Od autora
Każdego dnia się zastanawiamy nad sprawami, nad którymi nie mamy wpływu. Być może tak jest, że jesteśmy tylko ludźmi aż ludźmi. Wielu uczonych i psychologów dało nam mnóstwo przykładów moralnego zachowania, które miało zaszufladkować społeczeństwo. Wielu się poddało natomiast czy nasz bohater, którego imię poznacie na końcu tego opowiadania, wpadł w sidła psychologa, który miał za zadanie rozbroić jego psychikę?
Poznacie wszystko i zagłębiając się w treść powieści. Nie jest to zwykła książka przeczytana ot, tak, w niej jest pokazany każdy element naszego zachowania i wpływy otoczenia, na który jesteśmy zdani.
Ta powieść dość nietypowa, zawiera modlitwy naszych bohaterów do Boga i Matki. Pokazuje to ich zażyłość i ludzką tęsknotę za kimś, kto chodź niewidzialny, ale stale odczuwalny w naszym życiu nawet pomimo naszego odejścia od Siły Wyższej.
Cała narracja tej powieści powstała też na postawie własnych przeżyć z życia. W dużej mierze duchowość, którą zawarłem była zapoczątkowana kiedy jeszcze byłem jako młody chłopak w III Zakonie Świętego Franciszka. Czytając tę książkę da się zauważyć ten charyzmat franciszkański tę dobroć i miłość do bliźniego do wszystkiego, co nas otacza. Książka powstawała przez dobre kilka miesięcy. Można powiedzieć, że nawet cały rok. W zamyśle tak naprawdę miałem nadzieję, że napiszę książkę do Bożego Narodzenia. Oczywiście tak się stało. Z wiarą co prawda już nie jest tak jakby można było się spodziewać, lecz ten duch jednak i tak przez lata pozostaje. Wiarę, którą się zdobyło tę wiedzę nie da się ot, tak wymazać i pozostawia w nas niezatarty ślad. To jak z chrztem, którego nie da się pozbyć. Nie ma takiego rytuału, aby było to możliwe. Tak też jest z wiarą i z wiedzą. Można o niej zapomnieć, ale ona i tak się kiedyś sama przypomnij o swoje. Tak również jest ze mną. Za czasów szkolnych to zapomniałem o tym, że jest coś takiego jak talent, którego można wykorzystać do przekazania jakichś emocji. Lecz przyszedł ten moment, w którym to jednak stwierdził, że warto się przypomnieć dlatego ta książka powstała dla Was, dla czytelników, aby każdy mógł wejść w tę historię i tak szybko, aby o niej nie zapomniał. Mam głęboką nadzieję, że ta powieść o czymś Wam przypomnij coś da. Skłoni Was do refleksji. Tego również życzę.
Zapraszam do miłej lektury.
Podziękowania
Chcę podziękować tym, którzy wspierali projekt książki. Motywowali mnie każdego dnia, abym pisał. Chcę podziękować również mojej polonistce za merytoryczne przygotowanie podczas zajęć języka polskiego za każde zwrócenie uwagi przy pisaniu prac. Za wsparcie emocjonalne, które pomogło mi w opisywaniu każdej emocji, za pomoc w ewentualnych poprawkach. Również chcę podziękować mojej Mamie, która wspierała mnie słowami i gratulowała mi w każdy sukcesie, który odniosłem. Dziękuję Jej również za wychowanie oraz dyscyplinę, ponieważ dzięki temu mogę pisać.
Wersja II poprawiona
Rozdział 1 — Początek
Postać
Słońce wschodzi nad miastem, rozbudzając do życia mieszkańców Częstochowy. Ruszamy do wielu miejsc, praca, szkoła, spacer. Anna, przechodząc obok sklepiku osiedlowego, zatrzymała się i spojrzała na witrynę. Wiadomość, którą przeczytała poruszyła jej wnętrze. Zastanawiała się przez swoją wędrówkę donikąd, dlaczego cierpimy, okłamujemy tych, których kochamy? Na to pytanie nie potrafiła odpowiedzieć przez jej skołatane myśli. Anna to młoda dziewczyna, ubrana w długi płaszcz i czerwony szalik z kapturem na głowie. Nie pochodziła z bogatej rodziny. Była wydalona i opuszczona przez rodziców. Młoda i wykształcona dziewczyna krzątała się po ulicach Częstochowy. Takie święte miasto, lecz pomocy brak. Anna miała dywersje do tych wszystkich, którzy nie chcieli jej pomóc. Czysta jak Madonna, nigdy nieskrzywdzona seksualnie, nie pije i nie pali.
