E-book
31.5
drukowana A5
49.6
Teraz Ty

Bezpłatny fragment - Teraz Ty

Zbuduj życie, które naprawdę jest Twoje


Objętość:
95 str.
ISBN:
978-83-8414-411-4
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 49.6

Wstęp

Nie wiem, kim jesteś.

Nie wiem, co teraz przeżywasz. Ale wiem jedno:

nie trafiłeś tutaj przypadkiem.

Może jesteś w punkcie, w którym wszystko wydaje się bez sensu.

Może masz już dość słuchania, co powinieneś, jak musisz, kim warto być.

Może nosisz w sobie historię, której jeszcze nigdy nikomu nie opowiedziałeś.

Albo po prostu czujesz, że coś w Tobie woła:

„To nie wszystko. To nie jestem cały ja.”

I właśnie dlatego napisałem tę książkę. Nie po to, żeby Cię uczyć.

Nie po to, żeby mówić Ci, jak żyć.

Ale po to, żeby przypomnieć Ci coś, co już wiesz — tylko być może o tym zapomniałeś:

To Twoje życie. Twoje. Nie ich.

I tylko Ty możesz je zbudować naprawdę.


Nie znajdziesz tu gotowych rozwiązań. Nie znajdziesz tu idealnych formuł.

Nie znajdziesz tu wersji Ciebie, która ma się „naprawić”.

Znajdziesz za to słowa, które mogą Cię przywołać do siebie.

Słowa, które nie będą mówiły Ci „bądź lepszy” — tylko:

„Wróć do siebie. Zaufaj sobie. Wybierz siebie.”

To nie jest książka o sukcesie.

To nie jest książka o produktywności.

To nie jest książka o tym, jak „wygrać życie”. To książka o tym, jak nie przegapić siebie.


Piszę to wszystko, bo sam przez lata siebie przegapiałem.

Zatracałem się w tym, co wypada. Zgubiłem się w tym, co trzeba.

Zamilkłem tam, gdzie trzeba było krzyczeć.

I grałem rolę, której nikt mi nie dał — ale wszyscy oczekiwali.

I dopiero wtedy, gdy już nie zostało nic do stracenia, odkryłem, że wszystko, czego szukałem — było we mnie.

Ta książka to nie sukces. To proces.

To zapis przebudzenia, które może zdarzyć się też w Tobie.


Jeśli czujesz, że to do Ciebie — zostań. Nie musisz czytać wszystkiego naraz.

Nie musisz się z tym zgadzać.

Ale jeśli choć jedno zdanie Cię poruszy — to znaczy, że coś w Tobie się obudziło. I właśnie o to chodzi.

Bo ta książka nie chce być mądrzejsza od Ciebie. Ta książka chce być Twoim lustrem.

Twoim lustrem — i Twoim początkiem. Gotowy?

To teraz Ty.

Rozdzial 1 Dość czekania. To Twój moment

Nie wiem, gdzie jesteś, kiedy to czytasz. Może siedzisz zmęczony na ławce. Może leżysz w łóżku i próbujesz zasnąć, ale myśli nie dają Ci spokoju. Może przeglądasz to z nadzieją, że znajdziesz tu coś, co wreszcie Cię ruszy.

Zacznijmy od tego: dobrze, że tu jesteś. Naprawdę. Nie przez przypadek.

Może to właśnie ten moment, którego się tak długo bałeś. Moment, w którym nie ma już dokąd uciec. Gdzie coś w Tobie mówi: „albo coś się zmienia, albo ja się rozsypię do końca”.

I nie wstydź się tego. Nie chowaj tej myśli. To początek.

Bo zobacz, zbyt wielu z nas żyje na pół gwizdka. Udaje, że wszystko gra, chociaż w środku krzyczy. Robimy dobrą minę, gramy swoje role — pracownik, syn, ojciec, przyjaciel — ale kiedy gasną światła, nie jesteśmy pewni, kim naprawdę jesteśmy.

Znasz to uczucie? Ja znam.

Czekałem latami. Na właściwy moment. Na znak z nieba. Na to, aż wszystko się ułoży, uspokoi, aż przestanę się bać. Ale nie przestawałem. I wiesz co?

