E-book
22.05
drukowana A5
105.67
Surowy sierociniec pod dyktaturą Luny

Bezpłatny fragment - Surowy sierociniec pod dyktaturą Luny

Książka została utworzona przy pomocy AI.


Objętość:
665 str.
ISBN:
978-83-8384-143-4
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 105.67

Surowy sierociniec pod dyktaturą Luny:

Rozdział 1. Życie w sierocińcu

Surowy sierociniec pod dyktaturą Luny:


Rozdział 1. Życie w sierocińcu

W pewnym mrocznym zakątku miasta znajdował się sierociniec o złej sławie, rządzony przez okrutną dyrektorkę Lunę. Luna była surowa, bezlitosna i budziła strach w sercach wszystkich dzieci. Była wspomagana przez swoją asystentkę, Molly, która zajmowała się wyłącznie pracą biurową i miała surowy zakaz ingerowania w sprawy wychowawcze. Sierociniec miał swoje zasady, a dzieci musiały się im podporządkować, inaczej spotykały je surowe kary.


Dzieci, zarówno chłopcy, jak i dziewczynki, były zmuszane do wykonywania ciężkich prac porządkowych. Chłopcy: Tymon, Maksymilian, Michał, Wiktor, Oliwier i Tymoteusz oraz dziewczynki: Jamila, Sela, Lydia, Joy, Jesenia i Matilde, codziennie musieli sprzątać łazienki, szorować toalety, myć umywalki i okna. Lydia miała najcięższe zadania; każdej nocy myła wszystkie okna na korytarzach, a rano przygotowywała śniadanie dla wszystkich dzieci i zmywała naczynia.


Pewnego dnia, po wyjątkowo męczącej nocy, Lydia postanowiła spróbować porozmawiać z Molly, licząc na choćby odrobinę wsparcia.


— Pani Molly, czy mogłabym porozmawiać z panią przez chwilę? — zapytała nieśmiało Lydia, podchodząc do biura asystentki.


Molly podniosła wzrok znad stosu papierów i spojrzała na dziewczynkę z ciepłym, choć zmęczonym uśmiechem.


— Oczywiście, Lydia. Co się stało? — zapytała Molly, starając się brzmieć jak najbardziej troskliwie.


— Czy mogłaby pani porozmawiać z dyrektorką Luną? Może mogłaby pani powiedzieć jej, że jestem naprawdę zmęczona i potrzebuję choć trochę odpoczynku — powiedziała Lydia z nadzieją w głosie.


Molly zamilkła na chwilę, zastanawiając się, jak odpowiedzieć. Wiedziała, że Luna nie lubiła, gdy ktoś podważał jej autorytet.


— Lydia, wiesz, że nie mogę się wtrącać w wychowanie dzieci. Dyrektorka Luna jest bardzo surowa i nie toleruje sprzeciwu — powiedziała w końcu Molly, starając się delikatnie przekazać tę trudną prawdę.


Lydia spuściła głowę, czując, jak jej nadzieje znikają. Wiedziała, że Molly miała związane ręce, ale desperacja kazała jej spróbować jeszcze raz.


— Proszę, pani Molly, ja już nie daję rady. — w jej głosie słychać było łzy.


Molly westchnęła głęboko, czując ciężar tej sytuacji. Wiedziała, że musi coś zrobić, ale nie mogła otwarcie sprzeciwić się dyrektorce.


— Dobrze, Lydia, spróbuję z nią porozmawiać, ale niczego nie obiecuję. Proszę, wróć teraz do swoich obowiązków, a ja zobaczę, co da się zrobić — odpowiedziała w końcu Molly.


Lydia uśmiechnęła się smutno i skinęła głową, wiedząc, że zrobiła wszystko, co mogła. Wróciła do swoich obowiązków, a Molly przygotowała się do trudnej rozmowy z dyrektorką Luną.


Gdy tylko Luna pojawiła się w swoim gabinecie, Molly zebrała odwagę i zapukała do drzwi.


— Wejść — zabrzmiał surowy głos Luny zza drzwi.


Molly weszła do gabinetu, starając się zachować spokój.


— Pani dyrektor, chciałabym porozmawiać o Lydii — zaczęła ostrożnie.


Luna spojrzała na nią z zimnym spojrzeniem.


— Co znowu? — zapytała ostro.


— Lydia jest naprawdę przemęczona. Myślę, że moglibyśmy dać jej choć trochę odpoczynku. — Molly starała się brzmieć jak najbardziej rzeczowo.


— Odpoczynek? W tym sierocińcu nie ma miejsca na lenistwo! — wybuchła Luna. — Te dzieci muszą nauczyć się dyscypliny i ciężkiej pracy!


— Rozumiem, pani dyrektor, ale Lydia naprawdę stara się z całych sił. Może warto by było dać jej choć jeden dzień przerwy? — próbowała Molly.


Luna zmarszczyła brwi, wyraźnie niezadowolona.


— Dobrze, jeden dzień. Jeśli zobaczę, że choćby jedno okno jest brudne, Lydia zapłaci za to podwójnie! — oznajmiła w końcu Luna.


Molly skinęła głową, wdzięczna za choć ten mały gest łaski. Wiedziała, że dla Lydii to może znaczyć bardzo wiele. Gdy opuściła gabinet, miała nadzieję, że ten jeden dzień przerwy da dziewczynce siłę do dalszej walki.


Nazajutrz Lydia obudziła się bez potrzeby mycia okien. Była zaskoczona, ale i wdzięczna. Wiedziała, że Molly musiała się bardzo postarać, by to załatwić. Choć przerwa była krótka, dała jej nadzieję na lepsze dni.


Luna, obserwując reakcję Lydii, zastanawiała się, czy może czasami odrobina łaski nie jest tak zła, jak myślała. Te myśli szybko rozwiały się w mrokach jej surowego serca. Sierociniec musiał działać zgodnie z jej zasadami, a zasady były bezlitosne.


Dzień przerwy dla Lydii minął szybko, ale dał jej siłę i nadzieję. Gdy wróciła do swoich obowiązków, starała się jak najlepiej wykonywać wszystkie zadania, aby nie dać dyrektorce Luny powodu do gniewu.


Pewnego wieczoru, gdy Lydia kończyła myć okna, usłyszała cichy szept zza rogu korytarza.


— Lydia! — to był Tymoteusz, jeden z chłopców z sierocińca. — Muszę ci coś powiedzieć.


Lydia spojrzała na niego zdziwiona.


— Co się stało? — zapytała.


— Usłyszałem, jak dyrektorka Luna rozmawiała z jakimś mężczyzną. Mówiła, że planują coś na nasz temat. Wyglądało to bardzo podejrzanie — powiedział cicho Tymoteusz, rozglądając się, czy nikt ich nie podsłuchuje.


— Co dokładnie słyszałeś? — zapytała Lydia, starając się zachować spokój, choć serce biło jej szybciej.


— Mówili coś o przeniesieniu części dzieci do innego miejsca. Nie wiem gdzie, ale (brzmiało) to jakby to nie było nic dobrego — odpowiedział Tymoteusz.


Lydia zamyśliła się. Wiedziała, że musi się dowiedzieć więcej, ale nie mogła tego zrobić sama. Potrzebowała sojuszników.


— Musimy to sprawdzić, ale ostrożnie. Porozmawiaj z Michałem i Jamilą. Może razem uda nam się coś dowiedzieć — zaproponowała Lydia.


Następnego dnia dzieci postanowiły działać. Michał, udając, że szuka czegoś w pobliżu biura Luny, podsłuchiwał rozmowy. Jamila, zajmując się sprzątaniem, starała się być jak najbliżej gabinetu, aby wyłapać cenne informacje.


Pod wieczór wszyscy zebrali się w jednym z opuszczonych pokoi na strychu, aby omówić swoje odkrycia.


— Luna planuje przenieść część z nas do jakiegoś zakładu pracy. Chcą nas wykorzystać do ciężkich robót — powiedział Michał, wyraźnie zaniepokojony.


— Słyszałam, jak mówiła, że zarobi na tym dużo pieniędzy. To wszystko dla jej korzyści — dodała Jamila.


— Musimy coś zrobić, nie możemy pozwolić, aby nas tak potraktowali — powiedziała Lydia stanowczo.


— Ale co możemy zrobić? — zapytał Tymoteusz, wyraźnie przestraszony.


— Musimy znaleźć sposób, aby skontaktować się z kimś na zewnątrz. Ktoś musi wiedzieć, co się tutaj dzieje — odpowiedziała Lydia.


Dzieci postanowiły napisać list do władz miasta, opisując wszystkie okropności, jakie miały miejsce w sierocińcu, i plan Luny. Wiedziały, że muszą to zrobić w tajemnicy, aby nie zostać przyłapane.


W nocy, gdy wszyscy już spali, Lydia cicho wyszła z pokoju i udała się na strych, gdzie miała schowany papier i ołówek.


— Drogi Panie Burmistrzu, — zaczęła pisać Lydia, — my, dzieci z sierocińca pod opieką dyrektorki Luny, potrzebujemy pomocy. Nasze życie tutaj jest pełne cierpienia i niesprawiedliwości. Dyrektorka Luna planuje wysłać część z nas do zakładu pracy, aby zarobić pieniądze. Prosimy o szybką interwencję.


Kiedy skończyła pisać, poczuła ulgę, ale wiedziała, że to dopiero początek. Teraz musieli znaleźć sposób, aby ten list dotarł do właściwych rąk.


— Musimy to wysłać jak najszybciej — powiedziała Lydia do siebie, schodząc po cichu na dół.


Rano dzieci znowu spotkały się na strychu, aby omówić plan wysłania listu. Postanowiły, że Jamila, która miała najbardziej zaufany wygląd, spróbuje przekazać list jednemu z dostawców, którzy czasami odwiedzali sierociniec.


— Będę bardzo ostrożna — obiecała Jamila, biorąc list od Lydii.


Kilka dni później dostawca przybył do sierocińca. Jamila, pod pretekstem pomocy przy przenoszeniu paczek, zdołała przekazać mu list.


— Proszę, to bardzo ważne. Musi pan to dostarczyć burmistrzowi — powiedziała cicho.


Mężczyzna spojrzał na nią z zaskoczeniem, ale widząc jej poważne oczy, skinął głową.


Teraz pozostawało tylko czekać. Dzieci wiedziały, że ryzykują wiele, ale nadzieja na ratunek dawała im siłę. Codziennie patrzyły w okna, oczekując jakiegokolwiek znaku, że ich wołanie o pomoc zostało usłyszane.


Czy ktoś ich usłyszy? Czy uda im się uciec przed okrutnym losem? Odpowiedzi na te pytania miały nadejść szybciej, niż mogły się spodziewać.


Niestety, pewnego dnia dyrektor Luna dowiedziała się o planie dzieci. Była wściekła jak nigdy dotąd. Natychmiast zwołała apel, aby skonfrontować się z nimi i poznać prawdę. Dzieci, przerażone, stanęły w szeregu w głównej sali, czekając na nieuniknione.


Luna weszła do sali z hukiem, jej twarz wykrzywiona złością. Za nią kroczyła Molly, z wyrazem zmartwienia na twarzy.


— Kto z was miał czelność wysłać ten list? — ryknęła Luna, trzymając w ręku list do burmistrza. — Kto śmiał się sprzeciwić moim rozkazom?


Dzieci milczały, ze spuszczonymi głowami, drżąc ze strachu.


— No dalej! Przyznajcie się! — wrzeszczała Luna. — Albo wszyscy poniesiecie surowe konsekwencje!


Lydia, choć przerażona, postanowiła wziąć odpowiedzialność na siebie. Wiedziała, że musi chronić pozostałych.


— To ja, pani dyrektor — powiedziała cicho, podnosząc głowę. — To ja napisałam ten list.


Luna spojrzała na nią z niedowierzaniem, a potem jej gniew skierował się na Lydię.


— Ty! — wykrzyknęła. — Jak śmiałaś? Jak śmiałaś podważyć mój autorytet i wystawić nas wszystkich na niebezpieczeństwo?


— Pani dyrektor, proszę, nie karać innych. To była moja decyzja — odpowiedziała Lydia drżącym głosem.


— Myślisz, że tylko ty poniesiesz konsekwencje? Wszyscy zapłacicie za to, że się sprzysięgliście przeciwko mnie! — Luna była niewyobrażalnie wściekła. — Całą noc będziecie szorować podłogi na kolanach, bez żadnej przerwy!


Molly, stojąca z boku, nie mogła już dłużej milczeć.


— Pani dyrektor, może powinniśmy to przemyśleć. Kara dla wszystkich dzieci nie rozwiąże problemu — spróbowała interweniować.


— Zamknij się, Molly! — krzyknęła Luna. — Nie masz prawa wtrącać się w sprawy wychowawcze!


Luna spojrzała z powrotem na dzieci, które drżały ze strachu.


— Każdy z was poniesie konsekwencje. Lydia, ty zapłacisz najwięcej! Będziesz myć okna każdego dnia, aż nauczysz się posłuszeństwa!


— Proszę, pani dyrektor, ja tylko chciałam… — zaczęła Lydia, ale Luna przerwała jej brutalnie.


— Nie obchodzi mnie, co chciałaś! Tutaj rządzę ja! — wrzasnęła Luna. — Teraz wynocha! Wszyscy do pracy!


Dzieci zaczęły powoli opuszczać salę, wiedząc, że czeka je koszmarna noc. Molly podeszła do Lydii, gdy tylko mogła.


— Lydia, jestem naprawdę zmartwiona. Próbowałam, ale… — zaczęła, ale Lydia przerwała jej z uśmiechem pełnym wdzięczności.


— Wiem, pani Molly. Dziękuję za próbę — powiedziała Lydia cicho.


Luna patrzyła na odchodzące dzieci, czując triumf, ale jednocześnie niepokój. Wiedziała, że takie bunty mogą się powtarzać. Musiała znaleźć sposób, by raz na zawsze zapanować nad sierocińcem.


Lydia, mimo wszystko, nie traciła nadziei. Wiedziała, że nie są sami. List został wysłany i teraz musieli tylko czekać na reakcję. Czekały ich trudne dni, ale wiedziała, że razem mogą przetrwać nawet najgorsze.


Gdy dzieci wróciły do swoich obowiązków, dyrektor Luna zdała sobie sprawę, że sprawa może mieć poważne konsekwencje. Postanowiła natychmiast napisać list do burmistrza, aby wyjaśnić sytuację z jej punktu widzenia i uniknąć potencjalnych problemów.


Luna usiadła przy biurku, wzięła papier i pióro, i zaczęła pisać. Molly, która była świadkiem całego zajścia, nie mogła powstrzymać się od wtrącenia.


— Pani dyrektor, co zamierza pani napisać? — zapytała ostrożnie.


— Molly, musimy działać szybko. Muszę przekonać burmistrza, że wszystko jest pod kontrolą — odpowiedziała Luna, nie odrywając wzroku od papieru.


— Ale może warto wyjaśnić również, dlaczego dzieci czuły się zmuszone napisać ten list? — zapytała Molly, starając się brzmieć jak najbardziej dyplomatycznie.


Luna spojrzała na nią z gniewem.


— Molly, twoje zdanie w tej sprawie nie ma znaczenia. Muszę chronić reputację tego sierocińca. Posłuchaj, a może czegoś się nauczysz — powiedziała surowo.


Luna zaczęła pisać:


„Szanowny Panie Burmistrzu,


Piszę do Pana w sprawie listu, który dotarł do Pańskich rąk, a który został napisany przez jedną z podopiecznych naszego sierocińca. Pragnę zapewnić, że zarzuty przedstawione w tym liście są całkowicie nieprawdziwe i nie odzwierciedlają rzeczywistości naszego ośrodka.


Nasz sierociniec zawsze kierował się zasadami dyscypliny i odpowiedzialności, które są niezbędne do prawidłowego rozwoju dzieci. Wychowankowie mają zapewnioną opiekę, edukację oraz odpowiednie warunki do nauki i rozwoju osobistego. Wszelkie prace porządkowe, które wykonują, są integralną częścią ich wychowania, mają na celu nauczenie ich odpowiedzialności i samodzielności.


Oczywiście, z przykrością stwierdzam, że zdarzają się sytuacje, w których niektórzy wychowankowie nie potrafią docenić starań wychowawców i próbują podważyć autorytet placówki. List, który otrzymał Pan Burmistrz, jest wynikiem takiej właśnie sytuacji.


Dziewczynka, która napisała ten list, jest znana z buntowniczych zachowań i często sprawia problemy. Mimo to staramy się dać jej szansę na poprawę i nauczyć właściwego zachowania. Niestety, jej działania zmusiły nas do podjęcia bardziej stanowczych kroków wychowawczych, co mogło wywołać jej niezadowolenie i skłonić do napisania tego listu.


Chciałabym podkreślić, że nasz sierociniec działa zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, a wszelkie podejmowane przez nas działania mają na celu dobro dzieci. Jesteśmy otwarci na wszelkie kontrole i gotowi do współpracy, aby wykazać, że nasze metody są zgodne z najwyższymi standardami.


Z poważaniem,

Dyrektor Luna”


Molly słuchała uważnie, a gdy Luna skończyła pisać, zebrała się na odwagę, by ponownie zabrać głos.


— Pani dyrektor, rozumiem, że chce pani chronić reputację sierocińca, ale może warto byłoby również zastanowić się nad tym, dlaczego dzieci czują się tak źle traktowane. Może jest coś, co możemy zmienić, aby poprawić ich sytuację? — zapytała ostrożnie.


Luna zmrużyła oczy, patrząc na Molly.

Rozdział 2 asystentka dyrektor Luny

— Molly, twoja troska o dzieci jest godna pochwały, ale musisz zrozumieć, że w tym sierocińcu rządzą surowe zasady. Dyscyplina jest najważniejsza. Jeżeli dzieci poczują, że mogą podważać autorytet, chaos ogarnie cały ośrodek — odpowiedziała chłodno Luna.


Molly westchnęła, wiedząc, że nie przekona Luny do zmiany zdania.


— Rozumiem, pani dyrektor. Czy mogę coś jeszcze dla pani zrobić? — zapytała z rezygnacją.


— Tak, wyślij ten list do burmistrza natychmiast. Nie możemy pozwolić, aby te oskarżenia zaszkodziły naszej placówce — powiedziała Luna, przekazując list Molly.


Molly wzięła list i opuściła gabinet, zastanawiając się, czy kiedykolwiek uda jej się naprawdę pomóc dzieciom w tym sierocińcu. Luna, patrząc za nią, była pewna, że jej działania zabezpieczą przyszłość placówki. Jednak gdzieś w głębi serca czuła, że ta bitwa jeszcze się nie skończyła.


Lydia, stojąc pod drzwiami biura, nasłuchiwała rozmowy dyrektor Luny i pani Molly. Wiedziała, że ryzykuje, ale miała nadzieję dowiedzieć się czegoś, co mogłoby pomóc dzieciom w sierocińcu. Niestety, gdy Luna otworzyła drzwi, Lydia nie zdążyła się ukryć.


— Co ty tu robisz, Lydia? — wykrzyknęła Luna, chwytając ją za ramię.


Lydia drgnęła, ale nie miała wyboru, jak tylko spojrzeć w surowe oczy dyrektor.


— Ja… ja tylko… — zaczęła się jąkać, szukając słów, które mogłyby ją uratować.


— Słuchałaś naszej rozmowy, prawda? — kontynuowała Luna, nie dając jej szansy na wyjaśnienia. — Wiedziałam, że coś knujesz. Chodź ze mną!


Molly, widząc sytuację, próbowała interweniować.


— Pani dyrektor, może powinniśmy porozmawiać z Lydią spokojnie, dowiedzieć się, dlaczego to zrobiła — zasugerowała, próbując złagodzić sytuację.


— Molly, dość twoich uwag! — Luna odparła ostro. — Ta dziewczyna musi nauczyć się, co to znaczy posłuszeństwo.


Lydia, prowadzona przez dyrektorkę, spojrzała bezradnie na Matilde, Selę i Jamilę, które polerowały lustra w łazience. Matilde wyglądała na przerażoną, a pozostałe dziewczynki szeptały między sobą, zastanawiając się, co się stanie.


— Lydia, czekają cię bardzo poważne konsekwencje za to, co zrobiłaś — zaczęła Luna, gdy tylko weszły do jej gabinetu. — Zrozumiesz, że takie zachowanie jest absolutnie niedopuszczalne.


— Pani dyrektor, proszę, ja tylko chciałam wiedzieć, co się dzieje. Martwię się o moich przyjaciół — Lydia próbowała wyjaśnić, choć wiedziała, że to niewiele pomoże.


— Twoje zmartwienia są teraz moim najmniejszym problemem — odparła Luna chłodno. — Musisz zrozumieć, że zasady tutaj są surowe i muszą być przestrzegane.


Luna spojrzała na Molly.


— Molly, przynieś mi księgę kar. Lydia musi ponieść odpowiedzialność za swoje czyny — rozkazała.


Molly spojrzała na Lydię z żalem, ale posłusznie wykonała polecenie.


— Pani dyrektor, może istnieje inny sposób, aby Lydia zrozumiała swoje błędy. Może rozmowa lub dodatkowe zadania? — zaproponowała Molly, próbując jeszcze raz złagodzić sytuację.


— Rozmowa nic tu nie zmieni, Molly — Luna powiedziała stanowczo. — Ta dziewczyna musi zrozumieć, że jej czyny mają konsekwencje.


Luna otworzyła księgę kar i zaczęła przeglądać strony.


— Lydia, od dziś przez tydzień będziesz myła wszystkie okna w sierocińcu dwa razy dziennie — ogłosiła Luna. — Dodatkowo, codziennie po kolacji będziesz sprzątać kuchnię i łazienki.


Lydia poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, ale starała się nie płakać.


— Tak, pani dyrektor — odpowiedziała cicho, wiedząc, że nie ma wyboru.


— I jeszcze jedno — dodała Luna. — Jeśli jeszcze raz złapię cię na podsłuchiwaniu lub innym nieposłuszeństwie, konsekwencje będą jeszcze surowsze. Czy to jasne?


— Tak, pani dyrektor — powtórzyła Lydia, starając się zachować spokój.


Luna spojrzała na nią z pogardą, a następnie zwróciła się do Molly.


— Odprowadź ją do jej obowiązków, Molly. A ty, Lydia, pamiętaj o swojej karze — powiedziała Luna.


Molly wzięła Lydię za ramię i wyszła z gabinetu. Gdy były już z dala od biura Luny, Molly przystanęła i spojrzała na Lydię z troską.


— Lydia, wiem, że to trudne, ale musisz być ostrożna. Luna jest nieprzewidywalna i surowa. Staraj się trzymać z dala od kłopotów — powiedziała cicho.


— Dziękuję, pani Molly. Wiem, że stara się pani nam pomóc — odpowiedziała Lydia, ocierając łzy.


Molly westchnęła i przytuliła Lydię krótko, zanim wróciły do pozostałych dzieci. Matilde, Sela i Jamila spojrzały na Lydię z niepokojem, wiedząc, że jej sytuacja jest teraz jeszcze trudniejsza.


— Lydia, co się stało? — zapytała Matilde, nie mogąc ukryć swojego strachu.


— Dostałam karę. Będę musiała myć okna i sprzątać kuchnię przez cały tydzień — odpowiedziała Lydia.


— To straszne! — wykrzyknęła Jamila. — Co możemy zrobić, żeby ci pomóc?


— Nic, muszę to przejść sama. Nie martwcie się, razem przetrwamy to wszystko — powiedziała Lydia, starając się dodać otuchy swoim przyjaciółkom.


Dzieci wróciły do swoich obowiązków, wiedząc, że muszą być ostrożne i wspierać się nawzajem w tych trudnych chwilach. Pomimo surowości Luny, wciąż miały nadzieję, że ich sytuacja może się zmienić na lepsze.


Niestety, następnego dnia było jeszcze gorzej. Dyrektor Luna, uzbrojona w bat, sprawiała, że atmosfera w sierocińcu była niemal nie do zniesienia. Molly, która starała się pomóc dzieciom, sama stała się celem surowości dyrektorki. Luna zmuszała ją do najcięższych prac, podczas gdy Lydia musiała samotnie wypełniać swoje kary, myjąc okna rano i wieczorem oraz sprzątając kuchnię i łazienki.