Czasem kiedy przechodziłem obok tego dziewczęcia i wyglądała na modlącą się na różańcu. Przeszedłem beznamiętnie. Natychmiast po pracy postanowiłem wziąć prysznic, coś mnie przydusiło w sercu, gorąca woda obejmowała moje całe ciało. Zwinąłem się w kabinie prysznicowej i rozmyślałem o tej kobiecie. Zamknąłem wodę, wziąłem ręcznik i owinąłem go na biodrach, usiadłam, wziąłem telefon do ręki i napisałem do szefa SMS-a „Przepraszam, nie będę przez trzy dni w pracy, muszę odpocząć. Pozdrawiam”. Była to godzina jakoś po dwudziestej drugiej, spojrzałem na obraz Matki Bożej, który wisiał już od lat na tej samej żółtej ścianie. Przez kilka następnych godzin zastanawiałem się kim ona była spoglądając na obraz świętej Matki powiedziałem „kim ona jest? Jaką mam w tym wszystkim misje?” Oczywiście brak odpowiedzi jak zwykle. Poszedłem spać by móc rano wstać i na trzeźwo to przemyśleć. Słońce obudziło mnie swymi ostrymi promieniami przebijającymi się przez szyby okien. Nie jedząc śniadania i wyszedłem, aby poszukać tej dziewczyny, by ją poznać i dowiedzieć się, jaką ma misję do wypełnienia. Szukałem tak przez wiele godzin, lecz nic z tego nie było, już byłem zniechęcony, lecz postanowiłem się nie poddawać i szukać dalej. Myślałem, że dzień obejdzie się miazgą i nic z tego. Przede mną szła postać w płaszczu z kapturem na głowie. Złapałem za ramię, spojrzałem na twarz, lecz to nie ona, przeprosiłem i poszedłem szukać dalej. Wydawało mi się to niemożliwe, robiąc się już głodnym i postanowiłem wstąpić do restauracji i kupić najtańszy obiad, lecz gdy wszedłem ona już tam była. Piękna kobieta o kasztanowych włosach, niebieskich oczach i pięknej ciemnej cerze. Zamówiłem dwa dania, jedno dla kobiety i jedno dla siebie. Siedziałem przed nią, nie wiedziałem, co zapytać, kim ona jest? Odpowiedziała krótkim zdaniem.
— Wiele dla ludzi znaczysz, nie wydaje ci się?
Przez resztę czasu się nie odzywała. Rozmyślałem przez resztę dnia, cóż to może znaczyć? Co miała na myśli? Zjadła, podziękowała i odeszła. Będąc w małej konsternacji, zerwałem się z krzesła, wybiegłem za nią, lecz jej już nie było. Wsiadłem do wielce zatłoczonego autobusu, spoglądając na smutne i zamyślone twarze, które były najwidoczniej czymś zaniepokojone. Ciężko było w tym szumie i ścisku oderwać myśli i rozpamiętywać słowa skierowane do mnie przez tajemniczą kobietę. Na chwilę musiałem zapomnieć o niej, w końcu nie jest ostatnią osobą na tym świecie. Postanowiłem, że czas na zakupy, przechadzając się alejkami sklepowymi, napotkałem moją przyjaciółkę, która jest sceptycznie nastawiona do spraw tajemniczych i nadprzyrodzonych, więc nie zawracałem jej głowy tym. Wymieniliśmy parę zdań i wróciliśmy do robienia zakupów. Wracając do domu po udanych i wszakże drogich zakupach, droga była nieprzychylna, wypadek i postój w korku. Kiedy wszedłem do domu, poczułem piękny i przyjemny zapach, były to jakby róże lub lilie, odłożyłem zakupy, rozejrzałem się po mieszkaniu, zastanawiałem się skąd ten zapach? Jednak nie znalazłem. Piękna woń kwiatów unosiła się w powietrzu do samego wieczora. Rutyna jak zwykle, kąpiel, oglądanie głupich filmików na telefonie. Zasnąłem, po kilku godzinach gdy przebudziłem się, poczułem po raz kolejny piękną woń kwiatów, były to fiołki. Usiadłem i łapiąc się za głowę, zastanawiałem się co się ze mną dzieje. Było to wszystko do niczego. Przyklęknąłem przed obrazem Świętej Matki i modląc się zapytałem, co się dzieje? Lecz nic nie zdawało się na to, by odpowiedź przyszła nagle. Zapachy nadal nie odchodziły, stawały się coraz to intensywniejsze. Modląc się zasnąłem, mając wielki spokój ducha i umysłu. Po przebudzeniu się rano czułem się tak jakby dziś było jakieś święto, ponieważ było tak jakoś inaczej. Postanowiłem się trochę ogarnąć i wyjść na miasto. Wychodząc z bloku zaskoczony obecnością dziewczyny o tajemniczym pochodzeniu, która powiedziała do mnie
— Czekałam tu na ciebie, stałam przez kilka godzin, aby ci o tym powiedzieć, szukaj znaków, które On ci daje. Rozglądaj się. Otwórz oczy serca.
