E-book
29.4
drukowana A5
82.35
drukowana A5
Kolorowa
109.76
Światło Przebudzenia Duchowego.

Bezpłatny fragment - Światło Przebudzenia Duchowego.

Mądrość biblijnych przypowieści odczytana na nowo.


Objętość:
322 str.
ISBN:
978-83-8351-593-9
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 82.35
drukowana A5
Kolorowa
za 109.76

Nadchodzi jednak godzina, nawet już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich czcicieli szuka Ojciec. Bóg jest duchem; trzeba więc by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie. J. 4:23, 24

Zamiast polegać na dogmatach, powinniśmy zawierzyć się Bożej Miłości. „To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali.” J 15:17 Prawdziwa więź jest ważniejsza niż posiadanie racji. Podstawowym aspektem ludzkiej natury jest potrzeba tworzenia i podtrzymywania więzi z Bogiem i ludźmi. Dojrzałość osiąga się nie poprzez rywalizację, lecz poprzez związki z innymi. Jednostka jest częścią całości.

Uznaję Twoją Obecność i moc, o błogosławiony Duchu, w Twojej Boskiej mądrości! Teraz usuń moje śmiertelne ograniczenia i uzdolnij swoją miłującą Obecnością do ukazania tego świata, w zgodzie z Twoim doskonałym Prawem. Charles Sherlock Fillmore 1854 — 1948

Wstęp

Treść tej książki zainspirowała twórczość Neville ’a Goddarda. Z tym niezwykłym Autorem zetknęłam się w okolicach maja 2021 roku — Jego przemyślenia przemówiły do mnie nowatorskim (przynajmniej dla mnie) podejściem do interpretacji Pisma; jak większość ludzi zostałam wychowana na wersji kanonicznej, czyli na interpretacji, która jest ukończona i ustalona raz na zawsze, która uwzględnia tylko aspekt moralny, a jednocześnie marginalizuje mentalny aspekt życia człowieka wraz z duchowym doświadczaniem Boga — Życia. Dzięki Neville ’owi Pismo przestało być zbiorem abstrakcyjnych zaleceń lub nakazów, oraz objawieniem obcego i czyhającego na mój grzech Boga — a stało się praktyczną wskazówką, co konkretnie mam robić, aby objawiła się pełnia Słowa Bożego we mnie, a w konsekwencji — w okolicznościach mojego życia. Pismo stało się wręcz fascynującym przewodnikiem po meandrach mentalności, niemal powieścią przygodową po mojej własnej osobie, otwierającą (bardzo mocno) oczy na zakulisowe przyczyny tego, co widzę i doświadczam w świecie fizycznym. Słuchając pierwszych (dla mnie) nagrań na YT przetłumaczonej myśli Neville ’a przypomniałam sobie, że kiedyś czytałam już książkę o tym, że Jezus był psychologiem lub coś w tym stylu…, ale przeczytałam — i zapomniałam.

Nie ma przypadków — przypadek to pseudonim Ducha Świętego. Dzisiaj wyraźnie dostrzegam, że do tego miejsca prowadziły mnie — przez kilkanaście lat wyglądające na przypadkowe — zainteresowania i wydarzenia w moim życiu.

Lektury w stylu: Tajemnice Apokalipsy, Tajemnica Graala, Historia Papieży, Najtrudniejsze Stronice Biblii, Całun Turyński, Jezus Terapeutą, czy książka opowiadająca o losach Klaudii Prokulii, nieuchronnie przygotowywały mnie do tematyki poruszanej przez Neville’a, ułożyły się w most incydentów prowadzący do dnia dzisiejszego. Sporządzenie notatek świadczy o mojej niezwykłej fascynacji tym tematem; notatki te połączyły kiedyśdzisiaj.

W kwietniu 2022 roku przygotowałam nagranie na YT na podstawie interpretacji Neville’a przypowieści o chromym człowieku czekającym na uzdrowienie przy sadzawce Bethesda; J. 5:1—8 — uświadomiłam sobie, że ta przypowieść łączy mnie z kolei z rokiem 2012. Brałam wtedy udział w rekolekcjach, w których podczas wstawienniczej modlitwy o moje uzdrowienie pojawiła się ta właśnie przypowieść. Neville dostrzega w tej przypowieści wyjaśnienie, w jaki sposób możemy patrzeć na świat: albo poprzez ograniczoną trójwymiarową perspektywę (ludzką logikę), albo czterowymiarową, nie znającą ograniczeń — duchową logikę; przypowieść ta stawia przed każdym z nas pytanie:

Czy jesteś odważny, aby wyobrazić sobie, że nie jesteś bezsilny?


A w modlitwie o odrodzenie darów Ducha Świętego, przemówiła do mnie Mądrość Syracha — jakże prorocza: „Nie powstrzymuj mowy, gdy jej potrzeba, mądrość bowiem poznaje się z mowy.”; Syr. 4: 23—24. Szok — przecież nie powstrzymuję mowy, tworząc treści na moim kanale YT!

Nie ma przypadków — jest droga, która zawsze dokądś prowadzi, nawet jeśli w danym momencie wygląda na zupełnie nie à propos lub będącą marginesem głównego nurtu życia.

Treść tej książki zainspirowała myśl Neville’a L. Goddarda (jego podejście do interpretacji Biblii), ale nie ograniczyłam się tylko do niego.


Każdy z nas ma różne wyobrażenia o szczęśliwym życiu (ktoś pragnie podróżować, ktoś — spełniać się biznesowo, a jeszcze ktoś inny mieszkać na odludziu w stylu eko), ale jeśli dobrze się zastanowić, to rzeczy, które obudzą w każdym człowieku poczucie spełnienia to:

zdrowie,

pewność siebie (poczucie sprawczości);

mądrość (roztropność);

komfort wewnętrzny (pokój wewnętrzny odczuwany także jako kompetencja i/lub niezależność emocjonalna w relacjach);

oraz finanse (niezależność finansowa).


Na łożu śmierci nie będziesz żałował niewziętych nadgodzin, opuszczonych odcinków ulubionego serialu, ale niewykorzystanych szans w relacjach prywatnych czy życiu zawodowym.


Nasze życie możemy podzielić na dwa zasadnicze etapy; przy czym przejście z pierwszego do drugiego jest (któtszym lub dłuższym) procesem.

W pierwszym etapie jesteś święcie przekonany, że to świat fizyczny jest źródłem wszystkiego. Jesteś uczony od dzieciństwa różnego rodzaju przekonań, wartości, oczekiwań, ślepej wiary w rytuały i obrzędy (rytuał staje się celem i sensem samym w sobie, a przestaje być środkiem prowadzącym do celu będącego ponad nim; np. doświadczenia Boga). Jest to etap, w którym oglądasz film o świecie fizycznym siedząc na widowni. Tak bardzo identyfikujesz się z fabułą filmu i postaciami w nim występującymi, że próbujesz wpływać na istniejące zdarzenia — poprzez dokonywanie zmian na taśmie filmowej. Z czasem zaczyna do ciebie coraz wyraźniej docierać, że coś jest nie tak, że życie to walka, szarpanie się z losem, że duży nakład energii, pracy i zaangażowania nie przynosi adekwatnych wyników, ba — nie gwarantuje jakichkolwiek wyników. Pojawia się pytanie o sens życia, o co w tym wszystkim chodzi; czujesz wewnątrz siebie wyraźny dyskomfort, tęsknotę za czymś, czego nie umiesz nazwać, ale coraz bardziej rozumiesz, że nie chodzi o dobra materialne, o kolejny prestiżowy dyplom ani o cokolwiek, co ceni świat fizyczny — ten świat. Zaczynasz dążyć do poznania siebie — coraz częściej zdarza ci się wsłuchać w głos swojego serca, co przynosi tobie chwile prawdziwej pełnej radości, mądrości, obfitości i wewnetrznego pokoju.

Drugi etap życia to ten, w którym zaczynasz… żyć. Z pełnym zaufaniem słuchasz swojego serca i dajesz mu się prowadzić przez życie.


Dzięki interpretacji Pisma Świętego zaproponowanej przez Neville’a Goddarda, Josepha Murphy’ego, czy wcześniej Charlesa Fillmore’a oraz innych przedstawicieli Nowej Myśli, dostajemy praktyczne wskazówki, jak uczynić nasze życie szczęśliwym, jak zmieniać je, aby stało się dla nas inspirujące i spełnione (a nie ciągłą walką, rywalizacją i gonitwą za wymyślonymi przez ten świat króliczkami.

Drogi Czytelniku, oddaję w Twoje ręce moje przemyślenia na temat prawa mentalnego. Nie roszczę sobie prawa do nieomylności. Wspieram się myślą różnych Autorów, ponieważ ta książka nie ma być „odkrywaniem Ameryki” — niezliczona rzesza myślicieli rozmyślała o naturze świata, na którym przyszło nam żyć, a także o naturze człowieka; kim jest, dokąd i dlaczego akurat tam zmierza? Odwołuję się tylko do Autorów, których przemyślenia rezonują ze mną. Opisy wszelkich zjawisk — aby można je było zrozumieć — oparte są na pewnych konstruktach myślowych. Czy świat jest lustrem w sensie dosłownym? — oczywiście, że nie. To właśnie jeden z takich konstruktów, który ułatwia zrozumienie zasad, relacji między aspektem duchowym a fizycznym, jak oddziałują na siebie. Za pomocą tego co wszyscy znamy — lustro — opisano to, czego nikt nie widział, bo mógł tego tylko doświadczyć; a doświadczenie ma charakter osobisty. Istnieją różne koncepcje na opisanie rzeczywistości duchowej — która z nich jest prawdziwa? Ta, która „przemawia” do ciebie.

1: Biblia

Jezus mówił, że zamiast polegać na dogmatach, powinniśmy zawierzyć się Bożej Miłości; „To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali.”, J. 15:17. Prawdziwa więź jest ważniejsza niż posiadanie racji. Podstawowym aspektem ludzkiej natury jest potrzeba tworzenia i podtrzymywania więzi z Bogiem i ludźmi. Jezus mówił, że [dojrzałość] osiąga się nie poprzez rywalizację, lecz poprzez związki z innymi. Każdy z nas jest częścią całości.

1.1.Biblia — klucz do rozwijania ufności w swoje duchowe moce

Możesz zobaczyć tylko to, co jesteś gotów zobaczyć; możesz usłyszeć tylko to, co chcesz usłyszeć. Joseph Murphy

Skłonni jesteśmy uważać Biblię za swego rodzaju podręcznik, w którym upatrujemy pewien zbiór doktryn. (…) Tymczasem powinniśmy szukać [w niej] żywego obrazu Boga, który działa, który wkracza w naszą historię i przemawia do naszych serc. Artykuł 23 Konstytucji O Objawieniu Bożym: Pod nadzorem Świętego Urzędu Nauczycielskiego mówi, że funkcja urzędu nauczycielskiego nie polega na prowadzeniu — postęp jest rzeczą wiedzy; urząd nauczycielski ma zasadniczo negatywne funkcje wytyczania granic i wyodrębniania tematów niedostępnych. Wynika z tego, że katolicki egzegeta [badacz] nie jest — czy nie powinien być — krępowany przez nauczycielski urząd Kościoła.

Ale nie tylko egzegeta — nikt z nas — nie powinien być krępowany w poszukiwaniu interpretacji Biblii, takiej interpretacji, która przemówi do naszej duszy i poruszy ją. Słuchając homilii oraz kazań w kościele, duchowni poruszają się jedynie w sztywnych ramach interpretacyjnych, ograniczonych do moralnego wymiaru, całkowicie pomijając ten duchowy.

Czy pomaga to zmieniać na lepsze nasze życie? Na pewno w daleko mniejszym stopniu, w jakim mogłoby nam pomóc objaśnienie duchowych (i mentalnych) praw rządzących naszym jestestwem. Zawężanie interpretacji biblijnych do moralnego wymiaru (musisz to, musisz tamto), pozbawia Słowo Boże jego praktycznego waloru (w jaki sposób osiągnąć pełnię życia).

Musimy przekształcić Pismo tak, jak przekształcamy naszą krnąbrną jaźń (…) Praca nad interpretacją Biblii (…) nie przypomina zadań matematycznych, wymaga przede wszystkim intuicji. (…) Pismo ma ciało, duszę (psyche) i ducha, który przekracza naszą moralną naturę, odpowiada to trzem różnym sposobom, na jakie można rozumieć Pismo (…) Fundamentem okazuje się przestrzeganie zasady niesprawiania bólu innej istocie ludzkiej. Wszystko inne w Piśmie jest jedynie glosą, komentarzem do Złotej Zasady.

A Bóg? Stoicy rozumieli Boga w sposób, który w mojej intuicji jest najtrafniejszy: Bóg, Logos jest aktywną zasadą, która zawiera w sobie formy (nasiona) wszystkich przyszłych rzeczy. Dusza człowieka jest cząstką tego boskiego ognia, który zstąpił na ludzi przy ich stworzeniu. Skoro ludzka dusza stanowi w istocie jedność z boskim pierwiastkiem, żyć zgodnie z najwznioślejszymi nakazami własnej natury to żyć w harmonii z boskim zamysłem.

I prace różnych Autorów (w tym myśl Neville’a Goddarda, jego poprzedników ale i następców) jest z jednej strony poszukiwaniem żywego Boga, wykraczaniem poza sens dosłowny i moralny (w którym większość Chrześcijan zamyka się), z drugiej zaś odpowiedzią na biblijne wezwanie (mikra) do działania; dzięki trudnym fragmentom zatrzymujemy się wstrząśnięci nową nieznaną nam interpretacją Pisma, co daje początek innej, nowej drodze poszukiwań metafizycznego sensu życia, wykraczania poza świat doczesny (extasis).

„Różnica między formą Biblii a jej przekazem (istotą drzemiącą w treści) jest tak wielka, jak różnica między ziarnem a zarodkiem pozbawionym łuski (ochrony). Nasze przebudzone zdolności intuicyjne są zdolne dostrzec pod formą (alegorii, przypowieści) istotę przekazu biblijnego, czyli życiodajny zarodek; dzięki dostrzeżeniu tej istoty, zaczynamy rozumieć właściwą funkcję formy, która jest nośnikiem życiodajnego przekazu, a nie samym przekazem”; tak jak litery tej książki nie są jej istotą — są nośnikiem jej treści i sensu.

Powaga Pisma Świętego wydała mi się tym bardziej godna czci i najczystszej wiary, że chociaż wszyscy ludzie mogą ją czytać z łatwością, ma ono jednak także głębszą warstwę, gdzie spoczywają jego tajemnice wielkie. Święty Augustyn

1.1.1: Praktyczne (dojrzałe) chrześcijaństwo

Ludzie na całym świecie coraz lepiej zdają sobie sprawę z tego, że dobrobyt tego świata zależy tylko od nich samych. Nie jest ani dogmatem religijnym ani filozoficzną teorią twierdzenie, że nasz los leży w naszych rękach.

Ludzkość budowała swoją cywilizację epoka po epoce tylko po to, by odkryć, że jej struktury są nietrwałe, ponieważ oparto je na błędnych założeniach — budowniczy nie odwoływali się do Bożego planu. Pismo Święte wyraźnie uczy, że Bóg obdarzył człowieka zdolnością rozpoznania i realizacji wszelkich twórczych koncepcji Wielkiego Architekta — Boga.

Doniosłą i najważniejszą kwestią stojącą przed dzisiejszymi ludźmi jest przebudzenie duchowego umysłu człowieka i dzięki temu przebudzeniu odnowienie jedności z Bogiem. Źródłem wszelkiego zamieszania jest nasza niezdolność do inteligentnego korzystania z naszych umysłów. Religia i wszystko, co wynika z modlitwy i rozpoznania Boga w myśli i objawieniu, jest jedyną drogą ewakuacyjną z chaosu, w którym się znajdujemy. Musimy zatem niezwłocznie zacząć odnawiać jedność z Umysłem Ojca, i stosować wszystkie Boskie Prawa w tym, co myślimy i mówimy.

Ludzie naszej wspaniałej cywilizacji pytają, dlaczego Bóg nie objawia się dzisiaj w taki sam sposób, w jaki to robił w czasach biblijnych. Fakt jest taki, że Bóg przemawia do ludzi zawsze i wszędzie, ale ludzie nie słyszą i nie dostrzegają Jego przesłania. Nie jest prawdziwym także twierdzenie, że mędrcy biblijni byli szczególnie natchnieni, że byli wyjątkowo wybitnymi osobami wyznaczonymi przez Pana, aby dokonywać Jego dzieł. Wszystko wskazuje na to, że nadzwyczajny wgląd duchowy był rezultatem ich pracy nad własną duchowością; [wszyscy posiadamy taką możliwość, ale nie umiemy lub nie chcemy z niej korzystać].