Gdy Lydia z trudem myła okna na korytarzu, usłyszała kroki za sobą. Odwróciła się i zobaczyła dyrektor Lunę, która przyglądała się jej z zimnym uśmiechem na twarzy.


— Jak idzie, Lydia? — zapytała Luna z ironią w głosie.


— Dobrze, pani dyrektor — odpowiedziała Lydia, starając się zachować spokój.


— Pamiętaj, że każde niedociągnięcie będzie karane. Musisz się bardziej starać — powiedziała Luna, unosząc bat w ostrzegawczym geście.


Lydia skinęła głową i wróciła do mycia okna, starając się powstrzymać łzy. Wiedziała, że nie ma wyboru i musi wytrzymać.


W tym samym czasie Molly zmuszona do ciężkiej pracy w kuchni, próbowała zebrać myśli. W końcu zdobyła się na odwagę, by porozmawiać z Luną.


— Pani dyrektor, może mogłabym pomóc Lydii? Widzę, że ma dużo pracy — zaproponowała ostrożnie.


Luna spojrzała na nią gniewnie.


— Molly, twoje zadanie to robić to, co ci każę, a nie kwestionować moje decyzje! — odparła surowo. — Lydia musi nauczyć się posłuszeństwa.


Molly westchnęła, ale postanowiła spróbować jeszcze raz.


— Rozumiem, pani dyrektor. Może dać jej chociaż trochę odpoczynku? Jest tylko dzieckiem — powiedziała z troską w głosie.


— Dość tego! — ryknęła Luna, unosząc bat. — Wracaj do pracy, Molly, zanim sama dostaniesz karę!


Molly opuściła głowę i wróciła do swoich obowiązków, wiedząc, że nie ma sensu dalej protestować.


W międzyczasie Lydia starała się jak (mogła), by wytrzymać ciężką pracę i nie złamać się pod presją. Wiedziała, że każde niedociągnięcie może skończyć się jeszcze większymi problemami.


Podczas przerwy, gdy Lydia sprzątała kuchnię, jej przyjaciółki, Matilde, Sela i Jamila, próbowały znaleźć sposób, by jej pomóc. Wiedziały, że nie mogą bezpośrednio porozmawiać z Lidią, ale miały plan.


— Matilde, musimy coś zrobić — szepnęła Sela. — Nie możemy pozwolić, by Lydia cierpiała sama.


— Masz rację — odpowiedziała Matilde. — Może spróbujemy przekazać jej wiadomość, że jesteśmy z nią, nawet jeśli nie możemy rozmawiać?


Jamila skinęła głową.


— Moglibyśmy napisać do niej list i zostawić go w miejscu, gdzie go znajdzie — zaproponowała.


Dziewczynki postanowiły działać. Napisały krótki list do Lydii, w którym wyraziły swoje wsparcie i zachętę. Wiedziały, że Lydia potrzebuje wsparcia, aby przetrwać ten trudny czas.


Wieczorem, gdy Lydia kończyła mycie okien, znalazła list ukryty za jednym z wazonów na korytarzu. Otworzyła go i przeczytała słowa otuchy od swoich przyjaciółek. Łzy napłynęły jej do oczu, ale tym razem były to łzy wdzięczności.


Następnego dnia, Lydia kontynuowała swoje obowiązki, wiedząc, że nie jest sama. Choć sytuacja była trudna, czuła się silniejsza dzięki wsparciu swoich przyjaciółek.


Luna jednak nie miała zamiaru łagodzić swoich metod. Każdego dnia sprawdzała, czy Lydia wypełnia swoje obowiązki, a każde niedociągnięcie kończyło się klapsem po tyłku.


— Pamiętaj, Lydia, posłuszeństwo jest najważniejsze — mówiła Luna za każdym razem, gdy karała dziewczynkę.


Molly, choć bezsilna wobec surowości Luny, starała się jak (mogła), by przynajmniej słowem wsparcia ulżyć dzieciom. Wiedziała, że muszą przetrwać te trudne chwile razem i nie tracić nadziei na lepsze dni.


Następnego dnia dyrektor Luna, przeszukując korytarze, natknęła się na list ukryty za jednym z wazonów. Otworzyła go i przeczytała słowa wsparcia skierowane do Lydii. Gniew w jej oczach zapłonął jeszcze mocniej, a twarz pobladła z wściekłości.


— Lydio! Do mojego gabinetu natychmiast! — krzyknęła Luna, jej głos niosąc się echem po całym sierocińcu.


Lydia, która myła okna na drugim końcu korytarza, zamarła. Wiedziała, że czeka ją coś strasznego. Drżąc, ruszyła w stronę gabinetu dyrektor.


— Tak, pani dyrektor? — zapytała nieśmiało, stając w progu.


— Co to jest?! — wrzasnęła Luna, machając listem przed twarzą Lydii. — Kto to napisał i dlaczego to ukrywałaś?!


— Ja… ja nie wiem, pani dyrektor. To nie ja pisałam ten list — próbowała się bronić Lydia, ale Luna nie miała zamiaru jej słuchać.


— Kłamiesz! — krzyknęła Luna, uderzając biurko pięścią. — To zdrada! Zdrada przeciwko mnie i przeciwko zasadom tego sierocińca!


Lydia, przerażona, z trudem powstrzymywała łzy.


— Proszę, pani dyrektor, to nie jest tak, jak pani myśli. Ja naprawdę nie wiem, kto napisał ten list. — Jej głos załamał się pod ciężarem strachu.


Luna, tracąc cierpliwość, wskazała na drzwi.


— Wynoś się z mojego gabinetu! I nie wracaj do swojego pokoju! Od dzisiaj będziesz spała w szopie na dworze. Może to nauczy cię posłuszeństwa i szacunku! — powiedziała z pogardą.


— Ale pani dyrektor, to niesprawiedliwe… — zaczęła Lydia, ale Luna przerwała jej, krzycząc jeszcze głośniej.


— Milcz! Nie będę tolerować żadnej niesubordynacji! Masz godzinę na spakowanie swoich rzeczy i wyniesienie się do szopy. Jeśli złamię jeszcze jedną zasadę, poniesiesz jeszcze surowsze konsekwencje. Zrozumiano?!


— Tak, pani dyrektor — odpowiedziała Lydia, nie widząc innego wyjścia.


Lydia, z ciężkim sercem, wróciła do swojego pokoju, gdzie czekały na nią Matilde, Sela i Jamila.


— Lydia, co się stało? — zapytała zaniepokojona Matilde, widząc łzy w oczach przyjaciółki.


— Dyrektor Luna znalazła nasz list. Jest wściekła i każe mi spać w szopie na dworze — odpowiedziała Lydia, ocierając łzy.


— To okropne! — wykrzyknęła Jamila. — Musimy coś zrobić!


— Nic nie możemy zrobić — powiedziała smutno Lydia. — Muszę po prostu to przetrwać. Dziękuję wam za wsparcie. To mi bardzo pomaga.


Matilde, Sela i Jamila przytuliły Lydię, próbując dodać jej otuchy.


— Będziemy cię odwiedzać i przynosić jedzenie. Nie jesteś sama — obiecała Sela.


— Dziękuję wam — powiedziała Lydia, czując, że choć sytuacja jest straszna, ma przyjaciół, na których może liczyć.


Z ciężkim sercem spakowała swoje rzeczy i ruszyła w stronę szopy. Gdy weszła do środka, zobaczyła, że to miejsce jest zimne i wilgotne, pełne pajęczyn i starego, nieużywanego sprzętu.


— To będzie mój nowy dom — pomyślała z goryczą.


Wieczorem, gdy już się ściemniło, Molly przyszła odwiedzić Lydię. Wiedziała, że musi pomóc dziewczynce w tej trudnej sytuacji.


— Lydio, przyniosłam ci trochę jedzenia i koc. Wiem, że to nie dużo, ale mam nadzieję, że pomoże — powiedziała Molly, podając jej torbę.


— Dziękuję, pani Molly. To wiele dla mnie znaczy — odpowiedziała Lydia, czując wdzięczność za troskę wychowawczyni.


— Staraj się przetrwać te ciężkie dni. Pamiętaj, że masz przyjaciół, którzy cię wspierają — powiedziała Molly, kładąc dłoń na ramieniu Lydii.


— Będę się starać. Dziękuję za wszystko — odpowiedziała Lydia, czując, że choć sytuacja jest trudna, ma wokół siebie ludzi, którzy ją wspierają.


Molly odeszła, a Lydia próbowała znaleźć wygodne miejsce do spania. Choć była zmęczona i przerażona, wiedziała, że musi przetrwać. I z pomocą swoich przyjaciół, miała nadzieję, że jakoś się uda.


Niestety, dobre serce Molly i jej troska o dzieci nie uszły uwadze dyrektor Luny. Surowa dyrektorka nie mogła znieść tego, że ktoś podważa jej autorytet, nawet w imię dobroci. Pewnego dnia, wściekła jak nigdy, zawołała Molly do swojego gabinetu.


— Molly, natychmiast do mojego gabinetu! — krzyknęła Luna, jej głos rozbrzmiewał echem po korytarzach sierocińca.


Molly, przeczuwając najgorsze szybko, udała się do gabinetu dyrektor. Weszła do środka, starając się zachować spokój.


— Tak, pani dyrektor? — zapytała cicho, starając się ukryć swoje zdenerwowanie.


— Zamknij drzwi — poleciła Luna, jej ton był lodowaty.


Molly posłusznie zamknęła drzwi i stanęła naprzeciwko Luny, która wstała ze swojego fotela i podeszła bliżej.


— Molly, twoje zachowanie jest absolutnie niedopuszczalne! — zaczęła Luna, jej twarz wykrzywiona wściekłością. — Podważasz mój autorytet, wspierasz niesubordynację wśród dzieci, a teraz dowiedziałam się, że potajemnie przynosisz Lydii jedzenie do szopy!


Molly poczuła, jak serce jej zamarło. Wiedziała, że Luna dowie się prędzej czy później, ale nie sądziła, że reakcja będzie aż tak gwałtowna.


— Pani dyrektor, chciałam tylko pomóc. Lydia jest tylko dzieckiem, nie powinna być karana w ten sposób — próbowała wyjaśnić Molly.


— Pomóc?! — Luna wrzasnęła, uderzając pięścią w biurko. — Twoja pomoc podważa moje decyzje! Jesteś tutaj, aby wykonywać polecenia, a nie je kwestionować! Twoje działanie jest zdradą wobec mnie i zasad tego sierocińca!


— Pani dyrektor, ja tylko chciałam, żeby dzieci czuły się bezpiecznie i kochane. One już i tak cierpią wystarczająco — powiedziała Molly, jej głos drżał, ale starała się być odważna.


— Dość tego! — krzyknęła Luna. — Nie będę tolerować takiego zachowania. Dyscyplinarnie zwalniam cię z pracy, Molly. Masz godzinę na spakowanie swoich rzeczy i opuszczenie sierocińca!


Molly spojrzała na Lunę zszokowana. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, ale wiedziała, że nie ma sensu się sprzeciwiać.


— Pani dyrektor, proszę, pozwól mi zostać, chociaż do końca dnia, żeby pożegnać się z dziećmi — próbowała jeszcze raz.


— Żadnych pożegnań! — odparła Luna chłodno. — Wynoś się natychmiast! Twoja obecność tutaj jest już niepożądana.


Molly, z ciężkim sercem, skinęła głową i wyszła z gabinetu. Łzy napływały jej do oczu, ale wiedziała, że musi być silna dla dzieci. Gdy pakowała swoje rzeczy, Matilde, Sela, Jamila i Lydia przyszły, aby się z nią pożegnać.


— Pani Molly, co się stało? — zapytała Matilde, widząc smutek w oczach Molly.


— Dyrektor Luna zwolniła mnie. Nie mogę tu już dłużej pracować — odpowiedziała Molly, próbując się uśmiechnąć.


— To niesprawiedliwe! — wykrzyknęła Sela. — Nie możemy pozwolić, żeby pani odeszła!


— Dziękuję, kochani, za wasze wsparcie — powiedziała Molly, przytulając każdą z dziewczynek. — Musicie być silni. Wiem, że to trudne, ale przetrwacie. Macie siebie nawzajem.


— Co teraz zrobimy bez pani? — zapytała Lydia, łzy spływały po jej policzkach.


— Musicie być dzielni i pamiętać, że zawsze macie wsparcie w sobie nawzajem. Obiecuję, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby znaleźć sposób, by wam pomóc — odpowiedziała Molly, ocierając łzy Lydii.


Kiedy Molly opuszczała sierociniec, serce jej się krajało. Wiedziała, że zostawia dzieci w trudnej sytuacji, ale była zdeterminowana, by znaleźć sposób, żeby im pomóc. Obiecała sobie, że wróci, że zrobi wszystko, co w jej mocy, by zmienić życie tych dzieci na lepsze.


Gdy drzwi sierocińca zamknęły się za nią, Molly poczuła mieszankę smutku i determinacji. Wiedziała, że czeka ją trudna droga, ale była gotowa na walkę. Dla Lydii, Matilde, Seli i Jamili, a także dla wszystkich innych dzieci w sierocińcu, które potrzebowały jej pomocy.


W sierocińcu Luna, pełna gniewu i złości, myślała, że pozbycie się Molly przywróci porządek. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że Molly miała zamiar zrobić wszystko, co w jej mocy, by zmienić ten porządek na lepsze. Dzieci, choć smutne, trzymały się razem, wiedząc, że mają siebie nawzajem i że ich przyjaciółka Molly nie opuści ich na zawsze.


Dyrektor Luna stanęła na podium w auli apelowej, jej spojrzenie przeszywało wszystkie dzieci zgromadzone przed nią. Miała wściekły wyraz twarzy, a wokół niej unosiła się aura surowości i niepokoju.


— Dzieci! — jej głos rozbrzmiewał głośno w całej sali. — Dzisiaj mamy bardzo poważną sytuację do omówienia. Zdrada i niesubordynacja wobec mojej osoby oraz zasad tego sierocińca!


Wszystkie dzieci stały w milczeniu, trzymając oddech, obserwując dyrektorkę z nerwowym podnieceniem.


— Lydia! — Luna wskazała dziewczynkę, która stała obok niej, klęczącą na kolanach. — Przyszłaś tu, aby stanąć przed wszystkimi i zaakceptować swoją karę za zdradę i niesubordynację!


Lydia spojrzała w dół, nie odważając się podnieść wzroku na dyrektorkę. Wiedziała, że teraz musi wytrwać w milczeniu i zgodnie przyjąć surowe kary.


— Nie możesz rozmawiać z innymi dziećmi — kontynuowała Luna, jej głos twardy i zdecydowany. — Masz zakaz jakichkolwiek kontaktów z nimi, dopóki nie pokażesz posłuszeństwa i szacunku wobec moich poleceń!


Lydia skinęła głową, potwierdzając, że zrozumiała nakazy dyrektorki.


— A teraz, dzieci, pamiętajcie, że każde złamanie zasad będzie surowo karane! — zakomunikowała Luna, patrząc na zgromadzonych pod swoim wzrokiem. — Nie toleruję żadnej niesubordynacji ani buntu wobec mojej osoby!


Dzieci stały w milczeniu, czując ciężar surowych słów dyrektorki opadający na ich ramiona. Wiedziały, że muszą być ostrożne, żeby uniknąć jej gniewu, ale jednocześnie czuły się bezradne w obliczu takiej surowości.


Luna spojrzała na Lydię, która klęczała na kolanach obok niej, i zdecydowanym krokiem opuściła podium. Jej obecność w auli wciąż wzbudzała strach i niepokój wśród dzieci, które czuły, że muszą być ostrożne, aby nie zasłużyć na jej gniew.


Lydia, wyczerpana i przygnębiona, spędzała dni i noce (sprzątając) łazienkę pod czujnym okiem dyrektorki Luny. Każdy ruch, każde uderzenie miotły, każde mycie, było kontrolowane przez surową dyrektorkę, która nieustannie nad nią czuwała.


— Przyspiesz to tempo, Lydia! — krzyczała Luna, patrząc na dziewczynkę z wyrazem zniecierpliwienia. — Sprzątaj to natychmiast!


Lydia, zmęczona i zdesperowana, starała się jak (mogła), aby spełnić oczekiwania dyrektorki, ale praca była ciężka, a jej ciało przemęczone.


Sela i Matilde, stojące z boku, patrzyły z niepokojem na swoją przyjaciółkę. Wiedziały, że nie mogą jej pomóc, bo łazienka była zamknięta na klucz, a Luna surowo zabroniła jakiejkolwiek ingerencji.


— Musimy coś zrobić, Matilde — szepnęła Sela, ściszając głos, aby nie usłyszała ich dyrektorka. — Lydia ledwo zipie, a ona nadal musi sprzątać całą noc.


Matilde pokręciła głową, również zaniepokojona sytuacją.


— Nie możemy nic zrobić, dopóki nie mamy planu — odpowiedziała cicho. — Musimy być ostrożne, żeby nie wpaść w oko dyrektorce.


W międzyczasie Molly, która została zwolniona z pracy, obserwowała z oddali, jak dzieje się w sierocińcu. Czuła się bezsilna, nie mogąc pomóc Lydii i innym dzieciom, ale jednocześnie obiecała sobie, że znajdzie sposób, by to zmienić.


Gdy Luna nie odrywała wzroku od Lydia, Molly zdecydowała się podjąć ryzyko i zbliżyła się do dziewczynki.


— Lydia, musisz być silna — szepnęła, unosząc dłoń, aby dotknąć ramienia dziewczynki.


Lydia spojrzała na Molly z wdzięcznością w oczach, choć wiedziała, że rozmowa z nią w obecności dyrektorki może przynieść jej kłopoty.


— Dziękuję, pani Molly — szepnęła cicho. — Spróbuję wytrzymać.


Molly skinęła głową, rozumiejąc sytuację, i cofnęła się, zanim Luna zauważyła ich rozmowę.


Tak trwało życie w sierocińcu pod rządami surowej dyrektorki Luny, gdzie dzieci musiały znosić ciężki trud codziennej pracy i gniew surowych kar. Mimo wszystko nadzieja na lepsze jutro trwała, wspierana przez dobre serca tych, którzy odważnie stawiali czoła trudnościom.


Matilde, z listem w dłoni, wróciła do auli apelowej, gdzie Luna nadal nadzorowała pracę Lydii. Ostrożnie uniosła wzrok, aby sprawdzić, czy dyrektorka jest zajęta, a następnie cichutko podbiegła do niej.


— Pani dyrektor — szepnęła, trzymając list z niepewnością.


Luna obróciła się w jej stronę, spojrzenie pełne surowości.


— Co jest, Matilde? — zapytała, widząc jej niepokój.


— List dla pani dyrektor — odpowiedziała Matilde, przekazując jej kopertę.


Luna wzięła list, a jej ręce drżały nieco, gdy zauważyła, że jest to list od burmistrza. Ostrożnie otworzyła kopertę i przeczytała zawartość. Jej wyraz twarzy zaczął zmieniać się, kiedy przeczytała treść.


— To niemożliwe… — wyszeptała, zszokowana.


— Co się stało, pani dyrektor? — zapytała zaniepokojona Matilde.


Luna, zaciśniętymi zębami, złożyła list i schowała go do kieszeni.


— Nic, co cię obchodzi. Idź do swoich obowiązków — odrzekła ostro, odsuwając Matilde.


Matilde cofnęła się, widząc, że dyrektorka jest zbyt zajęta, aby rozmawiać. W jej sercu płonęło zaciekawienie, co takiego zawierał ten list, że tak mocno poruszył dyrektorkę Lunę.


Tymczasem, zupełnie nieświadoma tego, co się dzieje za drzwiami, kontynuowała swoją pracę, nadal stojąc w cieniu surowej dyscypliny dyrektorki. W jej sercu tliła się nadzieja, że może kiedyś uda jej się znaleźć wyjście z tego sierocińca i odzyskać swoją wolność.


Lydia, choć zmęczona i przygnębiona, kontynuowała sprzątanie łazienki. Jej ręce były pokryte pęcherzami od nieustannego szorowania, a oczy szczypały od łez zmieszanych z detergentami. Właśnie skończyła mycie jednej z umywalek, gdy usłyszała zbliżające się kroki. Była to dyrektor Luna, której oblicze pełne było wściekłości.


— Lydia! — krzyknęła Luna, jej głos rozbrzmiewał echem w całej łazience. — Sprzątaj szybciej! Nie mam całego dnia, żeby patrzeć, jak się ociągasz!


Lydia zadrżała, ale nie odważyła się spojrzeć dyrektorce w oczy.


— Tak, pani dyrektor — odpowiedziała cicho, po czym przyspieszyła swoje ruchy.


W tym czasie Matilde, Sela, Joy, Jesenia i Jamila obserwowały sytuację z daleka, trzymając się blisko siebie. Były przerażone tym, co działo się z ich przyjaciółką, ale wiedziały, że nie mogą jej pomóc. Łazienka była zamknięta na klucz, a każda próba ingerencji mogłaby skończyć się dla nich surową karą.


— Musimy coś zrobić — powiedziała cicho Sela, spoglądając na pozostałe dziewczynki. — Lydia nie wytrzyma długo w takim tempie.


— Ale co możemy zrobić? — zapytała Joy, jej głos pełen był bezradności. — Dyrektor Luna jest nieugięta. Każda próba pomocy Lydii skończy się dla nas karą.


— Może znajdziemy sposób, żeby otworzyć drzwi łazienki — zaproponowała Jesenia, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie.


Matilde, która była najstarsza z dziewczynek, zastanawiała się chwilę, a potem skinęła głową.


— Spróbujemy — powiedziała zdecydowanie. — Ale musimy być bardzo ostrożne.


W tym samym czasie Luna wciąż nadzorowała pracę Lydii, nieustannie krzycząc na nią, by przyspieszyła.


— Sprzątaj mi to natychmiast! — powtarzała co chwilę, nie dając dziewczynce chwili wytchnienia.


Lydia, mimo że była wyczerpana, starała się jak (mogła), aby spełnić oczekiwania dyrektorki. Wiedziała, że każde opóźnienie może skończyć się dla niej jeszcze większą karą.


Kiedy Luna na chwilę odeszła, aby odebrać telefon w swoim gabinecie, Matilde, Sela, Joy, Jesenia i Jamila skorzystały z okazji. Podbiegły do drzwi łazienki i zaczęły szukać sposobu, by je otworzyć.


— Musimy się pospieszyć — szepnęła Matilde, spoglądając na zamek. — Jeśli Luna wróci i nas zobaczy, będziemy miały kłopoty.


Jesenia, która była najbardziej zręczna, znalazła spinacz do papieru i zaczęła manipulować zamkiem. Po kilku minutach usłyszały kliknięcie i drzwi się otworzyły.


— Lydia! — zawołały cicho, wchodząc do środka.


Lydia podniosła wzrok i zobaczyła swoje przyjaciółki. Łzy napłynęły jej do oczu.


— Dziewczyny… — wyszeptała, nie wierząc, że naprawdę przyszły jej pomóc.


— Szybko, musimy cię stąd wyciągnąć, zanim Luna wróci — powiedziała Matilde, chwytając Lydię za rękę.


Wszystkie razem pomogły Lydii wstać i wyprowadziły ją z łazienki. Schowały ją w jednej z pustych sal, gdzie mogła chwilę odpocząć.


— Nie możemy tu długo zostać — powiedziała Sela. — Musimy wymyślić, co dalej.


— Będziemy musiały coś zrobić, żeby odwrócić uwagę Luny — dodała Joy. — Ale teraz najważniejsze jest, żeby Lydia odpoczęła.


Lydia spojrzała na swoje przyjaciółki z wdzięcznością.


— Dziękuję wam — powiedziała cicho. — Nie wiem, co bym bez was zrobiła.


— Jesteśmy w tym razem — odpowiedziała Matilde, ściskając jej dłoń. — I razem znajdziemy sposób, żeby to przetrwać.


Dyrektor Luna, odkrywszy wyłamany zamek, szybko zwołała pilny apel w auli sierocińca. Dziewczęta i chłopcy zgromadzili się z niepokojem, widząc wyraz wściekłości na twarzy dyrektorki.


