E-book
37.8
drukowana A5
100.74
Tajemnica Nawiedzonego Zamku

Bezpłatny fragment - Tajemnica Nawiedzonego Zamku


Objętość:
419 str.
ISBN:
978-83-8414-477-0
E-book
za 37.8
drukowana A5
za 100.74

I

TAJEMNICA NAWIEDZONEGO ZAMKU

By — Krystyna Gerlach


Wzdłuż galerii portretów znajdującej się na parterze wspaniałego, okazałego gmachu antycznego zamku graniczącego od północy z gęstym, bezkresnym, nieprzebytym, prastarym lasem, — wschodnie skrzydło którego wychodziło na rozległe — obecnie wzburzone z powodu szalejącej nad okolicą gwałtownej burzy- kłębiących się głębin morskich — a spienione, wirujące fale wzbijające się wysoko w górę — zdawały się sięgać nieboskłonu — posiadłości położonej z dala od innych rezydencji — przechadzała się dziwna postać. Puszyste pukle srebrnoszarej peruki spływały mu na ramiona, ciemnozielony żupan zapięty był pod samą szyję. Czarne skórzane buty i białe spodnie dopełniały stroju wyniosłej postaci. Mimo że posadzka komnaty była wyłożona orientalną, połyskującą mozaiką, która zazwyczaj odbijała echem nawet najcichszy odgłos, mężczyzna poruszał się po sali całkiem bezszelestnie — nie dobiegał żaden dźwięk gdy — w środku nocy — przechadzał się po galerii, przyglądając się badawczo portretom przodków — a brak jakiegokolwiek oświetlenia — ciemność nocy tylko czasami rozpraszana przez rozbłyski błyskawic przedzierających się przez zakratowane okna — zdawał mu się nie przeszkadzać..

Jeden z portretów szczególnie przykuł uwagę gościa. Przez dłuższą chwilę stał zupełnie nieruchomo przed obrazem oprawionym w bogato złoconą ramę, wpatrując się intensywnie w wizerunek młodego rycerza o jasnych, falujących włosach i przenikliwych błyszczących czarnych oczach, po czym odwrócił się i podszedł do kominka, gzyms którego prezentował długi szereg miniaturowych statuetek i rzeźb przedstawiających średniowiecznych rycerzy i wojowników. Jedna z figurek musiała wzbudzić jego gniew i awersję, gdyż szybko sięgnął po nią i — z błyskiem ognia w oczach — przewrócił ją, wyrywając miecz z metalowej ręki rycerza, niemal roztrzaskując broń o marmurową płytę kominka. Cofnął się o krok, przyglądając się uważnie statuetkom, z wyrazem zaciekłej wrogości i nienawiści wypisanej na twarzy. Następnie odwrócił się gwałtownie -i — uchylając ciężkie dębowe drzwi — pospiesznie opuścił galerię, przeszedł przez wspaniały wybujały ogród zamkowy, w którego listowiu wciąż lśniły krople rosy po niedawnej burzy, i skierował się w stronę majaczącego w oddali lasu. Gdy przechodził przez bramę, jego wyniosła postać nagle zaczęła się rozpływać i znikać z pola widzenia, jakby ziemia rozstąpiła się i pochłonęła go.

Daleko, na horyzoncie, jaskrawy blask tęczy rozświetlił zachmurzone niebo.

Wstawał dzień.

XXXXXX

Młoda pokojówka, w wieku około 19 lat, o brązowych oczach i ciemnych włosach upiętych w kok, weszła na palcach do ciemnej sypialni i zatrzymała się na chwilę, wpatrując się w dziewczynę leżącą w wielkim łożu z baldachimem, zdobionym frędzlami, wciąż pogrążoną we śnie, mimo ze pozostali domownicy już dawno wstali.

Pokojówka z wahaniem podeszła do okna i rozsunęła ciężkie zasłony, wpuszczając do pokoju światło słoneczne. Śpiąca dziewczyna zmrużyła oczy i leniwie przeciągnęła się..

— Wielkie nieba, Anno! Dlaczego budzisz mnie tak wcześnie? Czy coś się stało?

— Jest już dziesiąta godzina, panienko.

— Naprawdę? O, nie, to niemożliwe — Ellen usiadła na łóżku i spojrzała na zegarek. — Och, niestety, — zatrzymał się. — mruknęła. — bateria chyba się rozładowała. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest aż tak późno.

— Słyszę ze pani hrabina tu idzie — powiedziała służąca. — Czy mam podać śniadanie tu do pokoju, panienko?

— Nie, dziękuję, Anno. Zejdę na dół do jadalni.

— Jak pani sobie życzy…

Hrabina Loretti zapukała do drzwi, następnie otworzyła je szeroko, cofając się o krok by przepuścić pokojówkę, która właśnie wychodziła z komnaty młodej damy.

— Ellen?

— Wejdź, mamo.

Hrabina była wysoką, elegancką kobieta o posagowej sylwetce, kruczoczarnych włosach i wielkich ciemnych oczach. Spojrzała na córkę nieco zaniepokojona..

— -Myślałam, że będziesz już gotowa. Nie zapomnij, że Lord Danvall zapowiedział na dzisiaj swój przyjazd — przybywa w południe by złożyć nam wizytę. Musi być godnie przyjęty. —

— 0czywiście, mamo. — uśmiechnęła się Ellen. — ale nie musisz mi o tym przypominać. Przecież to ja sama go zaprosiłam, a raczej — prawdę mówiąc — to Robert nalegał, żeby nas odwiedzić. Bardzo mu zależało abym go przedstawiła mojej rodzinie i krewnym.

— A więc przygotuj się.. Musisz dziś wyglądać wspaniale..

Robert okazał się uroczym, wytwornym mężczyzną, gdy wreszcie, wczesnym popołudniem, pojawił się na zamku. 0procz doskonalej prezencji odznaczał się także perfekcyjnymi manierami i dworskim obyciem.. Przyglądając się narzeczonemu córki podczas ożywionej rozmowy, którą towarzystwo rozpoczęło w przytulnym salonie, do którego Robert Danvall został zaproszony. Esther Loretti, była oczarowana błyskotliwą inteligencją, nienagannym zachowaniem i wybitnym intelektem przybysza.

Dla wszystkich gości zaproszonych na przyjęcie było oczywiste, że mężczyzna był bardzo zakochany w swojej narzeczonej -było to widoczne na pierwszy rzut oka. Mimo, że była to pierwsza wizyta Roberta w posiadłości rodu Loretti, gentleman natychmiast podbił serca całej rodziny. Para poznała się w Londynie, gdzie Ellen pracowała jako projektantka wnętrz. Robert był potomkiem szlacheckiego włoskiego rodu zamieszkałego w Anglii od kilku stuleci. Zdaniem ich wspólnych znajomych przyszli małżonkowie byli ulepieni z tej samej gliny.. Pomimo nowoczesnego wychowania Ellen postanowiła podtrzymać tradycję kultywowaną przez jej rodzinę od kilku pokoleń i poślubić swego wybranka w obrębie murów starodawnego zamku, w którym się urodziła. Ich ceremonia zaślubin miała odbyć się w przyszłym miesiącu.

— A co z Angie, mamo? — zapytał Ellen. — gdzie ona jest? Czy nie dołączy do nas? Mam nadzieję, że nie zapomniała, że ten dzień jest dla mnie wyjątkowy.. Powinna dotrzymać nam towarzystwa.

— Przykro mi, kochanie. — hrabina wyglądała na zmieszaną. — Angie źle się czuje. Od pewnego czasu dręczą ją koszmary, źle spala, od wczorajszego wieczoru cierpi na straszny ból głowy, pomimo dwóch pastylek przeciwbólowych, które jej zaaplikowałam.

— Biedactwo. Mam nadzieję, że jej migrena wkrótce minie i będzie mogła uczestniczyć dziś w moim przyjęciu zaręczynowym. W końcu uroczystość formalnych zaręczyn nie odbywa się codziennie.. To jest dla mnie bardzo szczególne wydarzenie. —

— Rzeczywiście. Cóż, może stan Angie niedługo się poprawi — westchnęła hrabina.

Tego popołudnia, tuż po bankiecie, kiedy członkowie rodziny i krewni — z wyjątkiem chorej dziewczynki — wraz z personelem — zebrali się w salonie, hrabina wstała z fotela, w którym się ulokowała, aby wygłosić krótkie przemówienie. Skinęła na pokojówkę Annę, która czekała w pogotowiu obok wysokiego kryształowego wazonu, ostrożnie trzymając w dłoniach owalne szkarłatne etui — by do niej podeszła..

— Moje drogie dzieci — hrabina zwróciła się do Ellen i Roberta. — w dniu waszych zaręczyn mam obowiązek przekazać wam niezwykle ważną informację. Nasza rodzina od prawie czterech wieków kultywuje pewne tradycje i — chociaż obecnie większość starych zwyczajów odchodzi w zapomnienie — mimo upływu czasu moi krewni wciąż przestrzegają jeden zwyczaj w szczególności — tradycję która zachowała się przez te lata. Rytuał, który wszyscy krewni zawsze wysoko cenili….- Anno — zwróciła się do dziewczyny — podaj mi szkatułkę..

Pokojówka podeszła do pani domu i wręczyła jej szkarłatne pudełko.. Hrabina Loretti otworzyła zamek szyfrowy umieszczony w lewym górnym rogu etui — wyjęła ze szkatuły wspaniały diamentowy naszyjnik i zapięła go na szyi córki. Ellen delikatnie dotknęła błyszczących klejnotów.

— Co za piękna kolia — powiedział Robert z podziwem. — prawdziwe arcydzieło.

— Jak już wspomniałam, klejnot ten jest w posiadaniu rodu od kilku stuleci. Zgodnie z przyjętym odwiecznym zwyczajem matka przekazuje go córce w dniu ślubu. Jednak po raz pierwszy narzeczona zakłada go podczas ceremonii zaręczyn. Jak dotąd, tradycja ta przynosiła pannie młodej szczęście, — tak długo jak naszyjnik pozostaje pod nadzorem rodu..

— A w przypadku gdyby kolia zaginęła lub została ukradziona? Wypadki się zdarzają, nigdy nie wiadomo. — zapytała Ellen.

— W żadnym wypadku nie wolno dopuścić do kradzieży lub zgubienia. — stwierdziła hrabina — to nasza najcenniejsza pamiątka.

Blask mieniących się drogocennych kamieni zdobiących stylową riwierę jeszcze bardziej uwydatniał i tak niezwykły urok Ellen.. Robert pomyślał, że niezależnie od zdjęć, które miały być wykonane na weselu, dobrze byłoby zaprosić na zamek jednego ze znakomitych portrecistów, którego mu ostatnio polecono, aby uwiecznić na portrecie pełnię czaru i wdzięku emanującego od jego przyszłej żony, gdy tak siedziała w antycznym fotelu w pełnym blasku piękna, z diamentowymi klejnotami błyszczącymi na jej smukłej szyi. Tymczasem baronowa Emma Loretti, teściowa hrabiny Esther, od dłuższego czasu obserwowała Roberta Danvalla. Niemal od razu po wejściu do salonu, zaraz po złożeniu wnuczce życzeń szczęścia w zbliżającym się małżeństwie, utkwiła wzrok w twarzy mężczyzny, wpatrując się w niego uparcie w milczeniu, ignorując innych uczestników przyjęcia..

— Proszę mi wybaczyć, milordzie, — dama w końcu bezceremonialnie przerwała ożywioną rozmowę grupy gości siedzących na sofie naprzeciw fotela, w którym się ulokowała. — interesuje mnie pewna kwestia. O ile mnie pamięć nie myli, jest pan zdobywcą nagrody w zawodach jeździeckich które odbyły się w zeszłym miesiącu, prawda?

— Tak, Madam. — potwierdził Robert nieco zdziwiony nieoczekiwaną wzmianką o jego chwalebnym zwycięstwie. — To strasznie miłe z pani strony, że pamięta pani takie szczegóły.

Baronowa rozpromieniła się.

— Wszystko, co ma związek z końmi, jest dla mnie kwestią najwyższej wagi.. Wierzchowce to wyjątkowe, mądre stworzenia. Doskonale rozumieją jeźdźców, — czy nie odnosi pan takiego wrażenia gdy dosiada pan swego ulubionego rumaka?

Siwowłosa dama wyglądała raczej posępnie w swej czarnej koronkowej sukni. Zgodnie z wersją którą Ellen opowiedziała mu pewnego wieczoru w Londynie, na kilka dni przed wyjazdem do zamku, jej babcia była pogrążona w głębokiej żałobie od ponad dwudziestu lat, — od dnia, w którym jej mąż zginał tragiczna śmiercią — i od tamtego fatalnego dnia nigdy nie zdjęła żałobnego stroju. Z biegiem lat stała się nieco kapryśna i nabrała osobliwych, ekscentrycznych zwyczajów — ponadto — w tych okolicznościach — zadanie którego z własnej inicjatywy, z wielką chęcią i z wyraźną przyjemnością się podjęła — dbanie o rumaki którymi osobiście zaczęła się zajmować i pielęgnować — – odrzucając wszelką pomoc ze strony stajennych -– pomimo gwałtownych sprzeciwów i zastrzeżeń wysuwanych przez większość krewnych w tej kwestii -, okazało się w pewien sposób metodą wielce pomocną — gdyż zajęcie to przyczyniło się w pewnym stopniu do wymazania z pamięci baronowej ponurych wspomnień dotyczących katastrofalnych wydarzeń z przeszłości — pozwoliło na chwilę zapomnienia. Mimo ze czasami dama wyjeżdżała na przejażdżkę jednym z licznych samochodów zaparkowanych w garażu, zdecydowanie jednak preferowała swoje ulubione wierzchowce od wszelkiego rodzaju pojazdów.

— Mój mąż wprost uwielbiał konie — kontynuowała baronowa Emma coraz bardziej posępnym tonem — a ja, ze swojej strony, zawsze, bez zastrzeżeń, podzielałam jego przywiązanie do nich.. — dystyngowana dama przerwała na chwilę, intensywnie wpatrując się w Roberta, po czym zapytała z zaciekawieniem -– jeździ pan konno regularnie czy tylko czasami? —

— Często w weekendy wybieram się na długie przejażdżki. Mam ogiera czystej krwi, który jest do mnie bardzo przywiązany.

Uśmiech rozjaśnił smutne oblicze baronowej.

— To wspaniale, naprawdę. Jak widać, ma pan wyjątkowe szczęście. Moim zdaniem rumaki to niezwykle wrażliwe istoty,, pod wieloma względami przewyższające nawet…

— Mamo, proszę cię,….. — wtrąciła błagalnym tonem hrabina Loretti.

— Daj mi skończyć, Esther -zażądała stanowczym tonem baronowa. — -Jestem pewna, że konie mogą być uważane za najlepszych przyjaciół i nigdy nie odwołam swoich słów, niezależnie od tego co powiesz… Myślę, że któregoś dnia… może jutro… mógłby pan wybrać jakiegoś wierzchowca lub jedną z klaczy z naszej stajni, aby razem z Ellen udać się na przejażdżkę po okolicy… tym bardziej, że od śmierci mego męża… i … syna …..niewiele. osób dosiada naszych koni. — przerwała, pogrążając się nagle w krótkiej zadumie, którego to chwilowego milczenia zafrasowanej damy zebrane towarzystwo nie miało odwagi przerwać, uznając jakąkolwiek ingerencję z ich strony za gest wysoce niestosowny i nieuprzejmy. Następnie — widząc list polecony który przed chwilą nadszedł, i który pokojówka właśnie jej przyniosła, baronowa wstała z fotela — i opierając się jedną ręką o oparcie kanapy, — życzyła krewnym dobrego dnia.

— Przepraszam — jestem trochę zmęczona. Muszę odpocząć — dodała opuszczając salon lekkim krokiem.

— Ellen — powiedziała hrabina Loretti, gdy tylko dystyngowana dama skręciła za róg korytarza i zniknęła im z oczu. — Sądzę że Robert chciałby zwiedzić zamek. O ile pamiętam — jeden z jego przodków… — przerwała zakłopotana. — Obawiam się, że jego nazwisko mi umknęło…

— Baron Benucci — powiedział Robert.

— Och, tak, rzeczywiście. — rzekła hrabina z wyraźną ulgą. — Tak więc — baron Benucci rezydował w tej posiadłości przez pewien czas, zanim dwór przeszedł na własność rodu Loretti Jestem pewna że wizyta w tych starodawnych komnatach pałacowych okaże się fascynującym przeżyciem.

— Bez wątpienia, pani hrabino, Będzie to dla mnie wielka przyjemność.. — Robert skłonił się w geście podziękowania. — Jestem pani bardzo zobowiązany.

Zamek był ogromną, wspaniałą budowlą. Wędrując długimi krętymi korytarzami można było odnieść wrażenie, że zostali nagle przeniesieni do średniowiecza. Przestronne pałacowe komnaty — przez minione stulecia — były świadkami zarówno tragicznych wydarzeń, jak i szczęśliwych chwil, skrywały w swoich murach wyznania sekretnych kochanków, szeptane podczas potajemnych spotkań oraz podstępne intrygi knute przez zdradzieckich zabójców. Okna tego wschodniego skrzydła wychodziły na lśniącą taflę morza. Rozkołysane fale przetaczały się szybko, uderzając gwałtownie o przyporę, na próżno próbując dosięgnąć wysokich murów potężnej budowli..

— O ile sobie przypominam życiorys mojego przodka przedstawiony w naszych kronikach, to są pokoje które zajmował baron Benucci. — stwierdził Robert, zatrzymując się przed jedną z komnat na drugim piętrze.

— Jak długo mieszkał w tej posiadłości?

— Przybył tu około 1620 roku i przebywał przez ponad dwadzieścia lat.

— A potem wrócił do Włoch?

— Tak początkowo zamierzał zrobić, ale podobno nigdy nie dotarł do ojczyzny, zaginął w drodze powrotnej do Włoch — zaginął bez śladu..

— Naprawdę? A czy nie sądzisz, że w międzyczasie mogła wyłonić się jakaś bardzo pilna sprawa, poważna przeszkoda, która pokrzyżowała jego pierwotne plany? Jest też szansa, że — w obliczu jakiegoś niezrozumiałego dla nas niebezpieczeństwa — zmuszony był pozostać w ukryciu i nie miał możliwości aby zawiadomić kogokolwiek z rodziny czy przyjaciół o sytuacji, w jakiej się znalazł.

— Najprawdopodobniej tak właśnie było. W końcu Benucci żył w bardzo niespokojnych czasach i wydawał się niepewny swego losu, nie wiedział co może się mu przydarzyć w najbliższej przyszłości.

— Czy był zamieszany w jakiś spisek?

— Nie sądzę. Zgodnie ze szczegółami relacji którą mi przekazano — był to jakiś niejasny, niezwykle zawiły nagły wypadek — lub — można to nazwać pechowym zbiegiem okoliczności — który spowodował ze krewny musiał błyskawicznie — z dnia na dzień — uciekać z Włoch, a w późniejszym okresie jego powrót do domu okazał się niemożliwy — o ile nie spełnił stawianych mu pewnych warunków. O ile mi wiadomo, uciekinier nigdy nie zdołał spełnić tych wymogów., w związku z czym postanowił wycofać się ze światowego życia i osiedlić w tym odległym miejscu. W tamtych okolicznościach katastrofalna sytuacja w jakiej Benucci się znalazł, okazała się niemożliwa do rozwiązania..

— Jaki warunek postawiono twemu krewnemu?

— Tego nigdy nie udało mi się ustalić. — przyznał Robert. — w tamtych czasach był to rodzinny sekret przekazywany potajemnie tylko ustnie, najwyraźniej zbyt zagmatwany, by można go było zapisać w kronikach przedstawiających dzieje rodu..

— Twój przodek musiał czuć się strasznie samotny w tej posiadłości — Ellen spojrzała na odludny krajobraz rozciągający się za oknem.

— Z pewnością tak było.. Z nielicznych listów, które wysłał krewnym dzięki życzliwości kilku przyjaciół — przechowywanych przez wiele lat w ukryciu — wynikało, że w początkowym okresie znalazł się w bardzo krytycznej sytuacji, i przystosowanie się do nowych, ekstremalnych warunków — pokonanie problemów, jakie napotkał, zajęło mu sporo czasu.

— A więc nie wiesz z jakiego powodu Benucci tak nagle opuścił Włochy?

— Niestety nie. Nie mam pojęcia co skłoniło go do wyjazdu. Jedyny dostępny zapis w naszych archiwach przedstawia bardzo mglistą wersję wydarzeń… -a tak przy okazji, do kogo należała ta komnata? — mężczyzna wskazał na pobliskie pięknie grawerowane drzwi.

Weszli właśnie do korytarza w kształcie wachlarza, prowadzącego do trzech sypialni i kilku saloników. Buduar wskazany przez Roberta był całkowicie umeblowany, wszystkie antyczne meble utrzymane w idealnym stanie, nawet eleganckie wydanie Biblii w skórzanej oprawie nadal leżało na fornirowanym mahoniowym stoliku nocnym, który to fakt utkwił w pamięci Ellen we wczesnym dzieciństwie, kiedy po raz pierwszy zaprowadzono ją do tego apartamentu i teraz, otwierając drzwi kluczem, który przekazała jej matka, był pierwszą rzeczą, na którą zwróciła uwagę.

— To są apartamenty, które baronowa Esterina zajmowała ponad 300 lat temu. — odpowiedziała dziewczyna wpuszczając narzeczonego do saloniku krewnej sprzed wieków.. — Nie zaznała w życiu wiele szczęścia.

— Chcesz powiedzieć, że była nieszczęśliwa w małżeństwie?

— O nie, wprost przeciwnie Początkowo wszystko układało się wprost wspaniale i przez pewien czas oboje prowadzili życie pełne harmonii i szczęścia, Ten szczęśliwy okres, jednakże nie trwał długo. Kilka lat później jej męża spotkała jakaś tragedia. Przypuszczalnie został zdradziecko zamordowany. Baronowa absolutnie nie była w stanie pogodzić się ze śmiercią współmałżonka i wkrótce po jego zabójstwie popełniła samobójstwo — opowiadała Ellen przeglądając Biblię. Potem, po przeczytaniu krótkiego fragmentu, odłożyła książkę na stolik..

— Komnaty tej damy — kontynuowała dziewczyna — pozostały w dokładnie takim samym stanie, jak za jej życia. W tym apartamencie nic nie było zmieniane od wieków, żaden mebel nigdy nie był przestawiany ani zmieniony. Takie było ostatnie życzenie Esteriny i zostało spełnione co do joty.

— Dość ponura historia.

— Rzeczywiście. — smutna sprawa. Czy chcesz teraz zobaczyć galerię portretów? Przedstawię ci moich przodków. Powinieneś ich poznać.

— Myślisz, że zyskam ich aprobatę? — uśmiechnął się Robert.

— Z pewnością. Jestem przekonana, że będą oczarowani spotkaniem z tobą, i… och, Angie!

Angelica, pędząc korytarzem, omal z całym impetem nie zderzyła się z Ellen, gdy kuzynka, w towarzystwie narzeczonego wychodziła z buduaru do holu. Włosy dziewczyny były rozwiane, twarz zarumieniona, w oczach błysnęły dziwne iskierki, gdy zatrzymała się wpół kroku. na widok pary.

— Och, dzień dobry, Ellen. Nie sądziłam, że spotkam cię w tym skrzydle domu, w tych mało uczęszczanych salach. — powiedziała nieco speszona.

— Nie widziałem cię dziś rano, kuzynko. Mama wspomniała mi, że źle się czujesz. Czy twój ból głowy już minął? — zapytała Ellen.

— Tak, czuję się już dużo lepiej. Przepraszam za nieobecność podczas waszej ceremonii zaręczyn. Zdaję sobie sprawę, że dla was obojga była to uroczystość o szczególnym charakterze, ale ja naprawdę nie mogłam w niej uczestniczyć. Mam nadzieję, że mi wybaczycie nie będziecie mieli do mnie o to pretensji. — wymamrotała, wpatrując się intensywnie w lśniący naszyjnik zdobiący szyję Ellen. Wyciągnęła rękę i ostrożnie dotknęła kilku klejnotów osadzonych w złotej ażurowej oprawie.

— Jak widzę, otrzymałaś już swój prezent ślubny. — stwierdziła nie mogąc oderwać wzroku od diamentów.

— Jest wspaniały, prawda? —

— Cudowny. — szepnęła Angie. — wprost idealny. To najpiękniejszy naszyjnik, jaki kiedykolwiek widziałam. Zawsze mnie fascynował. Za każdym razem, gdy ciocia Esther nam to pokazuje, ja po prostu… — no cóż — opanowała się i cofnęła rękę. — Masz ogromne szczęście, Ellen. To ty jesteś wybranką fortuny która odziedziczyła bezcenną rodową relikwię, Szczerze mówiąc, -zazdroszczę ci tej riwiery..

— Możemy wykonać dla ciebie identyczny naszyjnik na zamówienie. — Ellen pogładziła włosy dziewczyny. — Gdybyś nam tylko powiedziała ze kolia tak bardzo ci się podoba. — ale — gdzie właściwie byłaś? — zapytała nieco zdziwiona, spostrzegając kilka źdźbeł trawy, które przyczepiły się do kilku kosmyków długich loków Angie.

— Ja…..właśnie wróciłam z cmentarza.

— Cmentarza? — zapytał Robert ze zdumieniem.

— Niedaleko zamku, — naprzeciwko tylnego wejścia, znajduje się stary cmentarz, datowany na XVI wiek — wyjaśniła Ellen, kiedy Angie, pożegnawszy się z nimi, pobiegła krętym korytarzem do swojego pokoju. — w zeszłym roku zabraliśmy ją tam, aby pokazać jej grobowiec, w którym pochowano baronową Esterinę. Atmosfera grobowca wywarła na niej niezwykle silne wrażenie i odtąd, gdy tylko nadarzy się okazja, wytrwale go odwiedza, by odmówić modlitwę i położyć kwiaty na nagrobku.

— Dziewczyna w jej wieku powinna mieć inne zainteresowania niż ciągłe wizyty w cmentarnych murach.

Angie ma dopiero piętnaście lat, choć wygląda na jeszcze młodszą. Bardzo się zmieniła od zeszłego roku — właściwie — od pierwszej wizyty przy grobowcu Esteriny. Teraz wydaje się rozsądniejsza i bardziej dorosła niż kilka miesięcy temu. Szczerze mówiąc, rzadko ją widuję, chociaż jest moją jedyną bliską kuzynką. — dodała młoda dama, jakby na swoje usprawiedliwienie, zamykając apartamenty baronowej i prowadząc narzeczonego do komnat na parterze.

W świetle dnia galeria portretów wyglądała bardzo imponująco. Ogromną salę zdobiły misternie rzeźbione filary, które wiernie oddawały majestat i atmosferę splendoru panującą w zamku w ciągu poprzednich stuleci Ze wspaniałych malowideł dumne oblicza dawnych właścicieli rezydencji przypatrywały się nieufnie przechadzającym się po galerii gościom..

— To portret mojego dziadka — Ellen wskazała obraz wiszący na samym środku sali. — Doskonale go pamiętam. Był czarującym człowiekiem. Kiedy byłam dzieckiem, bawił się ze mną w różne gry i to on nauczył mnie grać w bilard i tenisa

— Czy to on zmarł na atak serca? Twierdziłaś, że większość mężczyzn w twojej rodzinie zginęła nagłą, często gwałtowną i tragiczną śmiercią.

— Nie, osobą dotkniętą niewydolnością serca był mój ojciec. Ale jeśli chodzi o mojego dziadka — obawiam się, że ta sprawa pozostanie nierozwikłana — niestety — nie ma możliwości by ją rozwiązać.. Dziadek zniknął w tajemniczych okolicznościach — okolicznościach, których nigdy nie wyjaśniono. Pewnego dnia, a właściwie — pewnej nocy, -wyszedł z domu w wielkim pośpiechu na spotkanie wyznaczone przez kogoś ze znajomych — było to spotkanie umówione na odludnym wrzosowisku graniczącym ze skalistym terenem i lasem — oddalonym od zamku o jakieś dwie mile. Dziadek postanowił iść tam pieszo — nie zamierzał pojechać na miejsce spotkania ani samochodem- ani dotrzeć tam konno.

— Wrzosowisko? Wydaje mi się, że o nim słyszałem. Podobno ten rejon jest pełen pułapek i jest raczej niedostępny nawet dla okolicznych mieszkańców, czy turystów, — gdyż roi się od bezdennych grot i zdegradowanych skał. Co więcej, zgodnie z pogłoskami które słyszałem, okolica ta jest nawiedzona, chociaż ja osobiście wątpię, czy na otwartej przestrzeni zjawy rzeczywiście mają skłonność do manifestowania swojej obecności … a tak przy okazji, czy wiesz może kim był tajemniczy nieznajomy, który wyznaczył sekretne spotkanie twojemu krewnemu?

— Dziadek, ku zaskoczeniu wszystkich, nie chciał ujawnić nazwiska tego człowieka. Moja babcia też była zdumiona jego powściągliwością w tej kwestii, gdyż zawsze, do tej pory, zanim podjął ostateczną decyzję — dziadek miał zwyczaj konsultować się z żoną, zasięgać jej opinii na temat różnych spraw. Jednakże tego wieczoru mężczyzna był niezwykle skryty i małomówny, nie chciał zdradzić żadnych szczegółów planowanego spotkania. Tuż po obiedzie jego zaufany lokaj przyniósł futro dziadka i — wyposażeni w dwie mocne latarki — obaj opuścili dom.

— Ukradkowe spotkanie przy świetle latarek — zamyślił się Robert. — brzmi dziwnie. W dawnych czasach takie potajemne zebranie mogło sugerować knucie spisku mającego na celu obalenie rządu. –, zauważył żartobliwie.

— W dawnych czasach — być może — uśmiechnęła się Ellen rozbawiona figlarnym stwierdzeniem narzeczonego. — ale w tamtym okresie, będąc zawsze zagorzałym rojalistą — mój ukochany dziadek uznałby takie przypuszczenie, nawet jeśli zostało wypowiedziane bez złych intencji — za obrazę jego honoru. Pamięć mojego krewnego nie może być tematem żartów.. Był ujmującym, uroczym człowiekiem, przyznaję, że wprost go uwielbiałem.

— Przepraszam, Ellen. — Robert spoważniał. — Nie zamierzałem nikogo urazić Po prostu historia, którą mi opowiedziałeś, rozbudziła moją wyobraźnię.

— Rozumiem. Tamtego wieczoru cala rodzina zastanawiała się jaki był powód niecodziennego zachowania dziadka, jego odmowy ujawnienia szczegółów tajemnego spotkania, Jego milczenie w tej dziwnej kwestii było dla nas niepojęte. Tym bardziej byliśmy wstrząśnięci wydarzeniami następnego dnia.

— Spotkanie się nie powiodło? Zainteresowane strony nie doszły do porozumienia?

— Nie mieliśmy najmniejszej szansy dowiedzieć się czegokolwiek o wyniku spotkania. Ponieważ żaden z mężczyzn nie wrócił tej nocy do domu — - bardzo wcześnie następnego ranka, moja rodzina powiadomiła policję, która niezwłocznie wyruszyła na poszukiwanie obu towarzyszy. — dziewczyna przerwała, zamyślona. — po długich poszukiwaniach, w południe, w końcu znaleziono dziadka –lecz niestety — był już martwy. Nie żył od kilku godzin.

— Ta wiadomość z pewnością była dla was wielkim wstrząsem. Z twojej opowieści wynika że przyczyna jego śmierci nigdy nie została wyjaśniona i przez lata nikomu nie udało się uzyskać żadnych szczegółów dotyczących sprawcy zbrodni.

— Prawdę mówiąc — śledztwo, które natychmiast wszczęła policja, było oparte wyłącznie na poszlakach, przypuszczeniach. Nie znaleziono podstaw aby uznać ten konkretny przypadek za zabójstwo.

— Z drugiej strony twój dziadek na pewno nie wybrał się na wrzosowiska tuż przed północą, żeby popełnić samobójstwo.

— Absolutnie nie. Jego śmierci w żadnym wypadku nie można przypisać samobójstwu. Kiedy go znaleziono, mężczyzna leżał na ziemi, trzymając w dłoni wciąż zapaloną latarkę. Wyraz jego twarzy wskazywał jednak na desperacką próbę, jaką podjął — tuż przed śmiercią — aby coś wyjaśnić lub usprawiedliwić, być może naświetlić jakieś poważne nieporozumienie, albo przekonać o czymś rozmówcę, przybliżyć mu swój punkt widzenia. Na jego twarzy nie malował się żaden, najmniejszy nawet ślad strachu czy niepokoju, jedynie w jego oczach można było dostrzec coś dziwnego — jego zdeterminowane spojrzenie wyrażało bezwzględną stanowczość oraz nieustępliwość, — znaczenia których to emocji nikt z nas nie był w stanie racjonalnie wyjaśnić.

A co się stało z Alexem, który miał dotrzymywać towarzystwa dziadkowi? Będąc świadkiem spotkania, był z pewnością najbardziej godną zaufania osobą, która mogla rzucić nieco światła na tę zagadkową sprawę.

— Lokaj zniknął. Nie było po nim śladu ani na wrzosowiskach, ani w miejscowym lesie. Nigdzie nie można go było odnaleźć.

— Jak to możliwe? — wykrzyknął Robert ze zdumieniem, tak donośnie, że ściany ogromnej komnaty odbiły głośnym echem dźwięk jego głosu. Mężczyzna przemówił cichszym tonem..

— Czy w takim razie nie sądzisz, że to lokaj z pewnością ponosi winę za zabójstwo swojego pana? Być może był to akt nielojalności z jego strony.

— O nie, to jest całkowicie wykluczone. — Ellen zdecydowanie odrzuciła to przypuszczenie. — Lokaj cieszył się bezgranicznym, bezwarunkowym zaufaniem mojego dziadka. Obaj byli w tym samym wieku, wychowywali się razem prawie od niemowlęctwa pod jednym dachem, — od wczesnego dzieciństwa. Alex znał wszystkie sekrety dziadka, więc jeśli wtedy, tamtej feralnej nocy, dziadek poprosił swego zaufanego pracownika, aby mu asystował podczas tej wyprawy, musiało to być rzeczywiście spotkanie niezwyklej wagi.

— Na pewno policja znalazła jakieś tropy, ślady.

— W tym problem. Nie było śladów. Żadnych śladów, żadnych tropów..

— Żadnych śladów? Niesamowite.

— Niestety. Psy policyjne bezradnie biegały po wrzosowiskach przez wiele godzin, ale nie wyczuły żadnego zapachu.

— Co za okropna śmierć. — zauważył ponuro Robert. — Jednak — wierzę, że katastrofy można było uniknąć, gdyby ktoś, powiedzmy — członek rodziny poszedł za nim, zachowując oczywiście bezpieczną odległość od obu mężczyzn, aby nie zostać dostrzeżony i dowiedzieć się, dokąd zmierzają, a tym samym — zorientować się w sytuacji..

— Tak właśnie zrobił jego kuzyn. Był to jeden z moich wujków, który na kilka dni przed tragedią przybył na zamek z dwutygodniową wizytą. Wydawał się bardzo zaniepokojony dziwną reakcją krewnego na tajemniczy list, który pewnego wieczoru został dostarczony przez kuriera.. Dziadek bardzo się zirytował na widok nazwiska nadawcy napisanego na kopercie i jeszcze bardziej zdenerwował się, gdy zaczął czytać wiadomość. Później jednak, pytany o tę kwestię, kategorycznie odmówił komentarza na temat treści depeszy. Następnie dziadek i jego lokaj udali się do biblioteki i tam przez ponad godzinę omawiali sprawę szeptem.

— Od kogo był list?

— Nie mamy pojęcia. Alex spalił go na popiół na polecenie dziadka.

