła się kamera i pokazuje wciąż tą samą klatkę, ale, kiedy w końcu dziewczyna zaczęła sobie uświadamiać, co tak naprawdę się stało, i że to ona odpada z programu, cała jej osoba zionęła czystą nienawiścią. Zaczynało robić się gorąco i tylko dzięki wyczuciu sytuacji jednego z mężczyzn pracujących przy programie, zdążono w porę przełączyć obraz do studia i nikt nie widział, jak rozwścieczona Amanda rzuca w jurora, czym tylko się da, jednocześnie wyzywając go od najgorszych.
Jako ostatni był Tobby i z racji, że Damian „przeszedł” przez wszystkich swoich podopiecznych szybciej niż to było zaplanowane, musiał teraz przeciągać swoje wybory i całe osiem i pół minuty.
— Pieprzony celebryta — przeklął w myślach, kiedy członek jego grupy wszedł do staroangielskiego saloniku.
7
Następnego dnia, na trzy godziny przed koncertem Katie siedziała w garderobie, gdzie właśnie zaczynano robić jej makijaż. Jeszcze nigdy nie miała na swojej twarzy tak grubej warstwy podkładów, fluidów, korektorów, pudrów i wszystkiego innego, chociaż na koniec musiała przyznać, że jej cera wygląda jak najlepsza porcelana. Nawet z bliska nie mogła dojrzeć żadnych popękanych naczynek czy rozszerzonych porów, wszystko zostało tak wygładzone, że Katie była w głębokim szoku.
— Kochana jak masz się tak wiercić i co chwila przyglądać się w lustrze to zdążę jedynie pomalować ci jedno oko i jak bóg mi świadkiem ucieknę, by Daisy zabiła ciebie, a nie mnie — zagroził jej Antonio, makijażysta hiszpańskiego pochodzenia. Wyglądał prawie jak kobieta w swoich opiętych, skórzanych spodniach oraz czerwonej bluzce rozpiętej do pępka. Całości dopełniał oczywiście makijaż i starannie zaczesane na bok czarne włosy.
— Przepraszam. Będę już siedzieć spokojnie, obiecuję — powiedziała Katie uśmiechając się przepraszająco.
— To teraz, jeśli pozwolisz, zabiorę się za właściwy makijaż — dodał kładąc nacisk na słowo „właściwy”, jakby tylko on na świecie wiedział, jak ważny jest makijaż oczu. — Jeśli najdzie cię ochota, by się poruszyć nawet o centymetr to mi powiedz, okej? — dodał Antonio wyszukując w swoich przeróżnych torebkach beżowego cienia do powiek, którego zamierzał użyć jako bazę.
Katie przytaknęła głową i przyglądała się jego niezwykle płynnym ruchom. Cała jego postać przypominała jej kwiat poruszany wiatrem, ale postanowiła nie dzielić się tą informacją z Antoniem, gdyż wyraz jego twarzy aż krzyczał, że próbuje się skupić.
Po 20 minutach Katie miała idealnie, cyrkowy makijaż. Oczy pięknie przyciemniono dużą ilością maskary, złotego brokatu oraz dwoma zestawami sztucznych rzęs, poniżej na prawym policzku starannie narysowano małe, figlarne serduszku w tym samym kolorze co i usta, czyli rubinowo czerwonym.
Pozostał jeszcze fryzjer i była gotowa…
Za piętnaście ósma, Katie stała za kulisami i obserwowała widownię. Była właśnie przerwa na reklamy, bo zmieniano dla niej scenografię. Jej poprzednik miał na scenie motory i kupę piachu tak jak Enrique w „hero” i teraz trzeba było wszystko pozamiatać, by jej tancerki się nie poślizgnęły.
Ona sama miała tylko stać na środku sceny trzymając rękę w kieszeni i zaśpiewać. Niby nic trudnego, ale miała tremę. Kto by jej nie miał przed taką widownią, tłumaczyła przed sobą własne zachowanie. Poza tym, jej show nie było do końca dopracowane, tancerki trochę się myliły w układzie, robiąc piruety nie w tym miejscu, co powinny.
Jak widać, nie tylko ona się tym przejmowała, bo podszedł do niej John i bez słowa stanął za nią, wpatrując się razem z nią w wypełnioną po brzegi salę koncertową. Delikatnie uścisnął ją w ramię i poinformował o nagraniu.
Za 5 minut będzie stać na małym, czerwonym punkcie oznaczonym „x”. Za 5 minut…
Stojąc tak samotnie na scenie, zamknęła oczy próbując się wewnętrznie wyciszyć. Czym miała się przejmować? Piosenkę zna nie od dzisiaj i kocha to wykonanie sto razy bardziej, więc musi tylko dać się ponieść muzyce i będzie dobrze.
Chórek stał w cieniu, gotowy do koncertu po jej lewej. Trzy dziewczyny, tego samego wzrostu ubrane były w czarny komplet, legginsy oraz koszulkę z długim rękawem, a na wierzchu wszędzie zostały naszyte drobne kryształki, połyskujące w światach reflektorów.
Ona sama ubrana była w strój prezenterki cyrkowej. Na głowie miała wysoki kapelusz z małym rondem i białą wstążką, spod którego luźno wystawały ciemnobrązowe, proste włosy. Co do reszty stroju to był on taki sam jak miały dziewczyny z chóru z tym tylko, iż na wierzchu nosiła rozpięta czerwono–złotą marynarkę. Do tego oczywiście buty na platformach.
Czuła się wygodnie i kobieco, ale przede wszystkim bezpiecznie, gdyż jej prawa ręka leżała w kieszeni marynarki. Nikt nie powinien poznać jej sekretu, przynajmniej na razie…
Zaczęło się, pomyślała Katie, kiedy pierwsze dźwięki muzyki wypełniły salę. Śpiewała czysto i z pasją. Odzwierciedlała każdą emocję z piosenki na sobie, poprzez mimikę bądź intonację. Katie jak zwykle dała się porwać muzyce. Czasami była poważna i powściągliwa, ale, kiedy wskakiwał „toxic” zapominała się całkowicie i dawała ponieść się wariactwu. W międzyczasie wbiegła grupa tancerek ubranych w podobne kostiumy co i ona, z tym tylko, że były one różowe. Prezentowały one przeróżną gimnastykę z wirującymi wstążkami na krótkim kijku oraz tańce prosto z cyrku, a ponadto jedna z nich huśtała się ponad widownią i rozsypywała różowy, połyskujący pył.
Pod sam koniec ze specjalnie umieszczonych na widowni pojemników, „wypłynęła” mgła z ciekłego azotu, a na scenę spadło mnóstwo czarnego i soczyście różowego brokatu. Kamerzysta zrobił zbliżenie na twarz Katie, kiedy śpiewała ostanie słowo piosenki: „TOXIC”.
Lepiej zgrać tego po prostu nie mogli…
***
— Gratulacje kochanie!!!!!!!!!!!!!! Tak się cieszę — powiedziała podekscytowana Agness przez telefon.
— Ja też, choć muszę przyznać początkowo, mi nie zależało, by dalej przejść, ale powoli chyba się wciągam — odparła Katie siadając w jednym z foteli, naprzeciw włączonego telewizora. Palcami u nóg zaczęła zdejmować czarnego buta z drugiej stopy. Po kilku nieudanych próbach, ciężka platforma w końcu ześlizgnęła się z jej stopy i przewróciła na dywanie. W międzyczasie Ewa przełączała kanały, szukając ciekawego filmu do obejrzenia.
— Wciągam?! Ja już dawano dałabym się „porwać”. Kiedy masz kolejny koncert? — pytała szybko, nie mogąc się doczekać odpowiedzi.
— Teraz będą co tydzień, jurorzy odrzucili 3 uczestników, a dzisiaj odpadł czwarty to zostało nas tylko 8 i…
— Co zaśpiewasz tym razem? — wpadła koleżance w zdanie, niecierpliwie zadając nurtujące ją pytanie.
— Ależ jesteś wścibska! — zaśmiała się Katie.
— Jezuuuu! — Westchnęła dramatycznie Agness. — Chcę wiedzieć i już! A tak poza tym, to mam newsa, który podniesie ci ciśnienie.
— Ale tak na dobrze czy na źle? — zapytała zaciekawiona Katie.
— Ohhh! Pewnie, że na dobrze.
— No to słucham.
— O nie, nie, nie, moja droga, najpierw piosenka — licytowała się koleżanka.
— Oh uparta jesteś. Nie mam jeszcze piosenki. Daisy mi nic nie proponowała, bo jakbyś nie wiedziała, u mnie jest teraz 4.20 rano głuptasie i nie zamierzam do niej dzwonić, by zapytać o piosenkę.
— Leeee… Ale badziew…
— Hahaha. A ty, czego się spodziewałaś, że jak tylko ogłoszą wyniki, to od razu dostanę kartkę z propozycjami piosenek?
— Coś w tym rodzaju — żachnęła się rozczarowana Agness.
— To, co to jest za news? — zmieniła temat zaciekawiona Katie.
— Na ciebie oddano najwięcej głosów — odpowiedziała bez wcześniejszego entuzjazmu.
— Haha — zaśmiała się krótko słysząc tę wiadomość, która ku zaskoczeniu Agness, nie była wcale niespodzianką. — Skąd to wiesz?
— Z wiarygodnego źródła, a co? Nie jesteś nawet zaskoczona!
— Daisy mi powiedziała. Tutaj każdy juror mówi swoim podopiecznym, ile kto dostał, by później nie było niespodzianek.
— No raczej!
— My tu gadamy o mnie, a ty jak się czujesz? Wszystko jest w porządku? — Zmieniła temat Katie, ciekawa koleżanki oraz jak przebiega jej ciąża.
— Tak w jak najlepszym. Kochanie, przykro mi, ale muszę już kończyć — powiedziała pospiesznie Agness. — A ty moja droga gwiazdo, kładź się w końcu spać, bo teraz będzie coraz trudniej w programie.
— No nareszcie wpadłaś na pomysł, by dać mi spokój — zażartowała Katie, po czym się pożegnała i zakończyła rozmowę.
***
— Jak mam jej powiedzieć o czymś, co stało się przez przypadek? On tego przecież nie chciał, to był wypadek. Tylko się zezłościł i nie zapanował nad sobą. On potrzebuje czasu, jak sobie wszystko przemyśli, to wróci ze łzami w oczach… A ja odzyskam swoje życie i Ben znów mnie pokocha! Na pewno… — Takie myśli krążyły po głowie Agness, Katie równolatki, kiedy się z nią rozłączyła. Jak to się stało, że jej życie tak się potoczyło, tego wciąż nie była pewna.
Była przecież piękną, pociągającą i zawsze skłonną do zabaw nastolatką. Poczucie humoru niemalże nigdy jej nie opuszczało, a cięte i szybkie riposty przyganiały całe rzesze znajomych. To ona była duszą towarzystwa, więc dlaczego to się dzieje właśnie z nią? Jej własna matka nie chce nawet słyszeć o ciąży, a tym bardziej dziecku bez ślubu, a ona sama wkrótce ma zostać samotną matką?…
***
— Uff ciężko było — powiedziała Ewa, wracając do przerwanej rozmowy. Usiadła wygodniej na łóżku Katie i wzięła kolejny kawałek, potajemnie przemyconej przez Abdula pizzy. Podwójny ser był tak ciągnący, że Ewa musiała się trochę namęczyć, zanim dała radę oderwać kawałek od reszty bez zdejmowania wszystkich dodatków.
— Tak trochę, ale za to ten moment tuż przed występem? Myślałam, że zwrócę cały obiad — dodała Katie przełączając kanał telewizyjny.
— Zostaw ten film, jest niezły — prosiła oblizując upaćkane sosem palce.
— O nie, nie moja droga. Ja nie mam nikogo, żeby mnie obronił, jak co poniektórzy, więc absolutnie i kategorycznie odmawiam oglądania horrorów. Zwłaszcza takich, gdzie mordują ludzi w hotelach. — Katie uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na koleżankę. Wyraz jej twarzy, mimo lekkiego uśmiechu, wyraźnie mówił, że coś nie gra. — Co jest? Stało się coś?
— Nie, tak tylko…
— No mów. Boisz się kolejnego koncertu? — zapytała Katie, lecz widząc przeczący ruch głową, spróbowała ponownie. — Coś nie tak między tobą i Alex’em?