— Dzieci! — krzyknęła Luna, jej głos rozbrzmiewał groźnie w całej sali. — Co się stało z Lydią?! Gdzie ona jest?!


Dziewczęta i chłopcy patrzyli na siebie z niepewnością, nieświadomi, co odpowiedzieć. Luna, widząc ich milczenie, podniosła jeszcze bardziej ton głosu.


— Nie chcę tu żadnych wymówek! — kontynuowała. — Gdzie jest Lydia?!


Matilde, choć przerażona, postanowiła stanąć na wysokości zadania.


— Pani dyrektor, nie wiemy, gdzie jest Lydia — powiedziała zdecydowanie. — Znaleźliśmy ją wyczerpaną w łazience i postanowiliśmy ją wyprowadzić, żeby odpoczęła. Potem musiała zniknąć, kiedy pani odeszła.


Luna, widząc, że sytuacja wymyka się spod kontroli, poczuła, że wściekłość bierze górę nad nią.


— To absolutnie niedopuszczalne! — wrzasnęła. — Jak mogliście pozwolić jej uciec?! Każda minuta bez nadzoru jest zagrożeniem dla jej bezpieczeństwa!


Dziewczęta i chłopcy, czując się winni, stali w milczeniu, nie mając nic więcej do dodania. Luna, widząc, że nic nie osiągnie z tego apelu, postanowiła podjąć działanie.


— Poszukajcie jej wszędzie! — rozkazała ostro. — Niech nikt nie odpocznie, dopóki Lydia nie zostanie odnaleziona!


Dziewczęta i chłopcy ruszyli do akcji, wiedząc, że muszą znaleźć Lydię, zanim coś złego się stanie. Tymczasem Luna, opanowana wściekłością, postanowiła podjąć dalsze kroki, żeby przywrócić porządek w sierocińcu.


Matilde, nerwowo przestępując z nogi na nogę, kontynuowała sprzątanie parapetów. Widziała, że jedynym sposobem na uniknięcie jeszcze większych kłopotów było przyznanie się do swojego udziału w uwolnieniu Lydii.


— Sela — szepnęła, spoglądając na przyjaciółkę. — Myślę, że powinnam pójść do gabinetu dyrektor Luny i przyznać się do wszystkiego.


Sela spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami, wiedząc, że to ryzykowny krok.


— Matilde, to bardzo poważny błąd — powiedziała, próbując powstrzymać przyjaciółkę. — Jeśli się przyznasz, dyrektor Luna może na ciebie wpaść z jeszcze większym gniewem.


Matilde westchnęła, czując ciężar decyzji.


— Wiem, ale nie mogę znieść myśli, że Lydia będzie cierpieć z naszego powodu. Muszę to zrobić, to jedyna droga, aby uniknąć większych problemów.


Sela, choć zaniepokojona, zrozumiała determinację Matilde. Skinęła głową, wiedząc, że nie może jej powstrzymać.


— Dobrze, ale bądź ostrożna — szepnęła. — Wiem, że robisz to, co uważasz za słuszne.


Matilde, pełna niepokoju, ruszyła w kierunku gabinetu dyrektor Luny. Kiedy weszła, zobaczyła, że dyrektorka jest zawalona robotą, papiery leżały wszędzie, a Luna miała zacięty wyraz twarzy.


— Pani dyrektor… — zaczęła niepewnie Matilde, stojąc w progu.


Luna podniosła wzrok, irytacja malowała się na jej twarzy.


— Co chcesz, Matilde? — zapytała surowo. — Nie widzisz, że jestem zajęta?


— Tak, pani dyrektor, widzę — odpowiedziała Matilde, zbierając odwagę. — Ale muszę z panią porozmawiać. To ważne.


Luna westchnęła głęboko, odkładając pióro.


— Dobrze, mów szybko, nie mam całego dnia — powiedziała, patrząc na nią z oczekiwaniem.


— Pani dyrektor, ja… ja muszę się przyznać do czegoś — zaczęła Matilde, jej głos drżał. — To ja pomogłam Lydii uciec z łazienki. Wiedziałam, że jest wyczerpana i potrzebuje odpoczynku.


Luna zmrużyła oczy, jej twarz stężała w wyrazie gniewu.


— Ty co?! — wykrzyknęła, wstając gwałtownie. — Czy ty zdajesz sobie sprawę, jakie konsekwencje może to mieć dla wszystkich?


Matilde, mimo strachu, stanęła na wysokości zadania.


— Wiem, pani dyrektor, ale nie mogłam patrzeć, jak Lydia cierpi. Proszę, ukarzcie mnie, ale oszczędźcie Lydię. To ja ponoszę pełną odpowiedzialność.


Luna wściekła, zrobiła krok w stronę Matilde.


— Myślisz, że jedno przyznanie się załatwi sprawę? — zapytała z jadem. — Całe sierociniec jest w niebezpieczeństwie przez twoją niesubordynację!


Matilde spuściła wzrok, wiedząc, że zrobiła, co mogła.


— Rozumiem, pani dyrektor — powiedziała cicho. — Jestem gotowa ponieść konsekwencje.


Luna przez chwilę milczała, walcząc ze swoją wściekłością. W końcu westchnęła ciężko.


— Dobrze, Matilde — powiedziała, tonując nieco swój głos. — Znajdę dla ciebie odpowiednią karę. Ale teraz wracaj do swoich obowiązków. Jeszcze nie skończyłam z tobą.


Matilde skinęła głową i wyszła z gabinetu, czując, że choć spotka ją kara, to może uda się jakoś ocalić Lydię przed dalszymi cierpieniami. Sela czekała na nią na korytarzu, a kiedy Matilde do niej podeszła, przytuliła ją mocno.


— Byłaś bardzo odważna — powiedziała Sela. — Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.


— Ja też — odpowiedziała Matilde, trzymając przyjaciółkę. — Ja też.


Michał przysunął się do Amalii z lekkim wyrazem zmartwienia na twarzy.


„Posłuchaj, Amalia,” zaczął, spoglądając na nią poważnie. „Musisz uważać na kilka rzeczy tutaj, w sierocińcu. Przede wszystkim, nie irytuj pani dyrektor Luny. Ona może być bardzo surowa i bezlitosna, a wkurzanie jej może przynieść ci jeszcze więcej kłopotów.”


Amalia przytaknęła, słuchając uważnie.


Drugą rzeczą, którą musisz zrozumieć, to, że życie w sierocińcu to nie bajka,” kontynuował Michał. „Niektórzy z nas próbowali uciec, ale to niemożliwe. Luna ma to miejsce w swojej kontroli i nie pozwoli nikomu na łamanie zasad.”


Amalia wzdrygnęła się nieco, słysząc te słowa, ale wiedziała, że musi je zaakceptować.


„Matilde,” dodał Michał po chwili ciszy, „to inna sprawa. Ona może wydawać się przyjazna na pierwszy rzut oka, ale nie ufaj jej zbytnio. Matilde miała już problemy z dyrektorką, a teraz ostrzegam cię, żebyś była ostrożna wokół niej.”


Amalia skinęła głową, zaczynając pojmować, jak trudne może być życie w sierocińcu.


„I na koniec,” kontynuował Michał, „musisz wiedzieć o problemach Lydii. Ona doświadczyła wielu trudności tutaj, ale zawsze staraliśmy się jej pomóc. Bądź dla niej miła i wspieraj ją, gdy tylko możesz.”


Amalia spojrzała na Michała z wdzięcznością za te ostrzeżenia, zdając sobie sprawę, że będzie musiała być czujna i wytrwała, jeśli chce przetrwać w tym surowym środowisku.


Po kilku dniach odnalezienia Lydii koszmar w sierocińcu zaczął się pogłębiać. Michał był wściekły na Lydię, oskarżając ją o skazanie wszystkich na jeszcze większe cierpienia. Matilde została boleśnie ukarana za swoje przewinienie, a wszystkie dzieci musiały harować ciężej niż kiedykolwiek, bez żadnych przerw.


Codziennie Lydia i Michał byli odpowiedzialni za dźwiganie ciężkich wiader i szorowanie podłóg w łazienkach, podczas gdy reszta dzieci myła okna, szorowała dywany i sprzątała umywalki. Tak harowali przez kilka długich dni, aż pewnego dnia stało się coś, czego nikt się nie spodziewał — do sierocińca została przyjęta nowa dziewczynka, Amalia.


W dniu jej przybycia, dyrektor Luna zwołała apel, aby przedstawić nową dziewczynkę wszystkim dzieciom.


— Dzieci, oto Amalia — oznajmiła Luna, wskazując na nową dziewczynkę stojącą obok niej. — Będzie teraz jedną z was. Oczekuję, że przyjmiecie ją dobrze i pomożecie jej odnaleźć się w naszych zasadach.


Lydia i reszta dzieci patrzyli na Amalię z ciekawością i lekkim niepokojem. Wiedzieli, że każde nowe dziecko mogło wprowadzić nieoczekiwane zmiany w ich codziennym życiu.


Po apelu Lydia zbliżyła się do Amalii, starając się przywitać ją przyjaźnie.


— Cześć, jestem Lydia — powiedziała, wyciągając rękę. — Jak się masz?


Amalia spojrzała na nią niepewnie, ale uścisnęła jej dłoń.


— Cześć, Lydia. Mam nadzieję, że się tu odnajdę — odpowiedziała cicho.


W tym momencie do rozmowy dołączył Michał, który nadal był wściekły na Lydię.


— Lepiej, żebyś od razu nauczyła się, jak tu naprawdę jest — powiedział z sarkazmem. — Bo to miejsce to nie bajka.


Amalia spojrzała na niego ze zdziwieniem, a Lydia westchnęła.


— Michał, nie musisz być taki ostry — powiedziała, próbując uspokoić sytuację. — Amalia dopiero co przyjechała.


— Ostry? — prychnął Michał. — To ty skazałaś nas wszystkich na jeszcze gorsze warunki. Teraz wszyscy płacimy za twoje błędy.


Amalia, widząc napięcie między nimi, poczuła się jeszcze bardziej zagubiona.


— Przepraszam, nie chciałam sprawić kłopotów — powiedziała cicho.


Lydia spojrzała na nią ze współczuciem.


— To nie twoja wina, Amalia. Po prostu mamy tu teraz cięższy czas — powiedziała, starając się ją uspokoić.


W tym momencie do grupy podeszła Matilde, wciąż nosząca ślady swojej kary.


— Hej, nie kłóćcie się — powiedziała stanowczo. — Musimy się trzymać razem, jeśli chcemy przetrwać.


Michał westchnął, ale skinął głową, zgadzając się z Matilde.


— Masz rację, Matilde. Przepraszam, Amalia — powiedział, choć jego głos nadal był pełen goryczy.


Amalia uśmiechnęła się niepewnie.


— Dziękuję. Postaram się być pomocna — odpowiedziała.


Lydia, Matilde i Michał spojrzeli na nią z nadzieją, że może nowa dziewczynka wniesie trochę światła do ich ponurego życia w sierocińcu. Wiedzieli, że muszą trzymać się razem, by przetrwać to, co ich czeka.


Wkrótce Luna ponownie zawołała ich do obowiązków, a dzieci ruszyły do pracy, ale teraz miały nową nadzieję i determinację. Amalia, choć jeszcze nieświadoma pełnych realiów życia w sierocińcu, stała się symbolem nowego początku i może, tylko może, nadziei na lepsze dni.


Dyrektorka Luna poprowadziła Amalię do specjalnego pokoju, który wyglądał na miejsce przeznaczone dla nowych przybyszów. Amalia czuła się coraz bardziej nieswojo, wiedząc, że coś złego się szykuje.


— Co… co tu się dzieje? — zapytała niepewnie, gdy dyrektorka zamknęła za nimi drzwi.


Luna spojrzała na nią surowo.


— Amalia, teraz musisz zdjąć swoje ubrania — oznajmiła zdecydowanie. — Założysz stare zniszczone łachy, które będą twoimi nowymi ubraniami.


Amalia poczuła gwałtowny przypływ niepokoju. To, czego się spodziewała, było jeszcze gorsze niż się (spodziewała).


— Ale dlaczego…? — zaczęła, ale przerwała jej surowy wzrok dyrektorki.


— Bez zbędnych pytań — przerwała jej dyrektorka. — Masz to zrobić teraz, jeśli nie chcesz dostać jeszcze większej kary.


Amalia wiedziała, że nie ma wyboru. Z trudem powstrzymując łzy, zaczęła zdejmować swoje ubrania. Dyrektorka obserwowała ją surowym spojrzeniem, a Amalia czuła się coraz bardziej upokorzona.


Kiedy skończyła, została przedstawiona zniszczonym łachom, które miały zastąpić jej ubrania. Wiedziała, że musi zaakceptować to, co jej narzucono, ale w jej sercu płonął bunt.


— Proszę… — zaczęła, ale dyrektorka przerwała jej.


— Czas na twoje nowe ubrania — powiedziała zimnym tonem.


Amalia ubrała się w stare łachy, czując się jakby (utraciła) ostatnią iskierkę godności. Dyrektorka popatrzyła na nią z satysfakcją, widząc, że osiągnęła swój cel.


— Teraz pójdziemy do reszty dzieci — oznajmiła. — W końcu musisz zacząć swoje obowiązki w sierocińcu.


Amalia skinęła głową, próbując ukryć swoje rozczarowanie i ból. Wiedziała, że musi znaleźć siłę, by przetrwać to, co ją czekało. W jej sercu tlił się płomień nadziei, że może, kiedyś, znajdzie sposób, aby uciec z tego miejsca i odnaleźć lepsze życie.


Dyrektorka Luna poprowadziła Amalię za ramię do sali, w której czekały już inne dzieci. Jej chwyt był surowy i nieprzyjemny, ale Amalii nie wolno było się rozpłakać przy dyrektorce. Czuła ból i upokorzenie, ale wiedziała, że musi zachować się zgodnie z oczekiwaniami.


Kiedy przekroczyły próg, Luna zwróciła się do grupy dzieci ze stoickim wyrazem twarzy.


— Oto Amalia, nasza nowa podopieczna — ogłosiła, wskazując na dziewczynkę, która stała obok niej.


Dzieci spojrzały na Amalię z ciekawością i delikatnym współczuciem. Wiedziały, co to znaczyło być nowym w sierocińcu, ale nikt nie mógł sobie wyobrazić, co przeszła Amalia, zanim tu trafiła.


Amalia poczuła na sobie spojrzenia innych dzieci i zrobiła wszystko, aby zachować spokój. Mimo że płonęła w niej chęć krzyku i płaczu, wiedziała, że musi być silna. Musiała udowodnić, że potrafi przetrwać to wszystko.


Dyrektorka Luna, widząc, że Amalia zachowuje się zgodnie z oczekiwaniami, zdecydowała się odejść, pozostawiając nową podopieczną w rękach innych dzieci.


— Mam nadzieję, że szybko się tu zadomowisz, Amalia — oznajmiła zimnym tonem, zanim wyszła z sali, zostawiając dziewczynkę wśród nowych współtowarzyszy.


Amalia, wciąż trzęsąca się od emocji, usiadła obok innych dzieci, próbując udawać, że wszystko jest w porządku. Ale w jej sercu płonęła iskra buntu i determinacji, aby przetrwać i odnaleźć lepsze życie poza tym ponurym miejscem.


Michał przysunął się do Amalii z lekkim wyrazem zmartwienia na twarzy.


„Posłuchaj, Amalia,” zaczął, spoglądając na nią poważnie. „Musisz uważać na kilka rzeczy tutaj, w sierocińcu. Przede wszystkim, nie irytuj pani dyrektor Luny. Ona może być bardzo surowa i bezlitosna, a wkurzanie jej może przynieść ci jeszcze więcej kłopotów.”


Amalia przytaknęła, słuchając uważnie.


Drugą rzeczą, którą musisz zrozumieć, to, że życie w sierocińcu to nie bajka,” kontynuował Michał. „Niektórzy z nas próbowali uciec, ale to niemożliwe. Luna ma to miejsce w swojej kontroli i nie pozwoli nikomu na łamanie zasad.”


Amalia wzdrygnęła się nieco, słysząc te słowa, ale wiedziała, że musi je zaakceptować.


„Matilde,” dodał Michał po chwili ciszy, „to inna sprawa. Ona może wydawać się przyjazna na pierwszy rzut oka, ale nie ufaj jej zbytnio. Matilde miała już problemy z dyrektorką, a teraz ostrzegam cię, żebyś była ostrożna wokół niej.”


Amalia skinęła głową, zaczynając pojmować, jak trudne może być życie w sierocińcu.


„I na koniec,” kontynuował Michał, „musisz wiedzieć o problemach Lydii. Ona doświadczyła wielu trudności tutaj, ale zawsze staraliśmy się jej pomóc. Bądź dla niej miła i wspieraj ją, gdy tylko możesz.”


Amalia spojrzała na Michała z wdzięcznością za te ostrzeżenia, zdając sobie sprawę, że będzie musiała być czujna i wytrwała, jeśli chce przetrwać w tym surowym środowisku.


Następnego ranka dyrektorka Luna zwołała zebranie, na które przyszły wszystkie dzieci, w tym nowa podopieczna, Amalia. Wzrok Luny był twardy i bezlitosny, a jej głos przebił ciszę w sali.


— Amalia, podejdź tutaj — rozkazała Luna, a dziewczynka powoli ruszyła w stronę dyrektorki, czując na sobie spojrzenia wszystkich dzieci.


Kiedy stanęła przed Luną, dyrektorka zaczęła mówić:


— Wczoraj widziałam, że jeszcze nie wiesz, jak zachować się w naszym sierocińcu. Zbyt wiele razy widziałam twoje niezadowolenie i brak posłuszeństwa. Dlatego od dzisiaj będziesz traktowana o wiele surowiej, aż nauczysz się, jakie są zasady i jak masz się tutaj zachowywać.


Amalia poczuła, jak ściska jej się żołądek, ale starała się zachować spokój. Wiedziała, że musi być silna.


— Pani dyrektor… — zaczęła nieśmiało, ale Luna przerwała jej surowym gestem ręki.


— Nie przerywaj mi, Amalia. Od teraz będziesz miała dodatkowe obowiązki. Będziesz odpowiedzialna za mycie wszystkich okien każdego dnia, a także za sprzątanie łazienek po każdym użyciu. Oprócz tego, musisz pomagać w kuchni przy przygotowywaniu posiłków i sprzątaniu.


Amalia wstrzymała oddech, próbując zrozumieć, jak poradzi sobie z tym wszystkim. Widząc jej przerażenie, Luna kontynuowała:


— A jeśli zobaczę jakiekolwiek oznaki oporu, lenistwa lub niezadowolenia, kara będzie jeszcze surowsza. Rozumiesz, co mówię?


Amalia skinęła głową, a jej oczy zaszkliły się łzami. Starała się jednak nie płakać przy wszystkich.


— Tak, pani dyrektor — odpowiedziała cicho.


— Dobrze. Mam nadzieję, że zrozumiałaś powagę sytuacji. Nie toleruję nieposłuszeństwa ani lenistwa. A teraz wracaj do swoich obowiązków — zakończyła Luna, odsyłając Amalię do pracy.


Kiedy Amalia wróciła do grupy dzieci, Lydia, Michał, i reszta spojrzeli na nią z współczuciem. Wiedzieli, że teraz będzie jej jeszcze trudniej.


Po zebraniu Lydia podeszła do Amalii, chcąc dodać jej otuchy.


— Amalia, damy radę — powiedziała Lydia cicho. — Pomożemy ci, jak tylko będziemy mogli.


Amalia spojrzała na nią z wdzięcznością, choć w jej sercu nadal panował strach i niepewność.


— Dziękuję, Lydia — odpowiedziała szeptem. — Będę się starała. Naprawdę.


— Wiem, że dasz radę — dodał Michał, zbliżając się do dziewcząt. — Musimy trzymać się razem.


I choć życie w sierocińcu stawało się coraz trudniejsze, dzieci wiedziały, że wspierając się nawzajem, mogą przetrwać nawet najcięższe próby.


Jamila, jedna z jej przyjaciółek, zbliżyła się do niej, opierając się o blat kuchenny. „Lydia, czy jesteś w porządku? Wyglądasz na zmęczoną”.


Lydia uśmiechnęła się słabo. Tak, jestem w porządku. Po prostu trochę zmęczona po nocnej zmianie. Nie ma znaczenia, musimy dostarczyć śniadanie przed przyjściem dyrektorki Luny.


Jamila skinęła zrozumieniem. Rozumiem. Czy mogę jakoś pomóc?


Lydia pokręciła głową. „Nie, nie martw się. Radzę sobie. Wiesz, jak bardzo pani Luna pilnuje, aby wszystko było zrobione dokładnie tak, jak tego chce”.


W miarę jak Lydia kontynuowała pracę, Matilde, kolejna z dziewcząt, dołączyła do nich w kuchni. „Lydia, słyszałam, że musiałaś znów myć okna wczoraj wieczorem. To musiało być straszne”.


Lydia westchnęła. „Tak, było ciężko. Wiesz, jak to jest. Muszę wykonywać swoje obowiązki, choć czasem czuję się tak zmęczona, że nie wiem, czy dam radę”.


Matilde położyła jej dłoń na ramieniu. „Jesteśmy z tobą, Lydia. Zawsze. Możesz na nas liczyć.”


W sierocińcu, gdzie surowa dyrektorka Luna rządziła z żelazną ręką, każda czynność była precyzyjnie określona i żadne odstępstwo od norm nie było tolerowane. Tego dnia, gdy dyrektorka prowadziła zajęcia pisania, Amalia, jedno z dzieci przebywających pod jej rygorystycznym nadzorem, musiała wykonywać inne zadanie.


Dyrektorka Luna, siedząc z pełnym majestatem za biurkiem, patrzyła na grupę dzieci skupionych wokół tablicy, której czarna powierzchnia była zarzewiem nieskończonych znaków pisma. Amalia, stojąca z wiadrem w ręku i mopem w drugiej, musiała skrupulatnie czyścić korytarze, nie mając przywileju uczestniczenia w zajęciach.


Proszę, uważajcie na formę liter, ostrzegała dyrektorka, pilnując każdego ruchu długim spojrzeniem. „Nie toleruję niedbalstwa.


W tym czasie Amalia starannie myła podłogi, skupiając się na swoim zadaniu, świadoma, że nie ma prawa nawet zastukać do drzwi sali lekcyjnej. Musiała zachować milczenie i skupić się na swoich obowiązkach porządkowych.


Nagle, jedno z dzieci podniosło rękę, prosząc o zgodę na pójście do toalety. „Dyrektorko, czy mogę…?” zaczął Maksymilian, lecz został przerwany ostrym spojrzeniem dyrektorki.


„Zachowaj ciszę, Maksymilian,” odezwała się surowo. „Nie widzisz, że prowadzę lekcję? Nie ma przerw w moim programie”.


Amalia kontynuowała swoje zajęcia, starając się nie zwracać uwagi na rozwijające się na tablicy zdania, ani na dialog, który odbywał się w sali lekcyjnej. Musiała skupić się na swojej pracy, wiedząc, że jakakolwiek uwaga ze strony dyrektorki mogłaby skończyć się dla niej surowymi konsekwencjami.


Tak więc Amalia pracowała, niosąc kredę i mocząc gąbkę, ale bez możliwości uczestniczenia w edukacyjnych zajęciach, które dla innych dzieci były rzadką odmianą w ich surowym codziennym życiu.


Lydia, stojąc w ciszy obok drzwi sali lekcyjnej, postanowiła poprosić dyrektorkę o zgodę na pójście do toalety. Odruchowo podniosła rękę, by zgłosić swoją prośbę, jednak zanim zdążyła nawet otworzyć usta, dyrektorka Luna przerwała lekcję, kierując na nią swoje gniewne spojrzenie.


„Co to ma być, Lydia?” odezwała się dyrektorka, jej głos wypełniony nieokiełznaną surowością. „Czyżbyś myślała, że możesz przerywać mi w trakcie zajęć?”


Lydia, wstrzymując oddech, starając się utrzymać spokój w obliczu wybuchu dyrektorki, odparła: „Proszę pani, potrzebuję tylko na chwilę wyjść do toalety. To pilne”.