Tak więc dojrzałe praktyczne chrześcijaństwo jest duchową filozofią odwołującą się do czystego rozumu (uniwersalnych praw mentalnych) człowieka, która może zostać zaakceptowana i stosowana przez wszystkich, bez względu na wyznawaną religię.

Współczesna metafizyka jest faktycznie odradzaniem niemal zapomnianych filozofii nauczanych w przeszłości. Zasady, które rządzą naszą egzystencją, są ponownie przywracane dzięki uważności ludzi. Cykl ponownie wkracza w etap wiedzy. Odkrywamy na nowo światło czystego rozumu [praw mentalnych] i uczciwej logiki.

Niewielu ludzi wyszło na światło dzienne. Czysty rozum to prawie nieznana jakość. Kiedy do religii wprowadzane są ścisłe metody dedukcyjne i logiczne, dochodzimy do wniosków, które przeciętnego wierzącego mogą doprowadzić do poczucia zagubienia. Ludzi uczono, że pewne relacje istnieją arbitralnie, nie zważając na to, że takie przedstawianie relacji jest sprzeczne z logiką przyczyny i skutku.

Aby dojść do wewnętrznie spójnego i poprawnego wniosku, musimy mieć przesłankę (punkt wyjścia), który wszyscy będą mogli zaakceptować. Logika w najściślejszym tego słowa znaczeniu jest jedyną rzetelną metodą dojścia do celu w prawdzie. Ten system filozofii lub doktryny religijnej, który nie dopuszcza zasady doskonałej logiki w wyciąganiu wniosków ze sformułowanej przesłanki, musi pozostać poza nawiasem czystego rozumu, stając się kolejnym [szkodzącym duchowości] dogmatem stworzonym przez człowieka.

Aby dokładnie poznać naturę rzeczy, musimy zlekceważyć wszystkie iluzje tworzone przez naszych pięć zmysłów i przejść do czystego rozumu — czyli Ducha, z którego wszystko zostało stworzone; [m.in. Joseph Murphy mówi, że materia jest najniższą formą ducha].

Praktyczne chrześcijaństwo i Prawda pochodzą z tego samego Źródła, dlatego te pojęcia można stosować zamiennie. Praktyczne chrześcijaństwo nie jest kolejną teorią wywodzącą się z ludzkiego umysłu [ego], nie jest też objawieniem dla ludzkości od jakiegoś samozwańczego guru, którego słowo musi być traktowane jako niewzruszalny aksjomat. Praktyczne chrześcijaństwo nie jest nową religią, jedną z tych, które nie traktują poważnie objawień prywatnych; nie poszukuje też wyznawców, którym nakazuje ślepo wierzyć we wszystko, nawet jeśli jej duchowi przewodnicy nie potrafią sensownie wyjaśnić swojego nauczania ani doświadczenie życiowe nie potwierdza ich twierdzeń. [„Bez rozumnej duszy jest niedobrze…” Księga Przysłów 19:2 NBG uczy nas, abyśmy zdobywali mądrość i medytowali nad wiedzą, aby ze zrozumieniem stosować ją; taka postawa chroni od zawierzenia się gusłom, magicznym sztuczkom uznanym przez Boga za szkodliwe, i pozwala rozpoznać prawdziwe autentyczne praktyki duchowe.]

Praktyczne chrześcijaństwo za podstawę swojej koncepcji przyjmuje fundamentalną Prawdę znaną tak pierwotnym jak i współczesnym społecznościom. Dzięki dedukcyjnemu rozumowaniu dochodzimy do każdego z podstawowych wniosków, w związku z tym nie jest to sposób, który byłby stosowany w tradycyjnej koncepcji religii, jako coś skomplikowanego, co trzeba przyjąć na wiarę i wierzyć bez względu na konsekwencje. Zaprezentowana tutaj koncepcja zachęca do głębszej analizy. Logika analityczna odnajduje drogę do Nowego Świata [mechanikę funkcjonowania tego świata? Funkcję lustra oraz istniejącymi wariantami osobistej rzeczywistości?].

Ten system dedukcji z intuicyjnie ustalonych faktów nie jest nowy, podobnie jak jego wnioski. Historia mówi nam, że podobne metody dochodzenia do fundamentalnej prawdy o rzeczach i rzeczywistości była stosowana na długo przed Chrystusem. Legendy i tradycje informują o istnieniu świątyń, w których nauczano czystego rozumu [praw mentalnych]; historia mówi również o podobnych szkołach, które istniały 5 000 lat przed Chrystusem [a współczesna nauka, na czele z fizyką kwantową i psychologią potwierdza wnioski płynące z przesłania Jezusa, które na nowo odczytał między innymi Charles Fillmore, a kontynuowali Neville Goddard czy Joseph Murphy].

Jeśli będziesz wiernie podążać za przedstawioną tu ścieżką argumentacji, to ujawni się tobie zasada, która demonstruje się w twoim życiu od zawsze. Logiczne nieuchronne rezultaty podanych przesłanek nie mogą zostać natychmiast w pełni zrozumiane z powodu pewnego intelektualnego ograniczenia, w którym pogrążyła się ludzkość. Ludzie żyli tak długo oderwani od logiki i czystego rozumu — Ducha, że stają się zdezorientowani, kiedy prezentowana jest im klarowna teza.

Nieskrępowane autonomiczne myślenie o czymkolwiek jest obce ludziom Zachodu. Nasz sposób myślenia i działania opiera się na precedensie i narzuconych autorytetach. Chełpimy się dużą wolnością i niezależnością, ale fakty są takie, że ślepo podążamy za zwyczajem i tradycją; nasza cała cywilizacja opiera się na opiniach stworzonych przez człowieka. Nigdy nie zastanawiamy się nad naszą relacją wobec religii, w konsekwencji nie umiemy krytycznie myśleć i rozważać twierdzeń wynikających z innej niż kanoniczna interpretacja [z mojego doświadczenia wynika, że krytyczne myślenie kojarzone jest raczej z krytyką niż rozważaniami nad argumentacją mającą dowieść słuszności danej tezy]. Nie uczono nas formułować własnych wniosków z uniwersalnej Prawdy, dlatego u podstaw decydowania o tym, czy pewne twierdzenia są prawdziwe czy fałszywe, leżą uprzedzenia, wynikające z odziedziczonego [skostniałego] spojrzenia na religię, zwyczaje społeczne albo sprawdzanie w jakimś stworzonym przez człowieka dokumencie, mającym być dowodem.

W badaniu praktycznego chrześcijaństwa oddzielane są wszystkie dowody Prawdy [od iluzji prawdy] jak plewy od ziarna. W naszych twierdzeniach o prawdzie nie pozostało nic, co by nie wytrzymało najbardziej wnikliwej analizy, nic, co nie może być praktycznie i skutecznie zastosowane.

Aby prowadzić racjonalną argumentację, trzeba znaleźć taki punkt wyjścia, który będzie mógł być powszechnie zaakceptowany jako prawdziwy. Może być wiele takich punktów, które niewątpliwie mogą być uznane za słuszne. Po dokładnej analizie zwykle zostaną znalezione, wynikną z innej i wcześniejszej przesłanki uznanej za prawdziwą. Na przykład możemy się zgodzić co do tego, że przedmioty zawsze spadają na ziemię. Powstaje pytanie: Co powoduje ich upadek? Odpowiedź brzmi: Grawitacja, oczywiście. Ale czym jest grawitacja? W ten sposób jesteśmy prowadzeni aż do Pierwszej Przyczyny zjawisk — do Boga.

Zgadzając się, co do twierdzenia, mającego być podstawą argumentu o charakterze uniwersalnym, musimy uważać, aby uzyskać taki, którego nic nie poprzedza. Może być tylko jedna podstawa bytu, a co za tym idzie, tylko jedna podstawa przejawiania się form i pulsowania życia. Kiedy w pełni uznamy, że wszystko, czego jesteśmy świadomi, można prześledzić aż do Źródła — Boga, uzyskujemy podstawę, na której można oprzeć koncepcję. Koncepcji tej nie będzie można skutecznie zakwestionować, skoro wyłoniła się jako logiczny wniosek i może być udowodniona poprzez doświadczenie. Koncepcja ta jest dokładnie tym, co twierdzi w swoich naukach Chrystus. Nauczanie Chrystusa jest nie tylko systemem filozofii, którego racjonalny umysł nie może zakwestionować, ale również — a może przede wszystkim — jest opisem zjawisk i doświadczeń, których prawdziwość jest potwierdzona [choćby przez współczesne badania z zakresu psychologii czy fizyki kwantowej].

1.2: Kod Biblii

Dosłowny tekst jest jak płaski teren otoczony górami, które symbolizują duchowe znaczenia, mogące zaprowadzić nas poza zniszczone ludzkie słowa. Grzegorz Wielki


Neville w „Kreatywnej Mocy Wyobraźni” jeden z rozdziałów rozpoczyna tak:

Biblia, najwspanialsza i najbardziej niezrozumiana księga na świecie, to twoja osobista autobiografia. Nie jest to zapis wydarzeń historycznych, (…). Biblia mówi o niebie wewnątrz i o ziemi na zewnątrz.”

Znaczenie tekstu [biblijnego] nie jest czymś oczywistym na pierwszy rzut oka. Egzegeta musi wciąż na nowo zagłębiać się w tekst, ponieważ za każdym razem gdy (…) studiuje Słowo Boże zapisane w Piśmie, nabiera Ono nowego znaczenia. Pismo jest niewyczerpalne. (…) Tekst, który nie poddawałby się radykalnej interpretacji i nie potrafiłby sprostać wyzwaniom czasów, byłby martwy [stałby się zwyczajną publicystyką] (…)Studiowanie Pisma nie było celem samym w sobie: miało wpływać na konkretne działania podejmowane w świecie (…) Jeśli nie potrafisz znaleźć sposobu na zastosowanie tekstu w praktyce, oznacza to, że go nie rozumiesz. (…) Pismo, które jest Słowem Bożym, jest nieskończone. Każde nowe odczytanie tekstu jeśli tylko przynosi korzyść wspólnocie i pogłębia zrozumienie, zostało przez Boga przewidziane i jest zgodne z Jego intencją. (…) Ostateczna interpretacja Pisma nie istnieje.

Historia ta zaczyna się od tego, że: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami. Wtedy Bóg rzekł: ‘Niechaj się stanie światłość’ i stała się światłość.”; Ks. Rodz. 1, 1—3. Światłość, o której tutaj mowa, pochodzi z nieba, które jest w tobie. Światło, które świeci na twojej ziemi, jest światłem twojej świadomości i świeci z twojego wnętrza.

Zewnętrzny człowiek (zwany ziemią) jest ignorantem, podczas gdy człowiek wewnętrzny (zwany niebem) to istota, która na początku była z Bogiem i była Bogiem, ale głęboko śpi. Jako twoja autobiografia, Biblia mówi, w jaki sposób zostaniesz wzniesiony z obecnej jakości życia na wyższą. Dlatego, kiedy Ją cztasz, zawsze pamiętaj, że mówi o królestwie nieba w tobie. Mówi o objawieniu wiecznej zasady zwanej Chrystusem, który jest twoją nadzieją na chwałę.

1.2.1: Biblijne przypowieści i alegorie

Biblia daje klucz do rozwijania duchowej ufności w siebie. Joseph Murphy


Z perspektywy Orygenesa — bez alegorii Biblia w ogóle nie ma sensu. Bo np. jak dosłownie wyjaśnić nakaz Chrystusa „Jeśli więc twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie.”? (…) Gdyby czytać Biblię dosłownie, okazałoby się, że traktowanie jej jak księgi świętej jest „bardzo trudne, żeby nie rzec, niemożliwe.”

Biblia nie jest kroniką wydarzeń historycznych, ale też nie taki był cel Jej napisania, dlatego ograniczanie swojej refleksji nad jej treścią do dosłownej interpretacji w większości przypadków jest nierozumne. Najważniejszy, najistotniejszy przekaz znajduje się poza dosłownością.

Pismo to przede wszystkim klucz do psychologii, do mentalności człowieka. Wychodząc poza dosłowność, masz szansę odnaleźć klucz, którym otworzysz sobie drzwi do pełni życia, poprzez uzdrowienie swoich zranień oraz relacji (tych bliższych jak i dalszych z innymi ludźmi; ale także tych ze sobą samym). Możesz zmienić swoją przyszłość, ponieważ ten klucz pomaga przekroczyć wymiarowo większy świat w celu zmiany warunków mniejszego świata. Wymiarowo mniejszy świat to ziemia (3-wymiarowa percepcja, ludzka logika), zaś wymiarowo większy świat, to Niebo (4-wymiarowa percepcja, duchowa logika, Umysł Chrystusowy).

Nie tak łatwo jest przejść z myślenia 3D na 4D, ponieważ nasze wychowanie, socjalizacja i życie oparte jest na kulcie tego, co fizyczne, tego co widać. Nasz sposób myślenia przystosowywany jest od dziecka do tego CO myśleć a nie JAK myśleć; do dawania wiary raczej oczom niż podszeptom serca. Nie bez kozery Święty Paweł zwracał uwagę: „Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić.”; 1 Kor. 2:14. Oznacza to ni mniej ni więcej, że kiedy człowiek próbuje do spraw duchowych przykładać fizyczną, intelektualną miarę, osądza ducha przez pryzmat pogardy i cynizmu (żąda dowodów: „Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. (…); niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego.” Mt. 27:42). Logika świata materialnego wydaje się jedyną słuszną miarą świata i rozstrzygającą także sprawy Boże. Dlatego tak doniosłą rolę odgrywa wiara, wejście w głąb siebie, posłuchanie serca.

Ale jak odnowić kontakt pomiędzy ziemiąniebem? Dzięki praktycznym wskazówkom zawartym w przypowieściach. To one pomagają słowami logiki zmysłów fizycznych przybliżyć logikę duchową; zrobić wyłom, przez który światło duchowej logiki przedrze się do twojej świadomości i odnowi połączenie z Bogiem — Źródłem.

„Gdybyście byli z tego świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi.”; J. 15:19.

Tak trudno nam zrozumieć logikę duchową, bo wydaje się nam, że pochodzimy z tego świata, że świat fizyczny jest początkiem i stanowi centrum. Robimy błąd, tak jak wszyscy przed Kopernikiem, którzy sądzili, że planety, włącznie ze Słońcem, krążą wokół Ziemi. Wychodząc z tego punktu odniesienia, opis orbit poruszających się planet w naszym układzie, był bardzo skomplikowany. Gdy tylko zmieniono punkt odniesienia na heliocentryczny, od razu opisanie orbit stało się proste. Tak samo w naszym życiu. Jeśli naszym punktem odniesienia jest świat fizyczny (uznany za centrum, za przyczynę wszystkiego), nasze życie komplikuje się; rozwiązywanie problemów i stawianie czoła wyzwaniom życiowym jest udręką i walką, trudem i mozołem. Kiedy zaś w centrum postawimy ducha i serce, większość naszych spraw staje się łatwiejsza do rozwiązania. Nie o to chodzi, że nie mamy już żadnych problemów i zmartwień, żadnych wyzwań, ale odchodzi potrzeba walki, w której upatrywaliśmy jedynego sposobu „wyrywania życiu swojego kawałka tortu”. Jest to zmiana reakcji na życiowe wyzwania (zmiana w mentalności a nie próby zmiany tego świata). Sama osobiście przeszłam ewolucję od: „Dlaczego mi się to przytrafiło? Dlaczego ja mam gorzej niż inni?” — do: „Co mówi o mnie ta sytuacja? Czym się w sobie muszę jeszcze zatroszczyć? Jaki bagaż z przeszłości nadal dźwigam? Jakimi przekonaniami i nawykami buduję mur między mną a spełnionym życiem?”

Biblijne przypowieści wydają się być tylko historiami ludzi — tymczasem są przede wszystkim personifikacją relacji zachodzących wewnątrz ciebie, które determinują twoje życie (a które nazywasz ślepym losem), relacji pomiędzy sferami: duchową, emocjonalną, umysłową i fizyczną. Przypowieści Biblijne dotyczą relacji między tobą śpiącym wewnątrz ciebie (świadomością, podświadomością, duchem/ sercem, prawdziwym JA) a świadomym przebudzaniem się.

