Prolog
Nie wiem, dlaczego tu jestem.
Może przez ciekawość, a może dlatego, że moja jedyna przyjaciółka bardzo chciała tutaj przyjść.
Tak czy inaczej siedziałam, sączyłam drinka i oglądałam rozbierających się facetów.
Tak, moja przyjaciółka zaciągnęła mnie na męski striptiz, twierdząc, że — skoro już do niej przyjechałam — grzechem będzie nie obejrzeć show, o którym było głośno w całym mieście.
Szczerze? Byłam pewna, że nie wpuszczą nas do klubu. Albo że nie zdołamy się dopchać do drzwi, bo lokal będzie pełny — ilość ludzi tłoczących się przed wejściem mówiła sama za siebie. Hika jednak była niczym diabeł w skórze ślicznego anioła i tak zbałamuciła bramkarzy, że nas wpuścili.
Teraz obserwowałam tańczących facetów, piłam amaretto z lodem i zastanawiałam się, co ja tak właściwie robię ze swoim życiem.
— Mika, słyszysz mnie? — zapytała Hika, lecz ja tylko zerknęłam na nią kątem oka, nie odrywając ust od słomki. — No weź — jęknęła w końcu. — Obie doskonale wiemy, że też chciałaś tu przyjść!
Puściłam słomkę i odezwałam się, równocześnie nadal obserwując piszczące, rozochocone kobiety:
— Chciałam. Jednak wtedy, kiedy będę dobrze ubrana i umalowana. — Wskazałam na swój strój, czyli dżinsy i bluzkę z kopertowym dekoltem. — Teraz wyglądam jak grzeczna paniusia. Nudna, grzeczna paniusia.
— Ja też mam codzienne ciuchy.
Od razu pacnęłam się w twarz.
— Tylko ty nosisz się na co dzień jak królowa wróżek — warknęłam, widząc, jak niewinnie na mnie patrzy.
Nie mogłam sobie darować i przewróciłam oczami.
Jak Hika przypominała królową wróżek, tak ja — kiedy już postanawiałam się wystroić — wyglądałam niczym królowa mroku. Nie byłam gotką, ale uwielbiałam czerń i dobrze się w niej czułam. Od czasu do czasu łączyłam ją ze swoim drugim ulubionym kolorem, czyli czerwienią. Na co dzień jednak nie chciałam rzucać się w oczy, dlatego ubierałam się jak każdy szarak: neutralnie.
Tylko że Hika wzięła mnie z zaskoczenia i nim pojęłam, co się kroi, już byłyśmy tutaj, a ja czułam na sobie szydercze spojrzenia odstrzelonych kobiet.
— Idę po kolejnego drinka — stwierdziłam i wstałam.
— Mi też przynieś!
Miałam ochotę pokazać jej środkowy palec, ale się powstrzymałam. Podeszłam do baru.
— Mogę prosić dwa amaretto z lodem?
W tym samym momencie odezwała się dziewczyna stojąca przy drugim końcu kontuaru:
— Dwa piwa, Jim!
I — oczywiście — Jim poszedł obsłużyć ją, a nie mnie.
Zanim zorientowałam się w sytuacji, barman zaserwował drinki również trzem innym kobietom, o mnie najwyraźniej całkowicie zapominając. Czułam, że moje opanowanie trafia szlag.
Wtedy usłyszałam:
— Cześć, mała. Ktoś tu chyba ma problem. Pomóc ci?
Spojrzałam w bok i dostrzegłam jednego z tancerzy — w klubie niemal nie było mężczyzn, a ten w dodatku miał na sobie kostium, więc trudno byłoby się nie domyślić, kim jest.
Szczerze mówiąc, nie rozumiałam, dlaczego do mnie zagadał. I wtedy mój wzrok wychwycił pozostałych tancerzy, stłoczonych niedaleko, tuż przy wejściu za kulisy.
No tak… Mogłam się założyć o swój najlepszy płaszcz, że koleś ma za zadanie przelecieć najbrzydszą laskę w klubie. A że marzy o wygraniu zakładu, to zdecydował się na mnie.
Cóż… skoro chciał grać, to grę dostanie.
— Mógłbyś? — zapytałam z ulgą w głosie. — Stoję tak już od kilku minut.
— Nie ma sprawy. — Puścił mi oczko i zawołał: — Jim! Jak traktujesz damy? Ta pani czeka już dość długo!
— Co? — Jim od razu na mnie zerknął, błyskawicznie otaksował wzrokiem i zapytał znudzonym głosem: — Co podać?
— Dwa amaretto z lodem, prawda? — zapytał z uśmiechem tancerz, zanim cokolwiek powiedziałam.
Czyli obserwowali mnie dość długo. Również się uśmiechnęłam.
— Tak, dziękuję.
I czekałam na drinki.
Nagle mężczyzna oparł się tym fantastycznym ciałem o bar i patrząc mi w oczy, zapytał:
— Jesteś tu pierwszy raz, prawda? Dotąd nie widziałem tak pięknego spojrzenia.
Jasne.
— Tak, pierwszy raz. Mieszkam kilka kilometrów od miasta, na totalnym zadupiu — powiedziałam. — Przyjechałam na kilka dni do przyjaciółki.
— Kilka dni, tak? — zapytał od razu.
Bingo. Mam cię, skurczysynu.
— Skoro przyjechałaś na kilka dni do przyjaciółki — nagle wyciągnął dłoń w kierunku moich włosów i zawinął blond pukiel wokół palca — to co byś powiedziała na bliższe poznanie się?
— Bliższe? — powtórzyłam, imitując cielęcy wzrok Hiki. — Mówisz o randce?
— Yyy… — zająknął się, ale zaraz znów zmienił się w oślizgłe ciasteczko. — Myślałem raczej o czymś jeszcze bliższym. — Nachylił twarz do moich ust. — Kończę pracę za godzinę. Co byś powiedziała na spotkanie… zakończone śniadaniem?
W tym momencie barman postawił na blacie moje drinki. Wzięłam je i spojrzałam na tancerza ze swoim najsłodszym uśmiechem.
