E-book
28.35
drukowana A5
65
ŚWIADOMOŚĆ

Bezpłatny fragment - ŚWIADOMOŚĆ

Wewnętrzna podróż


Objętość:
134 str.
ISBN:
978-83-8414-824-2
E-book
za 28.35
drukowana A5
za 65

Przedmowa autorki

Wszystko zaczęło się od potrzeby wyrażenia i utrwalenia moich myśli, refleksji oraz intuicji. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że coraz silniej odczuwałam pragnienie pozostawienia śladu najgłębszych przemyśleń. Zapisywanie każdej życiowej obserwacji i każdego przebłysku zrozumienia dotyczącego różnych aspektów życia stało się dla mnie koniecznością. Choć nie znałam jeszcze prawdziwego źródła tej potrzeby, jedno było dla mnie jasne: pragnęłam dzielić się tym, co czułam, poprzez pisanie.

Miałam wrażenie, że przelewając słowa na papier, zdołam lepiej zrozumieć własną rzeczywistość. Czułam, że to szansa na spotkanie z moim prawdziwym „ja”.

W tym okresie znajdowałam się w stanie głębokiego emocjonalnego poruszenia i próbowałam poradzić sobie z uczuciami smutku, samotności, porzucenia, braku oraz rozczarowania. Odrzucałam wszystko, co wiązało się z bólem i cierpieniem. Przekonywałam samą siebie, że nie muszę już doświadczać tych emocji. Uważałam się za osobę świadomą i emocjonalnie stabilną. Byłam przekonana, że nie mogę pozwolić sobie na cierpienie z powodu trudnych doświadczeń. Udawałam — przed sobą i przed innymi. Chciałam uchodzić za silną kobietę, która nie potrzebuje niczego, a już zwłaszcza — pomocy. Wydawało mi się, że wiem, jak działa świat. Rozumiałam wagę życiowych lekcji i wierzyłam, że niektóre z nich są niezbędne, by się rozwijać i dojrzewać jako człowiek.

W rzeczywistości znajdowałam się wtedy u progu duchowego przebudzenia. Zaczynałam dostrzegać swoją rolę w świecie. Każdy kolejny krok, który stawiałam, przybliżał mnie do prawdziwego „ja”. Dzięki ścieżkom rozwoju osobistego i inspirującym słowom duchowych przewodników czułam, że wewnątrz mnie dochodziło do głębokiej przemiany. Wreszcie odzyskiwałam swoje życie. Każde nowe zrozumienie wzbogacało mnie nie tylko intelektualnie — to była wiedza, która otwierała mnie na głębsze postrzeganie. Prawdy, każdego człowieka, znajdowały we mnie przestrzeń — nie po to, by trwać, lecz by zostać przeżyte. Coraz silniej odczuwałam potrzebę wykorzystania mojej wewnętrznej mądrości.

To właśnie ta zdolność do doświadczania cudzej prawdy pozwoliła na wyłonienie się mojej autentyczności — mojego unikalnego sposobu istnienia. Nauczyłam się słuchać ciszy, ponieważ to w niej skrywa się prawdziwa rzeczywistość. Zrozumiałam, że czekanie jest częścią procesu nauki, ale aby naprawdę wzrastać, trzeba opanować sztukę odpuszczenia. Za każdym razem, gdy pojawiała się intuicja i rodziły się we mnie oczekiwania, wiedziałam, że to wszystko było częścią gry. Prawda mogła objawić się dopiero wtedy, kiedy pozwalałam odejść pragnieniu jej poznania.

Sztuka odpuszczania i poczucie wolności od przywiązań okazały się kluczowe dla mojego rozwoju. W ten sposób pojęłam, czym naprawdę jest przepływ — nieustanny ruch Wszechświata.

W polu energii kosmicznej wszystko funkcjonuje zgodnie z naturalnym rytmem — falami pojawiania się i znikania. Gdy próbujemy zakłócić ten rytm, zatrzymując coś na siłę albo odpychając, pojawia się opór. Wtedy każda sytuacja staje się trudniejsza do zniesienia, a nasze życie zaczyna przypominać pole walki. Wpadamy w błędne koło wewnętrznych konfliktów.

Tak właśnie było ze mną. Pragnęłam zatrzymać stan wewnętrznego spokoju, który towarzyszył duchowemu przebudzeniu, jednocześnie nie dopuszczając naturalnego biegu zdarzeń. Nieświadomie starałam się uniknąć bólu. Właśnie wtedy moja podświadomość zaczęła działać, rodząc we mnie potrzebę utrwalania odczuć poprzez pisanie. To pozwoliło mi dostrzec mechanizmy, które powstrzymywały mnie przed pełnym przeżywaniem życia i przyjmowaniem każdej chwili jako szansy na rozwój.