Kiedy potraktujesz biblijne postaci jako personifikacje tego, co zachodzi wewnątrz ciebie (w psychologicznym, mentalnym aspekcie) — wtedy ujawnią się podstawowe zasady kształtujące nasze życie. Biblijni Autorzy spisali alegoryczną lekcję dla nas, przystosowując język swojego przekazu do ograniczonego pojmowania przez najbardziej bezkrytycznych i łatwowiernych odbiorców. Przypowieść to forma, która otwiera głębię znaczeń, których nie da się oddać ułomnym słowem. Słowo nigdy nie odzwierciedli tego, co musisz doświadczyć podczas czytania, aby odkryć jego najważniejszy przekaz. Dlatego Opowieści Biblijne są wyzwaniem dla zdolności pojmowania, dla sposobu myślenia. Z odrobiną wyobraźni możemy prześledzić sens psychologiczny przypowieści Biblijnych. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że — jak twierdzi Mark W. Baker, psychoterapeuta i teolog w jednej osobie — „najnowsze osiągnięcia psychologii nie tylko nie kłócą się z przesłaniem Jezusa, lecz czynią je wręcz bardziej zrozumiałym, pełnym psychologicznej głębi.”

Dlaczego nauczasz ludzi w przypowieściach? — Wam dano zrozumieć tajemnice dotyczące królestwa niebieskiego — wyjaśnił — Kto ma Bożą mądrość, otrzyma jej więcej i będzie opływał w dostatek. A ten, kto jej nie ma, straci nawet tę odrobinę, którą posiada. Mówię do nich poprzez przypowieści, bo choć widzą i słyszą, niczego nie rozumieją. Wypełniło się więc na nich proroctwo Izajasza: „Będziecie słuchać, lecz nie zrozumiecie, będziecie patrzeć, lecz nie zobaczycie. Ludzie ci mają twarde serca, zapchane uszy i zmrużone oczy — nic nie widzą, nic nie słyszą i niczego nie rozumieją. Dlatego nie chcą się opamiętać i zostać przeze Mnie uzdrowieni.” Bóg nas ogromnie wyróżnił, pozwalając nam to wszystko widzieć i słyszeć (…). Gdy ktoś słucha słów o królestwie i nie rozumie ich, przychodzi do niego szatan [strach] i wykrada to, co zapada w jego sercu. Mt. 13: 10—16, 19

Strach uniemożliwia wszelkie zrozumienie. Ludzie mogą zrozumieć Boga i siebie nawzajem dopiero wtedy, gdy zamiast sobie grozić, zaczną słuchać siebie nawzajem jak i siebie samych (głosu Boga płynącego z serca). Nie potepiaj tego, czego nie rozumiesz. „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.”; Łk.6:37. Bez względu na to, na czym opieramy nasze osądy, będą one zawsze zabarwione naszymi uprzedzeniami, a posiadane informacje nigdy nie będą na tyle kompletne, abyśmy mogli wydać sprawiedliwy wyrok.

Dlaczego Jezus nauczał w przypowieściach? Wiedział w jaki sposób człowiek rozumuje, zdawał sobie sprawę z tego, że człowiek odbiera wszystko przez pryzmat swoich doświadczeń. Nie zakładał, że wszystkie Jego słowa będą zrozumiane. Przypowieść to prawda o rzeczywistości ujęta w formę krótkiej historii. Człowiek może wyczytać z niej tyle wskazówek, ile w danej chwili jest w stanie zrozumieć. W miarę jak dojrzewa, może powracać do przypowieści i próbować ją odczytać na nowo, zyskując nowe wskazówki, zgodnie ze swoim aktualnym stanem mentalnym. Przypowieści pomagają zmienić perspektywę. Ponadto, Jezus wiedział, że polegając wyłącznie na intelekcie, człowiek nigdy całkowicie nie zrozumie prawdy o swoim życiu. Dlatego mniej koncentrował się na tym, co inni sądzą o pewnych faktach, nie wygłaszał naukowych wykładów, ale poprzez proste historie, koncentrował się na tym, jak ludzie się z nimi czują, wciągał słuchaczy w dialog, prowokował do wyrażania emocji odnośnie tego, co usłyszeli. Wszystko, co — jak nam się wydaje — pojęliśmy w sposób rozumowy, zostało już przepuszczone przez filtr naszych przekonań. Mamy tendencje do gloryfikowania faktów; „proszę, podaj mi fakty!” Wnioski, jakie wyciągamy na podstawie obiektywnych faktów dają nam poczucie bezpieczeństwa. Obiektywnie możemy mieć rację na temat czegoś, ale może to mieć katastrofalny wpływ na kontakty z ludźmi, mądrość zaś polega na tym, by zawsze brać pod uwagę konsekwencje naszych działań. Ceną wygranej kłótni może być koniec związku, lub innej ważnej relacji.

Dlaczego Jezus mówił w przypowieściach? — bo w Biblii wszystko jest zakodowane. Czymże są przypowieści, jeśli nie zaszyfrowanym tekstem? „Jezus [w ten sposób] daje do zrozumienia, że nie wystarczy schylić się na skraju drogi, by zebrać prawdę i wiedzę. Na te dwa skarby trzeba sobie zasłuzyć. Należy iść ku nim, bo one [same] do człowieka nie przyjdą. Na poznanie też trzeba sobie zasłużyć. Dawane jest tylko tym, którzy w znoju będą ku niemu podążać. I ci dostąpią wtajemniczenia.”

I właśnie dlatego tak ważne jest precyzyjne tłumaczenie Biblii; bo iluż z nas posługuje się hebrajskim biblijnym czy starożytną greką? Tłumaczenie siłą rzeczy jest jakimś zniekształceniem (słowa albo sensu; litery albo ducha treści), dlatego staranność przekładu w przypadku Biblii ma niezwykle doniosłe znaczenie.

1.2.2: Tłumacz to zdrajca

W przypadku Biblii skazani jesteśmy na korzystanie z przekładów. Sprawa nie jest taka prosta, bo każdy przekład, nawet najlepszy, jest zawsze jakimś zniekształceniem. Jeśli chcemy zrozumieć tekst pisany w obcym języku, to naturalnie tłumaczymy go na język polski. Ale musimy ten obcy tekst przełożyć także na nasz sposób myślenia i naszą mentalność. Dlatego ktokolwiek pragnie uchwycić myśl Autorów biblijnych, musi bez względu na swoje przekonania, starać się spojrzeć na ich dzieło, na ile jest to możliwe, ich oczyma; nie zrozumiemy ich przekazu bez odniesienia się do środowiska i warunków historycznych w jakich powstawał konkretny utwór. Znane włoskie przysłowie mówi, że każdy „tłumacz jest zdrajcą” (traduttore tradittore) — nigdy nie zdołamy oddać bez reszty całego sensu [zarówno merytorycznego, jak i stylistyki, gry słów oraz wielu innych cech] oryginału. Każdy dobry nowożytny tłumacz (nie tylko Biblii, ale także każdego innego utworu) wie doskonale, że wielokrotnie musi odejść od oryginału właśnie po to, żeby zachować wierność przekładu; po to, żeby mimo wszystko nie zostać zdrajcą.

Tłumacząc Neville’a czy Fillmore’a często tłumaczę nie tylko z angielskiego na polski ale także z polskiego na nasz — czyli treść przekazuję słowami, sformułowaniami, które będą bardziej zrozumiałe dla współczesnego odbiorcy (pamiętajmy, że ww Autorzy tworzyli na przełomie XIX i XX w.).

Chciałabym w tym miejscu przytoczyć kilka tłumaczeń słów, których używamy także na co dzień, a jak sama ze zdumieniem odkryłam, rozumiemy je w bardzo wąski sposób, ze szkodą dla nas samych.

Takie niestaranności w tłumaczeniu z całą pewnością przyczyniają się między innymi do wzbudzania ambiwalentnego stosunku do wiary, a wierzącym utrudniają odkrywanie pełni doświadczenia Bożych zamysłów w sobie, wbrew zamiarom biblijnych Autorów. Autorzy biblijni chcieli zachęcić do podążania drogą duchową poprzez oddanie się przewodnictwu serca (głosu Boga), co prowadzi nieuchronnie do odzyskiwania poczucia jedni ze sobą samym, innymi ludźmi i światem, odzyskiwaniem pokoju w sobie i doświadczania nieskończonej bezwarunkowej Miłości — do poprawy jakości życia.

Ewangelia według Świętego Marka rozdział 11, wers 24: „Wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie.” Wiecie dlaczego nie spełniają Wam się modlitwy? Najzwyczajniej na świecie, nie wiecie jak się modlić, ponieważ tłumaczenie kłamie. Powinno być: „…że otrzymaliście.” Dlaczego tłumacze używają złych czasów? Poprawiają nonsensy Jezusa? A jeśli nie są to nonsensy? Jezus uczy nas duchowości, która jest nasączona energią wiary, ponieważ wie, że w Jego imieniu możemy czynić nie tylko to samo, co On, ale nawet więcej: „Kto wierzy we Mnie, ten także dokonywać będzie uczynków, które Ja czynię, i większe nad te czynić będzie…”; J 14,12. Zrozumcie, że gdy prosimy o coś, to automatycznie uznajemy, że to jeszcze nie istnieje. Nie widzimy tego, ani nie czujemy; zatwierdzamy sytuację, o zmianę której prosimy. Nie wizualizujesz siebie na odległość — ani w punkcie przestrzeni ani w punkcie czasu — przychylności fortuny. Wizualizujesz będąc gdzie indziej swoje TU i odczuwając jako przyszłość — swoje TERAZ. (Skoro Bóg i człowiek są jednością — jedność oznacza nierozerwalną i nieustającą całość — i jeśli wiemy, że Bóg nie podlega zasadom linearnie upływającego czasu, tj. przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, to i człowiek nie podlega zasadom linearnego czasu. Jeśli więc fizycznie jesteś w Gdańsku, a wizualizujesz sobie przyszłe zdarzenie w Zakopanem — twoje TU będzie w tym mieście, w którym emocjonalnie jesteś bardziej, a twoim TERAZ będzie tam, gdzie dajesz więcej emocji i uwagi.). Summa summarum: nie módl się o deszcz, że ma dopiero przyjść, módl się czując deszcz, jak TERAZ pada: usłysz spadające krople, poczuj zapach wilgotnej ziemi, tańcz w deszczu dziękując i radując się. TERAZ poczuj to, o co się modlisz, dziękując za to z radością w sercu.

Ewangelia według Świętego Mateusza rozdział 5 wers 48: „Bądźcie więc doskonali…” Tutaj greckie słowo teleos przetłumaczono jako doskonali, tymczasem ono oznacza również: ukończony lub dojrzały. Wiem, że nigdy nie będę doskonały, wierzę jednak, ze mogę ciągle się rozwijać Udawanie doskonałości jest tak naprawdę oznaką niedojrzałości i problemów psychologicznych. Czyżby Bóg o tym nie wiedział? Tłumacze tak właśnie osądzili Bóg wzywający ludzi do bycia doskonałymi (w domyśle: bez wad), byłby okrutnym sadystą a nie miłosiernym Bogiem, gdyż zdając sobie doskonale sprawę, że człowiek nie jest doskonały, żądałby od człowieka zrobienia czegoś niemożliwego, głupiego i szkodliwego (psychologia dowodzi, że bycie chodzącym ideałem nigdy nie było dowodem zdrowia psychicznego — wręcz przeciwnie!). Człowiek mający dość odwagi, by pozwolić sobie na bycie niedoskonałym, ma zdrowszą samoocenę, niż ten, który udaje chodzący ideał: nigdy się nie mylący, zawsze postępujący właściwie, którego ewentualne błędy zawsze są winą innych i /lub okoliczności. Duchowa dojrzałość nie oznacza braku wad. Dojrzałość oznacza umiejętność przyznania się do błędu, wyciągnięcia z niego wniosków i zmianę dotychczasowego postępowania na podstawie tychże wniosków. Bezinteresowną miłość otrzymujemy za to kim jesteśmy, a nie za to, co robimy; dążąc do perfekcjonizmu dowodzimy, wewnętrznego przekonana o tym, że na miłość i akceptację musimy zasłużyć (tak powstaje, a potem objawia się lęk przed odrzuceniem). Perfekcjonizm to tworzenie pozorów, akceptacja niedoskonałości przyczynia się i daje impuls do rozwoju. Zatem wezwanie brzmi: „Bądźcie więc dojrzali…”

Hebrajskie słowo „emet za greckim i łacińskim tłumaczeniem oddajemy słowem prawda (np „Bóg prawdy” Ps 31:6). To hebrajskie słowo pierwotnie oznaczało nie tyle zgodność z rzeczywistością, ile raczej coś, na czym możemy się oprzeć/ polegać z pełnym zaufaniem, niezawodność, której symbolem bywa w Biblii zazwyczaj skała. Samo znaczenie słowa „emet wskazuje, co jest w rzeczywistości ważne dla ludzi tamtego świata, co pozwalało im orzec o jakimś opowiadaniu „Tak, to jest prawda!” Im nie chodziło o drobiazgowe odtwarzanie wszelkich faktów i wydarzeń, ale o pewność, że na tym, co usłyszeli, mogą się oprzeć w kształtowaniu swojego życia. Autorom biblijnym zależało przede wszystkim na wydobyciu zbawczego sensu wydarzeń i to zarówno dla czasów w jakich sami żyli, jak i dla całej przyszłości.

Historia świata zaczyna się w czasach, kiedy nie było jeszcze niczego, bo nic nie otrzymało jeszcze imienia. (Imię w Babilonie VI wieku zawiera istotę każdej rzeczy, czyli to, co nie ma imienia, po prostu nie istnieje). Ziemia wtedy była bezładem i pustkowiem; Rdz 1:2. Hebrajskie wyrażenie tohu wabohu oddane w polskim jako bezład i pustkowie oznacza raczej „przeraźliwą, wiejącą grozą pustkę, uniemożliwiającą jakąkolwiek orientację”. Ów grecki chaos to przede wszystkim ziejąca pustką otchłań, próżnia, a nie to, co my dziś nazywamy chaosem.

Ilekroć w Biblii jest mowa o wierze nigdy nie chodzi tylko o intelektualne przyjęcie istnienia Boga. Dla ludzi tamtych czasów, na całym starożytnym Bliskim Wschodzie nie ulegało wątpliwości, że światem włada jakaś siła lub siły boskie, Bóg czy bogowie. Zatem w Biblii musi chodzić o coś więcej. Co to znaczy wierzyć? Wiara w Biblii jest przede wszystkim ufnością, zawierzeniem i oddaniem. Wyrażają ją dwa hebrajskie czasowniki amanbatah, które nie mają dokładnych odpowiedników w językach niesemickich. Aman (nasze amen — „niech się tak stanie”) wyraża w Piśmie poczucie stałości, stabilności, solidności, pewności mocy. Termin batah — to poczucie opieki, zaufania i bezpieczeństwa.

Jest takie wezwanie: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” Mk. 8: 34, które nie jest wystarczająco precyzyjnie objaśniane z ambon. Tak, jakby intencją było, aby ludzie uwierzyli, że mają oddać swoją ostatnią koszulę nie bacząc na siebie i swoje naturalne potrzeby, byle tylko bliźni był zadowolony. Czy naprawdę chodzi o to, że mamy przestać szanować siebie i myśleć tylko o dobru innych? Nie! Więc jak powinno się rozumieć to wezwanie? 1.zaparcie się samego siebie — czyli: przestań kierować się swoim ego i otwórz się na głos serca. 2.wzięcie swojego krzyża — to przyjęcie znaku przynależności do Chrystusa i oddanie się pod Jego opiekę (a wg. Neville’a Jezus to nasza cudowna wyobraźnia — oddanie się pod opiekę Jezusa oznaczałoby zatem: oddanie się pod opiekę wyobrażenia, zaufanie, że to, co sobie wyobraziłeś już powołałeś do życia. W jaki sposób? Zaufaj wreszcie!); zaimek dzierżawczy swój oznacza, że wybór przynależności jest zawsze wyborem osobistym (nikt nie może ci tego wyboru narzucić ani wybrać za ciebie). 3.naśladowanie Jezusa — nie chodzi o to, by sobą pogardzać, ale aby wykonać zwrot od egoizmu w kierunku życia w relacji z Chrystusem (z twoją cudowną wyobraźnią). Dwa pierwsze warunki odnoszą się do jednorazowej czynności (Neville: wyobraź sobie tak mocno, aż uwierzysz, że już jest spełnione i… pozostaw pod opieką Chrystusa, zaufaj, że przyjdziesz na gotowe żniwo), trzeci warunek — chodzi o trwanie w czasie.

