Tango po zmroku
Kiedy zapadł zmrok i wszyscy opuścili już salę, poprosił, by Klara została i zatańczyła tylko dla niego. Nie spuszczał z niej wzroku, a ona czuła się pożądana i piękna. Po kilku pierwszych krokach rozpoczynających tango, wstał i podszedł do niej bardzo blisko. Ujął jej dłoń, a drugą rękę położył na biodrze, by poprowadzić ją w tańcu. Zbliżył usta do jej ucha. Czuła jego gorący oddech. A on szeptem pytał:
— Czy wiesz, co to jest tango? Tango to nostalgia, i gorycz, i żar, i pożądanie. Dla mnie tango, to ty, Klaro…
Akary błękitne
Julek łyknął bakcyla i przejął ode mnie całkowicie zajmowanie się rybami akwariowymi. Specjalnie dla niego kupiłem jeszcze większe akwarium, które w tej chwili zajmowało całą długość ściany w salonie. Julek przyszedł do domu ze szkoły, niosąc w worku foliowym, wypełnionym wodą nowych mieszkańców akwarium — akary błękitne, połyskujące przepiękną niebieską barwą. Niebieski. Ukochany kolor Sary. Sara co jakiś czas podnosiła wzrok znad książki i patrzyła z widoczną przyjemnością jak razem z Julkiem kończymy urządzać nowe akwarium. Na jego dnie wznosiły się ruiny zamku, wokół falował delikatnie gąszcz zielonych roślin, a chwilę później wpuściliśmy do wody niebieskie ryby, które z niespotykanym spokojem przepływały całą długość „akwenu”, sprytnie lawirując pomiędzy ruinami budowli i okalającą ją roślinnością. Te słodkowodne ryby z rodziny pielęgnicowatych, doskonale czuły się w akwarium. Po skończonej pracy Julian włączył muzykę, a ja dołączyłem do Sary, która na dobre odłożyła książkę, przytuliła się do mnie, kładąc głowę na moim ramieniu i wpatrywała się w płynące spokojnie akary, które połyskiwały nawet z daleka; podświetlone niebieskim światłem. Jak dobrze być w domu — pomyślałem w tamtej chwili — jak dobrze mieć rodzinę.
Sara
Moja żona jest psychologiem. Leczy ludzi słowem. Przychodzą do niej klienci i zwierzają się ze swoich emocjonalnych frustracji, kłopotów, które ich przerastają, lęków, traum. Osobiście nie wyobrażam sobie pójścia do jakiejś obcej osoby, by opowiadać jej o najmroczniejszych zakamarkach swojej duszy. Do takich spraw najlepszy jest przyjaciel albo profesjonalny lekarz duszy — ksiądz i konfesjonał. Tego nauczyła mnie przed laty moja siostra Anna i dzięki temu wyszedłem z nałogu. Pamiętam swoją spowiedź po wielu, wielu latach, kiedy z trudem znajdowałem słowa: „u spowiedzi ostatni raz byłem dwadzieścia lat temu. W tym czasie ciągle rozpamiętywałem śmierć żony i piłem, ile wlezie.” Zrobiłem przerwę, nie wiedząc, co powiedzieć jeszcze, a wtedy ksiądz, konkretny i zdecydowany zapytał: „coś jeszcze?” „Nie.” — odparłem po prostu. „Człowieku; zostaw to wszystko. Jeśli robisz coś złego, to po krótkim, iluzorycznym szczęściu, będziesz nieustannie przeżywał piekło. Zło jest łatwiejsze, nie wymaga starań. Szatan mówi ci tylko jedno — rób, co chcesz. Bóg — ma aż dziesięć wymagań. Dekalog utrzymuje człowieka w pionie, w dyscyplinie. Co wybierasz? Wybór to sztuka życia. Wybór należy do ciebie. Droga dobra jest jedna — wiedzie do Ewangelii. Co teraz robisz ze swoim życiem? Grzebiesz się w przeszłości, w czymś, czego już nie ma i chlejesz zamiast się modlić! Przestań. Zakończ to. Wstań! Idziemy dalej!” To krótkie, stanowcze — idziemy dalej — postawiło mnie na nogi. Oczywiście nie było łatwo, to był początek powrotu do zdrowia, ale był. A kiedy znowu poczułem się silny, w moim życiu pojawiła się Sara. Najdroższa, najukochańsza kobieta, która została moją żoną. Sara na temat psychologii, mimo wykonywanego zawodu, ma podobne zdanie do mnie, ale jak mówi — nie każdy potrafi wierzyć, dlatego potrzebny jest psycholog. Martwi mnie jednak fakt, że Sara tak bardzo angażuje się w problemy swoich klientów, jakby, mimo przygotowania do zawodu, wiedzy, wykształcenia, mądrości, gdzieś w środku była małą dziewczynką, która chce wszystkich przytulić i pocieszyć; gubi dystans. Ostatnio wraca z poradni zmęczona, zamyślona, pełna troski, więcej jej tam zostaje, a coraz mniej jej w domu. Nie chciała jednak o niczym opowiadać, aż w końcu, któregoś wieczoru, kiedy Julek już spał i siedzieliśmy we dwoje w salonie na sofie, poprosiła:
— Sprawdź jednego człowieka, czy był notowany, czym się zajmuje, proszę, to dla mnie ważne, intuicja podpowiada mi, że coś jest nie tak…
— To twój klient?