To, co mnie ruszyło, to nie był cud. To był ból. Ból, którego już nie mogłem ignorować.


Dość czekania.

Dość czekania na zgodę świata. Dość czekania na to, aż ktoś przyjdzie i Ci powie, że jesteś wart. Dość ukrywania się za słowami „jeszcze nie teraz”, „to nie moment”, „nie jestem gotowy”.

Nigdy nie będziesz w pełni gotowy. I właśnie dlatego to jest właściwy moment.

To jest Twój czas. Nie idealny. Ale prawdziwy.

Nie musisz zaczynać z odpowiedziami. Zaczynasz z pytaniami. Z uczciwym spojrzeniem w lustro. Z decyzją, że przestajesz się mijać z samym sobą.


Przeszłość nie może być wymówką

Wiem, że masz swoją historię. Może trudną. Może pełną rzeczy, o których nikomu nie mówisz. Może taką, którą nosisz jak ciężki plecak, nie zdejmując go nawet na chwilę.

Ale ja Cię dziś proszę o jedno: przestań traktować swoją przeszłość jak wyrok.

To nie ona decyduje o tym, kim jesteś. Decyduje o tym, co przetrwałeś. Ale to Ty decydujesz, co z tym zrobisz.

I nie musisz udawać, że nic się nie stało. Przeciwnie — uznaj to. Uznaj swoje rany, swoje błędy, swoją drogę.

Ale nie pozwól im mówić, że nie masz prawa do zmiany.

Nie jesteś sumą swoich porażek. Nie jesteś tym, kto Cię skrzywdził. Nie jesteś wersją siebie z najgorszego dnia życia.

Jesteś kimś, kto ciągle może zacząć od nowa.

Każdy ma punkt startowy

Może zaczynasz z dna. Może z chaosu. Może z samotności.

Ale wiesz co? To właśnie są najmocniejsze punkty startowe. Bo nie masz już złudzeń. Bo nie masz już siły na pozory. Bo zaczynasz prawdziwie.

Nie potrzebujesz miliona narzędzi. Potrzebujesz jednego: decyzji.

Decyzji, że chcesz czegoś więcej niż tylko przetrwania.

I wcale nie chodzi o wielkie deklaracje. Nie musisz od razu mieć wizji na pięć lat naprzód. Czasem wystarczy:

„Nie chcę już żyć tak, jak żyłem.” To już jest zmiana.


Powiem Ci coś szczerze

Będą dni, kiedy poczujesz, że nie ma sensu. Że wszystko to głupie. Że to nie działa. I wtedy właśnie musisz pamiętać:

Nie chodzi o perfekcję. Chodzi o kierunek. Nie idziesz na pokaz. Idziesz po siebie.

I nawet jeśli dziś robisz tylko jeden krok, to on zmienia wszystko. Bo nie jesteś już tą samą osobą, która tkwiła w martwym punkcie.


Nie jesteś sam

Piszę to, bo sam tam byłem. Bo pamiętam ten moment, kiedy zamknąłem drzwi, usiadłem na podłodze i zapytałem: „Czy tak ma wyglądać reszta mojego życia?”

Nie miałem odpowiedzi. Ale miałem decyzję: dość.

I ta decyzja była początkiem wszystkiego. Nie idealna. Nie łatwa. Ale moja.

Więc jeśli dziś czujesz, że coś się w Tobie łamie — pozwól temu pęknąć. Bo może to nie jesteś Ty się

łamiesz. Może łamie się skorupa, która Ci już nie służy.


I co teraz?

Zróbmy to razem. Nie jako mistrz i uczeń. Jako dwaj ludzie, którzy wiedzą, jak boli życie na pół gwizdka. Którzy wiedzą, że trzeba się zatrzymać, spojrzeć sobie w oczy i zapytać: „Kim naprawdę jestem?”

I nie musisz znać odpowiedzi od razu. Ale jeśli jesteś gotów ją szukać — to już wystarczy.

Bo ta książka nie jest o perfekcji. To książka o prawdzie.

Twojej.


