E-book
14.7
drukowana A5
25.08
Szara komorka i ja

Bezpłatny fragment - Szara komorka i ja

Objętość:
59 str.
ISBN:
978-83-8189-052-6
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 25.08

Krystyna

W średnim wiekum dość otyła, typ jejmości,


Krystyna stoi przy stoliku, na którym leży niewielki karton. Wrzuca do niego kolejno leżące na stole i pod nim czerwone szpilki, przezroczystą halkę w panterowy wzór., podwiązki, dłuie czarne pończochy Następnie bierze do ręki wibrator w kolorze ostry róż i zamiast umieścić g w kartonie uważnie mu się przygląda.


To był prezent na naszą dwudziestą rocznicę ślubu. Sam mi go kupił, on, czyłi mój maż. Zawsze potrzebował podniet, kaczuszek, halek, siatkowych poźczoch. Krzyś inaczej nie umiał, bez halki pantery byłam dla niego meblem, ożywiał się tylko wtedy, kiedy zakładalam na sobie kolejną przezroczystą pajęczynę i chodziłam w niej na czworakach po podłodze. Pajęczyna plus szpilki i moje osiemdziesiąt kilogramów, można umrzeć ze śmiechu. Ale pełzałam po doczyszczonym przeze mnie szczotką do zębów dywanie, bo przecież to był mój mężczyzna, ojciec mojego syna, mój opiekun i pan. Ale tak naprawdę chodziło mi o co innego — tak bardzo chciałam, żeby mnie kochał, od małego wręcz zachłannie kolekcjonowałam miłość. Bo przecież w życiu tylko ona się liczy — myślałam, ja muszę na nią zaslużyć, bo jakże inaczej ktoś mógłby mnie kochać — mnie, grubą, brudną i brzydką Kryśkę, której nie chciała własna matka a ojciec pewnie najchętnej by ją posunął kiedy dorośnie gdyby nie umarł, w sunie na szczęście, dużo, dużo wcześniej? Nie mówiąc już o tym, że kiedy umarł był już mężczyzną innej kobiety i o Kryśce dawno by zapo, niał, gdyby nie przypominała mu o niej od czasu do czasu jej matka, kiedy akurat potrzebowała pieniędzy? A pieniędzy potrzebowała wcale, to tak na marginesie. Krzyś o tym wszystkim wiedział i nie wiedział, byłam z nim od zawsze, chociaż, jak miało się niedawno okazać, niezupelnie od zawssze. Matkę zobaczyłam ponownie w każdym razie, kiedy już z nim byłam — szybki seks w akademiku, za oknami noc i komuna, Krzyś na Politechnice, ja na uniwersytecie, strajki, morze wódki, był nawet bimber, bardzo lubiłam zawsze bimbet, wydawała mi się taki staropolski, wręcz rubaszny. Wibratorów wtedy nie było a i Krzyś specjalnie wtedy nie eksperymetował, uważał, że jestem najpiękniejsza i chciał się ze mną kochać wciąż i bez przerwy, na drągu, w przeciągu i gdzie tylko się dało, zupełnie jak w kabarecie Olgi Lipińskiej. Wtedy nie znano chyba jeszcze techik zastępczych, przynajmniej w moim akademiku nad Wisłą. No wiuęc matka przyszła z wizyrą. W przedpokoju stanęła jakaż obca podniszczona kobiera w płaszczu i oświadczyła „jestem twoją matką2. Matką? A po mi matka? — zapytałam z głębi moich rozpalonych trrzewi, matki potrzevbowałam dwadzieścia lat temu, przez wszystkie przepłakane noce, kiedy trzęsłam się z zimna albo gorączki, kiedy miałam rozbite kolano i kiedy nikt nie przychodził po mnie do szkoły. Kiedy inne dzieci jeździły na wakacje a matki plotły dziewczynkom warkoczyki i zawiązywały na nich białe kokardy. Ja nie miałam kokard, stara kobieto z przedpokoju. Ale teraz mam Krzysia i to on jest moją matką, ojcem, synem i mężczyzną. Matka była wyraźnie zdziwiona — spodziewała się pewnie wybuchu namiętności albo jakiegoś skomlenia, nie tego gigantycznego, monstrualnego zdziwienia. Spojrzała na mnie, nawet nie zdjęła płaszcza, przycisnęła mnie do siebie w jakimś niby-przytuleniu, poklepała po plecach i pomaszerowała do pokojui żeby porozmawiać ze swoją własną matką, czyli moją babką. Nie wiem o czym rozmawiały i czy to długo trwało, bo wyszłam, pobiegłam do Krzysia. To on był mojłą matkł i jakże