Zdziwiony tymi słowami, skierowałem się ku kościołowi o wysokiej wieży i Cudownym Wizerunku Madonny. Zgłosiłem się do wolnego kapłana, by z nim porozmawiać i opowiedzieć mu o całej sytuacji. Kapłan odpowiedział mi;
— Zastanawiałeś się może nad tym, że mógł być to twój Anioł Stróż, bądź święty, który ujawnia ci się, aby przekazać ci ważną wiadomość od samego Boga?
— Nie, proszę księdza, nie myślałem o tym tak. Czasami pojawia się, daje mi wskazówki, z których nic nie wiem i nie rozumiem, są one trudne dla mnie do zrozumienia.
— Rozumiem, zastanów się młody człowieku nad tym. Idź z Bogiem.
Wyszedłem od kapłana, lecz czas nie był mi przychylny. Ta… świętość tej kobiety była mi trochę podejrzana, bo dlaczego to ja miałbym być wybrańcem. Moje serce i tak nie było blisko Boga, więc postanowiłem zwrócić się do wróżki z prośbą o pomoc i wyjaśnienie mi tej całej sytuacji, ponieważ w końcu to miałem tego wszystkiego dość. Zbliżałem się do salonu pewnej wróżki, wszedłem i poczułem piękny zapach kadzidła. Nagle wyłoniła się zza zasłony piękna kobieta o urodzie anielskiej i pięknych kasztanowych włosach.
— Witam, w czym mogę ci pomóc… Czekaj zaraz, szukasz odpowiedzi na nurtujące cię pytania tak?
Odpowiedziałem ze zdziwieniem;
— tak, oczywiście!
— Chodź do mnie, tutaj do stolika już odpowiadam co to za kobieta.
Widziałem jak rozkłada piękne karty, które tworzyły pewny obraz i historyjkę.
— Tak, ta kobieta ma mroczną duszę, nie jest to anioł, lecz ma ci do przekazania ważną wiadomość, nie zwiedzie cię na manowce. Nie jest to jej zadaniem. Ona chce pokazać kim tak naprawdę jesteś. Zwiodła cię widokiem różańca, bo wiedziała, jak najlepiej wpaść do twego umysły.
Pomyślałem co za flądra z niej… Tak kpić ze mnie. Ja jej pokażę!
Podziękowałem tej wróżce, rzucając pięćdziesiąt złotych na stolik i wyszedłem. Po wyjściu z budynku natknąłem się na tę kobietę i powiedziałem, co tak naprawdę myślę o jej tajemniczym pochodzeniu. Spojrzała na mnie twardym i oschłym wzrokiem, chwyciła mnie mocno za rękę, przybliżyła twarz w moim kierunku i rzekła:
— Spotkajmy się przy świątyni o ósmej wieczorem i zobaczysz kim jestem.
Nagle zniknęła, tak jakby ją gdzieś wyparowało. Poirytowany wróciłem do mieszkania. Przebrałem się i wyszedłem w kierunku świątyni, którą mi wskazała. Była tam o wyznaczonej godzinie. Twardo i oschle powiedziałem do niej by teraz pokazała, o co tak naprawdę jej chodzi i w czym mam jej pomóc. Odwróciwszy się kobieta powiedziała, abym spojrzał w jej kierunku. Odwróciłem głowę i zobaczyłem anioła, ale w demonicznym ciele. Widok mnie tak zmroził, że nie wiedziałem, co powiedzieć.
Misja demona
Świat jest jak kapsuła czasu nie wiesz kiedy przyjdzie, by Ci zaproponować, co ma dla Ciebie!
Stanąłem z nią twarzą w twarz, by wysłuchać jej prośby do mnie.
