E-book
15.75
drukowana A5
19.28
Szafirowy Paryż

Bezpłatny fragment - Szafirowy Paryż

opowiadania

Objętość:
71 str.
ISBN:
978-83-8351-065-1
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 19.28

Genowefa. Nanterre pod Paryżem. Rok 427

Siedziałam przy oknie w naszej szarej izbie i patrzyłam w niebo. Miało odcień szafirowy. Wyobrażałam sobie, że to suknia Matki Boskiej, bo tylko Ona jedna mogła otulić się w tak bardzo mocny, głęboki odcień niebieskiego, który mnie pochłaniał, koił, zabierał mnie stąd, bardzo daleko, nawet nie wiedziałam jeszcze wtedy dokąd. To było tylko przeczucie zmiany i tego, że kolor maryjny stanie się kiedyś moim własnym…

**

— Genowefa! Ubierzesz dziś tę niebieską sukienkę. Chciałabym, żebyś ładnie wyglądała.

— Co takiego ma się dzisiaj wydarzyć?

— Przybędzie dziś do nas biskup German z Auxerre, będzie udzielał błogosławieństwa, każdemu, kto do niego przyjdzie!

Kiedy poszliśmy zobaczyć i usłyszeć biskupa, wszędzie już było tyle ludzi, że ze smutkiem zrozumiałam, że na pewno biskupa nie zobaczę. Jakie więc było moje zdziwienie, kiedy on sam wypatrzył mnie w tłumie, kazał zrobić sobie drogę do mnie, podszedł całkiem blisko i podarował mi medalik z Matką Boską.

— Zostaniesz świętą. Nie rozstawaj się nigdy z tym medalikiem — rzekł do mnie biskup German.

Miałam wtedy siedem lat. Te słowa zapadły mi w pamięć. Nie wiedziałam jednak, jak miałabym zostać świętą. Tyle myśli przelatywało codziennie przez moją głowę, więcej rozmyślałam niż robiłam, nie dokonywałam wielkich czynów. Byłam dzieckiem. Odkąd pamiętam rodziło się we mnie zawsze wiele pytań. Skąd wzięły się drzewa, rzeka, te wszystkie piękne krajobrazy. Każdy obraz ma swojego autora! Zatem i nasz świat, nieopisanie piękny, musi mieć swego autora. Nabierałam coraz większego przekonania, że wszystko co istnieje, pochodzi od Boga. A dlaczego ja przyszłam na świat? Czy dlatego, że moi rodzice tak postanowili? Czy to tylko ich wola sprowadziła mnie na świat? Przecież nie wszyscy rodzice mogą mieć dzieci. Dlaczego akurat moi rodzice mogli mieć mnie? Ktoś ponad nimi postanowił, że będę. Bóg zadecydował o moim pojawieniu się. Kocha mnie bezgranicznie i chce, abym była szczęśliwa. Bóg stworzył wszystko z miłości, bo tylko miłość jest w stanie tworzyć. Nienawiść jest siłą wyłącznie niszczącą. Bóg jest wszędzie. Bez początku i bez końca. Tylko od Niego pochodzi dobro istniejące na tym świecie. Byłam szczęśliwym dzieckiem. Ale nagle to się skończyło. Moi rodzice zapadli na jakąś chorobę i zmarli, kiedy miałam piętnaście lat. Musiałam przenieść się do dalszej rodziny, do Paryża. Cierpiałam wtedy strasznie. Uważałam, że Bóg mnie oszukał, opuścił. Wtedy usłyszałam od księdza, ze rozpacz i smutek jest grzechem, że od Złego pochodzi. Śmierć moich rodziców była dla mnie zranieniem. Szatan właśnie przez zranienie wdziera się do naszej duszy i pożera nas od środka. Powiedział, że spowiedź, komunia św. i modlitwa uleczą mnie ze smutku. Człowiek wierzący, to człowiek radosny. Bo darem Ducha Świętego jest właśnie radość. Jeśli odczuwasz radość, to znaczy, że Duch Święty działa już w twojej duszy, w twoim życiu i zaczyna to życie prostować, wypełniać spokojem, harmonią, ładem; układać blisko Boga, teraz już nic ci nie zagraża, swoje życie oddałeś w Jego ręce.

