Poezja
Przyszłaś do mnie, poezjo,
Nagle jak olśnienie,
Jak światło gwiazd tysiąca,
Cudowne natchnienie
Przyszłaś do mnie, poezjo,
Jak siostra kochana,
Przyjaciółka najmilsza,
Wierna i oddana
Otworzyłaś swą księgę,
A w niej słowa, słowa.
Lecz nie mogłam zrozumieć,
Co w tych słowach chowasz
Ledwie czytać zaczęłam,
Już ją porzuciłam
I przed tobą, poezjo,
W cieniu się ukryłam
Dziś żałuję, żem wtedy
Księgi nie czytała,
Choć tak do niej tęskniłam,
Chociaż jej szukałam
Chociaż była mi szczęściem,
Prawdą i sumieniem,
Była cząstką mej duszy,
Moim przeznaczeniem
Warszawa, kwiecień 1993
Zmrok
Dzień kończy wędrówkę i kryje się w mroku.
Gdzieniegdzie dnia blade drżą cienie
Z daleka dochodzi szmer cichy potoku
I słychać tej ziemi westchnienie
I niebo jest całe usiane gwiazdami,
Ze złotym księżyca obliczem
Zmrok kryje się w trawie i między drzewami
I miasta otula ulice
I robi się cicho, ustaje krzątanie,
Już sen się do ludzi zakrada
I z parku dochodzi puchacza wołanie
Lub sowa krzykliwie zagada
I miasto się całe w tym zmroku zapadło,
I tylko jest niebo z gwiazdami,
Lecz żadna dziś gwiazda na ziemię nie spadła,
Choć gwiazdy spadają czasami
Jelenia Góra, 1948
Luty
Smutne niebo smutne łzy roni
Deszcz po szybach spływa i dzwoni
I spadają chłodne łzy deszczu
I szeleszczą, szeleszczą, szeleszczą…
Tak się luty rozpłakał w tym roku
Tak utonął w deszczowym obłoku
Taki smutny i pełen żałości
W naszym mieście, rzewliwy, zagościł
Drzewa mokną, wiatr je kołysze
Głośnym szumem wdziera się w ciszę
Deszczu krople porywa, rozwiewa
Smutną pieśnią w konarach zawiewa
Jelenia Góra, luty 1948
Wspomnienie
Za oknem noc ciemna, za oknem wiatr dmucha
I gra kołysankę, a ciemność jej słucha
Wspomnienia się snują jak nici pajęcze
Przychodzą, nurtują, wplatają się w tęczę
Minionych lat dawnej, odległej przeszłości
Tych młodych i barwnych lat pełnych radości
Co dni rozjaśniały jak słońca promienie
Lecz po nich zostało… już tylko wspomnienie
Jelenia Góra, luty 1948
Kwietniowa noc
Noc już zeszła na ziemię kwietniowa
Już umilkła ptaszęca kapela
Tylko w szumie drzew leśnych rozmowa
I niepokój się nocny udziela
Czarną, na świat, noc szatę rzuciła
Melancholii wypełzły widziadła
Nocną pieśnią człowieka uśpiła
I podstępnie mu spokój wykradła
Gdzie nieznane przestrzenie i światy
Gdzie bajecznie tęczowe krainy
Gdzie miłością kwitnące rabaty
I gdzie wiecznie zielone doliny
Gdzie wciąż lampa słoneczna się pali
Gdzie snów barwnych cudowna jest rzeka
Gdzie się nikt na nikogo nie żali
Tam wędrował spokój człowieka
Tam w noc ciemną, kwietniową uchodził
Tam go wiodła utkana z cnót ścieżka
Duch pokoju mu wrota otworzył
Za którymi na wieki zamieszkał
Gwiezdną, na świat, noc szatę rzuciła
Melancholii wypełzły widziadła
Ludzką duszę noc ciemna uśpiła
I podstępem jej spokój wykradła
Jelenia Góra, kwiecień 1948
Tajemnica
Przyszłości! Czemu losy twoje
Mgłą tajemnicy osłonione?
Czemu nikt zgłębić ich nie zdoła?
Czemu wciąż wielka niewiadoma?
Świat coraz inną szatę wdziewa
Nad nędzą ludzi ubolewa
I ciągle nowej szuka drogi
I coraz inne wielbi bogi
W coraz to inne zdobi hasła
Wiejskie opłotki, mury miasta
Rzuca wyzwanie, wojny wznieca
Jaka idea mu przyświeca?
Wieczny mu ogień serce spala
Żądza bogactwa go zniewala
Szlachetnych uczuć w sobie szuka
Lecz nie znajduje — nikt nie słucha
Przyjaźń, jak cacko z porcelany
Krucha podstawa, cienkie ściany
Łacno przy większej wiatru sile
Legnie w okruchach, w szklanym pyle.
Przyszłości! Dziwne twoje losy
Czasem napełniasz wiarą trzosy
Czasem się śmiejesz z naiwności
A czasem zżymasz się i złościsz
Lecz zawsze zwodzisz szczęścia drogą
Choć tylko ścieżkę masz ubogą
I swoje barwy, blaski, cienie
Oblekasz w złudny kształt — marzenie
Jelenia Góra, 1948
Wieczór
Już słońce blask skrywa, chłód schodzi na ziemię
Wśród ulic jesienne błąkają się cienie
I liście brunatne z drzew wiatrem strącane
Spadają na chodnik, zeschnięte, spłakane
Słoneczny blask igra w kolorach jesieni
I w tęczy zachodu czerwienią się mieni
Zapada powoli w tę otchłań bez końca
Zza chmury wypłynął sierp blady miesiąca
I spojrzał po wielkiej, niebieskiej kopule
Ku gwiazdom dalekim uśmiechnął się czule
Ku ziemi odległej swe światło skierował
I coraz to dalej w noc gwiezdną wędrował
Otworzyłam okno — noc za oknem drzemie
Po chodniku pełzają lamp ulicznych cienie
Rzucając nikłe światło na pustą ulicę
Na topole strzeliste, śpiące kamienice
A tam w górze niebieskie palą się lampiony
Gwiazdy i półksiężyc wśród gwiazd zawieszony
Światło spływa ku ziemi, w szybach się przegląda
Wciska się między drzewa, jak kosmiczna sonda
A wkoło noc i cisza i miasto uśpione
I majowe zapachy wiosną nasycone
Warszawa, maj 1993
Sen
I śnił mi się dwór cichy z białymi ścianami
Ze starym krużgankiem, z jasnymi oknami
A wokół tych okien powoje pachnące
W ogrodzie dąb stary i brzozy płaczące
I staw, w którym latem kąpało się słońce
Różowe poranki rosą posrebrzane
I zachody słońca złotem malowane
I sad co jesienią swe barwy odmieniał