— Posłuchaj mnie nikczemny człowieku, czy kiedykolwiek wierzyłeś w Boga? Czy kiedykolwiek dał ci coś, czego potrzebowałeś? Nigdy cię nie widział. Stałam tuż obok niego w jaśniejącej szacie, lecz zbuntowałam się jemu, by pokazać, jak go nienawidzę. W szale zabiłam jego synów i córki, Ty jesteś wyjątkowy wiedz, że musiałam to zrobić czymś cię zachęcić i byś poszedł za mną. Wykonaj rytuał, który Ci powiem: Weź siedem świec, pergamin i zapisz na nim to zaklęcie: Wiatry czterech stron świata, ziemia, ogień, żywioły stron świata otwórzcie swe bramy świata, dajcie poznanie, którego nie mam, rozjaśniają umysł mój, dajcie mi wiedzę, której potrzebuję tak niechaj się stanie!!
Wypowiedz je trzykrotnie, zegnij pergamin na cztery części, spal ją w płomieniu świecy, a następnie spotkajmy się tu za trzy dni o tej samej godzinie i w tym samym miejscu a przekaże ci, co masz dalej robić.
Rzekłem, że wykonam to zadanie, w końcu nie miałem nic do stracenia. Wróciłem do domu. Zamknąłem wszystkie okna i drzwi mieszkania. Posiedziałem w spokoju i ciszy, by uspokoić umysł. Zapaliłem siedem białych świec wokół siebie. Na pergaminie zapisałem to zaklęcie i wypowiedziałem, tak jak zleciła mi to ta kobieta. W kostkę złożyłem i zapaliłem w płomieniu świecy. Po wszystkim zgasiłem je i poszedłem spać, tak jak gdyby nigdy nic się nie stało. Nastał ranek a z nim niesamowite uczucie i doświadczenie wszechwiedzy i wielkiej siły. Nagle wiedziałem kim jestem i co mam przynieść na ten świat, który jest już i tak zepsuty przez persony tego świata. Obudziła się we mnie wielka nienawiść do ludzi, którzy czynią krzywdę innym. Powiedziałem do siebie przed lustrem, jestem wielki i sprawiedliwy uczynię ludzi lepszymi, wymierzyć karę tym, którzy mnie ignorowali, uważali za dziwoląga i nikczemnika, i słabeusza. Chcę, aby poznali czym jest ból! Z dnia na dzień stawałem się silniejszy i posiadałem ogrom wiedzy, której wcześniej nie miałem. Ten stan bardzo mi się spodobał, czekając niecierpliwie na dzień, w którym miałem spotkać tę kobietę. Wyruszyłem do księgarni, by tam poszukać coś na temat wiedzy tajemnej. Zajęło mi to pół dnia, lecz było warto, ponieważ wygrzebałem książkę „Jak zostać magiem i czarnoksiężnikiem — podstawy okultyzmu”. Nie wahając się, kupiłem ją i nie zwracałem uwagi na cenę.
Baśń wiedźmy
Bajki układane na dobranoc dzieciom czasem bywają koszmarem dorosłych
Każdego dnia zastanawiałem się, co jest istotą świata materialnego i tego niematerialnego, odpowiedzi nie znalazłem tak szybko, póki anioł nie stanął na mojej drodze. Anioł wszechświata i wiedzy, której nie miałem. Pokazał mi prawdę jak to zjedzone jabłko z drzewa poznania dobra i zła. Któż by pomyślał, że to istnieje i może jednak wpadłem w paranoje i sobie to ubzdurałem. Często rodzice czytali mi baśni o czerwonym kapturku, Jasiu i Małgosi, pięknej i bestii i wielu innych bajek z nadprzyrodzonymi siłami, które są naprawdę problemami dorosłych, bo niby dlaczego czarownica wrzuciła do pieca Jasia i Małgosię? Prawdopodobnie by pokazać jak ludźmi pała żądza zemsty i odrzucenia. Dlaczego Bestia? W końcu był piękny, ale jak łatwo w tej bajce jest pokazane, że nie ważny tak naprawdę jest wygląd, lecz wnętrze, które posiadamy. Można by było wymieniać.
To wszystko w mojej głowie, lecz strach mam powiedzieć to zewnętrznej części społeczeństwa. Może to wszystko sen, którego sam nie potrafię zrozumieć i może to ja jestem problemem tego świata — mówiąc sam do siebie…! Słyszę… Słyszę głosy, których znieść nie zdołam!
Och, jak może to wszystko zatrzymać się, choć na chwilę — no po prostu nie zniosę tego dłużej! Już miałem… uciekła mi myśl, której nie chce popełnić. Wzywałem tę Annę, wołałem po imieniu, lecz nie pojawiała się. Przeklinałem ją na wszystkie duchy świata. Zmęczenie dało się we znaki, padłem jak wylogowany z życia, odcięty od źródła zasilania.
