E-book
37.8
drukowana A5
101.17
Tajemnica Nawiedzonego Zamku

Bezpłatny fragment - Tajemnica Nawiedzonego Zamku


Objętość:
423 str.
ISBN:
978-83-8414-477-0
E-book
za 37.8
drukowana A5
za 101.17

I

TAJEMNICA NAWIEDZONEGO ZAMKU

By — Krystyna Gerlach


Wzdłuż galerii portretów znajdującej się na parterze wspaniałego, okazałego gmachu antycznego zamku graniczącego od północy z gęstym, bezkresnym, nieprzebytym, prastarym lasem, — wschodnie skrzydło którego wychodziło na rozległe — obecnie wzburzone z powodu szalejącej nad okolicą gwałtownej burzy- kłębiących się głębin morskich — a spienione, wirujące fale wzbijające się wysoko w górę — zdawały się sięgać nieboskłonu — posiadłości położonej z dala od innych rezydencji — przechadzała się dziwna postać. Puszyste pukle srebrnoszarej peruki spływały mu na ramiona, ciemnozielony żupan zapięty był pod samą szyję. Czarne skórzane buty i białe spodnie dopełniały stroju wyniosłej postaci. Mimo że posadzka komnaty była wyłożona orientalną, połyskującą mozaiką, która zazwyczaj odbijała echem nawet najcichszy odgłos, mężczyzna poruszał się po sali całkiem bezszelestnie — nie dobiegał żaden dźwięk gdy — w środku nocy — przechadzał się po galerii, przyglądając się badawczo portretom przodków — a brak jakiegokolwiek oświetlenia — ciemność nocy tylko czasami rozpraszana przez rozbłyski błyskawic przedzierających się przez zakratowane okna — zdawał mu się nie przeszkadzać..

Jeden z portretów szczególnie przykuł  uwagę  gościa. Przez dłuższą chwilę stał zupełnie nieruchomo przed obrazem oprawionym w bogato złoconą ramę, wpatrując się intensywnie w wizerunek młodego rycerza o  jasnych, falujących włosach i przenikliwych  błyszczących czarnych oczach, po czym odwrócił się i podszedł do kominka, gzyms  którego  prezentował  długi  szereg  miniaturowych statuetek i rzeźb przedstawiających średniowiecznych rycerzy i wojowników. Jedna z figurek musiała wzbudzić jego  gniew i  awersję,   gdyż  szybko sięgnął po nią i - z błyskiem ognia w oczach - przewrócił ją, wyrywając miecz z metalowej  ręki rycerza  , niemal roztrzaskując  broń  o marmurową płytę kominka. Cofnął się o krok, przyglądając się uważnie  statuetkom, z wyrazem  zaciekłej   wrogości  i  nienawiści  wypisanej  na twarzy. Następnie odwrócił się gwałtownie  -i - uchylając ciężkie dębowe drzwi - pospiesznie opuścił galerię, przeszedł przez  wspaniały  wybujały  ogród zamkowy, w którego  listowiu  wciąż  lśniły krople rosy po niedawnej burzy, i skierował się w stronę majaczącego w oddali lasu. Gdy przechodził przez bramę, jego wyniosła postać nagle  zaczęła  się rozpływać i znikać z pola widzenia, jakby ziemia rozstąpiła się i pochłonęła go.

Daleko ,na horyzoncie , jaskrawy blask tęczy  rozświetlił  zachmurzone   niebo.

Wstawał  dzień.

XXXXXX

Młoda pokojówka, w wieku około 19 lat, o brązowych oczach i ciemnych włosach upiętych w kok, weszła na palcach do ciemnej sypialni i zatrzymała się na chwilę, wpatrując się w dziewczynę leżącą w wielkim łożu z baldachimem, zdobionym frędzlami, wciąż pogrążoną we śnie, mimo ze pozostali domownicy już dawno wstali.

Pokojówka  z wahaniem podeszła do okna i rozsunęła ciężkie zasłony, wpuszczając do pokoju światło słoneczne. Śpiąca dziewczyna  zmrużyła   oczy i leniwie przeciągnęła  się..

- Wielkie nieba,   Anno!  Dlaczego  budzisz mnie tak   wcześnie ?  Czy coś  się stało?

--Jest  już dziesiąta godzina, panienko.

- Naprawdę? O , nie,  to niemożliwe   – Ellen usiadła na łóżku i spojrzała na zegarek. –  Och , niestety,  -    zatrzymał  się. – mruknęła. – bateria  chyba się  rozładowała   . Nie zdawałam sobie sprawy, że jest  aż   tak późno.

- Słyszę  ze pani hrabina tu idzie   – powiedziała służąca. –  Czy mam podać  śniadanie  tu do  pokoju,  panienko?

- Nie, dziękuję, Anno. Zejdę na dół do jadalni.

- Jak pani sobie  życzy. .  .

Hrabina Loretti zapukała do drzwi,  następnie  otworzyła je  szeroko ,  cofając się o krok  by przepuścić  pokojówkę  ,która właśnie wychodziła z komnaty młodej damy.

- Ellen?

- Wejdź, mamo.

Hrabina była wysoką , elegancką  kobieta  o posagowej sylwetce , kruczoczarnych  włosach i wielkich ciemnych oczach.   Spojrzała  na  córkę  nieco zaniepokojona.  .

-       -Myślałam, że będziesz już gotowa. Nie zapomnij, że Lord Danvall zapowiedział na  dzisiaj   swój  przyjazd  -  przybywa   w południe by złożyć  nam wizytę.   Musi być godnie  przyjęty. -

--0czywiście , mamo. – uśmiechnęła się Ellen. – ale nie musisz mi o tym przypominać. Przecież to ja  sama go zaprosiłam, a raczej – prawdę mówiąc – to Robert nalegał, żeby nas odwiedzić.  Bardzo mu zależało  abym  go  przedstawiła  mojej rodzinie i krewnym.

- A  więc  przygotuj  się. . Musisz dziś wyglądać  wspaniale. .

Robert okazał się uroczym, wytwornym mężczyzną, gdy wreszcie, wczesnym popołudniem, pojawił się na zamku. 0procz doskonalej prezencji odznaczał się także perfekcyjnymi manierami i dworskim obyciem.. Przyglądając się narzeczonemu córki podczas ożywionej rozmowy, którą towarzystwo rozpoczęło w przytulnym salonie, do którego Robert Danvall został zaproszony. Esther Loretti, była oczarowana błyskotliwą inteligencją, nienagannym zachowaniem i wybitnym intelektem przybysza.

Dla wszystkich gości zaproszonych na przyjęcie było oczywiste, że mężczyzna był  bardzo  zakochany w swojej narzeczonej  -było  to widoczne na pierwszy rzut  oka.  Mimo, że była to pierwsza wizyta Roberta w posiadłości  rodu  Loretti,  gentleman   natychmiast  podbił serca całej rodziny. Para poznała się w Londynie, gdzie Ellen pracowała jako projektantka wnętrz. Robert był potomkiem szlacheckiego włoskiego  rodu   zamieszkałego  w Anglii  od  kilku  stuleci.  Zdaniem  ich wspólnych znajomych  przyszli  małżonkowie  byli ulepieni z tej samej gliny. . Pomimo nowoczesnego wychowania Ellen postanowiła podtrzymać tradycję kultywowaną przez jej rodzinę od kilku pokoleń i poślubić  swego wybranka w obrębie murów starodawnego zamku, w którym się urodziła. Ich ceremonia zaślubin miała odbyć się w przyszłym miesiącu.

- A co z Angie, mamo? – zapytał Ellen. - gdzie ona jest? Czy  nie dołączy do nas? Mam nadzieję, że nie zapomniała, że  ten  dzień  jest dla  mnie  wyjątkowy . . Powinna dotrzymać nam towarzystwa.

- Przykro  mi,  kochanie. – hrabina wyglądała na zmieszaną. – Angie źle się czuje.  Od  pewnego czasu  dręczą ją koszmary, źle  spala,  od wczorajszego wieczoru cierpi na straszny  ból głowy, pomimo dwóch  pastylek przeciwbólowych, które jej zaaplikowałam.

- Biedactwo. Mam nadzieję, że jej migrena wkrótce minie i będzie mogła uczestniczyć dziś w moim przyjęciu zaręczynowym. W końcu  uroczystość formalnych  zaręczyn nie odbywa  się  codziennie.   .  To  jest dla mnie bardzo szczególne wydarzenie. -

- Rzeczywiście.  Cóż, może stan Angie niedługo się poprawi – westchnęła hrabina.

Tego popołudnia, tuż po bankiecie, kiedy członkowie rodziny i krewni — z wyjątkiem chorej dziewczynki — wraz z personelem — zebrali się w salonie, hrabina wstała z fotela, w którym się ulokowała, aby wygłosić krótkie przemówienie. Skinęła na pokojówkę Annę, która czekała w pogotowiu obok wysokiego kryształowego wazonu, ostrożnie trzymając w dłoniach owalne szkarłatne etui — by do niej podeszła..

– Moje drogie dzieci –  hrabina zwróciła się do Ellen i Roberta. – w dniu waszych  zaręczyn mam obowiązek przekazać  wam niezwykle ważną informację. Nasza rodzina od prawie czterech wieków kultywuje pewne tradycje i – chociaż   obecnie większość starych zwyczajów odchodzi w zapomnienie – mimo upływu czasu  moi  krewni  wciąż   przestrzegają   jeden  zwyczaj w szczególności  -  tradycję  która   zachowała  się przez  te lata.  Rytuał, który wszyscy krewni zawsze  wysoko  cenili….- Anno – zwróciła się do dziewczyny  – podaj mi  szkatułkę. .

Pokojówka podeszła  do  pani domu  i  wręczyła  jej  szkarłatne  pudełko   .. Hrabina Loretti otworzyła zamek szyfrowy umieszczony w lewym górnym rogu etui – wyjęła  ze szkatuły  wspaniały  diamentowy naszyjnik i zapięła  go na szyi córki. Ellen delikatnie dotknęła  błyszczących klejnotów.

- Co za  piękna  kolia – powiedział Robert  z podziwem .  – prawdziwe arcydzieło.

- Jak już wspomniałam, klejnot ten  jest w posiadaniu rodu od kilku stuleci. Zgodnie z przyjętym odwiecznym zwyczajem matka przekazuje go córce w dniu ślubu  . Jednak po raz pierwszy narzeczona zakłada go podczas ceremonii zaręczyn.  Jak dotąd, tradycja ta przynosiła pannie młodej szczęście, -   tak długo jak  naszyjnik pozostaje  pod  nadzorem rodu. .

- A w przypadku  gdyby kolia  zaginęła  lub została ukradziona ?  Wypadki się zdarzają, nigdy nie wiadomo. – zapytała Ellen.

- W żadnym wypadku nie wolno dopuścić do kradzieży lub zgubienia. – stwierdziła hrabina – to nasza najcenniejsza pamiątka.

Blask mieniących się drogocennych kamieni zdobiących stylową riwierę  jeszcze bardziej  uwydatniał  i tak niezwykły urok  Ellen. . Robert pomyślał , że niezależnie od zdjęć, które miały być wykonane na weselu, dobrze byłoby zaprosić   na zamek jednego ze znakomitych portrecistów, którego mu ostatnio polecono, aby  uwiecznić na portrecie pełnię  czaru   i  wdzięku  emanującego  od jego przyszłej żony, gdy tak siedziała w antycznym fotelu w pełnym blasku piękna, z diamentowymi klejnotami błyszczącymi na  jej smukłej szyi. Tymczasem baronowa Emma Loretti, teściowa hrabiny Esther, od dłuższego czasu obserwowała Roberta Danvalla. Niemal od razu po wejściu do salonu, zaraz po złożeniu wnuczce życzeń   szczęścia w  zbliżającym   się  małżeństwie, utkwiła  wzrok w twarzy  mężczyzny, wpatrując się w niego uparcie w milczeniu, ignorując innych uczestników  przyjęcia. .

- Proszę mi wybaczyć,  milordzie, -   dama  w końcu bezceremonialnie przerwała ożywioną rozmowę grupy gości siedzących na sofie naprzeciw fotela, w którym się ulokowała . -  interesuje mnie  pewna kwestia.  O ile mnie  pamięć  nie myli,  jest pan  zdobywcą nagrody  w zawodach  jeździeckich  które odbyły się  w zeszłym miesiącu, prawda?

- Tak,  Madam.  -   potwierdził Robert nieco zdziwiony nieoczekiwaną wzmianką o jego chwalebnym zwycięstwie. – To strasznie miłe z  pani  strony, że pamięta  pani  takie szczegóły.

Baronowa  rozpromieniła się.

- Wszystko, co   ma związek z końmi , jest dla mnie  kwestią  najwyższej wagi.  .  Wierzchowce  to   wyjątkowe , mądre stworzenia. Doskonale rozumieją jeźdźców, - czy nie odnosi pan  takiego wrażenia  gdy dosiada pan  swego  ulubionego   rumaka ?

Siwowłosa dama wyglądała raczej posępnie w swej czarnej koronkowej sukni. Zgodnie z wersją którą Ellen opowiedziała mu pewnego wieczoru w Londynie, na kilka dni przed wyjazdem do zamku, jej babcia była pogrążona w głębokiej żałobie od ponad dwudziestu lat, — od dnia, w którym jej mąż zginał tragiczna śmiercią — i od tamtego fatalnego dnia nigdy nie zdjęła żałobnego stroju. Z biegiem lat stała się nieco kapryśna i nabrała osobliwych, ekscentrycznych zwyczajów — ponadto — w tych okolicznościach — zadanie którego z własnej inicjatywy, z wielką chęcią i z wyraźną przyjemnością się podjęła — dbanie o rumaki którymi osobiście zaczęła się zajmować i pielęgnować — – odrzucając wszelką pomoc ze strony stajennych -– pomimo gwałtownych sprzeciwów i zastrzeżeń wysuwanych przez większość krewnych w tej kwestii -, okazało się w pewien sposób metodą wielce pomocną — gdyż zajęcie to przyczyniło się w pewnym stopniu do wymazania z pamięci baronowej ponurych wspomnień dotyczących katastrofalnych wydarzeń z przeszłości — pozwoliło na chwilę zapomnienia. Mimo ze czasami dama wyjeżdżała na przejażdżkę jednym z licznych samochodów zaparkowanych w garażu, zdecydowanie jednak preferowała swoje ulubione wierzchowce od wszelkiego rodzaju pojazdów.

– Mój mąż  wprost  uwielbiał konie – kontynuowała baronowa Emma coraz bardziej posępnym tonem  – a ja ,ze swojej strony,  zawsze ,bez zastrzeżeń,  podzielałam jego  przywiązanie do nich. . – dystyngowana dama  przerwała na chwilę, intensywnie  wpatrując się  w Roberta,  po czym zapytała z zaciekawieniem -– jeździ  pan konno regularnie czy tylko  czasami? -

- Często w weekendy   wybieram  się na długie przejażdżki. Mam  ogiera czystej krwi, który jest do mnie bardzo przywiązany.

Uśmiech rozjaśnił smutne oblicze baronowej.

- To wspaniale, naprawdę.  Jak widać,  ma pan  wyjątkowe szczęście.   Moim zdaniem rumaki to niezwykle wrażliwe  istoty, , pod wieloma względami przewyższające nawet…

- Mamo,  proszę cię,…..  – wtrąciła  błagalnym tonem  hrabina Loretti.

- Daj mi  skończyć, Esther  -zażądała  stanowczym tonem  baronowa. -  -Jestem pewna,  że konie mogą być uważane za  najlepszych przyjaciół i nigdy nie odwołam swoich słów,  niezależnie od tego  co    powiesz… Myślę, że któregoś dnia… może jutro…  mógłby  pan  wybrać  jakiegoś  wierzchowca  lub jedną   z klaczy  z naszej stajni ,  aby  razem z Ellen  udać  się na przejażdżkę po okolicy...tym bardziej, że od śmierci mego   męża...i ... syna …..niewiele . osób  dosiada  naszych koni.   – przerwała, pogrążając  się  nagle w  krótkiej    zadumie ,  którego  to chwilowego  milczenia  zafrasowanej  damy  zebrane towarzystwo  nie miało odwagi przerwać ,  uznając  jakąkolwiek ingerencję   z  ich strony za  gest  wysoce  niestosowny  i nieuprzejmy .  Następnie -   widząc    list polecony   który  przed chwilą  nadszedł,  i który   pokojówka  właśnie  jej   przyniosła  , baronowa   wstała   z  fotela   - i opierając się jedną ręką o oparcie kanapy,  -  życzyła krewnym dobrego dnia .

- Przepraszam – jestem  trochę   zmęczona. Muszę odpocząć – dodała opuszczając  salon  lekkim krokiem.

- Ellen – powiedziała hrabina Loretti, gdy tylko dystyngowana dama skręciła za róg korytarza i zniknęła im z oczu. –  Sądzę   że Robert chciałby zwiedzić zamek.  O ile pamiętam -  jeden z jego  przodków… - przerwała zakłopotana. – Obawiam się, że jego nazwisko  mi umknęło…

— Baron Benucci  – powiedział Robert.

- Och, tak,  rzeczywiście.  – rzekła  hrabina  z wyraźną  ulgą.   – Tak więc  - baron Benucci rezydował w tej posiadłości przez  pewien  czas, zanim dwór przeszedł na własność  rodu Loretti   Jestem pewna   że wizyta w tych starodawnych  komnatach pałacowych okaże się fascynującym przeżyciem.

- Bez wątpienia,  pani hrabino ,  Będzie to dla mnie wielka przyjemność.   . – Robert skłonił się w  geście  podziękowania.   – Jestem pani bardzo zobowiązany.

Zamek był ogromną, wspaniałą budowlą. Wędrując długimi krętymi korytarzami można  było odnieść wrażenie, że zostali  nagle przeniesieni  do średniowiecza. Przestronne pałacowe komnaty – przez minione stulecia – były świadkami zarówno tragicznych wydarzeń, jak i szczęśliwych chwil, skrywały  w swoich murach wyznania sekretnych  kochanków, szeptane podczas potajemnych spotkań oraz podstępne intrygi knute przez zdradzieckich zabójców. Okna tego wschodniego skrzydła wychodziły na  lśniącą taflę morza.   Rozkołysane fale przetaczały się szybko, uderzając gwałtownie o przyporę, na próżno próbując dosięgnąć  wysokich murów  potężnej  budowli..

- O ile sobie przypominam życiorys mojego przodka przedstawiony w naszych kronikach, to  są  pokoje  które zajmował  baron Benucci. – stwierdził Robert, zatrzymując się przed jedną  z komnat  na drugim piętrze.

- Jak długo mieszkał w  tej posiadłości?

- Przybył tu około 1620 roku i przebywał przez  ponad dwadzieścia lat.

- A potem wrócił do Włoch?

- Tak początkowo zamierzał zrobić, ale podobno nigdy nie dotarł do ojczyzny, zaginął w drodze powrotnej do  Włoch  -  zaginął  bez śladu..

- Naprawdę?  A  czy nie sądzisz, że w międzyczasie mogła  wyłonić się  jakaś bardzo pilna sprawa, poważna przeszkoda, która pokrzyżowała jego pierwotne plany? Jest też szansa, że – w obliczu jakiegoś niezrozumiałego dla nas niebezpieczeństwa – zmuszony był  pozostać w  ukryciu  i nie miał możliwości aby  zawiadomić  kogokolwiek  z  rodziny czy przyjaciół  o sytuacji, w jakiej się znalazł.

- Najprawdopodobniej tak właśnie było. W końcu Benucci żył w bardzo niespokojnych czasach i wydawał się niepewny  swego  losu,   nie  wiedział  co może  się  mu przydarzyć  w  najbliższej   przyszłości.

- Czy był zamieszany w jakiś spisek?

- Nie sądzę  . Zgodnie ze  szczegółami relacji  którą mi przekazano - był to jakiś niejasny,  niezwykle  zawiły nagły wypadek – lub – można to nazwać pechowym  zbiegiem okoliczności – który spowodował ze  krewny  musiał   błyskawicznie – z dnia na dzień  - uciekać z  Włoch,  a w późniejszym okresie  jego powrót  do domu okazał się niemożliwy – o ile nie spełnił   stawianych mu pewnych warunków.   O ile mi wiadomo, uciekinier  nigdy nie  zdołał  spełnić tych wymogów., w związku z czym postanowił wycofać się ze światowego życia  i osiedlić w tym odległym miejscu. W tamtych okolicznościach  katastrofalna sytuacja  w jakiej Benucci się znalazł, okazała się niemożliwa do  rozwiązania. .

- Jaki warunek postawiono  twemu krewnemu ?

- Tego nigdy nie udało mi się ustalić. – przyznał Robert. – w tamtych czasach był to rodzinny sekret przekazywany potajemnie tylko ustnie, najwyraźniej zbyt zagmatwany, by można go było zapisać w kronikach  przedstawiających dzieje rodu..

- Twój przodek musiał czuć się strasznie samotny w tej posiadłości – Ellen spojrzała na odludny  krajobraz rozciągający się za oknem.

- Z pewnością  tak było.. Z nielicznych listów, które wysłał krewnym dzięki życzliwości kilku przyjaciół – przechowywanych   przez wiele lat  w ukryciu -  wynikało, że  w  początkowym okresie znalazł  się  w bardzo krytycznej sytuacji,  i przystosowanie się do nowych , ekstremalnych  warunków    -  pokonanie problemów , jakie napotkał,  zajęło mu sporo czasu.

- A więc nie wiesz  z jakiego  powodu   Benucci tak nagle opuścił Włochy?

- Niestety nie.  Nie mam   pojęcia   co  skłoniło go  do wyjazdu.   Jedyny dostępny zapis w naszych archiwach przedstawia bardzo mglistą wersję wydarzeń...-a tak przy okazji, do kogo należała ta komnata? – mężczyzna wskazał na pobliskie pięknie grawerowane drzwi.

Weszli właśnie  do korytarza w kształcie wachlarza, prowadzącego do trzech sypialni i kilku saloników.  Buduar  wskazany przez Roberta był   całkowicie umeblowany, wszystkie antyczne meble utrzymane w idealnym stanie, nawet eleganckie  wydanie  Biblii  w skórzanej oprawie nadal leżało na fornirowanym mahoniowym stoliku nocnym,  który to fakt  utkwił w pamięci Ellen we wczesnym dzieciństwie, kiedy po raz pierwszy zaprowadzono ją do tego apartamentu  i teraz, otwierając drzwi kluczem, który  przekazała  jej matka, był pierwszą rzeczą, na którą zwróciła uwagę.

- To  są apartamenty, które baronowa Esterina zajmowała ponad 300 lat temu. – odpowiedziała dziewczyna wpuszczając narzeczonego do saloniku  krewnej  sprzed wieków. . – Nie zaznała w życiu wiele szczęścia.

- Chcesz powiedzieć, że była nieszczęśliwa w małżeństwie?

- O nie,  wprost przeciwnie    Początkowo wszystko układało się  wprost  wspaniale  i przez pewien  czas  oboje  prowadzili życie  pełne harmonii i szczęścia, Ten szczęśliwy okres, jednakże nie trwał  długo.  Kilka  lat później jej męża spotkała jakaś  tragedia.  Przypuszczalnie  został zdradziecko zamordowany. Baronowa   absolutnie nie była  w stanie  pogodzić się  ze śmiercią współmałżonka  i   wkrótce po  jego  zabójstwie   popełniła samobójstwo – opowiadała Ellen przeglądając Biblię. Potem, po przeczytaniu krótkiego fragmentu, odłożyła książkę na stolik. .

- Komnaty tej damy  – kontynuowała dziewczyna – pozostały w dokładnie takim samym stanie, jak za jej życia. W tym apartamencie nic nie było zmieniane od wieków, żaden mebel nigdy nie był przestawiany ani zmieniony.  Takie było ostatnie życzenie Esteriny i zostało  spełnione co do joty.

- Dość ponura historia.

-  Rzeczywiście.  -  smutna sprawa.  Czy chcesz teraz zobaczyć galerię portretów? Przedstawię ci moich przodków. Powinieneś ich poznać.

- Myślisz, że zyskam ich aprobatę? – uśmiechnął się Robert.

- Z pewnością. Jestem przekonana, że będą oczarowani spotkaniem z tobą , i… och, Angie!

Angelica, pędząc korytarzem, omal  z  całym impetem nie  zderzyła się  z  Ellen, gdy  kuzynka,  w towarzystwie narzeczonego wychodziła z buduaru  do holu. Włosy dziewczyny były rozwiane,  twarz zarumieniona, w  oczach błysnęły dziwne iskierki, gdy zatrzymała się  wpół  kroku. na widok pary.

- Och, dzień dobry, Ellen. Nie sądziłam , że spotkam cię w  tym skrzydle domu, w  tych mało  uczęszczanych  salach.  – powiedziała nieco speszona.

- Nie widziałem cię  dziś rano, kuzynko.  Mama wspomniała mi , że źle się czujesz. Czy twój ból głowy  już minął? – zapytała  Ellen.

- Tak,  czuję  się  już  dużo lepiej. Przepraszam za nieobecność  podczas  waszej ceremonii zaręczyn. Zdaję sobie sprawę, że dla was  obojga  była to uroczystość o szczególnym charakterze, ale ja naprawdę nie mogłam w niej uczestniczyć. Mam nadzieję, że mi wybaczycie  nie będziecie  mieli  do mnie o to pretensji. – wymamrotała  , wpatrując się  intensywnie  w lśniący naszyjnik zdobiący szyję Ellen. Wyciągnęła rękę i ostrożnie dotknęła kilku  klejnotów osadzonych w złotej ażurowej oprawie.

- Jak widzę, otrzymałaś już swój prezent ślubny. – stwierdziła nie mogąc oderwać wzroku od diamentów.

- Jest wspaniały  , prawda?-

-Cudowny . – szepnęła Angie. - wprost idealny.  To najpiękniejszy naszyjnik, jaki kiedykolwiek widziałam. Zawsze mnie fascynował. Za każdym razem, gdy ciocia Esther  nam to pokazuje, ja po prostu… - no cóż - opanowała się i cofnęła rękę. – Masz ogromne szczęście, Ellen. To ty  jesteś wybranką  fortuny  która odziedziczyła  bezcenną  rodową    relikwię,  Szczerze mówiąc  ,-zazdroszczę ci tej   riwiery.  .

- Możemy wykonać  dla ciebie identyczny naszyjnik na zamówienie. – Ellen pogładziła włosy dziewczyny.  – Gdybyś nam tylko powiedziała  ze  kolia  tak bardzo ci się podoba. - ale – gdzie   właściwie  byłaś? – zapytała nieco zdziwiona, spostrzegając   kilka źdźbeł trawy, które przyczepiły się do kilku   kosmyków długich loków Angie.

- Ja... ..właśnie wróciłam z cmentarza.

- Cmentarza? – zapytał  Robert ze zdumieniem.

- Niedaleko  zamku,  - naprzeciwko tylnego wejścia, znajduje się   stary  cmentarz, datowany na XVI  wiek  – wyjaśniła Ellen, kiedy Angie,  pożegnawszy  się z nimi, pobiegła krętym korytarzem do swojego pokoju. – w zeszłym roku zabraliśmy ją tam , aby pokazać jej grobowiec, w którym pochowano  baronową  Esterinę.  Atmosfera grobowca wywarła  na niej niezwykle silne wrażenie i odtąd, gdy tylko nadarzy się okazja, wytrwale go odwiedza, by odmówić   modlitwę  i  położyć  kwiaty na nagrobku.

- Dziewczyna w jej wieku powinna mieć inne zainteresowania niż ciągłe  wizyty  w cmentarnych murach.

Angie ma dopiero piętnaście lat, choć wygląda na jeszcze młodszą. Bardzo się zmieniła od zeszłego roku – właściwie  - od pierwszej wizyty  przy grobowcu  Esteriny. Teraz wydaje się   rozsądniejsza  i bardziej dorosła  niż kilka miesięcy temu. Szczerze mówiąc, rzadko ją widuję, chociaż jest moją jedyną  bliską kuzynką. – dodała  młoda dama , jakby na  swoje usprawiedliwienie, zamykając apartamenty baronowej i  prowadząc narzeczonego do komnat na parterze.

W świetle dnia  galeria portretów wyglądała bardzo imponująco. Ogromną  salę  zdobiły  misternie rzeźbione  filary,  które wiernie oddawały  majestat  i  atmosferę  splendoru  panującą w zamku  w ciągu poprzednich   stuleci    Ze wspaniałych malowideł dumne  oblicza dawnych właścicieli   rezydencji  przypatrywały  się  nieufnie  przechadzającym się  po galerii gościom. .

- To portret mojego dziadka – Ellen wskazała obraz wiszący na samym środku sali. - Doskonale go pamiętam. Był czarującym  człowiekiem.  Kiedy byłam dzieckiem,  bawił się ze mną w różne  gry i to on nauczył mnie grać w bilard i tenisa

- Czy to on zmarł na atak serca? Twierdziłaś , że większość mężczyzn w twojej rodzinie zginęła nagłą,  często gwałtowną  i tragiczną śmiercią.

- Nie, osobą dotkniętą niewydolnością serca był mój ojciec. Ale jeśli chodzi o mojego dziadka – obawiam się, że  ta sprawa  pozostanie  nierozwikłana  –  niestety -  nie ma  możliwości  by ją rozwiązać.  .  Dziadek  zniknął w tajemniczych okolicznościach – okolicznościach, których nigdy nie wyjaśniono. Pewnego dnia, a właściwie -  pewnej  nocy, -wyszedł  z domu  w  wielkim pośpiechu  na spotkanie    wyznaczone  przez  kogoś ze znajomych -  było to spotkanie  umówione  na odludnym wrzosowisku graniczącym ze skalistym terenem i lasem – oddalonym od zamku o jakieś dwie mile. Dziadek  postanowił  iść tam pieszo   -  nie zamierzał  pojechać  na miejsce  spotkania ani  samochodem-    ani  dotrzeć  tam  konno.

- Wrzosowisko? Wydaje mi się, że o  nim  słyszałem.  Podobno ten  rejon jest pełen  pułapek  i jest  raczej niedostępny  nawet dla okolicznych mieszkańców,  czy turystów, - gdyż  roi się  od  bezdennych  grot i zdegradowanych skał. Co więcej, zgodnie z pogłoskami które słyszałem,  okolica   ta  jest nawiedzona, chociaż ja osobiście wątpię, czy na otwartej przestrzeni zjawy rzeczywiście mają skłonność do manifestowania  swojej obecności … a tak przy okazji, czy  wiesz może kim był  tajemniczy nieznajomy , który wyznaczył  sekretne  spotkanie  twojemu  krewnemu ?

- Dziadek, ku zaskoczeniu wszystkich, nie chciał  ujawnić  nazwiska  tego człowieka.  Moja babcia też była zdumiona jego powściągliwością w tej kwestii,  gdyż  zawsze, do tej pory, zanim podjął ostateczną   decyzję  – dziadek  miał  zwyczaj  konsultować się z żoną  ,zasięgać jej opinii  na temat różnych  spraw . Jednakże  tego wieczoru  mężczyzna   był niezwykle skryty i małomówny, nie  chciał  zdradzić  żadnych szczegółów  planowanego  spotkania.   Tuż  po obiedzie jego zaufany lokaj przyniósł futro dziadka i – wyposażeni  w dwie mocne latarki – obaj opuścili dom.

- Ukradkowe spotkanie przy świetle latarek   – zamyślił się Robert. - brzmi dziwnie. W dawnych czasach takie potajemne zebranie  mogło sugerować knucie spisku mającego na celu obalenie rządu. –, zauważył   żartobliwie.

- W dawnych czasach – być może – uśmiechnęła się Ellen rozbawiona figlarnym  stwierdzeniem  narzeczonego. – ale  w tamtym  okresie,  będąc zawsze zagorzałym rojalistą – mój ukochany dziadek uznałby takie przypuszczenie, nawet jeśli zostało wypowiedziane  bez złych intencji – za obrazę jego honoru.  Pamięć  mojego krewnego  nie   może być  tematem  żartów.   . Był ujmującym, uroczym  człowiekiem,  przyznaję, że  wprost  go uwielbiałem.

- Przepraszam, Ellen. – Robert spoważniał. – Nie zamierzałem  nikogo urazić    Po prostu  historia, którą mi opowiedziałeś, rozbudziła moją wyobraźnię.

-  Rozumiem.   Tamtego wieczoru  cala rodzina zastanawiała się  jaki był  powód   niecodziennego   zachowania  dziadka,  jego odmowy  ujawnienia szczegółów  tajemnego spotkania,   Jego milczenie  w tej dziwnej  kwestii było dla nas niepojęte  . Tym bardziej  byliśmy  wstrząśnięci wydarzeniami następnego dnia.

- Spotkanie się nie powiodło? Zainteresowane strony nie doszły do porozumienia?

- Nie mieliśmy najmniejszej szansy dowiedzieć się czegokolwiek o wyniku spotkania. Ponieważ żaden z mężczyzn nie wrócił tej nocy do domu  -  -  bardzo wcześnie następnego ranka, moja  rodzina  powiadomiła policję, która niezwłocznie  wyruszyła na poszukiwanie obu towarzyszy. – dziewczyna przerwała, zamyślona. – po długich poszukiwaniach, w południe, w końcu znaleziono dziadka –lecz  niestety –  był   już martwy.  Nie żył od kilku godzin.

-  Ta wiadomość  z pewnością  była  dla was  wielkim  wstrząsem.  Z twojej opowieści wynika  że przyczyna  jego  śmierci   nigdy nie została wyjaśniona i przez lata nikomu nie udało się uzyskać żadnych szczegółów dotyczących sprawcy zbrodni.

- Prawdę mówiąc - śledztwo, które natychmiast wszczęła policja, było oparte wyłącznie na  poszlakach, przypuszczeniach.   Nie znaleziono podstaw aby  uznać  ten  konkretny przypadek  za zabójstwo.

- Z drugiej strony twój dziadek  na pewno nie wybrał się  na wrzosowiska tuż przed północą, żeby popełnić samobójstwo.

- Absolutnie nie. Jego śmierci w żadnym wypadku nie można przypisać samobójstwu. Kiedy go znaleziono, mężczyzna  leżał  na ziemi, trzymając  w  dłoni wciąż zapaloną latarkę .  Wyraz jego twarzy wskazywał jednak na desperacką próbę, jaką podjął – tuż  przed śmiercią – aby coś wyjaśnić lub usprawiedliwić, być może  naświetlić  jakieś  poważne nieporozumienie, albo przekonać  o czymś rozmówcę,  przybliżyć  mu  swój punkt widzenia.  Na jego  twarzy  nie  malował się  żaden, najmniejszy nawet  ślad  strachu czy  niepokoju,    jedynie w jego oczach  można było    dostrzec  coś   dziwnego   -   jego  zdeterminowane spojrzenie   wyrażało   bezwzględną  stanowczość   oraz   nieustępliwość,   -  znaczenia których  to  emocji  nikt z nas nie był w stanie  racjonalnie wyjaśnić.

A co się stało z Alexem, który miał dotrzymywać towarzystwa dziadkowi? Będąc świadkiem spotkania, był z pewnością najbardziej godną zaufania osobą, która  mogla  rzucić   nieco światła na tę zagadkową  sprawę.

- Lokaj zniknął. Nie było po nim śladu ani na wrzosowiskach, ani w miejscowym lesie. Nigdzie  nie można  go było  odnaleźć  .

- Jak  to  możliwe ?  – wykrzyknął Robert  ze zdumieniem, tak donośnie,  że ściany ogromnej komnaty odbiły głośnym echem  dźwięk jego głosu. Mężczyzna przemówił  cichszym  tonem. .

- Czy w takim razie nie sądzisz, że to  lokaj  z pewnością ponosi winę za zabójstwo swojego pana? Być może był to akt nielojalności z jego strony.

- O nie, to jest całkowicie  wykluczone. – Ellen zdecydowanie  odrzuciła  to przypuszczenie.   – Lokaj cieszył się bezgranicznym,  bezwarunkowym zaufaniem mojego dziadka.  Obaj byli w tym samym wieku, wychowywali się razem  prawie od niemowlęctwa pod jednym dachem, - od  wczesnego dzieciństwa. Alex   znał  wszystkie sekrety  dziadka, więc jeśli wtedy, tamtej  feralnej  nocy, dziadek poprosił  swego zaufanego  pracownika   , aby mu  asystował  podczas tej wyprawy,  musiało  to być rzeczywiście spotkanie  niezwyklej wagi.

- Na pewno policja znalazła jakieś tropy, ślady.

- W  tym  problem. Nie było  śladów. Żadnych śladów, żadnych tropów. .

-         Żadnych śladów?  Niesamowite.

- Niestety.  Psy policyjne bezradnie  biegały po wrzosowiskach przez wiele godzin, ale nie wyczuły  żadnego zapachu.

- Co za okropna śmierć. – zauważył ponuro Robert. – Jednak – wierzę, że katastrofy można było uniknąć, gdyby ktoś, powiedzmy – członek rodziny poszedł  za nim, zachowując oczywiście bezpieczną odległość od obu mężczyzn, aby  nie zostać  dostrzeżony  i dowiedzieć się, dokąd zmierzają, a tym samym  -   zorientować się w sytuacji. .

- Tak właśnie zrobił jego kuzyn. Był to jeden z moich wujków, który na kilka dni przed tragedią przybył na zamek z dwutygodniową wizytą. Wydawał się bardzo zaniepokojony dziwną  reakcją krewnego  na tajemniczy list, który pewnego wieczoru  został  dostarczony przez  kuriera.  . Dziadek bardzo się zirytował na widok nazwiska nadawcy napisanego na kopercie i jeszcze bardziej  zdenerwował  się , gdy zaczął czytać  wiadomość.   Później jednak, pytany o tę  kwestię  , kategorycznie odmówił komentarza na temat treści depeszy. Następnie dziadek i jego lokaj udali się do biblioteki i tam przez ponad godzinę omawiali sprawę szeptem.

- Od kogo był list?

- Nie mamy pojęcia. Alex spalił go na popiół na polecenie dziadka.

- W takim razie,  jak  wynika z twojej  opowieści, Alex wydaje się być jedyną osobą wtajemniczoną w  ten  zagadkowy   problem.  Cała  ta  sprawa  wygląda  trochę  dziwnie, nie sądzisz?. A tak przy okazji, jaki był  rezultat  śledzenia twojego dziadka  przez  krewnego? Czy wujkowi udało się  zobaczyć  podejrzanie wyglądającą osobę lub podsłuchać  jakąś  rozmowę ?

