Wstęp
Niedawno zakończyłem pisać o swoich przygodach w „kurwoświecie”. Nie ukrywam, że jestem zadowolony z finalnego efektu tej mini książki. Siedzę, oglądam okładkę książki i wertuję zawartą w niej treść. Niektóre rozdziały powodują u mnie zdziwienie, a jeszcze inne uśmiech. Powstały twór budzi jakieś emocje, dostarcza wiedzy, prowadzi do refleksji. Niekiedy trochę wulgarnie, ale ogólnie rzecz biorąc wydaje mi się, że jest całkiem dobrze jak na pierwsze podejście w pisaniu książek.
„Szwagry” wkrótce trafią na Wasze czytniki, telefony, a także z opcją w wersji drukowanej. Produkt wydany, ale tak właściwie dla kogo? Czy w ogóle ktoś będzie chciał poświęcić czas i pieniądze, aby zaznajomić się z tą książką? Kogo mogą zainteresować wypociny „szwagra”, czyli faceta, który nie stroni od korzystania z ofert prostytutek? Już widzę, jakbym oficjalnie zadał to pytanie. Załóżmy, że jechałbym autobusem, powstał i ogłosił.
— Halo, halo, czy chcielibyście wiedzieć, jak to jest bzykać za pieniądze?
Odpowiedzi byłyby raczej negatywne. Ludzie odwróciliby spojrzenie. Nazwali mnie od najgorszych grzeszników, zboczeńców. Chociaż zdarzyło mi się wracać autobusem, z jedną płatną panią. Tego samego dnia spotkaliśmy się bez ubrań. Może ona wyraziłaby zainteresowanie i rzekła- PISZ! 😊
Facet chodzi po dziwkach, zalicza, gdzie tutaj coś ciekawego? A jednak diabeł tkwi w szczegółach. W całej otoczce pójścia na dziwki, doboru panny, nietypowych sytuacji, które można zastać na miejscu, jak i po opuszczeniu lokalu. Wchodząc w ten świat, nie spodziewałem się takiej kopalni anegdot. Częścią z nich podzielę się z Wami w pierwszej odsłonie mojego literackiego debiutu. „Masa” mógł pisać, mogę i ja.
Wróćmy jednak ciut bardziej profesjonalnie do tematu. To, kogo może zainteresować płatny sex? Było już kilka książek na ten temat. Każda jednak była widziana z pozycji prostytutki. Żadna nie przedstawiała punktu widzenia Klienta, który ma równie dużo do powiedzenia, jak diwa. Może nawet i więcej, bo to właśnie klient nakręca funkcjonowanie tego biznesu. Nie byłoby popytu na usługi pań, to nie byłoby biznesu.
Myślę, że anegdotami widzianymi oczami „szwagra” zainteresowane mogą być osoby, które mają z tym styczność. Chodzą do pań lekkich obyczajów i wychodzą z lokalu uszczupleni o banknot, dwa, a niekiedy więcej. To okazja, żeby porównać swoje wizyty z innymi „szwagrami”, pośmiać się z różnych sytuacji, a także zwrócić uwagę na różne aspekty wizyt i umawiania spotkań z reprezentantkami najstarszego zawodu świata.
Książka zawiera wiele ciekawych niuansów dla osób, które zastanawiają się, czy warto… wybrać się do takiej pani i poświecić jej kwadrans, pół godziny albo godzinę swego życia w nadziei na niezapomniane chwile. Dla takich osób również padną tutaj odpowiedzi, a nawet i porady począwszy od samego dobrania odpowiedniej diwy, aż do spotkania. Taki mini instruktaż jak nie wtopić kasy, nie stracić czasu i nerwów.
Po książkę śmiało mogą również sięgnąć zwykli ludzie, których intryguje zjawisko prostytucji. Ciekawi ich, po co korzystać z płatnych uciech, czy rozwala to życie osobiste? A może jest bardziej odpowiedzią na życiowe stresy i nieporozumienia z partnerką?
Zainteresowane mogą być również diwy. Choćby z ciekawości, jak są odbierane i na co ich „typowy klient” może zwrócić uwagę. Dziewczyny warto zainwestować i poprawić swoją ofertę. Detale często robią różnicę, a jaka praca — taka płaca.
W Wasze ręce oddaję pierwszą część książki (właściwie mini książki), która w razie zainteresowania tematem, będzie kontynuowana. Opisałem tutaj raptem niewielką część przygód w „kurwoświecie”. Coś à la „próbka możliwości”. Zobaczymy jak rozwinie się ta seria.
Dodałem również pojedyncze historie dwóch kolegów ze wspólnego hobby. W razie powstania kolejnej części zgodzili się opisać więcej historii z ich „burdello bum bum wizyt”.
Tyle słowem wstępu, a teraz zapraszam do jakże barwnego świata „kurwiorzy”. Rozsiądźcie się wygodnie w fotelu i jedziemy…
* (imiona czy ksywki, które padną w książce trochę pozmieniałem, gdyż każdy „szwagier” niespecjalnie chce się odsłonić ze swoim nietypowym hobby. Tym bardziej że prawdziwe ksywy diw mogłyby wskazać na miasto, w którym najczęściej wojowałem z paniami).
** („r”) — ucięta nazwa portalu, najpopularniejszego u szwagrów, pomijając oczywiście stronę z cichodajkami). Obecnie zamknięta. Teraz popularna jest strona, która ma w nazwie model forda.
