Rozdział pierwszy
Nikola nie potrafiła powiedzieć, kiedy dokładnie podjęła decyzję o wyjeździe. Może wtedy, gdy po raz kolejny wróciła do pustego mieszkania, a echo jej własnych kroków brzmiało jak drwina. Może w chwili, kiedy po raz kolejny usłyszała: „Czas się ogarnąć, dziewczyno”. A może po prostu nie wytrzymała już spojrzeń ludzi, którzy udawali, że wszystko jest w porządku, choć wiedzieli więcej, niż powinni. Wciskała gaz mocniej, niż było trzeba, jakby mogła w ten sposób szybciej uciec od wszystkiego. Jej stary peugeot trząsł się przy większych prędkościach, ale trzymał się dzielnie. Silnik rzęził, ale nie gasł. Może to był jakiś znak — że jeszcze może jechać dalej, choć wszystko w środku krzyczało, by się zatrzymać.
Za oknem krajobraz zmieniał się niepostrzeżenie. Beton ustępował miejsca polom, billboardy — przydrożnym krzyżom i starym kapliczkom. Tam, gdzie kończyły się światła miasta, zaczynał się inny świat. Cichszy. Wolniejszy. Surowszy.
Nie miała planu. Nie miała celu. Miała tylko potrzebę — silniejszą niż cokolwiek wcześniej. Potrzebę ciszy. Potrzebę zniknięcia.
Telefon leżał na siedzeniu pasażera. Cisza, która z niego emanowała, była wręcz namacalna. Żadnych wiadomości, żadnych połączeń. Odcięła się. Tak jak chciała. Tak jak musiała. W oddali, na horyzoncie, majaczyły wzgórza. A u ich podnóża — wioska. Mała, zagubiona w czasie, wyglądająca jak wyjęta z dziecięcych wspomnień. Przypadkiem, zupełnym przypadkiem, skręciła w boczną drogę, na której stary drewniany znak wskazywał nazwę miejscowości: Zagórze. Litery były wyblakłe, jakby nawet one chciały zniknąć.
Zwolniła. Coś w tym miejscu przyciągało. Może to był ten spokój, który czuło się już przy wjeździe. Może puste ulice, bez zgiełku. Albo stare domy, stojące jak strażnicy dawnych historii.
Zatrzymała się przed jednym z nich — kamiennym, z niskim dachem i drewnianymi okiennicami. Był wystawiony na sprzedaż, choć tablica była stara, przekrzywiona, jakby właścicielowi nie zależało. Wysiadła z auta i poczuła, jak cisza otula ją niczym miękki koc. Żadnych odgłosów miasta.
Tylko śpiew ptaków, szelest drzew i… wewnętrzne napięcie, które zaczynało powoli puszczać.
Zostawiła auto przy drodze i ruszyła pieszo w stronę wioski. Mijała ludzi — starszą kobietę podlewającą kwiaty, dzieci bawiące się przy rowie, mężczyznę o surowym spojrzeniu, który przycinał gałęzie jabłoni. Nikt jej nie zaczepił. Tylko spojrzenia. Ciche, badawcze, ale nie wścibskie.
To jej odpowiadało.
Dotarła do małego sklepu, pachnącego drewnem i starym mydłem. Kupiła chleb, wodę, herbatę. Kobieta za ladą, o imieniu Maria, podała jej wszystko bez pytań. Tylko na końcu rzuciła: — Wynajmuje się dom po Ziętkowej. Pani chyba nie stąd? Nikola pokręciła głową. — Nie. Przejazdem. — Zaglądnie pani na wzgórze. Tam spokojnie. Może się pani spodoba. Wyszyła i przez chwilę po prostu stała na środku wioski. Zastanawiała się, czy może właśnie tak wygląda moment, w którym zaczyna się nowe życie. Bez fanfar, bez wielkich decyzji. Po prostu… decyzja podjęta w ciszy.
Nie wiedziała, że ta cisza ma swoje sekrety.
Nie wiedziała jeszcze, że wkrótce spotka kogoś, kto sprawi, że zapomni, czym była samotność. I że echo przeszłości, od którego uciekała, zna skróty lepiej niż ona sama.
Rozdział drugi
Nikola obudziła się wcześnie, zanim jeszcze słońce przebiło się przez zasłony w niewielkim pokoju na poddaszu. Przez okno wpadała ledwie widoczna poświata — mleczne światło poranka, które nadawało wszystkiemu tajemniczy, niemal nierzeczywisty ton. Zaparzyła kawę w kuchni pani Marii, która noc wcześniej udostępniła jej pokój gościnny w swoim pensjonacie. W domu panowała błoga cisza, jakby czas się zatrzymał.