— Brzmi kusząco, ale… — przysunęłam się do niego, aż z zaskoczenia zrobił wielkie oczy, bo skróciłam dystans do minimum — …naprawdę nie lubię facetów, którzy próbują obrać mnie sobie za cel zakładu — oznajmiłam. Nim pojął, że go przejrzałam, szepnęłam mu jeszcze do ucha swoim najbardziej uwodzicielskim głosem: — Jeśli cenisz swojego fiuta, zachowaj go dla dziewczyny, którą pokochasz — spojrzałam mu groźnie w oczy — bo jeśli następnym razem trafisz na mniej miłą kobietę niż ja, możesz być pewny, że twój ptaszek więcej sobie nie polata.
Zabrałam drinki, a po chwili usiadłam obok patrzącej na mnie z namysłem Hiki.
— Ty naprawdę straciłaś resztkę hamulców, jeśli chodzi o facetów, prawda? — zapytała, a ja westchnęłam, mieszając lód w swojej szklance.
— Ile słyszałaś?
— Zakradłam się, jak tylko go obok ciebie zauważyłam. Chciałam w razie czego wejść do akcji, ale to było piękne. — Zachichotała, lecz zaraz przestała się śmiać. — Przykro mi.
— Nie twoja wina — stwierdziłam, na co ona spojrzała tam, gdzie stali pozostali tancerze.
— Co za dupki. Niby rozumiem, że to tylko młode głąby szukające panny na jedną noc, ale to była przesada!
— Tia… Ja chyba jestem na to wszystko za stara — wyznałam z westchnieniem, na co Hika prychnęła.
— Masz dopiero trzydzieści lat, całe życie przed tobą!
— Trzydzieści lat walki z dupkami — mruknęłam, unosząc szklankę w toaście.
— Mika!
Stłumiłam śmiech, bo zauważyłam, że za Hiką ktoś stanął… Poczułam na sobie spojrzenie tej osoby.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam ubranego jak motocyklista faceta z krótkimi, czarnymi włosami oraz jasnymi oczami, co było widać nawet w półmroku sali. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, ale wtedy prowadzący imprezę zaczął coś mówić i mężczyzna odszedł, posyłając mi zawadiacki uśmiech.
Szybko zdałam sobie sprawę, że serce wali mi jak szalone. Podążyłam wzrokiem za nieznajomym. Poszedł za kulisy, by po chwili — powitany wielkimi brawami i gwizdami kobiet — wejść na parkiet i zrobić show, o którym miałam nigdy nie zapomnieć.
Ów mężczyzna również był striptizerem — wydawał się trochę starszy niż pozostali, ale jego ciało było piękne i gibkie, jak przystało na tancerza, co kłóciło się trochę z jego rozmiarami, bo gdy stał obok nas, zdawało się, że ma co najmniej dwa metry.
Był naprawdę dobry. Zwykle trudno mi się oglądało tańczących facetów, bo w moich oczach wyglądali śmiesznie. Lecz on… był po prostu niesamowity.
Jakim cudem ktoś z takim ciałem, mając tak cudowne ruchy, mógł zostać striptizerem?
Kiedy nadszedł czas na ostatni występ, mężczyźni zatańczyli razem. Upewniłam się w przekonaniu, że mam rację. On… Ten, na którego wołano „Seksowny Strzał”, był z nich wszystkich najbardziej płynny w tańcu i zdecydowanie najlepiej się ruszał.
Powinien to robić zawodowo i zbierać nagrody, a nie rozbierać się przed kobietami w klubie jako striptizer.
Jak… Jak taki mężczyzna mógł upaść aż tak nisko?
Seksowny Strzał
Roy
Dobra robota, chłopaki… — urwałem, wychodząc z przebieralni. Podszedłem do współpracowników stłoczonych przy wejściu na salę. — Co wy robicie?
Cała czwórka spojrzała na mnie dziwnie. W końcu odezwał się Miki:
— Obserwujemy największy wybryk, jaki do tej pory trafił do klubu.
— Wybryk? — Nie zrozumiałem.
Wyjrzałem na salę, by spojrzeć tam, gdzie pokazywali. Gdy zorientowałem się, o której kobiecie mówią, zwyczajnie wybuchłem śmiechem.
— No tak. — Tak się śmiałem się, że aż patrzyli na mnie krzywo. — Sorki, chłopaki, ale ona jest właśnie z tego rodzaju kobiet, o których wam mówiłem.
— Wybryk — oszacował znów Miki.
Uśmiechnąłem się do niego złośliwie.
— Dlaczego? Bo cię pogoniła?
Zamarł.
— Słyszałeś to?
— Aha — przyznałem, zerkając na zbierające się do wyjścia kobiety. — Akurat podchodziłem do baru i wszystko pięknie słyszałem. — Znów parsknąłem śmiechem. — Takie kobiety to inna liga, panowie. Takiej nie zadowolisz pojedynczym rżnięciem.
Aż się wzdrygnęli. Wszyscy, co do jednego. Śmiałem się dalej.
Według nich nie istniało nic gorszego niż zaangażowanie. Kobiety, które wymagały większego wysiłku, na dany moment nie znajdowały się na ich listach priorytetów.
Jednak żyli dopiero po dwadzieścia kilka lat… I miałem szczerą nadzieję, że nie skończą przez tę pracę tak, jak ja. Że nie dobiją trzydziestu dwóch lat, by zdać sobie sprawę, że jednonocne znajomości to już dla nich za mało… I nie zorientują się dopiero wtedy, że przez życie, jakie wiedli, nie odnajdą kobiety, która byłaby w stanie wyciągnąć ich z gówna, w jakim żyli.
***
Nastał kolejny dzień i poszedłem jak zwykle do pracy, zastanawiając się, jak długo jeszcze będę to robił. Dbałem o siebie, jak tylko mogłem, ale czy naprawdę chciałem pracować w ten sposób aż do oporu, by potem obudzić się z ręką w nocniku? Co z moimi marzeniami, planami?
Wszystkie sam sobie odebrałem.
Czy naprawdę ten klub był wszystkim, co mi zostało?
— Sorry, dziewczyny, ale dzisiaj wchodzą tylko stałe bywalczynie.
Zatrzymałem się w pół kroku, słysząc słowa Rodrigueza.