Zanim przejdziesz dalej…

W kolejnym rozdziale porozmawiamy o czymś cholernie ważnym. O uczciwości wobec siebie. O tym, dlaczego największym kłamstwem nie są te, które mówimy innym

— tylko te, które mówimy samym sobie.

I pokażę Ci, jak ta uczciwość nie jest słabością. Jest początkiem wolności.

Do zobaczenia tam.

Rozdział 2

Wszystko zaczyna się od uczciwości wobec siebie

Zacznijmy od czegoś, co może Ci się nie spodobać: nie pójdziesz dalej, jeśli będziesz oszukiwać samego siebie.

Nie dlatego, że jesteś zły. Nie dlatego, że nie zasługujesz. Ale dlatego, że nie da się zbudować czegoś prawdziwego na fundamencie kłamstw. Nawet

jeśli te kłamstwa są ciche. Nawet jeśli mają Cię chronić. Wiesz, o czym mówię.

„To nic takiego.”

„Dam radę, sam, nie muszę z nikim o tym gadać.”

„Inni mają gorzej.”

„Jest okej, po prostu muszę się ogarnąć.” Brzmi znajomo?

To są te subtelne, codzienne oszustwa. Małe, ale potężne. Odbierają Ci kontakt z samym sobą. Odbierają szansę na prawdziwą zmianę. Bo jak masz naprawić coś, czego nawet nie nazwiesz?

W tym rozdziale pójdziemy głęboko. Będzie niekomfortowo. Będzie prawdziwie. I będzie uzdrawiająco.

Bo jeśli naprawdę chcesz zbudować życie, które będzie Twoje, musisz zacząć od brutalnie szczerego spojrzenia na to, kim jesteś dziś. I gdzie się mijasz z prawdą.

Ale nie będę Cię zostawiał z tym sam.

Pokażę Ci, jak uczciwość wobec siebie to nie jest kara. To jest wolność.


Znasz ten moment, kiedy mówisz „wszystko okej”, a w środku czujesz tylko ciężar?

Albo gdy śmiejesz się z żartu, a zaraz po tym odwracasz wzrok, bo coś w Tobie nagle pęka?

To są właśnie te chwile, które najwięcej mówią. Nie wielkie dramaty, nie życiowe zwroty akcji.

Tylko te codzienne, ciche pęknięcia, kiedy zdradzasz sam siebie.

Na przykład:

— Praca, której nienawidzisz, ale mówisz sobie, że

„stabilność jest ważna”.

— Związek, który Cię wysysa, ale mówisz, że „każdy ma swoje wady”.

— Przemilczane emocje, bo „nie ma co marudzić, trzeba być twardym”.

— Przemęczenie, które woła o przerwę, a Ty odpowiadasz: „jeszcze trochę, ogarnę”.

To nie są tylko wymówki.

To są mikro-zdrady. Takie, które dzieją się po cichu. Codziennie.

I one zbierają odsetki. Z czasem czujesz się wypalony, zagubiony, odłączony od siebie.

Nie dlatego, że życie Cię złamało.

Tylko dlatego, że sam siebie zostawiłeś.

I nie mówię tego, żeby Cię dobić. Mówię to, bo wiem, jak to jest.

Byłem mistrzem udawania. Potrafiłem uśmiechać się, kiedy wewnątrz walił się świat.

Mówiłem „jest okej”, kiedy nie było.

I wiesz co? Najgorsze nie było to, że ludzie wierzyli. Najgorsze było to, że ja zaczynałem w to wierzyć.

Bo kiedy długo udajesz — zapominasz, jak brzmi prawda.

I wtedy, któregoś dnia, zostajesz sam ze sobą. Bez widowni. Bez roli do zagrania. I czujesz, jak coś się w Tobie łamie.

Ale to nie musi być koniec. To może być początek.

Bo właśnie wtedy — kiedy po raz pierwszy powiesz do siebie na głos:

„Nie jestem szczęśliwy.”

„To nie jest życie, którego chcę.”

„Boje się.”

— wtedy dzieje się coś niesamowitego.

Nie rozpadasz się.

Zaczynasz się składać od nowa. Prawdziwie. Na swoich warunkach.