Z kubkiem w dłoniach wyszła na ganek. Wioska dopiero budziła się do życia. Kogut gdzieś w oddali przeciął ciszę donośnym pianiem, a Nikola odniosła wrażenie, że jego głos odbił się echem od wszystkich domów w okolicy. To miejsce naprawdę było inne. W myślach wracała do wczorajszego spotkania. Igor. Mężczyzna o spojrzeniu, które coś w niej poruszyło. Był zamknięty, chłodny, ale w jego oczach czaiło się coś znajomego. Może smutek. Może lęk. A może coś, czego nie potrafiła jeszcze nazwać.
Zamyślona nie zauważyła, kiedy obok pensjonatu pojawił się stary, ciemny pick-up. Zatrzymał się z cichym warczeniem silnika. Drzwi się otworzyły i wysiadł z niego Igor, ubrany w prostą koszulę i jeansy. Na widok Nikoli lekko skinął głową. — Dzień dobry — powiedział cicho. — Pani Maria mówiła, że może pani potrzebować podwózki do sklepu albo obejrzeć okolicę. Nie ma tu autobusu, a do centrum są cztery kilometry.
Nikola zawahała się. Intuicja szeptała, że powinna być ostrożna. Ale coś w nim ją uspokajało. Skinęła głową. — Dziękuję. Skorzystam. W drodze prawie nie rozmawiali. Radio grało cicho jakąś starą, melancholijną piosenkę. Nikola obserwowała mijane krajobrazy — pola, stare sady, opuszczone chaty i jeden szczególny dom, z zawalonym gankiem i ścianami porośniętymi bluszczem. Jej wzrok zatrzymał się na nim na dłużej. Coś w nim było. — Ten dom… — zaczęła niepewnie. — Czy ktoś w nim mieszka?
Igor zerknął na nią kątem oka. — Nie. Od lat stoi pusty. Kiedyś należał do rodziny, która wyjechała nagle. Niektórzy mówią, że coś się tam wydarzyło, ale… — urwał. — Ludzie lubią plotkować. — A ty? — zapytała odważniej. — Wierzysz w te plotki?
Uśmiechnął się krzywo, choć w tym uśmiechu było więcej bólu niż rozbawienia. — Ja wierzę, że każde miejsce nosi w sobie ślady przeszłości. Nawet jeśli nie wszystkie da się zobaczyć gołym okiem. Zapadła cisza. Gęsta i pełna niedopowiedzeń.
Gdy dotarli do wioski, zatrzymał się przed małym sklepem. Nikola wysiadła, ale zanim zamknęła drzwi, zapytała: — A ty? Co nosisz w sobie? To pytanie zaskoczyło ich oboje. On odwrócił wzrok i przez dłuższą chwilę milczał. — Zbyt wiele, żeby powiedzieć to w kilku słowach — odparł w końcu.
Tego samego wieczoru Nikola długo wpatrywała się w sufit pokoju. Coś w niej drgało, coś się otwierało. Igor był inny niż wszyscy, których znała. Milczący, ale obecny. Surowy, ale uważny. I choć jeszcze wczoraj nie znała jego imienia, dzisiaj czuła, że łączy ich coś, co dopiero się rodzi. Może strach. Może tęsknota. W nocy przyśnił jej się dom z bluszczem. Widziała w nim cień, sylwetkę kobiety przy oknie. I szept. Ledwie słyszalny, ale tak wyraźny, że aż poczuła gęsią skórkę: — Uważaj…
Nikola obudziła się z biciem serca. Czy to był tylko sen, czy coś więcej?
Rozdział trzeci
Kolejne dni upływały spokojnie. Nikola powoli oswajała się z rytmem życia w wiosce. Rano pomagała pani Marii w kuchni, potem spacerowała po okolicy, chłonąc ciszę i zapachy wczesnej jesieni. Było w tym miejscu coś kojącego, jakby czas naprawdę się zatrzymał — lub raczej jakby przestał mieć znaczenie.
Ale jej myśli coraz częściej wracały do Igora. Po ich wspólnej przejażdżce nie widziała go przez dwa dni, choć słyszała, że pracuje przy starej stodole pod lasem. Nie chciała wyjść na nachalną — i jednocześnie nie potrafiła przestać o nim myśleć. Coś między nimi drgało, nieokreślone, niespokojne. W końcu trzeciego dnia znów pojawił się w pensjonacie. — Pani Mario — rzucił z progu, otrzepując buty z błota — trzeba będzie obejrzeć dach stodoły, bo wygląda jakby miał zaraz runąć.