Dla Neville’a Centralną Postacią Ewangelii (i nauczania) jest Jezus Chrystus, którego utożsamia z twoją CudownąWyobraźnią.

Narodziny i rozwój wyobraźni to stopniowe przejście od Boga tradycji do Boga doświadczenia. Jeśli narodziny Chrystusa w człowieku wydają się powolne, to tylko dlatego, że człowiek nie chce porzucić iluzji swojej obecnej wygody, i fałszywego pojmowania tradycji.

Kiedy wyobraźnia zostanie odkryta jako podstawowa zasada religii, ciężar dosłownego rozumienia poczuje moc laski Mojżesza i jak skała na pustyni wyda z siebie wodę Wj 17: 2—6, która ugasi pragnienie ludzkości (spowodowane zwątpieniem w Pana; Lb 20; 1—11). Wszyscy, którzy ugaszą pragnienie tą wodą, tj. przyjmą mentalnie ten dar i zaczną żyć zgodnie z tą prawdą, przemienią wodę (symbol obfitości Bożej Łaski; Wj 17: 2—6) w wino przebaczenia (i odkupienia). Następnie, jak dobry Samarytanin (Łk 10: 33—35), wyleją go na rany wszystkich.

Syna Bożego można spotkać jako Jego wyobrażenie w każdym człowieku, przez którego Jego obecność się manifestuje.

2: Nauczanie

„Jeżeli to uczeń poszukuje mistrza, prawie zawsze coś pójdzie nie tak. Autentyczna relacja może się pojawić jedynie wtedy, kiedy to mistrz znajdzie ucznia. [Kiedy kogoś szukasz, porownujesz się do samego siebie. Ty stajesz się kryterium.] Sam tworzysz sobie oszustów, dajesz im okazję. Podążasz za magikami zamiast za mistrzami”. Przyczyną jest najczęściej chciwość — a „chciwość to chciwość i nie ma znaczenia, czy dotyczy rzeczy materialnych, czy też duchowych. Pragniesz, aby ktoś pomnożył twoje bogactwo — to chciwość. Następnie ci mówi: »Sprawię, że staniesz się oświecony«, a ty natychmiast się na to nabierasz. To również chciwość. (…) Wszystko dzieje się w tobie; obecność drugiego człowieka może być pomocna, ale to tyle. (…) Jeżeli jesteś szczery, ci którzy mogą ci pomóc, znajdą cię, a jeżeli nie jesteś szczery, sam będziesz szukał tych, którzy mogą cię skrzywdzić

2.1: Nauczyciel — przewodnik duchowy

Rozsądni ludzie nigdy nie roszczą sobie pretensji do nieomylności. Roszczą sobie pretensje do wiedzy — w tej mierze, w jakiej tą wiedzę rozporządzają.


Coraz większym zainteresowaniem cieszy się aspekt duchowy naszego życia, coraz więcej z nas zaczyna co najmniej przeczuwać, że w życiu chodzi o coś więcej, niż rachunki, praca i tysiące spraw do załatwienia, zaczyna stawiać pytanie „i po co to wszystko?” w nadziei, że odpowiedź uwolni od tego wewnętrznego ciężaru (duchowego dyskomfortu). Sama jestem jedną z takich osób, którym wiecznie coś nie pasowało (z ulgą odkryłam, że to nie była kwestia uszczerbku na zdrowiu psychicznym, a bycie dziwnym to nic złego — to tylko etykieta nadana przez tych, którym poznanie sensu życia do niczego nie jest potrzebne, bo życie na autopilocie stanowi dla nich normę i jest wystarczające).

W związku z powyższym nauczanie, czyli przekazywanie wiedzy stało się bardzo popularne. Naucza się na kursach, webinarach, prelekcjach, ale też indywidualnych spotkaniach zwanych mentoringiem lub konsultacjami. Spotkałam jednak osoby, które przeszły przez wiele takich kursów zbiorowych oraz indywidualnych, a mimo wszystko nie są w stanie (nie zostały nauczone?) wykorzystać tej wiedzy w swoim życiu. Czy to oznacza, że była ona kiepskiej jakości? Nie koniecznie. Więc dlaczego tak się dzieje?

Istnieje zapewne wiele powodów, a główne z nich, moim zdaniem, są następujące:

Nauczyciel mówi z pozycji wszechwiedzącego guru, który traktuje swoją wiedzę jako prawdę objawioną i przez to ostateczną i niepodważalną. Twierdzi — na pewno zgodnie z prawdą — że u niego się sprawdziła, ale czy to automatycznie oznacza, że u wszystkich też musi się sprawdzić? A poza tym, skąd ten guru wie, że jego uczeń dobrze zrozumiał jego przekaz? Zwłaszcza jeśli nie dopuszcza do dyskusji (bo przecież z prawdą objawioną się nie dyskutuje).

Nauczyciel skopiował czyjąś metodę pracy, nie do końca ją rozumie, nie czuje tego, co przekazuje, a możliwe, że nawet nie bardzo wierzy w to, co przekazuje innym. Uczniowie intuicyjnie to czują i z trudem przyswajają wiedzę.

Każdy z nas, gdy usłyszy coś odkrywczego dla siebie wchodzi w stan euforii i natychmiast zaczyna wprowadzać to, czego się właśnie dowiedział, w życie i… mija tydzień, dwa a działanie rozpływa się jak we mgle w codzienności, motywacja wyparowuje — to brak osoby, która by czuwała, przypominała, motywowała i w dyskusji pomagała coraz lepiej rozumieć ów proces. Do tego dochodzi wewnętrzna presja (oczekiwanie) — że efekty muszą przyjść szybko i od razu muszą być spektakularne; społeczeństwo uczy porównywania się i ścigania, czyli: proces jest nieważny — to tkwi głęboko w nas. Nieświadomość tego sprawia, że szybko się poddajemy z jękiem zawodu: to nie dla mnie, nie mam czasu, to zbyt trudne…

Wiedza teoretyczna jest potrzebna, ale w zakresie niezbędnym do zrozumienia, dlaczego mam stosować jakąś praktykę czy rytuał, oraz w zakresie wystarczającym do tego, aby nie dać się wodzić za nos tym, których głównym celem jest zarobek a nie przekazanie wartościowych treści.

Kiedy uczeń jest gotowy, pojawia się nauczyciel. Wielu na świecie stało się gotowymi (a przynajmniej odniosło wrażenie, że są gotowi) — pojawili się zatem nauczyciele.

Czym zatem jest nauczanie i uczenie się? Przede wszystkim procesem i dialogiem. Jest próbą zrozumienia siebie, aby pośród wielu dróg prowadzących donikąd nauczyć się dostrzegać drogi prowadzące do czegoś sensownego, aby pośród wielu dobrych dróg umieć dostrzec tę najlepszą dla ucznia (a może i dla nauczyciela) na dany etap życia; obydwaj są w podróży zwanej życiem w poszukiwaniu swojej osobistej prawdy (często nazywanej przeznaczeniem czy powołaniem).

Nauczyciel i uczeń są do siebie podobni, ponieważ podlegają temu samemu nakazowi uczenia się. Jeśli obaj nie zaangażują się w ten proces zabraknie im przekonania i sił, aby ów proces kontynuować. Wszelkie uczenie oznacza zmianę — zmiana jest nieunikniona; dowiedziawszy się o prawie mentalnym i jego konsekwencjach nie możesz już dłużej udawać, że to fizyczna rzeczywistość kształtuje twój los (któremu na dodatek wydłubał oczy) i zwalać na ten ów los wszystkie swoje niepowodzenia (grać rolę ofiary). Pod wpływem wiedzy musisz zmienić swoje nawyki myślowe oraz reakcje na świat. Nauczyciel poznaje (i przypomina sobie), jak kształtowany jest sposób myślenia ucznia, dociera do źródła wewnętrznego chaosu w nim; a to często weryfikuje także jego własne doświadczenie i wiedzę.

Trzeba być odważnym aby podjąć się nauki i nauczania.

Wszelkie uczenie oznacza zmianę, a ty zostałeś wychowany do stagnacji nazwanej stabilizacją. Zostałeś przekonany, że jeśli uchronisz przed jakakolwiek zmianą swoje ego (swoje przekonania, sposób interpretowania rzeczywistości) — wtedy odnajdziesz spokój; zmiana kojarzona jest często z przyznaniem się do błędu, a nauczony zostałeś, że błąd obniża twoją wartość. Uczenie budzi zatem przerażenie, ponieważ prowadzi do zrzeczenia się ego (choć nie do jego zniszczenia) na rzecz duchowej świadomości, która niewolnika przemienia w człowieka wolnego, odpornego na jakąkolwiek manipulację, o niezależnym od nikogo i niczego poczuciu własnej wartości (niezależnego emocjonalnie).

Nauczanie i uczenie umożliwia tobie zmianę zdania i udzielenie pomocy innym w zmianie ich zdania. Każdy dobry nauczyciel przekazuje swoim studentom tak wiele wiedzy i w taki sposób, aby ci pewnego dnia przestali go już dłużej potrzebować. To nie jest nauczanie CO mają myśleć, ale JAK. Nauczanie CO, to nauczanie troszczące się o rezultaty, oparte na ego nauczyciela i utrwalaniu tej tzw stabilizacji w myśleniu o sobie i swoim miejscu w świecie, do bycia bierną marionetką w rękach losu i ludzi.

Nauczanie JAK, to nauczanie do wolności, do samodzielności, do umiejętności brania odpowiedzialności; wiedza staje się wtedy zbiorem wskazówek, jak wybierać pośród tak wielkiej plątaniny dróg (a przestaje być nakazem pozornego wyboru jedynej słusznej).

Nauczanie i uczenie się umożliwia tobie zmianę zdania. Co to oznacza? — twoja niepewność, strach świadczą o tym, że dokonałeś błędnego wyboru i właśnie dlatego czujesz się odpowiedzialny lub winny. Musisz (albo inaczej — naturalną konsekwencją jest wewnętrzna potrzeba) zmiany zdania; a nie — jak być może uważasz — zachowania. Potrzebujesz przewodnictwa tylko na poziomie umysłu, ponieważ skuteczna trwała zmiana zajść może tylko tam, gdzie tkwi przyczyna. To właśnie nastawienie, zdanie jest źródłem twojego zachowania, dlatego wprowadzanie zmian na poziomie zachowania jest z góry skazane na porażkę i frustrację. Zachowanie to przejaw twojego stanu mentalnego, czyli właśnie nastawienia. Zmiana zachowania przypomina leczenie objawowe, które jest zawsze nieskuteczne (przynosi słabe lub krótkotrwałe efekty), ponieważ nie dotyka przyczyn (na przykład zmiana pracy, zdobycie partnera życiowego) nie leczy tego co jest przyczyną dyskomfortu emocjonalnego; jest jak leczenie raka aspiryną. Zmiana miejsca pracy nie zmieni tego, co stanowi przyczynę np twoich niskich zarobków lub tego, że z pracą na etacie jest ci nie do twarzy, a partner nie uzupełni ciebie o poczucie wartości, jeśli najpierw ty sam swojej własnej wartości nie uznasz. Lęk jest zawsze oznaką napięcia, które powstaje wtedy, gdy to, czego chcesz (co ci serce podpowiada), jest sprzeczne z tym, co robisz; na przykład tkwisz w toksycznym związku, bo myślisz podświadomie, że nie zasługujesz na nic lepszego, a tak w ogóle to bycie singlem jest źle widziane. To rodzi poczucie przymusu prowadzące do pojawienia się wściekłości i frustracji. Twój umysł jest więc rozdwojony (serce pragnie czegoś innego, a ty tłumaczysz wbrew sobie, że nie możesz inaczej, bo „co ludzie powiedzą”, albo że „wszyscy przecież tak robią”, itp). Twoje zachowanie staje się niekonsekwentne i chaotyczne, obniża się poziom twojej energii, zniechęcasz się — co manifestuje się prokrastynacją lub tzw lenistwem. Lęk pojawi się, bo brak w tobie gotowości powierzenia się przewodnictwu ducha, brak gotowości na zmianę zdania. Tylko twój umysł może wyhodować lęk — dzieje się tak, gdy tego, co umysł czyli ego chce, nie da się pogodzić z tym, czego w głębi ducha pragniesz. Gdy zdyscyplinujesz umysł (przestaniesz się z nim utożsamiać), lęk zniknie, bo cel stanie się ujednolicony. Lęk jest manifestacją wewnętrznego konfliktu. „Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie”; Mt 18:19. Mowa tu o zgodności pragnień serca (prawdziwego JA) i egotycznego umysłu (wyobrażonego JA) co do jakiejś idei, pragnienia lub wyobrażenia. Być jednością to być jednej myśli i mieć jedną wewnętrzną wolę.

Nauczanie innych (oraz motywowanie) to pomaganie, a każda pomoc powinna dążyć do sytuacji, w której ci, którym pomagasz, będą w stanie pomóc sami sobie. Zatem

ucz innych, gdzie szukać bogactw życia, jak stać się samodzielnym, działać dla dobra innych, a wtedy nigdy nie zechcą przyjąć miski zupy, starych ubrań ani jakiejkolwiek jałmużny, bo nauczyłeś ich, gdzie znajduje się Źródło, nauczyłeś ich, jak korzystać z własnej podświadomości. Motywuj ich zatem do wzbudzania w sobie pragnienia sukcesu, samorealizacji i dążenia do sprawczości.

Zanim pomożesz komuś, powinieneś najpierw sam wzrosnąć w mądrość i zyskać zrozumienie. Nie możesz dać tego, czego sam nie masz. A nie mając wewnętrznej wnikliwości i roztropności, będziesz uwalniać więźniów, którzy po wyjściu z więzienia zaczną zabijać, naopowiadają ci czegoś o swojej religii, albo o czymś innym w tym rodzaju, a ty będziesz tak naiwny, że im uwierzysz. Jednakże człowiek mający choć trochę mądrości i szersze spojrzenie, wierzący w Przewodnią Zasadę nie da się na to nabrać.

Ucz zatem ludzi, jak korzystać ze szczególnego Boskiego daru wnikania w siebie, proszenia o przewodnictwo i natchnienie do odnajdywania dobrobytu, powodzenia i własnego miejsca w życiu.

A kluczem do tego wszystkiego jest Nieskończona Mądrość, która odpowiada, otwiera swoje drzwi tym, którzy Jej szukają. Bo „cóż cenniejszego niż Mądrość, która wszystko sprawia? Mdr 8:5 Szczęśliwy człowiek, który posiadł Mądrość (…), [która] jest cenniejsza od najdroższych pereł i nie dorówna jej nic z twoich skarbów, w prawej ręce dzierży długie życie, w lewej zaś — bogactwo i chwałę. Jej drogi są drogami rozkoszy, a wszystkie jej ścieżki niosą pokój”. Przypowieści Salomona 3: 13,15—17

Nie próbuj jednak przekonywać ludzi, których umysł jest zamknięty. Poczują tylko urazę do ciebie i do tego, co głosisz, będą mówić fałszywie o tobie i o tym co robisz. Ale kiedy będą gotowi słuchać — usłyszą i sami wrócą do ciebie.

2.1.1: Zmiana zdania — nowy wybór (nawrócenie i pokuta)

„Daj mi czystość i umiarkowanie, ale jeszcze nie w tej chwili”. Był we mnie lęk, że mógłbyś [Ty, Boże] mnie zbyt rychło wysłuchać i od razu mnie uleczyć z choroby pożądania, którą chciałem raczej nasycić niż zgasić. Święty Augustyn


Zmiana zdania to zmiana sposobu myślenia, zmiana podejścia do życia, z roszczeniowej postawy „Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada.” (mnie się należy!) na postawę wdzięczności „Pójdę do mego ojca i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem (…), uczyń mię choćby jednym z najemników (…).”; Łk. 15: 11—32 (dziękuję za możliwości, którymi zostałem pobłogosławiony) — z postawy biernej, z oczekiwania, że to inni nam coś dadzą (bo są nam to winni), na postawę aktywną: z obfitości serca dzielę się z wami.