— On chyba mnie zdradza. — Po chwili ciszy padło wyszeptane zdanie. Odłożyła jedzenie z powrotem do pudełka i zaczęła rozrywać na małe kawałki dołączone papierowe chusteczki.
— Jak to? Alex? On świata poza tobą nie widzi. Kochacie się, planujecie ślub — wyliczała zdziwiona, po czym dodała. — Przyłapałaś go? Powiedział ci coś?
— Hmmm… Tak jakby wszystko po trochu. Widzisz, dwa dni przed koncertem wstałam rano by pobiegać i… Z jego pokoju wychodziła Daisy.
— Ona? Chyba żartujesz. Toż ona jest ze 20 lat starsza od niego — nie dowierzała Katie. Wstała ze swojego fotela i usiadła obok Ewy na łóżku.
— Z 15 to max — odparła przygnębiona, kładąc się na plecach. W pokoju zapadła niezręczna cisza, Katie nie chciała popędzać koleżanki, a Ewa najwyraźniej potrzebowała trochę czasu.
Dziewczyna, patrząc się w biały, podwieszany sufit podłożyła sobie ręce pod głowę i zaczęła. — Widzisz przecież jak ona wygląda? Ma super figurę, długie nogi, niemożliwie wręcz lśniące włosy no i, nie oszukujmy się, możliwości, kontakty, pieniądze… Wszystko — kontynuowała łamiącym się głosem. — Ostatnio zobaczyłam u Alexa nowy, bardzo drogi zegarek. Wiem, że go po prostu na niego nie byłoby stać. Jak się go zapytałam, to mi odpowiedział, iż dostał go od fanki. Fanki! Rozumiesz? Która z jego fanek mogłaby mieć aż tyle kasiory i w dodatku wydać je na kogoś, kogo prawie nie zna. No która? Żadna. — Przygnębiona dziewczyna zaśmiała się smutno, dalej wpatrując się w sufit.
— Uspokój się, może on jest… — Katie próbowała ją pocieszyć, ale jej przerwano.
— Wiesz co mnie tak naprawdę zastanawia? Kiedy tamtego poranka jak ją zauważyłam, ona również mnie zobaczyła i nawet nie wyglądała, na choć odrobinę zażenowaną albo przynajmniej zawstydzoną. Ona, wyobraź to sobie, najzwyczajniej w świecie się do mnie uśmiechnęła, a potem puściła oko, jakby to był NASZ sekret, a nie ich.
— Pytałaś o to Alexa? — trzeźwo zaproponowała Katie.
— Heh… Pewnie, że tak, ale odpowiedział mi, że coś musiało mi się przywidzieć i pewnie pomyliłam pokoje, a ona wychodziła od kogoś innego. Taka tandetna wymówka — parsknęła z bezradności i bólu Ewa. — Ja wiem, że kłamie. — Pierwsze łzy zaczęły spływać po wciąż pomalowanym policzku. Katie uścisnęła ją za rękę i położyła się obok niej. Nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć, by jej ulżyć, zwłaszcza że sama uważała, że jego wytłumaczenie jest bardzo naciągane.
— Mogę zostać z tobą na noc? Nie chcę być teraz sama — zapytała szeptem Ewa. Resztkami sił próbowała kontrolować swoje emocje i uregulować oddech, ale było to zadanie niezwykle trudne. Zwłaszcza dla kogoś, komu cały świat właśnie miał zawalić się na głowę.
— Tak, ale pod warunkiem, że teraz nie zmusisz mnie do oglądania tego horroru — lekko zażartowała Katie, jednocześnie mocniej ściskając dłoń koleżanki.
***
Tej samej nocy, Katie miała dziwny, nawet jak na nią sen. Śniła, że płynęła statkiem, który miał awarię i zatonął, a ona razem z dwoma mężczyznami dopłynęła do bezludnej wyspy.
Początkowo odczuwała lęk i smutek wynikający z zaistniałej sytuacji, ale stopniowo odczucia te przeradzały się w swego rodzaju zadowolenie, przeżyła i to się liczyło.
Widziała niemożliwie białą plażę oraz przepiękną, błękitną taflę wody, szum fal był gdzieś w tle, a ona sama huśtała się na prowizorycznej huśtawce. Wiatr rozwiewał jej włosy… Słońce leniwie opalało jej nogi… Czuła się wolna i szczęśliwa, aż do momentu, kiedy za jej plecami pojawił się Damian. Uśmiechając się złowrogo, pchnął ją tak mocno, iż czuła jak wzbija się pomiędzy chmury i następnie zaczyna spadać na ziemię.
Natychmiast się obudziła, oddychając szybko z przerażenia. Miała dziwne uczucie, niepokoju, jakby to, co właśnie się jej śniło, nie do końca było tylko i wyłącznie fantazją senną, gdzieś na końcu umysłu sądziła, że to była jej rzeczywistość.
Spała na boku, więc, kiedy nagle usłyszała za sobą głośniejszy oddech, poderwała się zdenerwowana na łóżku. Spojrzała w lewo i zobaczyła zwiniętą w kulkę, śpiącą Ewę. Włosy miała potargane, ale wydawało się, że nie śni się jej żaden koszmar.
— Przynajmniej tyle dobrego — pomyślała Katie i sprawdziła godzinę na telefonie, była 6:12. Znaczek baterii pokazywał niemal całkowite rozładowanie, więc sięgnęła po końcówkę do ładowarki i podłączyła telefon, odkładając go z powrotem na nocną półkę.
— Boniu, już więcej nie czytam o trójkącie bermudzkim — pomyślała, patrząc na tytuł leżącej obok telefonu książki, która ku zaskoczeniu Katie, wcale nie była naukowa…
***
A tak się akurat stało, że Damian miał swoje własne plany, co do Katie i nieoczekiwanie postanowił wprawić je w życie akurat, kiedy ta o nim śniła.
— Cześć Nathan — powiedział na przywitanie Damian, wchodząc wczesnym rankiem do mieszkania trenera uczestników.
— Jezus, Damian. Coś się stało? — odpowiedział zaspany, wpuszczając gościa przez drzwi frontowe swego, skromnego apartamentu. Przymknął drzwi do sypialni gdzie spała żona i skierował się do kuchni, by nastawić czajnik. Bez porannej kawy przyjmowanie Damiana durnot graniczyło z cudem.
— Mam sprawę — oznajmił trzeźwo, siadając na jednym z barowych krzeseł przy małej, kuchennej wyspie.
— No…
— Trenujesz Katie, więc na pewno wiesz, jak to jest z jej ręką. Czemu ją chowa w kieszeni? Coś z nią nie tak, czy tak tylko to robi, by mnie denerwować?
— Boże Damian! Nachodzisz mnie i moją żonę o tak nieludzkiej porze tylko po to? — Nie dowierzał młody trener, poprawiając sznurki u spodni w piżamie.
— Tak, tylko po to. Szybkie pytanie, szybka odpowiedź. Wiem, mogłem zadzwonić, ale wówczas nie mógłbym wręczyć ci dowodu mojej wdzięczności — mówiąc to wyciągną z kieszeni marynarki białą kopertę.
Trener spojrzał na twarz jurora próbując domyśleć się sensu jego wypowiedzi, ale prościej było sięgnąć po kopertę i sprawdzić, co jest w środku, jak też uczynił.
— Jezu!
— No, więc jak to z jej ręką? Ma ją czy jej nie ma? Bo nie chcę wyjść na chama i jej dokuczać, jeśli akurat by się okazało, że jej nie ma. Po prostu tragedia się stała i tyle. Przynajmniej będę wiedział, że traktuje mnie z szacunkiem i nie chowa jej do kieszeni przez zwykłe chamstwo. Rozumiesz mnie?
— Nie do końca — powiedział Nathan wciąż licząc zera na otrzymanym czeku.
— Nathan, skup się! — zganił trenera juror, po czym wzrokiem wskazał mu na świeżo zagotowany czajnik. — Jeśli nie ma tej ręki, to jest to zupełnie okej i nic mi nie przeszkadza, jeśli natomiast ją ma i tylko trzyma ją w kieszeni by mnie, nas — szybko się poprawił juror chcąc przekonać trenera do słuszności sprawy — lekceważyć, to oznaka braku szacunku, a my bądź, co bądź, decydujemy o jej przyszłości. Nie uważasz?
— Zgadzam się w zupełności, ale nie sądzę, że jestem właściwą osobą byś o to pytał. Uważam, że skoro Katie nie chce niczego publicznie ujawniać, to musi coś to oznaczać.
— Czyli co? Nie ma dłoni tak? To chcesz mi powiedzieć? — dopytywał się Damian, czując wewnętrzną ulgę. Wstał w krzesła, które bez obciążenia wróciło na właściwą wysokość.
— Nie, ja nic takiego nie powiedziałem — próbował wyjaśnić, sięgając do szafki po dwa kubki do kawy.
— Nie, oczywiście, że nie — odpowiedział zapinając guzik marynarki. — To tyle, co chciałem z Tobą obgadać. Przekaż Moly życzenia pomyślnego rozwiązania. A za to — dodał patrząc na kopertę — kup wyprawkę dla małej, bo córeczki są jak małe księżniczki i należy o nie dbać już od urodzenia.
Zmieszany Nathan nie do końca ogarniał sytuację. Oczywiście podziękował za prezent, który nawiasem mówiąc, stanowił jego niemal roczne zarobki, i zanim się spostrzegł, usłyszał zamykane drzwi frontowe.
8
Dwa dni później tak się złożyło, że Katie i Ewa miały prawie wolny poranek, co było bardzo niespotykane. Próba Ewy skończyła się wcześnie rano, a próba Katie zaplanowana była dopiero na 14. Z tej właśnie racji, obie dziewczyny postanowiły się odprężyć i poszły na zakupy.
Dzień był przyjemny, świeciło słońce i wiał delikatny wiatr, czego chcieć więcej, pomyślała Katie nakładając okulary przeciwsłoneczne. Pamiętała aż za dobrze ciągle deszczową pogodę Anglii, do której wprawdzie, po pewnym czasie, można było się przyzwyczaić, ale nie mogło to się równać z przyjemnym uczuciem ciepła promieni słonecznych. Zadowolona aż westchnęła z tego powodu.
Dziewczyny chodziły od sklepu do sklepu bez większego zainteresowania przez dłuższy już czas, kiedy mijając witrynę bardzo ekskluzywnego sklepu, Ewa nagle się zatrzymała. Spodobała się jej czarna, błyszcząca bluzka z głębokim dekoltem, którą zobaczyła na wystawie. Nie mając nawet zamiaru sprawdzić ceny, odeszła parę kroków, lecz Katie pociągnęła ją do środka sklepu.
Podłoga była z ciemnego drewna, w większości zakryta czarnym, włochatym dywanem, który przyjemnie tłumił wszystkie kroki i tym samym zachęcał, by chodzić po nim jak najdłużej. Ściany były gładkie, jasnobeżowe, tylko jedna, ta za kasą, była zaakcentowana pniami drzew, co nadawało wyrazistego charakteru. Na środku sklepu wbudowana została fontanna, która nie przypominała Katie niczego. Artysta, jak widać, wolał abstrakcję w czystej formie niż cokolwiek innego, znanego człowiekowi, pomyślała przechodząc obok.
Po około 20 minutach spędzonych w sklepie, Katie podeszła do kasy i zapłaciła za Ewy bluzkę oraz swoją sukienkę. Mimo że Ewa próbowała odmówić tak drogiego prezentu, to jej twarz zdradzała aż nadto jak bardzo się cieszy. Dla niej samej była ona po prostu za droga, by móc sobie na nią pozwolić, zwłaszcza od tak, bez potrzeby. Dla Katie, ku wielkiemu zdziwieniu Ewy, nie był to jakiś większy problem.
Po owocnych zakupach dziewczyny nie widziały sensu w dalszym chodzeniu po sklepach, zwłaszcza, że było już bardzo gorąco, i poszły na kawę do pobliskiej kawiarni. Gdy tylko dziewczyny dostały swoje zamówienie i usiadły przy jednym ze stolików na dworze, Ewa nie mogła już dłużej milczeć i jednym tchem wyrzuciła z siebie nurtujące ją pytanie.
— Katie powiedz mi, skąd masz pieniądze na to wszystko — zapytała popijając mrożoną kawę.
— Mówiąc „to wszystko”, co masz na myśli?