Koszmar się zaczął we śnie kiedy to moja głowa zaczęła sobie roić historie z piekła rodem. Może to ja naiwny i ufam nie tej osobie? Czy ona istnieje?
Szlak snu doprowadził mnie, do poznania czym jest kłamstwo w prawdzie, czym jest zaufanie. Znalazłem klucz do zamkniętego pomieszczenia. Była to puszka pandory, której lepiej było mi nie otwierać.
Poznałem to czego nie powinienem znać.
Przebudzenie
Każdego dnia zaczęła rozkwitać we mnie czarna róża, która swoimi kolcami raniła i zadawała mi coraz większy ból, który był nie do zniesienia. Jedyną słodyczą w tym wszystkim była piękna anielica o czarnych skrzydłach o niesamowitym diabelskim charakterze. Nie spodziewałem się, że jeszcze anioły i demony istnieją w planie fizycznym. Jednak okazało się, że to bardziej realne niż się spodziewałem. Codziennie budziłem się i rozumiałem, po co żyje. Stawałem się silniejszy, mądrzejszy i sprytny. Przewidywałem każdą sytuację, która była niekorzystna dla mnie. Zacząłem miewać głód wykonania zbrodni, wiedziałem, że wtedy czuć się mogę wolny. Zacząłem od małych kradzieży w sklepach spożywczych, udając kleptomana. Jakie było to słodkie mieć za półdarmo to, co chcę, w końcu jestem diabłem w ludzkim ciele. Przestawało w końcu mnie to bawić i potrzebowałem, większych rozgrywek takich, które udowodnią samemu królowi piekieł, że jestem tego wart. Oczywiście nie mogło być to proste i w końcu należało się wysilić, lecz warto było. Przemiana zaczęła się od umiejętności przemieszczania się z miejsca na miejsce bez utraty czasu, pomyślałem: dla mnie w sam raz. Następnie rozrosły mi się barki do rozmiarów siłacza, kondycja się poprawiła, biegałem szybciej niż człowiek byłby zdołał to osiągnąć.
Kolejny dzień rozpoczął się niefortunnie, wypadek pod oknami mojego mieszkania, jakiś typ przejechał kogoś, w sumie to się tym nie przejąłem zbytnio, w końcu ludzie umierają, aby się narodzić na nowo. Kolejna sytuacja, kiedy to jakiś koleś wjechał w mój samochód, nie ruszyło mnie to nawet, a on miał tylko wgnieciony zderzak. Dało mi to do zrozumienia, że jednak moje przemienienie jest przeszkadzające dla mojego otoczenia i nikt nie rozumiał, jaki to cudowny stan.
Tego dnia również postanowiłem, że spotkam się z Anną tym aniołem z piekła rodem. Kiedy doszło do spotkania, rozmawialiśmy przez długi czas o mojej przemianie, która nie dawała mi spokoju, z każdym wypowiedzianym słowem zdawałem sobie sprawę, że to element mojej metanoi, której tak naprawdę nie rozumiałem. Chwila mojej nieuwagi a Anna wykonała ruch, który skończyłby się w skutkach fatalnie. Pokazała mechanizm, którym kierują się ludzie, oczywiście było dla mnie wielkim zaskoczeniem to odkrycie. Przedstawiona informacja dała mi sporo do myślenia — faktem, którego nie rozumiemy, a korzystamy z tego na co dzień i jest to nasz mózg, którego tak naprawdę nie rozumiemy i nie wykorzystujemy. Robimy coś wbrew czemuś, zaprzeczyć samemu sobie. Wykonujemy czynności mimowolnie nie myśląc przy tym co robimy, ponieważ wydaje się nam to nader oczywiste, a jednak takim nie jest. Nie mogę zaprzeczyć, w końcu sam tak robiłem przez wiele lat, póki nie spotkałem kobiety anioła, co prawda z nieba ona nie spadła, lecz wyłoniła się z piekła jak feniks z popiołu. Narodzona nie wiadomo gdzie, wychowana nie wiadomo gdzie. Kim ona jest? — Postanowiłem zapytać, by więcej wyciągnąć informacji o jej pochodzeniu:
— Słuchaj, nie zrozum mnie źle, lecz powiem ci tyle, ile powinieneś wiedzieć i reszta z czasem. Urodziłam się w miejscu, gdzie zawsze było ciemno i nie koniecznie ciepło, dostawałam skromny posiłek i z pragnienia przymierałam…
Przerwałem:
— Czekaj! To nie pochodzisz z piekła, w końcu tam jest gorąco! To skąd ty jesteś? Dlaczego ja widzę twoje skrzydła…!? Bynajmniej ostatnio widziałem?