Tak zaczęło się spisywanie moich rozważań. Dziś z całkowitą pewnością mogę powiedzieć, że są one przejawem samoświadomości. Każdy z nas ma dostęp do prawdy uniwersalnej. Droga do niej prowadzi jednak przez własne, indywidualne postrzeganie, które objawia się w formie intuicji. Niestety, często trudno ją usłyszeć, ponieważ nasz umysł nieustannie zajmuje się tworzeniem nowych myśli. Aby móc uchwycić ten wewnętrzny głos, potrzebne są: wolna i otwarta świadomość, szczerość serca i skłonność do przekraczania własnych ograniczeń. Dzięki medytacji udało mi się wyciszyć umysł. To był moment, w którym wszystko, co wcześniej wiedziałam, przestało mieć znaczenie. Tylko w tej sytuacji mogła się objawić prawdziwa głębia rozumienia — wiedza intuicyjna wykraczająca poza schematy i logiczne konstrukcje umysłowe. Pozwoliłam sobie wyjść poza to, co znane i „rozsądne”, dając możliwość mojej prawdzie wyłonić się na powierzchnię — bez osądów i bez lęku przed jej niezwykłością. I w ten sposób dostrzegłam autentyczność ukrytą w pozorach ludzkiej rzeczywistości.

Początkowo nie zamierzałam publikować moich przemyśleń. Po prostu notowałam je w zeszycie, nie przejmując się ortografią, interpunkcją czy spójnością tekstu. Potrzebowałam tylko jednego — wyrzucić na zewnątrz to, co działo się wewnątrz mnie. Dopiero po czasie, czytając te zapiski, pojęłam, jaką mają wartość. Choć są to osobiste objawienia, zawierają coś uniwersalnego. Źródło poznania jest jedno — różnica dotyczy indywidualnej zdolności postrzegania.

Każda intuicja opisana w tej książce wyłania się z mojego doświadczenia, pomimo to zawiera w sobie potencjał uchwycenia i poznania uniwersalnej prawdy. Ta świadomość skłoniła mnie do podzielenia się moim rękopisem. Zaczęłam redagować tekst — nie tylko pod względem językowym, ale tak, żeby był bardziej przystępny i komunikatywny dla każdego. Rozdział po rozdziale zauważałam, że te słowa przestawały należeć wyłącznie do mnie. Stawały się bliskie każdemu, kto odważyłby się spojrzeć w głąb siebie. Każdy z nas ma prawo odnaleźć własną prawdę i spotkać się ze swoim prawdziwym „ja”, aby dotrzeć do autentycznego istnienia. Tylko dzięki głębszej świadomości jesteśmy w stanie żyć w zgodzie ze sobą i światem.

To nie jest książka, którą trzeba czytać rozdział po rozdziale. Nie jest to opowieść wymagająca chronologii, by można ją zrozumieć. Mimo to, na początek zachęcam Cię do lektury w zaproponowanej kolejności, aby każda myśl mogła wybrzmieć i być w pełni pojęta. Mówię „na początek”, ponieważ możesz wracać do tej książki w dowolnym momencie swojego życia. To przewodnik, który podaruje Ci wiedzę i zainspiruje do osobistej podróży w głąb siebie. Gdy poczujesz potrzebę pogłębienia jakiegokolwiek tematu w twoim życiu, będzie czekać, gotowa, aby znów Ci towarzyszyć.

Jej celem jest wspierać Cię w procesie budzenia się twojej świadomości i całego Wszechświata. Poprzez zachętę do osobistych refleksji na temat życia i wzbogacając twoje zrozumienie, pozwoli Ci przeistoczyć się w wolnego człowieka.

Jestem pewna, że z niektórymi myślami się zgodzisz, a inne zakwestionujesz. I bardzo dobrze. Jeśli tak się stanie, to znaczy, że cel został osiągnięty — i że w jakiś sposób mogłam być Ci pomocna.

Rozdział 1 - Pojawienie się wewnętrznego głosu

Boję się pustki w mojej głowie. Ale nie tej pustki, w której brakuje myśli, bo tych zawsze mam pod dostatkiem. Pustka, która mnie przeraża, to ta, w której nagle ukazuje się prawda niczym błysk, tylko po to, by zaraz zniknąć gdzieś w głębi mojego umysłu.

Zawsze wyobrażałam sobie moje myśli wędrujące po synapsach, tych małych elektrycznych impulsach między neuronami. A jednak czasami, pośród tego zwyczajnego nerwowego szumu, dzieje się coś niezwykłego. Pojawia się potężny błysk, olśnienie, iskra o oślepiającej jasności. Trwa zaledwie chwilę, ale niesie w sobie coś cennego — intuicję, objawienie. Ja nazywam to prawdą.

W tej jednej chwili wszystko staje się jasne, oczywiste i naturalne, nawet to, że jeśli tylko zechcesz, możesz latać. To tak oczywiste, że zadaję sobie pytanie: dlaczego wciąż wybieram życie w złudzeniu?

Bo tak, ja żyję w iluzji. Myślę, że każdego ranka muszę wstać, zjeść śniadanie, umyć się, ubrać się i pójść do pracy. I może, mimo to, nie będę czuła się dobrze z samą sobą. Prawdopodobnie w ciągu dnia zrobię wiele rzeczy, które sprawią, że poczuję się zajęta, ponieważ poprzez działanie mam wrażenie, że coś znaczę, że jestem potrzebna światu. Pomimo to, wszystko, co zrobię, nie sprawi, że poczuję się po prostu szczęśliwa. Tak naprawdę wszystko robimy po to, by być szczęśliwymi, czuć się dobrze i nie mieć poczucia, że marnujemy nasze życie.