*** („g”) — najpopularniejsze forum, na którym można wymieniać informacje o diwach, wystawiać oceny, znaleźć masaż, ale też pogadać na wiele innych tematów
**** (kama) — skrócona nazwa środka na erekcję. Obecnie popularne są środki na „m” z podobną skutecznością
Kontakt ze mną mail & blog — szwagierwojtek@o2.pl / https://szwagierwojtek.wixsite.com/my-site-1
O mnie
Z wiadomych przyczyn nie mogę ujawnić za dużo informacji na swój temat. W razie odkrycia moich personaliów groziłoby to wieloma poważnymi konsekwencjami. Poza tym pisząc pod pseudonimem, mogę iść na całość, nie gryźć się w język. Po prostu opisać Wam, jak wygląda perspektywa „kurwiorza” na świat burdeli, od podszewki. A to zapewne najbardziej Was interesuje. Mięcho bez specjalnych ozdobników i rozmywania tematu.
Mieszkaniec jednego z większych miast Polski. Wykształcenie wyższe, ale mało przydatne w życiu. Można powiedzieć, że minąłem się z powołaniem albo dobierając kierunek studiów poszedłem na łatwiznę. Tak, by studiować, a nie nauczyć się czegokolwiek. Zresztą nawet będąc prymusem na studiach, wiele by to nie zmieniło. Pisząc tę książkę, jestem w wieku 38+, ale mogę się pochwalić dwudziestoletnim stażem w „kurwoświecie”. Może i dlatego zdecydowałem się wydać książkę, z okazji dwudziestolecia działalności jako „szwagier”. Takie podsumowanie tego jakże barwnego okresu mojego życia.
Formalnie jestem kawalerem, ale mieszkam z dziewczyną, która jak się domyślacie, niekoniecznie wie o moim sprośnym hobby. Ulokowany w profesji przedstawiciela handlowego, która pomaga mi zboczyć na chwilę z trasy i uniknąć zbędnych pytań ze strony mojej kobiety. Ogólnie jestem z nią bardziej z przyzwyczajenia, wygody, niż miłości rodem z hollywoodzkich filmów. Być może podświadomie chciałbym, aby mnie wreszcie nakryła i zakończyła ten, z pozoru, udany związek. Tymczasem udaje mi się uniknąć przyłapania na korzystaniu z diw i poważnych rozmów o naszej przyszłości. Chociaż latka lecą, zegar biologiczny tyka, więc nieuniknione zbliża się bardzo szybkimi krokami.
Przedstawiciel to fucha skrojona pode mnie. Łączy przyjemne z pożytecznym. Dzięki tej profesji oprócz nie najgorszej kasy, mam ułatwiony dostęp do diw. Podczas dnia mogę zjeżdżać w różne miejsca, bez wiedzy mojej partnerki. Jedyną osobą, która mogłaby mnie dość szybko nakryć i skontrolować jest mój szef. Na szczęście mam z nim dobry układ i nie robi mi problemów o zboczenie z wytyczonej trasy. Nie docieka gdzie podjechałem na godzinę, czemu w tym czasie nie odebrałem telefonu. Mogę użytkować auto do celów prywatnych, o ile zatankuję za swoje. Liczą się wyniki, które osiągam w pracy. Te o dziwo częstym zjazdom na „kurwoperon”, mam całkiem dobre. Może i dlatego szef przymyka oko na wskazania GPS-u.
Oczywiście nie zwierzam mu się, na co wykorzystuję „przerwy” w pracy. Może się domyśla, ale nie poruszamy tego tematu. Chociaż nie wykluczam, że kiedyś spotkamy się pod jednym z bloków. Facet jest wyraźnie wypalony małżeństwem. Spory staż, rutyna, pewnie wystarczy jedna iskra, żeby wracając do domu, zboczył z trasy.
1.1 Początki
Moja historia rozpoczyna się w pierwszych latach XXI wieku. Okres, kiedy kolejne uczelnie produkowały inżynierów, magistrów. Maszyna szła pełną parą, a prywatne uczelnie dorabiały się na uczniach, którzy nie dostali się na publiczne kierunki i nie chcieli tracić roku. Wśród znajomych i ich rodziców panowała opinia, że aby otrzymać dobrą pracę, należy mieć wykształcenie wyższe.
Początek dwudziestego pierwszego wieku to również lata przymusowego poboru do wojska. Najłatwiejszym sposobem uniknięcia tej „przyjemności” było kontynuowanie edukacji. Wiele osób nie miało pomysłu co dalej chciałoby robić w życiu. W tym ja. Interesowała mnie tylko zabawa, piłka nożna i polowanie na panienki.
Pierwszą styczność z diwą miałem na I roku studiów. Kierunek ze stosunkami w nazwie, mało przyszłościowe, ale dobrze tam się czułem. Poza tym „stosunki” w nazwie i dość spora liczba całkiem niezłych dziewczyn podbijała atrakcyjność kierunku. Do niektórych można było jedynie powzdychać. Wtedy jeszcze nie sądziłem, że takie panienki (a i sporo lepsze dziunie) będę mógł mieć po wypowiedzeniu kilku zdań. Oczywiście z lekką pomocą banknotu w ręce.
To była era, kiedy telefony komórkowe jeszcze nie były tak wszechobecne, nie mówiąc już o takim szybkim internecie. Era gadu-gadu i właściwie tylko jednej wyspecjalizowanej w anonsach erotycznych strony. Witryna internetowa w nazwie z jednym z tytanów, który dźwigał na rozkaz Zeusa. Wtedy o stronie „r” jeszcze nie słyszałem albo jeszcze nie istniała. Dużo (a może większość diw) ogłaszało się właśnie na tej stronie internetowej lub w codziennej gazecie … w rubryce anonse erotyczne na ostatnich stronach gazet. W ogłoszeniu był podany numer kontaktowy, wiek diwy, jakaś wzmianka o wyglądzie i zapraszam… „Pani pozna pana” w rozbudowanej wersji. Nie było zdjęć. Dlatego decydując się na wizytę za pośrednictwem gazet była to loteria. O obecnych spotkaniach, kiedy jedzie się do diwy, która nie ma żadnych komentarzy mówi się, że „idzie się na sapera”. To jak nazwać taką wizytę? Na szczęście te czasy minęły.