Aby zmienić zdanie i uczynić to skutecznie, musisz otworzyć serce na przedefiniowanie dotychczasowego sposobu myślenia o sobie, o sobie w świecie i o świecie jako takim. W zmianie zdania mógłby być pomocny przewodnik duchowy — taki, który gotów jest pomóc w odkrywaniu bogactwa duchowości, ale i sam jest otwarty na odkrywanie — a nie taki, który w gruncie rzeczy reprezentuje format odzwierciedlający występujący w kulturze Zachodu pragnienie dostawania wszystkiego szybko i łatwo. Skoro jednak znajduje się grono ludzi chcących szybko i łatwo zmienić swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni (popyt), to znajdują się i tacy, którzy ochoczo uczynią zadość tej potrzebie uszytą na miarę ofertą usług duchowych (podaż). Nie ma co się obrażać na to, że mechanizmy rynkowe działają — niestety duchowość im się nie oparła — a raczej to, co sprzedawane jest w duchowym opakowaniu; aż ciśnie się na usta: „Jaki duch taki zaduch”. I tak oto pojawiła się branża rozwoju duchowego — nie brzmi ani romantycznie, ani duchowo, nie tchnie spokojem ani ukojeniem płynącym z prawdy o sobie samym — za to pachnie korpo pośpiechem i oczekiwaniem spektakularnych rezultatów.

Rozwój duchowy stał się w gruncie rzeczy kształtowaniem w celu lepszego dopasowywania się do oczekiwań tego świata, który traktowany jest jako źródło wszystkiego. Dlatego ów rozwój opiera się na nakazie i oczekiwaniu szybkich i spektakularnych postępów oraz lekceważenie procesu, preferowanie działań z pozycji ego — co dowodzi nierozumienia istoty procesów duchowych.

Jeśli pragniesz trwałych korzystnych zmian w swoim zyciu — najpierw weź głęboki oddech i znajdź czas na to, aby być tylko ze sobą samym. Zacznij od słuchania siebie samego (najbardziej ignorowanej, najmniej słuchanej osoby w twoim życiu — tu biję się we własne piersi) — otwórz się na to, bez oceniania, bez analizowania. Kilka, kilkanaście minut ponad chronosem, w którym płyną wszystkie sprawy świata fizycznego.


Trwałe, korzystne zmiany w twoim życiu zajdą tylko wtedy, gdy odważysz się postawić na głowie dotychczasowe schematy myślenia i uznać, że źródłem wszystkiego jest duch (energia, Bóg) — wtedy zacznie wyłaniać się (spod sterty nagromadzonych opinii, oczekiwań, przekonań, uprzedzeń, pomysłów) twoje prawdziwe JA, to kim naprawdę jesteś, a nie — kim powinieneś być.


Życie duchowe to podróż powrotna do naszego pierwotnego obrazu w sercu Boga (tak i nie, akceptacja i negacja — czyli codzienne dokonywanie wyboru na podstawie wcześniej dokonanego wyboru — postanowienia o charakterze ogólnym a zarazem obejmującego pomniejsze wybory). Celem jest odkrycie własnej prawdziwej istoty.


„Życie duchowe każdego z nas jest dramatem duszy. To krzyżowanie i zmartwychwstanie. To, co jest krzyżowane, jest oczywiście ego. Zmartwychwstaniem jest — mówię to z wahaniem — być może oświecenie. Co jest jednak oświecane? Kto jest oświecany? Kiedy stapiasz się z jednością, nie ma czegoś takiego jak „ja”. Kto zatem ma być oświecany?

Istnieją chwile głębokiej medytacji, gdy Ty i Tamto jesteście miłością, a To kocha Ciebie. Odpowiada. Wypełnia Cię absolutnie. Co jednak Cię wypełnia? Co odpowiada? Bóg jest Nicością. Ta Nicość kocha Cię jednak. Jesteś kochany i rozpływasz się w absolutnej, niewiarygodnej szczęśliwości. Umysł nie wie o tym niczego. Tych rzeczy tak naprawdę nie da się wyjaśnić. Trzeba ich doświadczyć”. Irina Tweedie


Kiedy jesteś na pierwszym etapie życia (w którym wierzysz w iluzje tego świata), wielu specjalistów od mentalności i duchowości, trenerów personalnych, mówców motywacyjnych, odkrywców prawdziwych kluczy do wspaniałego życia, oferuje pod pozorem duchowości proces mający na celu utrwalić i wzmocnić iluzje tego świata. Branża rozwoju duchowego, widzi życie jako listę zakupów, listę rzeczy do załatwienia, które trzeba odhaczyć, aby świat łaskawie dał ci certyfikat szczęśliwego człowieka sukcesu. To powoduje, że jesteś skłonny do szukania dróg na skróty, które ostatecznie sprowadzają kłopoty (w postaci wewnętrznej pustki, niepokoju, niepewności, pojawiających się nawet wtedy, gdy formalnie odnosisz sukcesy takie jak: wzrost dochodów czy poprawa relacji). Ale skoro wymaga się spektakularnych wyników i to w krótkim czasie, to logicznym jest pytanie: Czy istnieje sposób, aby osiągnąć to szybciej? Czy istnieje jakiś skrót? — z którego mógłbym skorzystać (będę sprytniejszy od innych!).


Oferta specjalistów od mentalności i duchowości, trenerów personalnych, mówców motywacyjnych i innych, to obietnica spektakularnych rezultatów w któtkim czasie. A to oznacza, że aby je dostrzec (o ile wystąpią) musisz się z kimś porównać, musisz kogoś ocenić i patrzec na siebie w odniesieniu do innych. Nieunikniona jest rywalizacja (Ale jak ma rywalizować ryba z wiewórką we wspinaniu się na drzewo albo w „kto dłużej wytrzyma pod wodą”? Każdy z nas ma inny zestaw uzdolnień i predyspozycji, więc często jesteśmy zmuszani do rywalizacji jak ta ryba i wiewórka — raz jesteśmy z góry przegrani a raz wygrani. Jaki więc ma sens taka rywalizacja?).


Oferta nauczenia (lub przeprowadzenia na tobie) skomplikowanych i w wielkiej ilości rytuałów (medytacja, joga, odblokowywanie czakr, odczytywanie kronik Akaszy, leczenie traum rodowych i wiele innych), mają być warunkiem sine qua non przybliżenia ciebie do upragnionego celu; który — takie masz wrażenie — oddala się im intensywniej się starasz (a tak na marginesie: cel sobie wymysliłeś czy odkryłeś?).

A może nie przybliżasz się do celu, bo praktyki duchowe praktykami a życie życiem. Przez godzinę, dwie w ciągu dnia wzlatujesz na duchowe wyżyny, doświadczasz niesamowitych przeżyć, a przez pozostałe — dzień jak co dzień: narzekanie, kierat w pracy, mnóstwo spraw do załatwienia, postawa „moje musi być na wierzchu!” itd.


Mówią: Proś, a będzie ci dane — więc usilnie prosisz, błagasz, pielęgnujesz pragnienia i… nic się nie zmienia, a może jest nawet jeszcze gorzej; mocniej i usilniej niż dotychczas wzbudzasz pragnienia (a kiedy pragniesz — wtedy, gdy nie masz co pić, nie masz tego, czego twoim zdaniem ci brakuje). Jak może być lepiej, skoro masz tyle pragnień — czytaj: braków?


Mówią: To, co dajesz, wraca podwojone — więc dajesz, mając w sercu silne poczucie straty, ale wewnętrznie czujesz, że to transakcja, inwestycja — przecież wróci podwojone! Więc dajesz z poczuciem straty.


Czy jesteś przygotowany przez tych magików od duchowości na to, aby poczuć się kompletnym, pełnym i zaopiekowanym? Czy już zaufałeś, zawierzyłeś się Wyższej Inteligencji, Źródłu, Bogu?; nie w racjonalnym umyśle, ale w sercu?


Mówią: Bądź wdzięczny, promieniuj wdzięcznością zanim spełnią się twoje pragnienia.

Ale jak poczuć wdzięczność, gdy czujesz się wybrakowany a wokół siebie dostrzegasz głównie brak i niedostateczność. Nie lepiej byłoby zacząć od rozwijania w sobie zaufania do siebie i do życia? Czym jest zaufanie? Na pewno odpuszczeniem potrzeby kontroli, a wraz z kojącym spokojem zaufania (pod Jego pióry uleżysz bezpiecznie) przyjdzie wdzięczność.

„Zaufanie pojawia się jedynie wtedy, gdy najpierw zaufasz sobie. Podstawowa zmiana musi się dokonać w tobie. (…) Jeżeli nie zaufasz sobie, nie zaufasz nikomu ani niczemu. (…) Wątpliwości popychają w stronę zaufania. Mówią: »Idź i znajdź miejsce, w którym będziesz mógł się odprężyć, stać się jednością«. Są twoimi sprzymierzeńcami. Mówią: »Nie jesteś jeszcze w domu. Idź dalej, poszukuj«. Budzą w tobie potrzebę dociekania i poznawania”.

Kiedy ufasz, przestajesz potrzebować czegokolwiek — nie, nie dlatego, że zapragnąłeś żyć jak eremita, ale dlatego, że wiesz (jesteś wewnętrznie przekonany), że to, czego pragniesz zawsze pojawia się w twoim życiu w odpowiedniej ilości i w odpowiednim czasie. „Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości”; J. 10:10. Twoją prośbą staje się twój spokój wewnętrzny, którego częścią jest wdzięczność, oraz odpuszczenie sobie wymyślania siebie i swoich potrzeb (które narzuca ten świat). I właśnie wtedy pojawia się potrzeba serca, aby obdarowywać innych szczęściem i radością; to przestaje być transakcją; dajesz z poczucia obfitości.


Czym jest zatem to, co uchodzi za rozwój duchowy? Na pewno nie jest ani rozwojem ani duchowym. Jest opowieścią jednych ludzi, będących gdzieś pomiędzy pierwszym a drugim etapem swojego życia skierowaną do tych ludzi, którzy są jeszcze na pierwszym etapie, ale już mają przeczucie, że w życiu chodzi o coś jeszcze, którzy już coś słyszeli o prawie mentalnym lub założenia; jest w gruncie rzeczy obietnicą, która praktykom duchowym przypisuje właściwości ekonomiczne — dające się zmierzyć, zważyć i opisać rezultaty z opcją przyspieszenia i zwielokrotnienia tychże. Zaiste — jakiż to przecudnej urody oksymoron!

Kiedy jesteś na pierwszym etapie życia i jesteś święcie przekonany, że iluzje tego swiata to twarde podważalne fakty — jesteś skłonny duchowość opisywać z perspektywy świata fizycznego (jego oczekiwań i pozornych właściwości) — dlatego szukasz rozwiązań oraz oczekujesz wyników zgodnych ze wzornikiem tegoż świata. Nie ma miejsca na to, co stanowi istotę podróży duchowej (bo nie masz jej świadomości, a przewodnicy mówią o tym gdzieś pomiędzy wierszami); tymczasem istotę tejże podróży stanowi: odkrywanie i poznawanie swojego prawdziwego JA poprzez wsłuchiwanie się w siebie (w głos swojego serca), odnawianie i wzmacnianie relacji ze swoim prawdziwym JA oraz odnawianiem połączenia z Najwyższym (Najwyższą Inteligencją, Źródłem czyli Bogiem).


Rezultaty — spektakularne i w krótkim czasie zamiast procesu (podróży);

Ryzwlizacja i wyścig zamiast współpracy oraz wzajemniej inspiracji;

Wiele rytuałów, w których każdy szczegół się liczy, zamiast tych najprostszych praktyk, jak medytacja głębi siebie i klarownych afirmacji;

Pozytywne myślenie, wdzięczność, wiara — sztuczne wywoływanie uczuć, aby dobić transakcji, zamiast zajrzenia w głąb siebie, skąd czerpiesz autentyczne uczucia i emocje;

Rozwój jako dopasowywanie się się do wymogów i oczekiwań świata fizycznego, zamiast promieniowania własnym wewnętrznym światłem na świat fizyczny. Wymyślanie celów, najlepszej ścieżki kariery, najlepszego stylu życia zamiast odrzucając wiarę w iluzje tego świata, zwrócenie się ku sercu i odnajdywanie celów własnego prawdziwego JA.

Wywieranie wpływu na ludzi i okoliczności zamiast relacji w duchu akceptacji dla wszystkich i wszystkiego, koegzystencji w łagodności serca.


Celem jest własne życie — sytuacja, w której będziesz tak zarządzać swoimi myślami i emocjami, że inni nie będą w stanie dyktować tobie, JAK masz myśleć i w CO wierzyć. W życiu nie można mieć wszystkiego, ale można mieć wszystko, co jest naprawdę potrzebne do szczęścia. I o te rzeczy warto zabiegać. Trzeba mieć świadomość, że zasługuje się na życie piękne, spełnione i własne.


Zmiany zaczynają zachodzić, gdy dokonasz nowego — innego niż dotychczas — wyboru i będziesz za nim podążał.

„Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę.”

Pewne decyzje pociągają za sobą konsekwencje w postaci konieczności podjęcia kolejnych decyzji. Większy wybór (np. wsłuchuję się i podążam za głosem serca) pociąga za sobą kształt tych mniejszych codziennych, które determinują ścieżkę życiową.

„Nie można powiedzieć, że istnieje jakikolwiek sposób, jakichś poradnik dla idiotów prowadzący do otwarcia serca” — dlatego nie trać czasu na szukanie takiego poradnika, lecz skup się na radości podróżowania w głąb siebie i odkrywania siebie samego.

2.1.2: Dieta mentalna

Zmiany w twoim zajdą, gdy podejmiesz nowe decyzje — najlepiej zacząć od tych, które dotyczą tego, czym karmisz się na co dzień.

Życie wydaje się być nieskończoną serią spraw do załatwienia, umówionych spotkań lub realizacją ambicji zawodowych, nieokiełznanym biegiem jak w kołowrotku dla chomika (coraz szybciej ale cały czas w miejscu). I jak tu, pomiędzy tym wszystkim, odnaleźć wolną przestrzeń na zastanowienie się: Czego chcę od życia? Co w życiu interesuje mnie najbardziej? Jak odnaleźć koncentrację i uwolnienie od przymusu bycia zajętym choćby na chwilę? Jak stworzyć sobie taką zewnętrzną i wewnętrzną przestrzeń, aby zajrzeć do duszy, pozbyć się uporczywych myśli i uczuć?


„Kiedy stajemy się wystarczająco przestronni, znajdujemy miejsce na to, by przypomnieć sobie o tym, co w życiu jest naprawdę ważne. Jezus w drugim wierszu modlitwy Pańskiej powiedział: „Nitkaddash shmakh” — Niech zostanie stworzona święta przestrzeń na imię i wibrację Jedności.

Wszystkie treści, którym dajesz posłuch i zyskują twoją aprobatę, nazywane są dietą mentalną. Tak jak dieta dla ciała (która może dostarczać niezbędnych składników odżywczych i prozdrowotnych ciału, albo przysporzyć nadmiar kilogramów i związanych z nimi problemów zdrowotnych), tak i ta duchowa może albo wspierać oraz otwierać na pełnię życia, albo sprzyjać stanom destrukcyjnym i wzmacniać cierpienie.


Czym jest dieta mentalna wspaniale zilustrował Neville Goddard:

Kiedy byłem chłopcem żyłem w bardzo małym środowisku na małej wyspie zwanej Barbados. Karma dla zwierząt była tam trudno dostępna, a w konsekwencji — bardzo droga, dlatego musieliśmy ją importować. Jestem członkiem rodziny składającej się z dziesięciorga dzieci i babci, czyli razem było nas 13 osób. Na początku każdego tygodnia moja mama prosiła kucharza, aby odstawił trzy kaczki na niedzielny obiad. Oznaczało to, że kucharz odłączał od stada na podwórku trzy kaczki, zamykał je w bardzo małej klatce i karmił kukurydzą, zsiadłym mlekiem i tym, co nadawało im właściwy smak. To była zupełnie inna dieta, od tej, którą karmiliśmy kaczki na co dzień. Na co dzień utrzymywaliśmy te ptaki przy życiu karmiąc je rybami, ponieważ ryby były bardzo tanie i łatwo dostępne. Ale ptak żywiący się rybami nie nadaje się do jedzenia. Kucharz brał więc te trzy kaczki, zamykał je w klatce i przez 7 dni karmił właściwym pokarmem. Po siedmiu dniach takiego karmienia, zabite i podane na obiad były soczyste i smaczne. Ale od czasu do czasu kucharz zapominał odseparować ptaki, a mój ojciec nie wiedząc o tym, podawał je na obiad. Nie dało się ich tknąć, tak bardzo były ucieleśnieniem tego, czym się żywiły.

Człowiek jest istotą psychologiczną, staje się nie tym, czym żywi się fizycznie, ale tym, czym karmi się mentalnie; odzwierciedla swoj mentalny pokarm.


Co jest naszym mentalnym pokarmem? — głównie to, co ma pełnic rolę substytutów wartości duchowych.