Ten tekst był używany przez ochroniarzy wtedy, gdy któryś z nas chciał wyrzucić jakieś kobiety z klubu — chłopcy robili to jednak tylko wtedy, gdy chodziło o nieprzystępne babki, dlatego zaciekawiło mnie, kogo tym razem wpisali na czarną listę.
Wtedy je zobaczyłem.
Dziewczyny z ostatniej nocy… Z tym, że blondynka, której Miki nie zdołał poderwać, wyglądała teraz tak, że sam miałem ochotę zaciągnąć ją do łóżka. Na jeden numerek… albo dwa? Hm… Miała ciało, które z chęcią poznałbym dogłębniej…
Zagryzłem dolną wargę, by ukryć drapieżny uśmiech, i podszedłem do nich.
— Hej, Rod. Co tam? — zagadnąłem, jak gdyby nigdy nic.
Obie kobiety od razu na mnie spojrzały, podczas gdy te stojące za nimi w kolejce zaczęły piszczeć. Kiedyś mnie to jarało, teraz tylko kłuło w uszy.
Wtedy coś zauważyłem. Te dwie nie patrzyły na mnie tak, jak pozostałe. Mała i ruda spoglądała z kokieterią, to fakt, lecz blondi przyglądała mi się jakby ze zdziwieniem, dlatego posłałem jej uśmiech.
Tak… Wyglądała naprawdę apetycznie. Już wczoraj zauważyłem, że pod tymi nudnymi ciuchami ma fantastyczne kształty, ale teraz — ubrana w seksownie obcisłe, czarne spodnie oraz czarny top z narzuconym na to czarnym płaszczem — wyglądała po prostu rewelacyjnie.
— Paniusie nie rozumieją słowa „nie” — orzekł Rodriguez, na co ruda spiorunowała go wzrokiem i zasyczała jak rozjuszony kot.
— Kogo nazywasz paniusią, palancie?!
Blondynka tylko westchnęła i odezwała się do niej, zerkając na mnie kątem oka:
— Nic nie poradzimy, Hika. Chodź…
Wtedy się wtrąciłem:
— Możecie wejść ze mną.
Rod wyprostował się gwałtownie.
— Ale Miki… — zaczął, ale urwał, bo podszedłem do niego i nachyliłem się do jego ucha.
— Wpuść je ze względu na mnie. Mikiego biorę na siebie.
Posłał mi wyraźnie zaskoczone spojrzenie, po czym bez słowa dał im przejść.
Ruda momentalnie wciągnęła blondi do środka, ale zdołałem zauważyć, że ta zerknęła na mnie przez ramię, nim zniknęła w klubie.
***
Dostrzegłem ją po jakimś czasie, gdy wchodziła do łazienki. Nie mogłem się powstrzymać, dlatego oparłem się o ścianę niedaleko wejścia. Czekałem, zbywając pozostałe kobiety uśmiechami oraz paroma słowami.
W końcu jednak się doczekałem.
— Nawet mi nie podziękowałyście — odezwałem się, gdy blondi mnie mijała po wyjściu z kibelka.
Stanęła w pół kroku i obejrzała się na mnie, a ja po raz kolejny nie mogłem oderwać oczu od jej pociemniałego spojrzenia.
Dobrze słyszałem, co Miki jej powiedział. Że ma piękne oczy… I teraz wiedziałem, dlaczego wybrał akurat taki komplement. Bo jej oczy zwyczajnie były piękne. Podrywaczowi zawsze łatwiej uwodziło się kobietę, kiedy faktycznie miała w sobie coś, co go pociągało. A te oczy… naprawdę były warte dogłębnej kontemplacji.
— Dziękuję? — Przechyliła głowę tak, jakby chciała uchodzić za lekko głupiutką.
Jednak jej spojrzenie… nie było spojrzeniem słodkiej idiotki.
Poza tym to, jak podeszła wtedy Mikiego, bo szybko się zorientowała, co jest grane… Tak, zdecydowanie nie była głupia.
Uśmiechnąłem się lekko i powiedziałem:
— Wybacz, ale słyszałem, jak zmiotłaś wczoraj Mikiego z jego piedestału.
Od razu jej słodki wzrok znikł. Zamrugała i się wyprostowała, krzyżując ręce pod biustem.
— Więc?
Mój uśmiech zdecydowanie należał do tych pełnych zadowolenia.
— Więc pomyślałem, że możemy sobie darować uszczypliwości i głupie zagrywki. Co ty na to?
— Gdzie jest haczyk?
Im więcej mówiła, tym bardziej czułem, że siedzący we mnie kot zaczyna się prężyć.
Tak… Była inteligentna. I, cholera, kręciła mnie coraz bardziej.
— Nie ma. No, może poza jednym — stwierdziłem, unosząc jeden palec. — Miki już wie, że was wprowadziłem. Będzie narzekał na wasz widok, więc chciałbym tylko prosić, byście schodziły mu z drogi, bo nie mam ochoty go wysłuchiwać.
Wtedy prychnęła. Jawnie prychnęła, przewróciła oczami i stwierdziła:
— No tak. Chłopiec dostał kosza i to ja jestem ta zła, bo nie dałam smarkaczowi się przelecieć? No przepraszam, że mam na tyle godności, by nie zostać zaliczoną dla durnego zakładu.
Skrzywiłem się.
Miała rację, ale…
— Po prostu bądź grzeczna — poprosiłem w końcu.
— No tak… — Ku mojemu zaskoczeniu zaśmiała się cicho. — To chyba pierwszy raz, gdy ktoś mnie o to napomina.
Obserwowałem ją chwilę z zaciekawieniem — lekki uśmiech nie znikał.
— Obiecuję — powiedziała w końcu. — A ty mi obiecaj, że żaden z twoich kumpli nie zmusi mnie do tego, bym go olała.
— Okej. Obiecuję.
Zaczęła odchodzić, a ja, zanim zdałem sobie sprawę z tego, co robię, już byłem za nią.
— Mówiłaś o moich kumplach. A gdybym to ja zaproponował ci małe randez-vous?
Zatrzymała się tak gwałtownie, że niemal na nią wpadłem. Spojrzałem na tył jej głowy ze zdziwieniem. Nie ruszała się, aż dotknąłem jej ramienia.
