E-book
8.82
drukowana A5
49.61
Tess

Bezpłatny fragment - Tess


4.2
Objętość:
265 str.
ISBN:
978-83-8189-027-4
E-book
za 8.82
drukowana A5
za 49.61

Od autora.

Ludzie są jak lustra, ale nikt nie wie, co się za nimi kryje. Miłość potrafi człowieka wprowadzić w obłęd, nie zawsze jest źródłem szczęścia, czasem przynosi ból. W związku często chce się mieć tę drugą osobę tylko dla siebie. Każdy, kto choć raz się zakochał, zna emocje, jakie temu towarzyszą. Z czasem to wszystko ustępuje i wówczas widzimy, czy to, co poczuliśmy do partnera, ma szansę stać się prawdziwym, szczerym uczuciem. Do pewnego stopnia to jest racja, jeśli nie ma się poczucia własnej wartości, można także nie być pewnym uczuć tej drugiej osoby i stale obawiać się jej utraty. Zniewolić tę osobę, wyniszczyć ją psychicznie, uniemożliwić kontakty z innymi ludźmi. Wtedy trzeba postanowić czy brnąć w to dalej, czy uciekać. W tym przypadku ucieczka jest najlepszym rozwiązaniem. Bo to nie jest miłość, tylko chore uzależnienie.

Tess… dziewczyna, która chciała zmienić swoje życie.

Mieszkanie jest cudowne. Dwa pokoje, kuchnia, łazienka i balkon z widokiem na piękny park, urządzone ze smakiem. Stoję tak i się rozglądam, nie mogę jeszcze w to uwierzyć.

— Dziękuję Ci mamo bardzo za pomoc w kupnie tego mieszkania. Jesteś kochana.

— W końcu będę mogła się wyprowadzić od was. Jestem zachwycona, nie mogę jeszcze w to uwierzyć. Zawsze marzyłam, aby coś osiągnąć w życiu, no i teraz ten moment nadchodzi. — Przytulam mocno mamę, która jest drobniutka jak okruszek. Czas wyruszyć w podróż powrotną na wieś. Tak na wieś. Mieszkam z rodzicami i bratem na Podlasiu, kocham ich bardzo, ale mam już swoje lata i muszę zacząć żyć swoim życiem, a nie patrzeć wstecz. Rodzice chcieliby mnie zatrzymać przy sobie, ale czas już się ustatkować, a nie liczyć na ich pomoc. Ułożyć swoje życie wedle swego pomysłu, a nawet planu.

— Tess, o czym tak myślisz? — Zapytała mama.

— O wszystkim i o niczym jednocześnie. Jak to będzie mi ciężko was zostawić, czy poradzicie sobie? Czy ja sobie poradzę?

— Kochanie nie martw się Warszawa to nie koniec świata. Poradzimy sobie, mamy jeszcze Marka. A ty zawsze dawałaś sobie radę, gnałaś na złamanie karku do celu. Wierzymy w ciebie, poradzisz sobie, bez problemu.

— Wiem mamo, wiem, ale i tak bardzo się boję.

Podróż upłynęła dość szybko. Jechałyśmy autobusem liniowym około dwóch godzin. Na przystanku autobusowym już czekał Marek.

— Tereso jak podróż? Wszystko dobrze?

— Przecież wiesz, że nie lubię, jak mówicie do mnie Tereso, tylko prosiłam, abyście mówili Tess. — Marek jak nikt inny lubił grać mi na nerwach.

— Tak wiem, wiem. — Odpowiedział z uśmieszkiem.

— Przestańcie się przekomarzać. — Wtrąciła się mama, trzymając się pod boki jak to zawsze robiła.

Do domu mieliśmy nie daleko. Rozglądałam się na wszystkie strony. Aby zapamiętać każdy skrawek tej miejscowości. Teraz jest jesień, ona dodaje uroku takiej małej wsi. Jest cudownie, kolory są powalające, połączenie pomarańczy z brązem. Cóż, przyjdzie mi to opuścić, te ulice, łąki, pola, na których szaleliśmy z Markiem jak byliśmy dziećmi. Te lata już nie wrócą, ale wspomnienie pozostanie.

Przyjechaliśmy pod dom, tata coś robił na podwórzu, jak to zawsze miał w zwyczaju, nigdy nie usiedział bezczynnie w domu.

— Już jesteście? Jak tam poszło? Pozałatwialiście wszystko? — Tata miał trochę pytań.

— Chodźcie do domu, tu nie będziemy gadać, zimno jest. — Odezwała się mama.

Wzięliśmy walizkę z bagażnika i poszliśmy w kierunku domu. Ja udałam się na piętro rozpakować rzeczy i przebrać się w lżejsze ubranie. Zeszłam na dół do salonu wszyscy już tam byli, siedzieli, rozmawiali i śmiali się, lubiłam taki widok jak nasza rodzinka jest w komplecie.

— Tess, Tomek był dziś u nas. Powiedziałem, że wracasz wieczorem. Na pewno potem przyjedzie. A teraz powiedzcie, co tam słychać w wielkim świecie? — Tata był bardzo niecierpliwy.

— Tato mieszkanie jest cudowne. Na czwartym piętrze. Nawet jest winda, a widok z balkonu jest super, bo wychodzi na park. Całe umeblowane, nic więcej nie trzeba dokupować. Meble też wyglądają na nowe, tam chyba nikt nie mieszkał przed naszym zakupem, musiało stać puste. Bardzo się cieszę z tego, że je mam, to był strzał w dziesiątkę. — Spojrzałam na rodziców z miłością w oczach.

— A wiesz już coś na temat pracy, w której składałaś CV? — Tym razem zapytał Marek.

— Tak składałam do kilku firm. Tam wymóg jest, aby mieć wykształcenie administracyjne — biurowe. Dostałam od trzech firm odpowiedź, że zapraszają mnie na rozmowę kwalifikacyjną, na poniedziałek, dziś mamy wtorek, to jeszcze tydzień będę z wami. Więc w niedzielę planuję wyjazd.

— Mamy nadzieję, że ci się uda. — Rodzice odpowiedzieli prawie jednocześnie. Wierzyli we mnie a ja ich nigdy nie zawiodłam, tak samo, jak oni mnie.

— Jak nie macie nic przeciwko, to pójdę się przewietrzyć, pospaceruję trochę, taka ładna pogoda.

— Idź, tylko ubierz się ciepło. — Rozkaz mamy, nie mogło być sprzeciwu.

— Dobrze, dobrze. — Odpowiedziałam, zakładając kurtkę i botki.

Zdążyłam tylko zamknąć drzwi za sobą, gdy dostałam SMS od Tomka.

Tess, możemy się spotkać za piętnaście minut. Wiem, że już jesteś”.

A skąd on wie? Tata powiedział, że wracam wieczorem, a teraz mamy południe. Niech mu będzie, odpisze, że się zgadzam, muszę mieć już to wszystko za sobą. To spotkanie przyprawia mnie o ból brzucha.

OK. Na przystanku za wsią, czekam”.

Odpisałam niechętnie. Ruszyłam w stronę przystanku. Z Tomkiem znamy się od ponad trzech lat. Parą jesteśmy od roku. Był przyjacielem mojego brata. Przyjeżdżał do Marka i sama nie wiem, jak to się zaczęło. Pewnego razu, kiedy byłam w domu, Marka nie było, wtedy on przyjechał. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, aż do momentu, gdy znienacka mnie pocałował. Czułam się cudownie, że starszy o sześć lat chłopak zwraca na mnie uwagę. Skradaliśmy pocałunki w międzyczasie. Wiedziałam, że prędzej czy później ten dzień nastąpi, kiedy mnie poprosi, abym została jego dziewczyną. Oczywiście ja się zgodziłam, młoda, głupia. On wyskakiwał z planami na przyszłość, ja nie bardzo chciałam tego słuchać, bo chciałam się uczyć, szkolić, pracować, zrobić coś dla siebie, być niezależna. Nie chciałam pakować się w pieluchy, jeszcze nie teraz. Wszystkie dziewczyny mi go zazdrościły, sto dziewięćdziesiąt wzrostu, włosy ciemne, oczy niebieskie, delikatny zarost, wręcz przystojny, zniewalający, umięśniony, ideał chłopaka takiego, który może się podobać każdej pannie i nie tylko, przyjeżdżał swoim autem wszędzie mnie zabierał. Na początku było jak w bajce, można tak powiedzieć, że Tomek nosił mnie na rękach. Teraz jak pomyślę, to nie jest mi do śmiechu. Stał się bardzo zaborczy, wręcz agresywny. Nie mówiłam nikomu, ale zaczęłam się go bać. Pewnego razu pojechaliśmy na wesele do jego brata. Wiadomo, jak to na wsiach bywa, wszyscy się znają. Każdy z każdym chce wypić, pożartować, zatańczyć, no tak jak na weselu. Poprosił mnie do tańca Stefan, oczywiście się zgodziłam, uczyłam się z nim w podstawówce. Tańczyliśmy, rozmawiając, śmiejąc się, kiedy podszedł Tomek, ścisnął mnie za rękę tak, że poczułam ból w całym ciele. Nie wiedziałam, o co chodzi. Wyciągnął mnie na zewnątrz jak szmacianą lalkę, szło mu to bez problemu.

— Puść mnie, to boli. — Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku.

— Ty szmato, ja się tylko odwracam, a ty już się kleisz do innego, jak możesz tak robić, suka bez skrupułów, nie widzisz jak ja cierpię jak ktoś inny cię dotyka, nie widzisz tego?! — Krzyczał bordowy na twarzy. Mało brakowało a poleciałaby mu piana z buzi.

— Ja tylko tańczyłam. Nic nie zrobiłam. Czego ty ode mnie chcesz? Co znowu zrobiłam źle? To już tańczyć nie wolno?

— Jak nic nie zrobiłaś? Wszystko widziałem. Obmacywał cię. Jesteś szmatą bez skrupułów, dajesz się dotykać obcemu facetowi, a jak ja chcę cię dotykać to nie, bo trzymasz swoją cnotkę do ślubu. No nie tak to nie będzie. Jesteś tylko moja, nikt cię nie dotknie. — Można powiedzieć, że warczał na mnie.

— Przestań, nie mów tak, proszę. — Błagałam go a on, przyparł mnie do muru budynku i wymierzył policzek, aż głowa poleciała mi na bok. Poczułam okropny ból, odebrało mi mowę, twarz zaczęła palić żywym ogniem. Patrzyłam na niego skołowana tym, co zrobił.

— Zostaw mnie! Nigdy ci tego nie wybaczę, jesteś idiotą, damski bokser. — Łzy zaczęły płynąć po policzkach. Wyrwałam się i ruszyłam w stronę auta, nie odwracając się wcale, tylko wyjąc z rozpaczy. On tam został nawet nie próbował mnie zatrzymać.

Dzwonił do mnie, przepraszał, ale ja nie mogę być z kimś, kto bez skrupułów bije kobiety. Za kogo on mnie ma, ja nie chcę być z takim człowiekiem. Na domiar złego jak dowiedział się, że wyjeżdżam, to już całkiem nie dawał mi spokoju, zachowywał się jak psychicznie chory. Szantażował tym, że zabije mnie, a potem sam popełni samobójstwo. Nie widziałam go od czasu tamtego wesela. Teraz muszę mu powiedzieć, że to definitywnie koniec, ale strasznie się boję, jego reakcji. Nie wiem, do czego może być zdolny. On nie pozwoli mi tak łatwo odejść, nie wiem co mam robić?

Czekałam już dobrych parę minut, kiedy przyjechał autem pod sam przystanek.

— Cześć kochanie. Chodź nie będziemy tu siedzieć, jest zimno, wsiadaj, przejedziemy się i porozmawiamy jak normalni ludzie. — Powiedział to takim delikatnym głosem jak nigdy. Powinno dać mi to do myślenia.

Otworzyłam drzwi od strony pasażera i wsiadłam do cieplutkiego samochodu, serce podchodziło mi pod samo gardło. Kierowaliśmy się w stronę lasu za wsią.

— Chciałabym z tobą porozmawiać. Już wiesz, że wyjeżdżam do Warszawy? — Spojrzałam na jego twarz, ale była bez wyrazu. Zatrzymał samochód i obrócił się gwałtownie w moją stronę.

— Tak wiem, doszły mnie słuchy, bo ty nie raczyłaś mi powiedzieć, tylko muszę się dowiadywać przez innych. — Żeby wzrok mógł zabijać to już bym leżała tu całkiem martwa.

— Po ostatnich wydarzeniach jest mi ciężko, mam mętlik w głowie. Nie poznaję cię, jesteś jakiś inny.