Kilka przykładów. Rozrywka różnego rodzaju (seriale, gry komputerowe, mecze piłki nożnej i in.). Wszystko w porządku, dopóki rozrywka pozostaje rozrywką, czyli odskocznią, chwilą relaksu, po której po prostu wracasz do spraw swojego życia. Ale gdy rozrywka zaczyna zastępować twoje życie (staje się światem alternatywnym), gdy spotkanie z bliską osobą podporządkowujesz godzinom nadawania twojego ulubionego serialu, może się okazać, że serial to jedyne co tobie pozostało, bo żywi ludzie odwrócili się od ciebie. Albo weźmy wiadomości z kraju i ze świata: oczywiście warto wiedzieć, „co tam panie w polityce”, ale jeśli cały dzień słuchasz i przeżywasz bardziej to, co zrobił lub powiedział jakiś polityk, niż to, co zrobiła lub powiedziała bliska tobie osoba, gdy wiadomości stają się ważniejsze od twojego własnego życia, nie bądź zdziwiony, że nikt lub prawie nikt nie ma ochoty z tobą przebywać.

Wróćmy do kaczek — jest jeszcze jeden aspekt, na który trzeba zwrócić uwagę: nie można było ich karmić kukurydzą rano, rybami po południu, a jeszcze czymś innym w nocy, to by nic nie dało. Musiała nastąpić całkowita, stu procentowa zmiana diety.

W naszym przypadku jest podobnie: nie możesz rano np. medytować, w południe narzekać i obgadywać, a wieczorem czytać „Potęgę Podświadomości” — to znaczy, możesz, nikt przecież tobie nie zabroni, ale będzie to stratą czasu, jeśli twoją intencją jest zmiana jakości życia. Musisz całkowicie i radykalnie zmienić swoją dietę mentalną: na sto procent albo wcale.

„W końcu bracia, wszystko, co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie: jeśli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym — to miejcie na myśli!” Flp.4:8

W jaki sposób człowiek myśli w swoim sercu, taki jest. Jeśli stan mentalny, który chcesz wyrazić w swoim świecie byłby pokarmem, który spożywasz — staniesz się nim.

Powyższy przykład pokazuje, że życie duchowe nie odbywa się gdzieś na marginesie życia codziennego, obok niego lub tylko wtedy, gdy masz ochotę na medytację czy powtarzanie afirmacji. Życie duchowe jest codziennością — to sposób reagowania na świat fizyczny, na zachowanie ludzi i dziejące się wydarzenia. Tak przecież dzieje się od zawsze i zawsze — niezależnie czy zdajesz sobie z tego sprawę czy też nie, czy świadomie obserwujesz swoje reakcje czy działasz na autopilocie.

Nasze całe życie, to życie ducha (świadomości) ubranej w ciało; dlatego nieporozumieniem jest mówić, że praktyki duchowe mają w określonym czasie wywołać określone rezultaty — te praktyki to twoje życie: myśli, które myślisz, reakcje, wypieranie lub nie emocji, kontemplowanie żalu i pretensji lub pozytywnych aspektów codzienności, traktowanie trudności jako złośliwości losu czy wyzwania. Życie duchowe to codzienność, to każda sekunda życia — to nieustanne pulsowanie, czasem łagodne jak poranna bryza, czasem szybkie jak rollercoaster — ale w żadnym przypadku jakieś ostateczne rezultaty; to prawo cyklu, prawo przepływu energii, prawo przyczyny i skutku. Życie to puls, to stałość zmian.

W życiu duchowym chodzi przede wszystkim o naiązywanie relacji ze sobą samym, z innymi ludźmi, ze światem. Rezultaty? Jedne relacje przyjdą, inne się rozpadną — ale zawsze będą pochodną nawiązywania i dbania o te relacje; oczekiwanie rezultatów wynika z potrzeby kontroli, a nie jesteś w stanie kontrolować wszystkiego, nawet nie powinieneś. W życiu duchowym chodzi o przypominanie sobie, że jesteśmy jednią na wzór i podobieństwo Boga, który jest doskonałą relacją i jednią Ojca (myśli; na początku Bóg pomyślał i wyrzekł Słowo Stań się!), Syna (działania; woli, odwagi, robienia tego, co słuszne) i Ducha Świętego (serca; energii Miłości, pomost między myślami i działaniem, pseudonim: Przypadek). To serce jest inicjatorem „pragnienia poznania Prawdy” (o świecie ale i o sobie samym).

Follow the white rabitt, Alice!

2.1.2.1: Bogami jesteście — refleksja

Rozważania nad wersetem 6 Psalmu 82 „„Ja rzekłem: jesteście bogami” doprowadziły mnie do refleksji na temat miejsca wyboru w naszym życiu.

Jest jedyny Stwórca świata i ponad światem, Bóg, który USTANOWIŁ Prawo, czyli zasady rządzące i porządkujące funkcjonowanie świata. I jesteśmy my ludzie, ale my możemy — tylko i aż — STOSOWAĆ się do Prawa, nie mamy możliwości ani zmienić go, ani nagiąć (ponieważ PODLEGAMY całemu Prawu), a jeśli zlekceważymy je, to Prawo i tak będzie działać na nas (czego dowodem jest nasza życiowa sytuacja odzwierciedlająca rzeczywisty stosunek do Prawa).

My jako ludzie PODLEGAMY Prawu. Nie mamy mocy zmieniania go, ale mamy moc dokonywania wyboru: czy stosować Prawo świadomie, czy być niedowiarkami i podlegać mu nieświadomie. „Kładę przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście.”; Pwt 30:15. Kiedy uważamy, że możemy przekraczać, naginać lub ignorować Prawo, dostajemy śmierć i nieszczęście, a życie staje się ślepym losem oraz mozołem i trudem. Kiedy decydujemy się świadomie (coraz bardziej świadomie) stosować Prawo, okazuje się, że nasze ziemskie sprawy przebierają taki obrót, jaki pragniemy, jaki sami im nadamy.

Jesteś bogiem SWOJEJ RZECZYWISTOŚCI, bo to ty dokonujesz wyboru miedzy tym, co zaoferował tobie Jedyny Bóg.

Bóg trzyma przed tobą lustro, a ty decydujesz, co się w nim odbije. Twoje mentalne nastawienie, myśli, emocje i uczucia, które wysyłasz do tego lustra, wracają do ciebie jako fizyczna rzeczywistość. Bóg stworzył warianty rzeczywistości, a ty przebierasz w nich jak w ulęgałkach — dlatego:

JESTEŚ BOGIEM SWOJEJ — I TYLKO SWOJEJ — RZECZYWISTOŚCI.

Dokonanie wyboru jest twoją władzą. Jakich wyborów dokonujesz dzisiaj? Pamiętaj, że najgorsze nie jest błąd popełnić, ale w nim uparcie tkwić. W każdej chwili możesz zmienić zdanie — co jest także wyborem.

Biblia to twoja biografia, ponieważ jesteś dziedzicem obietnicy Jahwe Starego Testamentu, która znajduje spełnienie w Nowym. Używając ludzkiej perspektywy — śpisz. Nadszedł więc czas, aby się przebudzić, przestać mówić: mogę, byłem lub będę i potwierdzić swoje boskie dziedzictwo, którym jest umysł Boga mówiący: JA JESTEM. Nic nie jest niemożliwe dla Boga i nic nie jest niemożliwe dla ciebie, kiedy twierdzisz, że jesteś w Boskim stanie umysłu.

Pismo mówi: „Wielu jest powołanych, lecz mało wybranych.”; Mt. 22;14. Słowo wybrany oznacza oddzielać; wybierać; decydować. Każdego dnia masz możliwość dokonania wyboru nowego wyobrażenia; wejścia w nowy stan, zgodnie z którym zaczniesz myśleć i czuć. Masz do wyboru niezliczone emocje i myśli, ale ze względu na cel, z którym się utożsamiasz, wybieraj tylko te adekwatne do niego — wybierz przewodnictwo serca.

2.2: Bóg — stworzony na podobieństwo człowieka

Bóg — to słowo zna każdy, a co najlepsze, ów każdy najlepiej wie, kim On jest, mało tego, ów każdy wie, jak Bóg powinien postępować; wychodzi więc na to, że Bóg został stworzony na obraz i podobieństwo człowieka dokładnie według jego ułomnej miary.

Czy zatem ten Bóg jest rzeczywiście tym samym Bogiem, o którym mówi Biblia? Czy ten ludzki Bóg to ten sam, który jest naszą świadomością i doświadczaniem pełni życia? Czy to ten sam Bóg, który jest Ojcem Syna, który mówi: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy [w swojej naturze]”.

Kim jest Bóg, którego ma na myśli Apostoł Paweł w liście do Efezjan: „W końcu będziecie mocni w Panu — siłą Jego potęgi”; Ef 6:10.

Kim jest Bóg, do którego tęsknił Święty Augustyn?

„Wyłem w bólu serca, że ku Tobie [Boże] wznosiła się moja tęsknota, a oczy moje ciągle nie znajdowały światła. Bo światło było wewnątrz mnie, a ja szukałem go wokół siebie. Nie było go w przestrzeni, a ja się wpatrywałem w przedmioty istniejące w przestrzeni. I nigdzie wśród nich nie znajdowałem oparcia i ukojenia”.

Kto lub Co kryje się pod słowem Bóg?

Oczywiście nie jestem w stanie udzielić ostatecznej niepodważalnej odpowiedzi. W tym rozdziale znajdziesz, Drogi Czytelniku, jedynie próbę odpowiedzi na pytanie: „Kim może być Bóg?”, co mądrzejsi ode mnie mówią o Bogu, do którego modlimy się, u którego szukamy wsparcia, pocieszenia, obrony.

Nie postawiłam sobie celu wyczerpać ten temat — aż tyle pychy we mnie nie ma; ten rozdział to zaledwie muśnięcie tematu.

Poza tym uważam, że jeśli chodzi o Boga, to najważniejsze jest doświadczyć Jego obecności, a nie opisywanie Go — bo każdy opis jest z konieczności owocem ograniczonej ludzkiej perspektywy pełnej oczekiwań, uprzedzeń, chęci dyktowania Bogu jaki powinien być.

Według wyobrażeń Jakuba Boehme na początku Bóg był niezróżnicowaną nicością, a stał się bytem, aby móc odczuć samego siebie. Bóg objawia się w człowieku, staje się człowiekiem i światem (…) aby odnaleźć samego siebie (…). Człowiek stanowi (…) jedność z Bogiem, Bóg bowiem działa w duszy każdego z nas. Ponieważ wszystko pochodzi od Boga, to i zło musi mieć w Nim początek — gdyż wszystko wymaga swojego zaprzeczenia — przeciwieństwa, aby mogło się ujawnić. Tak jak światło potrzebuje ciemności, by jaśnieć. Bez zła zatem nie mogłaby się objawić dobroć Boga. Bunt Lucyfera Boehme widzi jako alegorię usamodzielnienia się owego zła. Bóg zareagował na to gniewem i rozpalił wielki ogień, z którego powstał świat materialny, razem ze światłem i ciemnością, miłością i nienawiścią, zasadą dobra i zła w każdej rzeczy. Człowiek może sprawić, by w jego duszy Bóg narodził się ponownie, by działał w niej boski pierwiastek. Dążenie do tego celu jest powołaniem każdego człowieka.

W pierwotnym znaczeniu wyraz Bóg oznaczał zapewne tego, którego wzywamy. Bóg to byt najwyższy, nadzmysłowo nieskończona siła w postaci osobowej, będąca przyczyną wszelkiego dziania się. U Platona oraz Arystotelesa bóstwem jest także duch, Demiurg albo nieruchomy Poruszyciel, w judaizmie — Jahwe, nieosiągalny ojciec narodu, w chrystianizmie staje się Bogiem Miłości.

Kartezjusz głosi, że wszechświat i wszystko, co się w nim znajduje, jest w zdumiewający sposób zorganizowane — tak jakby było dziełem jakiegoś znakomitego projektanta (…). Taki wszechświat nie mógłby zaistnieć przez przypadek bez udziału myśli. Z tego wynika, że wybitny filozof Boga utożsamił z myślami, które mają moc stwarzania.


Tradycyjny przekład imienia Boga (kananejskie Al-Lat lub Elat, hebrajski Elohim; aramejski Alaha (używane przez Jezusa); arabski Allach (którym posługują się muzułmanie oraz arabskojęzyczni chrześcijanie) to Bóg lub Jedyny. Końcowe H w imieniu Allah potwierdza istnienie Boskiej tajemnicy, niesłyszalnego i niewymownego, życia u podstaw wszelkiego życia, bez imienia i formy, poza wszelkimi naszymi koncepcjami boskości. Allah w rzeczywistości wskazuje nie na Boga — w tradycyjnym rozumieniu osoby, władcy — ale na istotę pozostającą poza tworzonymi przez ludzi obrazami, ideałami, oczekiwaniami oraz imionami. Istota ta (a nie jej imię) jest podstawą Rzeczywistości, Jedyną Istotą. Imieniu Allah niekiedy przypisuje się numer zero, wskazujący zarówno na wszystko, jak i nic, zarówno byt, jak i niebyt, zarówno nieskończoność, jak i każdą chwilę z osobna. Zero pomnożone przez dowolną liczbę daje wynik zero — gdy dowolny inny przedmiot [osobę, okoliczność życia] zostaje pomnożony przez tę Rzeczywistość, pozostaje tylko ta Rzeczywistość.


Stoicy nauczali, że Bóg (Logos — rozum, Pneumo — Duch, tchnienie) jest zasadą organizującą całą rzeczywistość. Mamy jednak tendencję do twierdzenia, że Bóg organizuje tę rzeczywistość w sposób autorytarny, niczym dyktator. Jest to wygodne, ponieważ takie przekonanie pozwala zrzucić z siebie odpowiedzialność za własne trwanie w błądzeniu — przecież „Bóg tak chciał!” A skąd ty człowieku o tym wiesz? Wysłuchałeś w milczeniu Boga? Nie? Ale pomimo to jesteś święcie przekonany (tak jak Hiob; Rz 9: 20,21), że możesz osądzać Boga, ponieważ to ty najlepiej wiesz, co jest słuszne, a co nie — własną sprawiedliwość uznajesz za miarę wszechświata, oraz Boga.


Bóg dał nam wolność, swobodę wyboru. Jednak, kiedy jest nam wygodnie, uważamy, że Bóg daje za mało swobody i ogranicza nas (np Dekalogiem), a innym razem — że powinienem interweniować stanowczo jak prokurator. Nie możemy się zdecydować, bo chcielibyśmy, aby Prawo dostosowywało się do systuacji zgodnie z naszym oczekiwaniem.


Bóg jednak dał nam okazję do brania odpowiedzialności za to, co robimy, dlatego nieodwołalnie dał nam wolność i swobodę wyboru. „Co byś powiedział o ojcu, który ciągle pilnuje swojego dziecka, wymierza mu karę za każdy fałszywy krok i to nawet kiedy już dorośnie? (…) Bóg nie jest Wielkim Bratem (…), który zarządza codziennym życiem ludzi, ich myślami, czynami, sposobem, w jaki się poruszają, kochają czy oddychają (…). Gdyby Bóg grał taką rolę, ludzkość już dawno byłaby w jakimś planetarnym wariatkowie”.


Bez Wiekuistego nie ma prawdy absolutnej! Bóg — Prawda Absolutna obejmuje cały wszechświat.

Bóg kojarzy się także z prawem — przecież to On je ustanowił. Jednak najczęściej rozumiemy Prawo tak, jak rozumieją je prawnicy (i niestety większe znaczenie nadaje się literze prawa niż jego duchowi; „Litera zabija, duch ożywia” — zauważył Święty Augustyn. Nasze wyobrażenie o Bożym Prawie jest takie, jak się je nam przedstawia — to nauka dana przez Boga do ścisłego przestrzegania w całej rozciągłości — i nikt nie pamięta o tym, aby wspomnieć Syracha, który stwierdził wyraźnie, że Prawo to Prawdziwa Mądrość (Syr 24: 23 i nast); a Święty Paweł po pierwsze wyjaśnił, że człowiek nie dostępuje usprawiedliwienia na podstawie prawa — lecz przez wiarę w Jezusa Chrystusa (Ga 2:16; Rz 3:28), a po drugie — że przestrzeganie całego Prawa nie jest możliwe Rz 7).

Wniosek nasuwa się sam: Bóg nie jest okrutnym dyktatorem, który tylko czeka na błąd poddanych, aby ich surowo ukarać, Bóg jest kochającym swoje dzieci Ojcem, który daje wskazówki (Dekalog, kazanie na górze) abyśmy mogli doświadczyć pełni i harmonii życia.