- Niestety nie, ku mojemu  wielkiemu  ubolewaniu  dziadek  zauważył, że wujek go śledzi i ostrym   tonem  polecił  mu  wrócić do domu.

- Chcesz powiedzieć, że twój wujek   bez słowa sprzeciwu   spełnił tę  prośbę? Ja ze swojej strony nigdy bym się  nie zastosował  do tego  polecenia,  zwłaszcza w  takich  niecodziennych  okolicznościach.

- Masz absolutna  rację. Wujek też nie miał zamiaru  spełnić   tego  żądania   Przyczaił  się za  drzewem, odczekał   jakieś dwie minuty , aż nabrał pewności, że tym razem  jego obecność  bez wątpienia ujdzie uwadze zarówno dziadka, jak i Alexa, a potem, słysząc, jak   głosy krewnych cichną w miarę jak się oddalali,  starając się  także  pozostać poza zasięgiem  ich  wzroku – ruszył  ponownie śladem obu mężczyzn – to znaczy –  poszedł  w tym samym kierunku, co oni.

- Więc  krewny  musiał widzieć zabójcę.

- Wręcz przeciwnie. Choć bardzo się starał, nie zdołał  nikogo  zobaczyć  -  żadnego z mężczyzn, nie mówiąc już o osobie, z którą mieli się spotkać, a relacjonując całej rodzinie wydarzenia poprzedniej nocy,  wuj  był zmuszony wyznać, że  odniósł   wrażenie  jakby  zarówno dziadek, jak i Alex  rozpłynęli  się  w powietrzu.  Po prostu  zniknęli z pola widzenia.  Nigdzie  nie można było ich  dostrzec.  Wujek błąkał się po wrzosowiskach prawie dwie godziny szukając ich, ale ponieważ nikogo nie spostrzegł ,  nie usłyszał żadnych głosów, ani  urywków rozmowy, postanowił wrócić do domu.

Robert stał w milczeniu przed portretem  nestora  rodu,  wpatrując się w niego z uwagą, jakby pragnął zgłębić złowrogą tajemnicę, tak skrupulatnie  skrywaną  przez  tę  wyniosłą  personę.

- Z pewnością chciałbyś   również poznać   historie  innych sławnych  przodków  rodu     przedstawionych na kolejnych  obrazach.  – Ellen przerwała  medytacje  narzeczonego.  – Jak ci się podoba ten gentleman z długą czarną brodą?

- To raczej portret tego dostojnego młodzieńca, który mnie intryguje – Robert wskazał naturalnej wielkości  malowidło  oprawione w owalną złoconą ramę. – czy wiesz  może,  kogo przedstawia?

Portret, który wzbudził ciekawość Roberta, wisiał po drugiej stronie korytarza, tuż obok drzwi. Przenikające  przez okno promienie zachodzącego słońca padały na obraz – migotliwe promienie figlarnego światła ożywiły ciemne  migdałowe oczy  i piękną   twarz przystojnego młodzieńca ukazanego na portrecie. Kontemplując  malowidło  z bliska,  osoba  zwiedzająca  galerię  mogła odnieść wrażenie, że patrzy w oczy żywego  człowieka.

- Obawiam się, że nie mam pojęcia, kto to jest. – odpowiedziała  Ellen,  z lekkim  zakłopotaniem. . – Z tego co wiem, obraz wisi tu od kilku stuleci. .Powiedziano  mi kiedyś  że  poprzedni  właściciele zamku, negocjując  warunki  przekazania  tytułu własności  do   posiadłości,   zastrzegli, aby moi przodkowie zatrzymali  ten obraz,,  aby przyrzekli  ze nigdy  nie  usuną  go z galerii. Ponieważ  portret  jest  prawdziwym arcydziełem, moja rodzina  wyraziła zgodę  .

- Rozumiem.  – Robert zbliżył się do obrazu, uważnie przyglądając się twarzy  arystokraty  przedstawionego  na portrecie. . Ellen rzuciła narzeczonemu ukośne  spojrzenie, starając się  zamaskować  lekką  pretensję.

- Tuz  po  naszym wystawnym przyjęciu zaręczynowym mój  wybranek zaczyna mnie ignorować i wydaje się  być  bardziej zainteresowany  portretami niż swoją narzeczoną.

- Przepraszam, Ellen. Nigdy nie chciałem zranić twoich uczuć. Doskonale wiesz, ile dla mnie znaczysz. –  poza tym  nie wszystkie te obrazy  budzą moje zainteresowanie. – odrzekł  Robert ze wzrokiem wciąż utkwionym w obrazie. – Intryguje  mnie  przede wszystkim portret  tego eleganckiego   szlachcica. Zastanawia mnie to malowidło  -  jest w nim coś   niezwykłego .

- Pod jakim względem?

- Cóż, mam wrażenie, że mężczyzna, którego przedstawia  ten obraz  to baron Benucci.

- Jesteś pewny?

- Widziałem miniaturę  barona  kilka dni temu – jeszcze przed moim przyjazdem tutaj. Oczywiście Marco Benucci był tylko młodzieńcem, kiedy go namalowano, - mimo to niezwykłe podobieństwo między tymi dwoma mężczyznami jest bardzo  widoczne,  wyraźnie  dostrzegalne.   Tak, – jestem pewien, że to portret mojego krewnego. Poza  wspaniałym  sygnetem, który  widnieje na jego dłoni,  a  którego nigdy wcześniej nie widziałem, rysy twarzy na obu  obrazach  są prawie identyczne.

- Zakładając, że masz rację – trudno się temu dziwić.  Przecież  mieszkał  w tej posiadłości  przez długie lata, .

- Rzeczywiście. Z drugiej strony chciałbym wiedzieć, co  skłoniło człowieka prowadzącego ewidentnie samotne  życie, który podobno przez te  wszystkie  lata mieszkał w spartańskich warunkach,  i który  rzadko – jeśli w ogóle – przyjmował  gości,  -  do zlecenia namalowania swojej podobizny.

- Jak widzę, zarówno ty, jak i twoi krewni, jesteście całkowicie nieświadomi stylu życia, jaki prowadził baron Marco w tej rezydencji – zauważyła Ellen.

- Z przykrością muszę przyznać, że dane, którymi dysponuje moja rodzina, są bardzo skąpe, absolutnie niewystarczające do  odtworzenia  perypetii  z  którymi musiał  się  zmierzyć.   . Przez ponad  dwadzieścia lat  które tu spędził,  krewni  barona  praktycznie stracili z nim kontakt. Wyjątkowo rzadko zdarzało się, by Marco wysyłał im jakiekolwiek wiadomości. Krewni ze swojej strony nie byli w stanie skontaktować się z  nim  ponieważ Benucci, podobno  ze względów bezpieczeństwa,  nigdy nie poinformował ich o miejscu swego pobytu w obawie, że mogą  nieświadomie czy  przypadkowo  zdradzić   lokalizacje jego  kryjówki.  Jedyne wiadomości, które  rodzina czasami otrzymywała , były dostarczane osobiście przez jego zaufanych przyjaciół, którzy niezmiennie utrzymywali jego miejsce zamieszkania w najściślejszej tajemnicy. Krewny  został zmuszony do podjęcia takich środków ostrożności, aby  zmylić   prześladowców,  zbić  ich z tropu,  ponieważ, jak mi powiedziano -  po jego błyskawicznej potajemnej  ucieczce z Włoch,  jego nieustępliwi wrogowie , pragnący wytropić  zbiega,  — przez  wiele  miesięcy , a następnie  całymi latami  -  dokładali  wszelkich starań  aby wykryć   miejsce jego aktualnego  pobytu.  Tak więc dopiero ponad dwadzieścia lat później z jakiegoś powodu sprawy przybrały zupełnie  nowy obrót i krewni barona zostali ostatecznie powiadomieni o jego dokładnym miejscu zamieszkania. A teraz – Robert odsunął się od portretu – czy moja piękna przewodniczka mogłaby  oprowadzić   mnie po okolicy.?  Chętnie złożę też wizytę na grobie założycielki waszej dynastii.

- Dynastia? To przesadne określenie.  –  roześmiała się Ellen. – Czy  rzeczywiście  tak nazwałeś mój dom? No  cóż, - jeśli sobie tego życzysz -  pokażę  ci  teraz  okolicę.   Zanim jednak opuścimy zamek, chciałabym ci najpierw   pokazać   pewne miniaturowe statuetki   reprezentujące  słynnych  rycerzy  i  władców   -  przedstawicieli naszej -  jak  przed chwila  nazwałeś  moja rodzinę  –   dynastii. - -

-Będę  zobowiązany.-   Z przyjemnością  im się przyjrzę .

Na marmurowej płycie nad kominkiem stały ustawione w  długim szeregu wizerunki przodków.

- To są - zaczęła Ellen wskazując posążki  - jedni  z najznamienitszych... - przerwała, widząc okaleczoną figurkę leżącą na  samym końcu szeregu , trzymającą w metalowej dłoni  popękany miecz, który najwyraźniej został niedawno  umyślnie uszkodzony.

- O , nie! – jęknęła. -  Znowu to samo!

- Co się  stało?  – zapytał Robert.

-  To już kolejny raz gdy  statuetka tego  jednego  rycerza  jest  przewracana.  Zarówno ja – ilekroć jestem w domu – oraz lokaj czy pokojówki -  ustawiają ją  pionowo  każdego ranka, kiedy wchodzą do galerii, ale figurka nigdy nie przetrzymuje  nocy w pozycji stojącej – już następnego ranka  ponownie  lezy  bezradnie  na marmurowej płycie.  Chociaż moja mama  kilka razy  zanosiła  ja do  naprawy  i pytała  o powód   jej ustawicznych upadków , -  mimo zapewnień  fachowca ze wszystko wydaje się być w porządku,  figurka nadal się przewraca.

Robert sięgnął po statuetkę i obracając ją  na dłoni , obejrzał  ją  dokładnie ze wszystkich stron.

- Z tego, co widzę, tej figurce nic nie dolega. . Oprócz pękniętego  miecza wszystko jest w idealnym  stanie.  Podstawa posążku  jest stabilna,  nie ma  potrzeby ponownego montażu  ani żadnych innych napraw.

- Jeśli tak, to dlaczego statuetka wciąż się  przewraca?

- Mógł  ją  przewrócić podmuch wiatru – zasugerował Danvall.

- Każdej nocy? Raczej nieprawdopodobne.

- Tak przy okazji,  - kogo przedstawia ta podobizna?

-Pułkownika  Cardana.  Jego portret wisi przy drzwiach w prawym rogu  sali.

Z obrazu wielkie, ciemne, prawie czarne oczy w kształcie migdałów, upiększające przystojną twarz przodka, spoglądały na parę  narzeczonych w zamyśleniu. Twarz szlachcica przypominała Robertowi kogoś, kogo niewątpliwie znał, choć w tej chwili nie mógł sobie przypomnieć osoby, do której rycerz na portrecie był tak bardzo podobny.

- Sądząc po  jego  aparycji  – rzekł   wreszcie mężczyzna po dłuższej  kontemplacji  portretu   - pułkownik musiał być niezwykle wytwornym i dystyngowanym  gentlemanem.  Z pewnością zasługuje na  przyznanie mu  wyższej  rangi  niż  stanowisko  na samym  końcu rzędu tej  armii rycerzy.  Przenieśmy go  do  pierwszego szeregu, u boku  króla.  . Miejmy nadzieję, że zmiana aranżacji w kolejności  szyku  ustawienia  przedstawicieli rycerstwa  poprawi nastrój pułkownika.

XXXXXX

Antyczny  zamek , widziany  z daleka,    mógł  na pozór wydawać się  trudno dostępny, tym bardziej że prowadziła do niego tylko jedna kręta, wąska droga. Baron Benucci mógł cieszyć się poczuciem całkowitego  bezpieczeństwa w tym otoczeniu, nawet w wypadku gdyby ponadto pragnął unikać  niepożądanych gości lub zamierzał  uchronić się przed wścibskimi  czy niedyskretnymi sąsiadami. Jedno skrzydło gmachu, usytuowane na skarpie, wychodziło na rozległą  przestrzeń   opalizującej lazurowej tafli morskiej, podczas gdy  z okna części północnej widoczna  była  wielobarwna  kwiecista  łąka  i wrzosowiska graniczące z ciągnącym się  kilometrami  wspaniałym,  bezkresnym  lasem. Mimo że  obecnie, w połowie listopada, okolica  sprawiała  nieco ponure wrażenie,  okazały zamek  stwarzał   atmosferę   splendoru.  Kiedy Robert i Ellen wrócili późno  tego wieczoru z długiej wycieczki, mroczne korytarze wydawały się opustoszałe, a  wielki  hol  oświetlony był jedynie  nielicznymi  kryształowymi kinkietami rzucającymi niesamowite cienie na ściany. Większość   przyjaciół i krewnych  udała się już  kilka godzin wcześniej  na spoczynek do swych apartamentów.   Zgasiwszy pozostałe lampy, lord Danvall odprowadził narzeczoną do jej salonu, następnie  przemierzył   długi,  mroczny korytarz w drodze do   swojego  pokoju, w którym zakwaterowała go hrabina Loretti.  Światło  w buduarze Ellen  paliło  się  przez kilka minut, po czym zgasło. Robert uśmiechnął się do siebie  przepełniony radością i satysfakcją.   Chociaż ich ceremonia zaślubin  miała się odbyć dopiero w następnym miesiącu,  mężczyzna już  teraz z niecierpliwością  oczekiwał    zbliżającej się  uroczystości.  Był przekonany ze  poślubienie tak niezwyklej  dziewczyny jak  Ellen  i dzielenie z nią  swego życia  będzie wspaniałym  doświadczeniem. Nigdy wcześniej nie spotkał tak uroczej  istoty  i był pewien, że druga  taka dziewczyna która mogłaby się z nią  równać  w ogóle  nie istnieje.  Ellen  była  absolutnie wyjątkowa.

Zbliżając się do swojego apartamentu  Robert  otworzył drzwi, które  nieoczekiwanie zaskrzypiały. Zaintrygował go ten dźwięk. Zawiasy były dobrze naoliwione, same drzwi solidnie wykonane. Podziwiając wspaniałe  artystyczne  ornamenty  wyrzeźbione   na drzwiach , usłyszał powtórny  zgrzyt. . Tym razem odgłos  na pewno nie dochodził  z jego  pokoju.  . Głośny trzask , po którym nastąpił kolejny dziwny dźwięk, dobiegł z sali znajdującej się piętro niżej. Robert zszedł po schodach i skierował  się  w tamtą stronę. Gdy skręcił za róg ciemnego – w tym sektorze -  korytarza -  na samym  jego końcu – w głębi  holu --  dostrzegł migoczący blask zapalonej świecy. Słaby płomień przygasał od czasu do czasu. Widać było wyraźnie, że dłoń nieznajomego stojącego w mroku, trzymającego świecę, wyraźnie drżała. Długi cień sylwetki osoby stającej  w  kącie sali padał na wyłożoną mozaiką podłogę obszernej komnaty vis-à-vis. Nieco zdziwiony widokiem samotnej, znieruchomiałej, jakby  przykutej do miejsca  postaci, ledwie dostrzegalnej w półmroku, którego nie udało się  rozproszyć  z powodu  braku  światła  na tej kondygnacji,  Robert podszedł do  tkwiącej w  ciemnościach  nieznanej mu osoby.  .

Kiedy się zbliżył – w  znieruchomiałej -  jakby wrośniętej w ziemię   postaci  - mężczyzna   rozpoznał Annę.  Pokojówka  stała bez ruchu  naprzeciwko  równie posępnej  i mrocznej  w tej chwili  galerii portretów, obserwując - jak zahipnotyzowana - jej ponure wnętrze. Całkowicie pochłonięta czymś, co musiała  dostrzec  w głębi sali,   co  bez reszty zaabsorbowało  jej uwagę, najwyraźniej nie usłyszała kroków Roberta, bo wzdrygnęła się, gdy zbliżywszy się  mężczyzna przemówił do niej i odskakując  krok do tyłu,   rzuciła mu przerażone spojrzenie.

- Wielkie nieba,  Anno! Co  u licha  robisz w tym upiornym miejscu o tak późnej  godzinie.?   Bylem przekonany , ze cały dom,  łącznie  z personelem  udał  się wcześnie  na spoczynek,  ze cala rodzina, i wszyscy  krewni  już  od kilku  godzin  śpią   w  swoich pokojach. .  Przecież  jest już dawno po północy.

Pokojówka , wyglądająca na nieco zakłopotaną, już zamierzała  odpowiedzieć na pytanie – zanim jednak zdążyła wykrztusić słowo, rozległ się kolejny huk, po którym znów  nastąpił  łomot  – tym razem z bardzo bliskiej odległości – dobiegający  z. ciemnej komnaty  znajdującej się naprzeciwko  miejsca w którym stali -    z sali  o tej porze pozornie  opustoszałej, w której  kilka  godzin temu wygaszono nawet palenisko  kominka. .

- Kto,  na miłość  Boska   wędruje  po galerii o tak późnej porze? – zastanawiał się Robert.  Na domiar  złego w absolutnych  ciemnościach?   Ktokolwiek  przebywa  w  tym  miejscu  , musi się   posługiwać mocną  latarką.   W tej sali  panuje całkowity  mrok.  Kto tam  jest?   - to  nie może być hrabina, nie mówiąc już o jej  krewnych.  Żaden z nich nie ma powodu, aby wdzierać się  do  tej sali w środku  nocy,  na dodatek w tajemnicy przed innymi.  Więc kto  wszedł  do galerii, Anno,?   Powiesz mi?   Och nieważne. Chyba lepiej sam to sprawdzę. – dodał  mężczyzna i nie czekając na odpowiedź służącej postąpił  krok w stronę sali. Jednak w tym momencie, zanim Robert zdążył przekroczyć próg, pokojówka, wyprzedzając go   z szybkością  błyskawicy,  zablokowała wyciągniętą ręką drogę do komnaty, próbując uniemożliwić   mężczyźnie  wstęp  do niej.

- O nie! Lordzie Danvall, niech pan  nie wchodzi  do tej sali!  Proszę  -  nie!

- O  czym  ty mówisz,  Anno? Przepuść mnie  !

Odepchnął rękę przerażonej dziewczyny, a gdy już miał  wejść  do  galerii ,  pokojówka,  zagradzając mu ponownie drogę, chwyciła mocno połę jego marynarki, aby go zatrzymać.

- Milordzie,  proszę  mnie posłuchać... posłuchać  mojej  rady  -  nie wolno  panu teraz  wejść  do tej komnaty!

- Uspokój się, Anno – odezwał się niecierpliwie Robert, zirytowany irracjonalnym zachowaniem dziewczyny. – Taka wspaniała  posiadłość z pewnością przyciąga włamywaczy wszelkiego  autoramentu,  Załóżmy, że zamieszanie jest spowodowane przez rabusiów, którzy mimo zainstalowanych systemów bezpieczeństwa  znaleźli sposób  aby  wtargnąć  na teren obiektu.  Jutro rano może się okazać, że galeria została ogołocona z najcenniejszych obrazów, rzeźb itp. – najróżniejszych wspaniałych dzieł sztuki i wtedy to my – bez wątpienia – będziemy  pociągnięci do odpowiedzialności  za  zaniedbanie   obowiązków  jeśli nie wezwiemy policji  -   argumentował Robert, mając nadzieję, że   mimo uporu  Anny uda mu się  przemówić  dziewczynie do rozsądku ,  uznając , ze nie może tak po prostu  niegrzecznie odsunąć  siłą  czy odepchnąć  dziewczyny    od siebie  i  tym sposobem  przedostać  się  do sali  -  gdyż  taka metoda byłaby sprzeczna z zasadami dobrych manier  - ,  byłoby to   zachowanie  niegodne   gentlemana.     –   Na razie, dopóki nie ustalimy źródła hałasu, nie ma potrzeby alarmowania reszty domowników – a teraz – proszę  - odsuń  się od drzwi. –  zażądał  -   próbując  wyrwać   klapę  swej  marynarki  z uścisku  upartej dziewczyny, która nawet wtedy nie chciała się ruszyć z progu komnaty, upierając się  przy  swoim zdaniu , wciąż uniemożliwiając mu wejście do galerii portretów.

- Ma  pan racje,  milordzie, – przyznała pokojówka,  całkowicie ignorując prośbę Danvalla. – rzeczywiście, wszystkie zgromadzone tam dzieła sztuki są bezcenne, niepowtarzalne. Oprócz antycznych rzeźb w galerii znajdują się również obrazy z XVI  i   XVII  wieku. , w tym wiele innych arcydzieł. Niemniej jednak  musi  mi  pan uwierzyć na słowo, milordzie – wejście do tej  sali o tak późnej porze jest niezwykle ryzykowne.

- Nie  posądzałem  cię  o taki brak  rozsądku,  Anno. – Ponieważ – jak sama  twierdzisz – doskonale  znasz  wartość zgromadzonej kolekcji,  niewątpliwie  rozumiesz także  ,że hrabina Loretti nie może sobie pozwolić na utratę żadnego z tych  arcydzieł.

-Już panu  wspomniałam , że  osoba  która weszła do galerii obrazów  nie jest włamywaczem  -– upierała się służąca – to… – zawahała się. – to jest … on… ale...  - zapewniam pana,  milordzie,   że nigdy… przenigdy ... nie przyszłoby mu do głowy obrabować rezydencji … po prostu   dlatego , że   niegdyś,  - ...w dawnych czasach, ...cala ta posiadłość ... ...należała  do niego…..była  jego  własnością  ... - pokojówka  przerwała  swój wywód  ze  strachem,  zniżając  ton głosu do szeptu. .

- Co!?  Kogo dokładnie masz na myśli? – Robert patrzył na dziewczynę ze zdumieniem. – wygląda na to, że znasz  intruza  który wtargnął  do  galerii.   Mam racje?   Naprawdę  go znasz?   Powiedz mi prawdę!

- W tych stronach niejako wszyscy go znają... To znaczy – cały rejon, wszyscy okoliczni mieszkańcy albo spotkali tego człowieka  osobiście - albo znają go ze słyszenia... Może  oprócz panny  Ellen. ….ona jest  chyba jedyną osobą,   która – jak sądzę – nie ma pojęcia o istnieniu tego mężczyzny.

- No więc, Anno. – zapytał Robert jednocześnie zirytowany i zaintrygowany – intruz – kimkolwiek on  jest, na pewno już nas słyszał i widział, a może  teraz  właśnie  szykuje się do ucieczki   albo już umknął  -  – wszystko przez twoją samowolę. Więc,  jeżeli  znasz tego  typa,  mogłabyś  przynajmniej  wyjawić  mi jego nazwisko?

Anna potrząsnęła gwałtownie głową.

- O nie, milordzie,  Nigdy. Nigdy w życiu. -  nie  odważę  się.  . Boję się.

- Czego się tak obawiasz?

- Jeśli ujawnię jego tożsamość, on  z pewnością się na mnie zemści. Jestem o tym  przekonana. .

- Czyżby  ten intruz  był aż  tak  nieokrzesany?  – zapytał Robert z lekkim niedowierzaniem. – Naprawdę, Anno… – Och, chwileczkę – wpadł mu nagle do głowy pewien pomysł. – sugerujesz, że widywałaś  już  tego człowieka  na terenie posiadłości.  Wygląda na to, że znasz go całkiem dobrze.

- Tak, milordzie. – szepnęła służąca. – Szczerze mówiąc, widywałam go przy różnych okazjach, wiele razy i ostrzegano mnie, że jeżeli  przypadkowo – nawet  mimowolnie   - mu się  w jakiś sposób    narażę …. … w każdym razie, lordzie Danvall, – mam powody sądzić, że w chwili, gdy zdradzę nazwisko intruza  na pewno wzbudzę  jego wrogość  i ściągnę na siebie jego  gniew. … . .

Kim był tajemniczy nieznajomy, którego Anna tak się bała? – zastanawiał się Robert.

- Czy  przypadkiem nie ponosi cię  fantazja,?  nie puszczasz wodzy swojej wyobraźni?

- Przysięgam,  lordzie Danvall,  - wejście do galerii po zmroku, zwłaszcza o tej porze, jest równoznaczne z narażeniem się na niebezpieczeństwo, - poważne niebezpieczeństwo.

Dziewczyna trzęsła się ze strachu. Wydawało się, że nie ma podstaw, by nie ufać jej prawdomówności…

- Jeśli  intruz  nie jest włamywaczem i jest uważany za mściwego  człowieka -- to - z jakiegoś nieznanego powodu - Ellen również może paść ofiarą jego niepohamowanej zemsty  a ja  zrobię   absolutnie wszystko  , aby temu zapobiec. Dlatego nie próbuj mnie zatrzymać, Anno, nic nie może mnie powstrzymać przed  inspekcją tej  sali !

- Rozumiem, milordzie,  doskonale pana rozumiem.  – jęknęła służąca,  wreszcie  wypuszczając  z  dłoni klapę marynarki  Roberta , którą  do tej pory  uparcie mocno trzymała  i cofając się  o krok  aby  nie blokować  mu przejścia.  . Mężczyzna wyminął  ją  i  pospieszył do galerii, z głębi której po raz kolejny dotarł do jego uszu jakiś dziwny hałas.   Tym razem jednak dźwięk  który  się rozległ    był  zupełnie innego rodzaju   -  był  o wiele  głośniejszy i  bardziej przenikliwy niż poprzednio, -  przypominał  skrzypienie przesuwanego po ścianie metalowego przedmiotu o ostrych krawędziach.

- Wielkie  nieba, Anno, gdzie  u diabła są  wyłączniki  w tej sali ? – dopytywał się Robert z irytacją, gdy przekroczywszy  próg  sali ,chcąc zapalić  światło,  nie znalazł żadnego   gniazdka   ani    przycisku ..

- W tym skrzydle zamku nie zainstalowano żadnych wyłączników  światła. . . Baronowa Esterina pragnęła, aby ta część gmachu pozostała dokładnie w takim samym stanie,  w  jakim była   za jej życia.   Jej życzenie zostało spełnione – to znaczy  -  w dużej mierze.

- Żadnych  wyłączników ?  Niesamowite!

- Tylko jedna trzecia budynku została zelektryfikowana. Żadne inne  części  budowli,   poza obecnie zamieszkałymi  apartamentami, -   nie zostały okablowane. Co do dawnych komnat baronowej – jej życzenie zostało  spełnione  co do joty. ..

Przez ułamek sekundy Robert poczuł się trochę nieswojo – jednak nie dłużej niż przez  mgnienie oka.   W następnej chwili opanował się.

- No cóż. Jeśli tak  się sprawa  przedstawia...…czy mogłabyś pożyczyć mi swoją świecę, Anno? Wydaje się, że nie ma innego sposobu na oświetlenie tej dużej sali. Nie zabrałem ze sobą latarki. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że będzie mi potrzebna. . Ty  także nie  masz przy sobie  żadnej  , prawda?  -

-   Upuściłam  kiedyś latarkę  na posadzkę  i  roztrzaskała się  na kawałki,  dlatego uważam, że świece są bezpieczniejsze. Mam jeszcze dwie  w kieszeni. Wyrobiłam sobie nawyk noszenia ze sobą kilku na wszelki wypadek. – odpowiedziała  dziewczyna, , podając jedną  ze świec Robertowi.

- Przyznaję, że jesteś bardzo przezorną osobą. Wejdziesz za mną do galerii?

- O nie! Nie ,  proszę pana. – wzdrygnęła się Anna, szybko wycofując się w najdalszy kąt    ciemnego korytarza. – Wolałabym zostać tutaj.

Robert zapalił świecę i po przekroczeniu progu w jej  migotliwym  płomieniu rozejrzał się po przestronnej  sali.  Na pierwszy rzut oka była  zupełnie pusta.

- Cóż, Anno. – powiedział lord Danvall do pokojówki. – ktokolwiek ośmielił się wtargnąć do tej   komnaty, z pewnością już  stąd się  wymknął  . Nie ma tu żywej duszy.

W tej samej chwili zauważył, że oczy dziewczyny rozszerzyły się z przerażenia, gdy wpatrywała się  w   jakiś  obiekt  który  dostrzegła  w głębi  sali.   Robert odwrócił się i spojrzał w tym samym kierunku. Tym razem on także zauważył czyjąś obecność w galerii. Anna miała rację.  Jednak  jakiś intruz  rzeczywiście  przedostał  się  na teren  zamku. W mroku  zamajaczyła sylwetka potężnie zbudowanego mężczyzny, ubranego w stylowy XVII-  wieczny  strój.  Przybysz  stał przy marmurowym gzymsie kominka, przesuwając dłonią po kolekcji statuetek dawnych  władców i rycerzy  który to zbiór  Robert podziwiał zaledwie kilka godzin wcześniej. Rozległ się brzęk przesuwanego  ciężkiego metalowego przedmiotu.

- Kim  pan jest ? Jak  pan się dostał  do budynku? – zapytał  Robert ostrym tonem. . –  Proszę  się  nie ruszać ! Policja już tu jedzie. – blefował, robiąc krok do przodu i unosząc świecę wysoko w górę  ,  by dobrze przyjrzeć się mężczyźnie. Nieznajomy cofnął rękę i powoli odwrócił się w stronę Roberta. Jego zielony dublet był nieskazitelny, ale śnieżnobiała koronkowa  riuszka  zdobiąca jego rękaw nieco się zabrudziła z powodu  kontaktu  z odrobiną sadzy pokrywającej górną część półki nad kominkiem. Srebrzystoszare  loki jego  peruki były rozczochrane. Przez długi czas  lord Danvall stał jak wrośnięty w ziemię, przyglądając się intruzowi z niedowierzaniem,  gdy  powoli  zaczęło do niego docierać, że dziwny strój, jaki miał na sobie mężczyzna, nie był w żadnym wypadku kostiumem teatralnym - jak początkowo zakładał - a sam  przybysz  niewątpliwie stanowił nierozerwalną  , nieodłączną , integralną  część    wspaniałej , okazałej  rezydencji  w której  miał pełne prawo  zamieszkiwać  .  Oniemiały ze zdumienia  Danvall   wypuścił świecę, która -   wyślizgnąwszy  mu się z dłoni  -   upadla  z łoskotem na posadzkę,  -  gasnąc    powoli  na wyłożonej mozaiką  ozdobnej podłodze.

-  Milordzie!  Lordzie  Danvall,  Wszystko w porządku?  Nic się panu nie stało?

- Wszystko dobrze,  Anno,  podaj  mi jeszcze jedną świeczkę!  Pospiesz się!

Stojąc  pośrodku galerii Robert ponownie oświetlił całą salę. Intruza  już  tu nie było - nigdzie  nie było go  widać. Lord Danvall pospieszył w stronę kominka i uważnie obejrzał posążki   starannie ustawione  rzędem  na półce  nad kominkiem. Cały oddział rycerzy  stal  w zwartym szyku - – wszystkie  posążki   - z wyjątkiem małej figurki pułkownika Cardana, -  która teraz leżała bezradnie ukosem  na samej krawędzi marmurowego blatu -  bezlitośnie  roztrzaskana  czyjąś okrutną ręką .    Szabla rycerza była pęknięta w wielu miejscach, czubek ostrza wyraźnie odłamany.

Robert przemierzył  galerię i zatrzymał się przed portretem nestora  dynastii – hrabiego Enrica  Loretti .

Ciemne oczy szlachcica, płonące wściekłością  w  ponurej twarzy otoczonej srebrnoszarymi lokami spływającymi na zielony  żupan  rzucały  na lorda Danvalla z wysokości   swego portretu –  przenikliwe, przeszywające,  lodowate spojrzenia, zionęły bezgraniczną nienawiścią i wrogością.

II

- Dzień dobry, Ellen. Jak się czujesz po pierwszym dniu  spędzonym w rodzinnej rezydencji  po  tak długim pobycie z dala od domu?

- Wprost  cudownie, Robercie, chociaż o świcie śnił mi się jakiś straszny koszmar,  a ty? Kiedy przyjeżdżasz  do  nieznanego otoczenia,  w większości przypadków spędzasz bezsenną noc – zapytała Ellen, gdy następnego ranka para schodziła po schodach,  kierując się  do jadalni. .

- Ta zasada mnie nie dotyczy. Zawsze byłem twardym śpiochem. Równie dobrze mógłbym zasnąć na środku prerii, pod warunkiem, że włożę   pod głowę siodło  pełniące rolę poduszki.

- O Boże!  – Ellen wybuchnęła śmiechem. – Wydaje się, że nie masz zbyt wysokiego mniemania o naszych starodawnych  łożach  z baldachimem , prawda? Zastanawiam się – czy naprawdę uważasz, że nasze wspaniałe XVIII-  wieczne   sypialnie są tak niewygodne?

- Śmiem twierdzić, że nigdzie indziej nie można spotkać takiego rodzaju mebli czy dekoracji wnętrz. – Robert spoważniał. – Te komnaty były świadkami odległych czasów, cenionych królów,  gdy  zaufani  dworzanie  pełnili  nocami wartę  - czuwali nad bezpieczeństwem  swych   panów i władców,  wzbraniając nieproszonym gościom zakłócania snu ich monarchów. A tak przy okazji – mówiąc o minionych wiekach –  zaistniała pewna kwestia  którą  muszę   bezzwłocznie skonsultować   z twoją matką.  Czy nie masz nic przeciwko, żebym porozmawiał z nią  tuż  po śniadaniu? To nie potrwa długo… no cóż, -  to mała modyfikacja naszego dzisiejszego programu, ale…

- W porządku, kochanie. –   Ellen zapewniła  narzeczonego. – Ja też mam  coś  do załatwienia, więc możemy  spokojnie   przesunąć  realizację  dzisiejszych  planów   o jakąś godzinę… tak na marginesie – czy wiesz   może  gdzie  jest Angie? Chciałabym dać  jej  prezent. W szkatułce z klejnotami, którą przywiozłam z Londynu, wśród innych drobiazgów mam też śliczny złoty wisiorek w kształcie tulipana z dużym rubinem. Zdaję sobie sprawę, że ten klejnot w żaden sposób nie zastąpi naszyjnika, który  wzbudza jej tak wielki zachwyt,  -jednakże ...…

- Angie jest na cmentarzu. – wtrącił Robert. – Poszła tam pół godziny temu. Mówiąc dokładniej, wybiegła z budynku. Kiedy lokaj wszedł  do mojego apartamentu, aby podać mi poranną kawę, zobaczyliśmy, ją  gdy mijała  nas   pędem  - biegnąc  szybko  korytarzem.   -

- Znowu na cmentarzu. – westchnęła Ellen. No cóż, nie wydaje mi się, żeby po tak długim czasie częste wizyty mojej kuzynki w tym  ponurym  miejscu nadal mnie zaskakiwały, niemniej jednak w mojej ocenie jej uwielbienie dla tego  cmentarzyska przekształciło się w jakieś  niesamowite  szaleństwo.

- Całkowicie się z tobą zgadzam. W każdym razie, jak wyjaśniła nam pokrótce w drodze do wyjścia, zamierzała z samego rana odwiedzić grób baronowej Esteriny.

- Baronowa Esterina nie jest patronką Angie. – stwierdziła Ellen. – raczej  nie udzieli jej pomocy. .

- Esterina nie jest jej patronką? – zdziwił się Robert. - Obawiam się ze  nie  rozumiem. Co dokładnie masz na myśli?

- Och, chyba zapomniałam wspomnieć o pewnej tradycji ściśle przestrzeganej przez całą rodzinę. Zgodnie ze zwyczajem najstarsza córka dynastii   podczas ceremonii chrztu   zawsze otrzymuje  imię  baronowej  lub przynajmniej jej imię powinno zaczynać się na literę „E”. Baronowa jest uznawana za założycielkę naszej  dynastii.. Zgodnie z legendą, jeśli najstarsza córka nosząca to imię  zwróci  się do baronowej z prośba o pomoc w jakiejś  ważnej dla niej  sprawie ,  patronka nigdy nie zawiedzie  tej osoby

- Czy Esterina  kiedykolwiek okazała  tobie pomoc w przeprowadzeniu jakiejkolwiek  sprawy? Wyciągnęła  do ciebie  pomocna dłoń?

- Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby zasięgnąć jej rady. Szczerze mówiąc,  nie  bardzo wierzę    w opowiedziana mi historię .  Wszystkie rodzaje legend wywodzą się wyłącznie z uznanych tradycji, zawierają  różne  niesamowite, często dziwne i niezbyt wiarygodne szczegóły stanowiące  nieodłączna część  większości  starożytnych zamków, pałaców, różnych odległych miejsc i przeważnie przedstawiają  wyłącznie   iluzoryczny   obraz  rzeczywistych zdarzeń .  Większość  takich  opowieści jest zwykle wymyślana przez ludzi, którzy  pragną  dodać   powabu i  atrakcji  zabytkowym budynkom… och, dzień dobry babciu… czy Anna nie podała ci  śniadania do pokoju?  – zapytała dziewczyna , wchodząc  do jadalni, zdumiona widokiem  baronowej Emmy  siedzącej przy  długim stole, pogrążonej  w ożywionej rozmowie ze swoją krewną,  podczas gdy hrabina  Esther Loretti , przysłuchując się   konwersacji,  czasem tylko    wtrącała jakiś  komentarz  do prowadzonej  dyskusji.

Baronowa  spojrzała na Ellen i uśmiechnęła się.

- Pomyślałam, że warto chociaż raz przyłączyć się do was  w jadalni na posiłek   – powiedziała. – Poza tym – wczorajsza pełnia  księżyca  nie  pozwalała  mi  zasnąć  aż do   rana. A jakie są  pana  wrażenia,   Robercie?  Mam nadzieje ze dobrze się pan czuje  w naszym domu. ?  –  dama  zwróciła się  do lorda Danvalla,  który właśnie usiadł  na krześle  obok niej.  – Czy odosobnienie tego miejsca nie jest  dla pana trochę irytujące?

- Wręcz przeciwnie,  baronowo. . Ja sam wychowałem się w równie odległej  okolicy, ,z  tą  różnicą,  że  posiadłość  moich rodziców znajdowała  się  trochę bliżej aglomeracji miejskiej. Prawdę  mówiąc    -   uważam, że  atmosfera  tego zamku - z jego nieustannym szumem morza - jest niezwykle fascynująca...... - mężczyzna urwał, nieco zaskoczony widokiem Angie, która właśnie wpadła pędem do jadalni, jej kasztanowe włosy rozwiane  wiatrem,  - dziewczyna  -  nie poświęcając  ani jednego spojrzenia   towarzystwu  zgromadzonemu w sali,  całkowicie ignorując wszystkich pozostałych domowników, natychmiast osunęła  się  na krzesło  stojące  naprzeciwko baronowej Emmy i chwyciwszy srebrny widelec, przyciągnęła do siebie  talerz  z bekonem i  jajkami   które  to danie  pokojówka  natychmiast jej podała .