Ciężko jednoznacznie wskazać co tak naprawdę mnie podkusiło, żeby zawitać do pierwszej diwy. Byłem świeżo po związku, ale też nie było ciężko poznać nową dziewczynę. Bywałem w klubach, byłem w niezłej formie fizycznej, ale też oglądałem sporo pornosów i miałem starszego kolegę. Jego opowieści jak zapinał jakąś starszą laskę (teraz nazwalibyśmy to MILF) działały na wyobraźnię. Też tak chciałem, ale nie miałem ku temu odpowiednich narzędzi. Nie pracowałem, studiowałem, nie miałem lokum, bo mieszkanie dzieliłem z rodzicami. Oczywiście zdarzały mi się strzały, że pojechałem z jakąś starszą kobitką, poznaną w klubie, do niej czy też wylądowałem w akademiku z młodszą panną. Seks ze starszą milfetką był jednak przeciętny. Ona chciała dużo pocałunków, a po wszystkim poprzytulać się, poleżeć jak najdłużej obok siebie. Ja natomiast „po spuszczeniu z kija”, chciałem jak najszybciej zmyć się z jej domu. Tym sposobem, w mojej głowie zaczęła raczkować myśl o diwach. Koncepcja miała same plusy. Nie musiałem mieć swojego lokum i wchodziłem po seks.
Zacząłem przeglądać ogłoszenia i jedno szczególnie mi się spodobało. Diwa dała zdjęcie piersi, delikatny opis, a do kontaktu numer gadu-gadu. Dla młodszych szwagrów małe wyjaśnienie. Gadu-gadu to był komunikator do prowadzenia rozmów. Teraz jest tego mnóstwo, choćby Messenger na fejsie. A wtedy było gg. Można było założyć lipne konto. Nie było nazwy, tylko ciąg kilku cyfr. Samemu wpisywało się nazwę kontaktu. Tak się właśnie rozpoczęło… napisałem na gg do diwy. Nawet nie zmieniałem podanego przez nią ciągu cyfr na „Basia lodziara”, bo chciałem, żeby to była jedna wizyta. Bez powtórek. Napisałem i musiałem czekać, aż zabrzmi sygnał przychodzącej wiadomości z gg. Czekałem tak z pół godziny. Diwa przeprosiła mnie, ale była zajęta. Nie wiedziałem jeszcze za bardzo jak zagaić rozmowę, nie miałem doświadczenia, by wprost spytać, co robi i za ile. Ona to widocznie wyczuła i szybko określiła. Robi wszystko w gumie. Cena jak w ogłoszeniu i ma obecnie wolny termin.
— Jesteś zainteresowany? — napisała.
Czułem się dziwnie, jakbym kupował jakiś produkt w sklepie. Zachowałem jednak trzeźwość umysłu.
— A masz może więcej fotek?
— Daj maila -odpisała.
Podałem jej maila z o2.pl. Oczywiście lipnego i tak jak gg, założonego w jednym celu. Szybko podesłała mi zdjęcia z wyciętą w paincie twarzą. Ciało wyglądało apetycznie. Pozowała w rozsuniętym szlafroku, a cycki miała takie jędrne i zdrowe, że szybko uległem.
— I jak? — dopytywała na gg.
— Chcę podjechać. — napisałem bez zbędnych ceregieli.
Podała adres i nic nie byłoby w tym dziwnego, gdyby nie dodatkowe objaśnienie.
— Pod tym adresem jest wypożyczalnia kaset (VHS), ale to spokojnie wbijaj.
— Spoko.
Tak też zrobiłem. Podana ulica nie był daleko. Podjechałem autobusem i już marzyłem o harcach z tą 35-letnią cycatką.
Wysiadłem z autobusu, z przystanku kilka minut spacerkiem i moim oczom ujrzała się brama. Obskurna, nieciekawa. O takich bramach mówi się, że po wejściu, już się z nich nie wychodzi. Patologia z dziada pradziada. A jeszcze na podkreślenie pierwszego wrażenia, z bramy wyłoniło się dwóch wydzieranych najebusów. Nie były to artystyczne tatuaże, a raczej więzienne.
Nabrałem wątpliwości, czy to nie wystawka i zaraz mnie ktoś nie skroi (okradnie) w tej bramie. Nie było to bezpieczne również dlatego, że nikomu nie powiedziałem gdzie się udaję. Z każdym kolejnym krokiem, wątpliwości przybywało. Czy nie dostanę zaraz w łeb? Po co mi to? Zacząłem pękać, ale w innym miejscu stawałem się twardy. W myślach podbudowałem się i poszedłem ostrym krokiem do bramy. „Raz kozie śmierć”.
Po przekroczeniu bramy zobaczyłem patologiczne podwórko (można się tego było spodziewać po wyglądzie bramy) z napisami, obsikanymi murami. Szybko zauważyłem również coś à la baner reklamujący wypożyczalnię VHS. Podszedłem do domofonu, rozejrzałem się kilkukrotnie. Ostatni dzwonek, żeby zmyć się z tego miejsca. Głowa jeszcze cała, cegłą jeszcze nikt mi nie przedzwonił. Ciśnienie miałem już jednak za duże, aby się wycofać. Wcisnąłem przycisk podpisany jako „VHS”.