Dyrektorka Luna, jej oczy iskrzące się nieprzejednaną determinacją, spojrzała na Lydię z wyraźnym niezadowoleniem. „Nie ma mowy, Lydia,” odpowiedziała surowo. „Nie ma miejsca na przerwy w moim harmonogramie. Musisz czekać do końca lekcji”.


Lydia, czując, jak zimny pot kapiący jej po plecach, próbowała jeszcze raz przekonać dyrektorkę. „Proszę pani, naprawdę jestem bardzo zaniepokojona. To pilne”.


Dyrektorka Luna wzruszyła tylko lekko ramionami, nieznacznie zmieniając swoje stanowisko. Nie ma dyskusji, Lydia,

powiedziała stanowczo. Zasady są jasne. Nie ma wyjątków. Wróć do swojej pracy natychmiast.”


Lydia, czując na sobie wzrok wszystkich dzieci, które teraz skupiły na niej swoje spojrzenia, musiała poddać się dyrektywie dyrektorki. Schodząc wzrokiem, wróciła do swojego zadania, przygnieciona ciężarem nieprzyjemności i poczuciem bezsilności wobec nieustępliwej surowości, jaka panowała w sierocińcu.


Lydia, zdeterminowana i przerażona, nie mogła już dłużej czekać. Pomimo surowych słów dyrektorki, podjęła decyzję. Nagle wstała, wybiegła z klasy pędem i skierowała się w stronę toalety, ignorując szokowane spojrzenia swoich rówieśników.


Dyrektorka Luna osłupiała przez moment, szybko odzyskała zimną krew. Jej twarz wykrzywił gniew, a jej oczy błyszczały wściekłością.


„Jak śmiała!” zawołała, wstając gwałtownie. „Dzieci, kontynuujcie pracę w ciszy. Wracam za chwilę.


Luna wyszła z sali i ruszyła korytarzem za Lydią, której kroki rozbrzmiewały echem w pustych przestrzeniach sierocińca. Po chwili dotarła do toalety, gdzie znalazła Lydię, skuloną i drżącą.


„Lydia!” wykrzyknęła dyrektorka, wchodząc do toalety z hukiem. „Natychmiast wyjdź stąd!”


Lydia podniosła wzrok, jej twarz była blada, a oczy pełne strachu. „Proszę, pani dyrektor… To było naprawdę pilne. Nie mogłam czekać”.


„Nie interesują mnie twoje wymówki, Lydia,” odpowiedziała Luna, jej głos lodowaty. „Zasady są jasne i nie ma od nich odstępstw. Będziesz surowo ukarana za to nieposłuszeństwo”.


„Proszę, pani dyrektor,” Lydia zaczęła błagać, łzy zaczynając spływać po jej policzkach. „To naprawdę było pilne. Obiecuję, że to się już nie powtórzy”.


Dyrektorka Luna zbliżyła się do niej, patrząc na nią z góry. „Twoje obietnice nic dla mnie nie znaczą, Lydia. W tym sierocińcu obowiązują zasady, których wszyscy muszą przestrzegać. Wracaj natychmiast do klasy, a potem zajmiemy się twoją karą”.


Lydia, zrezygnowana i przerażona, opuściła toaletę i powoli ruszyła korytarzem, wracając do sali lekcyjnej. Dyrektorka Luna szła za nią, jej kroki ciężkie i zdecydowane.


Gdy dotarli do klasy, Luna otworzyła drzwi z impetem, a dzieci podniosły głowy, wstrzymując oddech. „Lydia,” powiedziała dyrektorka głośno, „podejdź tutaj”.


Lydia posłusznie podeszła do biurka dyrektorki, jej twarz była mokra od łez. Za swoje nieposłuszeństwo będziesz surowo ukarana. Będziesz musiała spędzić całą noc (sprzątając) wszystkie toalety w sierocińcu na kolanach, a następnie przez cały następny tydzień nie będziesz miała przerwy na lunch. Zrozumiano?


Lydia skinęła głową, nie będąc w stanie wydobyć z siebie słowa.


„Powtórz to,” zażądała dyrektorka.


„Tak, pani dyrektor,” powiedziała cicho Lydia, łamiącym się głosem. „Zrozumiałam.”


„Dobrze,” odparła Luna, jej głos pełen zimnej satysfakcji. „Wracaj na swoje miejsce i przemyśl swoje zachowanie. A reszta z was,” dodała, zwracając się do reszty dzieci, „niech to będzie dla was lekcja. Nieposłuszeństwo nigdy nie pozostanie bezkarne”.


Lydia, zrezygnowana, wróciła na swoje miejsce, a dyrektorka Luna kontynuowała lekcję, jak gdyby nic się nie stało. W klasie zapanowała ciężka cisza, w której każdy oddech wydawał się przesadnie głośny. Lydia wiedziała, że czeka ją ciężka noc, ale nie miała innego wyjścia, jak tylko przyjąć swoje przeznaczenie.


Po skończonej lekcji pisania, dzieci mogły w końcu wrócić do swoich pokoi, ciesząc się chwilą wolności od surowego nadzoru dyrektorki Luny. Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia powoli przemierzali korytarze, rozmawiając cicho między sobą. Wszyscy czuli ulgę, że dzień pracy dobiegł końca.


Jednak dla Lydii dzień się jeszcze nie skończył. Zamiast odpoczywać, musiała sprzątać korytarze na kolanach, dokładnie szorując podłogi. Jej ręce były już obolałe od pracy, a kolana piekły od ciągłego klęczenia.


„Witaj, Lydio,” odezwał się Wiktor, gdy grupa przechodziła obok niej. „Nie mogę uwierzyć, że Luna zmusiła cię do sprzątania po tym, co się stało. To niesprawiedliwe”.


Lydia podniosła wzrok, próbując się uśmiechnąć. „Dzięki, Wiktorze,” odpowiedziała cicho. „Ale muszę to zrobić. Nie mam innego wyboru”.


Oliwier, idąc tuż za Wiktorem, pochylił się nad Lydią. „To okropne, że musisz to robić. Luna jest zbyt surowa.”


„Tak,” zgodziła się Jamila, stojąc obok. „Zawsze znajduje powód, żeby kogoś ukarać. Trzymaj się, Lydio.”


Lydia skinęła głową, czując wsparcie swoich przyjaciół. „Dziękuję wam wszystkim. Przeżyję to jakoś.”


Tymoteusz, który do tej pory milczał, w końcu przemówił. „Jeśli potrzebujesz pomocy, możemy spróbować zrobić coś za ciebie. Może uda nam się wymknąć i pomóc ci w sprzątaniu”.


Lydia potrząsnęła głową. „Nie, nie możecie ryzykować. Jeśli Luna was przyłapie, będzie jeszcze gorzej. Muszę to zrobić sama”.


Sela i Joy, które stały z tyłu grupy, podeszły bliżej. „Lydio,” zaczęła Sela, „wiemy, że to ciężkie, ale wszyscy jesteśmy z tobą. Luna nie może nas złamać”.


„Masz naszą pełną podporę,” dodała Joy. „Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebować pomocy, jesteśmy tutaj”.


Jesenia i Matilde również dołączyły do rozmowy. „Luna jest bez serca,” powiedziała Jesenia. „Nie zasługujesz na to, co cię spotkało”.


„Dokładnie,” zgodziła się Matilde. „Jesteś silna, Lydio. Przetrwasz to”.


Amalia, ostatnia z grupy, która do tej pory milczała, zbliżyła się do Lydii. „Pamiętaj, że jesteś nie tylko silna, ale też odważna,” powiedziała. „To, co zrobiłaś, wymagało odwagi. Jesteśmy dumni z ciebie”.


Lydia poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, ale szybko je wytarła, nie chcąc pokazać słabości. „Dziękuję wam wszystkim,” powiedziała, jej głos drżący od emocji. „Wasze wsparcie wiele dla mnie znaczy. Teraz muszę wrócić do pracy, żeby Luna nie miała kolejnego powodu do ukarania mnie”.


Grupa dzieci pożegnała się z Lydią, każde z nich rzuciło jej ostatnie, wspierające słowo, zanim ruszyły dalej do swoich pokoi. Lydia została sama na korytarzu, ale teraz miała w sercu ciepło od wsparcia swoich przyjaciół. Wiedziała, że musi przetrwać tę karę, a ich słowa dodawały jej siły.


Kiedy ostatnie dziecko zniknęło za rogiem, Lydia wzięła głęboki oddech i wróciła do szorowania podłóg. Praca była ciężka, a noc długa, ale wiedziała, że nie jest sama. Dzięki wsparciu swoich przyjaciół mogła stawić czoła nawet najbardziej surowym karom dyrektorki Luny.


Dyrektorka Luna, opuszczając klasę, udała się w kierunku swojego biura, ale po drodze zatrzymała się przy Lydii, która wciąż szorowała podłogi na kolanach. Lydia podniosła wzrok, widząc, że zbliża się dyrektorka, a jej serce zabiło szybciej z obawy przed kolejnymi upomnieniami.


„Lydia,” zaczęła Luna, jej głos zimny i nieprzejednany, „musimy porozmawiać o zasadach, które będą cię obowiązywać od teraz. Twoje dzisiejsze zachowanie było absolutnie niedopuszczalne i nie będzie tolerowane.”


Lydia, wiedząc, że nie ma innego wyboru, skinęła głową i wstała na nogi, trzymając wciąż mop w dłoni. „Tak, pani dyrektor,” odpowiedziała cicho.


„Pierwsza zasada,” kontynuowała Luna, nie zwracając uwagi na zmęczenie widoczne na twarzy Lydii, „nigdy więcej nie opuszczasz sali lekcyjnej bez pozwolenia. Czy to jest jasne?”


„Tak, pani dyrektor,” potwierdziła Lydia, starając się utrzymać głos bez drżenia.


Druga zasada,” Luna mówiła dalej, „będziesz codziennie po lekcjach sprzątać wszystkie korytarze sierocińca na kolanach, aż do odwołania. Masz to wykonywać dokładnie, bez żadnych wymówek.”


„Rozumiem, pani dyrektor,” odpowiedziała Lydia.


„Trzecia zasada,” Luna podniosła głos, aby upewnić się, że Lydia słucha uważnie, „nie wolno ci rozmawiać z innymi dziećmi podczas przerw. Twoje zadania są priorytetem i nie ma miejsca na żadne pogawędki”.


Lydia poczuła, jak ciężar tej reguły spada na jej ramiona. „Tak, pani dyrektor”.


„Czwarta zasada,” ciągnęła Luna bezlitośnie, „nie będziesz uczestniczyć w żadnych zajęciach rekreacyjnych. Czas, który inni spędzają na zabawie, ty poświęcisz na dodatkowe prace porządkowe”.


„Rozumiem, pani dyrektor,” powiedziała Lydia, czując, jak jej serce kurczy się z żalu.


„Piata zasada,” Luna kontynuowała, „od teraz będziesz zjadać posiłki w samotności, w kuchni. Nie wolno ci dołączać do innych dzieci podczas śniadania, obiadu ani kolacji”.


Lydia spuściła wzrok. „Tak, pani dyrektor”.


„Szósta zasada,” Luna mówiła dalej, „każdego ranka będziesz musiała być pierwsza, która wstanie i zacznie pracę. Obudzisz się godzinę wcześniej niż reszta i będziesz przygotowywać śniadanie dla wszystkich”.


„Tak, pani dyrektor,” odpowiedziała Lydia, choć w jej głosie można było usłyszeć cień rezygnacji.


Luna wyliczała kolejne zasady, jej głos nieprzerwanie twardy. „Siódma zasada — nie wolno ci opuszczać terenu sierocińca bez mojej zgody. Ósma — każda twoja praca będzie oceniana codziennie, a każde niedociągnięcie będzie karane. Dziewiąta — będziesz musiała codziennie raportować mi swoje postępy. Dziesiąta — twoje zadania będą dokładnie monitorowane przez wychowawców. Jedenasta — nie wolno ci zwracać się z prośbą o pomoc do żadnych wychowawców. Dwunasta — będziesz musiała uczestniczyć w dodatkowych lekcjach dyscypliny. Trzynasta — każda próba nieposłuszeństwa będzie karana podwójnie. Czternasta — nie wolno ci korzystać z żadnych przywilejów, które mają inne dzieci. Piętnasta — musisz codziennie pisać raport z wykonanych zadań. Szesnasta — twoje zadania będą publikowane na tablicy ogłoszeń. Siedemnasta — każde uchybienie w zadaniach będzie skutkować dodatkowymi obowiązkami. Osiemnasta — nie wolno ci korzystać z czasu wolnego. Dziewiętnasta — będziesz nosić specjalny mundurek, który będzie ci przypominał o twojej karze. Dwudziesta — każde twoje zadanie będzie zatwierdzane przeze mnie osobiście. Dwudziesta pierwsza — masz pamiętać, że twoje zadanie to służenie przykładem dla innych, co oznacza bezwzględne posłuszeństwo”.


Lydia ledwo mogła oddychać pod ciężarem tych zasad. „Rozumiem, pani dyrektor,” powiedziała, starając się nie pozwolić łzom na spłynięcie po jej policzkach.


„To wszystko, Lydia,” zakończyła Luna. „Mam nadzieję, że rozumiesz powagę sytuacji. Wracaj do pracy.”


Lydia skinęła głową i wróciła do sprzątania, a dyrektorka Luna ruszyła w stronę swojego biura, pozostawiając ją samą z ciężarem kar i zasad, które miała teraz przestrzegać.


Po zakończeniu zajęć, kiedy dzieci wróciły do swoich pokoi, Matilde, Joy i Jesenia usiadły na łóżkach, czekając na resztę grupy. Oliwier i Tymoteusz dołączyli do nich, a atmosfera w pokoju szybko wypełniła się cichymi szeptami i śmiechem.


„Nie mogę uwierzyć, że dzisiejszy dzień wreszcie się skończył,” westchnęła Matilde, rozciągając się na swoim łóżku. „Luna była dzisiaj wyjątkowo surowa.”


„O tak,” zgodziła się Joy, siadając obok Matilde. „Wszyscy byliśmy na skraju nerwów. Zresztą, chyba wszyscy jesteśmy zmęczeni.”


Jesenia, przysuwając się bliżej, wtrąciła: „Czy słyszeliście, że w przyszłym tygodniu ma przyjechać inspektor? Podobno ma przeprowadzić szczegółową kontrolę.”


„Tak, słyszałem o tym,” potwierdził Oliwier, kładąc się na łóżku obok. „Luna będzie jeszcze bardziej nerwowa. Będziemy musieli być naprawdę ostrożni.”


„Ale dlaczego ten inspektor ma przyjechać?” zapytał Tymoteusz, opierając się o ścianę. „Czy coś się stało?”


„Nie jestem pewna,” odpowiedziała Jesenia, patrząc na niego poważnie. „Może to rutynowa kontrola, ale może też ktoś zgłosił coś podejrzanego. W każdym razie musimy być przygotowani.”


Oliwier zmarszczył brwi. „Mam nadzieję, że to pomoże nam jakoś. Może inspektor zobaczy, jak Luna nas traktuje, i coś się zmieni.”


„Ale nie możemy na to liczyć,” zauważyła Joy. „Musimy być ostrożni. Luna jest bardzo przebiegła. Może uda jej się wszystko ukryć”.


Matilde skinęła głową. „To prawda. Musimy zachowywać się jak najlepiej, żeby nie dać jej powodu do dodatkowych kar”.


„Może inspektor porozmawia z nami,” zaproponował Tymoteusz. „Jeśli będzie miał okazję, możemy mu powiedzieć prawdę o tym, co się tu dzieje”.


„To ryzykowne,” odpowiedziała Jesenia, patrząc na niego z troską. „Luna dowie się, jeśli coś powiemy, i zemści się na nas. Musimy być bardzo ostrożni”.


„Masz rację,” przyznał Oliwier. „Musimy przemyśleć każdy krok. Jeśli nadarzy się okazja, nie możemy jej zmarnować”.


„A co jeśli inspektor nie będzie chciał z nami rozmawiać?” zapytała Joy. „Co wtedy zrobimy?”


„Nie wiem,” odpowiedziała Matilde, wzdychając ciężko. „Musimy po prostu czekać i zobaczyć, co się stanie. Musimy być gotowi na wszystko”.


„Niezależnie od tego, co się stanie,” powiedział Tymoteusz, patrząc na swoich przyjaciół z determinacją, „musimy trzymać się razem. To nasza jedyna szansa na przetrwanie tego miejsca”.


„Zgadzam się,” powiedziała Jesenia. „Musimy być silni i wspierać się nawzajem. Luna nie może nas złamać, jeśli będziemy razem”.


„A co z Lydią?” zapytała Joy nagle, przypominając sobie o przyjaciółce, która wciąż była na korytarzu. „Czy powinniśmy jej pomóc?”


Matilde spojrzała na Joy z troską. „Lydia jest silna. Przetrwa to. Musimy być gotowi, żeby jej pomóc, jeśli będzie tego potrzebować”.


„Dobrze,” zgodził się Oliwier. „Będziemy jej pilnować i wspierać na wszelkie możliwe sposoby. Teraz jednak musimy odpocząć i nabrać sił. Jutro może być ciężki dzień”.


Wszyscy kiwnęli głowami, zgadzając się z Oliwierem. Chociaż serce każdego z nich było pełne troski i niepokoju, wiedzieli, że muszą być silni i zjednoczeni, aby przetrwać kolejne dni w surowym sierocińcu pod rządami dyrektorki Luny. Rozmawiali jeszcze chwilę, wspierając się nawzajem, zanim zmęczenie wzięło górę i każdy z nich udał się do swojego łóżka, gotów na nowy dzień pełen wyzwań.


Lydia klęczała na zimnej, twardej podłodze, z wiadrem pełnym mydlin obok siebie. Na dłoniach miała żółte gumowe rękawice, a w rękach trzymała szczotkę do podłóg, którą energicznie szorowała zabrudzone płytki. Jej ruchy były szybkie i precyzyjne, a pot spływał jej po czole.


W tym czasie Jamila, Sela, Joy, Jesenia i Matilde przechodziły korytarzem, widząc Lydię w jej trudnej sytuacji. Wiedziały, że nie mogą z nią rozmawiać, gdyż złamanie tej zasady mogło spowodować jeszcze gorsze konsekwencje.


Jamila, nie mogąc znieść widoku przyjaciółki w tak opłakanym stanie, szeptała do reszty: „To okropne, co Luna jej zrobiła. Lydia nie zasługuje na takie traktowanie.”


Sela przytaknęła, a jej oczy pełne były troski. „Luna zawsze szuka pretekstu, żeby kogoś ukarać. Lydia jest teraz jej celem.”


Joy, która zwykle była pełna energii i optymizmu, teraz wyglądała na przygnębioną. „Musimy coś zrobić, żeby jej pomóc. Nie możemy po prostu stać i patrzeć, jak cierpi.”


Jesenia, bardziej pragmatyczna, starała się myśleć racjonalnie. „Ale co możemy zrobić? Jeśli spróbujemy pomóc, Luna ukarze nas wszystkich. Musimy być ostrożni.”


Matilde spojrzała na Lydię z determinacją w oczach. „Nie możemy pozwolić, żeby Luna nas złamała. Może nie możemy pomóc Lydii bezpośrednio, ale możemy znaleźć sposób, żeby zmienić tę sytuację.”


Jamila, patrząc na Lydię, która wciąż pracowała bez wytchnienia, dodała: „Może, gdy inspektor przyjedzie, uda nam się jakoś zwrócić jego uwagę na to, co się tu dzieje.”


Sela przytaknęła, myśląc intensywnie. „Tak, to dobry pomysł. Musimy tylko znaleźć sposób, żeby z nim porozmawiać, nie wzbudzając podejrzeń Luny.”


Joy uśmiechnęła się smutno. „To będzie trudne, ale jeśli się postaramy, możemy to zrobić. Musimy być sprytne.”


Jesenia zgodziła się. „Musimy działać razem i być bardzo ostrożne. Każdy błąd może nas kosztować bardzo wiele.”


Matilde spojrzała na resztę z determinacją. „Dobrze. Teraz musimy wrócić do swoich pokoi i zaplanować nasze działania. Lydia musi wiedzieć, że nie jest sama.”


Grupa ruszyła dalej korytarzem, starając się nie zwracać uwagi na Lydia, która wciąż ciężko pracowała. Choć nie mogły z nią rozmawiać, ich spojrzenia pełne były wsparcia i determinacji. Wiedziały, że muszą znaleźć sposób, by pomóc swojej przyjaciółce i zmienić surowe zasady rządzące ich życiem w sierocińcu.


Lydia, choć zmęczona, czuła ciepło wsparcia swoich przyjaciółek. Wiedziała, że nie jest sama w swoim cierpieniu i to dodawało jej siły do dalszej pracy. Każdy ruch szczotką był pełen determinacji, a w jej sercu rodziła się nadzieja, że kiedyś ten koszmar się skończy.


Dyrektor Luna zwołała wszystkich uczniów do sali apelowej, aby poinformować ich o zbliżającej się inspekcji. Lydia, jednakże wiedziała, że nie miała prawa uczestniczyć w tym spotkaniu. Stała na korytarzu, czując gorący oddech niezadowolenia dyrektorki na swojej skórze.


Kiedy drzwi sali apelowej zostały otwarte, odgłosy zaniepokojenia i szumu rozmów wypełniły korytarze. Lydia poczuła, jak serce zaczyna jej bić mocniej, wiedząc, że znów została wykluczona.


W sali apelowej, dyrektor Luna, z twarzą pełną gniewu, wyrzuciła z siebie ostre słowa. „Dzieci,” zaczęła, jej głos przecinając powietrze jak sztylet, „musimy się przygotować na nadchodzącą inspekcję. Musimy wyglądać i zachowywać się perfekcyjnie. To jest dla dobra naszej reputacji i dla dobra wszystkich naszych podopiecznych.”


Lydia stała z boku, czując spojrzenie dyrektorki na sobie. Wiedziała, że musi być gotowa na natychmiastowe polecenia.


„Niestety,” kontynuowała dyrektorka, „niektóre z was nie potrafią zrozumieć, jak ważne jest to dla naszej placówki. Niektóre osoby są zbyt zajęte łamaniem zasad i ignorowaniem moich poleceń.”


Lydia poczuła, jak serce zapiera jej dech w piersiach. Wiedziała, że mówi o niej.


„Dlatego,” oznajmiła dyrektorka zdecydowanie, musimy jeszcze bardziej się postarać. A teraz, Lydia!


Lydia poczuła, jak jej żołądek skurczył się ze strachu. „Tak, pani dyrektor?” odpowiedziała, starając się zachować spokój.


„Natychmiast idź polerować lustra w łazienkach,” rozkazała dyrektorka, jej głos przepełniony gniewem. „To będzie twoja kara za twój niedostateczny wkład w życie sierocińca”.


Lydia nie odważyła się sprzeciwić. Skinęła głową i pospiesznie oddaliła się, czując spojrzenia innych dzieci skierowane na nią. Wiedziała, że musi odpokutować swoje przewinienia, nawet jeśli było to niesprawiedliwe.


Dyrektorka Luna, z miną triumfu, kontynuowała swoje przemówienie, a Lydia poszła spełniać swoją karę, czując ciężar surowych reguł, które rządziły ich życiem w tym miejscu.


Lydia wróciła do swojego pokoju bardzo późno w nocy. Kiedy otworzyła drzwi, widziała, że wszystkie dziewczynki już dawno spały. Czuła się zmęczona i przygnębiona, ale wiedziała, że musi porozmawiać z Matilde.


Matilde leżała na swoim łóżku, z miną pełną złości. Kiedy zobaczyła Lydię, jej oczy zalśniły gniewem.


„Lydia!” zawołała Matilde szeptem, ale jej ton był pełen wściekłości. „Gdzie ty byłaś? Wróciłaś tak późno, że wszystkie dziewczynki już spały! Co się stało? Dlaczego się tak spóźniłaś?”


Lydia czuła się jakby jej serce (zapadło) się w piersi. „Przepraszam, Matilde,” szepnęła cicho, czując się winna. „Miałam pewne sprawy do załatwienia i wszystko się przeciągnęło.”


Matilde westchnęła z irytacją. „Nie możesz tak po prostu zniknąć bez słowa! Martwiliśmy się o ciebie! Co, jeśli coś ci się stało?”