Uczciwość wobec siebie jest przerażająca, bo zdejmuje z nas zbroję.

A zbroje są wygodne, nawet jeśli ciążą. Bo chronią. Przynajmniej w teorii.

Nie musisz czuć. Nie musisz myśleć.

Nie musisz rozliczać się z tym, co boli.

Tylko że problem jest taki: zbroja chroni Cię nie tylko przed światem. Ona odcina Cię od Ciebie.

I nagle nie wiesz, czego chcesz. Nie wiesz, co czujesz.

Nie wiesz, czy to Ty, czy tylko rola, którą tak długo odgrywasz, że stała się jak druga skóra.

Ale uczciwość wobec siebie nie musi być rewolucją. Może być cicha.

Może się zacząć od jednego zdania.

„Nie chcę już tego dźwigać.”

Albo: „Nie jestem sobą, gdy milczę.”

Albo po prostu: „To mnie boli.”

Tyle.

To wystarczy na start.

Nie musisz rzucać pracy, zrywać związku, wyjeżdżać w Bieszczady.

Czasem wystarczy usiąść i przestać kłamać sobie, że

„to minie samo”.

Widzisz, prawda o Tobie może Cię najpierw przestraszyć.

Może pokaże Ci rzeczy, które trudno przyjąć. Ale prawda Cię nie skrzywdzi.

Kłamstwo — prędzej czy później — tak.

I nie chodzi o to, żeby być brutalnym wobec siebie. Chodzi o to, żeby być prawdziwym.

I żeby wreszcie dać sobie przestrzeń na życie, które nie jest udawaniem.


Prawda zmienia wszystko. Ale nie od razu tak, jak sobie to wyobrażasz.

To nie jest jak w filmie — nie ma wielkiego katharsis, po którym wszystko się układa.

Częściej wygląda to tak, że nagle nie jesteś w stanie dłużej udawać.

Nie możesz już iść na kompromisy, które kiedyś wydawały się „rozsądne”.

Nie potrafisz być w relacjach, gdzie musisz grać kogoś, kim nie jesteś.

I zaczyna się sypać. Z pozoru.

Bo to nie Ty się rozpadasz.

To rozpada się to, co było zbudowane na nie-Tobie.

I to jest dobre. To jest potrzebne.

Ale musisz być gotowy na dyskomfort.

Na to, że nie wszyscy zrozumieją. Na to, że niektórzy odejdą.

Na to, że sam się czasem przestraszysz swojej odwagi.

Ale też — i to jest najważniejsze — zaczynasz pierwszy raz od dawna czuć się ze sobą prawdziwie okej.

Może nie szczęśliwy od razu. Może nie spokojny. Ale czysty w środku.

Bo nic już nie musisz udawać.

Pojawiają się nowe pytania.

— Jeśli nie jestem tą wersją, którą znałem… to kim jestem?

— Jeśli już nie muszę się dopasowywać… to co JA wybieram?

— Jeśli nie wszystko musi być na pokaz… to co naprawdę daje mi spokój?

I zaczynasz budować coś nowego. Nie od razu. Cegła po cegle.

Ale tym razem — prawdziwego.

Jak być uczciwym wobec siebie w praktyce

Nie musisz robić rewolucji.

Wystarczy zacząć od rzeczy, które naprawdę są Twoje. Oto kilka prostych kroków:

— Przestań mówić „jest okej”, kiedy nie jest.

Zacznij mówić:

— „Nie jestem teraz w najlepszym miejscu.”

— „Ciężko mi.”

— „Potrzebuję chwili dla siebie.”

To nie jest słabość. To siła.

Bo wymaga odwagi, by się przyznać. I pokazuje, że nie ignorujesz siebie.

— Zadawaj sobie codziennie jedno pytanie: „Co dziś czuję naprawdę?”

Nie co powinienem czuć. Nie co wypada. Co naprawdę czuję?

Zdziwisz się, jak wiele prawdy tam siedzi, jeśli tylko dasz jej głos.

— Mów „nie”, kiedy Twoje ciało i serce krzyczą

„nie”.

Nie każda prośba zasługuje na „tak”.