Nikola właśnie wycierała talerze. Ich spojrzenia się spotkały i zatrzymały na chwilę dłużej niż powinny. — Pomóc pani? — zapytał. — Jeśli nie boisz się, że coś stłukę — odparła z lekkim uśmiechem. — Ty? Wątpię. Wyglądasz, jakbyś miała wprawę w rozbijaniu rzeczy — dodał z nutą żartu w głosie, ale jego oczy pozostały poważne. Mylił się. Albo nie do końca. Nikola rozbiła już wiele — relacji, planów, zaufania. Ale nie powiedziała tego na głos. Zamiast tego sięgnęła po kolejny talerz.
Po południu poszli razem do opuszczonego domu, tego samego, który widziała przez okno samochodu. Igor zgodził się jej pokazać okolice, ale z wyraźnym wahaniem. Gdy zbliżyli się do budynku, Nikola poczuła, że coś w powietrzu się zmienia. Powietrze jakby gęstniało. Dom był milczący i porośnięty bluszczem, ale nie wyglądał na martwy. Raczej… uśpiony.
— Nikt tu nie wchodzi — powiedział Igor, zatrzymując się kilka metrów przed drzwiami. — Nawet dzieci się boją. Mówią, że ktoś tu zginął. Ale nikt nie pamięta kto. — A ty? — zapytała cicho. — Pamiętam, że jak byłem dzieckiem, moja matka mówiła mi, żebym nigdy nie zbliżał się po zmroku. Że ten dom coś widział i nie chce zapomnieć. Nikola poczuła dreszcz. Nie bała się duchów. Bała się prawdy. Zrobiła krok do przodu. Drzwi były zamknięte, ale nie na klucz. Otworzyły się z przeciągłym skrzypnięciem, które przecięło ciszę jak nóż. W środku panował chłód. Kurz unosił się w powietrzu. Stare meble, zapadnięty fotel, pęknięte lustro. Na ścianie wisiało zdjęcie — kobieta w sukni do ziemi, z poważnym spojrzeniem. — To twoja żona? — zapytała bez zastanowienia.
Igor zamarł. — Nie. Moja żona… — urwał. — To nie ona.
Nikola przyjrzała się zdjęciu jeszcze raz. Kobieta miała coś znajomego. Albo to tylko gra światła i cieni.
Na komodzie leżała zakurzona książka. Nikola otworzyła ją i zauważyła na wewnętrznej stronie okładki nazwisko. Półprzytomnie przeczytała je na głos. — „E. Nowakowska”. Znasz to nazwisko?
Igor zbladł. Wyjął jej książkę z rąk i zamknął ją gwałtownie. — Nie powinnaś tu być — powiedział cicho. — Ani teraz, ani nigdy. Wyszedł, zostawiając ją w ciemnym wnętrzu domu, z sercem bijącym mocniej, niż chciałaby przyznać.
Wieczorem wróciła do pensjonatu z głową pełną pytań. Kim była kobieta ze zdjęcia? Dlaczego Igor tak gwałtownie zareagował? I skąd znał to nazwisko?
Tamtej nocy Nikola nie spała. Wpatrywała się w sufit, jakby mógł jej udzielić odpowiedzi. I wtedy coś zaszeleściło pod drzwiami jej pokoju. Wstała ostrożnie, otworzyła je i spojrzała w dół.
Na podłodze leżała kartka. Zwykła, pożółkła kartka, z kilkoma słowami napisanymi czarnym atramentem:
„Nie grzeb w tym, czego nie rozumiesz. Patrzymy.”
Nikola zamarła. I po raz pierwszy od dawna poczuła prawdziwy strach.
Rozdział czwarty
Nikola nie mogła przestać myśleć o liście. Trzymała kartkę schowaną w książce, którą codziennie odkładała na stolik nocny. Litery zdawały się pulsować, jakby słowa były żywe i wciąż szeptały jej do ucha:
„Nie grzeb w tym, czego nie rozumiesz. Patrzymy.”
Kto patrzył? I czego miała nie rozumieć? Czyżby cała ta sielska wioska miała drugie dno?
Nazajutrz postanowiła dowiedzieć się więcej o kobiecie ze zdjęcia. E. Nowakowska. To nazwisko nie dawało jej spokoju. Podczas śniadania zapytała pani Marię o opuszczony dom. — Kto tam mieszkał?
