Wprowadzenie
Książka ta została poświęcona wszystkim ludziom, którzy pragną żyć wolni. Dzisiejszy świat udowadnia nam, że jeszcze dużo rzeczy o nim nie wiemy. Dowodem tego jest rosyjska agresja na Ukrainę, wojna na Bliskim Wschodzie, konflikty narodowościowe na terytoriach byłej Jugosławii i konflikty religijne. Jeśli chcemy żyć wolni i spełniać swoje marzenia, to musimy powstrzymać tą apokalipsę zagłady świata. Myśleliśmy, że II wojna światowa będzie ostatnim zagrożeniem dla nas wszystkich, jednak myliliśmy się. Nadszedł wiek zagłady.
Henryk Langner
Przedmowa
Do Rosji,
do Białorusi,
do Serbii,
do Palestyny,
do Jordanii,
do Libanu,
do Syrii,
do Iraku,
do Afganistanu,
do Iranu,
do Pakistanu,
do Chin,
do Korei Północnej,
do Mali,
do Nigru,
do Czadu,
i do Sudanu
Ja, jako obywatel Rzeczypospolitej Polski, Wspólnoty Europejskiej, Zjednoczonych Państw Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiej, praw demokratycznych i suwerennych, chcę poinformować rządom, że świat, po którym chodzimy i jego mieszkańcy chcą pokoju, spokojnego życia oraz zakończenia wszystkich działań militarnych. Codziennie giną niewinne osoby, nie tylko mężczyźni, lecz także dzieci i kobiety. Sądzę, że nikt nie chce zginąć na bezsensownej wojnie, tylko żyć i spełniać swoje najskrytsze marzenia. Informuję was — narody, rządy walczące, państwa totalitarne, dyktatorskie o porzucenie karabinu i o wstąpienie na ścieżkę demokracji, przeciwnym razie zostaniecie zamienieni w proch historii.
Poznań
12 VIII 2024 r.
Henryk Langner
Do Rzeczypospolitej Polski,
do Stanów Zjednoczonych Ameryki,
do Ukrainy,
do Francji,
do Japonii,
do Wielkiej Brytanii,
do Korei Południowej,
do Kanady,
do Izraela,
do Republiki,
do Litwy,
do Łotwy,
do Estonii,
do Czech,
do Słowacji,
do Węgier,
do Finlandii,
do Norwegii,
do Szwecji,
do Holandii,
do Belgii,
do Hiszpanii,
do Portugalii,
do Szwajcarii,
do Austrii,
do Słowenii,
do Chorwacji,
do Danii,
do Mołdawii,
do Indii,
do Tajwanu,
do Republiki Południowo Afrykańskiej,
do Nowej Zelandii,
do Islandii,
do Rumunii,
do Grecji,
do Andory,
do Malty,
do San Marino,
do Liechtensteinu,
do Luksemburga,
do Monako,
i do Irlandii
Ja, jako wasz obywatel i przyjaciel — państw demokratycznych, suwerennych i zjednoczonych związku z: rosyjską agresją na niepodległą Ukrainę, muzułmańską inwazją na niepodległy Izrael, dyktatorskimi i totalitarnymi rządami w Azji, rozprzestrzenianiem się komunizmu oraz nazistowskiej ideologii, wojną narodowościową w byłej Jugosławii, konfliktami, wojnami domowymi oraz przejmowaniem władzy przez wojsko w Afryce oraz Ameryce Południowej apeluję o: udzielanie bez przerwy pomocy finansowej, militarnej oraz humanitarnej Izraelowi i Ukrainie aż narody te wygrają wojnę, zbudowanie silnego militarnie systemu obrony przed komunizmem, nazizmem, muzułmanami z Afryki i Azji oraz najważniejsze, żeby nasze zjednoczenie odbywało się każdego dnia, w dzień i nocy.
Poznań
12 VIII 2024 rok
Polak, Henryk Langner
0.1. Cel pracy
Moim celem pracy jest: upamiętnienie ofiar wszystkich wojen prowadzonych przez Niemców, spojrzenie w przeszłość oraz pokazanie jak cierpi istota, która chciała tylko żyć.
W książce tej również apeluję do wszystkich państw totalitarnych o zaprzestanie wszystkich walk zbrojnych. Apel wygłaszam również do państw niepodległych, żeby ich siła zjednoczenia, której nie posiadają dzisiejsze totalitaryzmy rosła w jeszcze większą siłę i nigdy nie miała końca. Wszystkim ludziom, którzy chcą żyć wolni, chcę powiedzieć, żeby pamiętali, że wolność nie została dana za nic i nie trwa wiecznie. Nadchodzi coś wielkiego i musimy się do tego przygotować.
0.2. Źródła
Do napisania mojej książki użyłem wyłącznie wiedzy, którą posiadam i tego czego się nauczyłem będąc na lekcjach z różnych dziedzin humanistycznych. Uczą mnie wspaniali ludzie, u boku których zdobywam cenną wiedzę. Nauczyciele Ci uczą z pasją do swojego przedmiotu, który nauczają i zawsze się starają. W nich widać, że chcą nauczać młode pokolenie i pomóc im w dalszej drodze ku dorosłości. U boku tych ludzi zdobyłem wiedzę, którą użyłem do napisania tej książki.