I zadaję sobie pytanie: czym tak naprawdę jest szczęście? Czy to rzeczywiście cel, który trzeba osiągnąć? A kiedy już je mam, co z nim zrobię?

Jeśli choć na chwilę odwrócę uwagę od celu mojego życia, od tego, co zrobiłam i co jeszcze powinnam zrobić, i po prostu się zatrzymam, pozwalając myślom swobodnie płynąć, właśnie w tym momencie nastąpi magia. Pojawi się ten błysk światła, który niesie ze sobą prawdę, choćby tylko jej fragment. I wtedy zrozumiem, że szczęśliwość, której ciągle szukam, to tylko ucieczka, uczucie, które odciąga mnie od prawdziwego sensu mojego istnienia. I tu otwiera się kolejny rozdział o tym, czym jest dla nas żywot.

Na ten temat istnieje wiele opinii. Są tacy, którzy postrzegają istnienie jako obecność fizyczną, ciało, mające imię, miejsce urodzenia, płeć, wiek i tożsamość. Taki rodzaj egzystencji jest związany z celem materialnym, namacalnym, mierzalnym, porównywalnym. Osoba duchowna mogłaby nie zgodzić się z tym sposobem postrzegania życia, ponieważ choć posiada ona ciało fizyczne, według niej nie dąży do ambicji materialnych. Mogłaby powiedzieć: „Jestem tu, aby nauczać o mojej religii, pomóc ludziom zrozumieć prawdziwy sens życia i zapoznać ich z różnymi technikami prowadzącymi do osiągnięcia najwyższego poziomu dobrostanu fizycznego i psychicznego”.

Ale czy można stwierdzić, że taki cel nie jest materialny? Można przecież oszacować liczbę osób, które podążają za nauczycielem, porównać jego filozofię z innymi, dotknąć, usłyszeć i zobaczyć symbole towarzyszące danej wierze poprzez konkretne rytuały religijne. Nawet najbardziej wzniosły cel ziemski można sprowadzić do jednego z wielu materialnych dążeń.

Więc, co kryje się w tym błysku, który pojawia się w mojej głowie z oślepiającą jasnością? Jest w nim prostota prawdziwego życia, bez mierzenia, porównywania, konkretyzowania. Po prostu świadome uczestnictwo w codziennych wydarzeniach. Świadomość, że to, co się dzieje, i sposób, w jaki na to reaguję, są częścią mojego doświadczenia życiowego. To właśnie jest prawdziwe istnienie.

Rozdział 2 - Codzienny schemat, czyli życie bez doświadczania

A co by było, gdybyśmy czasem mogli po prostu przeżyć daną sytuację, bez potrzeby jej analizowania, nadawania jej znaczenia i próby zrozumienia „dlaczego”?

Od dzieciństwa jesteśmy uczeni szukać powodu w każdej rzeczy, która nam się przydarza. Zostawił mnie chłopak, więc pytam siebie: dlaczego, gdzie popełniłam błąd? Dostałam złą ocenę w szkole, więc zastanawiam się, dlaczego nauczyciel był wobec mnie taki niesprawiedliwy? Umarł ktoś bliski, pytam wszechświat: dlaczego właśnie ta osoba? Nosimy w sobie nieustanny głód wiedzy, potrzebę uzyskania odpowiedzi na pytania, które nas dręczą.

System pytanie — odpowiedź, którego używamy na co dzień, wymaga ogromnego wysiłku. A wysiłek, jaki wkładamy w znalezienie odpowiedzi, która nas usatysfakcjonuje, często prowadzi do cierpienia. I znów pojawia się dylemat: Dlaczego cierpię?

Wszyscy, bez wyjątku, jesteśmy w tym naprawdę dobrzy, jak inżynierowie, tworzymy skomplikowane konstrukcje mentalne, które nieuchronnie prowadzą nas do bólu. Obwiniamy cały świat, aktualnych polityków i własną rodzinę za nasze cierpienie. Ale w gruncie rzeczy, co mają wspólnego te wszystkie osoby z naszym wewnętrznym wyborem by się dręczyć?

Każdy z nas ma pewne przyzwyczajenia, postawy i reakcje, które kształtują naszą indywidualność. Poprzez sposób, w jaki wyrażamy naszą osobowość, wchodzimy w relacje z innymi. Przykładowo, mogę być osobą, która mówi w sposób barwny i mocny, co dla drugiej strony może brzmieć obraźliwie. I rzeczywiście, może tak być, jeśli ta osoba odbierze to jako atak, albo jeśli moja intencja faktycznie nim była. Tak czy inaczej, coś w tym doświadczeniu dotyka nas, porusza, uwiera.

Co możemy zrobić, aby nie przedłużać naszego cierpienia, a tym bardziej, nie zacząć żywić nienawiści do drugiego człowieka? Odpowiedź jest prosta: kiedy słuchamy słów drugiej osoby, możemy po prostu milczeć. Nie oceniać. Nie zadawać pytań typu „dlaczego?”. Pozostając w ciszy, możemy przeżyć to doświadczenie takim, jakie jest w rzeczywistości, bez sięgania po wcześniej zapamiętane schematy mentalne. Możemy pozwolić, aby słowa drugiej osoby przeniknęły nasze wnętrze, doświadczając w ten sposób różnych rodzajów emocji i jeśli ich nie ocenimy, nie zatrzymamy ani nie zapamiętamy, może uda nam się dostrzec i doznać realnych sensacji, które towarzyszyły temu doświadczeniu. Chodzi o to, aby pozwolić sobie na pełne przeżycie: bez analizy, bez powstrzymywania, bez zapamiętywania. Po prostu stać się falą, która nieustannie przypływa i odpływa, robiąc miejsce na kolejne wydarzenie.

