E-book
15.75
drukowana A5
Kolorowa
55
Tam, gdzie dzieci potrzebują światła

Bezpłatny fragment - Tam, gdzie dzieci potrzebują światła

Opowieści z Drzewoteki


Objętość:
132 str.
ISBN:
978-83-8431-168-4
E-book
za 15.75
drukowana A5
Kolorowa
za 55

Dla moich Synów, którzy są jak latarki w ciemnym lesie życia — czasem migoczą, czasem świecą prosto w oczy, ale zawsze pomagają znaleźć drogę.


Dzięki Wam wiem, że życie ma sens — nawet jeśli czasem jest to sens ukryty głęboko pod stertą skarpetek i pytań, na które nie znam odpowiedzi.


Jesteście moim „dlaczego”, moim „po co” i moim „co by było, gdyby nie Wy” (lepiej nie wiedzieć). Niech ta książka przypomina Wam, że wrażliwość to nie słabość, a bycie sobą — to największa odwaga. Nie musicie być idealni — wystarczy, że będziecie dobrzy.

Zawsze Wasza — Mama; -)

Rozdział 1: Miasto w drzewie

Daleko, w gęstym lesie, gdzie drzewa szumią bajki, a mech pod stopami jest miękki jak chmurka, rośnie Drzewoteka — największe drzewo, jakie można sobie wyobrazić. Ale nie jest to zwykłe drzewo…

To miasto Lalaludków — małych, kolorowych stworzonek z puszystymi ogonkami, które błyszczą, gdy czują radość.

Drzewoteka ma tysiące zakamarków, korytarzy i dziupli. Z góry wygląda jak ogromny, zielony tort z listków, kwiatów i światełek. A w środku tętni życie — ciche, wesołe, i bardzo, bardzo ciekawe.

Kim są Lalaludki?

Lalaludki mają futerka w ciepłych kolorach: żółte, niebieskie, zielone, czerwone itd.

Ich uszka przypominają listki, a głos brzmi jak cichy dzwoneczek.

Są małe jak garść, ale ich serca są ogromne — bo są stworzone do pomagania innym.

Najważniejsze dla Lalaludków są: przyjaźń, ciekawość i dobro.


Domki i zwyczaje

Każdy Lalaludek mieszka w swojej własnej dziupli, w środku gałęzi albo wśród korzeni. Ich domki mają okna z kropelek rosy i dachy z liści kasztanowca.

W środku pachnie miodem, suszoną miętą i ciasteczkami z pyłku.

Niektóre domki są wiszące, inne stoją na grzybkach. Lalaludki uwielbiają odwiedzać się nawzajem — zostawiają sobie listki z wiadomościami i świecą ogonkami na powitanie.


Codzienność Lalaludków

Poranki zaczynają się od muzyki liści — wiatr gra na nich jak na harfie. Gdy słońce przebije się przez gałęzie, wszystkie Lalaludki zbiegają się do wspólnej stołówki zwanej Liściarnią.

Tam czekają na nich pyszności:

• Owsianka z płatków dmuchawca

• Placki z miodem i pestkami słonecznika

• Herbatka z rosy i jagód

• Muffinki z pyłku kwiatów

Po śniadaniu każdy Lalaludek idzie robić to, co lubi najbardziej:

• Niektórzy uprawiają ogrody — sadzą marchewki-miniaturki i czyszczą skorupki ślimaków.

• Inni naprawiają rzeczy w warsztacie, używając pajęczych nici i orzeszkowych śrubek.

• Najmłodsze Lalaludki uczą się w szkółce pod paprocią — czytają historie z liści, liczą kasztanki i uczą się dźwięków świata.

• A wieczorami… jest czas na śmiech, wygibasy i opowieści przy świetlikach.


Mędrzec Dąbrud i Sercałka

W samym sercu Drzewoteki mieszka Mędrzec Dąbrud — najstarszy Lalaludek, którego broda przypomina zrolowany mech. Nosi okulary z bursztynków i zna odpowiedzi na pytania, których nikt jeszcze nie zadał.

Obok jego domku rośnie Sercałka — magiczny kwiat, który świeci, gdy gdzieś na świecie dziecko potrzebuje pomocy. Jej płatki zmieniają kolory: czasem są złote, czasem różowe, czasem błękitne jak niebo.