Powieść
O istocie, która chciała tylko żyć
Wprowadzenie
Napisałem tą część, by upamiętnić miliony poległych w różnych bitwach, na różnych frontach i kierunkach świata. Jak również książka została poświęcona ku pamięci zwierzętom, które tak samo jak ludzie walczyli o swój spokojny, pomerdany świat. Głównym tematem tej książki jest właśnie pies, który stawił czoła agresorom. Nie możemy zapomnieć również o tych dzielnych paru zwierzęcych duszach, które chciały tylko istnieć. Przecież oni też są bohaterami. Jeśli trzeba było, to pomagali ludziom. Nie patrzyli na to, że za chwilę zginą. Największymi bohaterami są oczywiście ludzie, ale nie zapomnijmy również o zwierzętach.
W 1933 roku świat na własne oczy ujrzał pierwszych potworów. Bestie były tak potężne, że pochłaniały całe pokolenia. Swoją inwazję zaczęli w 1939 roku. Chodziło im tylko o zabijanie, niszczenie oraz grabież. Wszyscy dzielnie walczyli o swoje światy. Agresorzy myśleli, że cały świat należy do nich, aż do dnia, gdy zostawali pokonywani. Trwało to sześć lat. Pokonali ich ludzie, którzy według nich, mieli na zawsze zniknąć z historii, wraz ze swoimi narodami. Walka trwała tak długo, ponieważ nie została zastosowana bardzo ważna zasada. Tą zasadą była jedność. Na początku tylko, niektóre narody się jednoczyły, a powinni wszyscy to zrobić. Dopiero zjednoczyli się po długim czasie w 1941 roku. Cały czas nie odrabiamy lekcji z historii. Zapamiętajmy, że walka ze złem będzie trwać tak długo, aż nie zjednoczymy się wszyscy.
Apeluję, żebyśmy nie zapomnieli o poległych, nie tylko ludziach, lecz także o zwierzętach. Niech nikt nie zapomni o ich ofierze.
Od autora
1949 rok, Westerplatte
Po co właściwie to wszystko było? W jakim celu się to wydarzyło? Kto decydował o wszelkich działaniach? Dlaczego skutki, konsekwencje ponosiły niewinne istoty? Setki poległych i wielu towarzyszy zginęło, jak i różne zwierzęta. Codzienne bombardowania, obozy koncentracyjne, ludobójstwa, masowe groby, burzenie budynków, podpalania i zniszczenia wszelkich dóbr materialnych.
Tych pytań jest za dużo, żeby można było na nie wszystkie odpowiedzieć. Szczególnie w moim przypadku, jestem tylko zwykłą istotą. Na większość z nich nie umiem odpowiedzieć. Połowa z nich, nie wiem co oznacza. Wiodłam spokojne życie, niemiałam żadnych obowiązków, tylko się bawiłam albo spałam. Wszystko zmieniło się, z dnia na dzień. Ponieważ, że jestem, tak jak już to wcześniej podkreślałam, tylko zwykłą istotą, dlatego opowiem wam moją historię, z mojego punktu widzenia. Przyjrzymy się bliżej tym zagadnieniom i spróbuję we własnych słowach je wytłumaczyć, tak jak potrafię.
Na samym początku chciałam podkreślić, że podczas tego właśnie wydarzenia, nie ginęli tylko sami ludzie, ale również zwierzęta: psy, koty, konie i wiele innych odmian zwierzęcych gatunków. Jest to godne podkreślenia, ponieważ w dzisiejszym świecie nikt nie mówi o tym, że wtedy zwierzęta również brały w tym wydarzeniu udział. My zwierzęta też walczyliśmy z agresorami, ratowaliśmy innych, najczęściej ludzi, często płacąc, za to swoim, własnym życiem. To były małe kroki dla istot ludzkich, ale wielkie kroki i czyny dla istot zwierzęcych.
Tak jak mogliście już zauważyć, jestem dziewczyną. Również mogliście zwrócić uwagę na to, że wcześniej mówiłam o zwierzętach i o tym, że sama nim jestem. A zatem, żebyście wiedzieli dokładniej, jestem psem — pięknym mieszańcem, czarno-brązowo-białym, raczej średniego wzrostu z brązowymi oczami. I teraz uwaga, ponieważ was wszystkich zaskoczę, moje oczy świeciły w nocy na biało, odbijając światło. Widocznie byłam wyjątkowym psem i nadal nim jestem. Pewnie jesteście ciekawi mojego imienia? Mam na imię Mija.
Moja historia nie należy do najlepszych, najszczęśliwszych i nie kończy się zbyt dobrze, ale nie ma tu samych tragedii, tak jak, można byłoby to wywnioskować. Jest tu również wiele śmiesznych i wesołych historyjek. Opowiem wam ją od początku. Wygodnie usiądźcie i posłuchajcie. Witajcie w moim świecie.
1930 rok, Westerplatte
(19 lat wcześniej)
Był dzień dwudziesty piąty stycznia, gdy się urodziłam. Zamiast dnia ciepłego, gdzie świeciłoby słońce, był to dzień zimny, a nawet powiedziałabym, że bardzo mroźny. Nie pamiętam, czy wtedy padał śnieg, czy deszcz, a może coś jeszcze innego, nic sobie nie przypominam o pogodzie w tym wyjątkowym dniu. Bardzo nie lubiłam takiej pogody — zimnej i szarej. Tym bardziej, gdy wtedy miałam tylko cienkie ubranie, mowa tu o moim futerku. Wolałabym urodzić się w jeden z dni letnich. W latem jest tak cieplutko i słoneczko ogrzewa ciałko.