— W takim razie, jak wynika z twojej opowieści, Alex wydaje się być jedyną osobą wtajemniczoną w ten zagadkowy problem. Cała ta sprawa wygląda trochę dziwnie, nie sądzisz?. A tak przy okazji, jaki był rezultat śledzenia twojego dziadka przez krewnego? Czy wujkowi udało się zobaczyć podejrzanie wyglądającą osobę lub podsłuchać jakąś rozmowę?

— Niestety nie, ku mojemu wielkiemu ubolewaniu dziadek zauważył, że wujek go śledzi i ostrym tonem polecił mu wrócić do domu.

— Chcesz powiedzieć, że twój wujek bez słowa sprzeciwu spełnił tę prośbę? Ja ze swojej strony nigdy bym się nie zastosował do tego polecenia, zwłaszcza w takich niecodziennych okolicznościach.

— Masz absolutna rację. Wujek też nie miał zamiaru spełnić tego żądania Przyczaił się za drzewem, odczekał jakieś dwie minuty, aż nabrał pewności, że tym razem jego obecność bez wątpienia ujdzie uwadze zarówno dziadka, jak i Alexa, a potem, słysząc, jak głosy krewnych cichną w miarę jak się oddalali, starając się także pozostać poza zasięgiem ich wzroku — ruszył ponownie śladem obu mężczyzn — to znaczy — poszedł w tym samym kierunku, co oni.

— Więc krewny musiał widzieć zabójcę.

— Wręcz przeciwnie. Choć bardzo się starał, nie zdołał nikogo zobaczyć — żadnego z mężczyzn, nie mówiąc już o osobie, z którą mieli się spotkać, a relacjonując całej rodzinie wydarzenia poprzedniej nocy, wuj był zmuszony wyznać, że odniósł wrażenie jakby zarówno dziadek, jak i Alex rozpłynęli się w powietrzu. Po prostu zniknęli z pola widzenia. Nigdzie nie można było ich dostrzec. Wujek błąkał się po wrzosowiskach prawie dwie godziny szukając ich, ale ponieważ nikogo nie spostrzegł, nie usłyszał żadnych głosów, ani urywków rozmowy, postanowił wrócić do domu.

Robert stał w milczeniu przed portretem nestora rodu, wpatrując się w niego z uwagą, jakby pragnął zgłębić złowrogą tajemnicę, tak skrupulatnie skrywaną przez tę wyniosłą personę..

— Z pewnością chciałbyś również poznać historie innych sławnych przodków rodu przedstawionych na kolejnych obrazach. — Ellen przerwała medytacje narzeczonego. — Jak ci się podoba ten gentleman z długą czarną brodą?

— To raczej portret tego dostojnego młodzieńca, który mnie intryguje — Robert wskazał naturalnej wielkości malowidło oprawione w owalną złoconą ramę. — czy wiesz może, kogo przedstawia?

Portret, który wzbudził ciekawość Roberta, wisiał po drugiej stronie korytarza, tuż obok drzwi. Przenikające przez okno promienie zachodzącego słońca padały na obraz — migotliwe promienie figlarnego światła ożywiły ciemne migdałowe oczy i piękną twarz przystojnego młodzieńca ukazanego na portrecie. Kontemplując malowidło z bliska, osoba zwiedzająca galerię mogła odnieść wrażenie, że patrzy w oczy żywego człowieka.

— Obawiam się, że nie mam pojęcia, kto to jest. — odpowiedziała Ellen, z lekkim zakłopotaniem.. — Z tego co wiem, obraz wisi tu od kilku stuleci..Powiedziano mi kiedyś że poprzedni właściciele zamku, negocjując warunki przekazania tytułu własności do posiadłości, zastrzegli, aby moi przodkowie zatrzymali ten obraz,, aby przyrzekli ze nigdy nie usuną go z galerii. Ponieważ portret jest prawdziwym arcydziełem, moja rodzina wyraziła zgodę.

— Rozumiem. — Robert zbliżył się do obrazu, uważnie przyglądając się twarzy arystokraty przedstawionego na portrecie.. Ellen rzuciła narzeczonemu ukośne spojrzenie, starając się zamaskować lekką pretensję.

— Tuz po naszym wystawnym przyjęciu zaręczynowym mój wybranek zaczyna mnie ignorować i wydaje się być bardziej zainteresowany portretami niż swoją narzeczoną.

— Przepraszam, Ellen. Nigdy nie chciałem zranić twoich uczuć. Doskonale wiesz, ile dla mnie znaczysz. — poza tym nie wszystkie te obrazy budzą moje zainteresowanie. — odrzekł Robert ze wzrokiem wciąż utkwionym w obrazie. — Intryguje mnie przede wszystkim portret tego eleganckiego szlachcica. Zastanawia mnie to malowidło — jest w nim coś niezwykłego.

— Pod jakim względem?

— Cóż, mam wrażenie, że mężczyzna, którego przedstawia ten obraz to baron Benucci.

— Jesteś pewny?

— Widziałem miniaturę barona kilka dni temu — jeszcze przed moim przyjazdem tutaj. Oczywiście Marco Benucci był tylko młodzieńcem, kiedy go namalowano, — mimo to niezwykłe podobieństwo między tymi dwoma mężczyznami jest bardzo widoczne, wyraźnie dostrzegalne. Tak, — jestem pewien, że to portret mojego krewnego. Poza wspaniałym sygnetem, który widnieje na jego dłoni, a którego nigdy wcześniej nie widziałem, rysy twarzy na obu obrazach są prawie identyczne.

— Zakładając, że masz rację — trudno się temu dziwić. Przecież mieszkał w tej posiadłości przez długie lata,.

— Rzeczywiście. Z drugiej strony chciałbym wiedzieć, co skłoniło człowieka prowadzącego ewidentnie samotne życie, który podobno przez te wszystkie lata mieszkał w spartańskich warunkach, i który rzadko — jeśli w ogóle — przyjmował gości, — do zlecenia namalowania swojej podobizny.

— Jak widzę, zarówno ty, jak i twoi krewni, jesteście całkowicie nieświadomi stylu życia, jaki prowadził baron Marco w tej rezydencji — zauważyła Ellen.

— Z przykrością muszę przyznać, że dane, którymi dysponuje moja rodzina, są bardzo skąpe, absolutnie niewystarczające do odtworzenia perypetii z którymi musiał się zmierzyć.. Przez ponad dwadzieścia lat które tu spędził, krewni barona praktycznie stracili z nim kontakt. Wyjątkowo rzadko zdarzało się, by Marco wysyłał im jakiekolwiek wiadomości. Krewni ze swojej strony nie byli w stanie skontaktować się z nim ponieważ Benucci, podobno ze względów bezpieczeństwa, nigdy nie poinformował ich o miejscu swego pobytu w obawie, że mogą nieświadomie czy przypadkowo zdradzić lokalizacje jego kryjówki. Jedyne wiadomości, które rodzina czasami otrzymywała, były dostarczane osobiście przez jego zaufanych przyjaciół, którzy niezmiennie utrzymywali jego miejsce zamieszkania w najściślejszej tajemnicy. Krewny został zmuszony do podjęcia takich środków ostrożności, aby zmylić prześladowców, zbić ich z tropu, ponieważ, jak mi powiedziano — po jego błyskawicznej potajemnej ucieczce z Włoch, jego nieustępliwi wrogowie, pragnący wytropić zbiega, — przez wiele miesięcy, a następnie całymi latami — dokładali wszelkich starań aby wykryć miejsce jego aktualnego pobytu. Tak więc dopiero ponad dwadzieścia lat później z jakiegoś powodu sprawy przybrały zupełnie nowy obrót i krewni barona zostali ostatecznie powiadomieni o jego dokładnym miejscu zamieszkania. A teraz — Robert odsunął się od portretu — czy moja piękna przewodniczka mogłaby oprowadzić mnie po okolicy.? Chętnie złożę też wizytę na grobie założycielki waszej dynastii.

— Dynastia? To przesadne określenie. — roześmiała się Ellen. — Czy rzeczywiście tak nazwałeś mój dom? No cóż, — jeśli sobie tego życzysz — pokażę ci teraz okolicę. Zanim jednak opuścimy zamek, chciałabym ci najpierw pokazać pewne miniaturowe statuetki reprezentujące słynnych rycerzy i władców — przedstawicieli naszej — jak przed chwila nazwałeś moja rodzinę — dynastii. — —

— Będę zobowiązany.- Z przyjemnością im się przyjrzę.

Na marmurowej płycie nad kominkiem stały ustawione w długim szeregu wizerunki przodków.

— To są — zaczęła Ellen wskazując posążki — jedni z najznamienitszych… — przerwała, widząc okaleczoną figurkę leżącą na samym końcu szeregu, trzymającą w metalowej dłoni popękany miecz, który najwyraźniej został niedawno umyślnie uszkodzony.

— O, nie! — jęknęła. — Znowu to samo!

— Co się stało? — zapytał Robert.

— To już kolejny raz gdy statuetka tego jednego rycerza jest przewracana. Zarówno ja — ilekroć jestem w domu — oraz lokaj czy pokojówki — ustawiają ją pionowo każdego ranka, kiedy wchodzą do galerii, ale figurka nigdy nie przetrzymuje nocy w pozycji stojącej — już następnego ranka ponownie lezy bezradnie na marmurowej płycie. Chociaż moja mama kilka razy zanosiła ja do naprawy i pytała o powód jej ustawicznych upadków, — mimo zapewnień fachowca ze wszystko wydaje się być w porządku, figurka nadal się przewraca.

Robert sięgnął po statuetkę i obracając ją na dłoni, obejrzał ją dokładnie ze wszystkich stron.

— Z tego, co widzę, tej figurce nic nie dolega.. Oprócz pękniętego miecza wszystko jest w idealnym stanie. Podstawa posążku jest stabilna, nie ma potrzeby ponownego montażu ani żadnych innych napraw.

— Jeśli tak, to dlaczego statuetka wciąż się przewraca?

— Mógł ją przewrócić podmuch wiatru — zasugerował Danvall.

— Każdej nocy? Raczej nieprawdopodobne.

— Tak przy okazji, — kogo przedstawia ta podobizna?

— Pułkownika Cardana. Jego portret wisi przy drzwiach w prawym rogu sali.

Z obrazu wielkie, ciemne, prawie czarne oczy w kształcie migdałów, upiększające przystojną twarz przodka, spoglądały na parę narzeczonych w zamyśleniu. Twarz szlachcica przypominała Robertowi kogoś, kogo niewątpliwie znał, choć w tej chwili nie mógł sobie przypomnieć osoby, do której rycerz na portrecie był tak bardzo podobny.

— Sądząc po jego aparycji — rzekł wreszcie mężczyzna po dłuższej kontemplacji portretu — pułkownik musiał być niezwykle wytwornym i dystyngowanym gentlemanem. Z pewnością zasługuje na przyznanie mu wyższej rangi niż stanowisko na samym końcu rzędu tej armii rycerzy. Przenieśmy go do pierwszego szeregu, u boku króla.. Miejmy nadzieję, że zmiana aranżacji w kolejności szyku ustawienia przedstawicieli rycerstwa poprawi nastrój pułkownika.

XXXXXX

Antyczny zamek, widziany z daleka, mógł na pozór wydawać się trudno dostępny, tym bardziej że prowadziła do niego tylko jedna kręta, wąska droga. Baron Benucci mógł cieszyć się poczuciem całkowitego bezpieczeństwa w tym otoczeniu, nawet w wypadku gdyby ponadto pragnął unikać niepożądanych gości lub zamierzał uchronić się przed wścibskimi czy niedyskretnymi sąsiadami. Jedno skrzydło gmachu, usytuowane na skarpie, wychodziło na rozległą przestrzeń opalizującej lazurowej tafli morskiej, podczas gdy z okna części północnej widoczna była wielobarwna kwiecista łąka i wrzosowiska graniczące z ciągnącym się kilometrami wspaniałym, bezkresnym lasem. Mimo że obecnie, w połowie listopada, okolica sprawiała nieco ponure wrażenie, okazały zamek stwarzał atmosferę splendoru. Kiedy Robert i Ellen wrócili późno tego wieczoru z długiej wycieczki, mroczne korytarze wydawały się opustoszałe, a wielki hol oświetlony był jedynie nielicznymi kryształowymi kinkietami rzucającymi niesamowite cienie na ściany. Większość przyjaciół i krewnych udała się już kilka godzin wcześniej na spoczynek do swych apartamentów. Zgasiwszy pozostałe lampy, lord Danvall odprowadził narzeczoną do jej salonu, następnie przemierzył długi, mroczny korytarz w drodze do swojego pokoju, w którym zakwaterowała go hrabina Loretti. Światło w buduarze Ellen paliło się przez kilka minut, po czym zgasło. Robert uśmiechnął się do siebie przepełniony radością i satysfakcją. Chociaż ich ceremonia zaślubin miała się odbyć dopiero w następnym miesiącu, mężczyzna już teraz z niecierpliwością oczekiwał zbliżającej się uroczystości. Był przekonany ze poślubienie tak niezwyklej dziewczyny jak Ellen i dzielenie z nią swego życia będzie wspaniałym doświadczeniem. Nigdy wcześniej nie spotkał tak uroczej istoty i był pewien, że druga taka dziewczyna która mogłaby się z nią równać w ogóle nie istnieje. Ellen była absolutnie wyjątkowa.

Zbliżając się do swojego apartamentu Robert otworzył drzwi, które nieoczekiwanie zaskrzypiały. Zaintrygował go ten dźwięk. Zawiasy były dobrze naoliwione, same drzwi solidnie wykonane. Podziwiając wspaniałe artystyczne ornamenty wyrzeźbione na drzwiach, usłyszał powtórny zgrzyt.. Tym razem odgłos na pewno nie dochodził z jego pokoju.. Głośny trzask, po którym nastąpił kolejny dziwny dźwięk, dobiegł z sali znajdującej się piętro niżej. Robert zszedł po schodach i skierował się w tamtą stronę. Gdy skręcił za róg ciemnego — w tym sektorze — korytarza — na samym jego końcu — w głębi holu — dostrzegł migoczący blask zapalonej świecy. Słaby płomień przygasał od czasu do czasu. Widać było wyraźnie, że dłoń nieznajomego stojącego w mroku, trzymającego świecę, wyraźnie drżała. Długi cień sylwetki osoby stającej w kącie sali padał na wyłożoną mozaiką podłogę obszernej komnaty vis-à-vis. Nieco zdziwiony widokiem samotnej, znieruchomiałej, jakby przykutej do miejsca postaci, ledwie dostrzegalnej w półmroku, którego nie udało się rozproszyć z powodu braku światła na tej kondygnacji, Robert podszedł do tkwiącej w ciemnościach nieznanej mu osoby..

Kiedy się zbliżył — w znieruchomiałej — jakby wrośniętej w ziemię postaci — mężczyzna rozpoznał Annę. Pokojówka stała bez ruchu naprzeciwko równie posępnej i mrocznej w tej chwili galerii portretów, obserwując — jak zahipnotyzowana — jej ponure wnętrze. Całkowicie pochłonięta czymś, co musiała dostrzec w głębi sali, co bez reszty zaabsorbowało jej uwagę, najwyraźniej nie usłyszała kroków Roberta, bo wzdrygnęła się, gdy zbliżywszy się mężczyzna przemówił do niej i odskakując krok do tyłu, rzuciła mu przerażone spojrzenie.

— Wielkie nieba, Anno! Co u licha robisz w tym upiornym miejscu o tak późnej godzinie.? Bylem przekonany, ze cały dom, łącznie z personelem udał się wcześnie na spoczynek, ze cala rodzina, i wszyscy krewni już od kilku godzin śpią w swoich pokojach.. Przecież jest już dawno po północy.

Pokojówka, wyglądająca na nieco zakłopotaną, już zamierzała odpowiedzieć na pytanie — zanim jednak zdążyła wykrztusić słowo, rozległ się kolejny huk, po którym znów nastąpił łomot — tym razem z bardzo bliskiej odległości — dobiegający z. ciemnej komnaty znajdującej się naprzeciwko miejsca w którym stali — z sali o tej porze pozornie opustoszałej, w której kilka godzin temu wygaszono nawet palenisko kominka..

— Kto, na miłość Boska wędruje po galerii o tak późnej porze? — zastanawiał się Robert. Na domiar złego w absolutnych ciemnościach? Ktokolwiek przebywa w tym miejscu, musi się posługiwać mocną latarką. W tej sali panuje całkowity mrok. Kto tam jest? — to nie może być hrabina, nie mówiąc już o jej krewnych. Żaden z nich nie ma powodu, aby wdzierać się do tej sali w środku nocy, na dodatek w tajemnicy przed innymi. Więc kto wszedł do galerii, Anno,? Powiesz mi? Och nieważne. Chyba lepiej sam to sprawdzę. — dodał mężczyzna i nie czekając na odpowiedź służącej postąpił krok w stronę sali. Jednak w tym momencie, zanim Robert zdążył przekroczyć próg, pokojówka, wyprzedzając go z szybkością błyskawicy, zablokowała wyciągniętą ręką drogę do komnaty, próbując uniemożliwić mężczyźnie wstęp do niej.

— O nie! Lordzie Danvall, niech pan nie wchodzi do tej sali! Proszę — nie!

— O czym ty mówisz, Anno? Przepuść mnie!

Odepchnął rękę przerażonej dziewczyny, a gdy już miał wejść do galerii, pokojówka, zagradzając mu ponownie drogę, chwyciła mocno połę jego marynarki, aby go zatrzymać.

— Milordzie, proszę mnie posłuchać… posłuchać mojej rady — nie wolno panu teraz wejść do tej komnaty!

— Uspokój się, Anno — odezwał się niecierpliwie Robert, zirytowany irracjonalnym zachowaniem dziewczyny. — Taka wspaniała posiadłość z pewnością przyciąga włamywaczy wszelkiego autoramentu, Załóżmy, że zamieszanie jest spowodowane przez rabusiów, którzy mimo zainstalowanych systemów bezpieczeństwa znaleźli sposób aby wtargnąć na teren obiektu. Jutro rano może się okazać, że galeria została ogołocona z najcenniejszych obrazów, rzeźb itp. — najróżniejszych wspaniałych dzieł sztuki i wtedy to my — bez wątpienia — będziemy pociągnięci do odpowiedzialności za zaniedbanie obowiązków jeśli nie wezwiemy policji — argumentował Robert, mając nadzieję, że mimo uporu Anny uda mu się przemówić dziewczynie do rozsądku, uznając, ze nie może tak po prostu niegrzecznie odsunąć siłą czy odepchnąć dziewczyny od siebie i tym sposobem przedostać się do sali — gdyż taka metoda byłaby sprzeczna z zasadami dobrych manier -, byłoby to zachowanie niegodne gentlemana. — Na razie, dopóki nie ustalimy źródła hałasu, nie ma potrzeby alarmowania reszty domowników — a teraz — proszę — odsuń się od drzwi. — zażądał — próbując wyrwać klapę swej marynarki z uścisku upartej dziewczyny, która nawet wtedy nie chciała się ruszyć z progu komnaty, upierając się przy swoim zdaniu, wciąż uniemożliwiając mu wejście do galerii portretów.

— Ma pan racje, milordzie, — przyznała pokojówka, całkowicie ignorując prośbę Danvalla. — rzeczywiście, wszystkie zgromadzone tam dzieła sztuki są bezcenne, niepowtarzalne. Oprócz antycznych rzeźb w galerii znajdują się również obrazy z XVI i XVII wieku., w tym wiele innych arcydzieł. Niemniej jednak musi mi pan uwierzyć na słowo, milordzie — wejście do tej sali o tak późnej porze jest niezwykle ryzykowne.

— Nie posądzałem cię o taki brak rozsądku, Anno. — Ponieważ — jak sama twierdzisz — doskonale znasz wartość zgromadzonej kolekcji, niewątpliwie rozumiesz także, że hrabina Loretti nie może sobie pozwolić na utratę żadnego z tych arcydzieł.

— Już panu wspomniałam, że osoba która weszła do galerii obrazów nie jest włamywaczem -– upierała się służąca — to… — zawahała się. — to jest … on… ale… — zapewniam pana, milordzie, że nigdy… przenigdy … nie przyszłoby mu do głowy obrabować rezydencji … po prostu dlatego, że niegdyś, — …w dawnych czasach, ...cala ta posiadłość … ...należała do niego…..była jego własnością … — pokojówka przerwała swój wywód ze strachem, zniżając ton głosu do szeptu..

— Co!? Kogo dokładnie masz na myśli? — Robert patrzył na dziewczynę ze zdumieniem. — wygląda na to, że znasz intruza który wtargnął do galerii. Mam racje? Naprawdę go znasz? Powiedz mi prawdę!

— W tych stronach niejako wszyscy go znają… To znaczy — cały rejon, wszyscy okoliczni mieszkańcy albo spotkali tego człowieka osobiście — albo znają go ze słyszenia… Może oprócz panny Ellen. ….ona jest chyba jedyną osobą, która — jak sądzę — nie ma pojęcia o istnieniu tego mężczyzny.

— No więc, Anno. — zapytał Robert jednocześnie zirytowany i zaintrygowany — intruz — kimkolwiek on jest, na pewno już nas słyszał i widział, a może teraz właśnie szykuje się do ucieczki albo już umknął — – wszystko przez twoją samowolę. Więc, jeżeli znasz tego typa, mogłabyś przynajmniej wyjawić mi jego nazwisko?

Anna potrząsnęła gwałtownie głową.

— O nie, milordzie, Nigdy. Nigdy w życiu. — nie odważę się.. Boję się.

— Czego się tak obawiasz?

— Jeśli ujawnię jego tożsamość, on z pewnością się na mnie zemści. Jestem o tym przekonana..

— Czyżby ten intruz był aż tak nieokrzesany? — zapytał Robert z lekkim niedowierzaniem. — Naprawdę, Anno… — Och, chwileczkę — wpadł mu nagle do głowy pewien pomysł. — sugerujesz, że widywałaś już tego człowieka na terenie posiadłości. Wygląda na to, że znasz go całkiem dobrze.

— Tak, milordzie. — szepnęła służąca. — Szczerze mówiąc, widywałam go przy różnych okazjach, wiele razy i ostrzegano mnie, że jeżeli przypadkowo — nawet mimowolnie — mu się w jakiś sposób narażę …. … w każdym razie, lordzie Danvall, — mam powody sądzić, że w chwili, gdy zdradzę nazwisko intruza na pewno wzbudzę jego wrogość i ściągnę na siebie jego gniew. …..

Kim był tajemniczy nieznajomy, którego Anna tak się bała? — zastanawiał się Robert.

— Czy przypadkiem nie ponosi cię fantazja,? nie puszczasz wodzy swojej wyobraźni?

— Przysięgam, lordzie Danvall, — wejście do galerii po zmroku, zwłaszcza o tej porze, jest równoznaczne z narażeniem się na niebezpieczeństwo, — poważne niebezpieczeństwo.

Dziewczyna trzęsła się ze strachu. Wydawało się, że nie ma podstaw, by nie ufać jej prawdomówności…

— Jeśli intruz nie jest włamywaczem i jest uważany za mściwego człowieka — to — z jakiegoś nieznanego powodu — Ellen również może paść ofiarą jego niepohamowanej zemsty a ja zrobię absolutnie wszystko, aby temu zapobiec. Dlatego nie próbuj mnie zatrzymać, Anno, nic nie może mnie powstrzymać przed inspekcją tej sali!

— Rozumiem, milordzie, doskonale pana rozumiem. — jęknęła służąca, wreszcie wypuszczając z dłoni klapę marynarki Roberta, którą do tej pory uparcie mocno trzymała i cofając się o krok aby nie blokować mu przejścia.. Mężczyzna wyminął ją i pospieszył do galerii, z głębi której po raz kolejny dotarł do jego uszu jakiś dziwny hałas. Tym razem jednak dźwięk który się rozległ był zupełnie innego rodzaju — był o wiele głośniejszy i bardziej przenikliwy niż poprzednio, — przypominał skrzypienie przesuwanego po ścianie metalowego przedmiotu o ostrych krawędziach.

— Wielkie nieba, Anno, gdzie u diabła są wyłączniki w tej sali? — dopytywał się Robert z irytacją, gdy przekroczywszy próg sali, chcąc zapalić światło, nie znalazł żadnego gniazdka ani przycisku..

— W tym skrzydle zamku nie zainstalowano żadnych wyłączników światła… Baronowa Esterina pragnęła, aby ta część gmachu pozostała dokładnie w takim samym stanie, w jakim była za jej życia. Jej życzenie zostało spełnione — to znaczy — w dużej mierze.

— Żadnych wyłączników? Niesamowite!

— Tylko jedna trzecia budynku została zelektryfikowana. Żadne inne części budowli, poza obecnie zamieszkałymi apartamentami, — nie zostały okablowane. Co do dawnych komnat baronowej — jej życzenie zostało spełnione co do joty...

Przez ułamek sekundy Robert poczuł się trochę nieswojo — jednak nie dłużej niż przez mgnienie oka. W następnej chwili opanował się.

— No cóż. Jeśli tak się sprawa przedstawia……czy mogłabyś pożyczyć mi swoją świecę, Anno? Wydaje się, że nie ma innego sposobu na oświetlenie tej dużej sali. Nie zabrałem ze sobą latarki. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że będzie mi potrzebna.. Ty także nie masz przy sobie żadnej, prawda? —

— Upuściłam kiedyś latarkę na posadzkę i roztrzaskała się na kawałki, dlatego uważam, że świece są bezpieczniejsze. Mam jeszcze dwie w kieszeni. Wyrobiłam sobie nawyk noszenia ze sobą kilku na wszelki wypadek. — odpowiedziała dziewczyna,, podając jedną ze świec Robertowi.

— Przyznaję, że jesteś bardzo przezorną osobą. Wejdziesz za mną do galerii?

— O nie! Nie, proszę pana. — wzdrygnęła się Anna, szybko wycofując się w najdalszy kąt ciemnego korytarza. — Wolałabym zostać tutaj.

Robert zapalił świecę i po przekroczeniu progu w jej migotliwym płomieniu rozejrzał się po przestronnej sali. Na pierwszy rzut oka była zupełnie pusta.

— Cóż, Anno. — powiedział lord Danvall do pokojówki. — ktokolwiek ośmielił się wtargnąć do tej komnaty, z pewnością już stąd się wymknął. Nie ma tu żywej duszy.

W tej samej chwili zauważył, że oczy dziewczyny rozszerzyły się z przerażenia, gdy wpatrywała się w jakiś obiekt który dostrzegła w głębi sali. Robert odwrócił się i spojrzał w tym samym kierunku. Tym razem on także zauważył czyjąś obecność w galerii. Anna miała rację. Jednak jakiś intruz rzeczywiście przedostał się na teren zamku. W mroku zamajaczyła sylwetka potężnie zbudowanego mężczyzny, ubranego w stylowy XVII- wieczny strój. Przybysz stał przy marmurowym gzymsie kominka, przesuwając dłonią po kolekcji statuetek dawnych władców i rycerzy który to zbiór Robert podziwiał zaledwie kilka godzin wcześniej. Rozległ się brzęk przesuwanego ciężkiego metalowego przedmiotu.

— Kim pan jest? Jak pan się dostał do budynku? — zapytał Robert ostrym tonem.. — Proszę się nie ruszać! Policja już tu jedzie. — blefował, robiąc krok do przodu i unosząc świecę wysoko w górę, by dobrze przyjrzeć się mężczyźnie. Nieznajomy cofnął rękę i powoli odwrócił się w stronę Roberta. Jego zielony dublet był nieskazitelny, ale śnieżnobiała koronkowa riuszka zdobiąca jego rękaw nieco się zabrudziła z powodu kontaktu z odrobiną sadzy pokrywającej górną część półki nad kominkiem. Srebrzystoszare loki jego peruki były rozczochrane. Przez długi czas lord Danvall stał jak wrośnięty w ziemię, przyglądając się intruzowi z niedowierzaniem, gdy powoli zaczęło do niego docierać, że dziwny strój, jaki miał na sobie mężczyzna, nie był w żadnym wypadku kostiumem teatralnym — jak początkowo zakładał — a sam przybysz niewątpliwie stanowił nierozerwalną, nieodłączną, integralną część wspaniałej, okazałej rezydencji w której miał pełne prawo zamieszkiwać. Oniemiały ze zdumienia Danvall wypuścił świecę, która — wyślizgnąwszy mu się z dłoni — upadla z łoskotem na posadzkę, — gasnąc powoli na wyłożonej mozaiką ozdobnej podłodze.

— Milordzie! Lordzie Danvall, Wszystko w porządku? Nic się panu nie stało?

— Wszystko dobrze, Anno, podaj mi jeszcze jedną świeczkę! Pospiesz się!

Stojąc pośrodku galerii Robert ponownie oświetlił całą salę. Intruza już tu nie było — nigdzie nie było go widać. Lord Danvall pospieszył w stronę kominka i uważnie obejrzał posążki starannie ustawione rzędem na półce nad kominkiem. Cały oddział rycerzy stal w zwartym szyku — – wszystkie posążki — z wyjątkiem małej figurki pułkownika Cardana, — która teraz leżała bezradnie ukosem na samej krawędzi marmurowego blatu — bezlitośnie roztrzaskana czyjąś okrutną ręką. Szabla rycerza była pęknięta w wielu miejscach, czubek ostrza wyraźnie odłamany.

Robert przemierzył galerię i zatrzymał się przed portretem nestora dynastii — hrabiego Enrica Loretti.

Ciemne oczy szlachcica, płonące wściekłością w ponurej twarzy otoczonej srebrnoszarymi lokami spływającymi na zielony żupan rzucały na lorda Danvalla z wysokości swego portretu — przenikliwe, przeszywające, lodowate spojrzenia, zionęły bezgraniczną nienawiścią i wrogością.

II

— Dzień dobry, Ellen. Jak się czujesz po pierwszym dniu spędzonym w rodzinnej rezydencji po tak długim pobycie z dala od domu?

— Wprost cudownie, Robercie, chociaż o świcie śnił mi się jakiś straszny koszmar, a ty? Kiedy przyjeżdżasz do nieznanego otoczenia, w większości przypadków spędzasz bezsenną noc — zapytała Ellen, gdy następnego ranka para schodziła po schodach, kierując się do jadalni..

— Ta zasada mnie nie dotyczy. Zawsze byłem twardym śpiochem. Równie dobrze mógłbym zasnąć na środku prerii, pod warunkiem, że włożę pod głowę siodło pełniące rolę poduszki.

— O Boże! — Ellen wybuchnęła śmiechem. — Wydaje się, że nie masz zbyt wysokiego mniemania o naszych starodawnych łożach z baldachimem, prawda? Zastanawiam się — czy naprawdę uważasz, że nasze wspaniałe XVIII- wieczne sypialnie są tak niewygodne?

— Śmiem twierdzić, że nigdzie indziej nie można spotkać takiego rodzaju mebli czy dekoracji wnętrz. — Robert spoważniał. — Te komnaty były świadkami odległych czasów, cenionych królów, gdy zaufani dworzanie pełnili nocami wartę — czuwali nad bezpieczeństwem swych panów i władców, wzbraniając nieproszonym gościom zakłócania snu ich monarchów. A tak przy okazji — mówiąc o minionych wiekach — zaistniała pewna kwestia którą muszę bezzwłocznie skonsultować z twoją matką. Czy nie masz nic przeciwko, żebym porozmawiał z nią tuż po śniadaniu? To nie potrwa długo… no cóż, — to mała modyfikacja naszego dzisiejszego programu, ale…

— W porządku, kochanie. — Ellen zapewniła narzeczonego. — Ja też mam coś do załatwienia, więc możemy spokojnie przesunąć realizację dzisiejszych planów o jakąś godzinę… tak na marginesie — czy wiesz może gdzie jest Angie? Chciałabym dać jej prezent. W szkatułce z klejnotami, którą przywiozłam z Londynu, wśród innych drobiazgów mam też śliczny złoty wisiorek w kształcie tulipana z dużym rubinem. Zdaję sobie sprawę, że ten klejnot w żaden sposób nie zastąpi naszyjnika, który wzbudza jej tak wielki zachwyt, -jednakże ……

— Angie jest na cmentarzu. — wtrącił Robert. — Poszła tam pół godziny temu. Mówiąc dokładniej, wybiegła z budynku. Kiedy lokaj wszedł do mojego apartamentu, aby podać mi poranną kawę, zobaczyliśmy, ją gdy mijała nas pędem — biegnąc szybko korytarzem. —

— Znowu na cmentarzu. — westchnęła Ellen. No cóż, nie wydaje mi się, żeby po tak długim czasie częste wizyty mojej kuzynki w tym ponurym miejscu nadal mnie zaskakiwały, niemniej jednak w mojej ocenie jej uwielbienie dla tego cmentarzyska przekształciło się w jakieś niesamowite szaleństwo.

— Całkowicie się z tobą zgadzam. W każdym razie, jak wyjaśniła nam pokrótce w drodze do wyjścia, zamierzała z samego rana odwiedzić grób baronowej Esteriny.

— Baronowa Esterina nie jest patronką Angie. — stwierdziła Ellen. — raczej nie udzieli jej pomocy..

— Esterina nie jest jej patronką? — zdziwił się Robert. — Obawiam się ze nie rozumiem. Co dokładnie masz na myśli?

— Och, chyba zapomniałam wspomnieć o pewnej tradycji ściśle przestrzeganej przez całą rodzinę. Zgodnie ze zwyczajem najstarsza córka dynastii podczas ceremonii chrztu zawsze otrzymuje imię baronowej lub przynajmniej jej imię powinno zaczynać się na literę „E”. Baronowa jest uznawana za założycielkę naszej dynastii.. Zgodnie z legendą, jeśli najstarsza córka nosząca to imię zwróci się do baronowej z prośba o pomoc w jakiejś ważnej dla niej sprawie, patronka nigdy nie zawiedzie tej osoby

— Czy Esterina kiedykolwiek okazała tobie pomoc w przeprowadzeniu jakiejkolwiek sprawy? Wyciągnęła do ciebie pomocna dłoń?

— Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby zasięgnąć jej rady. Szczerze mówiąc, nie bardzo wierzę w opowiedziana mi historię. Wszystkie rodzaje legend wywodzą się wyłącznie z uznanych tradycji, zawierają różne niesamowite, często dziwne i niezbyt wiarygodne szczegóły stanowiące nieodłączna część większości starożytnych zamków, pałaców, różnych odległych miejsc i przeważnie przedstawiają wyłącznie iluzoryczny obraz rzeczywistych zdarzeń. Większość takich opowieści jest zwykle wymyślana przez ludzi, którzy pragną dodać powabu i atrakcji zabytkowym budynkom… och, dzień dobry babciu… czy Anna nie podała ci śniadania do pokoju? — zapytała dziewczyna, wchodząc do jadalni, zdumiona widokiem baronowej Emmy siedzącej przy długim stole, pogrążonej w ożywionej rozmowie ze swoją krewną, podczas gdy hrabina Esther Loretti, przysłuchując się konwersacji, czasem tylko wtrącała jakiś komentarz do prowadzonej dyskusji.

Baronowa spojrzała na Ellen i uśmiechnęła się.

— Pomyślałam, że warto chociaż raz przyłączyć się do was w jadalni na posiłek — powiedziała. — Poza tym — wczorajsza pełnia księżyca nie pozwalała mi zasnąć aż do rana. A jakie są pana wrażenia, Robercie? Mam nadzieje ze dobrze się pan czuje w naszym domu.? — dama zwróciła się do lorda Danvalla, który właśnie usiadł na krześle obok niej. — Czy odosobnienie tego miejsca nie jest dla pana trochę irytujące?

