~ PROLOG ~
Zaproszenie na królewski bal organizowany z okazji urodzin następcy tronu spoczywało nad kominkiem w pokoju dziennym. Na pozór było niewinne.
Drugie zaproszenie spoczywało w rękach młodej dziewczyny. Rodzina królewska zaprosiła państwa Welch do zatrzymania się na angielskim dworze w ramach odwiedzin i uczestnictwa w przyjęciu. Również na pozór niewinne.
Podane były tylko oczywistości; bal na cześć młodego księcia i okazanie gościnności szkocko-francuskiej arystokracji.
Samemu trzeba było szukać ukrytego dna w tamtych zaproszeniach; tego, że bal był tylko pretekstem do poszukiwań żony dla księcia. Nadszedł czas na małżeństwo i najlepsze kandydatki z całego kraju, jak i Europy, miały przyjechać i dostąpić zaszczytu poznania następcy tronu. Były to tajemnice poliszyneli, ukryte za niepozornymi słowami. Domyślano się, że ówczesna królowa rozglądała się za idealną kandydatką dla syna.
Z tego względu drugie zaproszenie było groźniejsze, ponieważ świadczyło o tym, że młoda dziewczyna była postrzegana jako jedna z potencjalnych małżonek i to z tego względu rodzina Welch została zaproszona na zatrzymanie się w królewskiej posiadłości. Miała zostać poddana ocenie i obserwacji.
Młoda dziewczyna odłożyła zaproszenia na kominek i spojrzała na służbę, która zaczynała pakować ją i jej rodziców na wyjazd do Anglii. Spoglądając na walizki i kufry, które były pospiesznie odszukiwane na strychu odczuwała pewien niepokój. Widziała w tamtych przygotowaniach swoją zgubę; przyszłe małżeństwo, sojusz jaki miała nawiązać z przyszłym mężem i odcięcie się od rodziny.
Młoda dziewczyna wiedziała, że podczas tamtego balu nie tylko książę będzie szukał małżonki. W podobnym położeniu było wiele osób takich jak ona. Każdy z nich miał być wystawiony na sprzedaż i oczekiwać na jak najlepszą ofertę.
A ona była jedną z najlepszych ofert w Europie.
~ ROZDZIAŁ PIERWSZY ~
Przygotowania do wyjazdu trwały kilka tygodni. Pani Amanda Welch przez kilka dni mierzyła sylwetkę córki i zmodyfikowała wiele jej ubrań, aby do stolicy wzięła ze sobą jak najlepszą odzież. Mnóstwo sukni zostało zamówionych u obcych projektantów, lecz najważniejsza kreacja została zaprojektowana przez samą lady Amandę, która w kraju, a także poza nim, znana była ze swoich krawieckich umiejętności. Kwestię zamążpójścia swojej jedynej córki potraktowała bardzo poważnie i z wielką dokładnością nadzorowała przygotowania do jej zaprezentowania na angielskim dworze. Do wszystkiego podchodziła z przesadnym perfekcjonizmem, nie mogąc dopuścić do jakiegokolwiek zaniedbania ze strony córki lub służby. Od razu po zakwaterowaniu dopilnowała również, by wszystkie walizki i kufry zostały rozpakowane, a każda rzecz znalazła się na odpowiednim miejscu. Do czasu przyjęcia wszystko miało być pod kontrolą nikogo innego, jak pani Amandy.
Tuż przed wyjściem z komnat i zejściem do sali balowej kobieta zerknęła na córkę. Dokładnie przeanalizowała czy jej makijaż był dopracowany i czy rude włosy zostały odpowiednio upięte w pięknego koka, przy pozostawieniu kilku kosmyków swobodnie okalających twarz dziewczyny. Poprawiła materiał sukni i spojrzała na swoje dzieło z dumą. Suknia, którą uszyła córce złożona była z czarnej góry z długim rękawem, lecz z dużym dekoltem w kształcie litery V prowadzącym aż do talii dziewczyny. Dół sukni natomiast był z białego materiału, a zdobiły go błękitne ptaki wyszywane klejnotami. Suknia miała również rozcięcie na nodze, aby jej córka mogła zaprezentować swoją zgrabną sylwetkę. Pomiędzy czarną górą, a białym dołem został wszyty pasek w talii, aby jeszcze bardziej podkreślić szczupłość córki i jej niesamowitą figurę. Całość została dopełniona srebrnymi szpilkami.
Młoda dziewczyna poprawiła ogromny naszyjnik z klejnotów, wszystkie pierścionki na palcach, a kolczyki poprawiła jej mama. Wszystko musiało być perfekcyjne.
— Dalej uważam, że czarna suknia na królewski bal to zły pomysł — powiedziała.
Pani Amanda kiwnęła przecząco głową.
— Jesteśmy w żałobie po śmierci mojej szwagierki, rodzina królewska będzie musiała to zrozumieć, choćby z niechęcią — odpowiedziała stanowczo. — Poza tym, na przyjęciu będzie wiele dziewcząt ubranych w kolorowe i lśniące suknie. Każda będzie piękniejsza od drugiej, a ty musisz wyróżnić się z tłumu, dlatego pospolita i skromna czerń to zapewni.
Dziewczyna westchnęła i obejrzała się ostatni raz w lustrze.
— Pamiętaj, że twoją bronią jest twoja uroda. Liczy się pierwsze wrażenie; to jak wyglądasz, jak piękna jesteś, jaką masz figurę. Liczy się twoja postawa, gracja i umiejętność zaprezentowania się. Uśmiechaj się, kokietuj, czaruj. Spraw by wszyscy byli tobą onieśmieleni. Niech najpierw wszyscy zobaczą twoją urodę, dopiero później odkrywaj po kawałku swój intelekt — matka uśmiechnęła się z błyskiem w oku. — To twój ukryty atut.
Dziewczyna pokiwała głową. Doskonale wiedziała jak wiele zależało od tamtego wieczoru.
Kolejność wejścia do sali balowej uzależniona była od pozycji społecznej, tytułów szlacheckich i powiązań z rodziną królewską. Osoby najwyżej w hierarchii jako ostatnie wchodziły na salę, zatem państwo Welch zaprezentowali się niemal na końcu. Weszli do środka we trójkę, na przodzie szedł sir Christian z małżonką Amandą, a za nimi ich córka. Szli prosto ku siedzącej parze królewskiej z dziećmi. Po pokonaniu dość długiego dystansu państwo Welch odsunęli się nieco od siebie, by ich córka była widoczna dla monarchów i całą trójką złożyli ukłon, by okazać należny szacunek panującej rodzinie królewskiej.
Na ich widok gwar panujący w sali ucichł, ponieważ każdy był zaskoczonym ich widokiem. Panna Welch kątem oka widziała, jak co niektórzy nachylali się do siebie, skupiali swój wzrok na nich i wymieniali uwagami na ich temat. Do jej uszu docierały niewyraźne szepty, które ją rozpraszały. Najchętniej odwróciłaby się do wszystkich osób na sali i zapytała, czemu przybycie jej rodziny do stolicy wywołało w nich takie poruszenie. Nie mogła jednak tego zrobić; musiała stać wyprostowana przed monarchami Anglii.
— Miło znów powitać was na dworze. Kilka lat u nas nie gościliście — odezwał się król Charles.
— Przebywaliśmy we Francji, w kraju mojej małżonki. Po tylu latach nieobecności z wielką chęcią wróciłem do ojczystych wysp — Christian przemówił w imieniu rodziny i zasygnalizował, że Anglia dalej była ich ojczyzną.
Królowa uśmiechała się lekko patrząc na gości i dyskretnie przyjrzała się ich córce, podczas gdy jej małżonek po wygłoszeniu kilku uprzejmości kiwnął głową na znak, że Welchowie mogli już odejść. Ponownie ukłonili się i musieli jeszcze raz przemierzyć całą długość sali, aby dojść do swojego miejsca. Stoły na sali balowej ustawione były w kształcie litery U z miejscami siedzącymi po obu stronach. Państwo Welch zostali posadzeni blisko rodziny królewskiej, lecz trafiły im się miejsca po lewej stronie pod ścianą. Musieli zatem ponownie przebyć całą długość sali, by usiąść na wyznaczonych miejscach. Miało to jednak jedną ważną zaletę; zostali przez wszystkich zauważeni, a młoda reprezentantka Welchów zwróciła na siebie uwagę męskiej części gości. Poza tym, dane miejsca umożliwiały im widok na parkiet, który był pomiędzy stołami i na rodziną królewską siedzącą pośrodku sali.
Sugerując się winietkami państwo Welch usiedli z córką pomiędzy nimi. Dziewczyna siedziała zatem naprzeciwko młodego mężczyzny, prawdopodobnie również posadzonego między rodzicami. Szatyn uśmiechnął się do niej i skłonił lekko głowę.
— Maximilian Carter Jaspar Elias Schneider — przedstawił się.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Najwidoczniej przechwałki ilością imion występowały w każdym europejskim kraju.
— Ginevra Luanna Grace Yvette Welch — skłoniła lekko głowę, a potem przywitała się z osobami siedzącymi najbliżej niej i rodziców.
Pierwsze dania zostały już podane na najlepszych talerzach i półmiskach z królewskiej kuchni. Wszystkie kwiaty zdobiące stoły zostały posypane złotym brokatem, aby pasowały do wnętrza złoconej sali balowej. Nawet woda w wazonach połyskiwała złotem. Wszystkie dekoracje świadczyły o przepychu i majątku rodziny królewskiej. Lśniące żyrandole, ręcznie malowane sklepienie sufitu; wszystko świadczyło o potędze reprezentującej monarchów Anglii.
Gdy zjawili się wszyscy zaproszeni goście król wstał, a cała sala natychmiast umilkła.
— Dziękuję wszystkim — rękami wskazał na gości po swojej lewej i prawej stronie — za tak punktualne przybycie i chęć zjawienia się tutaj, na naszym angielskim dworze, aby wspólnie świętować urodziny mojego syna i następcy, Samuela.
Wspomniany solenizant wstał i ukłonił się, gdy został powitany oklaskami.
— Mam nadzieję, że będą państwo dobrze się bawić i wspólnie ze mną świętować tak ważny dla mnie dzień — uśmiechnął się. — Zapraszam wszystkich do skosztowania potraw naszych najlepszych kucharzy, a potem do tańców i jeszcze większego cieszenia się tym radosnym wieczorem — książę uniósł kieliszek szampan, a gest ten ponowili wszyscy goście.
Wzniesiony toast i późniejszy posiłek pozwolił Ginevrze poobserwować zgromadzonych gości. Patrzyła na ich ubiór, miejsce przy stole i na ich twarze. Przed wyjazdem matka kazała jej nauczyć się imion i twarzy potencjalnych gości, aby wiedziała, z kim mogła mieć do czynienia. Ginevra obserwowała zatem gości, przypominała sobie ich imiona i odpowiadała z uśmiechem na pytania kierowane w jej stronę.
W trakcie swoich obserwacji napotkała wzrok skupiony na niej. Obserwował ją mężczyzna w czarnych włosach, który siedział naprzeciwko niej, lecz po drugiej stronie sali. Jego imienia nie pamiętała, lecz twarz wydawała się znajoma.
Po posiłku przyszedł czas na tańce. Orkiestra zmieniła repertuar, a młody mężczyzna siedzący naprzeciwko Ginevry wstał od stołu. Zjawił się chwilę później przy jej miejscu i kłaniając się lekko wyciągnął ku niej otwartą dłoń.
— Mogę panią prosić do tańca?
Dziewczyna uśmiechnęła się i przyjęła jego zaproszenie, a chwilę później tańczyli już na parkiecie wśród innych par. Mężczyzna uśmiechał się do niej lekko, lecz często unikał jej spojrzenia patrząc się wszędzie dookoła. Dopiero po chwili odezwał się do niej.
— Jak bawi się pani na przyjęciu?
— Czuję się tu trochę obco — Ginevra uśmiechnęła się zawstydzona. — Dawno nie byłam na angielskim dworze.
Maximilian pokręcił głową.
— Nie musi pani tym się martwić, pani chociaż w połowie należy do tego dworu.
Ginevra uniosła brew.
— Zna pan mój rodowód — stwierdziła.
— Powiedzmy, że… — mężczyzna zamyślił się — przygotowałem się na temat zaproszonych gości.
— A z jakiego powodu?
— Dobrze wiedzieć kogo można spotkać na balu zaręczynowym księcia — ściszył głos, by tylko jego partnerka w tańcu mogła go usłyszeć.
— Jeszcze się nie zaręczył, więc na razie to bal zapoznawczy.
— Tak jak dla wielu innych osób wystawionych dziś na sprzedaż — Maximilian stwierdził to oschle, a Ginevra ponownie uniosła brew.
— A na ile wycenia pan wtedy swoją wartość? — zapytała, na co mężczyzna zareagował uśmiechem.
— Na razie nie będę się wyceniał. Na razie chcę obserwować.
— Kogo? — Ginevra była wyraźnie zaintrygowana, lecz nie doczekała się odpowiedzi, gdyż utwór dobiegł końca, a ich rozmowa została przerwana przez innego kandydata do tańca, który ukłonił się przed rudowłosą.
Dziewczyna zauważyła, że był to ten sam mężczyzna, który obserwował ją przy stole i którego twarz kojarzyła. Uśmiechnęła się zatem i pozwoliła prowadzić w tańcu.
— Pamięta mnie pani? — spytał z lekkim uśmiechem.
Mężczyzna miał niemal czarne włosy i równie ciemny, gęsty zarost. Był wysoki, dobrze zbudowany i niezwykle elegancki. Ginevra kojarzyła jego twarz, lecz nie potrafiła przypomnieć sobie, kiedy i gdzie wcześniej go spotkała.
— Benjamin Bellingham — powiedział brunet widząc wahanie w oczach dziewczyny.
Ginevra uśmiechnęła się wtedy szeroko.
— Jak mogłam o panu zapomnieć! — po usłyszeniu nazwiska od razu skojarzyła z kim miała zaszczyt rozmawiać. — Tyle lat minęło, że pana nie poznałam.
Od razu wróciły do niej wspomnienia pobytu w Anglii, gdy była nastolatką. Całą rodziną zatrzymali się wtedy w swojej letniej posiadłości, a ich najbliższymi sąsiadami byli państwo Bellingham. Nie widywali się często, ale ich ojcowie często wyruszali na przejażdżki konne.
— Pani też się zmieniła. Gdyby nie przyszła pani z rodzicami, miałbym większą trudność z rozpoznaniem pani — Benjamin uśmiechnął się.
— Widzieliśmy się wiele lat temu… — powiedziała Ginevra wykonując obrót w tańcu.
— I wyrosła pani na piękną kobietę.
Rudowłosa spuściła głowę lekko zarumieniona.
— Pan również nie przypomina już nastolatka, którego poznałam przed laty.
Benjamin uśmiechnął się szerzej.
— Ale pani i tak nie dam rady przyćmić.
— Oh, ależ skąd — zaśmiała się dziewczyna. — Można tylko próbować.
Bellingham patrzył na nią jak na najpiękniejszy obraz świata, tracąc poczucie czasu. Dopiero po chwili zorientował się, że rudowłosa czekała na jego odpowiedź.
— A jak żyło się pani we Francji? Ponowne przybycie pani rodziny do Anglii wywołało niemałe poruszenie na dworze.
— Ah tak? — zdziwiła się dziewczyna. — Aż tak za nami tęskniono?
Benjamin uśmiechnął się tylko, ale nie odpowiedział na pytanie.
— We Francji skorzystałam z najlepszego wykształcenia dla dziewcząt. I mogłam nacieszyć się o wiele cieplejszym klimatem — Ginevra próbowała kontynuować rozmowę.
— Klimat jest ogromną kartą przetargową — zaśmiał się mężczyzna. — Ciężko przyzwyczaić się do angielskiej pogody po tylu latach?
Ginevra pokręciła przecząco głową.
— Powiedziałabym, że jest jak ojczyzna; nie sposób się od niej odzwyczaić.
— Od pani widoku teraz też będzie ciężko mi się odzwyczaić.
Dziewczyna uniosła brew.
— A zamierza pan się przyzwyczajać?
— Również zatrzymałem się na dworze, więc będziemy często się teraz widywać — powiedział i skłonił lekko całując dłoń Ginevry. — I ani trochę nie narzekam z tego powodu.
Dziewczyna również skłoniła się i powróciła na swoje miejsce przy stole z lekkimi rumieńcami na twarzy. Nie spodziewała się, że mężczyźni mogli okazywać jej zainteresowanie już na samym początku balu. Tamten wieczór był jej debiutem, nie była przyzwyczajona do wzbudzania zainteresowania swoją osobą. Nie miała też wcześniej kontaktu z płcią przeciwną, ostatnie nastoletnie lata spędziła na dworze we Francji, gdzie kończyła swoją naukę i była wręcz izolowana od wszystkiego, co mogło zakłócać jej koncentrację.
Nawet na rodzinnym dworze nie pozwalano jej przychodzić na różne bankiety i przyjęcia, tłumacząc się tym, że nie nadszedł jeszcze czas jej debiutu. Nie pomógł płacz ani narzekanie, że wiele dziewcząt miało już to za sobą. Rodzice uparli się, aby pokazać ją światu dopiero, gdy nadarzy się do tego jak najlepsza okazja.
Siadając przy stole dołączyła do rozmowy pomiędzy swoim ojcem a Maximilianem, popijając przy tym wino, które jej zaproponowano. Dziewczyna uśmiechała się jak najpromienniej do gości wokół siebie próbując zapamiętać każdy szczegół tamtego wieczoru. W pewnym momencie zauważyła jednak, że spoglądał na nią następca tronu; dwudziestosześcioletni mężczyzna z kręconymi, brązowymi włosami i zarostem. Przystojny książę Samuel spoglądał na nią i napotykając jej wzrok uśmiechnął się lekko. Ginevra odwzajemniła uśmiech i skłoniła lekko głowę, a książę nie odwracał od niej wzroku jeszcze przez kilka sekund. Dopiero chwilę później rozpoczął z kimś rozmowę, więc panna Welch powróciła do dyskusji toczonej przy jej stole i ukradkiem spoglądała na Maximiliana.
Szatyn miał wyraźnie zarysowaną szczękę i wśród innych mężczyzn wyróżniał się brakiem zarostu. Był idealnie ogolony, lecz wciąż wyglądał bardzo dojrzale. Jego spojrzenie było czujne i skupione na gościach siedzących przy stole.
W momencie, gdy Ginevra zaczęła analizować jego wzrok, Maximilian spojrzał na nią. Nie uśmiechnął się, lecz również zaczął jej się przyglądać. Było w tym coś tak intensywnego, że dziewczyna niemal od razu odwróciła wzrok. Usłyszała wtedy pierwsze dźwięki nowego utworu zapraszającego na parkiet i po chwili stanął przy niej obcy, młody mężczyzna. Ginevra poprawiła suknię i ruszyła do tańca z nieznajomym.
— Marcus Oskar Sharman — przedstawił się.
— Ginevra Luanna Welch.
— Pominęła pani swoje dwa imiona — mężczyzna, ku jej zaskoczeniu, zwrócił jej uwagę.
Tradycją było przedstawianie się tą samą ilością imion; gdy ktoś przedstawiał się wszystkimi wiedząc, że druga osoba miała ich mniej, to było to oczywiste zwrócenie uwagi na status społeczny, a raczej na jego brak. Jeśli przedstawiała się osoba posiadająca więcej imion od drugiej osoby, to wypadało je pominąć, aby nikogo nie zawstydzić.
— Tak nakazuje moja uprzejmość względem pana.
— W Szwecji nie przykładamy wagi do imion, nie musiała obawiać się pani, że mnie obrazi.
— Proszę mi zatem wybaczyć tę nieuwagę — Ginevra skłoniła lekko głowę czując, że rozmowa rozpoczęła się tragicznie.
— Zapewne nie jest pani zaznajomiona ze wszystkimi twarzami na tej sali — stwierdził mężczyzna po dłuższej chwili ciszy. — W końcu ostatnie lata spędziła pani we Francji.
Rudowłosa skinęła głową zastanawiając się czemu każdy wspominał o jej pobycie w ojczyźnie matki. Rozumiała, że spędzili tam wiele lat, jednak nie wydawało jej się to dziwne i niecodzienne. Wiele rodzin decydowało się mieszkać w jednym państwie przez dłuższy czas, zwłaszcza, gdy dzieci były w trakcie pobierania nauk. Nie rozumiała z kolei, czemu w ich przypadku każdy był mocno przejęty ich powrotem do Anglii. Nie była pewna, czy kryło się za tym coś, o czym nie miała pojęcia, czy po prostu każdy był zaciekawiony jej osobą. Tamtego wieczoru miała swój debiut, o czym z pewnością wiedziało wiele osób sądząc po spojrzeniach, jakie na sobie skupiała.