Nie każdy plan musi być realizowany kosztem Ciebie. Nie każda relacja to obowiązek.

Twoje „nie” może być najczystszą formą uczciwości.

— Zapisuj swoje myśli, zanim znikną w hałasie dnia.

Czasem to jedno zdanie zapisane rano może uratować Cię przed wewnętrznym chaosem wieczorem.

Zacznij notować, co w Tobie gra. Daj temu przestrzeń.

— Daj sobie prawo do zmiany zdania.

Nie jesteś zobowiązany do bycia tą samą osobą, którą byłeś wczoraj.

To nie jest niestabilność. To rozwój.


I jeszcze jedno: nie rób z tego religii.

To nie ma być kolejne „muszę”.

To ma być Twoje „chcę”, „mogę”, „potrzebuję”.

Uczciwość wobec siebie to nie projekt. To relacja.

Na całe życie.


Afirmacje — na dziś:

— Nie muszę już siebie okłamywać.

— Prawda o mnie nie jest moim wrogiem.

— Jestem gotów zobaczyć siebie naprawdę.

— Moje uczucia są ważne, nawet jeśli niewygodne.

— Mam prawo zacząć od nowa, od prawdy.

Rozdział 3

Nie jesteś problemem. Jesteś człowiekiem

Wiem, że może trudno Ci w to uwierzyć.

Bo kiedy od lat czujesz się jak ciężar — dla siebie, dla innych, dla świata — to zaczynasz żyć w przekonaniu, że to Ty jesteś problemem.

Nie Twoje rany. Nie Twoje przeżycia.

Ty. Cały Ty.

I może nie mówisz tego na głos, ale coś w środku szeptało to setki razy:

„Coś jest ze mną nie tak.”

„Dlaczego ja taki jestem?”

„Czemu nie potrafię być jak inni?”

I z czasem zaczynasz to traktować jak prawdę. Jak fakt.

Jak tożsamość.

Ale chcę Ci coś powiedzieć — coś, czego sam długo nie potrafiłem usłyszeć:

Twoje emocje nie są błędem.

Twoja wrażliwość nie jest słabością. Twoje błędy nie są wyrokiem.

To wszystko znaczy jedno: jesteś człowiekiem.

Nie jesteś robotem do funkcjonowania.

Nie jesteś kalkulatorem, który ma się zgadzać. Nie jesteś twardym projektem do ogarnięcia.

Jesteś osobą, która czuje, przeżywa, gubi się, wraca. Która czasem krzyczy, a czasem milczy za długo.

Która ma w sobie nie tylko ból, ale i siłę, o której zapomniała.


Wstyd nie krzyczy. Wstyd szepcze.

„Nie powinieneś czuć tego, co czujesz.”

„Nie jesteś wystarczający.”

„Znowu zawiodłeś.”

„Nikt nie chciałby znać prawdziwego ciebie.”

To nie jest ból, który boli głośno.

To jest cichy głos, który sączy się latami.

Wstyd nie bierze się znikąd. On przychodzi z dzieciństwa. Z pierwszych porównań.

Z zawstydzeń, których nawet nie pamiętasz, ale które pamięta Twoje ciało.

Z ocen, które słyszałeś od tych, którzy mieli Cię kochać. Z momentów, kiedy czułeś coś intensywnie — ale ktoś powiedział, że „przesadzasz”.

I uczysz się wtedy jednego:

„Muszę siebie ukryć, żeby zasługiwać na miłość.”

Ukrywasz emocje. Ukrywasz potrzeby. Ukrywasz prawdę.

Z czasem ukrywasz samego siebie.

Tak głęboko, że sam już nie wiesz, gdzie jesteś.


Ale wiesz co?

Ten wstyd nie jest Twój. Ktoś Ci go dał.

Ktoś Cię nauczył, że jesteś problemem.

Ale to nie była prawda.

To była ich projekcja. Ich strach.

Ich ograniczenie.

Ich niewypowiedziane rany.

I Ty to wziąłeś. Bo byłeś dzieckiem. Bo chciałeś przetrwać.

Bo chciałeś być kochany.