Gdy Sercałka rozbłyśnie, Dąbrud mówi:

— Czas wezwać naszą czwórkę!


Czwórka odważnych ogonków

Nie wszystkie Lalaludki ruszają w podróże. Ale cztery z nich są zawsze gotowe:

• Luśka — żółta jak promyk, szybka i pomysłowa. Czasem mówi szybciej, niż myśli!

• Bumcia — czerwona i spokojna. Ma czułe serce i słyszy nawet szelest łez.

• Melu — niebieska marzycielka, która zawsze patrzy w górę i rysuje niebo palcem w powietrzu.

• Asik — zielony konstruktor, zna wszystkie zakamarki Drzewoteki i zawsze ma przy sobie mapę z patyków.

Kiedy Sercałka się rozświetla, ta czwórka zbiera się nad Tęczowym Oczkiem — jeziorkiem u podnóża drzewa. Gdy wypowiedzą imię dziecka, woda zaczyna wirować…

— Wiruj, jeziorko, pokaż drogę sercu! — mówią.

I wtedy rozpoczyna się podróż…

Rozdział 2: Dziewczynka z Kioto

Pewnego poranka, gdy rosa na listkach jeszcze spała, a Sercałka w Drzewotece rozbłysła jasnoróżowym światłem, Mędrzec Dąbrud podszedł do niej z zamyśloną miną.

— Hm… Japonia. Kioto… — mruknął, marszcząc brwi z mchu.

— Dziecko smutne. Głos zniknął. Ale nie gardło boli… to smutek ukrył słowa.

W kilka chwil później, cała czwórka już czekała przy Tęczowym Oczku.

— Gotowi? — zapytał Asik, rozkładając mapę świata z patyków.

— Hop! — zawołała Luśka i już wir ruszył.

Kolory zakręciły się jak bączek: niebieski, różowy, zielony, złoty… aż nagle…

PLUM!


W kraju wiśni i lampionów

Lalaludki wylądowały miękko jak piórka na kamiennej ścieżce. Wokół było cicho i pięknie. Rósł tu bambus, w ogrodach kwitły różowe drzewa, a w powietrzu pachniało zieloną herbatą.

— Gdzie jesteśmy? — szepnęła Melu.

Asik spojrzał na znak z dziwnymi znaczkami.

— To Kioto! — Miasto w Japonii. Tu tradycja tańczy z nowoczesnością!

Lalaludki rozglądały się z zachwytem:

• Małe domki z drewnianymi dachami,

• Papierowe lampiony wiszące nad uliczkami,

• Dziewczynki w kolorowych kimono, i wszędzie cisza — taka, która nie jest pusta, tylko spokojna.

Ale za jednym drzewem wiśni płakała cicho dziewczynka.

Aiko i zaginiony głos

Pod różowym drzewem siedziała Aiko. Miała czarne włosy spięte w dwa koczki i smutne oczy.

Luśka zrobiła fikołka, Melu nuciła cicho, a Bumcia usiadła obok niej, nie mówiąc ani słowa.

Asik wyjął muszelkowy tłumacz i po chwili odezwał się łagodnie:

— Jesteśmy Lalaludki. Chcesz się z nami pobawić?

Aiko tylko kiwnęła głową.


Spacer przez Kioto

Cała piątka ruszyła razem w drogę. Najpierw poszli do Złotego Pawilonu — Kinkaku-ji.

To świątynia cała ze złota, która odbija się w lustrzanej wodzie.

— To wygląda jak pałac wróżki! — zawołała Melu.

Aiko uśmiechnęła się.

Potem odwiedzili Las Bambusowy w Arashiyamie. Bambusy były wyższe niż wieże, a ich szum przypominał bajkową melodię.

Aiko zamknęła oczy i oddychała głęboko. Bumcia wiedziała: jej serce właśnie też oddycha.

Następnie przeszli uliczkami Gion — stara dzielnica pełna lampionów i sklepików z zabawkami z papieru. Luśka kupiła Aiko origami w kształcie żurawia.

Na koniec usiedli w ogrodzie zen. Asik pokazał Aiko, jak rysować wzory w piasku drewnianymi grabkami.

W tym ogrodzie Aiko pierwszy raz przemówiła:

— Dzię… ku… ję…

To nie były tylko słowa. To było serce, które odważyło się mówić.