— Niezupełnie. Opowiedziała mi o nim jedna z moich klientek.
— Nie mogę kogoś śledzić, sprawdzać, podejrzewać, tylko dlatego, że intuicja ci podpowiada, że ta osoba nie jest w porządku… — Sara mnie nieustannie zaskakiwała. Kiedyś nawet nie dopuściłbym do głosu intuicji, nie pomyślałbym nawet o niej, ale przy Sarze, coraz częściej, w głębi ducha, przyznawałem jej rację, że intuicja to faktycznie głos, którego warto czasem posłuchać, ale właśnie — czasem — jeśli są jeszcze jakieś materialne, rzeczywiste ku temu przesłanki. A tu? Miałem śledzić faceta, tylko dlatego, że poskarżyła się na niego jakaś klientka?!
— Wiesz, co wybitny filozof Henri Bergson pisał o intuicji? — zapytała Sara.
Nie znałem się na filozofii. Nigdy nie słyszałem nawet o żadnym Bergsonie.
— Nie mam pojęcia, ale pewnie mi powiesz… — ironizowałem.
— Bergson twierdził i ja się z nim zgadzam, że intuicja jest źródłem poznania. Wiedza człowieka jest głębsza i prawdziwsza, jeśli oprzemy ją na intuicji. Intuicja to wiedza, czerpana z wewnątrz. Dzięki niej zyskujemy pewność, jeszcze zanim ujrzymy dowód.
— Hmmm…
— Zgadzasz się? — ucieszyła się Sara.
Czy z Sarą można było się nie zgadzać?
Klara
— Klaro, czy wiesz, co oznacza twoje imię?
Pokręciła przeczącą głową, a jej złote loki zatańczyły wokół zarumienionej, szczęśliwej twarzy.
— Jaśniejąca, jasna, sławna. Uczynię cię sławną. Zatańczymy razem podczas turnieju w Rio de Janeiro. A teraz, kiedy zapadł już zmierzch, proszę cię, podejdź do mnie, blisko, bliżej, jeszcze bliżej, zatańczymy tango, tylko nasze tango; tango po zmierzchu… Czy wiesz, co to jest tango? To nostalgia, i gorycz, i żar, i pożądanie. Dla mnie tango, to ty, Klaro…
Czuła jego oddech na odsłoniętej szyi, ciężar dłoni na biodrach, a kiedy odchylił ją do tyłu pod koniec tańca, poczuła, że nie utrzyma równowagi, ale przytrzymał ją silnymi dłońmi, znowu przyciągnął do siebie, pocałował mocno, prosto w usta. A potem uklęknął przed nią, obnażył jej piersi, dotknął… Nie broniła się. Chciała tego…
**
— Dzień dobry. Nazywam się Klara Sarnecka. Mam 37 lat. Pracuję w firmie ubezpieczeniowej. Do tej pory zawsze byłam rozsądna. Stabilna. Normalna. Teraz… Teraz bardzo potrzebuję rozmowy, bardzo potrzebuję pomocy…
— Co pani dolega? — zapytała Sara siedzącą vis-a-vis niej bardzo bladą kobietę o smutnych oczach.
— Kasjan Wysocki — odparła i zamilkła nagle.
— Słucham? — zdziwiła się Sara.
— Kasjan Wysocki — powtórzyła kobieta. — Dolega mi Kasjan Wysocki i chciałabym się z niego wyleczyć — tym razem jej głos brzmiał pewnie i zdecydowanie. Pokochałam człowieka, który mnie nie chce, im bardziej się staram, im mocniej się zbliżam, tym bardziej on się oddala, jakby się bał bliskości, albo po prostu najzwyczajniej w świecie jej — nie chciał. Zaczyna pojawiać się w towarzystwie innych kobiet, a ja cierpię z tego powodu. Nie jestem w stanie o nikim innym myśleć. Czuję się chora, uzależniona i nieszczęśliwa.
— Rozumiem — odparła Sara — interesuje panią terapia grupowa czy indywidualna?
— Indywidualna. Nie jestem w stanie o tym wszystkim mówić w obecności innych ludzi.
— Dobrze, rozumiem, możemy umówić się na…
— Nie. Teraz. Potrzebuję pomocy teraz.