— Twoja główka nie jest od myślenia, tylko od pokazywania się ze mną. — Aż otworzyłam buzię z wrażenia.

— Posłuchaj siebie, co ty w ogóle mówisz. — Złapał mnie za rękę, jednak poczuł opór, bo ja ją wyszarpnęłam. To podziałało na niego jak płachta na byka.

— Mnie tak się nie odtrąca, jeszcze z tobą nie skończyłem. — Warkną.

— Ja już skończyłam. To koniec, nie chcę już być z tobą. — Otworzyłam drzwi auta, aby wysiąść i udać się w stronę domu. Został w samochodzie, chyba był w szoku, moim zachowaniem. Ja szłam powoli w stronę wsi, gdy on podjechał z otwartą szybą.

— Wsiadaj! — Wypowiedział przez zaciśnięte zęby, widać było, że kipiał z wściekłości.

— Nie! — Odwróciłam głowę i kierowałam się przed siebie, nie zwracając uwagi na nic.

Zajechał mi drogę, w mgnieniu oka wyskoczył z auta. Podszedł do mnie i chwyciła za ramiona, mocno ściskając.

— Zostaw, to boli. — Próbowałam się wyszarpnąć, ale był silniejszy.

— Jesteś tylko moja. Nikt oprócz mnie nie będzie cię miał. Nie chciałaś po dobroci, to rozegram to inaczej. — Nachylił się, aby mnie pocałować, ja starałam się uniknąć tego zbliżenia, przechyliłam głowę, ale i tak był silniejszy. Jego wargi zbliżyły się do moich, aż dotknęły. Przyssał się do nich jak jakiś wampir, próbował wsadzić język do buzi, ale ja ugryzłam go w wargę. On spojrzał na mnie, zamachną się i wymierzył mi policzek. Głowa poleciała w bok, a ja poczułam ból, a zarazem łzy.

— Przestań!! — Krzyknęłam, próbując się wyrwać, ale on zachowywał się coraz gorzej. Jak jakiś furiat, wariat, ogarną mnie strach. Bałam się tego co może mi zrobić.

Pchną mnie, aż upadłam na trawę, poczułam ból w plecach. On doskoczył do mnie, usiadł okrakiem na biodrach. Chwycił za obie ręce, umieścił je nad głową i trzymał mnie jedną ręką, a drugą zaczął dobierać się do spodni. Wierciłam się, szarpałam, ale to na nic, był dla mnie za silny. Już wiedziałam, co się wydarzy.

— Proszę, przestań, ja nie chcę. Zrobię wszystko, zostanę, tylko mnie zostaw, nie rób tego. — Zaczęłam szlochać, łzy ciekły strumieniem.

— Jak będziesz grzeczna, będzie mniej bolało, tylko mi tu nie krzycz, bo pogorszysz swoją sytuację. Muszę cię przelecieć, chociaż ten jeden raz chcę cię poczuć. Nie będziesz już cnotką. — Powiedział to tak, że odechciało mi się żyć.

Rozpiął mi spodnie, ściągając do kolan i zsuną majtki. Wtedy wsadził mi palec w cipkę i powiedział.

— Twoja pizda mówi, że chcesz. Jesteś taka słodka, wyliżę cię całą.

Zasyczałam z bólu, odwróciłam głowę na bok, zalewając się łzami, modlitwa nic by tu nie dała, więc poddałam się temu, co ze mną robił, nie miałam już siły się bronić, szarpanie się nie pomagało, w tej chwili przepadłam.

Rozpiął kurtkę i podciągną mi koszulkę do góry, przesuwając razem stanik. Zaczął gryźć najpierw jedną potem drugą pierś, całować brzuch. A mi zbierało się coraz bardziej na wymioty. Nie zważał na nic schodził niżej i niżej, a mi robiło się jeszcze gorzej. Wsadził ponownie dwa palce we mnie, poruszając nimi, myślał, że sprawi mi to przyjemność, ale nie, ja chciałam uciec, zapaść się pod ziemię, przepaść i to natychmiast. Zaczął rozpinać swoje spodnie, ściągając je i bokserki, aż ujrzałam jego nabrzmiałego członka. Nachylił się, spojrzał w moje zapłakane oczy i jednym szybkim ruchem wszedł we mnie, aż krzyk bólu wydobył się z mojej buzi. Poruszał się jak szalony, niszcząc wszystko, co miałam w środku, depcząc to, co posiadałam. Rozrywał mnie całą. To nie był Tomek, którego znałam, a może nie? Doszedł we mnie, spojrzał mi w twarz, z uśmieszkiem szaleńca. Podciągnął spodnie i udał się w stronę swojego auta, zostawiając mnie na trawie.

— To jest przedsmak tego, co cię czeka, mnie tak łatwo się nie zostawia. — Krzyknął i odjechał jakby nigdy nic, zostawiając mnie jak szmatę, na brudnej podłodze. Złapałam kępę trawy ściskając ją mocno, wyjąc z bólu, który mi sprawił.

Nie wiem, ile czasu zajęło mi, aby się podnieść i pozbierać. Zabrał mi wszystko, co tak pielęgnowałam to, co było zakazane to, co było moje. Byłam cała obolała, szłam powoli, poprawiając się, jak by nigdy nic się nie stało. A jednak stało się, dlaczego wsiadłam do tego cholernego auta? Mogłam porozmawiać z nim na przystanku, tam by, chociaż ktoś nas widział. Płakałam, pierwszy raz naprawdę głośno wyłam. Byłam zraniona na ciele i na duszy a dodatkowo te słowa brzęczały mi w głowie. „To jest przedsmak tego, co cię czeka”. Boże, czemu mnie to spotkało? Kiedy już wchodziłam do wsi, nasunęłam kaptur kurtki na głowę, aby nie było widać, że mam potargane włosy i potarganą duszę i ciało.

W domu nikogo nie było rodzice i brat akurat byli na obrządku jak to na gospodarstwie bywa. Szybkim krokiem udałam się do swojego pokoju. Ściągnęłam ubranie, włożyła do worka, postawiłam do wyrzucenia. W łazience puściłam wodę, weszłam pod prysznic. Jak woda zaczynała spływać po moim ciele, ujrzałam, że jest wymieszana z krwią. Dałam upust swoim emocjom i znowu zaczęłam szlochać. Szorowałam się gąbką, myśląc, że zmyję Tomka ze swego ciała, ale to i tak nic nie dało. Woda ulżyła bólowi zewnętrznemu, ale nie temu w środku, który z każdą sekundą narastał. Wyszłam, wytarłam się ręcznikiem, spojrzałam na nadgarstki, były bardzo czerwone, jak i moje piersi poranione. Założyłam bluzkę z długim rękawem. Spojrzałam w lustro i ujrzałam dziewczynę o niebieskich oczach, blond włosach sięgających aż do piersi no i tym paskudnym zaczerwienieniu na twarzy. Wzięłam puder i zamaskowałam zaczerwienienie. Nikt nie może się dowiedzieć, jeszcze nie teraz.


***


Nadszedł mój upragniony dzień wyjazdu do Warszawy. Te ostatnie dni były dla mnie koszmarem. Bałam się wyjść gdziekolwiek, bo tam mógł kryć się Tomek, mój oprawca. Starałam się ze wszystkich sił, zapomnieć i nie dać poznać po sobie, że cokolwiek się wydarzyło. Udało mi się, na nie całe dwa dni, bo dostałam SMS od Tomka.

Kochanie i jak podobało się, bo mi bardzo, kiedy powtórka, chcę cię poczuć znowu”.

Nie odpisałam, tylko łzy zaczęły spływać mi po policzkach, paliły mnie żywym ogniem, rozdzierały od środka. Postanowiłam, że zmienię numer telefonu. Nie dam mu się więcej dotknąć ani zastraszyć.

Spakowana, z dwiema walizkami i prowiantem, na nadchodzące dni. Byłam gotowa do wyjazdu. Marek zaoferował się, że zawiezie mnie do Warszawy. Ucieszyło mnie to bardzo, bo nie będę musiała cisnąć się w autokarze. Najtrudniejsze było rozstanie z rodzicami.

— Jedź dziecinko, pracuj, baw się, świat przed tobą stoi otworem. — Tata przytulił mnie mocno. A ja zaczęłam płakać.

— Jak ja nie lubię pożegnań. — Odpowiedziałam, ciągnąc nosem.

— Kochanie Warszawa to nie koniec świata, jak coś będzie ci trzeba, to dzwoń do nas czy do Marka. — Mama mówiła w trakcie pakowania walizek do auta.

— Dobrze. Tylko proszę, nie podawajcie mego adresu dla Tomka. Rozstałam się z nim i niech tak zostanie. — Poprosiłam, a oni spojrzeli na siebie.

— To, dlatego byłaś taka smutna, przez te parę dni? — Mama zapytała zmartwiona.

— Tak. — Odpowiedziałam krótko, ucinając temat.

Wsiadłam do samochodu z Markiem, pomachałam jeszcze rodzicom na pożegnanie i ruszyliśmy w kierunku stolicy. Dotarliśmy późnym wieczorem, bez żadnego problemu.

— Marek zostajesz, czy wracasz do domu?

— Wracam do domu, odwiedzę cię z Majką za dwa tygodnie, co ty na to?

— Byłoby super. Zapraszam. — Pożegnałam się z braciszkiem i zaczęłam wypakowywać swoje rzeczy.

Maja to cudowna dziewczyna. Poznali się z moim bratem na dyskotece. To niby miłość od pierwszego wejrzenia. Jest bardzo ładna, niższa trochę ode mnie. Ja mam sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu. To ona gdzieś, ze sto sześćdziesiąt siedem. Włosy czarne do ramion, drobniutka, chudzina. Z nią mogę normalnie porozmawiać, ona, jako jedyna przestrzegała mnie przed Tomkiem, a ja głupia nie słuchałam. Myślałam, że to jest miłość, a to było zauroczenie, do czasu. Tego czasu już nie mogę cofnąć. Rozmyślałam w międzyczasie.

W sypialni pośrodku pokoju przy ścianie miałam duże łoże. Obok po dwóch stronach stały białe komody. Wskoczyłam na łóżko, rozłożyłam się na środku i wyciągnęłam się jak mały kotek, wydając mruknięcie.

— No to zaczynamy, przygodę w Stolicy. — Uśmiechnęłam się sama do siebie.

Jutro mam pierwszą rozmowę w firmie pani Marii Milik w biurze projektowym. Nic mi nie popsuje tego dnia. Słyszę, na komodzie telefon zaczął wibrować, to wiadomość od Marka.

Dojechałem, wszystko ok”.

Ja szybko odpisuję.

To super, pozdrów rodziców, buziaki”.

Odkładam telefon na komodę i udaje się do łazienki na wieczorną toaletę. Zajmuje mi to trochę czasu, nie muszę się nigdzie spieszyć. Wychodzę z łazienki i wskakuje pod kołdrę. Włączam telewizor, latam po kanałach, ale nic ciekawego nie ma. Biorę jeszcze telefon, sprawdzam, czy nie ma żadnej wiadomości. Jest jedna, numer nieznany, otwieram i zaczynam czytać.

Wiem, że już jesteś w Warszawie. Nie ukryjesz się i tak cię znajdę. Nikt oprócz mnie nie będzie cię miał. Wolę, abyś umarła niż inne łapy będą dotykać twego ciała. Zapamiętaj, niedługo się widzimy”.

To od tego idioty Tomka, nie da mi spokoju. Znów emocje biorą górę i łzy zaczynają spływać po policzkach, palą mnie żywym ogniem, zaczynam szlochać. Czuję to uczucie, jak coś zaczyna się we mnie przewracać, ten ból, który nigdy nie przeminie. Jutro zmieniam numer telefonu, postanowiłam. Przyłożyłam głowę do poduszki zasypiając.