— To prawda, wiele twarzy jest mi jeszcze nieznanych. Czy według pana jest tu ktoś, kogo powinnam znać?
Sharman rozejrzał się dyskretnie po sali w trakcie tańca.
— Sir Lenderson, minister wojny w granatowym garniturze w prawym skrzydle — ściszył głos i dyskretnie nakierował jej wzrok w konkretne miejsce. — Jest bardzo zainteresowany powrotem pani rodziny do kraju.
Ginevra uniosła brwi i już chciała zapytać, o coś więcej, gdy utwór dobiegł końca, a miejsce Sharmana zajął Maximilian Schneider. Z nieco poważną miną chwycił jej dłoń i porwał do tańca, lecz w jego oczach kryło się pewne rozbawienie.
— I jak bawi się pani wśród tej śmietanki towarzyskiej? — zadał jej ponownie to samo pytanie.
— Podobnie jak wcześniej.
— Ale coś musiało ulec zmianie.
Ginevra zastanowiła się przez chwilę.
— Nie sądziłam, że tak wielu ludzi interesuje mój pobyt we Francji.
Maximilian pokręcił głową, jakby nie zgadzał się z jej słowami.
— Interesuje ich pani, a nie Francja. Wszyscy zastanawiają się czemu opóźniono pani debiut i czemu tak długo skrywano panią zagranicą.
— Tylko o to chodzi? — zdziwiła się dziewczyna, lecz jej towarzysz nie odpowiedział. — Tylko o to, że moja oficjalna prezentacja na dworze nastąpiła później niż nakazuje zwyczaj?
Mężczyzna pokiwał głową.
— Zapewne każdy uważa, że musi być w pani coś wyjątkowego.
Ginevra spojrzała na swojego partnera doszukując się w jego oczach kłamstwa, szyderstwa lub szczerości, lecz miała trudność z odczytaniem jego wzroku. Cała jego osoba wydawała jej się bardzo trudna do rozszyfrowania. Mężczyzna tańczył z nią sztywno, nie potrafił się rozluźnić i uciekał od niej wzrokiem. Nie wydawał się jednak nieśmiały, był raczej zainteresowany tym, co działo się dookoła nich niż samą dziewczyną.
— A pan dalej nie zdradził mi, kogo obserwuje — powiedziała zatem.
Mężczyzna nie odpowiedział. Może chciał, ale nie zdążył, bo po skończonym utworze Benjamin Bellingham od razu poprosił pannę Welch do tańca. W jego trakcie dziewczyna spoglądała na tańczącego szatyna w oddali i żałowała, że ponownie wymigał się od odpowiedzi. On zerkał na nią przelotnie, z lekkim uśmiechem pod nosem jakby wiedział, że Ginevra była zainteresowana jego niewypowiedzianą odpowiedzią.
Z zamyślenia wyrwał ją głos Benjamina.
— Mógłbym przetańczyć z panią cały wieczór.
— Inni mężczyźni znienawidziliby pana — dziewczyna zaśmiała się.
— Jestem w stanie przyjąć na siebie ich gniew.
— Ah tak? Aż tak miłą partnerką do tańca jestem?
— Jest pani miłym widokiem dla oczu.
Rudowłosa uśmiechnęła się słysząc jawną kokieterię ze strony bruneta.
— Jest pan zbyt śmiały, panie Bellingham.
Mężczyzna odsunął się lekko z udawanym zdziwieniem, a potem roześmiał się.
— Nie śmiały, lecz oczarowany panią.
— Proszę zwrócić uwagę na jeszcze inne kobiety na tej sali. Na pewno któraś potrzebuje trochę męskiej uwagi.
— Moja uwaga jest dzisiaj poświęcona tylko pani.
Ginevra spojrzała na mężczyznę spod długich rzęs.
— Pańska wybranka serca nie będzie zła? Żadna narzeczona?
Bellingham zaśmiał się ponownie.
— Narzeczonej obecnie szukam — wyjaśnił i spojrzał na nią wzrokiem zbyt badawczym, by dziewczyna mogła tamto zdanie potraktować jako błahostkę.
Kryło się w nim, jak i w spojrzeniu bruneta, coś znacznie poważniejszego. Ginevra podarowała mu zatem kolejny taniec, a potem została przez niego odprowadzona do stolika.
Chwilę później do sali wjechał kilkupiętrowy tort urodzinowy dla następcy tronu i każdy z obecnych gości został poczęstowany jego kawałkiem. Przy stołach ponownie słychać był szum rozmów, uprzejmości i zawierania cichych sojuszy. Każdy dyskretnie analizował królewskich gości i Ginevra ponownie napotkała kilka spojrzeń skupionych na sobie, w tym niejakiego Sharmana.
Gdy orkiestra ponownie zaprosiła zgromadzonych gości na parkiet, panna Welch niemal od razu została zaproszona przez jeszcze kilku nieznanych jej mężczyzn. Dziewczyna miała wrażenie, że ustawiła się do niej ogromna kolejka, gdyż każdy domagał się przynajmniej jednego tańca z nią. Dopiero na samym końcu przyjęcia podszedł do niej sam następca tronu. Wywołało to niemałe poruszenie, gdyż orkiestra zaczęła grać umowny utwór sygnalizujący gościom koniec przyjęcia. Mężczyzna skupił na sobie uwagę gości, bo każdy chciał zobaczyć, komu zadedykował ostatni taniec.
— Z panią nie miałem jeszcze przyjemności tańczyć — książę Samuel uśmiechnął się do swojej partnerki.
— Na tej sali jest tyle pięknych dziewcząt, że nie sposób zatańczyć z każdą, Wasza Wysokość — Ginevra uśmiechnęła się chcąc ukryć swoje podenerwowanie.
Dziewczyna wiedziała, co oznaczał ostatni taniec na balu i jak ważny był dla panien takich, jak ona. Z bijącym sercem wpatrywała się w twarz następcy tronu próbując nie rozglądać się dookoła siebie i nie patrzeć, jak inni zareagowali na ich taniec. Z pewnością jej rodzice byli ucieszeni tamtym faktem, ale Ginevra czuła wyłącznie zdenerwowanie.
— Z panią powinienem jednak zatańczyć wcześniej. Jest pani w końcu gościem na dworze.
— Chciałabym bardzo podziękować za zaproszenie do pałacu. To wielki zaszczyt dla mnie i moich rodziców.
Samuel obrócił Ginevrę w tańcu i uśmiechnął się.
— A jak podoba się pani nasz dwór? Różni się od francuskiego?
— Nie odważę się ich porównywać. Każdy jest piękny i unikatowy na swój własny sposób.
Następca tronu pokiwał głową i nie przestając się uśmiechać wpatrywał się w twarz Ginevry. Dziewczyna odwzajemniła jego uśmiech, lecz szybko spuściła wzrok nie mogąc doczekać się końca utworu. Pomimo tego, że przyjęcie bardzo jej się podobało, to miała ochotę wrócić już do swoich komnat. Tamten wieczór obfitował nowymi, zawartymi znajomościami i przeżyciami, do których nie była jeszcze przyzwyczajona. Czuła się dosyć niekomfortowo, gdy obcy ludzie patrzyli na nią nieżyczliwym wzrokiem. Będąc we Francji znała każdą osobę na dworze, lecz w Anglii nie widziała żadnej znajomej twarzy.
Z ulgą na twarzy Ginevra podała księciu swoją dłoń po zakończonym tańcu i ukłoniła się nisko. Zanim ktokolwiek zdążył ją zaczepić, udała się w stronę rodziców i resztkami silnej woli starała się iść wolno i z gracją, podczas gdy najchętniej zerwałaby się do biegu.
Rudowłosa westchnęła spokojnie po wejściu do komnaty i pozwoliła dwórce zdjąć z siebie suknię. Nie mając już energii na cokolwiek, udała się do snu i z uśmiechem na twarzy zaczęła wspominać miniony wieczór. Muzyka wciąż dudniła w jej piersi porywając ją do tańca, a przed oczami ukazała się piękna, pozłacana sala balowa. Jej debiut był taki, jaki sobie wyobrażała od wielu lat. Skupiła na sobie uwagę wszystkich gości, mężczyźni zabiegali o to, by z nią zatańczyć, a ona sama poczuła się niczym najjaśniejsza gwiazda wśród towarzystwa.
Zauważyła zazdrosne spojrzenia posyłane w jej stronę, lecz pomimo tego, że nie były przyjemne, to nie miała powodu się nimi martwić. Była na dworze, aby znaleźć sobie męża i uszczęśliwić tym rodziców. Martwiła się tamtym zadaniem, lecz przypominając sobie poruszenie jakie wywołała, od razu uleciały z niej wszelkie rozterki.
Zasnęła spokojnie. Wiedziała, że jej pozycja na dworze była nienaruszalna, a w swojej talii trzymała najsilniejsze karty.
~ ROZDZIAŁ DRUGI ~
Ginevra została obudzona następnego dnia przez swoją dwórkę, która delikatnie potrząsała jej ramieniem.
— Panienko, czas wstać. Za godzinę śniadanie z rodziną królewską.
Dziewczyna przetarła szybko oczy, udała się do łazienki, a kilkanaście minut później usiadła przy toaletce. Służąca Jodie suszyła jej rude włosy, a do komnaty wtargnęła pani Amanda. Wyciągnęła z szafy białą sukienkę o kroju marynarki przepasanej paskiem z dużym, złotym kołem, który po zapięciu zwisał swobodnie, lecz elegancko. Cała sukienka była zresztą szykowna, pomimo jej liberalnego wydźwięku.
— Wczoraj czerń, a dziś biel? — Ginevra spojrzała na nią sceptycznie.
— Od naszej żałoby minęły równo dwa tygodnie. Możemy zatem porzucić czarny kolor — odparła jej matka przysiadając się do niej.
— Teoretycznie wczoraj minęły dwa tygodnie.
Pani Amanda wzruszyła ramionami.
— Nawet żałobę można dostosować do swoich celów — powiedziała oschle mając na myśli czarną suknię córki na przyjęciu. — Sama przyznasz, że było to dobre zagranie.
Ginevra spojrzała na matkę z ukosa, gdy nakładała kosmetyki na twarz.
— Nie neguję twoich decyzji.
Pani Amanda chciała najwyraźniej coś jeszcze dopowiedzieć, ale zrezygnowała. Zamiast tego podeszła ponownie do wiszącej sukienki i zaczęła gładzić jej materiał.
— Tańczyłaś wczoraj z najlepszymi młodzieńcami. Nawet sam następca tronu podarował tobie ostatni taniec — stwierdziła. — Jakie masz opinie na temat wszystkich kandydatów?
— Jeszcze zbyt wcześnie na opinie. Część z nich komplementowała mnie na każdym kroku, część z nich pytała o moje samopoczucie, a jeszcze inni byli zbyt zawstydzeni, aby odezwać się chociaż słowem. Każdy jednak wspominał o moim… naszym pobycie we Francji — dziewczyna odwróciła się, by spojrzeć na matkę. — Zastanawia mnie, czemu wywołaliśmy takie poruszenie powrotem do Anglii.
Pani Amanda zesztywniała na chwilę.
— Ojciec ci to wytłumaczy. Na razie mów, że wyjechaliśmy do Paryża, aby uregulować formalności związane z twoimi prowincjami i odbyłaś tam należytą edukację szkolną. I tyle. Anglia jest dalej naszą ojczyzną.
— Ja to wiem, mamo — Ginevra wróciła do makijażu. — Wydaje mi się, że wszyscy jednak posądzają nas o coś innego. Podobno sir Lenderson jest żywo zainteresowany naszym powrotem.
— Kto ci to powiedział?
— Marcus Sharman ze Szwecji.
Pani Amanda kiwnęła lekko głową i stanęła przy wąskim, podłużnym oknie przy toaletce córki.
— Sharmanowie… Uzyskali niedawno tytuł szlachecki w Szwecji i król Gustaw XI systematycznie podwyższa ich pozycję za zasługi dla państwa. Nie sądziłam jednak, że zostaną zaproszeni do Anglii — odsunęła się od okna i usiadła na wielkim łóżku. — Najwidoczniej starają się o jakieś powiązania z angielską arystokracją. Albo już są powiązani, tylko jeszcze o tym nie wiemy. Na dworze jednak nie zatrzymali się.
— A kto tak właściwie zatrzymał się w pałacu? Wiem tylko o Benjaminie Bellinghamie.
— Z tego co usłyszałam, to jeszcze Solbergowie są na dworze… Draytonowie, Vikander, Navarro…
— Meggott i Dering zatrzymali się w królewskiej posiadłości w Croydon — do rozmowy wtrąciła się Jodie. — Państwo Schneider są w Stratford, a Sharman w Harrow.
Pani Amanda uśmiechnęła się do blondynki, która czesała włosy Ginevry.
— Służba już plotkuje, jak widzę.
Służąca roześmiała się.
— Wystarczy na chwilę zejść do kuchni lub przejść dwa razy po schodach dla służby, proszę pani.
— Bądź naszymi oczami i uszami na dworze, Jodie. Wydaje mi się, że trochę tu posiedzimy… — pani Amanda westchnęła i spojrzała na malującą się córkę. — Ubierz się i za dwadzieścia minut bądź gotowa do wyjścia — powiedziała do niej i sama wyszła z komnaty.
Po skończonym makijażu Jodie pomogła Ginevrze ubrać się w białą, formalną sukienkę, a także dobrać do niej biżuterię i szpilki.
— Ślicznie panienka wygląda.
Ginevra zerknęła na błyszczące z radości oczy dziewczyny i ucieszyła się widząc ją uśmiechniętą. Blondynkę radował pobyt w Anglii, gdyż właśnie stamtąd pochodziła. Nareszcie mogła odwiedzić dawno niewidzianą rodzinę, a także porzucić francuski akcent, aby ponownie zacząć mówić w ojczystym języku.
W królewskiej jadalni państwo Welch pojawili się niemal ostatni, lecz zostały dla nich zarezerwowane jedne z najlepszych miejsc. Ginevra tym razem usiadła obok Benjamina Bellinghama, który uśmiechnął się na jej widok i skinął lekko głową. Dziewczyna rozejrzała się dyskretnie po gościach i dostrzegła niezbyt przyjaźnie wyglądającą następczynię tronu Norwegii, księżniczkę Astrid Solberg; wysoką, szczupłą blondynkę z ciemnymi oczami. Nie uśmiechała się do nikogo i patrzyła na każdego poważnie, wręcz odpychająco. Ginevra spotkała ją rok wcześniej na francuskim dworze, gdzie miały zaszczyt minąć się na korytarzu, a jej postawa była wtedy tak samo chłodna.
Po prawej stronie dziewczyny siedziały inne pretendentki do roli przyszłej królowej. Ginevra spostrzegła Gabriellę Drayton; irlandzką arystokratkę, którą spotkała kilka lat wcześniej na francuskim dworze. Niedaleko Gabrielli siedziała Yoana Navarro, siostra ówczesnego króla Hiszpanii. Kobieta o lekko ciemniejszej karnacji wyróżniała się wśród gości równie mocno, jak Ginevra swoimi długimi, rudymi włosami. Naprzeciwko Yoany siedziała Agneta Vikander, Szwedka i kuzynka króla Gustawa XI. Z tamtymi kobietami Ginevra miała konkurować o następcę tronu.
Dziewczyna zamyśliła się przez chwilę nad swoją pozycją na dworze. Ona była dziedziczką szkocko-francuskiej arystokracji. Była wnuczką zarówno dawnego króla Szkocji jak i ówczesnego króla Francji. W swoich rękach skupiała najbardziej strategiczne, francuskie księstwa, odkąd jej brat Dustin zrzekł się praw do nich na jej korzyść. Szkocja, pomimo tego, że nie mogła korzystać już z królewskich tytułów i formalnie urzędowała jako księstwo w ramach zawarcia unii z Anglią, to dalej tytułowała ją księżniczką Szkocji. Jej portrety były chętnie kupowane przez Szkotów, a każdy jej przyjazd do Edynburgu hucznie obchodzony. Pomimo braku formalnej władzy nad księstwem, to Ginevra zdobyła serca ludu, a było to wielkie osiągnięcie.
Rozmyślania panny Welch przerwało przyjście rodziny królewskiej. Wszyscy obecni wstali i pochylili głowy na znak szacunku. Dopiero, gdy król z małżonką i dziećmi spoczęli na swoich miejscach, to reszta gości usiadła, aby móc rozpocząć posiłek. Benjamin Bellingham siedzący z prawej strony Ginevry uprzejmie usłużył jej nalewaniem wody z cytryną lub podawaniem konkretnych półmisków.
— Wyspała się pani? — spytał w trakcie posiłku.
— Po takim wieczorze zasnęłam niemal od razu.
Benjamin uśmiechnął się do niej lekko.
— Mam nadzieję, że nie wyczerpałem pani tyloma tańcami.
Ginevra roześmiała się delikatnie.
— Taniec z panem uczynił mi wiele przyjemności, panie Bellingham.
— Niezmiernie mnie to raduje — mężczyzna uśmiechnął się szerzej i powrócił do posiłku.
Rudowłosa w międzyczasie zerknęła na niego przelotnie, po raz kolejny niedowierzając jak bardzo zmienił się od ich ostatniego spotkania. Gdy go poznała miał włosy do ramion, był gładko ogolony, a w oczach migotały buntownicze iskierki. Z jego osobowości lekkoducha pozostał jedynie nieco figlarny uśmiech, lecz poza tym mężczyzna zamienił się w kogoś niezwykle eleganckiego.
W trakcie śniadania Ginevra rozpoczęła jeszcze rozmowę z kilkoma innymi osobami. Obserwowała wtedy ministra Lendersona, o którym wspomniał jej Marcus Sharman i ambasadora Tannera, którego spotykała wiele razy na dworze dziadka Francisa V we Francji. Mężczyzna rozpoznał ją już poprzedniego wieczoru i obserwował przez dłuższy czas. Ginevra wiedziała o tym doskonale, ale uśmiechnęła się do niego i przywitała ruchem głowy, pomimo tego, że nie darzyli się wzajemną sympatią. Szybko przeniosła jednak swój wzrok na księcia Samuela, gdy kilkakrotnie zauważyła jak spoglądał na nią. Siedział po drugiej stronie stołu, blisko rodziców, ale miał bardzo dobry widok na pannę Welch. Napotykając jednak nagle jej wzrok odwrócił głowę speszony, ponieważ kolejny raz przyłapała go na obserwowaniu jej. Nie umknęło to jednak uwadze królowej jak i pani Amandy.
Królowa Henrietta spojrzała surowo na rudowłosą dziedziczkę Welchów. Nie podobało jej się to, jak wielką uwagę skupiała na sobie i to, że wzrok jej syna wędrował ku niej. Spoglądając na inne dziewczęta przy stole widziała jednak, że nie posiadały takiej charyzmy, co Ginevra. Pozostawały w jej cieniu, wyglądały przy niej zbyt przeciętnie. Spoglądając na jej matkę widziała to samo. Francuska elegancja emanowała od tamtych dwóch kobiet, co jeszcze bardziej jej się nie podobało.
Po skończonym posiłku Ginevra chciała udać się do swojej komnaty, ale tuż przy wyjściu z jadalni zatrzymał ją Benjamin Bellingham.
— Nie miałaby pani ochoty na spacer? — spytał.
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę, aby nie okazać zbytniego podniecenia tamtym zaproszeniem i kiwnęła głową. Chwyciła za wyciągnięte ramię mężczyzny i została przez niego poprowadzona do królewskich ogrodów. Rozciągały się one wiele hektarów za pałacem i imponowały swoimi kolorami, idealnie przystrzyżonymi krzewami, symetrią według francuskiego stylu i wieloma fontannami.
— Ślicznie pani wygląda — odezwał się mężczyzna spoglądając na nią z ukosa. — Miło, że porzuciła pani już żałobną czerń.
— Nasz okres żałoby na szczęście już się zakończył.
Benjamin kiwnął głową.
— Wiadomość o śmierci księżnej bardzo nas zasmuciła.
Ginevra miała ochotę zapytać, kto krył się za słowem „nas”, ale postanowiła uciąć tamten temat.
— A jak panu podobało się wczorajsze przyjęcie? Nie mieliśmy okazji się pożegnać.
— Przyjęcie było cudowne, przetańczyłem połowę wieczoru z pewną wyjątkową damą.
Rudowłosa udawała zaskoczenie.
— Cóż z niej za szczęściara! — wykrzyknęła, na co Benjamin roześmiał się głośno.
Zaszczycił ją kolejnymi komplementami, a chwilę później poprowadził rudowłosą w kierunku wielkiej fontanny z posągiem Neptuna. Benjamin ściągnął z siebie marynarkę i położył ją na murku od fontanny, aby Ginevra mogła usiąść nie brudząc sukienki. Sam również usiadł blisko dziewczyny i kontynuował rozmowę z nią.