Nie wiem również, o której godzinie się urodziłam, a szkoda, bo przydałaby się taka ciekawa informacja. Nikt mi nie powiedział, ponieważ wszystko zostało zrobione w pośpiechu, dlatego wszyscy nic nie wiedzieli. Wszyscy byli w ogromnym stresie, nawet ja.
Moja psia mama nosiła mnie w swoim brzuchu przez bardzo długi okres czasu. Bardzo jej to przeszkadzało, ale dla mnie zrobiłaby wszystko. Całymi dniami tylko leżała i uważała na mnie, żeby nic w środku mi się nie stało. Nie było to łatwe, nawet ja to potwierdzam.
Mój i mamy właściciel zaniósł nas do weterynarza. Bardziej moją mamę, ponieważ ja byłam w jej brzuchu, ale można powiedzieć, że nas obu. Nie był on daleko, trzeba było przejść tylko kilka metrów, bo mieścił się on tuż obok naszego domu.
Nie byłam jakaś bardzo duża, tylko malutka, ale mimo tego i tak, było mamie ciężko mnie urodzić. Pewnie dlatego, że ona też nie była za duża. Mimo, że rodziła mnie w ciężkich bólach, nie poddała się, dała rade.
Bardzo cieszyłam się z tego powodu, że już się urodziłam, ponieważ w brzuchu mamy były kiepskie warunki do życia. Przede wszystkim było bardzo ciemno, można powiedzieć, że było tam strasznie. Jakoś przeżyłam, ponieważ nie miałam jeszcze świadomości, tak jak wszyscy, którzy wyszli już z brzuchów swoich mam. Z tego względu, że obok bardzo mocno świeciła lampa weterynarza, zabolały mnie oczy. Jednak po chwili przestały mnie boleć. Niełatwo było po raz pierwszy spojrzeć w światło, które było bardzo jasne, takie biało-żółte. Z resztą, tak mi się wydaje. Co myślicie na ten temat, jakiego koloru jest światło? Druga sprawa dotyczy karmienia. Moim zdaniem, karmili mnie bardzo kiepsko. Na całe szczęście, po wyjściu z brzucha ta sprawa się znacząco poprawiła. Najpierw było mleko, a później, jak już trochę podrosłam, dostawałam spaghetti, które bardzo lubiłam.
Właściciel był już parę razy wcześniej u weterynarza. Myślał, że urodzę się około drugiego lutego, czyli na początku lutego, o tydzień później. Ja zrobiłam im niespodziankę. Wiedziałam, kiedy się urodzę, jeszcze w brzuchu mojej mamy. Od razu, gdy wyszłam ze środka, to polizałam moją mamę po psiej mordce ze szczęścia.
Kiepska pogoda, zima zamiast lata. Długi okres bycia w brzuchu, zamiast aktywnego życia tak jak lubię. Ciemność, zamiast jasności. Kiepskie karmienie, zamiast od razu spaghetti. Nie narzekałam, ponieważ bardzo nie lubię tak robić. Zamiast marudzenia starałam się szukać pozytywnych stron, takich parę było. Na zewnątrz może było zimno, ale w środku miałam bardzo cieplutko, tak jak lubię. Tą jedną zaletę, uważam za wielki plus. Sądzę, że nie było wcale tak źle. Już taka jestem, że mimo jak coś mi nie odpowiada, to ja i tak wyciągnę z tego to co było najlepsze. W końcu na całym świecie nie ma tylko samych wad, są przecież również zalety. Moim zdaniem jest nawet więcej zalet niż wad i według mnie, każdy powinien tak myśleć.
Tak jak wcześniej już wspominałam, byłam bardzo malutka. Dlatego, gdy mój pierwszy właściciel podniósł mnie, to zmieściłam się na jego jednej dłoni. Gdy mnie tak trzymał, to się przedstawił, powiedział mi jak ma na imię, czego byłam bardzo ciekawa, tak jak mojego imienia, którego wtedy jeszcze nie znałam. Miał on na imię Henryk, czyli jakby zdrobnić, to wyszłoby Heniek.
Weterynarz zrobił mi jeszcze kilka badań. Musiał do końca usunąć mi ropę z oczu, zwarzyć, sprawdzić temperaturę i najważniejsze wypisać książeczkę zdrowia. Najbardziej zaciekawiona byłam tymi znakami, które wpisywał weterynarz. Nie wiem jak by to nazwać i do dzisiaj nie wiem, jak się to nazywa, dlatego nazywać to będziemy znakami. Weterynarz wpisał je do mojej książeczki, po wykonaniu wszystkich badań, które już wymieniałam. Moja mama też miała taką książeczkę, tylko że ona już miała wypisaną. Więc gdy weterynarz poprosił o książeczkę, to właściciel od razu mu ją dał. Moją dopiero dostałam, nie wiem czemu, ale wiem jedno, że jest to niesprawiedliwe, dlatego że jedni już mieli, a drudzy dopiero dostawali. Może dlatego, że dopiero przed chwilą się urodziłam? Psia mama została jeszcze na badaniach u lekarza psiego do następnego dnia. W końcu zaszła w ciążę, dlatego miała więcej badań lekarskich. Pewnie jeszcze do tego musiała odpocząć po takim wydarzeniu u specjalisty, ja bym też po takim dniu chciała sobie trochę odpocząć. Poród bardzo bolał, bo moja mama strasznie płakała. Zasłużyła sobie na odpoczynek. Poza tym nie musieliśmy się martwić, że coś jej się stanie, ponieważ była w bardzo dobrych rękach.