Lydia poczuła się jeszcze winna, widząc zmartwienie w oczach przyjaciółki. „Jest mi bardzo przykro, Matilde,” powiedziała szczerze. „Nigdy nie chciałam cię zaniepokoić. To nie miało się zdarzyć.”


Matilde spojrzała na nią przez chwilę, a potem westchnęła głęboko. „Wiem, że nie zrobiłaś tego specjalnie,” powiedziała, próbując uspokoić swój gniew. „Ale musisz być bardziej ostrożna. Nie możemy pozwolić, żebyś znów wracała tak późno.”


Lydia skinęła głową, czując się wdzięczna za wyrozumiałość Matilde. „Obiecuję, że tak się nie powtórzy,” obiecała. „Postaram się być bardziej odpowiedzialna.”


Matilde spojrzała na nią z powagą. „Musisz to sobie wziąć do serca, Lydia. Nasze bezpieczeństwo jest najważniejsze.”


Lydia poczuła, jak łzy zbierają jej się w oczach. „Dziękuję, Matilde,” powiedziała, czując wdzięczność wobec przyjaciółki za jej zrozumienie. „Obiecuję, że będę ostrożna.”


Matilde spojrzała na nią z uśmiechem. „Teraz idź już spać. Jutro będzie nowy dzień.”


Lydia uśmiechnęła się w odpowiedzi, czując się lepiej (wiedząc), że ma tak wsparcie przy sobie. „Dobranoc, Matilde,” powiedziała cicho, zanim położyła się na swoim łóżku, gotowa zasnąć po długim dniu.


Lydia wróciła do swojego pokoju bardzo późno w nocy. Kiedy otworzyła drzwi, widziała, że wszystkie dziewczynki już dawno spały. Czuła się zmęczona i przygnębiona, ale wiedziała, że musi porozmawiać z Matilde.


Matilde leżała na swoim łóżku, z miną pełną złości. Kiedy zobaczyła Lydię, jej oczy zalśniły gniewem.


„Lydia!” zawołała Matilde szeptem, ale jej ton był pełen wściekłości. „Gdzie ty byłaś? Wróciłaś tak późno, że wszystkie dziewczynki już spały! Co się stało? Dlaczego się tak spóźniłaś?”


Lydia czuła się jakby jej serce (zapadło) się w piersi. „Przepraszam, Matilde,” szepnęła cicho, czując się winna. „Miałam pewne sprawy do załatwienia i wszystko się przeciągnęło.”


Matilde westchnęła z irytacją. „Nie możesz tak po prostu zniknąć bez słowa! Martwiliśmy się o ciebie! Co, jeśli coś ci się stało?”


Lydia poczuła się jeszcze winna, widząc zmartwienie w oczach przyjaciółki. „Jest mi bardzo przykro, Matilde,” powiedziała szczerze. „Nigdy nie chciałam cię zaniepokoić. To nie miało się zdarzyć.”


Matilde spojrzała na nią przez chwilę, a potem westchnęła głęboko. „Wiem, że nie zrobiłaś tego specjalnie,” powiedziała, próbując uspokoić swój gniew. „Ale musisz być bardziej ostrożna. Nie możemy pozwolić, żebyś znów wracała tak późno.”


Lydia skinęła głową, czując się wdzięczna za wyrozumiałość Matilde. „Obiecuję, że tak się nie powtórzy,” obiecała. „Postaram się być bardziej odpowiedzialna.”


Matilde spojrzała na nią z powagą. „Musisz to sobie wziąć do serca, Lydia. Nasze bezpieczeństwo jest najważniejsze.”


Lydia poczuła, jak łzy zbierają jej się w oczach. „Dziękuję, Matilde,” powiedziała, czując wdzięczność wobec przyjaciółki za jej zrozumienie. „Obiecuję, że będę ostrożna.”


Matilde spojrzała na nią z uśmiechem. „Teraz idź już spać. Jutro będzie nowy dzień.”


Lydia uśmiechnęła się w odpowiedzi, czując się lepiej (wiedząc), że ma tak wsparcie przy sobie. „Dobranoc, Matilde,” powiedziała cicho, zanim położyła się na swoim łóżku, gotowa zasnąć po długim dniu.


Lydia ledwo otworzyła oczy, gdy do pokoju wtargnęła surowa figura dyrektorki Luny. „Lydia!” krzyknęła, jej głos przeszywający ciszę porannej godziny. „Natychmiast wstawaj! Masz pracę do wykonania!”


Lydia wstała z łóżka, czując zmęczenie w każdym włóknie swojego ciała. „Tak, pani dyrektor,” odpowiedziała słabo, przyzwyczajona do surowego tonu dyrektorki.


„Nie ma czasu na zwlekanie!” oznajmiła dyrektorka, patrząc na Lydię z niecierpliwością. „Musisz iść do kuchni i przygotować śniadanie dla wszystkich dzieci!”


Lydia poczuła, jakby jej serce zapadło się jeszcze bardziej. „Ale przecież jeszcze jest tak wcześnie,” westchnęła, próbując ukryć swoje zmęczenie.


„Dokładnie!” potwierdziła dyrektorka. „Im szybciej się weźmiesz do pracy, tym lepiej. Nie możemy sobie pozwolić na opóźnienia.”


Lydia skinęła głową i pospiesznie się ubrała, gotowa na kolejny ciężki dzień. „Rozumiem, pani dyrektor,” powiedziała, starając się zachować spokój.


Dyrektorka Luna obserwowała ją przez chwilę, a potem zdecydowanie oznajmiła: „Niech to będzie ostrzeżenie dla ciebie, Lydia. Musisz być bardziej odpowiedzialna. Nie będę tolerować kolejnych opóźnień.”


Lydia spojrzała na nią z determinacją. „Zrozumiałam, pani dyrektor,” powiedziała cicho, czując, jak w jej wnętrzu rośnie determinacja, by przetrwać kolejny dzień w surowym sierocińcu.


Z tymi słowami, poszła do kuchni, gotowa na kolejną porcję surowej pracy pod okiem dyrektorki Luny.


Atmosfera w sierocińcu stawała się coraz bardziej niepokojąca w kolejnym tygodniu. Dyrektor Luna zaostrzyła swoje metody i żądała bezlitosnego wysiłku od wszystkich dzieci.


Maksymilian, Michał, Wiktor, Oliwier, Tymoteusz oraz pozostałe chłopaki musieli harować straszliwie ciężko, szorując dywany na kolanach pod czujnym okiem dyrektorki. Ich ręce i kolana były obolałe, a ich duch został złamany przez surowe warunki.


Dziewczynki, w tym Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia, nie miały lepiej. Musiały myć okna i podłogi, pracując bez ustanku pod presją dyrektorki Luny. Ich ręce były zmoczone i obolałe od ciągłego trzymania ścierki i wycierania powierzchni.


Najcięższa praca przypadła na Lydię. Została skazana na karę szorowania betonu na podwórzu sierocińca. Musiała pracować jeszcze ciężej niż pozostałe dzieci, czując na swoich plecach obciążenie surowych kar i restrykcji dyrektorki.


Wszyscy byli wykończeni fizycznie i emocjonalnie, ale wciąż musieli pracować, nie mając innego wyjścia. Gdy dyrektorka Luna patrzyła na ich wysiłki, widać było w jej oczach surową satysfakcję z ich cierpienia.


Nie było miejsca na litość w sierocińcu pod rządami dyrektor Luny. Każdy dzień przynosił nowe wyzwania i próby dla wszystkich dzieci, które musiały walczyć o przetrwanie w tej surowej rzeczywistości.


Inspekcja nadeszła, a atmosfera w sierocińcu stężała do granic możliwości. Pani prezes sierocińca Angelina, burmistrz miasta pan Alan oraz inne ważne osobistości stanęli (ustawili) się w szeregu, gotowi do przeglądu placówki. Na ich czele stała surowa postać dyrektor Luny, z jej wychowankami stojącymi w szeregu obok niej.


Niestety, wszystko przebiegło koszmarnie źle, gdy Amalia nie mogła usiedzieć w miejscu przez dłuższy czas. Co chwilę zadawała pytania panu Alanowi i pani prezes Angelinie, zakłócając porządek i spokój.


Dyrektorka Luna wybuchła gniewem na Amalię, krzycząc na nią z całej siły. „Amalia!” zawołała, jej głos przecinając powietrze jak ostry sztylet. „Czy nie widzisz, że przeszkadzasz w przeglądzie? Musisz uspokoić się i dać nam pracować!”


Amalia czuła na sobie spojrzenie gniewu i rozczarowania zarówno dyrektorki, jak i innych obserwatorów. Wiedziała, że jej zachowanie jest wielkim wstydem dla sierocińca i czuła się za to winna.


„Przepraszam, pani dyrektor,” odpowiedziała Amalia cicho, spuszczając głowę. „Nie chciałam przeszkadzać. Obiecuje, że będę grzeczna.”


Dyrektorka Luna spojrzała na nią z surowością. „Masz szczęście, że inspektorzy są tu tylko na chwilę,” ostrzegła. „Ale to nie usprawiedliwia twojego zachowania. Musisz się poprawić.”


Amalia skinęła głową, czując się zażenowana i zawstydzona swoim zachowaniem. Wiedziała, że musi się bardziej kontrolować, zwłaszcza w tak ważnych chwilach, jak ta.


Dla wszystkich obecnych było jasne, że to był wielki wstyd dla sierocińca. Amalia wyciągnęła z lekcji swoje wnioski, obiecując sobie, że nigdy więcej nie dopuści do podobnej sytuacji.


W trakcie trwania inspekcji Amalia zachowywała się coraz gorzej, nie potrafiąc opanować swoich emocji. Jej niecierpliwość i brak dyscypliny zaczęły drażnić dyrektorkę Lunę, która w końcu straciła cierpliwość.


Nagle, zauważywszy kolejne zakłócenie spokoju, dyrektorka złapała Amalię za rękę i wyprowadziła z sali apelowej. Jej spojrzenie było pełne gniewu i rozczarowania.


„Amalia!” krzyknęła, jej głos wypełniający całą przestrzeń. „To już wystarczy! Twoje zachowanie jest nie do przyjęcia! Jak śmiesz zakłócać tę ważną inspekcję swoim beztroskim zachowaniem?”


Amalia czuła na sobie spojrzenie surowej krytyki dyrektorki. Wiedziała, że popełniła błąd, który teraz musiała odpokutować.


„Przepraszam, pani dyrektor,” szepnęła, czując na swojej skórze wściekłe spojrzenie dyrektorki. „Nie chciałam przeszkadzać. Obiecuję, że się poprawię


Dyrektorka Luna patrzyła na nią z surowością. „Twoje obietnice już nic nie znaczą, jeśli nie masz zamiaru ich dotrzymać,” oznajmiła. „Musisz się nauczyć odpowiedzialności i szacunku dla innych


Amalia czuła się zażenowana i zawstydzona swoim zachowaniem. Wiedziała, że popełniła błąd i teraz musiała podjąć kroki, by go naprawić.


„Zrozumiałam, pani dyrektor,” odpowiedziała cicho, obiecując sobie, że będzie bardziej uważna i dyscyplinowana. Wiedziała, że to była lekcja, której nie zapomni, i że musi się postarać, by nie popełniać podobnych błędów w przyszłości.


Pan Alan i pani Angelina, inspektorzy z zewnątrz, oraz dyrektorka Luna z sierocińca zasiedli do długiej i skrupulatnej rozmowy, aby ustalić nowe reguły, kary i zakazy obowiązujące w placówce. Siedzieli przy długim stole w zaciszu biura dyrektorki, otoczeni dokumentami i notatkami.


Pan Alan rozpoczął od przedstawienia swoich sugestii. „Pani dyrektor, musimy zaostrzyć reguły i kary, aby zapewnić dyscyplinę i bezpieczeństwo w sierocińcu,” powiedział, patrząc na dyrektorkę z powagą.


Pani Angelina kiwnęła głową, wyrażając zgodę. „Tak, zgadzam się. Musimy być surowi, ale sprawiedliwi wobec naszych podopiecznych,” dodała, patrząc na dziecięcą przyszłość z troską.


Dyrektorka Luna przyjęła te uwagi z powagą. Rozumiem. Musimy działać szybko i skutecznie, odpowiedziała, gotowa do podjęcia działań.


Rozpoczęli wymianę pomysłów i propozycji, analizując każdy aspekt funkcjonowania sierocińca. Omawiali kary za przewinienia, takie jak szorowanie podłóg na kolanach czy pozbawienie przywilejów, oraz zakazy dotyczące niewłaściwego zachowania i braku posłuszeństwa.


Rozmowa trwała godziny, podczas których omówiono setki szczegółów. Inspektorzy z zewnątrz wznieśli swoje doświadczenie i wiedzę, podczas gdy dyrektorka Luna przedstawiała perspektywę wewnętrzną sierocińca.


W międzyczasie dzieci siedziały cicho w swoich pokojach, czekając na rezultaty rozmowy. Było im znane, że zmiany są konieczne, ale obawiały się, co nowe reguły przyniosą dla nich.


Po wielu godzinach dyskusji wszyscy zgodzili się na nowe reguły i procedury, które miały zostać wprowadzone w życie w sierocińcu. Był to dopiero początek trudnej pracy, ale wszyscy byli zdeterminowani, aby zapewnić lepszą przyszłość dla dzieci, które w nim mieszkały.


Następnego dnia rano, gdy słońce zaczynało przesuwać się po niebie, pani dyrektor Luna wstała wcześnie, gotowa na wykonanie swoich obowiązków. Dzwonek w biurze odezwał się ostrzegawczo, obwieszczając, że nadszedł czas na poranny apel.


Wszystkie dzieci sierocińca zareagowały natychmiast na dźwięk dzwonka, wstając z łóżek i szykując się na kolejny dzień. Ostatnie chwile snu zostały przerwane, a myśli o nowym dniu zaczęły kłębić się w ich umysłach.


Kiedy wszyscy już byli gotowi, dyrektorka Luna zawołała ich na poranny apel. Wszyscy podążali do sali apelowej z mieszanką ciekawości i niepokoju, zastanawiając się, co może być powodem tak wczesnego spotkania.


Gdy dzieci zebrały się w sali, dyrektorka Luna stanęła przed nimi, patrząc na każde z nich z powagą. „Dzień dobry, dzieci,” powiedziała, jej głos niosący się przez salę. „Mam do was ważne ogłoszenie dotyczące zmian, które zostaną wprowadzone w sierocińcu.”


Dzieci patrzyły na nią z zainteresowaniem, czekając na więcej informacji. Dyrektorka kontynuowała: „Wczoraj pan burmistrz Alan i pani prezes Angelina przedstawili nowe zasady i obowiązki, które będą obowiązywać w naszej placówce. Muszę was poinformować o ich treści.”


Opowiedziała im o nowych zadaniach porządkowych, surowych karach za złamanie reguł oraz zakazach, których muszą przestrzegać. Wyjaśniła, że wszystkie te zmiany mają na celu poprawę dyscypliny i warunków życia w sierocińcu.


Dzieci słuchały uważnie, chłonąc każde słowo dyrektorki. Wiedziały, że nadchodzą trudne czasy, ale też zdawały sobie sprawę z konieczności wprowadzenia zmian.


Gdy dyrektorka Luna zakończyła swoje przemówienie, spojrzała na dzieci z powagą. „To wszystko na dziś. Mam nadzieję, że wszyscy zrozumieliście znaczenie tych zmian i będziecie przestrzegać nowych zasad,” powiedziała, zanim pozwoliła dzieciom rozproszyć się po zajęciach dnia.


Dla wszystkich było jasne, że nadchodzą trudne czasy, ale także wiedzieli, że są w stanie przystosować się do nowej rzeczywistości i wspólnie pracować na rzecz poprawy warunków w sierocińcu.


Następnego dnia rano, gdy słońce zaczynało przesuwać się po niebie, pani dyrektor Luna wstała wcześnie, gotowa na wykonanie swoich obowiązków. Dzwonek w biurze odezwał się ostrzegawczo, obwieszczając, że nadszedł czas na poranny apel.


Wszystkie dzieci sierocińca zareagowały natychmiast na dźwięk dzwonka, wstając z łóżek i szykując się na kolejny dzień. Ostatnie chwile snu zostały przerwane, a myśli o nowym dniu zaczęły kłębić się w ich umysłach.


Kiedy wszyscy już byli gotowi, dyrektorka Luna zawołała ich na poranny apel. Wszyscy podążali do sali apelowej z mieszanką ciekawości i niepokoju, zastanawiając się, co może być powodem tak wczesnego spotkania.


Gdy dzieci zebrały się w sali, dyrektorka Luna stanęła przed nimi, patrząc na każde z nich z powagą. „Dzień dobry, dzieci,” powiedziała, jej głos niosący się przez salę. „Mam do was ważne ogłoszenie dotyczące zmian, które zostaną wprowadzone w sierocińcu.”


Dzieci patrzyły na nią z zainteresowaniem, czekając na więcej informacji. Dyrektorka kontynuowała: „Wczoraj pan burmistrz Alan i pani prezes Angelina przedstawili nowe zasady i obowiązki, które będą obowiązywać w naszej placówce. Muszę was poinformować o ich treści.”


Opowiedziała im o nowych zadaniach porządkowych, surowych karach za złamanie reguł oraz zakazach, których muszą przestrzegać. Wyjaśniła, że wszystkie te zmiany mają na celu poprawę dyscypliny i warunków życia w sierocińcu.


Dzieci słuchały uważnie, chłonąc każde słowo dyrektorki. Wiedziały, że nadchodzą trudne czasy, ale też zdawały sobie sprawę z konieczności wprowadzenia zmian.


Gdy dyrektorka Luna zakończyła swoje przemówienie, spojrzała na dzieci z powagą. „To wszystko na dziś. Mam nadzieję, że wszyscy zrozumieliście znaczenie tych zmian i będziecie przestrzegać nowych zasad,” powiedziała, zanim pozwoliła dzieciom rozproszyć się po zajęciach dnia.


Dla wszystkich było jasne, że nadchodzą trudne czasy, ale także wiedzieli, że są w stanie przystosować się do nowej rzeczywistości i wspólnie pracować na rzecz poprawy warunków w sierocińcu.


Sala apelowa powoli opustoszała, a dzieci wróciły do swoich obowiązków. W korytarzach i pokojach panowała cisza, przerywana jedynie dźwiękiem ich kroków i narzędzi do sprzątania. Każde z nich miało przed sobą wyznaczone zadania, które były surowe i wyczerpujące.


Dzień po ogłoszeniu nowych zasad dzieci w sierocińcu zaczęły swoje obowiązki z wielkim zapałem, choć wkrótce miały przekonać się, jak surowe będą te zmiany. Praca była bezlitosna i bolesna, a dyscyplina dyrektorki Luny nie dawała im chwili wytchnienia.


Na korytarzu

Maksymilian, Michał, Wiktor, Oliwier i Tymoteusz klęczeli na zimnych, twardych podłogach, szorując dywany na kolanach. Ich ręce drżały z wysiłku, a kolana bolały od ciągłego nacisku. W tym czasie dziewczynki — Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia — myły okna oraz podłogi. Lydia, która miała karę, szorowała beton na podwórzu, jej dłonie zaciskając się na szczotce, kiedy powoli przesuwała ją po szorstkiej powierzchni.


W korytarzu prowadzącym do sali

Tymoteusz spojrzał na swojego przyjaciela, Oliwiera, wycierając pot z czoła. „Myślałem, że będzie ciężko, ale to jest nie do zniesienia,” powiedział, próbując złapać oddech.


Oliwier westchnął, wpatrując się w dywan, który nadal wydawał się brudny mimo ich wysiłków. „Wiem, Tymoteusz. Nie mamy wyboru. Jeśli nie wykonamy zadania, kary będą jeszcze gorsze”.


W sali lekcyjnej Jamila, Sela, Joy i Jesenia myły okna z determinacją, ich ruchy były mechaniczne i pełne zmęczenia. Joy, wycierając smugi z okna, zerknęła na Jamilę. „Czy to się kiedyś skończy?” zapytała cicho, jej głos drżał.


Jamila potrząsnęła głową, patrząc na swoje dłonie pokryte mydlinami. „Nie wiem, Joy. Musimy tylko robić swoje i mieć nadzieję, że kiedyś to się poprawi”.


Sela, która była zajęta czyszczeniem podłogi, wtrąciła się do rozmowy. „Musimy trzymać się razem. Wspierać się nawzajem. To jedyny sposób, by przetrwać”.


Na podwórzu

Lydia, klęcząc na zimnym betonie, wzięła głęboki oddech, kiedy szczotkowała powierzchnię. Czuła, jak ból przeszywa jej kolana, ale nie mogła się poddać. Matilde, która właśnie skończyła myć okno i teraz szorowała obok Lydii, spojrzała na nią ze współczuciem.


„Jak się trzymasz, Lydia?” zapytała Matilde, starając się dodać jej otuchy.


Lydia wzruszyła ramionami, jej oczy były pełne zmęczenia. „Robię, co mogę. To jest… straszne. Nie wiem, jak długo dam radę”.


Matilde przytaknęła, ocierając pot z czoła. „Razem damy radę. Musimy tylko się wspierać”.


W korytarzu prowadzącym do biura dyrektorki

Dyrektorka Luna przechadzała się po korytarzach, obserwując dzieci podczas pracy. Jej obecność wywoływała u wszystkich dodatkowy stres. Kiedy zbliżyła się do grupy chłopców, zatrzymała się, spoglądając na ich zmęczone twarze.


Maksymilianie, Michał, widzę, że praca idzie wolno. Musicie się bardziej postarać, powiedziała zimno, jej ton był nieubłagany.


Maksymilian, z bólem w głosie, odpowiedział: „Staramy się, pani dyrektor. To jest bardzo trudne.


Luna zmarszczyła brwi. „Trudności są częścią życia. Im szybciej to zrozumiecie, tym lepiej dla was. Nie chcę słyszeć żadnych wymówek. Macie swoje obowiązki i musicie je wypełniać”.


Kiedy Luna odeszła, Michał spojrzał na Maksymiliana z determinacją. „Musimy to przetrwać. Nie możemy pozwolić, aby nas złamała”.


Maksymilian skinął głową. „Tak, Michał. Przetrwamy to razem”.


Na podwórzu

Lydia kontynuowała szorowanie betonu, jej ręce były obolałe, a kolana odczuwały każdy ruch szczotki. Matilde usiadła obok niej na chwilę, starając się zebrać siły.


„Nie poddawaj się, Lydia. Musimy wierzyć, że kiedyś to się skończy,” powiedziała Matilde, patrząc na swoją przyjaciółkę z troską.


Lydia spojrzała na Matilde, jej oczy były pełne łez. „Dziękuję, Matilde. Twoje wsparcie wiele dla mnie znaczy. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła”.


Matilde uśmiechnęła się słabo. Razem przetrwamy. Jesteśmy silniejsze, niż myślimy.


W ten sposób dzieci sierocińca kontynuowały swoją pracę, zmagając się z trudnościami i bólem, ale wiedząc, że mają siebie nawzajem. Wsparcie przyjaciół i determinacja, by przetrwać, dawały im siłę, by stawić czoła surowym wymaganiom dyrektorki Luny.


Gdy wieczór nastał, ciemność powoli zasnuwała sierociniec. Dzieci zmęczone po całym dniu pracy powoli kierowały się do swoich pokoi, marząc o chwilach odpoczynku. Lydia jednak miała przed sobą jeszcze jedno zadanie — musiała przygotować kolację dla wszystkich. Z wyczerpaniem w oczach udała się do kuchni, wiedząc, że czeka ją długi wieczór.


W kuchni


Kiedy Lydia weszła do kuchni, powitał ją chłód i pustka pomieszczenia. Na stole czekały składniki, które miała wykorzystać do przygotowania posiłku. Westchnęła głęboko, zakładając fartuch i zawiązując go ciasno wokół talii.


Wkrótce do kuchni weszły Matilde i Joy, które przyszły, by zobaczyć, jak Lydia sobie radzi. „Lydia, potrzebujesz pomocy?” zapytała Matilde, podchodząc bliżej.


Lydia spojrzała na nią z wdzięcznością, ale także z rezygnacją. „Dziękuję, Matilde, ale to moje zadanie. Dyrektorka nie pozwoliłaby wam pomagać mi.”