Rudowłosa odkryła wtedy, że Bellingham był rówieśnikiem księcia Samuela, a także jego przyjacielem. On z kolei wiedział wszystko na jej temat; to, że miała dwadzieścia lat, znała wiele języków obcych i świetnie strzelała z łuku. Wiedział o niej wszystko, lecz udawał zaskoczonego, gdy dziewczyna mu o sobie opowiadała. Bez trudu odkryła jego łgarstwa, choć nie traktowała ich złośliwie. Po prostu miała dowód na to, że znalazła się w kręgu jego zainteresowania.
Ich rozmowa została nagle przerwana przez służącego Bellinghama, który przynosił pilne wezwanie od następny tronu. Brunet niechętnie wstał i spojrzał smutno na pannę Welch.
— Przepraszam — ucałował jej dłoń. — Mam nadzieję, że zobaczymy się niebawem.
Zakładając pospiesznie marynarkę mężczyzna ruszył w stronę pałacu. Ginevra westchnęła cicho i obejrzała się za siebie, na okna pałacu wychodzące na ogród. Z uniesioną brwią zauważyła ruch firan, jakby szybko zasuniętych. Dziewczyna najwidoczniej była przez kogoś obserwowana, co niekoniecznie ją zdziwiło, a raczej wystraszyło i zaniepokoiło. Udała się szybko w stronę pałacu, uprzednio zapamiętując piętro i okno, w którym dostrzegła niepokojący ruch.
Wracając do budynku natknęła się w korytarzu na znajomego jej ambasadora zagranicznego. Mężczyzna skłonił się przed nią, tym razem również bez uśmiechu.
— Witam, panie ambasadorze Tanner — rudowłosa uśmiechnęła się szeroko, lecz nieco ironicznie.
Oboje za sobą nie przepadali, ponieważ często wdawali się w nieprzyjemne dyskusje. Zawsze mieli zupełnie inne zdanie na dane tematy i nie potrafili dojść do żadnego porozumienia. Pomimo tego, że niegdyś widywali się niemal codziennie na francuskim dworze, to nigdy nie nawiązali pomiędzy sobą nici porozumienia. Ambasador zapewne nie raz miał ochotę na nią krzyknąć albo pokłócić się z nią, lecz był tylko gościem na obcym dworze i nie mógł sobie na to pozwolić. W Anglii jednak role odwróciły się; to ona była gościem na jego dworze.
— Miło panią znowu zobaczyć, panno Welch.
— Chyba ma pan wiele pracy — Ginevra wskazała na kilka teczek, które trzymał w rękach.
— Ambasador ma zawsze wiele pracy — odpowiedział chcąc wyraźnie zakończyć rozmowę, lecz Ginevra nie chciała dać mu tej satysfakcji.
— Przecież żyjemy w pokojowych czasach, panie Tanner — powiedziała prowokująco.
Trzydziestoletni mężczyzna spojrzał na nią oschle. Jego włosy urosły nieco od ich ostatniego spotkania i mógł zaczesać je lekko na bok. W dodatku zrezygnował z brody i na angielskim dworze pokazywał się tylko z dwudniowym zarostem.
Mężczyzna wyraźnie chciał odpowiedzieć coś nieuprzejmego, ale był urodzonym dyplomatą. Ukłonił się zatem przed nią nisko, wręcz szyderczo, i przepraszając odszedł w swoją stronę. Ginevra uśmiechnęła się cynicznie pod nosem i wróciła do swoich komnat.
Jej sypialnia znajdowała się na trzecim piętrze we wschodnim skrzydle. Ściany komnaty były pomalowane na biało, lecz dodatkowo udekorowane złotymi elementami, przez co miało się wrażenie, że pokój błyszczał w słońcu. Na środku stało wielkie łoże z fioletowymi, aksamitnymi poduszkami, przed nim stał beżowy szezlong bez oparcia, a po jego prawej stronie ogromne lustro, którego framugi obite były fioletowym aksamitem. Dziewczyna miała także do dyspozycji toaletkę z wszelkim wyposażeniem. Podarowano jej najlepsze kosmetyki do pielęgnacji twarzy, jak i ciała. Ginevrze jednak najbardziej podobało się wąskie okno na całą wysokość pokoju, które wychodziło na królewski ogród. Dzięki niemu mogła malować się przy toaletce i jednocześnie spoglądać na najpiękniejsze kwiaty w całej Anglii.
Ginevra usiadła przy toaletce i spojrzała w odbicie lustra. Według polecenia matki wykorzystywała swoją urodę i charyzmę w kontaktach w płcią przeciwną, a Benjamin Bellingham od razu dał się na to złapać. Widziała w jego oczach błysk, gdy na nią patrzył. Czerpał przyjemność z tego, że zawstydzał ją swoimi komplementami i nie rozmawiał z nią o niczym innym niż o tańcach, sukniach i pięknych krajobrazach. Nie przyszło mu do głowy, że mogła znać się także na innych tematach. Traktował ją jak typową, młodą arystokratkę, która powinna ładnie się prezentować, zachowywać i prowadzić rozmowy tak, aby każdy był zadowolony.
Jedynie Marcus Sharman od razu odkrył, że miał do czynienia z kimś, kto nie interesował się tylko swoją urodą. Przejrzał ją od samego początku i obserwował na balu, jakby była groźnym przeciwnikiem.
I możliwe, że była.
Ginevra po głębszym namyśle podejrzewała, że mogłaby stanowić przeszkodę w interesach jego rodziny. Z pewnością popierali kandydaturę Szwedki, Agnety Vikander, do bycia małżonką księcia Samuela. Z tego co mówiła matka, to Sharmanowie byli prosperującą szlachtą i z pewnością otrzymaliby jeszcze liczniejsze profity, gdyby doprowadzili dziewczynę do tronu.
Maximilian Schneider również nie dał zwieść się pozorom. Był raczej sceptyczny i ostrożny w rozmowie z nią. Może chciał jej zaimponować w pewien sposób traktując przyjęcie jako bal zaręczynowy. Może chciał ją zaskoczyć, by ukazać wyższość. Może chciał ją ostrzec.
Ginevra przeczesała długie włosy szczotką i spojrzała na nowe listy zaadresowane do niej. Pierwszy z nich był od królowej Francji, jej babci Marie Poirot, natomiast drugi od brata, który przebywał w Norwegii, w kraju swojej żony.
„Ginevro, Księżniczko Krwi Królewskiej,
mam ogromną nadzieję, że jesteś dobrze traktowana na angielskim dworze. Wiem, że potraktowano Cię jako kandydatkę dla następcy tronu Anglii, dlatego rób wszystko, co nakaże Twoja matka. Doprowadzi Cię do celu, nawet jeśli będzie on dla Ciebie niejasny. Bądź dla wszystkich tak urocza, jak na naszym francuskim dworze, ale nie bój się kogoś ugryźć w walce o to, co Ci się należy.
Z wyrazami szacunku, Twoja Królowa Babcia
PS. Uważaj na Angielskie Trufle. Nie są już tak samo dobre jak kiedyś.”
Dziewczyna zmarszczyła brwi po przeczytaniu listu. Przeczytała go zatem ponownie, a potem jeszcze raz. Niezwykle dziwne wydawało jej się ostatnie zdanie, ponieważ babcia Marie nigdy nie jadła trufli. Intuicja podpowiadała rudowłosej, że w tamtym zdaniu musiała kryć się jakaś sekretna wiadomość, której jeszcze nie potrafiła rozwiązać. Ginevra zastanawiała się intensywnie kilka minut nad znaczeniem tamtych słów i gdy w końcu spojrzała jeszcze raz na zapis angielskich trufli zrozumiała co, a raczej kogo, jej babcia miała na myśli.
Dziewczyna wyszła z komnaty chowając list od babci. Ten od brata postanowiła przeczytać później, najpierw musiała znaleźć rodziców.
Drzwi od ich komnaty były zamknięte, a ze środka nie dochodziły żadne głosy. Musieli jednak być gdzieś w pałacu, bo nie wyjechaliby bez słowa pozostawiając ją samą w obcym miejscu. Ginevra westchnęła podenerwowana.
Przeszła wzdłuż długiego holu, a potem zaczęła schodzić na niższe piętra. Liczyła na to, że natknie się gdzieś na matkę lub ojca i porozmawia o ostrzeżeniu otrzymanym od babci. Jednak na niższych kondygnacjach nie natrafiła na osoby, których szukała. Wręcz przeciwnie, trafiła na człowieka, na którego miała uważać.
Na ambasadora Aidena Tannera.
~ ROZDZIAŁ TRZECI ~
Mężczyzna pojawił się nagle wychodząc zza zakrętu i omal nie wpadł na pannę Welch. Zdążył jednak zatrzymać się przed nią i posłać jej oschłe spojrzenie, takie samo jak od początku jej pobytu w Anglii.
— Spotkać panią dwa razy w ciągu dnia to wielki zaszczyt — powiedział z nutką sarkazmu w głosie.
— A tak się bałam, że po wyjeździe z Francji przestanę pana widywać. Niepotrzebnie się martwiłam — Ginevra uśmiechnęła się do niego odpłacając się takim samym sarkazmem.
Ambasador był inteligentny, od razu zrozumiał, że toczyli właśnie kolejną ze swoich słownych bitew. On również nie był zachwycony tym, że znowu musiał mieć do czynienia z dziewczyną, która ciągle robiła mu na złość. Jej pobyt na angielskim dworze nie był dla niego zaskoczeniem, lecz jakaś część jego liczyła na to, że ich drogi rozejdą się, gdy wyjedzie z francuskiego dworu.
— Po powrocie do Anglii nawet nie zdążyłem zatęsknić za pani widokiem.
— Niech pan podziękuje Jej Królowej Wysokości, to na jej zaproszenie przybyłam na dwór.
Ginevra uśmiechnęła się ponownie. Jego także mogła oczarować uśmiechem, nawet nieszczerym.
Ambasador kiwnął głową, a potem odszedł przepraszając ją uprzednio. Najwidoczniej za jej plecami zobaczył kogoś, z kim chciał porozmawiać lub próbował dyskretnie i dyplomatycznie wymknąć się jej. Ginevra nie zainteresowała się tym jednak, wręcz ucieszyła się, że nie musiała dalej z nim rozmawiać i ruszyła na dalsze poszukiwania. Wychodząc na taras rozejrzała się po ogrodzie i spostrzegła w oddali księcia Samuela przechadzającego się z Astrid Solberg. Zignorowała ich jednak i wróciła do swoich poszukiwań, które niestety niczym nie poskutkowały. Zrezygnowana Ginevra udała się do swojej komnaty, w której ku jej zaskoczeniu odnalazła matkę.
— Wszędzie cię szukałam — powiedziała zirytowana.
Pani Amanda spojrzała na nią zaciekawiona.
— Coś się stało?
Ginevra wyjęła z szuflady list od babci i podała go matce do przeczytania.
— Babcia kazała mi uważać na ambasadora Aidena Tannera.
Amanda zmarszczyła brwi i usiadła na fioletowym, aksamitnym fotelu. Przeczytała list, odłożyła go na stolik i spojrzała na córkę.
— Zastanawiało mnie czemu jego powrót do Anglii zbiegł się z naszym. Możliwe, że będąc jeszcze we Francji zbierał o tobie informacje dla królowej Henrietty.
Rudowłosa uniosła brwi w geście zaskoczenia.
— Tylko dlatego, że uważa mnie za kandydatkę dla syna?
Blondynka w średnim wieku zastanowiła się dłuższą chwilę.
— Chce nas obserwować. Nie wiemy, jakie informacje Tanner dostarczył królowej, więc możliwe, że chce je sprawdzić i nas szpiegować. Jesteśmy teraz na wyciągnięcie jej ręki.
— Ale czemu chce nas szpiegować?
Ginevra bez skutku szukała innych powodów, dla których mogłaby być obserwowana.
— Plotki głoszą, że królowa miewała kiedyś napady paranoi, może teraz ma kolejne — pani Amanda westchnęła i zaczęła stukać paznokciami o stolik. — Twój brat zrzekł się dziedzicznych praw do księstw Francji, może chce dowiedzieć się czemu to zrobił. Twoja pozycja przecież od razu przez to wzrosła.
— Jeśli mam być kandydatką dla jej syna, to muszę mieć silną pozycję.
— Obawiam się, że królowa nie chce ciebie w roli synowej. Widzę jak na nas patrzy, zaprosiła nas po to, by mieć nas na oku. I ze względów czysto oficjalnych, bo wie, że masz prawa do tronu. Nieuznanie ciebie jako kandydatki byłoby skandalem i jej porażką dyplomatyczną.
Rudowłosa zmarszczyła brwi i podeszła do okna, by obserwować spacerującego księcia w ogrodzie.
— Nie chce mnie na synową przez wasze dawne starcia? — spojrzała na moment na matkę.
— Z pewnością. Wciąż patrzy na mnie jak na rywalkę sprzed ponad dwudziestu pięciu lat. I tak jak mówiłam; ma skłonności paranoidalne, jestem w stanie w nie uwierzyć, nawet jeśli to tylko plotki.
Ginevra skinęła głową. Nie miała jeszcze styczności z królową Henriettą, ale nie odczuwała do kobiety zbyt wielkiej sympatii. Kilka razy miała wręcz wrażenie, że królowa spoglądała na nią z nieufnością i wrogim nastawieniem. Rudowłosa bała się chociażby spojrzeć na nią, bo intuicja podpowiadała jej, że mogłoby to się źle dla niej skończyć.
— Dlatego wszyscy interesują się Francją? Tylko dlatego, że Dustin zrzekł się dla mnie praw do księstw?
Amanda kiwnęła głową.
— Prawdopodobnie rozeszła się plotka, że Dustin pokłócił się z dziadkiem Francisem. Każdy chce wyciągnąć z ciebie nieco informacji i sprawdzić, czy plotki są prawdziwe. Na tym dworze plotki, knucia i intrygi były od zawsze i zawsze będą. Ludzie karmią się tym jak najlepszym kawiorem — kobieta prychnęła w złości.
Zawołała potem do siebie Jodie prosząc ją o przyniesie obiadu do komnat.
— Jeśli ktoś zapyta cię o tę rzekomą kłótnię, nic nie mów. Uśmiechnij się i zmień temat. Ludzie nie muszą wiedzieć o tym, co nawet ich nie dotyczy. Skoro angielski dwór z nami pogrywa, to i my z nim będziemy.
Ginevra uśmiechnęła się lekko pod nosem. Jej matka była jedną z największych intrygantek jakie znała. Dwór angielski nie zagrażał jej, tylko ona jemu.
— A co z Tannerem? — spytała.
— Zachowuj się tak samo jak wcześniej. Możesz nawet spróbować zbliżyć się do niego, lepiej mieć z nim dobre aniżeli złe kontakty… Może dowiesz się, czemu rozwodzi się z żoną, wtedy i my będziemy miały o czym plotkować.
— Rozwodzi się z żoną? — Ginevra spojrzała zaskoczona na matkę i w tej samej chwili do komnaty służba wniosła obiad dla dwóch osób. Kobiety usiadły do posiłku i kontynuowały rozmowę.
— Złożyła mu pozew rozwodowy kilka miesięcy temu i myślałam, że to z jego powodu wrócił do Anglii. Podejrzewałam, że pojedzie do żony, jednak ciągle przebywa na dworze, więc chyba nie udało mu się uratować małżeństwa.
Ginevra kiwnęła głową zaskoczona wiadomościami, które usłyszała. Momentalnie zrobiło jej się żal mężczyzny, pomimo tego, że i tak za nim nie przepadała.
— A gdzie tata? Nie widziałam go od śniadania.
— Pojechał do Stratford spotkać się ze Schneiderami.
Rudowłosa uniosła brwi wracając myślami do odbytych rozmów z Austriakiem.
— Maximilian wydawał się miły na przyjęciu.
— Oh, czyli spodobał ci się? — Amanda uśmiechnęła się lekko. — Robimy listę kandydatów do twojej ręki i Schneider jest na niej całkiem wysoko.
— Przyjemnie się z nim rozmawiało i tańczyło. Nie komplementował mnie przez cały wieczór, tak jak robił to Bellingham — Ginevra zaśmiała się.
— Bellingham też jest na naszej liście.
Rudowłosa nie była tym szczególnie zdziwiona.
— Kto jeszcze na niej jest?
— Następca tronu. Chłopak od Steinfeldów i Badgleyów… Ale prawdopodobnie zostaniemy przy Schneiderze, Cramtonie i Bellinghamie. Staraj się mieć z nimi jak najlepsze kontakty, bo chcemy z ojcem stworzyć korzystny sojusz, dopóki jesteśmy na dworze. Podejrzewam, że zostaniemy tu jeszcze tydzień.
— W ciągu tygodnia chcecie wybrać mi małżonka?
Amanda pokręciła jednak przecząco głową.
— Chcemy zorientować się, który sojusz będzie dla nas najkorzystniejszy, rozważamy różne opcje. Poza tym ty także będziesz miała wpływ na wybór małżonka, dlatego staraj się spotykać z daną trójką i wybierz swojego faworyta. Weźmiemy pod uwagę twoje zdanie na ich temat — kobieta upiła łyk kawy. — Podejrzewamy jeszcze, że Sharmanowie będą chcieli z nami rozmawiać i złożyć nam jakąś propozycję.
— Aż tak bardzo pchają się do władzy?
— Ojciec Marcusa jest geniuszem. I to przebiegłym. Będzie wspinać się po drabinie społecznej do skutku i to wszelkimi sposobami.
— Obawiasz się go?
Amanda upiła kolejny łyk kawy.
— Obawiam się każdego, kto realnie zagraża moim interesom.
Ginevra umilkła i resztę posiłku dokończyła w milczeniu. Zastanawiała się nad ostrzeżeniem babci, nad listą potencjalnych kandydatów do swojej ręki i swoim pobytem na dworze. Nie była zachwycona daną sytuacją. Czuła się jak wartościowy przedmiot wystawiony na aukcji, czyli dokładnie tak jak mówił Maximilian podczas balu; wszyscy byli wystawieni na sprzedaż. Dziewczyna przeglądając się w lustrze oceniała swoją wartość i zastanawiała się, który z kandydatów przyniesie jej rodzicom największą korzyść. Wiedziała, że jej rodzina zawsze dążyła do poszerzania swojej władzy, a wpływowy zięć z pewnością mógłby im w tym pomóc. Jej samej nie zależało na wysokiej pozycji, ponieważ nie chciała patrzeć na swoje małżeństwo tylko poprzez pryzmat interesów. Oczekiwała od niego czegoś więcej; ludzkich emocji, przywiązania i jakiegokolwiek uczucia. Wychowała się w świecie, gdzie małżeństwo było instytucją i sojuszem, ale miała nadzieję, że jej małe marzenia były realne do spełnienia.
Rudowłosa postanowiła zatem powalczyć o swoją przyszłość. Skoro rodzice brali pod uwagę jej zdanie, to stwierdziła, że spróbuje jak najwięcej czasu spędzić ze wskazanymi kandydatami, aby ich poznać i przekonać się, czy było w nich coś wyjątkowego. Nie miała zamiaru tak łatwo wystawić się na sprzedaż, sama chciała targować się o swoją wartość.
Westchnęła cicho i kolejny raz w ciągu dnia spojrzała w lustro, aby przypudrować twarz i rozczesać włosy. Nie była gotowa na małżeństwo ani na mieszkanie na królewskim dworze, w którym czuła się obco. Chciała wrócić do Francji, gdzie czuła się swobodnie. Wolała przebywać w kraju, który jako jedyny uważała za swoją ojczyznę. Wszędzie było lepiej niż w Anglii.
Ginevra wzięła głębokie dwa wdechy i wyszła z komnaty. Nadszedł czas na kolację z rodziną królewską i zaproszonymi przez nich gośćmi, dlatego dziewczyna do jadalni weszła uśmiechnięta i z błyskiem w oku, gotowa walczyć o swoją pozycję, tak jak inne dziewczęta przy stole. Pomimo niepewności i niechęci, która uparcie w niej tkwiła, musiała wykazać się silną wolą. Miała okazję wpłynąć na swoje życie i daną okazję zamierzała wykorzystać.
Dosiadła się zatem do Benjamina Bellinghama, tak aby siedzieć naprzeciwko Aidena Tannera. Nie uśmiechnęła się, ale spojrzała na niego przenikliwie. Rzuciła mu nieme wyzwanie, które on zaakceptował.
— Dobry wieczór — powiedziała do obu mężczyzn siedzących obok niej.
Bellingham niemal od razu uśmiechnął się do niej, ale Tanner nie zareagował, skinął tylko prawie niezauważalnie głową. Wyraźnie miał dosyć jej osoby.