Powrót przez tęczę

Lalaludki uściskały Aiko i zostawiły jej błyszczący liść — znak, że są zawsze blisko.

Z Tęczowego Oczka wróciły cicho do Drzewoteki. Sercałka rozbłysła na zielono — znak, że wszystko się udało.

Dąbrud spojrzał na nich i szepnął:

— Czasem nie trzeba wiele mówić. Wystarczy być.

Rozdział 3: Śnieżne światło Norwegii

Tego dnia Drzewoteka pachniała świerkiem i mrozem. Sercałka świeciła niebiesko-białym światłem.

Dąbrud podszedł do niej z ciepłym szalem wokół szyi i westchnął:

— Norwegia… Dziecko tam gubi coś ważnego… coś, co grzeje ręce i serce.

Luśka już zakładała czapkę z dzwoneczkiem, Bumcia przygotowywała herbatkę z szyszek na drogę, a Asik tupał z niecierpliwości.

Melu zapytała:

— Co zgubiło to dziecko?

Dąbrud spojrzał poważnie:

— Rękawiczki. Ale nie byle jakie… to były rękawiczki otulające miłość. Bez nich, chłód wszedł nie tylko do paluszków, ale i do duszy.


Tęczowe Oczko zawirowało jak śnieżna kula i po chwili…

BACH!

W krainie zorzy i trolli

Lalaludki wylądowały w śniegu po pas. Wokół wszystko było białe i ciche, a powietrze pachniało zimą i… rybą?

— Brrr… Norwegia! — powiedział Asik, chowając nos w szaliku.

Na horyzoncie widać było góry, fiordy — czyli głębokie zatoki z wysokimi skałami — oraz małe, czerwone domki.

— To Lofoty — szepnęła Melu. — Jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie.

Przez chwilę wszyscy milczeli. Nad ich głowami zaczęły tańczyć zielone i fioletowe światła zorzy polarnej.

— Jak bajkowe smoki! — krzyknęła Luśka.


Ida i zaginione rękawiczki

W pobliżu lodowego jeziora Lalaludki zobaczyły dziewczynkę w niebieskiej kurtce, patrzącą na swoje dłonie. Jej imię brzmiało Ida.

— Zgubiłam rękawiczki — powiedziała cicho. — Uszyła mi je babcia. Zawsze grzały, nawet jak było bardzo smutno.

Luśka uklękła obok niej i zapytała:

— A może poszukamy ich razem?

Ida skinęła głową, a Lalaludki chwyciły ją za ręce.


Wyprawa śladem rękawiczek

Najpierw odwiedzili wikingowy statek w muzeum. Tam Bumcia odczytała ze ściany:

— Wikingowie nie tylko walczyli. Byli też odkrywcami!

Potem wdrapali się na górkę, z której było widać fiord Geiranger — błękitny jak oczy Idy.

Zeszli do sklepu z rękodziełem, gdzie Asik zapytał o rękawiczki, a pani w wełnianym swetrze pokazała im, jak robi się wzory norweskie.

Melu zabrała ich do lasu z drewnianą chatką, gdzie według legend mieszkają trolle. A w śniegu, pod drzewem…

— Ooooo! — zawołała Ida.

Tam leżały! Jej rękawiczki! I wyglądały, jakby czekały na nią cały dzień.

— One nie tylko grzeją dłonie — szepnęła. — One grzeją moje wspomnienia.


Powrót do Drzewoteki

Zanim odeszli, pokazali Idzie sanki ze światełek, zatańczyli w rytmie zorzy i zrobili aniołki na śniegu.

Gdy wrócili do Drzewoteki, Sercałka rozbłysła biało-zielonym światłem, jakby i ona widziała zorzę.

Dąbrud tylko pokiwał głową i zapisał w księdze:

— Zgubić coś można wszędzie. Ale miłość — zawsze znajdzie drogę powrotną.

Rozdział 4: Dzień jak co dzień w Drzewotece

Jak już wiecie daleko, w gęstym lesie, gdzie liście szumią opowieści, a gałęzie znają tajemnice, stoi coś, co wygląda jak zwykłe, stare drzewo. Ale jeśli przyjrzysz się bliżej… zobaczysz okna, drzwiczki, mostki i błyszczące listki poruszające się bez wiatru.

Drzewoteka — dom Lalaludków!