Po wyjściu od weterynarza, poszliśmy do domu. Nie wiem, czy pamiętacie, od lekarza psiego do domu było tylko kilka kroków, około dziesięciu metrów, może nawet dwanaście. Dlaczego o tym przypominam? Ponieważ Henryk po przejściu tych parę kroków, bardzo się zmęczył, ale nie wiem czemu. Pewnie dlatego, że był bardzo zestresowany moimi narodzinami. Więc nie miał za dużo sił, dlatego poszliśmy od razu spać. Tylko zdążyłam zobaczyć mój dom, był złożony z kilku wielkich pudełek. Wyglądało tam inaczej niż w brzuch i było dużo lepiej. W brzuchu mamy było mokro i ciemno, a nowy dom był jasny i bardzo wygodny.
Najpierw zasnęłam z Heńkiem, ale później się obudziłam, ponieważ on wymachiwał rękami, tak że nie dało się spać. Z tej racji, że wziął mnie na jakieś duże, miękkie coś, które okazało się później łóżkiem, to że było ono bardzo wysokie, nie mogłam uciec. Ponieważ obok łóżka stała szafka z półkami, zaczęłam obmyślać plan ucieczki. Wymyśliłam, że skoczę na jedną z półek, a później zeskoczę z niej na podłogę. Tak jak pomyślałam, tak zrobiłam. Plan ucieczki mi się udał, ale po drodze zeskoku z półki na podłogę, pospadało kilka rzeczy. Nie narobiło to hałasu, więc Henryk się nie obudził.
Zaczęłam sama zwiedzać mój nowy dom, od kwadratowego pomieszczenia, które uwielbia każdy pies. Było tam wszystko, co jest najbardziej potrzebne. Na ścianie pomieszczenia były kwadratowe szafki, w których były smakołyki. Duże białe pudło nazywało się lodówką, w którym było mięso i wiele innych fajnych dla psa rzeczy. Zrobiłam sobie więc małą przekąskę. Zaczęłam od białego dużego pudła kwadratowego. Z tej racji, że drzwi były otwarte, pewnie Heniek nie zauważył, więc z dostaniem się do lodówki, nie miałam większych problemów. Pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam była szynka, która pięknie pachniała. Wzięłam ją, ale spadła mi ona, również przy okazji talerz, na którym była. Ten hałas, który się zrobił, obudził mojego właściciela. Przyszedł do mnie. Myślałam, że będzie na mnie krzyczał, ale się myliłam. Henryk posprzątał po mnie, a szynkę pokroił na małe kawałki i mi ją dał, była przepyszna.
Później było coś na co bardzo czekałam, czyli oprowadzanie po domu. Henryk pokazał mi, gdzie jest łazienka, pokój jeden, pokój drugi, balkon i kuchnia. Dopiero wtedy wiedziałam już, że to pomieszczenie, w którym narobiłam niezły bałagan, nazywało się kuchnią. Henryk pokazał mi również, gdzie są trzy najważniejsze rzeczy dla psa. Były nimi legowisko oraz miska do picia i jedzenia. W obliczeniach się nie pomyliłam. Jedno legowisko i dwie miski, to są trzy rzeczy.
W końcu nadszedł czas na pierwsze wyjście na dwór. Była to okazja sprawdzenia nowego właściciela, jak poradzi sobie ze mną. Poszliśmy do lasu, który znajdował się tuż obok naszego domu, podobnie jak weterynarz. W miejscu tym było bardzo dużo: drzew, trawy, kamieni, mrówek i liści. Byłam w szoku, gdy zobaczyłam to miejsce, ponieważ było ono jakby namalowane. Było ono przepiękne. ponieważ byłam pierwszy raz w takim miejscu, to czułam się jak w krainie szczęścia. Może dlatego, że był to mój pierwszy dzień po urodzeniu się. Było tam również to o czym nie śnił sobie żaden pies, czyli wiewiórki. Małe z ogonem, brązowo-białe, gryzonie. Od razu, gdy je zobaczyłam, to wyrwałam się z rąk Heńka i zaczęłam je gonić. Każda pobiegła w inną stronę i z tej racji, że ja byłam jedna, a one aż dwie, to zaczęłam gonić jedną z nich. Akurat mi się udało to zrobić, ponieważ jedna pobiegła w prawo, a druga w lewo. Wybrałam sobie tą, która pobiegła w prawo, ponieważ była mniejsza ode mnie. Ta druga wiewiórka była znacznie większa, więc żeby mi nic nie zrobiła, zostawiłam ją. Henryk niestety, ale się nie sprawdził. Najpierw wypuścił mnie z rąk, a później krzyczał na cały las, żebym wróciła, ale wiewiórka była dla mnie ważniejsza. Niestety nie udało mi się złapać tej wiewiórki, ponieważ skoczyła na drzewo. Jeśli była taka bardzo mała i posiadała takie umiejętności do wchodzenia na drzewo, to jej się udało tam wejść. Ja próbowałam, ale nie dałam rady. Właściciel był daleko w tyle, ale złapał mnie przechodzień, który nadepnął na moją piękną różową smycz. Od jego butów cała moja smycz, została pobrudzona błotem i innymi rzeczami, które miał pod swoimi butami. Od razu tego człowieka nie polubiłam.