— Przepraszam, że musiałem panią zostawić w ogrodzie. Nagła sprawa — Benjamin zwrócił się do niej.
— Proszę się nie przejmować, jestem pewna, że jeszcze mi pan wynagrodzi tamten przerwany spacer — uśmiechnęła się kokietując go lekko.
— Dołożę wszelkich starań, aby następny nie został nam przerwany — brunet położył rękę na sercu i tak jak podczas śniadania, zaczął jej usługiwać przy stole podając wybrane półmiski z potrawami.
Nagle jednak zwrócił się do niej książę Samuel, a cały stół niemal natychmiast umilkł chcąc usłyszeć każdy szczegół rozmowy.
— Panno Ginevro, czy potrawy pani smakują?
Rudowłosa uśmiechnęła się delikatnie i pochyliła głowę.
— Zastanawiam się właśnie, czy kiedykolwiek skosztuję lepszych.
Następca tronu zaśmiał się delikatnie i już chciał coś odpowiedzieć, gdy ze szczytu stołu odezwała się królowa.
— Spełniają wymagania nawet francuskiego podniebienia?
Ginevra na chwilę zaniemówiła, ponieważ nie spodziewała się ataku w swoją stronę. Nie sądziła, że królowa w tak jawny sposób okaże jej swoje wrogie nastawienie, zwłaszcza przy stole pełnym gości. Wszyscy gwałtownie umilkli, niemal zastygając w połowie posiłku. Nawet jej matka obok aż cała zesztywniała ze złości.
— Wszyscy mamy to samo podniebienie — odezwała się w końcu rudowłosa. — Tylko gusta inne.
Królowa nie odwróciła od niej wzroku przez kilka następnych sekund. Dziewczyna czuła się jak na polu miniowym, nawet Samuel spojrzał zaniepokojony na matkę. Zwrócił się zatem szybko do Ginevry, aby zlikwidować chwilę napięcia.
— Cieszę się zatem, że jest pani zadowolona — powiedział krótko i spojrzał na nią przepraszająco.
Dziewczyna uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi i wróciła do swojego posiłku. Dopiero po chwili przy stole znowu pojawił się szmer nowych rozmów. Benjamin jednak przestał się uśmiechać i ją zagadywać, a nawet sam Tanner spojrzał na nią łagodniej niż ostatnio. Pani Amanda była jednak wściekła i nie oszczędziła królowej Henrietcie rozzłoszczonego spojrzenia.
Po skończonym posiłku niemal wszyscy rozeszli się do swoich komnat. Przez zachowanie królowej każdy stracił ochotę na spędzenie wieczoru w bawialni przy muzyce i głośnych rozmowach. Ginevra jednak zaczaiła się na Tannera na korytarzu udając zainteresowanie wiszącym obrazem.
— Oh, panie ambasadorze! — zwróciła się do niego niby przypadkiem go zauważając. — Nie ma pan ochoty na spacer?
Dziewczyna spróbowała wykorzystać szansę, gdy było mu trochę jej żal i spędzić z nim trochę czasu. W innej sytuacji Tanner z pewnością odmówiłby wymigując się swoimi obowiązkami.
Mężczyzna zatrzymał się i spojrzał na nią zaskoczony. W milczeniu podszedł jednak do niej i podał swoje ramię. Wspólnie wyszli na zewnątrz, lecz tym razem dziewczynę poprowadzono w inną część ogrodu; tę, której nie można było obserwować z pałacowych okien.
— Królowa potraktowała dziś panią bardzo nieuprzejmie — Aiden odezwał się po kilku minutach ciszy.
— Często taka jest? — spytała, ale nie doczekała się odpowiedzi.
— Proszę się tym nie martwić — usłyszała tylko. — To królowa. Z nią się nie dyskutuje.
— Ale jest monarchą ludu, z władzą przez niego nadaną.
Ambasador spojrzał na nią kątem oka.
— Nie jesteśmy we Francji, panno Welch. Tutaj nie panują liberalne poglądy i władza królewska pochodzi od Boga.
Ginevra umilkła i zamiast próbować nawiązać rozmowę, patrzyła na ogród i na to jak dokładnie oświetlony był latarenkami po zmroku.
— Wygląda pani inaczej niż we Francji — odezwał się nagle Tanner.
— Inaczej? A czemu?
Mężczyzna zastanowił się przez chwilę spoglądając na nią.
— Jest pani bardziej spięta.
— Pan na francuskim dworze też taki był — odpowiedziała. — Jestem w środowisku, którego nie znam, tak jak pan we Francji, której nie znał.
Brunet uśmiechnął się lekko.
— Przecież Anglia jest pani ojczyzną — stwierdził prowokując ją do odpowiedzi.
— Anglia owszem — skłamała. — Ale nie angielski dwór.
— Musi się pani powoli przyzwyczajać; w końcu właśnie ten pałac — wskazał na budynek za ich plecami — może okazać się pani przyszłym domem.
Ginevra spuściła lekko wzrok.
— Czas pokaże, panie ambasadorze.
Mężczyzna spojrzał na nią wzrokiem, którego nie potrafiła zidentyfikować i odczytać.
— Nie było panu ciężko wyjechać z Anglii na tyle lat do Francji? — spytała po chwili.
— Taki dostałem rozkaz — powiedział jakby była to wyuczona formułka. — Wiedziałem na czym polega moje stanowisko.
— Mimo wszystko wyjechał pan. Zostawiając zapewne rodzinę tutaj.
Na ułamek sekundy Tanner zesztywniał, jakby przypomniał sobie o czymś tragicznym. Spojrzał na rudowłosą nieobecnym wzrokiem i wskazał na ławkę, aby oboje usiedli.
— Nauczyłem się dostosowywać do różnych sytuacji.
Ginevra kiwnęła głową zawiedziona jego lakoniczną odpowiedzią. Chciała zapytać o jego żonę, lecz nie wiedziała jak odpowiednio pokierować rozmowę w jej stronę. Pomimo tego, że nie przepadała za ambasadorem, to nie miała zamiaru być dla niego przesadnie wredna i wtrącać się w jego prywatne sprawy. Wolała raczej dowiedzieć się o nich przy użyciu sprytu i podchwytliwych pytań.
— A jak z panią? W końcu pani też zostawiła Francję po wielu latach przebywania tam.
— Także musiałam się dostosować — uśmiechnęła się do niego nieco smutno. — Mam dwie ojczyzny i nie mogę faworyzować żadnej z nich.
Mężczyzna kiwnął głową, a Ginevra czuła, że miała szansę na stopniowe zdobywanie jego sympatii. Ich relacja na dworze francuskim była różna, choć najbliższe prawdy było powiedzenie, że praktycznie nigdy ze sobą nie rozmawiali. Pomimo czteroletniego pobytu Tannera we Francji i mieszkania w tym samym pałacu nie zasiadali nawet do wspólnych posiłków, ponieważ unikali swojego towarzystwa jak ognia. Ambasador poznał ją, gdy była jeszcze nastolatką, próbowała się wywyższać i przejmowała się swoim wyglądem tak, jakby było to dla niej najważniejsze. W późniejszych latach jego negatywna opinia nie uległa zmianie. Ginevra stając się dorosłą kobietą zaczęła również wygłaszać opinie, które często nie zgadzały się z poglądami Tannera i angielskiego dworu. Ciągle się ze sobą spierali, a dziewczyna nierzadko psuła jego negocjacje z francuskim rządem.
Nigdy nie odbyli nawet zalążka takiej rozmowy, jak wtedy w pałacowych ogrodach.
— Chyba czas abym panią odprowadził już do komnat, panno Welch.
Ginevra spojrzała na niego i kiwnęła głową. Pozwoliła odprowadzić się pod drzwi swojej sypialni i wyciągnęła dłoń, aby mężczyzna mógł ją ucałować.
— Dziękuję za spacer — powiedział Tanner prostując się.
— To ja dziękuję za towarzystwo — rudowłosa uśmiechnęła się i weszła do komnaty.
Siadając na szezlongu ściągnęła z siebie szpilki masując lekko stopy. Zawołała do siebie Jodie i kazała jej przygotować kąpiel dla siebie, a w międzyczasie zmywała z siebie makijaż i zerknęła na nieodczytany list od brata. Obiecała sobie jednak, że po kąpieli z pewnością go przeczyta.
— Panienko? — służąca wyszła z łazienki i spojrzała na nią. — Pani matka kazała przekazać, że są państwo zaproszeni jutro na obiad do państwa Schneider w Stratford.
Ginevra spojrzała na dziewczynę w lustrze i uśmiechnęła się.
— Dziękuję, Jodie.
Wróciła potem do zmywania makijażu i ściągania z siebie sukienki. W kąpieli natomiast odprężyła się i wyciszyła swój umysł. Była to jej chwila odpoczynku od dworu, od mętliku w głowie i wrażenia, że była przed nią skrywana jakaś tajemnica. Nie podobało jej się to, że królowa Henrietta szpiegowała ją za pomocą Tannera, a każdy był zainteresowany jej powrotem do Anglii. Przyjechała tam, aby znaleźć sobie męża i było to wystarczająco stresujące dla niej. Nie miała zamiaru martwić się innymi pobocznymi sprawami, zwłaszcza, że odliczała w głowie dni do wyjazdu z angielskiego dworu. Chciała jak najszybciej stamtąd wyjechać i być z dala od królowej i Tannera, przed którym ostrzegła ją własna babcia.
Najbardziej jednak nie podobało jej się to, że jej przyszłość zależała od mężczyzn.
~ ROZDZIAŁ CZWARTY ~
Ginevra obudziła się z nieprzyjemnym wrażeniem, że o czymś zapomniała. I faktycznie, obracając głowę na bok zobaczyła nieodczytany jeszcze list od starszego brata Dustina. Nie widziała go już od ponad roku przez to, że wyjechał do Norwegii; kraju jego świeżo poślubionej małżonki. Od tamtej pory kontaktowali się dosyć rzadko i jedynie listownie. Ich ostatnie spotkanie przebiegało w nieciekawej atmosferze, gdy mężczyzna, zmuszony przez rodziców, zrzekł się praw do dziedziczenia francuskich księstw. Ginevra pamiętała to spotkanie jednak bardzo dobrze; ona zyskała władzę odbierając ją komuś innemu.
Dziewczyna nałożyła na siebie biały, koronkowy szlafrok i usiadła przy toaletce. Zawołała do siebie jeszcze Jodie, aby zaparzyła jej herbaty i przystąpiła do czytania listu.
„Droga siostro Ginevro,
pomińmy uprzejmości.
Nie ufaj w żadne słowa księżniczki Astrid Solberg. W Norwegii panują ruchy rewolucyjne, jeszcze małe i szybko tłumione, ale nasilają się, występują coraz częściej, niedługo będziemy mieli do czynienia z buntami, manifestami i strajkami. Król traci realną władzę w państwie, parlament popełnia coraz większe błędy, do przegłosowania trafiły ustawy łamiące norweską konstytucję. Księżniczka będzie chciała uzyskać sojusz poprzez małżeństwo, by wzmocnić monarchię, ale przyniesie to odwrotny skutek. Pomimo mocarstwowej pozycji Anglia jest zbyt konserwatywna dla liberalnych ruchów rewolucyjnych Norwegii. Społeczeństwo zacznie jeszcze bardziej się burzyć.
Dlatego proszę Cię, droga siostro, relacjonuj mi to, co dzieje się między księciem Samuelem a księżniczką Astrid. Od ich ewentualnego sojuszu zależy przyszłość moja i mojej żony. Zastanawiamy się jeszcze do której strony konfliktu przystąpić, więc proszę, bądź moim szpiegiem.
I nie mów rodzicom o tym liście. Niech to będzie tylko nasza tajemnica, dobrze?
Pozdrawiam Cię gorąco, Twój brat Dustin”
Ginevra westchnęła i oparła się plecami o krzesło. Czytając ponownie list jeszcze bardziej się zdenerwowała. Jednak nie na Dustina, który prosił ją o szpiegowanie, lecz na swoją niewiedzę. Nie miała pojęcia, że w Norwegii panowały ruchy rewolucyjne, nikt jej o tym nie poinformował. Sądziła, że był to bezpieczny i ustabilizowany kraj, ponieważ jej szwagierka pochodziła z norweskiej rodziny królewskiej. Jej rodzice nigdy nie zaryzykowaliby swojej władzy i wpływów, gdyby wiedzieli, że mogą utracić swoje zasięgi na północy Europy.
Rudowłosa poczuła falę nerwowego gorąca, gdy zastanawiała się czy dopiero po jej przyjeździe do Anglii polityczne życie stało się takie zagmatwane, czy może jednak zawsze takie było, tylko że rodzice starannie to przed nią ukrywali. Oba listy, które do niej nadano nie były pozytywne, zmartwiły ją i postawiły na nogi. Dziewczyna poniekąd czuła się jakby magiczna bańka wokół niej prysła i uciekła z cukierkowego pałacu wkraczając w zimny i okrutny świat. Zaczęła spotykać się ze zdradą i intrygami. Nagle zaczęły do niej docierać poważniejsze sprawy niż wybór nowych ministrów czy zmiana monarchy na tronie. Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z buntem zagrażającym życiu jej brata, a także ze szpiegowaniem ze strony samej królowej Anglii.
Ginevra w tamtym momencie zrozumiała, czemu rodzice tak późno zezwolili na jej debiut. Dwa lata wcześniej dziewczyna nie poradziłaby sobie z dworskim życiem, tak okrutnym i zdradliwym. Nawet teraz nie czuła się w pełni gotowa, choć była starsza i więcej wiedziała o nastrojach panujących w Europie. Była dojrzalsza, choć dalej niewystarczająco, i musiała szybko nauczyć się obcować wśród ludzi o pięknych uśmiechach, lecz nieszczerych zamiarach.
Jodie w tym czasie przyniosła zaparzoną herbatę i pomogła Ginevrze wybrać suknię na obiad u Schneiderów. Dziewczyna postawiła na długą, letnią sukienkę z ciemnozielonego materiału która miała rozcięcie na nodze, głębszy dekolt w kształcie litery V, a także lekko szersze rękawy. Suknia ozdobiona była beżowymi i pastelowo-różowymi kwiatami, a dodatkowo materiał sukni oplatał szyję Ginevry niczym naszyjnik. Jodie znalazła jeszcze pasek do kompletu, aby tak jak niemal zawsze podkreślić talię rudowłosej.
Panna Welch związała wyprostowane włosy w wysokiego kucyka i przystąpiła do makijażu. Przed obiadem u Schneiderów musiała także zjawić się na wystawnym śniadaniu w królewskiej jadalni. Nie przestała jednak myśleć o liście od brata i tym, czy ukryć go przed rodzicami. Dustin poprosił ją, by zachowała go w tajemnicy, jednak wiedziała, że rodzice lepiej by mu doradzili w jego sytuacji.
— Jeszcze nie jesteś gotowa? — do jej komnaty wtargnęła matka i z niezadowoloną miną spojrzała na przygotowania córki. — Liczyłam na to, że zaraz zejdziesz na dół.
— Już kończę — Ginevra spojrzała na matkę w lustrze i pociągnęła rzęsy tuszem.
— U Schneiderów będziemy aż do kolacji, chyba że nagle zmienią nam się plany. Zakręcisz się wokół Maximiliana, prawda? — pani Amanda spojrzała na nią oczekując tylko jednej odpowiedzi.
— A nie właśnie po to tam jedziemy?
Kobieta kiwnęła głową. Wyraźnie nie była w nastroju, była podenerwowała i wściekła na coś lub na kogoś. Ginevra nie miała jednak odwagi pytać o powód jej złości.
— Rodzina królewska nie pojawi się na śniadaniu — do komnaty ponownie weszła Jodie ze smutnym wyrazem twarzy. — Przyjechał jakiś ważny gość.
— Przynieś zatem śniadanie do naszych komnat, ja wrócę do męża. A my — spojrzała się na córkę — spotkamy się przed wyjazdem.
Wyszła z komnaty córki trzaskając za sobą drzwiami. Ginevra aż podskoczyła, zaskoczona jej wybuchem i odsunęła maskarę od swojego oka. Nie przestając patrzeć na zatrzaśnięte drzwi uznała, że do matki dotarły jakieś złe wiadomości, może nawet od Dustina. Może i do rodziców napisał list, z prośbą o radę lub informując ich o wyjeździe z Norwegii. Ginevra nie widziała powodu, dla którego musiałby dalej tam przebywać, biorąc pod uwagę niebezpieczną sytuację polityczną. Na jego miejscu już pakowałaby się do wyjazdu do Szkocji bądź Francji.
Podczas kilku godzin spędzonych w samotności zastanawiała się, co powinna zrobić z listem od brata. Ostatecznie jednak uznała, że nie powie rodzicom o jego wiadomości i wedle prośby będzie informować go o poczynaniach księżniczki Astrid Solberg. Choć tyle mogła dla niego zrobić, aby nieco ocieplić ich relacje.
Lady Amanda wróciła do jej komnaty kilka godzin później poganiając ją do wyjazdu. Schodząc na niższe piętra pałacu Welchowie napotkali księcia Samuela w towarzystwie Benjamina Bellinghama. Oboje patrzyli wielkimi oczami jak Ginevra z gracją pokonywała kolejne stopnie i schodziła do nich uśmiechając się szeroko.
— Wasza Książęca Mość — dygnęła przed księciem, a potem skinęła głową witając się z Benjaminem.
Następca tronu spojrzał na nią oczarowany i chwytając jej dłoń złożył delikatny pocałunek.
— Dokąd pani zmierza? — spytał z cudownym, angielskim akcentem.
— Wraz z rodzicami jestem zaproszona do państwa Schneider w Stratford.
— Wyśmienite towarzystwo dla pani — Samuel uśmiechnął się, jednak wydawał się zawiedziony tym, że dziewczyna wyjeżdżała z jego pałacu. — Też powinienem zaprosić panią na spotkanie. Nie mieliśmy jeszcze okazji spokojnie porozmawiać.
— Czekam zatem na zaproszenie — dygnęła i przeprosiła obu mężczyzn, ponieważ musiała udać się do samochodu.
Kątem oka zobaczyła, jak Benjamin patrzył na nią smutno, jakby żałował, że spotkał ją w towarzystwie księcia. W jego obecności nie mógł powiedzieć tego, co myślał; że Ginevra wyglądała cudownie i był nią oczarowany od pierwszego dnia, w którym ją zobaczył. Książę Samuel miał jednak przed nim pierwszeństwo; to on miał większe prawo rozmawiać z nią w tamtym momencie. Bellingham musiał ustąpić przed przyjacielem, a także rywalem.
— Książę gdzieś cię zaprosił? — sir Christian zwrócił się do córki będąc już w samochodzie.
— Jeszcze nie — Ginevra pokręciła głową. — Ale to kwestia czasu.
Mężczyzna przytaknął nie wykazując żadnych emocji, w przeciwieństwie do żony, która uśmiechnęła się pod nosem.
Po półgodzinnej podróży samochodem Welchowie pojawili się w Stratford. Na schodach do posiadłości stali już państwo Schneider ze swoimi synami; Maximilianem i młodszym od niego Albertem. Wszyscy przywitali się ze sobą, a Maximilian ucałował dłoń dziewczyny. Spoglądał na nią jakby cieszył się z jej obecności, a nie jakby był oczarowany jej wyglądem. Ginevra zdziwiła się tym lekko i nawet zastanawiała, czy na pewno dobrze odczytała jego spojrzenie.
Niemal od razu wszyscy usiedli do obiadu, a pannę Welch posadzono naprzeciwko starszego syna.
— Miło panią znowu zobaczyć — powiedział przy stole.
Ginevra uśmiechnęła się do niego.
— Ucieszyłam się na wieść o naszym spotkaniu.
— A jak pani spędziła resztę balu zaręczynowego? — Maximilian ściszył głos nawiązując do ich rozmów z przyjęcia.
— Pierścionka na palcu jeszcze nie mam — Ginevra zaśmiała się. — Ale myślę, że przyjęcie było wyjątkowo udane.
— Książę podarował pani swój ostatni taniec.
Mężczyzna spojrzał na nią wzrokiem, którego nie potrafiła odczytać.
— To prawda, uczynił mi zaszczyt ostatniego tańca — ucięła krótko, lecz po chwili kontynuowała rozmowę. — Jak widzę nie umknęło to pana uwadze.
— Mówiłem pani, że będę obserwatorem na balu.
— Ale nie powiedział pan kogo będzie obserwował — Ginevra spojrzała na niego kątem oka, podczas gdy on nalewał jej wina.
— A jak pani myśli?