Bóg zawiera w sobie zalążki form wszystkich rzeczy — wszystko zawarte jest w Bogu, którego należy rozumieć jako Jeden lub Jedność. „Pojęcie Boga jako „jedynego” doprowadziło niektóre bliskowschodnie ludy do przekonania, iż „mój Jedyny jest jedynym (lub prawdziwym) Jedynym. Jedyny objawia się na we wszystkim, to znaczy działającej za ich pośrednictwem świadomości Jedności”. Każdy z nas może doświadczyć Jedynego — właściwie to powinno być naszym dążeniem. „Wszystkie istoty ucieleśniają świętą moc — niczego nie trzeba dodawać „z zewnątrz”. Boska moc nie tylko działa za pośrednictwem poszczególnych ośrodków, lecz również już istnieje w każdej cząstce egzystencji, która już jest boską mocą (jest nią, a nie tylko ją zawiera)”.

Tak naprawdę w temacie Boga nie mają znaczenia wszystkie powyższe opisy czy rozważania — najważniejsze to spotkać Boga, a wtedy doświadczysz Jego istoty. Ale gdzie możesz spotkać Boga? Gdzie Go szukać? — Tylko i wyłącznie w teraźniejszości; puka do twoich drzwi w teraźniejszości. „Nie może być inaczej! Jeżeli Bóg jest prawdziwy, musi istnieć tu i teraz. Tylko to, co nieprawdziwe, istnieje poza teraźniejszością. Bóg czeka przed twoimi drzwiami, ale ty jesteś nieobecny; nigdy nie ma cię w domu. Błądzisz po innych światach, ale w domu jesteś nieobecny. Nigdy cię tam nie ma — Bóg czeka na ciebie, rzeczywistość już tam jest, ale nigdy nie mogą cię zastać. Nie pytaj, jak możesz spotkać Boga; pytaj jak możesz znaleźć się w domu, tak aby Bóg, kiedy zapuka do drzwi, mógł cię tam zastać. (…) Na tym polega medytacja (…) Myśl o tym, jak znaleźć się w domu — [jak wrócić do teraźniejszości]. Kiedy znajdziesz się w teraźniejszości, otworzą się drzwi.

Kim jest Bóg?

„ehjeh „ašer „ehjeh:: Będę czym Będę; Jestem, który Jestem


Nitkadash shakh, teete malkutah: Niech zostanie stworzona święta przestrzeń na imię i wibrację Jedności! Niech Twoja wizjonerska moc, „Mogę!” Kosmosu, rzeczywiście przyjdzie!

Bóg to źródło życia.

Ale — czym jest życie?

Co kojarzy się tobie ze słowem życie?

Życie to życie, czyli…

W kulturze Bliskiego Wschodu słowo życie ma bardzo konkretny sens — znaczy tyle, co energia życiowa, witalność. Ważne jest to, jak wyrażasz to życie. Życie (arab. hayy) jest powiązane z potocznym słowem w językach semickich oznaczającym tchnienie — tchnienie życia, które jest obecne w całej naturze, a ze słowem tym łączy się „niewymawialne Imię” Boga. Bez względu na to, czy ziemskie, czy niebiańskie, doczesne czy wieczne, wewnętrzne czy zewnętrzne — to jedna energia życiowa przenikająca wszystko, co widzimy i czujemy, jak również to, co może wyrażać nasza wyobrażenia.

„Ibu Arabi daje do zrozumienia, że to, co nazywamy życiem, jest w istocie toczącym się procesem, za pomocą którego Większa Rzeczywistość (…) dokonuje coraz większego samopoznania poprzez cykl życia każdej rośliny, zwierzęcia, istoty ludzkiej, gwiazdy i galaktyki, jak również niewyobrażalnej rzerzy niewidzialnych bytów”.

2.3: Wąż w raju — mistrz propagandy; Rdz 3

Wąż jest intrygującą postacią w Biblii i jakże współczesną. Tak — współczesną. Wyraźnie dostrzegam, że do dzisiaj ma grono pilnych uczniów swojej sztuki manipulacji i niestety istnieją również współcześni pierwsi rodzice, którzy te manipulacje łykają jak młode pelikany…

Można by o tym napisać kolejną książkę, ale — ta nie będzie jedną z nich.


Wrócimy do tematu.


Autor Księgi Rodzaju próbuje wyjaśnić, w jaki sposób wkradł się grzech w dobre dzieło stworzenia.


Hebrajski rdzeń nahǎs był używany zarówno na określenie węża jak i magii — czyli w starożytnym Bliskim Wschodzie wąż automatycznie kojarzył się z czynnościami przeciwnymi woli Bożej, dlatego bardzo dobrze nadawał się do reprezentowania istoty wrogiej Bogu. Ponadto cechy węża budzą niepokój, są odpychające, złowrogie i niebezpieczne. Wąż ma niezwykły sposób poruszania się (Prz 30:18 i n); ma skłonność do pozostawania w ukryciu (Am 5:19); atakuje niespodziewanie (Rdz 49:17); jego syk budzi grozę (Jr 46:22), ma ostry język (Ps 140:4), którego ukąszenie jest pełne śmiertelnego jadu (Ps 58:5).


W starożytności wąż był postrzegany jako istota uosabiająca tajemną, mistyczną mądrość, a także stworzenie demoniczne i wrogie. Dla Izraelity wąż był znakiem bałwochwalstwa (a zatem uosobieniem zła). Wąż jest jednak tylko stworzeniem — nie jest zatem siłą równą Bogu, jest zależny od Boga. Biblijny Autor pisze, że jest on „bardziej przebiegły niż inne zwierzęta lądowe” (w 1) — posiada inteligencję, którą przewyższa inteligencję człowieka. Jest to inteligencja demoniczna, wykorzystywana przeciwko Bogu i człowiekowi (hebr. arum — mądrość w znaczeniu pejoratywnym; 1 Sm 23:22).


A więc co się stało w raju?

Bóg obdarował człowieka wolnością, która była wystarczająca do tego, aby mógł on swobodnie urzeczywistniać swoje pragnienia. Bóg stworzył człowieka w stanie oświeconym, czyli doświadczającego swojego własnego istnienia, wewnętrznej harmonii i pokoju, dlatego Bóg nie potrzebował dawać człowiekowi zakazów i nakazów moralnych (które są niezbędne ludziom nieoświeconym, aby nie pogrążyli się jeszcze bardziej w swoich problemach, koniecznościach, destrukcyjnej samoocenie, wewnętrznym napięciu — oświecenie objawia się bowiem wewnętrzną wiedzą na temat tego, co jest dobre, gdyż oświecona świadomość bezpośrednio czerpie ją od Boga). Pierwsi ludzie cieszyli się pełną wolnością, jeden jedyny zakaz dotyczył tylko jednego jedynego drzewa pośród innych niezliczonych drzew rosnących w raju.

Z tym drzewem wiąże sięnieporozumienie wypaczające sens tego, czym w istocie było. Drzewo „poznania dobra i zła” lub „wiadomości dobrego i złego” — nazwa ta prowokuje pytanie: a co złego jest w zdobywaniu wiedzy? Przecież bez wiedzy i jej pogłębiania człowiek byłby mało świadomą, niedojrzałą istotą. Natomiast wiedza o tym, co jest dobrem a co złem, stanowi jeden z fundamentów rozwoju moralnego; tylko socjopaci nie potrafią odróżniać dobra od zła. Czyżby zatem ta zdolność jest efektem grzechu pierwszych ludzi?

Takie rozumowanie doprowadziło do błędnej teorii, że człowiek wprawdzie ponosi przykre konsekwencje grzechu (tzn cierpi i umiera), ale za to zyskał poznanie, rozwinął wiedzę, wolność i świadomość.

Źródłem nieporozumienia jest słowo jada tłumaczone z hebrajskiego na polski literalnie jako poznanie. Hebrajskie rozumienie słowa poznanie jest odmienne niż polskie. W myśli hebrajskiej oznacza nie tyle wiedzę uzyskaną przez zmysły i wpisaną do umysłu, ile wiedzę doświadczalną i władzę nad przedmiotem poznania.

„Poznanie dobra i zła” to faktycznie raczej podporządkowanie sobie, decydowanie o czymś. Ludzie zapragnęli samodzielnie (bez Boga) decydować o tym, co jest dla nich złe, a co dobre. Autorowi tej przypowieści nie chodziło zatem o o samą umiejętność odróżniania dobra od zła, lecz o moralną samowolę oraz ignorowanie Boga. Pierwsi ludzie nie chcieli uznać dobra za dobro a zła za zło, lub inaczej: sami chcieli decydować, co jest dobrem, a co złem. Znaczenie owocu z „drzewa poznania” to metaforyczny obraz przywłaszczenia sobie prawa do dowolnego definiowania tego, co jest dobre a co złe.

Wróćmy do węża. Wąż jest inteligentny, dlatego ów pojedynczy zakaz Boga przedstawia w kompletnie fałszywym świetle. Skwapliwie przemilcza wielką przestrzeń wolności i możliwości daną przez Boga; które symbolizują liczne drzewa nieobjęte zakazem. Natomiast bardzo wyraźnie akcentuje to, co stanowi zakaz. Wąż wykazuje się znajomością ludzkiej psychiki, nie zachęca od razu do grzechu, kusi ostrożnie, kroczek po kroczku. Najpierw przejaskrawia zakaz Boga poprzez ekstremalne powiększenie ilości drzew (z jednego do wszystkich), z których rzekomo nie wolno człowiekowi spożywać owoców. To zwyczajne odwrócenie proporcji: niemal 100% drzew zakazanych i może jedno (góra dwa), z którego człowiek może korzystać. Pytanie węża jest pułapką — treść fałszywa choć z ziarnem prawdy. Kuszenie oparte jest na wyolbrzymianiu i koncentrowaniu się na aspekcie zakazu (trudnościach, niemożności, brakach). Kilka tysięcy lat później „eksperci od dezinformacji nadal postulują, że dobra operacja wrabiania [kogoś w kłopoty, budowania o nim fałszywej opini], powinna być zbudowana na ziarnie prawdy, bo jeśli przynajmniej część historii będzie niepodważalna, oszczerstwo nigdy nie wygaśnie.


Dlatego pewnie do dzisiaj Bóg uchodzi za tego, który potrafi tylko nakazywać i zakazywać (czyż nie bywa tak, że jeden raz zdarzyło ci się popełnić określony błąd, a po jakimś czasie słyszysz: ty zawsze…?; pojedynczy boży zakaz — prawda, w narracji węża objął niemalże wszystko — przecież to kłamstwo). Boże Prawo przedstawiane jest w fałszywym kontekście Bożej nienawiści i chęci zemsty na nieposłusznym człowieku.

Tymczasem prawdziwym kontekstem Bożego prawa jest miłość i troska — i każda interpretacja Jego Słowa oraz Prawa powinna być umieszczona w kontekście miłości i troski Stwórcy o dobro człowieka. Jeśli ujmiemy ten fundamentalny kontekst, Prawo Boże stanie się autorytarnym zakazem mającym ograniczyć człowiekowi wolność.

Wąż nie zaprzecza wprost zakazowi Bożemu — zaprzecza jedynie konsekwencjom złamania zakazu, w ten sposób wystawia na próbę wrażliwość niewiasty naprawdę („Na pewno nie umrzecie”; w 3 i 4). Ta zaś milczy. Poprzez to milczenie, zakryta zostaje niewidzialna aktywność umysłu po przedstawieniu mu dwóch sprzecznych zdań. Jakże łatwo umykają uwadze takie sprzeczności! Jakież to potrafi być przewrotne!


Przykład: w ZSRR Stalina „Komitet Obrony” zajmował się wyłącznie przygotowaniem do wojny. „Nasza wojna ze światem kapitalistycznym będzie wojną sprawiedliwą, postępową (…). Będzie to wojna o socjalizm, o wyzwolenie innych narodów od burżuazji (…). W roli inicjatora sprawiedliwej wojny wystąpi nasze państwo” — tak mówił o celach Komitetu szef zarządu politycznego Armii Czerwonej Lew Mechilis, 10 maja 1941 roku.

Cóż za przewrotność! Najeźdźcza wojna ma być sprawiedliwa, bo kapitalizm został uznany za ciemiężcę ludzi, których należy z niego wspaniałomyślnie wyzwolić. Zamiast zreformowania wadliwych elementów ustroju (np. prawa), proponuje napaść na ludzi i wyzwalanie poprzez przemoc. A tych, którzy tego nie będą chcieli, surowo ukarać za brak chęci zostania uszczęśliwionymi. Zrób eksperyment myślowy: podstaw pod świat kapitalistyczny, socjalizm, burżuazja dowolne słowa oznaczające idee, sprawy, ludzi, o które lub przeciw którym chcesz walczyć, a otrzymasz obraz swojej własnej przewrotności — ujrzysz jak niezauważalnie stajesz się ministrem obrony Ministerstwa Wojny.


Wąż kusi wiedzą, która ma pozwolić człowiekowi osądzać Boga i jego zakazy. Wykorzystując ciekawość niewiasty wąż roztacza przed nią perspektywę boskości, obiecuje boską wiedzę, która wyzwoli człowieka od zakazów i nakazów danych przez Boga. Sugeruje, że Bóg, dając zakaz, nie miał na uwadze dobra ludzi lecz ustanowił go z zazdrości lub też z bojaźni, aby ludzie nie stali się tacy jak Bóg. To jest moment, w którym człowiek traci zaufanie do Boga, ulega zniekształceniu pojęcie Boga w oczach człowieka, ulega zniekształceniu świadomość człowieka. Atak kusiciela na umysł niewiasty — podświadomość — kończy się powodzeniem, harmonia władz duchowych niewiasty została naruszona. Nastąpiło zniekształcenie percepcji rzeczywistości — niewiasta zaczyna inaczej widzieć rzeczywistość, następuje zjawisko przesunięcia uwagi (reakcja na obietnice „otwartych oczu”; Rdz 3:5). Spojrzenie pod wpływem pokusy jest inne niż spojrzenie łaski. Rodzi się pożądliwość zaciemniająca rozeznanie rozumu (świadomość odwróciła uwagę od Boga na świat zewnętrzny). Świat jawi się człowiekowi jako obszar przedmiotów, których jedyną funkcją jest bycie celem ludzkich pragnień. W tej zafałszowanej rzeczywistości zarówno osoby jak i rzeczy mają status przedmiotów ludzkiego pożądania. Ujrzana rzeczywistość okazuje się inna niż ta obiecana.


„Ludzie poznali, że są nadzy”; w 7 — symbol oparty na grze słów w oryginale hebrajskim. Człowiek spodziewał się, że także będzie arum, czyli mądry, posiadający wiedzę i moc (w 5; arum znaczy także wąż) — a po grzechu stał się arom, czyli nagi i bezsilny, pozbawiony mocy i wiedzy. Ludzie natychmiast dostrzegli, że czegoś im brakuje. Dokonało się „otwarcie oczu”, ale nie na wyższą wiedzę, lecz na to, kim są bez zaufania do Boga, na nieznane uczucie wstydu z nieodłącznym poczuciem winy. Ludzie po grzechu widzą to samo, ale już całkiem inaczej.

Po grzechu zmienił się umysł:

& świadomość przesunęła uwagę z Najwyższej Inteligencji (od której czerpała wiedzę) na świat fizyczny (na którym zaczęła się wzorować), umysł stworzył ego, które zagłusza świadomość Istnienia;


& zaczął pokładać ufność w formy zewnętrzne, z którymi się identyfikuje. Najbardziej powszechne jest utożsamianie się z rzeczami (moje auto, mój dom, moje ubrania), w których poszukuje siebie samego; ego zrównuje posiadanie z istnieniem;


& umysł człowieka stał się źródłem cierpienia i niezadowolenia — ponieważ nigdy nie ma dość;


& grzech pierworodny to „chybianie celu ludzkiej egzystencji” czyli nierozpoznanie prawdziwego sensu tejże egzystencji, czego skutkiem jest życie bezmyślne, ślepe i pełne cierpień;


& myślenie, któremu nie towarzyszy świadomość; umysł całkowicie ukształtowany przeszłością.


„Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie”; Mt 5:3.

„Ubodzy w duchu” oznacza: żadnego bagażu, żadnego utożsamiania się ani z rzeczami, ani z umysłowymi koncepcjami opartymi na poczuciu JA.


„Królestwo Niebieskie” zaś to — prosta, najgłębsza radość istnienia, odzyskana dzięki odrzuceniu utożsamiania się z tym, co wokół ciebie.