— Na odkochanie się nie ma natychmiastowego lekarstwa — uśmiechnęła się Sara. -Musi pani teraz intensywnie skupić teraz swoją uwagę na czymś zupełnie innym. Zająć się pracą, ulubionym hobby, znaleźć nową pasję, żeby szybciej się odkochać pani głowa musi przez najbliższy czas bez przerwy zajęta. Chemia przestaje działać po roku. Ten rok będzie najtrudniejszy, a potem poczuje się pani uwolniona, wyzwolona, tylko proszę trzymać się moich wskazówek. Nowe myśli, nowe hobby, nowi ludzie i zero kontaktu z Kasjanem. Podczas naszych spotkań będziemy trenować behawioralną metodę odwrócenia uwagi.
— Tak, tak, oczywiście, będę się tego trzymać. Jestem gotowa przejść cały cykl leczenia — zadeklarowała się Sara Sarnecka.
**
Czekałem na Sarę razem z Julkiem do późnego wieczora. Nigdy nie wracała z poradni później niż o 19.00, a w tej chwili dochodziła godzina 22.00. Czułem narastający niepokój.
Może pojedź po mamę — powiedział w końcu Julek — udusić się można od tego dymu, a jak się denerwujesz, to jeszcze więcej palisz. Olejek borówkowo-miętowy wypełniał cały pokój.
— Pojadę — zerwałem się z miejsca, chwyciłem skórzaną kurtkę i kluczyki do Forda Fusion, ale w tym samym momencie drzwi się otworzyły.
— Sara, jesteś — byłem szczęśliwy.
— Mama, jesteś — zawołał równie szczęśliwy Julek.
— Przepraszam, ze tak późno, miałam klientkę z problemami.
— Jak zawsze — uśmiechnąłem się ironicznie.
— Tym razem to sprawa nie tylko dla psychologa, powinieneś się tym zająć…
— Złamane serce, depresja, zagubienie w akcji, to nie dla mnie — próbowałem żartować, by wywołać uśmiech na zbyt zatroskanej twarzy mojej żony.
Sara opowiedziała mi o swojej klientce. A im więcej mi mówiła, tym bardziej nabierałem ochoty, by przyjrzeć się Kasjanowi Wysockiemu.
**
Od samego rana porządkowałem informacje o Kasjanie Wysockim. Zanotowałem w laptopie wszystko, o czym powiedziała mi Sara. Znalazłem jego profil na Facebooku. Ustaliłem adres Studia Tańca „Tango” w Gdyni, które prowadził. Układałem w głowie plan, z kim po kolei będę rozmawiać o podejrzanym Wysockim. Kim był ten mężczyzna? Nieszkodliwym uwodzicielem, a Klara przewrażliwioną singielką? To zamierzałem ustalić. Co na razie miałem?
Spojrzałem w notatki:
Kasjan Wysocki, lat 41, brunet, tancerz, właściciel prywatnego Studia Tańca „Tango” w Gdyni, wdowiec, bezdzietny. Ze zdjęcia na FB spoglądał na mnie mężczyzna o wyglądzie aktora filmowego, z garniturem białych zębów eksponowanych w iście hollywoodzkim uśmiechu. Do tego elegancki, szykowny, dobrze uczesany, dobrze ogolony z drogimi spinkami we francuskich mankietach w śnieżnobiałej koszuli. Ale to chyba nie jest karalne? Bycie pełnym uroku, eleganckim, pociągającym z ciekawą osobowością i talentem tanecznym? Przejrzałem Internet — klub taneczny Wysockiego zdobywał nagrody na całym świecie. Z ostatniego turnieju w Barcelonie para przygotowywana do tanga przez mistrza Kasjana wyjechała ze złotym medalem. Czego Sara ode mnie oczekiwała? Przecież nie można każdego niezrównoważenia klientek zrzucać na innych. Każdy jest kowalem swojego losu. To my decydujemy o naszym życiu, a nie ktoś inny. Przypomniały mi się słowa Sary: „Sprawdź tego Kasjana Wysockiego. Klara Sarnecka jest w rozsypce, silnie od niego uzależniona, mam intuicję, że ofiar może być więcej. Znowu ta intuicja. A dowody? Dowodów nie ma żadnych. Szanowany, utalentowany człowiek. W dodatku prosiłem inspektor Sabinę z gdyńskiego komisariatu, na którym sam kiedyś pracowałem, by go sprawdziła w kartotekach. Czysty jak łza. Nie ma nawet mandatu za przekroczenie szybkości. Ideał. Jak prześwietlić go na wylot, od środka, dogłębnie? Sara jest subiektywna. Klara jeszcze bardziej. Sam musiałbym go poznać. Hmmm, w sumie nigdy nie uczyłem się tańczyć. Może by tak zapisać się na kurs tanga?
**
— Chciałby pan przygotować się do zawodów czy zależy panu wyłącznie na opanowaniu tańca dla celów amatorskich?