— Wszystko okej?
— Tak… — odezwała się cicho. Po wzięciu głębokiego oddechu odwróciła się i spojrzała na mnie zadziwiająco otwarcie. — Tylko ze mną jest pewien problem. Nie lubię zabawek.
Zamrugałem zaskoczony, lecz nim cokolwiek powiedziałem, dokończyła:
— Nie lubię też być zabawką. — Wzruszyła ramionami. — Sam więc rozumiesz, że nic z tego.
I znów zaczęła odchodzić, a ja poczułem w sobie dziwny impuls, przez który złapałem ją za rękę.
— A gdybym ci powiedział, że ja też tego nie lubię?
Milczała. Milczała tak długo, aż zdałem sobie sprawę, że przesadziłem, więc puściłem jej dłoń.
— Wybacz…
— Nie przepraszaj — powiedziała w końcu, patrząc na parkiet. — Tylko coś mnie zastanawia… — Spojrzała mi w oczy. — Skoro nie lubisz być zabawką… dlaczego nią zostałeś?
Te słowa trafiły prosto do mojego serca… A przynajmniej do tego, co z niego zostało. Nie odpowiedziałem. Spuściła wzrok i odeszła, mówiąc na odchodne:
— Przepraszam.
Chwilę po tym wystąpiłem, czując w czasie tańca, jak rozsadza mnie gniew.
I zrobiłem show, jakiego nikt nie zapomni.
Dopiero później zdałem sobie sprawę z tego, co robiłem. Kobiety były zachwycone… Lecz ja przez cały czas patrzyłem tylko na jedną. Widząc jej strach, zorientowałem się, że ona doskonale widzi mój gniew.
W pewnej chwili jednak przestałem na nią patrzeć, bo musiałem skupić się na kobiecie, przed którą tańczyłem.
Po występie otrzymałem gromkie brawa. Nie było jednak mowy o bisach, od razu udałem się za kulisy, by zmienić strój.
— Roy, to było świetne! — stwierdził Miki. — Cholera, rozgrzałeś te kobiety do czerwoności.
— Stary, ale jary — oświadczył Dan.
— Panowie, jeśli fiut jest w gotowości, mężczyzna zawsze jest w stanie dać do pieca –podsumował nasz szef. — Swoją drogą… — wskazał na kasę, którą wyciągnąłem ze spodenek — dawno aż tak się nie starałeś. Kto cię tak wkurwił?
— Co? — Miki nie rozumiał, a ja milczałem.
— Stary Strzał daje najlepsze show zawsze wtedy, kiedy się wścieknie. Więc jak? Olała cię jakaś baba czy może czujesz się niewyżyty?
Ubrałem się i wyszedłem, nie zamieniając z nimi nawet jednego słowa.
Przypadkowe spotkanie
Mika
Kolejny raz siedziałam i zastanawiałam się, co ja robię ze swoim życiem. Jak to jest, że wszyscy ludzie dookoła gdzieś zmierzali, tylko nie ja? Od lat czułam się tak, jakbym stała w miejscu — i zawodowo, i uczuciowo.
W zasadzie nie odbiegało to od prawdy — od lat nie miałam faceta i od lat pracowałam w tym samym miejscu, jako sekretarka prezesa firmy, który trawił mnie tylko dlatego, że byłam dobra w tym, co robię. Poza tym nie miałam żadnej wartości. Moje marzenia też nigdy się nie spełniły. Chciałam mieć męża, może dzieci i zdecydowanie psa. Śniłam o tym, by być kochaną i pożądaną przez jednego mężczyznę, dla którego będę wszystkim i który da mi siebie w tym samym stopniu.
Jakby tego było mało, chciałabym móc się czymś wykazać. Czymkolwiek, by udowodnić i sobie, i innym, że coś potrafię, że istnieje coś, w czym jestem dobra.
Miałam już trzydzieści lat, a te marzenia… nadal były tylko marzeniami.
Westchnęłam i zamknęłam książkę. Odłożyłam ją na stolik i spojrzałam przez okno kawiarni. Czy moje życie… miało być takie do końca? Takie puste i zwyczajnie pozbawione jakiejkolwiek energii? Westchnęłam ponownie i nagle zesztywniałam. Przypomniała mi się tamta chwila, dosłownie miałam ją przed oczami.
Minęło kilka dni od czasu, gdy odwiedziłam Hikę i poszłyśmy drugi raz do klubu. A ja nadal pamiętałam, jak ten mężczyzna na mnie patrzył. Czułam, że moje słowa mogą go zaboleć… Tymczasem opanowała go zimna furia.
To, jak na mnie spoglądał… Minęły lata od czasu, gdy kogoś aż tak wkurzyłam. Najgorsze było jednak to, że żałowałam tych słów, ponieważ czułam, że wybrał gniew, by nie okazać prawdziwych emocji.
Nie miałam prawa tego mówić. Nie miałam prawa w żaden sposób go osądzać.
Bałam się znów z nim spotkać. Nawet żeby przeprosić. Nigdy nie sądziłam, że taniec erotyczny w połączeniu z gniewem tak paraliżująco na mnie zadziała. Dziwiłam się, że te kobiety tego nie widziały. Prawda, był seksowny w taki sposób, w jaki nie sądziłam, że mężczyzna może być, jednak jego ostre, prowokacyjne zachowanie w połączniu z zimną furią w oczach sprawiły, że zwyczajnie się go przestraszyłam.
Myślałam, że dawno minęły czasy, gdy bałam się facetów, jednak po raz pierwszy spotkałam kogoś takiego. Kogoś, kto tak mnie przerażał… i pociągał równocześnie.
Gdyby to było inne miejsce i on też był kimś innym… Umówiłabym się z nim od razu, nie bacząc na konsekwencje — byłam tego pewna. Jednak on był striptizerem, na dodatek takim, który — jak zrozumiałam — musiał skrywać w sobie mnóstwo mroku.