— No… Na przykład skąd masz na życie? Wiem, hotel i jedzenie mamy darmowe, ale jakieś wyjścia czy zakupy? Większość uczestników, a w tym i ja, bierze pieniądze od rodziców albo miała wcześniej trochę odłożone i teraz się pilnuje, by za dużo nie wydać, a ty po prostu wchodzisz do niemalże najdroższego sklepu, jaki znam i robisz zakupy nie patrząc nawet na cenę. Hmmm…? Jakoś nie chce mi się wierzyć, że aż tyle odłożyłaś z tej pracy w kawiarni, w Anglii — dopytywała się dziewczyna.
— Hahaha, z tamtej pracy to dorobiłam się tylko bólu w plecach i zupełnie pozbyłam cierpliwości do głupich ludzi, ale skoro chcesz wiedzieć, to mój mąż zadbał o to, bym mogła sobie czasem pozwolić na to czy tamto — powiedziała tajemniczo Katie i ugryzła rogalika z czekoladą.
— Dlaczego o nim nic nie mówisz. Zawsze mnie zbywasz. — Ewa uparcie wpatrywała się w koleżankę nawet nie mrugając. Sądziła, że może to ją złamie, ale i tym razem się nie udało.
— Kiedyś się dowiesz, teraz jeszcze nie chcę by ktokolwiek coś wiedział. Wiem brzmi beznadziejnie dziwnie, ale tak będzie lepiej. Mogę ci tylko powiedzieć, że poznaliśmy się w owej kawiarni, oboje tam pracowaliśmy. On nauczył mnie jak robić kawę oraz obsługiwać klientów.
— Obsługa klienta, też mi filozofia — zaśmiała się Ewa i nagle zaczęła szukać telefonu w torebce. Niecierpliwie przeszukiwała jej wnętrze, jakby właśnie teraz miał zadzwonić do niej ktoś naprawdę ważny, ktoś kto mógłby w każdej chwili odmienić jej życie.
Ten dziwny niepokój i pośpiech nie umknął uwadze Katie, ale wolała nie drążyć niepotrzebnie tematu, zamiast tego powiedziała — niby nic trudnego, ale np. musisz CIĄGLE się uśmiechać. Nawet jak masz mega kaca, głowa cię tak boli, że nie możesz się skupić na zamówieniach albo okres ci brzuch rozwala, a ty musisz wciąż mieć uśmiech na twarzy. Z mężem nie raz sobie żartowaliśmy, który ze sztucznych uśmiechów, danego dnia sobie przyklejamy na twarz.
— No dobra, ciągle się uśmiechasz i jesteś miła dla klientów, ty ogólnie jesteś miła, więc nie powinien być to jakiś większy problem dla ciebie. — Grzebiąc dalej w torebce Ewa nie zwróciła uwagi na grymas Katie.
— Heh, i to właśnie mnie wykańczało, bycie sztucznie i przesadnie miłym. Wyobraź sobie, że przyjdzie ci klient, który rzuca ci pieniądze na ladę, albo nawet trochę i na podłogę, a później każe ci je pozbierać? Ty się zginasz, gościu ci się patrzy za dekolt albo na tyłek, a ty szukasz to, co on ci rzucił, przeliczasz i jak się zgadza to super, ale jak wszystkiego nie znajdziesz albo mówisz, że dał za mało, to co wtedy? Awantura już gotowa. Zwyzywa cię od góry do dołu i złoży skargę o nie wiadomo co, nawet o rasizm. Często tak właśnie ludzie robią, by nie płacić całości.
— Żartujesz chyba? — nie dowierzała Ewa, podnosząc wzrok na koleżankę, by się upewnić czy mówi prawdę.
— Żartuję? — zaśmiała się rozbawiona niewiedzą koleżanki, po czym dodała — Jak już dojdziecie do porozumienia, albo i nie, to ty na koniec musisz mu powiedzieć jeszcze dziękuje w dodatku ciągle się uśmiechając! A jak przyjdzie ci para, co tuż przy ladzie zaczyna się obściskiwać i całować tak, że prawie leżą na tobie, a ty musisz czekać aż skończą? Tragedia, nie mówię nawet ileż to już razy przychodziły takie pary, chłopak składając mi zamówienie trzyma sobie rękę pod jej koszulką i ściskał jej pierś?
— Paranoja jakaś. Ty tak na prawdę?
— No przecież to są same przykłady z życia. O małolatach ubranych tylko w staniki to nie wspominam, bo to akurat jest prawie standard. A pomyśl sobie tylko, jak przyjdzie ci kobieta, co uważa, iż twoja praca jest beznadziejna, a ty sama jesteś nic niewarta i pewnie nie masz żadnego wykształcenia, dlatego tu pracujesz?
— O matko aż takie typy się pojawiają? — Odnalazłszy telefon w bocznej kieszeni skórzanej torebki, Ewa mogła wreszcie powrócić do picia swej kawy.
— Nie tylko, ale to akurat teraz pamiętam. Alex nie dzwonił? — zapytała Katie zmieniając temat.
— Nie… Nie powinnam była go wczoraj tak naciskać, ale chciałam, by mi to wszystko wreszcie wyjaśnił.
— Nie bądź głupia, masz prawo wiedzieć na czym stoisz. Im szybciej tym lepiej.
9
W piątek rano Katie leżała w swym hotelowym łóżku i rozmyślała o minionych dniach. Cały tydzień przeleciał jej nie wiadomo gdzie. Treningi, próby, przymiarki, w dodatku wszystko niemalże jednocześnie. Katie zdążyła wysłać dwa maile do Agness, z czego była dumna, bo przy takim grafiku pozostawało jej rozpaczliwie mało czasu dla siebie, ale niestety pozostały one bez odpowiedzi. Abdul poleciał do Indii na ślub córki. Cathy próbowała zrobić większe show ze swojego koncertu, bo ostatnio prawie odpadła, tylko parę głosów ją ocaliło i z programem pożegnała się Marie. Ewa pokłóciła się z Alex’em tak bardzo, iż nie wiadomo było, czy są jeszcze razem, czy już nie, co oczywiście zostało nagrane przez wszędzie obecnych kamerzystów.
Katie przekręciła się na drugi bok, gdyż właśnie wstające słońce zaczęło razić ją w oczy. Pierwszy raz od dawna obudziła się przed budzikiem i nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Książki czytać już nie chciała, mimo że stanęła akurat na ważnym jej punkcie, handlarze narkotyków zjawili się na wyspie i próbują pojmać rozbitków, ale po ostatnim śnie z Damianem i nią w rolach głównych, straciła do niej cały swój zapał.
Ponownie wróciła myślami do programu, za dwie godziny miała mieć ćwiczenia ze śpiewu, które prowadziła względnie młoda hiszpanka Martha, o bardzo ekscentrycznym usposobieniu. Jeśli się zdarzyło, że Katie gdzieś zafałszowała, nigdy nie wiedziała jak ona zareaguje, raz potrafiła się z tego śmiać przez dobre parę minut, a niekiedy naburmuszona wstawała zza białego pianina i nerwowo chodziła w koło, nie mówiąc absolutnie nic. Takie nieprzewidywane zmiany nastroju bardzo męczyły Katie, ale nic nie mogła na to poradzić, jeśli chciała dalej pozostać w programie, musiała „odbębnić” swoje. Ciekawe dlaczego nigdy nie pokazują fragmentów z ćwiczeń z Marthą? — zastanawiała się Katie. — Pewnie właśnie dlatego, że żaden by się nie nadawał, ta kobieta nie potrafi pozostać w tym samym nastroju dłużej niż trzydzieści sekund — zażartowała sobie w myślach i wstała z łóżka.
Udając się pod prysznic, rozmyślała o tym, co może zostać puszczone w jutrzejszym programie, skrócie z całego tygodnia.
Poniedziałek: Katie je na śniadanie, 2 kanapki z dżemem truskawkowym i pije herbatę z mlekiem — pomyślała rozbawiona takim pomysłem.
Wtorek: próby.
Środa: pewnie będzie scena Ewy z Alex’em.
Czwartek: pijany Johnny tańczy prawie nago przed Katie na korytarzu.
Piątek: próby, choć nie wiadomo co wymyślą w tej telewizji kłamcy jedni — pomyślała. Katie od dzieciństwa była wychowywana, by nie wierzyć we wszystko, co jest w telewizji albo, co piszą w gazetach. Ojciec jej tłumaczył, iż jedno zdjęcie może być różnie pokazane, przerobione bądź najzwyczajniej w świecie ucięte, by pasowało do wizji producenta. Montaże, przeróbki, kłamstwa… Świat mediów to jedno wielkie bagno, jak mówił jej ojciec.
10
W sobotni poranek para jurorów obudziła się w przestronnym lofcie Damiana. Duże puste przestrzenie, jasne kolory i nowoczesne meble były jak najbardziej w jego stylu. Czynsz zapewne też, ale o to akurat martwić się nie musiał, gdyż program go opłacał.
Budząc się rano w dużym, okrągłym łóżku rozejrzał się po pokoju. Na białym, miękkim dywanie leżały porozrzucane poduszki oraz części kobiecej oraz męskiej garderoby. Po jego lewej stronie, na szklanym stoliku leżała przewrócona, pusta butelka po białym winie.
— Damianie powiedz mi, czemu jej aż tak nie lubisz? Nathan mówił, że się jakoś dogadaliście i dasz jej spokój — pytała Daisy wracając do wczorajszego tematu, po czym sięgnęła po swój ulubiony cieniutki i bardzo kobiecy papieros. Kiedy go odpaliła, leniwie ułożyła się z powrotem na łóżku.
— Ja jej kurwa nienawidzę! Suka coś kręci i w ogóle gra w coś z nami wszystkimi — wycedził przez zęby momentalnie rozzłoszczony. Nawet nie musiał się dopytywać o kim jest mowa. — Zawsze ma swoje zdanie, zawsze ma jakąś odpowiedź na moje słowa, nie dociera do niej absolutnie żadna krytyka — wymieniał dalej Damian, gwałtownie zrywając z siebie, jak i z Daisy, pomięte prześcieradło.
Zostawiając ją całkowicie nagą, wstał z łóżka dając jej jednocześnie do zrozumienia, iż ich wspólna noc dobiegła końca.
— Z tą krytyką to przesadzasz. Fakt ma dziewczyna charakterek i własny styl, ale pomyśl tylko, ile możemy na niej zarobić? Ja ją wypromuje, będę jej menadżerką, a ty wydasz jej płytę. Czysty zysk.
— Ja chcę ją zniszczyć, a nie robić jej płytę, nie rozumiesz tego? — Rozzłoszczony Damian wyjął z komody ręcznik i zamierzał już iść pod prysznic, kiedy spojrzał w lustrze na Daisy.
— Sądziłam, że sobie odpuścisz po rozmowie z Nathanem. Poza tym, jeśli naprawdę nie chcesz jej promować, to zacznij ją olewać. Nie zwracaj na nią uwagi, daj jej spokój, nie interesuj się nią w ogóle. Zwróć uwagę ludzi na kogoś innego — powiedziała Daisy przeciągając się zmysłowo jak tylko potrafiła. Jej opalona na złoto skóra idealnie wpasowała w turkusowe atłasy pościeli. Nawet on nie mógł tego przeoczyć.
Daisy bardzo dobrze wiedziała co robi. Chciała, by ją pożądał, by myślał tylko i wyłącznie o niej, zwłaszcza, kiedy na powrót zaczęli ze sobą sypiać, a tymczasem taka gówniara zajmuje jego myśli.
— Tu już nie chodzi o to, że ona nie ma tej ręki, tylko o to, jak robi z tego taką wielką tajemnicę… I ogólnie… Wnerwia mnie! Im szybciej odpadnie, tym szybciej program wróci do swojego rytmu. Następny koncert będzie jej końcem, sama się jeszcze ośmieszy. — Mówiąc to spuścił wzrok i cały w nerwach wszedł do łazienki. Zamknął za sobą drzwi zupełnie nie interesując się kobietą, z którą dopiero co spędził noc. Nie pierwszy raz z resztą i nie ostatni zapewne…
— Następny? — pomyślała Daisy zirytowana. — Co on chce zrobić? Jeśli Katie odpadnie już teraz, będzie jej znacznie trudniej się przebić, nawet z moją pomocą. Poza tym, mój wpływ na nią, nie będzie jeszcze za silny, a Damian już dobrze wie jak manipulować mediami, by uzyskać to, co chce, szczególnie jeśli panuje ją zniszczyć — kontynuowała swe przemyślenia podnosząc z podłogi swój koronkowy stanik. To, że Damian chce się całkowicie pozbyć Katie z programu nie pasowało do planu Daisy. Za nią pieniądze wręcz płynęły, a Daisy chciała z nich skorzystać, ile tylko mogła. Koncerty, płyty, filmy, reklamy, wywiady… Miliony, które tylko leżą i czekają, by je podnieść. Już w myślach widziała siebie jako jej główny menadżer, całkowicie zarządzający jej dochodami.