strasznie, ogromnie byłam mu wdzięczna za to, że mnie kocha. On mówił, że mam ladną cipkę i nogi, to akurat było prawdą i napawało mnie to straazną dumą. Czy można kogoś kochać bo ma ładną cipkę? Oczywiście że można. Kiedy urodziłam Filipka cipka wyraęnie zbrzydłła, chociaż bardzo się starałam, żeby ją w jakiś sposób upiększyć. Ale Krzyś i tak był nią zainteresowany, ja może mniej, ale starałam sięjak mogłam. Byłam dobrą matką, kochającą, majestatyczną i uległą. Oni są moim całym światem — powtarzałam sobie — Krzyś i Filipek, Filipek i Krzyś. Przyszło nowe i Krzysia nie było w domu albo przynosił do niego pełne kieszenie prezerwatyw. Jego firma rosła, zupełnie jak dystans między nami i pustka w pustym mieszkaniu. Prezerwatywy w kieszeniach służyły podobno esstetycznej auto- miłości — Krzyś wyniósł z rodzinego domu zamiłowanie do czystości, nie lubił się taplać nawet w swoich własnych sosach. Ale co pomyśleć o wymianie SMSów z podobno szacowną damą, matką dwojga dzieci w wieku post-balzakowskim? O tych wszystkich „usiadź mi na ustach”, „mój organ jest cały sztywny”? O tych wyciach w telefonie komórkowym, które miały być zaburzeniami na łączach? Krzyś, ostatni skurwiel Krzyś uważał mnie w dodatku za skończoną idiotkę i pewnie niesmaczny ochłap mięsa! Ale i tak wszystko, czego dotykałam, musiało być odprasowane i pachnące, nawet moje pajęczynowe halki, które muiały podbudować jego libido. Wibrator namaszczałam kremami, płukałam kaczuszki w pianie, żeby tylko Krzyś nie stracił weny. Bo przecież wciąż mnie kocha, mówiłam sobie i muszę dać z siebie wszystko, nawet jeśli miałabym złamać nogę, wisząc pod sufitem w mojej pajęczynie czy panterze i okręcając się jak jakiś gigantyczny karaluch wokął własnej osi — jedna noga w powietrzu, druga nawsbijającej się w wykładzinie szpilce — żądłe. Niedlugo zatrudnią mnie w cyrku — myślałam, ale Krzyś wyglądał na zadowolonego i tylko to się liczyło. Miłość polega przecież na dawaniu — powtarzałam sobie mantrę, którą gdzieś usłyszałam, nie wiem czy nie na kazaniu z okazji mojej piewszej komunii. Nie rozmawialiśmy o naszym życiu, w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy, najpierw odnawialiśmy mieszkanie, nastŁpnie budowaliśmy dom. Filipek poszedł do liceum, później na studia a ja grzałam nasze ognisko moją potężną osobą w pasjęczynach.. Krzyś na wszystkich przyjęciach rzucał się na kolejne damy, ale wszyscy uważali to za doskonały dowcip. Chodź, pokaż mi cycuszki, wołał, tarmosząc panią domu w sylwestrowej kreacji. Pokaż mi cipkęęęęęęęęę....Krzyś był moim domowym Berrlusconim, właściwie byłam z niego dumna, mimo że chwilami strasznie się za niego wstydziłam. W głowie obijała mi się jedna szara komórka. No, może dwie — jedna dla Krzysia, druga dla Filipa. I jeszcze połówka zajęta domową logistyką i pajęczynowymi kreacjami. Tak, wtedy zupelnie nie myślałam, a już w każdym razie na pewno nie myślałam o sobie ani o Henryku. Nie to, żebym zupełnie o nim zapomniała, ale umarł w mojej pamięci, stał się kartonikiem z zapisem twarzy. Młodej. Miałam wtedy 16 lat, on niewiele więcej. To była wielka miłość, on kochał mnie, ja kochała, jego, bezgranicznie, wdzięczna za to, że mnie kocha jak nikt dotąd na świecie. To takie banalne — kochać kogoś najbardziej na świecie. Niestety nad Wisłą nie było wtedy środków antykoncepcyjnych, wszyscy z uporem liczyli dni, ale to raczej ci uświadomieni. Ja nie liczyłam. Wpadliśmy a raczej wpadłam w ciąże jak śliwka w kompot, tak się przeraziłam, że uciekłam gdzie pieprz rośnie, widoczniie był mi pisany Krzyś a nie Henryk, kto tam wie, albo musiałam w pajęczynach oczekiwać wybawienia kolysana łagdnym buczeniem wibratora w kolorze rodem z Disneylandu.