Zaufaj w to, że Ojciec naprawdę wie, że masz potrzeby materialne; a szatan — kłamie wzbudzając presję posiadania (więcej i więcej) oraz czasu (że nie zdążysz).

2.3.1: Choroba świadomości zwana „złem” oraz Sąd Ostateczny jako brama do życia

Uznanie, że Bóg stworzył tylko to, co jest dobre, rodzi pytanie: to skąd się wzięło zło, dualna koncepcja wszechświata, w którym niektóre istoty znalazły się (albo mają się znaleźć) poza królestwem Boga? Skąd wzięła się koncepcja, że Królestwo Boga zostało oddzielone od świata ludzkiego? — To wynik przekonania, że świat to konkurujące ze sobą istoty.


Jak to się stało, że energia o niskiej częstotliwości tak mocno się zagęściła, że aż stała się postacią o imieniu — nomen omen — Lucyfer, czyli tym, który niesie światło?


W cokolwiek twój umysł uwierzy, to staje się prawdziwe i realne — także wiara w oddzielenie, która to wiara staje się właśnie diabłem — istotą potężną, aktywną, niszczycielską i wyraźnie przeciwstawiającą się Bogu. Diabeł to wiara w to, że nie jesteśmy jednią, co rodzi strach, niepewność i zagubienie. A takim przestraszonym zagubionym człowiekiem bardzo łatwo manipulować, taki człowiek ulega emocjom i działa pod ich wpływem. Owocem działania diabła jest pozbawienie swobody, harmonii i równowagi — czyli choroba. W Biblii odnajdujemy obrazowe przedstawienia diabła, szatana, złego ducha, które mają nam pokazać siłę sprzeciwiającą się Bogu, rozpowszechniającą destrukcję, szkodzącą relacji człowiek — Bóg, człowiek — człowiek oraz relacjom każdego z nas ze sobą samym.

Szatan to ten, który oskarża. Owo oskarżenie dotyczy człowieka (Hi 1—3), a zbudowane jest na kłamstwie (J 8:44), aby wzbudzić w tobie poczucie winy i małości — dzięki czemu — sam siebie (bez niczyjej pomocy) oskarżasz.


Gdzież więc jest to zło? Skąd i w jaki sposób do tego świata się wkradło? (…) A może zło w ogóle nie istnieje? Czemu więc boimy się i wystrzegamy tego, czego nie ma? Jeśli nasz lęk nie ma uzasadnienia, to na pewno on sam jest złem, bo bez potrzeby szarpie i dręczy nasze serce. Tym większym jest złem przez to, że nie istnieje przedmiot lęku, a jednak się boimy. Albo więc złem jest to, czego się boimy, albo złem jest to, że się boimy. Skąd więc to zło pochodzi? Bo przecież Bóg stworzył wszystkie rzeczy, a będąc dobry stworzył je jako dobre.


Według Josepha Murphy’ego szatan to zbiorcze określenie tego, co blokuje twoje samopoznanie, to negatywne treści umysłu. Określenie to oznacza błąd, odwrócenie od Boga — Prawdy, od wiary w Jedyną Moc; pojawia się zawsze wtedy, gdy zawierzasz się ograniczeniom, brakom, lękom i wątpliwościom. Szatan to także synonim masowego umysłu (światowego umysłu), który oddziałuje na każdego z nas bredząc o brakach, ograniczeniach itp. Szatan to NIC, które próbuje być CZYMŚ. Jest mitem, bo nie ma takiego bytu, który by „wędrował po ziemi tam i z powrotem”; Hi 1:7. Negatywne myśli nie mają swojej przyczyny poza nim samym (czyli NIC jest źródłem, więc — jak stwierdził Święty Augustyn — nie ma uzasadnienia). Szatan, cień w naszym umyśle, przeczy wszystkiemu, co ma pozytywny wydźwięk. „To nie Bóg miłości stworzył diabła, czy w ogóle zło. Prawo — Pan działa automatycznie materializując myśli każdego człowieka. (…) Twój umysł jest jak woda, która przyjmuje kształt naczynia, w którym się znajduje. Owym naczyniem są twoje wzorce myślowe oraz wyobrażenia, które Kreatywna Moc zamienia w doświadczenie”.


Słowem człowiek określa się w Biblii umysł. Gdy w twoim umyśle zaczną rządzić boskie idee (świadomość uzna, że świat fizyczny NIE jest źródłem), pozwolisz prowadzić siebie mądrości oraz intuicji.


Źródłem zła jest odwrócenie naszej świadomości (racjonalnego umysłu) od Najwyższej Inteligencji i skupienie całej uwagi (oraz myśli) na świecie fizycznym. Kiedy to się stało? Kiedy uświadomiliśmy sobie, że dobro może być gdzieś nieobecne. Alegorycznie przedstawia to Księga Rodzaju rozdział 3. Bóg zakazał Adamowi i Ewie spożywać owoców z drzewa, które znajdowało się pośrodku Edenu — „drzewo wiadomości dobrego i złego”. Wąż był w istocie bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe (w 1) — inteligencją przewyższał człowieka, inteligencją niszczycielską — dlatego zdołał zachwiać zaufaniem ludzi do Boga i wmówić im, że nie zjedzenie jakiegoś owocu z jednego z milionów drzew okrada Adama i Ewę ze swobody wyboru. Natychmiast po zjedzeniu owocu okazało się, że zamiast obiecanej swobodywolności poczuli się nadzy — odczuli strach, zagubienie, zwodnicze idee wzięły ich w niewolę.


Najmonides stwierdził, że zło (choroba, ubóstwo, niewiedza, śmierć) „polega na nieobecności pewnych jakości. Nie można powiedzieć, że Bóg stwarza zło. Jest to po prostu nie do pomyślenia (…), stwarza On bowiem tylko Byt, a wszelki Byt jest dobry. Wszystkie zło jest brakiem, do którego nie odnosi się stwarzanie.

Gdy utożsamiałeś się z umysłem i jego kompulsywnymi myślami, powstały:


€ problemy — roztrząsanie w myślach jakiejś sytuacji;

€ konieczność — nawykowe oczekiwanie;

€ samoocena i poczucie własnej wartości uwarunkowane posiadaniem bądź osiągnięciami;

€ zależność, niepokój, wewnętrzne napięcie; niestabilność.


Przestajesz czuć, że istniejesz, czujesz tylko umysł i przytłaczające brzemię stu różnych spraw, które musisz dźwigać dopóki ich nie załatwisz (jaka część konkretnego problemu jest realna, a jaka — dopowiedziana przez umysł?). Uznaliśmy autorytarną władzę wielkiego NIC, iluzji, która znika natychmiast w świetle prawdy; znika coś, co nie istnieje? Zło nie istnieje, od zawsze jest zniknięte — jak bardzo zwodnicze są nasze zmysły (i umysły) skoro widzą (i wierzą bardziej) temu, czego nie ma, niż Temu, który JEST?


Lecz prawda budzi nienawiść — czemu? (…) Może oni w taki sposób kochają prawdę, że ilekroć coś innego pokochają, chcą, by było prawdą to, co kochają? I właśnie dlatego, że nie chcą być oszukiwani, nie lubią, kiedy się im udowadnia, że zostali oszukani? (…) Kochają prawdę, gdy ich oświeca; nienawidzą jej, gdy im wskazuje ich błąd. Ponieważ nie chcą być oszukiwani, a chętnie oszukują, kochają prawdę tylko wtedy, gdy ona się im odsłania, a nienawidzą jej wtedy, gdy prawda im każe patrzeć, jacy oni sami są. (…) Tak to jest — dusza ludzka, ślepa i słaba (…), chciałaby się ukryć; a nie chce, by cokolwiek się przed nią ukryło. Święty Augustyn


„[Opat jednego z greckich klasztorów wyznał, że] najpotężniejszym stwierdzeniem w Biblii jest „Ten, który jest w tobie, jest większy niż ten, który jest w świecie”; 1J 4:4. I dodał: „świadomość, że w głębi mego jestestwa mieszka Bóg w swej mądrości i mocy, napawa mnie wiarą i pewnością. Kiedy proszę o światło zrozumienia, jak rozwiązać jakiś problem, wewnątrz mnie rozbłyskuje nowa myśl. Widzę tę sprawę jasno, gdyż Boskie Światło rozprasza ciemności mego umysłu”.


To co w tradycji chrześcijańskiej jest grzeszne lub upadłe, w istocie swej jest zapomnieniem skąd przyszliśmy i jakie dziedzictwo w sobie nosimy. Jesteśmy dziedzicami boskich obietnic — Jezus posługuje się aramejskim słowem nertun, zwykle tłumaczonym jako odziedziczyć, gdy w aramejskiej wersji trzeciego błogosławieństwa w Ewangelii według Świętego Mateusza mówi: Dojrzali są ci, którzy zmiękczają [odpuszczają, przestają odczuwać presję konieczności] to, co w ich wnętrzu zbyt sztywne [odczuwane jako wewnętrzne napięcie] — dzięki zmiękczaniu [odpuszczaniu] otrzymają od kosmosu [na podstawie prawa mentalnego] swoje naturalne dziedzictwo siły i uzdrowienia.

usztywnianie wprowadza cię wyczekiwanie (poczucie konieczności), wsłuchiwanie się w ego — umysł, który nie zna Boga i buduje swoje tożsamość na podstawie tego, co posiada i kim jest w świecie fizycznym.


Dlatego „zwróćcie się do Jedynego i pozostawajcie Jego świadomi, nie ustając w modlitwie. Nie ubóstwiajcie niczego innego w swoim życiu — żadnych koncepcji ani przekonań. Nie dzielcie się na sekty, które same sobie gratulują własnych idei”; Koran, Sura 30, 30 — 32.


Szatan wzbudza niepokój manipulując faktami — tworząc na ziarnie prawdy kłamstwa, w które ogołocony człowiek bezkrytycznie wierzy. Jako przykład niech posłuży idea Sądu Ostatecznego. Jak należy rozumieć, czym jest Sąd Ostateczny? Kurs Cudów proponuje następującą interpretację:


Ponieważ zdolność twórcza tkwi w umyśle, to wszystko co stwarzasz, jest z konieczności sprawą woli. Z tego także wynika, że cokolwiek sam wytwarzasz, jest prawdziwe w twoich oczach, chociaż nie w Umyśle Boga. Ta podstawowa różnica prowadzi bezpośrednio do zrozumienia prawdziwego znaczenia Sądu Ostatecznego.

Sąd Ostateczny jest jedną z najgroźniejszych idei w twoim myśleniu. Jest tak dlatego, że go nie rozumiesz. Sądzenie nie jest cechą właściwą Bogu; zostało ono powołane do istnienia dopiero po daniu wiary w oddzielenie. Sprawą zasadniczą jest, abyś szybko uwolnił się od lęku, albowiem twoje konflikty wewnętrzne muszą się zakończyć, jeżeli masz przynieść pokój sobie oraz innym umysłom. Sąd Ostateczny zwykle uważany jest za jakąś czynność czy procedurę, którą podejmie Bóg. W rzeczywistości zostanie on podjęty przez ludzi z pomocą Bożą. Jest on raczej końcowym uzdrowieniem, niż wymierzeniem kary, bez względu na to, jak bardzo być może myślisz, że kara jest zasłużona. Kara jest pojęciem całkowicie przeciwnym ze zdrowym umysłem, a celem Sądu Ostatecznego jest przywrócenie właśnie zdrowia umysłowi. Sąd Ostateczny można określić jako proces właściwej oceny. To po prostu oznacza, że każdy w końcu zrozumie, co jest wartościowe, a co nie. Dopiero zrozumiawszy to można racjonalnie kierować zdolnością wyboru. Dopóki jednak nie dokonasz tego rozróżnienia, mogą być kontynuowane jedynie wahania pomiędzy wolną a uwięzioną wolą.

Pierwszy krok w kierunku wolności wymaga oddzielenia fałszu od prawdy. Jest to proces oddzielenia w konstruktywnym sensie, który odzwierciedla prawdziwe znaczenie Apokalipsy. Kiedy ostatecznie przyjrzysz się temu, co sam stworzyłeś i postanowisz zachować jedynie to, co dobre; dokładnie tak jak sam Bóg przyjrzał się temu, co stworzył i wiedział, że było to dobre. Właśnie w tym momencie umysł może zacząć spoglądać z miłością na swoje własne stworzenie, ponieważ na to zasługuje. W tym samym momencie umysł nieuchronnie wyrzeknie się swoich błędnych wytworów, które bez jego wiary przestaną dłużej istnieć.

Określenie „Sąd Ostateczny” jest przerażające nie tylko dlatego, że zostało ono przypisane Bogu, lecz również z powodu skojarzenia słowa ostateczny ze śmiercią wieczną, czymś nieodwracalnym. Jest to wybitny przykład odwróconego do góry nogami postrzegania. Jeżeli przeanalizowalibyśmy obiektywnie znaczenie Sądu Ostatecznego, stałoby się zupełnie oczywiste, że w rzeczywistości jest on bramą do życia. Nikt, kto żyje w lęku, nie jest tak naprawdę żywy. Nie możesz obrócić swojego własnego sądu ostatecznego przeciwko sobie, ponieważ nie stworzyłeś sam siebie. Możesz go jednak zastosować w sensowny sposób, do wszystkiego, co w dowolnym czasie wytworzyłeś i pozostawić w swojej pamięci tylko to, co jest twórcze i dobre. Tylko to może ci nakazać twój zdrowy umysł. Celem czasu w tym procesie jest wyłącznie „danie ci czasu” byś doprowadził do tego sądu. Jest to twój własny, doskonały sąd, nad twoimi doskonałymi stworzeniami. Kiedy wszystko, co zatrzymasz, jest tylko czymś dobrym (czyli wyrażającym harmonię, pokój wewnętrzny, niezależność od opinii świata fizycznego, jednię) nie ma powodu, aby pozostał w tobie jakikolwiek lęk. Taka właśnie jest twoja rola w pojednaniu.

2.4: Świat fizyczny — perspektywa socjologiczna

W dalszej części książki opisuje, czym w istocie jest świat fizyczny — lustrem, dźwiękiem lub urojeniem; nie są to nowe koncepcje, choć dopiero od niedawna zyskują na popularności przede wszystkim ze względu na odkrycia fizyki kwantowej.

W tym miejscu chciałam napisać jedynie parę słów o świecie fizycznym jako takim, gdyż bądź co bądź, żyjemy w nim i zanim osiągniemy wyższy stan świadomości, wywierać będzie na nas większy lub mniejszy wpływ. Dlatego uważam, że warto mieć choć odrobinę świadomości (i dać przyczynek do refleksji): czym może być świat w wymiarze fizycznym, którego silnie doświadczamy. To może ułatwić odwiązywanie (u)wagi od jego spraw, zwłaszcza tych, które co najmniej utrudniają duchowe przebudzenie. Mówiąc prościej: aby już nie dawać się wodzić za nos manipulacjom tego świata.

Zanim przejdę do sedna: z mojej obserwacji wynika, że spora część ludzi nie zna znaczeń słów. Tu mam na myśli słowo konsumpcjonizm, materializm. Dlatego proszę, nie odczytuj tego rozdziału jako potępienia zaspokajania potrzeb materialnych — one są naturalne i nie tylko potrzeby, ale i pragnienia związane z materialnym aspektem życia nie są ani czymś złym ani czymś dobrym. To my nadajemy im charakter, który determinuje ich rolę w naszym życiu, która staje się korzystna albo niekorzystna. „Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie. (…) Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? (…) Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o Królestwo i Jego sprawiedliwość a to wszystko będzie nam dodane”; Mt 6: 25, 31—33. Królestwo to w aramejskim malkuta: służenie radą, tworzenie wizji, to „mogę” czyli inaczej — możliwości, które mamy. Jeszcze raz powtarzam: nie ma absolutnie niczego złego w pragnieniu dóbr materialnych; krytyka dotyczy stosunku do tychże dóbr: czy my ich pragniemy (pomagają nam w realizowaniu się), czy — pożądamy (są sensem, celem naszego życia). Różnica wydaje się bez znaczenia — ale tak naprawdę nie rozumienie tej różnicy czyni twoje życie albo pełnym dosatku, obfitości i pełni, albo żyjesz w stanie wiecznej nie dającej się zaspokoić pożądliwości, w poczuciu braku (bo „dużo” nigdy nie jest dla ciebie „wystarczające”). Tak naprawdę chodzi o to, żeby uchwycić tę różnicę, w czym mam nadzieję te kilka poniższych uwag na temat świata fizycznego jako takiego pomoże.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 82.35
drukowana A5
Kolorowa
za 109.76