Tajemniczy świat Filipa

Bezpłatny fragment - Tajemniczy świat Filipa

opowiadania


Proza współpczesna
Polski
Objętość:
36 str.
ISBN:
978-83-65236-62-3

Wstęp

Witajcie moi młodsi przyjaciele.

Dziadku, czy krasnoludki mieszkają w takich domkach?

Może zdziwiło was to, że nie piszę „witajcie drogie dzieci”? Wiem, tak czynią inni. Ja uznałem jednak, że w pewnym okresie życia, nikomu tak za bardzo dzieckować, nie wypada. Z prostej i bardzo oczywistej przyczyny. No… bo za słowem dziecko, najczęściej coś się kryje. Dziecko nie rób tego, nie możesz, to nie dla dzieci… Dziecko, nie wolno, jesteś za mały… Dziecko, idź już spać…, to film tylko dla dorosłych… i tak dalej. Ja też byłem kiedyś w waszym wieku i wiem jak to się odbiera. Słysząc takie słowa, mniejszy człowiek chce od razu być dorosłym. Chce mieć własną rodzinę i dzieci, takie jak wy. Składa sobie przysięgi, że swoim dzieciom nie będzie robił takich rzeczy, że będzie traktował je normalnie, tak jak dorośli traktują siebie na wzajem.

A więc moi młodsi przyjaciele, dzisiaj do mnie zadzwonił mój wnuczek Filipek. Powiedział, dziadku, napisz mi bajkę. Od razu zorientowałem się, że nie prosi o bajkę, taką jak wszystkie. Nie, nie chodzi o to, żebym miał coś przeciw bajkom. Niektóre są naprawdę bardzo piękne. Ale sami wiecie, tak naprawdę, wiele rzeczy się w nich powtarza. Takich oryginalnych, niema zbyt wiele. No i jeszcze to — my wiemy, że bajka, to jest bajka, czyli coś wymyślonego przez pisarza, żadna prawda i jak to w bajkach bywa — musi się zawsze dobrze skończyć…

Filipku o czym ma być ta opowieść, zapytałem.

No i chyba tu trafiłem. Dziadku napisz o krasnoludkach.

O krasnoludkach pomyślałem… — a więc jednak bajka.

Dziadku, to ma być takie opowiadanie, o dobrych i złych krasnoludkach…

Zaczęliśmy rozmawiać na temat tego, co i o czym mam napisać. W pewnym momencie, do mojej świadomości dotarło, że mój najukochańszy wnuczek, opowiada mi o czymś, co jest i co istnieje. Mówi, o świecie, o życiu, o istnieniu dobrej strony — czyli o tej kolorowej i o złej stronie — czyli tej czarnej. O tym, że obydwie strony mają swoich przywódców… No tak, a więc krasnoludki chyba naprawdę istnieją. Te dobre, chcą by wszyscy byli szczęśliwi, a te złe, cieszą się kiedy coś się psuje, kiedy jest źle, lub potrafią kogoś zasmucić. Tak, to robota krasnali. Zacząłem zbierać swoje myśli i wspomnienia z okresu mojego życia i coraz bardziej stawałem się pewien tego, że wiele rzeczy na tym świecie to nie sprawa przypadku, ale działania krasnali. Postanowiłem temat zbadać dogłębnie i napisać o tym, informując o wszystkim, co zbadałem i czego się dowiedziałem. Moim wspólnikiem został oczywiście Filip, a więc wspólnymi siłami stworzyliśmy to tajemne dzieło, na które w tej chwili patrzycie.