— Wręcz przeciwnie, baronowo.. Ja sam wychowałem się w równie odległej okolicy,,z tą różnicą, że posiadłość moich rodziców znajdowała się trochę bliżej aglomeracji miejskiej. Prawdę mówiąc — uważam, że atmosfera tego zamku — z jego nieustannym szumem morza — jest niezwykle fascynująca… — mężczyzna urwał, nieco zaskoczony widokiem Angie, która właśnie wpadła pędem do jadalni, jej kasztanowe włosy rozwiane wiatrem, — dziewczyna — nie poświęcając ani jednego spojrzenia towarzystwu zgromadzonemu w sali, całkowicie ignorując wszystkich pozostałych domowników, natychmiast osunęła się na krzesło stojące naprzeciwko baronowej Emmy i chwyciwszy srebrny widelec, przyciągnęła do siebie talerz z bekonem i jajkami które to danie pokojówka natychmiast jej podała.

— Dzień dobry, Angie, bardzo się dzisiaj spóźniłaś. — hrabina Loretti łagodnym tonem zganiła siostrzenicę.

— Wiem, ciociu. Nie mogłam nic na to poradzić.

— Przyszłaś w samym środku śniadania.. Przecież mogłaś iść na cmentarz po posiłku

— O nie, — to wykluczone.. Musiałam tam iść wcześnie rano. — wymamrotała dziewczyna pochłaniając zawartość swego talerza wielkimi kęsami.

— Ale dlaczego? Co skłoniło cię do wyjścia z domu prawie o świcie? Nie widzę powodu…

Angie przełknęła kolejny kęs i znad talerza rzuciła ciotce spojrzenie. pełne wrogości

— Po prostu musiałam tam iść! — wykrzyknęła — Musiałam! — Nie pytaj mnie dlaczego!

Baronowa Emma spojrzała na dziewczynę z naganą, wyraźnie zaskoczona jej zachowaniem..

— Angela, zapominasz o dobrych manierach.

Ton baronowej był łagodny i cichy, jednakże przywołał buntowniczkę do porządku.

— Damie nie wypada podnosić głosu, moja droga. — dodała baronowa.

Angie spojrzała na swoja krewną z irytacją, ale zdołała się opanować

— Przepraszam, babciu.

Baronowa Emma uśmiechnęła się pobłażliwie.

— Może chciałabyś pojechać ze mną na kilka dni do Manchesteru? Możliwe, że spodobała by ci się taka wycieczka.

— Nie, babciu, dziękuję. Wolę zostać w domu. Mieszkam w dużym mieście przez cały rok z wyjątkiem świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy, oczywiście — poza tymi krótkimi wakacjami które otrzymałam w związku ze ślubem Ellen. Przykro mi, babciu, ale wolałabym stąd nie wyjeżdżać.

— Naprawdę? Cóż, jeśli tak — w porządku, rób jak uważasz.

— Mamo, nigdy nam nie mówiłaś, że zamierzasz wyruszyć w podróż. — zauważyła hrabina Loretti, najwyraźniej zaskoczona niespodziewaną decyzją krewnej.

— Moja droga Esther, pomysł podjęcia tej wyprawy przyszedł mi do głowy dopiero wczoraj wieczorem. Po otrzymaniu listu od przyjaciółki — to była wieloletnia przyjaźń — podkreśliła — pod wpływem chwili — postanowiłam przyjąć jej zaproszenie.

— Masz na myśli list, który dostałaś wczoraj?

— Dokładnie tak. Kate zawsze była moją serdeczną przyjaciółką. Nasza przyjaźń sięga wczesnego dzieciństwa. Byłam też w przyjaznych stosunkach z jej mężem, którego poznała jako nastolatka, będąc jeszcze uczennicą liceum. Potem, kilka lat później, po ukończeniu studiów, ja sama także wyszłam za mąż i wraz z mężem przeniosłam się do Włoch, gdzie mój małżonek został wydelegowany aby podjąć pracę w pewnej instytucji. Jak zapewne pamiętacie — nasz pobyt w tym kraju przedłużył się na kolejną kadencję — aż do inwazji wojennej — więc — naturalnie — trudne realia i okoliczności zmusiły nas do rozstania. Wkrótce Kate została przeniesiona służbowo do Francji, a potem poinformowano mnie, że nie przeżyła wojny — zginęła pewnego ranka podczas nalotu. I oto teraz, zupełnie niespodziewanie, po tylu latach, dowiedziałam się, że zostałam wprowadzona w błąd. Kate wróciła do Anglii zaraz po zakończeniu zawieruchy wojennej — próbowała się ze mną skontaktować i odnowić naszą przyjaźń. Jak się okazuje, łatwiej było to zaplanować niż wykonać, ponieważ w tamtym okresie, po nagłej, niespodziewanej separacji i mimowolnym zerwaniu kontaktu, zgłosiłam się na ochotnika do szpitala i pełniłam funkcje pielęgniarki, a potem, po podpisaniu traktatu pokojowego, wróciłam do męża i oboje przenieśliśmy się do w tej okolicy więc Kate nie mogła znaleźć mojego aktualnego adresu. Właściwie odnalazła mój adres dopiero kilka dni temu — poprzez czysty zbieg okoliczności — dostała go od krewnego mojego zmarłego męża, którego przypadkiem spotkała w operze w zeszłym tygodniu. Kate napisała do mnie długi list, w którym opisała zarówno przyjemne, jak i najtrudniejsze doświadczenia, jakie przeżyła na przestrzeni tych wszystkich lat, po czym zaprosiła mnie, abym spędziła trochę czasu u niej. Wygląda na to, że bardzo zależy jej abym do niej przyjechała, bardzo by chciała się ze mną spotkać po tylu latach.. Przecież nie widziałyśmy się całe wieki. … jest tyle tematów do przedyskutowania … — mówiąc to baronowa wyglądała na bardzo ożywioną.

— Czy naprawdę masz zamiar odbyć tak długą podróż zupełnie sama — z twoja niewydolnością serca, mamo? — zapytała hrabina, wyraźnie zaniepokojona.

— Nie jestem aż tak chora, kochanie. Jesteś nadopiekuńcza, Esther. — zabrzmiała zdeterminowana odpowiedź. — Poza tym, od teraz zamierzam prowadzić bardziej aktywny tryb życia, biorąc przykład z jednej z moich przyjaciółek, która niedawno zapisała się na kurs paralotniarstwa. Tak więc, jak widzisz, nie ma powodów do zmartwień.

— Ależ, mamo, co to za niedorzeczne porównanie!

— Mam nadzieję, że nie masz zamiaru wnosić sprzeciwu. Ponadto — moim zdaniem — uprawianie sportów ekstremalnych wiąże się z większym ryzykiem niż podróż dookoła świata. Dlatego — po prostu — mając do wyboru dwie kontrastowe opcje — wybrałam mniejsze zło — stwierdziła stanowczo baronowa patrząc jak Anna dolewa dodatkową porcję herbaty do jej filiżanki.

Ellen przyglądała się nobliwej damie nieco rozbawiona. Według jej najwcześniejszych wspomnień z dzieciństwa babcia zawsze wyróżniała się niezwykłym wigorem, poczuciem humoru i przedsiębiorczością, z wyjątkiem lat, które nastąpiły po śmierci męża, w wyniku czego pogrążyła się w rozpaczy i przygnębieniu i przez długi czas prawie nie odezwała się ani słowem do nikogo..

— Kiedy dokładnie wyruszasz w drogę, babciu? — zapytała dziewczyna.

— Jutro rano, przed świtem. Pociąg do Manchesteru odjeżdża o 6 rano, więc zanim się obudzisz, będę już w drodze do Kate.

— Odprowadzę cię do pociągu -zdecydowała hrabina Loretti. — Przynajmniej po to żeby upewnić się, że dotrzesz bezpiecznie do celu podróży Przy okazji, — czy zamówiłaś już taksówkę? Muszę wyznać, że nienawidzę prowadzić samochodu o tak wczesnej porze, gdy drogi pogrążone są w zupełnych ciemnościach..

.-. Taksówka? Po co? W naszym garażu są do dyspozycji cztery samochody, w tym moja ulubiona limuzyna, prezent od męża, którą niestety nie jeżdżę od lat. Wybiorę jeden z tych wehikułów aby dotrzeć nim na stację. I — zaznaczam — – podkreśliła — że nie potrzebuję także szofera. Ani żadnej asysty..

— Tylko nie mów mi ze zamierzasz jechać na dworzec zupełnie sama! — wykrzyknęła Esther Loretti z przerażeniem. — O 5 rano panują jeszcze całkowite, nieprzeniknione ciemności. Drogi są nieoświetlone. Poza tym — od kilku lat przebywasz ciągle w domu, odmawiasz udziału w różnych wieczorkach towarzyskich, prawie w ogóle nie opuszczasz terenu posiadłości. Nie wyobrażam sobie, co może się stać, jeśli prowadząc samochód sama, w drodze na stacje stracisz panowanie nad kierownica albo wpadniesz w poślizg..

— Jeśli pani pozwoli, pani baronowo, — ja odwiozę panią na stację i wniosę bagaż do przedziału wagonu aby upewnić się, że dotrze pani bezpiecznie na miejsce. — zaproponował Robert.

— Nie, młody człowieku, nie ma potrzeby, aby mi pan towarzyszył — powtórzyła z uporem dama. — czy jest jakiś szczególny powód, dla którego miałabym zrezygnować z prowadzenia eleganckiego wehikułu? Nadal mam doskonały wzrok i nie potrzebuję niczyjej pomocy. Co do samochodu — Henry może odebrać go z dworca nieco później tego dnia, załatwiając sprawy w centrum miasta

— Martwię się o ciebie, mamo — rzekła hrabina Loretti.

— Nie zapominaj Esther, że w kwiecie wieku byłam świetnym kierowcą i chociaż od dawna nie zasiadałam za kierownicą, sądzę że nadal jestem biegła w tej dziedzinie. Dlatego — jeśli chcesz mnie zniechęcić do tej przejażdżki — pozbawić przyjemności, jaką czerpię z jazdy dobrym samochodem, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko ostrzec cię,, że marnujesz swój czas. — Nic z tego — nie ma mowy — baronowa Emma oświadczyła z uporem. — Nie, Esther, naprawdę nie musisz się o mnie martwić. — dodała łagodniejszym tonem, dostrzegając troskę wypisaną na twarzy synowej.. Następnie, jak gdyby po namyśle zdecydowała się jednak zmienić zdanie, baronowa zawahała się chwilę, po czym dodała — no, cóż, Esther, chyba muszę ci jednak przyznać rację. Zważywszy wszelkie aspekty tej podróży — samochód rzeczywiście może wpaść w poślizg w ciemnościach, które panują o tak wczesnej porze na drodze -… tak, mimo wszystko lepiej będzie jeśli wezwę taksówkę … — przy okazji, czy mogłabyś przysłać Annę do mojego pokoju dziś wieczorem? Chciałabym, aby pomogła mi spakować kilka drobiazgów..

— Zarezerwowałaś pokój w hotelu, mamo?

— Nie, zatrzymam się w domu Kate. Ma dużą willę i oprócz pokojówki i kucharza mieszka tam zupełnie sama. Kucharz specjalizuje się w potrawach kuchni orientalnej, w której Kate zawsze gustowała..

— Och, wasza rozmowa o czymś mi przypomniała.! Gdzie zniknęła Anna? — Ellen wtrąciła się do dyskusji. — Prosiłam ją, żeby przyniosła jeszcze trochę cukru i wygląda na to, że całkiem o tym zapomniała.

Wyciągnęła rękę i pociągnęła za sznur dzwonka by wezwać pokojówkę. Wezwanie jednak pozostało bez odzewu.

— Czy skosztowałeś konfitury wiśniowej, Robercie? — dopytywała się Angie, która do tej pory pochłaniała swe śniadanie w całkowitym milczeniu, — jej uwaga tak niepodzielnie skupiona na daniach podanych na półmiskach, że ani razu nie podniosła wzroku znad stojących przed nią wiktuałów, nie mówiąc już o włączeniu się do rozmowy prowadzonej przy stole — – te konfitury są naprawdę doskonałe — kontynuowała dziewczyna — –wykonane zgodnie z domową recepturą, według przepisu opracowanego przez naszego wieloletniego kucharza. -Konfitury są bezkonkurencyjne, uwierz mi, zupełnie niepodobne do tych które są dostępne w sklepach. Żaden z nich nie może się równać z naszym dżemem..

— Dzięki — Robert uśmiechnął się do dziewczyny. — Rzeczywiście, wygląda bardzo apetycznie… i -masz rację — jest wyjątkowo pyszny. — przyznał, kosztując odrobinę łyżeczką..

— Wygląda na to — Ellen przyjrzała się potrawom ustawionym na długim stole — że Anna też nie przyniosła dodatkowej porcji masła.

Jeszcze raz pociągnęła za sznur dzwonka. Tym razem również bez rezultatu..

— Anna stała się ostatnio dość niesubordynowana i nieuważna. — skomentowała hrabina. — Niezależnie od sporej sympatii jaką darzę tę pokojówkę, obawiam się, że będę musiała obniżyć jej pensję — pani domu kilkukrotne szarpnęła za sznurek dzwonka, najwyraźniej niezwykle poirytowana brakiem reakcji na wezwanie ze strony Anny…

— Nie denerwuj się, mamo — Ellen wstała z krzesła. — Sama pójdę do kuchni i przyniosę wszystkie produkty których brakuje na stole..

— Ale… Ellen! Nie możesz!… nie powinnaś…

— Żyjemy we współczesnych czasach, mamo. To bardzo wygodna sytuacja, gdy masz cały personel do swej dyspozycji, niemniej jednak zapewniam cię, że korona mi z głowy nie spadnie, jeżeli tym razem to ja sama wyręczę pokojówkę w spełnieniu tego zadania. — oznajmiła Ellen, dając znak Robertowi, który zamierzał razem z nią pójść do kuchni, aby pozostał w jadalni wraz z innymi domownikami..

Kiedy Ellen weszła do kuchni okazało się ze nie ma w niej żywej duszy. Brudne talerze walały się po całym wielkim stole, zmięta, ociekająca wodą ścierka do naczyń leżała porzucona na równie wilgotnej podłodze. Niestety, jej matka miała absolutną rację. Zachowanie służby pozostawiało wiele do życzenia, — tym razem bezsprzecznie zaniedbali w poważnym stopniu swoje obowiązki..

Ellen otworzyła lodówkę, wyjęła maselniczkę, wsypała dodatkowe kostki cukru do cukiernicy i — w momencie gdy zamierzała wyjść z kuchni — o mało nie zderzyła się z kamerdynerem, który właśnie pojawił się w drzwiach.

— Henry! Gdzie byłeś? Śniadanie jeszcze się nie skończyło..

— Jestem tego świadom, panienko. Bardzo mi przykro.

— Anna nie dostarczyła do jadalni kilku niezbędnych produktów, a więc ja postanowiłam wyręczyć ją w tym zadaniu.. A teraz proszę — dołącz do nas w sali…

— Dobrze, panienko. Zaraz tam przyjdę..

Po wyjściu z kuchni, wchodząc do przedpokoju, Ellen uświadomiła sobie, że zapomniała zabrać ze sobą dodatkowy słoik konfitury wiśniowej. Zauważyła że Robertowi konfitura ta bardzo smakowała, więc jeden mały słoiczek, połowę zawartości którego Angie łapczywie pochłonęła w ciągu kilku minut, mógł nie wystarczyć dla wszystkich domowników przy stole..

Wracając do kuchni, aby zabrać jeszcze jeden słoik, spostrzegła kamerdynera stojącego przy zlewie, zwilżającego niewielką chusteczkę strumieniem wody tryskającej z kranu i napełniającego szklankę płynem. Był tak zajęty tą czynnością, że nawet nie usłyszał, jak Ellen weszła do kuchni i podeszła do niego.

— Boże, Henry! Co się dzieje? Po co ci ta chustka? A tak przy okazji — gdzie podziała się reszta personelu? Gdzie jest Anna? Matka wzywała ją kilka razy, Anna z pewnością słyszała dzwonek.

Kamerdyner wyglądał na zdezorientowanego i speszonego, jakby został przyłapany na gorącym uczynku.

— Przepraszam panią. Nie miałem najmniejszego zamiaru zaniedbywać pracy… rzecz w tym, że… muszę… udzielić Annie pierwszej pomocy… ona...trochę … źle się czuje…

— Co masz na myśli, na litość boską? Anna czuła się doskonale jeszcze dziesięć minut temu, kiedy asystowała nam przy śniadaniu.

— Tak było — potwierdził Henry — Rzeczywiście. — w trakcie śniadania czuła się dobrze,, ale przed chwilą zemdlała. Kiedy ją zobaczyłem, leżała na podłodze — bez ruchu. Podjąłem próbę reanimacji, niestety bez większego powodzenia, dlatego uznałem za stosowne przemyć jej twarz wodą. Na nieszczęście hrabina nie posiada soli trzeźwiących.

— O ile mi wiadomo, mama nigdy takich soli nie używała. A mówiąc o Annie — gdzie ona jest?

— W… w galerii portretów.

— Co?! O nie, chyba żartujesz. To najbardziej nieodpowiedni czas na wizytę w galerii. Wiesz może co skłoniło ją do pójścia teraz do tej sali?

— Nie mam pojęcia, panienko, ale ona nadal tam jest, leży na ziemi, bez czucia.

— Czyżby była aż tak chora? — Ellen pospiesznie położyła na stole wiktuały, które trzymała w rękach. — W takim razie muszę iść do tej sali. Lepiej sprawdzę, co jej jest. Być może będę w stanie pomóc.

Pokojówka leżała na wyłożonej kafelkami podłodze przy kominku. Jej lewa ręka spoczywała tuż przy palenisku., drugą zakrywała oczy.

— Może się poparzyć. — zauważyła Ellen odciągając rękę dziewczyny od kraty.

— Mam nadzieję, że nie. Ogień rozpalono zaledwie minutę temu, tuż przed przybyciem Anny. Kominek jeszcze się nie nagrzał…. Zwykle gasimy palenisko o zmierzchu, więc zarówno polana, jak i popioły — jeśli tam zostały — są nadal zimne.

— A wczoraj wieczorem? Czy to ty zgasiłeś ogień w kominku?

— Nie, to znaczy — taki miałem zamiar, ale kiedy wszedłem do sali kilka minut po 22:00, palenisko było już wygaszone. Ktoś najwidoczniej musiał mnie uprzedzić.

— Anna prawie nigdy nie wchodzi do galerii po zmroku. Jak dobrze wiesz, ona boi się nocnych ciemności, tym bardziej, że do tej sali nigdy nie doprowadzono elektryczności.

— Naturalnie, panno Ellen. Rozumiem pani punkt widzenia. W zeszłym roku też zemdlała, gdy zbliżając się o zmierzchu do tej komnaty, wydawało jej się, że dostrzegła w mroku jakąś nieziemską postać, stwierdziła, że widziała coś w rodzaju zjawy, która wkrótce rozpłynęła się na jej oczach.

— Podnieś jej głowę, Henry. — poprosiła Ellen, klękając na podłodze obok służącej. Zwilżyła chustkę przyniesioną przez kamerdynera odrobiną wody ze szklanki i ostrożnie przetarła tą chusteczką twarz Anny. Omdlała dziewczyna poruszyła się niespokojnie i zadrżała, najwyraźniej wciąż tylko na wpół przytomna.

— Nie, zostaw mnie w spokoju! Nie zbliżaj się! — krzyknęła

— Anno, obudź się, co cię napadło? To tylko ja. Otwórz oczy — powiedziała cicho Ellen.

Pokojówka powoli zaczęła odzyskiwać przytomność. Z przerażeniem spojrzała na swoją panią, nieco oszołomiona.

— Och, dzięki Bogu. — wyszeptała. — Tak się przestraszyłam. Myślałem, że to on…..że… on … wrócił…

— Powiedz mi dokładnie, co się stało. — zażądała Ellen, oddając wilgotną chusteczkę kamerdynerowi.

Anna z trudem uniosła się z podłogi i usiadła, wyraźnie zażenowana.-

Nic szczególnego, proszę pani — odpowiedziała z wahaniem. Wydawało mi się, że widziałam… nieważne… już wszystko w porządku. Czuję się dobrze, naprawdę. — jej wzrok mimowolnie padł na portrety przodków rodu wiszące na ścianach. Przez sekundę jej oczy zatrzymały się na jednym z obrazów i twarz pokojówki znowu zbladła.

— Ja… najlepiej wrócę do kuchni, panienko. Mam dużo pracy. — spojrzała na kamerdynera, który pochylił się nad nią, by pomoc jej wstać z podłogi.. Unikając pytającego spojrzenia Ellen, Anna chwiejnym krokiem skierowała się w stronę korytarza. Ellen ze zdumieniem obserwowała oddalającą się dziewczynę, po czym odwróciła się i przyjrzała się wszystkim obrazom, aby zorientować się co tak przeraziło pokojówkę. Jeden z portretów wisiał krzywo. — przyglądając mu się uważny obserwator mógł spostrzec, że prawie niedostrzegalnie kołysał się tam i z powrotem, a krawędzie ramy lekko muskały ścianę. Wzdłuż obrazu biegła szeroka ciemnoszara smuga, której z pewnością nie było tam poprzedniego dnia. Wzrok Ellen instynktownie przeniósł się na półkę nad kominkiem, na marmurowym blacie którego ustawiono w zwartym szyku słynną kolekcję statuetek rycerzy Ellen uniosła figurkę szlachcica trzymającego pęknięty miecz, który jeszcze poprzedniego popołudnia Robert umieścił na czele szeregu. Statuetka pułkownika Cardana była skręcona i popękana na całej powierzchni.

— Dobry Boże, Henry, co tu się dzieje? Co powoduje tak wielkie zniszczenia? A może powinnam raczej zapytać — kto na miłość boska jest tak agresywny i nieobliczalny, by każdej nocy prześladować tę konkretną figurkę?

Kamerdyner, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, odwrócił wzrok..

— Skąd mam wiedzieć, panienko? — wymamrotał.

— Naprawdę nie wiesz? Jestem pewna ze doskonale orientujesz się w tej sprawie, znasz ja ze wszystkimi szczegółami

— Przecenia pani moją znajomość faktów, panienko.

— Czyżby? Więc w jaki racjonalny sposób możesz wyjaśnić fakt, że ktoś ustawicznie próbuje zniszczyć statuetkę pułkownika Cardana? Na dodatek każdej nocy? Niemal każdego ranka na statuetce widać nowe uszkodzenia. Ktoś ewidentnie chce ją unicestwić, rozbijając nieszczęsną figurkę na kawałki.

— To niedorzeczne przypuszczenie, panienko. Zupełnie niemożliwe — odpowiedział Henry z kamienną twarzą.

— Sądząc po tonie twego głosu. moje przypuszczenia są uzasadnione. Jestem przekonana ze doskonale znasz tę zagadkową kwestię. Jeśli tak jest, czy byłbyś tak uprzejmy aby wskazać mi złoczyńcę, kimkolwiek on jest, wymienić nazwisko osoby która ponosi odpowiedzialność za te okropne, barbarzyńskie zdarzenia. — nalegała Ellen.

— Nikt nie ma żadnego powodu aby dopuszczać się tych czynów … cóż, proszę pani… — Najlepiej będzie jeżeli pani zapomni o tym problemie, -po prostu go zignoruje. Przecież panienka i tak bardzo rzadko odwiedza swoja rodzinna rezydencję, dlatego więc sugeruję aby…

— Tego rodzaju wypadki zdarzały się też wcześniej — w ciągu minionych lat.. — prawdę mówiąc — te incydenty miały miejsce już w moim dzieciństwie. Pamiętam, że gdy jako małe dziecko wędrowałam godzinami po tych korytarzach i komnatach, też byłam świadkiem wielu niezwykłych wydarzeń, tylko że wtedy, w tamtym okresie, ty, Henry, byłeś o wele bardziej komunikatywny niż teraz, i nigdy nie miałeś zastrzeżeń aby wyjaśniać mi różne dziwne zjawiska, które dla trzy lub czteroletniego dziecka, jakim wtedy byłam, wydawały się całkowicie niepojęte, niezrozumiałe.. Nawet gdy miałam sześć lat często prowadziliśmy długie rozmowy, dyskutowaliśmy o różnych kwestiach — i — chociaż z powodu moich dociekliwych pytań często wystawiałam na próbę twoją cierpliwość, nigdy nie wykręcałeś się od odpowiedzi, zawsze starałeś się rozwiać wszystkie moje wątpliwości Zdaję sobie sprawę, że od tych beztroskich dni minęły wieki, mój ojciec jeszcze żył, …a jednak, czy nie sądzisz, że niezależnie od dziwnych wydarzeń jakie miały miejsce w posiadłości powinieneś być trochę bardziej szczery i powiedzieć mi prawdę? Nigdy wcześniej nie byłeś tak powściągliwy w tej kwestii jak obecnie.. Zawsze uważaliśmy cię za członka rodziny. O ile sobie przypominam, mój ojciec uważał cię za swojego najlepszego przyjaciela, więc może przynajmniej przez wzgląd na jego pamięć odważysz się mnie oświecić w sprawie tej zagadki..

— No cóż, panno Ellen, przyznam ze nie czuję się upoważniony aby zabierać głos w tej kwestii., — … — zaczął kamerdyner, wyraźnie zakłopotany

— Posłuchaj, Henry — moja mama także odmawia udzielenia mi jakichkolwiek informacji na ten temat, mimo ze wielokrotnie wypytywałam ją o te zjawiska. -.Podejrzewam, że to z powodu tych niesamowitych migoczących świateł w środku nocy lub o świcie — i dziwne sylwetki przechadzające się po komnatach o różnych porach dnia i nocy, — pojawiające się niespodziewanie i znikające z pola widzenia, sprawiające wrażenie jakby należały do minionej epoki — co w dzieciństwie niezmiennie wprawiało mnie w tak straszną panikę, że w końcu mama zdecydowała się zapisać mnie do szkoły z internatem daleko od domu. Zamierzała — jak przypuszczam — uchronić mnie przed tymi strasznymi spotkaniami. Jednak również w późniejszym okresie, ilekroć jako nastolatka przyjeżdżałam do rezydencji na wakacje, widywałam często różne niesamowite, nieznane postacie, pochodzące jakby z innego świata, których to spotkań — z tymi dziwnymi, nieziemskimi przybyszami -jakby z zaświatów — wolałabym raczej uniknąć… Cóż, mama nadal upiera się przy swojej wersji, neguje większość moich przypuszczeń w tej sprawie, dlatego jesteś jedyną osobą, Henry, której mogę zadać to pytanie, A więc — pytam cię jeszcze raz … — co to za niesamowita tajemnica, którą wszyscy chcecie przede mną ukryć?

— Uważam — rzekł kamerdyner z nieodgadnioną miną — - że jedyną osobą uprawnioną do ujawnienia przyczyny tych niesamowitych zdarzeń jest wyłącznie pani tego domu.

— Wyłącznie moja mama? Dlaczego nikt oprócz niej? Co, u licha, mama ma wspólnego z bezustannym uszkadzaniem statuetki Cardana? Czy mama przynajmniej ma jakiekolwiek podejrzenia, kto ponosi winę za te skandaliczne incydenty? I dlaczego winowajca jest tak bsrdzo zdeterminowany, by nadal popełniać te koszmarne, złośliwe i perfidne czyny?

— Nie orientuję się jak sprawa wygląda w tym konkretnym przypadku — stwierdził kamerdyner wymijająco, ustawiając figurki rycerzy i szlachciców we właściwym szyku, — ale pani hrabina zawsze była doskonale wtajemniczona we wszystkie zagadki dotyczące zamku.

Ellen uznała że nie ma szans na zdobycie dalszych informacji.

— W porządku, Henry, zapomnij o moim pytaniu. Ponieważ Anna źle się czuje, niech odpocznie. A co do ciebie — pospiesz się i dołącz do nas.

— Tak, panienko.

XXXXXX

— Czy byłaby pani tak uprzejma i poświęciła mi kilka minut,? — Robert zwrócił się do hrabiny Loretti gdy towarzystwo opuszczało jadalnię. po śniadaniu tego ranka. — Chciałbym zasięgnąć pani rady.

— Akurat teraz? Myślałam, że wraz z Ellen chcecie wybrać się na długą wycieczkę po okolicy. Nie widział pan jeszcze wszystkich interesujących zabytków i atrakcji.

— Konsultowałem się już z Ellen w tej sprawie i uzgodniliśmy że przełożymy naszą wycieczkę na późniejszy termin. Kwestia którą zamierzam przedyskutować jest niezwykle ważna,.

Robert Danvall sprawiał wrażenie bardzo wzburzonego i chociaż przy śniadaniu starał się nie okazywać emocji, było oczywiste, że zaistniała jakaś poważna sprawa które wzbudziła jego zaniepokojenie.

— Cóż, jak widzę, dręczy pana jakiś zawikłany problem Może wstąpimy do mojego buduaru. To bardzo spokojne miejsce, możemy tam bez przeszkód porozmawiać.

Buduar ozdobiony był srebrno-różową tapetą, której odcień wspaniale współgrał z bladoróżowymi kryształowymi kinkietami wiszącymi na ścianach pokoju. Hrabina zaprosiła swego gościa by zajął miejsce w misternie rzeźbionym, antycznym fotelu, obitym złoto-fioletowym atłasem,.

— Cóż, Robercie, teraz może pan przedstawić mi drażliwą, — jak sądzę, — kwestię, — która tak pana martwi..

— Pani hrabino, proszę mi wybaczyć, że pozwalam sobie poruszyć tak delikatny temat podczas pierwszej wizyty w pani rezydencji, tuz po moim przybyciu do tego domu.. Mam nadzieję, że nie posądzi mnie pani o brak szacunku dla tradycji i zwyczajów przestrzeganych w waszej posiadłości — jednakże — mężczyzna zawahał się i przerwał,,, mimo całej swojej determinacji i stanowczości, zupełnie nie wiedząc, jak rozpocząć dyskurs i przedstawić dręczącą go kwestię w taki sposób aby nie zirytować ani nie urazić swojej przyszłej teściowej.

— Nie ma potrzeby wygłaszać tak długiej przemowy, Robercie. Sądząc po zaniepokojeniu które próbował pan zamaskować przez cały ranek, oczywiste jest, że musiało mieć miejsce jakieś nieprzyjemne wydarzenie, które wytrąciło pana z równowagi. Pragnę zaznaczyć, że chociaż dopiero wczoraj zawarliśmy znajomość, bardzo pana cenię. Wyjątkowo korzystne wrażenie, jakie wywarł pan na całej mojej rodzinie, wraz z naprawdę głębokim uczuciem, jakim darzy pana Ellen, jest dla mnie całkowicie wystarczające. Jestem spokojna o wasz los i przyszłość was obojga, jestem przekonana, że będziecie razem bardzo szczęśliwi. Więc, jeśli w międzyczasie wyłonił się jakikolwiek problem o którym nie wiem, jeśli powstały przeszkody w przeprowadzeniu jakiejś sprawy, zrobię wszystko, aby rozwiać pana wątpliwości i znaleźć rozwiązanie kontrowersyjnej kwestii. Proszę nie wahać się i przedstawić mi sprawę..

— W takim razie, hrabino, przejdę od razu do sedna problemu, — powiedział Robert, czując ogromną ulgę. — Nie umknęło mojej uwadze, że ma pani ogromny wpływ na Ellen. A ponieważ Ellen bardzo ceni pani opinię dotyczącą różnych kwestii, ja osobiście w tej chwili — w obecnej sytuacji — potrzebuję pani poparcia — czy raczej — określmy to — wstawiennictwa w pewnej sprawie, która nieoczekiwanie się wyłoniła..… mówiąc krótko — zastanawiam się, czy jest możliwość zorganizowania ceremonii ślubu nieco wcześniej, przed ustaloną datą, a jeszcze lepiej — czy można przenieść uroczystość do Londynu.

— Przed ustaloną……. ależ,…. Robercie! — hrabina wyglądała na zdumioną. — Proszę mi powiedzieć prawdę. Jakie ma pan powody by zmienić datę? Nie mówiąc już o miejscu w którym ceremonia ma się odbyć… Przecież już od kilku tygodni planujemy przebieg uroczystości z uwzględnieniem nawet najdrobniejszych szczegółów — z najwyższą dokładnością. Przygotowania są już na bardzo zaawansowanym etapie,, zaproszenia wysłane, większość gości już potwierdziła swój udział w tym wyjątkowym święcie,. … — hrabina pokręciła głową, niezwykle zaskoczona. — Obawiam się, że w tej sytuacji przesunięcie imprezy na wcześniejszy termin przekracza moje możliwości, nie wspominając już o przeniesieniu jej w inne miejsce.

— Hrabino, jeśli leży pani na sercu dobro Ellen, ceni pani jej spokój ducha, który, jak sądzę, jest dla pani sprawą najwyższej wagi — odparł stanowczo Robert — nalegam jednak,, aby wydała pani dyspozycję przeniesienia ceremonii na inną datę jeżeli nie zamierza pani rozważyć zmiany miejsca uroczystości.

— Wydałam już polecenie zorganizowania hucznego przyjęcia weselnego, które z pewnością będzie emocjonującym, niezapomnianym przeżyciem dla was obojga, dla wszystkich waszych przyjaciół. Święto tego typu nie może podlegać tak nagłym, nieprzewidzianym zmianom. Nie mogę sobie wyobrazić, jaki osąd mogliby wyrobić sobie nasi goście lub znajomi, gdybyśmy teraz przyspieszyli ceremonię

— Z całym szacunkiem, pani hrabino,, — jeśli o mnie chodzi, opinia, jaką ktoś z zewnątrz może sobie wyrobić w tym konkretnym przypadku, zupełnie mnie nie interesuje. W tej chwili staram się uniknąć wszelkiego rodzaju katastrof, które mogą się w międzyczasie wydarzyć. — czy to w trakcie przygotowań, czy nawet podczas samego wesela — incydent, który może spowodować poważne zakłócenie w przebiegu uroczystości.

— Ellen byłaby niepocieszona, gdyby jakieś niefortunne zdarzenie zakłóciło uroczystość.

— Proszę mi uwierzyć, hrabino — Nie miałem najmniejszego zamiaru przedstawiać sprawy w tak bezceremonialny sposób, a tym bardziej przedstawiać jej w tak czarnych barwach, z drugiej jednak strony- przyznam, że mam złe przeczucia co do bezpieczeństwa mojej narzeczonej, a także — poważny powód, by obawiać się, że jeśli podtrzymamy nasze postanowienie przebywania w murach tego zamku przez cały miesiąc — zgodnie z pierwotnie ustalonym planem, — Ellen najprawdopodobniej będzie narażona na jakieś straszne, bardzo przykre doświadczenia, czy tez nieprzewidziane, fatalne w skutkach incydenty, które mogą zaistnieć z nieznanych nam powodów. Jak pani zapewne wie — przed moim przybyciem do tej rezydencji — zarówno Ellen, jak i moi najbliżsi krewni poinformowali mnie o szeregu starych legend związanych z tym domem, słyszałem wiele różnych opowieści i pogłosek na temat dawnych właścicieli majątku, oraz związane z nimi pewne zawiłe, niewyjaśnione kwestie dotyczące także nieoczekiwanych manifestacji różnych dziwnych postaci, a także — materializacji różnorakich dziwnych osobistości pochodzących najwyraźniej z minionych epok. — widm najwidoczniej nie będących w stanie pogodzić się z faktem ze niektóre ze swoich doczesnych spraw pozostawiły jeszcze nie załatwione, Zjawy te konsekwentnie, uparcie się pojawiają, nawiedzają zarówno dwór jak i całą okolicę, przemierzając tutejsze wrzosowiska i lasy, manifestując swoją obecność bardzo licznym — jeśli nie wszystkim — mieszkańcom którzy zamieszkują te tereny od lat. Naturalnie, proszę pani, w niektórych przypadkach zjawy te rzeczywiście można uznać za wytwór bujnej wyobraźni świadków, jednak — choć Ellen stanowczo nie dowierza wersji które głoszą te przekazy i udaje, że bagatelizuje pogłoski, uważa je za lokalne ciekawostki, wiele razy spostrzegłem, że w gruncie rzeczy niezwykle się obawia tego rodzaju zjawisk, — Z tego właśnie powodu uważam za konieczne ustrzec ją przed jakimkolwiek nieoczekiwanym spotkaniem tego typu, spotkaniem, które — przykro mi to mówić, pani hrabino, może nastąpić w każdej chwili.