— Moja żona dobrze tańczy tango, chciałbym jej dorównać, szykuje się impreza rodzinna, czterdzieste urodziny jej siostry, które mają być urządzone w stylu retro, chciałbym wtedy moją partnerkę porwać do tanga.
— Rozumiem, trafi pan zatem do grupy amatorskiej, wie pan, zawodowcy mają częściej spotkania i to już jest wyższy próg, którego pan chyba nie dałby rady przeskoczyć. — Kasjan Wysocki był niby miły, elokwentny, ale konkretny, stanowczy i ostry jak brzytwa.
— Nie zamierzam niczego przeskakiwać. Taniec na poziomie amatorskim całkowicie mi wystarczy.
— Uważam, że to dobra decyzja, w pana przypadku — odparł Kasjan. Udawałem, że nie dostrzegam, żadnej złośliwej nuty w jego słowach, zresztą nie po to tu byłem. Chciałem go poznać. Sam. Niezależnie od opinii innych. Nie ulegać sugestiom Sary, ani tym bardziej Klary.
Kasjan Wysocki stanął na środku parkietu. Uczestnicy kursu otaczali go kołem. Kasjan uniósł dłonie w górę, ukazując wszystkim francuskie mankiety ze złotymi spinkami, klasnął w dłonie.
— Zaczynamy. Panowie proszę panie. Pierwsze kroki. Poza. Raz, dwa, trzy, cztery! — zaczął skandować melodyjnym, donośnym głosem spikera radiowego, pokazując jednocześnie jak ując partnerkę i jak postawić pierwsze kroki.
— No, co pan robi?! Czy pan nigdy nie tańczył?! — podszedł do mnie zdenerwowany, chwycił moją dłoń i położył ją na biodrze partnerki, która speszyła się czując ciężar mojej ręki.
— Partnerkę trzeba trzymać jak zdobycz, która lada chwila może od pana uciec. Z jednej strony subtelnie, z drugiej mocno! Tango to taniec namiętności, to musi być widoczne w każdym geście!
Po zajęciach miałem nogi jak z waty. Ten tancerzyk to był prawdziwy tyran. To miał być taniec amatorski?! Czułem się jakbym przygotowywał się do wyścigów. Zaproponowałem mojej partnerce, żebyśmy napili się wody z cytryną w barze na parterze budynku, w którym mieściła się szkoła tańca Wysockiego. Zgodziła się chętnie, zalotnie się uśmiechając. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że taniec to niebezpieczna sprawa, za bardzo zbliża.
— Jestem Beata Rybak — przedstawiła się kobieta potrząsając złocistymi loczkami. Szkoda, że pan jest zajęty — moja partnerka w tańcu z żalem wskazała obrączkę na moim palcu.
— Daniel Grot — przedstawiłem się również. Chcę żonie zrobić niespodziankę i pokazać, że potrafię tańczyć.
— To fantastycznie, że istnieją tacy mężczyźni jak pan, a nie tylko piwo przed telewizorem. Dla mojego byłego męża liczył się tylko mecz, piwo i praca. Ja byłam jak mebel w kuchni.
— Na pewno pani przesadza…
— Niestety nie. Dobrze, że był telewizor, bo inaczej między nami panowała głucha cisza, czy pan wie, że on w ogóle ze mną nie rozmawiał?! Za to pan Kasjan, to jest cudowny mężczyzna. Niestety spotyka się z jedną taką Klarą Sarnecką. Ona w ogóle do niego nie pasuje. Ogranicza go, osacza! Cieszę się, ze nie było jej dzisiaj na zajęciach.
— Zna pani tę Klarę?
— Trochę o niej słyszałam. To stara panna, chociaż teraz się mówi singielka, zakochana po uszy w Kasjanie, ale on chyba nie odwzajemnia tego uczucia, ona jest dla niego zbyt zaborcza, tak mi się wydaje, jako postronnemu obserwatorowi. Kasjan potrzebuje kogoś takiego jak ja — kobiety radosnej, która da mu wolność i energię do działania!
Cieszyłem się, że kobieta się rozgadała, ale niestety nagle tuż obok nas wyrósł jak spod ziemi Kasjan Wysocki i ukradł mi moją rozmówczynię.
— Beatko, mogę cię prosić na chwilę? — Wysocki pochylił się nad kobietą i zaczął szeptać wprost do jej ucha.
Odeszli na bok, potem ona zapiszczała z radości i rzuciła się Kasjanowi na szyję.
— Naprawdę?! To cudownie, dziękuję! — piszczała Beata Rybak. A potem wyszła razem z Kasjanem z baru, a ja zostałem sam przy stoliku, jak panna porzucona w tańcu. Co mi pozostaje? Będę czekać na kolejne zajęcia, wtedy dowiem się, co takiego Kasjan powiedział a może obiecał Beacie Rybak?