Musi dowiedzieć się czegoś więcej o planie Damiana — postanowiła wychodząc z jego sypialni.
11
Cała sala skryta jest w mroku. Na scenę pada tylko jeden strumień białego światła. Oświetla on nienaturalnie wysoką postać ubraną w ciemny, obszerny płaszcz z szerokim kapturem zaciągniętym na całą głowę.
— Pewnie to John, rockowiec będzie jak nic — powiedział dziesięcioletni chłopak siedzący przed telewizorem w New Jersey. Podając starszemu bratu miskę z chipsami, zsiadł z fotela i położył się na brzuchu na drewnianej podłodze.
— Rock? Chyba metal jak już — odparł starszy, grając w międzyczasie na telefonie. Pokój gościnny umeblowany był w starym, myśliwskim stylu. Na ścianach wisiały odcięte i wypchane głowy upolowanych zwierząt, które już dawno powinny zostać odświeżone, albo przynajmniej wytarte z kurzu.
— Chłopcy zostawcie te chrupki, kolacja będzie za 5 minut — odezwała się matka z kuchni. W międzyczasie z telewizora dobiegł cichy kobiecy głos, spokojnie rozpoczynający piosenkę:
“Why, why can’t this moment last forever more?
Tonight,
Tonight eternity’s an open door”
Postać podniosła głowę do góry i spojrzała w kamerę naprzeciw siebie. Szeroki kaptur opadł dosyć nisko, odsłaniając sporą część ciała. Delikatny wiatr rozwiewał jej równo obciętą grzywkę…
Teraz wszyscy mogli zobaczyć brokatową twarz Katie. Cała jej skóra, począwszy od twarzy poprzez szyję, ramię wraz z dłonią trzymającą mikrofon, ozdobiona została białym i fioletowym brokatem oraz wklejonymi w skórę błyszczącymi kamieniami w podobnych barwach. Wszystko to na tle czarnego koloru sceny oraz płaszcza, kontrastowało fenomenalnie.
Kiedy śpiewała refren, cała sala ożyła blaskiem ruchomych świateł i wszędzie obecnych, fioletowych laserów. Nagłośnienie, w porównaniu do niemalże szeptanych zwrotek, działało wówczas ze zdwojoną mocą, potęgując tym samym wszelkie odczucia odbiorcy.
— Ej, co to? — powiedział młodszy chłopak, niepewny, co sam właśnie zobaczył w telewizorze. Starszy, zaciekawiony jego reakcją, spojrzał kątem oka, by dowiedzieć się, o co chodzi bratu.
— Chłopcy? Co się dzieje? — krzyknęła z kuchni również zaciekawiona kobieta.
„Euphoria!! …”
— Katie próbowała unieść się ponad sceną — szybko odpowiedział najmłodszy. — Ha! Wiedziałem. Mamo ona lewituje! — wykrzyknął radośnie momentalnie wstając z podłogi i zaczął skakać dookoła poplamionej kanapy w czerwone pasy.
“We’re going UP UP UP UP UP!!!”
Na sam koniec utworu, Katie wzbiła się naprawdę wysoko. Kamera, która ją filmowała z samego przodu została równolegle wzniesiona do góry. Katie lecąc w jej kierunku śpiewała ostatnie słowa piosenki.. Operator zrobił zbliżenie na jej twarz akurat w momencie, kiedy śpiewała ostatni raz ‘Euphoria’, a zaraz po tym najzwyczajniej w świecie przeleciała ponad kamerą i jakby się rozpłynęła w ciemności.
— Ona jest niesamowita — wyszeptał starszy chłopak, zapominając zupełnie o grze na telefonie.
— Dała czadu — powiedział młodszy, skacząc już po kanapie. — To moja faworytka!
— Na pewno przejdzie. Jak ma na imię? — krzyknęła po raz kolejny matka.
— Mamo nie znasz jednorękiej Katie? Wszyscy ją znają! — przybiegł do kuchni zdumiony młodszy blond chłopak i łapczywie złapał za gorącego naleśnika leżącego na talerzu obok kuchenki.
— Jednoręka Katie? Że niby co? Nie ma ręki? — zapytała starsza kobieta. Ubrana była w czarny dół od dresów i luźną, spraną koszulkę.
— Chyba ma, ale cały czas trzyma ją w kieszeni, czym denerwuje Damiana. — Wyjaśnił matce szesnastolatek, który również przeszedł do kuchni i wyjął z szafki trzy małe talerzyki. W programie właśnie zrobiono przerwę na reklamy, więc mógł bez żalu zająć się kolacją.
— Phi, też mi powód, by się denerwować. Chłopcy umyjcie najpierw ręce — oznajmiła kobieta przewracając na patelni ostatniego naleśnika, podczas gdy jej synowie zabrali się już za zwijanie reszty w rulony pełne śliwkowego dżemu.
***
Widownia po prostu oszalała po takim wystąpię. Okrzyków radości i oklasków nie było końca. Wszyscy rozglądali się dokoła, gdzie zniknęła Katie, a tymczasem ona była już za sceną gotowa do powrotu, by usłyszeć komentarze jury.
— Teraz tylko wyniki — powiedziała stojąca obok, Ewa. Żadna z dziewczyn nie czuła się na siłach do prowadzenia dalszej rozmowy. Obie tylko stały zajęte swoimi myślami…
Po niezwykle nudnej przerwie reklamowej dwaj chłopcy siedzieli razem z matką przed starym modelem SONY. Jak zwykle modnie ubrany Jack, wyszedł na scenę, prowadząc za rękę Katie i poprosił o zabranie głosu przez jury. Jako pierwszy o komentarz został poproszony Tobby.
— Katie, Katie… Spać w nocy dziś mi nie dasz. Dlaczego nie jesteś w mojej grupie? Ależ byłoby ciekawie — uśmiechnął się dwuznacznie i oparł na oparciu fotela, nie spuszczając z niej wzroku.
— Mam nadzieję, że i tym razem nudno nie było — powiedziała wciąż szybciej oddychając.
— Ależ przecież, że nie było! — wtrącił się Jack i poprosił o głos Damiana. Objął Katie wolną ręką i nieprzerwanie uśmiechał się do kamer.
— Muszę przyznać, że zrobiłaś niezłe show no i oczywiście nie boisz się ryzykować. Słyszałem, że miałaś jeszcze dużo innych pomysłów na dzisiaj, niektóre były… Powiedziałbym, że bardzo ciekawe, szkoda tylko, że nie pozwolono ci ich użyć.
— Dziękuję, może innym razem, jeśli dzisiaj nie odpadnę — odparła podejrzliwie Katie. — Dlaczego on jest dla mnie miły? — pomyślała.
— Jesteś naprawdę ciężkim przeciwnikiem dla pozostałych uczestników, wygląda na to, iż pozostaniesz z nami przez jakiś czas… Co na to mąż? Na tak długą rozłąkę? — dodał Damian bezczelnie patrząc się prosto w jej oczy.
Wyraźnie zdenerwowana zdołała tylko powiedzieć — słucham?
— Wcześniej pokazałaś nam swoje zdjęcie rodzinne i mnie samemu się wydaje, iż widziałem z raz czy dwa obrączkę na twojej prawej ręce. — Nie odpuszczał ataku juror.
— Jakoś sobie damy radę, proszę się nie martwić — powiedziała pozornie obojętnie, choć w duchu zwymyślała go wszystkimi znanymi jej obraźliwymi słowami, bo dobrze wiedziała, że on kłamie. Nigdy nie widział jej prawej ręki. Próbując zachować kamienną twarz i wytrwać do końca programu, usłyszała kolejne wypowiedziane przez niego zdanie.
— Daisy powiedziała, że na zaręczyny dostałaś niezłe cudo. Może je nam pokażesz? Chciałbym się przekonać, czym sobie ciebie zdobył. — Damian cieszył się jak dziecko wprowadzając tę, chorą atmosferę na scenę programu. Widział, że jest zdenerwowana i się pilnuje, by nie wybuchnąć, jeszcze trochę i dopnie swego, a później on już to tak poprzekręca w mediach, że nikt z nią nie będzie chciał pracować. — No dalej! NO DALEJ! — powtarzał sobie w myślach, czekając na jej reakcję.
— Nie sądziłam, że moje życie prywatne, aż tak bardzo pana interesuje.
— JACK PRZERWIJ ROZMOWĘ! — Usłyszał w słuchawce prezenter.
— My tu rozmawiamy, a Daisy wyraźnie się niecierpliwi, by wyrazić swoją opinię na temat podopiecznej. Daisy? — Pospiesznie przełączono kamery i pokazano uśmiechniętą, piękną kobietę siedzącą pomiędzy dwoma mężczyznami. Daisy zaczęła wyrażać swoją opinię, ale tamtych dwoje dalej nie spuszczało z siebie wzroku.
— Złotko, jesteś absolutnie moją faworytką. Elegancko rozmiotłaś pozostałych uczestników. Ze swojej strony zrobię wszystko by ci pomóc, byś osiągnęła to, czego pragniesz — mówiąc to Daisy klasnęła dwa razy w dłonie i zrobiła lekki skłon tułowia w jej kierunku. — Czapki z głów złotko.
Katie dołączyła do pozostałych uczestników w specjalnie przygotowanym dla nich pokoju, gdzie były napoje i jedzenie. Po jej występie były jeszcze trzy i wówczas dwugodzinny okres głosowania miał się rozpocząć.
***
— Już ja cię załatwią, ale nie poprzez kłótnie na scenie, bo ciągle będą je ucinać. Hmmm… — myślał Damian po ostatnim koncercie i zakończonym programie na żywo. Nieświadomie otworzył Red Bulla i orzeźwiający zapach przyjemnie drażnił jego nozdrza. Usiadł na szerokiej, przyjemnie twardawej kanapie w swojej garderobie i zaczął myśleć na najwyższych obrotach.
— Mógłbym na przykład, wyciągnąć wszystkich na „obowiązkowe” wyjście do dyskoteki pod pretekstem nagrań do następnego programu i najzwyczajniej w świecie ją spić. Późniejsze nakłonienie jej do różnych głupstw byłoby dziecinnie proste. — Knuł uśmiechając się z zadowolenia, ale zaraz następny, jeszcze lepszy pomysł wpadł mu do głowy.
— A może tak dodać jej pigułkę do napoju i niech ktoś ją zaliczy? Toż to zdrada małżeńska by była. — Rozmyślał popijając kolejny łyki napoju.
— Ale… — szybko znalazł słaby punkt tego planu — jakby się to wydało, to sąd udupiłby nie tylko mnie, ale cały program i nie wypłaciłbym się do końca życia. Odpada. Może tak wejść do jej pokoju, udawać miłego, naściemniać jak bardzo mu się podoba, a tak ją atakuje tylko dlatego, bo jest zły, że ma męża i wie, że nigdy nie będzie jego i tego typu bla bla bla. Do tego szampan na stoliku, parę łez… Przecież jemu się nie oprze, nigdy się to nie zdarzyło, by któraś mu odmówiła w takiej sytuacji. A jak już będzie cała rozpalona i czekała tylko na jego ruch, on ją odtrąci. Jej duma ucierpi. Można by to nagrać i ją powoli tym wykańczać.
— Dobra, plan super i nawet realny — kalkulował Damian. — Ale to przecież wariatka, co jak to ona mnie wyrzuci pierwsza? Z nią nigdy nic nie wiadomo. Wszystkim rozgada, ależ byłyby plotki! Zabiłbym sukę gołymi rękoma! — Rozzłościł się na samą myśl o takim scenariuszu. Szybko poderwał się z fotela i zaczął krążyć po pokoju.