Starsza kobieta zawahała się, jakby ważyła każde słowo. — To dom Nowakowskich. Dawno temu… jeszcze przed twoimi narodzinami… mieszkała tam Elwira Nowakowska. Nauczycielka. Trochę dziwaczka, ale dobra kobieta. Zniknęła. — Jak to zniknęła? — Pewnego dnia nie wróciła ze spaceru. Zgłoszono zaginięcie, ale jej nigdy nie znaleziono. Tylko… no wiesz, ludzie mówili różne rzeczy. Że może uciekła, że ktoś ją zabrał… A potem dom stał się… taki jak teraz. Milczący.
Nikola poczuła, jak zimno ścieka jej po karku. — Igor coś o niej wie, prawda?
Pani Maria nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko wymuszenie i szybko zmieniła temat.
Tego samego dnia wieczorem, Nikola postanowiła jeszcze raz podejść do opuszczonego domu. Nie chciała wchodzić do środka — chciała tylko poczuć to miejsce. Ale zanim zdążyła się zbliżyć, zauważyła sylwetkę stojącą przy furtce.
To nie był Igor.
To był ktoś zupełnie obcy. Mężczyzna w ciemnym płaszczu, z twarzą przysłoniętą kapturem. Stał nieruchomo, jakby obserwował dom… albo ją. Gdy zrobiła krok w jego stronę, zniknął w ciemności tak szybko, jak się pojawił.
Nikola odwróciła się i pobiegła z powrotem do pensjonatu.
Następnego dnia odwiedził ją Igor. — Musimy porozmawiać — powiedział bez powitania. — Co znalazłaś w tym domu?
Milczała przez moment, potem wyciągnęła kartkę. — Ktoś mi to podrzucił. Wiesz coś o tym?
Wziął kartkę i przyjrzał się jej dokładnie. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, ale coś w oczach drgnęło. — Powinnaś wyjechać, Nikola. Serio. Nie wiesz, z czym masz do czynienia. — To powiedz mi, z czym. Bo póki co wszyscy tylko milczą albo patrzą, jakbym miała lada moment coś wysadzić. — Bo jesteś nowa. A ta wioska nie lubi nowych. — Ty też kiedyś byłeś nowy.
To go uderzyło. Usiadł ciężko na fotelu. — Prawda jest taka, że nikt tu nie zapomina. Ani o śmierci mojej żony, ani o Elwirze, ani o tym, co wydarzyło się tamtej zimy. A ty… chyba właśnie wdepnęłaś w coś, co lepiej było zostawić w spokoju.
— Ale ty też tego nie zostawiłeś — szepnęła.
Nie odpowiedział.
Tymczasem pod jej drzwiami znowu pojawił się list.
Tym razem był inny.
„To nie jest gra, Nikola. Przeszłość wraca. I już nie chodzi tylko o ciebie.”
I wtedy zrozumiała. Obcy cień, który widziała… nie był przypadkiem. A dom? Być może był tylko początkiem.
Rozdział piąty
Nikola wstała jeszcze przed wschodem słońca. Powietrze było ciężkie i wilgotne, jakby poranek nie mógł się zdecydować, czy chce być mglisty, czy chłodny. Włożyła kurtkę i buty trekkingowe, nie zjadając nawet kawałka chleba. Jej żołądek i tak był ściśnięty od emocji. Wciąż myślała o liście, który znalazła poprzedniego wieczoru. Nie był długi, ale każde słowo ważyło tonę.
„To nie jest gra, Nikola. Przeszłość wraca. I już nie chodzi tylko o ciebie.”
Ktoś znał jej imię. I jej historię. A może i coś więcej.
Wioskowy sklepik był niewielki, pachniało w nim starym drewnem i świeżymi bułkami. Za ladą stała Helena — kobieta około pięćdziesiątki, z włosami upiętymi w ciasny kok, ubrana w zbyt duży sweter.
Nikola podeszła pewnym krokiem.
— Dzień dobry. Czy mogę z panią chwilę porozmawiać?
Helena spojrzała na nią, zmrużyła oczy.
— Jeśli nie o pogodzie, to proszę szybko — powiedziała cicho. — Za dwadzieścia minut przyjdzie dostawa mleka.
— Chodzi o Elwirę Nowakowską.
Zapadła cisza.
— Co z nią?
— Próbuję zrozumieć, co się wtedy stało. Zniknęła… ale chyba nie tak po prostu?
Helena oparła się dłońmi o ladę.
