Rozdział 1. Bursztynowy sen
Szymon miał pięć lat i wiedział wszystko o dinozaurach.
Na półkach w jego pokoju stały dziesiątki figurek — od maleńkich raptorów po ogromnego tyranozaura. Na ścianach wisiały plakaty z ich nazwami, a na biurku leżał otwarty atlas prehistorycznego świata.
— Gdybym tylko mógł zobaczyć was naprawdę… — westchnął pewnego wieczoru.
Następnego dnia, podczas spaceru z tatą po lesie, zauważył coś błyszczącego w mchu.
Podniósł drobny bursztyn — przezroczysty, z zatopionym w środku maleńkim owadem.
— To jak z filmu o dinozaurach! — zawołał z zachwytem.
W nocy długo nie mógł zasnąć. Trzymał bursztyn w dłoni, przyglądając się, jak mieni się w świetle lampki.
Nagle — błysk!
Złote światło rozlało się po pokoju. Szymon poczuł lekki wiatr, usłyszał śpiew ptaków, a gdy otworzył oczy… już nie było jego biurka, ścian ani łóżka.
Stał pośród ogromnych paproci, wyższych od domów.
W powietrzu unosił się zapach wilgotnej ziemi.
A wysoko nad nim — krążył pterozaur.
Rozdział 2. Spotkanie z Tiko
Szymon powoli ruszył przed siebie. Każdy krok zapadał się w miękkim, ciepłym mchu.
Zza krzaków dobiegło ciche chrumkanie i tupot małych stóp.
Nagle coś wyskoczyło z zarośli — mały triceratops!
Miał wielkie, błyszczące oczy, trzy malutkie rogi i ogon jak wachlarz.
— Hej, nie bój się… — szepnął Szymon, wyciągając rękę.
Zwierzątko zrobiło krok w jego stronę. Potem następny. Aż dotknęło jego dłoni.
Chłopiec poczuł ciepło — i usłyszał w głowie głos:
— Tiko.
— Ty… mówisz?! — zdziwił się Szymon.
— Nie słowami. Serce rozumie. — głos zabrzmiał jak echo wiatru.
Od tej chwili wiedzieli, że są przyjaciółmi.
Szymon i Tiko ruszyli razem przez pradawny las, w którym każdy dźwięk był nowy — szelest liści, ryki w oddali, dudnienie kroków wielkich stworzeń.
— Chciałbym tu zostać na zawsze — powiedział Szymon.
Tiko skinął głową i wydał z siebie radosny pomruk.