— Może tak, niechcący oczywiście, potrącić ją samochodem? Jakoś bym się wybronił, udał żal i skruchę, być może nawet próbował odejść z programu, ale ona za to na pewno by nie wróciła na scenę. To jest myśl! — stwierdził na głos z dzikim obłędem w oczach. Stanął jak zaczarowany i z najwyższą starannością zaczął się zastanawiać nad szczegółami planu, kiedy przez myśl przemknęło mu pytanie — A co jak nie przeżyje? Wsadziliby mnie? Może dostałbym zawiasy, ale Daisy by mi nie odpuściła, zaczęłaby spekulować, tworzyć historie, udzielać wywiadów jak to bardzo nienawidziłem Katie, pojawiłyby się plotki. Może nawet straciłbym kontrakty. O NIE! — Juror bił się z myślami przez dłuższą chwilę, po czym roześmiał się na głos. W jego głowie pojawił się plan, taki czysty i niewinny wręcz, a zarazem tak banalny. Zaśmiał się z samej prostoty tego, co właśnie wymyślił…
— PLOTKA to jest to! — Wyszedł radośnie na korytarz i wpadając na idącą z naprzeciwka Daisy, namiętnie pocałował ją w usta.
Teraz tylko Johnny musiał przejść dalej…
***
Po zakończeniu programu Daisy i Tobby poszli na szybkiego drinka, a później do jego domu. Urządzony był w starym angielskim stylu, czego akurat Daisy mogła się po nim spodziewać. Drewniane, lecz eleganckie podłogi, kamienne kominki, mała biblioteczka na pierwszym piętrze i temu typu podobne rzeczy bardzo ją przytłaczały, lecz tej nocy wypiła już tyle, by nie zwracać na to uwagi. Tobby świadomy jej stanu poprowadził ją do mniejszego saloniku, gdzie ogień w kominku już się palił. Ciemna zieleń ścian dodatkowo optycznie zmniejszała pomieszczenie, które samo w sobie, zaprojektowane zostało na małe. Ciężki, kryształowy żyrandol odbijał tańczące płomienie i nadawał przyjemnego poblasku pomieszczeniu. Obok drzwi, naprzeciw kanap stał mały stoliczek z przygotowaną whisky oraz dwoma kieliszkami.
— Widziałeś wyniki? — zapytała Daisy wolniej niż zazwyczaj i usiadła chwiejnie w miękkim fotelu.
— Tak i nie wierzę, jak dotąd nikt jeszcze nie miał takiej przewagi — powiedział Tobby nalewając sporą ilość mocnego trunku do dwóch kryształów.
— Rekord należał do Ori, a widzisz, jaka ona jest teraz sławna?! Ludzie ją po prostu kochają.
— Mnie jeszcze wtedy z wami nie było. Ile miała? — zapytał Tobby siadając w fotelu naprzeciwko.
— Ze wszystkich oddanych głosów ona dostała 62%, pozostała trójka uczestników podzieliła się 38%, jeśli dobrze pamiętam, dostali po 13%.
— A teraz? — powiedział Tobby, któremu patrząc na zamglone oczy Daisy, ciężko było się skupić na liczbach.
— Teraz? Teraz to Katie ledwo po dwóch koncertach jest ulubienicą ludzi. Hahaha — zaśmiała się Daisy odchylając głowę do tyłu. Napawała się jego jawnym uwielbieniem. Wiedziała, że obserwuje każdy jej ruch, chciała by jej pożądał. — Dzisiaj Katie dostała 52% wszystkich głosów. Pozostała siódemka podzieliła się 48%, oblicz sobie ile to średnio przypada na uczestnika, a zobaczysz ile ich wyprzedza. — dopowiedziała wypijając za jednym razem sporą część swego drinka.
Tobby wyjął swojego porysowanego Sony Experia Z1 i szybko obliczył na kalkulatorze.
— To daje 6.85%. Łał! Gdzie jest 52, a gdzie 6.85. Masakra jakaś. — Wstał lekko, jakby w ogóle nic nie pił i nalał jeszcze po drinku. Nie spuszczając wzroku z bardzo wyeksponowanego biustu Daisy, wrzucił po kostce lodu i wrócił na swoje miejsce.
— Nie masakra mój drogi, tylko CUDO — powiedziała dumnie diva. — Fakt, Johnny dostał 27% później był chyba John 12%, a reszta to nie jest ważna.
— O proszę, masz dwóch uczestników niemalże najmocniejszych. Tylko mi trafiły się tandety. Cathy, pożal się Boże — parsknął w powietrze przypominając sobie koncert swojej podopiecznej. — Wiedziałem, że jest słaba, ale aż tak zafałszować? Co ta Martha z nimi robi, myślałem, że umrę ze wstydu.
— No, ale teraz już jej nie ma. Ile dostała?
— 0,14% — odparł Tobby.
— To i tak dobrze, po takim występie — rozbawiona zaczęła bawić się włosami.
— Teraz pozostali mi tylko Carl i Alex — powiedział wstając, by nastawić cichą muzykę w kinie domowym.
— To raczej nie ciekawie. No, ale z moją wyobraźnią coś zrobimy. Mi pozostała Katie i John, o nich raczej martwić się nie muszę. Damianowi Johny i dziewczyny: Ewa i Kelly tak? — Tobby tylko przytakną ruchem głowy.
— One są słabe, zaraz odpadną, więc twoi chłopcy mają jakieś szanse. Może któregoś przerobić na geja? Albo zrobić makijaż? Utożsamić z jakąś konkretna, bardzo wyrazistą grupą społeczeństwa? — zaproponowała, zsuwając w dół ramiączko od sukienki.
— Eh gdyby to ktoś z moich wygrał — powiedział podchodząc wolno do Daisy. Wypił do końca zawartość szklanki i odstawił pustą na stoliku. Nie spuszczając wzroku z Daisy, przyklęknął przed nią i zaczął wolno całować jej nagie ramię.
— To, co byś zrobił mój słodki? — dopytywała się podpita kobieta.
— Wydałbym całą premię na ciebie oczywiście — wyszeptał całując jej skórę od ramienia po szyje. — Taka piękna szyja potrzebuje odpowiedniej ozdoby. Nie sądzisz?
Daisy chwyciła lekko jego twarz w obie ręce i mówiąc spojrzała mu prosto w oczy. — Ozdoby za ćwierć miliona?
— A czemu nie? — Rozochocony jej postawą zaczął namiętnie całować jej dekolt. — Piękne kobiety są drogie.
Urażona tymi słowami momentalnie odepchnęła go od siebie i poprawiła sukienkę. Tobby siadając na dywanie dokończył przerwane zdanie: — Są drogie w utrzymaniu kochanie. Nic innego nie miałem na myśli…
Nie czekając na dalsze usprawiedliwienia, Daisy usiadła na nim okrakiem i zaczęła rozpinać mu koszulę całując pospiesznie po twarzy. Zawsze tak reagowała, kiedy chodziło o duże pieniądze, pieniądze dla niej oczywiście.
12
Dźwięk telefonu obudził Katie z przyjemnego snu. Śniła, że była razem z mężem w supermarkecie i wybierali pomidory…
— Złotko, tematem niedzielnego koncertu jest miłość — radośnie powiedziała do telefonu Daisy.
— Miłość?! Okej, masz jakieś dla mnie piosenki? — powiedziała zaspana Katie patrząc na zegarek — 6:37, co ona spać nie może — pomyślała.
— Oczywiście, że mam. Co powiesz na: „My heart will go on” albo „Bleeding love”?
— Titanik odpada. Niech będzie Levis.
— No to mamy ustalone, sama sądziłam, że „Bleeding love” będzie bardziej do ciebie pasowało. Damy w tle coś romantycznego, może slajdy z waszej historii miłosnej, Co ty na to?
— Co? Z jakiej historii? Czyjej? — dopytywała się Katie mrużąc oczy, jakby to miało jej pomóc zrozumieć, o czym mówi jurorka.
— Twojej i twojego męża oczywiści, bo chyba nie masz żadnego romansu na boku — zaśmiała się w słuchawce kobieta jak z dobrego żartu i nie czekając na reakcję Katie, dodała — Złotko, to wstępnie wszystko zorganizujemy pod kątem bleeding. Przyjdź do mnie zaraz po śniadaniu, to powiem ci, co i jak zrobimy. Chyba, że masz inne propozycje?
— Jak na razie to nie — powiedziała Katie myśląc w duchu, czy jak zaraz wróci do spania, to czy uda się jej dokończyć sen o mężu.
— To do zobaczenia o 10. Przyśle po ciebie samochód. Pa. — Nie czekając na odpowiedź, jurorka odłożyła słuchawkę i na powrót przytuliła się do ciepłych pleców Tobby’ego…
Katie była już przyzwyczajona do tego sposobu kończenia przez nią rozmowy, więc nawet jej nie odpowiedziała. Przykryła się kołdrą pod sam nos i zamknęła oczy.
13
Następnego dnia elegancko ubrany Tobby przyszedł do domu Daisy. Wiedział, że dziś ma wolne popołudnie i chciał zrobić jej niespodziankę. Bukiet białych frezji, delikatnie ozdobiony różowym brokatem, został zrobiony specjalnie na jego zamówienie. Wiedział, że Daisy ma słabość do różu i błyskotek, a do brokatu i diamentów zwłaszcza.
Lekko poddenerwowany stanął przed frontowymi drzwiami i przeczesał palcami włosy. Nacisnął czarną, rzeźbioną klamkę i jak się mógł spodziewać, drzwi były zamknięte. Po paru sekundach, których potrzebował, by się uspokoić, nacisnął okrągły przycisk. Dźwięk skowronka rozbrzmiał echem w holu.
Minęło kilka minut i uśmiechnięta Daisy otworzyła przeszklone drzwi. Włosy miała lekko rozczochrane, a szlafrok był wymięty i niechlujnie zawiązany, co zainteresowało Tobby’ego.
— Cześć Daisy — powiedział na przywitanie, patrząc w głęboki dekolt jej szlafroku. — W czymś przeszkodziłem? — zapytał, kątem oka sprawdzając wnętrze jej domu ponad jej ramieniem.
— W sumie to w niczym szczególnym — odparła spoglądając na kwiaty.
— To dla ciebie — powiedział wręczając bukiet.
— Dziękuję, jest śliczny. Wejdziesz?
Mężczyzna nie wahając się ani przez chwilę, wszedł do środka i pospiesznie zamknął za sobą drzwi.
Daisy szła z gracją prosto do przestronnego pokoju gościnnego. Jej zwiewny, na wpół przezroczysty szlafrok powiewał za nią jak szła.
Zaskoczony Tobby mało się nie przewrócił na jednym z progów mieszkania. Nie dziwił go widok innego mężczyzny w jej domu. Nie dziwiło go nawet to, że był prawie nagi, po prostu nie był przygotowany na widok zaczerwionego ze wstydu Alexa. Chłopak niezdarnie próbował nałożyć leżące u jego stóp spodnie, ale zamiast tego prawie się przez nie przewrócił.
— To jest ta twoja historia na program? Romans z małolatem? — zaśmiał się urażony mężczyzna. — Rozbity związek nastolatków, jako punkt kulminacyjny? Damian ma dużo lepszy — oznajmił, kładąc telefon oraz kluczyki od samochodu na czarnym, okrągłym stoliku i wyjął paczkę czerwonych Marlboro z kieszeni. Wolno odpalił papierosa i oparł się o ścianę, obserwując komiczne zachowanie chłopaka. Był on wyraźnie zmieszany i przestraszony tym, że ich mały sekret się wydał.
Daisy zmysłowo podeszła do Tobby’ego i zabrała mu z ręki papierosa. Zaciągnęła się parę razy i patrząc mu prosto w oczy, powiedziała — wynoś się dzieciaku. Nawet nie potrafisz zaspokoić prawdziwej kobiety. — Nie czekając dłużej niż kilka sekund, zaczęła rozwiązywać swój delikatny szlafrok. Urażony do głębi chłopak, niemal wybiegł z domu.
Daisy namiętnie pocałował Tobby’ego w bok szyi. Skórę miał w tym miejscu gładką, świeżo ogoloną, a przyjemny, męski zapach wody kolońskiej tylko dodawał mu charyzmy. Bardzo jej się to spodobało.
Odchyliła głowę do tyłu, by móc spojrzeć Tobby’emu w oczy. Jego twarz wyrażała aż za dobrze, jak bardzo mu się podoba to, co ona z nim właśnie robi. Oczy miał przymknięte, a wąskie usta lekko rozszerzone w oczekiwaniu.