— Dziewczyno… są sprawy, o których lepiej nie mówić. Nawet po tylu latach. Ta wioska żyje w zgodzie tylko wtedy, gdy nic się nie rusza. A ty, odkąd przyjechałaś, poruszasz wszystko, co głęboko zakopane.
— Może dlatego właśnie tu jestem — odpowiedziała Nikola. — Może ktoś powinien to zrobić.
Kobieta westchnęła, zbliżyła się i nachyliła.
— Elwira wiedziała coś o śmierci innej kobiety… o wypadku, który podobno był nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. Ale zaczęła zadawać pytania. I zniknęła. Ludzie powiedzieli, że wyjechała. Ale nikt nie widział jej ani przed, ani po. Zostały tylko notatki i… ślady w lesie, które zniknęły po pierwszym deszczu.
— Wypadek? — powtórzyła Nikola. — Mówisz o żonie Igora?
Helena spojrzała jej prosto w oczy. Nic nie powiedziała, ale ten wzrok wystarczył.
Po wyjściu ze sklepu, Nikola miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Czuła ciepło spojrzenia na karku. Szybko skręciła w boczną uliczkę i schowała się za starą szopą. Usłyszała kroki — rytmiczne, równe. Zbliżały się. A potem… nagle ustały.
Nie wytrzymała. Wychyliła się.
Nikogo nie było.
Ale ktoś zostawił kolejną wiadomość. Tym razem przyczepioną do gałęzi tuż obok drogi.
„Ona odkryła prawdę. Ty również możesz. Ale cena jest wysoka.”
Tego wieczoru Igor zapukał do jej drzwi. Był niespokojny, ubrany jak do drogi.
— Jadę do miasta — powiedział.
— Dlaczego?
— Muszę sprawdzić coś w archiwum. Ktoś manipuluje przeszłością, Nikola. A ty w to wpadłaś głębiej, niż myślałem. Nie chcę, żeby coś ci się stało.
Nikola spojrzała mu prosto w oczy.
— Może już za późno, Igorze.
Zamilkli. Cisza między nimi nie była pusta. Wręcz przeciwnie — była pełna wszystkiego, czego nie zdążyli powiedzieć. Strachu. Współczucia. Tęsknoty.
Następnego dnia Nikola podjęła decyzję. Skoro Igor wyjechał, on musi działać. Sama. Z notatką w kieszeni i sercem bijącym zbyt szybko, ruszyła w kierunku opuszczonego domu. Tym razem z zamiarem wejścia do środka.
Nie wiedziała, że nie będzie tam sama.
Rozdział szósty
Nikola siedziała na werandzie, otulona miękkim kocem, z kubkiem herbaty w dłoni. Powietrze pachniało wilgocią po nocnym deszczu, a światło poranka przebijało się przez niskie chmury, malując krajobraz w odcieniach szarości i złota. Cisza wokół niej była inna niż dotąd — nie przytłaczająca, ale napięta, jakby w powietrzu wisiało coś, co nie zostało jeszcze wypowiedziane.
Ostatnie dni z Igorem były inne. Częstsze spojrzenia, dłuższe milczenia, które nie bolały, tylko grzały od środka. I choć między nimi nadal istniała niepisana granica, Nikola czuła, że coś się przesuwa. Niewidzialna bariera traciła na sile. Ale właśnie wtedy coś zaczęło się psuć.
W skrzynce znalazła kolejny list. Niepodpisany. Znów starannie złożony, bez daty, bez pieczątki. Po prostu: „Wiem, kim jesteś. To nie zniknie.”
Drgnęła. Ręce zaczęły się jej trząść, ale jeszcze zanim otworzyła kopertę, już czuła znajome pieczenie pod żebrami — lęk, ten stary przyjaciel. To nie był pierwszy raz. To nie był przypadek.
List był krótki. Kilka zdań, kilka słów, a jakby ktoś wbił jej gwóźdź w serce.
„Zostawiłaś wszystko za sobą. Ale zapomniałaś, że przeszłość zawsze znajduje drogę. Już niedługo.”
Poczuła, jak wszystko w niej sztywnieje. Oparła się o ścianę werandy, próbując złapać oddech. Znowu. To znowu się zaczyna. A przecież miało być inaczej.
Wieczorem, w kuchni Igora, zapach ziół unosił się w powietrzu. Robił dla nich kolację — prostą, ciepłą, pełną ciszy. Ale Nikola nie jadła. Odsuwała jedzenie na talerzu, patrząc przez okno, jakby mogła tam znaleźć odpowiedzi.