Jeżeli Robert obawiał się ze jego przemowa zirytuje hrabinę, mógł w tym momencie odetchnąć z ulga. Pani domu wpatrywała się w niego z uwagą i chociaż jej poważny wyraz twarzy dowodził, że -w pełni podziela jego poglądy i emocje, i jest świadoma, co skłoniło jej gościa do zwrócenia się do niej z tak dziwną prośbą, to jednak była wyjątkowo niechętna by przyznać mu rację — uznać słuszność jego argumentów…

— Co dokładnie ma pan na myśli, Robercie? — zapytała po chwili stłumionym tonem, udając opanowanie.

— Zapewne orientuje się pani że Anna — jak również kilka innych osób, z tego co słyszałem, więc dziewczyna nie wydaje się być jedynym świadkiem. — wielokrotnie widziała postać pewnego mężczyzny ubranego w dziwny strój z epoki — przechadzającego się nocą po galerii w całkowitym milczeniu.. Niestety, hrabino — ze swojej strony mogę zapewnić, że widmo, które widziała Anna, nie było bynajmniej wytworem jej wyobraźni.

— Postać mężczyzny? Jakiego mężczyzny O kim pan właściwie mówi?

— O człowieku w ciemnozielonym dublecie i srebrzystej peruce, niezwykle podobnego do jednego z pani przodków, którego wizerunek jest uwidoczniony na antycznym portrecie w galerii obrazów. Pokojówka twierdzi, że często widywała tę osobę.

Hrabina Loretti lekceważąco machnęła ręką.

— Chyba pan żartuje, Robercie. Historie, które rozpowszechnia Anna, są absurdalne. Być może zmyliło ją odbicie światła w lustrze. To, co zobaczyła, było z pewnością niewyraźnym, mglistym odblaskiem.

— No, cóż, hrabino, — jestem zmuszony zakwestionować pani przypuszczenia. To, co Anna dostrzegła, z pewnością nie było wyłącznie odbiciem światła. Ktoś, — jakaś bardzo ważna osobistość, — śmiem twierdzić, — nawiedza tę posiadłość regularnie — albo w środku nocy, albo o świcie.

— O nie, to niemożliwe. Mam zupełnie odmienne zdanie. Jestem pewna, że z jakiegoś powodu Anna wymyśliła tę niesamowitą, nieprawdopodobną historię, dlatego też absolutnie nie powinniśmy, niezależnie od okoliczności, dawać wiary jej relacjom. Zapewniam, że wbrew najróżniejszym pogłoskom, jakie mógł pan słyszeć — takie zdarzenia nigdy nie miały miejsca w tej posiadłości. To brzmi zupełnie niedorzecznie — stwierdziła stanowczo pani domu..

— Niestety, hrabino. Proszę wybaczyć, ze to powiem, ale jest pani w wielkim błędzie. Opowieść Anny brzmi niezwykle wiarygodnie. Mówiąc szczerze, — jej relacja jest całkowicie zgodna z prawdą….

— Zauważyłam, że od pewnego czasu ta dziewczyna ma zwidy. Dostrzega jakieś niesamowite, nierealne rzeczy, osoby nie z tego świata.. — hrabina poruszyła się niespokojnie na krześle, zaciskając nerwowo palce. — O tak, kilka razy rzeczywiście twierdziła, że widziała dziwne sylwetki różnych osób wędrujące po komnatach, korytarzach — nagle znikające z pola widzenia lub stopniowo rozpływające się w powietrzu — dziewczyna wydawała się być przerażona, relacjonując mi te nieoczekiwane spotkania, niemniej jednak zapewniam, że żadnej z tych historyjek, pod żadnym pozorem, nie można traktować serio..

— Proszę wybaczyć, że to powiem, ale historie, które opowiada pani pokojówka nie są w żadnym wypadku wytworem jej wyobraźni. Gdyby naprawdę puściła wodze swej fantazji, oznaczałoby to jedynie, że ja, również uległem halucynacji.

— O czym pan mówi?

— O siedemnastowiecznym szlachcicu, którego widziałem na własne oczy w galerii portretów zeszłej nocy, tuż po północy. Powtarzam, hrabino — ja także widziałem tego człowieka, a raczej — mówiąc ściślej — jego widmo.

— Nikt nigdy nie wchodzi do galerii o tak późnej porze. Oprócz zainstalowanych systemów alarmowych wszystkie okna i rolety w tym skrzydle są zabezpieczone, większość drzwi zaryglowana. Nie mógł pan tam nikogo widzieć.

— Ależ wprost przeciwnie. Jestem o tym bezwzględnie przekonany. Widziałem tego człowieka bardzo wyraźnie i dobrze mu się przyjrzałem Jest niezwykle podobny do pani przodka przedstawionego na portrecie.

Hrabina zmusiła się do uśmiechu.

— Jedyną osobą,,którą mógł pan zauważyć w tej sali, jest nasz zaufany kamerdyner. Czasami odkurza zgromadzone tam obrazy i dzieła sztuki.

— Czy ma zwyczaj odkurzać te wspaniałe dzieła po północy? Poza tym — w dziwnym przebraniu, ubrany w XVII-wieczny strój z epoki?

Hrabina kontemplowała Roberta w milczeniu, najwyraźniej niezdolna do przedstawienia dalszych argumentów na tyle przekonujących, by potwierdzić słuszność swego stanowiska — tym samym definitywnie rozwiewając przeczucia i domysły lorda Danvalla.

— Czy to jest powód, dla którego tak bardzo zależy panu na przyspieszeniu ślubu? — zapytała wreszcie

— Ellen zawsze twierdziła, że nie wierzy w plotki, legendy czy opowieści tego typu, — kwestionowała istnienie widm, nawiedzonych domów, choć dla mnie jest oczywistym faktem, że pod przykrywką pozornej nieufności która starała się usilnie stłumić — lub — zamaskować — niezwykle obawia się tego rodzaju niewyjaśnionych materializacji fantomów oraz tego typu zjawisk. — odparł poważnie Robert. — Boje się teraz, że jeśli w międzyczasie — nawet tuż przed ślubem — moja narzeczona będzie narażona na przypadkowe spotkanie z widmem … — upiorem na którego ja sam poprzedniej nocy się natknąłem- — to spotkanie może ją przerazić — przyprawić ją o szok..

— Ellen nie spotka tego człowieka w tej sali! Nigdy do tego nie dopuszczę! — hrabina wybuchnęła gniewem.

— A więc mimo wszystko przyznaje pani, ze zarówno galeria, jak i prawdopodobnie także inne komnaty w tym skrzydle budynku, — jak słyszałem, — są nawiedzane przez zjawę tego siedemnastowiecznego, okrutnego arystokratę? Czy wie pani, — ciągnął Robert Danvall gdy hrabina nie odpowiedziała. — że kilka lat temu moja matka uznała za konieczne wezwanie egzorcysty do naszej rezydencji.?

— Z jakiego powodu?

— Pani zamek nie jest jedyną posiadłością nękaną przez tego typu incydenty. — zauważył pospiesznie Robert, zastanawiając się, w jakiej najbardziej odpowiedniej formie przedstawić historię swej własnej rodziny, aby nie urazić ani nie zranić uczuć matki swej przyszłej żony. Dama obserwując lorda Danvalla, starała się opanować niepokój który nagle ja ogarnął, gdy słuchała jego opowieści,

— - Rezydencję moich rodziców też odwiedzał widmowy gość, który ustawicznie — przez długi czas, nękał domowników — kontynuował lord Danvall półgłosem. — Naprzykrzał się wszystkim mieszkańcom niemal każdej nocy. Cóż — trzeba przyznać, że przez pierwsze tygodnie, a nawet miesiące powstrzymywał się od ingerowania w naszą prywatność. Na początku wydawało się, że jego celem było przeszukanie jedynie podziemi, krypt i lochów pod budowlą. Dopóki intruz nie był agresywny i prawie nie hałasował, cała rodzina starała się go ignorować. Jednakże po kilku latach zaczął wdzierać się na górne piętra, przetrząsać większość pokoi, szafy, sekretarzyki, wyciągać różne dokumenty, listy itp., a także biżuterię mojej mamy z szuflad i rozrzucać je po komnatach. W tamtych czasach widywaliśmy go dość często, gdyż wyrobił sobie zwyczaj manifestowania swojej obecności wszystkim krewnym. Muszę przyznać, że początkowo — ilekroć przechadzał się po domu w pełnym świetle dnia, nigdy nie próbował zaczepić nikogo z nas — z reguły mijał nas w całkowitym milczeniu. W przypadku gdyby interesowała panią tożsamość intruza, hrabino — kontynuował Robert — – szczerze mówiąc, początkowo zarówno moi rodzice, jak i służba odmawiali mi wyjawienia nazwiska tego człowieka, ostatecznie jednak, ulegając moim prośbom, ujawnili, że widmowy gość wdzierający się do naszej posiadłości to nikt inny jak mój pradziadek, zamordowany zdradziecko we śnie. Na ślad mordercy dziadka nigdy nie natrafiono, — właściwie — moim krewnym nigdy nie udało się odkryć jakichkolwiek szczegółów dotyczących zabójcy — co więcej — nadal nie maja pojęcia jakie motywy nim kierowały, z jakich powodów czyhał na życie swojej ofiary, dlaczego popełnił tak potworną zbrodnię. Jednak — biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, — mam wrażenie, że mój dziadek najwidoczniej zdecydował się szukać zemsty na własną rękę — postanowił osobiście wymierzyć sprawiedliwość sprawcy zbrodni, wziąć prawo w swoje ręce i sam rozprawić się z zabójcą. Być może jego intencją było również nakłonienie moich rodziców do wszczęcia jeszcze jednego śledztwa, chociaż moi rodzice zapewniali mnie uroczyście, że zrobili wszystko, co w ich mocy, aby wyjaśnić sprawę. Jednakże, moim zdaniem- widmo pradziadka uznało za nieodzowne przeszukanie zarówno całego majątku, jak i całej okolicy, wielokrotnie materializując się przed moimi krewnymi, przyjaciółmi i znajomymi mieszkającymi w pobliżu naszego dworu, siejąc panikę, wprawiając wszystkich okolicznych sąsiadów w przerażenie. Większość krewnych i znajomych była wręcz zszokowana na widok jego upiornej zjawy, gdy spotykali go nieoczekiwanie, całkiem przypadkowo, ponieważ znając dziadka wiele lat, od wczesnej młodości, wciąż mieli w pamięci jego uroczysty pogrzeb w którym uczestniczyli jakieś trzydzieści, lat wcześniej.. przybywając tłumnie na cmentarz tamtego szczególnego dnia aby oddać dziadkowi ostatni hołd. ….

Robert nie spuszczał wzroku z twarzy hrabiny, relacjonując historię, którą opowiedziano mu, gdy był małym chłopcem. Po dłuższej chwili, gdy dama nadal milczała i nie skomentowała jego opowieści, zaryzykował pytanie.

— Czy pani nie zdaje sobie sprawy hrabino,, że pani nawet nie zadała sobie trudu, żeby poznać nazwisko tego człowieka? Mam na myśli — imię fantomu. Nie interesuje pani którego z pani przodków spotkałem wczoraj wieczorem w galerii obrazów?

Dama zachowywała całkowite milczenie, siedząc nieruchomo naprzeciwko Roberta, wpatrując się w krajobraz rozciągający się za oknem jej buduaru, jakby nie usłyszała pytania które zadał jej Robert Danvall..

— Wolałaby pani nie rozmawiać na ten temat, prawda? Całkowicie pominąć tę kwestię.? … Jestem jednak przekonany, że chociaż woli pani unikać wspomnianego problemu, i zignorować oczywiste fakty, doskonale pani wie, jakie upiorne widmo mam na myśli.

— No dobrze, Robercie, skoro tak pan nalega… — Pana zdaniem — kim był niespodziewany gość którego pan zobaczył w galerii — padło niechętne pytanie.

— Nazywa się — powiedział Robert z kładąc nacisk na każde słowo — - hrabia Enrico Loretti, równie srogi, surowy i nieustępliwy, jak w swoim burzliwym XVII-wiecznym życiu…

Pani domu wpatrywała się w zamyśleniu w falującą taflę morza, na które wychodził jej buduar, rozległą przestrzeń migocącą i mieniącą się w promieniach słońca, wszystkimi odcieniami zieleni. Mimo udawanej obojętności malującej się na jej twarzy słysząc ostatnie stwierdzenie Roberta wyraźnie się zmieszała i zbladła..

— Zna pani imię upiora, prawda? — zauważył lord Danvall bacznie przyglądając się swej towarzyszce. -Pani tez go widywała w obrębie posesji, prawda?

— Cóż… tak, rzeczywiście. Widziałam go parę razy. — niechętnie przyznała hrabina.

— Dlatego — w świetle tych faktów, — mając świadomość przyczyn, dla których jestem zdecydowany przyspieszyć datę ślubu…

— Zapewniam pana ze nie ma takiego powodu -Robercie -– zaprotestowała gwałtownie dama, otrząsając się wreszcie z chwilowego szoku. — Enrico Loretti — to znaczy — jego zjawa — nigdy nie wchodzi na wyższe kondygnacje. Jedyną salą, która go interesuje, jest galeria portretów.

— Co jest takiego wyjątkowego w galerii? Dlaczego właśnie tam się pojawia? —

— Jak dotąd nikomu nie udało się wyjaśnić powodu dla którego odwiedza prawie wyłącznie galerię. Dołożyliśmy wszelkich starań, aby uzyskać informacje na ten temat, przeszukaliśmy stare dokumenty, akta, w tym kroniki z 17-tego i 18-tego wieku, przechowywane w jednym z nieuczęszczanych skrzydeł dworu, przejrzeliśmy wszystkie listy z tamtych czasów jednak — poza wielokrotnie cytowanymi w różnych archiwach rodzinnych relacjami dotyczącymi podobnych spraw — nie udało się odnaleźć żadnych akt, które wskazywałyby na motyw tych niewytłumaczalnych wizyt.

— Wygląda na to, że upiór nabrał szczególnej awersji do pułkownika Cardana i małej figurki, która go przedstawia.

— Tak, zauważyłam. to. Prawie każdej nocy przewraca i uszkadza tę statuetkę.

— Zeszłej nocy prawie ją roztrzaskał. — zauważył Robert. — Cóż, hrabino, — w tej sytuacji zastanawiam się… czy po przeanalizowaniu sprawy, i przedstawieniu moich refleksji, — nadal podtrzymuje pani swą decyzję i odmawia udzielenia zgody na zmianę daty lub przynajmniej miejsca ślubu?

— Wdrożenie pana propozycji nie jest takie proste ani łatwe.. Nasza dynastia od wielu pokoleń kultywuje tradycję, zgodnie z którą ceremonia zaślubin odbywa się w kaplicy zamkowej niezależnie od okoliczności. Ta zasada dotyczy całej rodziny, a Ellen również zawsze faworyzowała ten uświęcony tradycją zwyczaj. Taka nieoczekiwana, nieuzasadniona zmiana całkowicie ją zaskoczy. Jestem pewna, że Ellen nigdy, pod żadnym pozorem, nie zrezygnuje z podtrzymywania tradycji. Musi pan być zdania, że wszystkie te incydenty, których prawie codziennie doświadczamy, nie robią na mnie wrażenia, że przez te lata uodporniłam się na nieoczekiwane wizyty zjaw moich przodków, nagłe pojawianie się różnych widm o różnych porach dnia czy nocy.. Cóż — szczerze mówiąc — nigdy do tych zjawisk nie przywykłam. To samo dotyczy baronowej Emmy.,mimo że ona jakimś cudem nauczyła się je znosić. Obawiam się, że nic nie można na to poradzić. Proszę mi wierzyć, Robercie — ja też jestem w bardzo niezręcznej sytuacji. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, aby ukryć te wizyty przed Ellen, — przyznaję, że początkowo czyniłam ogromne wysiłki, aby chronić ją przed tymi dziwnymi zjawiskami i koszmarnymi spotkaniami, które miały miejsce w rezydencji nie tylko po północy, ale także w biały dzień i odkąd moja córka, jak pan zauważył — zawsze była — właściwie od wczesnego dzieciństwa — niezwykle wrażliwą dziewczynką, każde spotkanie z którąś z tych zjaw, które nieustannie napawały ją strasznym lękiem -mam na myśli — dostrzeganie mglistych sylwetek materializujących się nagle, nieoczekiwanie, a potem rozpływających się w powietrzu niemal na jej oczach — niezmiennie przyprawiały ją o szok.. W tamtych czasach była tylko dzieckiem, więc dość łatwo było mi wymyślić wiarygodne wytłumaczenie dla złagodzenia czy zamaskowania tych wydarzeń. Dlatego właśnie — gdy dziewczynka miała dziewięć lat, ja — naturalnie po skonsultowaniu tej sprawy z moim mężem — uznałam, że najlepszym wyjściem z sytuacji będzie wyjazd — pójście do szkoły z internatem w Londynie, gdzie się dobrze zaaklimatyzowała, a po ukończeniu szkoły podjęła studia i rozpoczęła karierę zawodową.. Zarówno ja, jak i mój mąż mieliśmy nadzieję, że z biegiem czasu, będąc w innym środowisku, Ellen będzie w stanie całkowicie zapomnieć o tych przykrych doświadczeniach z dzieciństwa. — i — rzeczywiście — z ulgą stwierdziłam, że z biegiem lat większość tych zdarzeń zatarła się w jej pamięci. Jednakże — jest jedna zjawa, z którą na szczęście jakimś cudem Ellen nigdy nie miała bezpośredniego kontaktu. O dziwo, upiór, o którym mowa, to nikt inny jak uciążliwy Enrico Loretti. Śmiem twierdzić, że dziewczyna jest nieświadoma conocnych wizyt tego widma, w każdym razie nigdy nie widziała tej zjawy z bliska i wolałabym, żeby tak pozostało. — Prawdę mówiąc — wiem z własnego gorzkiego doświadczenia, że nawet jako widmo Loretti bywa niezwykle agresywny. Pewnej nocy obudziły mnie dziwne odgłosy dochodzące z galerii. Wydało mi się zaskakujące, że pomimo wszystkich solidnych krat i zainstalowanych systemów alarmowych, złodziej w jakiś sposób zdołał włamać się do domu. Przyznam, że trochę się przestraszyłam, ale postanowiłam rozprawić się z rabusiem w pojedynkę -.na własną rękę. … Chwyciłam rewolwer — własność mojego zmarłego męża… z oczywistych powodów — chwilowo powstrzymałam się od zawiadomienia policji… i zbiegłam po schodach — Esther Loretti zawahała się przez moment, po czym kontynuowała ściszonym głosem: — spostrzegłam go gdy tylko weszłam do galerii obrazów. Upiór stał przy kominku, rozbijając na kawałki miecz Cardana. Tydzień wcześniej, po ostatnim ataku hrabiego, w wyniku którego poprzednia klinga uległa uszkodzeniu, natychmiast zamówiliśmy kolejną i wkrótce nieszczęsna figurka została wyposażona w identyczną szablę… ale — tej samej nocy — on… to znaczy — Enrico Loretti — chociaż jest wyłącznie widmem — sprawiał wrażenie jakby dostał ataku szału., niepohamowanej furii.. Nie mam pojęcia, co wywołało jego wybuch gniewu, niemniej jednak — kiedy roztrzęsiona — wślizgnęłam się ukradkiem do galerii — trzymając w dłoni zapaloną mocną latarkę — zobaczyłam w świetle jej ostrego promienia jak ciska na podłogę jeszcze jedną statuetkę — a potem — odwracając się i rozglądając po sali -– zauważył mnie gdy stałam w drzwiach. Przez chwilę fantom patrzył na mnie w całkowitym milczeniu, a potem — nagle — przemówił do mnie. Mówiąc szczerze — był to jedyny raz, kiedy słyszałam, jak widmo hrabiego zwraca się do kogokolwiek… właściwie ledwie mogłem nadążyć za tokiem jego wypowiedzi, ponieważ posługiwał się wersją języka używanej w 17-tym wieku… dzisiejsza mowa włoska brzmi zupełnie inaczej, — jednak nie można zaprzeczyć, że gwałtowna gestykulacja widma, jak również rozwścieczony wyraz jego twarzy, mówiły o wiele więcej niż słowa mogłyby przekazać. Wspomniał o Cardanie, oświadczając, że nigdy nie wybaczy pułkownikowi, a następnie wyraził ponownie swoją bezgraniczną, odwieczna nienawiść jaką od lat czuł do tego człowieka, — zagroził, że będzie żywić te nienawiść niezmiennie — po wsze czasy.

Byłam koszmarnie przerażona nieoczekiwanym atakiem wściekłości hrabiego Loretti i podczas gdy on szalał po całej galerii, miotając obelgi, znieważając i dyskredytując Cardana, byłam tak przestraszona, -w tak wielkim szoku, że po prostu — ogarnięta paniką — nie mogłam powstrzymać się przed ucieczką z komnaty W drodze powrotnej do swego apartamentu natknęłam się na Henry’ego eskortującego baronową Emmę, która również usłyszała głośne przekleństwa miotane przez hrabiego i zeszła na dół, żeby sprawdzić, co się dzieje… na szczęście w tym czasie Ellen była poza domem — na studiach, a święta wielkanocne, które planowała spędzić z nami, zaczynały się dopiero w przyszłym tygodniu… Nie wyobrażam sobie, jak by zareagowała, gdyby była świadkiem tej okropnej sceny… Mam oczywiście świadomość, że teraz, kiedy jest dorosła, inaczej interpretuje te zjawiska, nie budzą one już w niej tak ogromnego lęku, jak w dzieciństwie, miałam jednak nadzieję, że żadne z fatalnych zdarzeń jakie maja miejsce na terenie posiadłości nigdy nie dotknie jej osobiście. Teraz niestety widzę, że się myliłam. Chociaż — cóż — właściwie — przez jakiś czas — to znaczy — przez kilka ostatnich tygodni — w całym domu panował względny spokój. Dopiero od paru dni manifestacje tych zjawisk które tak bardzo chciałam przed nią ukryć, zaczęły się powtarzać, i to na domiar złego niemal tuż przed ślubem.

— Gdzie znajduje się kaplica? — zapytał Roberta.

— W północnym skrzydle zamku.

— Chce pani powiedzieć — w niezamieszkałej, niezelektryfikowanej części budynku?

— Zgadza się. To tam baronowa Esterina poślubiła swojego męża w sobotni wieczór — a dokładnie — o czwartej po południu — i od tego czasu stało się zwyczajem, że zaślubiny narzeczonych odbywają się w tej samej kaplicy o tej samej porze.

— Ale zimą o godzinie czwartej wieczorem jest zupełnie ciemno.

— Narzeczony bierze swoja wybrankę za żonę w świetle świec.. Liczne świece umieszczone są w 28 kandelabrach wmontowanych w ściany wokół kaplicy. Zapewniam, Robercie, że kapliczka jest doskonale oświetlona, a takie oświetlenie stwarza prawdziwie magiczną, niepowtarzalną atmosferę. Obiecuję, że dopilnuję wszystkiego, upewnię się, że nikt i nic nie zakłóci ceremonii… Jest jeszcze jedna rzecz — mam prośbę — lepiej nie poruszać tego tematu w obecności Ellen — ani nie omawiać drażliwych kwestii dotyczących rozmaitych, niezwykle irytujących — co trzeba przyznać, — zjaw, wędrujących po posesji, — nie wspominając już o dyskusji która właśnie przeprowadziliśmy na ten temat.. Pewnie zauważył pan, że Ellen jest wyjątkowo wrażliwa i obawiam się, że wciąż podświadomie pamięta różne zjawy, i upiorne fantomy które czasami dostrzegała podczas rzadkich wakacji które spędzała w tej posiadłości, chociaż prawie nigdy o tych nieoczekiwanych spotkaniach nie mówi. Wolałabym, żeby nigdy nie dowiedziała się o ostatnich wydarzeniach jakie miały tu miejsce, i których był pan świadkiem, ani też o pana wczorajszym starciu ze zjawą Enrica Lorettii. Czy może pan przyrzec że zachowa pan te incydenty w tajemnicy?

— Jak najbardziej, hrabino. Jak pani sobie życzy. Niemniej jednak nie mogę się oprzeć myśli, że Ellen już zaczęła zdawać sobie sprawę z tego co się ostatnio wydarzyło. Kiedy zaczęliśmy planować wizytę na zamku, nie mogła się doczekać powrotu do domu, — opowiadała mi mnóstwo zabawnych historyjek, przygód ze szczęśliwego dzieciństwa, które prowadziła w tych stronach, wycieczek i rejsów, które spędzała wraz z rodzicami.. Wyjątkowo mile wspominała także waszego zaufanego kamerdynera, który opiekował się nią jak ojciec, kiedy była małą dziewczynką, a nawet przyznała, że wolała towarzystwo Henry’ego od niani. Była niezmiernie uradowana perspektywą powrotu do rodziny i bliskich po wielu miesiącach rozłąki… a dziś rano… czy zauważyła pani wyraz jej twarzy, gdy zdała sobie sprawę, że Anna zemdlała w galerii portretów z powodu ogromnego szoku i przerażenia, które ogarnęły ją na widok kołyszącego się jednego z obrazów, jakby wprawionego w ruch czyjąś niewidzialną ręką? — i gdy chwilę później spostrzegła, że tym razem mała statuetka pułkownika Cardana cudem tylko uniknęła roztrzaskania na drobne kawałki.?. Obawiam się, że dzisiejsze wydarzenia dały Ellen do myślenia. Jestem pewien że nikt nie zdoła ukryć przed nią tych fatalnych incydentów jakie miały tu ostatnio miejsce, bez względu na to, jak wielki strach w niej wzbudzają. …...

XXXXXX

Tego wieczoru, w oczekiwaniu na pokojówkę, która miała asystować w pakowaniu wszystkich przedmiotów niezbędnych na dwutygodniowy pobyt w rezydencji dawno niewidzianej bliskiej przyjaciółki, baronowa Emma wyjęła z górnej półki swojej szafy dwie szkatułki z klejnotami, które tam przechowywała — dobrze ukryte — schowane głęboko w samym kącie szafki wiele lat temu — następnie zaczęła sprawdzać ich zawartość. Baronowa obejrzała bibeloty i kosztowności, które zamierzała zabrać ze sobą. Większa skrzynia zawierała — oprócz cennych pamiątek i ozdób — pewną ilość biżuterii, którą Kate powierzyła jej opiece podczas konfliktu wojennego., aby klejnoty przetrwały w bezpiecznym schowku po przymusowej separacji przyjaciółki z jej mężem..

Na przykład ten złoty medalion — rozmyślała dama — wysadzany perłami i diamentami, zawierającymi maleńkie zdjęcia Kate, jej zmarłego małżonka, a także jedynej córki pary. Baronowa była pewna, że właścicielka tych precjozów będzie zachwycona, gdy odzyska pamiątki, które z pewnością uznała za bezpowrotnie utracone po tak długim czasie. Oprócz kosztownego medalionu — w lazurowej szkatułce znajdowały się różne cenne przedmioty, które Kate Cavery przekazała swojej przyjaciółce — złoty pierścionek z wygrawerowanym na krawędzi nazwiskiem właścicielki, fantazyjny platynowy krzyżyk ozdobiony delikatnym błyszczącym łańcuszkiem — a także — efektowna ażurowa bransoletka z turkusami. Baronowa Emma popatrzyła na wielki rubin połyskujący na palcu jej prawej ręki z którym to pierścieniem nigdy się nie rozstawała. Nie umknęło jej uwadze, że Ellen bardzo podobał się ten klejnot. W tej chwili dama doznała olśnienia — wpadła na pomysł że podczas pobytu w Manchesterze warto byłoby zamówić dla wnuczki identyczny pierścionek z okazji zbliżającego się ślubu — ozdobiony nieco większą liczbą drobnych rubinów i diamentów. Wszystkie te kosztowności prezentowały się naprawdę wspaniale, — starannie ułożone na blacie zabytkowego sekretarzyka, — który w tej chwili przypominał elegancką gablotę w ekskluzywnym salonie jubilerskim. Spora suma gotówki schowana dotychczas w dębowej komodzie też mogła się w tych okolicznościach okazać przydatna — podobnie jak nowo wystawiona książeczka czekowa… oraz czeki podróżne …… może także..… — z dolnych szuflad sekretarzyka dama wyjęła kilka innych przedmiotów,, które uznała za niezbędne i umieściła je tuż obok kosztowności. Całkowicie pochłonięta układaniem drogocennych klejnotów, które zamierzała włożyć do dużej sakiewki — wykonanej w tym celu na specjalne zamówienie, — i schować je do torby zanim Anna przyjdzie do jej buduaru — dama nie spostrzegła, że prostokątny fragment tapety w pobliżu owalnego lustra zdawał się przesunąć o kilka cali, a czyjeś czujne oczy uważnie śledziły każdy jej ruch. Uwagę obserwatora przykuł olśniewający blask biżuterii iskrzącej się w świetle lampy.

Żaden dźwięk nie dotarł do uszu baronowej, gdy po chwili odłamek cegły, oklejonej skrawkiem papierowej tapety, zasłaniający maleńki otwór w ścianie, został ostrożnie wsunięty na swoje miejsce. Mały gobelin zasłaniający szczelinę po drugiej stronie ścianki działowej opadł w dół, zasłaniając luźną cegłę i przyklejony do niej fragment kolorowej tapety,.

Na twarzy obserwatora pojawił się wyraz triumfu i zwycięstwa.

III

To był bardzo wyczerpujący wieczór i chociaż asystowanie babci Emmie w pakowaniu jej dwóch dużych kufrów, oraz — po wyjściu Anny z apartamentu — przegląd imponującej kolekcji pięknych, wieczorowych sukien, cennych, stylowych kreacji szytych na miarę, część z nich — choć nieco demodé — wyróżniały się nadal wyjątkową elegancją i szykiem — pochłonęły Ellen bez reszty. Inspekcja tych wspaniałych strojów, w których baronowa Emma zawsze gustowała i obecnie zamierzała zabrać z sobą niektóre z tych oryginalnych ozdób, było niezwykle ekscytującym doświadczeniem.. Wydobywanie z pojemnych szaf, przeróżnych szafek i szuflad dawno zapomnianych pamiątek, które dama zamierzała jeszcze raz obejrzeć przed wyjazdem, okazało się zadaniem równie absorbującym, co fascynującym. Kiedy jednak w trakcie tych zajęć zegar wybił godzinę 23:00, Ellen poczuła ogarniające ją znużenie.. Mimo późnej pory baronowa nie zdradzała oznak zmęczenia, podekscytowana zbliżającą się podróżą, w którą planowała wyruszyć następnego ranka. Tak więc — tuż przed północą Ellen wyszła z buduaru krewnej, pozwalając damie oddać się wspomnieniom z przeszłości, w pełni nacieszyć się obfitością pamiątek, które przez następną godzinę czy dwie, baronowa najwyraźniej nie miała najmniejszego zamiaru odłożyć na miejsce — i powróciła do swego apartamentu.

Po wejściu do swej sypialni Ellen nacisnęła wyłącznik. Światło nie rozbłysło. W pokoju panowały egipskie ciemności. Dziewczyna nacisnęła przycisk powtórnie, wciskając go raz za razem. -jednak bezskutecznie. Najwyraźniej żarówka się przepaliła. Ellen była zbyt zmęczona, żeby wezwać lokaja żeby ją wymienił, tym bardziej, że o tej porze wszyscy służący z pewnością już spali. Tym razem była zmuszona zadowolić się jedną ze świec przechowywanych w szufladzie nocnego stolika i promieniem światła z kinkietu wpadającego z łazienki. Dziewczyna szybko wzięła prysznic, włożyła ciepłą koszulę nocną i po zgaszeniu świecy wślizgnęła się do łóżka.

Powoli zaczęła zapadać w głęboki sen. W ciszy atramentowo-czarnej, bezksiężycowej nocy słyszała niewyraźnie, jak przez mgłę, łoskot gałęzi rozłożystego drzewa rosnącego w pobliżu gmachu, które, miotane podmuchami wiatru, uderzały o framugę okna jej pokoju.

Pierwszy delikatny dotyk dłoni intruza na jej ramieniu nie obudził jej. Dopiero gdy czyjeś potężne ramię próbowało siłą wepchnąć jej własne długie włosy do jej ust, Ellen obudziła się i otworzyła oczy z przerażeniem.. Próbowała odwrócić głowę, by spojrzeć na nieoczekiwanego agresora i upewnić się, kim jest, gdy ubrana na biało postać z całych sił wbiła palce w szyję dziewczyny, próbując ją udusić, następnie wcisnęła ją w puchową poduszkę tak mocno, że dziewczyna nie mogła ani się ruszyć, ani oddychać, — zupełnie nie mogła złapać tchu. Ellen zaczęła słabnąć, na próżno usiłując oderwać kościste ręce od swej szyi. Napastnik nagle zwolnił uścisk, jakby zaskoczony głośnym hukiem, który rozległ się nagle w jednym z pokoi na wyższym piętrze. Chwilę później drzwi dużej ściennej szafy wbudowanej w róg jej sypialni, dotychczas uchylone, zamknęły się z trzaskiem. Ellen zsunęła się z szerokiego łoza i- oszołomiona — skierowała się w stronę drzwi apartamentu, które wychodziły na korytarz. Zanim jednak zdołała dosięgnąć klamki, czyjaś silna dłoń, ubrudzona sadzą lub czarnym smarem, wysunęła się zza jej głowy i zakryła jej usta, niemal ją dusząc, ciągnąc z powrotem w głąb pokoju. Przerażenie, które ogarnęło Ellen, nieoczekiwanie dodało jej nowych sił. Zatopiła zęby w palcach agresora. Napastnik syknął z bólu i cofnął rękę. Ellen padła na kolana i zaczęła krzyczeć na cały głos wzywając pomocy. Chwilę później hrabina pospieszyła do apartamentu córki i szeroko otworzyła drzwi. Światło z korytarza wpadło do sypialni Ellen, oświetlając przestraszoną dziewczynę, wciąż leżącą na parkiecie. Hrabina pochyliła się nad nią, niezmiernie zaniepokojona.

— Co się stało, Ellen. Czy miałaś zły sen?

Nacisnęła wyłącznik — niestety- bez rezultatu. Esther Loretti spostrzegła zgaszoną świecę leżącą na nocnym stoliku i zapaliła ją. Z trudem łapiąc oddech Ellen wskazała szafę — której drzwi były teraz lekko uchylone..

— Widziałam… czarną rękę… Ktoś wyszedł z tej szafy…. próbował mnie udusić…

— Widziałaś rękę? Jaką rękę? O czym ty mówisz, Ellen? Nie ma tu nikogo oprócz nas.

— Ale jeszcze przed chwilą… ktoś tu był — jakby wymknął się z szafy…. Koszmarnie mnie przeraził… — jęknęła Ellen ze łzami w oczach.

Hrabina, wspomagana przez Roberta, który słysząc krzyki Ellen, w tym momencie wbiegł do sypialni dziewczyny, podniosła córkę z podłogi i pomogła jej usiąść na brzegu łóżka, próbując ją uspokoić.

— O nie, mamo! Nie! — wykrzyknęła Ellen. -Nie zostanę dłużej w tym pokoju.! Za nic w świecie! Nie zmuszaj mnie! Boję się!

— Już wszystko dobrze kochanie. — Hrabina objęła córkę. — powiedz mi dokładnie, co się stało.

— Już ci mówiłam. Ktoś musiał się ukryć w tej szafie, kiedy byłam u babci w buduarze, a potem — kiedy wróciłam do swojego apartamentu i właśnie zasypiałam — zaatakował mnie.