Henryk odkrył mnie na stronie Naszej Klasy, gdzie zamieściłam moje zdjęcie z epoki ładnej cipki. Zypytał taktownie czy to naprawdę ja a kiedy potweirdziłam zapoponował spotkanie. To było dwa lata temu, trzęsienie ziemi w krainie gumowych kaczuszek i kulek gejszy. Na szczęście przeprowadziłam wtedy gruntowny remont swojego ciała, dzięki panie Dukanie, zaparłam ssię i nie jadłam, nie piłam, Nie spółkowałam również, ale to tak na marginesie, kupowałam sobie za to na nowe ciało nowe ubranka, grzałam złotą kartę kredytową Krzysia i wydawało mi się, że życie to nowe mokasyny od Tod’s a, których zakupu Krzyś definitywnie odmówił a nawet wyszedł ze sklepu. Przed spotkaniem z Henrykiem miałam znowu 16 lat. Przebrałam się z pięć razy, sukienka, spódmiczka, przydałyby się mokasyny, ale ich nie ma, szpilki nie, bo będę wygladać jak niedoszła Paris Hilton w wieku postmenopauzy, baleriny też nie bo będę wyglądać jak komunistyczny, przysadzisty samochód „Syrenka”, na szczęście było chłodnawo więc wcisnęłam kozaki i pobiegłam pofrunęłam na spotkanie samej siebie sprzed lat. Nie powiem ilu. Był, był, poznałam good razu, chociaż wcale nie był do siebie podobny. Poza tym nie posiadał zębów, przednich, posiadal za to serce po zawałach, drugą żonę i dziecko. Ale zupelnie mi to nie przeszkadzało. Piwo, drugie piwo, ogniki w oczach, jego ręce. To był on i nie on. Ale ja poczułam się na pewno znowu sobą, tamtą Kryśką biegnącą do parku. Wtedy padły słowa zaklęcia a moje wnętrze skuliło się ze strachu i niebotycznego szczęścia bo on przygryzł wąsa, zupełnie jak Mały Rycerz i zaseplenił lekko, albo z powodu wypitego piwa, albo tych biednych, nieobecnych zębów: Miałem wiele kobiet, ale w każdej z nich szukałem ciebie. Miałam wrażenie, że oto umieram, umiera we mnie Krzyś i Filip, no, może Filip nie do końca i wszystkie moje nowe staniki Dolce i Gabbana, nawiasem mówiąc dość niewygodne, bo napakowane gumą. Czy to możliwe? — wymamrotałam, ale zaraz zalało mnie ciepło, zupełnie jakbym miała znowu uderzenia gorąca, ja, która już od dawna nie posiadam hormonów, w każdym razie damskich. Wróciłam do domu jako młoda kobieta w duchowym mini. Nie ma nic do jedzenia, rzucił Krzyś rozwalony na kanapie przed telewizorem jak w najgorszych serialach z gatunku małej strasznej rzeczywistości. To naprawdę „Kiepscy”, pomyślałam sobie, ja, Królewna Snieżka, do której przybył Książę. Odpierdol się — powiedziała Królewna Snieżka do niedobrej macochy rozpartej na kanapie. Sam sobie kup. Macocha czyli Krzyś podniosła na mnie okrągłe ze zdumienia oczy.