**
Wieczorem widziałem, że Sara jest zamyślona. Pomagała Julianowi w pisaniu rozprawki, ale widziałem, że coś innego jeszcze pochłania jej myśli. Kiedy Julek położył się spać, a my zostaliśmy sami w salonie zapytałem, co ją trapi.
— Myślę o Klarze Sarneckiej. Męczy mnie ta pacjentka. Ona nie chce zupełnie współpracować. Przyszła do mnie z problemem nieodwzajemnionej miłości, a zupełnie ignoruje moje rady, jak się z tego uwolnić. Tylko na pierwszym spotkaniu słuchała mnie, mówiła, że pomogła jej już sama rozmowa, że wcieli w życie wszystkie moje porady, a teraz po trzecim spotkaniu, widzę, ze się ze wszystkiego wycofuje, cofa, wraca do trującego przywiązania, uzależnienia. Mówiłam jej, żeby zmieniła klub tańca, nie chodziła już więcej na zajęcia prowadzone przez Kasjana, a najlepiej znalazła sobie inna pasję, wyjechała nawet na tydzień do innego miasta, zmieniła otoczenie. Miała usunąć go ze znajomych, zablokować numer telefonu, nie kontaktować się. Zrobiła to wszystko, po czym wczoraj podczas rozmowy stwierdziła, że wraca na zajęcia prowadzone przez Kasjana, że on podobno zaczął spotykać się z Beatą Rybak inną tancerką z tego klubu i ona na to nie może pozwolić. Mówiła, że nie może bez niego żyć, że brak jego obecności powoduje u niej smutek, depresję, brak energii do życia, że być może źle go oceniła, że da mu jeszcze jedną szansę i wróci do niego, tym bardziej, że on zadzwonił i prosił, by wróciła.
— Nie pomożesz komuś, kto tej pomocy nie przyjmuje, zostaw tę sprawę — odparłem.
— Zostawię. Klara powiedziała, że więcej do mnie nie przyjdzie, ale ty Danielu, nie rezygnuj, sprawdź go, mam przeczucie, że to niebezpieczny człowiek.
— Przeczucie, Saro, to zbyt mało, by oskarżać ludzi…
— Oj, tam, wiem przecież — uśmiechnęła się Sara i zamknęła mi usta pocałunkiem. Nie chciała, bym zaczął znowu swój wykład o dowodach. Wiedziała jak tego dokonać. Wtuliła się w moje ramiona i całowała mnie namiętnie, głęboko, tak jak to Sara potrafi. Zanurzyłem dłoń w jej włosach, a drugą ręką rozpinałem bluzkę, dotarłem do jej piersi, pieściłem ją delikatnie, aż Sara jęknęła cichutko i pozwoliła mi zbiec ustami, niżej, coraz niżej… Kochaliśmy się tej nocy z pietyzmem, czułością, wzajemnym oddaniem, z miłością. Sara...moja Sara…
**
Kolejne zajęcia w studiu tanecznym Kasjana Wysockiego przybrały zupełnie nieoczekiwany, tragiczny obrót. Poczułem się zagubiony bardziej niż przy sprawach o morderstwo, żałowałem, że nie ma przy mnie psychologicznego wsparcia Sary. Beata Rybak nie była już moją partnerką podczas świadczeń. Okazało się, że tańczy z nią sam mistrz — Kasjan Wysocki, a mi towarzyszyła bardzo smutna pani, która przedstawiła się jako… Klara Sarnecka, która pod koniec tańca zaczęła dosłownie płakać, łzy spływały jej po policzkach rozmazując czarny tusz na całej twarzy. Zaproponowałem, byśmy zeszli do baru. Zgodziła się od razu.
— Co się stało?
— Na pewno pan nie ma czasu na wysłuchanie tej historii, to skomplikowane… — Klara próbowała mówić spokojnie, ale głos się jej łamał, zdołała jednak na szczęście opanować łzy.