— Lepiej sprawdzę ten mebel — zdecydował Robert rozsuwając oba skrzydła szafy. Nie zwracał uwagi na ubrania wiszące po obu jej stronach, ale uważnie przyjrzał się kreacjom umieszczonym w samym środku, po czym przesunął dłonią po obu ściankach mebla.. Na pierwszy rzut oka wydawało się że szafa nie skrywa niczego niepokojącego ani niezwykłego, z pewnością nikt obcy nie czaił się za eleganckimi strojami.. Jednak w chwili, gdy Robert musnął ręką tylną ściankę, a potem, po chwili wahania, mocno ją pchnął — panel, jakby napędzany jakąś niewidzialną sprężyną, wydając przeraźliwy trzask, ustąpił i przesunął się do tyłu, odsłaniając ciemny,, wąski, zatęchły, kamienny korytarz prowadzący do ponurego, nieco obszerniejszego tunelu.

Ellen mimo woli wydała okrzyk przerażenia. Zarówno hrabina, jak i baronowa Emma, która właśnie weszła do komnaty wnuczki, były zaskoczone tym widokiem.

Robert, który z reguły był zawsze gotów stawić czoło niespodziewanym, nieoczekiwanym wydarzeniom, szybko się opanował.

— Czy to jest jakieś tajne przejście? — zapytał.

— Sama chciałabym to wiedzieć. — wykrztusiła hrabina. — Nigdy wcześniej nie widziałem tego tunelu ani nawet nie podejrzewałem, że w tym skrzydle budynku w ogóle istnieje zakamuflowany pasaż..

— Czy mam rozumieć, że nie orientuje się pani dokąd dokładnie prowadzi tunel i jak daleko biegnie? Czy mogłaby pani przynajmniej powiedzieć, czy ruchome ściany i takie sekretne korytarze jak ten zostały skonstruowane także w innych częściach zamku? Czy istnieje między nimi jakieś połączenie.?

— Prawdę mówiąc ja… my… mój mąż i ja, … ewentualnie nasi krewni… bardzo rzadko bywaliśmy w tych niezamieszkanych komnatach. 300 lat temu całe przeciwległe skrzydło mieściło pokoje Esteriny i jej małżonka — wraz z wielką salą bankietową, okazałymi salami balowymi i salonami. Jednak nigdy nie wspomniano o jakichkolwiek tajnych przejściach łączących poszczególne korytarze i ukryte komnaty,, o istnieniu których niegdyś mnie poinformowano.

— W takim razie sądzę, że koniecznie trzeba sprawdzić, co skrywa ten korytarz — zdecydował Robert.

— Nie wchodź do tego tunelu! — krzyknęła Ellen. — Ktoś może się tam czaić i dokonać zamachu na twoje życie!

— Nigdy nie bałem się żadnych zjaw, a tym bardziej kogoś, kto się pod nie podszywa. Zostań tu z twoją mamą W tej chwili potrzebuję tylko jedną z twoich świec i pudełko zapałek. — postanowił Robert.

— Jeśli pan pozwoli — dotrzymam panu towarzystwa — to znaczy, jeśli pan sobie tego życzy. — zaproponował Henry, który od kilku minut stał w milczeniu w drzwiach, przysłuchując się gorączkowej rozmowie. Oferta zaskoczyła Roberta, ale w głębi serca mężczyzna był zadowolony, że Henry ją złożył. Chociaż bojaźń była cechą której w żadnym wypadku nie można było zarzucić lordowi Danvall, a — wręcz przeciwnie — jednakże perspektywa samotnej wędrówki po mrocznym, krętym korytarzu nie była — prawdę mówiąc — zbyt zachęcająca.. Henry — niezawodny, niezłomny kamerdyner, zawsze w pogotowiu w razie potrzeby, — pojawił się teraz w odpowiednim momencie, ze zwojem grubej liny przewieszonej przez ramię — by przyjść Robertowi z pomocą.

— Oh, -to bardzo miło z twojej strony. Przydałaby się też latarka…

— Przyniosłem dwie, milordzie. Szafa, którą trzymam w swoim pokoju, jest wypełniona niezbędnymi narzędziami, które mogą się przydać w razie nieprzewidzianych okoliczności. W tym zamku nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć w następnej chwili. Dlatego, kiedy usłyszałem krzyki…

— Doskonale. Jak widzę, jesteś niezwykle dalekowzroczną osobą. W takim razie ruszajmy w drogę.

Stęchłe powietrze owiało obu mężczyzn gdy przedzierali się przez otwór w szafie kierując się do tunelu. Wszystkie ściany pasażu, sufit i podłoga były skonstruowane z litych kamiennych płyt.

— Z jakiego powodu zaopatrzyłeś się w te liny, Henry?

— Mocne sznury mogą nam się przydać, milordzie. W tym labiryncie krętych tuneli nigdy nie wiadomo, na jakie przeszkody możemy się natknąć.

— Masz na myśli czarną rękę, o której wspomniała Ellen?

— Dokładnie. Czy naprawdę wierzy pan że… to… był… jeden z nich?

— Mówisz o widmie nawiedzającym galerię obrazów? A może sądzisz że to była jakaś inna zjawa wędrująca po budynku? Chyba jednak to nie był żaden z tych duchów..

— Cóż, milordzie, Jeśli żadne widmo nie jest odpowiedzialne za ten skandaliczny atak na Ellen,, naprawdę nie mam pojęcia, jaki szaleniec mógł wpaść na pomysł by dopuścić się tak koszmarnego czynu…

— W przeciwieństwie do ciebie — powiedział poważnie Robert — chyba wiem, kto to zrobił, co więcej, głęboko wierzę, że mimo wszystko — tym razem żaden upiór nie może być oskarżony o tę niebywała napaść. Agresorem był żywy człowiek.

— Sugeruje pan, że jeden z mieszkańców posiadłości zastawił zasadzkę na pannę Ellen? Żeby… o nie, milordzie, nie — chyba nie mówi pan poważnie. Mieszkam w tym rejonie od dzieciństwa,, i zapewniam pana, że nikt, kogo znam, nigdy by się nie odważył …..nie, lordzie Danvall, taka ewentualność jest nie do pomyślenia, nie wchodzi w rachubę. Z pewnością się pan myli.

— To raczej nieprawdopodobne, aby upiory zostawiały ślady lub odciski palców. Nie zauważyłeś czarnych plam i smug przypominających tusz czy sadzę na koszuli nocnej i twarzy Ellen?

— Oczywiście, że tak, milordzie, ale nadal nie mogę pojąć, jak…

— Chodzi o to, że niektóre ubrania w szafie Ellen było pobrudzone identycznymi plamami, ale tylko i wyłącznie te które wisiały w samym środku, dlatego przyszło mi do głowy, aby sprawdzić co się kryje za tylną ścianą szafy. Poza tym — pewnie zauważyłeś podobne smugi biegnące wzdłuż całej przedniej części tego korytarza, na kilkumetrowym odcinku — smugi których ślad urywał się nagle, nieco dalej, tak jak gdyby ktoś tylko musnął te kamienne płyty przypadkiem, w przelocie, uciekając z pokoju Ellen. W dalszej części tunelu tych czarnych plam nie było już widać..

— Nigdy nie wierzyłem w pogłoski twierdzące jakoby ten pasaż naprawdę istniał. — mruknął Henry półgłosem. — Uznałem, że służący, którzy plotkowali na ten temat, po prostu puszczali wodze swojej bujnej wyobraźni.

— Nie wierzyłeś…! A więc jednak miałeś informacje o istnieniu tego tunelu a mimo to nie wspomniałeś o nim ani słowem!

Henry sprawiał wrażenie zdezorientowanego i zmieszanego.

— Cóż, — właściwie — nigdy nie dawałem wiary tym opowieściom — zawahał się. — większość z nich brzmiała zupełnie niewiarygodnie. Szczerze mówiąc, to mój dziadek jako pierwszy wspomniał mi o tym pasażu. Pracował u hrabiego Alberta Loretti przez całe lata — od szesnastego roku życia — więc zrozumiałe jest, że mnóstwo raportów i plotek, co jest rzeczą naturalną, docierało do jego uszu. Zgodnie z tym, co powiedział mu jego ojciec, czyli mój pradziadek, w tamtych czasach krążyły pogłoski, że zamaskowany tunel służył jako kryjówka dla pewnych osób — zbiegów, jak rozumiem — którzy byli zaprzyjaźnieni z panem tego zamku… ale — wtedy, gdy opowiadano mi te różne historie…..prawdę mówiąc, wszystkie te relacje uważałem za stek kłamstw i bzdur. -– tym bardziej, że za każdym razem, gdy wypytywałem o dokładną lokalizację tego konkretnego pasażu, dziadek wypowiadał się dość niejasno i wymijająco na ten temat, — unikał odpowiedzi.. Poza tym — nigdy nie przyszło mi do głowy, że ta kryjówka — o ile rzeczywiście istnieje — może znajdować się tak blisko pokoju Ellen.

— Cóż — praktycznie przylega do jej sypialni. Niemniej jednak — jeśli ten labirynt rzeczywiście skrywał miejsce schronienia jakichś zbiegów, te ściany te musiały kamuflować jakieś inne nieznane, niespenetrowane komnaty lub tajemne pasaże prowadzące do wielu innych, różnych sal o których nie wiemy.. Przecież ci zbiedzy nie mogli długo wegetować w tak nędznych warunkach — przez kilka dni czy tygodni z rzędu — na dodatek w całkowitych ciemnościach które tu panowały., drżąc z zimna w lodowatym tunelu.

— Nie przypominam sobie, żeby dziadek wspominał o innych ukrytych komnatach czy tajnych przejściach, milordzie.

— Rozumiem. Teraz trzeba dokładnie sprawdzić ten najbliższy sektor korytarza który jest w naszym zasięgu.

Silny promień latarki oświetlił grube mury tunelu.. Jednakże ku ogromnemu rozczarowaniu Roberta ściana wydawała się stanowić solidną zwartą bryłę, w której, mimo dokładnej inspekcji, nie udało się wykryć nawet najmniejszej szczeliny. Chropowata powierzchnia najwidoczniej nie kamuflowała żadnego tajnego przejścia.

— Szkoda, że nie zwracałeś większej uwagi na opowieści swojego dziadka, Henry.

— Ja też teraz tego żałuję, ale jak powiedziałem — w tamtych czasach po prostu nie traktowałem tych relacji poważnie. Większość wolnego czasu spędzałem grając w piłkę nożną lub tenisa z kolegami ze szkoły, zamiast słuchać legend.

— Oh, nie! — czy to możliwe żeby to był koniec korytarza? — mruknął z niedowierzaniem Robert, zatrzymując się kilka kroków od odległej granicy tunelu, zakończonego ślepą ścianą. — a jednak — jeżeli naprawdę tutaj kończy się korytarz, gdzie, u diabła, zniknął napastnik Ellen? Na całej długości tunelu, który przeszukaliśmy w drodze tutaj, nie było żadnych zakamarków ani rozgałęzień, nie mówiąc już o innych pasażach, w których mógłby się schronić ten drań.. Takie przypuszczenie wydaje się dość nieprawdopodobne.

Henry nie odpowiedział — w równym stopniu zdumiony niefortunną przeszkodą, jak jego towarzysz.. Robert nie miał jednak najmniejszego zamiaru rezygnować z poszukiwań Dotykał lodowatych kamiennych płyt, starając się wyczuć jakąś szczelinę, choćby najmniejszą, lub luźną cegłę, które często były wmontowywane w starożytne budowle, takie jak ta, i chociaż na pierwszy rzut oka nie było widać żadnych pęknięć, — znienacka, gdy dotykał powierzchni muru, — fragment masywnego bloku poruszył się, a następnie cofnął w głąb ściany, ukazując kolejny ciemny korytarz, nieco szerszy niż poprzedni. -rozciągający się na przestrzeni kilkunastu metrów, — prowadzący do stromych, wyszczerbionych schodów. Sprawdzając go centymetr po centymetrze, obaj mężczyźni zdali sobie sprawę, że część korytarza, do którego właśnie weszli, prowadziła do widocznej u stóp schodów sieci podziemnych tuneli, które nawet z tej odległości przypominały labirynt Minotaura. Gdyby zabłądzili w podziemiach położonych w tak odległym rejonie budowli, istniało bardzo małe prawdopodobieństwo, że ktoś kiedykolwiek by ich odnalazł i pomógł wydostać się z zakamuflowanej, opuszczonej pułapki. Obecni właściciele zamku — zgodnie z informacjami które uzyskał — z całkowicie uzasadnionych powodów — nigdy dotąd nie podjęli się eksploracji tuneli.

— Cóż, milordzie? Co pan o tym sądzi? Zamierza pan zejść na dół po tych krętych schodach? Korytarze tego rodzaju zwykle prowadzą do lochów, ukrytych w czeluściach budowli.. Ani członkowie dynastii, ani nikt z personelu nie znają ich dokładnego rozkładu. Nie sądzę, żeby ktokolwiek mógł się tam teraz ukrywać. Napastnik musiał uciec zupełnie inną drogą, o której istnieniu nie mamy pojęcia. Śmiem twierdzić, że agresor doskonale zna ten labirynt

— Skoro udało nam się dotrzeć do tego ukrytego miejsca, mamy obowiązek sprawdzić cały tunel na całej jego długości, bez względu na to, jak daleko się rozciąga. Nie możemy sobie teraz pozwolić na zawrócenie z drogi.. Jednak jest jedna rzecz, która mnie intryguje — jak to się stało, że tak przedsiębiorczy człowiek, — jakim niewątpliwie jesteś, — nigdy nie spenetrował dokładnie żadnego z tych tajnych korytarzy.?

— Prawdę mówiąc, milordzie, — odparł Henry z wahaniem — -kilka razy próbowałem to zrobić. Nieraz zresztą zaryzykowałem wejście do tunelu znajdującego się w północnym skrzydle zamku, choć nigdy nie odważyłem się przeszukać go na całej długości, W kuchni są ślepe zamaskowane drzwi zasłonięte od wieków ogromną, ciężką szafą stojącą w małym przedpokoju który prowadzi do kilku ukrytych dotąd korytarzy. Odkryliśmy te drzwi pewnego dnia przez czysty przypadek. O ile mi wiadomo, zarówno w obecnych, jak i poprzednich pokoleniach nikt poza hrabią Albertem Loretti nie był zaznajomiony z planem zamku całej budowli, w tym podziemnych pasaży, lochów itp. — wyłącznie pan domu znał wszystkie szczegóły planu zamku na pamięć..Zgodnie z tym co twierdził hrabia Loretti ten tunel nie tylko okrąża budowlę samego zamku ale też otacza całą posiadłość. — Inspekcja tego korytarza może zająć nam wiele godzin, milordzie.. Pod warunkiem, oczywiście, że nie zabłądzimy, nie zgubimy się w tych tunelach.

— Cóż, po namyśle — odparł Robert — dochodzę do wniosku, że w tej chwili nie ma potrzeby schodzić na sam dół, aż do podziemi. Bez specjalistycznego sprzętu najlepiej ograniczmy się do zbadania fragmentu korytarza kończącego się przy klatce schodowej.. Jeśli na tym odcinku nie natrafimy na ślad agresora, nie będziemy mieli większych szans na schwytanie tego człowieka.

Jeden ze stopni, po których schodzili, był wyszczerbiony. Kamerdyner, nie spostrzegając wyrwy w kamiennym stopniu, zachwiał się, i omal nie stracił równowagi.

— Uważaj, Henry! -Robert szybko chwycił kamerdynera za ramię aby jego towarzysz nie stoczył się z urwistych schodów.

— Och, dziękuję bardzo, milordzie. Niewiele brakowało…..

— Lepiej daj mi ten zwój liny i przytrzymaj się poręczy..

Dwie minuty później mężczyźni, stąpając ostrożnie, krok za krokiem, dotarli na półpiętro. W niewielkiej odległości, kilka jardów od miejsca, w którym stali, ukazało się jeszcze jedno przejście, znacznie węższe niż poprzednie, raczej kręte, z licznymi zakamarkami i zagłębieniami widocznymi po obu stronach tunelu.

— Sądząc po fragmencie planu zamku który hrabia Albert kiedyś mi pokazał, ta część korytarza prowadzi prosto do lochów. Jestem tego pewien, milordzie..

Wyglądało na to że kamerdyner ma rację. Niektóre cele były wciąż zagracone i wilgotne,, były odgrodzone od korytarza grubymi, obecnie zardzewiałymi kratami.. Gdy obaj mężczyźni zaczęli przedzierać się w głąb tunelu, ponure cele więzienne stawały się coraz liczniejsze.

— W tych dawnych więziennych klitkach są jeszcze resztki spróchniałej słomy która prawdopodobnie służyła służyła nieszczęsnym skazańcom za coś w rodzaju łóżka. — szepnął Henry najwyraźniej przygnębiony ponurą atmosferą korytarza. — Widzi pan tę celę, milordzie?

Pospieszył do przodu, wyprzedzając Roberta, aby sprawdzić, co można znaleźć w zakratowanej salce, gdy podłoga, po której szedł, zatrzęsła się. Jedna z kamiennych płyt, po których kroczył,, ugięła się pod jego stopą, po czym zapadła się nagle, odsłaniając głęboki dół. Kamerdyner, upuszczając latarkę na płyty kamiennej podłogi zniknął z pola widzenia Roberta. Przeszywający, pełen przerażenia krzyk mężczyzny dobiegł z głębi czarnej otchłani i ucichł.

— Henry! Gdzie jesteś?

Lord Robert Danvall skierował ostry promień światła na bezdenną, jak się zdawało, jaskinię. Kamerdyner leżał w samym kącie obskurnego lochu, na chłodnej, wilgotnej ziemi, nieco oszołomiony upadkiem.

— Wszystko w porządku, Henry?

— Chyba skręciłem rękę. Mam nadzieję, że nie jest pęknięta. — odpowiedział ochryple kamerdyner.

— Rzucę ci linę. Czy czujesz się na siłach, by ją schwycić?

— Będę musiał.

Robert rozwinął zwój liny i zawiązawszy pętlę na tyle dużą, by Henry mógł ją przesunąć przez ramiona, opuścił sznur do lochu, usilnie starając się przesunąć go jak najbliżej miejsca, w którym siedział jego towarzysz masując obolałe ramię. Ku jego rozczarowaniu manewr okazał się nieskuteczny. — pętla wylądowała w najdalszej, najciemniejszej części celi.

— Cóż, kolego, znalazłeś sznur? — zapytał Danvall, oświetlając latarką obskurną jaskinię.

— Chwileczkę, milordzie. Szukam go..

Sekundę później z mrocznych głębin rozległ się przenikliwy, głośny krzyk mężczyzny.

— Ktoś tu jest, proszę pana! Ktoś leży na podłodze! Bardzo blisko mnie!

Robert skierował latarkę w przeciwległy róg lochu. Cela była tak głęboka, że promień światła ledwie mógł przeniknąć do samego jej dna, niemniej scena, która ukazała się jego oczom, zmroziła mu krew w żyłach.

Na wilgotnej ziemi spoczywał szkielet, biały ludzki szkielet, którego ręce były spętane przerdzewiałymi obecnie kajdanami, sam szkielet ubrany był w równie zbutwiały, niegdyś stylowy strój z epoki. Oba końce grubego łańcucha opasującego talię ofiary były mocno, solidnie zamocowane — wmontowane we fragment ściany wysoko nad głową nieszczęśnika..

Robert poczuł się nieswojo. Wynik jego poszukiwań okazał się zupełnie nieprzewidziany. Upiorna scena, która tak nagle pojawiła się przed jego oczami, była ostatnią rzeczą, jakiej oczekiwał. Miał nadzieję, że wyśledzi agresora Ellen w jednym z zakamarków tunelu i prędzej spodziewałby się bezwzględnej bezpardonowej walki z napastnikiem, niż przypadkowego odkrycia szczątków jakiegoś niefortunnego, nieznanego nieszczęśnika, w opuszczonym lochu. Na dłuższą chwilę obaj mężczyźni całkowicie zamilkli, nie mogąc wykrztusić słowa.

— Henry, chwyć linę i wracaj natychmiast na górę — rozkazał Robert, gdy w końcu udało mu się opanować i ochłonąć z szoku..

Kamerdynerowi nie trzeba było powtarzać rozkazu. Odwrócił wzrok od skutej kajdanami ofiary, zsunął pętlę z głowy na ramiona i trzymając sznur obiema rękami, obejrzał się za siebie, by jeszcze raz przyjrzeć się szkieletowi. Nagle zatrzymał się, wbijając wzrok w szczątki.

— Co się stało? — niecierpliwił się Robert. — dlaczego nie wychodzisz? Pospiesz się!

Henry wciąż wpatrywał się w zwłoki nieszczęsnej, spętanej ofiary..

— Milordzie… ten szkielet… to chyba… tak, jestem tego pewien!

— O czym ty mówisz?

— Ten więzień — on jest.… to znaczy… on był… jednym z pana przodków, lordzie Danvall.. Teraz gdy zaczynam się nad tym zastanawiać…… tak, jestem tego absolutnie pewien… ten więzień… to baron Benucci…

— To nonsens! Niemożliwe! Benucci zaginął bez śladu w drodze powrotnej do Włoch.

— Takie było powszechne przekonanie, ale wydaje się, że wszyscy którzy podzielali tę opinie, byli w błędzie. Jestem pewien, że ten szkielet … ten nieszczęśnik.. to jednak szczątki barona.

— Z pewnością się mylisz. Jakim cudem baron mógł się znaleźć w tej koszmarnej więziennej celi?

— Ale ten szkielet ma na palcu słynny sygnet barona — przekonywał kamerdyner — dokładnie taki sam, jak ten który jest namalowany na jego portrecie. Milordzie — proszę mi podać latarkę, żebym mógł się dobrze przyjrzeć temu sygnetowi..

Latarka leżała tuż obok, na kamiennych płytach, tam gdzie Henry ją upuścił zanim wpadł do głębokiej pułapki, — na szczęście nadal działała Robert ostrożnie wrzucił ją do jamy — wprost do wyciągniętej dłoni kamerdynera. Tym razem Henry schwycił ją bez problemu i pochylając się nad ofiarą oświetlił szkielet..

— Milordzie, na krawędzi obręczy sygnetu są wygrawerowane inicjały. To nie może być czysty przypadek. Klejnot jest identyczny… poza tym pod kryzą widać piękną rubinową broszę. Pewnego dnia hrabina Loretti odczytała nam fragmenty kroniki rodzinnej z tamtych czasów. Jeden z nich szczegółowo opisał rubinową broszkę, którą baron otrzymał w dowód wdzięczności za tajemną przysługę wyświadczoną królowi, a sądząc z relacji przytoczonej w kronice, Benucci bardzo cenił ten klejnot — nigdy się z nim nie rozstawał Już te dwa fakty świadczą o tym, że uwięzionym tu niegdyś człowiekiem jest rzeczywiście baron Benucci… lordzie Danvall — zawahał się kamerdyner. –….. może… najlepiej byłoby zdjąć ten pierścień z… palca tego pechowca.. … i przedstawić go hrabinie do inspekcji? Przypuszczam, że w tych okolicznościach pani domu jest jedyną osobą uprawnioną do oceny klejnotu i wydania o nim opinii.

— To doskonały pomysł. Ponadto, jeśli twoje przypuszczenia są uzasadnione i ten nieszczęsny więzień to naprawdę był baron Benucci, nie możemy zostawić jego szkieletu w tym koszmarnym, wilgotnym miejscu. Będziemy musieli jutro wrócić do lochów, wydobyć te szczątki, a potem zorganizować oficjalny pogrzeb godny jego rangi.

Henry ukląkł obok przodka Roberta i z najwyższą ostrożnością zaczął zdejmować sygnet. Niestety — w chwili, gdy mimowolnie musnął palec barona, — szkielet drgnął i przewrócił się na bok, rozsypując się na kawałki. Kamerdyner zerwał się na równe nogi i odskoczył do tyłu, ściskając sygnet w dłoni, po czym schował klejnot razem z latarką do kieszeni i zaczął wspinać się po linie z prędkością błyskawicy, mimo przeszywającego bólu w zranionej ręce.

— Jaki to straszliwy wyrok losu skazał pana przodka na śmierć. — zauważył Henry ze smutkiem, gdy z pomocą Roberta wydostał się z obskurnej celi, stawiając stopę na kamiennej posadzce, tuż obok lorda Danvalla, nie mogąc oderwać wzroku od zwłok człowieka, który niegdyś zaliczany był do najbardziej znamienitych członków rodu. Obecnie pozostały na nim tylko resztki eleganckiego niegdyś stroju, które to szaty obecnie wisiały w strzępach. Pod wystrzępioną kryzą błyszczała jedynie cenna rubinowa brosza.

— Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz. — szepnął kamerdyner.

— Został pogrzebany żywcem w tej jaskini prawie cztery wieki temu. — powiedział Robert. — Najprawdopodobniej umarł z pragnienia i głodu. — Widzisz, Henry — Danvall oświetlił ponurą celę — nie zaopatrzono go nawet w naczynie z wodą.

— Zastanawiam się który z jego znajomych zionął do niego tak niebywałą, nieprzejednaną nienawiścią — na tyle silną, że bezlitośnie wtrącił ofiarę do podziemnego lochu skazując go tym samym na nieuchronną śmierć. — zamyślił się Henry.

— Chcesz powiedzieć, że naprawdę nic nie wiedziałeś o tym barbarzyństwie? Przecież na przestrzeni tych wszystkich lat musiały krążyć różne plotki na ten temat, a ponieważ ty, a raczej twoi bliscy, rodzina, krewni — mieszkacie w tej posiadłości od pokoleń…

— To prawda, milordzie, — niechętnie przyznał kamerdyner. — okoliczni mieszkańcy opowiadają różne historie, jednak na temat tragicznych losów barona Benucci nigdy nie krążyły żadne pogłoski, — i — poza krótkim fragmentem — zawartym w kronice rodu Lorettii — nie ujawniono żadnych dalszych konkretnych faktów.

XXXXXX

Po namyśle baronowa Emma postanowiła nie wzywać jednak taksówki. — Ignorując obawy rodziny, postanowiła sama zasiąść za kierownicą. Tuż po czwartej nad ranem wślizgnęła się do apartamentu Esther — po cichu — aby jej nie obudzić — żeby wyłączyć budzik, który nastawiła jej synowa, chcąc odprowadzić ją na dworzec, upewniając się w ten sposób, że dzwonek budzika nie zakłóci niespokojnego snu, w jaki zapadła dama, czekając na powrót Roberta i Henry’ego z zakamuflowanego tunelu, a następnie — przed wyjazdem — sprawdziła jeszcze, że jej wnuczka jest całkowicie bezpieczna po wczorajszej nieszczęsnej przygodzie i że na pewno nic złego się jej nie przytrafi. Poprzedniego wieczoru, gdy tylko Ellen wyszła z jej buduaru, baronowa poleciła jednemu z lokajów aby bez niczyjej wiedzy włożył jej walizy do bagażnika, a więc teraz wystarczyło jedynie wyprowadzić samochód z garażu. Na nocnym stoliku baronowa zostawiła wiadomość, prosząc synową o odbiór samochodu z dworca później tego samego dnia.

Zajęta otwieraniem bramy garażu dama nie zauważyła szczupłej, skradającej się postaci, która w międzyczasie wymknęła się za nią z domu, prześlizgnęła się ukradkiem wzdłuż ściany budynku i, obserwując baronową ukryła się za kępą krzaków rosnących w pobliżu budowli — w ten sposób pozostając poza zasięgiem wzroku — czekając, aż dama wyjdzie z samochodu na krótką chwilę, aby zamknąć bramę garażu. Była piąta rano — stwierdziła baronowa, spoglądając na zegarek po powrocie do wehikułu i uruchomieniu silnika. Podróż na stację potrwa jak sądziła, około dwudziestu minut. Droga na stację wiła się wśród licznych pagórków i gęsto rosnących drzew, i mimo że baronowa od lat nie prowadziła samochodu, wciąż była perfekcyjnym kierowcą Oparła się wygodnie o szeroki tył fotela i jedną ręką otworzyła sporych rozmiarów skórzaną torbę, którą położyła tuż obok siebie, po czym dotknęła lazurowego pudełka z klejnotami, wepchniętego głęboko do wnętrza torebki — na samo dno..

Dama pokonała już większą część drogi na stację, kiedy nagle poczuła delikatne muśnięcie na swych włosach, a sekundę później dwie silne ręce zacisnęły się na jej szyi. We wstecznym lusterku kobieta dostrzegła odbicie czyichś niewyraźnych rysów. Było coś bardzo znajomego w tej twarzy i w pierwszej chwili baronowej wydawało się że rozpoznaje tę osobę, ale zanim miała okazję dokładnie jej się przyjrzeć, palce napastnika zacisnęły się na jej szyi jeszcze mocniej, dusząc ją. Baronowa, nie mogąc oddychać, z trudem łapiąc powietrze,, bezskutecznie próbowała odeprzeć atak i odepchnąć od siebie agresora, — wytężyła wszystkie siły — podjęła desperacką próbę obrony, wbijając paznokcie w dłoń napastnika, szarpiąc go za przeguby. — próbując wyrwać się z jego mocnego uchwytu. Jej stopa nieświadomie nacisnęła pedał gazu. w wyniku czego wehikuł — jak błyskawica — popędził do przodu i — z maksymalną prędkością — minął o kilka centymetrów wielkie drzewo, które nagle wynurzyło się z mroku, a później, — nabierając jeszcze większego rozpędu, — cudem uniknął zderzenia z potężnym głazem leżącym na poboczu — tuż obok krętej, kamienistej drogi……

XXXXXX

— Nie mogę uwierzyć w tę historię! Wasza opowieść brzmi zupełnie niewiarygodnie!

— Jednak takie są oczywiste fakty, hrabino. Widziałem szczątki barona Benucci na własne oczy. Tak samo jak Henry. — stwierdził Robert Danvall, relacjonując Esther Loretti wyniki poszukiwań przeprowadzonych tej nocy w podziemiach. — Wyznaję, że ja sam też początkowo byłem w rozterce, nie byłem pewien, jakie stanowisko zająć w tej niecodziennej kwestii. — Rezultat naszej całonocnej wyprawy celem odnalezienia agresora był dla mnie całkowitym zaskoczeniem. W mojej ocenie jednak sygnet, który przypadkowo odkrył Henry w trakcie poszukiwań nieznanego napastnika jest tego niezbitym, znaczącym dowodem. Znaleziony klejnot nosi inicjały barona Benucci wygrawerowane na krawędzi. Ponadto należy wziąć pod uwagę rubinową broszę, którą nosiła ofiara. Zastanawiam się kto mógł dopuścić się tej zbrodni?. Sądząc po danych zawartych w kronikach rodzinnych, rzadkich listach, które mężczyzna wysyłał do najbliższych, dokumentach będących w naszym posiadaniu — mieliśmy podstawy przypuszczać, że Benucci jest jedynym mieszkańcem tego majątku….

— Cały klan był tego zdania. — przyznała hrabina.

— Jednak w świetle ostatnich ustaleń — stwierdził lord Danvall — wszystkie te relacje i przypuszczenia okazały się nietrafione Wygląda na to, że zostaliśmy celowo wprowadzeni w błąd. Zgromadzony materiał dowodowy wyraźnie wskazuje, że baron miał towarzysza, zamieszkującego ten dwór wraz z nim., a tożsamości tej osoby z nieznanych nam motywów nie chciał ujawnić, Możliwe że osoba która z nim przebywała okazała się jego śmiertelnym wrogiem. W przeciwnym wypadku Benucci nigdy nie zostałby uwięziony w tej zapomnianej, obskurnej lodowatej celi, skazany na okrutną śmierć w tragicznych warunkach, opuszczony, przez wszystkich.

— Ta sprawa jest po prostu straszna! Wprost niewiarygodna! -stwierdziła hrabina, niezmiernie przejęta i zszokowana, słuchając uważnie sprawozdania które Robert wraz z wiernym kamerdynerem złożył jej po wejściu do jej buduaru o 5.30 tego rana. — tuż po ukradkowym, samotnym wyjeździe baronowej Emmy na dworzec, który to fakt hrabina — z wielkim żalem — uświadomiła sobie w chwili gdy Robert pojawił się w jej apartamencie aby zdać relacje z wyniku poszukiwań przeprowadzonych w ponurych opustoszałych, zakamarkach podziemnych tuneli.. Zdumiewający, drobiazgowy raport obu mężczyzn całkowicie wytrącił Esther Loretti z równowagi. Bardzo wzburzona, nerwowo przechadzała się po buduarze, zbyt zdenerwowana, by usiąść choćby na chwilę.

— Przecież ten nieszczęśnik leżał w lochu bez nadziei na ratunek, całkowicie porzucony, opuszczony przez te wszystkie lata — i nikt miał najmniejszego pojęcia o tragicznym losie jaki go spotkał. Żaden z moich krewnych nie domyślał się, że taka niegodziwość kiedykolwiek miała miejsce.

— Nikt oprócz wyłącznie jednej osoby nie wiedział, co się stało z baronem Marco — wtrącił Henry — nikt oprócz łotra, który przykuł ofiarę łańcuchami, a następnie uwięził go w tej nędznej celi. To musiał być jakiś potwór chory z nienawiści — łajdak niegodziwy do szpiku kości! Jakiś szaleniec!

— Szaleniec? — powtórzyła hrabina. — Masz na myśli jakiegoś mężczyznę? Prawdopodobnie tak było Z drugiej jednak strony osobą, która kazała uwięzić ofiarę, po czym postanowiła dokonać na tym człowieku egzekucji, ewentualnie pozostawić go w zimnej, podziemnej celi na pastwę losu, równie dobrze mogła być jakaś rozgoryczona,,bezlitosna, nieprzejednana kobieta, której zaciekłą wrogość czy animozję Benucci mógł nieświadomie sprowokować. Przypuśćmy, że — wbrew wcześniejszym przypuszczeniom — nie mylisz się przypuszczając, że baron nie był jedynym mieszkańcem zamku. Gdyby chociaż miał zwyczaj urządzania balów, wydawania przyjęć, wieczorków literackich,, co w tamtych czasach było regułą zgodną z ówczesnymi konwenansami, towarzyskim dyktatem, ściśle przestrzeganymi w tej epoce, — gdyby przyjmował sławne postaci, — pisarzy, poetów…

— Niestety, o ile mi wiadomo, nie nawiązał żadnych ważnych kontaktów z osobistościami środowiska artystycznego, literackiego czy politycznego. — stwierdził Robert. — Przestudiowałem dokładnie jego biografię, szczegółowo przejrzałem zarówno ustalone już dane, jak i różne pogłoski dotyczące barona, przeczytałem nieliczne listy, które mężczyzna wysłał do swoich bliskich po ucieczce z Włoch — niestety żadne dostępne mi źródło informacji nie przekazało żadnych istotnych szczegółów dotyczących tej zagadkowej sprawy, żadnych nowych danych — nic poza wyjątkowo fragmentarycznym, niespójnym obrazem stylu życia, jaki Benucci prowadził na wygnaniu.

— Ale przecież miał wrogów — upierał się Henry — a przynajmniej jednego śmiertelnego wroga.

— To prawda — zastanowił się Robert — ale jak się dowiedzieć, czyj gniew wzbudził mój krewny, który z jego przeciwników okazał się na tyle okrutny i bezlitosny że skazał go na tak straszną śmierć? Z kim — poza najbliższymi krewnymi — Benucci utrzymywał kontakt przez te dwadzieścia lat? Jego ostrożnie sformułowane listy nie dają żadnych wskazówek w tych kwestiach. Co gorsza, ku zdumieniu jego rodziny, baron nie pozwolił żadnemu z krewnych złożyć mu wizyty w Anglii. Co więcej — wszyscy zostali surowo zobligowani do zachowania w tajemnicy miejsca jego pobytu, która to decyzja, z uwagi na niezwykle trudną sytuację w jakiej się znalazł była w pełni uzasadniona.. — Danvall przerwał na chwilę, starając się przypomnieć sobie dalsze szczegóły dotyczące historii życia jego przodka, kiedy nagle przyszła mu do głowy pewna myśl.