Joy, stając obok Matilde, dodała: „Nie możemy cię zostawić samej. To nie fair, że musisz robić wszystko sama.”


Lydia uśmiechnęła się słabo, kontynuując krojenie warzyw. „Doceniam wasze wsparcie, naprawdę. Nie chcę, żebyście miały przez to kłopoty.”


Przygotowanie posiłku


Matilde i Joy zaczęły pomagać Lydii mimo wszystko, cicho współpracując, by nie przyciągnąć uwagi dyrektorki Luny. Każda z nich zajęła się swoim zadaniem — Matilde mieszała zupę w garnku, a Joy nakładała chleb na tace.


Matilde odwróciła się do Lydii, która właśnie wrzucała pokrojone warzywa do zupy. „Jak się trzymasz, Lydia? To musiał być ciężki dzień”.


Lydia wzruszyła ramionami, jej oczy były pełne zmęczenia. „To był trudny dzień, ale nie pierwszy taki. Staram się po prostu to przetrwać”.


Joy, nakładając kolejną porcję chleba, spojrzała na nią z troską. „Wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć, prawda? Nie jesteś sama w tym wszystkim”.


Lydia uśmiechnęła się lekko, jej serce zmiękczone przez słowa przyjaciółki. „Wiem, Joy. I to właśnie daje mi siłę, by iść dalej”.


Przy stole


Kiedy kolacja była już gotowa, dzieci zaczęły schodzić się do jadalni, a zapach ciepłego jedzenia wypełnił powietrze. Lydia, Matilde i Joy pracowały razem, by wszystko było gotowe na czas.


Gdy wszyscy siedli do stołu, dyrektorka Luna wkroczyła do jadalni. Jej zimne spojrzenie prześlizgnęło się po zgromadzonych dzieciach, zanim zatrzymała się przy Lydii. „Czy wszystko jest gotowe?” zapytała, jej ton nie znosił sprzeciwu.


Lydia kiwnęła głową. „Tak, pani dyrektor. Kolacja jest gotowa”.


Luna skinęła głową, patrząc na dzieci z powagą. „Dobrze. Mam nadzieję, że wiecie, jak ważna jest dzisiejsza kolacja. To część waszych obowiązków, by nauczyć się dyscypliny i odpowiedzialności”.


Dzieci milczały, jedząc w ciszy. Atmosfera była ciężka, pełna napięcia, które towarzyszyło każdemu spotkaniu z dyrektorką. Kiedy kolacja dobiegła końca, dyrektorka Luna wstała, jej obecność wciąż budziła respekt i strach.


„Przypominam wam, że jutro również czeka was ciężka praca. Oczekuję, że wszyscy będą gotowi na czas i wykonają swoje obowiązki bez żadnych skarg,” powiedziała, zanim opuściła jadalnię.


Po kolacji:


Kiedy dzieci zaczęły się rozchodzić do swoich pokoi, Lydia została, by posprzątać po kolacji. Matilde i Joy znowu podeszły do niej, tym razem z uśmiechami na twarzach.


„Chociaż to było trudne, przeszliśmy przez to razem,” powiedziała Matilde, podając Lydii czysty talerz do osuszenia.


Lydia uśmiechnęła się, czując ulgę w sercu. „Dzięki wam. Nie wiem, co bym bez was zrobiła”.


Joy przytuliła Lydię, dodając: „Jesteśmy rodziną. Razem damy radę, niezależnie od tego, co przyniesie jutro”.


Lydia czuła, że mimo wszystkich trudności, wsparcie przyjaciół pozwalało jej przetrwać każdy dzień w sierocińcu. Wiedziała, że niezależnie od tego, jak ciężkie były obowiązki, miała wokół siebie ludzi, którzy troszczyli się o nią i pomagali jej przetrwać.


Kiedy dyrektorka Luna dowiedziała się, że Matilde i Joy pomagały Lydii w jej zadaniach, jej wściekłość sięgnęła zenitu. Wiedziała, że musi zareagować natychmiast, aby utrzymać porządek i dyscyplinę w sierocińcu. W jej oczach Lydia złamała zasady, a za to musiała ponieść konsekwencje.


W biurze dyrektorki:


Luna siedziała przy swoim biurku, marszcząc brwi, kiedy Lydia, Matilde i Joy zostały wezwane do jej biura. Jej zimne spojrzenie przeszywało powietrze, a dzieci stały przed nią, niepewne, co je czeka.


„Jak śmiecie łamać moje zasady?” zapytała Luna, jej głos był lodowaty. „Pomaganie sobie nawzajem w zadaniach jest absolutnie niedopuszczalne. Lydia, Matilde, Joy, wasze nieposłuszeństwo musi zostać surowo ukarane”.


Dialog w biurze:


Lydia spojrzała na Lunę z przerażeniem, ale próbowała zachować spokój. „Pani dyrektor, chciały tylko mi pomóc. Nie chciały złamać żadnych zasad”.


Luna uniosła brew, patrząc na Lydię z wyrazem niedowierzania. „Pomoc? To nie jest miejsce na pomoc. To jest miejsce na naukę dyscypliny i posłuszeństwa. A ty, Lydia, złamałaś te zasady, pozwalając im na to.


Matilde, z trudem powstrzymując łzy, wtrąciła się: „To nie była jej wina, pani dyrektor. My tylko chciałyśmy, żeby miała trochę łatwiej. Praca była zbyt trudna dla jednej osoby”.


Luna zmrużyła oczy, jej głos stał się jeszcze chłodniejszy. „Zbyt trudna? Może w takim razie muszę zwiększyć trudność waszych zadań, żebyście zrozumiały, co to znaczy ciężka praca”.


Joy, próbując wziąć odpowiedzialność na siebie, dodała: „To była nasza decyzja, pani dyrektor. Proszę nie karać Lydii za nasze działania”.


Luna uśmiechnęła się, ale był to uśmiech bez cienia ciepła. „Nie, Joy. Kara spotka was wszystkie. Lydia, jako ta, która złamała zasady najpierw, poniesie największe konsekwencje”.


Ogłoszenie kary:


Luna wstała, podchodząc bliżej do dzieci. Lydia, twoja kara będzie bardziej surowa niż kiedykolwiek wcześniej. Będziesz musiała sprzątać dach sierocińca. To jest niebezpieczne i bezlitosne zadanie, które nauczy cię posłuszeństwa. A ty, Matilde, i ty, Joy, nie będziecie miały prawa zbliżać się do Lydii. Żadnych rozmów, żadnego kontaktu. Jeśli złamiecie tę zasadę, spotka was jeszcze gorsza kara.


Lydia poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Sprzątanie dachu? To jest niebezpieczne, pani dyrektor!


Luna spojrzała na nią zimno. Właśnie dlatego masz to zrobić. Nauczysz się, co znaczy ponosić konsekwencje swoich działań”.


Matilde, z rozpaczą w głosie, błagała: „Proszę, pani dyrektor, to jest zbyt surowe! Lydia może się zranić!”


Luna uniosła rękę, przerywając jej. „Nie interesują mnie wasze obawy. Reguły są regułami, a ich łamanie musi być ukarane. Teraz wyjdźcie i przygotujcie się na swoje zadania”.


Po wyjściu z biura:


Kiedy wyszły z biura, Lydia, Matilde i Joy były przytłoczone myślą o tym, co ich czeka. Lydia spojrzała na swoje przyjaciółki, starając się zachować spokój, mimo strachu, który czuła.


„Nie mogę uwierzyć, że muszę to zrobić,” powiedziała Lydia, jej głos drżał.


Joy objęła ją ramieniem, starając się dodać jej otuchy. „Przetrwamy to, Lydia. Znajdziemy sposób, by ci pomóc, nawet jeśli nie możemy z tobą rozmawiać”.


Matilde skinęła głową, jej oczy pełne łez. „Będziemy z tobą duchem, Lydia. Nie jesteś sama.”


Lydia uśmiechnęła się słabo, wiedząc, że mimo wszystko ma przyjaciół, którzy ją wspierają. „Dziękuję wam. Wasze wsparcie znaczy dla mnie wszystko”.


Przygotowanie do zadania:


Następnego dnia rano, Lydia, z ciężkim sercem, przygotowywała się do wykonania swojej kary. Wiedziała, że czeka ją niebezpieczne zadanie, ale nie miała wyboru. Matilde i Joy obserwowały ją z daleka, nie mogąc zbliżyć się do swojej przyjaciółki.


Lydia spojrzała na dach sierocińca, czując, jak strach zaciska się wokół jej serca. „Muszę to zrobić. Nie mogę zawieść,” powiedziała do siebie, biorąc głęboki oddech.


Gdy rozpoczęła swoją pracę, wiedziała, że każdy ruch musi być ostrożny. Jej przyjaciółki, choć nie mogły jej pomóc bezpośrednio, modliły się, by przetrwała tę próbę bezpiecznie. Luna, obserwując z daleka, miała nadzieję, że surowa kara nauczy Lydię i pozostałe dzieci posłuszeństwa i dyscypliny.


W ten sposób Lydia rozpoczęła swoją bezlitosną karę, wiedząc, że tylko siła woli i wsparcie przyjaciół pozwolą jej przetrwać te ciężkie chwile.


Kiedy Lydia rozpoczęła swoje zadanie na dachu, Joy, Matilde, Jamila i Michał zebrali się w kącie korytarza, starając się zrozumieć, jak mogliby jej pomóc bez złamania surowych zasad ustanowionych przez dyrektorkę Lunę.


W korytarzu;


Matilde: „To niesprawiedliwe, że Lydia musi wykonywać takie niebezpieczne zadanie. Coś musimy zrobić, żeby jej pomóc”.


Joy: „Wiem, Matilde, ale dyrektorka Luna jest teraz bardziej czujna niż kiedykolwiek. Nie możemy podejść do Lydii, bo wtedy nas też spotka kara”.


Michał, patrząc na surowe oblicze sytuacji, zamyślił się. „Może możemy coś wymyślić. Może nie możemy pomóc jej bezpośrednio, ale możemy znaleźć sposób, by złagodzić jej cierpienie”.


Jamila: „Ale jak? Jeśli Luna nas złapie, czeka nas jeszcze gorsza kara. Musimy być bardzo ostrożni”.


Matilde: „Lydia jest silna, ale nie wiem, jak długo wytrzyma na dachu. Musimy coś wymyślić. Może możemy przemycić jej jakieś jedzenie i wodę. Jeśli będzie miała siłę, łatwiej jej będzie przetrwać”.


Joy: „To dobry pomysł, ale jak to zrobić, żeby dyrektorka się nie zorientowała? Luna ma oczy wszędzie”.


Michał: „Mamy okno czasowe między posiłkami a porannymi obowiązkami. Jeśli każdy z nas przyniesie coś małego, możemy zostawić to w umówionym miejscu, a Lydia będzie mogła to znaleźć”.


Planowanie pomocy:


Matilde: „Dobrze, więc potrzebujemy jakiegoś sygnału, żeby Lydia wiedziała, gdzie szukać. Może narysujemy mały znak na ścianie, blisko miejsca, gdzie schowamy jedzenie”.


Jamila: „Tak, ale musimy to zrobić dyskretnie. Jeden fałszywy ruch i Luna dowie się o wszystkim. Kiedy będzie najlepszy moment, żeby to zrobić?”


Joy: „Może rano, tuż przed śniadaniem? Kiedy wszyscy będą zajęci, możemy szybko podłożyć jedzenie i wodę. Tylko musimy działać szybko”.


Michał: „Dobrze, to jest plan. Ja przyniosę wodę, Matilde przyniesie chleb, Joy może przynieść trochę owoców, a Jamila coś słodkiego na pocieszenie. Tylko musimy być bardzo ostrożni”.


Realizacja planu:


Matilde: „Dobrze, wszyscy wiedzą, co mają zrobić. Spotykamy się jutro rano. Trzymajcie kciuki, żeby wszystko poszło zgodnie z planem”.


Joy: „Tak, Lydia potrzebuje naszej pomocy. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby jej pomóc”.


Jamila: „Będę ostrożna. Jeśli każdy z nas zadziała szybko i skutecznie, uda się nam przekazać to, co potrzeba”.


Michał: „Lydia na to zasługuje. Jest naszą przyjaciółką i nie możemy jej zostawić samej w tej sytuacji. Musimy być ostrożni, ale nie możemy się poddać”.


Następnego dnia rano:


Kiedy nastał poranek, dzieci rozpoczęły realizację swojego planu. Każde z nich, w tajemnicy przed Luną, przyniosło mały przedmiot i schowało go w umówionym miejscu. Matilde narysowała na ścianie dyskretny znak, który miał wskazać Lydii, gdzie szukać jedzenia i wody.


Po zakończeniu zadania:


Matilde: Udało się. Teraz musimy tylko czekać i mieć nadzieję, że Lydia znajdzie nasz mały skarb.”


Joy: „Tak, miejmy nadzieję, że to jej pomoże. Nie możemy zrobić więcej, ale przynajmniej daliśmy jej małe wsparcie”.


Jamila: „Trzymajmy kciuki, żeby dyrektorka Luna się nie zorientowała. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, Lydia będzie miała siłę, żeby przetrwać ten trudny czas”.


Michał: „Dokładnie. Musimy teraz zachować spokój i udawać, że nic się nie stało. Dla dobra Lydii


Podsumowanie:


Plan dzieci okazał się skuteczny. Lydia, zauważając znak na ścianie, znalazła schowane jedzenie i wodę. Wiedziała, że ma wsparcie swoich przyjaciół, co dodało jej sił do przetrwania surowej kary. Mimo trudności, które napotkała, wiedziała, że nie jest sama.


W biurze dyrektorki:


Dyrektorka Luna siedziała przy swoim biurku, jej spojrzenie było jeszcze zimniejsze niż zazwyczaj. Wiedziała już, że ktoś pomógł Lydii, dostarczając jej jedzenie i wodę. Dzieci, które ośmieliły się złamać jej zasady, musiały zostać surowo ukarane. Luna podejrzewała, kto mógł to zrobić, i postanowiła niezwłocznie rozwiązać tę sprawę.


Wzywanie dzieci do biura:


Luna wezwała Matilde, Joy, Jamilę i Michała do swojego biura. Dzieci weszły, a ich serca biły mocniej, wiedząc, że coś się wydarzyło. Luna spojrzała na nich z zimną determinacją.


Luna: „Wiem, że ktoś pomógł Lydii, dostarczając jej jedzenie i wodę. I wiem, że wy macie z tym coś wspólnego.


Matilde próbowała zachować spokój, ale jej głos lekko drżał. „Pani dyrektor, nie wiemy, o czym pani mówi”.


Luna uderzyła dłonią w biurko, powodując, że wszyscy podskoczyli. „Nie kłamcie mi! Wiem, że to wasza sprawka. Kto inny mógłby to zrobić? Jesteście najbliższymi przyjaciółmi Lydii”.


Konfrontacja:


Joy spojrzała na Matilde i Michała, szukając wsparcia. „Pani dyrektor, tylko chcieliśmy pomóc. Lydia ma bardzo ciężko, a my nie chcieliśmy, żeby cierpiała”.


Luna zmrużyła oczy, patrząc na Joy. „Pomoc? W moim sierocińcu obowiązują zasady, a one są niepodważalne. Każdy, kto je złamie, musi ponieść konsekwencje”.


Michał odważył się powiedzieć coś w obronie. „Pani dyrektor, Lydia jest naszą przyjaciółką. Nie mogliśmy patrzeć, jak cierpi”.


Luna skrzyżowała ramiona na piersi. „Przyjaźń nie daje wam prawa do łamania zasad. Każdy z was musi zrozumieć, że nie ma żadnych wyjątków”.


Ustalenie kary:


Jamila, z przerażeniem w oczach, spytała cicho: „Co teraz z nami będzie, pani dyrektor?”


Luna uśmiechnęła się zimno. „Wasza kara będzie surowa, żebyście nigdy więcej nie ośmielili się łamać zasad. Matilde, Joy, Jamila, Michał — każde z was będzie musiało wykonać ciężkie zadania. Matilde, będziesz musiała szorować korytarze przez całą noc. Joy, będziesz odpowiedzialna za czyszczenie toalet przez najbliższy tydzień. Jamila, ty będziesz myła wszystkie okna codziennie przez miesiąc. Michał, ty będziesz szorował dywany na kolanach przez cały tydzień”.


Próby wyjaśnień


Matilde próbowała jeszcze raz przemówić. „Pani dyrektor, prosimy, to było z naszej troski o Lydię. Nie chcieliśmy łamać zasad”.


Luna uniosła dłoń, przerywając jej. „Nie interesują mnie wasze intencje. Wasze czyny były nieposłuszeństwem, a to jest niedopuszczalne. Kara jest nieunikniona”.


Joy, starając się jeszcze raz przekonać dyrektorkę, powiedziała: „Proszę, pani dyrektor, Lydia naprawdę potrzebowała pomocy. Czy nie możemy tego rozwiązać inaczej?”


Luna spojrzała na Joy z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. „Nie. Zasady muszą być przestrzegane. Każde złamanie tych zasad musi być surowo ukarane. Tylko w ten sposób nauczycie się dyscypliny


Reakcje dzieci:


Michał spojrzał na Lunę z determinacją. „Będziemy ponosić konsekwencje, pani dyrektor, ale nie żałujemy, że pomogliśmy Lydii. Przyjaźń jest dla nas ważna”.


Luna zignorowała jego słowa, podchodząc bliżej do dzieci. „Będziecie ponosić konsekwencje, a wasza przyjaźń nie zwolni was z obowiązku przestrzegania zasad. Teraz wróćcie do swoich zadań. Wasze kary rozpoczynają się natychmiast”.


Po wyjściu z biura:


Kiedy dzieci opuściły biuro Luny, wiedziały, że ich życie w sierocińcu stanie się jeszcze trudniejsze. Mimo to wiedziały również, że mają siebie nawzajem i że przetrwają te trudne chwile dzięki swojej przyjaźni i wzajemnemu wsparciu.


Matilde: „Będziemy musieli to przetrwać. Razem damy radę”.


Joy: „Lydia potrzebowała naszej pomocy. Nie możemy jej zawieść”.


Jamila: „To będzie trudne, ale wiemy, że możemy na siebie liczyć”.


Michał: „Musimy być silni, dla siebie nawzajem i dla Lydii. Razem przez to przejdziemy”.


Wnioski


Mimo surowych kar i ciężkich zadań dzieci były zdeterminowane, by przetrwać i wspierać się nawzajem. Wiedziały, że ich przyjaźń jest silniejsza niż jakiekolwiek przeszkody i że razem mogą pokonać nawet najtrudniejsze wyzwania. Dyrektorka Luna mogła ich ukarać, ale nie mogła zniszczyć więzi, które ich łączyły.


W holu sierocińca:


Matilde wspięła się na drabinę, aby umyć ostatnie okno na korytarzu, kiedy usłyszała niespodziewane pukanie do wielkich drzwi sierocińca. Zeskoczyła z drabiny, otarła czoło z potu i pospieszyła otworzyć drzwi. Przed nią stała pani Molly, dawna asystentka dyrektorki Luny.


Matilde: „Dzień dobry, pani Molly. Czym mogę pomóc?”


Pani Molly spojrzała na Matilde z troską w oczach. „Dzień dobry, Matilde. Przyszłam porozmawiać z dyrektor Luną. Czy mogłabyś mnie do niej zaprowadzić?”


Matilde otworzyła drzwi szerzej, pozwalając Molly wejść do środka. „Oczywiście, ale muszę panią ostrzec. Dyrektor Luna jest teraz bardzo zajęta. Ma mnóstwo pracy w swoim biurze.”


W drodze do biura dyrektorki:


Matilde poprowadziła Molly przez korytarze sierocińca, gdzie dzieci były zajęte swoimi obowiązkami. Wszędzie słychać było odgłosy pracy — szorowania podłóg, mycia okien, i ciche rozmowy dzieci, które starały się wykonywać swoje zadania jak najlepiej.


Molly: „Matilde, jak sobie radzicie? Słyszałam, że dyrektor Luna jest teraz jeszcze bardziej surowa niż kiedykolwiek.”


Matilde spojrzała na Molly z lekkim uśmiechem, który nie sięgał jej oczu. „Robimy, co możemy. To nie jest łatwe, ale trzymamy się razem.”


Przy drzwiach biura dyrektorki Luny:


Kiedy dotarły do drzwi biura, Matilde zapukała delikatnie, po czym uchyliła drzwi i zerknęła do środka.


Matilde: „Pani dyrektor, przyszła pani Molly. Chciałaby z panią porozmawiać.”


Luna podniosła wzrok znad sterty dokumentów na biurku, jej spojrzenie było chłodne i nieprzeniknione.


Luna: „Dziękuję, Matilde. Proszę panią Molly do środka.”


W biurze dyrektorki Luny:


Molly weszła do biura, zamykając za sobą drzwi. Luna wskazała jej krzesło naprzeciwko biurka.


Luna: „Usiądź, Molly. Czym mogę ci pomóc?”


Molly usiadła, starając się zachować spokój. „Dyrektor Luno, przyszłam, aby porozmawiać o sytuacji w sierocińcu. Słyszałam, że panują tutaj bardzo surowe zasady i chciałabym zrozumieć, dlaczego tak jest.”


Luna skrzyżowała ręce na piersi, patrząc na Molly z chłodnym wyrazem twarzy. „Zasady są niezbędne, Molly. Tylko poprzez dyscyplinę i surowość możemy zapewnić porządek i bezpieczeństwo w sierocińcu. Bez tego dzieci nie nauczą się odpowiedzialności.”


Molly: „Ale dyrektor Luno, czy nie uważasz, że zbyt surowe zasady mogą przynieść więcej szkody niż pożytku? Dzieci potrzebują także wsparcia i zrozumienia, a nie tylko kar i rygoru.”


Luna zamilkła na chwilę, a jej spojrzenie stało się jeszcze chłodniejsze. „Molly, twoje podejście było zawsze zbyt miękkie. Dlatego nie jesteś już tutaj. Moje metody są skuteczne. Dzieci uczą się dyscypliny i posłuszeństwa, co jest kluczowe dla ich przyszłości.”


Molly: „Dyrektor Luno, nie przyszłam tutaj, aby kwestionować twoje metody, ale aby zrozumieć, dlaczego uważasz, że są one najlepsze. Czy nie widzisz, jak bardzo dzieci cierpią? Lydia, na przykład, została skazana na szorowanie betonu na podwórzu. Czy to naprawdę konieczne?”


Luna: „Każda kara jest przemyślana i ma na celu naukę. Lydia musi zrozumieć, że jej nieposłuszeństwo nie będzie tolerowane. To jedyny sposób, aby nauczyć ich odpowiedzialności.”


Próba dialogu:


Molly: „Rozumiem, że chcesz, aby dzieci były odpowiedzialne, ale czy nie można tego osiągnąć w bardziej zrównoważony sposób? Zasady są ważne, ale równie ważne jest wsparcie emocjonalne i zrozumienie.”


Luna: „Nie będę debatować nad moimi metodami, Molly. One działają. Dzieci uczą się, co jest dobre, a co złe. Dyscyplina jest kluczowa, a ja nie mam czasu na łagodniejsze podejście.”


Molly westchnęła, wiedząc, że zmiana podejścia Luny będzie niezwykle trudna. „Dyrektor Luno, proszę, przemyśl to jeszcze raz. Dzieci potrzebują nie tylko kar, ale także miłości i wsparcia. Bez tego będą się tylko bały, a nie uczyły.”


Luna wstała, dając znać, że rozmowa dobiegła końca. „Dziękuję za twoje uwagi, Molly. Teraz, jeśli nie masz nic więcej do dodania, muszę wrócić do pracy.”


Po rozmowie:


Molly wstała, wiedząc, że jej próba rozmowy nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. „Dziękuję, dyrektor Luno. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz, że dzieci potrzebują czegoś więcej niż tylko kar.”


Kiedy Molly wyszła z biura, Matilde czekała na nią na korytarzu.


Matilde: „I jak poszło?”


Molly uśmiechnęła się smutno. „Zrobiłam, co mogłam, Matilde. Teraz pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że coś się zmieni.”


Matilde przytaknęła, wiedząc, że zmiana podejścia Luny będzie trudna, ale czując wdzięczność za próbę Molly. „Dziękuję, że przyszłaś, pani Molly. To wiele dla nas znaczy.”