- Dzień dobry,  Angie, bardzo się dzisiaj spóźniłaś .  – hrabina Loretti łagodnym tonem zganiła siostrzenicę.

- Wiem, ciociu. Nie mogłam nic na to poradzić.

- Przyszłaś  w samym środku  śniadania. .  Przecież mogłaś  iść  na cmentarz po posiłku

- O nie, - to  wykluczone. . Musiałam tam iść wcześnie rano. – wymamrotała dziewczyna  pochłaniając  zawartość  swego talerza  wielkimi  kęsami.

- Ale dlaczego? Co  skłoniło  cię  do wyjścia z  domu prawie o świcie? Nie widzę powodu…

Angie przełknęła kolejny kęs i znad talerza rzuciła ciotce  spojrzenie. pełne  wrogości

- Po prostu musiałam tam  iść! -  wykrzyknęła   - Musiałam! – Nie pytaj mnie dlaczego!

Baronowa Emma spojrzała na dziewczynę  z naganą ,  wyraźnie zaskoczona jej zachowaniem..

- Angela, zapominasz o dobrych manierach.

Ton baronowej był łagodny  i cichy,  jednakże  przywołał buntowniczkę  do porządku.

- Damie nie wypada podnosić głosu, moja droga. – dodała baronowa.

Angie  spojrzała  na swoja krewną  z irytacją , ale zdołała  się opanować

- Przepraszam,  babciu.

Baronowa Emma uśmiechnęła się pobłażliwie.

- Może chciałabyś pojechać ze mną na kilka dni do Manchesteru? Możliwe,  że  spodobała  by  ci  się  taka   wycieczka.

- Nie, babciu, dziękuję. Wolę zostać w domu. Mieszkam w dużym mieście przez cały rok z wyjątkiem świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy, oczywiście - poza tymi  krótkimi  wakacjami  które  otrzymałam w związku ze ślubem Ellen. Przykro mi, babciu, ale wolałabym  stąd nie  wyjeżdżać.

- Naprawdę? Cóż, jeśli tak-- w porządku, rób jak uważasz.

- Mamo, nigdy nam nie mówiłaś, że zamierzasz wyruszyć w podróż. – zauważyła  hrabina Loretti, najwyraźniej zaskoczona  niespodziewaną decyzją krewnej.

- Moja droga Esther,  pomysł podjęcia tej wyprawy  przyszedł mi do głowy  dopiero  wczoraj  wieczorem.    Po  otrzymaniu listu od przyjaciółki – to była wieloletnia przyjaźń – podkreśliła – pod wpływem chwili  - postanowiłam  przyjąć jej zaproszenie.

- Masz na myśli list, który dostałaś wczoraj?

- Dokładnie  tak.   Kate zawsze była moją serdeczną przyjaciółką. Nasza przyjaźń sięga wczesnego dzieciństwa. Byłam też w przyjaznych stosunkach z jej mężem, którego poznała jako nastolatka, będąc jeszcze uczennicą  liceum. Potem, kilka lat później, po ukończeniu studiów, ja   sama  także  wyszłam za mąż i wraz z mężem przeniosłam się do Włoch, gdzie mój małżonek został  wydelegowany  aby podjąć   pracę  w pewnej instytucji.  Jak zapewne pamiętacie  - nasz pobyt  w tym kraju  przedłużył się na kolejną kadencję – aż do inwazji wojennej  – więc – naturalnie –   trudne  realia  i okoliczności  zmusiły  nas do rozstania.   Wkrótce Kate została przeniesiona służbowo  do Francji, a potem poinformowano mnie, że nie przeżyła wojny – zginęła pewnego ranka podczas  nalotu.  I oto  teraz, zupełnie niespodziewanie, po tylu latach, dowiedziałam się, że zostałam wprowadzona w błąd. Kate wróciła do Anglii zaraz po zakończeniu zawieruchy wojennej   -  próbowała się ze mną skontaktować i odnowić naszą przyjaźń. Jak się okazuje, łatwiej było  to   zaplanować  niż wykonać , ponieważ  w tamtym okresie,  po  nagłej, niespodziewanej  separacji  i   mimowolnym  zerwaniu kontaktu, zgłosiłam się na ochotnika do szpitala i pełniłam funkcje pielęgniarki, a potem, po podpisaniu traktatu pokojowego, wróciłam do męża i oboje przenieśliśmy się do w tej okolicy więc  Kate  nie mogła znaleźć mojego aktualnego adresu. Właściwie odnalazła mój  adres  dopiero kilka dni temu  - poprzez czysty zbieg okoliczności – dostała go od krewnego mojego zmarłego męża,  którego  przypadkiem  spotkała  w operze w zeszłym tygodniu.  Kate napisała do mnie długi list, w którym opisała zarówno przyjemne, jak i najtrudniejsze doświadczenia, jakie przeżyła na przestrzeni  tych wszystkich  lat, po czym zaprosiła mnie, abym spędziła trochę czasu u niej. Wygląda na to, że bardzo zależy jej  abym  do niej przyjechała ,  bardzo by chciała  się ze mną spotkać  po  tylu latach. . Przecież  nie widziałyśmy  się całe wieki. ... jest tyle tematów do  przedyskutowania   .... - mówiąc to baronowa wyglądała na bardzo ożywioną.

- Czy naprawdę masz zamiar odbyć tak długą podróż  zupełnie sama -  z twoja  niewydolnością serca, mamo? – zapytała hrabina, wyraźnie zaniepokojona.

- Nie jestem aż tak chora, kochanie. Jesteś nadopiekuńcza, Esther. – zabrzmiała zdeterminowana odpowiedź.   – Poza tym, od teraz zamierzam prowadzić bardziej aktywny tryb życia, biorąc przykład z jednej z moich przyjaciółek, która niedawno zapisała się na kurs paralotniarstwa. Tak więc, jak widzisz, nie ma powodów do zmartwień.

- Ależ,  mamo,  co to  za niedorzeczne porównanie!

- Mam nadzieję, że nie masz zamiaru wnosić sprzeciwu. Ponadto  - moim zdaniem  - uprawianie sportów ekstremalnych wiąże się  z większym ryzykiem niż podróż dookoła świata. Dlatego  - po prostu – mając  do wyboru  dwie  kontrastowe   opcje -     wybrałam  mniejsze   zło  -  stwierdziła stanowczo  baronowa   patrząc  jak Anna dolewa dodatkową porcję  herbaty do jej filiżanki.

Ellen  przyglądała się  nobliwej damie  nieco rozbawiona. Według jej najwcześniejszych wspomnień z dzieciństwa babcia zawsze wyróżniała się niezwykłym wigorem, poczuciem humoru i przedsiębiorczością, z wyjątkiem lat, które nastąpiły po śmierci męża, w wyniku czego pogrążyła się  w rozpaczy  i przygnębieniu i przez długi czas prawie nie odezwała się ani słowem do nikogo. .

- Kiedy dokładnie wyruszasz w drogę,   babciu? – zapytała dziewczyna.

- Jutro rano, przed świtem. Pociąg do Manchesteru odjeżdża o 6 rano, więc zanim się obudzisz, będę już w drodze do Kate.

- Odprowadzę cię do pociągu   -zdecydowała  hrabina Loretti. –  Przynajmniej po to  żeby upewnić się, że dotrzesz  bezpiecznie do celu podróży    Przy okazji, - czy zamówiłaś  już taksówkę? Muszę wyznać, że nienawidzę prowadzić  samochodu   o tak wczesnej porze,  gdy drogi  pogrążone są  w  zupełnych  ciemnościach ..

.-. Taksówka? Po co? W naszym garażu są  do dyspozycji cztery samochody, w tym moja ulubiona limuzyna, prezent od męża, którą niestety nie jeżdżę od lat.   Wybiorę jeden z tych wehikułów   aby dotrzeć  nim na stację  . I – zaznaczam -  – podkreśliła – że  nie  potrzebuję  także  szofera. Ani  żadnej asysty. .

-  Tylko nie  mów  mi ze zamierzasz  jechać na dworzec zupełnie sama !  -   wykrzyknęła Esther  Loretti  z przerażeniem.  – O 5 rano  panują jeszcze  całkowite ,nieprzeniknione ciemności.   Drogi są nieoświetlone.   Poza tym – od kilku lat  przebywasz  ciągle  w domu,   odmawiasz udziału w różnych wieczorkach towarzyskich, prawie w ogóle nie  opuszczasz  terenu  posiadłości.   Nie wyobrażam sobie, co może się stać, jeśli  prowadząc samochód sama,  w drodze na stacje stracisz  panowanie nad kierownica albo wpadniesz w poślizg. .

- Jeśli  pani pozwoli,  pani baronowo,  - ja odwiozę  panią na  stację  i  wniosę  bagaż  do przedziału  wagonu  aby upewnić  się , że  dotrze pani bezpiecznie na miejsce.  – zaproponował Robert.

- Nie, młody człowieku, nie  ma potrzeby,  aby mi  pan towarzyszył  – powtórzyła  z uporem  dama. – czy jest jakiś  szczególny powód, dla którego miałabym  zrezygnować z prowadzenia  eleganckiego  wehikułu ?    Nadal mam doskonały wzrok i nie potrzebuję niczyjej pomocy. Co do samochodu – Henry może odebrać go z dworca nieco później tego dnia, załatwiając sprawy  w centrum miasta

- Martwię się o ciebie , mamo -  rzekła  hrabina Loretti.

- Nie zapominaj Esther, że w kwiecie wieku byłam świetnym kierowcą  i chociaż od  dawna  nie zasiadałam za kierownicą,  sądzę  że nadal  jestem biegła  w tej dziedzinie. Dlatego - jeśli chcesz mnie zniechęcić do  tej przejażdżki  -   pozbawić przyjemności, jaką czerpię z jazdy dobrym  samochodem,  nie pozostaje mi nic innego, jak tylko ostrzec  cię,,  że marnujesz swój czas. – Nic z tego - nie ma mowy – baronowa Emma  oświadczyła z uporem. – Nie, Esther, naprawdę nie musisz się o mnie martwić. – dodała  łagodniejszym tonem, dostrzegając troskę wypisaną na twarzy synowej..  Następnie,  jak gdyby po  namyśle   zdecydowała   się jednak  zmienić  zdanie ,  baronowa  zawahała  się chwilę , po czym  dodała  -   no, cóż,   Esther ,  chyba  muszę ci jednak przyznać rację  . Zważywszy  wszelkie  aspekty  tej podróży  -  samochód rzeczywiście może   wpaść  w poślizg  w  ciemnościach,  które  panują  o tak wczesnej porze na drodze  -… tak, mimo wszystko lepiej  będzie jeśli wezwę taksówkę ...– przy okazji, czy mogłabyś   przysłać Annę do mojego pokoju dziś wieczorem?   Chciałabym ,  aby  pomogła  mi spakować  kilka drobiazgów . .

- Zarezerwowałaś pokój w hotelu, mamo?

- Nie, zatrzymam się  w domu   Kate. Ma dużą willę  i  oprócz pokojówki  i kucharza   mieszka tam zupełnie  sama. Kucharz specjalizuje się w potrawach  kuchni orientalnej, w której Kate zawsze gustowała . .

- Och,  wasza rozmowa o czymś  mi przypomniała . ! Gdzie zniknęła Anna? –  Ellen  wtrąciła się do dyskusji.  - Prosiłam ją, żeby przyniosła jeszcze trochę cukru i wygląda na to, że  całkiem o tym zapomniała.

Wyciągnęła rękę i pociągnęła za  sznur dzwonka by wezwać  pokojówkę .   Wezwanie  jednak pozostało  bez odzewu.

- Czy skosztowałeś konfitury wiśniowej, Robercie? – dopytywała się Angie, która do tej pory pochłaniała  swe  śniadanie w  całkowitym milczeniu,  - jej uwaga  tak niepodzielnie skupiona na  daniach podanych na  półmiskach , że ani razu nie podniosła wzroku znad stojących przed nią wiktuałów, nie mówiąc już o włączeniu się do rozmowy  prowadzonej przy stole - – te konfitury  są  naprawdę  doskonałe   – kontynuowała  dziewczyna - –wykonane zgodnie  z domową  recepturą,  według przepisu opracowanego przez naszego  wieloletniego  kucharza.  -Konfitury  są  bezkonkurencyjne,  uwierz mi, zupełnie niepodobne  do tych  które są  dostępne  w sklepach. Żaden z nich nie może się równać z naszym dżemem..

- Dzięki – Robert uśmiechnął się do dziewczyny. – Rzeczywiście, wygląda bardzo apetycznie…i   -masz rację - jest  wyjątkowo  pyszny.  -  przyznał , kosztując  odrobinę   łyżeczką . .

- Wygląda na to - Ellen  przyjrzała  się potrawom ustawionym  na długim stole   - że Anna też nie przyniosła dodatkowej porcji masła.

Jeszcze raz pociągnęła za  sznur dzwonka . Tym razem również bez rezultatu. .

- Anna stała się ostatnio dość niesubordynowana i nieuważna  . – skomentowała  hrabina. – Niezależnie od  sporej  sympatii jaką  darzę  tę  pokojówkę,  obawiam się, że będę musiała obniżyć  jej pensję –  pani domu  kilkukrotne  szarpnęła  za sznurek dzwonka,  najwyraźniej niezwykle  poirytowana   brakiem reakcji  na  wezwanie  ze strony  Anny. . .

- Nie denerwuj się, mamo – Ellen wstała z krzesła. – Sama  pójdę do kuchni i przyniosę wszystkie  produkty  których  brakuje na stole. .

- Ale… Ellen! Nie możesz!... nie powinnaś...

- Żyjemy we  współczesnych czasach, mamo. To  bardzo wygodna sytuacja ,  gdy  masz  cały   personel  do swej dyspozycji, niemniej jednak zapewniam cię, że  korona mi z głowy  nie spadnie ,  jeżeli  tym razem  to ja  sama  wyręczę  pokojówkę  w  spełnieniu  tego  zadania.  – oznajmiła  Ellen,  dając znak Robertowi, który zamierzał  razem z nią  pójść  do  kuchni,  aby  pozostał  w jadalni  wraz  z innymi domownikami. .

Kiedy Ellen  weszła  do kuchni  okazało  się ze nie ma w niej  żywej  duszy.  Brudne talerze walały się po całym wielkim stole, zmięta, ociekająca wodą ścierka do naczyń leżała porzucona na równie wilgotnej podłodze. Niestety, jej matka miała absolutną rację. Zachowanie służby pozostawiało wiele do życzenia,  -  tym razem bezsprzecznie  zaniedbali  w poważnym stopniu  swoje obowiązki  . .

Ellen otworzyła lodówkę, wyjęła maselniczkę, wsypała dodatkowe kostki cukru do cukiernicy i – w momencie  gdy zamierzała  wyjść  z kuchni  -  o mało  nie zderzyła się  z kamerdynerem  , który właśnie pojawił się w drzwiach.

- Henry! Gdzie byłeś ?   Śniadanie jeszcze się nie skończyło. .

- Jestem tego świadom, panienko.  Bardzo mi przykro.

- Anna  nie  dostarczyła  do  jadalni  kilku  niezbędnych  produktów, a więc  ja postanowiłam   wyręczyć ją  w tym zadaniu. . A teraz proszę  - dołącz do nas  w sali...

- Dobrze,  panienko. Zaraz tam  przyjdę . .

Po wyjściu z kuchni, wchodząc do przedpokoju, Ellen uświadomiła sobie, że zapomniała zabrać ze sobą dodatkowy  słoik  konfitury wiśniowej.  Zauważyła  że  Robertowi konfitura  ta bardzo  smakowała,    więc jeden mały słoiczek,  połowę  zawartości którego  Angie łapczywie pochłonęła w ciągu kilku minut, mógł nie wystarczyć  dla wszystkich  domowników  przy stole. .

Wracając do kuchni , aby zabrać  jeszcze jeden  słoik, spostrzegła  kamerdynera  stojącego przy zlewie,  zwilżającego  niewielką  chusteczkę strumieniem wody  tryskającej  z kranu i napełniającego  szklankę  płynem. Był tak zajęty tą  czynnością , że nawet nie usłyszał, jak Ellen weszła do kuchni i podeszła do niego.

- Boże,  Henry!  Co się dzieje?  Po co ci ta chustka?  A tak przy okazji - gdzie podziała się reszta personelu? Gdzie jest Anna? Matka wzywała ją kilka razy, Anna  z pewnością  słyszała  dzwonek.

Kamerdyner wyglądał na zdezorientowanego  i speszonego,  jakby został przyłapany na gorącym uczynku.

- Przepraszam panią. Nie miałem najmniejszego zamiaru zaniedbywać pracy... rzecz w tym, że... muszę... udzielić Annie pierwszej  pomocy...  ona...trochę ... źle się czuje…

- Co masz na myśli, na litość boską? Anna czuła się doskonale jeszcze dziesięć minut temu, kiedy asystowała   nam  przy śniadaniu.

- Tak było – potwierdził  Henry   – Rzeczywiście. –  w trakcie śniadania  czuła się dobrze, , ale przed chwilą zemdlała. Kiedy ją zobaczyłem, leżała na podłodze – bez ruchu. Podjąłem próbę reanimacji, niestety bez większego powodzenia, dlatego uznałem za stosowne przemyć jej twarz wodą. Na nieszczęście  pani hrabina nie posiada soli trzeźwiących.

- O ile mi wiadomo, mama  nigdy takich soli nie używała.  A mówiąc o  Annie -  gdzie ona jest?

- W… w galerii portretów.

- Co?!  O nie, chyba żartujesz. To najbardziej nieodpowiednia  pora  na wizytę w galerii.  Wiesz może  co skłoniło ją do pójścia teraz do tej sali ?

-Nie mam pojęcia, panienko, ale ona nadal tam jest, leży  na ziemi, nieprzytomna .

- Czyżby  była  aż  tak chora?  – Ellen pospiesznie położyła na stole  wiktuały  , które trzymała  w   rękach.    – W takim razie muszę iść do tej sali. Lepiej sprawdzę, co jej jest. Być może  będę w stanie pomóc.

Pokojówka leżała na wyłożonej kafelkami podłodze przy kominku. Jej  lewa ręka spoczywała  tuż  przy  palenisku. , drugą zakrywała oczy.

- Może się poparzyć. – zauważyła Ellen odciągając rękę dziewczyny od kraty.

- Mam nadzieję, że nie. Ogień rozpalono zaledwie minutę temu, tuż przed   przybyciem  Anny. Kominek  jeszcze się nie nagrzał... . Zwykle gasimy palenisko o zmierzchu, więc zarówno polana, jak i popioły – jeśli tam  zostały  - są nadal zimne.

- A wczoraj wieczorem?  Czy to ty zgasiłeś ogień w kominku ?

- Nie, to znaczy - taki miałem zamiar, ale kiedy wszedłem do sali  kilka minut po 22:00,  palenisko było już wygaszone. Ktoś  najwidoczniej  musiał mnie uprzedzić.

- Anna prawie nigdy nie wchodzi do galerii po zmroku. Jak dobrze wiesz, ona boi się nocnych ciemności, tym bardziej, że  do tej sali nigdy nie  doprowadzono  elektryczności.

- Naturalnie, panno Ellen. Rozumiem pani  punkt widzenia. W zeszłym roku też zemdlała, gdy zbliżając się o zmierzchu do tej komnaty , wydawało  jej się , że dostrzegła w mroku  jakąś nieziemską postać, stwierdziła, że widziała coś w rodzaju zjawy, która wkrótce rozpłynęła się  na jej oczach.

- Podnieś jej głowę, Henry. – poprosiła Ellen, klękając  na podłodze obok służącej. Zwilżyła chustkę  przyniesioną przez  kamerdynera  odrobiną wody ze szklanki    i ostrożnie przetarła  tą chusteczką twarz Anny.  Omdlała  dziewczyna poruszyła się niespokojnie i zadrżała, najwyraźniej wciąż tylko na wpół przytomna.

- Nie, zostaw mnie w spokoju!  Nie zbliżaj się! – krzyknęła

- Anno, obudź się, co cię napadło? To tylko ja. Otwórz oczy – powiedziała cicho Ellen.

Pokojówka powoli zaczęła odzyskiwać przytomność. Z przerażeniem spojrzała na swoją panią, nieco oszołomiona.

- Och, dzięki Bogu. - wyszeptała. - Tak się przestraszyłam. Myślałem, że to on…..że... on ... wrócił…

- Powiedz mi dokładnie, co się stało. – zażądała    Ellen , oddając wilgotną chusteczkę kamerdynerowi.

Anna z trudem uniosła się z podłogi  i usiadła, wyraźnie  zażenowana.-

Nic szczególnego, proszę pani – odpowiedziała z wahaniem. Wydawało mi się, że widziałam… nieważne… już wszystko w porządku.  Czuję się dobrze, naprawdę. – jej wzrok mimowolnie  padł  na portrety  przodków rodu  wiszące  na ścianach. Przez sekundę jej oczy zatrzymały się na jednym z obrazów i  twarz pokojówki znowu  zbladła  .

- Ja... najlepiej wrócę do kuchni, panienko. Mam dużo pracy.  – spojrzała na  kamerdynera , który pochylił się nad nią, by pomoc jej wstać  z podłogi. . Unikając pytającego spojrzenia Ellen, Anna  chwiejnym krokiem skierowała  się w stronę korytarza.  Ellen ze zdumieniem  obserwowała  oddalającą  się   dziewczynę , po czym odwróciła się i przyjrzała  się wszystkim obrazom, aby zorientować  się  co tak przeraziło pokojówkę. Jeden z portretów wisiał  krzywo.  - przyglądając  mu się  uważny obserwator mógł spostrzec , że prawie  niedostrzegalnie  kołysał się tam i z powrotem, a krawędzie ramy lekko muskały ścianę. Wzdłuż obrazu biegła szeroka ciemnoszara smuga, której z pewnością nie było tam  poprzedniego dnia. Wzrok Ellen instynktownie przeniósł się na półkę nad kominkiem, na marmurowym blacie którego  ustawiono  w zwartym szyku   słynną  kolekcję  statuetek rycerzy  Ellen uniosła  figurkę szlachcica trzymającego  pęknięty miecz, który jeszcze poprzedniego popołudnia Robert umieścił na czele szeregu. Statuetka pułkownika Cardana była skręcona i popękana na całej powierzchni.

- Dobry Boże, Henry, co tu się dzieje? Co powoduje tak wielkie zniszczenia? A może powinnam   raczej zapytać – kto  na miłość boska jest  tak  agresywny i nieobliczalny , by każdej nocy prześladować tę konkretną figurkę?

Kamerdyner,  z nieprzeniknionym  wyrazem twarzy, odwrócił  wzrok. .

- Skąd mam wiedzieć, panienko? - wymamrotał.

- Naprawdę  nie wiesz? Jestem pewna  ze  doskonale orientujesz się w tej  sprawie,  znasz ja ze   wszystkimi szczegółami

- Przecenia  pani  moją znajomość faktów, panienko.

- Czyżby?  Więc  w jaki racjonalny  sposób możesz wyjaśnić  fakt ,że  ktoś  ustawicznie próbuje  zniszczyć  statuetkę  pułkownika Cardana ? Na dodatek każdej nocy?  Niemal każdego ranka na statuetce widać  nowe uszkodzenia.  Ktoś ewidentnie chce ją  unicestwić , rozbijając  nieszczęsną  figurkę na kawałki.

- To  niedorzeczne  przypuszczenie, panienko. Zupełnie  niemożliwe   – odpowiedział Henry z kamienną twarzą.

- Sądząc po tonie twego  głosu.  moje przypuszczenia są uzasadnione. Jestem przekonana  ze doskonale  znasz  tę  zagadkową  kwestię.     Jeśli tak jest, czy byłbyś  tak uprzejmy  aby wskazać mi  złoczyńcę, kimkolwiek  on  jest,  wymienić  nazwisko osoby  która  ponosi odpowiedzialność za te okropne, barbarzyńskie zdarzenia.  - nalegała Ellen.

- Nikt nie ma żadnego powodu aby dopuszczać się  tych czynów  … cóż, proszę pani… -   Najlepiej będzie  jeżeli pani  zapomni o tym problemie,  -po prostu  go  zignoruje.  Przecież panienka  i  tak  bardzo rzadko  odwiedza swoja rodzinna  rezydencję,   dlatego więc sugeruję aby...

- Tego rodzaju wypadki zdarzały się też wcześniej  -  w ciągu minionych lat.. -  prawdę mówiąc - te incydenty miały miejsce już w moim dzieciństwie.   Pamiętam, że  gdy jako małe dziecko  wędrowałam     godzinami  po  tych korytarzach i komnatach,  też byłam świadkiem wielu niezwykłych wydarzeń, tylko że  wtedy, w tamtym  okresie, ty ,  Henry , byłeś  o wiele   bardziej  komunikatywny   niż  teraz,  i nigdy nie  miałeś   zastrzeżeń  aby   wyjaśniać  mi różne  dziwne  zjawiska,  które dla  trzy  lub  czteroletniego  dziecka , jakim wtedy byłam ,  wydawały się całkowicie niepojęte  , niezrozumiałe .  . Nawet gdy miałam sześć lat często prowadziliśmy długie rozmowy, dyskutowaliśmy o różnych  kwestiach  - i  -  chociaż  z powodu  moich dociekliwych pytań   często wystawiałam na próbę twoją cierpliwość, nigdy nie wykręcałeś  się od odpowiedzi,  zawsze starałeś  się rozwiać  wszystkie moje wątpliwości    Zdaję sobie sprawę, że od tych beztroskich dni minęły wieki, mój ojciec  jeszcze  żył, ...a jednak,  czy nie sądzisz, że niezależnie od dziwnych wydarzeń  jakie miały miejsce  w posiadłości powinieneś być trochę bardziej szczery i powiedzieć mi prawdę? Nigdy wcześniej nie byłeś tak powściągliwy w  tej  kwestii  jak obecnie. . Zawsze uważaliśmy cię za członka rodziny. O ile sobie przypominam, mój ojciec uważał cię za swojego najlepszego przyjaciela, więc  może  przynajmniej  przez wzgląd na jego pamięć odważysz się mnie oświecić w  sprawie  tej  zagadki. .

- No  cóż,  panno Ellen,   przyznam  ze nie czuję się upoważniony  aby zabierać  głos w tej  kwestii. , -  .... - zaczął kamerdyner, wyraźnie zakłopotany

- Posłuchaj, Henry - moja mama  także odmawia  udzielenia  mi jakichkolwiek informacji  na ten temat,  mimo ze wielokrotnie  wypytywałam ją o  te  zjawiska  . - .Podejrzewam, że to z powodu tych niesamowitych migoczących świateł w środku nocy lub o świcie - i dziwne sylwetki przechadzające się po komnatach o różnych porach dnia i nocy, – pojawiające się niespodziewanie i znikające z pola widzenia, sprawiające wrażenie jakby  należały do minionej epoki – co w dzieciństwie niezmiennie  wprawiało mnie  w tak straszną panikę,  że w końcu mama  zdecydowała się zapisać  mnie do szkoły z internatem  daleko od domu. Zamierzała – jak przypuszczam –  uchronić mnie przed tymi strasznymi spotkaniami. Jednak również w późniejszym okresie, ilekroć jako nastolatka  przyjeżdżałam do rezydencji na  wakacje,  widywałam  często  różne  niesamowite , nieznane  postacie, pochodzące  jakby z innego świata,   których to  spotkań  - z tymi  dziwnymi,  nieziemskimi   przybyszami  -jakby z  zaświatów  -  wolałabym raczej uniknąć....   Cóż, mama  nadal upiera  się przy swojej wersji,  neguje  większość  moich przypuszczeń w tej sprawie, dlatego jesteś jedyną osobą, Henry,  której mogę zadać to pytanie,   A więc   -  pytam cię  jeszcze raz ...-    co to za  niesamowita tajemnica, którą wszyscy chcecie  przede mną ukryć ?

- Uważam -  rzekł  kamerdyner  z nieodgadnioną miną  - - że jedyną osobą uprawnioną do ujawnienia przyczyny tych niesamowitych  zdarzeń jest  wyłącznie  pani tego domu.

- Wyłącznie moja mama? Dlaczego nikt oprócz niej? Co, u licha,  mama  ma wspólnego z bezustannym uszkadzaniem  statuetki  Cardana? Czy mama  przynajmniej  ma jakiekolwiek  podejrzenia , kto ponosi winę za  te  skandaliczne  incydenty?   I dlaczego winowajca jest  tak  bardzo  zdeterminowany, by nadal popełniać te  koszmarne,  złośliwe i  perfidne  czyny ?

- Nie orientuję się  jak sprawa  wygląda w tym konkretnym przypadku –  stwierdził   kamerdyner  wymijająco,   ustawiając figurki rycerzy i szlachciców we właściwym szyku,  – ale pani   hrabina zawsze była doskonale wtajemniczona we wszystkie zagadki dotyczące zamku.

Ellen  uznała  że nie ma szans na zdobycie dalszych informacji.

- W porządku, Henry, zapomnij  o moim pytaniu.  Ponieważ  Anna źle się czuje,  niech  odpocznie. A co do ciebie – pospiesz  się i dołącz do nas.

- Tak,  panienko.

XXXXXX

- Czy byłaby pani tak uprzejma i poświęciła  mi  kilka minut,?  – Robert zwrócił się do hrabiny  Loretti  gdy towarzystwo  opuszczało  jadalnię. po śniadaniu tego ranka. – Chciałbym zasięgnąć pani  rady.

-Akurat  teraz? Myślałam, że  wraz  z  Ellen  chcecie  wybrać się na  długą wycieczkę po okolicy. Nie widział  pan  jeszcze wszystkich interesujących  zabytków i atrakcji.

- Konsultowałem się już z Ellen w tej sprawie i uzgodniliśmy  że przełożymy  naszą  wycieczkę na późniejszy  termin.  Kwestia  którą  zamierzam  przedyskutować  jest niezwykle  ważna  ,.

Robert Danvall sprawiał wrażenie bardzo  wzburzonego  i chociaż przy śniadaniu starał się nie okazywać  emocji,   było oczywiste, że  zaistniała jakaś poważna   sprawa  które  wzbudziła jego zaniepokojenie.

- Cóż, jak widzę,  dręczy pana jakiś zawikłany problem    Może wstąpimy  do mojego buduaru. To bardzo spokojne miejsce, możemy tam  bez przeszkód  porozmawiać.

Buduar  ozdobiony  był  srebrno-różową tapetą, której odcień wspaniale współgrał z bladoróżowymi kryształowymi kinkietami wiszącymi na ścianach  pokoju. Hrabina  zaprosiła  swego   gościa   by zajął  miejsce  w   misternie  rzeźbionym ,  antycznym  fotelu,  obitym  złoto-fioletowym  atłasem,.

- Cóż, Robercie, teraz może  pan  przedstawić mi  drażliwą , -   jak  sądzę,  - kwestię,  - która tak pana   martwi.     .

-Pani hrabino, proszę  mi wybaczyć, że pozwalam sobie poruszyć tak delikatny temat podczas pierwszej wizyty w pani  rezydencji, tuz  po moim  przybyciu do  tego  domu.. Mam nadzieję, że nie posądzi mnie  pani o brak szacunku dla tradycji i zwyczajów przestrzeganych w waszej posiadłości – jednakże – mężczyzna zawahał się i  przerwał,, , mimo całej swojej determinacji i stanowczości, zupełnie nie wiedząc, jak rozpocząć dyskurs i  przedstawić   dręczącą  go  kwestię  w taki sposób  aby nie zirytować  ani nie urazić  swojej przyszłej teściowej.

- Nie ma potrzeby wygłaszać tak długiej  przemowy, Robercie. Sądząc po  zaniepokojeniu  które   próbował  pan zamaskować przez cały ranek, oczywiste jest, że musiało mieć miejsce jakieś nieprzyjemne wydarzenie, które wytrąciło pana z równowagi.   Pragnę zaznaczyć, że chociaż dopiero wczoraj  zawarliśmy znajomość,  bardzo pana cenię.  Wyjątkowo  korzystne  wrażenie, jakie  wywarł  pan  na całej mojej  rodzinie, wraz z naprawdę głębokim uczuciem, jakim  darzy  pana   Ellen, jest dla mnie całkowicie wystarczające. Jestem spokojna  o  wasz  los  i  przyszłość  was  obojga,  jestem przekonana, że będziecie razem bardzo szczęśliwi. Więc , jeśli w międzyczasie  wyłonił się  jakikolwiek problem  o którym  nie wiem,  jeśli powstały   przeszkody  w przeprowadzeniu jakiejś  sprawy,  zrobię wszystko, aby rozwiać  pana  wątpliwości  i  znaleźć  rozwiązanie  kontrowersyjnej kwestii.   Proszę  nie wahać  się i  przedstawić  mi sprawę . .

-W takim razie , hrabino,  przejdę od razu do  sedna  problemu ,  – powiedział  Robert, czując   ogromną ulgę. – Nie umknęło mojej uwadze, że ma  pani  ogromny wpływ na Ellen.   A ponieważ  Ellen  bardzo ceni pani  opinię  dotyczącą  różnych kwestii ,ja  osobiście  w tej chwili – w obecnej  sytuacji -   potrzebuję  pani  poparcia – czy raczej – określmy to – wstawiennictwa w pewnej  sprawie , która  nieoczekiwanie  się  wyłoniła ..… mówiąc krótko – zastanawiam się, czy jest  możliwość zorganizowania  ceremonii ślubu  nieco  wcześniej, przed ustaloną datą, a jeszcze lepiej –  czy można   przenieść  uroczystość   do Londynu.

- Przed   ustaloną……. ależ,…. Robercie! –  hrabina wyglądała na zdumioną. - Proszę  mi powiedzieć  prawdę.  Jakie   ma pan   powody  by zmienić  datę?   Nie mówiąc już o miejscu  w którym ceremonia ma się odbyć....  Przecież  już  od  kilku tygodni planujemy przebieg uroczystości z uwzględnieniem nawet  najdrobniejszych    szczegółów – z najwyższą dokładnością. Przygotowania są już  na bardzo zaawansowanym  etapie, , zaproszenia wysłane,  większość gości już potwierdziła swój udział w tym  wyjątkowym  święcie, . ... - hrabina pokręciła głową ,  niezwykle  zaskoczona.  – Obawiam się, że  w  tej sytuacji  przesunięcie  imprezy na wcześniejszy termin  przekracza  moje możliwości,  nie wspominając  już o przeniesieniu jej w inne miejsce.

- Hrabino,  jeśli leży pani na sercu dobro Ellen, ceni pani jej spokój ducha, który, jak sądzę, jest dla pani sprawą najwyższej wagi - odparł stanowczo Robert – nalegam jednak, , aby  wydała  pani dyspozycję przeniesienia ceremonii na  inną datę   jeżeli nie zamierza pani  rozważyć zmiany miejsca uroczystości.

- Wydałam już polecenie zorganizowania hucznego przyjęcia weselnego, które z pewnością będzie emocjonującym, niezapomnianym przeżyciem dla was obojga, dla wszystkich waszych przyjaciół. Święto tego typu nie może podlegać tak nagłym, nieprzewidzianym zmianom. Nie mogę sobie wyobrazić, jaki osąd mogliby wyrobić  sobie nasi goście lub znajomi, gdybyśmy  teraz  przyspieszyli ceremonię

- Z całym szacunkiem, pani  hrabino, , - jeśli o mnie chodzi, opinia,  jaką ktoś z zewnątrz  może sobie  wyrobić w tym konkretnym przypadku, zupełnie  mnie nie interesuje. W tej chwili staram się uniknąć wszelkiego rodzaju katastrof, które mogą się w międzyczasie wydarzyć. – czy to w trakcie przygotowań, czy nawet podczas  samego wesela – incydent, który może spowodować poważne zakłócenie  w  przebiegu uroczystości.

- Ellen byłaby niepocieszona, gdyby jakieś niefortunne zdarzenie zakłóciło uroczystość.

-  Proszę mi uwierzyć , hrabino   – Nie miałem najmniejszego zamiaru przedstawiać  sprawy w tak bezceremonialny sposób, a tym bardziej przedstawiać jej w tak  czarnych barwach , z drugiej jednak strony- przyznam, że  mam złe przeczucia co do bezpieczeństwa mojej narzeczonej , a także -   poważny  powód, by obawiać się, że jeśli podtrzymamy nasze postanowienie przebywania w murach tego zamku przez cały miesiąc -  zgodnie z pierwotnie  ustalonym  planem, -  Ellen najprawdopodobniej będzie narażona na jakieś  straszne , bardzo przykre doświadczenia,   czy tez nieprzewidziane,  fatalne w skutkach incydenty,   które mogą zaistnieć z nieznanych  nam powodów.   Jak  pani  zapewne  wie  – przed moim przybyciem do tej  rezydencji - zarówno  Ellen, jak i moi  najbliżsi  krewni   poinformowali  mnie  o szeregu  starych legend   związanych z tym domem,  słyszałem wiele  różnych opowieści i pogłosek na temat  dawnych właścicieli majątku,  oraz związane z nimi pewne zawiłe, niewyjaśnione  kwestie dotyczące także  nieoczekiwanych manifestacji różnych dziwnych  postaci,  a także -  materializacji  różnorakich dziwnych osobistości  pochodzących  najwyraźniej   z  minionych epok. -  widm  najwidoczniej  nie będących  w stanie  pogodzić   się  z faktem  ze niektóre ze swoich doczesnych spraw pozostawiły jeszcze nie załatwione, Zjawy te  konsekwentnie , uparcie się pojawiają, nawiedzają  zarówno   dwór  jak i całą  okolicę,   przemierzając tutejsze wrzosowiska i lasy, manifestując swoją obecność bardzo licznym – jeśli nie wszystkim – mieszkańcom  którzy zamieszkują  te tereny od lat.    Naturalnie, proszę pani, w niektórych przypadkach zjawy te rzeczywiście można uznać za wytwór bujnej wyobraźni świadków, jednak – choć Ellen   stanowczo  nie   dowierza   wersji które głoszą  te przekazy  i   udaje, że bagatelizuje pogłoski,  uważa  je za  lokalne   ciekawostki,  wiele razy   spostrzegłem,  że w gruncie  rzeczy   niezwykle się obawia   tego  rodzaju zjawisk,   - Z tego właśnie powodu  uważam za konieczne ustrzec  ją  przed jakimkolwiek   nieoczekiwanym spotkaniem tego typu,  spotkaniem, które - przykro mi to mówić, pani hrabino,  może  nastąpić w każdej chwili.