Niestety, żyjemy, kierując się pamięcią. Nasze życie utkane jest ze wspomnień, dlatego każda „nowa” sytuacja wcale nie jest taka nowa. Może zmienia się czas, miejsce, osoba lub temat, ale to, czego doznajemy w sobie, w środku, zawsze jest tym samym przeżyciem. Każde doświadczenie odbieramy poprzez postrzeganie i emocje, które odczuwamy, a jeśli z każdym uczuciem wiążemy te same postrzegania, doświadczenie się powtarza.

Rozdział 3 — Tam, gdzie kończy się znane

Dlaczego nie potrafimy dostrzec więcej niż to, co widzimy naszymi oczami? Patrzymy na dom, stos cegieł ułożonych jeden na drugim, a jego kształt informuje nas, że to budynek o określonej wysokości, szerokości, długości i kolorze. I to nam wystarcza. Nie zagłębiamy się w ten temat. Bo niby po co? To przecież tylko budynek, powiesz. Co więcej można w nim odkryć?

Czy na pewno możemy poznać prawdę, tylko przez to, co widzą nasze oczy? Czym właściwie są oczy?

To kanał zmysłu wzroku, za pomocą którego spostrzegamy świat zewnętrzny. Obserwujemy i odbieramy nasze środowisko jako coś wyodrębnionego od nas. Jednak to, co widzimy, jest jedynie projekcją naszej pamięci.

Od dzieciństwa uczono nas zapamiętywania ogromnej ilości rzeczy. Zachowaliśmy w pamięci twarz naszej matki, ojca i wielu innych osób, z którymi mieliśmy styczność. Zapamiętaliśmy widoki ulic, domów, drzew, kwiatów i zwierząt. Nasz umysł to archiwum wcześniej zarejestrowanych danych, z którego nieustannie korzystamy, aby za każdym razem móc doświadczać rzeczywistość za pomocą wzroku, słuchu lub dotyku. Pomimo to, patrząc na zachód słońca nad morzem, mamy wrażenie, że różni się od tego widzianego w górach. Dopóki nasze doświadczenia przechodzą przez pryzmat myśli, które pojawiają się jako reakcja na bodziec zmysłowy i natychmiast przywołują z pamięci wcześniejsze wrażenia, nie będziemy w stanie wyjść poza to, co już znane, widziane, usłyszane i przeżyte.

Więc, co możemy zrobić? Czy naprawdę można za każdym razem, przeżywać pewne sytuacje jako coś zupełnie nowego?

Oczywiście, że można. Trzeba jednak dać wolną przestrzeń naszym odczuciom, a nie myślom. Myśl analizuje, porównuje, wspomina, klasyfikuje. Myśl szuka porządku, miary, definicji, zamknięcia, pragnie tego, co uchwytne i skończone.

Jak możemy pragnąć czegoś skończonego w świecie, który nie ma końca, nie zna miary, ani definicji? To myśl wprowadza nas w iluzję, w ramach rzeczywistości. Aby zobaczyć coś więcej niż tylko budynek — nie tylko stos cegieł, kształt czy kolor — trzeba zatrzymać swoje myśli. Nie pozwolić im sięgnąć do wspomnień. Tylko w ten sposób, w pełnej wolności, możemy zacząć postrzegać świat poprzez odczucia, pozwalając naszym zmysłom poszerzyć ich działanie, a samym sobie dać szansę na wyjście poza stare schematy.

Następnym razem, gdy będziesz patrzeć na zachód słońca, nie oceniaj go, nie porównuj go, nie przywołuj wspomnień. Po prostu go przeżywaj.

Rozdział 4 — Iluzja pewności w świecie ulotnej prawdy

Dodając jeden do jednego, otrzymujemy dwa, przynajmniej tak mówią niezmienne reguły matematyki. Nie może się przecież zdarzyć, by ktoś jutro wstał i oznajmił, że jeden plus jeden równa się 4,32; natychmiast zostałby uznany za szaleńca.

Zasada przyjęta przed wiekami i uznana milcząco przez wszystkich nie może ot tak zostać unieważniona. Gdyby do tego doszło, świat, jaki znamy, runąłby w fundamentach, chaos istnienia by nas ogarnął, a wszystko, co do tej pory uznawaliśmy za pewne, zostałoby wystawione na próbę. Dlatego unikamy pytań o to, co wydaje się niemożliwe, nie ważąc się podważać oczywistości ani naruszać delikatnej równowagi, na której opieramy nasze życie.

Zostaliśmy stworzeni do tego, by poruszać się liniowo. Potrzebujemy przeszłości, by wiedzieć, kim byliśmy, i przyszłości, by wierzyć, że dokądś zmierzamy. Musimy mieć pewność, że po nocy nadejdzie dzień i że jeden plus jeden wciąż równa się dwa. To, co wymyka się tej logice, staje się dla nas transcendentne, jakby pochodziło z innego wymiaru lub, co gorsza, z fantazji niespokojnego marzyciela.