Podsumowanie:


Molly opuściła sierociniec, mając nadzieję, że jej słowa znajdą jakieś echo w sercu dyrektorki Luny. Tymczasem dzieci musiały dalej zmagać się z surowymi zasadami i ciężkimi karami, ale wiedziały, że mają wsparcie z zewnątrz, co dodawało im sił do przetrwania trudnych dni.


W biurze dyrektorki Luny:


Dyrektorka Luna była wściekła po rozmowie z Molly. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała, była interwencja dawnej asystentki, która kwestionowała jej metody wychowawcze. Luna postanowiła zaostrzyć zasady i wzmocnić zadania w sierocińcu dla wszystkich dzieci. Przygotowała nową listę zadań, a następnie wywiesiła ją na tablicy ogłoszeń w korytarzu.


Korytarz sierocińca


Dzieci zebrały się wokół tablicy, czytając nowe ogłoszenie. Ich twarze wyrażały niedowierzanie i strach.


Matilde: „Czy to jest jakiś żart? Przecież te zadania są niewykonalne!”


Jamila: „Zobaczcie, musimy myć okna dwa razy dziennie i szorować podłogi na kolanach! To niemożliwe!”


Wiktor: „A my mamy czyścić dywany w każdym pokoju, i to codziennie. Jak mamy to zrobić? Przecież już teraz ledwo dajemy radę.”


Lydia patrzyła na ogłoszenie z rezygnacją. Wiedziała, że jej kara będzie jeszcze bardziej surowa.


Lydia: „Nie mamy wyboru. Musimy to zrobić, inaczej dyrektorka Luna będzie jeszcze bardziej wściekła.”


Oliwier: „Ale Lydia, to jest nieludzkie! Jak mamy przetrwać te zadania?”


Dyrektorka Luna wchodzi do korytarza.


Luna: „Co to za zbiegowisko? Dlaczego nie jesteście jeszcze w pracy?”


Dzieci natychmiast się rozproszyły, wracając do swoich obowiązków, ale Lydia została na miejscu, patrząc na Lunę.


Luna: „Lydia, czy masz coś do powiedzenia?”


Lydia: „Dyrektor Luno, te nowe zadania są… bardzo trudne. Czy możemy jakoś je zmniejszyć?”


Luna spojrzała na nią zimnym wzrokiem. „Te zadania są takie, jakie są, Lydia. I wszyscy muszą je wykonywać bez wyjątku. Nie ma miejsca na lenistwo ani nieposłuszeństwo.


Pokój sprzątaczy


Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia rozmawiali cicho, przygotowując się do swoich nowych zadań.


Tymoteusz: „To wszystko przez Molly. Gdyby nie przyszła, może nie mielibyśmy tych nowych zadań


Sela: „Ale Molly chciała nam pomóc. Nie możemy jej winić.


Joy: „Może powinniśmy spróbować porozmawiać z dyrektorką Luną jeszcze raz? Może uda nam się ją przekonać


Matilde: „Nie sądzę, żeby to coś dało. Dyrektor Luna jest nieugięta.


Przy drabinie


Matilde wspięła się na drabinę, aby zacząć myć okna, kiedy Luna pojawiła się obok niej.


Luna: „Matilde, mam dla ciebie dodatkowe zadanie. Chcę, żebyś również zaczęła myć wszystkie lustra w budynku.


Matilde: „Ale pani dyrektor, już mam dużo pracy z oknami. Czy to konieczne?”


Luna: „Nie dyskutuj ze mną, Matilde. Masz zrobić to, co ci kazałam, i to bez żadnych narzekań. Czy to jasne?”


Matilde: „Tak, pani dyrektor.


W kuchni


Lydia klęczała na podłodze, szorując zmywarkę, gdy dyrektor Luna weszła do kuchni.


Luna: „Lydia, po skończeniu tutaj, masz iść na podwórze i posprzątać cały teren. Wszystko ma lśnić.


Lydia: „Ale pani dyrektor, już mam mnóstwo pracy tutaj. Czy mogę zrobić to później?”


Luna: „Nie ma później, Lydia. Wszystko ma być zrobione teraz. Rozumiesz?”


Lydia: „Tak, pani dyrektor”.


Na podwórzu


Kiedy Lydia wyszła na podwórze, znalazła Michała, który już pracował nad szorowaniem betonu.


Michał: „Cześć, Lydia. Słyszałem, że masz dodatkowe zadania. Jak się trzymasz?”


Lydia: „Jest ciężko, Michał. Musimy to zrobić, inaczej dyrektor Luna będzie jeszcze bardziej wściekła”.


Michał: „Wiem. Musimy się trzymać razem i wspierać nawzajem. To jedyny sposób, aby przetrwać”.


Podsumowanie


Dyrektor Luna wzmocniła zadania dla wszystkich dzieci, nie pozostawiając im żadnej ulgi. Każde z dzieci, od Wiktora po Amalię, musiało zmagać się z nowymi, surowymi obowiązkami. Mimo trudności dzieci starały się trzymać razem i wspierać się nawzajem, wiedząc, że tylko w ten sposób mogą przetrwać w sierocińcu pod rządami bezlitosnej dyrektor Luny.


Na korytarzu sierocińca


Dzieci były zajęte swoimi obowiązkami, ale atmosfera była napięta. Wszyscy zaczęli czuć gniew i frustrację wobec Molly, uważając, że jej interwencja tylko pogorszyła ich sytuację. Najbardziej rozgoryczona była Matilde, która nie mogła powstrzymać się od szyderstw.


Matilde: „Czy wy też macie dość tej Molly? Naprawdę myślała, że nam pomoże? Tylko nas pogrążyła!”


Wiktor: „Tak, teraz mamy więcej pracy niż kiedykolwiek. Co ona sobie myślała?”


Oliwier: „Nie wiem, ale teraz płacimy za jej głupotę.


Jamila: „Może miała dobre intencje, ale nie rozumiała, jak to jest tutaj.


Joy: „Dobre intencje nie wystarczą, gdy skutki są tak okropne. Molly powinna trzymać się z daleka.


Matilde: „Dokładnie! Zawsze była taka naiwna. Myślała, że może coś zmienić, ale tylko pogorszyła sytuację. Kiedy to zrozumie?”


W kuchni


Lydia była zajęta przygotowywaniem posiłku, ale słyszała rozmowę dzieci w korytarzu. Z jej oczu płynęły łzy frustracji i bezsilności. Matilde weszła do kuchni, szukając czegoś do picia.


Matilde: Lydia, słyszałaś, co się dzieje? Molly zrobiła nam straszną przysługę.


Lydia: „Wiem, Matilde. Może miała dobre intencje”.


Matilde: „Dobre intencje? A co nam po nich, kiedy musimy teraz cierpieć jeszcze bardziej? Molly powinna była zostawić nas w spokoju”.


Lydia: Rozumiem, że jesteś zła, ale krzyczenie na Molly niczego nie zmieni. Musimy jakoś to przetrwać


Matilde: „Łatwo ci mówić, Lydia. Teraz mamy więcej pracy, a Luna jest jeszcze bardziej wściekła. To wszystko przez Molly!”


Na podwórzu


Tymoteusz, Michał i Jesenia byli zajęci sprzątaniem podwórza, gdy usłyszeli Matilde kontynuującą swoje szyderstwa.


Tymoteusz: „Słyszę, że Matilde znowu narzeka na Molly. Może ma rację


Michał: „Tak, ale krzyczenie na nią niczego nie zmieni. Musimy skupić się na pracy, inaczej dyrektor Luna będzie jeszcze bardziej wściekła.


Jesenia: „Michał ma rację. Molly chciała nam pomóc, nawet jeśli jej plan nie zadziałał. Powinniśmy skupić się na tym, co możemy zrobić teraz


Matilde podeszła do nich, przerywając rozmowę.


Matilde: „Nie mogę uwierzyć, że nie widzicie, jak bardzo Molly nas zdradziła. Zamiast nam pomóc, tylko pogorszyła sytuację. Musimy trzymać się razem, ale nie możemy ignorować tego, co zrobiła.


Tymoteusz: „Matilde, rozumiem twoją złość, ale skupmy się na tym, co przed nami. Praca sama się nie zrobi


Matilde: „Wiem, ale nie mogę przestać myśleć o tym, jak Molly nas zawiodła. Mam nadzieję, że już nigdy jej tu nie zobaczymy.


W pokoju dziewcząt


Wieczorem, po ciężkim dniu pracy, dziewczyny wróciły do swoich pokoi. Matilde wciąż nie mogła się uspokoić.


Jamila: „Matilde, musimy odpocząć. Jutro czeka nas kolejny ciężki dzień”.


Matilde: „Wiem, Jamila. Nie mogę przestać myśleć o Molly. To wszystko jej wina”.


Sela: „Może Molly naprawdę chciała nam pomóc. Nie powinniśmy jej tak ostro oceniać”.


Matilde: „Łatwo ci mówić, Sela. To my musimy teraz płacić za jej błędy. Mam dość tych naiwnych ludzi, którzy myślą, że mogą coś zmienić, a tylko pogarszają sytuację.”


Podsumowanie


Matilde nie mogła powstrzymać swojej złości i frustracji wobec Molly. Jej szyderstwa i gorycz wypełniały powietrze, wpływając na nastrój wszystkich dzieci. Chociaż Lydia i inni starali się zachować spokój, napięcie w sierocińcu narastało, a nienawiść do Molly rosła z każdym dniem. Dyrektor Luna, widząc chaos i dezorganizację, postanowiła wzmocnić swoje rządy, co sprawiło, że życie dzieci stało się jeszcze trudniejsze.


W holu sierocińca:


Matilde wspięła się na drabinę, aby umyć ostatnie okno na korytarzu, kiedy usłyszała niespodziewane pukanie do wielkich drzwi sierocińca. Zeskoczyła z drabiny, otarła czoło z potu i pospieszyła otworzyć drzwi. Przed nią stała pani Molly, dawna asystentka dyrektorki Luny.


Matilde: „Dzień dobry, pani Molly. Czym mogę pomóc?”


Pani Molly spojrzała na Matilde z troską w oczach. „Dzień dobry, Matilde. Przyszłam porozmawiać z dyrektor Luną. Czy mogłabyś mnie do niej zaprowadzić?”


Matilde otworzyła drzwi szerzej, pozwalając Molly wejść do środka. „Oczywiście, ale muszę panią ostrzec. Dyrektor Luna jest teraz bardzo zajęta. Ma mnóstwo pracy w swoim biurze.


W drodze do biura dyrektorki:


Matilde poprowadziła Molly przez korytarze sierocińca, gdzie dzieci były zajęte swoimi obowiązkami. Wszędzie słychać było odgłosy pracy — szorowania podłóg, mycia okien, i ciche rozmowy dzieci, które starały się wykonywać swoje zadania jak najlepiej.


Molly: „Matilde, jak sobie radzicie? Słyszałam, że dyrektor Luna jest teraz jeszcze bardziej surowa niż kiedykolwiek”.


Matilde spojrzała na Molly z lekkim uśmiechem, który nie sięgał jej oczu. „Robimy, co możemy. To nie jest łatwe, ale trzymamy się razem”.


Przy drzwiach biura dyrektorki Luny


Kiedy dotarły do drzwi biura, Matilde zapukała delikatnie, po czym uchyliła drzwi i zerknęła do środka.


Matilde: „Pani dyrektor, przyszła pani Molly. Chciałaby z panią porozmawiać”.


Luna podniosła wzrok znad sterty dokumentów na biurku, jej spojrzenie było chłodne i nieprzeniknione.


Luna: „Dziękuję, Matilde. Proszę panią Molly do środka”.


W biurze dyrektorki Luny:


Molly weszła do biura, zamykając za sobą drzwi. Luna wskazała jej krzesło naprzeciwko biurka.


Luna: „Usiądź, Molly. Czym mogę ci pomóc?”


Molly usiadła, starając się zachować spokój. „Dyrektor Luno, przyszłam, aby porozmawiać o sytuacji w sierocińcu. Słyszałam, że panują tutaj bardzo surowe zasady i chciałabym zrozumieć, dlaczego tak jest”.


Luna skrzyżowała ręce na piersi, patrząc na Molly z chłodnym wyrazem twarzy. „Zasady są niezbędne, Molly. Tylko poprzez dyscyplinę i surowość możemy zapewnić porządek i bezpieczeństwo w sierocińcu. Bez tego dzieci nie nauczą się odpowiedzialności”.


Molly: „Ale dyrektor Luno, czy nie uważasz, że zbyt surowe zasady mogą przynieść więcej szkody niż pożytku? Dzieci potrzebują także wsparcia i zrozumienia, a nie tylko kar i rygoru”.


Luna zamilkła na chwilę, a jej spojrzenie stało się jeszcze chłodniejsze. „Molly, twoje podejście było zawsze zbyt miękkie. Dlatego nie jesteś już tutaj. Moje metody są skuteczne. Dzieci uczą się dyscypliny i posłuszeństwa, co jest kluczowe dla ich przyszłości”.


Molly: „Dyrektor Luno, nie przyszłam tutaj, aby kwestionować twoje metody, ale aby zrozumieć, dlaczego uważasz, że są one najlepsze. Czy nie widzisz, jak bardzo dzieci cierpią? Lydia, na przykład, została skazana na szorowanie betonu na podwórzu. Czy to naprawdę konieczne?”


Luna: „Każda kara jest przemyślana i ma na celu naukę. Lydia musi zrozumieć, że jej nieposłuszeństwo nie będzie tolerowane. To jedyny sposób, aby nauczyć ich odpowiedzialności”.


Próba dialogu:


Molly: „Rozumiem, że chcesz, aby dzieci były odpowiedzialne, ale czy nie można tego osiągnąć w bardziej zrównoważony sposób? Zasady są ważne, ale równie ważne jest wsparcie emocjonalne i zrozumienie”.


Luna: „Nie będę debatować nad moimi metodami, Molly. One działają. Dzieci uczą się, co jest dobre, a co złe. Dyscyplina jest kluczowa, a ja nie mam czasu na łagodniejsze podejście”.


Molly westchnęła, wiedząc, że zmiana podejścia Luny będzie niezwykle trudna. „Dyrektor Luno, proszę, przemyśl to jeszcze raz. Dzieci potrzebują nie tylko kar, ale także miłości i wsparcia. Bez tego będą się tylko bały, a nie uczyły”.


Luna wstała, dając znać, że rozmowa dobiegła końca. „Dziękuję za twoje uwagi, Molly. Teraz, jeśli nie masz nic więcej do dodania, muszę wrócić do pracy”.


Po rozmowie:


Molly wstała, wiedząc, że jej próba rozmowy nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. „Dziękuję, dyrektor Luno. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz, że dzieci potrzebują czegoś więcej niż tylko kar.


Kiedy Molly wyszła z biura, Matilde czekała na nią na korytarzu.


Matilde: „I jak poszło?”


Molly uśmiechnęła się smutno. „Zrobiłam, co mogłam, Matilde. Teraz pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że coś się zmieni”.


Matilde przytaknęła, wiedząc, że zmiana podejścia Luny będzie trudna, ale czując wdzięczność za próbę Molly. „Dziękuję, że przyszłaś, pani Molly. To wiele dla nas znaczy”.


Podsumowanie:


Molly opuściła sierociniec, mając nadzieję, że jej słowa znajdą jakieś echo w sercu dyrektorki Luny. Tymczasem dzieci musiały dalej zmagać się z surowymi zasadami i ciężkimi karami, ale wiedziały, że mają wsparcie z zewnątrz, co dodawało im sił do przetrwania trudnych dni.


W sali apelowej sierocińca:


Dyrektorka Luna weszła do sali apelowej, a w jej spojrzeniu było widać niewypowiedzianą furię. Jej ciało drżało ze złości, a twarz była czerwona jak burak, z konturami żył bijących na skroniach. Zdecydowanie nie było to widok, którego chcieli zobaczyć wychowankowie.


Luna: „Co wy sobie myślicie?! Czy nie dostrzegacie, jakie kłopoty przysparzacie mi i sierocińcowi?!”


Jej głos był tak gwałtowny, że zatrzęsły się szyby w oknach. Wszyscy wychowankowie siedzieli zgarbieni na swoich miejscach, czując ciężar gniewu dyrektorki.


Matilde: „Ale… ale pani dyrektor…”


Luna przerwała jej bezlitośnie, przechodząc na drugi koniec sali.


Luna: „CISZA! Wam wszystkim nie wolno nawet myśleć o podnoszeniu głosu, dopóki nie będziecie wzywani do wypowiedzi! Rozumiecie mnie?”


Matilde schowała się za swoimi kolegami, a Luna kontynuowała swoją tyradę.


Luna: „To już wystarczy! Od dzisiaj żadnych wymówek, żadnych wyjątków! Musimy działać razem, jak jeden zespół, aby przetrwać! Rozumiecie?”


Wychowankowie kiwali głowami, wystraszeni i zmieszani, ale Lydia postanowiła podjąć ryzyko.


Lydia: „Ale pani dyrektor, nie jesteśmy… nie jesteśmy…”


Luna przerwała jej w połowie zdania, nadal wściekła.


Luna: „CISZA, LYDIA! Nie chcę słuchać twoich wymówek! Teraz idź na swoje miejsce i MILCZ!”


Lydia posłusznie usiadła, ale w jej oczach widać było determinację. Wszyscy wiedzieli, że ta sytuacja tylko pogorszyła się, a gniew dyrektorki Luny był na krawędzi eksplozji.


W biurze dyrektorki Luny:


Dyrektorka Luna siedziała przy swoim biurku, zatopiona w pracy, gdy nagle usłyszała stukanie do drzwi. Zdziwiona spojrzała w tamtym kierunku, a potem Lydia otworzyła drzwi, wpuszczając niespodziewanych gości.


Luna: „Kto to…?”


Do biura wtargnęli Rozalia i Bernard, rodzice dyrektorki, wraz z malutką Alicją na rękach. Luna podniosła się z miejsca, zdziwiona i zaniepokojona ich obecnością.


Luna: „Co tu robicie? Jak się tu… co się dzieje?”


Rozalia: Cześć, Luna. Przepraszamy za niespodziankę, ale Alicja bardzo chciała zobaczyć, gdzie pracujesz.


Bernard: Tak, Alicja pytała się o ciebie cały czas. Chciała poznać miejsce, gdzie spędzasz większość czasu.


Luna: „Ale… nie mogliście… Zgłosić się…?”


Rozalia: „Przepraszamy, że nie powiedzieliśmy wcześniej. Chcieliśmy zrobić to osobiście, jako niespodziankę dla ciebie.”


Luna poczuła, że gniew i irytacja budzą się w niej, ale z trudem starała się je powstrzymać, patrząc na małą Alicję.


Luna: „To… To miło z waszej strony, ale nie jest to najlepszy moment. Mam mnóstwo pracy i… nie mogę teraz… Rozmawiać.”


Rozalia: „Rozumiemy, Luna. Nie chcemy ci przeszkadzać. Chcieliśmy, tylko żebyś zobaczyła Alicję i nas, ale widzę, że teraz to nie wypada.”


Bernard: „Mamy nadzieję, że kiedyś będziesz miała trochę czasu dla nas. Alicja bardzo chce poznać swoją starszą siostrę.”


Luna spojrzała na nich, czując, jakby jej świat się zawalił. Nie miała pojęcia, co powiedzieć ani jak zareagować na ich niespodziewaną wizytę.


W biurze dyrektorki Luny:


Alicja, mała siostrzyczka dyrektorki, biegała po biurze, odkrywając szuflady, przewracając dokumenty i sprawiając chaos wszędzie, gdzie tylko się pojawiła. Luna stała w drzwiach, patrząc na ten bałagan, czując, jak gniew w niej rośnie.


Luna: „Alicjo, proszę, przestań! To nie jest miejsce do biegania i bałaganienia!”


Alicja wydawała się całkowicie obojętna na prośby siostry. Kontynuowała swoje psoty, ignorując ją zupełnie.


Luna: „Alicjo, przestań natychmiast! Mam tutaj mnóstwo pracy, a ty tylko to pogarszasz!”


Alicja wykonała kolejny pęd przez biuro, wyrywając z ręki Luny ważny dokument i rzucając go w powietrze.


Luna: „Alicjo, to wystarczy! Zostaw to natychmiast!”


Jej głos był nasycony gniewem, ale Alicja nie reagowała. Luna zbliżyła się do niej, chcąc ją powstrzymać, ale mała dziewczynka skakała wokół niej, unikając chwytów.


Luna: „Alicjo, już dość! Musisz uspokoić się i przestać robić bałagan! Tego tu nie wolno!”


Alicja zatrzymała się na chwilę, spojrzała na siostrę, a potem znów zaczęła biegać. Luna czuła, jak w niej wrze złość i frustracja.


Luna: „To koniec! Wystarczy! Wynocha stąd natychmiast!”


Wściekłość w jej głosie była nie do przeoczenia. Alicja spojrzała na nią, a potem, widząc powagę w oczach siostry, zaczęła płakać. Luna poczuła, jakby coś się w niej złamało.


Luna: „Alicjo… Przepraszam… Przepraszam za to, ale musisz przestać. Proszę…


Chociaż jej gniew się nie zmniejszył, poczuła, że musi być bardziej wyrozumiała dla swojej siostry. Chaos, jaki spowodowała, pozostanie w jej biurze na długo.


W biurze dyrektorki Luny:


Dyrektorka Luna stała przed swoimi rodzicami, trzęsąc się ze złości. Jej twarz była czerwona, a oczy iskrzyły się gniewem. Rozalia i Bernard patrzyli na nią zszokowani, trzymając małą Alicję za rękę.


Luna: „Nie mogę uwierzyć, że mieliście czelność przyjść tutaj bez uprzedzenia! Wiedzieliście, jak bardzo jestem zajęta!”


Rozalia: „Luna, chcieliśmy tylko zobaczyć, jak ci idzie. Alicja bardzo tęskniła za tobą.”


Luna: „Nie obchodzi mnie to! To moje miejsce pracy, a wy tylko przeszkadzacie! Zróbcie mi przysługę i zniknijcie stąd natychmiast!”


Bernard: „Luna, nie możesz tak na nas krzyczeć. Jesteśmy twoją rodziną. Chcemy tylko dla ciebie dobrze.”


Luna: „Rodzina?! Wy nawet nie wiecie, co to znaczy! Od lat nie mieliśmy kontaktu, a teraz przychodzicie tutaj i robicie mi bałagan! Wynocha stąd! I nie wracajcie nigdy więcej!”

Rozdział 3 Problemy Lydii z dyrekcją

Jej krzyki były tak głośne, że wszyscy wychowankowie w sierocińcu mogli je usłyszeć. Lydia, Matilde, Joy, Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Jesenia i Amalia stali na korytarzu, drżąc z przerażenia, ale żadne z nich nie odważyło się zapukać do drzwi biura.


Alicja zaczęła płakać, wystraszona krzykami swojej starszej siostry. Luna spojrzała na nią z wściekłością.


Luna: „Alicjo, przestań natychmiast! Masz tu absolutnie zakaz wchodzenia! Zrozumiano?!”


Alicja skuliła się za plecami matki, a Rozalia próbowała uspokoić swoją najmłodszą córkę.


Rozalia: „Luna, proszę, opanuj się. To nie jest sposób, aby rozmawiać z własną rodziną.”


Luna: „Nie obchodzi mnie to! Jesteście tylko przeszkodą! Wynocha, zanim stracę cierpliwość całkowicie!”


Bernard próbował jeszcze raz przemówić do rozumu swojej córce, ale Luna była nieubłagana.


Bernard: „Luna, nie musisz być taka. Chcemy tylko pomóc.”


Luna: „Pomóc?! Jedyną pomocą, jaką możecie mi dać, jest natychmiastowe opuszczenie tego miejsca! Nigdy więcej nie chcę was tutaj widzieć!”


Rodzice Luny, zrozpaczeni i zranieni jej słowami, powoli odwrócili się i wyszli z biura, trzymając płaczącą Alicję za rękę. Luna zamknęła za nimi drzwi z hukiem, a potem oparła się o nie, próbując uspokoić oddech. Jej serce biło jak szalone, a w głowie kłębiły się myśli pełne gniewu i frustracji.