Jeżeli  Robert obawiał się ze jego  przemowa  zirytuje hrabinę, mógł  w tym momencie odetchnąć  z ulga.   Pani domu  wpatrywała się  w niego  z uwagą  i chociaż  jej poważny wyraz twarzy dowodził, że -w pełni podziela jego poglądy i emocje, i jest świadoma, co skłoniło jej gościa do zwrócenia się  do niej z tak dziwną prośbą, to jednak była wyjątkowo niechętna  by przyznać  mu rację   - uznać słuszność jego argumentów. . .

- Co dokładnie ma  pan  na myśli, Robercie? – zapytała po chwili stłumionym tonem, udając opanowanie.

- Zapewne  orientuje  się  pani  że  Anna -   jak również kilka innych osób, z tego co słyszałem, więc dziewczyna nie wydaje się być jedynym świadkiem. – wielokrotnie  widziała  postać  pewnego      mężczyzny ubranego w dziwny strój  z epoki – przechadzającego się nocą po galerii  w  całkowitym  milczeniu. .  Niestety,  hrabino – ze swojej strony mogę zapewnić, że widmo, które widziała Anna, nie było bynajmniej wytworem jej wyobraźni.

- Postać mężczyzny? Jakiego  mężczyzny   O  kim  pan właściwie  mówi ?

- O  człowieku  w  ciemnozielonym dublecie i srebrzystej peruce, niezwykle podobnego  do jednego z  pani  przodków,  którego wizerunek jest uwidoczniony  na   antycznym portrecie w galerii  obrazów.    Pokojówka twierdzi, że często widywała tę osobę.

Hrabina Loretti lekceważąco  machnęła ręką.

- Chyba  pan  żartuje,   Robercie. Historie, które rozpowszechnia Anna, są absurdalne. Być może zmyliło ją odbicie światła w lustrze. To, co zobaczyła, było z pewnością niewyraźnym, mglistym  odblaskiem.

- No,  cóż,  hrabino, -  jestem zmuszony zakwestionować pani przypuszczenia. To, co Anna dostrzegła, z pewnością nie było  wyłącznie odbiciem światła  . Ktoś,  -  jakaś bardzo ważna osobistość, -  śmiem twierdzić, -  nawiedza tę posiadłość  regularnie  - albo w środku nocy, albo o świcie.

- O nie, to niemożliwe. Mam zupełnie  odmienne zdanie. Jestem pewna,  że z jakiegoś powodu Anna wymyśliła  tę  niesamowitą, nieprawdopodobną historię, dlatego  też  absolutnie   nie powinniśmy,  niezależnie  od  okoliczności,  dawać wiary jej relacjom. Zapewniam, że wbrew najróżniejszym pogłoskom, jakie mógł  pan  słyszeć – takie zdarzenia nigdy nie miały miejsca w tej posiadłości. To brzmi zupełnie niedorzecznie – stwierdziła stanowczo pani domu. .

- Niestety,  hrabino. Proszę wybaczyć,  ze to  powiem,  ale  jest pani w wielkim  błędzie.   Opowieść  Anny brzmi  niezwykle  wiarygodnie. Mówiąc szczerze , -  jej  relacja jest  całkowicie zgodna z prawdą….

-  Zauważyłam, że  od pewnego czasu ta  dziewczyna  ma  zwidy.   Dostrzega  jakieś  niesamowite, nierealne rzeczy  , osoby nie z tego świata. .   – hrabina poruszyła się niespokojnie na krześle, zaciskając  nerwowo  palce. – O tak, kilka razy rzeczywiście twierdziła, że widziała dziwne sylwetki  różnych osób wędrujące po komnatach, korytarzach – nagle znikające z pola widzenia  lub  stopniowo rozpływające  się w powietrzu – dziewczyna   wydawała się być przerażona, relacjonując mi te  nieoczekiwane  spotkania,  niemniej jednak  zapewniam, że żadnej  z tych   historyjek  ,   pod żadnym pozorem,  nie można traktować serio. .

- Proszę  wybaczyć, że  to powiem, ale historie, które opowiada pani  pokojówka  nie są w żadnym wypadku wytworem jej wyobraźni. Gdyby naprawdę puściła wodze swej fantazji,  oznaczałoby to jedynie, że ja  ,  również uległem  halucynacji.

- O  czym pan mówi?

-   O  siedemnastowiecznym  szlachcicu  , którego widziałem na własne oczy w galerii portretów zeszłej nocy, tuż po północy. Powtarzam, hrabino – ja  także  widziałem tego człowieka, a raczej – mówiąc ściślej – jego widmo.

- Nikt nigdy nie wchodzi do galerii o tak późnej porze. Oprócz zainstalowanych systemów alarmowych wszystkie okna i rolety w tym skrzydle są  zabezpieczone,  większość drzwi zaryglowana. Nie mógł pan tam nikogo widzieć.

-   Ależ  wprost przeciwnie.  Jestem o tym  bezwzględnie przekonany.    Widziałem tego człowieka  bardzo wyraźnie i dobrze mu się przyjrzałem   Jest niezwykle podobny  do  pani przodka  przedstawionego na portrecie.

Hrabina zmusiła się do uśmiechu.

- Jedyną osobą, ,którą mógł pan  zauważyć w tej sali, jest nasz zaufany kamerdyner. Czasami odkurza zgromadzone tam obrazy i dzieła sztuki.

- Czy ma zwyczaj odkurzać te wspaniałe dzieła po północy? Poza tym – w  dziwnym przebraniu,  ubrany w XVII-wieczny strój  z epoki?

Hrabina kontemplowała Roberta w milczeniu, najwyraźniej niezdolna do przedstawienia dalszych argumentów na tyle przekonujących, by potwierdzić słuszność swego  stanowiska – tym samym definitywnie rozwiewając przeczucia i domysły lorda Danvalla.

- Czy to jest powód, dla którego tak bardzo zależy  panu  na przyspieszeniu ślubu? – zapytała wreszcie

-Ellen  zawsze twierdziła, że nie wierzy w plotki, legendy czy opowieści tego typu, - kwestionowała istnienie widm , nawiedzonych domów, choć dla mnie jest oczywistym  faktem , że pod przykrywką pozornej nieufności  która starała się usilnie stłumić – lub – zamaskować – niezwykle  obawia się  tego rodzaju niewyjaśnionych  materializacji  fantomów  oraz  tego typu zjawisk. – odparł poważnie Robert. –   Boje  się   teraz, że jeśli w międzyczasie – nawet tuż   przed ślubem – moja narzeczona  będzie narażona   na  przypadkowe   spotkanie z widmem  ...-  upiorem  na którego  ja  sam  poprzedniej nocy się natknąłem-  – to spotkanie może ją przerazić  - przyprawić  ją  o szok..

- Ellen nie  spotka  tego  człowieka w tej sali! Nigdy do tego nie dopuszczę !  – hrabina  wybuchnęła gniewem.

- A więc mimo wszystko przyznaje  pani,  ze  zarówno galeria, jak i prawdopodobnie także inne komnaty w  tym  skrzydle  budynku,  -  jak słyszałem, -  są  nawiedzane przez zjawę    tego siedemnastowiecznego,  okrutnego  arystokratę?    Czy  wie pani,  -  ciągnął    Robert Danvall    gdy hrabina nie odpowiedziała. – że kilka lat temu moja matka uznała za konieczne wezwanie egzorcysty do naszej  rezydencji. ?

-  Z jakiego powodu?

- Pani zamek nie  jest  jedyną   posiadłością   nękaną  przez tego typu  incydenty. – zauważył pospiesznie Robert, zastanawiając się,  w jakiej najbardziej odpowiedniej formie przedstawić historię swej  własnej rodziny,aby  nie urazić ani nie zranić  uczuć   matki  swej przyszłej żony.   Dama  obserwując  lorda Danvalla,  starała się  opanować  niepokój który nagle ja   ogarnął  , gdy  słuchała   jego opowieści,

--- Rezydencję  moich rodziców też odwiedzał widmowy gość, który  ustawicznie  -  przez długi czas,  nękał  domowników – kontynuował lord Danvall półgłosem. – Naprzykrzał się   wszystkim mieszkańcom  niemal każdej nocy. Cóż – trzeba przyznać, że przez pierwsze tygodnie, a nawet miesiące powstrzymywał się od ingerowania w naszą prywatność. Na początku wydawało się, że jego celem było przeszukanie jedynie podziemi, krypt i lochów pod budowlą. Dopóki intruz  nie był  agresywny i prawie nie hałasował, cała rodzina starała się go ignorować.  Jednakże po kilku latach zaczął wdzierać się na górne piętra, przetrząsać większość pokoi, szafy, sekretarzyki, wyciągać różne dokumenty, listy itp., a także biżuterię mojej mamy z szuflad i rozrzucać je  po komnatach. W tamtych czasach widywaliśmy go dość często, gdyż  wyrobił sobie zwyczaj manifestowania swojej obecności wszystkim krewnym. Muszę przyznać, że początkowo     -  ilekroć  przechadzał   się  po domu  w pełnym świetle dnia, nigdy nie próbował zaczepić nikogo z nas – z reguły mijał  nas w całkowitym milczeniu.   W przypadku  gdyby interesowała  panią   tożsamość   intruza, hrabino -  kontynuował   Robert -  – szczerze mówiąc, początkowo zarówno moi rodzice, jak i służba odmawiali mi  wyjawienia   nazwiska tego człowieka, ostatecznie jednak, ulegając moim prośbom, ujawnili, że widmowy gość  wdzierający  się   do naszej posiadłości to nikt inny jak mój pradziadek, zamordowany zdradziecko we śnie.   Na  ślad mordercy dziadka  nigdy nie natrafiono, – właściwie  - moim krewnym nigdy nie udało się odkryć jakichkolwiek szczegółów dotyczących zabójcy – co więcej – nadal  nie  maja  pojęcia   jakie motywy nim kierowały, z jakich  powodów  czyhał  na życie  swojej ofiary,  dlaczego popełnił   tak potworną zbrodnię.  Jednak – biorąc  pod  uwagę  wszystkie okoliczności , – mam wrażenie, że mój  dziadek najwidoczniej  zdecydował  się   szukać  zemsty  na  własną  rękę  -    postanowił osobiście wymierzyć sprawiedliwość sprawcy zbrodni,  wziąć prawo w swoje ręce i sam rozprawić   się z  zabójcą.   Być może jego intencją było również nakłonienie moich rodziców do wszczęcia jeszcze jednego śledztwa, chociaż moi rodzice   zapewniali mnie uroczyście, że zrobili wszystko, co w ich mocy, aby wyjaśnić sprawę.  Jednakże,  moim zdaniem-  widmo pradziadka uznało  za nieodzowne przeszukanie zarówno całego majątku, jak i całej okolicy, wielokrotnie materializując się przed moimi krewnymi, przyjaciółmi i znajomymi mieszkającymi w pobliżu naszego dworu, siejąc panikę, wprawiając wszystkich okolicznych  sąsiadów  w przerażenie. Większość krewnych i znajomych  była  wręcz zszokowana   na widok jego  upiornej  zjawy,  gdy spotykali go  nieoczekiwanie, całkiem przypadkowo,  ponieważ znając dziadka  wiele lat,  od wczesnej młodości,  wciąż  mieli w pamięci  jego uroczysty pogrzeb   w którym  uczestniczyli  jakieś  trzydzieści,  lat wcześniej.. przybywając  tłumnie na cmentarz  tamtego  szczególnego  dnia  aby  oddać  dziadkowi  ostatni hołd. ….

Robert  nie spuszczał wzroku z twarzy hrabiny, relacjonując    historię, którą opowiedziano mu, gdy był  małym chłopcem. Po  dłuższej  chwili,  gdy dama  nadal  milczała  i nie  skomentowała  jego opowieści,   zaryzykował pytanie.

- Czy pani nie zdaje sobie sprawy  hrabino, , że pani nawet nie zadała sobie trudu, żeby poznać nazwisko tego człowieka? Mam na myśli – imię fantomu. Nie  interesuje  pani   którego z pani  przodków spotkałem wczoraj wieczorem w galerii obrazów ?

Dama zachowywała całkowite milczenie,  siedząc nieruchomo naprzeciwko Roberta, wpatrując się w  krajobraz rozciągający się  za oknem jej buduaru, jakby   nie  usłyszała   pytania  które  zadał jej Robert Danvall.  .

- Wolałaby  pani nie rozmawiać  na ten temat, prawda ?  Całkowicie   pominąć  tę kwestię.?  . . .  Jestem jednak  przekonany,  że chociaż woli  pani  unikać  wspomnianego  problemu,  i  zignorować   oczywiste  fakty,  doskonale pani  wie,  jakie  upiorne widmo mam na myśli.

- No dobrze, Robercie, skoro tak pan  nalega... - Pana zdaniem  -  kim był niespodziewany  gość  którego  pan  zobaczył  w galerii –  padło niechętne pytanie.

- Nazywa się - powiedział Robert z kładąc   nacisk na   każde  słowo - - hrabia  Enrico Loretti, równie srogi ,  surowy i nieustępliwy,  jak w  swoim burzliwym XVII-wiecznym  życiu. .  .

Pani domu  wpatrywała się  w zamyśleniu  w falującą taflę  morza, na które  wychodził  jej    buduar, rozległą przestrzeń  migocącą  i mieniącą się w promieniach słońca, wszystkimi odcieniami zieleni. Mimo udawanej obojętności malującej  się  na jej twarzy    słysząc  ostatnie stwierdzenie  Roberta wyraźnie się  zmieszała i zbladła . .

- Zna pani  imię upiora, prawda? – zauważył lord Danvall bacznie przyglądając się swej towarzyszce.   -Pani tez go widywała w obrębie posesji, prawda?

- Cóż... tak, rzeczywiście. Widziałam go parę razy. – niechętnie przyznała hrabina.

- Dlatego  - w świetle tych faktów, -  mając świadomość przyczyn, dla których jestem zdecydowany przyspieszyć datę ślubu...

- Zapewniam pana ze nie ma takiego powodu  -Robercie -– zaprotestowała   gwałtownie   dama, otrząsając się wreszcie z chwilowego  szoku. – Enrico Loretti – to znaczy – jego zjawa – nigdy nie wchodzi na wyższe kondygnacje. Jedyną salą, która go interesuje, jest galeria portretów.

- Co jest takiego wyjątkowego  w galerii  ?  Dlaczego właśnie tam  się pojawia? -

- Jak  dotąd  nikomu nie udało się wyjaśnić   powodu  dla którego   odwiedza  prawie wyłącznie galerię.   Dołożyliśmy wszelkich starań, aby uzyskać informacje na ten temat, przeszukaliśmy stare dokumenty, akta, w tym kroniki z  17-tego i  18-tego  wieku  , przechowywane w jednym z nieuczęszczanych skrzydeł dworu, przejrzeliśmy wszystkie listy z tamtych czasów jednak – poza wielokrotnie cytowanymi w różnych archiwach rodzinnych  relacjami  dotyczącymi  podobnych  spraw – nie udało się odnaleźć żadnych akt, które wskazywałyby na motyw  tych niewytłumaczalnych  wizyt.

- Wygląda na to, że upiór nabrał szczególnej awersji do pułkownika Cardana i małej figurki, która go przedstawia .

- Tak ,  zauważyłam. to.  Prawie każdej nocy przewraca i uszkadza tę statuetkę.

- Zeszłej nocy prawie  ją  roztrzaskał. – zauważył Robert. – Cóż, hrabino,  -   w tej  sytuacji    zastanawiam się… czy po przeanalizowaniu sprawy,   i przedstawieniu moich  refleksji, -  nadal podtrzymuje pani  swą  decyzję   i odmawia udzielenia  zgody na zmianę daty lub przynajmniej miejsca ślubu?

- Wdrożenie pana propozycji   nie jest takie proste ani  łatwe. . Nasza dynastia od wielu pokoleń kultywuje tradycję, zgodnie z którą ceremonia zaślubin odbywa się w kaplicy zamkowej niezależnie od okoliczności. Ta zasada dotyczy całej rodziny, a Ellen również zawsze faworyzowała ten uświęcony tradycją zwyczaj. Taka nieoczekiwana, nieuzasadniona zmiana całkowicie ją zaskoczy. Jestem pewna , że  Ellen  nigdy, pod żadnym pozorem, nie zrezygnuje z podtrzymywania tradycji. Musi  pan być zdania, że wszystkie te incydenty, których prawie codziennie doświadczamy,   nie  robią na mnie wrażenia,   że przez te  lata uodporniłam się na  nieoczekiwane  wizyty zjaw moich przodków,  nagłe  pojawianie się   różnych  widm  o różnych porach  dnia  czy nocy. . Cóż – szczerze mówiąc – nigdy do tych zjawisk  nie przywykłam.   To samo dotyczy baronowej Emmy.  ,mimo że  ona jakimś cudem  nauczyła się je znosić. Obawiam się, że nic nie można na to poradzić.  Proszę mi wierzyć,     Robercie – ja też jestem w bardzo niezręcznej sytuacji. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, aby ukryć te wizyty przed Ellen,  - przyznaję, że początkowo czyniłam ogromne wysiłki, aby chronić ją przed tymi dziwnymi zjawiskami i koszmarnymi  spotkaniami, które miały miejsce w rezydencji nie tylko po północy, ale także w biały dzień i odkąd moja córka, jak pan zauważył  – zawsze była – właściwie od wczesnego dzieciństwa – niezwykle wrażliwą dziewczynką, każde spotkanie  z którąś z tych zjaw, które nieustannie  napawały   ją  strasznym  lękiem   -mam na myśli – dostrzeganie mglistych sylwetek materializujących się  nagle,  nieoczekiwanie,  a potem  rozpływających  się w  powietrzu niemal  na jej oczach -  niezmiennie  przyprawiały ją o szok. . W tamtych czasach była tylko dzieckiem, więc   dość  łatwo było mi wymyślić wiarygodne wytłumaczenie dla złagodzenia  czy zamaskowania tych wydarzeń. Dlatego właśnie – gdy dziewczynka miała dziewięć lat, ja – naturalnie  po  skonsultowaniu tej sprawy z moim mężem   -  uznałam , że najlepszym  wyjściem  z sytuacji będzie wyjazd -  pójście do szkoły z  internatem w Londynie, gdzie   się dobrze zaaklimatyzowała,  a  po ukończeniu  szkoły podjęła studia i  rozpoczęła  karierę  zawodową.. Zarówno ja, jak i mój mąż mieliśmy nadzieję, że z biegiem czasu, będąc w innym środowisku,  Ellen będzie w stanie całkowicie  zapomnieć o  tych  przykrych  doświadczeniach  z dzieciństwa . – i -  rzeczywiście –  z ulgą stwierdziłam, że z biegiem lat większość tych zdarzeń   zatarła się  w  jej pamięci.  Jednakże -  jest  jedna zjawa, z którą na szczęście jakimś cudem  Ellen  nigdy nie miała bezpośredniego kontaktu. O dziwo, upiór, o którym mowa, to nikt inny jak  uciążliwy  Enrico Loretti. Śmiem twierdzić, że  dziewczyna  jest nieświadoma  conocnych  wizyt tego widma,  w każdym razie nigdy nie widziała tej zjawy  z bliska i wolałabym, żeby tak pozostało. – Prawdę mówiąc –  wiem   z własnego gorzkiego doświadczenia, że nawet jako widmo Loretti bywa niezwykle agresywny. Pewnej  nocy obudziły mnie dziwne odgłosy dochodzące z galerii. Wydało mi się  zaskakujące,  że pomimo wszystkich solidnych krat i zainstalowanych systemów alarmowych, złodziej  w jakiś  sposób zdołał włamać się do domu. Przyznam, że trochę się przestraszyłam, ale postanowiłam rozprawić się z rabusiem w pojedynkę -.na  własną  rękę. ....  Chwyciłam rewolwer – własność mojego zmarłego męża… z oczywistych powodów –  chwilowo  powstrzymałam się od  zawiadomienia policji… i zbiegłam po schodach –   Esther Loretti  zawahała się  przez moment  , po czym kontynuowała ściszonym głosem: - spostrzegłam go  gdy  tylko weszłam  do galerii obrazów.   Upiór stał przy kominku, rozbijając na kawałki miecz Cardana. Tydzień wcześniej, po ostatnim ataku hrabiego, w wyniku którego poprzednia  klinga uległa uszkodzeniu, natychmiast zamówiliśmy kolejną i wkrótce nieszczęsna  figurka została wyposażona w identyczną szablę… ale – tej samej nocy – on… to znaczy – Enrico Loretti – chociaż jest wyłącznie  widmem – sprawiał  wrażenie   jakby   dostał  ataku szału., niepohamowanej  furii. . Nie mam pojęcia, co wywołało jego wybuch gniewu, niemniej jednak – kiedy roztrzęsiona  –  wślizgnęłam się  ukradkiem   do galerii -  trzymając  w dłoni  zapaloną  mocną latarkę  -  zobaczyłam  w   świetle  jej ostrego promienia   jak ciska na podłogę jeszcze jedną statuetkę – a potem –  odwracając się  i rozglądając po sali -– zauważył mnie  gdy stałam w drzwiach. Przez chwilę  fantom  patrzył na mnie w  całkowitym  milczeniu, a potem – nagle – przemówił do mnie.  Mówiąc szczerze --  był to jedyny raz, kiedy słyszałam, jak widmo hrabiego zwraca się do kogokolwiek… właściwie ledwie mogłem nadążyć za tokiem jego wypowiedzi, ponieważ posługiwał się  wersją  języka używanej w  17-tym wieku… dzisiejsza mowa włoska brzmi  zupełnie   inaczej ,  - jednak nie można zaprzeczyć, że gwałtowna  gestykulacja widma, jak również rozwścieczony wyraz jego  twarzy, mówiły  o  wiele więcej  niż  słowa  mogłyby  przekazać .   Wspomniał  o Cardanie,  oświadczając, że nigdy nie wybaczy   pułkownikowi,  a następnie  wyraził ponownie  swoją bezgraniczną  , odwieczna nienawiść  jaką  od  lat  czuł  do tego człowieka,  -  zagroził, że będzie żywić  te  nienawiść  niezmiennie   - po wsze czasy.

Byłam  koszmarnie  przerażona   nieoczekiwanym  atakiem wściekłości hrabiego Loretti i podczas gdy on szalał po całej galerii,  miotając  obelgi, znieważając  i dyskredytując Cardana, byłam tak przestraszona , -w tak  wielkim  szoku , że  po prostu  -  ogarnięta paniką  -  nie mogłam powstrzymać się  przed ucieczką  z komnaty   W drodze powrotnej do swego apartamentu  natknęłam się  na  Henry'ego eskortującego baronową Emmę, która również usłyszała  głośne  przekleństwa  miotane  przez  hrabiego i zeszła na dół, żeby sprawdzić, co się dzieje… na szczęście w  tym czasie  Ellen była poza domem  - na studiach, a święta wielkanocne, które planowała spędzić z nami, zaczynały  się dopiero w przyszłym tygodniu… Nie wyobrażam sobie, jak by zareagowała, gdyby była świadkiem tej okropnej sceny… Mam oczywiście świadomość, że teraz, kiedy  jest dorosła, inaczej  interpretuje  te zjawiska, nie budzą one  już w niej tak ogromnego lęku, jak w dzieciństwie, miałam jednak nadzieję, że żadne z  fatalnych zdarzeń  jakie maja miejsce  na terenie  posiadłości  nigdy nie dotknie jej osobiście. Teraz niestety widzę, że się myliłam. Chociaż – cóż – właściwie – przez jakiś czas – to znaczy –  przez kilka ostatnich  tygodni –  w całym domu  panował  względny  spokój.     Dopiero  od paru  dni  manifestacje  tych zjawisk   które tak bardzo chciałam przed nią ukryć, zaczęły się powtarzać, i  to na domiar złego niemal tuż przed ślubem.

- Gdzie znajduje się kaplica? – zapytał Roberta.

- W północnym skrzydle zamku.

- Chce pani  powiedzieć – w niezamieszkałej, niezelektryfikowanej części budynku?

- Zgadza się. To tam baronowa Esterina poślubiła swojego męża w sobotni  wieczór    -  a  dokładnie  - o czwartej po południu -  i od  tego czasu stało się zwyczajem, że zaślubiny narzeczonych odbywają się w tej samej kaplicy o tej samej porze.

— Ale zimą o godzinie czwartej wieczorem jest zupełnie ciemno.

— Narzeczony bierze swoja wybrankę za żonę w świetle świec.. Liczne świece umieszczone są w 28 kandelabrach wmontowanych w ściany wokół kaplicy. Zapewniam, Robercie, że kapliczka jest doskonale oświetlona, a takie oświetlenie stwarza prawdziwie magiczną, niepowtarzalną atmosferę. Obiecuję, że dopilnuję wszystkiego, upewnię się, że nikt i nic nie zakłóci ceremonii… Jest jeszcze jedna rzecz — mam prośbę — lepiej nie poruszać tego tematu w obecności Ellen — ani nie omawiać drażliwych kwestii dotyczących rozmaitych, niezwykle irytujących — co trzeba przyznać, — zjaw, wędrujących po posesji, — nie wspominając już o dyskusji która właśnie przeprowadziliśmy na ten temat.. Pewnie zauważył pan, że Ellen jest wyjątkowo wrażliwa i obawiam się, że wciąż podświadomie pamięta różne zjawy i upiorne fantomy które czasami dostrzegała podczas rzadkich wakacji które spędzała w tej posiadłości, chociaż prawie nigdy o tych nieoczekiwanych spotkaniach nie mówi. Wolałabym, żeby nigdy nie dowiedziała się o ostatnich wydarzeniach jakie miały tu miejsce, i których był pan świadkiem, ani też o pana wczorajszym starciu ze zjawą Enrica Loretti. Czy może pan przyrzec że zachowa pan te incydenty w tajemnicy?

— Jak najbardziej, hrabino. Jak pani sobie życzy. Niemniej jednak nie mogę się oprzeć myśli, że Ellen już zaczęła zdawać sobie sprawę z tego co się ostatnio wydarzyło. Kiedy zaczęliśmy planować wizytę na zamku, nie mogła się doczekać powrotu do domu, — opowiadała mi mnóstwo zabawnych historyjek, przygód ze szczęśliwego dzieciństwa, które prowadziła w tych stronach, wycieczek i rejsów, które spędzała wraz z rodzicami.. Wyjątkowo mile wspominała także waszego zaufanego kamerdynera, który opiekował się nią jak ojciec, kiedy była małą dziewczynką, a nawet przyznała, że wolała towarzystwo Henry’ego od niani. Była niezmiernie uradowana perspektywą powrotu do rodziny i bliskich po wielu miesiącach rozłąki… a dziś rano… czy zauważyła pani wyraz jej twarzy, gdy zdała sobie sprawę, że Anna zemdlała w galerii portretów z powodu ogromnego szoku i przerażenia, które ogarnęły ją na widok kołyszącego się jednego z obrazów, jakby wprawionego w ruch czyjąś niewidzialną ręką? — i gdy chwilę później spostrzegła, że tym razem mała statuetka pułkownika Cardana cudem tylko uniknęła roztrzaskania na drobne kawałki.?. Obawiam się, że dzisiejsze wydarzenia dały Ellen do myślenia. Jestem pewien że nikt nie zdoła ukryć przed nią tych fatalnych incydentów jakie miały tu ostatnio miejsce, bez względu na to, jak wielki strach w niej wzbudzają. …...

XXXXXX

Tego wieczoru,  w oczekiwaniu  na pokojówkę, która miała  asystować  w  pakowaniu  wszystkich   przedmiotów   niezbędnych  na dwutygodniowy pobyt w rezydencji dawno niewidzianej bliskiej przyjaciółki, baronowa  Emma wyjęła z górnej półki swojej szafy dwie szkatułki z klejnotami, które  tam przechowywała  -  dobrze  ukryte  -  schowane  głęboko w samym kącie  szafki wiele lat temu –  następnie     zaczęła  sprawdzać ich zawartość. Baronowa obejrzała bibeloty i kosztowności, które zamierzała zabrać ze sobą. Większa skrzynia zawierała – oprócz cennych pamiątek  i ozdób   – pewną ilość biżuterii, którą Kate powierzyła  jej  opiece podczas konfliktu wojennego. , aby   klejnoty  przetrwały  w bezpiecznym  schowku  po przymusowej separacji  przyjaciółki   z jej mężem. .

Na przykład ten złoty medalion — rozmyślała dama — wysadzany perłami i diamentami, zawierającymi maleńkie zdjęcia Kate, jej zmarłego małżonka, a także jedynej córki pary. Baronowa była pewna, że właścicielka tych precjozów będzie zachwycona, gdy odzyska pamiątki, które z pewnością uznała za bezpowrotnie utracone po tak długim czasie. Oprócz kosztownego medalionu — w lazurowej szkatułce znajdowały się różne cenne przedmioty, które Kate Cavery przekazała swojej przyjaciółce — złoty pierścionek z wygrawerowanym na krawędzi nazwiskiem właścicielki, fantazyjny platynowy krzyżyk ozdobiony delikatnym błyszczącym łańcuszkiem — a także — efektowna ażurowa bransoletka z turkusami. Baronowa Emma popatrzyła na wielki rubin połyskujący na palcu jej prawej ręki z którym to pierścieniem nigdy się nie rozstawała. Nie umknęło jej uwadze, że Ellen bardzo podobał się ten klejnot. W tej chwili dama doznała olśnienia — wpadła na pomysł że podczas pobytu w Manchesterze warto byłoby zamówić dla wnuczki identyczny pierścionek z okazji zbliżającego się ślubu — ozdobiony nieco większą liczbą drobnych rubinów i diamentów. Wszystkie te kosztowności prezentowały się naprawdę wspaniale, — starannie ułożone na blacie zabytkowego sekretarzyka, — który w tej chwili przypominał elegancką gablotę w ekskluzywnym salonie jubilerskim. Spora suma gotówki schowana dotychczas w dębowej komodzie też mogła się w tych okolicznościach okazać przydatna — podobnie jak nowo wystawiona książeczka czekowa… oraz czeki podróżne …… może także..… — z dolnych szuflad sekretarzyka dama wyjęła kilka innych przedmiotów,, które uznała za niezbędne i umieściła je tuż obok kosztowności. Całkowicie pochłonięta układaniem drogocennych klejnotów, które zamierzała włożyć do dużej sakiewki — wykonanej w tym celu na specjalne zamówienie, — i schować je do torby zanim Anna przyjdzie do jej buduaru — dama nie spostrzegła, że prostokątny fragment tapety w pobliżu owalnego lustra zdawał się przesunąć o kilka cali, a czyjeś czujne oczy uważnie śledziły każdy jej ruch. Uwagę obserwatora przykuł olśniewający blask biżuterii iskrzącej się w świetle lampy.

Żaden dźwięk nie dotarł do uszu  baronowej, gdy po chwili odłamek cegły, oklejonej  skrawkiem papierowej tapety , zasłaniający maleńki otwór w ścianie, został ostrożnie wsunięty na swoje miejsce. Mały gobelin zasłaniający szczelinę po drugiej stronie ścianki działowej opadł w dół , zasłaniając luźną cegłę i  przyklejony  do niej  fragment  kolorowej  tapety, .

Na  twarzy  obserwatora pojawił  się  wyraz triumfu i zwycięstwa.

III

To był bardzo wyczerpujący wieczór i chociaż  asystowanie   babci Emmie w pakowaniu jej dwóch dużych kufrów ,  oraz – po wyjściu  Anny z  apartamentu  -  przegląd  imponującej  kolekcji   pięknych ,  wieczorowych  sukien,   cennych, stylowych  kreacji   szytych na miarę, część z nich – choć nieco demodé –  wyróżniały się  nadal  wyjątkową elegancją i szykiem  -  pochłonęły   Ellen  bez reszty.   Inspekcja  tych  wspaniałych  strojów , w których  baronowa Emma zawsze  gustowała   i  obecnie  zamierzała  zabrać z  sobą niektóre z tych oryginalnych  ozdób,  było  niezwykle  ekscytującym  doświadczeniem.  . Wydobywanie z pojemnych szaf, przeróżnych szafek i szuflad dawno zapomnianych pamiątek,  które dama  zamierzała jeszcze raz obejrzeć przed wyjazdem, okazało się zadaniem równie absorbującym, co fascynującym. Kiedy jednak  w trakcie tych zajęć  zegar wybił  godzinę  23:00, Ellen poczuła ogarniające ją znużenie. . Mimo późnej pory baronowa  nie  zdradzała oznak zmęczenia, podekscytowana zbliżającą się podróżą, w którą  planowała  wyruszyć  następnego ranka. Tak więc – tuż przed północą Ellen wyszła z  buduaru  krewnej,  pozwalając damie oddać się wspomnieniom z przeszłości, w pełni nacieszyć się obfitością pamiątek, które przez następną  godzinę  czy dwie,  baronowa  najwyraźniej nie miała najmniejszego zamiaru   odłożyć   na miejsce   -  i  powróciła do swego apartamentu.

Po wejściu do swej  sypialni Ellen nacisnęła  wyłącznik.  Światło nie  rozbłysło.   W pokoju panowały  egipskie ciemności.    Dziewczyna  nacisnęła   przycisk powtórnie , wciskając go raz za razem.  -jednak bezskutecznie.   Najwyraźniej żarówka się przepaliła. Ellen była zbyt zmęczona, żeby  wezwać   lokaja  żeby ją wymienił, tym bardziej, że o tej porze wszyscy służący z pewnością  już  spali.    Tym razem była zmuszona zadowolić się jedną ze świec przechowywanych w szufladzie nocnego stolika  i promieniem  światła z kinkietu wpadającego z łazienki.  Dziewczyna  szybko wzięła prysznic, włożyła ciepłą koszulę nocną i po zgaszeniu świecy wślizgnęła się do łóżka.

Powoli zaczęła zapadać w głęboki sen. W ciszy atramentowo-czarnej, bezksiężycowej nocy słyszała  niewyraźnie , jak przez mgłę,  łoskot  gałęzi rozłożystego drzewa rosnącego w pobliżu gmachu, które ,  miotane  podmuchami wiatru  , uderzały o  framugę okna  jej  pokoju.

Pierwszy delikatny dotyk  dłoni  intruza  na jej ramieniu nie obudził jej. Dopiero gdy czyjeś potężne ramię próbowało siłą wepchnąć jej własne długie włosy do  jej ust, Ellen  obudziła się i otworzyła oczy z przerażeniem. . Próbowała odwrócić głowę, by spojrzeć na nieoczekiwanego agresora  i upewnić się, kim    jest, gdy ubrana na biało postać z całych sił wbiła palce w szyję dziewczyny, próbując ją udusić, następnie  wcisnęła  ją  w puchową poduszkę tak mocno, że dziewczyna nie mogła ani się ruszyć, ani oddychać, -  zupełnie  nie mogła  złapać tchu.  Ellen zaczęła słabnąć, na próżno usiłując oderwać kościste ręce od  swej  szyi. Napastnik nagle zwolnił uścisk, jakby zaskoczony głośnym hukiem, który  rozległ się nagle  w jednym z pokoi   na wyższym  piętrze.   Chwilę później  drzwi dużej  ściennej szafy  wbudowanej  w róg jej  sypialni, dotychczas    uchylone,   zamknęły  się  z trzaskiem.   Ellen zsunęła się z  szerokiego  łoza  i-  oszołomiona  -   skierowała  się    w stronę drzwi apartamentu, które wychodziły na korytarz.    Zanim jednak   zdołała     dosięgnąć klamki, czyjaś silna dłoń ,ubrudzona  sadzą lub czarnym smarem , wysunęła  się  zza jej głowy i zakryła jej usta, niemal ją dusząc, ciągnąc z powrotem  w  głąb   pokoju. Przerażenie, które ogarnęło Ellen, nieoczekiwanie  dodało jej nowych sił. Zatopiła zęby w palcach agresora.  Napastnik  syknął z bólu i cofnął rękę. Ellen  padła na kolana i zaczęła krzyczeć na cały  głos  wzywając pomocy.  Chwilę  później  hrabina  pospieszyła do  apartamentu  córki i szeroko otworzyła   drzwi  . Światło z korytarza wpadło do sypialni Ellen, oświetlając przestraszoną  dziewczynę,  wciąż leżącą na parkiecie. Hrabina pochyliła się nad nią, niezmiernie zaniepokojona.

-  Co się  stało ,  Ellen.   Czy miałaś zły sen?

Nacisnęła wyłącznik –  niestety-  bez rezultatu.    Esther Loretti  spostrzegła  zgaszoną   świecę  leżącą  na  nocnym stoliku   i zapaliła ją.   Z trudem łapiąc oddech Ellen wskazała szafę –  której drzwi  były teraz    lekko uchylone.  .

- Widziałam… czarną rękę…  Ktoś  wyszedł  z  tej szafy…. próbował mnie udusić…

-  Widziałaś   rękę?   Jaką   rękę?    O czym  ty  mówisz, Ellen?  Nie ma tu nikogo oprócz nas.

- Ale jeszcze przed chwilą… ktoś  tu był – jakby wymknął się z szafy…. Koszmarnie mnie przeraził...-  jęknęła  Ellen  ze łzami w oczach.

Hrabina, wspomagana przez Roberta, który słysząc krzyki Ellen,  w  tym momencie   wbiegł  do  sypialni  dziewczyny,   podniosła córkę  z podłogi i pomogła jej usiąść na brzegu łóżka, próbując ją uspokoić.

- O nie, mamo!  Nie!  - wykrzyknęła  Ellen.       -Nie zostanę dłużej w tym  pokoju.!  Za nic w  świecie!   Nie zmuszaj mnie! Boję się!

- Już wszystko dobrze kochanie. – Hrabina objęła córkę. – powiedz mi dokładnie, co się stało.

- Już ci mówiłam. Ktoś musiał się ukryć w tej szafie, kiedy byłam u babci w buduarze, a potem – kiedy wróciłam do swojego apartamentu i właśnie zasypiałam – zaatakował mnie.