Weźmy dla przykładu liczbę Pi, stałą matematyczną określającą stosunek długości okręgu do jego średnicy. To liczba niewymierna, co oznacza, że nie może być wyrażona żadnym ułamkiem, a po przecinku ma nieskończoną liczbę cyfr, które nigdy nie tworzą powtarzalnego wzoru. A mimo to, liczba Pi znajduje zastosowanie w fizyce, matematyce, muzyce, architekturze i sztuce. Tak irracjonalna, niestała i transcendentna koncepcja leży u podstaw naszego codziennego życia.

Tu właśnie pojawia się pytanie: jak to możliwe, że tak niestabilny, ulotny i pozornie nielogiczny element może stanowić fundament czegoś zupełnie przeciwnego, naszej nieustającej potrzeby stabilności, trwałości i porządku?

To właśnie między tymi dwoma przeciwieństwami ukrywa się prawda o naszym istnieniu. Aby ją odnaleźć, musimy zakwestionować nasze „pewności” i odważniej otworzyć się na niestabilność, irracjonalność i nietrwałość. Nie jest to dla nas łatwe, wychowanych w świecie, w którym jeden plus jeden równa się dwa i kropka. W świecie, w którym nie ma miejsca na zaskoczenie, a nad wszystkim czuwa lęk przed niepewnością, nowościami i tym, co nieznane.

Jak mamy zdobywać nowe doświadczenia i zmierzać ku nieznanemu, skoro nieustannie zamykamy drzwi przed własną niepewnością?

To właśnie dzięki wątpliwościom odkrywamy różnorodność możliwych odpowiedzi, a poprzez niestabilność zyskujemy dostęp do nieskończonego wachlarza możliwości. Zamiast uciekać przed tymi sensacjami, uznając je za zagrożenie dla jakości naszego życia, powinniśmy szeroko otworzyć serca na wszystko, co wytrąca nas z rytmu powtarzalności, z naszej potrzeby poczucia trwałości i bezpieczeństwa w świecie, który opiera się na nietrwałości, zmienności i ulotności.

Rozdział 5 — Istota celu. O życiu przeżywanym świadomie

Czym właściwie jest cel życia? I co w ogóle znaczy „mieć cel”?

Przez długi czas sądziłam, że odnalezienie celu we własnym życiu to nic innego jak odkrycie właściwej ścieżki, która pozwoli mi doświadczać codzienność w sposób optymalny. Robić coś, co tworzy spójność z moimi pragnieniami i co daje radość oraz poczucie spełnienia.

Długo zastanawiałam się, dlaczego pojawiłam się na tym świecie i jaki jest ten słynny cel, który miałby mi przynieść spełnienie i szczęście. Przyglądałam się sobie, odkrywając, co sprawia mi największą radość, co daje poczucie bycia potrzebną i ważną, i to właśnie na tych fundamentach zaczęłam budować swoją własną drogę życia. Sądziłam, że wystarczy podążać za pasją i oddać się bez reszty temu, co wiedzie nas do upragnionego szczęścia, do stanu spełnienia, a może błogości.

A jedna życie nie działa w ten sposób. Sensu życia nie da się oprzeć jedynie na pasji, przyjemności czy zaangażowaniu w to, co robimy. Możemy przekonywać samych siebie, że jesteśmy najzdolniejsi, najpokorniejsi i zasługujemy na wszystko, co najlepsze, ale to wciąż nie wystarczy. Nie da się stworzyć trwałego, niezmiennego i jedynego celu w rzeczywistości utkanej z ulotności, zmienności i nieskończonych możliwości.

To właśnie jest nasza największa trudność. Jako ludzie, mamy głęboko zakorzenioną potrzebę stabilizacji fizycznej i psychicznej. Dążymy do zbudowania życia, które da nam poczucie bezpieczeństwa i nie chcemy, aby to się kiedykolwiek zmieniło. Nie lubimy zmian. Jedyne zmiany, które akceptujemy, to te, które pomnażają to, co już posiadamy.

Mnie również zdarzyło się wpaść w pułapkę poczucia pozornego bezpieczeństwa, i to nie raz. Kurczowe trzymanie się czegoś, co daje iluzyjny spokój i powierzchowne szczęście, jest to po prostu przyzwyczajenie. Jesteśmy istotami cyklicznymi, a więc nawykowymi. Gdy odnajdziemy rutynę, która „działa” fikcyjnie, oczywiście nie chcemy już jej modyfikować. Trzymamy się jej uparcie, znajdując tysiące wymówek, aby nie naruszyć równowagi i nie pozbawić się wygodnych przyzwyczajeń.

Ale to właśnie ta uporczywa potrzeba stabilizacji sprawia, że żyjemy jedynie na powierzchni. Kierujemy wzrok na zewnątrz, chwytamy się celów, sukcesów, osiągnięć i zapominamy o świecie, który kryje się głębiej. O świecie wewnętrznym, pełnym nieskończonych możliwości, niewyczerpanej obfitości i prawdziwej rzeczywistości.