Ktoś mi otworzył bez słowa. Mógł to być każdy. Coraz bardziej miałem obawy, że tej wizyty nie będę wspominał zbyt miło. Dostałem tylko zdjęcia na maila i toczyłem dialog na gg. A nawet teraz nie usłyszałem kobiecego głosu. Nawet w postaci zwykłego „halo”. Na tym etapie dawałem siedemdziesiąt procent szans, że za kolejnymi drzwiami czeka mnie ciężki oklep. Mimo to nie cofnąłem się, za późno już na to było. Nastawiłem się. Dzwonię do drzwi, na których był naklejony jakiś plakat filmowy. To był chyba „Terminator II” albo inne „Rambo”. Mam jeszcze ostatnią szansę, żeby stamtąd spierdolić, ale stoję. I nagle drzwi się otwierają, a tam wielki łysy kark, który mierzy mnie spojrzeniem. W tym momencie byłem już przekonany, że nie wrócę do domu w jednym kawałku. O dziwo jednak typ się odsunął i głową pokazał mi, by wejść do środka. Wszedłem, on zamknął drzwi. Byłem zdezorientowany i tak stałem z tym typem w przedpokoju. W totalnym milczeniu, kiedy w przedpokoju pojawiła się ona… kobieta ze zdjęć. Uśmiechnęła się do mnie.
— Zapraszam- wskazała ręką na pokój, z którego przed chwilą wyszła.
Kark natomiast wszedł do pokoju, a bardziej wnęki, która była pomiędzy drzwiami wejściowymi, a jej pokojem. Położył się na łóżku. Słuchawki, walkman. No dziwnie…
Diwa zobaczyła moje zawahanie się i chyba wyczuła amatora tego typu płatnych igraszek. Odsunęła delikatnie szlafrok, którym była przykryta i uwidoczniła prawą pierś.
— No idziesz? — zalotnie powiedziała.
Więcej nie potrzebowałem i poszedłem za nią do pokoju, a tam… łóżko było już gotowe. Przeszkadzał tylko sygnał gg, który non stop dobywał się z uruchomionego komputera.
— Cały czas piszą. — uśmiechnęła się diwa.
— No… — powiedziałem jak sztywniak.
— To poproszę najpierw pieniążki — słodko wyszeptała.
A ja szybko wyjąłem z kieszeni przygotowaną już kwotę. Było to bodajże 80 zł. Ona wzięła pieniążki i wyszła na chwilę do przedpokoju. Po chwili wróciła gotowa do akcji.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że wypadałoby, abym się wcześniej obmył. Mogłaby mi zaproponować coś do picia albo inne duperele. Po prostu chciałem ją jak najszybciej chwycić na łóżku. Basia stanęła przede mną i zaordynowała co mam robić.
— Rozbierz się i połóż na plecach.
Nie myśląc długo, rozebrałem się. Skarpety też zdjąłem i położyłem się na łóżku. Ona zsunęła szlafrok i wzięła prezerwatywę. Szybko nasunęła mi ją na niezbyt sztywny sprzęt. Chyba ta cała otoczka jednak mnie trochę zestresowała. Ona wzięła moją rękę i nakierowała ją na swoją pierś, żebym ją popieścił. Sama natomiast zabrała się za loda, co chwilę patrząc na moją reakcję. Byłem spięty i ona to doskonale widziała. Postanowiła mnie podkręcić.
— Ten facet, który ci otworzył to mój chłopak — zapowiedziała.
Zgłupiałem i nie wiedziałem, czy mówi poważnie, ale jeśli to była prawda… to co ten koleś miał w głowie. Czy po to założył słuchawki, by nie słyszeć jej jęków? To nie były jeszcze czasy, kiedy istniało pojęcie „cuckold”. Poza tym po krzywym spojrzeniu gościa widać było, że kurwienie się dziewczyny, nie było mu na rękę.
O dziwo jednak ta informacja, zamiast totalnie mnie przestraszyć, to mnie podkręciła i szybko nabrałem sztywności. Panna zrobiła jeszcze kilka ruchów i wskoczyła na mnie. Ujeżdżała jak na najlepszym rodeo, a ja miałem w myślach, że rucham dziewczynę karka. Co mnie jednocześnie zgubiło, bo tak nakręcony, szybko doszedłem. Nie było powtórek albo ona wyczuła „świeżaka” i wykorzystała, że nie spytałem. Dała mi ręcznik. Podziękowała za miłe chwile.
Kiedy tak się wycierałem, ona wróciła do komputera i już przez gg zaczęła umawiać następnego szwagra. Spojrzała jeszcze na zagubionego mnie, który nie wiedział co ma zrobić z brudnym, papierowym ręcznikiem.
— Tam masz kosz- wskazała palcem.
Wrzuciłem do kosza, nasunąłem majty i powoli zacząłem zakładać resztę mojego ubioru. Poczułem jednak, że sam sex to za mało. Chciałem chwilę pogadać z Basią i poznać lepiej ten świat. Nie ukrywam też, że siedziało mi w głowie kim tak naprawdę, był dla niej ten kark.
— To naprawdę twój facet? — zagaiłem.
— Tak… — odpowiedziała ciut zakłopotana albo zwyczajnie dobrze zagrała, bo podczas seksu oświadczyła mi to z uśmiechem.
— I on nie ma problemu z tym że… — nie dokończyłem zdania, bo nie wiedziałem jak powiedzieć, by jej nie urazić i nie sprowadzić na siebie jej gniewu. Bo w sumie jak to można było kulturalnie nazwać? Sprzedajesz się, kurwisz, zarabiasz dupą? Nie było dobrej opcji, ale nie musiałem kończyć, bo wiedziała doskonale o co chodzi.
— Nie jest mu łatwo, ale zbieram na salon fryzjerski…
Ta odpowiedź rozwaliła mnie na łopatki. Czyli to on był bohaterem, bo ona zarabiała na ich przyszłość dupą, a on tylko leżał i to znosił. Laska wydawała się normalna, ale była pojebana. W tamtych latach co prawda było ciężko z pracą, ale mogła inaczej dojść do swoich marzeń. Może zajęłoby jej to dłużej, ale ten salon był też chyba dla niej wymówką. Ewidentnie lubiła się walić, a kark może poniżej nie był takim kozakiem.