Już zupełnie ci odpaliło — powiedziała Macocha. A może wpadłaś w jakąś feministyczną sektę? — zainteresował się nagle Krzyś. Nie masz ochoty na szybki seks? — zapytał na wszelki wypadek, ale znowu pochłonął go mecz. A ja popłynęłam do naszego pokoju, który stawał się znowu moim panieńskim, niemal dziewiczym pokojem i zapadłam w marzenie. O Henryku, z zębami czy bez, było mi wszystko jedno. Spadła na mnie miłość, jak sęp, myślę że kochałabym go nawet gdyby nie miał rąk i nóg. W końcu on mnie kochał nawet w wieku posthormonalnym i oponami na biodrach. Ale muszę przyznać, że jednak wolę go ze wszystkimi atrybutami, jego męskości, że się tak wyrażę. Następnym razem Henryk zaprosił mnie do siebie, na kolację. Do siebie czyli do kawalerki po mamie, do generalnego remontu, w dzielnicy, w której nie byłam od czasu mojej ucieczki z jego życia. Na studiach dużo czytałam, uwielbiałam Hemingwaya, bo taki męski i mocny, szlochałam nad jego „Komu bije dzwon”, bo miałam wrażenie, że to mnie bije, mimo Krzysia, Filipa, przyjaciółki Kasi i wyjazdów na działkę. I w tej kawalerce, tak jak u Hemingwaya, zatrzęsła się nie tylko ziemia, ale i niebo, ba, zatrzęsło się nawet piekło. Na tej wersalce z lat 60.tych, z laminatu i na sprężynach z PRL. u doświadczyłam końca i początku świata. Szczerze mówiąc nie wyobrażałam sobie nawet, że coś takiego może istnieć, wibratory dostały spięcia a kaczuszki zatopiły się jak Titanik a my z Henrykiem odeszliśmy w zaświaty. Przekroczyłam Styks i pomyślałam, że oto umieram. Nie wiem czy Henryk był tam ze mną, bo prawdę mówiąc zupelnie o nim zapomniałam. Liczyłam się ja i tylko ja, cóż to za wspaniałe uczucie, wyrzucić z siebie całą resztę czyli, bagatela, pół wieku obcowania z ludzką małością i głupotą. Z małymi przerwami na krzyk niemowlaka i jego ciepłe objęcia, muszę być sprawiedliwa. Nie wiem ile czasu to trwało, ale wiedziałam, że już chocby tylko za to szybowanie po latach jestem winna Henrykowi całą miłość świata. Odtąd codziennie modliłam się, żeby był, na zawsze. Co z tego że pozostał prostym chłopakiem z niedobrej dzielnicy, że nie posiada konta w banku i że będę musiała zapłacić za jego nowe uzębienie, co z tego, że znowu utyłam i wyglądam jak moja własna matka kiedy stała w paskudnym burym płaszczu w przedpokoju jak jakiś nieudany Juliusz Cezar po przekroczeniu Rubikonu klatki schodowej, co z tego, że może nigdy nie uda nam się razem zestarzeć, bo co na to powie żona i córka? Liczy się życie. Postanowiłam uświadomić to Krzysiowi. Matce zupełnie pomieszało się głowie — poskarżył się Filpowi. Ona powiedziała do mnie „spierdalaj” — prawie zakwilił. Filip spojrzał na mnie z troską. Nie martw się, wszystko będzie dla ciebie — zapewniłam go, ja niczego nie chcę.