Poprzez tę koncepcję nie twierdzę, że powinniśmy odrzucać doświadczenia świata fizycznego. Wręcz przeciwnie, właśnie po to tutaj jesteśmy. To dzięki nim możemy zrozumieć i zrealizować cel naszego istnienia.

W tym przypadku nie zamierzam jednak podać definicji sensu życia. Próbując to zrobić, ograniczyłabym coś, co z natury jest nieograniczone.

Za każdym razem, gdy stawiamy sobie wyzwanie, przyjmując przeciwności losu, gdy podważamy nasze poczucie bezpieczeństwa i stabilność, możemy wreszcie odczuć, że żyjemy w zgodzie z celem tego doświadczenia, które nazywamy życiem.

Dla mnie życie nie jest drogą do z góry określonego punktu. To narzędzie, które pozwala nieustannie doświadczać czegoś nowego.

Wszystkie nasze wewnętrzne konflikty biorą się stąd, że chcemy żyć tylko w jeden wygodny sposób, wybierając niektóre emocje, a inne, odrzucając lub wręcz eliminując. W ten sposób tkwimy w iluzji i kłamstwie, w którym udajemy, że żyjemy wyłącznie po to, aby być szczęśliwymi.

Tymczasem prawdziwe życie to radość i smutek, szczęście i cierpienie, strach i odwaga. To zanurzenie się w dualności aby w końcu zrozumieć, że to wszystko prowadzi nas do jednego, po prostu do życia.

Rozdział 6 — Wiedza to pamięć, mądrość to obecność

Możemy przeczytać piękną książkę i rozpoznać język, w którym została napisana, ale czy to oznacza, że pojęliśmy jej treść?

Rozumienie tego, co widzimy, słyszymy lub czujemy, to jedno. Pojęcie prawdziwego przesłania i uchwycenie istoty doświadczenia, którego właśnie doznajemy, to zupełnie coś innego. Zrozumienie, czyli wiedza i pojmowanie, inaczej mądrość, różni się od siebie. Mogę spojrzeć na drzewo i wiedzieć, że to dąb lub kasztan. Ale czy rzeczywiście pojmuję jego naturę? A jeśli nie potrafię pojąć istoty jednego drzewa, to jak mam ogarnąć naturę całego wszechświata, który mnie otacza?

Aby pojąć, musimy stać się tym, co robimy. Nie wystarczy tylko uczestniczyć w doświadczeniu, trzeba się nim stać. Poprzez akty słuchania, obserwacji i gestów zyskujemy dostęp do pełnego, świadomego doświadczenia chwili. Nie jesteśmy już wtedy tylko widzami, lecz stajemy się ruchem, ciszą i pytaniem.

Emocje działają na tych samych zasadach. Jak mogę pojąć cierpienie, skoro przed nim uciekam? Jeśli kryję się za pozorami siły, odpycham ból i próbuję być ponad nim? Czy mogę tutaj mówić o prawdziwym zrozumieniu?

Zdarza się, że gdy zdobędziemy trochę wiedzy, łudzimy się, że potrafimy już panować nad sobą i zarządzać własnymi emocjami. Ale co właściwie znaczy „zarządzać emocjami”? Czy naprawdę potrafimy to robić?

Często za tym „panowaniem” kryje się cicha ucieczka. Zamiast czuć, tłumimy. Zamiast poddawać się emocjom, chowamy się przed nimi, jakby można było je zamknąć za drzwiami i pójść dalej bez nich. Może to być żałoba, strata lub rozpad, które rozrywają nasze życie. Zamiast dać się ponieść bólowi, natychmiast sięgamy po wiedzę, którą wcześniej zgromadziliśmy, i próbujemy „opanować sytuację”. Nie dostrzegamy, że to, co uznajemy za opanowanie, jest jedynie subtelnym oddaleniem się od pełni odczuwania i od prawdziwego zrozumienia. Odrzucając uczucia, których nie chcemy, w rzeczywistości tylko od nich uciekamy. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to najlepsze wyjście, ale to tylko złudzenie. Emocja, której nie przeżyliśmy, powróci. Może nadejść inaczej, później, pod inną postacią, lecz powróci, by ponownie zapukać do naszych drzwi.

I właśnie tu pojawia się pytanie: dlaczego miałbym znów zanurzać się w ból? Po co powracać do czegoś, co już raz mnie zraniło?

Aby pojąć. To może brzmieć jak banał, ale nim nie jest. Jesteśmy tu aby być świadomym tego, co nam się przydarza, a prawdziwe zrozumienie przychodzi tylko przez pełne zanurzenie się w doświadczeniu. Jeśli chcę naprawdę pojąć, czym jest ból, muszę pozwolić sobie go poczuć: bez porównań, bez oceniania, bez analizowania. W przeciwnym razie będę jedynie odtwarzał wspomnienie emocji, którą kiedyś już przeżyłem. Autentyczne doświadczenie nie może być tylko echem przeszłości. Musi być nowe, świeże, żywe. Tylko wtedy może zostać naprawdę przeżyte, zrozumiane i zamknięte.

Życie stawia nas przed różnymi sytuacjami. Naszym zadaniem, a może nawet sensem istnienia, jest przeżywać je w pełni, z otwartym i wiecznie nowym spojrzeniem. Gdy porzucamy doświadczenia w pół drogi albo krążymy w nich bez końca, stoimy w miejscu. Jak chomik w kołowrotku: w ruchu, lecz bez drogi. W biegu, lecz bez celu.