W pełni ubrany poczułem, że już dość czasu spędziłem w tym przybytku. Wstałem i podszedłem do drzwi. Ona również przerwała rozmowę na gg i wstała, żeby mnie pożegnać. Dała mi jeszcze buziaka w policzek i ubrała szlafrok zasłaniając swoje apetyczne piersi. Pay-per-view zakończone.
— Zapraszam częściej.
Otworzyła drzwi i wskazała ręką na przedpokój. Wyszedłem w stronę drzwi i wtedy kark wyległ ze swojej wnęki. Wkurwiony na twarzy. Otworzył mi drzwi, a ja zrobiłem jeszcze najgłupszą rzecz świata i powiedziałem do niego z uśmiechem…
— Do widzenia.
Widziałem jak zacisnął zęby, żeby mi nie jebnąć. Wytrzymał jednak. Zawodowiec. Nie powinienem tak mówić. Chyba najlepiej było wyjść bez słowa, a tak niepotrzebnie go prowokowałem, bo jak mógł to inaczej odebrać.
— Do widzenia, będę częściej ruchał twoją dziewczynę, była dobra… — wyobrażam sobie, że tak mogło to do niego dotrzeć.
Udało się jednak wyjść z tej nory w jednym kawałku. Spacerem poszedłem na autobus. Byłem bardzo zadowolony, że nie wymiękłem. Wtedy właśnie zdobyłem pierwsze skalpy w „kurwoświecie”. Jeszcze przez kilka dni odtwarzałem sobie całą scenę jak najlepszego pornosa. Warto było… i szybko uległem urokom tego świata.
Mała dygresja: Kilka lat później, spotkałem Basię w salonie fryzjerskim. Była współwłaścicielką zakładu więc dopięła swego celu. Ona mnie niestety nie rozpoznała. Z jednej strony podszedłem do tego ambicjonalnie. Myślałem, że powinna mnie pamiętać. A z drugiej… miała tylu szwagrów, że bez szans. Widziałem też typa, który ją odwiedzał. Okazał się jej mężem. Sympatyczny okularnik. Widocznie związek z karkiem nie przetrwał jej sex-działalności.
1.2 Matka Stiflera
Pod koniec XX wieku wśród nastolatków pojawił się popularny amerykański film „American pie”. Była to komedia o kilku kumplach, którzy chcieli stracić dziewictwo. Typek, po którym najmniej się spodziewano, że coś zaliczy… pyknął matkę jednego z kumpli — Stifflera. Matka Stifflera to był kobiecy, cycaty milf. Nie piękna, nie brzydka. Po prostu kobieca. Teraz bym pewnie się nie skusił, ale w głowie narodziła mi się myśl, by puknąć matkę Stifflera. Taka filmowa fantazja.
Akurat w telewizji leciała, któraś już powtórka tego filmu, a na stronce widziałem identyczną kobitkę. Wkręciłem sobie, że jestem głównym bohaterem filmu i zadzwoniłem do pani. Szybko odebrała. Lekko zachrypnięty, a pewnie i przepity głos ciut mnie zastanowił.
— Halo? — powiedziała jedno słowo, które zatrzeszczało jak nienaoliwione drzwi albo charakterystyczna posłanka z SLD.
— Dzwonię ze stronki… Czy masz czas w najbliższej godzinie?
— Mam… a co cię interesuje? — zagaiła.
Trochę zgłupiałem i chciałem dla żartu powiedzieć, że krzyżówki chciałbym z nią porozwiązywać. Stolica Gwatemali? Największe zwierzę Australii? Zachowałem jednak powagę i odpowiedziałem możliwie konkretnie.
— No sex…
Zaśmiała się wyraźnie rozbawiona, a ja zgłupiałem. Czyżbym pomylił numery?
— Co w tym śmiesznego? — szybko spytałem.
— Mam się jakoś ubrać, jakieś udziwnienia?
— Nie będzie żadnych udziwnień — odpowiedziałem prawie jak typek zamawiający prostytutki w „Chłopaki nie płaczą”.
— Ok… —
Odpowiedź udzielona, ale naszła mnie szybko pewna myśl, że może jednak coś bym pokombinował.
— Albo wiesz… czy mógłbym do ciebie mówić matka Stifflera?
Diwa nie odpowiedziała. Zamiast tego zaśmiała się jeszcze głośniej, a ja zacząłem tłumaczyć.
— Wiesz, bo był taki film i ty jesteś bardzo podobna…
— Poczekaj… — diwa szybko mi przerwała.
— Powiedziałem coś nie tak?
— Po prostu nie musisz tłumaczyć. Wiem, o co chodzi, bo nie ty pierwszy tak na mnie mówisz…
— A faktycznie jesteś podobna do tej aktorki? — ciągnąłem diwę z język.
— No z tego, co słyszałam od innych panów to tak… jakoś się ubrać specjalnie?
— A co masz?
— Szpilki w różnych kolorach, kabaretki… — zaczęła wymieniać.
Sporo tego miała, a jak za duży wybór to czasem człowiek głupieje. Myślałem dłuższą chwilę, ale po chwili zrozumiałem, że nie mam nieograniczonego czasu. Albo udzielę odpowiedzi, albo przepadło. Diwa i tak cierpliwie czekała, zanim oznajmiłem najlepszą ówczesną wersję, czyli… żadną konkretną.
— To może miło mnie zaskocz… coś z kabaretkami może albo coś fikuśnego…
— Okej… postaram się wybrać coś fajnego.