Budzi mnie budzik godzina szósta trzydzieści. Przecieram oczy, przeciągam się, wstaję i udaje się do kuchni, aby wstawić wodę na kawę. Muszę się rozbudzić, dzisiejszy dzień musi być idealny. Wchodzę do łazienki, biorę szybki prysznic. Stoję przed lustrem i zastanawiam się jak uczesać włosy. Najlepszym rozwiązaniem będzie kok zaczesany z tyłu głowy. Biegnę, w międzyczasie po kawę do kuchni upijam łyk, jej gorąco rozpływa się po moim ciele. Wracam do sypialni. — Co by tu założyć? — Zastanawiam się nad granatowym kombinezonem, przykładam jeszcze do siebie białą bluzkę i ołówkową czarną spódnicę. Jednak mój wybór pada na białą bluzkę i spódnicę. Do tego czarne szpilki na obcasie około siedmiu centymetrów. Z makijażem nie przesadzam troszeczkę różu na policzki, ponieważ mam bladą cerę i odrobina tuszu na rzęsy, a usta tylko błyszczyk, stawiam na naturalność. Zerkam na zegarek — Ojej, jak już późno. — Godzina dziewiąta, a jestem umówiona na rozmowę na godzinę dziesiątą. Wkładam płaszcz, biorę dokumenty i zbiegam na dół. Kieruje się na przystanek tramwajowy. Idę rozglądam się, dookoła, jakie piękne jest to miasto, tłumy ludzi, każdy gdzieś się spieszy, może też goni za marzeniami tak samo, jak ja. Zahaczam o kiosk i kupuję nową kartę z numerem do telefonu. Idę dalej w kierunku przystanku, gapiąc się na nowy starter. Gdy czuję ogromne uderzenie w bok, aż się potykam i upadam jak długa na ziemię. Dokumenty się rozsypują i słyszę męski głos.

— Cholera jak łazisz, gdzie masz oczy, nie widzisz, gdzie leziesz. Może potrzebne ci okulary? — Jakiś facet stoi nade mną i macha rękoma, czerwony na twarzy.

Ja się podnoszę, bo nie pomaga mi wstać. — Ja łażę? To gdzie ty masz oczy? Załóż okulary jak nie widzisz. Kultura wymaga pomóc się podnieść, ja cię nie popchnęłam, tylko ty wpadłeś na mnie.

— Podnieść? Znalazła się dama wielka, może jeszcze na rączki mam wziąć? — Podnosi swoją teczkę.

— Dama nie dama, ale spotkała chama. — Odbijam piłeczkę, bo mam już dość gościa.

Zaczynam zbierać rozsypane dokumenty. A on stoi jak jakiś nienormalny i się przygląda.

— Czego się gapisz? Człowieka nie widziałeś. — Wypalam, podnosząc ostatnią kartkę. Emocje odrobinę opadły, podnoszę głowę i przyglądam się facetowi, który mnie potrącił. Na oko trzydzieści pięć lat, wysoki elegancko ubrany. Wygląda na faceta, który może się podobać kobietkom. Sama bym na takiego zwróciła uwagę.

— Co za temperament. — Odpowiada, uśmiechając się, obraca się na pięcie i odchodzi. Co za człowiek, bez kultury.

Ja mam jeszcze kilka metrów na przystanek, spoglądam na zegarek, zostało pół godziny. Mam nadzieję, że zdążę. Tramwaj przyjechał, wsiadłam i po dziesięciu minutach byłam na miejscu. Rozmowa z panią Marią Milik okazała się porażką. Mam za mało doświadczenia i nie spełniam ich wymogów oraz jestem za młoda, na rozmowę zostałam zaproszona niby przez pomyłkę.

— Cholera jasna, po co zawracają mi głowę, mój stracony czas. — Powiedziałam w miarę głośno. Jutro jeszcze mam następną rozmowę u pana Aleksandra Thomsona, który jest też właścicielem, dużej firmy projektowej. Pojechałam do mieszkania, weszłam do środka, zdjęłam buty i usiadłam w fotelu w salonie, pomyślałam, że dzień okazał się beznadziejny, mam nadzieję, że jutro będzie lepiej.

Tak siedziałam gapiąc się przed siebie, aż usnęłam w tym fotelu. Zerwałam się na równe nogi, spojrzałam na zegarek godzina szósta trzydzieści, spałam bardzo długo jak nigdy. Przeciągnęłam się, wstałam i poszłam do łazienki. Poranna toaleta minęła mi dość szybko.

— Co ja miałam takiego wczoraj zrobić? — Zastanawiałam się.

Weszłam do sypialni, spojrzałam na telefon, leżał na komodzie przy łóżku, był wyłączony, widocznie bateria padła. Podłączyłam ładowarkę i włączyłam mego Samsunga. Od razu usłyszałam serię piknięć, sześć nieodebranych połączeń od mamy, dwa od Marka i jeden SMS z nieznanego numeru, otworzyłam, aby, przeczytać.

Po nitce do kłębka, znajdę cię. Bardzo tęsknię, odezwij się, bo jak nie to gorzko pożałujesz”.

To znów od Tomka. W napływie nerwów wyciągnęłam starą kartę, zgięłam i przełamała się na pół, włożyłam nową. Napisałam SMS do brata.

To mój nowy numer, przekaż rodzicom i proszę, nie podawajcie go nikomu więcej. Teresa”.

Po chwili dostałam, odpowiedz.

Ok, przekażę. A jak rozmowa poszła?”.

Po zastanowieniu się odpisałam zgodnie z prawdą.

Do bani, lipa. Ta babka była jakaś nawiedzona, zaprasza mnie na rozmowę, a potem mówi, że przez pomyłkę”.

Po chwili znów słyszę nadejście SMS-a.

Ale dziś masz kolejną, uda ci się. Powodzenia”.

Odpisałam.

Dzięki, mam nadzieję, trzymaj za mnie kciuki. Pa”.

Poszłam do kuchni, zrobiła sobie kawę, przysiadłam na krzesełku przy stoliku kuchennym i upiłam łyk. Jej ciepło działało na mnie kojąco, poczułam się spokojnie, chciałabym, aby tak było zawsze. Jednak czas się zbierać, musiałam wybrać strój na dzisiejsze spotkanie.

— Co ja mam założyć? — Żeby to było proste, ale nie, zawsze mam dylemat, co do ubioru. Dziś decyduje się na spódnicę ołówkową w czarnym kolorze, sięgającą do kolana. A do tego biała prosta bluzka z długim rękawem, wpuszczona w spódnicę. Włosy upięłam w kok z tyłu głowy, aby wyglądać zarazem szykownie i elegancko. Makijaż delikatny, kreska i tusz, jeszcze perfumy i oto tak byłam gotowa na rozmowę.

Punktualnie godzina dziewiąta dziesięć udałam się na przystanek tramwajowy, dziś obyło się bez żadnych rewelacji.

— Cholera jak zimno. — Dobrze, że włożyłam cieplejszy płaszcz, ta nasza jesień nie rozpieszcza.

Dojechałam na miejsce po dziesięciu minutach, więc miałam jeszcze w zapasie dziesięć. Umówiona byłam na dziewiątą trzydzieści. Stanęłam przed pięknym budynkiem, który unosił się wysoko do nieba, zrobiony całkowicie z czarnego szkła, można było się przejrzeć. Nad drzwiami widniało logo firmy „A. Thomson”. Stanęłam przed tymi drzwiami, poprawiłam płaszcz i weszłam do holu. A tam wszystko wyłożone białymi płytkami, pośrodku pod ścianą w recepcji siedziała młoda kobieta, wyglądała jak modelka. Jeżeli tu wszystkie tak wyglądają, to moje szanse o pracę są zerowe.

— Dzień dobry. Nazywam się Teresa Norman, byłam umówiona na rozmowę z panem Aleksandrem Thomsonem. — Spojrzała na mnie zza lady, oglądając od góry do dołu.

— Proszę usiąść, pan Thomson za chwilę panią przyjmie. — Wskazała ręką na czarny fotel, po prawej stronie.

Poszłam w kierunku mebla, rozpięłam płaszcz i usiadłam wygodnie. Po dosłownie pięciu minutach słyszę głos recepcjonistki.

— Panno Norman zapraszam za mną. — Wstałam i ruszyłam do windy, przede mną szła recepcjonistka, kręcąc biodrami. Spojrzałam, na siebie w porównaniu do tej kobiety wyglądałam, jak szara myszka. Winda się otworzyła, weszliśmy do niej, kobieta wcisnęła dziesiąte piętro. Winda ruszył, jazda ciągnęła się w nieskończoność. Gdy już dotarliśmy na miejsce, drzwi się otworzyły i weszłam do holu, pięknego holu. Wszystko w kolorze bieli i szarości, dopracowane w każdym calu. Po prawej stronie stało małe biurko, na którym był laptop i lampka. A na wprost przede mną ogromne drewniane drzwi.

— Proszę tu zaczekać. — Odezwała się recepcjonistka. A sama skierowała się w stronę tych drzwi, za którymi na chwile zniknęła.

— Pan Thomson zaprasza. — Po wyjściu odezwała się i poszła w stronę windy.

Ja wzięłam dwa głębokie wdechy i ruszyłam w stronę drzwi. Złapałam za klamkę i weszłam do środka. Pośrodku pokoju stało ogromne biurko, za którym ktoś siedział, był odwrócony plecami do mnie.

— Dzień dobry, nazywam się Teresa Norman. — Stałam tam jak słup soli.

— Witam, proszę usiąść. — Usiadłam w fotelu naprzeciwko biurka.

— Czytałem pani CV, widzę, że pani jest kompetentną osobą, ale nie dołączyła pani swego zdjęcia. — W tym momencie się obrócił, a mi krew całkowicie odpłynęła z twarzy. To był ten burak, który wczoraj mnie potracił na chodniku i nawet nie pomógł mi wstać. Niech to szlag, to tu roboty na pewno nie dostanę. Spojrzał na mnie, ale po jego minie nic nie mogłam wywnioskować, wyglądała jak głaz.

— Dlaczego pani chce akurat pracować w mojej firmie?

— Chcę pracować w pana firmie, ponieważ, od kiedy pamiętam, sekretarka jest po prostu moją pasją, od dziecka zawsze to mnie fascynowało. Uwielbiam to robić i myślę, że to jest klucz do produktywności i skuteczności, pasja i zaangażowanie. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, abym mogła robić cokolwiek innego. — Odpowiedziałam jednym tchem.

— Proszę powiedzieć coś o sobie? — Podszedł do mnie, oparł się o biurko i świdrował wzrokiem.

— Wykształcenie jak już pan czytał mam administracyjno-biurowe. Nie pracowałam jeszcze w zawodzie, to również jest zapisane w CV. Jeśli mogę to tak ująć, kocham swoje zajęcie. Uważam, że osoby, które w podobny sposób podchodzą do pracy, są znacznie wydajniejsze, osiągają znacznie lepsze wyniki. Chciałabym spróbować w pańskiej firmie. — Powiedziałam i spojrzałam mu w oczy, ale nic nie mogłam odczytać, nie dostrzegłam nic, były bez wyrazu.

— Mi potrzebna jest sekretarka, a zarazem asystentka. To się wiąże z wyjazdami służbowymi i pracą do późnych godzin. — Wstał i poszedł usiąść w swoim fotelu.

— Ależ, tak oczywiście, jestem osobą dyspozycyjną, bez żadnych zobowiązań. — Patrzyłam w podłogę, bo już nie mogłam wytrzymać świdrującego wzroku.

— Widzę, że pani nie pochodzi z Warszawy?

— Co to za pytanie? — Pomyślałam i dałam, odpowiedz. — Tak, pochodzę z małej miejscowości na Podlasiu. W Warszawie kupiłam mieszkanie i chcę spróbować samodzielności.

— Aha… Dobrze, dziękuję bardzo. — Wstał, podszedł i podał mi dłoń, dostałam gęsiej skórki od samego dotyku.

— Ja również dziękuję, za rozmowę. — Pożegnałam się i skierowałam w stronę drzwi. On nie odezwał się ani słowem. Nie wiedziałam, czy jestem zatrudniona, czy nie. Wczoraj tamta babka powiedziała wyraźnie, że mnie nie zatrudni, a ten nic.

Szłam powoli do windy, wcisnęłam przycisk i drzwi się otworzyły. Zjechałam na parter, minęłam recepcjonistkę, a ona delikatnie się uśmiechnęła.

— Do widzenia. — Powiedziałam z grzeczności, ale nie usłyszałam żadnej odpowiedzi.

Wyszłam na zewnątrz, wiał delikatny wiaterek, tłumy ludzi przechodziły obok mnie, auta gdzieś pędziły. Doszłam na przystanek i po chwili miałam tramwaj. Dojechałam do domu, zrobiłam sobie obiad. Po obiedzie usiadłam i gapiłam się w telewizor. Ten facet z rozmowy wiem, że mnie nie zatrudni, przecież wczoraj nazwałam go chamem. Co, jak co, to takiego szefa żadna kobieta by się nie powstydziła. Wzięłam swój laptop i wpisałam w wyszukiwarkę Aleksander Thomson.

„Człowiek, który w wieku trzydziestu pięciu lat został milionerem, jest jednym z najbogatszych ludzi w Warszawie. Z tego, co wiemy, to jest stanu wolnego, widziany był z kilkoma kobietami, ale żadna nie zdołała go usidlić”.