Pobudka pod kapeluszem

Gdy tylko słońce zaczęło zaglądać przez listki, Luśka otworzyła jedno oko i… skoczyła na trampolinę z mchu. Ona nigdy nie wstaje normalnie.

— Budzik jest dla śpiochów! — wołała i fikała fikołki.

Tymczasem Melu przygotowywała liścianki — puszyste placuszki z liści i miodu kwiatowego. Na śniadanie Lalaludki lubią też:

• Rosankę — napar z kropel rosy i mięty

• Kwiatuszki — chrupiące płatki z nektarem

• Żuczułkę — zupkę z leśnych orzechów i korzonków

Bumcia w tym czasie podlewała swoje doniczki z leśnymi ziołami, a Asik… był w Laboraliści — swojej pracowni pełnej dziwnych instrumentów, wirujących globusów i świecących kapsli.


Zabawa, nauka i marzenia

Po śniadaniu każdy robił to, co lubił najbardziej:

• Luśka trenowała skakanie z gałęzi na liściową huśtawkę

• Bumcia zbierała grzybki i układała leśne bukiety

• Melu uczyła młodsze Lalaludki śpiewać piosenkę o porach roku

• Asik… wymyślał maszynę do liczenia chichotów

W porze lunchu wszyscy spotykali się w Liściarni — to kolorowa stołówka, gdzie podawane są ulubione dania Lalaludków, jak np.:

— Zupa z tęczowych paproci

— Placuszki z pyłku kwiatowego

— Sok z migoczących jagód

Popołudniami bywały lekcje u Dąbruda, wspólne czytanie ksiąg przy korze, albo zabawy z młodszymi stworkami w sali zwanej Śmiecholandią.


Zachód słońca i Sercałka

Wieczorem cała czwórka siedziała na balkonie z liści, popijając ciepły nektar i patrząc, jak zachodzi słońce.

Sercałka świeciła spokojnym, złotym światłem — czyli nikt nie wołał ich tym razem. Ale Lalaludki wiedziały…

— Gdzieś tam na świecie już ktoś nas potrzebuje — szepnęła Melu.

Ale jeszcze nie dziś.

Dziś był po prostu zwykły, piękny dzień w Drzewotece.

Rozdział 5: Melodia morza w Zadarze

Tego dnia Sercałka rozświetliła się jasnym, piaskowym blaskiem. Dąbrud spojrzał na nią i powiedział:

— Nad morzem, gdzie kamienie śpiewają, ktoś czuje się bardzo sam.

Luśka od razu chwyciła mapę świata. Bumcia zabrała koszyk pełen dobrych myśli, Melu schowała do kieszonki wiatraczek przyjaźni, a Asik… próbował zmieścić do torby całą swoją globokulę.

— Gdzie lecimy, Dąbrudzie? — zapytała Melu.

— Do Zadaru w Chorwacji — powiedział, uśmiechając się ciepło. — Czeka tam chłopiec, który dopiero się przeprowadził. Nie zna jeszcze nikogo. Ale może pozna… Lalaludki.


Witaj, Zadarze!

Tęczowe Oczko zakręciło się trzy razy i…

PLASK!

Lalaludki wylądowały na nadmorskim murku, a przed nimi rozciągało się błękitne morze. Powietrze pachniało solą i słońcem. W tle słychać było… muzykę?

— To Morskie Organy — szepnęła Melu. — Kamienne schody, które grają, gdy fale w nie uderzają!

Zadar to stare miasto pełne wąskich uliczek, kamiennych placów i śpiewu cykad. Nad dachami przelatywały mewy, a wokół kręcili się ludzie — uśmiechnięci, z lodami, aparatami i kapeluszami.


Chłopiec na ławce

Na jednej z ławek, tuż obok Organów, siedział chłopiec w granatowej koszulce. Miał na imię Leo i właśnie się przeprowadził z daleka.

Nie znał jeszcze języka, nie znał dzieci, a jego pluszowy miś siedział na kolanach jak towarzysz z dawnych stron.

Luśka podeszła jako pierwsza i powiedziała:

— Cześć! My jesteśmy Lalaludki! A ty?

Leo spojrzał zdziwiony, ale uśmiechnął się lekko.

— Leo. Chciałbym, żeby ktoś się do mnie odezwał… ale nie wiem, jak zacząć.