Odpowiedziała:
— W tobie wiele pytań a na nie odpowiem. Nie wiem, dlaczego widzisz mnie ze skrzydłami, nie jestem w stanie ci tego odpowiedzieć natomiast dziwi mnie to, że cały czas myślałeś o tym, że w piekle byłam i stamtąd się wywodzę? Posłuchaj, jestem tutaj, aby ci pomóc, rodzina się o ciebie martwi, nie ma z tobą kontaktu.
Rzekł:
— Nie mam rodziny! Jaka rodzina!? Czy myślisz, że miałbym rodzinę?
Anna podała mi wizytówkę, aby się zgłosił do specjalisty. Niechętnie wziąłem ją. Podziękowałem za rozmowę i odszedłem. Wróciłem do domu, jakoś była to siódma wieczorem. Usiadłem przed obrazem Madonny i zastanawiałem się co dalej.
Rozdział 2 — Akt pomocy
Spotkanie
Dzień przeminął, nastał kolejny tak samo ciężki jak jego poprzednik, za oknem luga deszczem, niechętnie wyszedłbym na zewnątrz. Codzienna rutyna, mycie zębów, śniadanie, kawa i rozmowa z Madonną. Wziąłem portfel, w którym była wizytówka tego specjalisty, wybrałem numer i postanowiłem się umówić na wizytę. Recepcjonistka oznajmiła mi, że jest wolna godzina na dziś czy jestem chętny… Nastała cisza z mojej strony słyszałem tylko odzywającą się kobietę wołającą mnie do telefonu. Po chwili milczenia powiedziałem, że tak jak najbardziej może być dziś. Spotkanie było dla mnie stresujące więc, aby rozładować go, zamówiłem jedzenie z dowozem, aby zjeść przed dobrym filmem.
Wybiła godzina trzynasta, szybko wyłączyłem laptopa i ruszyłem w pogoni za kolejnym strachem przed wizytą. Minęło ponad pół godziny, zanim dotarłem do ośrodka pomocy dla chorych nerwowo i psychicznie.
— Eh… trzeba w końcu tam wejść — powiedziałem do siebie.
Wszedłem do środka, przedstawiła mi się kobieta imieniem Magda, przywitałem się ciepło i wszedłem tuż za nią do gabinetu. Rozmowa była długa i ciężka, zaproszono mnie na kolejną wizytę tydzień później.
Jej wynik mnie zszokował, oznajmiła i nie jakobym miał uraz, traumę wieku dziecięcego. Nie rozumiałem nic z tego. To spotkanie była dla mnie traumatyczne samo w sobie. Wróciłem do domu cały mokry, zziębnięty, szybko się rozebrałem do naga i wytarłem do sucha, ubrałem świeże i ciepłe ubranie. Cały dzień stał się dla mnie bardziej męczący niż poprzedni. Ten wieczór przeleżałem w łóżku, gapiąc się w krople deszczu uderzające o szyby. Nastrój w pokoju zrobił się nieco ponury, smutny nawet pokuszę się o stwierdzenie, że depresyjny. Przemilczałem te godziny pierwszy raz w życiu. W końcu zasnąłem i obudziłem się dnia następnego kiedy słońce górowało na czystym nieboskłonie. Piękny widok zapierał dech w piersiach. Wziąłem co potrzeba i ruszyłem do pracy. Tam niestety czekała mnie nieprzyjemna sytuacja. Wchodząc do lokalu, usłyszałam czyjś krzyk dobiegający z kuchni. Był to szef niezadowolony z naszej pracy, więc atmosfera była nieprzyjemna. Nie chciałem go już denerwować, więc zapytałem kolegów co się stało?
— Szef ma niezłe spięcie dziś, ponieważ ma przyjść kontrola, a widzisz jak to wszystko wygląda, boi się, że lokal zostanie zamknięty, dlatego jeśli nam pomożesz, to szybciej się z tym uporamy.
— Jasne! Tylko się przebiorę i ruszam wam pomagać!
Po kilku godzinach lokal był jak nowy dopiero co po remoncie. Kierownikowi natychmiast się humor poprawił i oczywiście przeprosił nas, że się uniósł.