Spojrzałam jeszcze na zdjęcie wstawione w artykule. Na żywo wygląda o niebo lepiej. Wysoki ciemne włosy uczesane idealnie, oczy w kolorze nieba, twarz z delikatnym zarostem, który każdemu mężczyźnie dodaje uroku. Jaką ma sylwetkę? O tym tylko można pomarzyć.


Muszę to jakoś odreagować, zabawić się. Zadzwonię do Ani i wyskoczymy gdzieś do klubu. Z Anią uczyłam się jeszcze w podstawówce. Nasze drogi się rozeszły po ukończeniu gimnazjum, lecz nigdy nie przerwałyśmy kontaktu. Ona, jako jedyna jest moją przyjaciółką, powierniczką i tylko z nią utrzymuję stały kontakt. Anka, jako pierwsza zaczęła swoją karierę w Warszawie i nieźle jej to wychodzi. Jest prawnikiem, pracuje w bardzo renomowanej kancelarii adwokackiej. Ania zawsze miała powodzenie u płci męskiej, długonoga blondynka, zaokrąglona w tych miejscach, co powinna. Mówiłam, aby pracowała, jako modelka, ale ona nie, wolała iść na prawo i za to ją podziwiam. Wzięłam telefon i wybiłam numer Anki, jeden sygnał i nic, drugi i nic, czwarty…

— Halo, halo, Anka słyszysz mnie? Jak odbierasz telefon to, chociaż się odzywaj. — Słyszę tylko sapanie i jakieś dziwne odgłosy.

— Anka jesteś?

— Tess już jestem, przepraszam, ale mam ważne spotkanie z klientem.

— Raczej z jego ptakiem. — Zaczynam się głośno śmiać.

— Chciałaś coś, że dzwonisz, bo muszę dokończyć… — Przerywam jej, bo wiedziałam, co ma zamiar mi powiedzieć.

— Wyskoczymy dziś gdzieś wieczorem?

— Tak, pewnie, będę u ciebie około dwudziestej. Pa. — Słyszę jeszcze w słuchawce „” chodź tu do mnie mój koteczku i posiedzisz na czubeczku”. Przerywam połączenie, nie chce mi się tego słuchać i zaczynam się głośno śmiać.

Idę do kuchni robię sobie herbatę, kanapki i siadam w salonie, czuje się okropnie. Jak pech to pech, ciężko jest dostać pracę. Jeszcze przyjdzie mi pracować, jako sprzątaczka. Siedziałam tak i zastanawiałam się nad swoim marnym losem, kiedy dostałam wiadomość od Anki.

Hej idziemy na imprezę maskową, mam dwa zaproszenia dostałam dziś, to niby jakaś szycha”.

Odpisałam.

Ok, będę gotowa”.

Wstałam z kanapy i poszłam do sypialni. Otworzyłam szafę i wpatrywałam się w jej wnętrze, jak bym coś chciała tam ujrzeć. Tylko, co? Wyciągnęłam wszystkie swoje sukienki, zastanawiając się, która będzie pasować. Przymierzałam po kolei jak leżały i mój wybór padł na sukienkę w kolorze srebrnym na cieniutkich ramiączkach z odkrytymi plecami po sam tyłek, dopasowana w każdym calu, sięgająca do ziemi. Wyglądałam w niej bosko, jeszcze ani razu jej nie zakładałam. Czyli teraz przyszedł moment na nią. Makijaż delikatny, a do tego szminka w kolorze kurewskiej czerwieni. Zdecydowałam się na srebrne sandałki na nie dużym obcasie, chcę, aby było wygodnie. Prawie kończyłam przygotowywać się, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam, a tam stała Ania, spod płaszcza wystawała jej tylko sukienka w kolorze czerwonym, makijaż dopracowany, Na głowie pełno loków, wyglądała prześlicznie, zresztą jak zawsze.

— Wchodź, co tak stoisz i się gapisz. — Zaprosiłam ją do środka.

— Bo mam oczy, to się gapię, ale jest, na co. Wyglądasz świetnie, co ja gadam, jest mega.

— Tak, tak możesz Se pogadać. — Zaśmiałam się.

— Zobacz mam dla nas maski, nie brałam na całą twarz tylko na oczy. Widzisz super, a ci wybrałam kolor biały, będzie pasować do tej sukni. — Podała mi maskę, a ja ją przymierzyłam, no nawet nieźle wyglądam, musiałam sobie przyznać rację.

— Pisałaś, że zmiana planów, czyli wiesz, do kogo, się wbijamy na imprezę?

— Niby jakaś szycha, zaproszenia dostali tylko nieliczni, mam adres, więcej szczegółów nie znam.

— Ok. — Poszłam po płaszcz, założyłam go i zbieraliśmy się do wyjścia.

— No to ruszamy. Przygodo, witaj. — Zaśmiałyśmy się jak małe dziewczynki.

Zeszłyśmy na dół, taksówka, którą Ania zamówiła już czekała na nas. Wsiadłyśmy do niej, Anka podała adres, kierowca coś mruknął i pojechałyśmy. Droga trwała około dwudziestu minut, gdy podjechałyśmy pod wieżowiec z drugiej strony miasta, koleżanka zapłaciła za kurs, wysiadłyśmy i udałyśmy się w kierunku budynku. Ja pomogłam zawiązać maskę dla Ani a ona mi.

— Wow, jak tu jest pięknie. — Rozglądałam się na wszystkie strony.

— Zaczekaj, sprawdzę, które piętro. Wszystko tu jest zapisane i nawet hasło.

— Jakie hasło? — Zapytałam zdziwiona.

— No, aby wejść. Brzmi ono” Fantomas”.

— Cholera, jeszcze jakieś hasła wymyślają. — Powiedziałam, kierując się w stronę windy.

— Dwunaste piętro, ostatnie. — Weszłyśmy do windy, wcisnęłam dwunaste piętro i winda ruszyła. Aż podskoczyłam, jak zaczęła grać muzyka.

— Jeszcze muzyka w windzie, cholera, czego w tych czasach nie wymyślą. — Anka się tylko zaśmiała.

Dojechałyśmy w miarę szybko, drzwi się otworzyły i weszłyśmy do holu. Rozglądałam się, myśląc jak ten ktoś, co tu mieszka ma świetny gust, wszystko w kolorach czerni, szarości i bieli, przy ścianie stoi sofa, mały stolik i dwa fotele. Odwróciłam głowę i ujrzałam drzwi wejściowe, przy których stało dwóch napakowanych gości. Anka pociągnęła mnie w kierunku tych drzwi.

— Proszę zaproszenie. — Odezwał się osiłek po lewej, był bardzo miły, a wyglądał groźnie.

— Jeszcze hasło.

— Fantomas. — Odezwałyśmy się jednocześnie.

— Zapraszamy panie do środka. — Otworzyli nam drzwi, a my jak damy weszłyśmy do środka. Nie zdążyłam zrobić następnego kroku, gdy podeszła do mnie kobieta, na oko około czterdziestki w czarnym uniformie i poprosiła o płaszcz. Zdjęłyśmy i podałyśmy jej okrycie, po chwili zniknęła. Rozejrzałam się dookoła, znajdowało się tu sporo ludzi, kobiet, jak i mężczyzn. Wszyscy byli bardzo elegancko ubrani, na twarzy każdy posiadał maskę. Śmiali się i rozmawiali, popijając napój, który trzymali w ręce. Spokojna muzyka płynęła z głośników, dając tym cudowny nastrój. Rozglądałam się, dookoła, bo Anka gdzieś przepadła. Stała przy barze gdzie barman serwował drinki.

— Ja poproszę to samo. — Spojrzałam na Ankę, odzywając się do barmana.

Rozsiadłam się wygodnie na krześle obok koleżanki. Barman podał nam drinki w kolorze niebieskim, spróbowałam.

— Mniam… Jakie to dobre. Co to jest?

— Kamikadze. — Odpowiedział barman, uśmiechając się, ja tym samym odwzajemniłam uśmiech.

Muzyka ucichła, zapanowała cisza, jakiś mężczyzna wyszedł na środek sali, w czarnym smokingu, biała koszula i do tego czarna muszka. Zarazem elegancko i męsko.

— Witajcie moi drodzy, zaprosiłem dziś was, aby uczcić podpisanie bardzo ważnego dla mnie kontraktu, a zarazem jest to event charytatywny. Zbieramy pieniądze na doposażenie oddziału dziecięcego w szpitalu, każdy grosz się liczy. — Weszła kobieta z koszykiem w ręce i chodziła, zbierała czeki i pieniądze, które wpadały do niego, były to pokaźne sumki.

— Cholera, nie mam kasy. — Odezwałam się do Ani.

— Ja wzięłam, wrzucę za nas dwie.

— Dziękuję ci bardzo, powiesz ile, to ci zwrócę.

— Przestań, nie ma sprawy, przyszłaś tu ze mną.

Kobieta przeszła po sali, zebrała od wszystkich i zniknęła za drzwiami.

— Dziękuję bardzo za hojne datki. Pieniądze trafią do szpitala, a teraz bawmy się wszyscy. — Powiedział i muzyka zaczęła płynąć z głośników. Znów zaczęły się rozmowy, nawet kilka par wskoczyło na parkiet i zaczęło bujać się w rytm muzyki.

Ja siedziałam dalej przy barze i zastanawiałam się, co ja tu robię, nie pasuję do tych ludzi. Gdy usłyszałam za plecami głos mężczyzny.

— Taka piękna kobieta i co tu sama robi? — Odwróciłam się gwałtownie i przede mną stał ten facet, co przemawiał. To musi być właściciel.

— Przyszłam z koleżanką, ale znowu gdzieś mi przepadła. — Odpowiedziałam, oblizując wargi.

— Proszę dwie whisky z lodem. — Odezwał się do barmana, a ten tylko pomachał głową na zgodę.

— O tam jest. — Pokazałam dłonią na Anię tańczącą z jakimś facetem, ta to wie jak szybko się zakręcić.

— Widzę, że koleżanka już dobrze się bawi. — Podał mi whisky, upiłam łyk i zrobiłam kwaśną minę.

— Jednak trunek nie smakuje?

— Nie przepadam za wódką, tym bardziej o tak intensywnym smaku. — Powiedziałam, odrzucając swoje włosy na bok. Spojrzał na mnie i widziałam, że mu się podobam. Odstawiłam szklankę na bar, on również.

— Zatańczymy. — Podał mi dłoń, a ja machnęłam głową na zgodę, podałam swoją rękę, ruszyliśmy w kierunku tańczących ludzi. Objął mnie delikatnie jedną ręką, aż ciarki przeszły mi po całym ciele, ten dotyk rozpalił jakiś niewidzialny ogień. A w drugiej ręce trzymał moją dłoń, ruszaliśmy się w rytm muzyki. Pachniał tak męsko, na twarzy widać było delikatny zarost, włosy ciemne i dostrzegłam jeszcze oczy w kolorze błękitu, już więcej nie mogłam zobaczyć za maską.

— Jesteś piękna. — Wypowiedział mi do ucha.

— Jaki bezpośredni. — Zaśmiałam się, nie przestając tańczyć.


Wirowałam w tańcu, oddając się temu w stu procentach. Czułam opanowanie, spokój, tego w tej chwili potrzebowałam. Mój towarzysz pociągnął mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę tarasu. Nie stwarzałam żadnych oporów, ruszyłam pewnym krokiem za moim tajemniczym mężczyzną. Wyszliśmy przez ogromne drzwi, na piękny taras gdzie było pełno zieleni, byłam w stu procentach zaczarowana widokiem. Stanęliśmy przy barierce, a tam widok, który zapierał dech w piersi.

— Widzę, że ci się podoba. — Odezwał się, jako pierwszy, ale takim seksownym głosem, aż zmiękły mi kolana.

— Bardzo mi się podoba, tu jest tak pięknie. — Przyglądał mi się z zaciekawieniem. Ja kokieteryjnie oblizałam wargi, widziałam, że to na niego działa. W pewnym momencie podeszła kelnerka i przyniosła szampana.

— Szampan dla pięknej pani. — Podał mi kieliszek.

— Dziękuję. — Powiedziałam najseksowniej, jak potrafiłam, wzięłam kieliszek i upiłam malutki łyczek trunku. Wychyliłam się delikatnie za barierkę, aby spojrzeć, jak tu jest wysoko. W pewnym momencie poczułam silne dłonie łapiące moje biodra i przesuwające mnie na bok. Po tym dotyku odskoczyłam jak poparzona.

— Przepraszam, nie chciałem cię obmacywać, ale takie wychylanie się i zaglądanie jest niebezpieczne. — Patrzył na mnie z miną samca alfy, uśmiechając się bezczelnie.