Zaczęłam modlić się codziennie, w każdej wolnej chwili. Dobra i bogactwa tego świata w ogóle mnie nie interesowały. Tylko modlitwa i praca. Modlitwa przyniosła ukojenie moim myślom, przyniosła ukojenie memu sercu.

— Spowiedź pojedna was z Bogiem — tłumaczył mi ksiądz. Gdy szczerze i otwarcie powiesz, co złego zrobiłaś, staniesz się uwolniona od złych przyzwyczajeń. A jeszcze większą wolność odczujesz, gdy usłyszysz, że Bóg ci przebaczył. Spowiedź jest jak zamknięcie drzwi przeszłości i otwarcie drzwi na teraźniejszość — tu i teraz zacznę wreszcie postępować dobrze. Spowiedź jest jak początek nowego życia. Modlitwa i praca utrzyma cię w dobrej kondycji.

I tak się stało. Poczułam się radosna. Poczułam się silna. Pewna tego co robię. Nie miałam już ojca ani matki tutaj na ziemi, ale miała Ojca, najlepszego Ojca w niebie i Matkę Boską w niebieskiej sukni. Miałam oparcie, które nigdy nie zniknie, nie umrze, nie przeminie. Paryski biskup nałożył na moją głowę welon dziewicy poświęconej Bogu. Byłam pewna swego powołania. Modlitwa czyniła mnie silną.

Przykro mi było patrzeć na to, jak bardzo ludzie są niepewni i boją się dosłownie wszystkiego: własnych decyzji, życia, śmierci, wszystkiego się boją! Jak wtedy, gdy w 451 roku w stronę Paryża zaczęli zbliżać się Hunowie — brutalne, koczownicze plemię pod wodzą okrutnego Attyli, na rozkaz którego wymordowywali wszystkich mieszkańców zdobytych miast. W Paryżu wybuchła panika. Wszyscy mieszkańcy chcieli uciekać. Tej nocy nie opuszczało mnie przeświadczenie, że jeśli Paryżanie zaczną się modlić, Hunowie ominą nasze miasto. Stanęłam wtedy przed tłumem i nawoływałam, by nie opuszczali Paryża.

— Jesteś oszustką. Precz, czarownico! Utopić ją w Sekwanie!

Tłum nie szczędził mi obelg, oskarżeń i przekleństw. Życzyli mi śmierci.

— A co mamy robić, dać się zabić, jesteś zdrajczynią, Hunowie cię nasłali?!

— Miasto zostanie ocalone, jeśli przystąpicie do postu i oddacie się modlitwie! Hunowie nie wejdą do Paryża. Jestem tego pewna!

Niewielka grupka ludzi mnie wówczas posłuchała. Kilkunastu ludzi modliło się o to samo — o ocalenie miasta. A Jezus powiedział wyraźnie, że tam, gdzie więcej niż dwóch modli się w imię Jego tam i On jest z nimi. Hunowie nie wtargnęli do Paryża. Ominęli Paryż! Byliśmy ocaleni! Modlitwa jest potęgą. Zawsze i wszędzie jest czas na krótką modlitwę. Żadne zwierzę nie potrafi się modlić. Tylko człowiek potrafi się modlić. Modlić się to znaczy rozmawiać z Bogiem. To znaczy być blisko niego. Możecie powiedzieć mu własnymi słowami o wszystkich waszych troskach, tak jakbyście opowiadali to przyjacielowi. Bóg słyszy każdą prośbę. Często spełnia nasze życzenia, a czasem ich nie spełnia. Czasem nie spełnia ich od razu. Czasem daje nam coś innego, co jest dla nas lepsze, a my dopiero po pewnym czasie to rozumiemy. I nie zapominajcie w modlitwie o dziękowaniu — za wszystkie dobre drobiazgi, jakie was spotykają. Jeśli uważacie, że nie macie za co dziękować, to podziękujcie Bogu za posiłek, za ludzi, którzy go przygotowali, za tych, którzy siedzą z wami przy stole. Po każdym — dziękuję — odczujecie radość. Ilekroć się modlę — zapalam świecę. Diabeł mi ją gasi, ale anioł zawsze zapala na nowo.