Diwa podała adres, a ja szybko wsiadłem w auto (już miałem 😊) i pojechałem pod wskazany adres. Dzwonek do domofonu, schody do pokonania, dzwonek i mój ulubiony moment…
Otwierają się drzwi, ale tak, że nie widać kto je otwiera. Adrenalina. Taka „Randka w ciemno” w wydaniu szwagrowym. Wchodzę do środka i wtedy już widzę i… Jestem miło zaskoczony. Kobitka rzeczywiście była bardzo podobna do matki Stifflera. Zadziorny pyszczek, świdrujące oczka, balony wylewające się ze stanika… i umięśnione nogi, na których miała czarne kabaretki. Wszystko zakończone czerwonymi, maksymalnie kurwiastymi, szpilkami.
— I jak? Zostajesz? — zalotnie zapytała.
— Oczywiście…
Rozliczenie i szybko wskazała mi drogę do łazienki, pokazała ręczniki. Pełen ład, porządek. Mimo nie największego i już leciwego mieszkania łazienka była cacy. Jakby całą kasę z funduszu remontowego wsadziła właśnie tam. Ogromna wanna, prysznic z różnymi ustawieniami, ładne kafle, zapach — prawie jak w hotelu.
Kiedy się rozebrałem weszła jeszcze do środka i zaproponowała, że możemy wykąpać się razem. Chętnie z tego skorzystałem. Kąpiel z matką Stifflera? No powiedzcie sami…
— A może napijesz się czegoś? Woda, sok, lampka wina?
Grzecznie odmówiłem, bo jednak miałem jakieś podkłady nieufności. Nigdy nie wiadomo co w takim napoju się znajduje, a ja nie chciałem się obudzić na stole jakiegoś rzeźnika. Oczyma wyobraźni już widzę jak wystawia moje organy na sprzedaż i mówi do swojego psychopatycznego wspólnika.
— Zanotuj. Wątroba raz, serce raz…
— Z Polski wątroba, to dać od razu niższą cenę?
— A daj!
I piła mechaniczna albo skalpel w ruch!
No dobra, trochę poleciałem w tych wyobrażeniach, ale różne bywają historie. Można się obudzić z opróżnionym portfelem, a po powrocie zastać mieszkanie bez telewizora. Chociaż to bardziej panie z klubów nocnych, ale ostrożności nigdy dość.
Stifflerówna zauważyła moją nieufność. Uśmiechnęła się tylko. Opowiedziała jednocześnie jak to kiedyś jeden szwagier zażyczył sobie od niej szampana, z jej sokami. Przyniósł butlę, bohatersko odkręcił, wylał do połowy, a ona… miała uzupełnić brakującą ilość substancji płynnej. Podobno facet wypił to, jak nektar Bogów. Wtedy przy takiej historii robiłem jeszcze duże oczy, ale z czasem coraz mniej mnie dziwiło, coraz więcej sam doświadczałem.
Z opóźnieniem podziękowałem jej za napój i odkręciłem kurek. Woda zaczęła się nalewać, ona podała mi sole do kąpieli. Podobno bardzo nakręcające na harce. Szybko wpakowałem się do wanny i obserwowałem jak zmysłowo zdejmuje kolejne warstwy odzienia. Zaczęła od dołu… a ja obserwowałem to jak najlepszy film. Podjarany, niemogący się doczekać, by ją dotknąć.
Ona nie śpieszyła się, bo wiedziała jak mnie podkręcić. Widziała jak niecierpliwię się w tej wannie i czerpała z tego radość.
— I jak? — prowokowała słownie.
— No super. — odpowiedziałem bez większego namysłu.
Długo w tej wannie nie posiedzieliśmy, bo zapragnąłem zaliczyć „Matkę Stiflera”. Było naprawdę przyjemnie, filmowo. Gdybym tylko lepiej stał budżetowo, to wpadałbym do niej co tydzień.
Niestety jednak musiałem ostrożnie szastać kasą, by pogodzić to z innymi wydatkami. Zabawą, alkoholem, ciuchami, no i innymi diwami. Chciałem nastukać jak najwięcej diw, bez powtórek… Choć w przyszłości nie byłem w tym temacie taki konsekwentny. Zdarzało się zorientować, że już byłem u danej diwy dopiero po fakcie.
1.3 Koleżanka z liceum
Mówi się, że świat jest mały. Niestety powiedzenie to, jakże prawdziwe, zdarzyło mi się również w „kurwoświecie”.
Akurat byłem po mocno nieudanej randce. Miałem wtedy jakieś 25 lat. Poznałem dziewczynę w klubie, coś się napiliśmy, potańczyliśmy. Były też pocałunki. Umówiłem się z nią na drugi dzień i okazało się, że bez alkoholu zacząłem dostrzegać defekty jej urody. Wtedy też zrozumiałem, dlaczego znajomi tak się dziwili, że „podjeżdżałem” do tej laski. Uzębienie miała mocno średnie. Zęby krzywe, gdzieniegdzie ubytki. I tapeta na twarzy w ilościach hurtowych.
Gadka bez alkoholu też się nie kleiła. Musiałem gdzieś odreagować i po powrocie do domu odpaliłem portal z anonsami erotycznymi. Szybko moją uwagę przykuła jedna, na oko podobnego wieku, laska. Długie ciemne włosy, zgrabna pupa, niewielki, ale ładny cycek. Zdjęcia totalnie bez obróbki, jedynie z wycięta twarzą.
Niewiele kombinując wykonałem telefon. Głos milutki, a i odległość do panny nie jakaś przesadna. Szybka ustawka i jadę do diwy. Dzwonię domofonem. Od razu bez gadania otwiera. Klasyk. Wchodzę na drugie piętro. Dzwonię do drzwi i zwieszam głowę, aby szybko odpisać SMS-a. Koledzy chcą się ustawić na piłkę. Panna długo nie otwiera drzwi. Zaczynam nabierać podejrzeń. Może to wystawka. W sumie nigdy nie wiadomo co czeka za drzwiami.