- Lepiej sprawdzę ten mebel - zdecydował Robert rozsuwając oba skrzydła szafy. Nie zwracał uwagi na ubrania wiszące po obu jej  stronach, ale uważnie przyjrzał się kreacjom  umieszczonym   w samym  środku,  po czym przesunął dłonią po obu ściankach mebla. . Na pierwszy rzut oka  wydawało się  że  szafa nie  skrywa   niczego niepokojącego ani niezwykłego, z pewnością nikt obcy nie czaił się za eleganckimi  strojami. . Jednak w chwili, gdy Robert musnął  ręką  tylną ściankę, a potem, po chwili wahania, mocno ją pchnął – panel, jakby napędzany jakąś niewidzialną sprężyną, wydając przeraźliwy trzask, ustąpił i przesunął się do tyłu, odsłaniając ciemny, ,   wąski,   zatęchły ,   kamienny  korytarz prowadzący  do ponurego, nieco obszerniejszego tunelu.

Ellen mimo woli wydała  okrzyk przerażenia. Zarówno hrabina, jak i baronowa Emma, która właśnie weszła do  komnaty  wnuczki, były zaskoczone  tym widokiem.

Robert, który z reguły był zawsze gotów  stawić czoło   niespodziewanym , nieoczekiwanym  wydarzeniom,   szybko  się  opanował .

- Czy to  jest jakieś tajne przejście? – zapytał.

-  Sama  chciałabym  to wiedzieć. – wykrztusiła hrabina. – Nigdy wcześniej nie widziałem tego tunelu ani nawet nie podejrzewałem, że w tym skrzydle budynku w ogóle istnieje zakamuflowany  pasaż..

- Czy mam rozumieć, że nie orientuje się pani  dokąd dokładnie prowadzi tunel i jak daleko biegnie? Czy mogłaby pani   przynajmniej powiedzieć, czy ruchome ściany i takie sekretne korytarze jak ten zostały skonstruowane  także w innych częściach zamku? Czy  istnieje między  nimi jakieś połączenie.  ?

- Prawdę mówiąc ja... my... mój mąż i ja, ... ewentualnie  nasi krewni... bardzo rzadko bywaliśmy w tych niezamieszkanych komnatach.  300 lat  temu  całe przeciwległe skrzydło mieściło  pokoje   Esteriny i jej małżonka -  wraz z  wielką salą bankietową, okazałymi salami balowymi i salonami. Jednak nigdy nie wspomniano o  jakichkolwiek  tajnych  przejściach   łączących  poszczególne  korytarze i  ukryte  komnaty, ,  o  istnieniu  których   niegdyś mnie poinformowano.

- W takim razie  sądzę , że koniecznie trzeba sprawdzić, co skrywa   ten korytarz - zdecydował Robert.

- Nie wchodź do tego tunelu! – krzyknęła Ellen. – Ktoś może się tam czaić i dokonać zamachu na twoje życie!

- Nigdy nie bałem się żadnych zjaw, a tym bardziej kogoś, kto się pod nie podszywa. Zostań  tu z  twoją mamą    W  tej chwili  potrzebuję   tylko  jedną z twoich  świec i pudełko zapałek. - postanowił  Robert.

- Jeśli pan pozwoli - dotrzymam panu towarzystwa - to znaczy, jeśli pan sobie tego życzy. – zaproponował   Henry, który od kilku minut stał w milczeniu  w  drzwiach, przysłuchując się gorączkowej  rozmowie. Oferta zaskoczyła Roberta, ale w głębi serca  mężczyzna  był zadowolony, że Henry ją złożył. Chociaż bojaźń  była cechą  której  w żadnym wypadku nie można było zarzucić lordowi Danvall,   a  – wręcz przeciwnie –   jednakże  perspektywa samotnej  wędrówki  po mrocznym, krętym korytarzu nie była – prawdę mówiąc – zbyt   zachęcająca.. Henry – niezawodny, niezłomny kamerdyner, zawsze w pogotowiu  w razie potrzeby, -  pojawił się  teraz   w odpowiednim momencie, ze zwojem grubej liny przewieszonej przez ramię – by  przyjść   Robertowi  z pomocą.

- Oh,  -to  bardzo miło z twojej strony. Przydałaby się też latarka…

- Przyniosłem dwie,  milordzie. Szafa, którą trzymam w swoim pokoju, jest wypełniona niezbędnymi narzędziami, które mogą się przydać w razie nieprzewidzianych okoliczności. W tym zamku nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć w następnej chwili. Dlatego, kiedy usłyszałem krzyki…

- Doskonale.   Jak widzę, jesteś  niezwykle  dalekowzroczną osobą. W takim razie ruszajmy w drogę.

Stęchłe powietrze owiało   obu mężczyzn   gdy przedzierali się przez otwór w szafie kierując się   do tunelu. Wszystkie  ściany  pasażu ,  sufit i podłoga  były  skonstruowane  z  litych kamiennych płyt.

-Z  jakiego powodu   zaopatrzyłeś  się  w  te liny,  Henry?

-  Mocne sznury  mogą   nam się przydać,  milordzie.  W tym labiryncie krętych tuneli nigdy nie wiadomo, na jakie przeszkody   możemy się natknąć.

- Masz na myśli czarną rękę, o której wspomniała Ellen?

- Dokładnie. Czy  naprawdę wierzy pan   że... to… był… jeden z nich?

- Mówisz o  widmie  nawiedzającym   galerię obrazów? A może sądzisz  że  to była  jakaś inna   zjawa  wędrująca  po budynku?  Chyba jednak  to nie był  żaden z tych   duchów. .

- Cóż, milordzie,  Jeśli żadne widmo nie jest  odpowiedzialne  za  ten skandaliczny  atak  na  Ellen, , naprawdę nie  mam pojęcia , jaki szaleniec mógł wpaść  na pomysł by dopuścić  się tak  koszmarnego czynu.  .  .

- W przeciwieństwie do ciebie – powiedział poważnie Robert – chyba wiem, kto to zrobił, co więcej, głęboko wierzę, że  mimo wszystko  -  tym razem  żaden upiór nie może być oskarżony o  tę  niebywała  napaść. Agresorem był żywy człowiek.

- Sugeruje  pan , że jeden z mieszkańców posiadłości zastawił zasadzkę na pannę Ellen? Żeby… o nie, milordzie, nie –  chyba nie mówi  pan poważnie.    Mieszkam w  tym rejonie od dzieciństwa, , i zapewniam pana  , że nikt, kogo znam, nigdy by się nie  odważył …..nie,  lordzie  Danvall,    taka ewentualność jest nie do pomyślenia, nie wchodzi w rachubę.   Z pewnością  się  pan myli.

- To  raczej nieprawdopodobne ,  aby upiory  zostawiały  ślady lub odciski palców. Nie zauważyłeś czarnych plam i smug przypominających  tusz  czy sadzę  na koszuli nocnej i twarzy Ellen?

- Oczywiście,  że tak,   milordzie,   ale nadal nie mogę pojąć, jak...

- Chodzi o to, że   niektóre  ubrania  w szafie  Ellen było pobrudzone  identycznymi plamami, ale tylko   i wyłącznie te  które  wisiały  w  samym środku, dlatego przyszło mi do głowy,  aby sprawdzić   co się  kryje   za    tylną  ścianą    szafy.   Poza tym – pewnie zauważyłeś  podobne smugi biegnące wzdłuż całej przedniej części tego korytarza,  na kilkumetrowym odcinku –  smugi  których  ślad  urywał  się  nagle,  nieco dalej ,  tak  jak gdyby ktoś  tylko musnął  te   kamienne płyty   przypadkiem, w przelocie,  uciekając z pokoju Ellen. W dalszej części tunelu  tych  czarnych  plam  nie było już widać.   .

-  Nigdy nie  wierzyłem   w pogłoski  twierdzące   jakoby ten pasaż  naprawdę istniał . – mruknął Henry półgłosem. – Uznałem, że służący, którzy plotkowali  na ten temat, po prostu puszczali wodze swojej bujnej wyobraźni.

- Nie wierzyłeś…!  A więc  jednak  miałeś   informacje  o istnieniu tego tunelu   a mimo to nie wspomniałeś   o nim ani słowem!

Henry sprawiał   wrażenie  zdezorientowanego   i  zmieszanego.

-  Cóż,   - właściwie - nigdy nie dawałem wiary tym opowieściom - zawahał się. – większość z nich  brzmiała zupełnie niewiarygodnie. Szczerze mówiąc, to mój dziadek jako pierwszy wspomniał mi o tym pasażu.   Pracował u  hrabiego Alberta Loretti  przez całe  lata  -  od szesnastego roku życia – więc zrozumiałe jest, że mnóstwo raportów i plotek, co jest rzeczą naturalną, docierało do jego uszu. Zgodnie z tym, co powiedział mu jego ojciec, czyli mój pradziadek, w tamtych czasach krążyły pogłoski, że zamaskowany tunel służył jako kryjówka dla pewnych osób – zbiegów  , jak rozumiem – którzy  byli zaprzyjaźnieni  z panem  tego zamku… ale – wtedy,  gdy  opowiadano mi te  różne historie…..prawdę mówiąc  , wszystkie te relacje uważałem za stek kłamstw  i bzdur.  -– tym bardziej, że za każdym razem, gdy wypytywałem  o dokładną  lokalizację   tego konkretnego  pasażu,   dziadek wypowiadał się dość niejasno  i  wymijająco na ten temat, - unikał odpowiedzi.  . Poza tym - nigdy nie przyszło mi do głowy, że  ta  kryjówka  - o   ile  rzeczywiście   istnieje - może znajdować się tak blisko  pokoju Ellen.

- Cóż - praktycznie przylega do jej sypialni. Niemniej jednak – jeśli ten labirynt  rzeczywiście skrywał  miejsce   schronienia  jakichś zbiegów,  te  ściany te musiały  kamuflować   jakieś inne nieznane, niespenetrowane  komnaty lub tajemne  pasaże  prowadzące do wielu innych ,różnych sal o których nie wiemy. .  Przecież  ci  zbiedzy  nie  mogli   długo   wegetować  w tak nędznych warunkach  -  przez kilka dni czy tygodni  z   rzędu -  na dodatek  w całkowitych ciemnościach które tu panowały ., drżąc z zimna w  lodowatym  tunelu.

- Nie przypominam sobie, żeby dziadek wspominał o innych ukrytych komnatach czy  tajnych  przejściach, milordzie.

- Rozumiem.   Teraz   trzeba  dokładnie sprawdzić  ten  najbliższy  sektor   korytarza  który jest  w naszym zasięgu.

Silny promień  latarki  oświetlił   grube  mury tunelu. . Jednakże  ku ogromnemu rozczarowaniu Roberta ściana wydawała się   stanowić   solidną  zwartą bryłę, w której, mimo dokładnej inspekcji ,  nie udało się wykryć  nawet najmniejszej szczeliny. Chropowata powierzchnia  najwidoczniej  nie kamuflowała  żadnego tajnego przejścia.

- Szkoda , że nie zwracałeś większej uwagi na  opowieści  swojego dziadka, Henry.

- Ja też  teraz tego żałuję,  ale  jak powiedziałem  - w tamtych  czasach po prostu nie traktowałem  tych  relacji  poważnie. Większość wolnego czasu spędzałem grając w piłkę nożną lub tenisa z kolegami ze szkoły, zamiast słuchać legend.

- Oh,  nie !– czy to możliwe  żeby to  był  koniec korytarza? –  mruknął z niedowierzaniem Robert, zatrzymując się kilka kroków od odległej granicy  tunelu,  zakończonego ślepą ścianą. – a jednak –  jeżeli   naprawdę tutaj kończy się korytarz, gdzie,  u diabła , zniknął napastnik Ellen? Na całej długości tunelu, który przeszukaliśmy w drodze tutaj, nie było żadnych zakamarków ani rozgałęzień, nie mówiąc już o innych pasażach,  w których  mógłby  się schronić ten drań.. Takie  przypuszczenie wydaje się dość  nieprawdopodobne.

Henry nie odpowiedział — w równym stopniu zdumiony niefortunną przeszkodą jak jego towarzysz.. Robert nie miał jednak najmniejszego zamiaru rezygnować z poszukiwań Dotykał lodowatych kamiennych płyt, starając się wyczuć jakąś szczelinę, choćby najmniejszą, lub luźną cegłę, które często były wmontowywane w starożytne budowle, takie jak ta, i chociaż na pierwszy rzut oka nie było widać żadnych pęknięć, — znienacka, gdy dotykał powierzchni muru, — fragment masywnego bloku poruszył się, a następnie cofnął w głąb ściany, ukazując kolejny ciemny korytarz, nieco szerszy niż poprzedni. -rozciągający się na przestrzeni kilkunastu metrów, — prowadzący do stromych, wyszczerbionych schodów. Sprawdzając go centymetr po centymetrze, obaj mężczyźni zdali sobie sprawę, że część korytarza, do którego właśnie weszli, prowadziła do widocznej u stóp schodów sieci podziemnych tuneli, które nawet z tej odległości przypominały labirynt Minotaura. Gdyby zabłądzili w podziemiach położonych w tak odległym rejonie budowli, istniało bardzo małe prawdopodobieństwo, że ktoś kiedykolwiek by ich odnalazł i pomógł wydostać się z zakamuflowanej, opuszczonej pułapki. Obecni właściciele zamku — zgodnie z informacjami które uzyskał — z całkowicie uzasadnionych powodów — nigdy dotąd nie podjęli się eksploracji tuneli.

- Cóż,  milordzie?   Co pan  o tym sądzi?    Zamierza  pan  zejść   na dół  po tych  krętych schodach ?   Korytarze tego rodzaju zwykle prowadzą do lochów,  ukrytych  w  czeluściach   budowli.  . Ani członkowie dynastii, ani nikt z personelu  nie znają ich dokładnego  rozkładu.  Nie sądzę, żeby ktokolwiek mógł się tam teraz ukrywać. Napastnik musiał uciec zupełnie inną drogą, o  której  istnieniu nie mamy pojęcia.  Śmiem twierdzić, że   agresor doskonale zna  ten  labirynt

- Skoro udało nam się dotrzeć do tego  ukrytego  miejsca, mamy obowiązek sprawdzić cały tunel na całej jego długości, bez względu na to, jak daleko się rozciąga. Nie możemy sobie teraz pozwolić na zawrócenie z  drogi. . Jednak jest jedna rzecz, która mnie intryguje – jak to się stało, że tak przedsiębiorczy człowiek,  - jakim   niewątpliwie  jesteś,  - nigdy nie  spenetrował  dokładnie  żadnego z tych  tajnych korytarzy. ?

-  Prawdę mówiąc, milordzie, - odparł  Henry  z wahaniem  -  -kilka razy próbowałem to zrobić     . Nieraz zresztą  zaryzykowałem wejście do tunelu znajdującego się w północnym skrzydle zamku, choć nigdy nie odważyłem się  przeszukać go na całej długości,   W kuchni są ślepe zamaskowane drzwi   zasłonięte od wieków ogromną, ciężką szafą  stojącą w małym  przedpokoju  który prowadzi  do kilku ukrytych dotąd korytarzy. Odkryliśmy te drzwi pewnego dnia przez czysty przypadek. O ile mi wiadomo, zarówno w obecnych, jak i poprzednich pokoleniach nikt poza hrabią Albertem Loretti  nie był zaznajomiony z planem zamku  całej budowli, w tym podziemnych pasaży,   lochów itp. –   wyłącznie pan  domu  znał wszystkie szczegóły planu zamku na pamięć. .Zgodnie z tym co twierdził hrabia Loretti ten tunel nie tylko okrąża   budowlę  samego  zamku ale też  otacza całą posiadłość.    -   Inspekcja  tego  korytarza  może zająć nam wiele godzin,  milordzie.  . Pod warunkiem,  oczywiście, że nie zabłądzimy  , nie zgubimy się w tych tunelach.

- Cóż, po namyśle  - odparł  Robert -  dochodzę do wniosku, że w tej chwili nie ma potrzeby  schodzić  na sam dół,  aż do podziemi. Bez specjalistycznego sprzętu najlepiej ograniczmy się do zbadania fragmentu korytarza  kończącego się  przy klatce schodowej. . Jeśli na tym odcinku nie natrafimy na ślad   agresora,  nie będziemy mieli  większych  szans na schwytanie tego człowieka.

Jeden ze stopni, po których schodzili, był wyszczerbiony.  Kamerdyner,  nie spostrzegając  wyrwy w kamiennym stopniu,   zachwiał się, i  omal  nie stracił  równowagi.

- Uważaj, Henry!    -Robert szybko chwycił  kamerdynera za ramię   aby jego towarzysz nie stoczył  się  z urwistych schodów.

- Och, dziękuję bardzo,  milordzie.   Niewiele  brakowało…..

- Lepiej daj mi ten zwój liny i   przytrzymaj się  poręczy. .

Dwie minuty później mężczyźni, stąpając  ostrożnie, krok za krokiem,   dotarli na półpiętro. W niewielkiej odległości, kilka jardów od miejsca, w którym stali, ukazało się jeszcze jedno przejście, znacznie węższe niż poprzednie, raczej kręte, z licznymi zakamarkami i zagłębieniami widocznymi po obu stronach tunelu.

- Sądząc po fragmencie planu zamku  który  hrabia Albert  kiedyś  mi  pokazał,  ta część korytarza prowadzi prosto do lochów. Jestem tego pewien, milordzie..

Wyglądało   na  to   że  kamerdyner ma rację.  Niektóre cele były wciąż  zagracone  i wilgotne, , były  odgrodzone od  korytarza  grubymi, obecnie  zardzewiałymi  kratami. . Gdy obaj   mężczyźni zaczęli przedzierać się  w głąb  tunelu, ponure cele więzienne stawały się coraz liczniejsze.

-  W tych  dawnych  więziennych  klitkach   są jeszcze resztki  spróchniałej  słomy  która  prawdopodobnie służyła  służyła nieszczęsnym skazańcom za coś w rodzaju łóżka. – szepnął Henry najwyraźniej przygnębiony ponurą atmosferą korytarza. – Widzi pan tę celę, milordzie?

Pospieszył do przodu, wyprzedzając Roberta, aby sprawdzić, co można znaleźć w zakratowanej salce,  gdy podłoga, po której szedł, zatrzęsła się. Jedna z kamiennych płyt, po których  kroczył,, ugięła się pod jego stopą, po czym zapadła się nagle , odsłaniając głęboki dół. Kamerdyner, upuszczając  latarkę  na płyty  kamiennej podłogi  zniknął  z pola widzenia  Roberta.   Przeszywający, pełen  przerażenia   krzyk  mężczyzny dobiegł z głębi czarnej otchłani i ucichł.

- Henry! Gdzie jesteś?

Lord Robert Danvall  skierował  ostry promień światła na bezdenną, jak się zdawało, jaskinię.  Kamerdyner  leżał w samym kącie obskurnego lochu, na chłodnej, wilgotnej ziemi, nieco oszołomiony upadkiem.

- Wszystko w porządku, Henry?

- Chyba skręciłem rękę. Mam nadzieję, że nie jest pęknięta . – odpowiedział ochryple kamerdyner.

- Rzucę ci linę. Czy czujesz się na siłach, by ją  schwycić?

- Będę musiał.

Robert rozwinął  zwój liny  i zawiązawszy pętlę na tyle dużą, by Henry mógł ją  przesunąć  przez    ramiona, opuścił  sznur  do lochu, usilnie starając się  przesunąć  go  jak najbliżej miejsca, w którym siedział jego towarzysz  masując  obolałe ramię. Ku jego rozczarowaniu manewr okazał się nieskuteczny. – pętla wylądowała w najdalszej, najciemniejszej części celi.

- Cóż, kolego,  znalazłeś  sznur ?  – zapytał Danvall, oświetlając  latarką  obskurną jaskinię.

- Chwileczkę, milordzie.   Szukam go. .

Sekundę później z mrocznych głębin rozległ się przenikliwy, głośny krzyk mężczyzny.

- Ktoś tu jest, proszę pana! Ktoś leży na podłodze! Bardzo blisko mnie!

Robert skierował  latarkę  w przeciwległy róg lochu. Cela była tak głęboka, że promień światła ledwie mógł przeniknąć do samego jej dna, niemniej scena, która ukazała się jego oczom, zmroziła mu krew w żyłach.

Na wilgotnej ziemi spoczywał szkielet, biały  ludzki szkielet,   którego ręce były spętane przerdzewiałymi  obecnie kajdanami, sam szkielet ubrany  był w równie zbutwiały, niegdyś stylowy strój z  epoki. Oba  końce grubego  łańcucha opasującego talię ofiary były mocno , solidnie   zamocowane  -    wmontowane   we  fragment  ściany wysoko nad  głową nieszczęśnika. .

Robert  poczuł się nieswojo. Wynik jego poszukiwań okazał się zupełnie nieprzewidziany. Upiorna scena, która tak nagle pojawiła się przed jego oczami, była ostatnią rzeczą, jakiej  oczekiwał.   Miał nadzieję, że wyśledzi agresora Ellen w jednym z zakamarków tunelu i prędzej spodziewałby się bezwzględnej  bezpardonowej  walki z napastnikiem,  niż przypadkowego   odkrycia  szczątków jakiegoś    niefortunnego,  nieznanego nieszczęśnika,  w opuszczonym lochu.  Na  dłuższą chwilę obaj mężczyźni całkowicie  zamilkli,  nie   mogąc wykrztusić słowa.

- Henry , chwyć  linę i  wracaj  natychmiast  na górę - rozkazał Robert ,  gdy w końcu udało mu  się  opanować  i ochłonąć z szoku. .

Kamerdynerowi  nie  trzeba było powtarzać rozkazu. Odwrócił wzrok od  skutej kajdanami  ofiary, zsunął pętlę z głowy na ramiona i  trzymając  sznur  obiema rękami,  obejrzał się za siebie , by jeszcze raz przyjrzeć  się szkieletowi . Nagle zatrzymał się,  wbijając wzrok w szczątki.

-Co się   stało ?   – niecierpliwił się Robert. – dlaczego nie wychodzisz ? Pospiesz się !

Henry wciąż wpatrywał się w  zwłoki  nieszczęsnej , spętanej  ofiary.  .

- Milordzie… ten szkielet… to chyba… tak, jestem tego pewien!

- O czym  ty  mówisz?

- Ten więzień – on  jest.… to znaczy…  on był… jednym z  pana  przodków , lordzie   Danvall.. Teraz  gdy zaczynam się  nad tym  zastanawiać...… tak, jestem  tego  absolutnie  pewien… ten więzień… to baron Benucci…

-  To nonsens!   Niemożliwe!   Benucci zaginął bez śladu w drodze powrotnej do Włoch.

- Takie  było  powszechne  przekonanie,  ale wydaje się, że  wszyscy którzy podzielali tę  opinie, byli w błędzie.   Jestem pewien, że  ten  szkielet ... ten nieszczęśnik ..  to jednak  szczątki barona.

- Z pewnością   się  mylisz.   Jakim  cudem  baron mógł   się znaleźć  w tej koszmarnej  więziennej celi?

- Ale ten  szkielet  ma na palcu  słynny  sygnet barona – przekonywał kamerdyner – dokładnie taki sam, jak ten  który  jest  namalowany na jego portrecie. Milordzie  - proszę  mi  podać  latarkę, żebym mógł się  dobrze  przyjrzeć  temu sygnetowi. .

Latarka  leżała  tuż  obok, na kamiennych płytach,  tam gdzie Henry ją upuścił  zanim wpadł  do głębokiej  pułapki, -  na   szczęście nadal  działała   Robert ostrożnie  wrzucił  ją  do   jamy -   wprost   do     wyciągniętej dłoni  kamerdynera  .  Tym razem Henry  schwycił   ją  bez  problemu   i  pochylając   się  nad ofiarą    oświetlił   szkielet.  .

- Milordzie,  na krawędzi  obręczy  sygnetu są wygrawerowane inicjały. To nie może być czysty przypadek. Klejnot jest identyczny… poza tym pod kryzą widać  piękną  rubinową broszę.   Pewnego dnia hrabina Loretti odczytała nam fragmenty kroniki rodzinnej z tamtych czasów. Jeden z nich szczegółowo opisał rubinową broszkę, którą baron otrzymał w dowód wdzięczności za tajemną przysługę wyświadczoną królowi, a sądząc z relacji przytoczonej w kronice, Benucci bardzo cenił ten klejnot – nigdy się  z nim  nie rozstawał    Już te dwa fakty świadczą o tym, że uwięzionym tu   niegdyś  człowiekiem  jest rzeczywiście   baron Benucci…  lordzie Danvall -   zawahał się  kamerdyner. –….. może… najlepiej byłoby  zdjąć ten pierścień  z… palca  tego pechowca  .. ... i przedstawić  go hrabinie  do  inspekcji ?   Przypuszczam, że w tych   okolicznościach   pani domu  jest jedyną osobą uprawnioną do oceny klejnotu i wydania o nim opinii.

- To   doskonały  pomysł. Ponadto, jeśli twoje przypuszczenia są uzasadnione i ten  nieszczęsny   więzień  to   naprawdę  był   baron  Benucci , nie możemy zostawić jego szkieletu w tym koszmarnym,   wilgotnym miejscu. Będziemy musieli jutro wrócić do lochów, wydobyć  te szczątki, a potem    zorganizować  oficjalny  pogrzeb  godny jego rangi.

Henry ukląkł obok przodka  Roberta  i  z najwyższą ostrożnością zaczął zdejmować sygnet. Niestety  - w chwili, gdy mimowolnie musnął palec barona,  -  szkielet  drgnął  i przewrócił  się  na bok, rozsypując  się na kawałki. Kamerdyner zerwał się na równe nogi i odskoczył  do tyłu,  ściskając sygnet w dłoni, po czym schował klejnot razem z latarką  do kieszeni i zaczął wspinać się po linie z prędkością błyskawicy, mimo przeszywającego bólu w zranionej ręce.

- Jaki  to straszliwy  wyrok losu skazał  pana  przodka na śmierć. – zauważył  Henry  ze smutkiem, gdy z pomocą Roberta wydostał się z obskurnej celi,  stawiając stopę na kamiennej posadzce , tuż  obok  lorda Danvalla, nie mogąc oderwać wzroku od  zwłok  człowieka, który  niegdyś  zaliczany był do najbardziej znamienitych  członków   rodu.      Obecnie  pozostały na  nim tylko  resztki  eleganckiego   niegdyś  stroju,  które  to szaty  obecnie  wisiały w strzępach.  Pod  wystrzępioną  kryzą  błyszczała  jedynie cenna  rubinowa brosza.

- Z prochu  powstałeś, w proch się obrócisz.  - szepnął  kamerdyner.

- Został pogrzebany żywcem w tej jaskini  prawie  cztery wieki temu. – powiedział Robert. -   Najprawdopodobniej  umarł z pragnienia i głodu . -  Widzisz, Henry -  Danvall  oświetlił  ponurą   celę -   nie zaopatrzono go nawet w naczynie z wodą.

-  Zastanawiam się   który z jego znajomych  zionął  do niego  tak niebywałą  , nieprzejednaną    nienawiścią  -  na tyle silną, że  bezlitośnie  wtrącił ofiarę do podziemnego  lochu  skazując go tym samym na nieuchronną śmierć. – zamyślił się Henry   .

- Chcesz powiedzieć, że naprawdę   nic  nie wiedziałeś  o tym barbarzyństwie?  Przecież  na przestrzeni  tych  wszystkich  lat  musiały krążyć różne plotki na ten temat, a  ponieważ  ty, a raczej  twoi bliscy,  rodzina, krewni  -  mieszkacie w tej posiadłości od pokoleń…

— To prawda, milordzie, — niechętnie przyznał kamerdyner. — okoliczni mieszkańcy opowiadają różne historie, jednak na temat tragicznych losów barona Benucci nigdy nie krążyły żadne pogłoski, — i — poza krótkim fragmentem — zawartym w kronice rodu Loretti — nie ujawniono żadnych dalszych konkretnych faktów.

XXXXXX

Po namyśle baronowa Emma postanowiła nie wzywać  jednak  taksówki. – Ignorując obawy rodziny, postanowiła sama zasiąść za kierownicą. Tuż po czwartej nad ranem wślizgnęła się  do  apartamentu  Esther   -  po cichu  - aby jej nie obudzić -    żeby wyłączyć budzik, który nastawiła jej synowa, chcąc odprowadzić ją na dworzec, upewniając się w ten sposób, że dzwonek  budzika  nie zakłóci niespokojnego snu, w jaki zapadła dama, czekając na powrót Roberta i Henry'ego z  zakamuflowanego   tunelu, a następnie  - przed wyjazdem  - sprawdziła  jeszcze , że jej wnuczka jest całkowicie bezpieczna  po wczorajszej nieszczęsnej  przygodzie i że na pewno nic  złego  się jej nie przytrafi.   Poprzedniego wieczoru,  gdy tylko Ellen wyszła z jej  buduaru,  baronowa  poleciła  jednemu z lokajów  aby  bez niczyjej wiedzy włożył  jej walizy  do bagażnika,  a więc teraz wystarczyło  jedynie  wyprowadzić  samochód  z garażu. Na nocnym stoliku baronowa zostawiła wiadomość, prosząc synową o odbiór samochodu z dworca  później tego samego dnia.

Zajęta otwieraniem bramy garażu  dama nie zauważyła szczupłej, skradającej się postaci, która w międzyczasie wymknęła się za nią z domu, prześlizgnęła  się  ukradkiem wzdłuż ściany budynku i , obserwując  baronową  ukryła się za kępą krzaków rosnących w pobliżu  budowli  - w ten sposób pozostając poza zasięgiem wzroku  -  czekając, aż  dama  wyjdzie z samochodu na krótką chwilę, aby zamknąć bramę garażu.    Była  piąta   rano - stwierdziła baronowa, spoglądając na zegarek po powrocie do  wehikułu i uruchomieniu silnika. Podróż na stację  potrwa  jak sądziła, około dwudziestu minut.  Droga  na stację wiła się  wśród  licznych pagórków  i gęsto  rosnących  drzew,  i mimo   że  baronowa od  lat  nie  prowadziła  samochodu, wciąż była  perfekcyjnym  kierowcą     Oparła się wygodnie o  szeroki  tył   fotela   i jedną ręką otworzyła sporych rozmiarów skórzaną torbę, którą położyła  tuż  obok siebie , po czym dotknęła lazurowego pudełka z klejnotami, wepchniętego głęboko do  wnętrza  torebki -  na samo dno.    .

Dama pokonała już większą część drogi na stację, kiedy nagle poczuła delikatne muśnięcie na swych włosach, a sekundę później dwie silne ręce zacisnęły się na jej szyi. We wstecznym lusterku kobieta dostrzegła odbicie czyichś niewyraźnych rysów. Było coś bardzo znajomego w tej twarzy i w pierwszej chwili baronowej wydawało się że rozpoznaje tę osobę, ale zanim miała okazję dokładnie jej się przyjrzeć, palce napastnika zacisnęły się na jej szyi jeszcze mocniej, dusząc ją. Baronowa, nie mogąc oddychać, z trudem łapiąc powietrze,, bezskutecznie próbowała odeprzeć atak i odepchnąć od siebie agresora, — wytężyła wszystkie siły — podjęła desperacką próbę obrony, wbijając paznokcie w dłoń napastnika, szarpiąc go za przeguby. — próbując wyrwać się z jego mocnego uchwytu. Jej stopa nieświadomie nacisnęła pedał gazu. w wyniku czego wehikuł — jak błyskawica — popędził do przodu i — z maksymalną prędkością — minął o kilka centymetrów wielkie drzewo, które nagle wynurzyło się z mroku, a później, — nabierając jeszcze większego rozpędu, — cudem uniknął zderzenia z potężnym głazem leżącym na poboczu — tuż obok krętej, kamienistej drogi……

XXXXXX

— Nie mogę uwierzyć w tę historię! Wasza opowieść brzmi zupełnie niewiarygodnie!

— Jednak takie są oczywiste fakty, hrabino. Widziałem szczątki barona Benucci na własne oczy. Tak samo jak Henry. — stwierdził Robert Danvall, relacjonując Esther Loretti wyniki poszukiwań przeprowadzonych tej nocy w podziemiach. — Wyznaję, że ja sam też początkowo byłem w rozterce, nie byłem pewien, jakie stanowisko zająć w tej niecodziennej kwestii. — Rezultat naszej całonocnej wyprawy celem odnalezienia agresora był dla mnie całkowitym zaskoczeniem. W mojej ocenie jednak sygnet, który przypadkowo odkrył Henry w trakcie poszukiwań nieznanego napastnika jest tego niezbitym, znaczącym dowodem. Znaleziony klejnot nosi inicjały barona Benucci wygrawerowane na krawędzi. Ponadto należy wziąć pod uwagę rubinową broszę, którą nosiła ofiara. Zastanawiam się kto mógł dopuścić się tej zbrodni?. Sądząc po danych zawartych w kronikach rodzinnych, rzadkich listach, które mężczyzna wysyłał do najbliższych, dokumentach będących w naszym posiadaniu — mieliśmy podstawy przypuszczać, że Benucci jest jedynym mieszkańcem tego majątku….

— Cały klan był tego zdania. — przyznała hrabina.

— Jednak w świetle ostatnich ustaleń — stwierdził lord Danvall — wszystkie te relacje i przypuszczenia okazały się nietrafione Wygląda na to, że zostaliśmy celowo wprowadzeni w błąd. Zgromadzony materiał dowodowy wyraźnie wskazuje, że baron miał towarzysza, zamieszkującego ten dwór wraz z nim., a tożsamości tej osoby z nieznanych nam motywów nie chciał ujawnić, Możliwe że osoba która z nim przebywała okazała się jego śmiertelnym wrogiem. W przeciwnym wypadku Benucci nigdy nie zostałby uwięziony w tej zapomnianej, obskurnej lodowatej celi, skazany na okrutną śmierć w tragicznych warunkach, opuszczony, przez wszystkich.

- Ta sprawa jest po prostu  straszna!   Wprost  niewiarygodna !   -stwierdziła  hrabina , niezmiernie   przejęta  i zszokowana ,  słuchając  uważnie  sprawozdania  które  Robert wraz z  wiernym kamerdynerem  złożył  jej   po  wejściu do  jej buduaru  o 5.30  tego rana. -  tuż po  ukradkowym , samotnym wyjeździe  baronowej  Emmy   na dworzec,   który  to fakt  hrabina   - z wielkim żalem    - uświadomiła sobie   w  chwili  gdy  Robert   pojawił się  w jej apartamencie  aby  zdać  relacje z wyniku  poszukiwań   przeprowadzonych  w ponurych opustoszałych,  zakamarkach podziemnych tuneli. .    Zdumiewający,  drobiazgowy  raport  obu mężczyzn  całkowicie wytrącił Esther Loretti z równowagi. Bardzo wzburzona, nerwowo przechadzała się po buduarze, zbyt zdenerwowana, by usiąść choćby na chwilę.

- Przecież   ten nieszczęśnik leżał w lochu  bez nadziei  na ratunek,  całkowicie porzucony,   opuszczony  przez te wszystkie lata  -  i  nikt  miał najmniejszego pojęcia o tragicznym  losie  jaki go spotkał. Żaden z moich krewnych  nie  domyślał się , że taka niegodziwość kiedykolwiek miała miejsce.

- Nikt oprócz  wyłącznie jednej osoby nie wiedział, co się stało z baronem Marco - wtrącił  Henry - nikt oprócz łotra , który przykuł ofiarę  łańcuchami, a następnie uwięził go w tej nędznej celi. To musiał być  jakiś potwór chory z nienawiści    – łajdak niegodziwy do szpiku kości! Jakiś  szaleniec !

- Szaleniec?  -   powtórzyła hrabina. – Masz na myśli jakiegoś mężczyznę? Prawdopodobnie  tak   było    Z drugiej jednak  strony  osobą , która kazała uwięzić ofiarę, po czym  postanowiła dokonać  na tym człowieku egzekucji  , ewentualnie  pozostawić  go w zimnej , podziemnej celi na pastwę   losu,   równie dobrze mogła być   jakaś  rozgoryczona,  ,bezlitosna , nieprzejednana  kobieta , której zaciekłą  wrogość czy animozję   Benucci  mógł nieświadomie sprowokować. Przypuśćmy, że – wbrew wcześniejszym przypuszczeniom – nie mylisz się  przypuszczając, że  baron  nie był   jedynym mieszkańcem  zamku. Gdyby chociaż  miał   zwyczaj urządzania balów,  wydawania  przyjęć, wieczorków literackich, , co  w tamtych czasach  było  regułą  zgodną  z ówczesnymi   konwenansami,  towarzyskim  dyktatem,  ściśle przestrzeganymi w  tej epoce,  -  gdyby przyjmował sławne  postaci, -  pisarzy, poetów…

- Niestety, o ile mi wiadomo, nie nawiązał żadnych ważnych kontaktów z osobistościami środowiska artystycznego, literackiego czy politycznego. – stwierdził  Robert. – Przestudiowałem dokładnie jego biografię, szczegółowo przejrzałem   zarówno ustalone  już  dane, jak i  różne pogłoski  dotyczące barona,    przeczytałem nieliczne listy, które mężczyzna wysłał do swoich bliskich po ucieczce z Włoch – niestety żadne dostępne mi źródło informacji nie przekazało żadnych istotnych szczegółów dotyczących  tej  zagadkowej  sprawy,  żadnych  nowych   danych  -  nic poza wyjątkowo  fragmentarycznym ,  niespójnym   obrazem stylu życia, jaki  Benucci prowadził  na wygnaniu.

- Ale  przecież miał wrogów – upierał się Henry – a przynajmniej jednego śmiertelnego wroga.

- To prawda – zastanowił  się Robert – ale jak się dowiedzieć, czyj gniew wzbudził  mój krewny,   który z jego przeciwników okazał się na tyle  okrutny  i bezlitosny  że skazał go na  tak straszną śmierć? Z kim – poza najbliższymi krewnymi –   Benucci  utrzymywał kontakt przez te dwadzieścia   lat? Jego ostrożnie sformułowane listy nie dają żadnych wskazówek w tych kwestiach. Co gorsza, ku zdumieniu jego rodziny,  baron nie pozwolił żadnemu  z krewnych  złożyć mu wizyty w Anglii. Co więcej – wszyscy zostali surowo zobligowani do zachowania w tajemnicy miejsca jego pobytu,   która to decyzja,    z uwagi na  niezwykle trudną  sytuację   w jakiej się  znalazł była  w pełni uzasadniona. . – Danvall przerwał na chwilę, starając się przypomnieć sobie dalsze szczegóły dotyczące historii życia jego przodka, kiedy nagle przyszła mu do głowy pewna myśl.

- Pani hrabino,  czy to nie statuetka  barona  jest przewracana każdej nocy?

- Myślę, że nie. Ta figurka przedstawia pułkownika Cardana.

- Czy obaj mężczyźni byli ze sobą w jakiś sposób powiązani? Być może mieli wspólnych znajomych lub byli zaangażowani w jakieś przedsięwzięcie biznesowe? – zasugerował Robert Danvall.