Chyba oszalałaś — krzyczała moja przyjaciółka Kasia, nie mylić z kasą, chociaż zawsze była bardzo rozsądną osobą i geniuszem finansowym — nie będziesz przecież mieszkała pod mostem, musisz zadbać o swoje interesy. Daj mi pofruwać –prosiłam, jeszcze trochę a może do końca? Zazdroszczę Ci — mówiła Kasia, też bym tak chciała…

Pierwsza wspólna noc, pierwsze wakacje, pierwsze posiłki, jajecznica podana do łóżka była dla mnie jak wykwintna kolacja w Bristolu czy innym Ritzu, i ta wersalka! wersalka!

Mamo, czy ty jesteś chora? — pytał Filip, patrząc na mnie badawczo, ale nawet nie wyobrażał sobie, że stoi przed wcieleniem seksu, prawdziwą boginią miłości. Na szczęście zaraz potem wracał do własnego życia. To inne pokolenie — Filipa głównie zajmuje urządzanie jego nowego mieszkania, które Krzyś kupił mu po jakiejś wyjątkowo korzystnej transakcji, Krzyś jest pod tym względem nie do pobicia, pieniądze rosną mu jak pieczarki. Mnie nigdy nie traktował poważnie i właściwie miał rację — jak można traktować poważnie facetkę nie pierwszej młodości, symulującą taniec na rurze? W sumie lepiej nadawałabym się do roli rury, kiedyś sobie nawet wyobraziłam takę scenę — ja jako rura, nieruchoma a wokół mnie oplata się młody efeb w złocistych stringach. Albo bez. Ale to tylko dygresja. Więc kiedy mówiłam o rozwodzie, Krzyś pytał czy nie biorę jakichś dragów i czy moje koleżanki feministki i lesbijki się masturbują. Bo są na pewno tak paskudne, że żaden samiec na nie nie spojrzy, ha ha ha! Zawsze był taki, dowcipny, w sumie świetnie pasował do mojego różowego wibratora. Gładka cera i tak samo gładki mózg, że też ja tego wcześniej nie widziałam! Sama musiałam mieć jeden zwój jak u kury! Ale to dygresja, od tego wszystkiego zaczyna mi się już kręcić w głowie...Do adwokata poszłam właściwie z rozpędu — powiedziałam sobie, że wprawdzie nie muszę się rozwodzić, ale że to uczynię, po to żeby zasygnalizować jakościową zmianę jaka zaszła w moim ciele i psyche. Kiedy Krzyś a może już teraz Krzysiek otworzył szarą kopertę i wyjął z niej pozew rozwodowy, poczułam się trochę nieswojo. Bez powodu — Krzyś rzucił okiem na urzędowy papier i zapytał z niedowierzaniem, czy to aby na poważnie. Wyraźnie uważał mnie za idiotkę, myślącą wibratorem. Rozwód odbył się w pół godziny, trzydzieści lat życia zostało wymazane. Chcę się rozwieść ponieważ nie kocham męża — powiedziałam młodemu sędziemu z łupieżem na ciemnej marynarce i za chwilę o mało nie zemdlałam, ponieważ Krzyś wyznał mu to samo!!!! Cóż to za bydlak! — krzyczało we mnie wszystko z oburzenia — mógł chociaż wykazać na tyle elegancji, żeby wspomnieć coś o żalu i przeżytych wspaniałych chwilach, ale nie, on nie kocha swojej żony i to wcale nie jest poza, to prawda wręcz nachalna, tyle że nigdy nie wypowiedziana, ponieważ nie było takiej potrzeby. Poczułam się niedobrze, jakbym to ja została porzucona, ale chyba w sumie tak było, obojętność to straszna broń, może zabić. Uświadomiłam sobie przez tę krótką chwilę, że właściwie byłam martwa, przez te wszystkie lata wiernej służby, martwa bo niewidoczna i w sumie niepotrzebna. Nawet wibrator nie mógł tego zmienić, wibrator był materiałem zastępczym, erzatzem miłości, która umarła albo której nigdy nie było. Muszę jednak