Dziewczyna już chciała snuć prawdopodobne możliwości, gdy zwróciła się do niej matka i włączyła ją do rozmowy z rodzicami Maximiliana. Rozmawiali tak dłuższą chwilę, przez co dziewczyna nie mogła już kontynuować rozmowy z szatynem. Zdążyła tylko dokończyć swój skromny obiad i dopić wino, a potem wszyscy przeszli do bawialni, gdzie poproszono Ginevrę o zagranie na fortepianie kilku utworów, aby umilić im rozmowy na miękkich sofach przy lampkach wina. Rudowłosa była zwrócona do wszystkich plecami, więc nie widziała, jak Maximilian spoglądał na nią pomimo tego, że rozmawiał z gośćmi i rodzicami. Nie patrzył jednak na jej lśniące włosy czy suknię, która ciągnęła się lekko po ziemi, lecz spoglądał na jej palce, które z gracją poruszały się po klawiszach, jakby zostały właśnie do tego stworzone. Dziewczyna wydawała się niezwykle odprężona, jakby nie kosztowało jej to żadnego wysiłku, a muzyka sama przelewała się z jej ciała do instrumentu.
Dopiero po kilku utworach dziewczyna wstała od fortepianu i dosiadła się do Maximiliana z kieliszkiem wina.
— Już wiem skąd ma pani takie poczucie rytmu w tańcu — Schneider zwrócił się do niej.
— Zostałam bardzo dobrze wyedukowała w tych dziedzinach — uśmiechnęła się.
— We Francji uczą z pewnością tego lepiej niż w innych częściach Europy.
Ginevra kiwnęła głową.
— Wiele też zależy od predyspozycji. Spotkałam we Francji wiele uczennic pochodzących z innych krajów i pomimo najlepszych nauczycieli nie osiągnęły umiejętności, których pragnęły.
— A pani, mam rozumieć, przyszło o wiele łatwiej zdobywanie danych umiejętności?
Rudowłosa uśmiechnęła się i spuściła lekko wzrok.
— Nie bez powodu mówi się, że Francuzki robią wszystko lepiej.
Maximilian zaśmiał się i spojrzał na swojego ojca. Przekazali sobie najwidoczniej jakąś ukrytą wiadomość przez same spojrzenia i mężczyzna zwrócił się ponownie do panny Welch.
— Może oprowadzę panią po posiadłości? — wstał i podał jej dłoń.
Ginevra z uśmiechem kiwnęła głową i chwyciła ramię szatyna. Wspólnie wyszli z bawialni czujnie odprowadzani wzrokiem przez swoich rodziców. Przemierzyli cały korytarz i skierowali się do zachodniego skrzydła, a stamtąd przeszli do tarasu z widokiem na ogród.
Pogoda tamtego dnia była idealna na spacer. Anglicy powiedzieliby, że pogoda była upalna, lecz dla Francuzki i Austriaka było to po prostu ciepłe i słoneczne popołudnie. Przechadzali się razem po ogrodzie uważając na swoje gesty, by nie przyciągnąć uwagi gapiów w postaci służby, która z pewnością donosiła rodzicom Maximiliana i Ginevry o ich zachowaniu. Pomimo tego, że tradycja obecności przyzwoitki odeszła kilkadziesiąt lat temu, to wciąż dyskretnie obserwowano młodzieńców w ich samotnych spotkaniach.
— Dalej nie powiedział mi pan, kogo obserwował na balu — Ginevra spojrzała na swojego towarzysza.
— Bo dalej pani nie zgadła — Maximilian uśmiechnął się i spojrzał pobłażliwie na dziewczynę.
— Zapewne obserwował pan kandydatki dla siebie. I wszystkich innych, którzy się liczą.
Maximilian jednak pokręcił głową.
— To za dużo osób do obserwowania.
— Czyli obserwował pan wąskie grono.
Mężczyzna potwierdził jej przypuszczenia.
— Obserwowałem tych, którzy liczą się dla mnie. I wbrew pozorom — spojrzał na nią — mało jest takich ludzi.
Ginevra zdziwiła się i zamilkła. Miała ochotę spytać, czy może też była obserwowana, ale było to bardzo mało prawdopodobne. W końcu poznali się zaledwie dwa dni wcześniej podczas balu urodzinowego księcia. Jednak fakt, że pamiętał jej ostatni taniec z księciem dowodził temu, że zwrócił na nią uwagę.
— Jak panu podoba się w Anglii? — spytała po dłuższej chwili, gdy usiedli wspólnie na huśtawce ogrodowej.
Szatyn nie odpowiedział od razu.
— Tutaj jest bardzo tradycyjnie, może za bardzo. Wolę swój kraj.
Ginevra kiwnęła głową.
— Austrię czy Holandię?
— Austrię. W Holandii przebywam rzadko — odpowiedział bez zawahania.
— Czemu? — Ginevra zaciekawiła się obojętnością w jego głosie.
Maximilian zmrużył oczy.
— A pani nie faworyzuje tylko jednej części swojego pochodzenia?
— Nie, nie mogłabym faworyzować któregoś z rodziców.
Maximilian patrzył na nią uważnie, jakby doszukiwał się kłamstwa w jej oczach.
— Zazdroszczę pani — powiedział po chwili. — Ja zawsze pobyt w Holandii traktuję jak wakacje aniżeli powrót do domu.
— Czemu?
Maximilian zaśmiał się spoglądając na nią.
— Zadaje pani dużo pytań.
— Ja? — Ginevra żartobliwie udawała zaskoczoną wskazując na siebie ręką.
— Tak, pani — Schneider ponownie zaśmiał się i rozciągnął usta w szerokim uśmiechu. Po tym wstał i podał rudowłosej swoją dłoń. — Oprowadzę panią po reszcie zabudowań. I chętnie posłucham trochę o pani.
Ginevra uśmiechnęła się i przeniosła dłoń na ramię mężczyzny.
— Mam tylko ostatnie pytanie; czy ta posiadłość należy do pana rodziny? Byłam trochę zaskoczona tym, że nie zatrzymali się państwo w królewskiej rezydencji.
— Posiadłość należy do mojej owdowiałej ciotki i zawsze podczas pobytu w Anglii zatrzymujemy się właśnie tutaj. Dziś niestety pani jej nie pozna, bo wyjechała w odwiedziny do swojej córki.
— Rozumiem — Ginevra odparła krótko posiadając już wystarczająco dużo informacji na tamten temat.
— Zatem teraz moja kolej na zadawanie pytań? — Maximilian spojrzał na nią z błyskiem w oku.
— Najwidoczniej tak — rudowłosa zaśmiała się i spojrzała lekko do góry, w idealnym momencie by zobaczyć poruszające się firany w oknach.
Nawet na spacerze odmawiano im prywatności.
— Myślała pani o tym, co mówiłem na balu? Że wszyscy są wystawieni na sprzedaż? — spytał, a Ginevra kiwnęła głową na znak, że pamiętała o danej rozmowie. — Co pani o tym sądzi?
Dziewczyna westchnęła cicho i odpowiedziała dopiero po chwili, by ubrać ładnie w słowa swoje myśli.
— Oczywiście miał pan rację. Następca tronu szuka małżonki, tak jak wiele innych młodych mężczyzn. Przyjęcie księcia było idealną okazją do zapoznania się z nowymi osobami; wpływowymi, znaczącymi dla interesów — powiedziała. — Nie każda z dziewcząt zostanie przyszłą królową, ale każda potrzebuje małżonka i to samo tyczy się mężczyzn. Każdy potrzebuje sojuszu.
— A nasi rodzice dyskutują teraz o nim.
Maximilian zatrzymał się na chwilę i spojrzał na nią uważnie.
— Bo wie pani, że istnieje pewne prawdopodobieństwo, że zostaniemy małżeństwem? Że pani rodzice wykupią mnie, a moi wykupią panią? — spytał poważnie. — Już nas wyceniono.
Ginevra nie odpowiedziała mu od razu.
— Mam taką świadomość. Wiem w jakim celu zostaliśmy tu zaproszeni i w jakim celu zgodziliśmy się na to zaproszenie.
— I jak pani się z tym czuje? Rozmawiając o tym ze mną?
Ginevra westchnęła.
— Nie wiem jak pan, ale mnie wyceniono na kilka sposobów — powiedziała. — Bo podobne zaproszenie dostałam od następcy tronu Anglii.
Schneider bezgłośnie wstrzymał oddech, idealnie ukrywając swoje emocje, niezależnie od tego, jakie one były.
— Tak myślałem — powiedział cicho. — Tak myślałem, że jest pani jedną z kandydatek dla księcia.
— Dlatego proszę jeszcze na nic się nie nastawiać. Czas wszystko pokaże.
Ginevra spojrzała smutno na swojego towarzysza i pociągnęła go lekko do dalszej wędrówki. Nie chciała nagle zepsuć atmosfery między nimi, ponieważ miała ochotę spędzić miło popołudnie, z dala od angielskiego dworu. Chciała wykorzystać tamten czas na odpoczynek, a czas spędzony z Maximilianem idealnie pasował do jej definicji odpoczynku. Mężczyzna na szczęście szybko odzyskał dawny nastrój i zaczął z nią rozmawiać, jakby poprzednia rozmowa nie wydarzyła się, a on nie dowiedział się, że nie był jedynym kandydatem do jej ręki.
— A oto serce tej posiadłości; stajnia.
Ginevra ostrożnie przytrzymując suknię w górze weszła do środka. Z wielkim zachwytem w oczach patrzyła na dorodne konie wszelkiej maści, a jej uwagę zwróciła pewna biała klacz przebywająca w ostatnim boksie. Ginevra podeszła do niej i wyciągnęła swoją dłoń, by zwierzę mogło oswoić się z jej zapachem.
— Jeździ pani konno? — Maximilian oparł się o drewnianą kolumnę i spojrzał z zaciekawieniem na rudowłosą.
Ginevra w odpowiedzi na chwilę odwróciła się do niego z szerokim uśmiechem i kiwnęła głową.
— Wręcz uwielbiam — odparła patrząc z powrotem na klacz.
— Jeśli miałaby pani ochotę, to możemy wybrać się na wspólną przejażdżkę — zaproponował szatyn. — Oczywiście nie dziś, ale na przykład jutro mógłbym przygotować dla nas konie.
Ginevra ponownie odwróciła się do niego z szerokim uśmiechem.
— Byłabym zachwycona!
Maximilian uśmiechnął się na tamte słowa.
— Rozkażę wtedy służbie znaleźć lub sprowadzić damskie siodło — powiedział. — Ciotka już dawno przestała jeździć konno.
Rudowłosa pokręciła głową.
— Proszę się nie trudzić, potrafię jeździć w męskim siodle.
Schneider uniósł brwi zdziwiony, a potem na jego twarzy pojawiła się mina pełnego zrozumienia.
— No tak, liberalna Francuzka — zaśmiał się.
Ginevra zmarszczyła lekko brwi.
— Przeszkadza to panu? — spytała drocząc się z nim.
— Ależ skąd, jestem pozytywnie zaskoczony.
Spoglądali na siebie dłuższą chwilę, oboje uśmiechnięci i roześmiani. Ginevra spoglądając na Maximiliana widziała kogoś zupełnie innego w porównaniu do Bellinghama, Cramtona czy chociażby Tannera. Widziała w nim kogoś, kto traktował ją inaczej. Dojrzalej niż reszta mężczyzn. Nie zobaczył w niej kolejnej, pięknej arystokratki.
Wiedział, że uroda nie była jej jedynym atutem, dlatego poruszał z nią tematy wychodzące poza wymiar samopoczucia, zainteresowań i komplementowania jej piękna. Prowadził z nią konwersacje na innym, wyższym poziomie intelektualnym. I bardzo jej się to podobało.
Spoglądając na Schneidera Ginevrze przeszło przez myśl, że ich małżeństwo mogłoby się udać.
~ ROZDZIAŁ PIĄTY ~
Ginevra w towarzystwie Maximiliana wracała do bawialni wolno i niechętnie. Oboje rozmawiali na błahe i niezobowiązujące tematy, lecz zupełnie inaczej niż jak dotąd rudowłosa robiła to z Benjaminem czy Samuelem. Z Austriakiem rozmawiało jej się znacznie swobodniej i naturalniej. Nie odnosiła wrażenia, że były to zwykłe uprzejmości; sądziła, że oboje czerpali radość z tego, że mogli ze sobą porozmawiać. Oboje dowiedzieli się o sobie wielu interesujących rzeczy, a także rozbawiali opowiadając anegdotki ze swojego życia bądź kraju.
Nie chcieli wracać do środka posiadłości, jednak nakazywała tego etykieta i ich przyzwoitość. Po powrocie unikali ciekawskich spojrzeń swoich rodziców i poczęstowali się deserem przyniesionym przez służbę, a potem włączyli do rozmów prowadzonych w pomieszczeniu. Zerkali czasem na siebie, jakby chcąc sprawdzić, czy obserwowali się wzajemnie. Ich własne zachowanie bawiło ich i umiliło pobyt wśród poważnych i dostojnych rodziców.
Podczas kolacji również usiedli naprzeciwko siebie. Maximilian podawał Ginevrze półmiski, o które prosiła i nalewał jej wina do kieliszka. Nie był jednak przy tym taki jak Benjamin Bellingham; nie ubiegał o jej względy i atencję, jedynie wykazywał się uprzejmością wobec niej.
Maximilian miał świadomość, że panna Welch była jedną z najlepszych partii w Europie. Pomimo tego, że nie była następczynią tronu ani nawet siostrą króla, zaledwie wnuczką, to miała coś, czego innym kandydatkom brakowało; realnej władzy. Jej rodzina była wpływowa w największych, europejskich mocarstwach i tworzyła silne sojusze, które uniezależniały ich od innych. Ich polityka małżeństw była ogromną strategią; określonym i skutecznym planem wybiegającym wiele lat wprzód. Dynastie Welch i Poirot były silne, znane i niesamowicie potężne. Wszyscy członkowie tamtych rodzin byli urodzonymi politykami, przebiegłymi i charyzmatycznymi ludźmi. Wyglądali zawsze dostojnie i szykownie, a dumna sylwetka podobno była u nich dziedziczna. Jednym spojrzeniem można było odgadnąć, że płynęła w nich najczystsza i najszlachetniejsza królewska krew.
Maximilian spoglądając na Ginevrę miał mieszane uczucia. Widział w niej młodą kobietę, lecz bardzo dziewczęcą. Była jak latorośl; dopiero dojrzewała i poznawała zasady świata, na który ją skazano. Było w niej coś niewinnego, skromnego i niezwykle orzeźwiającego. Była ucieczką od wszelkich problemów, konfliktów i intryg. Emanowała spokojem, słodyczą i dziecinnym zachwytem, jednak pomimo tego Maximilian dostrzegał w niej coś innego; głębszego i poważniejszego. Miał przeczucie, że dziewczyna wcale nie była tak niewinna i niedojrzała na jaką się kreowała. Pod fasadą piękna i płytkich rozmów skrywał się silny charakter i intelekt, który czekał, aby uaktywnić się, wybuchnąć i zaprezentować w całości. Na razie panna Welch zdawała się nieświadoma sytuacji, w której było dane jej przebywać, choć z każdym dniem rozumiała coraz więcej i odkrywała kolejne szarości na swoim różowym niebie.
Choć może Maximilianowi tylko się to wydawało.
Rozmawiał z nią zatem dalej swobodnie, ciesząc się jej towarzystwem i chwilą odpoczynku od politycznego zgiełku. Zabawiał ją anegdotkami i nie poruszał już tematu małżeństwa. Nie chciał robić sobie nadziei i nie chciał wystraszyć swojego gościa. Może ją, tak jak jego, przerażała wizja małżeństwa.
Po kolacji Welchowie musieli wrócić do pałacu w Londynie. Ginevra stanęła naprzeciwko Maximiliana i wyciągnęła dłoń, którą mężczyzna ucałował.
— Przyślę jutro przed południem kierowcę po panią — powiedział przypominając jej o zaplanowanej przejażdżce konnej.
Rudowłosa uśmiechnęła się w odpowiedzi i kiwnęła głową. Odwróciła się potem i ciągnąc za sobą długą suknię ruszyła schodami w dół, prosto do podstawionego auta.
Maximilian spoglądał na nią dłuższy czas. Stał na schodach na tyle długo, że samochód zdążył zniknąć z jego pola widzenia. Szatyn wrócił myślami do ich spotkania, odbytych rozmów i tańców, i westchnął smutno uświadamiając sobie nagle, że Ginevra Welch byłaby idealną królową.
Kilkadziesiąt minut później, gdy mężczyzna usunął z własnej głowy nieprzyjemne myśli, to panna Welch wróciła do pałacu. Zmęczona nieco gościną i podróżą zrezygnowała ze spaceru z rodzicami i od razu skierowała się do swojej komnaty. Będąc jednak na pierwszym piętrze zatrzymała się na chwilę słysząc dobiegającą gdzieś z bliska muzykę. Nasłuchując dźwięków skierowała się korytarzem w lewo i zobaczyła uchylone drzwi do bawialni. Ostrożnie zaglądając do środka zobaczyła jak ambasador Tanner siedział przy fortepianie w małym pomieszczeniu i stukał w klawisze instrumentu.
Ginevra zastukała lekko w drzwi bawialni, a mężczyzna od razu poderwał się z miejsca i skłonił się okazując jej należyty szacunek.
— To jakiś nieznany utwór Straussa? — spytała ironicznie podchodząc bliżej.
Tanner nie odpowiedział jej od razu z dwóch przyczyn. Po pierwsze, dziewczyna była wobec niego złośliwa. Nie winił jej za to; on również nie przepadał za jej towarzystwem. A po drugie, Ginevra wyglądała ślicznie w ciemnozielonej, kwiecistej sukni. Pomimo czystej niechęci do niej musiał przyznać, że rudowłosa wyglądała niezwykle okazale, aż trudno było złościć się na kogoś tak pięknego.
Ambasador wiedział jednak, że nie mógł sobie pozwolić na takie myśli i szybko odgonił je od siebie. Nigdy nie pozwalał rozpraszać się podczas pracy.
— Podobno była pani dziś z wizytą u państwa Schneider — powiedział niewinnie, jakby wcale nie zbierał informacji o jej pobycie poza pałacem.
Ginevra spojrzała tylko na niego i przejechała dłonią po klawiszach fortepianu.
— Owszem — odparła krótko.
— Szybko zaczęła pani uciekać z pałacu.
Rudowłosa spojrzała na niego i uniosła brwi.
— Jedna wyjście z pałacu już jest ucieczką?
— Dla kogoś, kto nie lubi tego dworu? Myślę, że tak — Tanner uważnie patrzył na jej mimikę twarzy.
Dziewczyna jednak po tamtych słowach uśmiechnęła się zjadliwie.
— W takim razie pan uciekł na cztery lata.
Ambasador uniósł niekontrolowanie brwi. Nie spodziewał się takiego oskarżenia.
— Nie musiałem stąd uciekać. Lubię przebywać na dworze — powiedział oschle, ale Ginevra znowu uśmiechnęła się pod nosem.
— Członkowie rodzin królewskich nie lubią przebywać na dworze, choć to ich dom, a co dopiero wszyscy urzędnicy — odrzekła i nie czekając na odpowiedź wyszła z pomieszczenia.
Udała się do swojej komnaty i od razu kazała swojej dwórce przygotować dla siebie kąpiel z ulubionymi olejkami i płynem różanym. W międzyczasie zaczęła zmywać makijaż i rozplątywać włosy z wysokiego kucyka. Spoglądając wtedy na jedną z półek obok toaletki zobaczyła nową, nieotwartą kopertę. Ginevra chwyciła ją od razu i złamała królewską pieczęć.
„Droga księżniczko Ginevro,
chciałbym zaprosić Panią na wspólną kolację w moim gabinecie. Nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać, choć jest Pani moim gościem już od kilku dni. Liczę na to, że przyjmie Pani moje zaproszenie i zjawi się jutro na kolacji. Żałuję, że nie mogłem zaprosić Pani osobiście i mam nadzieję, że nie jest Pani urażona moją listowną prośbą i zaproszeniem.
Życzę Pani dobrej nocy, Jego Książęca Wysokość Samuel Cramton”
Ginevra bez zaskoczenia czytała list od księcia. Spodziewała się jakiegokolwiek zaproszenia z jego strony, choć myślała, że będzie poproszona osobiście, a nie listownie. Może książę był już zniecierpliwiony? Może chciał jak najszybciej powiadomić ją o swoich zamiarach?
Dziewczyna odłożyła list na poprzednie miejsce i spojrzała przez okno na ogród. Pomimo zmierzchu dostrzegła kontury dwóch postaci spacerujących blisko zamku, a podchodząc bliżej okna zobaczyła księżniczkę Astrid w towarzystwie następcy tronu. Ginevra niemal od razu przypomniała sobie o liście brata i obiecała sobie, że następnego dnia napisze do niego z pierwszą porcją informacji, zaraz po tym jak postara dowiedzieć się czegoś na kolacji z księciem. Dziewczyna stwierdziła, że skoro wszyscy szpiegowali ją, to i ona mogła to robić.