- Nic mi o tym nie wiadomo...   Henry ..a może ty  jednak  słyszałeś  tego typu pogłoski ?   – pani  domu  zapytała  swego  kamerdynera ,  który potrząsnął głową. –   Chociaż – kontynuowała – przyznaję, że jest między nimi  duże  podobieństwo,  co jest  wyraźnie zauważalne  , gdy patrzy się na ich portrety, jakby Cardan i Benucci byli  jednak  spokrewnieni. Jednak w tych okolicznościach nie   ma pewności  czy taka  interpretacja jest w ogóle   realna.  .

- Raczej nieprawdopodobna . – zgodził się Robert – jednak – dodał z wahaniem –  rozważając  tę  sprawę ,  wszystkie fakty  przemawiające   za   i przeciw,  -   cóż, obawiam się, że nie mamy szans na rozwiązanie tej zagadki.

- Prześladowca – o ile można tak nazwać upiora,  okazujący  tak  niezwykle   intensywną  zaciekłą niechęć do swojej ofiary, – wrogość skłaniająca go do ciągłego dręczenia statuetki Cardana  każdej  nocy,  jakby zamierzał dokonać zemsty lub wyrównać stare porachunki  z  oponentem  jest –  z wielkim  żalem  muszę  to  przyznać  -    nikt inny jak mój przodek Enrico Loretti – zauważyła ponuro hrabina. – Obawiam się, że stosunek oprawcy do tej nieszczęsnej figurki rzeczywiście wygląda na zemstę zza grobu. Nie  mam jednak pojęcia  jaka  jest podstawa  tej wrogości  i nienawiści .  . O ile mi wiadomo, wasze  kroniki rodzinne nie wymieniają żadnych powodów  urazy, jakie Loretti mógł mieć wobec Cardana? Z drugiej strony obaj mogli być zamieszani w jakąś  podejrzaną  aferę  .

- Z danych zawartych w moich kronikach - mówił Robert - wynika, że Benucci wyruszył w drogę powrotną na rok przed  zakupem  posiadłości   - to znaczy  -  przejściem  tego zamku na własność  Enrica  Loretti.  .

- Ten argument w żaden sposób nie dowodzi niewinności hrabiego. Mój przodek żywił niewypowiedzianą nienawiść i odrazę do  Marca  Benucci,   Ta wrogość wydaje się być tak niezwykle głęboko zakorzeniona i potężna, że najwyraźniej przetrwała kilka stuleci i nadal jest  równie  silna  jak    przed wiekami.  . Swoją drogą, co mówią wasze kroniki o biografii Enrico?

- Nic szczególnego –  stwierdził  z rezygnacją Robert. –   Hrabia odkupił zamek od poprzedniego właściciela ziemskiego w 1641r., następnie – dwa lata później – pojął  za żonę Harriet Morbury – swoją daleką kuzynkę. Miał z nią dwójkę dzieci – Elizabeth i Harolda. Jego córka zmarła w wieku czterech lat. Jego życiorys nie rzuca żadnego światła na omawianą sprawę.

- A co z napastnikiem, który zastawił zasadzkę w pokoju Ellen? Z twoich słów wnioskuję, że nie udało ci się go wyśledzić?

- Niestety  nie .  Agresor  zniknął, rozpłynął się w powietrzu. Tunel może zawierać zakamuflowane wejścia do innych tajnych przejść, które są doskonale zamaskowane przed postronnymi osobami – niepożądanymi – czyimś  zdaniem -gośćmi – czyli -  przed nami.    - podczas gdy agresor, najwyraźniej doskonale  zaznajomiony z terenem, zna wszystkie zakamarki i zaułki  budynku, dlatego bez trudu  umknął   przed pościgiem. A co z Ellen? Czy otrząsnęła się z szoku, jaki wywołał w niej ten niespodziewany   atak?

O, tak, -   na szczęście  ochłonęła już  po tym  incydencie. . Zrobiłam  wszystko, co w mojej mocy, aby wyprowadzić ją z szoku.     Ulokowałam  ją w innej sypialni  tuż  obok mojej.   Ściany tego  apartamentu  są skonstruowane  z litego kamienia i cegły – z pewnością nie przylega do niego żadne tajne przejście. Podałam jej środek  na uspokojenie  i mam nadzieję, że szybko zapomni o tym  koszmarnym  doświadczeniu.

XXXXXX

Następnego ranka Robert obudził się tuż przed świtem i postanowił wybrać się na samotny spacer, aby na własną rękę  poznać  okolicę, . Wszyscy domownicy  w zamku jeszcze spali.   Lekki mróz, który zeszłej  nocy  oszronił   większość  roślin,  teraz zelżał    Zaczęło  świtać  .

Robert szedł wąską ścieżką, pogrążony w myślach, zastanawiając się nad wydarzeniami, które miały miejsce poprzedniego wieczoru, nie zważając na kierunek  w którym  podążał,   gdy nagle zatrzymał się, zdając sobie sprawę, że stoi przed bramą cmentarza, który odwiedził w towarzystwie Ellen zaledwie kilka dni wcześniej. Fakt  ten  nieco go zaskoczył,   Absolutnie nie zamierzał  ponownie odwiedzać cmentarza  ani  grobowców tego ranka, zwłaszcza o tak wczesnej godzinie, niemniej jednak, pogrążony w zadumie, skierował swoje kroki w zupełnie inne miejsce, niż początkowo planował. Przez kratę w półotwartej bramie dostrzegł  niektóre nagrobki z wyrytymi imionami, datami urodzin i śmierci, czasem zdjęcia  przymocowane do pomników.   Niektóre  z tych osób    umarły  bardzo młodo. .  Robert zdał sobie   nagle sprawę  , że podczas poprzedniej wizyty  na cmentarzu  nie odwiedził wszystkich grobów   rodu  Loretti  z powodu szybko zapadającego zmierzchu, a także przeoczył  okazję zobaczenia pomnika słynnej baronowej Esteriny, znamienitej damy, której życiorys Ellen wielokrotnie mu  przedstawiała . O ile dobrze pamiętał,  grobowiec  znajdował się we wschodniej części cmentarza. Robert przekroczył bramę i podążając ścieżką biegnącą wzdłuż cmentarnego muru skierował się w stronę tego sektora.

Większość płyt nagrobnych była w idealnym stanie, alejki wokół nich uporządkowane, oczyszczone, na  kilku  pomnikach widniały różnej wielkości wieńce, inne zaś, zarośnięte chwastami, brudne, sprawiały wrażenie mocno zaniedbanych,  były  ledwie  dostrzegalne ,  ukryte pod  warstwą  rozrośniętej , bujnej   trawy. Od lat porzucone, opuszczone, wydawały się  całkowicie  zapomniane przez  swoich bliskich. Robert potknął się o coś twardego i tracąc równowagę, upadł , kalecząc łokieć  o ostrą krawędź marmurowego nagrobka,  którego  wyszczerbiony róg  przedziurawił  rękaw  jego skórzanej kurtki. Upadek był tak bolesny, że na chwilę zaparło mu dech w piersiach. Gdy ból trochę minął   Robert odsunął  na bok kępę  trawy, na którą się przewrócił.  Splątane łodygi  osłaniały mały grobowiec wyłożony kafelkami  z granitowych bloków. Wąskie rowki między poszczególnymi płytami  były   zarośnięte   chwastami. . Litery wyryte na środkowej płycie były oblepione suchym listowiem i błotem – po oczyszczeniu fragmentu granitowej powierzchni z ziemi  udało mu się rozszyfrować imię osoby, która  została  tu pochowana   . „Elizabeth Lore… urodzona 12 grudnia 1645… zmarła…” A więc to był  ten właśnie grób przedwcześnie zmarłej córki dawnego pana zamku! Ale dlaczego tak bezlitośnie porzucony  i  zapomniany ?   Nagle olśniło go, że grób syna Enrica Loretti   też   powinien być niedaleko,  blisko  grobu jego siostry. Ale  jednak nie było go.   Mimo bezowocnych skrupulatnych poszukiwań przeprowadzonych na cmentarzysku wśród kilkunastu pomników Robertowi nie udało się go odnaleźć.   Grobu  jedynego syna hrabiego  Enrica  Loretti  nie  było  nigdzie  w  pobliżu...

Była prawie godzina 9. Najwyższy czas wracać do zamku. Danvall był pewien, że wszyscy  domownicy  dworu już  dawno  wstali  – zajęli miejsca przy wielkim stole w jadalni  i  w tej chwili  mogli być zaniepokojeni jego nieobecnością w sali. . Decydując się na  pójście  skróconą drogą,  wybrał ścieżkę biegnącą wzdłuż muru, by opuścić cmentarz  przez przeciwległą bramę  otwierającą się na gościniec prowadzący prosto do tylnego wejścia do  budowli. Robert był już w połowie   trasy   do bramy,  gdy do jego uszu dotarł stłumiony, żałosny krzyk dobiegający z pobliskiej alejki.   Zaskoczony zatrzymał się i rozejrzał dookoła, ale nikogo nie zauważył.  Ruszył  dalej,   ale po kilku  następnych  krokach   ponownie się zatrzymał  . Tym razem był pewien, że usłyszał kilka słów wypowiedzianych ledwie  dosłyszalnym tonem, ale z miejsca, w którym  obecnie stał, nie był w stanie  rozróżnić  ich  znaczenia.  Wytężył wzrok, przyglądając się poszczególnym grobom z osobna. Wreszcie,  w pewnej odległości, dostrzegł samotną postać przykucniętą u stóp jednego z nagrobków. Wolnym krokiem zaczął podążać w tym kierunku, zastanawiając się, kogo tam spotka. O  ile  się orientował  żaden z okolicznych  mieszkańców  nie  przychodził  na cmentarz  o tak wczesnej porze. Zbliżając się  do wąskiej alejki , nieco zaintrygowany,  kontemplował nieznaną  osobę     klęczącą  u stóp grobowca. . Przez kilka długich minut   znieruchomiała postać  tkwiła obok  grobu w całkowitym milczeniu,  , wpatrując się w daty wyryte na marmurowej płycie  nagrobka . Zatopiona w myślach, była zupełnie nieświadoma przybycia Danvalla. Dopiero gdy Robert pokonał kolejne kilka  metrów  i znalazł się w odległości  paru   kroków od  milczącej postaci,  wreszcie ją  rozpoznał. O tak, tego można było się spodziewać. Codzienny gość – który  niezmiennie  odwiedzał cmentarz każdego ranka – ponownie pojawił się na  swym  posterunku.

Lord  Danvall  zatrzymał się, obserwując z coraz większym zdumieniem osobliwe zachowanie dziewczyny. Przed chwilą, gdy tu  szedł , usłyszał  jak  wydała głośny  okrzyk,  po którym  najwyraźniej dostała  ataku furii.  W następnym momencie   nagle ucichła, a później , nie zwracając uwagi na  otoczenie, ponownie  wpadła we  wściekłość - rzuciwszy się na marmurową płytę grobowca zaczęła walić w nią  obiema pięściami,  wrzeszcząc  na  całe gardło , przerywając krzyk  tylko sporadycznie – gdy się zmęczyła  albo  zabrakło jej tchu.

- Pomóż mi! – wykrzyknęła  do kogoś niewidzialnego. - nie możesz mnie zawieść!  Nie  rozumiesz tego?   -  Musisz to zrobić!     Musisz!   – jej głos zadrżał i  nagle   chwycił   ją atak konwulsyjnego szlochu.  Nieoczekiwanie ucichła i patrząc na miniaturę baronowej przymocowaną do pomnika, przemówiła znacznie łagodniejszym tonem.

- Chcę   to zdobyć   -  za wszelką cenę.  I  ty dobrze  o tym wiesz  . Chcę to mieć dla siebie. Powinien stać się moją własnością. Wyłącznie moją... – umilkła na sekundę,  wpatrując   się  uparcie w  portret  baronowej, jakby czekając na odpowiedź  dystyngowanej  czarnowłosej damy  widniejącej  na  owalnym zdjęciu..   .

- Będę tu przychodzić  codziennie, dopóki nie zmienisz zdania i nie przekażesz  mi  go na własność    --kontynuowała. – Daj mi jakiś znak, że zgadzasz się spełnić moją prośbę! Nie możesz kazać mi czekać w nieskończoność! – krzyknęła  z  wściekłością .    Oszalała z gniewu  ponownie  zaczęła ze  wszystkich  sił tłuc   pięściami  w nagrobek.   Zdumiony  tak  nagłą  reakcją  Robert podbiegł  do  dziewczyny  i chwycił ją za ręce,  podnosząc ją z ziemi.

- Angie, na  miłość  boską, co cię napadło?

- Puść  mnie!  – wrzasnęła Angela jakby  obdzierana ze skóry  i zaczęła wyrywać się  z jego uścisku.  W jej oczach błysnęła  furia,  chociaż nie okazywała cienia strachu ani zaskoczenia z powodu  nieprzewidzianego  spotkania.   Przez chwilę jej wzrok wyrażał wściekłość, po czym opanowała się.

-  To tylko ja,   Angie. – powiedział spokojnie Robert. –  Czyżbyś  nie  zauważyła  że idę w tym kierunku ?

Dziewczyna rzuciła  Danvallowi  przenikliwe spojrzenie, jej oczy  rozbłysły   gniewem i wrogością za zakłócenie jej codziennego, porannego rytuału. Zbielałe pięści były nadal mocno  zaciśnięte – na niektórych palcach widoczne były ciemne plamy przypominające ślady sadzy lub tuszu rysunkowego, jakby pobrudziła sobie dłonie  popiołem albo  może grudkami ziemi. Widok czarnej substancji wywołał pewne skojarzenie, mimowolnie przypominając mężczyźnie o  wydarzeniach  poprzedniej nocy.  Przez głowę przemknęło mu niejasne podejrzenie, które w następnej chwili  odrzucił  uznając je za  czysty absurd.

- Czyżbyś  przekopywała  ziemię  dłońmi?  Są okropnie brudne – dopytywał się lord Danvall patrząc na pobrudzone palce swojej towarzyszki, nieświadomie ściskając je z wielką  siłą   , podczas gdy  dziewczyna  próbowała  uwolnić   ręce.  .

-  To  boli!  -  – syknęła Angie,  wyrywając  lewą dłoń.

- Och, przepraszam. . – Robert puścił palce dziewczyny. Angela  szybko schowała  ręce do kieszeni , patrząc  z wrogością  na  Danvalla. .

- Spostrzegłem cię  jak siedziałaś   przy tym grobowcu,  kiedy  byłem już w drodze do domu.. Co skłoniło cię do przyjścia  tutaj  tak wcześnie rano? – zapytał mężczyzna z  pozorną  obojętnością udając, że nie zna powodu  codziennych  wizyt  Angeli na cmentarzu.

- A ty?   Co  tu  robisz?  – Angie spojrzała na niego  zaintrygowana. .

- Ja? No cóż. Obudziłem się o świcie i pomyślałem, że warto  wybrać  się  na  spacer przed    śniadaniem. Ty  miałaś  podobny  zamiar,   jak sądzę?

- Przyniosłam  bukiet kwiatów dla baronowej Esteriny.

- Czy to jej pomnik?

- Tak.   - odrzekła  krótko dziewczyna, najwyraźniej absolutnie  nie mając  ochoty na podtrzymywanie rozmowy. Robert zmrużył oczy, nieco rozbawiony,  jej reakcją  po czym spojrzał na grobowiec.   Monument  wykonany był z beżowych marmurowych  płyt   otoczonych różnobarwnymi kwiatami posadzonymi dookoła. Na środku  płyty  leżał  szkarłatno-żółty  bukiet.   Pęk  róż, który Angie przyniosła z zamkowej szklarni, stał w wazonie ustawionym w górnym rogu  płyty.  Nagrobek był nieskazitelnie  czysty, w znacznie lepszym stanie niż sąsiednie  płyty,   oraz  kilka  innych pomników  ,które Danvall  widział  po drodze.  .

- Czy to ty opiekujesz się  tym grobem? Mam na myśli wakacje i każde święta   które,  jak mi powiedziano, zawsze spędzasz w tych stronach?,

Angie  skinęła głową.

- To bardzo ładnie  z twojej strony. – zauważył Robert.

Nie odpowiedziała.

- Baronowa zmarła dość młodo. – dodał Danvall czytając epitafium wyryte na pomniku.

- Taki był wyrok losu. – Angie  stwierdziła  ze smutkiem.

- Słyszałem, że nie była  zbyt szczęśliwa   w małżeństwie. .

- O nie, to  wierutne  kłamstwo! – wykrzyknęła  dziewczyna z oburzeniem.  – kto odważył się szerzyć te haniebne oszczerstwa? Życie  baronowej  Esteriny  ułożyło  się  całkiem pomyślnie, spełniły się wszystkie jej marzenia… To znaczy – zawahała się, szukając słów. – Na początku, -   w ciągu  pierwszego  etapu  jej małżeństwa. Dopiero po latach sprawy się skomplikowały, przybrały niekorzystny obrót i Esterina została zmuszona do zmagania się z przeciwnościami losu.

- Skąd to wiesz? – zapytał  Danvall,  zaintrygowany .

- Wszyscy krewni tak twierdzą   – zapewniła Angie.

- Widać, że  jesteś  dobrze poinformowana  na temat życia  Esteriny.

- Cała okolica ,  a także  wszyscy  mieszkańcy  zamku  doskonale  znają  tę   historię,  skomplikowane,  zmienne  koleje  losu życia baronowej ,  zawartą  w  biografiach niektórych członków  rodziny.  Prawdę mówiąc – z wielu  przyczyn  baronowa budzi we  mnie zazdrość. –  stwierdziła   nieoczekiwanie    dziewczyna.

— Czyżby? Z jakiego powodu? — zapytał Robert ze zdumieniem.

-   Nie mam cienia szansy  aby jej  dorównać  – wyznała szczerze Angela. – Chciałabym, ale mam świadomość, że  to niemożliwe. , nigdy nie będę  taka  jak  ona.   Przynajmniej,  jeśli chodzi o urodę. Jest ode mnie  ładniejsza,  prawda?   Nie  jestem tak piękna jak ona,.

Odwróciła się w stronę Roberta i rzuciła mu wyzywające spojrzenie. Lord Danvall, całkowicie zaskoczony jej reakcją i nieoczekiwanym pytaniem  wypowiedzianym dość   napastliwym , cierpkim tonem, przez chwilę przyglądał  się  jej  twarzy   . Jej rysy były delikatne i regularne. Długie kasztanowe, falujące włosy opadające na jej ramiona harmonizowały z   szarozielonym odcieniem  jej  wielkich  oczu.

- Wydaje mi się  że  nie doceniasz  swojej urody. Moim zdaniem jesteś śliczna, tylko może trochę za  blada. Twoja cera jest prawie woskowa,  jakbyś  nigdy nie wychodziła z domu. . Myślę, że powinnaś    spędzać więcej czasu na świeżym powietrzu, jeździć konno lub grać w tenisa, tak jak Ellen.  Weź  z niej przykład,  zamiast spędzać większość dnia w  murach  budynku.  .

- Zwykle nie spędzam tak dużo czasu w domu – tylko zimą, kiedy jest mroźno. Poza  tym –  nawet  w zimowe poranki – oczywiście pod warunkiem, że weekend spędzam  w posiadłości -  codzienny  spacer  przez  wrzosowiska i pagórki w drodze na cmentarz, w zupełności mi wystarcza – prychnęła zirytowana Angela –   w każdym razie musimy już  wracać  do domu. .Jest  już po godzinie 9.-tej.  Wszyscy domownicy  z pewnością  już się zebrali  w jadalni na śniadaniu.   Ciocia będzie się martwić, jeśli się spóźnimy.

IV

Zapadła noc. Za grubymi murami zamku panowała martwa  cisza, której nie zakłócało nawet szczekanie psów czy świergot nocnych ptaków. Jednakże  w  obrębie  posiadłości   ktoś nadal czuwał, chociaż było już dawno po północy. W jednym z okien w północnym skrzydle  rozbłysło słabe światło, które natychmiast zgasło. W polu widzenia pojawiła się wysoka sylwetka dystyngowanej damy w długiej, seledynowej  sukni . Dama  szła   mrocznym korytarzem, minęła szereg przestronnych komnat, aż w końcu – całkiem bezszelestnie –   wślizgnęła  się do  apartamentu  Ellen.  Mocny podmuch  lodowatego  wiatru  wdarł się  do sypialni. Ciężkie zasłony w oknie zakołysały się i rozchyliły. Dystyngowana dama podeszła do stóp łoża  z baldachimem i zatrzymała się tam, obserwując śpiącą dziewczynę.  Dziewczyna,  podświadomie wyczuwając taksujące  spojrzenie  przybysza,  poruszyła  się niespokojnie i natychmiast się obudziła, , dostrzegając  intruza.   Jak zaczarowana wpatrywała się w długie,  sięgające  pasa, kruczoczarne loki niespodziewanego  gościa, , jej   przezroczysto  bladą twarz, elegancką jedwabną suknię ozdobioną mnóstwem koronek dostrzegalnych w przyćmionym świetle solnej lampy.     Nowoprzybyła  dama  stała nieruchomo,  wpatrując się  w  Ellen wielkimi ,smutnymi oczami. W jednej z  odległych  komnat zegar wybił godzinę 1 w nocy. Zaskoczona tym dźwiękiem dama drgnęła i zbliżyła  się  o  krok ,  wyraźnie zamierzając  podejść  do Ellen, ale oszołomiona dziewczyna , ogarnięta paniką,  błyskawicznie przylgnęła do wezgłowia łóżka, otulając się  szybko  kołdrą,  jakby ten  nagły ruch mógł uchronić ją przed nawiązaniem  kontaktu z widmem.

Czarnowłosa dama, dostrzegając niepokój towarzyszki, zatrzymała się i zawahała , po czym najwidoczniej  zmieniając zdanie, odwróciła się i równie bezszelestnie, jak  wślizgnęła   się  do komnaty,  wyszła z apartamentu,  przeszła przez korytarz i zaczęła schodzić po schodach.  Ellen,  ogarnięta przerażeniem ,  z sercem łomoczącym ze strachu,  wyskoczyła z łóżka, zarzuciła szlafrok na ramiona i ostrożnie  wyjrzała na korytarz.  Był  zupełnie  pusty.   Ellen pobiegła do pokoju matki i zapukała do  sypialni. . .

- Nie śpisz? Czy mogę wejść? – zapytała uchylając drzwi.

- Pewnie ,kochanie. Och, - Nie miałam pojęcia, że jest  aż tak późno – dodała  Esther Loretti     spoglądając na zegarek. – Wczoraj przysłano mi wyjątkowo  ciekawą  książkę i zaczytałam się,   straciłam  rachubę  czasu.   Ale co tu robisz o tej porze  ?  Myślałam, że  śpisz. Jutro wstajesz  wcześnie rano. O  ile pamiętam, ty i Robert mieliście mnóstwo planów na   jutrzejszy  dzień.   Musisz się dobrze wyspać.

Ellen podeszła do szerokiego antycznego łoża  , w którym leżała jej matka, i usiadła na jego brzegu.

-  Czyżbyś   nie słyszała, jak  ona  ponownie  błąka  się  po korytarzach i pobliskich komnatach na naszym piętrze, mamo? Podjęła na nowo  swe wizyty.  Pewnie  ty też ją widziałeś, prawda? Tym razem zaczęła wędrować po części korytarza przylegającej do mojego apartamentu, widocznie postawiła sobie za cel nawiązanie ze mną kontaktu.

- O kim ty mówisz? – zapytała hrabina odkładając książkę.

- Och, mamo, czy mogłabyś przestać udawać i  kamuflować  tę  sprawę? – powiedziała  Ellen, wyraźnie poirytowana  .  – Wiesz  doskonale, o kim mówię … Osobą, która chce się ze mną skontaktować,to  nikt   inny, jak sama baronowa  Esterina. Tym razem, mamo, nalegam, żebyś mi     opowiedziała  wszystko co  jest ci wiadome na ten  temat.    nie wolno ci już dłużej ignorować  tej kwestii.  . Tym bardziej, że zaledwie  tuż przed  chwilą  złożyła  mi  wizytę.

- Co?  Esterina przyszła  cię odwiedzić?  To niemożliwe. Dlaczego sądzisz, że  ona...…

- Próbujesz uniknąć mojego pytania, mamo   Dziś wieczorem widziałam ją całkiem wyraźnie, kiedy weszła do mojego pokoju. Chociaż – właściwie  po raz pierwszy  ujrzałam  ją  kilka lat temu,  kiedy przyjechałam na Boże Narodzenie i zostałam tu przez cały tydzień…  Widywałam wtedy różne  dziwne  zjawiska.  Manifestacje  te  nie trwały  dłużej niż dwie, trzy sekundy, dlatego nie mogłam stwierdzić na pewno, czy to, co widziałam, było  rzeczywistym  ,niezaprzeczalnym  faktem.   Ponadto ,w ciągu tygodnia, który tu spędziłam, zdarzało mi się podsłuchiwać  urywki  rozmów, plotki, które wcześniej ignorowałam – poruszające  temat legend i pogłosek krążących po okolicy, dotyczących  częstych  materializacji  rozmaitych widm  nawiedzających  dwór, związanych  z  dziwnymi wydarzeniami  mających miejsce  w skrzydle północnym . Dopiero wtedy dotarło do mnie, że wszystkie te doniesienia są zgodne z prawdą, a Esterina  faktycznie   nawiedza  posiadłość.. Ty też ją widywałaś,  chyba nie zaprzeczysz. ?

- No cóż...szczerze mówiąc….. tak, rzeczywiście ….,spotkałam ją  kilka razy ..... - niechętnie przyznała hrabina.

- A więc   jednak  przyznajesz mi rację!    I dobrze wiesz , o czym mówię   – Ellen wzdrygnęła się na samo wspomnienie  widma   z zaświatów  które  nieoczekiwanie  wtargnęło  do jej pokoju.  . - To było straszne  przeżycie.  Poprzednio,  zwłaszcza w dzieciństwie, nigdy nie przywiązywałam wagi do tych zjawisk, prawdopodobnie dlatego, że po prostu nie  byłam  w stanie ich  pojąć , chociaż  przyznam  że już  wtedy napawały  mnie przerażeniem.  . Co więcej, mamo, ty, przy każdym  następnym, powtarzającym  się   incydencie tego typu , również starałaś się rozwiać moje obawy, przekonać mnie, że wszystkie te obserwacje dziwacznych ,  w większości okropnych,  posępnych  osobników,  oraz  regularne, conocne wizyty  tego dziwnego , wyniosłego  gentlemana  -  ubranego w  17-wieczny  strój,  - -którego kilka razy  spotkałam, w galerii portretów  były   wyłącznie iluzją …. nigdy   nie wspominałam ci o  tym  milczącym   przybyszu  z tamtego świata, .. a raczej o  … jego .zjawie  , ani też o tamtych  wydarzeniach,  które, jak   wtedy sądziłam ,  – należy  przypisać jedynie czystemu zbiegowi okoliczności. Jednak dziś wieczorem, mamo, kiedy dość nieoczekiwanie zobaczyłam baronową z bliska,  stojącą tuż  przy  mnie, w końcu zdałam sobie sprawę, że wszystkie lub przynajmniej większość plotek dotyczących tej  kwestii, które do tej pory słyszałam, są aż nazbyt prawdziwe, -  i  po prostu nie mogę ich zignorować….…

- Sprawy nie wyglądają tak źle, Ellen. W każdym razie nie tak tragicznie, jak myślisz. Esterina nie ma złych zamiarów,  uwierz mi . Poza tym trzeba pamiętać, że zamek, a właściwie cała posiadłość, była kiedyś jej własnością   Przez długi czas  baronowa  się nie pojawiała  - i  dopiero od niedawna  zaczęła manifestować swoją obecność. Zarówno rodzina , jak i większość naszych sąsiadów przyzwyczaiła się już do tych zjawisk.

- Ty też przywykłaś  do tych wizyt?

- Naturalnie !

- Cóż, najwyraźniej masz zupełnie inny pogląd na ten temat, mieszkając w tym dworze  praktycznie od dzieciństwa. Należysz do tego miejsca, nigdy nie  zamierzałaś  dużo  podróżować,  – tak jak ja – dlatego nawet kategorycznie odmówiłaś przyjazdu do Londynu.  Atmosfera  tej okolicy wraz z jej  starymi odwiecznymi   legendami, niewyjaśnionymi tajemnicami , odpowiada ci,  -  po prostu  uznajesz te incydenty  za   sprawę oczywistą,  której  nie należy  kwestionować , podczas gdy ja, w przeciwieństwie do ciebie,  absolutnie  nie jestem w stanie  zaakceptować czy zignorować  ciągłej  ingerencji  widm ,  fantomów,  - , niezależnie tego  jak  te  zjawiska  i wydarzenia  są określane. .  w żaden sposób  nie mogę  przyzwyczaić się do  codziennych wizyt   tych   upiornych  postaci   - dla mnie jest to  absolutnie  niewykonalne.   Te  incydenty   zawsze budziły we mnie nieopisane przerażenie.

- A propos, Ellen – czy jesteś pewna, że duch, którego dziś widziałaś,

to nikt inny jak sama Esterina? – szczerze mówiąc – dodała hrabina, zauważając zdumienie na twarzy córki – jak doskonale wiesz  – baronowa nie jest jedyną zjawą, która nawiedza   posiadłość.…

- Widziałam ją  całkiem   wyraźnie. Nie mam  wątpliwości co do jej tożsamości. Widmo, które  pojawiło się w  mojej  komnacie,  było  bardzo  podobne do  wytwornej  damy  z  portretu  z 17-tego    wieku,  który wisi  w galerii obrazów. Miała na sobie identyczną, bogato haftowaną  zieloną jedwabną suknię ozdobioną koronkami, a kruczoczarne loki sięgały jej do pasa. Jestem pewna , że  widmową damą która mnie odwiedziła, była Esterina. Tylko tym razem nie ograniczyła się do przemierzania pobliskich korytarzy. Dziś wieczorem weszła do mojego  pokoju. .

- Naprawdę? To  niesamowite! – oświadczyła hrabina. – O ile pamiętam, Esterina nigdy wcześniej nie odwiedzała żadnego członka rodziny w ich pokojach.

- Najwyraźniej dziś wieczorem postanowiła  zmienić  ustalone  zwyczaje i  złożyła mi nieprzewidzianą wizytę. Co się stało, mamo? Wyglądasz na zaskoczoną .  Nie wierzysz mi?  – zapytała Ellen, dostrzegając zagadkowe spojrzenie matki.

- Nie o to chodzi, kochanie. – hrabina w zamyśleniu przyglądała się córce. – Przypominam sobie tylko jedną okazję, kiedy baronowa kiedykolwiek zaryzykowała  osobisty  kontakt   z krewną   w jej prywatnym apartamencie, -  nie,  nie martw się – uśmiechnęła się uspokajająco, widząc  zaniepokojenie  na twarzy Ellen,  i  chcąc uprzedzić dalsze pytania, jakie  dziewczyna  mogła  jej zadać  -  dodała – baronowa  przyszła zobaczyć się z twoją babcią Emmą.

- Po co? Czego chciała od babci?

- Esterina poradziła jej, aby przełożyła ceremonię ślubną na późniejszy termin. – dokładnie o tydzień.

- Poradziła?  W jaki  sposób ? Duchy nie mówią! Są  niematerialne. !

- Większość z nich  milczy,  prawie się  nie odzywa,  to prawda.  Jednak Esterina bynajmniej nie jest zwykłym zjawą i ta zasada z pewnością jej nie dotyczy. Mogę tylko  snuć  domysły co do motywu jej wielokrotnych wizyt, jednak moim zdaniem coś widocznie  dręczyło tę  damę  przez minione stulecia, jakieś   zmartwienie nęka ją  nawet w grobie, dlatego usilnie stara się wymyślić  sposób, aby przekazać nam przyczynę jej udręki.  Problem  równie dobrze może dotyczyć jakiejś starodawnej  tajemnicy, w którą żaden krewny nigdy nie został wtajemniczony. W tamtych burzliwych czasach ludzi  często  spotykały  najrozmaitsze  tragedie,  więc przypuszczalnie musiała to być  jakaś  ważna  sprawa rodzinna, poczucie krzywdy, które wciąż dręczy damę  – sprawia, że nieustannie , regularnie odwiedza dwór .

- Czy nie domyślasz się, jakie tragiczne  zdarzenie  mogło  mieć miejsce w tym konkretnym przypadku?

-  Niestety – z żalem  muszę  przyznać  , że nie mam najmniejszego pojęcia. Gdybyśmy  w międzyczasie  uzyskali  jakiekolwiek informacje  -  przynajmniej częściowo wyjaśniająca zagadkę –  bez wątpienia opracowalibyśmy metodę, dzięki której ulżylibyśmy patronce w dręczącym ją  zmartwieniu.  Niemniej jednak, ku mojemu wielkiemu ubolewaniu -   żadnemu z krewnych – mimo wszystkich kroków, które podjęli w tym celu – nigdy nie udało się uzyskać jakichkolwiek  wiadomości  na ten temat. Nawet listy pisane dwa lub trzy wieki temu, niektóre dość szczegółowe  -  inne ogólnikowe -   - nie dały  nam absolutnie  żadnej  wskazówki.

- Z drugiej strony, skąd masz  pewność, że niepokój Esteriny jest uzasadniony? I że naprawdę istnieje jakiś istotny problem – niezależnie od tego, czego może  dotyczyć  sprawa -– który rzeczywiście ją niepokoi? Oczywiście pod warunkiem, że widma  są w stanie przejmować się czymkolwiek… odczuwać jakiekolwiek emocje,  nie  wspominając  już  o tym  że nie są w stanie  racjonalnie rozumować. -

-Śmiem twierdzić, że ta cecha nie jest  typowa   dla wszystkich  zjaw -  - stwierdziła  hrabina z powagą - . – ale duch Esteriny zachowuje się dokładnie tak, jak za życia,  -  mówiono mi  że  manifestowała  swoją obecność  zarówno  wielu  mieszkańcom  posiadłości  jak  i   zaprzyjaźnionym sąsiadom  kilka  lat po  swej  śmierci. Potem – przez kilka kolejnych pokoleń  baronowa  nie pojawiła się ani razu, popadając tym samym w niemal całkowite zapomnienie. Mimo to przez ostatnie 110 lat znów była wyjątkowo niespokojna, nawiedzała wielu krewnych, którzy często przychodzili do rezydencji  z wizytą,  a także cały personel i większość  członków rodziny, łącznie z – jak już wspomniałam  – twoją babcią  Emmą.

— Ale co, na miłość boską skłoniło ją do złożenia mi wizyty w moim pokoju dziś wieczorem? Dlaczego odwiedziła właśnie mnie? Mnie! Przecież przez długie lata byłam niezwykle rzadkim gościem w zamku. Esterina powinna mnie lekceważyć! … Ignorować!.

- Myślę raczej, że chciała ci przekazać bardzo ważną wiadomość, więc - zdając sobie sprawę, jak bardzo  przestraszyłaś się na jej widok, musiała  zmienić zdanie  i  z tego  powodu opuściła  twój pokój  . Najlepiej zapomnij o  całej sprawie, przestań się martwić i idź  spać  . Jest prawie pierwsza w nocy. .

- Mimo to nadal jestem przerażona. – westchnęła Ellen, wstając  z  krawędzi  łoża swej matki  i  kierując się do drzwi. Otworzyła je i nacisnęła włącznik na korytarzu, żeby zapalić światło, po czym z  obawą  rozejrzała się dookoła. Ku jej wielkiej uldze w zasięgu wzroku nie było żywej duszy.

- Nie ma się czego bać kochanie. Zwłaszcza nie Esteriny . Możesz mi uwierzyć na słowo. Ona nie zrobi ci krzywdy.

Nieco uspokojona Ellen wróciła do swojego  pokoju -  absolutnie  nieświadoma  zupełnie innego rodzaju niebezpieczeństwa, na jakie była w tej chwili narażona -  w pełni  namacalnego , irracjonalnego planu , wymyślonego tym razem przez żywą osobę.

Kilka  minut  minut po tym, jak zgasło światło w korytarzu, w całkowitych  ciemnościach  -  rozpraszanych jedynie  przez migotliwy płomień  świecy -  w kierunku apartamentu młodej damy - trzymając w jednej ręce  zapaloną   świecę, -  drugą zasłaniając  jej jasny blask  aby  nie  zostać  dostrzeżona  w mroku -   ostrożnie  stąpając  po dywanie   -  kroczyła  Angie  .  W tej chwili kierowała nią  jedna jedyna myśl –   jakimś   cudem,  w taki czy inny sposób   musiała opóźnić  ślub Ellen. Dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę, że w dniu ceremonii  - zgodnie z  odwiecznym , uświęconym  tradycją  zwyczajem-  -szczęśliwej pannie młodej – zostanie przekazany drogocenny brylantowy naszyjnik, który  -  odkąd rok temu ujrzała go po raz pierwszy, -   był upragnionym,  niestety  - dla niej samej -  zupełnie nieosiągalnym   -   przedmiotem pożądania.  . Pomimo ewidentnie niemożliwych  do pokonania przeszkód udaremniających jej zamiar, zdeterminowana dziewczyna – kierując   się  niepohamowanym  pragnieniem  wejścia w posiadanie klejnotu – była gotowa  zrobić   absolutnie  wszystko  co było w jej  mocy , aby urzeczywistnić swój plan.   Angeli  nigdy nie przyszło do głowy, że jej bezmyślny czyn bez wątpienia  unieszczęśliwi  kuzynkę. . W jej ocenie Ellen była słodką, uroczą  dziewczyną , której wspaniałym atutem były  bujne  miodowo-złote loki, które  dodawały  blasku  urodzie krewnej  i kontrastowały z wielkimi  czarnymi oczami,  - cechą  odziedziczoną   po włoskich  przodkach.  . Gdyby nie te wspaniałe włosy tworzące aureolę wokół  twarzy  kuzynki, być może lord Danvall nie żywiłby tak ogromnego uczucia do swojej narzeczonej  i  zerwałby zaręczyny,  które to naruszenie  obietnicy  małżeństwa  uniemożliwiłoby przyszłej pannie młodej  odziedziczenie cennej rodzinnej  pamiątki  - i  -tym samym  -niezwykle upragniony naszyjnik   -klejnot  jej   marzeń  -  mógłby  wreszcie  stać się jej własnością?