Nie jestem w stanie nic zrobić ani dla niego, ani dla siebie. Poza tym, pewnie już nigdy go nie spotkam. O tym myślałam, wracając do domu i obserwując rusztowania, które były rozciągnięte na połowie mojego bloku. Ocieplano go przed zimą i zastanawiałam się, jak długo zajmie robotnikom praca. W sumie do żadnego z nich nigdy się nie odzywałam… Może warto byłoby się przełamać i zwyczajnie któregoś zapytać?
Zauważyłam idącego w moją stronę młodego chłopaka, a gdy był dość blisko, zagadnęłam:
— Dzień dobry.
Zatrzymał się i z uśmiechem poprawił kask na głowie.
— Dzień dobry.
— Chciałam zapytać — wskazałam na rusztowanie kciukiem — czy panowie wyrobią się w czasie? To rusztowanie jest w tym samym miejscu chyba drugi miesiąc.
— No tak. — Podrapał się nerwowo po nosie. — Widzi pani, był problem z poprzednią ekipą, dlatego teraz to my kończymy ocieplenie. Jesteśmy tu jednak dopiero trzeci dzień, więc nie wiem, jak to będzie.
— Aha.
To tłumaczyło, dlaczego mi się wydawało, że teraz są tu inni ludzie.
— Hm… — Nagle chłopak zaczął się rozglądać i chyba kogoś zauważył, bo zawołał: — Kapitanie! Zszedłby pan do mnie na chwilkę?!
— Ile razy mam wam, niemoty, mówić, żeby mnie tak nie nazywać?! — zawołał w odpowiedzi mężczyzna, a ja momentalnie zamarłam.
Nie… To niemożliwe, wyobraźnia na pewno płata mi figle.
Ten głos…
Nie odwróciłam się, ale usłyszałam, jak ktoś niedaleko mnie zeskakuje na ziemię, po czym nastąpiły wyraźne, choć wcale nie głośne kroki.
— Czego, Steve?
— Ta pani była ciekawa, ile nam zajmie robota. Wie kapitan, przez tę poprzednią ekipę…
— Nie mów do mnie „kapitan” — warknął, lecz w jego głosie nie było złości, bardziej irytacja zmieszana z pogodzeniem się z własnym losem. — Poza tym, dlaczego podajesz mieszkańcom takie szczegóły?
— Yyy… Wybacz, kapitanie.
„Kapitan” westchnął ciężko i warknął:
— Won do pracy.
Chłopak od razu się wycofał, a ja poczułam na sobie wzrok.
— Pani… — urwał gwałtownie, a ja przełknęłam ślinę, bo choć tyle gadali, ja nadal nie spojrzałam w jego stronę. — Blondi? — dobiegł mnie w końcu zdumiony szept.
Musiałam zebrać całą odwagę, by się obejrzeć i na niego spojrzeć. Bałam się znów ujrzeć tamten wzrok — wzrok wściekłego samca, który wbił mnie w fotel. Jednak, gdy w końcu dostrzegłam jego jasne, niebieskie oczy… Wypełniał je tylko szok.
— To naprawdę ty — powiedział i ku mojemu zaskoczeniu uśmiechnął się szeroko, ukazując mi tak cudowny uśmiech, że poczułam, jak mój lęk zaczyna się roztapiać. — Dlaczego tu jesteś?
— Um… — zerknęłam niepewnie w stronę klatki — mieszkam tu.
Uśmiech zniknął, lecz tancerz wyglądał tak, jakby musiał go tłumić.
— A ty? — zapytałam szybko. — Dlaczego pracujesz — wskazałam niepewnie rusztowanie — tutaj?
Na szczęście nie wydawało się, że go obraziłam, bo tylko przechylił głowę.
— Nie tańczę każdego wieczoru. To tylko dodatkowa, bardzo dochodowa fucha. Większość czasu spędzam na rusztowaniu.
Wtedy dobiegło nas z góry:
— Kapitanie?! Mamy problem z elewacją!
„Kapitan” spojrzał w tamtą stronę i krzyknął:
— Przestańcie, do cholery, z tym kapitanem! I zaraz tam będę!
Dosłyszałam, że niektórzy robotnicy walczą ze śmiechem, podczas gdy powód ich rozbawienia zdjął kask i złapał się za głowę, mierzwiąc czarne włosy.
— Niech ich cholera. Naprawdę nie rozumiem, czemu uwzięli się na tego kapitana.
Już otwierałam usta, ale się powstrzymałam. Według mnie to brzmiało sto razy lepiej niż „Seksowny Strzał”, ale uznałam, że zachowam to dla siebie.
— Muszę iść — powiedziałam w końcu. — Nie będę ci przeszkadzać.
— Poczekaj.
I znowu to zrobił. Złapał mnie za rękę… W ten sposób siejąc we mnie zamęt.
— Ja… — Puścił mnie, a ja zerknęłam w jego stronę. Wydawał się dość niepewny jak na faceta, który zarabia, rozbierając się przed kobietami. — Wiem, że to może zabrzmieć głupio w moich ustach, ale… chciałbym z tobą pogadać.
Czekałam na ciąg dalszy, ale nie nastąpił, więc uniosłam lekko brwi ze zdziwienia.
— Ale co w tym jest głupiego?
Westchnął i patrząc w ziemię, wyznał:
— Normalnie pytam o to inaczej… Jednak nie chcę, byś pomyślała o mnie tak samo, jak pomyślałaś o Mikim.
Przed oczami stanęła mi scena z dnia naszego pierwszego spotkania — to, jak po sytuacji z Mikim po raz pierwszy ujrzałam tego mężczyznę. I zrozumiałam, że tamtego dnia słyszał wszystko aż za dobrze.
Milczałam, bo czułam się niepewnie. Minął tydzień, a dookoła nas nie było jego kumpli. Dlaczego do tego wracał?
— Wiem, że nasze ostatnie spotkanie skończyło się… powiedzmy, niezbyt pozytywnie — powiedział, a ja zamrugałam.
To było niedopowiedzenie. Już zapomniał, jak w czasie tańca niemal zaszlachtował mnie spojrzeniem?
— Dlatego obiecałem sobie, że jeśli znów cię spotkam, to przeproszę i… — urwał, bo dobiegło do nas:
— Kapitanie?! Idzie pan czy nie?!