Spacer przez Zadar

Lalaludki zabrali Leo na spacer po mieście. Pokazali mu:

• Pozdrowienie Słońca — szklaną płytę na placu, która świeci nocą kolorowym światłem zasilanym… słońcem!

• Forum Rzymskie — miejsce sprzed tysięcy lat, z kamieniami i kolumnami.

• Kościół św. Donata — jak wielki tort z kamienia.

• Wąskie uliczki z lodziarniami — gdzie Bumcia zamówiła lody o smaku figi i lawendy!

Asik podarował Leo „globopiksel” — mały świetlny kamyk, który miga, gdy ktoś pomyśli o tobie z sympatią.


Mały koncert

Wieczorem wrócili do Morskich Organów. Leo usiadł obok fal, a Melu zaczęła nucić spokojną melodię.

Wkrótce Leo dołączył, śpiewając cicho. Gdy dzieci przechodziły obok, jedna z dziewczynek powiedziała po chorwacku:

— „Pjevaš lijepo!” — czyli „śpiewasz pięknie!”

Leo uśmiechnął się szeroko. To był pierwszy krok. Mały, ale ważny.


Powrót do Drzewoteki

Gdy wrócili przez Tęczowe Oczko, Sercałka lśniła ciepłym blaskiem.

— Słowa nie zawsze są potrzebne — powiedział Dąbrud. — Czasem wystarczy uśmiech, piosenka… albo przyjazna dłoń.

Lalaludki ułożyły się w hamakach z liści i patrzyły przez liściokna na księżyc.

— Ciekawe, kto będzie nas potrzebował jutro? — zapytał Asik.

Ale odpowiedź miała przyjść dopiero w następnym rozdziale.

Rozdział 6: W rytmie biegu przez Sydney

Pewnego poranka Sercałka zapłonęła pomarańczowo-złotym światłem — jak poranne słońce nad dalekim kontynentem.

— Czuję piasek, fale… i ogromny stadion — powiedziała Bumcia.

— Australia! — krzyknął Asik, od razu obracając globokulę. — A dokładnie… Sydney.

— Kto nas tam potrzebuje? — zapytała Melu, wkładając swoją czapeczkę z piórkiem.

— Liam — odpowiedział Dąbrud. — Chłopiec, który biega jak wiatr i skacze jak kangur, ale… wciąż czuje się, jakby był ostatni.

Lalaludki spojrzały po sobie, złapały się za ręce, wskoczyły w Tęczowe Oczko i…

WRUUUUM!


Sydney — miasto słońca i żagli

Lalaludki wylądowały na miękkiej trawie nad wodą. Przed nimi unosiła się biała, błyszcząca jak muszla… Opera w Sydney.

— Ale to wygląda jak żagle! — zawołała Luśka.

W tle migotał Harbour Bridge — ogromny most, z którego podobno można… skakać na bungee! A na ulicach? Uśmiechnięci ludzie, rowery, deskorolki, kangurze breloczki i lodziarnie z mango.

Bumcia aż pisnęła:

— Czy ja dobrze widzę… lody z eukaliptusa?!

Chłopiec na torze

Lalaludki znalazły Liama na szkolnym stadionie. Siedział sam na murawie, przy kolcach startowych.

— Biegam i biegam, ale nigdy nie jestem pierwszy — mruknął, patrząc w ziemię.

Luśka uklękła obok niego:

— Ale jesteś szybszy niż wczoraj?

Liam spojrzał zaskoczony.

— No… może trochę.

— No właśnie! — zawołała Melu. — Wygrywanie nie zawsze oznacza medal. Czasem to po prostu krok dalej niż ostatnio.


Trening z Lalaludkami

Następne godziny były pełne śmiechu, biegu i wsparcia:

• Luśka uczyła go, jak skakać z odbiciem jak z liściowej trampoliny

• Asik skonstruował „odlotowy licznik skoków”, który piszczał radośnie po każdym poprawionym wyniku

• Bumcia zaproponowała bieganie boso po piasku — jak robią to dzieci w buszu

• Melu szeptała mu do ucha piosenkę motywującą: „Jesteś wystarczający, by ruszyć świat…”

A potem… zabrali Liama na przygodę po Sydney!


Wielka Przygoda

Odwiedzili:

• Taronga Zoo — gdzie kangury, misie koala i dziobaki rozśmieszyły nawet Asika

• Plażę Bondi — gdzie Liam pokazał, że potrafi robić fikołki na piasku

• Wieżę Sydney Tower — z której widać było całe miasto, jakby ktoś je rozsypał z klocków

I w końcu wrócili na stadion.