Mam jednak spore ciśnienie i nie cofnę się. Zobaczymy kto pierwszy wymięknie: ja czy diwa. Piszę kolejnego sms-a stojąc pod drzwiami. Nie rozglądam się dookoła, nie spoglądam prosto na wizjerek. Zwłaszcza ten brak rozglądania się dookoła teraz mnie śmieszy. Wtedy myślałem, że nie rozglądając się, nie zostanę przez nikogo rozpoznany. Przykładowo sąsiadów, którzy patrzą w wizjerek od swoich drzwi, aby zobaczyć tego kolejnego nieszanującego się mężczyznę, który musi płacić za seks. W pewien sposób wstydziłem się tego, ale pożądanie i łatwość dojścia do celu, były silniejsze.
Stoję tak już ponad minutę, choć wydaje mi się jakby to była cała wieczność. Nie będę tak stał, jak lufa. Dzwonię kolejny raz. Postanawiam darować sobie jak tym razem diwa nie otworzy drzwi. Nie będzie ze mnie robiła frajera. A tego płatnego kwiatu jest pół światu.
Nagle drzwi się otwierają. Klasycznie. Tak, że można zobaczyć diwę dopiero po wejściu. Ona chowa się za drzwiami, tak by z kolei jej nie dostrzegły czujne oczy sąsiadów. Drzwi się zamykają, a ja jej się przyglądam. No i szok… Przecież to Daria. Chodziliśmy do równoległym klas w liceum. Nawet chodziłem przez moment z jej koleżanką. Znaliśmy się, ale od czasu liceum minęło trochę czasu. Tak się sobie przyglądamy.
Zastanawiam się, czy ona mnie poznała. Ona zapewne ma podobne myśli. Mogę powiedzieć od razu, że głupio wyszło. Wyjdę i nikomu nie powiem. Ona pewnie by obiecała to samo. Mam jednak ciśnienie. Spoglądam na nią. Ubrana w prześwitującą koszulę nocną. Zdjęcia zdecydowanie oddają jej figurę. Tylko ta twarz. Mocno nieapetyczna. Przypominający szpetne kobitki z Hitlerjugend.
W liceum ratowały ją wielkie okulary, które zakrywały po części ten szkaradny pyszczek. A i tak nie miała brania. Chodziła w spodniach, przydługich swetrach, a i latem jak ciut bardziej kuso, to tym ryjem mogłaby straszyć lwy.
No i stoimy tak patrząc się na siebie. Sytuacja co najmniej niekomfortowa. Nikt nie robi pierwszego kroku. Patrzę twarz-ciało-twarz-ciało. No jestem bardzo miło zaskoczony tym ciałem. I wtedy pojawia się myśl, że w sumie bym chciał jej skosztować. Jak to się mawiało „worek, dwa albo trzy na twarz i jazda”. Przecież nie muszę patrzeć na jej twarz. Tylko czy ona w ogóle chciałaby coś ze mną działać? Czy jednak wstyd, że o to pojawił się znajomy, nie będzie silniejszy? I wtedy zapala się żarówka w mojej głowie. Będę udawał, że jej nie znam. A może i ona też w to uwierzy. Przecież wyglądam inaczej niż w liceum. Większa waga, trochę więcej mięśni. Zarost. Zaczynam sobie wmawiać, że ona wcale nie jest taka pewna komu się przygląda. Plan obmyślony i niewiele myśląc wypalam.
— To może od razu ci zapłacę.
Sięgam do portfela i wyjmuję odliczoną kwotę. Ona waha się, ale bierze pieniądze.
— Okej… odpowiada.
Chwila napięcia. Przyglądam się jej, bo teraz ruch należy do diwy. Co zrobi? Ona po chwili namysłu pokazuje mi ręką na łazienkę.
— Tutaj masz łazienkę. Na pralce leżą czyste ręczniki. — odpowiada.
— Szybko się obmyję i wracam. — pewnie stwierdzam.
— To jak skończysz to zapraszam do pokoju. — odpowiada i wskazuje na jeden z pokoi.
— Okej…
Wchodzę do łazienki, zamykam drzwi i spoglądam w lustro. Wstyd mija, a ta sytuacja nawet zaczyna mnie kręcić. Szybko obmywam dolne partie i pod pachami. Wycieram się ręcznikiem i wychodzę. Wchodzę do pokoju i zdejmuje ciuchy. Zwykle do naga, ale teraz coś mnie blokuje. A jeśli ona zaraz wyskoczy z aparatem i narobi mi siary? Albo wejdzie i zacznie się śmiać? Zostaję w samych bokserkach. Ona krzyczy z kuchni, że zaraz przyjdzie.
Leżę i rozglądam się po pokoju. Typowy, studencki pokoik. Brak jakichkolwiek gadżetów erotycznych, plakatów, książek czy zdjęć. Obok mnie stolik, na którym leżą prezerwatywy i żel.
Nagle ona wraca i kładzie się obok mnie. Uśmiecha się do mnie, ale nie rozbiera. Położyła się jak koleżanka obok kolegi. W głowie pojawia się alarm i zaczyna docierać komunikat „kant nie wyszedł”.
— I co teraz? — ona wypala.
Zaczynam się denerwować, a członek zaczyna iść w górę. Ona niby nie patrzy w te okolice, ale na pewno kątem oka dostrzega. Nie wiem co robić, ale i tak już „mleko się wylało”. Czy może być gorzej? Włączam tryb klienta.
— Zacznij od loda — hardo odpowiadam.
Ona przygląda mi się. Nie idzie „do loda”. Cały czas się uśmiecha. Jeszcze kilka minut i chyba sobie stamtąd pójdę. Zaczynam się peszyć i wtedy ona wreszcie wchodzi w swoją rolę.
— Okej… z gumką czy bez?