Podczas moich rozmyślań, doszedłem do jeszcze jednego wniosku. Tyle bajek, opowieści, baśni powstało na temat krasnoludków. Były ich różne ilości. Występowały pojedynczo, jak na przykład Koszałek Opałek, lub zbiorowo, jak tych siedmiu z królewną Marysią na dodatek. Krasnal, krasnale i człowiek… Czy wy zauważyliście to samo co ja? W większości przypadków, oprócz pomocy z ich strony, która była zawsze, najczęściej one słuchały człowieka. A więc człowiek najczęściej był ich przywódcą…

Filipku kochany, mam napisać o krasnalach. O tych dobrych i złych. A dlaczego kiedy zapytałem się czy ten przywódca, to ktoś kto nimi kieruje, odrzekłeś, no coś w tym rodzaju. A więc nie do końca, wszystko jest tak samo jak u ludzi…, nie wszystko… prawda? Z drugiej zaś strony, ty masz o nich, bardzo dużo wiadomości. Wiesz jakie są, jak się bawią, kto nimi rządzi. Wiesz, że są dobre i złe, że mają ludzkiego przywódcę. Na pewno jest on kimś młodym, może nawet bardzo młodym, bo kto ze starszych potrafiłby zrozumieć ten baśniowy świat. Kiedy zapytałem się o imię tego przywódcy, zawahałeś się i powiedziałeś — powiedzmy Baltazar. Mnie się jednak bardzo wydaje, że na imię ma Filip. No i co teraz powiesz? Pomyliłem się? Chyba nie…

W tym okresie życia Filipa mowę rozumiał jedynie Baltazar

Na twarzy Filipa pojawił się dziwny uśmiech. No cóż, odpowiedzi udzielane są w różny sposób. Ja to rozumiem, czasami coś stanowi wielką tajemnicę i chociaż bardzo się chce, nie można nikomu nic powiedzieć. Tak czasami bywa.

Opowieść I — Z prochu powstałeś

Kiedy zasypiałem, przychodził do mnie krasnal Baltazar..

Kiedy nowy człowiek pojawia się na tym świecie, wszyscy się radują. Od razu ma rodzinę, która z tej okazji robi różne spotkania. Trwają rozmowy, radości, troski. Zamartwianie się o przyszłość i tak dalej. Dziwne jest to wszystko. Ale to mi nigdy nie przeszkadzało. Gorszy jest ten drugi etap. To nachylanie się nad łóżeczkiem i to tiiiiii, tiiii, lub tiuuuu, tiuuuu i łapanie za policzki, nazywanie mnie Filipciem, Filiposem i nie pamiętam już czym jeszcze.

Tiiii, tiiii syneczku…

Każdy mały człowiek ma bardzo liczną rodzinę, która ma duże grono przyjaciół, a ci z kolei mają też rodziny. Koszmar. Nikt w tym okresie nie stara się rozmawiać jak człowiek z człowiekiem. Kiedy byłem już większy zobaczyłem ZOO. Tam też niektórzy zwiedzający robili dokładnie tak samo. Trudno, trzeba być wyrozumiałym i jakoś to przeżyć. Mnie w każdym bądź razie udało się. Jestem cały i zdrowy, bez żadnych urazów fizycznych, czy psychicznych, po tych rodzinno — przyjacielskich eksperymentach na mym ciele i mojej duszy. Ufff… Zaczęły się spacery i integracja z otaczającym mnie światem. Powstawały pytania. Rodziły się z ciekawości życia. Ja Filip, wpadłem w okres ciekawości życia i wszystkie odpowiedzi były na wczoraj. Którejś nocy, w jednym z moich pięknych snów przyszedł krasnal. Jak zwykle z miną pełną ciekawości, a z jego figlarnego spojrzenia mogłem się domyśleć, że coś knuje.

— Witaj Baltazar, przywitałem go w sposób chyba bardzo miły. Co chcesz mi dzisiaj powiedzieć?

Powiedzieć, powiedzieć, zaczął mnie przedrzeźniać Baltazar. Ty się najpierw naucz mówić. Te twoje ciągłe nie artykułowane dźwięki przyprawiają mnie o ból uszów.

Jak zwykle, nie był zbyt miły. Próbował mi dokopać na samym wstępie, tak bym mu nie pokazywał swojej ludzkiej wyższości nad krasnalami. Jeden zero dla niego. Prawda, nie potrafiłem jeszcze dobrze mówić. Te wszystkie słowa wydawały się takie trudne. Ale już dużo rozumiałem. Bardzo dużo. Kiedy jednak słowa wpadały w takie szszsz...czyczy, słyszałem szelest. Czasami był miły, a czasami nie. Dziwne jednak było to, że Baltazar rozumiał mój bełkot. Tak, był jedyną istotą na świecie z którą mogłem porozmawiać.