Gdy przybiegł już Heniek, to poznał tego człowieka. Okazał się on rodzicem mojego właściciela, jego tatą. Miał na imię Zbigniew. Uniemożliwienie złapania wiewiórki, pobrudzenie smyczy i te imię, to wszystko mi się nie podobało. Mimo moich podejrzeń, że to zły człowiek, to Henryk zaprosił Zbigniewa na kawę.
Jeszcze trochę pochodziliśmy razem i wróciliśmy do domu z naszym gościem. Heniek robił w kuchni kawę do picia i jedzenie, a ja zostałam sama ze Zbigniewem w pokoju. To była szansa na zemstę za nie złapanie wiewiórki. Podeszłam do niego i ugryzłam go w nogę. Niestety z tej racji, że dopiero się urodziłam, to nie miałam jeszcze zębów, więc nic się mu nie stało — szkoda. Zbigniew wziął mnie na ręce i pogłaskał, a nawet trochę po uśmiechał się do mnie. Gdy przyszedł już właściciel, to o całym tym zdarzeniu, gość nic mu nie powiedział. Po czym zaczęła się rozmowa, a ja jako ten mały piesek uważnie się przysłuchiwałam.
Po biesiadzie, z której trochę mi się skapnęło, poszliśmy odprowadzić Zbigniewa, jako wieczorny spacer. Musieliśmy iść dość daleko, ponieważ tata Henryka mieszkał parę ulic dalej. Dla mnie takiego małego psa, było to wielkie wyzwanie. W rezultacie nie dałam rady dalej iść i Heniek musiał wziąć mnie na swoje ręce. On dał sobie jakoś radę, nie to co ja. Gdy odprowadziliśmy już Zbigniewa, to trzeba było wrócić z powrotem i tu też był problem, ponieważ ponownie nie dałam rady dalej iść. W rezultacie właściciel niósł mnie w obie strony. Gdy wróciliśmy do domu, to poszliśmy położyć się spać.
To było wielkie wyzwanie, czyli wyzwanie spania. Ono stało przed de mną już wcześniej. Wtedy, gdy poszłam pierwszy raz spać. Tak bardzo się wtedy bałam zasnąć, ale teraz się już nie boję, ponieważ wiem, że to nic strasznego nie jest. Tylko, że w tej nocy nie mogłam zasnąć, ponieważ po pierwsze już spałam kilka godzin wcześniej, a po drugie wiedziałam, że jutro moja psia mamusia wyjdzie od weterynarza. Właśnie to ta myśl spowodowała, że nie mogłam zasnąć tamtej nocy. Myśl o mamie, za którą tęskniłam. Byłam bez swojego rodzica, ale z właścicielem, który opiekował się mną pod nieobecność mojej mamy.
Rano obudziła Henia kukułka, którą nastawił, żeby przerwała mu sen. Nie spodobało mi się to, ponieważ kukułka strasznie dzwoniła z okropną melodią. Gdyby powiedziałby mi Heniek, żeby go obudzić, to bym go obudziła, ale widocznie wolał te wielkie pudło z ptakiem w środku ode mnie. Był wtedy poniedziałek, trzeba było iść odebrać moją mamę od weterynarza i wykonać inne obowiązki. Tego Henrykowi się zrobić nie chciało, zaczęłam więc skakać po nim i szczekać. W końcu wstał i powiedział mi takie zdanie: “Strasznie mi się nie chcę, ale dla ciebie Mija, to zrobię”. Widocznie dodałam mu otuchy i mój uśmiech na psiej twarzy, którego nie widać, też pomógł.
Henryk się uszykował i poszliśmy po Anię. Wcześniej się tak nie zwracałam do mamy, ale ma ona na imię Ania. Weterynarz widział nas już przez okno, nawet nam pokiwał. Mama Ania była już gotowa do wyjścia. Właściciel odprowadził nas do domu i tam zostawił, ponieważ musiał iść do pracy. Wtedy wiedziałam czemu powiedział: “Muszę spać, żeby rano do pracy iść”.
Po wyjściu Henia, od razu zaczęłam opowiadać mamie co robiłam wczoraj. Mama Ania, za to opowiedziała mi trochę o mojej rodzinie, tacie, czemu go nie ma teraz przy mnie i dowiedziałam się trochę informacji o historii. Była wtedy wojna, która doprowadziła do milionów ofiar. Tam, gdzie mieszkałam, były kiedyś prowadzone działania zbrojne. Te wydarzenia przyjęto określać się I wojną światową. Dwa bloki militarne prowadziły spór między sobą. Trójprzymierze: Niemcy, Włochy, Austro-Węgry i trójporozumienie: Wielka Brytania, Francja, Rosja. Polska była wtedy pod zaborami, trzech państw zaborczych: Prus, Rosji i Austro-Węgier. Ludność polska czasami nawet nie wiedziała, że była pod zaborami, część po 1831 roku udała się na emigrację, inna część walczyła w powstaniach albo pomagała zaborcy. W 1914 roku wybuchła wojna, która trwała cztery lata, do 1918 roku. Agresor, podczas prowadzenia działań militarnych, zabił mojego tatę. Jednego z zimowych dni, niemieckie czołgi zaczęły ostrzeliwać wszystko co stanęło im na drodze. Jednym z tych obiektów był dom, w którym znajdował się mój tatuś. Jeden z pocisków trafił w budynek, w którym była jeszcze mama Henia. Chciała uratować mojego rodzica, ale było już za późno. Moja rodzina straciła dwie bliskie osoby w jedną krótką chwilę. Ten dzień na zawsze zapisał się w pamięci każdego z członków rodziny. To pewnie była jedna z najgorszych informacji, którą dowiedziałam się podczas mojego całego życia. Trzeba było żyć dalej. Tak trzeba traktować życie, dbać i szanować je, ponieważ nie wiemy, kiedy przyjdzie po nas śmierć. Niedługo możemy już ostatni raz powąchać kwiatki.