Ściskając w dłoni ostre nożyczki, Angie pospieszyła do komnaty Ellen i nacisnęła klamkę, by otworzyć drzwi. W tym momencie płomień świecy zamigotał,  - jakaś niezauważalna potężna siła szarpnęła skradającą się  ukradkiem  dziewczynę  do tyłu z tak niesamowitą gwałtownością, że Angela zachwiała się i   omal  się  nie  przewróciła. Przez kilka sekund płomień migotał u podstawy świecy –  jakby miał za chwilę zgasnąć – ale  za  moment  znowu  zapłonął  żywym ,wysokim  ogniem.  . Zdezorientowana – zawstydzona, że przyłapano ją na gorącym uczynku, Angie rozejrzała się wokół –  jednak  w zasięgu wzroku nie było nikogo. Doszła do wniosku, że musiała potknąć się  na  dywanie   i  ponownie,  mocno ściskając nożyczki w dłoni, ruszyła w stronę  pokoju  Ellen. Tym razem jakaś  niewidzialna  siła  odciągnęła  ją  od drzwi apartamentu  tak gwałtownie, że Angie upadła  jak długa  na podłogę,  upuszczając zarówno nożyczki, jak i świecę, która natychmiast zgasła. Jednocześnie przez krótką chwilę poczuła czyjąś miękką dłoń  muskającą   jej szyję,  który to dotyk   przeraził  ją  i zmroził  jej  krew w żyłach   .

- Kto... kto tu jest? –  wyjąkała  .

Wyciągnęła rękę i ostrożnie przesunęła dłonią wokół siebie i po podłodze, ale oprócz  odnalezionych  nożyczek, które szybko włożyła do kieszeni, jej palce nie napotkały niczego. W tym momencie uderzył w nią silny podmuch lodowatego, zimnego powietrza - wydobywającego się  gdzieś  z przestrzeni. -  jakby  znikąd.

- Kto tu jest? – powtórzyła Angela  załamującym się głosem.

W odpowiedzi usłyszała szept, dość wyraźny, choć tak słaby, że zdawał się dochodzić z nieprzebytych,  niezbadanych  głębin.

- Zostaw  Ellen w spokoju!   Nie waż się wchodzić do tej komnaty! Zabraniam ci!

- Gdzie jesteś? nie widzę cię! – jęknęła Angie.

- Nie wolno ci zbliżać się do  pokoju  panny młodej!  Odejdź  stąd! Opuść to miejsce! Rozkazuję ci! – szept zabrzmiał teraz bardzo wyraźnie – na dodatek dochodził z  bardzo bliskiej  odległości, , jakby z sąsiedztwa  komnaty Ellen. Angie automatycznie po omacku szukała świecy, którą upuściła, zamierzając   ją ponownie zapalić, jednak jej niezidentyfikowany towarzysz najwyraźniej  nie miał trudności z obserwacją  poczynań   dziewczyny  mimo  egipskich  ciemności  w których  pogrążony był korytarz i najwidoczniej    musiał dostrzec jej gest  gdyż  w  chwili, gdy Angela wyciągnęła rękę  by chwycić  zgubiony  przedmiot   usłyszała  jak świeca zaczyna toczyć się szybko po korytarzu  i błyskawicznie  znalazła się poza jej zasięgiem,  jakby   odepchnięta czyimś silnym ramieniem.

Ogarniętej  paniką Angeli  instynktownie wyrwał  się  głośny krzyk.  Okrzyk przeniknął  grube   ściany  budynku, zwabiając  do korytarza  niektórych  domowników,   łącznie z  panią domu ,  Esther Loretti. nacisnęła wyłącznik umieszczony blisko jej  apartamentu,  rozjaśniając  cały hol strumieniem światła z kinkietów  rozmieszczonych  wzdłuż  ozdobionego   gobelinami  pasażu.  .Niezwykle  zdumiona  widokiem  zdezorientowanej  siostrzenicy  wciąż klęczącej na podłodze, ubranej jedynie w satynową koszulę nocną, Esther Loretti  pospiesznie  podeszła  do Angeli i pomogła jej wstać z  podłogi.       -

-Moja  droga,  co  ty  na miłość  boską  tutaj robisz  o tak późnej porze, w tym... - zlustrowała dziewczynę od  stóp  do głów  –    wyjątkowo niestosownym  stroju ?

-Nie   mam  pojęcia. – mruknęła Angie, zbyt oszołomiona nieprzewidzianą ingerencją  i  nieoczekiwanym       zniweczeniem   jej skrupulatnie  opracowanego  planu  aby rozsądnie  myśleć.

-Coś ci się  stało?     Wszystko jest w  porządku?   -   zapytała hrabina wyraźnie bardzo zdenerwowana.

- Nie wiem… Naprawdę… Czuję się tak dziwnie…

Pani domu  pogłaskała  długie  włosy  siostrzenicy  aby ją uspokoić.

- Odprowadzę cię do twojego pokoju. – Och,   Anno – zwróciła się do służącej, która właśnie pojawiła się w  holu. –  możesz przynieść    ten różowy szlafrok z mojej łazienki? Angie musi być przemarznięta do szpiku kości.

- Tak , proszę pani.

- Gdzie jest moja świeca? – jęknęła  Angela  z  rozpaczą,  rozglądając się po korytarzu.

- Jaką świecę masz na myśli? – zapytała zaskoczona Ellen.

- Tę  którą  dostałam  od babci Emmy. – mruknęła dziewczyna unikając wzroku kuzynki. – Jest udekorowana  mnóstwem wspaniałych ozdób. Musiałam  potknąć się o coś w drodze do… Chyba wyślizgnęło mi się z ręki i  gdzieś potoczyła  . Nigdzie nie mogę  jej  znaleźć…  Angie  powiedziała z wahaniem  .

Anna, która właśnie pojawiła się w drzwiach  apartamentu  hrabiny, trzymając ciepły szlafrok   Esther Loretti, ,  wręczyła  okrycie  pani domu, , która otuliła nią ramiona Angeli, chociaż  dziewczyna była  zbyt wzburzona, by odczuwać  zimno -  następnie - słysząc lamenty dziewczęcia , pokojówka zaczęła wędrować  po korytarzu w poszukiwaniu zaginionej   świeczki  Angie zaglądając we wszystkie zakamarki holu., pod komody jak i za wysokie wazony ze sztucznymi kwiatami ustawione pod ścianami, po czym dołączyła do reszty towarzystwa .

- Obawiam się, że nigdzie nie można znaleźć  tej  świecy, panienko.

- Ale miałam  ją  z  sobą! – upierała   się  Angie z irytacją. -  Z pewnością  ją  przeoczyłaś. . Powiedziałam  wyraźnie,  że  upuściłam ją  gdzieś tutaj, na podłogę i  ona  natychmiast zgasła  . Chcę, żebyś  ją znalazła !

- Bardzo dokładnie sprawdziłam cały korytarz. – usprawiedliwiała się Anna.

- Ale wydaje się, że nie dość dokładnie!

- Jeśli Anna mówi, że  twojej świecy  tutaj nie ma,  oznacza to, że rzeczywiście jej tu nie ma .   . Powinieneś uwierzyć jej na słowo. Ma sokoli wzrok. Poza tym – ten jasnofioletowy kolor jest dość widoczny na beżowym tle dywanu –  spostrzegła   Ellen.

- Z jakiego powodu zapaliłaś  świecę  zamiast włączyć światło? – dopytywał się Robert wyraźnie zaintrygowany,  przysłuchując się dziwacznej kłótni.

Angela spojrzała  na niego niepewnie,  trochę  zmieszana.  .

- No cóż, ja...  sądzę  że ona  mogła  potoczyć się  trochę dalej - pod drugą komodę -  po   przeciwnej   stronie korytarza - wyszeptała  jakby  z roztargnieniem,  udając  że nie dosłyszała  pytania  , które zadał jej lord Danvall, starając się  zrobić dobrą  minę do złej gry.  .

- Jeśli naprawdę  twoja  maskotka  potoczyła  się tak daleko, James rano odsunie komodę i odnajdzie  twoją własność. Nie martw się, kochanie. Z pewnością odzyskasz swoją ulubioną świecę. Ale w tej chwili najwyższy czas iść spać.  Jest już prawie  trzecia w nocy.  Jeśli boisz się wracać  sama  do swojego pokoju, Anna będzie  ci  tam towarzyszyć – zdecydowała   hrabina, dając znak pokojówce, by  do  niej    podeszła.   . – Dobranoc, Angie!

V

Przygotowania  do  okazałej  ceremonii ślubnej  były  w toku.. Stojąc przed dużym lustrem w swojej sypialni, Ellen przymierzała piękne diamentowe kolczyki, które Robert  podarował jej  poprzedniego  dnia. Klejnoty  idealnie pasowały do naszyjnika baronowej Esteriny. W tej chwili, wystrojona w elegancką    kremowo-żółtą koronkową suknię, z blaskiem  drogocennych kamieni  skrzących się  na  jej szyi,   dodających  niezwykłego  uroku jej  urodzie,  Ellen wyglądała jak posągowa  dama, która właśnie  wyłoniła się  z pozłacanej ramy osiemnastowiecznego  portretu. . Zegar  stojący na stoliku z epoki wybił północ. Po całodziennej krzątaninie  należało  już   udać  się  na spoczynek, choć przyszła panna młoda nie czuła najmniejszego zmęczenia.  Szybko wzięła prysznic, następnie,  odsunąwszy zasłony, aby zamknąć okno  po wywietrzeniu pokoju, wślizgnęła się do  antycznego  łoża  z baldachimem.. W  świetle  łagodnego  bladopomarańczowego  blasku emitowanego  przez maleńką, przyćmioną lampkę, która płonęła  każdej  nocy aż do świtu od  czasu niedawnego,  pamiętnego  ataku, przez kilka minut dziewczyna obserwowała   rozkołysane  gałęzie pobliskiego drzewa  poruszane tam  i  z  powrotem  delikatnymi powiewami  bryzy. .   Monotonny odgłos   miotanych  łagodnym  prądem  powietrza   konarów  dębów  działał  usypiająco.   Ellen zaczęła  zapadać  w  głęboki sen.    Poprzez sen do jej uszu docierały  stłumione podmuchy  wiatru   i szelest zwiędłych liści. . Po chwili jednak przez głuchy pomruk  szkwału   przebił się zupełnie inny,  o wiele  głośniejszy  dźwięk.

-Ellen...Ellen...

Wicher wzmagał  się. Zbliżała się burza .  Gałąź – pchnięta  silniejszym  -   potężnym  porywem       wiatru  -   uderzyła mocno o framugę okna .   Ellen drgnęła i,  półprzytomna -  otworzyła na sekundę oczy, po czym-   oszołomiona  - ponownie je zamknęła.

-Ellen...

Tym razem dziwny  szept zabrzmiał bardzo wyraźnie, choć  dźwięk  bardziej przypominał delikatny   szmer  strumyka niż ludzki głos.

- Ellen, ...słuchaj… posłuchaj mnie…

Szept dobiegał z najciemniejszego kąta sypialni. Ellen, już całkowicie rozbudzona, wytężała wzrok, by rozpoznać niespodziewanego gościa — jednak bezskutecznie. Wyciągnęła rękę, żeby zapalić wysoką lampę podłogową stojącą obok jej łóżka, ale drżącymi ze zdenerwowania palcami nie mogła znaleźć wyłącznika.

- Nie musisz się mnie bać, Ellen… słuchaj uważnie… jest coś, co muszę ci powiedzieć… tylko…

- Kto tu jest? – wyjąkała Ellen  owładnięta  paniką.   Czuła że jej serce  wali  jak szalone ze  strachu. .

- Nie zadawaj pytań... wysłuchaj mnie...

- Kim jesteś? nie widzę cię

Coś poruszyło się w lewym, najdalszym kącie komnaty i sylwetka  dystyngowanej  damy ubranej w seledynową  jedwabną suknię wynurzyła się z mroku, wyciągając rękę w kierunku Ellen, po czym uniosła dłoń  i zrobiła dziwny znak  w powietrzu   -   jakby nad głową dziewczyny. W pierwszej chwili Ellen nie mogła rozpoznać gościa – jednak – gdy tylko  dama  podeszła do niej, a raczej – mówiąc ściślej – skierowała się w stronę  szerokiego  łoża dziewczyny  prawie że płynąc  w powietrzu,  unosząc się  tuż nad podłogą , ani razu nie muskając parkietu i  delikatne rysy twarzy  wytwornej damy , jej  seledynowa, bogato zdobiona jedwabna suknia, kruczoczarne loki, spięte  pod lewym uchem  srebrną zapinką,  ukazały się  w całej pełni w blasku jasnopomarańczowego światła lampy...

- Ellen, przejrzyj moją górną szufladę,… przeszukaj moją skrytkę…

Bezgranicznie  przerażona  na widok zjawy, której ponowne   odwiedziny  tak szybko po poprzedniej niedawnej wizycie w jej  apartamencie  wydawały się czymś nieprawdopodobnym, Ellen początkowo poczuła się całkowicie zdezorientowana,  a potem z jej ust wydobył się przenikliwy krzyk.

- Nie ! nie podchodź bliżej! Idź stąd! opuść mój pokój! Proszę ,  odejdź stąd  !  Boję się!

- Powtarzam – szepnęła  dama  – przeszukaj moją szufladę i pamiętaj – strzeż się…

Żyrandol w pokoju dziewczyny  rozbłysnął w chwili, gdy wezwana krzykiem córki hrabina Loretti wpadła jak burza do jej komnaty..

- Wszystko w porządku, moja  droga ? co się stało?

- To  była ona...   znowu    do mnie  przyszła.... – jęknęła dziewczyna trzęsąc się ze strachu. .

Hrabina rozejrzała się po apartamencie.

- Oprócz nas nikogo tu nie ma. – zadeklarowała. – pewnie  miałaś zły sen.

To była prawda. W chwili, gdy górne światło zabłysło, zjawa zniknęła.

- Nie, to nie był koszmar – upierała się Ellen. – naprawdę przyszła złożyć mi kolejną wizytę.

- Kto?

- Czy musisz pytać? Oczywiście baronowa Esterina.

- Chyba  nie mówisz  poważnie. – stwierdziła  Esther  Loretti. – to bardzo dziwne. Jest po 2 w nocy. Z reguły Esterina  pojawia się o wiele wcześniejszej  godzinie.  To raczej niezwykłe, że  odwiedza  domowników  po północy.

- Mamo, zapewniałaś  mnie,  że Esterina na ogół powstrzymuje się od odwiedzania członków rodziny w ich komnatach. Jeśli tak, to  z jakiego powodu  przyszła  dziś  wieczorem? , Tym bardziej, że ledwie dwa dni temu była u mnie w pokoju. . Najgorsze jest to, że ostatnio te niespodziewane wizyty zaczęły się powtarzać, są coraz częstsze.

- Prawdopodobnie masz rację. Naprawdę nie wiem, co skłoniło ją do ponownych odwiedzin  w twoim apartamencie. . – hrabina potrząsnęła głową. – Jak już mówiłam, przez ostatnie lata Esterina  była stałym gościem na terenie posesji, , szczególnie w tym skrzydle zamku.

- Z  twoich  słów wynika, że wizyty baronowej należy uznać za rzecz oczywistą. – mruknęła Ellen z wyrzutem, wciąż trzęsąc się ze strachu.

- Bo tak  właśnie jest.  – potwierdziła hrabina. – Jeśli chodzi o Esterinę, jej odwiedziny i rady,  których  udziela, można z powodzeniem uznać za oczywiste. Tym bardziej, że  żaden  z sąsiadów  którzy od lat  doskonale znają  całą sprawę i  historię  naszego rodu  -   nie obawia   się  naszej krewnej  . – wszyscy darzą baronową wielkim respektem  i szanują jej pamięć. Być może – pomimo obaw, jakie miałam co do twojego bezpieczeństwa i spokoju  w przypadku , gdybyś pozostała w posiadłości – popełniłam poważny błąd, wysyłając cię do szkoły z internatem w mieście. Gdybyś przez te lata pozostała z nami w  domu , zamiast mieszkać w wielkiej metropolii , tak jak większość z nas, też byś uważała wizyty naszej patronki za rzecz całkowicie naturalną. .

- Czy mam rozumieć, mamo, że ty też widywałaś  tę zjawę ? .

- Oczywiście,  moja droga.   Co więcej, Esterina  wielokrotnie materializowała się na moich oczach, często  w odległości  zaledwie  kilku  kroków ode mnie. -także - czasem - w różnych komnatach,  - w ogrodzie o zmierzchu,  raz czy dwa  widziałam ją stojącą przy wieżyczce ,gdy obserwowała otoczenie. . Ilekroć jednak mnie spotkała, mijała mnie w milczeniu, nigdy się do mnie nie odzywała, nie mówiąc już o  udzielaniu  rad.   Swoją drogą – kiedy się obudziłaś i zauważyłaś, jej  zjawę  -  gdzie dokładnie zatrzymała się baronowa?

- Po drugiej stronie pokoju – w przeciwległym rogu, przy drzwiach.

Hrabina  uśmiechnęła się  pobłażliwie.

- Cóż,   to oznacza że  z pewnością  wyczuła  że się jej boisz. Niemniej jednak nie mogę pojąć, dlaczego właśnie dziś wieczorem zdecydowała się ponownie  cię  odwiedzić . – tak szybko po jej poprzedniej  wizycie.  .

- Czy pora   odwiedzin  ma jakieś znaczenie?

- Ogromne. W rzeczywistości  każde  jej  przybycie   odgrywa   wielką rolę.   Jak już wspomniałam, Esterina zwraca się do członków rodziny tylko w nagłych przypadkach – gdy chce ostrzec kogoś o poważnej chorobie, zagrażającym  niebezpieczeństwie lub komplikacjach związanych ze zbliżającym się ślubem, ale nawet w tym ostatnim przypadku  interwencje baronowej rozpoczynają się dopiero na tydzień przed ustaloną datą uroczystości.  A  ponieważ  twoja  ceremonia zaślubin odbędzie się  dopiero w drugiej połowie przyszłego miesiąca ...-  dlatego  nie rozumiem  z jakiego  powodu…

- Mówisz o Esterinie, jakby była żywą osobą.

- Bo   takie mam właśnie zdanie na ten  temat,   -to  jest   fakt, w który mocno wierzę. Chcę powiedzieć -  jestem przekonana  że dusza baronowej wciąż żyje i nieustannie czuwa nad nami.

Rozległo się pukanie do drzwi i ktoś nacisnął klamkę. Ellen mimowolnie krzyknęła, a potem wybuchnęła histerycznym śmiechem, kiedy drzwi się otworzyły i na progu pojawiła się Angie. Nieco zakłopotana dziewczyna spojrzała  ze zdumieniem  na kuzynkę  i ciotkę. .

- Co tu się dzieje? Usłyszałem krzyk i podniesione głosy.

- Wszystko jest w porządku, kochanie. – odpowiedziała hrabina. - Wejdź i zamknij drzwi. No więc... – zaczęła tłumaczyć – po prostu Ellen miała  niedawno  … nieprzyjemną przygodę i zdenerwowała się  -   to wszystko.

- Zdenerwowała się?  Z jakiego powodu ?  W tym pokoju nie ma tajnych przejść, jak  w poprzednim apartamencie  .– zauważyła Angie.

- Baronowa Esterina złożyła jej kolejną wizytę. – odpowiedziała   Esther Loretti.

- Rozumiem. –  Angie  nie okazała  zaniepokojenia  słysząc tę wiadomość   Wręcz przeciwnie – zarówno ton głosu  dziewczyny, jak i wyraz jej twarzy zdradzały wyraźne,  nieukrywane  rozczarowanie.

— Nie sprawiasz wrażenia ani trochę zdziwionej — stwierdziła Ellen z nutą wyrzutu. — Nie zaskoczyła cię ta informacja?

-      Naprawdę  sądzisz  że  powinna  mnie zdziwić?   Gdyby   Esterina  przyszła do  mojego pokoju  nawet w  środku nocy,  nie miałabym żadnego powodu  aby się  przestraszyć  - odrzekła  Angie.    - Esterina jest cudowną osobą

- Jest  czy była? -  zapytała  Ellen  ironicznie. .

-  Jedno i drugie.  Za życia była godną podziwu damą i przez wieki nadal  taka pozostaje.

- Cóż, biorąc pod uwagę  wszystkie okoliczności,  właściwie jestem skłonna się z tobą zgodzić, chociaż nie sądzę, żeby  budzenie  krewnych  w środku nocy i  przyprawianie ich o szok z przerażenia  można uznać  za  dobrą wolę zjawy.

- Nie miała wyboru – zganiła  kuzynkę Angela. Nie możesz  tego zrozumieć? Najwyraźniej nie miała innej możliwości skontaktowania się z tobą.

- To było naprawdę okropne przeżycie – Ellen wzdrygnęła się na samo wspomnienie widmowej wizyty z zaświatów. – Wolałabym, żeby duch baronowej nigdy więcej nie przekroczył  progu mojego pokoju. .

- Naprawdę, Ellen, jesteś strasznie niewdzięczna –  stwierdziła  Angie. – Zupełnie nie doceniasz troski Esteriny o ciebie -   ja  osobiście  byłabym zachwycona,  gdyby  baronowa   dała mi odczuć swoją obawę o mnie  lub jakiekolwiek zainteresowanie  moimi sprawami. ..

- Angie ma rację. – poparła siostrzenicę hrabina. -   Poza tym, moja droga, jest jedna rzecz, o której musisz pamiętać – a mianowicie niepodważalny dogmat  ,że Esterina jest  i  pozostaje twoją patronką.

- Tak  głosi  tradycja.  – zgodziła się Ellen. – Mimo to, czy uważasz, że  te  starodawne   legendy powinny wywierać tak ogromny wpływ na życie jakiejkolwiek dynastii? Do tej pory nigdy nie dawałam wiary doniesieniom mówiącym o różnego rodzaju objawieniach, duszach czyśćcowych błąkających się po pałacach, lasach i polach , nawet kiedy  oglądałam  program telewizyjny poruszający ten temat. Mój   negatywny  pogląd  czy wręcz  uprzedzenie wobec tego typu opowieści można najprawdopodobniej przypisać faktowi  że nie miałam szans  by  przesiąknąć atmosferą  zamku  po tylu latach spędzonych poza domem. Jedyne, co utkwiło mi głęboko w pamięci, to niejasne wspomnienie z dzieciństwa, nic poza strzępami rozmów o dziwnych obserwacjach  tego typu,  jakie miały miejsce  na terenie  posesji,  relacje  różnych osób ,  także personelu zamku,  powtarzane   w tajemnicy  ściszonymi  głosami,   oraz dziwne odgłosy  dobiegające  nie wiadomo skąd,  których źródła  nigdy nie mogłam zlokalizować .  Podobnie  - jak często dostrzegane  - ponure, zakapturzone , mgliste postacie snujące się po niezamieszkałych komnatach, strychu, wyższych kondygnacjach, które zdawały się rozpływać na moich oczach w chwili, gdy próbowałam do nich  podejść,  -   zjawiska, które wtedy  były dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Potem, po zmianie miejsca zamieszkania, podjęciu studiów – krótko mówiąc – osiedleniu się w Londynie –  bardzo rzadko  przyjeżdżałam do domu i – szczerze mówiąc – większość tych odległych wspomnień w międzyczasie zatarła się w mojej pamięci. A teraz, kiedy te dawno zapomniane wydarzenia nagle zaczęły się powtarzać… przeżyłam potworny szok… te wydarzenia są  dla mnie po prostu  niepojęte i  niewiarygodne.  .

- Niestety, ja też w pewnym sensie ponoszę winę za niezręczną sytuację, w której  się znalazłaś . – wyznała hrabina bacznie przyglądając się córce. – To ja – kiedy byłaś jeszcze małą dziewczynką – zdecydowałam się zapisać cię do internatu w mieście – głównie ze względu na powtarzające się  utarczki        z… nieproszonymi gośćmi z  ...określmy to …...innego świata – aby uchronić cię  przed pewną  wyjątkowo oporną  zjawą    – to znaczy –  mam na myśli  jednego  z naszych przodków, którego na szczęście ani ty, ani Angie nie spotkałyście twarzą w twarz,   Upiór ten  jest – delikatnie mówiąc – wyjątkowo   złośliwy  i grubiański  . Ta wada nie dotyczy jednak Esteriny. Baronowa  robi wszystko, co w jej mocy, aby uchronić nas przed  wszelkimi  niebezpieczeństwami jakie   mogą nam zagrażać. .    Cała rodzina doskonale zdaje sobie z tego sprawę  . .

-  Ellen,  jeśli chcesz, żebym  wyraziła  moje zdanie  na ten temat   – wtrąciła  Angela. – Zazdroszczę  ci tych wizyt    Naprawdę.  Ja sama chciałabym być  tą wybraną  krewną   którą  , zamiast ciebie,   Esterina darzyłaby tak wielkimi względami, o  bezpieczeństwo której  patronka by się tak bardzo troszczyła. .

-  Ty nie musisz  obawiać się  wizyt patronki  -  odcięła się  zbesztana dziewczyna. – Twoje imię nie zaczyna się na literę E.

- Tak , - to prawda. -  niestety.  – szepnęła ponurym  tonem  Angela.

- Najwyższy czas, żebyś poszła spać, Angie. – hrabina kategorycznie przerwała dyskusję. – Czy nie zdajesz sobie sprawy, jak  jest późno ?  Już dawno po północy. Rano nie będziesz mogła  wstać.

-  W porządku,  ciociu. – powiedziała z przekonaniem dziewczyna. – Na pewno nie zaśpię.  jeśli o to ci chodzi. . . Muszę wyjść wcześnie rano, przed śniadaniem. Chcę zanieść bukiet świeżych kwiatów do grobu... - Angela przerwała ,  dostrzegając  zdziwienie wypisane na twarzach obu jej  krewnych.   – Dobranoc, ciociu. Żegnaj, Ellen. – dodała,  podbiegając do drzwi i otwierając je.

- Najwyraźniej planuje kolejną wizytę na cmentarzu. – skomentowała półgłosem hrabina, gdy drzwi pokoju  Ellen zamknęły się za kuzynką młodej damy. – Jej codzienne poranne wędrówki do grobowca Esteriny, niezależnie od warunków pogodowych i pory roku, kiedy pojawia się w posiadłości, stały się jej nawykiem., normą.  Przyznaję, że jej zachowanie bardzo mnie martwi. Cóż, ale teraz, kiedy Angie  wyszła,   wróćmy do tematu poprzedniej rozmowy. . Skoro Esterina znów do ciebie przyszła,  musi  istnieć  jakiś problem,  który ją niepokoi. , dlatego chciałabym, żebyś opowiedziała  mi o jej wizycie ze wszystkimi szczegółami. Czego dokładnie chciała baronowa? Czy  rozmawiała   z tobą?  Może chciała cię ostrzec przed czymś lub kimś?

- Och, mamo, dlaczego mi nie ufasz? Naprawdę nic nie pamiętam. Byłam zbyt przerażona. Kiedy się obudziłam i zobaczyłam, jak  do mnie podchodzi…..wciąż  byłam  zaspana, niezbyt  przytomna i….

- Musisz za wszelką cenę przypomnieć sobie jej słowa,  jeżeli rzeczywiście   do ciebie przemówiła  i przekazała ci jakąkolwiek   wiadomość. . . Esterina  nigdy nie zwraca się do krewnych w błahych sprawach, jeżeli  jej interwencja  nie jest absolutnie niezbędna. Dlatego mam wszelkie powody, by sądzić, że jeśli zdecydowała się ponownie przyjść  do twego pokoju  -   skontaktować się  z  tobą w ciągu zaledwie kilku dni  od  poprzedniej wizyty,  musiała mieć   jakiś  wyjątkowo  ważny  motyw , by przekazać ci niezwykle pilną  informację  – istotną  zarówno dla niej, jak i dla ciebie.

Ellen   zastanowiła się. . . Rzeczywiście, teraz, kiedy częściowo otrząsnęła się z szoku  wywołanego  niespodziewanymi odwiedzinami,, zaczęła przypominać sobie fragmenty niesamowitej wizyty, wyraźnie przypomniała sobie   że  widmo  wspomniało  o jakiejś  sprawie,  wydało jej  pewne polecenie.  I – chociaż  początkowo  nakaz  ten wydawał się nie mieć sensu, w rzeczywistości zabrzmiał trochę  absurdalnie, to  w  obecnych okolicznościach…..

- Szuflada... - mruknęła w zamyśleniu.

- Słucham  ?

- Baronowa wspomniała o szufladzie, chyba o skrytce - chciała, żebym ją przeszukała. – odpowiedziała Ellen.

- Czy nie określiła dokładniej, o którą  skrytkę chodzi?   W  jej buduarze jest mnóstwo szuflad.  W szafie i  w sekretarzyku  również  jest ich sporo. . Być może wskazała zupełnie inny pokój,   własność innego krewnego.

- Nie, Esterina  mówiła  o  tym bardzo  wyraźnie.   Powiedziała mi:  -   ‘przeszukaj moją  skrytkę ‘ , więc chyba nie miała na myśli żadnego innego buduaru -- a wyłącznie ten który należy do niej. .  .

- Czy wspomniała  jeszcze  o jakichś  innych, dodatkowych  problemach  ?

- Chyba nie.  – Ellen  potrząsnęła głową,  próbując  bezskutecznie  przypomnieć sobie dalsze szczegóły  polecenia  wydanego   jej przez  patronkę.  –  o  ile  pamiętam,  chyba nie powiedziała nic więcej, ... no… szczerze mówiąc, mogła coś dodać – przyznała dziewczyna zauważając badawcze spojrzenie, którym  obrzuciła ją  matka,   zdając sobie sprawę  że pani  domu najwyraźniej uważała relację  córki   za niezwykle ważną i dlatego  pilnie wychwytywała najdrobniejsze,  pozornie nieistotne   informacje dotyczące  szczegółów  wizyty  i wskazówek   przekazanych przez  Esterinę, – tylko  że  ja…. Ellen   przerwała,  nieco zmieszana , -  no, cóż,  mamo,  prawda jest taka że ja  nie dałam  patronce  żadnej  szansy   aby dokończyła  swoją  wypowiedź ,  więc  nie wiem  jak  dokładnie brzmiało jej  polecenie,   jakiego   zadania   - zgodnie z  jej życzeniem, -   powinnam się podjąć.

- W tych okolicznościach -- . – oświadczyła hrabina wstając z krzesła  na którym siedziała – nie pozostaje nam nic innego, jak oprzeć się na skąpym przesłaniu, o  którym  jakimś cudem  baronowa  zdołała   cię poinformować.  Jutro z samego rana pójdziemy do apartamentu  Esteriny i dokładnie  sprawdzimy  jej buduar, sypialnię, gabinet, wszystkie szafy, szafki, komody, oraz skrytki  jakie uda nam się znaleźć.

- Naprawdę chcesz tam iść? – zapytała z niepokojem Ellen. – Wolałabym…

- Esterina nie zrobi ci krzywdy, kochanie. Poza tym o tak wczesnej porze, przed południem raczej nie będzie nam przeszkadzać. Rzadko kiedy  przychodzi  w ciągu dnia, na ogół pojawia się o zmierzchu lub o północy. Jutro rano na pewno będzie się trzymać. z daleka. Co więcej – nie sądzę, żeby nas wypędziła  z apartamentu,  gdyż to właśnie  jej  apartament,  zgodnie z jej  wyraźnym  życzeniem, mamy obowiązek  przeszukać   Musiała mieć doniosły powód, by nakazać nam  sprawdzenie  swoich  rzeczy. Zastanawiam się tylko, jaką wielką tajemnicę tak bardzo chce ci  wyjawić    A teraz -  spróbuj  trochę  odpocząć  Mamy przed sobą   ważne  zadanie do wykonania. Odkrycie czegoś interesującego może zająć nam sporo czasu.

- A… a co jeśli Esterina znów zechce mnie odwiedzić tej nocy?

- Nie, to  wykluczone.   Możesz spać spokojnie.  Wydała ci już  istotne dla  niej zlecenie.  . Wszystko, co musisz zrobić, to spełnić jej prośbę.

Przez dość długi czas  po tym, jak jej matka opuściła komnatę, Ellen leżała  bez ruchu,  rozglądając się ze strachem  dookoła,  przypatrując się uważnie  każdemu szczegółowi  wystroju pokoju, i   zasłonie w drzwiach,  zwijając się w kłębek z  przerażenia,  ilekroć najsłabszy dźwięk dochodzący z wnętrza budynku docierał do jej uszu lub rozbrzmiewał  za oknem.

Dopiero gdy zbliżał się świt,  a  zegar wybił  4- tą rano, dziewczyna trochę się  uspokoiła  i  poczuła ogarniającą  ją  senność.. Ponieważ  tej  nocy żadna  zjawa  już jej nie niepokoiła, , Ellen  w końcu zapadła w głęboki sen.

Bez problemu obudziła się tego ranka o 9 rano, czując się doskonale wypoczęta pomimo niesamowitej przygody poprzedniej  nocy i tuż  po śniadaniu, ulegając usilnym  namowom matki, poszła za panią  domu do  pokoju Esteriny.

- W  świetle dnia  północne skrzydło budynku nie wygląda już tak ponuro, prawda? A pokoje twojej patronki też są całkiem przytulne.

- Mam wrażenie, że wyczuwam tu obecność baronowej, że dotrzymuje nam towarzystwa lub przynajmniej przechadza się po pobliskich salach, skąd może nadzorować nasze poczynania – podczas gdy ona sama woli pozostać niezauważona  – stwierdziła Ellen.

- Nawet jeśli ona tu  rzeczywiście  jest, nie zapominaj, że nie jesteś sama, , zdana  całkowicie na własne siły. Ja sama  miałam mnóstwo czasu, aby przyzwyczaić się do ciągłej inwigilacji Esteriny. Cóż, w takim razie, jak myślisz, -  od czego powinniśmy zacząć naszą misję? Może warto przyjrzeć się zawartości jej szaf. – zastanawiała  się hrabina, rozglądając się po  nieco ponurej  komnacie. – Ale przede wszystkim – podeszła do okna, żeby odsunąć ciężkie  zielone  zasłony. – może wpuścimy  trochę światła  do   tego pokoju.  Jest tu  zbyt  ciemno  na podjęcie poszukiwań.    A teraz - od czego zaczniemy?   – Ta szafa ma mnóstwo szuflad – kontynuowała podchodząc do najbliższego mebla. – Jedna  z nich może  mieć  podwójne dno.  .

- Chcesz powiedzieć, mamo, że nigdy nie kusiło cię, żeby przejrzeć rzeczy Esteriny, sprawdzić  co kryją  jej  szafy,  komody?

- Prawdę mówiąc nie interesowałam się nimi. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby przeszukiwać   jej  rzeczy osobiste,  a tym bardziej zakłócać jej prywatność, ale teraz, w obecnej sytuacji, chyba po prostu nie mamy wyboru.

Pociągnęła za gałkę  skrzydła jednej  z szaf,  która,  początkowo stawiając lekki opór, wreszcie otworzyła się ,  strasznie  skrzypiąc  i  wydając  ostry zgrzyt, . Najwyraźniej przez wiele lat nikt  tej szafy   nie dotykał. .

- Możesz tu  podejść,   Ellen? – zwróciła się hrabina do córki, która właśnie oglądała komodę po drugiej stronie pokoju. – Lepiej przejrzyj  razem ze mną tę szafę.  Przydałaby mi się pomoc.  Co dwie głowy to nie jedna. Czy  coś  się stało?  – zapytała, gdy dziewczyna, zrobiwszy kilka kroków w jej stronę, zatrzymała się przy nocnym stoliku Esteriny i ostrożnie podniosła leżącą na nim Biblię.

Ellen  wciąż trzymając  Biblię,  i  przeglądając  ją  spojrzała na  matkę  wyraźnie zaskoczona, . Niemal natychmiast po wejściu do  apartamentu   książka położona na brzegu  stolika  przykuła jej uwagę.

- Mamo, powiedz  mi, czy jest jeszcze ktoś, -   ktokolwiek  poza tobą  i babcią Emmą - kto ma dostęp do komnat Esteriny.

- Absolutnie nie,   - poza wyjątkowymi okazjami nikt nigdy nie wchodzi do tego apartamentu. Jest na stałe  zamknięty  na klucz.  A klucz do niego  jest – z reguły – przechowywany w jednym  ze schowków w moim  sekretarzyku. . Nawet żadna ze służących – na wypadek gdyby te pokoje wymagały odkurzenia – nie może tu przebywać bez nadzoru.

- Naprawdę? Niemniej jednak jest w tej książce coś, co wydaje mi się dość dziwne. – zadumała się Ellen wciąż przeglądając Biblię.

- Co masz na myśli?

- Mam wrażenie, że ktoś w międzyczasie musiał czytać Pismo Święte.

- Niemożliwe. Jak już mówiłam, nikt nie ma wstępu do tego  pokoju,  nie mówiąc już o dotykaniu rzeczy właścicielki  bez mojej wiedzy.

- To dlaczego zakładka jest na innej stronie niż w zeszłym tygodniu?

- To niemożliwe! – pani domu  odwróciła się  gwałtownie od na wpół otwartej górnej szuflady szafy, której zawartość, wobec niechęci córki do podjęcia poszukiwań – zaczęła sama  przeglądać. W wyniku jej szybkiego ruchu śnieżnobiały szal przetykany złotą nicią zahaczył o jeden z guzików sukni i wysunął się z szuflady na podłogę, wyciągając z szafy śliczne owalne lusterko  oprawione w misternie grawerowaną perłową ramę  wyposażona w szykowną, srebrzystą  rączkę owiniętą szalem. Hrabina, nie zważając na godny  podziwu 18-wieczny  relikt,  szybko podeszła do córki i – nieco zaniepokojona – sięgnęła po księgę.

- Kilka dni temu - wyjaśniła Ellen - oprowadzając Roberta po zamku, pokazałam mu też niektóre apartamenty mieszczące się w tym skrzydle,  łącznie  z  komnatą  baronowej.  W trakcie zwiedzania buduaru przeglądaliśmy   także Biblię.     Prawdę mówiąc,  książka otworzyła się sama na stronie 41 oznaczonej tą wstążką. Pamiętam to doskonale, bo nawet przeczytaliśmy jeden z fragmentów. A teraz – sama  zobacz    gdzie jest zakładka – na stronie 112.

Hrabina , nieco  zdziwiona, , kontemplowała Pismo Święte, starając się ukryć niepokój, który ją ogarnął.  Mimo   wzburzenia  wywołanego słowami  córki  próbowała   nie  okazać  zdenerwowania   i zachować pozorny  spokój  .