— Co chciałeś Baltazarku, zapytałem go z uśmiechem na ustach.

Co chciałeś, co chciałeś, znowu zaczął swoje przedrzeźnianie. Nic nie chciałem. Jestem po prostu ciekaw, czy już wiesz skąd się wziąłeś na tym świeci. Bo widzisz ja prowadzę takie badania. Zdania w Krasolandii są jednak podzielone. Część naszych naukowców uważa, że człowiek rodzi się w kapuście, inna i prawie równa, twierdzi że to bajka, ponieważ człowieka przynoszą bociany. No, a jak było z tobą? Pamiętasz coś z chwili swoich urodzin?

Co miałem pamiętać? Nic nie pamiętałem. Dobiegły do mnie jakieś słowa rodziców, że miałem czepek na głowie, ale to chyba nie to. Może gdybym umiał mówić, zapytałbym rodziców i pomógł w ten sposób Baltazarowi w jego pracy naukowej. Ale nic z tego. Temat trzeba odłożyć na później. Tak, nauka wymaga czasu. W tym przypadku, czasu potrzebnego bym nauczył się mówić i czasu na pytania i odpowiedzi w tym zakresie.

Mijały tygodnie i miesiące. Ja rosłem jak ciasto na drożdżach. Moja mowa zaczynała przypominać mowę ludzką i potrafiłem już określić wiele rzeczy. Potrafiłem też wyrazić wiele moich pragnień, okazać złość i zniecierpliwienie. Jednak najczęściej okazywałem radość i szczęście, bo takie było moje najwcześniejsze dzieciństwo. Najważniejsze, że rosnę…

Poznawałem świat. Takie duże jajka znosi chyba kamienna kura.

Pewnej niedzieli rodzice postanowili zabrać mnie do kościoła. Uznali, że jestem już na tyle duży, że nie będę przeszkadzał. I tak się stało. Bardzo ciekawa atmosfera, dużo ludzi i jeden tak jakoś inaczej ubrany. Z ubioru podobny do Baltazara. Tylko, że trochę inny. Bardziej uroczystszy i ładniej śpiewał. Po jakimś czasie, wszedł na takie podwyższenie. Później dowiedziałem się, że to była ambona. Wykonał takie ruchy ręką i powiedział uroczyście słowa: Z proch powstałeś… W tym momencie przypomniało mi się pytanie Baltazara. Czy wiem w jaki sposób powstałem. Teraz mam odpowiedź. To oczywiste, że z prochu. Nie mogłem doczekać się wieczoru, czasu pójścia spać. Minuty i godziny mijały bardzo wolno. Kiedy zasnąłem, natychmiast pojawiła się Baltazar. Przychodził co noc. Uprzedzając jego złośliwości, zawołałem — wiem, wiem, wiem..

— Co wiesz, co wiesz, padły podwójne jak zawsze słowa Baltazara.

Wiem jak powstaje człowiek, wiem skąd się wziąłem na tym świecie.

— No skąd, z ciekawością w głosie, zadał pytanie Baltazar?

Opowiedziałem mu o mojej wizycie w kościele i słowach tego dziwnego człowieka który patrząc na mnie powiedział „z prochu powstałeś…”

Baltazar zamyślił się mocno. Kiedy tak intensywnie myślał, na czole robiła mu się wielka zmarszczka. Taka, która chciała powiedzieć — martwię się o cały świat.

— Wiesz co, odparł po chwili. Niedługo zrobi się ciepło. Wiem, że do Ciebie ma przyjechać dziadek. On był kiedyś wojskowym lotnikiem, to na pewno na prochu się zna bardzo dobrze. Ćwicz teraz swoją mowę i nie zapomnij znowu o tej ważnej sprawie. Jak będzie u Ciebie, to się go zapytaj, jak to jest naprawdę z tym prochem. Bo to zagadnienie jest zbyt tajemnicze jak na krasnalowe rozumy.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.