Daisy bardzo dobrze wiedziała jak to miejsce na szyi na niego działa. Upuściła rozwiązany już szlafrok na podłogę i zaczęła rozpinać jego ciemnoniebieską koszulę. Kolor ten, jak żaden inny podkreślał morski błękit jego oczu, ale w tym akurat momencie żadne z nich o tym nie myślało. On widział jedynie bujne kształty Daisy, skromnie zakryte białą bielizną, a ona się zastanawiała nad tym, co powiedział przed chwilą. Musiała się przecież tego dowiedzieć.
Delikatnie ujęła go za dłoń i położyła ją na swojej piersi, po czym, na powrót się do niego zbliżyła i zaczęła całować to samo miejsce na szyi.
Żaden mężczyzna nie mógł długo opierać się takiej sytuacji, a Tobby zwłaszcza. Zakochał się w niej na długo przed wspólnymi sezonami programu. To dlatego tak usilnie próbował się dostać do produkcji już trzy serie wstecz. Już wtedy ją kochał, oczywiście na swój sposób. Wiedział, że takiej kobiety na wyłączność mieć nie będzie, a zdobyć ją może jedynie poprzez sukces i pieniądze. Nie może się poddać, nie teraz, kiedy ona jest już nim zainteresowana — pomyślał Tobby zanim na podłogę opadły jego spodnie.
— To jaki Damian ma plan? — zapytała zatrzymując się w bezruchu. Takim działaniem na wstrzymanie nie raz już osiągnęła to, co chciała.
14
Był późny, czwartkowy wieczór, kiedy Ewa i Katie właśnie kończyły swoją kolację. Katie miała sałatkę z kurczakiem i pomidorami, a Ewa omlet z papryką i tost. Zmęczone całym dniem prób i ćwiczeń bez żadnej przerwy na obiad, zjadły wszystko błyskawicznie. Ich następny koncert miał się odbyć już za dwa dni, ale nie to było tematem ich rozmowy.
— I co mu odpowiedziałaś? — dopytywała się Ewa.
— A co niby miałam mu powiedzieć? Miałam dzisiaj próby przez cały dzień, więc mu odmówiłam — odpowiedziała Katie, pijąc na koniec kolacji herbatę.
— Nie nalegał? Nie proponował innego terminu?
— Nie.
— Trochę to dziwne jak na moje oko — dodała Ewa podejrzliwie.
— Dlaczego? — zdziwiona Katie wpatrywała się w koleżankę.
— Nigdy jakoś się tobą nie interesował, a teraz podszedł jak gdyby nigdy nic i w dodatku jak mówisz, to bardzo blisko ciebie, a zaproszenie wyszeptał ci do ucha. Samo to jest podejrzane. — Katie zamyśliła się na moment, odtwarzając w myślach całą sytuację.
— Fakt, jak tak się to poskłada, to jest nawet bardzo dziwne — powiedziała Katie, odstawiając herbatę na stole. — A może on po prostu jest taki nieśmiały? Chciał mnie zwyczajnie zapytać, a tu nagle dwóch kamerzystów stoi?
— Może się ich krępował, bo nieśmiały to on wcale nie jest — szybko dopowiedziała Ewa. — Żebyś ty go widziała jak wyrywał dziewczyny po dyskotekach, albo jak tańczył z Daisy. Naprawdę nie proponował innego terminu?
— Nieee… — powiedziała przeciągle Katie.
— Więc sama widzisz, podejrzane przez duże „P”.
15
W piątek wieczorem przed budynkiem, gdzie odbywały się próby, stał spory tłum fanów programu. Wszyscy uczestnicy zostali poproszeni o udzielenie paru krótkich wywiadów dla konkurencyjnych stacji telewizyjnych, jak i radiowych. Damian, uzasadniając swój pomysł mówił, iż jest to jak kampania i przyciągnie nowych oglądaczy. Katie zgadzała się z nim w zupełności, więc udzielała wywiadów jeden po drugim. Większość reporterów pytała ją o kolejny koncert, jej piosenkę, dlaczego ostatnio ją zmieniła i czy tym razem to zrobi. Pytania wręcz standardowe, tylko jeden młodszy reporter niemalże ją „zabił”…
— Katie jesteś bardzo ciężkim przeciwnikiem dla pozostałych uczestników. Masz talent, zaskakujesz pomysłami, jesteś atrakcyjna, a do tego dbasz o to, by ciągle o tobie mówiono. Jak ty to robisz? — Dwudziestoletni chłopak ubrany w stylu skate, zwrócił mikrofon w jej stronę.
— To znaczy? Chyba nie rozumiem pytania? — odezwała się lekko zażenowana Katie.
— Wdajesz się pół żartem, pół serio w konflikt z jury. Sposób, przyznam niebanalny i nikt wcześniej go nie praktykował, publiczności zapewne wygląda na prawdziwy, a mnie się wydaję, że to zrobiłaś tylko po to, by być w centrum uwagi. Czyż nie? — Uśmiechnął się bezczelnie i mrugnął do kamery.
— Nie o to w tym wszystkich chodziło. Chodziło o…
— Chodzi o to, byś nie trzymała cały czas ręki w kieszeni, jak to robisz z resztą i teraz. — Chłopak napastliwie przerwał jej wypowiedź. Zaskoczona Katie odwróciła się od kamery i stanęła twarzą do pseudo reportera.
— Popatrz na mnie. — Mówiąc to, pomachał obiema rękoma przed kamerą i robił dziwne ruchy. Nie podobał się on Katie zupełnie, a tym bardziej sposób, w jaki prowadził swój wywiad. Demonstracyjnie włożyła również drugą rękę do kieszeni. Rozochocony jej postawą chłopak, szybko się zamachnął do przodu próbując złapać za jej wiecznie ukrytą, prawą rękę, jednak los musiał wybitnie czuwać nad Katie w tym momencie, gdyż robiąc tak nagły ruch, chłopak zaplątał się w swoje luźne spodnie i upadł na ziemię nawet jej nie dotykając. Zdumiona Katie uśmiechnęła się do kamery i pośpiesznie weszła przez drzwi do budynku.
Całe zajście oglądał Damian, który zaraz jak tylko zniknęła Katie, podszedł do tego samego reportera i wymieniając porozumiewawcze spojrzenia, zostawił swego pupilka, by udzielił wywiadu. Wszystko szło zgodnie z jego planem.
16
W sobotę rano Katie siedziała w swojej garderobie. Była zadowolona ze szkicu jak będzie przebiegać jej show. Najbardziej podekscytowana była sztucznym śniegiem, a pomysł Daisy, że na koniec ma on być krwisto czerwony był po prostu oszałamiający. Tancerki miały tańczyć powolny balet, a ona wstępnie miała stać na scenie, trzymając obiema rękoma stojak mikrofonu. Za namową Daisy, pierwszy raz miała publicznie pokazać swoją prawą rękę. Wszystko jednak zależy, jak silna ona będzie, czy da radę przez trzy minuty podnieść ją na tyle wysoko i trzymać za stojak. Nathan już na samym początku programu ułożył dla niej specjalną serię wzmacniających ćwiczeń, ale nic nie wiadomo.
Jej prawa ręka była cała, jednakże paraliż po wypadku nie ustępował. Katie od samego początku ćwiczyła zgodnie z jego wskazaniami i widziała już delikatną poprawę, ale wolała nie dawać sobie za dużo nadziei.
Nie po raz pierwszy z resztą próbowała odzyskać władanie nad tą kończyną, lecz jak dotąd jej wcześniejsze próby kończyły się zawsze tak samo. Zawsze, prędzej czy później, nie widząc oczekiwanych postępów, a dokładniej, rozczarowana znikomym rezultatem, rezygnowała z jakichkolwiek ćwiczeń pozostawiając rękę niemal w tym samym stanie, co była.
Zazwyczaj po prostu wkładała prawą rękę do kieszeni przy pomocy lewej i całkowicie o niej zapominała. Co do odczuć, to czuła wszystko, dotyk, ból, swędzenie. Problem był w tym, iż nie miała nad nią władania. Dłonią potrafiła chwycić piłkę tenisową, nie podnieść, tylko i wyłącznie chwycić.
Siedziała właśnie oparta lewym łokciem o kolano, podczas gdy prawa ręka wisiała luźno pomiędzy jej nogami. Pierwsze ćwiczenia miała już za sobą. Polegały one na zginaniu i prostowaniu prawej ręki bez żadnego obciążenia. Tylko zginanie i prostowanie. Jak dotąd samodzielnie wykonywała tę czynność pod kątem 20 stopni, a to niestety było za mało, by pokazać to podczas koncertu.
Kiedy zaczynała drugą serię ćwiczeń, niespodziewanie do jej garderoby z rozpędem wszedł Damian. Nie wiadomo, kto był w większym szoku. Ona będąc jedynie w szortach i koszulce, zlana potem od ćwiczeń, czy może on widząc jej rękę w nienaruszonym stanie. Zobaczył, jak ona sobie wisi między jej nogami i nawet nie zwrócił uwagi na to, co dokładnie robi Katie. Zauważył tylko jej dłoń i wyszedł bez słowa. Dla niego wszystko stało się jasne, Katie nic nie dolega, czyli trzyma dłoń w kieszeni z czystej arogancji, a on sam został perfidnie oszukany. Pośpiesznie zatrzasnął za sobą drzwi i skierował swoje kroki do siłowni, gdzie zazwyczaj o tej porze znajdował się Nathan.
17
Wieczorem zmęczona Katie rozmawiała z rodzicami przez telefon. Ten czas był zarezerwowany tylko dla nich, gdyż przez cały tydzień musiała ciężko pracować nad swoim występem. Podczas tej rozmowy opowiadała im co robiła każdego dnia, czego się nauczyła, co jeszcze sądziła, że należy poprawić, choć nie było już na to czasu. Oni najzwyczajniej w świecie ją później uspokajali, że na pewno wszystko ma już tak dopracowane, że lepiej się nie da, więc nie powinna niepotrzebnie się denerwować.
— Nie mamo, nie jem wieprzowiny — powiedziała do telefonu Katie, siedząc w pokoju i przeglądając Internet na laptopie. Włączyła telefon na głośnomówiący, by mogła swobodnie się poruszać, a nie siedzieć z telefonem między głową a prawym ramieniem, skoro lewej ręki używała do serfowania.
— To dobrze kochanie, bo wiesz jaka ona jest niezdrowa. W ogóle powinnaś jeść tylko ryby i warzywa jak ja z twoim ojcem.
— Wiem mamo, od 12 roku życia to słyszę — westchnęła znudzona.
— I będziesz dalej. Toż świnie jedzą wszystko, odchody, śmieci nawet i siebie nawzajem, a później my to jemy. Fuj obrzydlistwo — kontynuowała starsza kobieta.
— Mamo poczekaj muszę ci coś powiedzieć, nie uwierzysz… — Katie zmieniła temat i z ożywieniem zaczęła opowiadać historię z poranka. — Mamo pamiętasz jak ci się skarżyłam na tego reportera i tak dalej?
— No pamiętam aroganta jednego, a co się stało? Nagabywał cię jeszcze później? — W słuchawce słychać było zmartwiony głos matki.
— Nie mamo, to nie to. Dzisiaj rano poszłam się przejść by odreagować całe to zajście. Poszłam do parku tu za rogiem i ja tu sobie stoję pod fontanną myśląc jak ktoś mógł ją rzeźbić w tak ślicznie białym kamieniu, a tu podchodzi do mnie para z małym terierem i się pyta czy mogą zrobić sobie ze mną zdjęcie. Hahaha, ze mną mamo!? Rozumiesz?
— Bo kochanie robisz się sławna — odparła z dumą w głosie matka Katie.
— Ale ja tego nie czuję, nie wiedziałam, że ludzie mogą mnie rozpoznać w dresie i bez makijażu, a tu popatrz — zaśmiała się wesoło Katie zapominając czego miała już szukać. Cała była pochłonięta tą opowieścią jak i niecodziennym dla niej zdarzeniem.
— I jak? Zrobiłaś sobie to zdjęcie?
— Miałam opory, ale tak bardzo chcieli i w dodatku ich pies tak ślicznie merdał do mnie ogonem i tak super skakał.
— Kochanie już dawno cię namawiałam na psa. Nie byłabyś taka samotna albo zacznij wreszcie znów chodzić na randki, teraz pewnie masz dużo kolegów.