— Mam czas, proszę powiedzieć…
**
— Kasjana Wysockiego poznałam trzy lata temu w pracy. Jestem agentem ubezpieczeniowym. Któregoś dnia przyszedł do mnie właśnie on z aktem zgonu swojej żony. Chciał zrealizować polisę na życie. Dałam mu niezbędne do wypełnienia formularze. Sprawa była dosyć skomplikowana. Policja brała pod uwagę różne warianty, łącznie z udziałem osób trzecich. Magdalena Wysocka, bo tak się nazywała żona Kasjana w chwili śmierci miała lat 56. Była szesnaście lat starsza od Kasjana. Przyczyną śmierci było porażenie prądem. Włączona suszarka wpadła jej do wanny, albo ktoś ją wrzucił jak początkowo podejrzewała policja. Podejrzanym był Kasjan Wysocki, który miał otrzymać bardzo pokaźną polisę na życie z powodu śmierci żony. Jednak w chwili śmierci Magdaleny Wysockiej, Kasjan przybywał na turnieju tanecznym w Londynie. To dlatego policja wykluczyła jego udział w tragicznym zdarzeniu i w ogóle wykluczyła udział osób trzecich. U Wysockiej stwierdzono 1,5 promila alkoholu we krwi, obecność tabletek nasennych, nikotynizm i chorobę alkoholową. Wszystko to przemawiało za tym, by uznać zdarzenie za wypadek. Kasjan otrzymał odszkodowanie z tytułu śmierci współmałżonka. Zanim to nastąpiło, sprawa się ciągnęła, a on odwiedzał mnie regularnie w pracy, skarżył się na ból po stracie ukochanej żony, opowiadał o sobie, dużo pytał o moje życie. Ja nie miałam o czym opowiadać. Na studiach pochłaniała mnie nauka, nikogo nie poznałam, z nikim się nie związałam, zaraz po ukończeniu rachunkowości podjęłam pracę jako agent ubezpieczeniowy, życie dzieliłam pomiędzy pracę a samotne wieczory przed telewizorem. Kupiłam sobie kawalerkę, miałam dobrą pracę, ale byłam sama. Tę pustkę całkowicie wypełnił Kasjan. Namówił mnie, bym zapisała się do jego szkoły tańca. Uczył mnie, zabierał po zajęciach na kolacje, jeździliśmy do Grecji, Hiszpanii, dostawaliśmy medale. Kilka miesięcy po zawarciu znajomości, zaproponował, żebym wprowadziła się do niego. Ale kiedy tylko z nim zamieszkałam, czar prysł. Był nieobecny duchem, wracał późno do domu, nie rozmawiał ze mną, przestaliśmy się kochać. Mówił, że jest o mnie zazdrosny i nie chce patrzeć jak tańczę z innymi, chciał, żebym zrezygnowała z tańca, z zawodów. Oczywiście zrezygnowałam z tego dla niego. On jednak coraz bardziej angażował się w pracę. Kiedy się skarżyłam, że nie spędzamy razem czasu, umówił się ze mną w kawiarni, zadzwonił, że ma niespodziankę, żebym ubrała najlepszą sukienkę i przyjechała na spotkanie. Pomyślałam wtedy, że chce się oświadczyć. Pojechałam na spotkanie, a on tam siedział przy stoliku z jedną ze swoich tancerek — Marleną Piasecką, ona była szczęśliwa, roześmiana, a on całował jej dłoń. To było, straszne, kiedy mnie zobaczył powiedział, że coś musiałam źle zrozumieć, że to spotkanie w kawiarni to nie dzisiaj, że mam wrócić do domu. Wyszłam zdruzgotana z lokalu, wróciłam do domu, popakowałam swoje rzeczy, ale kiedy już miałam wyjść zjawił się on z różami i pierścionkiem zaręczynowym, przepraszał, mówił, że mnie kocha. Twierdził, że ma kłopoty dlatego się tak dziwnie zachowuje, ale jestem jedyną kobietą w jego życiu i chce ie ze mną ożenić. Powiedział, ze Zofia Kamińska, ta tancerka, z która go zastałam, ofiarowała się wesprzeć finansowo szkołę tańca, dlatego musiał się z nią spotkać, ale to były tylko interesy. Uwierzyłam mu wtedy. Zostałam. Parę dni później Kasjan zwierzył mi się, że szkoła ma za mało funduszy na wyjazd na turniej taneczny do Las Vegas. Poprosił, żebym sprzedała kawalerkę, a potem, kiedy wygramy turniej zwróci mi całą kwotę, zresztą mieliśmy zostać małżeństwem, więc majątek i tak będzie wspólny. Zgodziłam się. Przekazałam mu całą kwotę ze sprzedaży mieszkania. W Las Vegas Kasjan zajął drugie miejsce, nie była to tak wysoka kwota, jakiej oczekiwał, powiedział, że zainwestuje je w kolejny turniej. Coraz częściej, kiedy wracałam do domu zastawałam go w towarzystwie kolejnych tancerek. Twierdził, że daje im dodatkowe lekcje, ale mnie zżerała zazdrość, stałam się nerwowa, smutna… on mnie niszczył… Zażądałam zwrotu pieniędzy, chciałam odejść. Powiedział mi, że jestem niewdzięczna, zaborcza, nienormalna. Wyprowadziłam się do rodziców. Czekałam na zwrot pieniędzy, na to, że się zmieni, zapisałam się do psychologa, ale on zaczął wydzwaniać, żebym wróciła. Wróciła. Zaczęłam też chodzić znowu na zajęcia taneczne. Miałam tańczyć razem z Kasjanem. Pojechać razem z nim do Rio de Janeiro na turniej, a on mi obiecał, ze tak będzie, a kiedy przyszłam stwierdził, że zatańczę z panem, bo miałam za długą przerwę, nie dam rady wystąpić w Rio de Janeiro, a jego partnerką będzie teraz Beata Rybak… Jestem wykończona. Najbardziej boli mnie to… myślałam, że to miłość, a jemu chodziło wyłącznie o pieniądze — rozpłakała się kobieta. Przypomniały mi się słowa Sary, że nie da się jej pomóc, że nie słucha żadnych rad, że nie chce się uwolnić, zacząć od nowa.