Bo wtedy nie było innego wyboru. Ale teraz masz wybór.

Możesz odłożyć ten ciężar.

Nie od razu. Nie na zawsze. Ale krok po kroku. Możesz przestać wierzyć, że jesteś winny za to, że jesteś sobą.

Kiedy traktujesz siebie jak problem

Kiedy przez lata nosisz wstyd, zaczynasz patrzeć na siebie jak na zagrożenie.

Jakbyś był polem minowym.

Jakby w Tobie było coś, co trzeba pilnować, tłumić, poprawiać.

Nie człowiek — tylko problem do zarządzania.

I wtedy wszystko, co czujesz, interpretujesz jako „coś nie tak”.

Zmęczenie — to lenistwo.

Smutek — to słabość.

Złość — to bycie toksycznym.

Zamknięcie się — to bycie niedojrzałym.

Zaczynasz sam siebie oceniać szybciej, niż świat zdąży cokolwiek powiedzieć.

Ale prawda jest taka:

Nie da się wygrać wojny z samym sobą.

Nie możesz się bić i jednocześnie siebie uzdrowić. Nie możesz się nienawidzić i jednocześnie odzyskać.

Jeśli chcesz iść dalej, musisz zrobić coś odważnego.

Musisz przestać siebie atakować.

To pierwszy krok.

Nie kochanie siebie. Nie akceptacja. Po prostu: zawieszenie broni.


Zacznij mówić do siebie inaczej

Zamiast mówić:

„Znowu zawaliłeś” — powiedz: „Dziś było trudniej. I to okej.”

„Nie ogarniasz życia” — powiedz: „Nie muszę wszystkiego wiedzieć. Uczę się.”

„Nikt mnie nie chce” — powiedz: „To, że ktoś mnie nie widzi, nie znaczy, że mnie nie ma.”

Zamień osąd na obecność. Zamień kontrolę na troskę. Zamień walkę na rozmowę.

Nie musisz siebie naprawiać.

Może wystarczy zacząć siebie widzieć.


Przebaczenie sobie to nie jest bajka

To nie „odpuść i zapomnij”.

To spójrz sobie w oczy i powiedz: wiem, co zrobiłem — i dalej chcę być dla siebie dobry.

A to boli.

Bo nie chodzi tylko o to, co zrobiliśmy innym. Czasem chodzi o to, co zrobiliśmy sobie.

Zaniedbanie.

Zdrada własnych potrzeb. Zgoda na to, co nas niszczyło.

Milczenie, kiedy coś w nas krzyczało.

Udawanie, że wszystko gra — kiedy nie grało nic.

I człowiek nosi to w sobie jak kamień. Nie zawsze mówi o tym głośno.

Ale to tam jest.

Przebaczenie sobie to akt odwagi.

Nie dlatego, że masz się usprawiedliwiać.

Ale dlatego, że wreszcie przestajesz siebie karać.

Nie jesteś tą wersją siebie sprzed pięciu lat. Nie jesteś tą decyzją, którą podjąłeś w panice.

Nie jesteś tą chwilą, gdy zawiodłeś — Ty albo kogoś.

Jesteś kimś, kto to wszystko przetrwał. I kto może teraz wybrać inaczej.

Wartość, która nie potrzebuje potwierdzenia

Znasz to uczucie, kiedy ktoś Cię pochwali — i przez chwilę czujesz się jak ktoś ważny?

Ale mija minuta, godzina, dzień — i znowu wracasz do myśli:

„Czy ja naprawdę coś jestem wart?”

Bo w głębi serca wcale nie czujesz się pewny siebie. Czujesz się zależny.

Od spojrzenia. Od reakcji.

Od uznania, lajków, wiadomości, odpowiedzi.

I to męczy.

Bo nawet jeśli ludzie dają Ci aprobatę — Ty jej nie czujesz w środku.

To jak picie wody przez dziurawy kubek.


Poczucie własnej wartości nie rodzi się z tego, że ktoś Cię uzna.

Rodzi się z tego, że Ty sam zaczynasz siebie widzieć i traktować poważnie.