przyznać, że po wzajemnych wyznaniach o niemiłości poczułam się dużo lepiej — byłam wolna, stałam się podmiotem, nawet jeśli będę się ubierać w lumpeksach i smarować kremem Ziaja. Kremy Ziaja odkryłam po rozwodzie i uważam, że są doskonałe, na ciało, na twarz, na duszę, robią mi dobrze na wszystko. Ale może to sprawa nagłej wolności — jakie to wspaniałe uczucie mieszkać w samodzielnym pokoju w dawnym wspólnym mieszkaniu, sprzątać wyłącznie po sobie, jeść na kolacje jogurt albo pić kawę i samej organizować własne życie. Nie prać spodni, slipów, skarpetek, nie znosić czyjegoś zapachu, brudnych butów i nigdy nie zamkniętych szafek w kuchni. Niech żyje wolność, nawet bez Henryka. Bo Henryk wciąż posiada żonę, młodą, i małe dziecko, dziewczynkę. Ale nie rozwodziłam się dla niego, chociaż wiem na pewno całym moim pięćdziesięcioparoletnim jestestwem, że chciałabym z nim spędzić życie, to znaczy lata które mi pozostały. Jeśli będzie ze mną, tym lepiej, jeśli nie, zostanę sama ze sobą i to też bardzo, bardzo dużo. Mam tylko nadzieję, że Krzyś nie będzie urządzał orgii w naszym bądź co bądź wspólnym mieszkaniu — Krzyś też ma teraz swój pokój, jest też pokój Filipa, z jego zabawkami i gitarą. Można powiedzieć, że cofnęliśmy się do lat szkolnych — każdy u siebie ze swoim łóżeczkiem i rzeczami, jak w internacie czy akademiku. Bardzo mi się to podoba, co za ulga, co za ulga! Rozwód najpierw opiłam z Krysią, o mało nie pospadałyśmy z wysokich stołków w klubie dla młodzieży, my, matki dorosłym dzieciom a następnie z Henrykiem. Co to było za popołudnie i noc!!!!!! Nawet wibrator by poczerwieniał — Henryk okazał się mega Henrykiem. Złożył mnie na łożu a właściwie wersalce posypanej płatkami róży, ja w tych płatkach, on we mnie, ja w stanie totalnego, niebotycznego, nieskończonego megaorgazmu, megauniesienia i megazapomnienia. Nie przypuszczałam, że dokument rozwodowy może aż tak na mnie zadziałać, nawet Hemingway o tym nie wiedział, inaczej wprowadziłby modyfikacje do słynnej sceny z „Pożegnania z bronią”, tej w której w trakcie seksu porusza się ziemia. Henryk wydawał się zawstydzony swoimi wyczynami, zawstydzony i zachwycony zarazem — w końcu jest mały i drobny, a wyzwolił taki gejzer hormonów. Tym bardziej, że ich już nie mam, ale wcale mi to nie przeszkadza. Przypomniało mi się nagle, jak jedna z moich koleżanek opowiadała mi o swoich doświadczenich z dużo młodszym od niej kochankiem. Wtedy myślałam pogardliwie o ogierze i nadpobudliwym niemowlaku, dzisiaj ją rozumiem. Mój mąż słał mi sms-y z pretensjami, dlaczego nie odmroziłam kurczaka, bo ON mówił mi przecież, że jest głodny, Henryk pisze do mnie całe listy dyszące tęsknotą. Wprawdzie ostatnio wypił piwo i z tego względu odmówił przyjechania po mnie na drugi koniec miasta o drugiej w nocy, co zirytowało mnie strasznie, tym bardziej że zaproponował mi, żebym wzięła taksówkę. Oczywiście, że mogę wziąć taksówkę, w końcu ciągle mieszkam z Krzysiem, moim eks-mężem, który płace za wszystkie świadczenia a ja uiszczam rachunki za moje własne jedzenie a nie jem dużo mimo mojej korpulencji, telefon, ubrania i kosmetyki i jakieś dość żałosne wakacje, bo płacę przecież za dwie osoby. Rozumiem, że niewielka renta Hanryka idzie prawie w całości na utrzymanie