— Nie jestem jeszcze taka zdesperowana, aby skoczyć. — Zaśmiałam się jak idiotka. Pomyślałam, co ja paplam. Zrobiłam krok do wyjścia, ale poczułam ponownie dłoń na mojej ręce. Spojrzałam na chłopaka stojącego przede mną, miał minę pana i władcy.

— Chociaż powiedz, jak się nazywasz, nie pozwolę ci tak uciec. — Trzymał mnie dalej za rękę, poczułam coraz mocniejszy uścisk na swoim nadgarstku. Przysuwał się do mnie coraz bliżej. Wyszarpnęłam rękę, ponieważ sprawiał mi ból, zrobiło się nie komfortowo. Dlaczego zawsze muszę trafić na jakiegoś idiotę?

— Nie interesuj się tak, bo kociej mordy dostaniesz. — Odpowiedziałam, zawróciłam się na pięcie i wyszłam, nie miałam ochoty na dalsze pogaduszki. Facet na początku był ideałem, a potem szlag to wszystko trafił. Rozglądałam się po sali, gdzie jest Anka, ale nigdzie nie mogłam jej dostrzec. Przeszłam się jeszcze po apartamencie, zaglądając do pokoi, kiedy dotarłam do ostatniego, usłyszałam dziwne odgłosy, uchyliłam drzwi, tliło się delikatne światło, a na łóżku, naga para w pozycji jednoznacznej, mieli na sobie tylko maski. Poznałam to była Anka z jakimś facetem, pieprzyli się ostro, weszłam i się zaśmiałam głośno. Anka spojrzała na mnie, uśmiechnęła się bez żadnego skrępowania czy wstydu i powiedziała.

— Tess ty tu, coś chciałaś?

— Wszędzie cię szukałam, ja już wychodzę, ale widzę, że ty bawisz się dobrze. — Puściłam jej oczko i wyszłam. Nie zdążyłam zamknąć drzwi, kiedy do moich uszu dotarły ich jęki rozkoszy, ostre rżnięcie. Pomyślałam, dlaczego ja nie mogę tak mieć, tylko spotykają mnie najgorsze rzeczy. Wzięłam swój płaszcz i ruszyłam do drzwi wyjściowych. Odwróciłam się ostatni raz, by spojrzeć na towarzystwo, tańczące, bawiące się. Mój wzrok dłużnej zatrzymał się na facecie, który wyprowadził mnie z równowagi. On nie był mi dłużny i też świdrował mnie swoim wzrokiem, ruszając w moim kierunku. Obróciłam się i ruszyłam przez drzwi wyjściowe do windy. Wcisnęłam przycisk przywołujący te oto urządzenie, gdy poczułam delikatny oddech na swoim karku, obróciłam się, aby zobaczyć, kto się za mną skrada i ujrzałam jego.

— A to ty? — Wypowiedziałam, nie dając po sobie poznać, że jestem zaskoczona.

— Tak to ja, a któż by inny. — Uśmiechną się i przyszpilił mnie do ściany, nie dając mi żadnego pola manewru. Przysuną się jeszcze bardziej, a ja poczułam jego gorący oddech blisko swoich warg.

— Nie pozwolę ci tak uciec kotku. — Przysuną się jeszcze bardziej, aż poczułam jego nabrzmiałą męskość na swoim biodrze. Zrobiło mi się gorąco na samą myśl, co tam może się kryć, zarumieniłam się. Złapał mnie za obie ręce, umieszczając je nad głową, a sam zbliżał się coraz bardziej, ja nie protestowałam, też chciałam tego, chciałam bliskości. Dotkną swoimi ustami moich, był taki delikatny, błądził po nich, prosząc o pozwolenie, rozpostarłam je, zapraszając go do środka, dając pozwolenie, on odczytał moje intencje, bo pozwalał sobie na więcej, delektując się moimi ustami z taką zachłannością, przygryzając, pieszcząc je, jak by to miał być ostatni pocałunek. Pomyślałam, chwilo trwaj jak najdłużej, to jest coś pięknego, jeszcze nikt nigdy mnie tak nie całował, czułam się jak w niebie. Puścił moje usta, aby nabrać powietrza.

— Jesteś idealna. — Odezwał się, przyglądając mi się uważnie.

— Ja nie mogę. — Wyrwałam się i ruszyłam do windy, która już czekała na mnie otwarta.

— Zaczekaj! Jak się nazywasz? — Zawołał, pytając.

— Tess. — Uśmiechnęłam się.

— Alex. — W tym momencie drzwi windy się zamknęły. Stałam na chwiejnych nogach, zamroczona tym pocałunkiem, zjeżdżając w dół. Nie mogłam, nie mogłam dłużej tam być, przed oczami staną mi Tomek. Musiałam to skończyć, dlaczego on mi to wszystko psuje, w takim momencie musiało wrócić te okropne wspomnienie, które chcę wyparć ze swojej głowy. Chociaż wiem, jak się nazywa mój nieznajomy w masce, dotknęłam delikatnie swoich ust jeszcze gorących po tych pocałunkach, uśmiechając się do siebie. Winda się zatrzymała, wyszłam i ruszyłam holem na, zewnątrz, jakie było moje zdziwienie, gdy taksówka już czekała pod drzwiami.

Do domu zajechałam dość szybko, chciałam zapłacić za kurs, ale taksówkarz powiedział, że wszystko jest już opłacone, otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, podziękowałam i ruszyłam w kierunku swego mieszkania. Idąc tak, dotknęłam swojej twarzy, uśmiechnęłam się, bo miałam na niej jeszcze swoją maskę, zdjęłam ją i weszłam do swego mieszkanka, zdejmując płaszcz, buty. Ruszyłam do łazienki pod gorący prysznic, myśląc dalej o chłopaku w masce. Toaleta nie zajęła mi dużo czasu. Wyszłam z łazienki, wlazłam pod kołdrę, spojrzałam na zegarek godzina druga rano, jak późno. Przyłożyłam głowę do poduszki i sen dopadł mnie dość szybko.


Zbudził mnie dźwięk telefonu, wstawałam niezdarnie, zaplątując się w kołdrę i runęłam jak długa na podłogę, dobrze, że zęby mam całe, uśmiechnęłam się do siebie.

— Cholera gdzie ten telefon? Dzwoni i dzwoni. — Podniosłam się z podłogi, podeszłam do komody, leżał w torebce. Spojrzałam na aparat, dzwonił jakiś nieznany numer.

— Słucham. — Odebrałam, grzecznie mówiąc.

— Dzień dobry, pani Teresa Norman? — Miły głos w słuchawce.

— Dzień dobry, tak to ja. — Przywitałam się.

— Dzwonię do pani z firmy A. Thomson. Pani podanie o prace zostało pozytywnie rozpatrzone. Zapraszamy dziś na godzinę trzynastą na dopełnienie formalności w kwestii zatrudnienia.

— Tak, oczywiście będę.

— Do widzenia. — Powiedział głos w słuchawce i się rozłączył.

Stałam tam osłupiała, dopóki do mnie nie dotarło, że dostałam pracę. Zaczęłam skakać po pokoju, wymachując rękami jak wariatka. Spojrzałam na zegarek, godzina jedenasta, było późno. Ubierałam się szybko jak w jakimś transie, czarne spodnie, biała koszula. Przejrzałam się w lustrze i pomyślałam, że to musi wystarczyć. Dobrze, że wczoraj nie piłam dużo, to dziś wyglądam jak człowiek, nie jestem nawet zapuchnięta. Uśmiechnęłam się do swego odbicia w lustrze. W łazience włosy zaczesałam w luźną kitkę, tusz na rzęsy i delikatny błyszczyk musi wystarczyć.

— Cholera jak późno. — Powiedziałam głośno, wkładając płaszcz i botki, chwyciłam torebkę i ruszyłam do wyjścia. Nie wypada, aby się spóźnić pierwszego dnia. Szłam na przystanek, gdy usłyszałam dźwięk dzwonka telefonu w torebce. Wyjęłam i spojrzałam na aparat, dzwoniła Anka.

— Hej rozpustna kobietko. — Zaśmiałam się do słuchawki.

— Jak głowa mnie boli, mów trochę ciszej. — Powiedziała to prawie szeptem.

— Dostałam pracę. — Wypaliłam bezpośrednio, chcąc się pochwalić.

— Ojej, cieszę się z tobą, ale nie skaczę, bo nie dam rady. — Delikatny chichot usłyszałam z drugiej strony słuchawki.

— Co tam chciałaś, że dzwonisz? — Zapytałam, wsiadając do tramwaju.

— Miałam ostry sex, jeszcze takiego kochanka to ja w życiu nie miałam, pieprzyłam się z nim chyba z dziesięć razy, on jest extra, a co potrafi tym swoim językiem. Boże drogi chyba się zakochałam. — Delikatny śmiech Ani.

— Anka ty, to masz pomysły. — Zaczęłam się śmiać jak dziecko.

— Tess słuchaj, ten gościu, z którym tańczyłaś, wypytywał o ciebie, ale nic konkretnego mu nie powiedziałam, chyba wpadłaś mu w oko. Bo powiedział, że masz niezły temperament i jesteś ostra babka, że takie egzemplarze rzadko się spotyka. A jaki on jest przystojny, ponieważ po twoim wyjściu wszyscy zdjęli maski. Nie dam rady gadać, muszę iść się napić. Potem zadzwonię, pa.

— Pa. — Zdążyłam tylko powiedzieć, bo się rozłączyła. A ja musiałam już wysiadać, bo dojechałam na miejsce. Stałam po chwili pod budynkiem firmy Thomsona. Weszłam do biurowca i skierowałam się bezpośrednio do recepcji.

— Dzień dobry, nazywam się Teresa Norman, miałam się stawić.

— Tak, tak proszę tu usiąść i zaczekać, zaraz ktoś przyjdzie z kadr.

— Dziękuję. — Usiadłam w fotelu i czekałam niespełna pięć minut, gdy podszedł do mnie mężczyzna, nie to nie był mężczyzna, tylko grecki bóg, na sam widok miękną kolana. Granatowy garnitur idealnie dopasowany, opinający to, co trzeba. Włosy w kolorze brązu idealnie zaczesane, delikatny zarost. Nie mogłam się tak przyglądać, skarciłam siebie w duchu.

— Dzień dobry panno Norman, zapraszam za mną. — Podał mi dłoń na powitanie.

— Dzień dobry. — Dałam radę tylko wydusić przez zaciśnięte gardło. Jak tu pracują takie ciacha, to ja jestem w niebie, uśmiechnęłam się delikatnie, krocząc za jędrnym tyłeczkiem. Weszliśmy na pierwsze piętro, tam było pełno pomieszczeń, wszędzie drzwi. Skierowaliśmy się do jednych z nich, weszłam do środka, a za mną kroczył on.

— Proszę usiąść. — Pokazał dłonią na fotel.

— Dziękuję. — Odpowiedziałam i usiadłam wygodnie.

— Proszę spojrzeć tu mam umowę o pracę. Pracujemy pięć dni w tygodniu i jeżeli jest coś pilnego do zrobienia to w sobotę również, płaca za ten dzień jest podwójna. Wszystko ma pani zapisane w umowie, wszystko jest również zgodne z prawem. Jeżeli jest pani zdecydowana, to proszę tu podpisać. — Pokazał paluchem gdzie mam złożyć podpis. A ja podpisałam i uśmiechnęłam się do greckiego boga.

— Teraz pokażę dla pani stanowisko pracy, proszę iść za mną. — Wstał i ruszyliśmy w kierunku windy. Wjechaliśmy na ostatnie piętro, dokładnie tam, gdzie miałam rozmowę o pracę. Stanęliśmy w tym prześlicznym holu, pokazał mi biurko w prawym rogu przy drzwiach szefa.

— Pana Thomsona w tej chwili nie ma, ale powinien się pojawić w ciągu godziny. Tu jest pani biurku, w tej chwili do pani obowiązków należy odbieranie telefonów i umawianie spotkań z klientami. Pan Thomson powie, co i jak, jak wróci, proszę się zapoznać z otoczeniem. — Powiedział i udał się z powrotem do windy, a ja odprowadziłam go wzrokiem, aż do drzwi tego piekielnego urządzenia. Usiadłam wygodnie za biurkiem, gdy usłyszałam dźwięk telefonu, aż podskoczyłam.

— Dzień dobry, tu biuro pana Thomsona, w czym mogę pomóc. — Odezwałam się bardzo miłym głosem.

— Proszę mnie połączyć z Aleksandrem i to natychmiast. — Jakaś kobieta krzyczała do słuchawki.