Ginevra obserwowała daną dwójkę do czasu, aż Jodie przygotowała dla niej kąpiel. Rudowłosa odprężyła się w wannie niemal jak co wieczór i uwolniła umysł od wszelkich zmartwień i dylematów. Przestała myśleć o zajmujących ją sprawach i nucąc w myślach utwór, który próbował zagrać ambasador Tanner, wyciszyła się.
Kilkanaście godzin później wymalowana i ubrana w obcisłą, bladoniebieską sukienkę na cienkich ramiączkach zeszła do królewskiej jadalni. Przed wejściem poprawiła perłową biżuterię i rozpuszczone, falowane włosy, skupiając na sobie uwagę adoratorów. Uśmiechnęła się do nich i zajęła miejsce obok Aidena Tannera. Po jej skosie siedział książę wraz z Bellinghamem, którzy spojrzeli na nią zafascynowani. Jedynie ambasador wydawał się znudzony jej obecnością, choć kątem oka widziała jak na sekundę wzrok mężczyzny powędrował do jej dekoltu.
— Czyni mi pani wielki zaszczyt swoją obecnością — powiedział Tanner nawet na nią nie patrząc.
— Zaszczyt? — Ginevra spojrzała na niego niby zawiedziona. — Myślałam, że moja obecność jest dla pana karą.
Ambasador oderwał się od nakładania potrawy na talerz i spojrzał na nią uważnie, nic jednak nie mówiąc. Pod naciskiem jego spojrzenia Ginevra poczuła się nieswojo i po dłuższej chwili odwróciła wzrok, co nie umknęło uwadze wszystkich obecnych przy stole.
— Przepraszam za wczoraj — powiedział po kilku minutach cicho, niemal pod nosem. — Naskoczyłem na panią.
Rudowłosa nie skomentowała jego przeprosin. Nie miała takiego obowiązku.
— Nie chciałaby pani wyjść dziś ze mną na spacer po śniadaniu? Mógłbym wytłumaczyć swoje wczorajsze zachowanie — obrócił głowę w jej kierunku, ale panna Welch dalej na niego nie patrzyła.
— Po śniadaniu szykuję się do wyjazdu. A pan nie musi mi się tłumaczyć — powiedziała krótko krojąc jajecznicę na talerzu.
— Wyjeżdża pani? — Tanner zdziwił się i zaciekawił.
Nawet nie zauważył jak Bellingham i Cramton potajemnie przysłuchiwali się ich rozmowie, co nie umknęło jednak uwadze Ginevry.
— Tak, jadę spotkać się z sir Maximilianem Schneiderem — tym razem rudowłosa spojrzała na mężczyznę, by dokładnie zobaczyć reakcję na jego twarzy.
Ambasador był jednak mistrzem w zachowaniu stoickiej postawy. Nie wykazał żadnych emocji, które można było opacznie zrozumieć. Kiwnął zatem głową i nie odezwał się już więcej. Ginevra jednak wiedziała, że mężczyzna analizował wszystko w głowie i już szykował informacje do przekazania królowej. Tylko dlatego chciał z nią porozmawiać po śniadaniu; aby zebrać więcej plotek.
Rudowłosa rozejrzała się po jadalni i nie widząc swoich rodziców chciała już spuścić wzrok, gdy napotkała wzrok Benjamina. Uśmiechnęła się do niego i równie piękny uśmiech otrzymała w odpowiedzi. Po tym skończyła posiłek i żegnając się ze wszystkimi udała się z powrotem do swojej komnaty, lecz na schodach zatrzymał ją Bellingham.
— Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy ma pani dzisiaj czas? — spytał z nadzieją w oczach.
Ginevra jednak pokręciła smutno głową.
— Musi mi pan wybaczyć, panie Bellingham, ale dzisiaj jestem zajęta do końca dnia.
Brunet spuścił wzrok i uśmiechnął się lekko, chcąc ukryć rozczarowanie.
— Zazdroszczę tym, którzy mają dziś panią na wyłączność.
— Niech w takim razie jutro gdzieś mnie pan zaprosi.
— Jutro książę planuje spotkać się ze wszystkimi swoimi gośćmi w bawialni — Benjamin uśmiechnął się smutno. — Mam napisać do pani wiadomość ze szczegółami tego spotkania, skoro nie będzie pani w pałacu?
— Byłabym wdzięczna, ale myślę, że książę opowie mi o wszystkim podczas dzisiejszej kolacji — Ginevra spojrzała czujnie na mężczyznę, chcąc zapamiętać jego minę.
Brunet z początku wydawał się nie wiedzieć, o czym mówiła, ale szybko przeanalizował nowe wiadomości i kiwnął głową ze zrozumieniem, choć nie z zadowoleniem.
— To miło z jego strony, że zaprosił panią na kolację.
Jego głos był cichszy i bardziej niepewny niż na początku.
— Ale może pan do mnie napisać — Ginevra starała się go pocieszyć. — Będę szczęśliwa widząc wiadomość od pana.
Uśmiechnęła się do niego zachęcająco, a potem przeprosiła i ruszyła ponownie do swojej komnaty. Odwracając się tylko raz do Bellinghama napotkała jeszcze wzrok Tannera, który stał w drzwiach jadalni i przyglądał, a może i przysłuchiwał się ich rozmowie. Ginevra szybko odwróciła się, ponieważ miała dosyć jego czujnego spojrzenia.
Po powrocie do komnaty czekała już tylko na samochód, który miał zawieźć ją do Stratford. Na miejsce dotarła jednak po długich trzydziestu minutach i została powitana przez Maximiliana, który nawet otworzył jej drzwi i pomógł wysiąść z samochodu. Ucałował jej dłoń na powitanie i uśmiechnął się szeroko patrząc jej w oczy.
— Jak minęła pani podróż? — spytał prowadząc ją do wnętrza posiadłości.
— Była o wiele za długa, nie mogę już doczekać się przejażdżki z panem — Ginevra roześmiała się uroczo, a Maximilian od razu zaprowadził ją do gościnnego pokoju, aby mogła przebrać się i przygotować do jazdy.
Gdy oboje byli już gotowi poszli w kierunku stajni, gdzie czekały na nich osiodłane konie. Ginevra pogłaskała białą klacz, którą Maximilian pomógł jej dosiąść, a widząc męskie siodło uśmiechnęła się pod nosem.
— Nie proponuje mi pan damskiego siodła? — spojrzała na niego patrząc z góry.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko i nie patrząc na rudowłosą upewnił się ostatni raz, że siodło było odpowiednio przymocowane.
— Kim jestem by zmieniać pani nawyki?
Podszedł po tym do swojego konia, a Ginevra z uśmiechem na twarzy patrzyła na niego siedzącego w siodle. Pomyślała wtedy, że Maximilian nigdy nie wydawał jej się tak przystojny jak w tamtym momencie. Wyglądał niezwykle dostojnie z wyprostowaną i dumną postawą. Przemawiała przez niego męskość i siła. A to, jak się do niej uśmiechnął i zachęcił do jazdy, niemal zawróciło jej w głowie. Ginevra jednak szybko otrząsnęła się ze swoich myśli i ruszyła do przodu wyjeżdżając ze stajni.
— Dokąd pojedziemy? — spytała zatrzymując się równolegle do swojego towarzysza.
— Oprowadzę panią trochę po tych wzgórzach — wskazał na tereny po jego prawej stronie. — Wiele lat temu potrafiłem spędzać tam całe popołudnia podczas odwiedzin u ciotki.
— A był pan tam podczas obecnej wizyty? — spytała zmuszając konia do kłusu.
Maximilian pokręcił głową.
— Nie miałem jeszcze okazji — powiedział i obrócił głowę w jej kierunku. — Albo towarzyszki.
Ginevra roześmiała się delikatnie i idąc w ślady Schneidera zaczęła galopować.
Oboje wiele czasu galopowali po równinach, otoczeni przez cudowny, angielski krajobraz. Dopiero później zwolnili będąc już w lesie. Dziewczyna nasłuchiwała szumu drzew, dźwięku rwącego strumyku czy śpiewu ptaków. Odetchnęła z ulgą mogąc nacieszyć się świeżym powietrze; czystym i rześkim. Z wielkim uśmiechem spoglądała na naturę wokół siebie i z dziecinną radością reagowała na napotkane wiewiórki czy drobne myszki w leśnej gęstwinie. Maximilian czasem odwracał się i spoglądał na nią, jak była zachwycona każdym szczegółem natury wokół siebie. Był oczarowany jej reakcjami, tym jak szczera wydawała się przy tym być. Obserwował również ją siedzącą na koniu; jak pewnie i swobodnie się w nim czuła. Spoglądał na jej ubiór; na bryczesy, ciężkie buty i włosy związane w ciasnego warkocza. Wydawała się zupełnie niepodobna do swoich poprzednich wizerunków. Gdy zrzuciła z siebie obcisłe sukienki, szpilki i biżuterię wyglądała bardziej ludzko. Nie jak idealna księżniczka z krwią błękitniejszą od najczystszej wody. W tamtym momencie była po prostu Ginevrą, bez tytułów i rodowodu. Wydawała mu się wtedy o wiele piękniejsza niż nawet w najdroższych sukniach.
Gdy oboje znaleźli się na wzgórzu, zatrzymali się na dłuższą chwilę, by nabrać oddechu i rozkoszować się widokiem z góry na posiadłość i na okalające ją ogrody i lasy.
— Stąd wszystko wydaje się takie maleńkie — stwierdziła Ginevra spoglądając na widoki.
Maximilian uśmiechnął się pod nosem. Chciał coś powiedzieć, ale nie miał żadnego pomysłu na rozmowę, zatem rozkoszował się ciszą dookoła nich i widokiem rudowłosej obok siebie. Kilkanaście minut później oboje zaczęli schodzić ze wzgórza i zatrzymali się przy strumyku, by konie mogły się napić, a oni usiąść nad jego brzegiem.
— Nie jest pan chyba typem gaduły, prawda? — dziewczyna spojrzała na szatyna.
Mężczyzna spuścił wzrok i zaśmiał się lekko zawstydzony.
— Zdecydowanie nie — podniósł na nią wzrok. — Nie jestem tak otwarty jak zapewne reszta mężczyzn, z którymi miała pani do czynienia.
— Nie docenia się pan. Pan zapewne nie lubi rozmawiać o głupotach — Ginevra zdjęła rękawiczkę i zanurzyła dłoń w zimnej wodzie. — To nic złego, czasem lepiej oszczędzić nieco tlenu na sensowniejsze rozmowy.
Maximilian spojrzał się na nią, ale nic nie odpowiedział. Dopiero po chwili zaczął nową rozmowę.
— Długo jeździ pani konno?
— Oh tak, od dzieciństwa. Dziadek zaszczepił we mnie miłość do jazdy konnej.
— To on podsunął pani damskie siodło?
Ginevra zaśmiała się i usiadła wygodniej na jednym z kamieni blisko strumienia.
— Damskie siodło podsunęła mi babcia, królowa Francji — wyjaśniła. — Król Arthur nie jest za takimi unowocześnieniami. Nie jest konserwatywny, ale bardzo ceni sobie tradycje.
— Czy to nie czyni go konserwatywnym?
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę i pokręciła stanowczo głową.
— Dziadek jest bardzo przywiązany do tradycji i obyczajów, z trudem je porzuca, ale nie jest przeciwko reformom. On wybrał drogę bycia staromodnym, ale nie przymusza do tego innych, dlatego pod jego rządami nastąpiła częściowa liberalizacja praw i ustaw.
Maximilian kiwnął głową zauważając różnicę, na którą dziewczyna zwróciła uwagę.
— Dalej pani nazywa swojego dziadka królem — stwierdził mężczyzna obserwując jej reakcję.
Spodziewał się zakłopotania i szybkiego poprawienia pomyłki, ale Ginevra nawet nie zamierzała tego robić.
— Rola króla to nie tylko noszenie korony i królewskich szat. To zachowanie, poglądy, postawa, sposób traktowania ludu. To, że oficjalnie mój dziadek nie tytułuje się królem, nie znaczy, że przestał nim być. Odbierając mu tytuł nie zabrano mu ani królewskiego zachowania ani poglądów ani postawy. Królem jest się całe życie, a nie jedną kadencję.
Powiedziała to twardo, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Jej dziadka, króla Arthura, obalono w wyniku unii z Anglią, w której Królestwo Szkocji zostało zamienione w księstwo i włączone do terytorium Anglii. Jej dziadek, obecnie zaledwie książę Szkocji, dalej sprawował władzę w Edynburgu, lecz jego rola pomniejszyła się na rzecz króla Anglii, obecnego króla Charlesa. Zabrano mu insygnia królewskie i zlikwidowano szkockie emblematy królewskie. Jego potomkom odebrano niektóre dziedziczne księstwa, jak i tytuły. Jednak pomimo utraconej pozycji i zdeklasowania dynastia Welch wciąż miała ogromne poparcie wśród szkockiego ludu. Wiele starszych osób nie uznawało zwierzchnictwa Anglii i dalej mówili, że żyli w Królestwie Szkocji. Dalej tytułowali dziedziców króla książętami i księżniczkami.
Dla Szkotów od wielu wieków ważne było poczucie odrębności narodowej, którą podkreślali na każdym kroku; tworząc własne ludowe pieśni, stroje i posługując się własnym językiem. Nigdy nie chcieli upodobnić się do sąsiada z południa. Zawiązanie unii z Anglią było dla wielu ludzi upokarzające, ale każdy wiedział, że był to konieczny krok do zapewnienia Szkotom bezpieczeństwa i stabilizacji gospodarczej. Opozycja głośno krytykowała decyzję jej dziadka Arthura, ale byli znaczącą mniejszością i musieli się poddać. Patrzyli tylko jak ich ukochany król zdejmuje koronę z głowy, by już nigdy nie włożyć jej ponownie.
Maximilian widział jak dziewczyna zamyśliła się i spoważniała, dlatego postanowił dać jej trochę czasu i pozwolić wyciszyć się jej.
Właśnie dlatego zabrał ją na przejażdżkę — aby mogła uciec od dworu, na którym ją nienawidzono.
~ ROZDZIAŁ SZÓSTY ~
Lekki wiatr działał kojąco na skórę Ginevry, a dodatkowo słońce padało wprost na jej twarz i dawało przyjemne ciepło. Dziewczyna wyraźnie odpoczywała na łonie natury, zwłaszcza w towarzystwie Maximiliana.
— Wygląda pan na takiego, który woli mieszkać na przedmieściach niż w stolicy — powiedziała obracając głowę w jego kierunku.
Szatyn zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią.
— Podoba mi się pobyt na wsi z dala od zgiełku, ale jednak uwielbiam przebywać w mieście — powiedział, czym zadziwił Ginevrę. — Wiedeń jest inny od Londynu. Może dlatego, że jest moim domem i tam czuję się bardzo swobodnie. Wszędzie są parki i ogrody, ludzie uśmiechają się do siebie na chodniku, nikt nie jest w takim pośpiechu jak w Anglii.
— Nigdy nie byłam w Wiedniu.
Maximilian uniósł brwi.
— Musi pani kiedyś tam się wybrać. Koniecznie, mogę panią nawet oprowadzić po największych wiedeńskich atrakcjach — uśmiechnął się do dziewczyny.
Mimowolnie pomyślał o tym, że w przypadku ich małżeństwa Ginevra zamieszka z nim w Wiedniu, ale szybko odgonił od siebie tamtą myśl. Nie chciał robić sobie niepotrzebnej nadziei.
— A pan był w Paryżu? Albo w Edynburgu?
— W Paryżu owszem, bardzo malownicze miejsce. Do szkockiej stolicy jednak nigdy nie trafiłem.
Rudowłosa kiwnęła głową i uśmiechnęła się.
— Dobrze, że jest przed nami całe życie, bo nie mielibyśmy czasu odwiedzić tych wszystkich cudownych miejsc.
Maximilian kiwnął głową.
— Z pewnością uwielbia pani podróżować.
— Oh tak, bardzo — Ginevra kiwnęła głową. — Podróże wiele uczą. Człowiek nabiera większej tolerancji do obcych kultur.
— W ten sposób lepiej można zrozumieć nawet czyjeś wybory.
Oboje kiwnęli głową i niemal synchronicznie westchnęli cicho. Przed nimi też było wiele wyborów, tak różnych i tak podobnych jednocześnie.
Ginevra spojrzała na Maximiliana i na jego twarz błyszczącą w słońcu. Widziała w nim austriackiego księcia, bratanka ówczesnego króla Austrii. Widziała błękitną krew w jego żyłach, staranne wychowanie, musztrę wojenną. Widziała w nim godziny odbytych lekcji z polityki i uczenia się konstytucji na pamięć. Widziała w nim kogoś, kto mógłby sięgać po więcej, po nieosiągalne; kogoś kto powalczyłby o więcej władzy dla siebie. Podobało jej się wszystko, co w nim zobaczyła. Ginevra od zawsze otaczała się ludźmi z silnymi charakterami, którzy nie bali się ryzykować. Maximilian też taki był; urodzonym politykiem i strategiem, dlatego panna Welch tak dobrze czuła się w jego towarzystwie; jakby miała do czynienia z kimś znanym od lat.
— Co lubi pani robić w wolnym czasie? — spytał mężczyzna rzucając mały kamyk do strumyczka.
— Wszystko co wiąże się z kulturą: malować, śpiewać, tańczyć. Jako kobieta nie jestem uzdolniona w zajęciach wykraczających “strefę komfortu”.
Schneider sceptycznie zareagował na jej słowa.
— Jeździ pani w męskim siodle, to z pewnością jest zajęcie wykraczające tę strefę. I na pewno jest w pani więcej takich umiejętności.
— Hmmm… — Ginevra zastanowiła się przez chwilę. — Bardzo dobrze strzelam z łuku. Dziadek Arthur nauczył mnie strzelać, by zabierać mnie na polowania, ale jestem zbyt wrażliwa na cierpienie zwierząt i nie potrafię do nich celować.
Maximilian kiwnął głową.
— W niektórych krajach już odchodzi się od takich rozrywek. W Holandii zakazano polowań.
— We Francji także — Ginevra rozweseliła się nieco. — A pan? Uczestniczy pan w polowaniach?
— Uczestnictwo w takich rozrywkach było niestety wpisane w moją edukację wojskową.
Dziewczyna kiwnęła głową. Rozumiała tamten fakt, jej brat był wychowywany w podobny sposób.
Oboje posiedzieli nad strumykiem kilka minut oddając się błahym rozmowom, a potem ponownie dosiedli koni i powrócili do posiadłości ciotki Schneidera. Niemal w tym samym czasie przybył posłaniec z królewskiego dworu z listem do Maximiliana, w którym książę Samuel zapraszał go do spędzenia wieczoru z nim i resztą zaproszonych gości.
— Pani zapewne też dostała taki list — mężczyzna zwrócił się do niej.
— Jak wrócę do pałacu to sprawdzę korespondencję.
Co prawda, spodziewała się raczej listu od Benjamina, bo książę zapewne miał w planach zaprosić ją osobiście. Nie chciała jednak tego wyjaśniać Schneiderowi, więc wybrała wymijającą odpowiedź na jego pytanie.
— Muszę już powoli do niego wracać — dodała, mając na myśli pałac w Londynie.
— Nie zostanie pani na obiad?
Ginevra spojrzała na zegar wiszący w korytarzu i zobaczyła jak za kilka minut miał wybić godzinę szesnastą.
— Chciałabym, ale muszę już wracać — uśmiechnęła się smutno, a Maximilian odprowadził ją do komnaty, by mogła przebrać się z jeździeckich ubrań i wziąć kąpiel po męczącej przejażdżce.
Kilkadziesiąt minut później odświeżona dziewczyna wyszła z komnaty i poleciła służbie znieść jej rzeczy do czekającego na nią samochodu. Sama również zeszła na parter i podeszła do Maximiliana, który od razu pochwycił jej dłoń i przykrył swoją.
— Pani towarzystwo było dziś dla mnie najlepszym prezentem.
Ginevra uśmiechnęła się i dygnęła lekko, a szatyn odprowadził ją do samochodu.
— Do zobaczenia, panie Schneider — pożegnała się z nim i przykrywając ramiona białą marynarką weszła do środka.
Natomiast kilka godzin później, tuż po tym jak Ginevra dotarła do pałacu, ubierała się na kolację, którą miała zjeść w towarzystwie księcia Samuela. Dziewczyna miała na sobie obcisłą, białą sukienkę z długim rękawem z marszczonego materiału. Na nagie ramiona zarzuciła cienki, biały woal, który uwydatniał jej szczupłą figurę. Była zadowolona ze swojego wyglądu, ale uśmiech nie dosięgał jej oczu.