— Szlag by to — warknął pod nosem i krzyknął do pozostałych: — Dajcie mi cholerne pięć minut! Co wy, ślepi?! Próbuję się tu umówić!
Gwałtownie spaliłam buraka, a wszyscy robotnicy zaczęli jednocześnie gwizdać, klaskać i go dopingować.
Jak… Dlaczego to powiedział? Na dodatek wrzeszcząc na całe gardło?
Nagle dostrzegłam moje rozchichotane sąsiadki. Jezus Maria… Aż schowałam twarz w dłoniach. No to będą ploteczki.
— Okej, chyba teraz mam wsparcie, a nie… — urwał i odsunął mi dłonie od twarzy, by móc dostrzec moją minę. — Hm? — zamruczał i nim dotarło do mnie, co się dzieje, jego usta były kilka centymetrów od moich. — A cóż to za cudowny widok? — zapytał, uśmiechając się niczym chodzące ciasteczko.
Chciałam się wyrwać i odsunąć, lecz on pociągnął mnie raz — tylko jeden raz — i objął w pasie, dociskając do siebie.
— Tak… masz naprawdę cudowne ciało — stwierdził, po czym wymruczał mi do ucha: — Chciałbym je poznać… — Nagle jego głos stracił poczucie humoru. — Tylko już wiem, że nie oddasz go za nic. Dlatego proszę… Porozmawiaj ze mną. To nie musi być na razie randka. Możesz się ze mną spotkać, nawet myśląc o mnie jako geju, bylebyś ze mną poszła.
Przestałam się opierać i zapytałam drżącym głosem:
— Dlaczego tak ci na tym zależy?
Milczał przez chwilę.
— Jest za mało czasu, żeby to teraz wyjaśnić — stwierdził w końcu i mnie puścił. — Spotkasz się ze mną? — zapytał tak poważnie, że zrozumiałam, iż jego naprawdę to wszystko nie bawi.
Patrzyłam na niego bez słowa, ciągle słysząc w głowie rozbawienie robotników i chichot sąsiadek… W końcu jednak zdecydowałam się zapytać o jedną rzecz.
— O której kończysz?
Uczucie déjà vu uderzyło we mnie wyjątkowo mocno. Tylko tym razem to nie Miki mi mówił, kiedy kończy… tylko ja pytałam o to jego kumpla z pracy.
Coś ostatnio świat nie chce dać mi spokoju.
— O siedemnastej, ale będę potrzebował tak z trzydzieści minut, by się umyć.
— Okej, będę czekać przed klatką. — Wskazałam ją nieokreślonym ruchem ręki, po czym ruszyłam w jej stronę, godząc się ze swoim losem i chcąc jak najszybciej zniknąć z oczu sąsiadkom.
Będę na ich językach przez minimum miesiąc.
Wtedy jednak — jakby tego wszystkiego było za mało — pan przystojniak palnął i to wcale nie cicho:
— Do zobaczenia, śliczna.
Już miałam go zmiażdżyć wzrokiem, ale zauważyłam, że zdążył wejść na rusztowanie, na dodatek z głupim uśmiechem na ustach. To było najbardziej nieoczekiwane spotkanie, jakie mi się kiedykolwiek przytrafiło.
W domu przyłapałam się na tym, że szukam jakichś ładnych ciuchów, co kazało mi się nad sobą zastanowić. Przecież wtedy tak bardzo się go przestraszyłam… Tymczasem wystarczył jego szczery, ciepły uśmiech, by tamten lęk zniknął. Nigdy nie spotkałam takiego faceta… Jednak na pewno nie miałam zamiaru wkładać swoich randkowych ciuchów! Przecież to miało być normalne spotkanie. Poza tym naprawdę nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć.
Wiedziałam za to jedno — dzisiejsze spotkanie może okazać się początkiem lub końcem czegoś. Jednak czego? Tego miałam się dopiero dowiedzieć.
Nie-randka
Mika
Wyszłam z klatki punkt siedemnasta trzydzieści, myśląc, że pewnie będę musiała jeszcze chwilkę poczekać. Tymczasem zamarłam już w trakcie otwierania drzwi, bo dostrzegłam na chodniku przed blokiem wielkiego faceta w koszuli w kratę, za którym oglądały się kobiety nawet z drugiej strony ulicy.
Tak… To na bank był on. A ja widziałam go po raz pierwszy od tyłu, stojącego spokojnie, patrzącego w niebo. Zrozumiałam, że on nawet z tej strony jest boski. Te szerokie, silne ramiona, zgrabny tyłek w dżinsach. Do tego długie, mocne nogi, które potrafiły zdziałać cuda na parkiecie.
A za nim ja… może ładnie ubrana kobieta, ale nie mająca w sobie nic, co by ją wyróżniło.
Smutek ogarnął mnie szybciej niż zdołałam nad nim zapanować.
Czemu nawet po tylu latach nie czułam się na tyle pewna siebie, by móc ruszyć do przodu? Myślałam, że jestem dość silna, by wierzyć, że to ja jestem nagrodą dla kogoś, a nie ten ktoś dla mnie. I co? Patrzyłam teraz na cholernego striptizera w codziennym stroju, zdając sobie sprawę, że wyglądam przy nim jeszcze bardziej nijako niż zwykle.
Chciałam się wycofać. Jak Boga kocham, już chciałam cichutko wrócić do klatki, ale on się wtedy obejrzał i spojrzał prosto w moje oczy. Zamarłam z ręką na klamce. W tym czasie jego wzrok stał się trochę ostrzejszy, jakby nakazywał mi zostać w miejscu, a moje ciało — wbrew mnie — go posłuchało.
Kiedy zrozumiał, że się nie ruszę, powoli się do mnie obrócił, niespiesznie przejechał wzrokiem po moim ciele i nagle uśmiechnął się seksownie.
— Idziemy? — zapytał.
Ten uśmiech jakby uwolnił mnie spod jego wpływu, dlatego, nim do niego podeszłam, jeszcze ciężko westchnęłam, masując skronie.
— Boli cię głowa? — zainteresował się od razu. — Mam przy sobie zawsze jakieś tabletki… — Zaczął grzebać w kieszeniach.
— Nie, po prostu jestem trochę zmęczona.