— Pani hrabino, czy to nie statuetka barona jest przewracana każdej nocy?

— Myślę, że nie. Ta figurka przedstawia pułkownika Cardana.

— Czy obaj mężczyźni byli ze sobą w jakiś sposób powiązani? Być może mieli wspólnych znajomych lub byli zaangażowani w jakieś przedsięwzięcie biznesowe? — zasugerował Robert Danvall.

— Nic mi o tym nie wiadomo… Henry..a może ty jednak słyszałeś tego typu pogłoski? — pani domu zapytała swego kamerdynera, który potrząsnął głową. — Chociaż — kontynuowała — przyznaję, że jest między nimi duże podobieństwo, co jest wyraźnie zauważalne, gdy patrzy się na ich portrety, jakby Cardan i Benucci byli jednak spokrewnieni. Jednak w tych okolicznościach nie ma pewności czy taka interpretacja jest w ogóle realna..

— Raczej nieprawdopodobna. — zgodził się Robert — jednak — dodał z wahaniem — rozważając tę sprawę, wszystkie fakty przemawiające za i przeciw, — cóż, obawiam się, że nie mamy szans na rozwiązanie tej zagadki.

— Prześladowca — o ile można tak nazwać upiora, okazujący tak niezwykle intensywną zaciekłą niechęć do swojej ofiary, — wrogość skłaniająca go do ciągłego dręczenia statuetki Cardana każdej nocy, jakby zamierzał dokonać zemsty lub wyrównać stare porachunki z oponentem jest — z wielkim żalem muszę to przyznać — nikt inny jak mój przodek Enrico Loretti — zauważyła ponuro hrabina. — Obawiam się, że stosunek oprawcy do tej nieszczęsnej figurki rzeczywiście wygląda na zemstę zza grobu. Nie mam jednak pojęcia jaka jest podstawa tej wrogości i nienawiści.. O ile mi wiadomo, wasze kroniki rodzinne nie wymieniają żadnych powodów urazy, jakie Loretti mógł mieć wobec Cardana? Z drugiej strony obaj mogli być zamieszani w jakąś podejrzaną aferę.

— Z danych zawartych w moich kronikach — mówił Robert — wynika, że Benucci wyruszył w drogę powrotną na rok przed zakupem posiadłości — to znaczy — przejściem tego zamku na własność Enrica Loretti..

— Ten argument w żaden sposób nie dowodzi niewinności hrabiego. Mój przodek żywił niewypowiedzianą nienawiść i odrazę do Marca Benucci, Ta wrogość wydaje się być tak niezwykle głęboko zakorzeniona i potężna, że najwyraźniej przetrwała kilka stuleci i nadal jest równie silna jak przed wiekami.. Swoją drogą, co mówią wasze kroniki o biografii Enrico?

— Nic szczególnego — stwierdził z rezygnacją Robert. — Hrabia odkupił zamek od poprzedniego właściciela ziemskiego w 1641r., następnie — dwa lata później — pojął za żonę Harriet Morbury — swoją daleką kuzynkę. Miał z nią dwójkę dzieci — Elizabeth i Harolda. Jego córka zmarła w wieku czterech lat. Jego życiorys nie rzuca żadnego światła na omawianą sprawę.

— A co z napastnikiem, który zastawił zasadzkę w pokoju Ellen? Z twoich słów wnioskuję, że nie udało ci się go wyśledzić?

— Niestety nie. Agresor zniknął, rozpłynął się w powietrzu. Tunel może zawierać zakamuflowane wejścia do innych tajnych przejść, które są doskonale zamaskowane przed postronnymi osobami — niepożądanymi — czyimś zdaniem -gośćmi — czyli — przed nami. — podczas gdy agresor, najwyraźniej doskonale zaznajomiony z terenem, zna wszystkie zakamarki i zaułki budynku, dlatego bez trudu umknął przed pościgiem. A co z Ellen? Czy otrząsnęła się z szoku, jaki wywołał w niej ten niespodziewany atak?

O, tak, — na szczęście ochłonęła już po tym incydencie.. Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, aby wyprowadzić ją z szoku. Ulokowałam ją w innej sypialni tuż obok mojej. Ściany tego apartamentu są skonstruowane z litego kamienia i cegły — z pewnością nie przylega do niego żadne tajne przejście. Podałam jej środek na uspokojenie i mam nadzieję, że szybko zapomni o tym koszmarnym doświadczeniu.

XXXXXX

Następnego ranka Robert obudził się tuż przed świtem i postanowił wybrać się na samotny spacer, aby na własną rękę poznać okolicę,. Wszyscy domownicy w zamku jeszcze spali. Lekki mróz, który zeszłej nocy oszronił większość roślin, teraz zelżał Zaczęło świtać.

Robert szedł wąską ścieżką, pogrążony w myślach, zastanawiając się nad wydarzeniami, które miały miejsce poprzedniego wieczoru, nie zważając na kierunek w którym podążał, gdy nagle zatrzymał się, zdając sobie sprawę, że stoi przed bramą cmentarza, który odwiedził w towarzystwie Ellen zaledwie kilka dni wcześniej. Fakt ten nieco go zaskoczył, Absolutnie nie zamierzał ponownie odwiedzać cmentarza ani grobowców tego ranka, zwłaszcza o tak wczesnej godzinie, niemniej jednak, pogrążony w zadumie, skierował swoje kroki w zupełnie inne miejsce, niż początkowo planował. Przez kratę w półotwartej bramie dostrzegł niektóre nagrobki z wyrytymi imionami, datami urodzin i śmierci, czasem zdjęcia przymocowane do pomników. Niektóre z tych osób umarły bardzo młodo.. Robert zdał sobie nagle sprawę, że podczas poprzedniej wizyty na cmentarzu nie odwiedził wszystkich grobów rodu Loretti z powodu szybko zapadającego zmierzchu, a także przeoczył okazję zobaczenia pomnika słynnej baronowej Esteriny, znamienitej damy, której życiorys Ellen wielokrotnie mu przedstawiała. O ile dobrze pamiętał, grobowiec znajdował się we wschodniej części cmentarza. Robert przekroczył bramę i podążając ścieżką biegnącą wzdłuż cmentarnego muru skierował się w stronę tego sektora.

Większość płyt nagrobnych była w idealnym stanie, alejki wokół nich uporządkowane, oczyszczone, na kilku pomnikach widniały różnej wielkości wieńce, inne zaś, zarośnięte chwastami, brudne, sprawiały wrażenie mocno zaniedbanych, były ledwie dostrzegalne, ukryte pod warstwą rozrośniętej, bujnej trawy. Od lat porzucone, opuszczone, wydawały się całkowicie wśród zapomniane przez swoich bliskich. Robert potknął się o coś twardego i tracąc równowagę, upadł, kalecząc łokieć o ostrą krawędź marmurowego nagrobka, którego wyszczerbiony róg przedziurawił rękaw jego skórzanej kurtki. Upadek był tak bolesny, że na chwilę zaparło mu dech w piersiach. Gdy ból trochę minął Robert odsunął na bok kępkę trawy, na którą się przewrócił. Splątane łodygi osłaniały mały grobowiec wyłożony kafelkami z granitowych bloków. Wąskie rowki między poszczególnymi płytami były zarośnięte chwastami.. Litery wyryte na środkowej płycie były oblepione suchym listowiem i błotem — po oczyszczeniu fragmentu granitowej powierzchni z ziemi udało mu się rozszyfrować imię osoby, która została tu pochowana. „Elizabeth Lore… urodzona 12 grudnia 1645… zmarła…” A więc to był ten właśnie grób przedwcześnie zmarłej córki dawnego pana zamku! Ale dlaczego tak bezlitośnie porzucony i zapomniany/? Nagle olśniło go, że grób syna Enrica Loretti też powinien być niedaleko, w pobliżu grobu jego siostry. Ale jednak nie było go. Mimo bezowocnych skrupulatnych poszukiwań przeprowadzonych na cmentarzysku wśród kilkunastu pomników Robertowi nie udało się go odnaleźć. Grobu jedynego syna hrabiego Enrica Loretti nie było nigdzie ….

Była prawie godzina 9. Najwyższy czas wracać do zamku. Danvall był pewien, że wszyscy domownicy dworu już dawno wstali — zajęli miejsca przy wielkim stole w jadalni i w tej chwili mogli być zaniepokojeni jego nieobecnością w sali.. Decydując się na pójście skróconą drogą, wybrał ścieżkę biegnącą wzdłuż muru, by opuścić cmentarz przez przeciwległą bramę otwierającą się na gościniec prowadzący prosto do tylnego wejścia do budowli. Robert był już w połowie trasy do bramy, gdy do jego uszu dotarł stłumiony, żałosny krzyk dobiegający z pobliskiej alejki. Zaskoczony zatrzymał się i rozejrzał dookoła, ale nikogo nie zauważył. Ruszył dalej, ale po kilku następnych krokach ponownie się zatrzymał. Tym razem był pewien, że usłyszał kilka słów wypowiedzianych ledwie dosłyszalnym tonem, ale z miejsca, w którym obecnie stał, nie był w stanie rozróżnić ich znaczenia. Wytężył wzrok, przyglądając się poszczególnym grobom z osobna. Wreszcie, w pewnej odległości, dostrzegł samotną postać przykucniętą u stóp jednego z nagrobków. Wolnym krokiem zaczął posuwać się w tym kierunku, zastanawiając się, kogo tam spotka. O ile się orientował żaden z okolicznych mieszkańców nie przychodził na cmentarz o tak wczesnej porze. Zbliżając się do wąskiej alejki, nieco zaintrygowany, kontemplował nieznaną osobę klęczącą u stóp grobowca.. Przez kilka długich minut znieruchomiała postać tkwiła obok grobu w całkowitym milczeniu,, wpatrując się w daty wyryte na marmurowej płycie nagrobka. Zatopiona w myślach, była zupełnie nieświadoma przybycia Danvalla. Dopiero gdy Robert pokonał kolejne kilka metrów i znalazł się w odległości paru kroków od milczącej postaci, wreszcie ją rozpoznał. O tak, tego można było się spodziewać. Codzienny gość — który niezmiennie odwiedzał cmentarz każdego ranka — ponownie pojawił się na swym posterunku.

Lord Danvall zatrzymał się, obserwując z coraz większym zdumieniem osobliwe zachowanie dziewczyny. Przed chwilą, gdy tu szedł, usłyszał jak wydała głośny okrzyk, po którym najwyraźniej dostała ataku furii. W następnym momencie nagle ucichła, a później, nie zwracając uwagi na otoczenie, ponownie wpadła we wściekłość — rzuciwszy się na marmurową płytę grobowca zaczęła walić w nią obiema pięściami, wrzeszcząc na całe gardło, przerywając krzyk tylko sporadycznie — gdy się zmęczyła albo zabrakło jej tchu.

— Pomóż mi! — wykrzyknęła do kogoś niewidzialnego. — nie możesz mnie zawieść! Nie rozumiesz tego? — Musisz to zrobić! Musisz! — jej głos zadrżał i nagle chwycił ją atak konwulsyjnego szlochu. Nieoczekiwanie ucichła i patrząc na miniaturę baronowej przymocowaną do pomnika, przemówiła znacznie łagodniejszym tonem.

— Chcę to zdobyć — za wszelką cenę. I ty dobrze o tym wiesz. Chcę to mieć dla siebie. Powinien stać się moją własnością. Wyłącznie moją… — umilkła na sekundę, wpatrując się uparcie w portret baronowej, jakby czekając na odpowiedź dystyngowanej czarnowłosej damy widniejącej na owalnym zdjęciu...

— Będę tu przychodzić codziennie, dopóki nie zmienisz zdania i nie przekażesz mi go na własność — kontynuowała. — Daj mi jakiś znak, że zgadzasz się spełnić moją prośbę! Nie możesz kazać mi czekać w nieskończoność! — krzyknęła z wściekłością. Oszalała z gniewu ponownie zaczęła ze wszystkich sił tłuc pięściami w nagrobek. Zdumiony tak nagłą reakcją Robert podbiegł do dziewczyny i chwycił ją za ręce, podnosząc ją z ziemi.

— Angie, na miłość boską, co cię napadło?

— Puść mnie! — wrzasnęła Angela jakby obdzierana ze skóry i zaczęła wyrywać się z jego uścisku. W jej oczach błysnęła furia, chociaż nie okazywała cienia strachu ani zaskoczenia z powodu nieprzewidzianego spotkania. Przez chwilę jej wzrok wyrażał wściekłość, po czym opanowała się.

— To tylko ja, Angie. — powiedział spokojnie Robert. — Czyżbyś nie zauważyła że idę w tym kierunku?

Dziewczyna rzuciła Danvallowi przenikliwe spojrzenie, jej oczy rozbłysły gniewem i wrogością za zakłócenie jej codziennego, porannego rytuału. Zbielałe pięści były nadal mocno zaciśnięte — na niektórych palcach widoczne były ciemne plamy przypominające ślady sadzy lub tuszu rysunkowego, jakby pobrudziła sobie dłonie popiołem albo może grudkami ziemi. Widok czarnej substancji wywołał pewne skojarzenie, mimowolnie przypominając mężczyźnie o wydarzeniach poprzedniej nocy. Przez głowę przemknęło mu niejasne podejrzenie, które w następnej chwili odrzucił uznając je za czysty absurd.

— Czyżbyś przekopywała ziemię dłońmi? Są okropnie brudne — dopytywał się lord Danvall patrząc na pobrudzone palce swojej towarzyszki, nieświadomie ściskając je z wielką siłą, podczas gdy dziewczyna próbowała uwolnić ręce..

— To boli! — – syknęła Angie, wyrywając lewą dłoń.

— Och, przepraszam.. — Robert puścił palce dziewczyny. Angela szybko schowała ręce do kieszeni, patrząc z wrogością na Danvalla..

— Spostrzegłem cię jak siedziałaś przy tym grobowcu, kiedy byłem już w drodze do domu.. Co skłoniło cię do przyjścia tutaj tak wcześnie rano? — zapytał mężczyzna z pozorną obojętnością udając, że nie zna powodu codziennych wizyt Angeli na cmentarzu.

— A ty? Co tu robisz? — Angie spojrzała na niego zaintrygowana..

— Ja? No cóż. Obudziłem się o świcie i pomyślałem, że warto wybrać się na spacer przed śniadaniem. Ty miałaś podobny zamiar, jak sądzę?

— Przyniosłam bukiet kwiatów dla baronowej Esteriny.

— Czy to jej pomnik?

— Tak. — odrzekła krótko dziewczyna, najwyraźniej absolutnie nie mając ochoty na podtrzymywanie rozmowy. Robert zmrużył oczy, nieco rozbawiony, jej reakcją po czym spojrzał na grobowiec. Monument wykonany był z beżowych marmurowych płyt otoczonych różnobarwnymi kwiatami posadzonymi dookoła. Na środku płyty leżał szkarłatno-żółty bukiet. Pęk róż, który Angie przyniosła z zamkowej szklarni, stał w wazonie ustawionym w górnym rogu płyty. Nagrobek był nieskazitelnie czysty, w znacznie lepszym stanie niż sąsiednie płyty, oraz kilka innych pomników, które Danvall widział po drodze..

— Czy to ty opiekujesz się tym grobem? Mam na myśli wakacje i każde święta które, jak mi powiedziano, zawsze spędzasz w tych stronach?,

Angie skinęła głową.

— To bardzo ładnie z twojej strony. — zauważył Robert.

Nie odpowiedziała.

— Baronowa zmarła dość młodo. — dodał Danvall czytając epitafium wyryte na pomniku.

— Taki był wyrok losu. — Angie stwierdziła ze smutkiem.

— Słyszałem, że nie była zbyt szczęśliwa w małżeństwie..

— O nie, to wierutne kłamstwo! — wykrzyknęła dziewczyna z oburzeniem. — kto odważył się szerzyć te haniebne oszczerstwa? Życie baronowej Esteriny ułożyło się całkiem pomyślnie, spełniły się wszystkie jej marzenia… To znaczy — zawahała się, szukając słów. — Na początku, — w ciągu pierwszego etapu jej małżeństwa. Dopiero po latach sprawy się skomplikowały, przybrały niekorzystny obrót i Esterina została zmuszona do zmagania się z przeciwnościami losu.

— Skąd to wiesz? — zapytał Danvall, zaintrygowany.

— Wszyscy krewni tak twierdzą — zapewniła Angie.

— Widać, że jesteś dobrze poinformowana na temat życia Esteriny.

— Cała okolica, a także wszyscy mieszkańcy zamku doskonale znają tę historię, skomplikowane, zmienne koleje losu życia baronowej, zawartą w biografiach niektórych członków rodziny. Prawdę mówiąc — z wielu przyczyn baronowa budzi we mnie zazdrość. — stwierdziła nieoczekiwanie dziewczyna.

— Czyżby? Z jakiego powodu? — zapytał Robert ze zdumieniem. —

— Nie mam cienia szansy aby jej dorównać — wyznała szczerze Angela. — Chciałabym, ale mam świadomość, że to niemożliwe., nigdy nie będę taka jak ona. Przynajmniej, jeśli chodzi o urodę. Jest ode mnie ładniejsza, prawda? Nie jestem tak piękna jak ona,.

Odwróciła się w stronę Roberta i rzuciła mu wyzywające spojrzenie. Lord Danvall, całkowicie zaskoczony jej reakcją i nieoczekiwanym pytaniem wypowiedzianym dość napastliwym, cierpkim tonem, przez chwilę przyglądał się jej twarzy. Jej rysy były delikatne i regularne. Długie kasztanowe, falujące włosy opadające na jej ramiona harmonizowały z szarozielonym odcieniem jej wielkich oczu.

— Wydaje mi się że nie doceniasz swojej urody. Moim zdaniem jesteś śliczna, tylko może trochę za blada. Twoja cera jest prawie woskowa, jakbyś nigdy nie wychodziła z domu.. Myślę, że powinnaś spędzać więcej czasu na świeżym powietrzu, jeździć konno lub grać w tenisa, tak jak Ellen. Weź z niej przykład, zamiast spędzać większość dnia w murach budynku..

— Zwykle nie spędzam tak dużo czasu w domu — tylko zimą, kiedy jest mroźno. Poza tym — nawet w zimowe poranki — oczywiście pod warunkiem, że weekend spędzam w posiadłości — codzienny spacer przez wrzosowiska i pagórki w drodze na cmentarz, w zupełności mi wystarcza — prychnęła zirytowana Angela — w każdym razie musimy już wracać do domu..Jest już po godzinie 9.-tej. Wszyscy domownicy z pewnością już się zebrali w jadalni na śniadaniu. Ciocia będzie się martwić, jeśli się spóźnimy.

IV

Zapadła noc. Za grubymi murami zamku panowała martwa cisza, której nie zakłócało nawet szczekanie psów czy świergot nocnych ptaków. Jednakże w obrębie posiadłości ktoś nadal czuwał, chociaż było już dawno po północy. W jednym z okien w północnym skrzydle rozbłysło słabe światło, które natychmiast zgasło. W polu widzenia pojawiła się wysoka sylwetka dystyngowanej damy w długiej, seledynowej sukni. Dama szła mrocznym korytarzem, minęła szereg przestronnych komnat, aż w końcu — całkiem bezszelestnie — wślizgnęła się do apartamentu Ellen. Mocny podmuch lodowatego wiatru wdarł się do sypialni. Ciężkie zasłony w oknie zakołysały się i rozchyliły. Dystyngowana dama podeszła do stóp łoża z baldachimem i zatrzymała się tam, obserwując śpiącą dziewczynę. Dziewczyna, podświadomie wyczuwając taksujące spojrzenie przybysza, poruszyła się niespokojnie i natychmiast się obudziła,, dostrzegając intruza. Jak zaczarowana wpatrywała się w długie, sięgające pasa, kruczoczarne loki niespodziewanego gościa,, jej przezroczysto bladą twarz, elegancką jedwabną suknię ozdobioną mnóstwem koronek dostrzegalnych w przyćmionym świetle solnej lampy. Nowoprzybyła dama stała nieruchomo, wpatrując się w Ellen wielkimi, smutnymi oczami. W jednej z odległych komnat zegar wybił godzinę 1 w nocy. Zaskoczona tym dźwiękiem dama drgnęła i zbliżyła się o krok, wyraźnie zamierzając podejść do Ellen, ale oszołomiona dziewczyna, ogarnięta paniką, błyskawicznie przylgnęła do wezgłowia łóżka, otulając się szybko kołdrą, jakby ten nagły ruch mógł uchronić ją przed nawiązaniem kontaktu z widmem.

Czarnowłosa dama, dostrzegając niepokój towarzyszki, zatrzymała się i zawahała, po czym najwidoczniej zmieniając zdanie, odwróciła się i równie bezszelestnie, jak wślizgnęła się do komnaty, wyszła z apartamentu, przeszła przez korytarz i zaczęła schodzić po schodach. Ellen, ogarnięta przerażeniem, z sercem łomoczącym ze strachu, wyskoczyła z łóżka, zarzuciła szlafrok na ramiona i ostrożnie wyjrzała na korytarz. Był zupełnie pusty. Ellen pobiegła do pokoju matki i zapukała do sypialni…

— Nie śpisz? Czy mogę wejść? — zapytała uchylając drzwi.

— Pewnie, kochanie. Och, — Nie miałam pojęcia, że jest aż tak późno — dodała Esther Loretti spoglądając na zegarek. — Wczoraj przysłano mi wyjątkowo ciekawą książkę i zaczytałam się, straciłam rachubę czasu. Ale co tu robisz o tej porze? Myślałam, że śpisz. Jutro wstajesz wcześnie rano. O ile pamiętam, ty i Robert mieliście mnóstwo planów na jutrzejszy dzień. Musisz się dobrze wyspać.

Ellen podeszła do szerokiego antycznego łoża, w którym leżała jej matka, i usiadła na jego brzegu.

— Czyżbyś nie słyszała, jak ona ponownie błąka się po korytarzach i pobliskich komnatach na naszym piętrze, mamo? Podjęła na nowo swe wizyty. Pewnie ty też ją widziałeś, prawda? Tym razem zaczęła wędrować po części korytarza przylegającej do mojego apartamentu, widocznie postawiła sobie za cel nawiązanie ze mną kontaktu.

— O kim ty mówisz? — zapytała hrabina odkładając książkę.

— Och, mamo, czy mogłabyś przestać udawać i kamuflować tę sprawę? — powiedziała Ellen, wyraźnie poirytowana. — Wiesz doskonale, o kim mówię … Osobą, która chce się ze mną skontaktować, to nikt inny, jak sama baronowa Esterina. Tym razem, mamo, nalegam, żebyś mi opowiedziała wszystko co jest ci wiadome na ten temat. nie wolno ci już dłużej ignorować tej kwestii.. Tym bardziej, że zaledwie tuż przed chwilą złożyła mi wizytę.

— Co? Esterina przyszła cię odwiedzić? To niemożliwe. Dlaczego sądzisz, że ona……

— Próbujesz uniknąć mojego pytania, mamo Dziś wieczorem widziałam ją całkiem wyraźnie, kiedy weszła do mojego pokoju. Chociaż — właściwie po raz pierwszy ujrzałam ją kilka lat temu, kiedy przyjechałam na Boże Narodzenie i zostałam tu przez cały tydzień… Widywałam wtedy różne dziwne zjawiska. Manifestacje te nie trwały dłużej niż dwie, trzy sekundy, dlatego nie mogłam stwierdzić na pewno, czy to, co widziałam, było rzeczywistym, niezaprzeczalnym faktem. Ponadto, w ciągu tygodnia, który tu spędziłam, zdarzało mi się podsłuchiwać urywki rozmów, plotki, które wcześniej ignorowałam — poruszające temat legend i pogłosek krążących po okolicy, dotyczących częstych materializacji rozmaitych widm nawiedzających dwór, związanych z dziwnymi wydarzeniami mających miejsce w skrzydle północnym. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że wszystkie te doniesienia są zgodne z prawdą, a Esterina faktycznie nawiedza posiadłość.. Ty też ją widywałaś, chyba nie zaprzeczysz.?

— No… właściwie… tak, rzeczywiście ….,spotkałam ją kilka razy … — niechętnie przyznała hrabina.

— A więc jednak przyznajesz mi rację! I dobrze wiesz, o czym mówię — Ellen wzdrygnęła się na samo wspomnienie widma z zaświatów które nieoczekiwanie wtargnęło do jej pokoju.. — To było straszne przeżycie. Poprzednio, zwłaszcza w dzieciństwie, nigdy nie przywiązywałam wagi do tych zjawisk, prawdopodobnie dlatego, że po prostu nie byłam w stanie ich pojąć, chociaż przyznam że już wtedy napawały mnie przerażeniem.. Co więcej, mamo, ty, przy każdym następnym, powtarzającym się incydencie tego typu, również starałaś się rozwiać moje obawy, przekonać mnie, że wszystkie te obserwacje dziwacznych, w większości okropnych, posępnych osobników, oraz regularne, conocne wizyty tego dziwnego, wyniosłego gentlemana noszącego 17-wieczny strój, — -którego kilka razy spotkałam, w galerii portretów były wyłącznie iluzją …. nigdy nie wspominałam ci o tym milczącym przybyszu z tamtego świata,.. a raczej o … jego. zjawie, ani też o tamtych wydarzeniach, które, jak wtedy sądziłam, — należy przypisać jedynie czystemu zbiegowi okoliczności. Jednak dziś wieczorem, mamo, kiedy dość nieoczekiwanie zobaczyłam baronową z bliska, stojącą tuż przy mnie, w końcu zdałam sobie sprawę, że wszystkie lub przynajmniej większość plotek dotyczących tej kwestii, które do tej pory słyszałam, są aż nazbyt prawdziwe, — i po prostu nie mogę ich zignorować….…

— Sprawy nie wyglądają tak źle, Ellen. W każdym razie nie tak tragicznie, jak myślisz. Esterina nie ma złych zamiarów, uwierz mi. Poza tym trzeba pamiętać, że zamek, a właściwie cała posiadłość, była kiedyś jej własnością Przez długi czas baronowa się nie pojawiała — i dopiero od niedawna zaczęła manifestować swoją obecność. Zarówno rodzina, jak i większość naszych sąsiadów przyzwyczaiła się już do tych zjawisk.

— Ty też przywykłaś do tych wizyt?

— Naturalnie!

— Cóż, najwyraźniej masz zupełnie inny pogląd na ten temat, mieszkając w tym dworze praktycznie od dzieciństwa. Należysz do tego miejsca, nigdy nie zamierzałaś dużo podróżować, — tak jak ja — dlatego nawet kategorycznie odmówiłaś przyjazdu do Londynu. Atmosfera tej okolicy wraz z jej starymi odwiecznymi legendami, niewyjaśnionymi tajemnicami, odpowiada ci, — po prostu uznajesz te incydenty za sprawę oczywistą, której nie należy kwestionować, podczas gdy ja, w przeciwieństwie do ciebie, absolutnie nie jestem w stanie zaakceptować czy zignorować ciągłej ingerencji widm, fantomów, -, niezależnie tego jak te zjawiska i wydarzenia są określane.. w żaden sposób nie mogę przyzwyczaić się do codziennych wizyt tych upiornych postaci — dla mnie jest to absolutnie niewykonalne. Te incydenty zawsze budziły we mnie nieopisane przerażenie.

— A propos, Ellen — czy jesteś pewna, że duch, którego dziś widziałaś,


to nikt inny jak sama Esterina? — szczerze mówiąc — dodała hrabina, zauważając zdumienie na twarzy córki — jak doskonale wiesz — baronowa nie jest jedyną zjawą, która nawiedza posiadłość.…

— Widziałam ją całkiem wyraźnie. Nie mam wątpliwości co do jej tożsamości. Widmo, które pojawiło się w mojej komnacie, było bardzo podobne do wytwornej damy z portretu z 17-tego wieku, który wisi w galerii obrazów. Miała na sobie identyczną, bogato haftowaną zieloną jedwabną suknię ozdobioną koronkami, a kruczoczarne loki sięgały jej do pasa. Jestem pewna, że widmową damą która mnie odwiedziła, była Esterina. Tylko tym razem nie ograniczyła się do przemierzania pobliskich korytarzy. Dziś wieczorem weszła do mojego pokoju..

— Naprawdę? To niesamowite! — oświadczyła hrabina. — O ile pamiętam, Esterina nigdy wcześniej nie odwiedzała żadnego członka rodziny w ich pokojach.

— Najwyraźniej dziś wieczorem postanowiła zmienić ustalone zwyczaje i złożyła mi nieprzewidzianą wizytę. Co się stało, mamo? Wyglądasz na zaskoczoną. Nie wierzysz mi? — zapytała Ellen, dostrzegając zagadkowe spojrzenie matki.

— Nie o to chodzi, kochanie. — hrabina w zamyśleniu przyglądała się córce. — Przypominam sobie tylko jedną okazję, kiedy baronowa kiedykolwiek zaryzykowała osobisty kontakt z krewną w jej prywatnym apartamencie, — nie, nie martw się — uśmiechnęła się uspokajająco, widząc zaniepokojenie na twarzy Ellen, i chcąc uprzedzić dalsze pytania, jakie dziewczyna mogła jej zadać — dodała -.

— Baronowa przyszła zobaczyć się z twoją babcią Emmą.

— Po co? Czego chciała od babci?

— Esterina poradziła jej, aby przełożyła ceremonię ślubną na późniejszy termin. — dokładnie o tydzień.

— Poradziła? W jaki sposób? Duchy nie mówią! Są niematerialne.!

— Większość z nich milczy, prawie się nie odzywa, to prawda. Jednak Esterina bynajmniej nie jest zwykłym zjawą i ta zasada z pewnością jej nie dotyczy. Mogę tylko snuć domysły co do motywu jej wielokrotnych wizyt, jednak moim zdaniem coś widocznie dręczyło tę damę przez minione stulecia, jakieś zmartwienie nęka ją nawet w grobie, dlatego usilnie stara się wymyślić sposób, aby przekazać nam przyczynę jej udręki. Problem równie dobrze może dotyczyć jakiejś starodawnej tajemnicy, w którą żaden krewny nigdy nie został wtajemniczony. W tamtych burzliwych czasach ludzi często spotykały najrozmaitsze tragedie, więc przypuszczalnie musiała to być jakaś ważna sprawa rodzinna, poczucie krzywdy, które wciąż dręczy damę — sprawia, że nieustannie nawiedza całą posiadłość.

— Czy nie domyślasz się, jakie tragiczne zdarzenie mogło mieć miejsce w tym konkretnym przypadku?

— Niestety — z żalem muszę przyznać, że nie mam najmniejszego pojęcia. Gdybyśmy w międzyczasie uzyskali jakiekolwiek informacje — przynajmniej częściowo wyjaśniająca zagadkę — bez wątpienia opracowalibyśmy metodę, dzięki której ulżylibyśmy patronce w dręczącym ją zmartwieniu. Niemniej jednak, ku mojemu wielkiemu ubolewaniu — żadnemu z krewnych — mimo wszystkich kroków, które podjęli w tym celu — nigdy nie udało się uzyskać jakichkolwiek wiadomości na ten temat. Nawet listy pisane dwa lub trzy wieki temu, niektóre dość szczegółowe — inne ogólnikowe — - nie dały nam absolutnie żadnej wskazówki.

— Z drugiej strony, skąd masz pewność, że niepokój Esteriny jest uzasadniony? I że naprawdę istnieje jakiś istotny problem — niezależnie od tego, czego może dotyczyć sprawa -– który rzeczywiście ją niepokoi? Oczywiście pod warunkiem, że widma są w stanie przejmować się czymkolwiek… odczuwać jakiekolwiek emocje, nie wspominając już o tym że nie są w stanie racjonalnie rozumować. —

— Śmiem twierdzić, że ta cecha nie jest typowa dla wszystkich zjaw — - stwierdziła hrabina z powagą -. — ale duch Esteriny zachowuje się dokładnie tak, jak za życia, — mówiono mi że manifestowała swoją obecność zarówno wielu mieszkańcom posiadłości jak i zaprzyjaźnionym sąsiadom kilka lat po swej śmierci. Potem — przez kilka kolejnych pokoleń baronowa nie pojawiła się ani razu, popadając tym samym w niemal całkowite zapomnienie. Mimo to przez ostatnie 110 lat znów była wyjątkowo niespokojna, nawiedzała wielu krewnych, którzy często przychodzili do rezydencji z wizytą, a także cały personel i większość członków rodziny, łącznie z — jak już wspomniałam — twoją babcią Emmą.

— Ale co, na miłość boską skłoniło ją do złożenia mi wizyty w moim pokoju dziś wieczorem? Dlaczego odwiedziła właśnie mnie? Mnie! Przecież przez długie lata byłam niezwykle rzadkim gościem w zamku. Esterina powinna mnie lekceważyć! … Ignorować!.

— Myślę raczej, że chciała ci przekazać bardzo ważną wiadomość, więc — zdając sobie sprawę, jak bardzo przestraszyłaś się na jej widok, musiała zmienić zdanie i z tego powodu opuściła twój pokój. Najlepiej zapomnij o całej sprawie, przestań się martwić i idź spać. Jest prawie pierwsza w nocy..

— Mimo to nadal jestem przerażona. — westchnęła Ellen, wstając z krawędzi łoża swej matki i kierując się do drzwi. Otworzyła je i nacisnęła włącznik na korytarzu, żeby zapalić światło, po czym z obawą rozejrzała się dookoła. Ku jej wielkiej uldze w zasięgu wzroku nie było żywej duszy.

— Nie ma się czego bać kochanie. Zwłaszcza nie Esteriny. Możesz mi uwierzyć na słowo. Ona nie zrobi ci krzywdy.

Nieco uspokojona Ellen wróciła do swojego pokoju — absolutnie nieświadoma zupełnie innego rodzaju niebezpieczeństwa, na jakie była w tej chwili narażona — w pełni namacalnego, irracjonalnego planu, wymyślonego tym razem przez żywą osobę.

Kilka minut minut po tym, jak zgasło światło w korytarzu, w całkowitych ciemnościach — rozpraszanych jedynie przez migotliwy płomień świecy — w kierunku apartamentu młodej damy — trzymając w jednej ręce zapaloną świecę, — drugą zasłaniając jej jasny blask aby nie zostać dostrzeżona w mroku — ostrożnie stąpając po dywanie — kroczyła Angie. W tej chwili kierowała nią jedna jedyna myśl — jakimś cudem, w taki czy inny sposób musiała opóźnić ślub Ellen. Dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę, że w dniu ceremonii — zgodnie z odwiecznym, uświęconym tradycją zwyczajem- -szczęśliwej pannie młodej — zostanie przekazany drogocenny brylantowy naszyjnik, który — odkąd rok temu ujrzała go po raz pierwszy, — był upragnionym, niestety — dla niej samej — zupełnie nieosiągalnym — przedmiotem pożądania.. Pomimo ewidentnie niemożliwych do pokonania przeszkód udaremniających jej zamiar, zdeterminowana dziewczyna — kierując się niepohamowanym pragnieniem wejścia w posiadanie klejnotu — była gotowa zrobić absolutnie wszystko co było w jej mocy, aby urzeczywistnić swój plan. Angeli nigdy nie przyszło do głowy, że jej bezmyślny czyn bez wątpienia unieszczęśliwi kuzynkę.. W jej ocenie Ellen była słodką, uroczą dziewczyną, której wspaniałym atutem były bujne miodowo-złote loki, które dodawały blasku urodzie krewnej i kontrastowały z wielkimi czarnymi oczami, — cechą odziedziczoną po włoskich przodkach.. Gdyby nie te wspaniałe włosy tworzące aureolę wokół twarzy kuzynki, być może lord Danvall nie żywiłby tak ogromnego uczucia do swojej narzeczonej i zerwałby zaręczyny, które to naruszenie obietnicy małżeństwa uniemożliwiłoby przyszłej pannie młodej odziedziczenie cennej rodzinnej pamiątki — i -tym samym -niezwykle upragniony naszyjnik -klejnot jej marzeń — mógłby wreszcie stać się jej własnością?