— Niech pani wszystko przemyśli, wyjedzie na jakiś czas, zmieni otoczenie…
— A on zostanie z Beatą Rybak?!
— I tak z nią jest w tej chwili… — próbowałem dotrzeć do jej rozsądku. — Co to za życie z kimś, kogo trzeba pilnować?! Pani jest rozstrojona nerwowo, proszę ratować swoje zdrowie psychiczne!
— Tak, ma pan rację… — powiedziała Klara, po czym nagle zerwała się od stolika i wybiegła z baru krzycząc po drodze:
— Kasjan, zaczekaj!
Już się nie dziwiłem, że Sara jest często tak bardzo zmęczona po pracy… Ręce opadają!
**
Następnego dnia z samego rana zadzwoniłem do inspektor Sabiny z komisariatu, na którym kiedyś razem pracowaliśmy. Poprosiłem ją o odnalezienie akt sprawy śmierci Magdaleny Wysockiej. Obiecała mi, że udostępni mi je do wglądu. Na Sabinę zawsze można było liczyć. Stwierdziłem też, że pora zagrać z Kasjanem w otwarte karty i porozmawiać z nim w cztery oczy. Umówił się bardzo chętnie na spotkanie. Okłamałem go, ze chciałbym przejść na zawodowstwo, brać dodatkowe lekcje i wystartować w turnieju w Rio de Janeiro. Usłyszałem, że wpisowe do udziału w turnieju wynosi tysiąc dolarów plus koszty podróży. Stwierdziłem, że pieniądze nie grają roli. Od razu się ze mną umówił na spotkanie.
**
Postanowiłem zagrać w otwarte karty. Przedstawiłem się jako prywatny detektyw. Powiedziałem, że Klara Sarnecka jest klientką mojej żony — cenionego w Gdyni psychologa — Sary Midlaf-Grot.
— Klara jest w bardzo słabej kondycji psychicznej, nie ma pan wyrzutów sumienia, to pan ją do tego doprowadził…
Czego oczekiwałem? Zazwyczaj ludzi, którzy kłamią zaczynają się plątać, zaprzeczają, ale w sposób nieudolny, a tu nastąpił logiczny, mocny kontratak. Facet wyglądał wiarygodnie. Uwierzyłem mu, a na Klarę spojrzałem jego oczami.
— Klara Sarnecka? W rozsypce?! To stalkerka! Niebezpieczna psychopatka. Pożyczka, sprzedana kawalerka? Nic mi nie dała, ani grosza! Nigdy nie miała swojego mieszkania. Zaproponowałem, by się do mnie wprowadziła, bo narzekała, że za chwilę będzie miała czterdzieści lat, a mieszka z mamą i tatą. To chora kobieta. Przylepia się do ludzi jak huba do drzewa i potem nie potrafi bez nich żyć. Jeśli teraz nachodzi Sarę Midlaf-Grot, to oznacza tylko jedno — pana żona jest w niebezpieczeństwie! Ta kobieta mnie wykończyła swoją histerię. Groziła i nachodziła Beatę Rybak. Opowiedziała mi wczoraj, że jakaś kobieta o imieniu Sara próbuje zniszczyć naszą miłość, próbuje nas rozdzielić, że musi się z nią rozprawić! Groziła, że ją zabije! Jeśli Klara jest teraz u pana żony, a prawdopodobnie tam właśnie jest — niech pan jedzie do niej natychmiast, zanim dojdzie do tragedii!
Poczułem niepokój. Ale dałem się nabrać na babskie, krokodyle łzy! I Sara również. Przeprosiłem Kasjana Wysockiego za tę rozmowę i ruszyłem do wyjścia. Wsiadłem do swojego forda i z piskiem opon ruszyłem, by jak najszybciej dojechać do poradni psychologicznej, w której pracowała Sara.
**
— Co ty wyprawiasz?! — wykrzyknęła zdumiona Sara, kiedy wpadłem do sali, w której prowadziła zajęcia grupowe. Kilkanaście par oczu osób siedzących w kole wpatrywało się we mnie z jeszcze większym zdumieniem, niż sama Sara.
— Gdzie ona jest?! Nie ma jej już?
— Kto? -zapytała mnie Sara.
— Klara Sarnecka. Nie było jej tu?!