Po pracy spotkałem się z Anną, poinformować o tym, że spotkałem się ze specjalistą. Jej spojrzenie bardzo mnie onieśmielało i było takie przenikliwe i przeszywające a uśmiech powodował u mnie poczucie bezpieczeństwa i ciepła, którego nie otrzymałem od nikogo. Rozmawialiśmy przy kawie i kawałku ciasta parę godzin. Wieczór się już miał ku końcowi. Odprowadziła mnie pod dom i pożegnała ciepłym pocałunkiem w czoło, zanim odeszła rozpłakałem się jak dziecko, ponieważ od już nie pamiętam jakiego czasu ktoś mnie tak ciepło pożegnał jak i przywitał. Przytuliła mnie i rzekła, że jeszcze mam dla kogo żyć. Wróciłem do swojego mieszkania i dalej cicho łkałem. Poczułem się kochany jak nigdy. To spotkania było elektryzujące i mocno dotknęło mnie.
Zauroczenie
Czy to jest coś nie tak ze mną, czy to jest naturalne a może mistyczne doświadczenie? Sam nie wiem. Anna to piękna kobieta, mądra, pomocna, zaradna potrafiąca pocieszyć człowieka w jego najgorszych chwilach. Chyba się zakochałem albo zauroczyłem, sam nie wiem, a może jej to powiedzieć, albo nie bo uzna mnie za zwariowanego jeszcze bardziej. Boję się tego uczucia, ponieważ nigdy go nie doświadczyłem.
Madonno co swego Syna nosiłaś i kochałaś pod swym matczynym sercem, co ręką Nieba ułaskawiona wielorakimi darami byłaś, daj mi światło, bo żyje w ciemności swojego światła.
Rozżalony swym błędnym przekonaniem marzyłem o wielkiej miłości, rodzinie i dzieciach. Zalany łzami tkwiłem w moim przekonaniu, że jest to nadal niemożliwe. Postanowiłem, że spotkam się z przyjaciółką, by opowiedzieć jej o wszystkich moich myślach i uczuciach, które są pierwszymi w moim życiu, a nawet może najważniejszymi.
Zadzwoniłem do niej, by ją zapytać o wolny termin spotkania. Jednak to, co od niej usłyszałem, zaskoczyło mnie i załamało jeszcze bardziej. Myślałem, że mogę na nią liczyć, a jednak okazało się inaczej. Pozwoliło mi to jeszcze bardziej utwierdzić się w przekonaniu, że nie można bezgranicznie ufać ludziom, powierzyć im swoje tajemnice i troski. Zostałem z tym wszystkim kompletnie sam. Opuszczony pośrodku wielkiego oceanu. Pozostałem dalej w wiedzy, że ktoś mnie kocha, a jest ktoś i dla kogo mogę żyć.
Nie wiedziałem, jak to Annie powiedzieć, więc postanowiłem napisać list wiedząc, że i tak jej nie pokażę.
Droga Anno,
Chciałem ci powiedzieć, że gdy zobaczyłem Cię pierwszy raz, byłaś dla mnie jak anioł w ciemności. Mam tak wiele słów do powiedzenia, lecz boję się twojej reakcji, boję się, co o mnie pomyślisz. Jesteś piękną kobietą, niewinną, mądrą, dająca ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Kochana Anno, chciałbym, aby nasza relacja przerodziła się w piękną miłość, której potrzebuję i jak pewnie sama zauważyłaś. Widziałaś mnie zapłakanego. To, co uczyniłaś, było wielkie dla mnie. Nawet jak teraz to piszę, to serce unosi się z radości i mam już oczy pełne łez. Zostań ze mną na dłużej, ponieważ potrzebuje Cię i twojego wsparcia. Twojej kobiecej dłoni i Twojego serca pełnego miłości, radości oraz współczucia. Jest tak wiele do napisania, lecz nie wiem, co dalej pisać. Jesteś chyba moim anielskim posłańcem z nieba. Tak ciebie nazwę kobieta z nieba.
Już dalej nie mogłem pisać, nie dałem rady. Cały czas w myślach wspominam jej piękny uśmiech i jej wzrok mam nadzieję, że jeszcze ją spotkam. Nie wiem nawet, gdzie ona mieszka. Nie chcę naciskać na nią, by nie poczuła się osaczona. Być może kiedyś mi powie, jak będzie gotowa.
W mojej głowie pełno było monologów, nie miałem z kim rozmawiać.