Nie idealizujesz siebie. Nie udajesz, że nie masz wad. Ale przestajesz żyć tak, jakbyś musiał zasłużyć na istnienie.

Masz prawo być tu. Masz prawo czuć.

Masz prawo mieć potrzeby.

Masz prawo być sobą — nawet jeśli nie każdy to zrozumie.

I nie musisz być gotowy na 100%.

Możesz zacząć budować swoją wartość od małych decyzji:

— Dziś nie zgadzam się na coś, co mnie rani.

— Dziś nie przepraszam za to, że czuję.

— Dziś nie pytam, czy jestem wystarczający. Po prostu

jestem.

To może być Twoje nowe „ja”. Nie idealne. Nie zawsze pewne.

Ale Twoje. Prawdziwe. Wystarczające.


Nie musisz się zmieniać. Musisz wrócić.

Może całe życie próbowałeś się zmieniać, bo myślałeś, że tylko wtedy będziesz zasługiwał.

Na miłość. Na spokój. Na bliskość. Na sens.

Ale co, jeśli to nie Ty byłeś problemem?

Co, jeśli problemem było to, że odciąłeś się od siebie, żeby przetrwać?

Bo kiedyś nauczyłeś się, że nie warto pokazywać siebie takim, jakim jesteś.

Lepiej było być grzecznym niż autentycznym.

Lepiej było być cichym niż wyrażającym emocje.

Lepiej było „ogarniać”, niż mówić, że sobie nie radzisz.

I nagle mijają lata, a Ty nawet nie wiesz, kim jesteś.

Bo za długo żyłeś w wersji siebie stworzonej dla świata, nie dla siebie.

Ale tu nie chodzi o to, żebyś teraz zrobił rewolucję. Nie musisz rzucać wszystkiego i wyjeżdżać w góry. Nie musisz nagle kochać siebie na 100%.

Wystarczy, że przestaniesz siebie porzucać.

Wystarczy, że dziś powiesz sobie:

„Nie jestem problemem. Jestem człowiekiem.”

„Nie muszę udawać, że nie boli.”

„Mam prawo żyć po swojemu.”

To już zmienia trajektorię.

To jest jak mały obrót kierownicy, który po kilku kilometrach prowadzi w zupełnie innym kierunku.

Nie wszystko musi być jasne. Nie wszystko musi być szybkie.

Ale od dziś możesz wybierać inaczej.

Nie z lęku. Nie z potrzeby akceptacji.

Tylko z prawdy. Z wewnętrznego „tak”. Z miejsca, gdzie naprawdę jesteś.


Afirmacje — na dziś:

— Nie jestem problemem. Moje człowieczeństwo nie wymaga poprawki.

— Mogę się pogubić i wciąż zasługiwać na szacunek.

— Nie muszę niczego udowadniać, żeby być wartościowym.

— Moje emocje są moimi sygnałami, nie wstydem.

— Wybieram siebie — nie jako projekt do naprawy, ale jako dom, do którego wracam.

Rozdział 4

Masz prawo być zmęczony. Ale nie masz obowiązku się poddawać.

Są dni, kiedy po prostu nie masz siły.

Nie chodzi nawet o ciało — chodzi o to coś głębiej. To, co jest zmęczone w Tobie, to nie mięśnie.

To serce. To głowa. To duch, który mówi: „Ile jeszcze?”

Nie jesteś leniwy. Nie jesteś słaby. Nie jesteś popsuty.

Jesteś zmęczony. I masz do tego prawo.


Od małego uczono Cię, że trzeba zaciskać zęby. Że nie można się poddawać.

Że odpoczynek to luksus.

Że jak boli — to znaczy, że działa.

Że jak się nie spinasz, to przegrywasz. I tak nauczyłeś się nie słuchać siebie.

Ignorować sygnały ciała. Zagłuszać głos duszy.

Udawać, że wszystko gra, kiedy nie gra nic.

Ale zmęczenie to nie porażka. Zmęczenie to znak.

To ciało i serce mówiące: „Potrzebuję chwili. Potrzebuję tchu. Potrzebuję Ciebie.”


Nie musisz być w ciągłym ruchu.

Nie musisz udowadniać, że zasługujesz.