Dziewczyna była nieco zdenerwowana nadchodzącą kolacją. Rozmawianie z następcą tronu w towarzystwie innych osób to jedno, ale rozmowa na wyłączność to drugie. Ginevra oddychała głęboko przed lustrem, gdy Jodie prostowała jej włosy. Powtarzała sobie, że musiała wypaść bardzo dobrze, zachowywać się uroczo i nie rozpoczynać politycznych tematów. Miała być to przyjemna rozmowa, podczas której oboje mieli się poznać.
Dziewczyna właśnie miała wychodzić, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Zaskoczona Jodie otworzyła je i nieśmiało wpuściła gościa do środka.
— Dobry wieczór — książę Samuel przywitał się z rudowłosą i podszedł do niej całując wierzch jej dłoni. — Pomyślałem, że przyjdę po panią i razem pójdziemy na kolację.
Ginevra uśmiechnęła się mile zaskoczona.
— To bardzo uprzejme ze strony Waszej Wysokości.
Rudowłosa ujęła go za rękę i razem wyszli z komnaty kierując się w stronę gabinetu księcia, gdzie mieli zjeść pierwszą wspólną kolację.
— Słyszałem, że wyjeżdżała pani dziś — książę zaczął z nią niewinną rozmowę.
— Oh tak — Ginevra kiwnęła głową. — Maximilian Schneider zaprosił mnie na przejażdżkę konno.
Książę uniósł brwi szczerze zaskoczony.
— Lubi pani jeździć konno?
— Bardzo — Ginevra spojrzała na mężczyznę. — To jedno z moich ulubionych zajęć.
— Królewskie stajnie stoją przed panią otworem w takim razie. Powiem stajennemu, że może pani śmiało korzystać z naszych koni.
Dziewczyna uśmiechnęła się do księcia, gdy otwierał przed nią drzwi do gabinetu. Jej oczom ukazało się nieduże pomieszczenie utrzymane w brązowych barwach. Drewniane meble idealnie komponowały się z czerwonymi dekoracjami. Jedna ściana była w całości pokryta regałami z książkami, a naprzeciwko nich znajdowało się biurko księcia. Za nim, na ścianie wisiał duży portret angielskiej rodziny królewskiej. Ginevra dostrzegła na nim młodego Samuela w towarzystwie młodszej siostry, którą jak dotąd widywała tylko podczas poranków w królewskiej jadalni.
Naprzeciwko od wejścia przy oknie stał nieduży stolik z wystawioną już kolacją. Długie świeczniki rozświetlały lekki półmrok w pomieszczeniu, lecz miały na celu oświetlić dania, a nie cały gabinet. Potęgowały panującą atmosferę intymności.
Książę zaprosił dziewczynę do stolika i usiadł naprzeciwko niej. Potraw na stole nie było wiele, lecz wyglądały pięknie i apetycznie. Książę przy planowaniu kolacji z panną Welch postawił na klimat i aranżację aniżeli na bogactwo i przepych.
— Jutro organizuję dla swoich gości wieczór w królewskiej bawialni. Chciałbym spędzić trochę więcej czasu ze swoimi rówieśnikami, skoro po raz pierwszy od dawna nadarza się okazja do takiego spotkania — książę uśmiechnął się do niej. — I tym razem mogę panią zaprosić osobiście.
Ginevra zaśmiała się.
— Cieszę się jednak, że miałam okazję zobaczyć jak piękne pismo ma Wasza Wysokość.
Samuel zaśmiał się widząc rozbawienie na twarzy swojej towarzyszki. Zachęcił ją do nałożenia jedzenia na talerz, samemu robiąc to samo. Kontynuował rozmowę z nią opowiadając o nadchodzącym spotkaniu, a potem zadając dziewczynie kilka pytań.
— Jak czuje się pani na dworze? Nie brakuje pani niczego?
Ginevra od razu pokręciła przecząco głową.
— Jest wspaniale, Wasza Wysokość. Czuję ogromny zaszczyt mogąc przebywać w tym pięknym pałacu.
— We Francji chyba budują lepsze.
Dziewczyna nie potrzebowała czasu na zastanowienie się.
— Wszystko zależy od kultury, Wasza Wysokość. Francja i Anglia mają zupełnie inny styl budownictwa. Wnętrza możemy mieć podobne, ale nasze budowle z zewnątrz znacznie się różnią — powiedziała niemal na jednym wdechu. — Ale to wszystko przez to, że prezentujemy po prostu inne style architektoniczne.
Książę kiwnął głową zafascynowany.
— A jakie style prezentujemy zatem?
Ginevra uśmiechnęła się lekko, jakby onieśmielona.
— Anglia stawia na klasyczne budownictwo. W architekturze dominuje gotyk, styl budownictwa jest jednocześnie dekoracją budynków. Natomiast we Francji, gdzie większość budynków jest stawianych w barokowej modzie, dekoracje są osobnym elementem. Są dodatkiem do budownictwa.
Następca tronu uśmiechnął się patrząc na Ginevrę.
— Pierwszy raz widzę kobietę, która zna się na budownictwie.
Rudowłosa również się uśmiechnęła, choć była onieśmielona taką uwagą.
— Ale to dobrze, że ma pani wszechstronną wiedzę — dodał jeszcze. — Kobiety nie mogą ograniczać się tylko do typowych kobiecych zajęć.
— Jednak te kobiece zajęcia są postrzegane jako bardzo pożądane u nas.
Samuel zastanowił się przez chwilę i kiwnął głową.
— Muszę pani przyznać rację. A wie pani czemu? — spytał, a Ginevra pokręciła przecząco głową. — Chłopcy są wychowywani inaczej. Bez nacisku na żadne kreatywne zainteresowania, dlatego bardzo imponuje nam to, jak damy pani pokroju, śpiewają, malują i grają na instrumentach.
Panna Welch uniosła brwi, szczerze zaskoczona. Nie myślała wcześniej o tym w taki sposób.
— Dlatego mężczyzna potrzebuje kobiety u boku, a kobieta mężczyzny. By uzupełnić się wzajemnie — dodał.
Rudowłosa kiwnęła wolno głową. Z nikim wcześniej nie rozmawiała na temat małżeństwa poprzez pryzmat zainteresowań i była zaciekawiona poglądem księcia.
— A pani chyba dużo śpiewa, prawda? — Samuel jednak szybko zmienił temat, skupiając swoją uwagę na dziewczynie.
Ginevra kiwnęła głową.
— Wszyscy mi powtarzają, że mam bardzo ładny głos. Chodziłam też na wiele lekcji wokalnych.
— Pani babcia była znana ze swojego śpiewu — Samuel spojrzał na nią nalewając wina do jej kieliszka.
— Wasza Wysokość kojarzy moją babcię? — Ginevra uniosła brwi zaskoczona.
— Babcia Eliza często o niej wspomina.
Rudowłosa kiwnęła głową przypominając sobie o jednym ważnym szczególe.
— No tak, nasze babcie były siostrami.
— Jedna była królową Anglii, a druga Szkocji.
Ginevra ponownie kiwnęła głową wracając wspomnieniami do nieżyjącej już babci Elaine, po której odziedziczyła talent do śpiewu, jak i rude włosy.
— Moja babcia często nawiązuje do niej w rozmowach. I często słucha starych nagrań na których śpiewała — Samuel kontynuował. — Jej śmierć również bardzo ją dotknęła.
— Królową Matkę spotkałam chyba raz w życiu — powiedziała Ginevra mając na myśli babcię Samuela. — Prawdopodobnie kilka lat przed śmiercią babci Elaine… Ale z pogrzebu niewiele pamiętam.
Mężczyzna spojrzał na nią z lekkim smutkiem w oczach.
— Nie chciałem pani zasmucić już na początku spotkania.
— Wasza Wysokość mnie nie zasmuciła, nie musi pan się tego obawiać. Wolałabym jednak porozmawiać o czymś innym — Ginevra uniosła wzrok na księcia i uśmiechnęła się szeroko. — Co lubi pan robić w wolnym czasie?
Samuel wypił nieco wina i rozłożył przepraszająco ręce.
— Muszę panią rozczarować, bo mam niewiele wolnego czasu i jeśli już go mam, to nie spędzam go w żaden ciekawy sposób.
— Wasza Wysokość musi mieć jakieś zainteresowania — Ginevra nachyliła się nieco nad stołem prowokując księcia do odpowiedzi.
— Kiedyś bardzo lubiłem czytać, jeździć na przejażdżki konne, ale niestety im jestem starszy, tym więcej obowiązków na mnie ciąży. Korona mojego ojca przejdzie na mnie i obecnie w kręgu zainteresowań są sprawy państwowe.
Ginevra uśmiechnęła się smutno do księcia.
— I tak wygląda życie następcy tronu?
Samuel wzruszył ramionami sam nie wiedząc co miał odpowiedzieć swojej towarzyszce.
— A Wasza Wysokość ma chociaż jakiś przyjaciół? — Ginevra spojrzała na niego szczerze zmartwiona.
— Kilku — Samuel kiwnął głową. — Na przykład Benjamina Bellinghama, którego zdążyła pani poznać.
Rudowłosa pokiwała głową uważając na mimikę twarzy przy wzmiance o mężczyźnie, który kokietował ją na każdym kroku.
— Pańska przyszła małżonka nie będzie miała łatwego życia u książęcego boku.
Ginevra wyrzuciła z siebie tę ryzykowną uwagę i spojrzała na Samuela, który aż oderwał się od swojego posiłku. Milczał długi czas skupiając na niej swój wzrok. Rudowłosa korzystając z okazji przyjrzała mu się dokładnie.
Naprzeciwko niej siedział przystojny mężczyzna ubrany w szary, tweedowy garnitur, z lekko kręconymi włosami i dwudniowym zarostem. Następca tronu miał w sobie coś pociągającego, męskiego i wyrazistego. Musiała tylko spędzić z nim czas sama, bez otoczenia innych by to zobaczyć. Mężczyzna wydawał się znacznie atrakcyjniejszy, gdy porzucał poważną postawę, uśmiechał się do niej i na chwilę przestawał być księciem.
— Dlatego nie chcę wybierać swojej małżonki pochopnie. Muszę mieć pewność, że będzie gotowa na wiele wyrzeczeń i na trudy związane z moją rolą króla — powiedział w końcu po wielu chwilach milczenia.
— Nie wiem, czy ktokolwiek jest gotowy na coś takiego. Myślę, że nawet Wasza Wysokość nie jest gotowy.
Samuel zaśmiał się lekko pod nosem i spojrzał w bok.
— Jest pani zaskakująca.
Ginevra uniosła brwi nie wiedząc czego miała spodziewać się po takiej uwadze.
— Każdy bałby się rozmawiać ze mną o takich rzeczach — dodał Samuel odwracając głowę ku niej. — A pani jednak podejmuje ryzyko rozpoczynając takie tematy.
Rudowłosa spojrzała na księcia nieco zlękniona. Sytuacja wybiegła spod kontroli; to miała być miła i przyjemna rozmowa tymczasem niemal celowo wkroczyła na niepewny grunt, który mógł ją zniszczyć.
— Nawet kobiety mające bliższą styczność z tronem od pani mają mniejszą świadomość tego, jak wygląda życie moje i ludzi w mojej sytuacji.
— Myślę, że mają tego świadomość — Ginevra powiedziała to powoli bacząc na swoje słowa. — Po prostu udają, odsuwają od siebie myśli, że korona to więcej wyrzeczeń i obowiązków niż przywilejów.
— Czemu tak się dzieje? I czemu pani w takim razie nie udaje? — Samuel oparł łokcie o stół wyraźnie zaintrygowany, do tego stopnia, że złamał nawet kilka zasad etykiety przy stole.
Ginevra jednak nie umiała mu odpowiedzieć na tamte pytania. Umilkła sama nie wiedząc jak miała postąpić w takiej sytuacji. Powiedzieć prawdę? Skłamać? Udawać?
— Ciężko panią rozgryźć.
Dziewczyna dalej milczała.
— Zna się pani bardziej na dworskim życiu niż myślałem.
Samuel uparcie się w nią wpatrywał, a potem zachęcił do kontynuowania posiłku. Urwał niezręczny temat i zapytał o jej upodobania względem koni. Rozpoczęli niezobowiązujące rozmowy, podczas których śmiali się, rozweselali się i nauczyli od siebie kilku rzeczy. Nie nawiązywali jednak do poprzednich, poważniejszych tematów.
Po skończonej kolacji następca tronu odprowadził Ginevrę pod same drzwi jej komnaty.
— Miło było z panią spędzić ten czas. Po raz pierwszy, tak naprawdę — powiedział żegnając się z nią.
— To ja dziękuję za zaproszenie — rudowłosa dygnęła lekko.
Samuel uśmiechnął się do niej szczerze.
— Zapomniałem również powiedzieć, że pięknie pani wyglądała podczas dzisiejszego wieczoru. Naprawdę, jest pani bardzo piękna. Charyzmatyczna. Myślę, że pani przyszły małżonek będzie ogromnym szczęściarzem. Zwłaszcza, że jest pani również bardzo inteligentna. Nawet jeśli próbuje pani to ukryć.
Książę ucałował jej dłoń i życząc jej spokojnej nocy odszedł nie pozostawiając czasu dziewczynie na reakcję. Zostawił ją zaskoczoną przed komnatą i odszedł, samemu mając mętlik w głowie.
Ginevra weszła do komnaty i kilkadziesiąt minut później, leżąc już w wannie odprężyła się wyciszając własny umysł. Zaraz po tym usiadła przy toaletce sięgając po papier i pióro, aby napisać do brata.
„Drogi bracie Dustinie,
nie mam dla Ciebie wielu informacji. Kuzynka Twojej żony jest małomówna, nie sprawia przyjemnego wrażenia. Często widzę, jak rozmawia z księciem przy stole, ostatnio widziałam ich nawet na spacerze, lecz niestety to wszystko, co mogę Ci napisać. Myślę, że próbuje być blisko niego i wkupić się w jego kręgi, lecz niestety nie wiem (i ciężko mi stwierdzić) czy wychodzi jej to skutecznie. Oczekuj ode mnie innych listów, będę starała się relacjonować Ci wszystko na bieżąco.
Pozdrawiam serdecznie Ciebie i Twoją małżonkę, Twoja siostra Ginevra”
Dziewczyna zapieczętowała list i odkładając go na bok zobaczyła nowy list zaadresowany do niej. Sięgając po kopertę domyśliła się, że była to wiadomość od Benjamina Bellinghama.
„Droga księżniczko Ginevro,
książę zapewne opowiedział już Pani o jutrzejszym wieczorze w bawialni, nie będę zatem za dużo rozpisywał się na ten temat. Mam tylko nadzieję, że dołączy Pani do mnie, jak i do reszty gości księcia Samuela. Równo o godzinie osiemnastej będę Pani oczekiwał w drzwiach królewskiej bawialni.
Żałuję, że nie mogliśmy dzisiaj spędzić ze sobą trochę czasu. Pomyślałem zatem, że muszę, gdzieś Panią zaprosić; w kopercie jest dla Pani bilet do londyńskiej opery. Uczyni mi Pani ten zaszczyt i dołączy Pani do mnie, aby obejrzeć dany spektakl? Chciałbym spędzić z Panią więcej czasu niż podczas spacerów w królewskich ogrodach.
PS. Pięknie Pani dziś wyglądała. Wciąż nie mogę uwierzyć, że w pałacu pojawił się ktoś tak piękny jak Pani.
Do zobaczenia jutro, sir Benjamin Bellingham”
Ginevra patrząc na pismo bruneta uśmiechnęła się niekontrolowanie. Myśl, że i z nim spędzi czas sam na sam wywołał w niej pewną ciekawość i ekscytację. Dziewczyna wyciągnęła również bilet z koperty i ponownie uśmiechnęła się, ponieważ uwielbiała sztukę w każdej postaci. Była bardzo miło zaskoczona zaproszeniem od bruneta, zwłaszcza że lubiła jego towarzystwo. Nie przestawała uśmiechać się jeszcze wiele chwil później, gdy po raz kolejny czytała list od Bellinghama.
Dziewczyna zasypiała z uśmiechem na ustach, podczas gdy następca tronu siedział w swoim gabinecie i wpatrywał się w miejsce, w którym wcześniej siedziała panna Welch.
Myśląc o niej miał mieszane uczucia. Czuł się tak jakby jego opinia na jej temat zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Postrzegał ją jako uroczą dziewczynę z królewskiej rodziny, która wiedziała czym była monarchia i jak działała, ale jednak nie miała pojęcia o niektórych mniej oczywistych sprawach. Postrzegał ją tak jak inne księżniczki, które gościł w swoim pałacu. Ginevrę może wyróżniała ogromna uroda i jej wrodzona charyzma, jednak nie uważał jej za kogoś, kto naprawdę mógłby mieć realistyczne pojęcie na temat jego roli. Był szczerze zdziwiony jej zachowaniem podczas kolacji, gdy rozpoczęła z nim temat jego przyszłej małżonki. Matka mówiła mu, że Welchowie często nie byli tymi, za których się podawali. Mówiła, że uwielbiają knuć, snuć intrygi i są bardzo przebiegli. Samuel patrząc na drobną Ginevrę nie wiązał z nią takiego wizerunku, lecz po odbytej kolacji wyczuł, że coś w słowach matki zgadzało się; Ginevra była inteligentna, choć to ukrywała.
Przez myśl nawet mu przeszło, że spośród wszystkich jego kandydatek, tylko ona była gotowa na życie u boku następcy tronu.
~ ROZDZIAŁ SIÓDMY ~
Ginevra przebudziła się niewyspana. W nocy śniły jej się dziwne, wyimaginowane sceny z udziałem znanych jej osób, więc z wielką ulgą wyrwała się z nich i niemal od razu odrzuciła od siebie ciepłą kołdrę, by wstać i przygotować się do śniadania. W momencie, gdy usiadła przy toaletce, do jej komnaty weszła lady Amanda, która spojrzała na córkę podekscytowana.
— Jak wczoraj minął ci wieczór z księciem?
Przez Ginevrę przemknął lekki dreszcz, lecz kontynuowała makijaż jakby nic się nie stało; jakby wcale nie wkroczyła na grząski grunt w rozmowie z nim.
— Miło spędziliśmy czas. Porozmawialiśmy, pośmialiśmy się i tyle — powiedziała tylko.
— Coś mówił na twój temat?
— Że ładnie wyglądam. I zapewne odziedziczyłam talent do śpiewu po babci.
Pani Amanda kiwnęła głową, wyraźnie zawiedziona, że kolacja przebiegła bez większych ekscytacji.
— A jak spotkania ze Schneiderem?
Ginevra ponownie odpowiedziała wymijająco, skupiając się tylko na makijażu.
— Maximilian oprowadził mnie po posiadłości i opowiadał o sobie. Na przejażdżce konnej też miło spędziliśmy czas.
Kobieta ponownie czekała na jakieś większe rewelacje, ale Ginevra nie była skora do rozmów. Sama nie wiedziała, dlaczego. Może chciała zachować dla siebie tamte chwile, by tylko ona mogła się z nich cieszyć. Jakby miały być sekretami w jej publicznym życiu.
— Benjamin Bellingham zaprosił mnie do opery — powiedziała jednak, by dać matce chociaż jedną ciekawą wiadomość. Podała jej również bilet na występ.
Pani Amanda z uznaniem pokiwała głową.
— Poczuł się zazdrosny. Spotkałaś się już prywatnie ze Schneiderem i Cramtonem, więc teraz przyszła pora na niego. Nie może przecież być gorszy od rywali.
Ginevra na ułamek sekundy wstrzymała pędzel przy swojej twarzy. Wcześniej nie myślała o tym w taki sposób, nawet jeśli czaił się on gdzieś w głębinach jej umysłu. Musiała jednak przyznać matce rację; wszyscy trzej rywalizowali o jej względy, mniej lub bardziej. Każdy próbował wkupić się w jej łaski, zadowolić ją i spędzać z nią jak najwięcej czasu. Ona też tak robiła względem swoich kandydatów. Próbowała oczarować ich i zachwycić. Każdy z nich robił dokładnie to samo, tylko innymi sposobami.
— Masz już swojego faworyta? — spytała matkę.
Kobieta ku jej zdziwieniu pokręciła przecząco głową.
— Wciąż nie wyrobiłam sobie opinii na temat naszych kandydatów. Na szczęście, mamy jeszcze sporo czasu. Coś czuję, że nie wygonią nas tak szybko z pałacu.
— Czemu tak myślisz? — Ginevra odwróciła się do blondynki.
— Książę jest niezdecydowany. I powolny. Spędza czas z kobietami, które podsuwa mu matka, ale jest ostrożny i nie spieszy się w pogłębianiu relacji.
Ginevra kiwnęła głową.
— To działa na naszą korzyść, prawda?
Pani Amanda potwierdziła jej słowa i wstała kierując się w stronę drzwi.