— Yhym… — Katie zbyła matkę półsłówkiem i zakończyła rozmowę. Nigdy nie lubiła, jak jej radziła, by sobie kogoś znalazła. Miała już kogoś, a teraz jej jest dobrze tak jak jest. Nie widziała sensu, by to zmieniać. Odłożyła telefon na półkę, w telewizji była scena jak Drew Barrymore bije kijem baseballowym Roba Schneidera. Katie uśmiała się do łez. Ta scena udała się im wybitnie, przeszło jej przez myśl, kiedy zalogowała się na pocztę i zobaczyła nową wiadomość od Agness. W jej tytule pisało:
„Nie ma już bejbusia.”
— Jak to? — pomyślała Katie otwierając maila od Agness, lecz nic więcej w nim nie było, tylko krótka informacja w jego tytule. Film, który jak dotąd oglądała, „50 pierwszych randek” przestał ją interesować zupełnie.
Szybko poderwała się z łóżka i wybrała w telefonie numer do koleżanki. Chodząc nerwowo po pokoju spojrzała na zegarek — 23:08, jutro koncert.
— Agness odbierz do cholery — mówiła do siebie, kiedy kolejny raz usłyszała tak bardzo znienawidzony już głos automatycznej sekretarki, rozłączyła się i usiadła w fotelu z laptopem, by jej odpisać. Chciała podtrzymać koleżankę na duchu, uspokoić, pocieszyć, ale jakoś nie mogła dobrać słów, a im dłużej się zastanawiała, tym bardziej się denerwowała na samą siebie. Po niecałej godzinie udało się jej napisać jedynie jedno zdanie:
PRZYLATUJ NATYCHMIAST!!!!!!!
Po czym odstawiła wciąż otwartego laptopa na nocną półkę. Skrycie wierzyła, że e-mail od Agness przyjdzie lada moment, więc nie mogła teraz go wyłączyć. Wolno przygotowała się do snu i co chwila odświeżała pocztę, jakby przez przypadek mogła nie usłyszeć dźwięku nowej wiadomości, lecz nic takiego nie miało miejsca i jej skrzynka, tak samo jak wcześniej, była pusta.
Tym sposobem minęło półtorej godziny, kiedy Katie z ciężkim sercem wreszcie zasnęła. Chciała z kimś porozmawiać, ale rodzice tylko by się przestraszyli tak późnego telefonu, a Ewa pewnie już spała przed ciężkim dniem. Została sama z tą wiadomością i nawet nie próbowała sobie wyobrażać jak może czuć się Agness będąc z dala od niej i swojej rodziny…
18
Następnego poranka, zaraz po przebudzeniu, Katie ponownie zadzwoniła do Agness, ale rezultat był taki sam. Ubrała szybko szlafrok i uchyliła delikatnie drzwi rozglądając się dookoła, ani śladu nieproszonych kamerzystów. Mając czystą drogę, pobiegła na róg korytarza i zapukała do pierwszych drzwi po prawej.
Nikt nie odpowiedział. Po chwili ciszy ponownie odważyła się zastukać, tym razem nieco mocniej. Ten sam rezultat.
Kiedy Katie już miała zacząć niemal szaleńczo dobijać się do drzwi, w ich progu stanęła wyraźnie zaspana Ewa.
— Boże drogi, co ci się stało? Ktoś cię napadł? — zapytała, mrużąc wciąż zaspane oczy.
— Nie, nikt mnie nie napadł. Całą noc nie mogłam spać — wyjaśniła Katie, rozglądając się po pustym korytarzu. — Mogę wejść? Muszę z tobą pogadać.
Ewa widać nie cieszyła się z tak wczesnej pobudki, mimo to ruchem dłoni zaprosiła koleżankę do środka i z powrotem wpełzła pod kołdrę wystawiając jedynie głowę spoza niej.
Katie bezdźwięcznie zamknęła za sobą drzwi i szybko przeszła do sedna sprawy. Czuła, że jeśli zaraz tego nie zrobi, to wybuchnie i już nikt nie pomoże Agness.
— Agness poroniła. Wczoraj w nocy odczytałam jej maila, w którym mi to oznajmiła i teraz nie wiem, co mam zrobić — wyrzuciła z siebie Katie, wchodząc pod kołdrę obok Ewy. — Chciałabym do niej pojechać i podtrzymać ją na duchu. Wytłumaczyć, że to się zdarza i, żeby się nie zamartwiała, ale teraz nie mogę. Co mam zrobić? — zapytała płaczliwym tonem.
— Poroniła? Kiedy? Jak? — dopytywała się Ewa próbując otworzyć wciąż zamykające się oczy.
— Właśnie o to chodzi, że nie wiem. Od wczoraj próbuje się z nią skontaktować, ale od razu włącza się automatyczna sekretarka. Zostawiłam z milion wiadomości.
— No to teraz czekaj aż oddzwoni. Może akurat wraca i jest w samolocie?
— Raczej wątpię, chociaż tak byłoby chyba najlepiej — westchnęła Katie, patrząc na swoje odbicie w wyłączonym telewizorze. Faktycznie, mogła się, chociaż uczesać zanim tak napadła Ewę z samego rana, bo wyglądała gorzej niż okropnie. Nieprzespana noc pozostawiła swoje ślady, Daisy nie będzie z tego zadowolona, pomyślała Katie. — Powiedziałam, żeby do mnie przyjechała…
— To najlepsze, co mogłaś zrobić w tej chwili — odparła zaspana dziewczyna ziewając.
— Tak się martwię, a co jeśli coś sobie zrobi? Tak się cieszyła na to dziecko.
— Niestety, ale ty akurat teraz nic innego już nie możesz zdziałać, musisz czekać, aż sama się odezwie — stwierdziła logicznie koleżanka, leniwie podkładając sobie wygodniej poduszkę pod głową.
— Wiem. — Zakończyła smutnym westchnieniem Katie, po czym przytuliła się do pleców Ewy. Miały jeszcze czterdzieści minut do śniadania i obie postanowiły je wykorzystać najlepiej jak tylko mogły.
Nie minęło dziesięć minut, a obie dziewczyny spały obok siebie, nic sobie nie robiąc z ciężko padającego deszczu za uchylonym oknem.
***
Była za piętnaście ósma wieczorem. W końcu przyszedł dzień trzeciego koncertu. Wszyscy uczestnicy siedzieli na tyłach sceny, czekając na rozpoczęcie programu. Według planu miał się on zacząć za kwadrans, po paru minutach miało wejść jury i po krótkich rozmowach z nimi, Jack miał zapraszać kolejno występujących uczestników. Jako pierwsza miała występować Ewa, później złotowłosa Kelly, rockowiec John, pomalowany Alex, smutny Johnny, jednoręka Katie i ostatni Bon Jovie — Carl.
Kiedy tak Katie oglądała sobie kolejno uczestników, nie wiadomo skąd, podbiegła do niej Daisy i ku jej wielkiemu zdziwieniu zaczęła mówić do niej półgłosem.
— Złotko powodzenia. Dzisiaj będzie rzeź po prostu. Masakra do kwadratu! Widziałam listę piosenek i powiem ci kochanie, że będzie ciężko. Damian i Tobby wyciągnęli ciężkie działa. Johnny zaśpiewa „She’s like the wind”, a Carl „Careless whisper”. Ciężko, ciężko, ciężko — powtarzała szybko Daisy jednocześnie poprawiając Katie grzywkę.
— No dobra, będzie ciężko, ale może oni położą swoje występy. — Katie próbowała rozładować napięcie jurorki.
— Nawet na to nie licz. Każdy z jurorów wybiera sobie jednego pupilka. Damian wybrał Johnny’ego, Tobby — Carla, a ja ciebie. I tak naprawdę skupiamy się tylko na tych występach, innym pomagamy tak trochę złotko, żeby wstydu nie było, że tak powiem. — W zdenerwowaniu, Daisy podciągnęła dół swojej sukienki nieprzyzwoicie wysoko i wyciągnęła małą paczkę cieniutkich papierosów zza pończochy.
— Złotko, reszta też ma c o ś, ale nie wystarczająco. Przy was to patałachy.
— Dobrze o tym wiedzieć — wtrącił się rozzłoszczony Alex, który słyszał całą rozmowę.
— Oj dzieciaku ty się lepiej nie odzywaj, tylko pokaż, że się mylę. — Daisy szybko wstała i wsadzając papierosa do ust, upomniała Katie by dała z siebie wszystko i niemalże pobiegła do wyjścia, by zapalić jeszcze raz zanim program się zacznie.
Koncerty wszystkich przebiegały planowo, czysto, bez potknięć czy zakłóceń. Po prostu idealnie. Chórki znały perfekcyjnie piosenki, tancerki wykonywały ruchy według choreografii, kamerzyści wiedzieli co–gdzie–kiedy, nawet jurorzy wydawali się być bardziej radośni. Co do Damiana, to można by rzec, że nawet i jemu udzieliła się atmosfera koncertu. Był miły i raczej nikogo nie obrażał, nawet zdarzyło mu się pogratulować Alex’owi pomysłowości i tego, że w końcu znalazł on swój kierunek muzyczny.
Wszystko to miało miejsce przed koncertem Johnny’ego… To dzięki niemu ruszyła lawina losów Katie…
***
Smutnooki Johnny stał samotnie na scenie. Ubrany był w zwykłe spodnie jeansowe i granatową koszulkę z napisem Los Angeles. Jego stylista, Max wiedział co robi, strój uwydatniał jego zalety — mięśnie i ciemniejszą karnację. Johnny miał teraz włosy ciemnobrązowe, delikatnie postawione do góry i na bok. Wyglądał męsko, ale jednocześnie chłopięco i bezbronnie.
Stał tam bez chórku, bez tancerek, samotnie jakby opuścił go cały świat. Nawet jego mina wyrażała dziwny smutek. Spoglądał w dół, a, kiedy podniósł wzrok, oczy miał zaszklone, aż się Katie zrobiło jego żal. Wszyscy uczestnicy mogli oglądać przygotowania do występu, jak i sam koncert za sceną na dostępnych telewizorach.
Światła przygaszono, pozostawiając jedynie oświetloną scenę. Ponad nią zapalił się czerwony napis CISZA. Widownia się wyciszyła i wzrok wszystkich zwrócony był na uczestnika. Johnny trzymał lewą ręką mikrofon, a prawą jego stojak. Ekrany umieszczone poza nim były całkowicie czarne i puste, jednak wraz z pierwszymi nutami piosenki, zaczęły pojawiać się na nim drobne spadające gwiazdy. Johnny rozpoczął swój koncert.
“She’s like the wind…”
Nagle zdjęcie uśmiechniętej Katie pojawiło się na ekranie.
— Co do cholery? — wyszeptała pod nosem.
Na ekranach stopniowo pojawiało się coraz więcej zdjęć uśmiechającej się Katie. Każde następne wprowadzało kolejną ilość wolno spadających gwiazd…
Teraz zdjęcia Katie oraz jego, pojawiały się naprzemiennie. Ona roześmiana, zajęta czymkolwiek, niezwracająca na niego żadnej uwagi, on zawsze w jej cieniu, smutny, samotny, nieszczęśliwie zakochany.
Na ekranach pojawia się krótki filmik zmontowany ze zdjęć, na którym widać jak Johnny podchodzi do Katie, szepcze jej coś do ucha, ona przecząco kręci głową i wchodzi do swego pokoju. On odchodzi ze spuszczoną głową, mając łzy w oczach.
Setki spadających gwiazd wypełniały ekran aż zrobił się całkowicie biały by po chwili ponownie pokazać zdjęcie uśmiechniętej Katie. Stojący na scenie Johnny ze łzami w oczach trzymał drżącymi dłońmi mikrofon. Zrobiono mu zbliżenie i ukryty chórek wkroczył do akcji na całego. Jego skrót występu właśnie miał powstać i wszystko wyglądało na to, że będzie nieziemski.
Johnny śpiewał ostatni raz zwrotkę refrenu, a ukryty chórek powtarzał słowa niczym echo.
Zdjęcie Katie powoli znikało z ciemniejącego ekranu. Światło padające do tej pory na Johnny’ego, również pogrążało go w mroku. Ostatnim elementem show było zbliżenie na jego błyszczące, zaszklone oczy, wpatrzone w kamerę na wprost…
— Trzy… dwa… jeden… przełącz na nr 2 — powiedział operator główny, tym samym kończył on ujęcie Johnny’ego, a widzowie mogli oglądać reakcję widowni. Większość z nich oklaskiwała występ na stojąco, niektóre dziewczyny ukradkiem wycierały policzki. Daisy natomiast kipiała ze złości. Ona wiedziała, że to podstępny ruch Damiana i nawet nie mogła na niego spojrzeć, by kamery nie ujęły jej morderczego wzroku. Damian natomiast siedział wygodnie w swoim fotelu, uśmiechając się triumfalnie. Jako ostatniego pokazano Tobby’ego, który wstając, omal nie strącił swojej wysokiej szklanki z napojem.