Nadine. Paryż, rok 1241 rok

Różowa łuna świtu rozlewała się nad Sekwaną, znikała w cieniu paryskich kanałów. Kiedy wyłowiono Nadine, wyglądała tak spokojnie i pięknie, jakby spała. Ale to nie był sen. To była śmierć. Śmierć jest wyzwoleniem. Ale ta śmierć była przedwczesna, niepotrzebna, tak strasznie boleśnie — nieodwracalna…

Nie mogłem przestać o tym myśleć. Karą za grzech jest piekło w głowie.


**


Słyszałem, że król Ludwik IX jest świętym człowiekiem, łagodził konflikty, dążył do pokoju. Sprowadził do Paryża relikwie męki Chrystusa. Bosy, ubrany w proste lniane szaty król Ludwik i jego brat Robert wprowadzali do Paryża koronę cierniową Chrystusa. Mieszkańcy stolicy na kolanach witali świętą relikwię. Nic mnie to wtedy nie obchodziło. Gdyby ktoś wówczas mi powiedział, że nagle budowa kaplicy, w której te relikwie mogłyby godnie spocząć, stanie się dla mnie sprawą najważniejszą w życiu, roześmiałbym się jak z głupiego żartu. Kiedy Paryżanie zachwycali się Ludwikiem IX i relikwiami sprowadzonymi przez niego, ja zajmowałem się przepiękną Nadine. Była wpatrzona we mnie jak w obraz, jak w boga, gotowa kochać się ze mną na każde moje wezwanie, na każde moje skinienie. Radosna, zakochana, beztroska, czuła, namiętna. Jednak chciała zbyt wiele. Dopominała się mojej obecności, a dla mnie najważniejsza była żona Mathilde. Kiedy Nadine zaczęła miewać napady płaczu, histerii, zazdrości, zrozumiałem, że muszę ją jak najszybciej usunąć ze swojego życia. Zwolniłem ją ze służby w naszym domostwie, a żonie powiedziałem, że ona sama postanowiła odejść, wrócić do rodziców, na prowincję, do winnicy, by tam im pomagać. Obiecałem Nadine, że będziemy się potajemnie widywać, ale nie zamierzałem dotrzymać obietnicy, tym bardziej, kiedy okazało się, że Nadine spodziewa się dziecka… mojego dziecka. Dałem jej pieniądze i odesłałem do rodziny. Ale Nadine nie wyjechała z Paryża. Przychodziła do mnie, zatrzymywała mnie na ulicy, wołała, że mnie kocha, płakała, błagała, żebym jej nie zostawiał, a ja… Ja troszczyłem się tylko o jedno, żeby mieć wreszcie święty spokój i żeby Mathilde się nie dowiedziała…. Aż przyszła tamta noc, która wryła się w moją pamięć na zawsze…

Czarna, bezgwiezdna, bezksiężycowa noc, wilgotna od drobnego deszczu i bezlitośnie chłodna. Krzyki Nadine rozdzierały ciszę tej nocy jak czarne, zbyt cienkie płótno.

— Jean! Jean wyjdź do mnie! Jean!

Stałem tuż za kotarami i patrzyłem na nią ukradkiem przez okno w salonie. Moja żona Mathilde spała w sypialni na piętrze. Wtedy nie myślałem o tym, po co Nadine tu przyszła, czego ode mnie chce. Bałem się tylko jednego, że Mathilde się obudzi, usłyszy krzyki Nadine i zapyta: „dlaczego ona cię woła?” Cisza. Zerknąłem czy odeszła. Klęczała na bruku. Po chwili wstała i znów ten krzyk:

— Jean! Jean! Jean!

Po chwili nastała upragniona przeze mnie cisza. A potem posypały się kamienie, prosto w okno. Wtedy od razu zbiegłem na dół.

— Czego chcesz?! Byłaś tu tylko na służbie, dostałaś odprawę, masz za co żyć, wróć do rodziny na wieś, do winnicy, zaopiekują się tobą. Ja ci mówiłem. Nigdy nie zostawię żony!

— Jean… — rzekła już ciszej i próbowała się do mnie przytulić. Chwyciłem ją za ramiona i odsunąłem od siebie.

— Przecież mnie kochałeś…

— Odejdź.

— Dobrze. Odejdę — nagle się uspokoiła, jej głos stał się cichy i łagodny jak wtedy, gdy rozpoczęła u nas służbę i patrzyła na mnie tymi wielkimi, pięknymi oczami, pełnymi czułości, zaufania, miłości…

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 19.28