Przerwał poszukiwania i przyjrzał mi się.
— Na pewno?
— Tak.
— Zapytałbym, czy nie wolisz tego przełożyć.
Od razu wychwyciłam sens jego słów.
— Więc dlaczego tego nie zrobisz?
Znów się uśmiechnął. Chyba nie potrafił się powstrzymać.
— Chyba dlatego, że byłaś gotowa uciec, gdybym cię nie zauważył.
Zamrugałam zaskoczona. Zorientował się?
— Więc wolę nie dawać ci kolejnej szansy na ucieczkę — dodał i skinął głową w stronę głównej ulicy. — Idziemy?
Ruszył powoli, a ja potruchtałam za nim, bardzo szybko zrównując z nim krok.
Kiedy szliśmy obok siebie, zrozumiałam, że naprawdę czuję się przy nim malutka, choć zwykle to ja należałam do tych wysokich. Było to co najmniej dziwne uczucie. Ale wcale nie tak niekomfortowe, jak dotąd myślałam.
— Słuchaj — zaczął nagle trochę niepewnie. — Wiem, że się poznaliśmy, gadaliśmy chwilę, a nawet mieliśmy małą sprzeczkę… — Małą? To było dla niego małe? W takim razie nie chciałabym być jego wrogiem. — …a dalej nie wiem, jak masz na imię — dokończył, a ja się zatrzymałam.
Też przystanął, obejrzał się na mnie i przechylił głowę.
— Coś nie tak?
Nie tak…
— Nie, nie określiłabym tego w ten sposób — wyznałam w końcu, ruszając przed siebie. — Po prostu… po raz kolejny zdałam sobie sprawę, że nie wiem, co o tobie myśleć.
— Hm… może jakieś miłe rzeczy? — zasugerował, ale ja spojrzałam na niego poważnie, aż jego uśmiech zniknął. — Okej, masz prawo nie wiedzieć — przyznał w końcu.
Tym razem to on nagle się zatrzymał, a kiedy na niego zerknęłam, odkryłam, że mnie obserwuje.
— W sumie wyznam ci… że mam tę samą zagwozdkę, jeśli chodzi o ciebie.
— O mnie? — zdziwiłam się. — We mnie… — Spuściłam wzrok, lecz zaraz spojrzałam w niebo. — We mnie nie ma nic zaskakującego.
— Dlaczego tak mówisz? — Podszedł bliżej, lecz ja się nie poruszyłam, patrząc w niebo.
— Bo jestem nudna — powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego… dość ostro, przyznaję, lecz gorycz w moich wspomnieniach zawsze wychodziła w takich chwilach na wierzch. — Nawet nie wiesz, ile razy w swoim życiu usłyszałam ten zarzut.
— Co jest w tobie takiego nudnego? — zapytał ze zwykłym zaciekawieniem, więc wzruszyłam lekko ramionami.
— Mam nudną robotę i nudne życie. Jak nie jestem w firmie, to siedzę w domu, gadając z przyjaciółką, grając w gry lub oddając się hobby. Niczego w życiu nie osiągnęłam, choć miałam pełno marzeń… — urwałam. — To tak w skrócie — Spojrzałam na niego z olśniewającym uśmiechem. — Teraz ty.
Skrzywił się. Był wyraźnie niechętny, by mówić o sobie.
— Moje życie też wcale nie jest interesujące. Całymi dniami haruję na budowie i cztery razy w tygodniu dorabiam w klubie. Ja również miałem mnóstwo marzeń… — nagle jego oczy wypełniła pustka — tylko większość z nich jest już dla mnie nieosiągalna.
Te oczy… od razu pojęłam, że znam to spojrzenie aż za dobrze.
— Dlaczego uważasz, że są nieosiągalne?
Wtedy jego powieki opadły, ale tylko na kilka sekund, bo zaraz spojrzał na mnie z uśmiechem. Nagle uniósł dłoń i pogłaskał mnie po głowie, czym mocno mnie zaskoczył.
— Dobra z ciebie dziewczyna — stwierdził i zabrał dłoń, patrząc na nią w zamyśleniu. — Aż za dobra — dodał cicho i ruszył do przodu. — Niedaleko jest kawiarnia, co nie? Marzy mi się kawa.
Poszłam za nim w ciszy, lecz gdy siedzieliśmy już przy stoliku, nie wytrzymałam i zapytałam:
— Dlaczego to powiedziałeś?
— Hm? — Zerknął na mnie znad menu.
A mnie po raz kolejny uderzyła sytuacja, w której się znalazłam.
Poznałam tego mężczyznę w klubie ze striptizem — był gwiazdą tego miejsca. Tymczasem ten sam mężczyzna siedział teraz przede mną ubrany jak drwal, wybierając w zamyśleniu kawę.
Był zupełnie inny niż w klubie, pomijając chwile, kiedy zmieniał się w uwodziciela. A ja po raz kolejny zaczęłam się zastanawiać, co popchnęło go do pracy w ten właśnie sposób. Myślałam, że nie będzie mi dane się tego dowiedzieć… Jednak spotkałam go ponownie. I w ogóle nie ukrywał, że nie tylko mnie pamięta, ale też mu się podobam.
— Cholera, chyba wezmę espresso, padam na mordę — wyznał nagle i podniósł na mnie wzrok. — A ty?
Wyrwał mnie z zmyślenia.
— Mają dobrą latte karmelową, więc chyba wezmę.
Pokiwał głową i spojrzał na kelnerkę, która podeszła w taki sposób, że wyobraziłam ją sobie jako psa czekającego, aż zawoła go właściciel.
Nagle zdałam sobie sprawę, że siedzę w kawiarni z mężczyzną, którego imienia nadal nie znam. I, jak zauważył przed przyjściem tutaj, on również nie znał mojego.
Kiedy kelnerka odeszła, wzięłam kojący wdech i zaczęłam:
— Pytałeś…
— Bo jesteś miła — powiedział w tym samym momencie.
Aż zamrugałam, bo nie zrozumiałam, o co chodzi. Zauważył to i się uśmiechnął, choć dość smutno.