— Nie. Zrezygnowała z terapii, mówiłam ci przecież…
— Ale…
— Porozmawiamy w domu, Danielu, mam teraz zajęcia…
Wycofałem się bakając pod nosem ciche — przepraszam — a kiedy tylko wyszedłem na zewnątrz zadzwoniłem do Klary.
— Gdzie pani jest?
— Za chwilę kończę pracę — odparła spokojnym głosem Klara.
— Możemy się spotkać? Muszę z panią porozmawiać.
— Dobrze.
Pojechałem od razu do firmy ubezpieczeniowej, w której pracowała Klara Sarnecka i czekałem jeszcze chwile a samochodzie, aż wyjdzie z pracy. W końcu zobaczyłem jej sylwetkę przed budynkiem. Wysiadłem z samochodu i otworzyłem jej drzwi, by usiadła obok mnie.
— Co się stało? Dlaczego chciał pan rozmawiać? Podobam się panu? — uśmiechnęła się z nadzieją, poprawiając włosy.
— Nie jestem tancerzem. Nie chcę uczyć się tanga.
— Nie?
— Jestem Daniel Grot — prywatny detektyw, mąż Sary Midlaf-Grot, psycholożki, do której pani się zapisała na terapię. Prowadzę śledztwo w sprawie Kasjana Wysockiego. Muszę zadać pani parę pytań, zobaczyć akt notarialny — dowód, że pani sprzedała kawalerkę.
— Dobrze. Przebywam teraz u moich rodziców, możemy tam pojechać, pokażę panu dokumenty.
Klara Sarnecka wbrew temu, co powiedział mi Kasjan Wysocki, faktycznie była właścicielką kawalerki, którą sprzedała miesiąc temu. Nie miała dowodu na przekazanie pieniędzy Kasjanowi, bo zamiast przelewu, wręczyła mu gotówkę do ręki. Zaprzeczał, jakoby miała nachodzić, śledzić Kasjana, nie groziła też Beacie Rybak. Na koniec rozpłakała się. Miałem znowu wrażenie, że nie do końca szczere są te łzy, ale fakty były jasne — miała kawalerkę, a Kasjan kłamał, że Klara nie była właścicielką żadnego mieszkania. Koniec z intuicją — powiedziałem sobie w duchu — muszę trzymać się dowodów. Powiedziałem Klarze, że będziemy w kontakcie, pożegnaniem się i wyszedłem, jednak nie dotarłem do samochodu, na samym dole, przy wyjściu z kamienicy, kiedy nacisnąłem klamkę, ktoś gwałtownie otworzył drzwi i uderzył mnie w twarz jakąś płytą, czułem jak gorąca, lepka krew zalewa mi twarz, a potem zobaczyłem ciemność i runąłem na ziemię. Nie wiem jak długo leżałem nieprzytomny. Kiedy się ocknąłem zobaczyłem, że leży przy mnie zakrwawiona kartka: PRZESTAŃ WĘSZYĆ PSIE, BO SARA BĘDZIE NASTĘPNA…
Z trudem wstałem z ziemi, rękawem otwarłem twarz.
— Dopiero teraz zacznę węszyć, gnoju — powiedziałem na głos, chociaż nikogo w okolicy nie było.
Zanim wróciłem do domu zatrzymałem się w barze, wszedłem do łazienki i usiłowałem doprowadzić się do porządku. Tym razem nie zamierzałem o niczym mówić Sarze, nie chciałem, żeby się bała albo martwiła. Muszę ją chronić, ale tak, żeby o tym, nie wiedziała.
**
Następnego dnia czekałem na Kasjana pod studiem tańca. Widziałem jak po kolei wychodzą z jego zajęć roześmiane pary, kobiety w spiętych włosach w koczek tuż nad karkiem, z rozmarzonym spojrzeniem, mężczyźni zadowoleni z siebie. Klary nie było na zajęciach. Wysłała mi SMS-a, że wzięła miesiąc urlopu i wyjeżdża do Zakopanego, żeby zapomnieć, odpocząć, zająć się własnym życiem, odkryć innych ludzi, którzy będę potrafili naprawdę ją pokochać. Kiedy w końcu przewinął się kolorowy korowód, w końcu na ulicy pojawiła się wysoka sylwetka Kasjana. Podszedłem do niego od tyłu i szarpnąłem za ramię, odwrócił się, miał rękę zaciśniętą w pięść, gotową do uderzenia, ale powstrzymałem go jednym gestem.
— Słuchaj, jeśli zbliżysz się do Sary, nie żyjesz, rozumiesz?!
— O, panie detektywie Grotek, czy jak tam pan się nazywa, to są groźby karalne, nie zna pan prawa karnego, grozą panu trzy lata pozbawiania wolności za tego rodzaju groźby. — Kasjan był arogancki, pewny siebie i pełen buty.
— Nie zbliżaj się do niej! To tyle! — powtórzyłem i odszedłem, trącając go niby przypadkiem z całej siły w ramię.