domu rodzinnego, jego, i zostaje mu zaledwie na opłacenie czynszu w maleńkiej kawalerce odziedziczonej po ciotce, tej od wersalki. Ale żeby nie móc się powstrzymać od wypicia piwa, kiedy kobieta jego życia potrzebuje pomocy? Kobieta, która dla niego zrezygnowała z kremów Diora i perfum Chanel, żeby wklepywać w swoje w końcu już nie pierwszej młodości ciało jakieś ersatze i mieć w perspektywie zakupy w second handach. To znak od losu — powiedziałam sobie kiedy minęła mi wściekłość i kiedy facet w przepoconej kraciastej koszuli wiózł mnie do mojego dawnego miejsca zamieszkania, do mojego studenckiego pokoiku z półkami na książki odziedziczonego po Filipie — muszę wciąż żyć z Krzysia a raczej schedy po nim — podzielić nie tylko mieszkanie, ale i dom na działce i może również firmę na pół, bo jak da się wyżyć z mojej pensyjki i orgazmów? Choćby najwspanialszych? Nie wystarczyłoby mi nawet na nowy wibrator, chociaż chwilowo go nie potrzebuję. Pocieszam się, że miałam trudne dzieciństwo, więc przeżyję i kremy z gliceryną z suepermarketu, pościel z kory i chińskie buty, ale czy wystarczy mi entuzjazmu? I czy będę mogła przez całe lata jeść szynkę z drobiu, bo na inną mi nie starczy? Tak sobie rozmyślałam sobie w brudnawej taksówce, pamiętającej epokę późnego Gierka, za oknem migały bloki, obskurne i szare jak moje życie. Wracałam do mojego eks-domu rodzinnego, gdzie mój ek-mąż powitał mnie w majtkach, i kapciach, nawet na mnie nie spojrzał, ale zaproponował szybki, nieobowiązujący seks. Była czwarta rano, przypominałam zmiętego dinozaura… Zrozumiałam, że nie patrzył na mnie nigdy, albo partrzył ale mnie nie widział, powinnam była się z nim rozwieść zanim jeszcze za niego wyszłam! Zabarykadowałam się w moim pokoiku, infantylna pani po menopauzie i pomyślałam o moich skrzydłach, które znowu zaczęły mi się jakoś wlec po ziemi. Ale może za dużo wypiłam, jakoś ostatnio nie mogę pić. Pajęczyny i akcesoria zapakowałam do torby i wystawiłam do przedpokoju — niech je wykorzysta. Sobie zostawiłam tylko różowy wibrator, w końcu to prezent a prezentów się nie wyrzuca. Jest totemem, wokół którego zatańczę mój taniec wojenny i powieszę na nim skalpy, byle nie mój własny skalp czy perukę. Bo życie jest jedną wielką walką nie tylko o przetrwanie, ale także o poznanie — samego siebie. Czy samej siebie, jak kto woli. Już wiem na pewno, że chcę szybować, z Henrykiem czy bez, siłą woli. Moje łabędzie czy anielskie skrzydła może mi w tym pomogą a jeśli nie, to obejdę się bez nich, w końcu przez całe lata mogły mi co najwyżej służyć za pierzynę. Miłość, miłość, młodość, starość. Starość nie istnieje, albo inaczej, istnieje wtedy, kiedy nie ma miłości. To nie ja, to Julien Green, pisarz. W końcu posiadam wykształcenie humanistyczne. Miłość do ludzi, zwierząt, ogrodu, biedronki, ale na pewno nie do rzeczy — to już ja. Patrzę w niebo.Niebo nade mną, wibrator we mnie? — parafrazując Kanta. Ha, ha ha!!! Nie — niebo nade mną i niebo we mnie.


Wkłada wibrator do torebki i zatrzaskuje ją.

Dorota

Dorota ma bukle włosów opadającae na ramiona, sandały i szeroką sukienkę w stylu etnicznym. Siedzi na leżaku, wbijając coś z uporem w trzymaną w ręce srebrną komórkę.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 25.08