— Przepraszam, ale pana Thomsona jeszcze nie ma. — Powiedziałam, najmilej jak umiałam. Usłyszałam tylko przekleństwo i dźwięk odkładania słuchawki. No to pięknie, zapowiada się ciekawie. Uśmiech, znikną z mojej twarzy, siedziałam tak sama i nie wiedziałam kompletnie, co mam robić, zostałam rzucona od razu na głęboką wodę. Po mniej więcej trzydziestu minutach bezczynnego siedzenia drzwi windy się otworzyły i do środka wszedł szef, wyglądał jak pan i władca. Wstałam automatycznie z fotela, on tylko spojrzał i bez słowa wszedł do swojego gabinetu, a ja stałam tak osłupiała. Po chwili dźwięk telefonu, odebrałam.

— Panno Norman zapraszam do mnie.

— Tak już idę. — Odłożyłam słuchawkę, wstałam, otrzepałam niewidzialny paproch i ruszyłam w kierunku drzwi gabinetu szefa.

— Dzień dobry wzywał mnie pan, już jestem. — Siedział za swoim biurkiem i patrzył coś w papierach, nawet nie podniósł głowy, jak weszłam do środka.

— Panno Norman czy może Tereso, tak będzie łatwiej nam współpracować.

— Tak oczywiście. — Machnęłam głową na zgodę, stałam bez ruchu, wpatrując się w szefa.

— Proszę usiąść. — Usiadłam w fotelu naprzeciwko mężczyzny.

— Jak już pani mniej więcej wie, do pani obowiązków należeć będzie, odbieranie telefonów, umawianie spotkań, przyjmowanie gości, parzenie kawy. — Uśmiechną się bezczelnie na te ostatnie zdanie.

— Czy masz jakieś pytania?

— Praca jest tylko w biurze, czy również są wyjazdy służbowe? — Spojrzał na mnie, poprawiając się w fotelu.

— Tak wyjazdy są również, ale rzadko, więcej jest wyjść służbowych. Będziesz informowana z wyprzedzeniem.

— Przepraszam, ale dzwoniła jakaś kobieta, w ogóle się nie przedstawiła, tylko krzyczała do słuchawki. — Wstał z fotela i coś zamruczał pod nosem, przeklinając.

— Tereso na dziś już wystarczy, zapraszam cię jutro na godzinę dziewiątą, mamy dużo pracy.

— Do widzenia. — Pożegnałam się i ruszyłam do wyjścia, nie usłyszałam żadnego do widzenia, co za burak, pomyślałam w duchu.

Na zewnątrz wiał delikatny wiaterek, wystawiłam twarz w jego kierunku, aby chociaż odrobinę poczuć jego powiew na swojej buzi, delikatną ochłodę. Ruszyłam w stronę przystanku, uśmiechając się na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Tak szłam, kiedy moją uwagę przykuł wzrok mężczyzny, którego już znam i to bardzo dobrze go znam, aż ciarki przeszły mi po plecach, spojrzałam jeszcze raz, stał tam i się gapił w moim kierunku. Spanikowałam i zawróciłam się na pięcie, ruszając w drugim kierunku, przyśpieszyłam kroku, łzy zaczęły spływać mi po policzkach.

— Do cholery jak on mnie znalazł, muszę uciekać, czy to tylko przypadek? — Odwróciłam się, aby spojrzeć czy tam jest, ale Tomka już tam nie było.


Mój wzrok dalej krążył dookoła, patrząc czy go tam nie ma. Zaczęłam się trząść, zrobiło mi się zarazem zimno a jednocześnie gorąco, smużka potu dodatkowo spłynęła mi po plecach. Przyśpieszyłam kroku, idąc w kierunku przystanku, na którym już stał tramwaj, wsiadłam i dalej w napięciu się rozglądałam czy tam go nie ma. Może mam już jakieś urojenia, może mi się przewidziało, boje się i to bardzo. Usiadłam w tramwaju na drugim miejscu przy oknie. Przyłożyłam czoło do chłodnej szyby i wpatrywałam się w ludzi pędzących w różnym kierunku, ale jego nie dostrzegłam, jakiś ciężar spadł mi z serca, mogłam wypuścić powietrze z płuc.

Idąc z przystanku do domu, rozglądałam się na wszystkie strony czy nikt mnie nie śledzi. Po drodze sprawdziłam, czy mam pocztę, był jeden list do mnie, na pewno z domu, wyjęłam ze skrzynki, i zaczęłam otwierać, wchodząc do mieszkania. Spora koperta, w której była jeszcze jedna mniejsza. Zdjęłam płaszcz i buty usiadłam w salonie, ciekawość wygrała, była tam mała karteczka, wzięłam do ręki i zaczęłam czytać.

„Teresko kochanie był u nas Tomek i prosił, aby podać ci ten list, prosił oczywiście też o adres, ale mu nie podaliśmy, powiedzieliśmy, że list ci przekażemy. Więc ja postanowiłam, że go wyślę”.

Otworzyłam małą kopertę z drżeniem rąk, serce podchodziło mi pod samą brodę, czego on może jeszcze chcieć ode mnie, nadal mnie szuka? Czy to dziś, to mógł być on? Zastanawiałam się przez moment. Rozerwałam kopertę i wyciągnęłam zapisaną kartkę, sporo było skreśleń, zaczęłam czytać.

Witaj kochanie, bardzo za tobą tęsknię, jesteś mi potrzebna, jak rybie potrzebna jest woda, dni bez ciebie są ciężkie, odezwij się, pragnę tego. Pragnę cię najbardziej, wiem to, że nie chcesz mnie znać, ale ja bez ciebie usycham. Znajdę cię, to jest tylko kwestia czasu, a wtedy już cię nie wypuszczę, będziesz moja, nikt nie ma prawa dotykać cię brudnymi łapami. Ja mogę tylko cię pieprzyć, do utraty sił, jak cię znajdę, to będziemy się pieprzyć tak jak ostatnio, albo jeszcze lepiej. Przepraszam, co ja piszę, już nie mogę, zadzwoń, proszę, zadzwoń do mnie. Znajdę cię. Twój Tomek”.

Ta kartka była w połowie po-bazgrana, części nie zrozumiałam. Padały różne słowa kurwa, suka, ździra, które zostały niezdarnie wykreślone. On mnie szuka, nadal mnie szuka, nie zniosę tego, żeby tam to był on, to już bym tu tak nie siedziała, cholera dziś chyba mi się przewidziało. Ogromna gula urosła mi w gardle, podniosłam się i biegiem udałam się do łazienki, zwymiotowałam cały dzień, szlochając i myśląc, czemu mnie to spotyka. Siedziałam tak na zimnej posadzce, łzy leciały mi po policzkach, kapiąc na moje nogi, nie dałam rady ich powstrzymać, dałam upust swoim emocjom. Nie wiem, ile czasu to trwało, podniosłam się z ziemi, podeszła do umywalki i obmyłam twarz, zimna woda dawała mi odrobinę ukojenia. Skierowała się wolnym krokiem do pokoju i wgramoliłam się na łóżko pod kołdrę, przyłożyłam głowę do poduszki i chcąc nie chcąc dopadł mnie sen.

Spałam chyba dość długo, spojrzałam na zegarek godzina siódma rano. Przeciągnęłam się i musiałam wstawać do pracy. Wzięłam telefon, sprawdziłam, czy nikt nie dzwonił. Była jedna wiadomość i jedno połączenie od Anki, a wiadomość od Marka zaczęłam czytać.

„Hej Tess, co tam u ciebie? Nie odzywasz się, będę, z Mają w Warszawie, to cię odwiedzimy. Jeszcze zadzwonię. Pozdrowienia od rodziców, pa, pa”.

Przeczytałam i mimowolnie jedna łza spłynęła mi po policzku. Postanowiłam, że po pracy zadzwonię do domu, ubierałam się dość szybko, założyłam czarną ołówkową spódnicę sięgającą za kolano do tego biały top i na to czarny żakiet, wyglądam elegancko, a zarazem szykownie. Delikatny makijaż i włosy związałam w kitkę i oto tak jestem gotowa. Ósma piętnaście wyszłam z domu, na tramwaj nie musiałam długo czekać, na dworze robiło się coraz zimniej. Pod biurem stawiłam się o ósmej czterdzieści pięć. Weszłam do holu, siedziała tam recepcjonistka.

— Dzień dobry. — Uśmiechnęłam się do niej.

— Dzień dobry. — Odpowiedziała i zlustrowała mnie od dołu do góry. Ja nie zwracałam na nią uwagi, z podniesioną głową poszłam w kierunku windy i wjechałam na swoje piętro. Weszłam do holu i przy ścianie miałam ustawiony ekspres, a wczoraj go tu nie było, rozejrzałam się czy coś jeszcze tu zmienili, ale nic więcej. Zdjęłam płaszcz i powiesiłam na wieszak, usiadłam przy biurku i rozprostowałam nogi, po chwili się podniosłam i postanowiłam, że zrobię sobie kawę, ale spokój nie był mi dany, usłyszałam dźwięk telefonu.

— Tereso zapraszam do mnie do biura. — Nie zdążyłam nawet powiedzieć dzień dobry.

— Tak już idę. — Odłożyłam słuchawkę, czyli szef jest już u siebie. Ruszyłam pewnym krokiem do drzwi, zapukałam i weszłam.

— Dzień dobry. — Powiedziałam najmilej, jak potrafiłam.

— Zrób mi teraz czarną kawę z jedną łyżeczką cukru, tylko się pośpiesz.

— Tak już robię. Czy coś jeszcze? — Nie odpowiedział, tylko machną, ręką, abym wyszła, co za burak, nawet niełaska odpowiedzieć dzień dobry, buzowało coś we mnie. Poszłam, nastawiłam ekspres i zrobiłam dwie kawy jedną dla niego drugą sobie. Postawiłam na spodek parujący napój i weszłam do szefa, delikatnie pukając.

— Proszę, przyniosłam kawę.

— Postaw tu. — Pokazał dłonią.

— Nie umawiaj na dziś nikogo, jestem dość zajęty, nie ma mnie dla nikogo. Prześlę ci kilka projektów, tu masz listę klientów, powysyłaj je wszystkie. — Podał mi listę i się obrócił w fotelu w stronę okna.

— Tak oczywiście, czy czegoś jeszcze pan potrzebuje?

— Świętego spokoju, proszę brać się do pracy, a nie stać i się gapić. — Nawet nie spojrzał w moją stronę, trzymając dokumenty, wyszłam z biura. Cholerny idiota traktuje ludzi jak śmieci, co za dupek, nie wiem, czy długo tu popracuję.

Byłam zajęta dobrych kilka godzin wysyłaniem i pisaniem maili, aż w pewnej chwili drzwi windy się otworzyły i weszła Barbie. Długonoga blondynka, w białym futerku sięgającym do pasa i w obcisłej czarnej sukience, która ledwo zakrywała jej tyłek, jeszcze nie dość, że biust był na wierzchu. Usta, w które wlane były chyba dwa litry botoksu umalowane na kurewską czerwień. Wyglądała jak jakaś prostytutka. Szła jak by udawała modelkę, zatrzymała się przy moim biurku, prezentując swoje wdzięki. Czuć było od niej nie dość, że drogie perfumy to jeszcze odór alkoholu, wydymając usta, zapytała.

— Kochaniutka powiedz mi czy jest, Alex?

— Tak, jest pan Thomson, ale mówił, aby mu nie przeszkadzać, nie może pani tam wejść.

— Jak nie mogę wejść, co ty do mnie mówisz, uważasz mnie za idiotkę. — Zaczęła bełkotać i się śmiać.

— Proszę zaczekać, zaraz zapytam pana Thomsona czy może pani wejść. — Powiedziałam bardzo spokojnie.

— Nic nie będziesz pytać, siedź tu na swojej dupci i nie wstawaj, od tego tu jesteś, aby parzyć tę swoją kawusię, a ja sama trafię. — Odsunęła się od biurka i poszła w kierunku drzwi szefa. Dogoniłam ją, jak otwierała je i prawie przez nie wpadła, potykając się o swoje nogi.

— Przepraszam, ale ta pani w ogóle mnie nie słuchała, nie dałam rady jej powstrzymać. — Spojrzałam na szefa, a on automatycznie się poderwał z fotela.

— Eryka, co ty tu robisz? Mówiłem, że masz tu nie przychodzić, jeszcze jesteś pijana. — Podszedł do niej i szarpną ją za rękę, aby usiadła. Spojrzał w moim kierunku, żeby wzrok mógł zabijać to już bym tu leżała trupem.

— Tereso wracaj do swoich spraw. — Odwróciłam się na pięcie i wyszłam.