Ściskając w dłoni ostre nożyczki, Angie pospieszyła do komnaty Ellen i nacisnęła klamkę, by otworzyć drzwi. W tym momencie płomień świecy zamigotał, — jakaś niezauważalna potężna siła szarpnęła skradającą się ukradkiem dziewczynę do tyłu z tak niesamowitą gwałtownością, że Angela zachwiała się i omal się nie przewróciła. Przez kilka sekund płomień migotał u podstawy świecy — jakby miał za chwilę zgasnąć — ale za moment znowu zapłonął żywym, wysokim ogniem.. Zdezorientowana — zawstydzona, że przyłapano ją na gorącym uczynku, Angie rozejrzała się wokół — jednak w zasięgu wzroku nie było nikogo. Doszła do wniosku, że musiała potknąć się na dywanie i ponownie, mocno ściskając nożyczki w dłoni, ruszyła w stronę pokoju Ellen. Tym razem jakaś niewidzialna siła odciągnęła ją od drzwi apartamentu tak gwałtownie, że Angie upadła jak długa na podłogę, upuszczając zarówno nożyczki, jak i świecę, która natychmiast zgasła. Jednocześnie przez krótką chwilę poczuła czyjąś miękką dłoń muskającą jej szyję, który to dotyk przeraził ją i zmroził jej krew w żyłach.

— Kto… kto tu jest? — wyjąkała.

Wyciągnęła rękę i ostrożnie przesunęła dłonią wokół siebie i po podłodze, ale oprócz odnalezionych nożyczek, które szybko włożyła do kieszeni, jej palce nie napotkały niczego. W tym momencie uderzył w nią silny podmuch lodowatego, zimnego powietrza — wydobywającego się gdzieś z przestrzeni. — jakby znikąd.

— Kto tu jest? — powtórzyła Angela załamującym się głosem.

W odpowiedzi usłyszała szept, dość wyraźny, choć tak słaby, że zdawał się dochodzić z nieprzebytych, niezbadanych głębin.

— Zostaw Ellen w spokoju! Nie waż się wchodzić do tej komnaty! Zabraniam ci!

— Gdzie jesteś? nie widzę cię! — jęknęła Angie.

— Nie wolno ci zbliżać się do pokoju panny młodej! Odejdź stąd! Opuść to miejsce! Rozkazuję ci! — szept zabrzmiał teraz bardzo wyraźnie — na dodatek dochodził z bardzo bliskiej odległości,, jakby z sąsiedztwa komnaty Ellen. Angie automatycznie po omacku szukała świecy, którą upuściła, zamierzając ją ponownie zapalić, jednak jej niezidentyfikowany towarzysz najwyraźniej nie miał trudności z obserwacją poczynań dziewczyny mimo egipskich ciemności w których pogrążony był korytarz i najwidoczniej musiał dostrzec jej gest gdyż w chwili, gdy Angela wyciągnęła rękę by chwycić zgubiony przedmiot usłyszała jak świeca zaczyna toczyć się szybko po korytarzu i błyskawicznie znalazła się poza jej zasięgiem, jakby odepchnięta czyimś silnym ramieniem.

Ogarniętej paniką Angeli instynktownie wyrwał się głośny krzyk. Okrzyk przeniknął grube ściany budynku, zwabiając do korytarza niektórych domowników, łącznie z panią domu, Esther Lorettii. nacisnęła wyłącznik umieszczony blisko jej apartamentu, rozjaśniając cały hol strumieniem światła z kinkietów rozmieszczonych wzdłuż ozdobionego gobelinami pasażu..Niezwykle zdumiona widokiem zdezorientowanej siostrzenicy wciąż klęczącej na podłodze, ubranej jedynie w satynową koszulę nocną, Esther Loretti pospiesznie podeszła do Angeli i pomogła jej wstać z podłogi. —

— Moja droga, co ty na miłość boską tutaj robisz o tak późnej porze, w tym… — zlustrowała dziewczynę od stóp do głów — wyjątkowo niestosownym stroju?

— Nie mam pojęcia. — mruknęła Angie, zbyt oszołomiona nieprzewidzianą ingerencją i nieoczekiwanym zniweczeniem jej skrupulatnie opracowanego planu aby rozsądnie myśleć.

— Coś ci się stało? Wszystko jest w porządku? — zapytała hrabina wyraźnie bardzo zdenerwowana.

— Nie wiem… Naprawdę… Czuję się tak dziwnie…


Pani domu pogłaskała długie włosy siostrzenicy aby ją uspokoić.

— Odprowadzę cię do twojego pokoju. — Och, Anno — zwróciła się do służącej, która właśnie pojawiła się w holu. — możesz przynieść ten różowy szlafrok z mojej łazienki? Angie musi być przemarznięta do szpiku kości.

— Tak, proszę pani.

— Gdzie jest moja świeca? — jęknęła Angela z rozpaczą, rozglądając się po korytarzu.

— Jaką świecę masz na myśli? — zapytała zaskoczona Ellen.

— Tę którą dostałam od babci Emmy. — mruknęła dziewczyna unikając wzroku kuzynki. — Jest udekorowana mnóstwem wspaniałych ozdób. Musiałam potknąć się o coś w drodze do… Chyba wyślizgnęło mi się z ręki i gdzieś potoczyła. Nigdzie nie mogę jej znaleźć… Angie powiedziała z wahaniem.

Anna, która właśnie pojawiła się w drzwiach apartamentu hrabiny, trzymając ciepły szlafrok Esther Loretti,, wręczyła okrycie pani domu,, która otuliła nią ramiona Angeli, chociaż dziewczyna była zbyt wzburzona, by odczuwać zimno — następnie — słysząc lamenty dziewczęcia, pokojówka zaczęła wędrować po korytarzu w poszukiwaniu zaginionej świeczki Angie zaglądając we wszystkie zakamarki holu., pod komody jak i za wysokie wazony ze sztucznymi kwiatami ustawione pod ścianami, po czym dołączyła do reszty towarzystwa.

— Obawiam się, że nigdzie nie można znaleźć tej świecy, panienko.

— Ale miałam ją z sobą! — upierała się Angie z irytacją. — Z pewnością ją przeoczyłaś.. Powiedziałam wyraźnie, że upuściłam ją gdzieś tutaj, na podłogę i ona natychmiast zgasła. Chcę, żebyś ją znalazła!

— Bardzo dokładnie sprawdziłam cały korytarz. — usprawiedliwiała się Anna.

— Ale wydaje się, że nie dość dokładnie!

— Jeśli Anna mówi, że twojej świecy tutaj nie ma, oznacza to, że rzeczywiście jej tu nie ma.. Powinieneś uwierzyć jej na słowo. Ma sokoli wzrok. Poza tym — ten jasnofioletowy kolor jest dość widoczny na beżowym tle dywanu — spostrzegła Ellen.

— Z jakiego powodu zapaliłaś świecę zamiast włączyć światło? — dopytywał się Robert wyraźnie zaintrygowany, przysłuchując się dziwacznej kłótni.

Angela spojrzała na niego niepewnie, trochę zmieszana..

— No cóż, ja… sądzę że ona mogła potoczyć się trochę dalej — pod drugą komodę — po przeciwnej stronie korytarza — wyszeptała jakby z roztargnieniem, udając że nie dosłyszała pytania, które zadał jej lord Danvall, starając się zrobić dobrą minę do złej gry..

— Jeśli naprawdę twoja maskotka potoczyła się tak daleko, James rano odsunie komodę i odnajdzie twoją własność. Nie martw się, kochanie. Z pewnością odzyskasz swoją ulubioną świecę. Ale w tej chwili najwyższy czas iść spać. Jest już prawie trzecia w nocy. Jeśli boisz się wracać sama do swojego pokoju, Anna będzie ci tam towarzyszyć — zdecydowała hrabina, dając znak pokojówce, by do niej podeszła.. — Dobranoc, Angie!

V

Przygotowania do okazałej ceremonii ślubnej były w toku.. Stojąc przed dużym lustrem w swojej sypialni, Ellen przymierzała piękne diamentowe kolczyki, które Robert podarował jej poprzedniego dnia. Klejnoty idealnie pasowały do naszyjnika baronowej Esteriny. W tej chwili, wystrojona w elegancką kremowo-żółtą koronkową suknię, z blaskiem drogocennych kamieni skrzących się na jej szyi, dodających niezwykłego uroku jej urodzie, Ellen wyglądała jak posągowa dama, która właśnie wyłoniła się z pozłacanej ramy osiemnastowiecznego portretu.. Zegar stojący na stoliku z epoki wybił północ. Po całodziennej krzątaninie należało już udać się na spoczynek, choć przyszła panna młoda nie czuła najmniejszego zmęczenia. Szybko wzięła prysznic, następnie, odsunąwszy zasłony, aby zamknąć okno po wywietrzeniu pokoju, wślizgnęła się do antycznego łoża z baldachimem.. W świetle łagodnego bladopomarańczowego blasku emitowanego przez maleńką, przyćmioną lampkę, która płonęła każdej nocy aż do świtu od czasu niedawnego, pamiętnego ataku, przez kilka minut dziewczyna obserwowała rozkołysane gałęzie pobliskiego drzewa poruszane tam i z powrotem delikatnymi powiewami bryzy.. Monotonny odgłos miotanych łagodnym prądem powietrza konarów dębów działał usypiająco. Ellen zaczęła zapadać w głęboki sen. Poprzez sen do jej uszu docierały stłumione podmuchy wiatru i szelest zwiędłych liści.. Po chwili jednak przez głuchy pomruk szkwału przebił się zupełnie inny, o wiele głośniejszy dźwięk.

— Ellen… Ellen…

Wicher wzmagał się. Zbliżała się burza. Gałąź — pchnięta silniejszym — potężnym porywem wiatru — uderzyła mocno o framugę okna. Ellen drgnęła i, półprzytomna — otworzyła na sekundę oczy, po czym- oszołomiona — ponownie je zamknęła.

— Ellen…

Tym razem dziwny szept zabrzmiał bardzo wyraźnie, choć dźwięk bardziej przypominał delikatny szmer strumyka niż ludzki głos.

— Ellen, …słuchaj… posłuchaj mnie…

Szept dobiegał z najciemniejszego kąta sypialni. Ellen, już całkowicie rozbudzona, wytężała wzrok, by rozpoznać niespodziewanego gościa — jednak bezskutecznie. Wyciągnęła rękę, żeby zapalić wysoką lampę podłogową stojącą obok jej łóżka, ale drżącymi ze zdenerwowania palcami nie mogła znaleźć wyłącznika..

— Nie musisz się mnie bać, Ellen… słuchaj uważnie… jest coś, co muszę ci powiedzieć… tylko…

— Kto tu jest? — wyjąkała Ellen owładnięta paniką. Czuła że jej serce wali jak szalone ze strachu..

— Nie zadawaj pytań… wysłuchaj mnie…

— Kim jesteś? nie widzę cię

Coś poruszyło się w lewym, najdalszym kącie komnaty i sylwetka dystyngowanej damy ubranej w seledynową jedwabną suknię wynurzyła się z mroku, wyciągając rękę w kierunku Ellen, po czym uniosła dłoń i zrobiła dziwny znak w powietrzu — jakby nad głową dziewczyny. W pierwszej chwili Ellen nie mogła rozpoznać gościa — jednak — gdy tylko dama podeszła do niej, a raczej — mówiąc ściślej — skierowała się w stronę szerokiego łoża dziewczyny prawie że płynąc w powietrzu, unosząc się tuż nad podłogą, ani razu nie muskając parkietu i delikatne rysy twarzy wytwornej damy, jej seledynowa, bogato zdobiona jedwabna suknia, kruczoczarne loki, spięte pod lewym uchem srebrną zapinką, ukazały się w całej pełni w blasku jasnopomarańczowego światła lampy…

— Ellen, przejrzyj moją górną szufladę,… przeszukaj moją skrytkę…

Bezgranicznie przerażona na widok zjawy, której ponowne odwiedziny tak szybko po poprzedniej niedawnej wizycie w jej apartamencie wydawały się czymś nieprawdopodobnym, Ellen początkowo poczuła się całkowicie zdezorientowana, a potem z jej ust wydobył się przenikliwy krzyk.

— Nie! nie podchodź bliżej! Idź stąd! opuść mój pokój! Proszę, odejdź stąd! Boję się!

— Powtarzam — szepnęła dama — przeszukaj moją szufladę i pamiętaj — strzeż się…

Żyrandol w pokoju dziewczyny rozbłysnął w chwili, gdy wezwana krzykiem córki hrabina Loretti wpadła jak burza do jej komnaty..

— Wszystko w porządku, moja droga? co się stało?

— To była ona… znowu do mnie przyszła… — jęknęła dziewczyna trzęsąc się ze strachu..

Hrabina rozejrzała się po apartamencie.

— Oprócz nas nikogo tu nie ma. — zadeklarowała. — pewnie miałaś zły sen.

To była prawda. W chwili, gdy górne światło zabłysło, zjawa zniknęła.

— Nie, to nie był koszmar — upierała się Ellen. — naprawdę przyszła złożyć mi kolejną wizytę.

— Kto?

— Czy musisz pytać? Oczywiście baronowa Esterina.

— Chyba nie mówisz poważnie. — stwierdziła Esther Loretti. — to bardzo dziwne. Jest po 2 w nocy. Z reguły Esterina pojawia się o wiele wcześniejszej godzinie. To raczej niezwykłe, że odwiedza domowników po północy.

— Mamo, zapewniałaś mnie, że Esterina na ogół powstrzymuje się od odwiedzania członków rodziny w ich komnatach. Jeśli tak, to z jakiego powodu przyszła dziś wieczorem?, Tym bardziej, że ledwie dwa dni temu była u mnie w pokoju.. Najgorsze jest to, że ostatnio te niespodziewane wizyty zaczęły się powtarzać, są coraz częstsze.

— Prawdopodobnie masz rację. Naprawdę nie wiem, co skłoniło ją do ponownych odwiedzin w twoim apartamencie.. — hrabina potrząsnęła głową. — Jak już mówiłam, przez ostatnie lata Esterina była stałym gościem na terenie posesji,, szczególnie w tym skrzydle zamku.

— Z twoich słów wynika, że wizyty baronowej należy uznać za rzecz oczywistą. — mruknęła Ellen z wyrzutem, wciąż trzęsąc się ze strachu.

— Bo tak właśnie jest. — potwierdziła hrabina. — Jeśli chodzi o Esterinę, jej odwiedziny i rady, których udziela, można z powodzeniem uznać za oczywiste. Tym bardziej, że żaden z sąsiadów którzy od lat doskonale znają całą sprawę i historię naszego rodu — nie obawia się naszej krewnej. — wszyscy darzą baronową wielkim respektem i szanują jej pamięć. Być może — pomimo obaw, jakie miałam co do twojego bezpieczeństwa i spokoju w przypadku, gdybyś pozostała w posiadłości — popełniłam poważny błąd, wysyłając cię do szkoły z internatem w mieście. Gdybyś przez te lata pozostała z nami w domu, zamiast mieszkać w wielkiej metropolii, tak jak większość z nas, też byś uważała wizyty naszej patronki za rzecz całkowicie naturalną..

— Czy mam rozumieć, mamo, że ty też widywałaś tę zjawę?.

— Oczywiście, moja droga. Co więcej, Esterina wielokrotnie materializowała się na moich oczach, często w odległości zaledwie kilku kroków ode mnie. -także — czasem — w różnych komnatach, — w ogrodzie o zmierzchu, raz czy dwa widziałam ją stojącą przy wieżyczce, gdy obserwowała otoczenie.. Ilekroć jednak mnie spotkała, mijała mnie w milczeniu, nigdy się do mnie nie odzywała, nie mówiąc już o udzielaniu rad. Swoją drogą — kiedy się obudziłaś i zauważyłaś, jej zjawę — gdzie dokładnie zatrzymała się baronowa?

— Po drugiej stronie pokoju — w przeciwległym rogu, przy drzwiach.

Hrabina uśmiechnęła się pobłażliwie.

— Cóż, to oznacza że z pewnością wyczuła że się jej boisz. Niemniej jednak nie mogę pojąć, dlaczego właśnie dziś wieczorem zdecydowała się ponownie cię odwiedzić. — tak szybko po jej poprzedniej wizycie..

— Czy pora odwiedzin ma jakieś znaczenie?

— Ogromne. W rzeczywistości każde jej przybycie odgrywa wielką rolę. Jak już wspomniałam, Esterina zwraca się do członków rodziny tylko w nagłych przypadkach — gdy chce ostrzec kogoś o poważnej chorobie, zagrażającym niebezpieczeństwie lub komplikacjach związanych ze zbliżającym się ślubem, ale nawet w tym ostatnim przypadku interwencje baronowej rozpoczynają się dopiero na tydzień przed ustaloną datą uroczystości. A ponieważ twoja ceremonia zaślubin odbędzie się dopiero w drugiej połowie przyszłego miesiąca … — dlatego nie rozumiem z jakiego powodu…

— Mówisz o Esterinie, jakby była żywą osobą.

— Bo takie mam właśnie zdanie na ten temat, -to jest fakt, w który mocno wierzę. Chcę powiedzieć — jestem przekonana że dusza baronowej wciąż żyje i nieustannie czuwa nad nami.

Rozległo się pukanie do drzwi i ktoś nacisnął klamkę. Ellen mimowolnie krzyknęła, a potem wybuchnęła histerycznym śmiechem, kiedy drzwi się otworzyły i na progu pojawiła się Angie. Nieco zakłopotana dziewczyna spojrzała ze zdumieniem na kuzynkę i ciotkę..

— Co tu się dzieje? Usłyszałem krzyk i podniesione głosy.

— Wszystko jest w porządku, kochanie. — odpowiedziała hrabina. — Wejdź i zamknij drzwi. No więc… — zaczęła tłumaczyć — po prostu Ellen miała niedawno … nieprzyjemną przygodę i zdenerwowała się — to wszystko.

— Zdenerwowała się? Z jakiego powodu? W tym pokoju nie ma tajnych przejść, jak w poprzednim apartamencie.– zauważyła Angie.

— Baronowa Esterina złożyła jej kolejną wizytę. — odpowiedziała Esther Loretti.

— Rozumiem. — Angie nie okazała zaniepokojenia słysząc tę wiadomość Wręcz przeciwnie — zarówno ton głosu dziewczyny, jak i wyraz jej twarzy zdradzały wyraźne, nieukrywane rozczarowanie.

— Nie sprawiasz wrażenia ani trochę zdziwionej — stwierdziła Ellen z nutą wyrzutu. — Nie zaskoczyła cię ta informacja?

— Naprawdę sądzisz że powinna mnie zdziwić? Gdyby Esterina przyszła do mojego pokoju nawet w środku nocy, nie miałabym żadnego powodu aby się przestraszyć — odrzekła Angie. — Esterina jest cudowną osobą

— Jest czy była? — zapytała Ellen ironicznie..

— Jedno i drugie. Za życia była godną podziwu damą i przez wieki nadal taka pozostaje.

— Cóż, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, właściwie jestem skłonna się z tobą zgodzić, chociaż nie sądzę, żeby budzenie krewnych w środku nocy i przyprawianie ich o szok z przerażenia można uznać za dobrą wolę zjawy.

— Nie miała wyboru — zganiła kuzynkę Angela. Nie możesz tego zrozumieć? Najwyraźniej nie miała innej możliwości skontaktowania się z tobą.

— To było naprawdę okropne przeżycie — Ellen wzdrygnęła się na samo wspomnienie widmowej wizyty z zaświatów. — Wolałabym, żeby duch baronowej nigdy więcej nie przekroczył progu mojego pokoju..

— Naprawdę, Ellen, jesteś strasznie niewdzięczna — stwierdziła Angie. — Zupełnie nie doceniasz troski Esteriny o ciebie — ja osobiście byłabym zachwycona, gdyby baronowa dała mi odczuć swoją obawę o mnie lub jakiekolwiek zainteresowanie moimi sprawami...

— Angie ma rację. — poparła siostrzenicę hrabina. — Poza tym, moja droga, jest jedna rzecz, o której musisz pamiętać — a mianowicie niepodważalny dogmat, że Esterina jest i pozostaje twoją patronką.

— Tak głosi tradycja. — zgodziła się Ellen. — Mimo to, czy uważasz, że te starodawne legendy powinny wywierać tak ogromny wpływ na życie jakiejkolwiek dynastii? Do tej pory nigdy nie dawałam wiary doniesieniom mówiącym o różnego rodzaju objawieniach, duszach czyśćcowych błąkających się po pałacach, lasach i polach, nawet kiedy oglądałam program telewizyjny poruszający ten temat. Mój negatywny pogląd czy wręcz uprzedzenie wobec tego typu opowieści można najprawdopodobniej przypisać faktowi że nie miałam szans by przesiąknąć atmosferą zamku po tylu latach spędzonych poza domem. Jedyne, co utkwiło mi głęboko w pamięci, to niejasne wspomnienie z dzieciństwa, nic poza strzępami rozmów o dziwnych obserwacjach tego typu, jakie miały miejsce na terenie posesji, relacje różnych osób, także personelu zamku, powtarzane w tajemnicy ściszonymi głosami, oraz dziwne odgłosy dobiegające nie wiadomo skąd, których źródła nigdy nie mogłam zlokalizować. Podobnie — jak często dostrzegane — ponure, zakapturzone, mgliste postacie snujące się po niezamieszkałych komnatach, strychu, wyższych kondygnacjach, które zdawały się rozpływać na moich oczach w chwili, gdy próbowałam do nich podejść, — zjawiska, które wtedy były dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Potem, po zmianie miejsca zamieszkania, podjęciu studiów — krótko mówiąc — osiedleniu się w Londynie — bardzo rzadko przyjeżdżałam do domu i — szczerze mówiąc — większość tych odległych wspomnień w międzyczasie zatarła się w mojej pamięci. A teraz, kiedy te dawno zapomniane wydarzenia nagle zaczęły się powtarzać… przeżyłam potworny szok… te wydarzenia są dla mnie po prostu niepojęte i niewiarygodne..

— Niestety, ja też w pewnym sensie ponoszę winę za niezręczną sytuację, w której się znalazłaś. — wyznała hrabina bacznie przyglądając się córce. — To ja — kiedy byłaś jeszcze małą dziewczynką — zdecydowałam się zapisać cię do internatu w mieście — głównie ze względu na powtarzające się utarczki z… nieproszonymi gośćmi z …określmy to …...innego świata — aby uchronić cię przed pewną wyjątkowo oporną zjawą — to znaczy — mam na myśli jednego z naszych przodków, którego na szczęście ani ty, ani Angie nie spotkałyście twarzą w twarz, Upiór ten jest — delikatnie mówiąc — wyjątkowo złośliwy i grubiański. Ta wada nie dotyczy jednak Esteriny. Baronowa robi wszystko, co w jej mocy, aby uchronić nas przed wszelkimi niebezpieczeństwami jakie mogą nam zagrażać.. Cała rodzina doskonale zdaje sobie z tego sprawę..

— Ellen, jeśli chcesz, żebym wyraziła moje zdanie na ten temat — wtrąciła Angela. — Zazdroszczę ci tych wizyt Naprawdę. Ja sama chciałabym być tą wybraną krewną którą, zamiast ciebie, Esterina darzyłaby tak wielkimi względami, o bezpieczeństwo której patronka by się tak bardzo troszczyła..

— Ty nie musisz obawiać się wizyt patronki — odcięła się zbesztana dziewczyna. — Twoje imię nie zaczyna się na literę E.

— Tak, — to prawda. — niestety. — szepnęła ponurym tonem Angela.

— Najwyższy czas, żebyś poszła spać, Angie. — hrabina kategorycznie przerwała dyskusję. — Czy nie zdajesz sobie sprawy, jak jest późno? Już dawno po północy. Rano nie będziesz mogła wstać.

— W porządku, ciociu. — powiedziała z przekonaniem dziewczyna. — Na pewno nie zaśpię. jeśli o to ci chodzi… Muszę wyjść wcześnie rano, przed śniadaniem. Chcę zanieść bukiet świeżych kwiatów do grobu… — Angela przerwała, dostrzegając zdziwienie wypisane na twarzach obu jej krewnych. — Dobranoc, ciociu. Żegnaj, Ellen. — dodała, podbiegając do drzwi i otwierając je.

— Najwyraźniej planuje kolejną wizytę na cmentarzu. — skomentowała półgłosem hrabina, gdy drzwi pokoju Ellen zamknęły się za kuzynką młodej damy. — Jej codzienne poranne wędrówki do grobowca Esteriny, niezależnie od warunków pogodowych i pory roku, kiedy pojawia się w posiadłości, stały się jej nawykiem., normą. Przyznaję, że jej zachowanie bardzo mnie martwi. Cóż, ale teraz, kiedy Angie wyszła, wróćmy do tematu poprzedniej rozmowy.. Skoro Esterina znów do ciebie przyszła, musi istnieć jakiś problem, który ją niepokoi., dlatego chciałabym, żebyś opowiedziała mi o jej wizycie ze wszystkimi szczegółami. Czego dokładnie chciała baronowa? Czy rozmawiała z tobą? Może chciała cię ostrzec przed czymś lub kimś?

— Och, mamo, dlaczego mi nie ufasz? Naprawdę nic nie pamiętam. Byłam zbyt przerażona. Kiedy się obudziłam i zobaczyłam, jak do mnie podchodzi…..wciąż byłam zaspana, niezbyt przytomna i….

— Musisz za wszelką cenę przypomnieć sobie jej słowa, jeżeli rzeczywiście do ciebie przemówiła i przekazała ci jakąkolwiek wiadomość… Esterina nigdy nie zwraca się do krewnych w błahych sprawach, jeżeli jej interwencja nie jest absolutnie niezbędna. Dlatego mam wszelkie powody, by sądzić, że jeśli zdecydowała się ponownie przyjść do twego pokoju — skontaktować się z tobą w ciągu zaledwie kilku dni od poprzedniej wizyty, musiała mieć jakiś wyjątkowo ważny motyw, by przekazać ci niezwykle pilną informację — istotną zarówno dla niej, jak i dla ciebie.

Ellen zastanowiła się… Rzeczywiście, teraz, kiedy częściowo otrząsnęła się z szoku wywołanego niespodziewanymi odwiedzinami,, zaczęła przypominać sobie fragmenty niesamowitej wizyty, wyraźnie przypomniała sobie że widmo wspomniało o jakiejś sprawie, wydało jej pewne polecenie. I — chociaż początkowo nakaz ten wydawał się nie mieć sensu, w rzeczywistości zabrzmiał trochę absurdalnie, to w obecnych okolicznościach…..

— Szuflada… — mruknęła w zamyśleniu.

— Słucham?

— Baronowa wspomniała o szufladzie, chyba o skrytce — chciała, żebym ją przeszukała. — odpowiedziała Ellen.

— Czy nie określiła dokładniej, o którą skrytkę chodzi? W jej buduarze jest mnóstwo szuflad. W szafie i w sekretarzyku również jest ich sporo.. Być może wskazała zupełnie inny pokój, własność innego krewnego.

— Nie, Esterina mówiła o tym bardzo wyraźnie. Powiedziała mi: — ‘przeszukaj moją skrytkę ‘, więc chyba nie miała na myśli żadnego innego buduaru — a wyłącznie ten który należy do niej…

— Czy wspomniała jeszcze o jakichś innych, dodatkowych problemach?

— Chyba nie. — Ellen potrząsnęła głową, próbując bezskutecznie przypomnieć sobie dalsze szczegóły polecenia wydanego jej przez patronkę. — o ile pamiętam, chyba nie powiedziała nic więcej, … no… szczerze mówiąc, mogła coś dodać — przyznała dziewczyna zauważając badawcze spojrzenie, którym obrzuciła ją matka, zdając sobie sprawę że pani domu najwyraźniej uważała relację córki za niezwykle ważną i dlatego pilnie wychwytywała najdrobniejsze, pozornie nieistotne informacje dotyczące szczegółów wizyty i wskazówek przekazanych przez Esterinę,,, — tylko że ja….Ellen przerwała, nieco zmieszana, — no, cóż, mamo, prawda jest taka że ja nie dałam patronce żadnej szansy aby dokończyła swoją wypowiedź, więc nie wiem jak dokładnie brzmiało jej polecenie, jakiego zadania — zgodnie z jej życzeniem, — powinnam się podjąć.,..

— W tych okolicznościach — . — oświadczyła hrabina wstając z krzesła na którym siedziała — nie pozostaje nam nic innego, jak oprzeć się na skąpym przesłaniu, o którym jakimś cudem baronowa zdołała cię poinformować. Jutro z samego rana pójdziemy do apartamentu Esteriny i dokładnie sprawdzimy jej buduar, sypialnię, gabinet, wszystkie szafy, szafki, komody, oraz skrytki jakie uda nam się znaleźć.

— Naprawdę chcesz tam iść? — zapytała z niepokojem Ellen. — Wolałabym…

— Esterina nie zrobi ci krzywdy, kochanie. Poza tym o tak wczesnej porze, przed południem raczej nie będzie nam przeszkadzać. Rzadko kiedy przychodzi w ciągu dnia, na ogół pojawia się o zmierzchu lub o północy. Jutro rano na pewno będzie się trzymać. z daleka. Co więcej — nie sądzę, żeby nas wypędziła z apartamentu, gdyż to właśnie jej apartament, zgodnie z jej wyraźnym życzeniem, mamy obowiązek przeszukać Musiała mieć doniosły powód, by nakazać nam sprawdzenie swoich rzeczy. Zastanawiam się tylko, jaką wielką tajemnicę tak bardzo chce ci wyjawić A teraz — spróbuj trochę odpocząć Mamy przed sobą ważne zadanie do wykonania. Odkrycie czegoś interesującego może zająć nam sporo czasu.

— A… a co jeśli Esterina znów zechce mnie odwiedzić tej nocy?

— Nie, to wykluczone. Możesz spać spokojnie. Wydała ci już istotne dla niej zlecenie.. Wszystko, co musisz zrobić, to spełnić jej prośbę.

Przez dość długi czas po tym, jak jej matka opuściła komnatę, Ellen leżała bez ruchu, rozglądając się ze strachem dookoła, przypatrując się uważnie każdemu szczegółowi wystroju pokoju, i zasłonie w drzwiach, zwijając się w kłębek z przerażenia, ilekroć najsłabszy dźwięk dochodzący z wnętrza budynku docierał do jej uszu lub rozbrzmiewał za oknem.

Dopiero gdy zbliżał się świt, a zegar wybił 4- tą rano, dziewczyna trochę się uspokoiła i poczuła ogarniającą ją senność.. Ponieważ tej nocy żadna zjawa już jej nie niepokoiła,, Ellen w końcu zapadła w głęboki sen.

Bez problemu obudziła się tego ranka o 9 rano, czując się doskonale wypoczęta pomimo niesamowitej przygody poprzedniej nocy i tuż po śniadaniu, ulegając usilnym namowom matki, poszła za panią domu do pokoju Esteriny.

— W świetle dnia północne skrzydło budynku nie wygląda już tak ponuro, prawda? A pokoje twojej patronki też są całkiem przytulne.

— Mam wrażenie, że wyczuwam tu obecność baronowej, że dotrzymuje nam towarzystwa lub przynajmniej przechadza się po pobliskich salach, skąd może nadzorować nasze poczynania — podczas gdy ona sama woli pozostać niezauważona — stwierdziła Ellen.

— Nawet jeśli ona tu rzeczywiście jest, nie zapominaj, że nie jesteś sama,, zdana całkowicie na własne siły. Ja sama miałam mnóstwo czasu, aby przyzwyczaić się do ciągłej inwigilacji Esteriny. Cóż, w takim razie, jak myślisz, — od czego powinniśmy zacząć naszą misję? Może warto przyjrzeć się zawartości jej szaf. — zastanawiała się hrabina, rozglądając się po nieco ponurej komnacie. — Ale przede wszystkim — podeszła do okna, żeby odsunąć ciężkie zielone zasłony. — może wpuścimy trochę światła do tego pokoju. Jest tu zbyt ciemno na podjęcie poszukiwań. A teraz — od czego zaczniemy? — Ta szafa ma mnóstwo szuflad — kontynuowała podchodząc do najbliższego mebla. — Jedna z nich może mieć podwójne dno..

— Chcesz powiedzieć, mamo, że nigdy nie kusiło cię, żeby przejrzeć rzeczy Esteriny, sprawdzić co kryją jej szafy, komody?

— Prawdę mówiąc nie interesowałam się nimi. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby przeszukiwać jej rzeczy osobiste, a tym bardziej zakłócać jej prywatność, ale teraz, w obecnej sytuacji, chyba po prostu nie mamy wyboru.

Pociągnęła za gałkę skrzydła jednej z szaf, która, początkowo stawiając lekki opór, wreszcie otworzyła się, strasznie skrzypiąc i wydając ostry zgrzyt,. Najwyraźniej przez wiele lat nikt tej szafy nie dotykał..

— Możesz tu podejść, Ellen? — zwróciła się hrabina do córki, która właśnie oglądała komodę po drugiej stronie pokoju. — Lepiej przejrzyj razem ze mną tę szafę. Przydałaby mi się pomoc. Co dwie głowy to nie jedna. Czy coś się stało? — zapytała, gdy dziewczyna, zrobiwszy kilka kroków w jej stronę, zatrzymała się przy nocnym stoliku Esteriny i ostrożnie podniosła leżącą na nim Biblię.

Ellen wciąż trzymając Biblię, i przeglądając ją spojrzała na matkę wyraźnie zaskoczona,. Niemal natychmiast po wejściu do apartamentu książka położona na brzegu stolika przykuła jej uwagę.

— Mamo, powiedz mi, czy jest jeszcze ktoś, — ktokolwiek poza tobą i babcią Emmą — kto ma dostęp do komnat Esteriny.

— Absolutnie nie, — poza wyjątkowymi okazjami nikt nigdy nie wchodzi do tego apartamentu. Jest na stałe zamknięty na klucz. A klucz do niego jest — z reguły — przechowywany w jednym ze schowków w moim sekretarzyku.. Nawet żadna ze służących — na wypadek gdyby te pokoje wymagały odkurzenia — nie może tu przebywać bez nadzoru.

— Naprawdę? Niemniej jednak jest w tej książce coś, co wydaje mi się dość dziwne. — zadumała się Ellen wciąż przeglądając Biblię.

— Co masz na myśli?

— Mam wrażenie, że ktoś w międzyczasie musiał czytać Pismo Święte.

— Niemożliwe. Jak już mówiłam, nikt nie ma wstępu do tego pokoju, nie mówiąc już o dotykaniu rzeczy właścicielki bez mojej wiedzy.

— To dlaczego zakładka jest na innej stronie niż w zeszłym tygodniu?

— To niemożliwe! — pani domu odwróciła się gwałtownie od na wpół otwartej górnej szuflady szafy, której zawartość, wobec niechęci córki do podjęcia poszukiwań — zaczęła sama przeglądać. W wyniku jej szybkiego ruchu śnieżnobiały szal przetykany złotą nicią zahaczył o jeden z guzików sukni i wysunął się z szuflady na podłogę, wyciągając z szafy śliczne owalne lusterko oprawione w misternie grawerowaną perłową ramę wyposażona w szykowną, srebrzystą rączkę owiniętą szalem. Hrabina, nie zważając na godny podziwu 18-wieczny relikt, szybko podeszła do córki i — nieco zaniepokojona — sięgnęła po księgę.