Rozmawialiśmy również o innych rzeczach. Nie tylko o tych złych, ale również o tych dobrych, a nie kiedy nawet bardzo dobrych. Trochę obgadaliśmy inne psy, które mieszkają obok nas oraz rozmawialiśmy o zwyczajach, które panują w naszej rodzinie i o naszym właścicielu.
Pod koniec dnia przyszedł z pracy Henryk. Pracował jako kierownik jednego z obiektów ochroniarskich w sklepie. Do jego obowiązków należało wykonanie grafiku dla pracowników, zatrudnianie i zwalnianie ich, wydawanie i odbieranie rzeczy dla ochroniarzy, rozwożenie wypłat i innych potrzebnych rzeczy do funkcjonowania obiektu ochroniarskiego i podpisywanie dokumentów. Jak dla mnie była to bardzo lekka robota. Chyba każdy by chciał mieć taką pracę. Była tylko jedna wada, że wszystko musi być na czas, punktualnie i taki kierownik wtedy się ciągle denerwuje, czy zdąży wszystko zrobić.
Właściciel nas nakarmił, posłuchaliśmy trochę radia i poszliśmy spać. Tym razem zasnęłam, bo w końcu kto by nie poszedł spać po takim ciężkim dniu.
Ciągle było tak samo, aż nie przychodziła sobota lub niedziela. Wtedy zaczynało się bardzo dużo dziać. Henryk spotykał się z swoją dziewczyną, którą bardzo kochał. Na każde spotkanie z nią, kupował jej kwiaty. Czasami zabierał mnie ze sobą, a mama zostawała w domu, ponieważ miała już swój wiek i nie miała sił na takie wyprawy.
Ta para poznała się w szkole podstawowej, w samej końcówce klasy ósmej. Był wtedy szesnasty czerwca, tydzień przed zakończeniem roku szkolnego, ale dla tej dwójki, to było też zakończenie szkoły. Mówiąc od początku, Henryk siedział jak zawsze smutny i grał z swoimi kolegami z innej klasy niż do której on sam chodził w karty hazardowe. Akurat wtedy im się udało zagrać w te karty, ponieważ wszyscy nauczyciele byli na innym piętrze i tam rozmawiali między sobą. W tym dniu Heniek szukał dziewczyny. Miał parę dziewczyn na oku, ale Natalia, którą obserwował od dłuższego czasu, była najlepszym wyborem. Już wcześniej podobała się Henrykowi tak bardzo, że gdy tylko ją zobaczył, to nie mógł oderwać od niej swoich oczu. I właśnie przyszła do niego przepiękna dziewczyna o jasnych włosach, ale przede wszystkim była ona przemiła. Gdy ją zobaczył z daleka, to wtedy opadła mu szczęka. Usiadła przy nim i zaczęli rozmowę, po czym poszli tańczyć, w końcu byli wtedy na balu dyskotekowym. Przy piosence pt. Mój kawałek miłości, świetnie się bawili. Było to stresujące, ponieważ wszyscy się patrzyli na tańczącą parę. Wszyscy byli w szoku. Nie było to jednak jakieś wielkie dziwienie dla tej dwójki. Henryk w szkole, przez całe dziesięć lat stał oparty o parapet, nie odpowiadał cześć — jak ktoś mu mówił, cały czas chodził z nieciekawą miną — złą i ponurą. Jego dziewczyna, która miała na imię Natalia, była inna od niego, można byłoby powiedzieć, że jedno wielkie przeciwieństwo. Była ona bardzo miła, z każdym rozmawiała, na okrągło się uśmiechała, również każdemu pomagała. Po tańcach, gdzie było widać, że chłopak nie umie tańczyć, a za to dziewczyna tańczyła świetnie, Natalia wzięła Henryka za rękę i pociągnęła go w spokojne miejsce, gdzie była cisza. Powiedziała wtedy, że bardzo przeprasza, ale nie jest jeszcze gotowa, żeby mieć chłopaka. Henryk był bardzo smutny, jeszcze bardziej niż zwykle.
Na następny dzień obmyślał co by miał zrobić, żeby ją zdobyć. Spotkał koleżankę jeszcze z innej klasy i spytał się jej, czy by mu pomogła w zdobyciu wyjątkowej dziewczyny. Na szczęście Henryka, zgodziła się mu pomóc, ponieważ przyznał, że Natalia jest tak przepiękna, że on sam by nie dał rady. Ostatecznie Heniek nie był sam. Udało mu się zaangażować w zdobycie dziewczyny, aż cztery klasy, wszystkie ósme A, B, C i D, gdy wszystkich zliczyć, to wyszłoby około dwudziestu osób. Miejsce akcji zdobycia Natalki miało rozegrać się na jednej z dużych przerw, ponieważ były one na dworze. Plan Henia się udał, chciał, żeby Natalia na jednej z dłuższych przerw stała przy pewnym drzewie, które było wyjątkowe, ponieważ pod nim była duża cisza i spokój na rozmowy. Natalia powiedziała wtedy, że myślała o Henryku przez weekend, co go bardzo ucieszyło, dogadali się i zaczęli się spotykać.