— Mam więcej czasu na obmyślenie korzystnych sojuszy. Ty jednak nie działaj jak książę i spotykaj się ze swoimi kandydatami jak najczęściej. Pamiętaj, że bierzemy twoje zdanie pod uwagę i pomimo tego, że kierujemy się interesami, mamy na względzie twoje dobro. I nie skażemy cię na małżeństwo, które z góry będzie skazane na porażkę — pani Amanda uśmiechnęła się do córki i wyszła z komnaty.
Ginevra natomiast po raz drugi została pozostawiona bez możliwości reakcji na czyjeś słowa. Westchnęła cicho i ostatni raz przejechała rzęsy tuszem.
Nie lubiła rozpoczynać dnia od mętliku w głowie, jednak czuła, że musiała przygotowywać się do tego, że większość jej poranków mogło tak wyglądać. Jej życie opierało się w tamtym momencie na szukaniu męża; miała spędzać czas w towarzystwie swoich adoratorów i wybrać jednego z nich. Pierwsze dylematy z tym związane już się rozpoczynały; czy to w porządku, że kokietowała każdego z nich? Czy to w porządku, że patrzyła na nich tylko przez pryzmat tego, czy byli jej warci? Czy to w porządku, że rodzice patrzyli na nich jak na worki z pieniędzmi?
Ginevra ponownie westchnęła. Chcąc nie chcąc musiała to robić. Musiała być dla każdego z nich miła i urocza, a także spędzać z nimi jak najwięcej czasu, aby poznać ich jak najlepiej, lecz w jak najkrótszym czasie. Nie było to moralne zachowanie, ponieważ w głowie porównywała każdego z mężczyzn i próbowała ocenić ich od najlepszego do najgorszego. Nie czuła się z tym dobrze, ponieważ nie lubiła oceniać ludzi, ale wiedziała, że nie miała innego wyjścia. Ona zresztą też była poddawana ocenie.
Analizując kandydatów do swojej ręki dostrzegła w księciu Samuelu coś, co łączyło go z Maximilianem Schneiderem; on również ją przejrzał. Nie dał złapać się na jej wizerunek głupiutkiej, lecz pięknej dziewczyny. Samuel zorientował się, że Ginevra była inteligentna, wystarczyło chwilę z nią porozmawiać. To samo dostrzegł w niej Maximilian. Jedynie Benjamin dalej spoglądał na nią jak na ósmy cud świata tylko przez pryzmat wyglądu. Dziewczyna liczyła jednak, że i on wkrótce dostrzeże w niej coś więcej poza urodą.
Z taką nadzieją Ginevra zeszła na śniadanie do królewskiej jadalni. Ku jej zaskoczeniu weszła do pomieszczenia jako jedna z pierwszych. Najwyraźniej wszystkie inne młode damy postanowiły przyjść na ostatnią chwilę, tak jak ona wcześniej to robiła. Przy stole siedziało zaledwie kilku ministrów i ambasador zagraniczny. Ginevra skinęła mu głową, lecz nie dosiadła się do niego. Wybrała oddalone miejsce, ponieważ podświadomie była dalej na niego zła za oskarżenie, jakoby uciekała z pałacu. I za to, że ją obserwował, szpiegował i składał jej fałszywe przeprosiny. Jednak pomimo tego wiedziała, że niedługo będzie musiała z nim porozmawiać i nieco ocieplić ich relacje, choć na razie wolała jeszcze trochę pozłościć się na niego.
— Wcześnie pani przybyła — mężczyzna powiedział do niej z oddali.
Ginevra uniosła głowę i spojrzała na niego, skupiając wzrok na jego niesfornym kosmyku włosów, który leciał mu na czoło. Zwróciła także uwagę na idealnie założone spinki od mankietów i na jego wzrok; czujny i tajemniczy. Był jak wilk czający się w mroku, obserwujący ofiarę przez wiele dni, tropiący ją. Nie atakujący, lecz czekający na moment, kiedy ofiara będzie najsłabsza.
— Czy to źle? — spytała oschle.
Tanner nie okazał żadnych emocji na twarzy. Nie odpowiedział również na jej pytanie, jedynie przesiadł się na miejsce naprzeciwko dziewczyny i spojrzał jej prosto w oczy.
— Jest pani dalej na mnie zła — stwierdził.
Ginevra natomiast uniosła brew.
— Skąd takie przypuszczenia? Przecież nigdy nie byliśmy dla siebie przesadnie uprzejmi.
Tanner uśmiechnął się lekko na ułamek sekundy, jakby wypowiedź rudowłosej go rozbawiła.
— Miałem żonę. Doskonale wiem, kiedy kobiety są obrażone.
Przez dosłowną chwilę Ginevra nie wiedziała jak miała zareagować na coś takiego.
— Nie jestem pańską żoną.
Mężczyzna westchnął.
— Proszę pójść ze mną na spacer po śniadaniu — odpowiedział i powrócił na swoje dawne miejsce.
Ginevra po raz trzeci tamtego dnia miała ochotę rozłożyć ręce, sfrustrowana tym, że kolejna osoba nie dała jej czasu na reakcję. Czy to był jakiś festiwal pozostawiania ją w dezorientacji? Jeśli tak, to Ginevra nie była zachwycona z tego powodu. Miała ochotę jeszcze coś powiedzieć i zbuntować się przeciwko takiemu zachowaniu, ale w tym czasie do jadalni przyszły nowe osoby i dziewczyna musiała odłożyć na bok swoje emocje. Przywitała się z przybyszami i czekała, aż ktoś usiądzie obok niej.
Kątem oka zauważyła, że Astrid Solberg usiadła na “swoim” miejscu, czyli tam, gdzie przeważnie siadał książę Samuel. Blondynka przyjęła skuteczną taktykę, lecz zbyt nachalną i przewidywalną. Inne kandydatki, takie jak ona, różnie zajmowały miejsca. Kręciły się wokół różnych osób i nawiązywały sojusze.
— Siedzi pani sama? — za jej plecami pojawił się Benjamin Bellingham i pochylił ku niej.
— Nikt jeszcze się nie dosiadł — Ginevra uśmiechnęła się smutno, jakby udawała rozczarowaną.
— Spokojnie, dotrzymam pani towarzystwa — odsunął krzesło po jej prawej stronie i usiadł obok. — Nie skażę pani na samotność.
Benjamin zerkał na nią i przemawiał tonem bohatera, jakby postawił sobie za punkt honoru uratowanie jej z opresji. Ginevra widząc go w roli bezbłędnego rycerza roześmiała się i zakryła usta dłonią tłumiąc chichot. Towarzystwo mężczyzny zawsze ją rozweselało i niezmiernie cieszyło.
— Czym sobie zasłużyłam na pana ratunek? — spytała teatralnie.
Tym razem Benjamin zaśmiał się i spojrzał na nią szeroko uśmiechnięty.
— Widzę, że przygotowuje się już pani na nasze wyjście do opery.
Ginevra kiwnęła głową, również uśmiechnięta.
— Oh tak! Bardzo dziękuję panu za zaproszenie.
— Czyli zgadza się pani na nasze wspólne wyjście? — Bellingham spojrzał na nią z nadzieją w oczach.
Panna Welch ponownie kiwnęła głową.
— Oczywiście, że tak — uśmiechnęła się do niego czule. — Bardzo lubię spędzać z panem czas i cieszę się, że to właśnie pan zaprosił mnie do opery.
— Pani słowa to miód dla moich uszu — powiedział i już miał sięgać po dłoń Ginevry, by ją ucałować, gdy do jadalni weszła rodzina królewska.
Następca tronu chciał udać się na miejsce, które najczęściej zajmował, lecz jednak akurat tamtego poranka postanowił zmienić swoje przyzwyczajenia. Widząc pannę Welch w towarzystwie Bellinghama poczuł kiełkującą w nim zazdrość. Usiadł zatem po lewej stronie rudowłosej, ponieważ tamto miejsce dalej było wolne.
Ginevra skinęła nisko głową, nagle podenerwowana, że miała zaszczyt usiąść obok księcia. Pomimo tego, że poprzedniego wieczoru zjadła z nim wspólną kolację to siedziała w bezpiecznej odległości, tymczasem przy śniadaniu byli blisko siebie. Przy nieodpowiednim ruchu mogli nawet stykać się ramionami.
— Dzień dobry, Wasza Wysokość — powiedziała uśmiechając się lekko.
— Wyspała się pani dzisiejszej nocy? — książę spojrzał na nią miękkim i czułym spojrzeniem.
Ginevra od razu kiwnęła głową.
— Życzył mi książę spokojnej nocy, więc tak musiało się stać — uśmiechnęła się, choć w myślach skrzywiła się, że powiedziała coś tak żenującego na głos.
Mężczyzna zaśmiał się jednak.
— To nie był rozkaz, miała pani prawo się nie wyspać.
— Tak? Uff — dziewczyna teatralnie odetchnęła z ulgą, czym kolejny raz rozweseliła księcia. — To dobrze, bo w rzeczywistości śniły mi się jakieś nonsensy.
— A jakie? — Samuel szczerze się zainteresował, lecz w chwili, gdy miał usłyszeć opowieść o snach dziewczyny, to odezwała się do niego matka, skutecznie zakłócając rozmowę syna z panną Welch.
Dziewczyna odwróciła głowę w bok, widząc, że królowa nie patrzyła na nią przyjaźnie. Spojrzała na swoją matkę siedzącą w oddali i wymieniły się znaczącymi spojrzeniami. Obie nie były zadowolone z takiego obrotu spraw, ponieważ nikomu nie uszedł fakt, że Ginevra była wyraźnie odsunięta od rozmowy z księciem. Norweska księżniczka spojrzała na nią z chytrym uśmiechem na twarzy, choć wcześniej spoglądała na nią z zazdrością. Rudowłosa obserwując ją zauważyła, że blondynka dobrze dogadywała się z królową. Zagadywała ją i uśmiechała się do niej. Było widać, że królowa lubiła ją albo chociażby tolerowała. Ginevra spoglądając na Astrid Solberg musiała pogratulować jej taktyki; nie wkupywała się tylko w łaski księcia, zadbała również o relację z jego matką, która najwidoczniej była kluczem do sukcesu.
Ginevra podczas śniadania nie rozmawiała już więcej z księciem, ale skupiła się na rozmowie z Benjaminem i siedzącą nieopodal Gabriellą Drayton; irlandzką arystokratką, którą spotkała kilka lat wcześniej. Dziewczyny szybko znalazły wspólne tematy i umiliły sobie czas przy śniadaniu.
Po zjedzonym posiłku Samuel posłał Ginevrze uśmiech na pożegnanie i odszedł ze swoimi ministrami. Rudowłosa również miała już odchodzić, gdy Benjamin zaczepił ją przy wyjściu z jadalni.
— Może tym razem uda się pani ze mną na spacer? — spytał.
Ginevra już chciała z wielkim uśmiechem przyjąć jego zaproszenie, gdy ambasador nagle znalazł się obok nich i stanowczo spojrzał na Bellinghama.
— Niech pan wybaczy, ale pierwszy zaprosiłem pannę Welch na spacer.
Benjamin z ukosa spojrzał na rudowłosą, ale tylko na chwilę, bo obaj mężczyźni próbowali spiorunować się spojrzeniem. Ginevra wyczuła w ich zachowaniu nagłą nadwyżkę testosteronu i męskiej rywalizacji. Schlebiało jej to, jednakże nie była zachwycona faktem, że Tanner wtrącił się w jej rozmowę i zapraszał na spacer, na który nie miała ochoty.
Ambasador jednak był z tego zadowolony i niemal jak zwycięzca pożegnał się z Bellinghamem i wyciągnął ramię, aby Ginevra mogła je złapać. Dziewczyna przez chwilę miała ochotę tego nie robić, jednakże nie mogła złamać etykiety i nie chciała wywołać nikomu niepotrzebnej kłótni. Posłała smutne spojrzenie Benjaminowi, aby mu pokazać, że nie była zachwycona daną sytuacją i wraz z Tannerem wyszła do królewskich ogrodów.
— Teraz pewnie jeszcze bardziej mnie pani znienawidzi — powiedział, gdy byli już z dala od ludzi, którzy mogli ich podsłuchiwać.
— Nie nienawidzę pana. Po prostu często mnie pan drażni.
Tanner spojrzał kątem oka na swoją towarzyszkę.
— Ja panią drażnię?
Ginevra uniosła głowę, by spojrzeć na mężczyznę.
— Tak! — powiedziała z oburzeniem. — Rzuca pan we mnie jakimiś oskarżeniami, potem przeprasza, znowu próbuje być miły i znowu zachowuje się jak cham!
Tanner zamiast zawstydzić się i przeprosić dziewczynę roześmiał się.
— Chyba nie powinienem być ambasadorem zagranicznym, skoro moja dyplomacja pozostawia wiele do życzenia.
Ginevra prychnęła, rozzłoszczona jego reakcją.
— Albo nie umie obchodzić się pan z kobietami — powiedziała i tym samym trafiła w pewien czuły punkt u mężczyzny, który milczał przez pewien czas, a potem pokiwał głową.
— Coś w tym jest. Umiem zająć się każdą sprawą państwową, ale niekiedy spraw damskich nie jestem w stanie pojąć.
— Przecież ma pan żonę. Musiała pana nauczyć pewnych manier względem kobiet.
Brunet ponownie kiwnął głową i przybrał swoją stoicką minę.
— Miałem żonę — poprawił ją. — I owszem, dzięki niej wiele zrozumiałem, ale najwidoczniej to wciąż za mało.
Ginevra wykorzystała sytuację, by zadać pytanie nurtujące ją i jej matkę.
— Czemu mówi pan o żonie w czasie przeszłym? — spytała i spojrzała na niego kątem oka. Mężczyzna jednak nie wykazał żadnych emocji.
— Jesteśmy w trakcie rozwodu.
— Nie widzę, żeby za bardzo pan się tym przejmował.
Aiden obrócił głowę w jej kierunku i spojrzał na nią przenikliwie. Po chwili jednak wrócił wzrokiem do ścieżki, po której chodzili.
— To była kwestia czasu. Jestem gotowy na rozwód od wielu miesięcy.
Ginevra kiwnęła głową i chciała zapytać o więcej szczegółów, ale nie była pewna czy powinna to robić. Nie miała tak wścibskiej natury jak swoja matka.
— A dzieci? Ma pan je? — spytała jednak i dopiero wtedy zobaczyła na twarzy mężczyzny przebłysk większych uczuć i emocji, lecz dalej nikłych i słabo zauważalnych.
— Nie mam — powiedział ciszej i ze złością w głosie.
Dziewczyna zastanawiała się czy dalej ciągnąć go za język, ale zrezygnowała. Nie chciała znowu kłócić się z nim ani psuć sobie humoru. Postanowiła zatem zmienić temat, lecz jej towarzysz ubiegł ją.
— Ładnie pani dziś wygląda — powiedział spoglądając na jej żółtą garsonkę złożoną z prostej spódniczki i marynarki z podwijanymi rękawami. Niezwykła biel jej koszuli idealnie kontrastowała z żółtym materiałem, a złota biżuteria odbijała promienie słońca.
— Dziękuję, panie Tanner — Ginevra spojrzała na niego z ukosa nie spodziewając się komplementu z jego strony.
Oboje spacerowali dłuższą chwilę w ciszy, ciesząc się przyjazną pogodą i odgłosem ćwierkających ptaków. Mogli odetchnąć świeżym powietrzem i zwolnić nieco w swoim zabieganym życiu. Ginevra spoglądała ukradkiem na ambasadora zwracając uwagę na jego spokojną twarz niewyrażającą żadnych uczuć. Spostrzegła jednak w jego oczach pewien błysk, jakby samymi oczami zdradzał, że odpoczywał w tamtym momencie.
— Nie mógłby być pan zawsze dla mnie taki miły? — rudowłosa odezwała się likwidując ciszę wokół nich.
Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.
— Chciałbym, ale czasem nie potrafię kontrolować się w rozmowie z panią.
— Czemu? — Ginevra spojrzała na niego.
— Często zapominam, że nie jest pani już pyskatą nastolatką wtrącającą się we wszystko, co robiłem na francuskim dworze, a jest już dorosłą kobietą.
Dziewczyna oburzyła się żartobliwie i odsunęła się od mężczyzny, by stanąć naprzeciwko niego.
— Nigdy nie byłam pyskata! — powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy, a Aiden roześmiał się.
— Była pani. Niweczyła pani wszelkie moje próby porozumień z królem Francji — powiedział rozbawiony jej zachowaniem.
— Wypraszam sobie! — wyciągnęła ku niemu palec, jakby chciała mu pogrozić. — Wyrażałam tylko swoje zdanie w sposób, który panu nie odpowiadał.
Tanner wciąż uśmiechał się szeroko.
— Bardzo irytujący był to sposób.
Ginevra odkaszlnęła lekko i zaczęła przewracać oczami, jakby chciała zaprotestować, ale jednak wiedziała, że była to prawda.
— Dlatego czasem patrzę na panią poprzez pryzmat pani irytującej części — wyjaśnił Aiden. — Nie mogę przyzwyczaić się do pani nowego wizerunku.
— Teraz jest lepszy? — spytała Ginevra poważniejąc lekko widząc również opanowanie na twarzy ambasadora.
Mężczyzna spojrzał na nią przenikliwie, wręcz przewiercając ją na wylot.
— Zdecydowanie tak — powiedział cicho nie odrywając od niej wzroku. Szybko jednak otrząsnął się, gdy uświadomił sobie, że nigdy nie powinien patrzeć na nią w tamten sposób. — Przepraszam, ale muszę już wrócić do pracy — powiedział i odwrócił się, by wrócić do pałacu.
Szedł szybko, jakby bał się, że rozmyśli się i biegiem wróci do rudowłosej. Nieprzyzwoite myśli krążyły mu po głowie i musiał jak najszybciej znaleźć się z dala od Ginevry.
Dziewczyna natomiast przez chwilę obserwowała sylwetkę ambasadora z lekko uniesioną brwią, a potem wróciła do dalszego spaceru, choć już w samotności. Nagle jednak do jej stóp podbiegł szczeniak owczarka niemieckiego. Ginevra rozejrzała się dookoła i zobaczyła księżniczkę Gizelę, siostrę Samuela, bawiącą się w ogrodzie razem ze swoją guwernantką i szczeniakami. Pilnując, by piesek trzymał się jej nóg, rudowłosa podeszła bliżej księżniczki. Znajdowała się w takiej części ogrodu, która była zasłonięta nieco wyższym żywopłotem, dlatego Ginevra nie zauważyła jej wcześniej.
Dygnęła przed ośmiolatką i wskazała na zwierzaka kręcącego się wokół niej.
— Czy ten szczeniak należy do księżniczki? — spytała uprzejmie uśmiechając się lekko.
Było to jej pierwsze spotkanie z królewską córką i nie wiedziała, czy miała spodziewać się miłej dziewczynki czy rozpieszczonej smarkuli.
— Należy do mnie — odezwał się głos zza jej pleców, który zdecydowanie nie mógł należeć do Gizeli.
Ginevra odwróciła się zaskoczona, by spojrzeć na uśmiechającego się księcia Samuela. Ponownie dygnęła i również uśmiechnęła się lekko.
— Zwracam księciu zgubę w takim razie.
Samuel spojrzał na szczeniaka, który radośnie merdał ogonem na jego widok.
— Tak szybko mi zniknął z oczu, że bałem się, że już go nie znajdę — zaśmiał się. — Cwaniak jednak wiedział do kogo podbiec.
Podniósł głowę, by spojrzeć na Ginevrę i wskazał jej dalszą część ogrodu, jakby chciał oddalić się od siostry i jej guwernantki.
— Rozmawiała pani z ambasadorem Tannerem? — spytał obserwując zarówno ją, jak i psa.
— Tak, zaprosił mnie na spacer.
Książę kiwnął głową.
— To pewnie nie ma pani już sił przespacerować się ze mną — spojrzał na nią niepewnie.
Ginevra uśmiechnęła się jednak i pokręciła głową.
— Mogłabym przespacerować jeszcze wiele kilometrów, Wasza Wysokość.
— Nawet na szpilkach? — spojrzał na jej złote sandałki, które miała ubrane również poprzedniego wieczoru.
— Lata praktyki — dziewczyna wzruszyła ramionami. — To praktycznie jedyne obuwie, w którym chodzę.
Samuel uniósł brwi zaskoczony.
— Nie nosi pani płaskiego obuwia?
— Noszę, ale o wiele rzadziej.
— Czemu?
Ginevra zastanowiła się przez chwilę.
— Etykieta tego wymaga — powiedziała. — I mężczyźni uważają szpilki za bardzo kobiece.
Książę zaśmiał się lekko przypominając sobie ich rozmowę w czasie kolacji.