Wyścig serca

— Start! — krzyknęła Melu.

Liam ruszył. Nie najszybciej. Nie najgłośniej. Ale najbardziej odważnie.

Dobiegł na metę i usłyszał:

— BRAWO, LIAM! — krzyknęła grupa dzieci z jego klasy.

Tym razem nie był pierwszy. Ale za to ktoś go klepnął w ramię, ktoś podał wodę, ktoś powiedział:

— Super ci poszło!

Liam się uśmiechnął.

— Dzięki, Lalaludki.


Powrót pod koronę

Gdy Lalaludki wróciły do Drzewoteki, z Sercałki unosiło się ciepłe światło jak słońce nad operą w Sydney.

Dąbrud pogładził brodę i zapisał: — Medal czasem błyszczy na szyi. Ale najpiękniejszy świeci w sercu.

Rozdział 7: Chiński smok i odwaga Meilin

W Drzewotece panował cichy poranek, kiedy Sercałka rozbłysła czerwonym światłem z odrobiną złota.

— Ooo, to chyba ogień i radość! — zawołała Bumcia.

— To nie ogień — uśmiechnął się Dąbrud — to początek chińskiego Nowego Roku! A my lecimy do Chin.

Asik aż podskoczył.

— Czyli będą lampiony? I ciasteczka? I… SMOKI?

— Będą — potwierdził Dąbrud — ale ktoś bardzo się ich boi. Mała dziewczynka imieniem Meilin ma dziś wystąpić w paradzie, ale nie potrafi pokonać swojego lęku.

Melu spojrzała na Sercałkę.

— Czas pomóc jej znaleźć odwagę.


Witajcie w Szanghaju!

Tęczowe Oczko zamrugało trzy razy i…

PLUM! Lalaludki wylądowały na dachu pachnącym imbirem i kwiatami wiśni.

Wokół nich rozciągał się Szanghaj — ogromne miasto pełne świateł, kolorowych ulic i drapaczy chmur. Ulice mieniły się czerwonymi lampionami, dzieci w tradycyjnych strojach tańczyły, a niebo przygotowywało się do wielkiego pokazu fajerwerków.

— Co za miejsce! — westchnęła Luśka. — I wszystko wygląda jak bajka.

— Rok Świni! — powiedział Asik. — Czyli czas radości, rodziny i odwagi!


Dziewczynka za kurtyną

Lalaludki znalazły Meilin za sceną. Miała piękne czerwone kimono, a jej włosy były ozdobione złotymi wstążkami.

— Boję się — szepnęła, przyciskając wachlarz do piersi. — Te smoki są takie wielkie, a wszyscy będą patrzeć tylko na mnie…

Luśka usiadła obok.

— Ja też się kiedyś bałam — powiedziała cicho. — Ale strach jest jak cień. Gdy staniesz w świetle, znika.

Bumcia dodała:

— A smoki nie są prawdziwe. One tylko udają, żeby przynieść szczęście!


Podróż przez Chiny

Lalaludki zabrały Meilin na szybką wyprawę, żeby pokazać jej piękno i odwagę jej kraju:

• Wielki Mur Chiński — ciągnął się jak nieskończony wąż przez góry i doliny

• Zakazane Miasto w Pekinie — z pałacami o dachach jak złote wachlarze

• Jezioro Zachodnie w Hangzhou — gdzie łabędzie tańczyły po tafli wody

• Panda w Chengdu — która przytuliła Melu… albo raczej spróbowała zjeść jej czapkę!

Meilin śmiała się coraz głośniej i coraz rzadziej myślała o swoich obawach.

Wielka Parada

Kiedy wrócili do Szanghaju, parada właśnie się zaczynała. Dzieci tańczyły, bębny dudniły, a wielki, kolorowy smok sunął przez ulice — sterowany przez grupkę rozbieganych uczniów.

Meilin spojrzała na Lalaludki.

— Chcę spróbować. Nawet jeśli się boję. Bo teraz… nie jestem sama.

Luśka podała jej wachlarz odwagi, Bumcia poprawiła wstążkę, a Asik krzyknął:

— GO, MEILIN!

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
Kolorowa
za 55