Nie musisz grać roli „ogarniętego”, kiedy jedyne, co czujesz, to przeciążenie.

Masz prawo się zatrzymać. Masz prawo nic nie wiedzieć. Masz prawo nie mieć ochoty.

I to nie odbiera Ci siły.

To właśnie przywraca Ci człowieczeństwo.


Ale uwaga. Zmęczenie to jedno.

Poddanie się — to coś innego.

Zmęczenie mówi: „Zrób przerwę.”

Poddanie się mówi: „To już nie ma sensu.”

Zmęczenie mówi: „Potrzebuję zatroszczyć się o siebie.”

Poddanie się mówi: „Już nigdy nie będzie lepiej.”

I właśnie tu leży różnica.

Bo masz prawo być zmęczony.

Ale nie masz obowiązku się poddawać.


Być może miałeś momenty, kiedy wszystko w Tobie krzyczało: „Dość!”.

Chciałeś zniknąć. Uciec. Zatrzasnąć drzwi i nie wracać.

Rzucić wszystko — ludzi, obowiązki, nawet siebie. To są ludzkie momenty.

Ale nie musisz im się poddawać.

Nie musisz podejmować decyzji o życiu,

gdy Twoje serce błaga tylko o oddech, nie o rezygnację.

Nie opuszczaj siebie wtedy, kiedy najbardziej Cię potrzebujesz.

Nie skreślaj się w chwili, która chce być tylko przystankiem.


Znasz to uczucie, kiedy wstajesz i już wiesz, że to będzie ciężki dzień?

Nie wydarzyło się nic konkretnego. Po prostu coś w Tobie jest wyczerpane.

Jakbyś przez sen dźwigał czyjeś życie. Jakbyś nie miał z czego wstać.

To nie znaczy, że przegrywasz.

To znaczy, że żyjesz zbyt długo w trybie przetrwania.

Przetrwanie to nie jest życie.

To jest system alarmowy, który miał być chwilowy, a stał się stałym tłem.

I przez to nawet gdy jest „dobrze” — Ty nie czujesz ulgi. Bo w środku nadal jesteś gotowy na kolejne uderzenie.

Nie umiesz się zrelaksować.

Nie wiesz, co to znaczy „naprawdę odpocząć”. Nie wiesz, jak się nie martwić.

Ale to nie Twoja wina.

To wynik lat, w których musiałeś funkcjonować, nawet gdy nie miałeś czym.


To, że jesteś zmęczony, znaczy, że byłeś dzielny zbyt długo.

Zbyt często byłeś „silny” dla innych.

Zbyt często milczałeś, gdy wszystko krzyczało.

Zbyt często stawiałeś się do życia, nawet gdy ono nie stawiało się po Twojej stronie.

I teraz ciało mówi:

„Zatrzymaj się. Już nie mogę więcej.”

A Ty myślisz, że to słabość. A to jest wołanie o miłość.


Czasem najodważniejsze, co możesz zrobić, to

przyznać się, że nie dajesz rady.

To nie jest kapitulacja.

To jest pierwszy krok do ratunku.

Zamiast znowu zakładać maskę i mówić: „Ogarnę” — możesz powiedzieć:

„Nie ogarniam. I to jest okej.”

„Nie chcę dzisiaj być bohaterem.”

„Potrzebuję pobyć z tym, co trudne.”

Nie musisz się naprawiać. Możesz po prostu być.

Z całym swoim zmęczeniem. Z całym swoim chaosem.

Z całą swoją nieidealnością.

To też jest droga.

To też jest forma siły — cicha, niepozorna, ale prawdziwa.

Bo nie trzeba walczyć, żeby być wojownikiem.

Czasem wystarczy nie uciekać od siebie.

Nie jesteś sam — i nigdy nie byłeś

Ten moment, kiedy czujesz, że już nie masz siły, jest jednym z najbardziej samotnych na świecie.

Bo w tym zmęczeniu pojawia się głos, który mówi:

„Nikt nie zrozumie.”

„Nie mogę tego nikomu powiedzieć.”

„To tylko ja tak mam.”

Ale to nieprawda.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 49.6