- Chyba pomyliłaś strony – stwierdziła  wreszcie,  starając się rozwiać niejasne  wątpliwości dziewczyny.     -  Ellen – może  odłożysz Biblię na swoje miejsce i pomożesz mi sprawdzić pozostałe szuflady.

Przeszukanie szaf, komód oraz dwóch szafek wnękowych ukrytych za obrazami okazało się jednak bezskuteczne.  Żadna  skrytka nie zawierała  wskazówki jak  rozwiązać  tajemnicę , o której wspomniała zjawa Esteriny.

- Może  znajdziemy  coś w tym sekretarzyku – Ellen wskazała na ogromne mahoniowe biurko ze wspaniale rzeźbionymi nóżkami, stojące przy oknie w rogu pokoju.

- Obawiam się, że to nic nie da   – westchnęła z rezygnacją hrabina – to biurko to jedyny mebel w apartamencie, który znam  doskonale .. Ja – wraz z twoją babcią Emmą – dość dokładnie go przeszukałam, sprawdzając   różne dokumenty dotyczące życia Esteriny – listy, zapiski z tego okresu – które baronowa prowadziła dość systematycznie. Akta obejmowały dużą liczbę rękopisów i zwojów sprzed kilku stuleci, które – niestety – nie ujawniły niczego, co mogłoby pomóc w wyjaśnieniu sprawy.

– A jednak – upierała się Ellen –  krewna  dała jasno do zrozumienia, że życzy sobie , żebym odnalazła  coś co było przechowywane w jednej z jej szuflad. W każdym razie  nie zaszkodzi  podjąć  jeszcze jedną próbę. .  .

Po otwarciu sekretarzyka i ponownej  inspekcji  większości dokumentów, których treść nie spełniała jednak oczekiwań młodej damy, Ellen  doszła do wniosku, że mimo wszystko jej matka miała niezaprzeczalną rację. Żaden z zapisów ani listów z tamtych czasów nie zawierał istotnych  wskazówek.

- Następnym razem, gdy Esterina  złoży ci wizytę  sugeruję, żebyś zwróciła trochę większą  uwagę   na informację  jaką  patronka  chce ci przekazać –  powiedziała  hrabina ,  najwyraźniej  bardzo  zbulwersowana  – będziemy przynajmniej miały  jakieś  pojęcie, czego dokładnie  powinniśmy  szukać.

- Ciekawe, co kryje ta przegroda.  –  zastanawiała  się  Ellen, przyglądając się  maleńkim drzwiczkom umieszczonym bezpośrednio pod blatem sekretarzyka, w których  zamontowano  równie miniaturowy  zameczek,  próbując jednocześnie  zignorować   rozczarowanie i wzburzenie matki   spowodowane  bezowocnymi  poszukiwaniami. .  .

- Ta  przegroda  mieści  tylko jedną bardzo wąską półkę, która jest  całkowicie  pusta.   Nie zawiera niczego, co mogłoby cię zainteresować.

- Masz  klucz do tego zameczka?  Chciałabym to sprawdzić  sama.

Po otwarciu maleńkich drzwiczek Ellen była zmuszona przyznać, że jej rodzicielka  miała jednak rację. . Wąska półka rzeczywiście była zupełnie pusta. Jednak , w trakcie  drobiazgowego  przeglądu dziewczyna  zdała sobie sprawę, że w jednym punkcie jej matka zdecydowanie się myliła – pod niewielką półką, jakieś pięć cali niżej, zamocowano jeszcze jedną, ledwie dostrzegalną wypukłość –  długości zaledwie kilku  cali .

- Ta część drewna   wydaje się wilgotna – powiedziała Ellen dotykając dolnej krawędzi maleńkiej półki. – Czy okna tego pokoju wychodzą na północ? W tej sali jest dość chłodno. Moim zdaniem to miejsce jest zdecydowanie za zimne dla cennych antyków  jeśli mają być zachowane w dobrym stanie.

- Te  zabytkowe meble przetrwały w tych komnatach przez ponad trzy wieki i nigdy, pod żadnym pozorem nie wolno ich przenosić ani przestawiać. Zamknij  to biurko. . Jak widzisz, nie  znajdziesz tam  nic  ciekawego . Esterina musiała mieć na myśli jakiś inny  schowek. .

- Chwileczkę, mamo. – odpowiedziała Ellen przesuwając dłonią po obu małych półkach, upewniając się tym samym, że dolny występ jest lekko  wygięty i chropowaty.   Jej palce natrafiły na szczelinę w drewnie.

- Znalazłaś coś? – dopytywała się nieufnie hrabina. Pamiętała całkiem wyraźnie, że sama wielokrotnie przeglądała sekretarzyk baronowej w poszukiwaniu zakamuflowanych przegródek, które na przestrzeni wieków zwykle instalowano w różnych meblach, ale w tym  konkretnym   biurku   nigdy nie natrafiła na skrytkę.

- Możliwe.    powiedziała Ellen. - Nie jestem jeszcze pewna..

- Spośród  materiałów piśmienniczych starannie ułożonych na  blacie sekretarzyka  wzięła srebrzysty nóż do papieru i włożyła go w szczelinę, aby rozłączyć dwie, jak przypuszczała, ściśle  zespolone  części  drewnianej konstrukcji,   - jednak - bez rezultatu.  .

- To  jest  wyłącznie  mała szczelina -  stwierdziła   hrabina... - Sekretarzyk  stoi tu od  kilku wieków . Niektóre półki mogły się  wypaczyć  .

- To możliwe,  ale w takim razie - dlaczego powierzchnia tego jednego występu drewna  jest taka szorstka? Jest zupełnie inny niż wszystkie inne drewniane części, które sprawdziłam. Nierówności nie można przypisać wyłącznie upływowi czasu. – Ellen przesuwała dłonią po półce, aż – w końcu – w pewnym miejscu  które musnęła – jej palce napotkały maleńkie owalne wybrzuszenie o długości około jednego cala. W chwili, gdy je dotknęła, a następnie  nacisnęła nieco mocniej, wąska górna półka, jak gdyby napędzana sprężyną, błyskawicznie  wysunęła  się  z obudowy biurka, , ukazując dużą szufladę, w której znajdowała się książka  w  kremowej skórzanej  oprawie  . Ellen sięgnęła po nią  szybkim,  niecierpliwym ruchem,  .

- Czy  ta  książka  może być tym tajemniczym  kluczem   który  baronowa  poleciła mi  odszukać ,?  jak sądzisz, mamo? – zastanawiała  się  dziewczyna,  spoglądając  na   misternie   wydrukowane  inicjały widniejące na okładce.

Wszystkie strony księgi były śnieżnobiałe, żadna nie  wyblakła   ani nie pożółkła  z upływem   czasu –  były  zapisane  jednolitym, równym  charakterem  pisma, , nieskazitelnym i czytelnym, jakby  zawarte w  niej notatki  wpisano  zaledwie  kilka dni temu.

"Pamiętnik  . Esterina Moreno” – Ellen odczytała nazwisko właścicielki na pierwszej stronie.

- Moreno. – powtórzyła. – znasz  to nazwisko, mamo?

- To było jej nazwisko panieńskie   . –  stwierdziła  hrabina , nie mniej zaintrygowana odkryciem pamiętnika baronowej niż jej córka.

Ellen zaczęła  wertować  kartki  książki,  szybko  choć  pobieżnie przeglądając treść  zapisanych    w niej wspomnień , które  wzbudziły jej   nieukrywaną  ciekawość, następnie wróciła do pierwszej strony  na  której widniała data   -   18 marca  1620 roku.     Pod  tą   datą   umieszczony był   szczegółowy  opis   jakiejś uroczystości, która  najwidoczniej  była celebrowana   w  domu autorki   pamiętnika.

„Dzisiejszego  wieczoru  ojciec  promieniał radością    - głosił   wpisany w tym miejscu   fragment  dziennika    – „i  pragnął  aby cała  rodzina,  i  wszyscy  przyjaciele   podzielali  jego  radość  z   tego wydarzenia.  . Urząd Ministra Finansów, na które  tak wysokie stanowisko - z rozkazu Jego Królewskiej Mości  właśnie ojciec   został  wyniesiony -   pomimo rozmaitych  machinacji  ze strony  różnych osób  bywających  na dworskich salonach,  oraz  licznej  grupy ,   źle  życzących mu  adwersarzy deklarujących jawną dezaprobatę dla  powyższej  nominacji  ojca,  którzy  to oponenci,   jak  sądzę,  żywili  nadzieje  że  zdołają  ubiec   wybranego  już kandydata,  tym samym  zdobywając  wyżej wspomniane wysokie stanowisko  dla  siebie..  pragnąc przyłączyć  się  do kręgów dworu królewskiego.  Nominacja  ta  przyniosła ojcu  wielki respekt,   zyskał  tą drogą  powszechny szacunek i popularność  .   Na sukces ten  ojciec ,  dzięki  swej  niezrównanej wierności ,  lojalności i oddaniu dla rodziny królewskiej  -   w pełni zasłużył.

Wśród  osób  ucztujących na wystawnym bankiecie wydanym z tej okazji, pragnąc  uhonorować  przyznany mu przywilej – ojciec gościł także hrabiego, którego uważa za swojego najbliższego przyjaciela. Obecność tego  gentlemana   na przyjęciu była jedyną niedogodnością, która w dużej mierze zmniejszyła    moją satysfakcję  z  awansu  ojca,   zepsuła mi humor na cały wieczór, niezmiernie umniejszyła  radość   jaką sprawiło mi  to wyróżnienie.   Ten arogancki,wyniosły, zarozumiały osobnik  wbrew mojej woli  narzucał mi  swoje  towarzystwo  przez całą  uroczystość,  - nie chciał oddalić  się  ode mnie nawet na  krok,     usiłując eskortować mnie dokądkolwiek  się  udałam, -   zarówno w ogrodzie, jak i  w salonie czy sali bankietowej   .Odraza,   jaką    budzi we  mnie  ten  człowiek,  – który to wstręt  ze   względu  na ojca staram się ukryć pod maską  uprzejmości –  nie robi na tym zalotniku   żadnego wrażenia,  jest mu  najwyraźniej   absolutnie   obojętna,   - zdaje  się  zupełnie  nie dostrzegać mej awersji wobec niego, ponadto  -  całkowicie  lekceważy    czy wręcz  ignoruje  - moją   niechęć wobec  jego osoby -   chociaż starałam się  wszelkimi sposobami unikać jego towarzystwa. Apodyktyczny sposób, w jaki hrabia zwracał się do mnie, wywołał  z mojej strony niewysłowiony odrazę i irytację,  jego  arogancja  i   styl  bycia,  były wprost  trudne  do zniesienia. Minęły już ponad dwa lata, odkąd ten intruz  zaczął zabiegać  o moje względy.   – narzucając  mi swoje  towarzystwo  od pierwszego dnia   w  którym  pojawił się  w rezydencji  , przyjmując zaproszenie ojca   do złożenia wizyty  w  naszej posiadłości, stając  się następnie   prawie codziennym  gościem  w naszym domu.   – mimo gwałtownych protestów i sprzeciwów zarówno  ze strony mojej matki, jak  i siostry,  ponieważ -   ze względu na nieokiełznany rozpustny tryb życia   jaki  ten szlachcic prowadził, -  która  to  wada   i nieobyczajny styl  w zaprzyjaźnionych kręgach jest rzeczą powszechnie znaną – żadna z  wyżej wymienionych  osób   nie podziela  respektu  jakim  -  z nieznanych mi powodów  -  darzy go ojciec,  Jednakże  moje prawdziwe zdumienie budzi rzeczywiście  niezwykła władza, jaką hrabia dzierży  nad moim ojcem i  - mimo  że człowiek ten  udaje  oddanego,  zaufanego  przyjaciela  rodziny,   - wyczuwam – co więcej –  daję wiarę  pogłoskom i  relacjom  krążącym   w różnych kręgach  i środowiskach  -  , że pod pozorem ostentacyjnego wyrafinowania, którym  szczyci  się ów gentleman, - w rzeczywistości  osobnik ten  jest kłamliwym, dwulicowym oszustem, perfidnym do szpiku kości.

- Ten fragment  pamiętnika Esteriny w żaden sposób nie wyjaśnia  interesującego nas problemu - stwierdziła hrabina  Loretti wyraźnie zawiedziona - Ponieważ  te  notatki  dotyczą wyłącznie jej spraw prywatnych,  w najmniejszym stopniu nie  naświetlają  tajemnicy którą  zamierzałyśmy  wyjaśnić. . Poza tym, w mojej ocenie, raporty   te  są zbyt osobiste, aby  się w nie  wgłębiać.    -

Nie zgadzam się z tobą,  mamo. Będąc w tak krytycznej sytuacji, muszę  brać  pod uwagę   wszelkie informacje, które  mam szansę tą drogą uzyskać.  Nadal nie mam pojęcia, na jaki  trop   chciała mnie skierować   baronowa, czego właściwie mam szukać. – przerwała dziewczyna,  dostrzegając  pełne wyrzutu  spojrzenie matki – mimowolnie przypominając sobie wydarzenia poprzedniej nocy, w tym własną bezmyślność i  poważną  nierozwagę  z jaką potraktowała widmo Esteriny, odmawiając wysłuchania polecenia, a raczej – prośby  damy    – Wydaje mi się – pospiesznie dodała Ellen – pragnąc uniknąć  dalszych pretensji  ze strony matki,– że jestem winna mej patronce, jak nazywasz   widmo z epoki  – dokładne przestudiowanie jej pamiętnika, aby  odnaleźć  wiadomość, którą baronowa  poleciła  mi odszukać. .

- Być może masz rację. Przejdźmy zatem do następnej strony.

„27 kwietnia 1620 r.

Marco, mój ukochany Marco, jaka  to straszliwa złośliwość lub zrządzenie losu sprawiło, że nie mieliśmy  okazji  spotkać  się  we  wcześniejszym  terminie,  w  innych okolicznościach? ,-  poznaliśmy się dopiero teraz, gdy wszelkie szanse na   spełnienie  naszych marzeń i realizację  planów  okazują  się  już  niemożliwe.!  Płonne  nadzieje!  Na wszystko  jest  już za późno !  A przecież mogliśmy być  tacy szczęśliwi gdyby  dane nam było być razem ! Gdybyś został  przedstawiony  mojej rodzinie kilka miesięcy wcześniej,  być   może mój ojciec nie byłby tak nieugięty, i tak  kategorycznie,  bez zastanowienia   nie  odrzuciłby  twoich oświadczyn,  i  -po  ponownym  rozważeniu   twej propozycji   -  oddałby ci moją rękę  !   Niestety - ojciec już zaplanował moją najbliższą przyszłość i podjął kroki w kierunku realizacji swych planów  w tej kwestii.. Wbrew mojej woli, mimo  mej   stanowczej odmowy,  którą  wyraźnie  -  wszem  i wobec  - w powyższej sprawie oznajmiłam, -   ojciec niedawno  ,w sposób  nieuznający   sprzeciwu,  kategorycznie  ,bez ogródek  zadeklarował , że   podjął  nieodwołalną decyzję, aby zmusić mnie do zawarcia małżeństwa z wybranym przez siebie kandydatem,  sam  widok którego  budzi we mnie  nieopisaną  awersję     Obawiam się, że nie mam szans na  uniknięcie   mojego  smutnego,  wręcz tragicznego przeznaczenia. . Szlachcic, którego ojciec wybrał na mojego małżonka i którego towarzystwa – niepożądanej   adoracji  -  wszelkimi sposobami  przez ostatnie miesiące na próżno próbowałam unikać  – jest osobą o wielkim  znaczeniu  na dworze królewskim. .  Poprosił  ojca o moją rękę  mimo  że  ja sama  już wielokrotnie  ,nieodwołalnie , stanowczo odrzuciłam  jego propozycję  małżeństwa. Mój los jest  przesądzony  -  przypieczętowany  – tym bardziej, że kilka tygodni temu – poprzez niefortunny zbieg okoliczności, czy raczej –  podstępne intrygi  wrogich mu antagonistów – mój rodzic z dnia na dzień popadł w niełaskę Jego Królewskiej Mości. Hrabia   L. –  który to  fakt  -  niestety  -  mimo mojej  odrazy  do  niego    -  muszę  stwierdzić -  zrobił  absolutnie   wszystko co leżało  w jego mocy  aby  przywrócić  swego przyjaciela do  królewskich łask  -  wielokrotnie  interweniując  w obronie mojego rodzica, które to mediacje,  odniosły  w rezultacie pożądany skutek.   . Zdaję sobie sprawę z tego, że hrabia wstawiał się za  ojcem   u Jego Królewskiej Wysokości  wyłącznie ze względu na mnie. - zdaję sobie również sprawę  z faktu ,  że  to  wyłącznie a powodu  tej   fatalnej  afery  zostałam ostatnio  zobowiązana  do poślubienia   wielce  niepożądanego , niemiłego mi  adoratora  -   mimo nieopanowanej    niechęci ,  którą  we  mnie wzbudza .   Ale -   w świetle  tej   tragicznej  sytuacji  - co  stanie się ze mną?  Jaki los mnie czeka?  Jakie  jeszcze  inne koszmarne  doświadczenia  przeznaczenie  mi  zgotowało ?    Jednakże  -   zważywszy  obecne  okoliczności -   czy mój  własny  pogląd   na tę  kwestię -  oraz stanowisko które zajęłam  -   rzeczywiście  nie mają żadnego znaczenia  ?   Ponadto -  czy moje  własne  emocje   jak również   szczere  uczucie ,  którym kieruje się  ten drugi – wysoko ceniony przeze mnie gentleman , tak bezwzględnie odtrącony przez mojego ojca – zalotnik, do którego moje serce żywi  wielki,  żarliwy afekt  – mają być  traktowane z lekceważeniem i pogardą?  Czy mam  obowiązek poddać się  ostatecznej  decyzji  którą  ojciec  w tak nieubłagany sposób   mi narzuca? Och, Marco, czy kiedykolwiek będę miała  szansę jeszcze  cię spotkać?

„20 czerwca 1620”

Minęły dwa miesiące od dnia, w którym ostatni raz spotkałam się  z  gentlemanem  tak drogim   mojemu sercu. Wkrótce po hucznym przyjęciu wydanym przez ojca z okazji moich niepożądanych,  niechcianych   zaręczyn z hrabią L. Marco został oskarżony o uknucie spisku przeciwko Jego Królewskiej Mości i zamach na życie monarchy. Powiedziano mi, że oskarżenie  to  zostało uznane za  zdradę stanu. Jednak  - pomimo wszelkich  dowodów zebranych  błyskawicznie -  w wielkim pośpiechu, nie przywiązuję żadnej  wagi  do aktu oskarżenia. -nie daję  wiary pomówieniom.   Marco  jest niewinny.  Jestem o tym  bezwzględnie przekonana.  Poza tym  -  objęcie urzędu  tak wysokiej rangi,   piastowanie na dworze  tak odpowiedzialnego stanowiska, przebywanie w  bliskim kręgu  króla, w żaden sposób nie predysponuje wspomnianego  funkcjonariusza  -  członka dworu  - do wzniecenia buntu ani nie  skłania  lojalnych,    oddanych  dworowi  królewskiemu  urzędników do  dopuszczenia  się zdrady. Moim zdaniem wszelkie dowody jakie  przeciwko mojemu  ukochanemu  zostały zebrane, bez wątpienia zostały  perfidnie  sfabrykowane,  w celu rozdzielenia nas na zawsze. Podejrzewam, że ten irracjonalny akt oskarżenia został sprowokowany  przez ostatnie  oświadczyny  ze strony  mojego ukochanego - , w której to sprawie Marco zwrócił się niedawno do mojego ojca, aby jeszcze raz prosić  go  o moją  rękę – ponownie  zwracając się  do  pana domu, aby przychylił się do jego prośby i  jeszcze raz   rozważył sprawę  mojego małżeństwa,  nie oddawał mojej ręki  hrabiemu. .Niestety -  ojciec  uparcie   podtrzymuje swoją decyzję. Ani apele Marco, ani moje własne błagania, ani nawet wstawiennictwo mojej matki nie zostały uznane za wystarczająco znaczące podstawy, by  skłonić  ojca do zmiany decyzji,   do jakichkolwiek ustępstw   w tej kwestii.  Czy wiadomość o wznowionej  propozycji  małżeństwa  złożonej przez Marca,,  znienawidzonego  rywala mojego  niechcianego narzeczonego  i – wysoce  niepokojącym  konflikcie,, który  ta petycja wywołała -  – dotarła do uszu  hrabiego? Od tego nieszczęsnego wydarzenia nie nadarzyła się żadna okazja zorganizowania spotkania z moim ukochanym  ,   choćby potajemnego. W wyniku fałszywego oskarżenia Marco został zmuszony do  ukradkowej ucieczki z kraju  pod osłoną nocy. …”

- Kim był Marco, mamo? – zapytała zaciekawiona Ellen.

-  Ze słów Esteriny wynika, że był to mężczyzna, którego  autorka  pamiętnika  kochała do szaleństwa, choć z polecenia  swego rodzica  została zmuszona do małżeństwa z innym zalotnikiem. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że jej życie było  tak pogmatwane.

- Czy to dlatego baronowa zmarła tak młodo?

- Dowiemy się tego, gdy przeczytamy  dziennik  do końca. Wydaje się, że zawiera fakty, o których nikt z nas nie miał najmniejszego pojęcia. Najwyraźniej Esterina z jakiegoś powodu uznała za konieczne  wyjawić  ci  pewne  niejasne  jak dotąd  kwestie  dotyczące  jej  prywatnego  życia  i  – dlatego  złożyła  ci wizytę w twoim  apartamencie  poprzedniej nocy ….  tak. .. teraz, gdy się nad tym zastanawiam,  dochodzę do wniosku , że to była ta  właśnie wiadomość, którą  zamierzała  ci przekazać ...… o, chyba słyszę, że  ktoś tu idzie  -  w stronę tego buduaru  – pani  domu przerwała na chwilę  rozmowę  , nadsłuchując  odgłosów dobiegających  spoza   apartamentu.   Na  zewnątrz, w dalszej części korytarza, rozległo się głośny łomot   , jakby ktoś  przemierzał  korytarz , mozolnie dźwigając niezwykle  ciężki  przedmiot, którym był obarczony,  a  następnie,  zbliżając się do buduaru, wędrowiec  uginając się  pod ciężarem, stracił równowagę i  zatoczył się,  zderzając się  ze  ścianą  tak gwałtownie, że podłoga zatrzęsła  się  pod jego stopami.

Ellen wybiegła z  pokoju  i rozejrzała się po korytarzu, ale w zasięgu wzroku nie było  widać żywej duszy. Kroki, które usłyszała zaledwie przed chwilą, ucichły w jednym z odgałęzień krętego korytarza. Wróciła do buduaru.

- Kogo tam zobaczyłaś?  – zapytała hrabina.

- Nikogo  nie  ma w korytarzu. . Ktoś musiał kierować się do zachodniego skrzydła. Wróćmy do pamiętnika.

„25 lipca

Ojciec wezwał mnie dziś rano do swego gabinetu, aby oznajmić, że wyznaczył już datę mojego ślubu, ponadto działając w porozumieniu z hrabią L. wydał niezbędne instrukcje, aby  ceremonii nadano  niezwykle uroczysty  charakter…. Żywię  ogromną , nieskończoną  urazę  do mojego rodzica,  ponieważ nigdy nie zadał sobie najmniejszego trudu, aby zasięgnąć mojej opinii na temat małżeństwa,  któremu     jestem   zdecydowanie przeciwna.   Ojciec,  niestety ,  okazuje  niezmienne  lekceważenie wobec  mojego  stanowiska   dotyczącego tej kwestii,   traktując z najwyższą  pogardą  moje  uczucia,   nie zważa  także  na moje  błagania i protesty  ani argumenty które  mu przedstawiłam  w tej sprawie.   Zaczął  natomiast   roztaczać  przede mną wspaniałe perspektywy życia, które  jego zdaniem będę  wieść  na dworze królewskim,  gdzie,   jego zdaniem,   powinnam  osiedlić  się  nazajutrz po ceremonii zaślubin. Czy naprawdę muszę podjąć się tego  -  tak   bezwzględnie   nałożonego na mnie obowiązku, wywiązać się z narzuconych mi warunków,  poświęcając w tym celu  całe moje  życie,  i – w dowód wdzięczności, a raczej jako zadośćuczynienie za  niezłomne , skuteczne  wstawiennictwo hrabiego  w kwestii  zawikłanej afery mego ojca,  który ostatnio popadł  w niełaskę,  mediacje  wpływowego szlachcica w zakresie arbitrażu w przedmiotowej sprawie, która to interwencja  w  dużej mierze  przyczyniła się  do  zmiany  decyzji  dworu dotyczącej  relegacji  ojca   z dotychczas pełnionej  wysokiej funkcji   oraz  umożliwiło   memu rodzicowi  pozostanie  na  elitarnym urzędzie,  -  dalsze piastowanie   dotychczasowej znamienitej  posady,  -  dymisja z którego  to stanowiska  niedawno  mu  zagrażała   – czy powinienem być zmuszana do  okazania wdzięczności?  Czy mam zostać wydana za mąż,  a  raczej – w zamian za zasługi wyświadczone  ojcu – mam zostać  bez słowa  protestu  oddana jako trofeum człowiekowi, którego osoba  budzi we   mnie  wyłącznie  nieopanowaną  awersję ,  -  a  jego   słynny  z rozpusty   styl  życia,  -  mimo  jego zasług  dla sprawy ojca -  niewysłowioną  pogardę  ?

Ellen   przerwała  lekturę  i podniosła wzrok, ponownie słysząc odgłos szybkich kroków dochodzących z korytarza.

- Znowu ktoś tędy idzie. Słyszysz , mamo?

- Może to Robert.   Możliwe  że cię szuka.  .

- Jeśli to Robert, to doskonale wie, gdzie jestem. Przy śniadaniu powiedziałam mu, gdzie spędzę większość dnia.  Sądzę  raczej , że to Henry ma do ciebie jakąś sprawę.

- O tak, to możliwe. Dziś rano byłam tak zdenerwowana  twoją wczorajszą przygodą, że zupełnie  zapomniałem wydać mu instrukcje. Zostań tutaj i czytaj dalej. To nie potrwa długo.  Wrócę  za  minutę. .

Hrabina wyszła z apartamentu i skierowała się w stronę  holu,  wołając  imię   kamerdynera.   Henry  jednak  nie zareagował  na wezwanie  , nie pojawił się . . Po  dłuższej chwili chwili  pani   domu  wróciła do  buduaru  baronowej.

- Tam nikogo nie ma – powiedziała nieco zakłopotana. –  wszyscy  domownicy są  doskonale  zaznajomieni  z rozkładem tej  części   budynku,  więc nikt raczej nie straci  tu orientacji. Co więcej,  personel  zwykle omija  komnaty Esteriny szerokim łukiem. .   Szkoda     że nie spotkałam  Henry’ego.  Porozmawiam z nim później.  Teraz skoncentrujmy się na pamiętniku. .  .

Ellen  odwróciła  kartkę   dziennika  .

„Wczoraj wieczorem hrabia L. złożył mi kolejną wizytę w naszym majątku i całkowicie lekceważąc  jawną, nieukrywaną  niechęć  jaką do niego żywię, nie zważając na zastrzeżenia   jakie wnoszę co do proponowanych przez niego  planów i projektów dotyczących rozważanego małżeństwa – z  najwyższą  pogardą   i  arogancją  wyśmiał   wszystkie   pytania, które mu zadałam w sprawie    oskarżenia  wysuwanego  wobec  Marco o rzekomo  popełnioną    przez niego  zdradę stanu,  . Poinformowałam  hrabiego  w bardzo  wyraźny,  dobitny sposób, że poddaję  w wątpliwość  przedstawione  mi  dowody, które  uważam  za bezpodstawne plotki,   oraz  nie daję wiary   pomówieniom  w kwestii  zdrady  stanu, której,  moim zdaniem, nigdy by nie popełnił.  . Hrabia zdawał się lekceważyć moją opinię na ten temat – co   więcej -   uniesiony gniewem  - ze złością  krytykował i wyśmiewał moje indagacje  dotyczące prawdziwości poszlak i dowodów dotyczących domniemanego aktu zdrady Marco. Potem nagle zmienił temat, nonszalancko  ignorując  dalsze pytania, które mu zadałam. - łącznie  z absurdalnymi i nieuzasadnionymi - jak je określił - wątpliwościami, jakie mogłam mieć  w kwestii tej  skandalicznej afery,  po czym, -  nawiązując do przyjęcia zaręczynowego, które odbyło się niedawno w  posiadłości  mego ojca, , szlachcic ten  zaczął snuć plany co do naszego miesiąca miodowego. Złożył też przyrzeczenie, że wkrótce po powrocie do Italii zostanę – w należytej formie – przedstawiona  królowi.  Planowane  wprowadzenie do dworskich  kręgów,  które rozważa mój  niechciany  adorator,  nie ma dla mnie  żadnego znaczenia. Hrabia zdawał się być rozwścieczony moim brakiem entuzjazmu, a ściślej mówiąc  - postawą  całkowitej  obojętności wobec  tego projektu. Niemniej jednak ja, bez względu na…”

Tym razem głuchy odgłos czyichś kroków, który ponownie    zabrzmiał w korytarzu – zaalarmował obie kobiety w równym stopniu, tym bardziej, że  poprzednio,  gdy Ellen, słysząc ten dźwięk,  wyjrzała na zewnątrz,  korytarz  był całkowicie  opustoszały.  Obie  damy  przerwały  dalszą  lekturę  dziennika  i   czekały  w napięciu  aż  przybysz zbliży się   do buduaru. Na widok wysokiego czarnowłosego mężczyzny, który za chwilę stanął na progu, obie panie odetchnęły z ulgą.

- Ach, to ty, Robercie. Bardzo się cieszę, że w końcu  odnalazłeś  drogę  do tego  pokoju. -

-Nie spodziewałaś się mnie tu zobaczyć? W twoich oczach jest bardzo dziwny wyraz. – stwierdził   lord  Danvall , przypatrując  się  swojej  narzeczonej.  - jakbyś właśnie spotkała  kolejne widmo. Z tego, co pamiętam, żadne lokalne zjawy nie pojawiają się w ciągu dnia – zauważył żartobliwie , mimowolnie    wspominając konsternację Ellen tego ranka, kiedy opowiedziała mu o nieprzewidzianej  wizycie   ducha  baronowej  poprzedniej nocy.  W tej chwili też sprawiała wrażenie  zdezorientowanej  i  zaniepokojonej.     -Z  jakiego  powodu  tak długo błąkałeś się po korytarzach tego piętra? – zapytała hrabina. – Słyszałyśmy, jak  wędrujesz po różnych apartamentach przez ponad dziesięć minut. Powinieneś był przyjść prosto do tego salonu.

- Nie zgubiłem się w labiryncie gmachu,  hrabino,  jeśli o tym  pani mówi.  – zaprotestował Danvall. – Zapoznałem się  już z  rozkładem większości komnat  w różnych skrzydłach , więc nie miałem problemu ze znalezieniem pasażu  prowadzącego do tych pokojów. . Wysłałem dziś rano kilka  maili,   otrzymałem kilka faksów, co zajęło  mi  dłuższą chwilę, a potem przyszło mi do głowy, że najwyższy czas sprawdzić, na jakim etapie  są  poszukiwania  jakie prowadzicie  w buduarze   Esteriny.  . Dlatego po skończeniu  tych zadań  udałem się prosto do komnat słynnej baronowej  znajdującego  się na tym piętrze, nigdzie się nie zatrzymując… o nie – proszę mi wybaczyć    - jednak  jest coś, o czym zapomniałem  wam  powiedzieć – dodał mężczyzna unosząc rękę w geście przeprosin – po drodze wszedłem do galerii obrazów, żeby jeszcze raz przyjrzeć się niektórym portretom i… pani hrabino…. cóż, prawda jest taka, że jeden z obrazów rzeczywiście, jak już wspomniałem, przypomina mi kogoś, kogo  z pewnością   już  gdzieś  widziałem – możliwe ze  był przedstawiony  na jakiejś  miniaturze,  chociaż  niestety   nie mogę sobie przypomnieć  czyj  dokładnie to był portret.  a potem tutaj – do komnat Esteriny. Ale dlaczego zadała mi pani  to pytanie, hrabino? Czy znowu wydarzyło się coś niezwykłego?

- Nie,  na szczęście  nic ważnego się nie stało.   Zapomnijmy o tym. –  stwierdziła  Esther Loretti,  lekko zażenowana. . – Zastanawiam się, czy przypadkiem nie spotkałeś kamerdynera po drodze. Wydaje mi się, że kilka minut temu słyszałam, jak przechadzał się po sąsiednich korytarzach. Chciałam go tu wezwać, ale  chyba nie  usłyszał   mojego wołania.  .

- W  korytarzach przez  które przechodziłem nikogo nie spotkałem. . . Co do kamerdynera -  Henry  – wyszedł z domu dwadzieścia minut temu. Pojechał do miasta załatwić   jakąś  sprawę  którą , jak mówił  - zleciła  mu pani wczoraj.  .

- Rozumiem. – odpowiedziała hrabina. – Porozmawiam z nim, kiedy wróci.

- Nawiasem mówiąc,  hrabino,  nie umknęło mojej uwadze, że mimo wszystko zdecydowała się pani  przeprowadzić  pewne zmiany w galerii portretów.

- Ależ  absolutnie nie!  Nic podobnego!   W żadnej z tych komnat w skrzydle północnym nie dokonano od wieków żadnych zmian, a już na pewno nie w galerii portretów. To święte miejsce dla całej dynastii, zarówno bliskich, jak i dalszych krewnych, gdyż daje wgląd w dzieje rodu na przestrzeni wieków i reprezentuje  niemal wszystkich przedstawicieli rodu od niepamiętnych czasów… Skąd ten absurdalny   pomysł przyszedł ci do głowy?

- Niektóre obrazy zostały  przewieszone w inne miejsce.  .

-            Przewieszone ?  Niemożliwe! Kto   poważył się ….? -

-Dokładnie mówiąc   - tylko dwa z nich ...– pospiesznie zapewnił damę Robert. -  Ten wspaniały portret lorda Cardana namalowany w połowie XVII wieku i drugi przedstawiający Enrico Loretti.

- O nie, - kto mógł wpaść na tak   szalony  koncept  aby…..- pani  domu   pokręciła głową niezmiernie  wzburzona... - jesteś tego pewien?

- Cóż,  hrabino,  jestem pewien, że się nie mylę. O  ile dobrze pamiętam, oba te antyczne obrazy były  umiejscowione  obok siebie, a teraz wiszą po obu stronach wizerunku baronowej Esteriny. Poza tym – przerwał z wahaniem Robert. – Zdaję sobie sprawę, że może zabrzmieć dziwnie, jednak przez chwilę miałem wrażenie, że portret Enrico Loretti  jest usytuowany znacznie bliżej Esteriny niż portret przedstawiający Lorda Cardana.

- Chciałabym wiedzieć, który ze służących ponosi winę za tę bezmyślny  czyn.   –  zastanowiła  się  hrabina, niezwykle zirytowana  . – Przypuszczam, że któryś z lokajów zamierzał odkurzyć ramy obrazów, zdjął je  ze  ściany  a potem zawiesił  te arcydzieła   na niewłaściwych hakach. Ale   co go skłoniło  do  zdjęcia  tych obrazów ?  Chyba będę musiała  przywołać  winnego do porządku. A może… może to  sprawka  kamerdynera?   Czyżby  Henry…..  Nie…, niemożliwe...To wyjątkowo  nieprawdopodobny  pomysł. …...- Zobaczymy się później –  hrabina  z  niejakim  roztargnieniem pożegnała  Ellen i  Roberta.  po czym pospiesznie wyszła z komnaty.

Nie była to wina  ani  Henry’ego  ani  także  przewinienie   któregokolwiek  ze służących.   Pani  domu  podświadomie to przeczuwała , ale dopiero po wejściu do galerii  w pełni zdała sobie z tego sprawę.  Wielki  obraz przedstawiający potężnie zbudowaną, masywną postać jej przodka został przesunięty o prawie pół metra bliżej portretu Esteriny, przeniesiony w zupełnie inne miejsce niż  to  w którym umieszczono  go  przed wiekami, tak  jakby w międzyczasie –  w ciągu nocy -  jakaś niewidzialna ręka wbiła w ścianę  solidny,  lśniący  złowrogą  czernią  mocny hak.   Ponadto  -  obraz delikatnie kołysał się tam i  z powrotem. Ruch  ten był co prawda  ledwie dostrzegalny,   ale dla  spostrzegawczego  obserwatora, którą  to cechą  niewątpliwie  odznaczała  się pani domu,   ten wahadłowy  ruch  oraz  towarzyszący mu  ostry zgrzyt  w trakcie kontaktu ze ścianą    był wyraźnie  słyszalny i zauważalny. Teraz, stojąc  przed    antycznym dziełem sztuki całkiem znieruchomiała,   jakby  wrośnięta w  ziemię,  dama  wpatrywała się z uwagą we  wspaniale oprawiony wizerunek Enrica  Loretti,    który  bezustannie   kołysał się,  jakby napędzany niedostrzegalną sprężyną, chwilami ocierając się o ścianę  wydając  przy tym  przenikliwy  odgłos.

Owładnięta  przerażeniem  pani domu  cofnęła się  o krok i  po przemierzeniu  galerii  podeszła do kominka, na którym stały  uszeregowane statuetki kawalerzystów. Figurka jej przodka, Enrica  Loretti, stała nietknięta na swoim zwykłym miejscu, podczas gdy maleńka statuetka pechowego lorda Cardana przeszła radykalną metamorfozę.   Metalowe ciało postaci było wygięte do tyłu, głowa  lorda  Cardana była przekrzywiona, co sprawiało wrażenie, jakby ktoś próbował oderwać  ją od tułowia…

Ellen  uczuła  wielką  ulgę  gdy wreszcie   opuściła  buduar baronowej Esteriny,  niezmiernie przytłoczona atmosferą melancholii panującej w dawno opuszczonych komnatach i – mimo sprzeciwów Roberta, który sugerował trzymanie się z góry ustalonego harmonogramu  zajęć   zaplanowanych  na ten  dzień   – dziewczyna postanowiła wrócić do  pokoju  aby  przestudiować  dalsze fragmenty  pamiętnika patronki. Niesamowita relacja  opisująca  perypetie  z  życia baronowej – szczegóły, których rodzina do tej pory była absolutnie  nieświadoma – całkowicie pochłonęła jej uwagę.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 37.8
drukowana A5
za 101.17