— Kilka dni temu — wyjaśniła Ellen — oprowadzając Roberta po zamku, pokazałam mu też niektóre apartamenty mieszczące się w tym skrzydle, łącznie z komnatą baronowej. W trakcie zwiedzania buduaru przeglądaliśmy także Biblię. Prawdę mówiąc, książka otworzyła się sama na stronie 41 oznaczonej tą wstążką. Pamiętam to doskonale, bo nawet przeczytaliśmy jeden z fragmentów. A teraz — sama zobacz gdzie jest zakładka — na stronie 112.

Hrabina, nieco zdziwiona,, kontemplowała Pismo Święte, starając się ukryć niepokój, który ją ogarnął. Mimo wzburzenia wywołanego słowami córki próbowała nie okazać zdenerwowania i zachować pozorny spokój.

— Chyba pomyliłaś strony — stwierdziła wreszcie, starając się rozwiać niejasne wątpliwości dziewczyny. — Ellen — może odłożysz Biblię na swoje miejsce i pomożesz mi sprawdzić pozostałe szuflady.

Przeszukanie szaf, komód oraz dwóch szafek wnękowych ukrytych za obrazami okazało się jednak bezskuteczne. Żadna skrytka nie zawierała wskazówki jak rozwiązać tajemnicę, o której wspomniała zjawa Esteriny.

— Może znajdziemy coś w tym sekretarzyku — Ellen wskazała na ogromne mahoniowe biurko ze wspaniale rzeźbionymi nóżkami, stojące przy oknie w rogu pokoju.

— Obawiam się, że to nic nie da — westchnęła z rezygnacją hrabina — to biurko to jedyny mebel w apartamencie, który znam doskonale.. Ja — wraz z twoją babcią Emmą — dość dokładnie go przeszukałam, sprawdzając różne dokumenty dotyczące życia Esteriny — listy, zapiski z tego okresu — które baronowa prowadziła dość systematycznie. Akta obejmowały dużą liczbę rękopisów i zwojów sprzed kilku stuleci, które — niestety — nie ujawniły niczego, co mogłoby pomóc w wyjaśnieniu sprawy.

— A jednak — upierała się Ellen — krewna dała jasno do zrozumienia, że życzy sobie, żebym odnalazła coś, co było przechowywane w jednej z jej szuflad. W każdym razie nie zaszkodzi podjąć jeszcze jedną próbę…

Po otwarciu sekretarzyka i ponownej inspekcji większości dokumentów, których treść nie spełniała jednak oczekiwań młodej damy, Ellen doszła do wniosku, że mimo wszystko jej matka miała niezaprzeczalną rację. Żaden z zapisów ani listów z tamtych czasów nie zawierał istotnych wskazówek.

— Następnym razem, gdy Esterina złoży ci wizytę sugeruję, żebyś zwróciła trochę większą uwagę na informację jaką patronka chce ci przekazać — powiedziała hrabina, najwyraźniej bardzo zbulwersowana — będziemy przynajmniej miały jakieś pojęcie, czego dokładnie powinniśmy szukać.

— Ciekawe, co kryje ta przegroda. — zastanawiała się Ellen, przyglądając się maleńkim drzwiczkom umieszczonym bezpośrednio pod blatem sekretarzyka, w których zamontowano równie miniaturowy zameczek, próbując jednocześnie zignorować rozczarowanie i wzburzenie matki spowodowane bezowocnymi poszukiwaniami…

— Ta przegroda zawiera tylko jedną bardzo wąską półkę, która jest całkowicie pusta. Nie zawiera niczego, co mogłoby cię zainteresować.

— Masz klucz do tego zameczka? Chciałabym to sprawdzić sama..

Po otwarciu maleńkich drzwiczek Ellen była zmuszona przyznać, że jej rodzicielka miała jednak rację.. Wąska półka rzeczywiście była zupełnie pusta. Jednak, w trakcie drobiazgowego przeglądu dziewczyna zdała sobie sprawę, że w jednym punkcie jej matka zdecydowanie się myliła — pod niewielką półką, jakieś pięć cali niżej, zamocowano jeszcze jedną, ledwie dostrzegalną wypukłość — zaledwie kilka cali długości.

— Ta część drewna wydaje się wilgotna — powiedziała Ellen dotykając dolnej krawędzi maleńkiej półki. — Czy okna tego pokoju wychodzą na północ? W tej sali jest dość chłodno. Moim zdaniem to miejsce jest zdecydowanie za zimne dla cennych antyków, jeśli mają być zachowane w dobrym stanie.

— Te zabytkowe meble przetrwały w tych komnatach przez ponad trzy wieki i nigdy, pod żadnym pozorem nie wolno ich przenosić ani przestawiać. Zamknij to biurko.. Jak widzisz, nie znajdziesz tam nic ciekawego. Esterina musiała mieć na myśli jakiś inny schowek..

— Chwileczkę, mamo. — odpowiedziała Ellen przesuwając dłonią po obu małych półkach, upewniając się tym samym, że dolny występ jest lekko wygięty i chropowaty. Jej palce natrafiły na szczelinę w drewnie.

— Znalazłaś coś? — dopytywała się nieufnie hrabina. Pamiętała całkiem wyraźnie, że sama wielokrotnie przeglądała sekretarzyk baronowej w poszukiwaniu zakamuflowanych przegródek, które na przestrzeni wieków zwykle instalowano w różnych meblach, ale w tym konkretnym biurku nigdy nie natrafiła na skrytkę.

— Możliwe. powiedziała Ellen. — Nie jestem jeszcze pewna..

— Spośród materiałów piśmienniczych starannie ułożonych na blacie sekretarzyka wzięła srebrzysty nóż do papieru i włożyła go w szczelinę, aby rozłączyć dwie, jak przypuszczała, ściśle zespolone części drewnianej konstrukcji, — jednak — bez rezultatu..

— To jest wyłącznie mała szczelina — stwierdziła hrabina… — Sekretarzyk stoi tu od kilku wieków. Niektóre półki mogły się wypaczyć.

— To możliwe, ale w takim razie — dlaczego powierzchnia tego jednego występu drewna jest taka szorstka? Jest zupełnie inny niż wszystkie inne drewniane części, które sprawdziłam. Nierówności nie można przypisać wyłącznie upływowi czasu. — Ellen przesuwała dłonią po półce, aż — w końcu — w pewnym miejscu, które musnęła — jej palce napotkały maleńkie owalne wybrzuszenie o długości około jednego cala. W chwili, gdy je dotknęła, a następnie nacisnęła nieco mocniej, wąska górna półka, jak gdyby napędzana sprężyną, błyskawicznie wysunęła się z obudowy biurka,, ukazując dużą szufladę, w której znajdowała się książka w kremowej skórzanej oprawie. Ellen sięgnęła po nią szybkim, niecierpliwym ruchem,.

— Czy ta książka może być tym tajemniczym kluczem który baronowa poleciła mi odszukać,? jak sądzisz, mamo? — zastanawiała się dziewczyna, spoglądając na misternie wydrukowane inicjały widniejące na okładce.

Wszystkie strony księgi były śnieżnobiałe, żadna nie wyblakła ani nie pożółkła z upływem czasu — były zapisane jednolitym, równym charakterem pisma,, nieskazitelnym i czytelnym, jakby zawarte w niej notatki wpisano zaledwie kilka dni temu.

„Pamiętnik. Esterina Moreno” — Ellen odczytała nazwisko właścicielki na pierwszej stronie.

— Moreno. — powtórzyła. — znasz to nazwisko, mamo?

— To było jej nazwisko panieńskie. — stwierdziła hrabina, nie mniej zaintrygowana odkryciem pamiętnika baronowej niż jej córka.

Ellen zaczęła wertować kartki książki, szybko choć pobieżnie przeglądając treść zapisanych w niej wspomnień, które wzbudziły jej nieukrywaną ciekawość, następnie wróciła do pierwszej strony na której widniała data — 18 marca 1620 roku. Pod tą datą umieszczony był szczegółowy opis jakiejś uroczystości, która najwidoczniej była celebrowana w domu autorki pamiętnika.

„Dzisiejszego wieczoru ojciec promieniał radością — głosił wpisany w tym miejscu fragment dziennika — „i pragnął aby cała rodzina, i wszyscy przyjaciele podzielali jego radość z tego wydarzenia.. Urząd Ministra Finansów, na które tak wysokie stanowisko — z rozkazu Jego Królewskiej Mości właśnie ojciec został wyniesiony — pomimo rozmaitych machinacji ze strony różnych osób bywających na dworskich salonach, oraz licznej grupy, źle życzących mu adwersarzy deklarujących jawną dezaprobatę dla powyższej nominacji ojca, którzy to oponenci, jak sądzę, żywili nadzieje że zdołają ubiec wybranego już kandydata, tym samym zdobywając wyżej wspomniane wysokie stanowisko dla siebie.. pragnąc przyłączyć się do kręgów dworu królewskiego. Nominacja ta przyniosła ojcu wielki respekt, zyskał tą drogą powszechny szacunek i popularność. Na sukces ten ojciec, dzięki swej niezrównanej wierności, lojalności i oddaniu dla rodziny królewskiej — w pełni zasłużył.

Wśród osób ucztujących na wystawnym bankiecie wydanym z tej okazji, pragnąc uhonorować przyznany mu przywilej — ojciec gościł także hrabiego, którego uważa za swojego najbliższego przyjaciela. Obecność tego gentlemana na przyjęciu była jedyną niedogodnością, która w dużej mierze zmniejszyła moją satysfakcję z awansu ojca, zepsuła mi humor na cały wieczór, niezmiernie umniejszyła radość jaką sprawiło mi to wyróżnienie. Ten arogancki, wyniosły, zarozumiały osobnik wbrew mojej woli narzucał mi swoje towarzystwo przez całą uroczystość, — nie chciał oddalić się ode mnie nawet na krok, usiłując eskortować mnie dokądkolwiek się udałam, — zarówno w ogrodzie, jak i w salonie czy sali bankietowej. Odraza, jaką budzi we mnie ten człowiek, — który to wstręt ze względu na ojca staram się ukryć pod maską uprzejmości — nie robi na tym zalotniku żadnego wrażenia, jest mu najwyraźniej absolutnie obojętna, — zdaje się zupełnie nie dostrzegać mej awersji wobec niego, ponadto — całkowicie lekceważy czy wręcz ignoruje — moją niechęć wobec jego osoby — chociaż starałam się wszelkimi sposobami unikać jego towarzystwa. Apodyktyczny sposób, w jaki hrabia zwracał się do mnie, wywołał z mojej strony niewysłowiony odrazę i irytację, jego arogancja i styl bycia, były wprost trudne do zniesienia. Minęły już ponad dwa lata, odkąd ten intruz zaczął zabiegać o moje względy. — narzucając mi swoje towarzystwo od pierwszego dnia w którym pojawił się w rezydencji, przyjmując zaproszenie ojca do złożenia wizyty w naszej posiadłości, stając się następnie prawie codziennym gościem w naszym domu. — mimo gwałtownych protestów i sprzeciwów zarówno ze strony mojej matki, jak i siostry, ponieważ — ze względu na nieokiełznany rozpustny tryb życia jaki ten szlachcic prowadził, — która to wada i nieobyczajny styl w zaprzyjaźnionych kręgach jest rzeczą powszechnie znaną — żadna z wyżej wymienionych osób nie podziela respektu jakim — z nieznanych mi powodów — darzy go ojciec, Jednakże moje prawdziwe zdumienie budzi rzeczywiście niezwykła władza, jaką hrabia dzierży nad moim ojcem i — mimo że człowiek ten udaje oddanego, zaufanego przyjaciela rodziny, — wyczuwam — co więcej — daję wiarę pogłoskom i relacjom krążącym w różnych kręgach i środowiskach -, że pod pozorem ostentacyjnego wyrafinowania, którym szczyci się ów gentleman, — w rzeczywistości osobnik ten jest kłamliwym, dwulicowym oszustem, perfidnym do szpiku kości.

— Ten fragment pamiętnika Esteriny w żaden sposób nie wyjaśnia interesującego nas problemu — stwierdziła hrabina Loretti wyraźnie zawiedziona — Ponieważ te notatki dotyczą wyłącznie jej spraw prywatnych, w najmniejszym stopniu nie naświetlają tajemnicy którą zamierzałyśmy wyjaśnić.. Poza tym, w mojej ocenie, raporty te są zbyt osobiste, aby się w nie wgłębiać. —

Nie zgadzam się z tobą, mamo. Będąc w tak krytycznej sytuacji, muszę brać pod uwagę wszelkie informacje, które mam szansę tą drogą uzyskać. Nadal nie mam pojęcia, na jaki trop chciała mnie skierować baronowa, czego właściwie mam szukać. — przerwała dziewczyna, dostrzegając pełne wyrzutu spojrzenie matki — mimowolnie przypominając sobie wydarzenia poprzedniej nocy, w tym własną bezmyślność i poważną nierozwagę z jaką potraktowała widmo Esteriny, odmawiając wysłuchania polecenia, a raczej — prośby damy — Wydaje mi się — pospiesznie dodała Ellen — pragnąc uniknąć dalszych pretensji ze strony matki, — że jestem winna mej patronce, jak nazywasz widmo z epoki — dokładne przestudiowanie jej pamiętnika, aby odnaleźć wiadomość, którą baronowa poleciła mi odszukać..

— Być może masz rację. Przejdźmy zatem do następnej strony.

„27 kwietnia 1620 r.

Marco, mój ukochany Marco, jaka to straszliwa złośliwość lub zrządzenie losu sprawiło, że nie mieliśmy okazji spotkać się we wcześniejszym terminie, w innych okolicznościach?, — poznaliśmy się dopiero teraz, gdy wszelkie szanse na spełnienie naszych marzeń i realizację planów okazują się już niemożliwe.! Płonne nadzieje! Na wszystko jest już za późno! A przecież mogliśmy być tacy szczęśliwi gdyby dane nam było być razem! Gdybyś został przedstawiony mojej rodzinie kilka miesięcy wcześniej, być może mój ojciec nie byłby tak nieugięty, i tak kategorycznie, bez zastanowienia nie odrzuciłby twoich oświadczyn, i -po ponownym rozważeniu twej propozycji — oddałby ci moją rękę! Niestety — ojciec już zaplanował moją najbliższą przyszłość i podjął kroki w kierunku realizacji swych planów w tej kwestii.. Wbrew mojej woli, mimo mej stanowczej odmowy, którą wyraźnie — wszem i wobec — w powyższej sprawie oznajmiłam, — ojciec niedawno, w sposób nieuznający sprzeciwu, kategorycznie, bez ogródek zadeklarował, że podjął nieodwołalną decyzję, aby zmusić mnie do zawarcia małżeństwa z wybranym przez siebie kandydatem, sam widok którego budzi we mnie nieopisaną awersję Obawiam się, że nie mam szans na uniknięcie mojego smutnego, wręcz tragicznego przeznaczenia.. Szlachcic, którego ojciec wybrał na mojego małżonka i którego towarzystwa — niepożądanej adoracji — wszelkimi sposobami przez ostatnie miesiące na próżno próbowałam unikać — jest osobą o wielkim znaczeniu na dworze królewskim.. Poprosił ojca o moją rękę mimo że ja sama już wielokrotnie, nieodwołalnie, stanowczo odrzuciłam jego propozycję małżeństwa. Mój los jest przesądzony — przypieczętowany — tym bardziej, że kilka tygodni temu — poprzez niefortunny zbieg okoliczności, czy raczej — podstępne intrygi wrogich mu antagonistów — mój rodzic z dnia na dzień popadł w niełaskę Jego Królewskiej Mości. Hrabia L. — który to fakt — niestety — mimo mojej odrazy do niego — muszę stwierdzić — zrobił absolutnie wszystko co leżało w jego mocy aby przywrócić swego przyjaciela do królewskich łask — wielokrotnie interweniując w obronie mojego rodzica, które to mediacje, odniosły w rezultacie pożądany skutek.. Zdaję sobie sprawę z tego, że hrabia wstawiał się za ojcem u Jego Królewskiej Wysokości wyłącznie ze względu na mnie. — zdaję sobie również sprawę z faktu, że to wyłącznie a powodu tej fatalnej afery zostałam ostatnio zobowiązana do poślubienia wielce niepożądanego, niemiłego mi adoratora — mimo nieopanowanej niechęci, którą we mnie wzbudza. Ale — w świetle tej tragicznej sytuacji — co stanie się ze mną? Jaki los mnie czeka? Jakie jeszcze inne koszmarne doświadczenia przeznaczenie mi zgotowało? Jednakże — zważywszy obecne okoliczności — czy mój własny pogląd na tę kwestię — oraz stanowisko które zajęłam — rzeczywiście nie mają żadnego znaczenia? Ponadto — czy moje własne emocje jak również szczere uczucie, którym kieruje się ten drugi — wysoko ceniony przeze mnie gentleman, tak bezwzględnie odtrącony przez mojego ojca — zalotnik, do którego moje serce żywi wielki, żarliwy afekt — mają być traktowane z lekceważeniem i pogardą? Czy mam obowiązek poddać się ostatecznej decyzji którą ojciec w tak nieubłagany sposób mi narzuca? Och, Marco, czy kiedykolwiek będę miała szansę jeszcze cię spotkać?

„20 czerwca 1620”

Minęły dwa miesiące od dnia, w którym ostatni raz spotkałam się z gentlemanem tak drogim mojemu sercu. Wkrótce po hucznym przyjęciu wydanym przez ojca z okazji moich niepożądanych, niechcianych zaręczyn z hrabią L. Marco został oskarżony o uknucie spisku przeciwko Jego Królewskiej Mości i zamach na życie monarchy. Powiedziano mi, że oskarżenie to zostało uznane za zdradę stanu. Jednak — pomimo wszelkich dowodów zebranych błyskawicznie — w wielkim pośpiechu, nie przywiązuję żadnej wagi do aktu oskarżenia. -nie daję wiary pomówieniom. Marco jest niewinny. Jestem o tym bezwzględnie przekonana. Poza tym — objęcie urzędu tak wysokiej rangi, piastowanie na dworze tak odpowiedzialnego stanowiska, przebywanie w bliskim kręgu króla, w żaden sposób nie predysponuje wspomnianego funkcjonariusza — członka dworu — do wzniecenia buntu ani nie skłania lojalnych, oddanych dworowi królewskiemu urzędników do dopuszczenia się zdrady. Moim zdaniem wszelkie dowody jakie przeciwko mojemu ukochanemu zostały zebrane, bez wątpienia zostały perfidnie sfabrykowane, w celu rozdzielenia nas na zawsze. Podejrzewam, że ten irracjonalny akt oskarżenia został sprowokowany przez ostatnie oświadczyny ze strony mojego ukochanego -, w której to sprawie Marco zwrócił się niedawno do mojego ojca, aby jeszcze raz prosić go o moją rękę — ponownie zwracając się do pana domu, aby przychylił się do jego prośby i jeszcze raz rozważył sprawę mojego małżeństwa, nie oddawał mojej ręki hrabiemu..Niestety — ojciec uparcie podtrzymuje swoją decyzję. Ani apele Marco, ani moje własne błagania, ani nawet wstawiennictwo mojej matki nie zostały uznane za wystarczająco znaczące podstawy, by skłonić ojca do zmiany decyzji, do jakichkolwiek ustępstw w tej kwestii. Czy wiadomość o wznowionej propozycji małżeństwa złożonej przez Marca,, znienawidzonego rywala mojego niechcianego narzeczonego i — wysoce niepokojącym konflikcie,, który ta petycja wywołała — – dotarła do uszu hrabiego? Od tego nieszczęsnego wydarzenia nie nadarzyła się żadna okazja zorganizowania spotkania z moim ukochanym, choćby potajemnego. W wyniku fałszywego oskarżenia Marco został zmuszony do ukradkowej ucieczki z kraju pod osłoną nocy. …”

— Kim był Marco, mamo? — zapytała zaciekawiona Ellen.

— Ze słów Esteriny wynika, że był to mężczyzna, którego autorka pamiętnika kochała do szaleństwa, choć z polecenia swego rodzica została zmuszona do małżeństwa z innym zalotnikiem. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że jej życie było tak pogmatwane.

— Czy to dlatego baronowa zmarła tak młodo?

— Dowiemy się tego, gdy przeczytamy dziennik do końca. Wydaje się, że zawiera fakty, o których nikt z nas nie miał najmniejszego pojęcia. Najwyraźniej Esterina z jakiegoś powodu uznała za konieczne wyjawić ci pewne niejasne jak dotąd kwestie dotyczące jej prywatnego życia i — dlatego złożyła ci wizytę w twoim apartamencie poprzedniej nocy …. tak... teraz, gdy się nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że to była ta właśnie wiadomość, którą zamierzała ci przekazać …… o, chyba słyszę, że ktoś tu idzie — w stronę tego buduaru — pani domu przerwała na chwilę rozmowę, nadsłuchując odgłosów dobiegających spoza apartamentu. Na zewnątrz, w dalszej części korytarza, rozległo się głośny łomot, jakby ktoś przemierzał korytarz, mozolnie dźwigając niezwykle ciężki przedmiot, którym był obarczony, a następnie, zbliżając się do buduaru, wędrowiec uginając się pod ciężarem, stracił równowagę i zatoczył się, zderzając się ze ścianą tak gwałtownie, że podłoga zatrzęsła się pod jego stopami.

Ellen wybiegła z pokoju i rozejrzała się po korytarzu, ale w zasięgu wzroku nie było widać żywej duszy. Kroki, które usłyszała zaledwie przed chwilą, ucichły w jednym z odgałęzień krętego korytarza. Wróciła do buduaru.

— Kogo tam zobaczyłaś? — zapytała hrabina.

— Nikogo nie ma w korytarzu.. Ktoś musiał kierować się do zachodniego skrzydła. Wróćmy do pamiętnika.

„25 lipca

Ojciec wezwał mnie dziś rano do swego gabinetu, aby oznajmić, że wyznaczył już datę mojego ślubu, ponadto działając w porozumieniu z hrabią L. wydał niezbędne instrukcje, aby ceremonii nadano niezwykle uroczysty charakter…. Żywię ogromną, nieskończoną urazę do mojego rodzica, ponieważ nigdy nie zadał sobie najmniejszego trudu, aby zasięgnąć mojej opinii na temat małżeństwa, któremu jestem zdecydowanie przeciwna. Ojciec, niestety, okazuje niezmienne lekceważenie wobec mojego stanowiska dotyczącego tej kwestii, traktując z najwyższą pogardą moje uczucia, nie zważa także na moje błagania i protesty ani argumenty które mu przedstawiłam w tej sprawie. Zaczął natomiast roztaczać przede mną wspaniałe perspektywy życia, które jego zdaniem będę wieść na dworze królewskim, gdzie, jego zdaniem, powinnam osiedlić się nazajutrz po ceremonii zaślubin. Czy naprawdę muszę podjąć się tego — tak bezwzględnie nałożonego na mnie obowiązku, wywiązać się z narzuconych mi warunków, poświęcając w tym celu całe moje życie, i — w dowód wdzięczności, a raczej jako zadośćuczynienie za niezłomne, skuteczne wstawiennictwo hrabiego w kwestii zawikłanej afery mego ojca, który ostatnio popadł w niełaskę, mediacje wpływowego szlachcica w zakresie arbitrażu w przedmiotowej sprawie, która to interwencja w dużej mierze przyczyniła się do zmiany decyzji dworu dotyczącej relegacji ojca z dotychczas pełnionej wysokiej funkcji oraz umożliwiło memu rodzicowi pozostanie na elitarnym urzędzie, — dalsze piastowanie dotychczasowej znamienitej posady, — dymisja z którego to stanowiska niedawno mu zagrażała — czy powinienem być zmuszana do okazania wdzięczności? Czy mam zostać wydana za mąż, a raczej — w zamian za zasługi wyświadczone ojcu — mam zostać bez słowa protestu oddana jako trofeum człowiekowi, którego osoba budzi we mnie wyłącznie nieopanowaną awersję, — a jego słynny z rozpusty styl życia, — mimo jego zasług dla sprawy ojca — niewysłowioną pogardę?

Ellen przerwała lekturę i podniosła wzrok, ponownie słysząc odgłos szybkich kroków dochodzących z korytarza.

— Znowu ktoś tędy idzie. Słyszysz, mamo?

— Może to Robert. Możliwe że cię szuka..

— Jeśli to Robert, to doskonale wie, gdzie jestem. Przy śniadaniu powiedziałam mu, gdzie spędzę większość dnia. Sądzę raczej, że to Henry ma do ciebie jakąś sprawę.

— O tak, to możliwe. Dziś rano byłam tak zdenerwowana twoją wczorajszą przygodą, że zupełnie zapomniałem wydać mu instrukcje. Zostań tutaj i czytaj dalej. To nie potrwa długo. Wrócę za minutę..

Hrabina wyszła z apartamentu i skierowała się w stronę holu, wołając imię kamerdynera. Henry jednak nie zareagował na wezwanie, nie pojawił się.. Po dłuższej chwili chwili pani domu wróciła do buduaru baronowej.

— Tam nikogo nie ma — powiedziała nieco zakłopotana. — wszyscy domownicy są doskonale zaznajomieni z rozkładem tej części budynku, więc nikt raczej nie straci tu orientacji. Co więcej, personel zwykle omija komnaty Esteriny szerokim łukiem.. Szkoda że nie spotkałam Henry’ego. Porozmawiam z nim później. Teraz skoncentrujmy się na pamiętniku…

Ellen odwróciła kartkę dziennika.

„Wczoraj wieczorem hrabia L. złożył mi kolejną wizytę w naszym majątku i całkowicie lekceważąc jawną, nieukrywaną niechęć jaką do niego żywię, nie zważając na zastrzeżenia jakie wnoszę co do proponowanych przez niego planów i projektów dotyczących rozważanego małżeństwa — z najwyższą pogardą i arogancją wyśmiał wszystkie pytania, które mu zadałam w sprawie oskarżenia wysuwanego wobec Marco o rzekomo popełnioną przez niego zdradę stanu,. Poinformowałam hrabiego w bardzo wyraźny, dobitny sposób, że poddaję w wątpliwość przedstawione mi dowody, które uważam za bezpodstawne plotki, oraz nie daję wiary pomówieniom w kwestii zdrady stanu, której, moim zdaniem, nigdy by nie popełnił.. Hrabia zdawał się lekceważyć moją opinię na ten temat — co więcej — uniesiony gniewem — ze złością krytykował i wyśmiewał moje indagacje dotyczące prawdziwości poszlak i dowodów dotyczących domniemanego aktu zdrady Marco. Potem nagle zmienił temat, nonszalancko ignorując dalsze pytania, które mu zadałam. — łącznie z absurdalnymi i nieuzasadnionymi — jak je określił — wątpliwościami, jakie mogłam mieć w kwestii tej skandalicznej afery, po czym, — nawiązując do przyjęcia zaręczynowego, które odbyło się niedawno w posiadłości mego ojca,, szlachcic ten zaczął snuć plany co do naszego miesiąca miodowego. Złożył też przyrzeczenie, że wkrótce po powrocie do Italii zostanę — w należytej formie — przedstawiona królowi. Planowane wprowadzenie do dworskich kręgów, które rozważa mój niechciany adorator, nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Hrabia zdawał się być rozwścieczony moim brakiem entuzjazmu, a ściślej mówiąc — postawą całkowitej obojętności wobec tego projektu. Niemniej jednak ja, bez względu na…”

Tym razem głuchy odgłos czyichś kroków, który ponownie zabrzmiał w korytarzu — zaalarmował obie kobiety w równym stopniu, tym bardziej, że poprzednio, gdy Ellen, słysząc ten dźwięk, wyjrzała na zewnątrz, korytarz był całkowicie opustoszały. Obie damy przerwały dalszą lekturę dziennika i czekały w napięciu aż przybysz zbliży się do buduaru. Na widok wysokiego czarnowłosego mężczyzny, który za chwilę stanął na progu, obie panie odetchnęły z ulgą.

— Ach, to ty, Robercie. Bardzo się cieszę, że w końcu odnalazłeś drogę do tego pokoju. —

— Nie spodziewałaś się mnie tu zobaczyć? W twoich oczach jest bardzo dziwny wyraz. — stwierdził lord Danvall, przypatrując się swojej narzeczonej. — jakbyś właśnie spotkała kolejne widmo. Z tego, co pamiętam, żadne lokalne zjawy nie pojawiają się w ciągu dnia — zauważył żartobliwie, mimowolnie wspominając konsternację Ellen tego ranka, kiedy opowiedziała mu o nieprzewidzianej wizycie ducha baronowej poprzedniej nocy. W tej chwili też sprawiała wrażenie zdezorientowanej i zaniepokojonej. -Z jakiego powodu tak długo błąkałeś się po korytarzach tego piętra? — zapytała hrabina. — Słyszałyśmy, jak wędrujesz po różnych apartamentach przez ponad dziesięć minut. Powinieneś był przyjść prosto do tego salonu.

— Nie zgubiłem się w labiryncie gmachu, hrabino, jeśli o tym pani mówi. — zaprotestował Danvall. — Zapoznałem się już z rozkładem większości komnat w różnych skrzydłach, więc nie miałem problemu ze znalezieniem pasażu prowadzącego do tych pokojów.. Wysłałem dziś rano kilka maili, otrzymałem kilka faksów, co zajęło mi dłuższą chwilę, a potem przyszło mi do głowy, że najwyższy czas sprawdzić, na jakim etapie są poszukiwania jakie prowadzicie w buduarze Esteriny.. Dlatego po skończeniu tych zadań udałem się prosto do komnat słynnej baronowej znajdującego się na tym piętrze, nigdzie się nie zatrzymując… o nie — proszę mi wybaczyć — jednak jest coś, o czym zapomniałem wam powiedzieć — dodał mężczyzna unosząc rękę w geście przeprosin — po drodze wszedłem do galerii obrazów, żeby jeszcze raz przyjrzeć się niektórym portretom i… pani hrabino…. cóż, prawda jest taka, że jeden z obrazów rzeczywiście, jak już wspomniałem, przypomina mi kogoś, kogo z pewnością już gdzieś widziałem — możliwe ze był przedstawiony na jakiejś miniaturze, chociaż niestety nie mogę sobie przypomnieć czyj dokładnie to był portret. a potem tutaj — do komnat Esteriny. Ale dlaczego zadała mi pani to pytanie, hrabino? Czy znowu wydarzyło się coś niezwykłego?

— Nie, na szczęście nic ważnego się nie stało. Zapomnijmy o tym. — stwierdziła Esther Loretti, lekko zażenowana.. — Zastanawiam się, czy przypadkiem nie spotkałeś kamerdynera po drodze. Wydaje mi się, że kilka minut temu słyszałem, jak przechadzał się po sąsiednich korytarzach. Chciałam go tu wezwać, ale chyba nie usłyszał mojego wołania..

— W korytarzach przez które przechodziłem nikogo nie spotkałem… Co do kamerdynera — Henry — wyszedł z domu dwadzieścia minut temu. Pojechał do miasta załatwić jakąś sprawę którą, jak mówił — zleciła mu pani wczoraj..

— Rozumiem. — odpowiedziała hrabina. — Porozmawiam z nim, kiedy wróci.

— Nawiasem mówiąc, hrabino, nie umknęło mojej uwadze, że mimo wszystko zdecydowała się pani przeprowadzić pewne zmiany w galerii portretów.

— Ależ absolutnie nie! Nic podobnego! W żadnej z tych komnat w skrzydle północnym nie dokonano od wieków żadnych zmian, a już na pewno nie w galerii portretów. To święte miejsce dla całej dynastii, zarówno bliskich, jak i dalszych krewnych, gdyż daje wgląd w dzieje rodu na przestrzeni wieków i reprezentuje niemal wszystkich przedstawicieli rodu od niepamiętnych czasów… Skąd ten absurdalny pomysł przyszedł ci do głowy?

— Niektóre obrazy zostały przewieszone w inne miejsce..

— Przewieszone? Niemożliwe! Kto poważył się ….? —

— Dokładnie mówiąc — tylko dwa z nich … — pospiesznie zapewnił damę Robert. — Ten wspaniały portret lorda Cardana namalowany w połowie XVII wieku i drugi przedstawiający Enrico Loretti.

— O nie, — kto mógł wpaść na tak szalony koncept aby…..- pani domu pokręciła głową niezmiernie wzburzona… — jesteś tego pewien?

— Cóż, hrabino, jestem pewien, że się nie mylę. O ile dobrze pamiętam, oba te antyczne obrazy były umiejscowione obok siebie, a teraz wiszą po obu stronach wizerunku baronowej Esteriny. Poza tym — przerwał z wahaniem Robert. — Zdaję sobie sprawę, że może zabrzmieć dziwnie, jednak przez chwilę miałem wrażenie, że portret Enrico Loretti jest usytuowany znacznie bliżej Esteriny niż portret przedstawiający Lorda Cardana.

— Chciałabym wiedzieć, który ze służących ponosi winę za tę bezmyślny czyn. — zastanowiła się hrabina, niezwykle zirytowana. — Przypuszczam, że któryś z lokajów zamierzał odkurzyć ramy obrazów, zdjął je ze ściany a potem zawiesił te arcydzieła na niewłaściwych hakach. Ale co go skłoniło do zdjęcia tych obrazów? Chyba będę musiała przywołać winnego do porządku. A może… może to sprawka kamerdynera? Czyżby Henry….. Nie…, niemożliwe...To wyjątkowo nieprawdopodobny pomysł. …… — Zobaczymy się później — hrabina z niejakim roztargnieniem pożegnała Ellen i Roberta. po czym pospiesznie wyszła z komnaty.

Nie była to wina ani Henry’ego ani także przewinienie któregokolwiek ze służących. Pani domu podświadomie to przeczuwała, ale dopiero po wejściu do galerii w pełni zdała sobie z tego sprawę. Wielki obraz przedstawiający potężnie zbudowaną, masywną postać jej przodka został przesunięty o prawie pół metra bliżej portretu Esteriny, przeniesiony w zupełnie inne miejsce niż to w którym umieszczono go przed wiekami, tak jakby w międzyczasie — w ciągu nocy — jakaś niewidzialna ręka wbiła w ścianę solidny, lśniący złowrogą czernią mocny hak. Ponadto — obraz delikatnie kołysał się tam i z powrotem. Ruch ten był co prawda ledwie dostrzegalny, ale dla spostrzegawczego obserwatora, którą to cechą niewątpliwie odznaczała się pani domu, ten wahadłowy ruch oraz towarzyszący mu ostry zgrzyt w trakcie kontaktu ze ścianą był wyraźnie słyszalny i zauważalny. Teraz, stojąc przed antycznym dziełem sztuki całkiem znieruchomiała, jakby wrośnięta w ziemię, dama wpatrywała się z uwagą we wspaniale oprawiony wizerunek Enrica Loretti, który bezustannie kołysał się, jakby napędzany niedostrzegalną sprężyną, chwilami ocierając się o ścianę wydając przy tym przenikliwy odgłos.

Owładnięta przerażeniem pani domu cofnęła się o krok i po przemierzeniu galerii podeszła do kominka, na którym stały uszeregowane statuetki kawalerzystów. Figurka jej przodka, Enrica Loretti, stała nietknięta na swoim zwykłym miejscu, podczas gdy maleńka statuetka pechowego lorda Cardana przeszła radykalną metamorfozę. Metalowe ciało postaci było wygięte do tyłu, głowa lorda Cardana była przekrzywiona, co sprawiało wrażenie, jakby ktoś próbował oderwać ją od tułowia…

Ellen uczuła wielką ulgę gdy wreszcie opuściła buduar baronowej Esteriny, niezmiernie przytłoczona atmosferą melancholii panującej w dawno opuszczonych komnatach i — mimo sprzeciwów Roberta, który sugerował trzymanie się z góry ustalonego harmonogramu zajęć zaplanowanych na ten dzień — dziewczyna postanowiła wrócić do pokoju aby przestudiować dalsze fragmenty pamiętnika patronki. Niesamowita relacja opisująca perypetie z życia baronowej — szczegóły, których rodzina do tej pory była absolutnie nieświadoma — całkowicie pochłonęła jej uwagę.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 37.8
drukowana A5
za 100.74