— Pytałaś, dlaczego powiedziałem, że jesteś za dobra… I to jest tego powód — oznajmił. — Od początku wiesz, czym się zajmuję. Fakt, nie rozmawialiśmy wiele, jednak… Nie czuję — mówił trochę niepewnie — od ciebie tego, co od pozostałych kobiet.
Ponownie podeszła do nas kelnerka, a ja pomyślałam, że gdyby miała ogon, właśnie bym nim oberwała, tak by nim machała. Po chwili się oddaliła, choć wyraźnie widziałam, że gdyby tylko mogła, usiadłaby mojemu towarzyszowi na kolanach, byleby móc z nim zostać.
Odetchnęłam, gdy odeszła.
— Co teraz czułaś? — zapytał nagle z zaciekawieniem.
— Czułam się tak, jakby stał obok mnie rozochocony pies, który najpierw waliłby mnie ogonem, by na końcu wleźć mi na kolana i skupić na sobie twoją uwagę — wyznałam bez namysłu.
Zamrugał kilka razy. Wyraźnie go zszokowałam tymi słowami, ale zaraz zaczął się śmiać. Jednak nie takiego śmiechu się spodziewałam. Nie brzmiał, jakby należał do wprawnego uwodziciela, tylko do normalnego faceta ubawionego sytuacją.
Kim jesteś? przemknęło mi przez głowę. — Dlaczego?
W końcu wyznał przez śmiech:
— To było najbardziej obrazowe porównanie, jakie dotąd słyszałem, ale masz rację. — I nagle uśmiechnął się wręcz błogo, oparł brodę na dłoniach i spojrzał na mnie rozanielony. — Dlatego właśnie jesteś za dobra — stwierdził, a ja zmarszczyłam brwi.
— Co jest dobrego w tym, że porównałam ją do psa?
Spuścił wzrok na stół, jednak nie przestał się uśmiechać.
— Inna kobieta na twoim miejscu powiedziałaby, że czuła się źle, bo to z nią jestem na randce i to ona jest teraz najważniejsza.
Zmarszczyłam brwi jeszcze bardziej.
— Tak zachowują się desperatki, a nie kobiety — stwierdziłam.
Jego wzrok wyraźnie posmutniał, choć uśmiech nie zniknął.
— Tak, to prawda. A ty do nich nie należysz — stwierdził, mieszając kawę łyżeczką. — Jesteś inteligenta i widzisz więcej… Więcej niż tylko siebie. Więcej niż mnie… — Nagle humor jakby mu się zepsuł. — Ale ze mnie skurwysyn — oznajmił nagle, co trochę mnie zaskoczyło, ale nic nie powiedziałam, tylko delikatnie złapałam łyżeczkę i też zaczęłam mieszać kawę. — Zarabiam własnym ciałem, a zachciało mi się spotykać z kobietą, która wymaga więcej niż słodkich słówek.
Jego słowa… Jakaś część mnie się ich przestraszyła, inna ucieszyła, a jeszcze inna… poczuła smutek. Jednak nie z powodu tego, co myślał o mnie, tylko przez to, co myślał o sobie.
Spojrzałam na niego i zobaczyłam, jak pociera twarz, by zaraz spojrzeć przez szybę na zachodzące słońce, coraz bardziej chowające się za budynkami.
— Czułaś się kiedyś tak, jakbyś stała na krawędzi? Mając przed sobą tylko przepaść i myśląc, że jeśli nie skoczysz, to jednak czeka na ciebie droga powrotna?
Nie odpowiedziałam, bo nie dał mi szansy, tylko kontynuował:
— Ja w pewnej chwili odkryłem, że droga za mną też zniknęła.
Milczałam.
— To dlatego ciągle tkwię w tym samym miejscu. — Zaśmiał się z bólem. — Jednak nie jestem już tak młody jak reszta chłopaków… I nie wiem, jak długo zdołam to ciągnąć.
Spojrzałam na swoją kawę, zastanawiając się, jak ubrać w słowa to, co akurat czułam, lecz wtedy on znów się zaśmiał.
— Wybacz. Nie tego pewnie się spodziewałaś. Muszę w twoich oczach wyglądać już całkiem jak ostatnie zero.
— Skończyłeś? — zapytałam po chwili ciszy i podniosłam na niego wzrok.
Patrzył w okno, a światło zachodzącego słońca kładło cień na jego twarzy. Był przystojny, bezsprzecznie seksowny… I tak skrzywdzony, że sam jego widok powodował we mnie ból. Zrozumiałam, że nie chcę tego tak kończyć. Nie mogę.
Kiedy go pierwszy raz ujrzałam, pomyślałam, że nic nie może połączyć mężczyzny takiego jak on i kobiety takiej jak ja. Jednak słuchając go, rozmawiając z nim, przypomniałam sobie coś, w co od zawsze wierzyłam, lecz zapomniałam o tym przez ostatnie wydarzenia.
Wszyscy byliśmy tylko ludźmi. Nieważne, jak się wyglądało czy jak bogatym urodziło — każdy z nas ma swoje demony.
A on — choć odrobinę — podzielił się ze mną swoimi. Nadal nie do końca rozumiałam, dlaczego wybrał mnie, ale to już się stało. To mnie postanowił zawierzyć.
Dlatego odpowiem mu jako ja. Jako kobieta i jako osoba, która sama w życiu nie miała łatwo.
Ten wieczór okazał się ważny dla nas obojga. Okazał się również początkiem wydarzeń, których żadne z nas się nie spodziewało.
Mrok światła
Roy
Skończyłeś? — zapytała cicho.
Faktycznie skończyłem, więc pokiwałem głową. Nie wiem, na co liczyłem — czego tak naprawę chciałem i co czułem. Wiedziałem tylko, że ta kobieta całkowicie nieświadomie poruszała niekomfortowe dla mnie kwestie, zmuszając do refleksji na temat samego siebie.
Ona naprawdę… była za dobra.
Za dobra dla mnie.
— Ja nie tylko wiem, jak to jest stać w miejscu — wyznała nagle, patrząc niewidzącym wzrokiem na blat stołu. — Wiem też, jak to jest stracić grunt pod nogami i wpaść w ciemność, z której człowiek myśli, że nigdy nie wyjdzie.