Nauczyciele również byli w szoku na wieść o Natalii i Henryku. Najbardziej cieszyli się wychowawczyni Henia, klasy C i nowy nauczyciel historii, który wtedy pracował w szkole pierwszy rok. W czasie spotkania się przy drzewie, na dużej przerwie najbardziej dziwić mogło, to że dyżurujący nauczyciele od fizyki oraz wiedzy o społeczeństwie pomimo tego, że wszyscy inni uczniowie już dawno weszli do budynku szkolnego i że przerwa się skończyła, to pozwolili dwójce jeszcze trochę porozmawiać.
Podczas spotykania się, Natalia odmieniła Henryka, z ponurego człowieka, który codziennie straszył, zrobiła fajnego chłopaka. Po drugie uszczęśliwiła go, ponieważ była ona przemiła i Henryk nie musiał udawać kogoś kim nie jest. Heniek mógł pokazać kim naprawdę jest, że umie rozmawiać, uśmiechać się, a nawet dobrze się bawić. Dzięki Natalii było widać, że on jest naprawdę inny.
Na pierwszą randkę Natalia zaproponowała iść na lody, było to w ten sam dzień co apel zakończający rok szkolny. Rozmawiali wtedy o szkole, ocenach, ulubionych kolorach, zwierzętach, przedmiotach szkolnych, nauczycielach, szkołach średnich, które wybrali oraz o rodzaju ulubionego filmu. Natalia bardzo lubiła szkołę, dobrze się uczyła, miała same piątki i szóstki oraz wzorowe zachowanie. Jej ulubiony kolor to niebieski, zwierzę to koty i psy oraz wiele innych, a ulubiony film to komedia. Bardzo lubiła matematykę i fizykę, myślała o kierunku, gdzie najbardziej przydają się właśnie te przedmioty. Henryk też lubił się uczyć, miał dobre oceny, wzorowe zachowanie. Jego ulubiony kolor to niebieski, gatunek filmowy to komedia, tak samo jak Natalii, ale on lubił tylko psy. Uwielbiał język polski, historię i wszystko co się z nią wiąże. Na tym spotkaniu Henio popełnił straszny błąd, ponieważ spytał się Natalii, ile ma ona lat, czego nie powinien robić.
Na drugą randkę poszli do lasu, w którym podziwiali przepiękne widoki krajoznawcze, geograficzne oraz przyrodnicze, pagórki, jeziora, zwierzęta i roślinność. Trzecia, czwarta i piąta randka odbyły się nad stawami, gdzie siedzieli na ławce, chodzili oraz rozmawiali między sobą.
Na każdej randce mieli problem z deszczem. Gdy zaczął padać deszcz, to od razu chowali się i czekali, kiedy przestanie on padać. Nic nie mogło ich powstrzymać od spotkania się i bycia razem. Zawsze na początku świeciło słońce, ale gdy później zaczynała się burza, to musieli uciekać. Zazwyczaj po krótkiej chwili przestawało padać, a Natalia z Henrykiem mogli dalej kontynuować swoją randkę.
Na żadnej randce Henryk nie pozwolił, by Natalia się z nim nudziła, ale bardzo często było tak, że z stresu oboje milczeli, ale takie rzeczy były normalne. Czasami Natalia kopała przypadkowo Henia w nogę. Na ostatnim piątym spotkaniu, gdy po raz setny Natalia kopnęła i również po raz setny przepraszała go, to Heniek powiedział jej, żeby go nie przepraszała, zamiast tego, żeby się uśmiechnęła, bo jej uśmiech jest o wiele lepszy niż przeprosiny. Mówił również, że jest najpiękniejszą dziewczyną na całym świecie. Na ostatniej randce nie było to łatwe, ponieważ siedział obok pięknej dziewczyny, ale udało mu się nabrać odwagi i powiedzieć jej co naprawdę do niej czuje, że ją bardzo kocha.
Natalia zawsze zadawała kilka pytań na raz, więc Henryk nie zdążył odpowiedzieć na pierwsze pytanie, a już zostało zadane mu: drugie, trzecie, czwarte, piąte i dziesiąte pytanie. Było widać, że interesują się sobą nawzajem. Gdyby było tak, że by ze sobą nie rozmawiali, nie uśmiechali się, nie żartowali, czy po prostu nie mieli o czym gadać, to można byłoby stwierdzić, że nie pasują do siebie. Jednak było inaczej jedena interesował się drugim. Widać było, że są dla siebie stworzeni.
Natalia miała bardzo wiele zalet, ale posiadała jedną wadę. Bardzo rzadko spotykała się z Henrykiem. Przez całe dwa miesiące wakacji spotkali się tylko pięć razy. Z czego nie wiem, czy można zaliczyć pierwsze spotkanie, ponieważ było ono bardzo krótkie. Gdy Henryk się zapytał Natalii, czemu tak rzadko się spotykają, to zobaczył w jej oczach, że ona naprawdę nie da na więcej rady. To było smutne dla Henia, ponieważ tak bardzo kochał Natalię, że płakał całymi nocami, nie mógł zasnąć, przez cały czas, co robił, to tylko o niej myślał.