Rozdział 7 — Twórcy własnego świata

Nieustannie szukamy czegoś magicznego, potężnego, co nami wstrząśnie i pozwoli zobaczyć to, czego wcześniej nie widzieliśmy. Szukamy prawdy w religii, filozofii, symbolach, u mistrzów i guru. Nasze spojrzenie jest ciągle skierowane na zewnątrz w nadziei na odkrycie naszej realnej rzeczywistość. A może to, czego szukamy, od zawsze jest w nas, głęboko w środku?

Zostaliśmy nauczeni i przyzwyczajeni do postrzegania życia, kierując wzrok poza naszą istotę. Nieustannie śledzimy świat i ludzi, ich gesty, słowa i wybory. Przyglądamy się naturze i jej zjawiskom, ograniczając nasz zmysł widzenia do zewnętrznych spostrzeżeń. Wyjaśniamy zmiany klimatu, osądzamy młodsze pokolenia i zrzucamy winę za własną niespełnioną codzienność na garstkę rządzących. To, co czujemy w środku, nieświadomie projektujemy na zewnątrz, budując na podstawie tych projekcji naszą koncepcję istnienia. Jednak wciąż kręcimy się po tej samej orbicie. Powtarzamy znane nam już schematy, wciąż mając nadzieję, że niespodziewanie zdołamy dotrzeć do źródła prawdy. Jakby magia mogła nas znaleźć w miejscu, w którym sami się zgubiliśmy.

Nie dziwię się jednak, że nasze spojrzenie tak uporczywie kieruje się na zewnątrz. W gruncie rzeczy nie pojęliśmy jeszcze, jak wszystko naprawdę działa. A może nawet częściej po prostu nie chcemy zrozumieć. Zrozumienie wymagałoby od nas zmiany postawy, a to pociąga za sobą odpowiedzialność.

Źródłem tego wszystkiego jest nasz stan uśpienia. Żyjemy nieświadomi siebie, życia i tego, że każde działanie skierowane wyłącznie na zewnątrz oddala nas od prawdziwej rzeczywistości.

Wyjaśnię to inaczej: dopóki skupiamy się tylko na tym, co dzieje się poza nami, na działaniach innych ludzi i ich wpływie na nas, dopóty nie jesteśmy naprawdę sobą. Stajemy się jedynie produktem zewnętrznych konsekwencji, będąc ich cieniem.

Jak więc przerwać ten krąg? Najpierw trzeba dostrzec prostą, lecz głęboko przemilczaną prawdę: wszystko, co do nas dociera, obrazy, dźwięki, emocje, przenika do wnętrza, a potem zostaje przez nas wypuszczone z powrotem w świat. Świat zewnętrzny to nic innego jak echo tego, co nosimy w sobie. To my, świadomie lub nie, tkamy naszą rzeczywistość. A gdy ta rzeczywistość nam się nie podoba, trudno się dziwić. Ona jedynie odbija to, co wcześniej bezrefleksyjnie chłonęliśmy. Najpierw coś przyjmujemy, potem nosimy w sobie, aż w końcu kierujemy to z powrotem na zewnątrz.

Sama świadomość tego mechanizmu otwiera przed nami drzwi do przemiany. To my jesteśmy swoim światem. To my i tylko my jesteśmy twórcami własnej rzeczywistości. To od nas zależy, jak chcemy żyć. Wystarczy zmienić kierunek patrzenia. Zamiast patrzeć na zewnątrz, spójrzmy do środka. Tylko dopiero wtedy ujrzymy prawdziwy obraz naszej istoty. Dopóki patrzymy na zewnątrz, jedyne, co możemy zauważyć, to zaledwie odbicie w lustrze.

Rozdział 8 — Teraźniejszość zbudowana z wczoraj

Tęsknota jest uczuciem braku. Tęsknimy za minionymi latami, melodiami, ludźmi, miejscami i chwilami. Któż z nas jej nie doświadczył? Chyba każdy.

Wystarczy drobna iskra, zapach, dźwięk, obraz, aby wspomnienie powróciło. Może być z dzieciństwa, młodości, albo nawet nie należeć bezpośrednio do nas, jakby odziedziczone po pokoleniach, które były przed nami. Czasem to też coś świeżego, ale tak silnego, że zostawiło w nas ślad.

Nasza pamięć to magazyn przeżytych historii, starannie zapisanych. A kiedy skupiamy się na tym, co już było, zamykamy się na to, co jest. Odbieramy sobie możliwość bycia tu i teraz, w tej wersji siebie, która żyje, oddycha i doświadcza właśnie tej chwili.

Każde doświadczenie nas o coś wzbogaca. Czy tego chcemy, czy nie, jesteśmy częścią nieustannej zmiany. Ja nazywam to ruchem istnienia. Wszystko, co przeżywamy, zmienia nasz stan i przesuwa nas dalej. Mierzymy naszą transformację poprzez „przed” i „potem”. Do tego celu potrzebujemy czasu, przestrzeni oraz energii, która się w nas porusza.

Aby móc się rozwijać, musimy pozwolić sobie doświadczać wszystkiego jako nowe zdarzenie. Jeśli patrzymy na świat wyłącznie przez pryzmat wspomnień, to utkniemy. Jak chomik w kołowrotku — w ruchu, ale bez postępu.