Każdego dnia pisałem listy do świata do otoczenia, by przelać moje myśli na papier, może kiedyś ja odejdę z tego świata, pozostanę we wspomnieniach tej osoby.
Poszedłem do łazienki, umyłem twarz i przez chwilę popatrzyłem w odbicie swoje w lustrze. Wytarłem twarz do sucha i uśmiechnąłem się do siebie w odbiciu lustrzanym. Zabrałem czerstwy chleb i wyszedłem z domu i wyruszyłem na drugi kraniec miasta, by odetchnąć na chwilę w parku oraz zaczerpnąć świeżego powietrza. Wziąłem kawałek pieczywa i rzuciłem kaczkom. Widać było, że długo nic nie jadły, rzuciłem kolejny, a potem następny. Wróciłem do domu, wziąłem prysznic i poszedłem spać.
Znamy historię głównego bohatera czas na poznanie historii Anny
Anna nie Ania
Byłam w rozżaleniu przez wiele lat, póki nie spotkałam jego. Przystojny mężczyzna, trochę zagubiony, ale coś sama poczułam do niego. Nigdy nikogo nie kochałam, moim marzeniem jest spotkać kogoś, kto będzie wspaniałym mężem dla dzieci. Chcę pomóc mu, bo sama nie mam niczego. Mieszkam na ulicy, ponieważ zabrano mi wszystko, pracę, dom, przyjaciół. Na gapę przyjechałam do Częstochowy z myślą, że tu otrzymam pomoc. Otrzymałam nie dużo, lecz i to sprawiło mi wielką radość. Długo błąkałam się po ulicach miasta oraz zbierałam datki na jedzenie. Z uzbieranych pieniędzy stać mnie było na posiłek czy wzięcia prysznicu na stacji PKP. Każdego dnia spotykam się z Bogiem na modlitwie i prośbach o pomoc. Czuje Jego obecność w każdej chwili mojego życia. Zaczęłam się zastanawiać czy spotkanie z tym mężczyzną jest pomocą dla mnie. Bóg każdego dnia chce mi dać prezent. Nie każdy przyjmuję, bo nie każdy jest dla mnie zrozumiały.
Miłość Boga dała mi wiele satysfakcji, którą chce przekazać każdemu, kto będzie tego potrzebował. Prawdą jest, że dla mężczyzny, którego spotkałam, uważa mnie za anioła, co nie do końca mnie to cieszy i być może czuje ode mnie Boże światło miłości, którego nie poznał. Kilka lat temu ukończyłam studia psychologiczne, które pozwoliły mi zrozumieć ludzkie postrzeganie świata. Moją ostoją jest Pan i Bóg i tak niech zostanie po wsze dni. Chciałabym zapalić w każdym ten promyk niebiańskiej miłości. Zacznijmy od początku kiedy stałam się bezdomną. Wychowałam się w rodzinie wierzącej, ale dość hermetycznej i zakompleksionej na punkcie pochodzenia rodzinnego. Nie pozwalano nam ich dzieciom kończyć kierunki takie, jakie są nam potrzebne. Rodzeństwo dalej jest pod pieczą surowej matki i ojca. Jako jedyna sprzeciwiłam się całemu reżimowi. Wyrzucono mnie zaraz po ukończeniu studiów. Rodzina bała się tego co powiedzą sąsiedzi, ponieważ cały czas są uważani za wzór do naśladowania i wychowania. Matka prowadzi przedszkole dla dzieci, tam wpaja tym małym ludziom, że czegoś nie wolno a coś należy robić. Ojciec pod swoją opiekę i surową rękę wziął dojrzewających młodych mężczyzn. Uczy jak należy pracować i utrzymywać moralną postawę swoich przyszłych dzieci i żon.
Jako dziecko sama dostałam od matki potężne lanto za niesubordynację w stosunku do ojca i jego porządku. Wycofałam się z tego i wiem, że to nie tędy droga i czy Bóg tak chce? Odpowiedzi nie znam, lecz mogę się domyślać, że Bóg chce inaczej dla nas. Nie będzie nas karał, lecz chce tylko naszej metanoi, odwrócenia od zła i grzechu, lecz sam wie, że jesteśmy ludźmi i takimi nas stworzył, kiedy upadamy, podnosi nas. Tak mnie podniósł i z Jego pomocą zrobię to samo.
Matko z niebios co dzieci płaszczem okrywasz, nagich przyodziewasz, niemądrych upominasz, grzeszników do swego Syna kierujesz, rękoma mymi prowadzisz do dobra. Bądź ze mną w każdej sytuacji mego życia.