Gdy minęły już wakacje, to Natalia powiedziała Henrykowi, że na czas trwania roku szkolnego muszą zawiesić kontakty, żeby ich świat związany z szkołą się nie zawalił. W tamtej chwili Heńkowi jeszcze bardziej zrobiło się smutno i nie dało się go pocieszyć.
Oboje poszli w innych kierunkach, codziennie patrzyli w gwiazdy z innego miejsca. Natalia dostała się do klasy politechnicznej, a Henryk do humanistycznej. Chodzili do innych liceów, dzieliły ich kilka kilometrów odległości między sobą.
Po dziesięciu miesiącach nauki spotkali się w następne wakacje, tylko że w tym związku nastąpiło kilka zmian. Po pierwsze spotykali się prawie codziennie. Po drugie w czasie trwania roku szkolnego nie zawieszali randek, tylko również się spotykali, ale ostrożnie z rozumem, biorąc pod uwagę szkołę, której nie można uznać za coś niepotrzebnego, tak jak inni uważają.
Tego wszystkiego dowiedziałam się od mojej mamy. Według mnie ciekawa była ta historia. Co myślicie na ten temat?
Natalia, jak i Henryk byli już dorosłymi osobami, więc wspólnie podjęli decyzję o zamieszkaniu razem. Dziewczyna naszego właściciela w czasie wprowadzania się zrobiła dość duży bałagan swoimi rzeczami. Wszędzie były pudła i kartony, z których zrobiłam sobie plac zabaw, skacząc z jednego na drugie. Oboje się z tego cieszyli, ale ja najbardziej, ponieważ bardzo lubiłam Natalię. Głaskała mnie, bawiła się ze mną, a nawet mówiła mi swoje sekrety.
Od czasu przeprowadzenia się Natalii, trochę rzeczy się zmieniło. Henryk zaczął pracować mniej godzin w pracy. Zawsze w pracy był od rana do wieczora, a teraz pracował od rana do południa. Zrobił tak, ponieważ Natalia pracowała w jednym z liceów, jako nauczyciel matematyki i nie było jej od rana, kilka godzin do południa. Henryk skracając czas swojej pracy, musiał zrobić więcej w mniej czasu, ale chciał tak, ponieważ wolał być z swoją dziewczyną i spędzać z nią więcej czasu.
Ich różnica czasu pracy wahała się o godzinę. Natalia przychodziła jako pierwsza, więc zawsze ze mną i moją mamą wychodziła na dwór. Później przychodził Heniek, razem coś jedliśmy, słuchaliśmy radia, a gdy robiło się ciemno, trzeba było iść jeszcze raz na dwór i szliśmy spać. W ten sposób lata mijały.
1931 rok, Westerplatte
Dzień mijał jak zawsze, a moją tradycją stało się gonienie wiewiórki. Gdy tylko zbliżałam się do tego drzewa, w którym mieszkała wiewiórka, to zaczynałam szczekać. Jak ona mnie usłyszała, to zaczynała uciekać bardzo daleko poza las.
1932 rok, Westerplatte
Natalia i Henryk w 1923 roku skończyli szkołę podstawową, po czterech latach, w 1927 roku skończyli również liceum. Po skończonych pięciu letnich studiach, Henryk podjął decyzję o oświadczeniu się Natalii. Oboje znali się już od dziewięciu lat, bardzo dobrze się dogadywali, w trzech słowach — pasowali do siebie. Heniu zabrał swoją dziewczynę do województwa Poznańskiego, nad jezioro, które leżało na wsi w Jankowie Dolnym. Tam wynajęli domek. W ostatni dzień, przy jeziorze, gdy zachodziło słońce, były przepiękne widoki malownicze, wtedy Henryk oświadczył się Natalii. Natalia oczywiście powiedziała tak.
W tym samym roku wzięli ślub. Nie była to huczna impreza, ponieważ mało było osób, tylko panna młoda, pan młody, paru koleżanek Natalki, koledzy Henia oraz mi i mamie też udało się być na weselu. Ślub odbył się w kościele, tak jak chciała Natalia.
Gdy oboje powtarzali regułkę po księdzu i po tych słowach powiedzieli sobie tak, pocałowali się.
Po ślubie przyszła pora na imprezę. Natalia z Henrykiem ponownie to zrobili, co przed dziewięciu laty, zatańczyli na scenie. Nie tańczyli od czasów, gdy ukończyli szkołę podstawową, ostatni raz zatańczyli razem na balu ósmoklasisty. Oni ten taniec przed dziewięciu laty powtórzyli, była dokładnie ta sama piosenka, co wtedy. Wszyscy zaczęli na koniec tańca klaskać parze młodej. Ten kolejny dzień przeszedł do historii jako coś wspaniałego w życiu Natalki i Henryka.
Ja również świetnie się bawiłam. Gdy na stole podstawiono tort, to od razu skoczyłam na ten stół i cały tort zjadłam. Przynieśli drugi tort, ale ten już nie był dla mnie. Były robione pamiątkowe zdjęcia z moim udziałem. Powiedziałabym, że nawet z aktywnym udziałem, ponieważ byłam w różnych pozycjach i w różnych miejscach: na dłoniach u Natalii czy Henryka albo na ziemi, czy na schodach. Zrobiono mi nawet zdjęcie jak jadłam tort. Tańczyliśmy do rana.