Usiadłam przy biurku, wysłałam ostatnią wiadomość, spojrzałam na zegarek godzina piętnasta. Jeszcze dwie godziny, sporo czasu mi zostało. Spojrzałam na drzwi szefa i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki drzwi się otworzyły i najpierw wyszła blond Barbie, cała zapłakana, a za nią kroczył pan i władca.

— Tereso pozamykaj biuro i już jesteś wolna. — Nawet nie spojrzał w moim kierunku, jak mówił. Tylko wziął pod rękę swoją towarzyszkę i zniknęli za drzwiami windy. A ja mogłam złapać głęboki oddech. Wyłączyłam laptopa, pogasiłam światła, wzięłam swój płaszcz i ruszyłam do wyjścia. Poczułam, jak w kieszeni zawibrował mi telefon, dostałam wiadomość od Anki.

„Szykuj się, mamy znowu zaproszenie na bal maskowy, na dziś wieczór, godzina dwudziesta, będę po ciebie o dziewiętnastej, pa”.

Odpisałam dla koleżanki w miarę szybko.

„Sorry Anka, ale nie mam ochoty dziś nigdzie wychodzić”.

Po chwili ponownie dostałam wiadomość.

„Nie ma żadnego sprzeciwu, będę o dziewiętnastej koniec i kropka, pa”.

Odpisałam niechętnie, bo naprawdę nie chciało mi się nigdzie wychodzić.

„Ok będę zwarta i gotowa”.

Schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam w kierunku swego mieszkania.

Czas płynie dość szybko, musiałam się sprężać, aby zdążyć przed przyjściem Anki. Powiedziała, aby znowu założyć maskę, pomyślałam, że nawet jest ok, czemu nie, chociaż nikt mnie nie pozna. Podeszłam do okna w sypialni, tak odruchowo lubiłam patrzeć na otaczający mnie świat, tętniący życiem. W moim przypadku życie czasami jest do dupy, nic się nie chce, a z każdym dniem robi się coraz bardziej ponuro, tak jak w moim życiu, ta jesień jest dobijająca, jak nic nie idzie, to nic się z tym nie da zrobić. Za niedługo moje ukochane święta, pojadę do rodziców, tam zawsze byłam szczęśliwa, mogłam odpocząć, kocham swoją wieś. Jak byliśmy dziećmi, to sprowadziliśmy się do Polski z Anglii, mama jest polką. Kiedy była młoda, wyjechała za granicę do pracy i oczywiście znalazła tam swoją miłość, tatę. Na wsi mieszkali dziadkowie, którzy zaczęli podupadać na zdrowiu i mama z tatą postanowili, że trzeba im pomóc, że sami nie dadzą rady i oto tak znaleźli się na Podlasiu. Rozglądałam się tak dalej przez okno na szarość, która otacza mnie zewsząd, nie wiem, czy cokolwiek zdoła mi dziś poprawić humor. Czy może być jeszcze gorzej, raczej tak, gdy mój wzrok padł na mężczyznę w czarnej bluzie z kapturem i czapce z daszkiem, twarzy pod tym ubiorem nie było widać. Widziałam, tylko jak on patrzy w moje okno, wprost na mnie, odruchowo odskoczyłam do tyłu jak poparzona, zaciągając zasłony. Pierwsza myśl, jaka zaświtała mi w głowie to, że to może być Tomek. Przestraszyłam się nie na żarty. Podbiegłam do drzwi wejściowych, pociągnęłam za klamkę, były zamknięte, wzięłam głęboki oddech, aby uspokoić skołatane nerwy. Poszłam z powrotem do sypialni, otworzyłam drzwi szafy i wyjęłam sukienkę w kolorze czerni tak jak mój dzisiejszy humor. Z szuflady wyciągnęłam koronkową bieliznę w kolorze czerwieni, przebrałam się, spojrzałam w lustro, biustonosz, chociaż bez ramiączek to i tak świetnie podnosi piersi. Włożyłam sukienkę na cieniutkich ramiączkach, idealnie dopasowana do mojej figury, długość przed kolano. Obróciłam się dwa razy dookoła własnej osi i pomyślałam, co ma być, to będzie. Kiedy już zrobiłam makijaż i zaczęłam zakładać pończochy, zadzwonił dzwonek do drzwi. Podeszłam wolnym krokiem z drżeniem rąk, spojrzałam przez wizjer, to była Anka, jakiś ciężar spadł mi z serca. Otworzyłam drzwi i weszła moja przyjaciółka, na mój widok zagwizdała.

— Tess uuu… Jak ty cudownie wyglądasz.

— Aj tam tak jak zawsze. Wchodź, nie stój tak w drzwiach, siadaj, daj mi jeszcze chwilkę.

— Już, już idę i siadam, proszę pani. — Anka zaczęła się śmiać, a ja udałam się do sypialni, skończyłam się ubierać, wzięłam maskę i torebkę. Anka jak zobaczyła mnie, to się poderwała z fotela.

— To, co szalejemy dziś, mój byczek tam będzie. — Szczerzyła dalej te swoje białe zęby.

— A gdzie tym razem jedziemy.

— Chodź, nie marudź, wszystkiego się dowiesz po drodze. — Pociągnęła mnie za rękę, zdążyłam złapać płaszcz.

— Czekaj, czego tak pędzisz, muszę zamknąć mieszkanie, spokojnie. — Powstrzymałam Ankę.

— Zaraz wybuchnę, jak nie będę miała go w sobie, nie wytrzymam, chodź szybciej, nie rób mi tego. Taksówka już czeka na dole. — Anka to mówiła jak jakaś desperatka, widać, że naprawdę on się jej podoba.

Siedziałyśmy już wygodnie w taksówce, Ania podała adres, gdzie kierowca ma nas zawieźć. Ja zawiązałam jej maskę, a ona mi. Taksówkarz tylko zerkała ukradkiem we wsteczne lusterko, bardzo mnie to rozbawiło.

— Czego rżysz jak jakaś klacz. — Przyjaciółka szturchnęła mnie w bok.

— Bo potrzebuję ogiera. — Dwie naraz wybuchłyśmy gromkim śmiechem.

— Są panie na miejscu. — Odezwał się taksówkarz. Anka zapłaciła za kurs, wysiadłyśmy i stanęłyśmy przed ogromną rezydencją na obrzeżach Warszawy. Piękny duży budynek, wyglądał jak jakiś pałac, ciekawe, kto może tu mieszkać? Pomyślałam. Podeszłyśmy do drzwi, wcisnęłam dzwonek, po chwili drzwi się otworzyły i weszłyśmy do środka. Podszedł mężczyzna we fraku i poprosił nas o płaszcze. Podałam swój, a Anka swój, spojrzałam na nią była w mini czerwonej sukience, która odsłania za dużo, ale to nie byłaby Anka, żeby tak się nie ubrała. Po chwili podszedł do nas mężczyzna w czarnej masce.

— Witaj Aniu, widzę, że przyszłaś z koleżanką. — Dopadł do jej ust jak głodny szakal. Stałam z boku i przyglądałam się ich pieszczotom, dopóki się od siebie nie oderwali.

— To jest Tess. — Anka pokazała na mnie dłonią, facet złapał mnie za rękę i złożył delikatny pocałunek.

— Ja jestem Maks. — Odezwał się delikatnym głosem. Podszedł, objął Anię w pasie, szepną jej do ucha. — Pieprzymy się dziś jak króliczki — Niechcący usłyszałam i się uśmiechnęłam, ruszyliśmy w kierunku dużego salonu. Ja szłam wolnym krokiem za nimi, rozkoszując się pięknym widokiem domu. Urządzony był zarazem z elegancją, jak i z klasą, szarość oraz biel z dodatkiem czerni. Weszliśmy do salonu, w którym było już sporo gości, każdy elegancko ubrany no i oczywiście mieli maski. Jednak mój wzrok mimowolnie zatrzymał się na środku towarzystwa, gdzie stał mężczyzna odwrócony plecami w moją stronę. To był ten sam facet, co na ostatnim przyjęciu, spoglądałam w tamtym kierunku, kiedy podszedł kelner z szampanem, rozpraszając moją uwagę, wzięłam lampkę, podziękowałam i upiłam łyk. Kiedy spojrzałam ponownie, mężczyzna patrzył wprost na mnie. Odwróciłam wzrok na bok, nie dając mu tej satysfakcji, rozglądałam się za Anką. Siedziała wygodnie na kanapie w rogu sali, podeszłam do niej.

— Wiedziałaś, że ten facet też tu będzie? — Zapytałam.

— Nie, nie wiedziałam, dostaliśmy zaproszenie od Maksa. To niby jego najlepszy kolega, czy jakoś tam, no to musi tu być.

— Tess po prostu baw się dobrze, nie histeryzuj. Ja na sam widok Maksa robię się cała mokra, pragnę go, już dłużej nie wytrzymam. Ciekawe gdzie on polazł? Jak nas tu nie znajdziesz, to szukaj w którejś sypialni. — Anka puściła do mnie oczko.

— Będziecie pieprzyć się jak króliki. — Zaśmiałam się, to mówiąc. — Niechcący usłyszałam.

— Mało powiedziane. — Zaczęłyśmy się śmiać razem.

— A co paniom tak wesoło? Powiedzcie, to pośmiejemy się razem. — Jak usłyszałam ten głos, to serce zaczęło mi bić coraz mocniej.

— Witaj Alex. — Odezwałam się, a on chwycił mnie za dłoń i złożył gorący pocałunek, patrząc mi prosto w oczy.

— Witaj Tess, witaj Anno. — Powiedział to takim głosem, że dostałam gęsiej skórki na całym ciele.

— O tu jesteście. — Wtrącił się Maks, klepiąc po ramieniu Alexa.

— A gdzie mamy być, siedzę tu i czekam na ciebie, zaraz zakwitnę. — Anka podeszła chwyciła Maksa pod ramię.

— Wy sobie pogadajcie, nie będziemy wam przeszkadzać, idziemy pozwiedzać dom. — Anka puściła oczko i już ich nie było. A ja tak stałam, nie wiedząc, co mam powiedzieć.

— Jesteś jeszcze piękniejsza niż ostatnio, dziś tak łatwo nie dam ci uciec. — Gapiłam się z oczami wielkości pięciu złotych, nie wiedziałam, co mam powiedzieć.

— Przyniesiesz mi szampana. — Wypaliłam.

— Dla ciebie wszystko. Zaczekaj, za chwilę wracam. — Poszedł w kierunku domowego baru, za którym stał barman, ten sam, co na ostatnim przyjęciu serwował drinki. Usiadłam wygodnie na kanapie, tu gdzie siedziała Ania, założyłam nogę na nogę i czekałam na powrót Alexa, ręce już miałam całe spocone, serce tak mi biło, myślałam, że zejdę zaraz na zawał. Jednak nie wytrzymałam długo w jednym miejscu, wstałam i ruszyłam w kierunku drzwi na ogromny taras i ogród, musiałam chwilę pooddychać świeżym powietrzem. Podeszłam do barierki, oparłam się delikatnie i wciągnęłam powietrze kilka razy, przywracając spokojny rytm mego serca.

— Myślałem, że znowu mi uciekłaś.

— Nie, jestem, chciałam tylko odrobinę się przewietrzyć. — Zawiał chłodny wiatr, aż zadrżałam. Alex zobaczył to, zdjął marynarkę i okrył mi ramiona.

— Może wejdziemy do środka, robi się chłodno. — Podszedł do mnie i delikatnie objął, ogrzewając swoim ciepłem, nie zaprotestowałam, zbliżyłam się jeszcze bardziej, wtulając się w jego ciało. Właśnie teraz potrzebowałam tego najbardziej, bliskości.


Staliśmy tak wtuleni w siebie, to, co poczułam w tej chwili do tego mężczyzny, jest obezwładniające, coś mnie do niego przyciąga, te buchające ciepło, które teraz czuję, rozpływa mi się po całym ciele, jak bym miała za chwilę doznać spełnienia. Ogromnie się boję, czy znowu nie zostanę skrzywdzona, jeszcze nie uporałam się z jednym problemem, czyli Tomkiem, to imię jest mi nawet ciężko wymówić. Moje rozmyślanie przerywa męski głos.

— Tess będę szczery, od ostatniego spotkania, nie mogę o tobie zapomnieć, cały czas jesteś w mojej głowie, myślach, wszystkim. To przyjęcie jest zorganizowane specjalnie dla ciebie, abyś tu była. Twoja przyjaciółka nic nie chciała mi powiedzieć. — Patrzy mi w oczy, gładząc delikatnie moje ramiona, bo już naprawdę zmarzłam. Nie wiem, co mam mu odpowiedzieć, w tej chwili, po takim wyznaniu aż mnie zatkało.