Nostalgia to umysł pełny starych historii, który chce przeżywać je jeszcze raz. Nie chcę jej potępiać, wręcz przeciwnie, chcę tylko pokazać, jak działa. Bo tam, gdzie pojawia się tęsknota, często pojawia się też cień smutku. I to nie jest przypadek.

Każde pokolenie zna ten stan. Jednak dziś, w świecie pełnym technologii, gdy tak łatwo sięgnąć po zdjęcia, nagrania i filmy, sięgamy po przeszłość częściej niż kiedykolwiek. Nasze spojrzenie na świat jest ukierunkowane do czasów przeszłych.

Wystarczy tylko pomyśleć, ile razy, przeglądając stare fotografie i słuchając znajomej melodii, czułeś jak coś w tobie ożywa, jakbyś na moment powrócił do tamtej wersji siebie i tamtych utraconych emocji.

Tyle że uczuć nie da się stracić. Można je poczuć, można je przeżyć. To od nas zależy, jak często i w jakim celu to robimy.

Jeśli chcesz żyć pełniej, twórz! Doświadczaj nowego! Zamiast wciąż odtwarzać to, co już znasz, otwórz się na to, co dopiero może się wydarzyć!

Rozdział 9 — Tożsamość na sprzedaż. Kiedy istnienie zależy od posiadania

Każdego dnia wyznaczamy sobie nowe cele. Nieustannie szukamy czegoś, czego, jak nam się wydaje, brakuje. W ciągu życia gromadzimy nie tylko lawinę wspomnień, lecz także rzeczy materialne, takie jak: dom, samochód, ubrania, przedmioty, które z czasem nabierają dla nas ogromnego znaczenia. Bywa, że poświęcamy całe istnienie dla złudzenia, że coś należy do nas: rzecz, przekonanie, obraz w głowie. Wszystko jedno, byle poczuć, że „mamy”. To, co posiadamy, nie tylko rzeczy, ale i idee, staje się dowodem naszego istnienia. Nawet myśliciel, który dotknął granic poznania, potwierdza siebie przez nagromadzone doświadczenia. Gromadzenie staje się naszą tożsamością.

W naszej kulturze wartość człowieka często mierzy się tym, co posiada. Nasz majątek, tytuł i status, stają się tym, przez co jesteśmy postrzegani.

Wewnętrzny przymus osiągania popycha nas do ciągłej aktywności. Pragniemy stać się kimś, kto się liczy. Chcemy być najlepszymi, zauważeni i docenieni. Czujemy potrzebę uznania. Niestety, taki sposób życia często prowadzi do frustracji, cierpienia, ciągłego poczucia braku i niezadowolenia.

Wydaje się, że realizacja celów jest drogą do szczęścia. Ale kiedy już osiągniemy to, czego pragnęliśmy, okazuje się, że wciąż nam czegoś brakuje. Sukcesy dają satysfakcję tylko na chwilę. Potem stają się tym, czym naprawdę są: iluzją szczęścia.

Jak więc przerwać ten niekończący się głód spełnienia? Skąd bierze się to nieustanne pragnienie, aby wreszcie poczuć, że wystarczamy?

Być może trzeba zacząć od najprostszej rzeczy, od poznania samego siebie. Prawdziwie, bez masek i pozorów. Aby to osiągnąć, potrzebna jest odwaga i gotowość, by zanurzyć się w sobie, wsłuchać się w ciszę wewnętrzną, uwolnioną od wpływów świata zewnętrznego, bodźców i pragnień. Codzienne rozproszenia, nieustanny głód posiadania, pragnienie bycia kimś tylko oddalają nas od prawdziwego sensu naszego istnienia. Budują iluzję, że musimy coś mieć, coś reprezentować, ponieważ nasza wartość zależy od tego, co posiadamy.

Czy naprawdę możemy wierzyć, że zamysłem Stwórcy jest ograniczenie nas do jednej roli? Czy prawnik ma być tylko prawnikiem, lekarz jedynie lekarzem, a nauczyciel nigdy nie wyjdzie poza rolę pedagoga? Czy jest możliwe, by tak ogromna i twórcza siła miała tak wąską wizję człowieka?

Przecież nie przybyliśmy tu tylko po to, aby pełnić funkcję i zajmować jakąś pozycję. Jesteśmy tu, by doświadczać i uczyć się życia w świecie przeciwieństw. Naszym zadaniem jest zanurzyć się w tej dwoistości, aby poprzez nią dotrzeć do zrozumienia jedności. Role, które odgrywamy, są tylko narzędziami tej podróży.

Kiedy zrozumiemy różnicę między odgrywaniem roli a utożsamianiem się z nią, w tym momencie zaczniemy dostrzegać prawdę o sobie. Gdy ta świadomość w nas dojrzeje, niewątpliwie poczujemy, że jesteśmy w harmonii z całym wszechświatem. A potrzeba spełnienia przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie.

Jesteśmy już tam, gdzie powinniśmy być. Nie musimy niczego udowadniać, niczego osiągać, nikim się stawać.

Rozdział 10 — Życie to wybór, nie wyrok

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 28.35
drukowana A5
za 65