Po przychylnych komentarzach obu jurorów oraz oziębłego od Daisy, program przerwała reklama sponsorów. Damian dosłownie na dwie sekundy wcześniej poderwał się ze swojego miejsca i udał się do ubikacji, by uniknąć kłótni z Daisy. Teraz nie będzie miała już szansy go dorwać, aż do przerwy na głosowanie.
— Ty tandetna szumowino. Jak mogłeś tak się zabawić jego uczuciami. Tak go wykorzystać! — wykrzyczała rozzłoszczona Katie na zaskoczonego Damiana, który właśnie wszedł do krótkiego korytarza między sceną, a publicznością.
Rozbawiony juror odwrócił się do niej i uśmiechając się szeroko, odpowiedział jej szyderczo.
— Uczuciami? Nie wierzę… — zaśmiał się w jej twarz i kontynuował. — Ty naprawdę uwierzyłaś, że on cię kocha? Że coś czuje do ciebie? To wszystko jest wyreżyserowane, taki pokaz, żart. Rozumiesz? — napawał się jej dezorientacją. Podszedł do niej bardzo blisko, by ostatecznie ją wytrącić z równowagi przed koncertem. Właśnie po to nalegał, by Johnny występował tuż przed nią. Miała tak właśnie się czuć, zdezorientowana, rozbita albo nawet i rozzłoszczona.
— Czemu to robisz? — zapytała. Mając zaledwie sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu musiała podnieść głowę wysoko, by spojrzeć mu w oczy.
— Niby co? To, że pomagam swemu podopiecznemu wygrać? — zapytał niewinnie, dalej się uśmiechając.
— Zabawiasz się moim kosztem.
— Bo cię nie lubię. Nie lubię cię od samego początku. Za tą twoją arogancję, dziecinny upór i brak szacunku. Nie szanujesz mnie, widowni, ani ludzi, którzy na ciebie głosują — wykrzyczał wszystko niemalże jednym tchem. Wziął głęboki oddech i się uspokoił. W międzyczasie Katie zapytała zdumiona:
— Ja nie szanuje ludzi? Niby w jaki sposób?
— Matka w domu cię nie nauczyła, że jak się z kimś rozmawia to się ręce z kieszeni wyciąga? A ty zawsze, ale to kurwa zawsze, musisz ją wsadzać do kieszeni, arogantka przeklęta! Jesteś tu po to, by zarabiać dla nas pieniądze, by nagroda główna zwróciła się parokrotnie, ale ty nie…
Musisz zawsze pokazać upór, ale to się skończy. Pożegnasz się z programem tak jak i Nathan.
— Co? Co się z nim stało? — rozzłoszczona Katie złapała go za koszulę i pociągnęła do siebie, ale z marnym rezultatem, czym jeszcze bardziej go rozbawiła. — Został zwolniony za niesubordynację.
— I to wszystko przez moją rękę w kieszeni? Tak ci ona przeszkadza? — Katie zaczęła krzyczeć nie zwracając uwagi na otaczających ich ludzi oraz kamery.
— Tak, ale powiem ci coś jeszcze. Masz głos, ale brak ci kobiecości. Nie masz iskry, nie ma magii na scenie. Jakby się wycięło całe otaczające cię show, to nagle okazałoby się, że na scenie stoi sobie przeciętnie wyglądająca, podstarzała dziewczyna i coś sobie buczy pod nosem.
— Acha i na tej przeciętnej dziewczynie, chcesz wylansować swojego pupilka?
— Nie rozumiem o czym mówisz? — Damian zmarszczył brwi udając zdziwionego, jednocześnie ciesząc się z jej gniewu.
— Daruj sobie, Daisy mi powiedziała o notowaniach, jestem najmocniejsza z całej grupy, a ty chcesz to wykorzystać, by ludziom się zrobiło Johnny’ego żal. Chcesz go wybić na mojej popularności, głupia nie jestem.
— Może i nie jesteś, ale nie zmienia to faktu, że jesteś beztalenciem i …
— Co wy kurwa najlepszego wyprawiacie? — przerwał mu rozgniewany John, który przybiegł z pokoju operatora. Zapytał cichym, lecz zdenerwowanym głosem. Wyprowadził ich z przedsionka do poczekalni za sceną.
— Cała widownia się na was patrzyła i bóg wie kto jeszcze. Macie tylko szczęście, że nie było przekazu na żywo, bo jakby widzowie zobaczyli to, co ja na swoim ekranie, to całe show byłoby zawieszone. Miejmy tylko nadzieję, że nikt nie zdążył niczego nagrać na telefon. — Pospiesznie patrząc na swój zegarek, dodał — Macie dokładnie 2 minuty i 18 sekund do wejścia na antenę. Damian posadź swoją szanowną, jurorską dupę na fotelu i zacznij się zachowywać jak jeden z jurorów. A ty moja droga, nie dawaj się tak łatwo sprowokować na Boga! To jest show i trzeba trzymać nerwy na wodzy.
Damian widząc, że osiągnął cel posłusznie poszedł na swoje miejsce. Katie natomiast musiała się uspokoić i to jak najszybciej, jednak zamiast tego powiedziała nie spuszczając wzroku za odchodzącym Damianem.
— John… Potrzebuje przysługi.
— Wszystko kochanie byle szybko — ponaglał ją główny organizator, prowadząc w kierunku sofy, by usiadła.
***
Katie stała na scenie ubrana w długą, ciemnogranatową, prostą suknię z trenem. Uszyta została specjalnie na zamówienie, więc leżała idealnie na jej ciele. Na prośbę Katie odkryto całkowicie jej lewą rękę, którą z resztą jak zwykle trzymała mikrofon, podczas gdy prawa była w rękawie, a dłoń spokojnie leżała w elegancko wykończonej, dobitnie zaakcentowanej, kieszeni.
Jej cały występ dopięty był do najmniejszego szczegółu. Wszystko było wręcz idealne, a Katie pozostało tylko dać ponieść się piosence i zaśpiewać… Daisy była taka pewna zwycięstwa, że zapewne wybierała już piosenki na finał.
— To się jej na pewno nie spodoba — pomyślała Katie i przemówiła do widowni. — Dobry wieczór wszystkim. — Mówiąc to, popatrzyła na twarze jurorów. Tobby był lekko zaskoczony, Daisy rozglądając się dookoła, uśmiechała się niepewnie, Damian natomiast kipiał ze złości. Nie czekając aż wbiegnie Jack i jej przeszkodzi, kontynuowała.
— Usłyszałam dzisiaj, że nie szanuję ludzi, nie mam talentu, nie ma magii podczas moich występów, a jak nie robię show, to jestem przeciętna. Tak, jestem przeciętna, przyznaje się do tego, ale zaraz pokażę wam moi kochani, magię śpiewania, a, żeby było ciekawiej panie Damianie… — zwróciła twarz w jego kierunku i napotkała wzrok pełen nienawiści, mówiący „co ona wyprawia!? To moje show!”. Mimo to kontynuowała.
— Zawrzyjmy umowę. Jeśli po moim występie nic pan nie odczuje, dalej będzie przeciętnie i bez magii, to odejdę z programu. Umowa stoi? — zapytała Katie, patrząc mu stanowczo w oczy. Juror wielkodusznie skinął głową i ręką dał znać, by zaczynała. Zdenerwowana Daisy zakryła ręką mikrofon i powiedziała coś Damianowi, nawet na niego nie patrząc.
Światła przygasły, a zaskoczona widownia zastygła w oczekiwaniu. Jeszcze nikt nigdy się nie założył z członkiem jury o swój pobyt w programie.
— Kochani proszę byście wszyscy, bez wyjątku zamknęli oczy i wsłuchali się w piosenkę. Zapomnijcie o mnie, o tym gdzie jesteście, to się nie liczy. Dajcie się ponieść emocjom — powiedziała Katie tuż przed pierwszymi nutami piosenki Whitney Huston ‘I have nothing’.
***
Kiedy nastał koniec piosenki, widzowie powoli otwierali oczy. Ku ich zaskoczeniu na ekranach ponad Katie, pokazane było rodzinne zdjęcie. Na tle kuchennych sprzętów mężczyzna obejmował kobietę trzymającą na kolanach małego chłopca. Katie na zdjęciu wyglądała młodziej, miała krótsze, jaśniejsze włosy, a oczy błyszczały z radości. Chłopiec miał na głowie wyraźnie za dużą czapkę kucharską, a na buzi resztki jedzenia. Typowe zdjęcie z rodzinnego albumu.
Na scenę, jak zwykle wszedł Jack i po krótkiej wymianie zdań z Katie przeszedł do komentarzy jury. Jako pierwsza była Daisy, która zapłakana wstała zza stołu i weszła na scenę do Katie. Pocałowała ją w oba policzki i objęła nie mówiąc nic. Jako następnego Jack poprosił o komentarz Tobby’ego, pozostawiając Damiana na koniec. Tobby wstał z miejsca i oklaskiwał występ na stojąco razem z niemalże całą widownią.
— Jesteś niesamowita! — powiedział nie przerywając oklasków.
— I jako ostatni, prowokator sytuacji, Damian — oznajmił Jack uśmiechając się szeroko. — Damianie, co sądzisz o występie? Była magia, czy jej nie było? Katie ma pożegnać się z programem czy nie? — mówił rozweselony prowadzący.
Jak się można było spodziewać po jurorze, Damian nie wygłosił zbędnego komentarza. Nie mógł przecież powiedzieć, że mu się nie podobało albo, że zafałszowała, bo widownia by go zlinczowała, a może nawet to on musiałby się pożegnać z programem. Jak na razie nic mu nie mogą groźniejszego zrobić, bo zapewne ich kłótnia oraz zakład, podbiły rekordy oglądalności do takiego stopnia, że nikt na długo tego nie zrobi. — myślał dziwnie zmieniony Damian.
Wstał, odłożył długopis na miejsce, po czym wolnym ruchem zapiął czarne guziki marynarki i wszedł na scenę. Szedł wyprostowany, pełen godności, ale i dystansu. Kiedy podszedł do Katie wyciągnął pojednawczo lewą rękę w jej kierunku i pogratulował występu jak i odwagi. Zaraz potem zszedł takim samym powolnym krokiem z podestu i wrócił na swoje miejsce.
***
— Tak mi przykro kochanie — powiedziała Katie po ogłoszeniu wyników.
— E tam. I tak bym pewnie zaraz odpadła. Przy takiej konkurencji? — zaśmiała się Ewa, wycierając resztki łez i rozmazanego makijażu z twarzy. — Katie, obiecaj mi coś? — powiedziała odwracając się od lustra w kierunku koleżanki.
— Yhym? Co tylko chcesz — optymistycznie odpowiedziała Katie.
— Proszę, uważaj na Damiana. On będzie jeszcze bardziej chciał cię pokonać — kontynuowała sięgając po kolejną chusteczkę do demakijażu. — Czerpie z tego dziwną satysfakcję, a już zwłaszcza teraz, jak dałaś się wciągnąć do jego gry.
— To znaczy? Jakiej gry? To było jednorazowo, bo dałam się sprowokować.
— Wcale, że nie. Zapytaj Daisy, co ona o tym wszystkim sądzi, bo… — przerwała na moment niepewna czy ma kontynuować. — Bo wczoraj wieczorem, po mojej próbie, Damian przyszedł do mojej garderoby i dał mi jasne ultimatum. Albo mu powiem, co wiem o tobie i twojej ręce, dlaczego ją ukrywasz, albo dziś odpadnę — powiedziała Ewa niepewnie, patrząc na reakcję koleżanki.
— A to cham. Jak on tak może?! Serio jest do tego zdolny? Przecież to zależy od liczby głosów, nie? — Katie wstała z obracanego fotela i zaczęła chodzić po pokoju. — Doniosę na niego, zobaczysz. Przeliczą jeszcze raz głosy, na pewno to pomyłka. Zobaczysz.
— Katie przestań. On pewnie chciał mnie tak tylko zastraszyć, by czegoś się dowiedzieć — próbowała ją jakoś przekonać. Nie chciała denerwować przyjaciółki zwłaszcza, że sama była przekonana, iż jej występ był najsłabszy.