— Bez…
I zaczyna „robić loda”. Robi to zastanawiająco dobrze. W liceum raczej nie miała brania, to praktyki musiała nabrać już w zawodzie. A ja zaczynam się odprężać. Poszły konie po betonie. Potem przerabiamy jeszcze trzy pozycje i koniec. Obcieram sprzęt i zakładam bokserki, a ona przygląda mi się.
— Czy my się nie znamy? — wypala.
Udaję głupa i chcę ją odwlec od prawdy. Naiwnie wierzę, że to coś da.
— A który jesteś rocznik? — ona odpowiada. Wiadomo, że to mój rocznik, ale ściemniam…
— No to ja jestem dwa lata starszy. A jesteś stąd?
Nie odpowiada, przygląda mi się. Widać po niej zawahanie.
— Nie, nie jest…
Kłamie oczywiście, ale cieszy mnie, że przyjęła podobną taktykę. Niestety zamiast wyjść zaczynam z nią ciut ambitniejszy dialog. Ciekawi mnie jak do tego doszło, że taka „cicha mycha” została diwą. Czy była nią już w liceum?
— Długo to robisz?
— Parę lat… wiesz… dziecko mam, facet mnie zostawił z długami… — smutno odpowiada.
— No tak…
— Możesz zostać dłużej jak chcesz… nie mam nikogo umówionego. — stwierdza.
Widzę po niej, że chce pogadać, poleżeć przy mnie, a może i się przytulić. Być może czeka, aż przyznam, że ja to ja i zaczniemy zupełnie inny dialog. Przyglądam jej się i pomimo tej okrutnej facjaty, ciałem i zaangażowaniem bardzo nadrobiła. Nie chcę jednak za długo u niej siedzieć. Raz, że nie mam ochoty, a dwa, że robi mi się jej szkoda. Mówię tylko, że życzę jej wszystkiego dobrego. Jest fajną dziewczyną więc na pewno da sobie radę ze wszystkim. Ubieram się, żegnam i wychodzę.
Po powrocie do domu zaczynam jednak analizować. Jakby koledzy z klasy dowiedzieli się kogo bzyknąłem to by się ze mnie wyśmiali. Jakbym jeszcze dodał, że płaciłem jej za seks… to już w ogóle ciężko by ich było podnieść z podłogi. Turlaliby się ze śmiechu. Pojawia się mała myśl. Kto tu komu powinien płacić, a także ciut ambitniejsze, jakie to życie potrafi być kurewskie. Dosłownie i w przenośni.
Potem sprawdzałem na fejsie jak potoczyły się jej losy. Wyjechała za granicę. Na zdjęciach chwaliła się różnymi kursami. Opisywała, że ma własną działalność. Uśmiechnięta. Fotki z dziećmi i bardzo nieciekawym facetem. Jej ogłoszenia zniknęły pół roku po mojej wizycie. Może się ogarnęła albo pracuje gdzie indziej i stworzyła iluzję szczęśliwego życia. Reasumując… nigdy nie wiadomo kto na ciebie czeka za drzwiami.
1.4 Zamawiałaś hydraulika?
To spotkanie wspominam bardziej komediowo. Niekompetencja diwy sprowadziła spore zamieszanie. Niejeden szwagier zwyzywałby ją za taki numer, ale ja podszedłem do tego z uśmiechem. Może nie od razu, bo też mnie to z początku rozdrażniło, ale już po kilku minutach… Zacznijmy jednak od początku.
Kolejny dzień gdzie miałem spore ciśnienie. Zobaczyłem zupełnie nowe ogłoszenie na portalu. Nawet w nazwie miała „pierwszy raz”. Mała dygresja dla osób nieobeznanych z tematem. Diwy dłużej będące na rynku też czasem robią taki numer. Wypisują „pierwszy raz”, „nowa” itp. Ma to skusić szwagrów, którzy pierwszy raz zaglądają albo nie znają ogłoszeń na pamięć jak choćby ja. Wiem, która pani już była, w jakich rejonach przyjmowała. Niestety (albo stety) codzienne przeglądanie ogłoszeń po kilka, kilkanaście razy zostawia swój ślad w pamięci.
Dziewczyna była nowa. Wiek na oko tuż po dwudziestce (w ogłoszeniu miała 21 lat), z ładnymi zdjęciami. Wszystkie były w bieliźnie, a nawet w pełnym opakowaniu. Widać, że diwa zaczynała i wstydziła się nagości. Na swój sposób urokliwa, a z drugiej strony spotkanie było ryzykowne. Taka wstydziocha niekiedy potrafi zupełnie położyć klimat spotkania. Człowiek działa z nią i zaczyna czuć się jak jakiś gwałciciel, który przymusza biedną dziewczynę do kopulowania. Niektóre „świeżynki” krzywią się, odwracają wzrok. Wyraźnie pokazują, że nie chcą tego robić. To nie to samo co doświadczone diwy, które mogłyby być aktorkami i głęboko patrzą ci w oczy.
Zaczęło się klasycznie od telefonu. Z drugiej strony miły, speszony głos. Bardzo skrupulatnie powiedziała mi gdzie powinienem się udać, że jest parking przed blokiem i sporo miejsc. Podała konkretnie adres i numer mieszkania. Tutaj kolejna dygresja dla osób nieobeznanych z tematem. Diwy tego zazwyczaj nie robią. Co prawda podają ulicę, ale numer mieszkania ujawniają, dopiero kiedy szwagier dzwoni, że jest już na miejscu.
Podjechałem do diwy, zadzwoniłem. Otworzyła mi drzwi na oścież. Nie ukrywała się wcale, była ubrana w koszulę nocną. Taką nieprześwitującą. Zaprosiła do środka i zamknęła drzwi. Podała mi rękę i przedstawiła się jako Kaja. Uścisnąłem jej dłoń i klasycznie skłamałem, że moje imię to Wojtek.
— Miło mi — odpowiedziała wyraźnie podekscytowana.