— Może wejdziemy do środka, jest stanowczo za zimno. — Zdołałam wydusić. Czyli to jest jego dom, bardzo piękny, mnie chyba nigdy na taki nie będzie stać. Otworzył drzwi przede mną i weszliśmy do środka, cały czas trzymał swoją dłoń na mojej tali, a mi dreszcze przechodziły po plecach. Coś czuję, że to będzie niezapomniana noc. Gdy weszliśmy do środka, inne oczy gapiów zostały skierowane w naszą stronę, poczułam się nieswojo.

— Usiądź tu przy kominku, ogrzej się. — Wskazał dłonią gdzie mam iść, a sam ruszył w kierunku baru. Rozglądałam się dalej po mieszkaniu, byłam tym widokiem zachwycona. Jednak wzrok mój powędrował w kierunku Alexa. Stał przy barze i czekał, aż barman mu poda zamówiony trunek, odwróciłam głowę dosłownie na dwie minuty, aby spojrzeć na ogień, a potem znowu spojrzałam w stronę mężczyzny, to już nie był sam podeszła do niego jakaś dziewczyna, długie brązowe włosy sięgające do pasa, twarz zasłonięta miała czerwoną maską, tylko usta pomalowane różową szminką. Ubrana w czarną krótką sukienkę. Uwiesiła mu się na ramieniu, gładząc swoim łapskiem jego tors, chciała rozpiąć guzik koszuli, aby wsadzić tam rękę, ale Alex stanowczo ją powstrzymał, łapiąc za dłoń. Nachylił się nad nią i coś jej szepną do ucha, a ona jak małe dziecko zrobiła kwaśną minę, odrzuciła kokieteryjnie włosy, zawróciła się na pięcie i odeszła, a mi uśmiech cisną się na twarzy.

— Co tam takiego ciekawego ujrzałaś. — Aż podskoczyłam na dźwięk jego głosu.

— Uwielbiam, przesiadywać przy kominku. — Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam, a on odwzajemnił mój uśmiech, podając mi drinka, który był ciepły.

— Co to jest? Jest ciepłe? — Upiłam łyk, próbując, a on spoglądał na mnie.

— Smakuje ci? — Zapytał.

— Owszem bardzo dobre.

— To jest hot. Toddy. Czyli whiskey, miód, herbata, cytryna i kilka goździków. Specjalnie dla ciebie. — Usiadł naprzeciwko mnie i świdrował swoim wzrokiem.

— Naprawdę bardzo dobre. — Wypiłam znaczną część szklanki, dodając sobie tym odwagi. Z głośników popłynęła wolna muzyka, Anka z Maksem wskoczyli, jako pierwsi na parkiet i kołysali się w rytm muzyki, przytuleni do siebie. Ja wypiłam do końca swojego drinka, poczułam jak jego ciepło, rozchodzi mi się po całym ciele. Alex podniósł się ze swego fotela i podał mi dłoń.

— Zatańczymy? — Patrzył mi głęboko w oczy.

— Tak. — Machnęłam głową i podałam swoją dłoń. Ruszyliśmy wolnym krokiem pomiędzy tańczących. Tańczyłam z delikatnym dystansem, aż do momentu, kiedy Alex przyciągną mnie go siebie i położył swoją głowę na moim ramieniu, wtulając się we mnie, jego zapach jest obezwładniający. Czułam, jak zaczął szybciej oddychać, ja tak samo, robiło się coraz bardziej gorąco. Inni gapili się na mnie, jak bym kogoś zabiła tu i teraz, poczułam się nieswojo. Ruszaliśmy się w rytm wolnej muzyki, delektując się swoją bliskością aż do końca kawałka. Złapał mnie za rękę i poszliśmy w kierunku drzwi, otworzył je i znaleźliśmy się w bibliotece, pchnął mnie na ścianę.

— Już dłużej nie wytrzymam, co ty ze mną robisz? — Podszedł do mnie, ja byłam oparta plecami o ścianę, czułam jej chłód na swoich plecach, ale to mi nie przeszkadzało, pragnęłam go tu i teraz, natychmiast, byłam już taka gorąca spragniona jego dotyku.

— Pragnę dotykać, pieścić, całować, delektować się każdym odcinkiem twego ciałka. — Oddychaliśmy jednakowym rytmem. Przysuną się do mnie bliżej, rozszerzając moje nogi, aż sukienka mi się podwinęła na brzuch, ukazując bieliznę. Spojrzał w dół, błądząc dłonią coraz niżej i niżej, aż dotkną mojej szparki, odchylając majtki na bok i delikatnie wkładając palec, zataczając koła na łechtaczce. Z moich ust wydobył się delikatny jęk rozkoszy, jaką mi zadawał Alex. Wyjął palec, wsadził do swoich ust i oblizał.

— Smakujesz cudownie, a pachniesz jeszcze lepiej. — Chwycił za sukienkę i jednym ruchem pozbył się jej, stałam w samej bieliźnie, a on się przyglądał. Spojrzałam na jego krocze, widać, że był gotowy tak samo, jak ja. Zbliżył się, a ja dopadłam do jego koszuli jak głodne zwierzątko i zaczęłam, niezdarnie rozpinać guziki. Byliśmy nadal w maskach, żadnemu nie przyszło do głowy, aby się ich pozbyć. Kiedy już uwolniłam go z koszuli, widziałam każdy mięsień, który się napina, przy moim dotyku, błądziłam dłonią, zataczając koła. Rozszerzyłam usta, oblizując wargi, przybliżając się do nieziemskiego ciała, ale on był szybszy, chwycił za moje piersi, unosząc biustonosz do góry. Wziął jedną do ust, ssąc, liżąc i ściskając, a ja czułam się jak w niebie, chciałam go, tu i teraz w sobie. Chwyciłam za włosy, unosząc jego głowę do góry i dopadając do ust. Złączyliśmy się w namiętnym pocałunku, pożerając, smakując się, aż zabrakło tchu.

— Jaka jesteś mokra, a jaka ciasna. — Wsadził ponownie palec, we mnie zataczając kółka, nadając rytm swojej dłoni. Ja wygięłam się, czując, jak przechodzi mnie dreszcz rozkoszy, który daje jeszcze większą falę pożądania.

— Maleńka to, dla ciebie. — Chwyciłam go za ramiona, gładząc jego plecy i wbijając swoje paznokcie, orgazm zbliżał się nieubłaganie, a on przyśpieszał, aż w pewnym momencie przestał. Spojrzałam na niego, nie wiedząc, co się dzieje, stałam osłupiała. Alex podszedł do stołu i zrzucił to, co na nim było, machną palcem, abym podeszła do niego. Ruszyłam w jego kierunku, podchodząc coraz bliżej, aż złączyliśmy się gorącymi ciałami, pasowaliśmy idealnie. Zaczął całować, ramiona, piersi, schodząc niżej na brzuch. Sama nie wiem, kiedy znalazłam się na stole. Stanął między moimi nogami, popychając mnie delikatnie na zimny blat, dreszcze przeszły mi po ciele, dając odrobinę ochłody. On nie przestając, całował brzuch, zbliżając się do zakazanego miejsca. Kiedy jego usta dotknęły mojej szparki, myślałam, że eksploduję, nie miałam jeszcze w życiu takiego doznania, to, co on ze mną robi, jest nieziemskie, poddaję się temu. To był mój prawdziwy pierwszy raz. Jego usta wpijały się w moje ciało, czułam język w sobie, który robił różne rzeczy, chwyciłam go za włosy, podciągając do siebie, całując. Kiedy już złapaliśmy oddech, zaczęłam rozpinać mu pasek, aby poczuć to, co ma pod bokserkami. Jednak on zabrał mi ręce, ściągną sam swoje spodnie, widzę go całego, dużego, nabrzmiałego, gotowego, aby wejść we mnie. Całuje mnie jeszcze raz, zakłada prezerwatywę, nawet nie wiem, kiedy ją wyciągnął. Łapie mnie, za ramiona i delikatnie wchodzi we mnie, dając mi tym nieziemską rozkosz. Porusza się coraz szybciej i szybciej, aż smużka potu spływa mu po torsie. Jest taki idealny, czuję go całą sobą. Pieści mi piersi, dając tym jeszcze większą rozkosz i czuję już nadchodzące spełnienie. Jęknęłam ponownie, tym razem jeszcze wyraźniej pochylając się do przodu i zaciskając szczęki niemiłosiernie mocno, przy okazji wbijając długie ostre paznokcie w delikatną skórę na karku, ramionach i barkach tego mężczyzny, by w końcowej fazie błogiego spełnienia dojść jednocześnie. Przytulił mnie do siebie, tak jak by miał to być nasz ostatni raz.

— Jesteś cudowna. — Wypowiedział, patrząc mi w oczy i delikatnie się wysuną.

— Ty też. — Wypowiadam, uśmiechając się i zerkam w jego kierunku. Wstaję i zaczynam zbierać, ubranie. Zakładam bieliznę, rozglądając się za sukienką. Podchodzi, obejmuje mnie od tyłu i składa jeszcze jeden gorący pocałunek na mojej szyi. Przez przypadek, obracam się niezdarnie zrzucając mu maskę.

— O m g — Tylko to daję radę wypowiedzieć, gdy spoglądam na jego twarz.


Ponownie spoglądam ukradkiem, na tego mężczyznę wkładając sukienkę. Jestem w ogromnym szoku, bo przede mną stoi Aleksander Thomson we własnej osobie. Muszę, czym prędzej uciekać, nie może się dowiedzieć, że to ja.

— Tess coś się stało? — Spogląda na mnie, robiąc krok w moją stronę. Ja automatycznie robię krok w tył. Zachowujemy się jak małe dzieci.

— Nie nic się nie stało, możesz mi pokazać, gdzie jest toaleta. — Podchodzi, chwyta mnie za dłoń, przyciąga do siebie i całuje, ja nie robię nic, poddaje się temu. Jak już odrywa się od moich ust, ubieramy się i wychodzimy jak by nigdy nic, do bawiących się ludzi.

— Toaleta jest tu. — Pokazuje mi, które to drzwi, a jak uciekam za nie, bo teraz to jest bezpieczne pomieszczenie, gdzie się mogę ukryć. Nie wiem, co mam robić, dlaczego to musiał być on? Wyciągam szminkę i piszę na lustrze tylko jedno słowo, przepraszam. Później jedyne, co mi przychodzi do głowy to ucieczka, uchylam drzwi i wysadzam głowę za nie, spoglądając czy nigdzie nie ma Alexa, czy mnie nie widzi. Wychodzę nie zauważenie, łapię płaszcz i kieruje się do wyjścia, nigdzie nie widziałam po drodze Alexa, Anki ani Maksa. Kiedy drzwi się zamykają za mną, daję upust swoim skumulowanym emocjom, łzy spływają po policzkach, parząc je okropnie, rozdzierając mnie od środka. Dlaczego to musiał być on? W pracy nawet na mnie nie spojrzy, a tu, proszę bardzo. Poczułam coś do mężczyzny w masce, a nie do szefa, moja rozpacz sięga zenitu. Zamawiam taksówkę i jadę do domu.


Alex


Co za kobieta, jeszcze takiej nigdy nie spotkałem, czuję ją jeszcze całym sobą, również jej smak na swoich ustach, była taka delikatna, idealna, ciasna, cud-kobieta. Rozglądam się po sali, powinna już wyjść z toalety. Podchodzę do drzwi, pukam delikatnie, jeden raz, potem drugi raz i nic.

— Tess jesteś tam? Czekam i czekam. — Pukam ponownie i nic, łapię za klamkę drzwi uchylając je, ale nikogo nie ma. Patrzę na lustro, na którym widnieje jedynie napis, przepraszam. Nie wiem, co się ze mną dzieje, uderzam pięścią w to lustro, które rozsypuje się na tysiąc kawałków, raniąc mi całą dłoń. Dlaczego uciekła? Co ja jej takiego zrobiłem? Wychodzę z toalety, wszyscy patrzą na mnie, nastała grobowa cisza, ale nic mnie oni już nie obchodzą, podchodzę do baru.

— Czysta z lodem, szybko. — Wypijam duszkiem wszystko, co barman mi wlał.

— Koniec imprezy, żegnam państwa! — Wykrzykuję, zdenerwowany. Wszyscy zaczynają opuszczać mój dom bez słowa sprzeciwu, kiedy wychodzą ostatni goście, Ania i Maks schodzą z góry, zobaczyć, co się dzieje. Mój kumpel podchodzi, łapie za moją dłoń i przykłada mi chusteczkę, bo krew kapie nadal z ręki, brudząc ubranie, ale nic mnie to nie obchodzi, nie czuję bólu.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 8.82
drukowana A5
za 49.61