Na korytarzu wychowankowie wciąż stali w ciszy, przerażeni tym, co usłyszeli. Nikt z nich nie odważył się zbliżyć do biura dyrektorki, wiedząc, że jej gniew mógłby w każdej chwili skierować się na nich.


Korytarz przed biurem dyrektorki Luny:


Dyrektorka Luna otworzyła drzwi swojego biura, jej twarz była czerwona ze złości. Spojrzała na wychowanków, którzy stali w ciszy na korytarzu, przerażeni i nieruchomi.


Luna: „Co tu robicie?! Dlaczego nie jesteście w swoich pokojach?! Natychmiast wracać i kłaść się spać!”


Matilde, która była najbliżej drzwi, zrobiła krok do tyłu, próbując uniknąć spojrzenia dyrektorki.


Matilde: „Przepraszam, pani dyrektor, my tylko… słyszeliśmy krzyki i…”


Luna: „Nie obchodzi mnie to, co słyszeliście! Macie natychmiast wracać do swoich pokoi i ani słowa więcej! Czy to jasne?!”


Wiktor spojrzał na Oliwiera i Tymoteusza, którzy stali obok niego, wszyscy wyglądali na zdezorientowanych i przestraszonych.


Wiktor: „Tak, pani dyrektor, przepraszamy.”


Luna: „Nie chcę słyszeć żadnych wymówek! Idźcie już! I pamiętajcie, że od tej chwili reguły w sierocińcu będą jeszcze bardziej surowe! Żadnego gadania, żadnych zabaw, tylko praca i posłuszeństwo!”


Joy, Jamila i Jesenia ruszyły w stronę swoich pokojów, starając się jak najszybciej zniknąć z pola widzenia wściekłej dyrektorki.


Luna: „Joy, Jamila, Jesenia! Macie zakaz jakiejkolwiek rozmowy między sobą! Każde złamanie tego zakazu będzie surowo karane!”


Jamila: „Tak, pani dyrektor…”


Luna: „Nie chcę słyszeć żadnych odpowiedzi! Do swoich pokojów i natychmiast spać!”


Lydia, która stała na końcu korytarza, próbowała uniknąć spojrzenia Luny. Wiedziała, że jej kara będzie jeszcze bardziej surowa niż innych.


Luna: „Lydia, ty szczególnie! Masz jeszcze więcej pracy jutro. Nie spodziewaj się żadnej litości!”


Lydia: „Tak, pani dyrektor…”


Luna: „I żadnego kontaktu z innymi wychowankami! Nie chcę widzieć, żebyś z kimkolwiek rozmawiała. Czy to jasne?!”


Lydia skinęła głową, próbując powstrzymać łzy. Wiedziała, że jakikolwiek sprzeciw tylko pogorszy jej sytuację.


Luna: „A teraz wszyscy, marsz do łóżek! I pamiętajcie, że jutro będziecie ciężko pracować. Nie chcę żadnych skarg ani narzekań. Wszelkie złamanie reguł będzie surowo karane!”


Wychowankowie szybko rozeszli się do swoich pokojów, wiedząc, że nie mają innego wyjścia. Dyrektorka Luna stała w korytarzu, patrząc, jak znikają za drzwiami, a jej gniew powoli ustępował miejsca poczuciu kontroli i władzy. Dla niej surowe reguły były jedynym sposobem na utrzymanie porządku w sierocińcu.


Biuro dyrektorki Luny:


Dyrektorka Luna siedziała przy swoim biurku, wciąż trzęsąc się z wściekłości po ostatnich wydarzeniach. Nagle, telefon zaczyna dzwonić, przerywając jej myśli.


Luna: „Co teraz…” — mruknęła pod nosem, podnosząc słuchawkę.


Głos po drugiej stronie linii witał ją z entuzjazmem i radością.


Głos: „Dzień dobry! Tutaj Alan i Eliza. Chcielibyśmy rozmawiać z dyrektorką Luną w sprawie adopcji.”


Luna wzdrygnęła się (słysząc) te słowa. Ktoś podał numer do sierocińca właśnie tej parze? Była zbulwersowana.


Luna: „Adopcja? Dlaczego pan i pani dzwonią do sierocińca w tej sprawie?”


Alan: „Chcielibyśmy znaleźć dziecko do naszej rodziny i usłyszeliśmy, że sierocińce często mają dzieci, które potrzebują domu. Czy moglibyśmy umówić się na spotkanie i omówić tę kwestię bliżej?”


Luna czuła, jak jej gniew rośnie. To, że ktoś dostarczył im numer do sierocińca, wydawało się kompletnie nieodpowiednie.


Luna: „Przepraszam, ale nie mam teraz czasu na rozmowę na ten temat. Proszę zadzwonić do administracji miasta i tam uzyskają państwo wszelkie potrzebne informacje.”


Eliza: „Ale proszę panią dyrektor, może…?”


Luna: „To jest decyzja, którą muszą państwo podjąć samodzielnie. Proszę o zrozumienie. Do widzenia.”


Zanim para zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Luna przerwała połączenie i postawiła słuchawkę na miejscu. Jej twarz była czerwona ze wściekłości. Ktoś naruszył jej prywatność i przekazał numer do sierocińca bez jej zgody. To było nie do przyjęcia.


Luna: „Ktoś dostanie za to w kość…” — szepnęła pod nosem, zaciskając pięści. Miała zamiar dowiedzieć się, kto zrobił tę wpadkę i zapewnić, że takie coś nigdy więcej się nie powtórzy.


Korytarz sierocińca, poranek:


Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Lydia, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia siedzieli przy stole w jadalni, jedząc śniadanie. Wszyscy byli zaskoczeni nieobecnością dyrektorki Luny na porannym apelu i śniadaniu. Atmosfera była pełna niepewności i lęku.


Wiktor: „Czy ktoś wie, co się stało z panią dyrektor? Zawsze jest na porannym apelu”.


Oliwier: „Nie mam pojęcia, ale to dziwne. Może jest chora?”


Tymoteusz: „A może coś się stało? Nigdy wcześniej jej nie widziałem, żeby opuszczała śniadanie”.


Jamila: „Pewnie coś poważnego. Czy ktoś z was widział dzisiaj panią Molly?”


Sela: „Nie ani jej, ani dyrektorki Luny. Coś tu jest nie tak”.


Lydia: „Może mają jakieś ważne spotkanie? Albo inspekcję?”


Joy: „Ale wtedy ktoś by nam powiedział. Nie pozostawiliby nas tak w niewiedzy”.


Jesenia: „Nie lubię tego. To zawsze oznacza problemy”.


Matilde: „Pewnie znowu dostaniemy więcej kar. Każda taka sytuacja kończy się dla nas źle”.


Amalia: „Może powinniśmy się przygotować na najgorsze. Wiemy, jaka jest pani dyrektor”.


Biuro dyrektorki Luny:


Dyrektorka Luna siedziała przy swoim biurku, wpatrując się w listę nowych kar i zasad, które miała wprowadzić. Wciąż czuła gniew na panią Molly, która według niej była odpowiedzialna za incydent z telefonem.


Luna: „Molly… zawsze wiedziałam, że sprawi mi problemy. Teraz wszyscy wychowankowie zapłacą za twoje błędy”.


Wyciągnęła swoje notatki i zaczęła sporządzać nową listę zadań i kar.


Luna: „Dzieci będą pracować ciężej niż kiedykolwiek. Muszą nauczyć się posłuszeństwa i dyscypliny. Nie będę tolerować żadnych buntów ani nieposłuszeństwa”.


Zaczęła pisać nowe zasady na tablicy ogłoszeń:


1. Praca od świtu do zmierzchu bez przerw.

2. Każde niewykonane zadanie będzie karane dodatkowymi obowiązkami.

3. Żadnego gadania między wychowankami.

4. Natychmiastowe raportowanie każdej niesubordynacji.

5. Każde złamanie zasad karane dodatkowym tygodniem pracy bez odpoczynku.


Luna: „To nauczy ich, gdzie jest ich miejsce”.


Korytarz sierocińca, chwilę później:


Lydia i Joy dostrzegły, że na tablicy ogłoszeń pojawiła się nowa kartka. Podbiegły do niej, żeby przeczytać, co się zmieniło.


Lydia: „Spójrz, Joy. Nowe zasady. I to jakie surowe!”


Joy: „O nie, przecież to nas zabije! Praca bez przerw, dodatkowe obowiązki za każde niewykonane zadanie…”


Matilde dołączyła do nich, czytając na głos kolejne punkty.


Matilde: „Żadnego gadania między wychowankami, natychmiastowe raportowanie niesubordynacji… To koszmar!”


Sela: „Musimy coś zrobić. Tak nie da się żyć”.


Tymoteusz: „Ale co możemy zrobić? Przecież pani dyrektor nie da się przekonać”.


Wiktor: „Musimy być ostrożni i starać się nie popełniać błędów. Przynajmniej na razie”.


Oliwier: „Jeśli będziemy pracować razem, może damy radę przetrwać”.


Jesenia: „Tylko musimy uważać. Pani dyrektor jest wściekła. To najgorszy czas na bunt”.


Amalia: „Trzymajmy się razem i starajmy się unikać dodatkowych kar”.


Biuro dyrektorki Luny:


Dyrektorka Luna skończyła sporządzać nowe zasady. Wstała, aby wywiesić je na tablicy ogłoszeń, ale zatrzymała się na chwilę, patrząc w lustro.


Luna: „To dla ich dobra. Muszą zrozumieć, że w życiu nie ma miejsca na lenistwo i nieposłuszeństwo”.


Z tymi słowami, z determinacją, ruszyła na korytarz, by wprowadzić swoje surowe zmiany w życie sierocińca.


Następnego dnia, gdy wszyscy byli zajęci swoimi obowiązkami, do sierocińca zastukała nowa dziewczyna. Miała na imię Kaylie. Drzwi otworzyła jej Matilde, która była zaskoczona widokiem nieznajomej.


— Cześć, mogę ci w czymś pomóc? — zapytała Matilde, przyglądając się nowoprzybyłej z ciekawością.


Kaylie, trzymając w dłoni mały plecak, uśmiechnęła się nieśmiało.


— Tak, szukam sierocińca. Słyszałam, że tutaj mogę znaleźć schronienie — odpowiedziała Kaylie.


Matilde zmarszczyła brwi. — To jest sierociniec, ale nikt nas nie poinformował o przybyciu nowej dziewczyny. Musisz porozmawiać z dyrektorką Luną.


Kaylie wydawała się lekko zaniepokojona, słysząc wzmiankę o dyrektorce. — A mogłabyś mnie do niej zaprowadzić?


Matilde skinęła głową. — Chodź za mną. Ostrzegam, Luna jest bardzo surowa i nie lubi niespodzianek.


Kaylie podążyła za Matilde przez korytarze sierocińca, obserwując dzieci, które pracowicie sprzątały okna i myły podłogi. W końcu dotarły do biura dyrektorki. Matilde zapukała cicho do drzwi.


— Wejść — usłyszały chłodny głos Luny zza drzwi.


Rozdział 4 Wywalenie Kaylie na bruk

Matilde otworzyła drzwi i niepewnie weszła do środka, ciągnąc za sobą Kaylie.


— Dyrektor Luna, ta dziewczyna przyszła do sierocińca i mówi, że szuka schronienia — zaczęła Matilde.


Luna spojrzała surowo na Kaylie. — Jak masz na imię i dlaczego przyszłaś bez uprzedzenia?


Kaylie odetchnęła głęboko i spojrzała w oczy dyrektorki. — Mam na imię Kaylie. Straciłam rodziców i nie mam gdzie się podziać. Słyszałam, że tutaj mogę znaleźć schronienie i możliwość nauki.


Luna wstała zza biurka i podeszła bliżej. — Rozumiem twoją sytuację, ale nasz sierociniec ma swoje zasady. Nie przyjmujemy nowych dzieci bez wcześniejszego powiadomienia. Kto cię tu przysłał?


Kaylie spuściła wzrok. — Nikt konkretny. Dowiedziałam się od znajomej, że ten sierociniec istnieje i postanowiłam spróbować.


Luna zastanowiła się przez chwilę, po czym westchnęła. — W porządku, Kaylie. Przyjmę cię na próbę, ale musisz przestrzegać wszystkich reguł i pracować tak samo ciężko, jak inne dzieci. Matilde, pokaż jej, gdzie będzie spała, i zapoznaj z obowiązkami.


Matilde skinęła głową. — Tak jest, dyrektor Luna.


Kaylie ukłoniła się lekko i podążyła za Matilde z ulgą na twarzy. Wiedziała, że nie będzie łatwo, ale czuła, że znalazła miejsce, gdzie może zacząć nowe życie.


Matilde prowadziła ją przez korytarze, opowiadając o codziennych obowiązkach.


— Będziesz musiała sprzątać, myć okna, a czasem nawet gotować. Dyrektorka Luna jest bardzo wymagająca, ale jeśli będziesz się starała, to dasz radę — powiedziała Matilde, starając się dodać otuchy nowej koleżance.


Kaylie uśmiechnęła się. — Dam z siebie wszystko. Dziękuję, Matilde.


Matilde odwzajemniła uśmiech. — Razem damy radę. Witaj w naszym świecie, Kaylie.


Kaylie popatrzyła na Matilde z lekkim niepokojem w oczach.


„Co się dzieje, jeśli ktoś sobie nie da rady tutaj w sierocińcu?” zapytała, starając się zrozumieć funkcjonowanie tego miejsca.


Matilde zastanowiła się przez chwilę, zanim odpowiedziała.


„Jeśli ktoś nie radzi sobie z obowiązkami lub łamie zasady, to najpierw dyrektorka Luna próbuje znaleźć rozwiązanie. Może to oznaczać dodatkowe wsparcie lub rozmowę z dzieckiem. Jeśli sytuacja się nie poprawi, istnieje ryzyko, że zostanie wyrzucony na bruk” — wyjaśniła Matilde, przyglądając się Kaylie z empatią.


Kaylie złapała oddech. To brzmi strasznie surowo. Czy kiedykolwiek widziałaś, że ktoś został wyrzucony?”


Matilde westchnęła, spoglądając na ziemię. „Niestety tak. Kilka razy. Zazwyczaj to ostateczność. Dyrektorka stara się znaleźć inne rozwiązania, zanim do tego dojdzie. zasady są jasne — wszyscy musimy przestrzegać ich, bez wyjątków.”


Kaylie pokiwała głową, absorbując informacje. „Rozumiem. Muszę dać z siebie wszystko, żeby tutaj zostać.”


Matilde uśmiechnęła się delikatnie. „Tak, ale nie jesteś sama. Wszyscy się wspieramy. Zobaczysz, że tutaj jest miejsce dla każdego, kto naprawdę chce się zmienić.”


Kaylie poczuła, że w końcu znalazła miejsce, gdzie może zacząć nowe życie. „Dzięki, Matilde. Cieszę się, że mnie przyjęłaś.”


Matilde uścisnęła jej dłoń. „Jesteśmy teraz rodziną. Razem damy radę.”


Dyrektorka Luna spostrzegła przekorną iskrę w oku Kaylie i wiedziała, że mogą pojawić się problemy.


„Kaylie,” zawołała ją do biura po spotkaniu z Matilde. „Wiem, że próbujesz znaleźć swoje miejsce tutaj, ale musisz przestrzegać naszych zasad.”


Kaylie spojrzała na nią z niewinnym uśmiechem. „Oczywiście, dyrektorko Luna. Postaram się.”


Luna jednak nie dawała wiary takiemu łatwemu przejściu.


„Nie myśl, że nie widzę twoich zamiarów,” powiedziała surowo. „Wiemy o twojej przeszłości, ale to nie usprawiedliwia złamania regulaminu. Tutaj obowiązują pewne zasady, których musisz się trzymać.”


Kaylie odwzajemniła jej spojrzenie, ale w jej oczach błysnęła nuta buntu.


„Ale przecież tylko próbuję znaleźć swoje miejsce,” starała się brzmieć niewinnie.


Luna jednak nie dawała się zwieść. „Nie będę tolerować łamania zasad. Jeśli nie będziesz się dostosowywać, będziesz musiała odejść.”


Kaylie poczuła gwałtowny wstrząs. „Ale to nieuczciwe! Gdzie mam pójść?”


Luna spojrzała na nią z zimnym wyrazem twarzy. „To nie jest moja troska. Musisz zrozumieć, że tutaj nie tolerujemy złego zachowania.”


Kaylie wiedziała, że straciła bitwę. Spuściła wzrok, czując się bezsilna.


„Dziękuję za ostrzeżenie, dyrektorko,” szepnęła cicho.


Luna tylko kiwnęła głową. „Mam nadzieję, że zrozumiałaś.”


Następnego ranka Kaylie budziła się z gniewem pulsującym w żyłach, a każda chwila przypominała jej, że nic się nie zmieniło. Lydia, zauważając jej napięcie, próbowała ją uspokoić.


„Kaylie, musisz się uspokoić. Nie możesz ciągle prowokować dyrektorki Luny” — mówiła z troską Lydia, próbując złagodzić sytuację.


Jednak Kaylie nadal trzymała się swojego uporu.


„Ale to wszystko jest niesprawiedliwe! Przecież tylko próbuję znaleźć swoje miejsce, a ona traktuje mnie jak przestępcę!” — krzyczała frustracja w jej głosie.


Lydia kiwnęła głową zrozumienia, ale wiedziała, że musi działać ostrożnie.


„Rozumiem, Kaylie, ale musisz znaleźć sposób, żeby się dostosować. Inaczej zrobisz sobie tylko więcej kłopotów” — próbowała przekonać ją Lydia, ale tonem, który miał uspokoić, nie zirytować.


Jednak Kaylie była zbyt zdenerwowana, by słuchać. Gdy znowu wszedł dyrektorka Luna, atmosfera natychmiast się napięła. Luna patrzyła na Kaylie z lodowatym spojrzeniem.


„Kaylie, co się dzieje z tobą?!” — jej głos był pełen gniewu i frustracji.


Kaylie uniosła głowę, gotowa bronić swojego stanowiska.


„To ty mieliłaś mnie jak przestępcę od samego początku! Nawet nie dałaś mi szansy na udowodnienie, że mogę się zmienić!” — jej głos był pełen żalu i oburzenia.


Luna wpatrywała się w nią przez chwilę, zanim odpowiedziała ostry tonem.


„Nie ma miejsca na takie zachowanie w tym sierocińcu, Kaylie. Musisz to zrozumieć. Jeśli nie będziesz się dostosowywać, nie będę miała wyboru”.


Kaylie wiedziała, że musi coś zmienić, ale wciąż czuła w sobie bunt.


„Nie zrozumiesz mnie nigdy!” — krzyknęła, czując gorące łzy zbierające się w jej oczach.


Lydia próbowała ją uspokoić, ale było już za późno. Kaylie wiedziała, że ta walka będzie trudna, ale nadal nie była gotowa się poddać.


Gdy dyrektorka Luna ostatecznie dowiedziała się o skandalicznym zachowaniu Kaylie, atmosfera w sierocińcu stała się napięta do granic możliwości. Luna wściekła się na tyle, że nie było odwrotu.


„Kaylie, jak mogłaś?” — jej głos brzmiał pełen rozczarowania i gniewu.


Kaylie wiedziała, że to koniec. W jej oczach pojawiły się łzy, ale była zbyt dumna, by je puścić.


„Dyrektorko, proszę, daj mi jeszcze jedną szansę…” — jej głos był łamliwy, ale prośba bezskuteczna.


Luna wzdychnęła ciężko, ale jej postanowienie było nieugięte.


„Nie ma już powrotu. Twoje zachowanie przekroczyło granice akceptowalności. Musisz opuścić ten sierociniec” — jej ton był surowy, a decyzja niepodważalna.


Kaylie poczuła, jak cały świat się zawalił. Miała nadzieję, że może tu znaleźć schronienie, ale teraz znalazła się znowu na ulicy.


„Wszystko, co chciałam, to szansa na nowe życie…” — szepnęła, zanim uczucie złości przekroczyło granice jej smutku.


Luna jednak nie okazała współczucia. „Złamałaś nasze zaufanie, Kaylie. Nie ma miejsca dla takich jak ty tutaj.”


Z obolałym sercem Kaylie musiała opuścić sierociniec, czując się samotna i porzucona. To było dla niej kolejne potwierdzenie, że świat może być nieprzychylny i bezlitosny.


W kuchni sierocińca panowała cisza przerwana tylko odgłosem wody płynącej z kranu i miękki szmer, gdy Lydia pracowała z determinacją, chociaż z bólem w sercu. Jej ręce, owinięte w żółte gumowe rękawice, pracowały mechanicznie, płucząc naczynia w strumieniu gorącej wody. Z każdym poruszeniem, spojrzała na rząd talerzy, patelni i sztućców, jakby widziała w nich obraz swojego niewolniczego losu.


„Nigdy nie powinnaś się sprzeciwić, Lydia,” szeptała sobie pod nosem, starając się zagłuszyć echo dyrektorskiego ostrza. Choć jej serce krzyczało sprzeciw, to duma w niej pozostała niezachwiana.


Sela i Matilde, dwie przyjaciółki Lydii, siedziały w swoim pokoju, otulone ciszą nocy. Dyskretne rozmowy o przygodach i marzeniach zostały wytłumione przez gnębiącą niepewność co do losu swojej przyjaciółki.


„Sela, co my możemy zrobić?” zapytała Matilde, jej oczy pełne zmartwienia. „Lydia potrzebuje nas, a my nie możemy pozwolić, żeby to trwało dłużej”.


Sela westchnęła, czując w sercu ukłucie bezsilności. „Nie możemy po prostu wejść do kuchni i ją uwolnić. Luna nas złapie, a kary będą jeszcze surowsze”.


„Może powinniśmy pogadać z Tymonem,” zaproponowała Matilde. „On ma zawsze pomysły, może coś wymyśli”.


Następnego dnia, gdy dzieci były zagonione do codziennych obowiązków, Sela i Matilde podążyły w kierunku Tymona, chłopca zawsze gotowego do działania.


„Tymonie, musimy cię o coś zapytać,” zaczęła Sela, patrząc mu prosto w oczy.


Tymon, czując w powietrzu napięcie, powiedział: „Co się dzieje? Coś złego stało się z Lydią?”


„Nie możemy jej tam zostawić,” kontynuowała Matilde, jej głos drżał ze złością i niepokojem. „Luna nadużywa swojej władzy, a Lydia cierpi przez to”.


Tymon zamrugał, przetwarzając ich słowa. W jego umyśle narodził się plan, który mógłby odmienić los Lydii i innych dzieci.


„Najpierw musimy zebrać wszystkich,” oświadczył zdecydowanie. „Potrzebujemy jedności, jeśli chcemy coś zmienić”.


I tak na skraju zmęczenia i rozpaczy, zrodziła się iskra nadziei. Pomimo groźby, którą stanowiła Luna, dzieci sierocińca zbliżyły się, gotowe do walki o swoją godność i wolność.

Matilde popatrzyła na pozostałe dzieci z niepokojem malującym się na jej twarzy. Czy na pewno powinniśmy to robić? Co, jeśli Luna nas złapie? Co wtedy?


Sela objęła ją ramieniem, próbując ukoić jej lęki. „Matilde, wiem, że to ryzykowne, ale czy możemy pozwolić, żeby Lydii dalej tak cierpiała? Musimy działać”.


Tymon, zawsze gotowy do działania, wziął głos. „Matilde, Sela ma rację. Musimy być ostrożni, ale musimy także być odważni. Lydia potrzebuje nas teraz więcej niż kiedykolwiek”.


Wiktoria, która dotąd milczała, wzięła głęboki oddech i powiedziała: „Mamy naszą siłę w jedności. Jeśli będziemy działać razem, możemy osiągnąć wszystko”.


Matilde popatrzyła na swoich przyjaciół z determinacją malującą się na jej twarzy. „Dobrze, zrobię to. Dla Lydii. Musimy być bardzo ostrożni”.


Tymon kiwnął głową. „Nie martw się, Matilde. Znam miejsce, gdzie możemy się spotkać bezpiecznie”.


Sela uśmiechnęła się, czując w sercu iskrę nadziei. „To zróbmy to. Dla Lydii”.


I tak wśród obaw i niepewności, dzieci sierocińca postanowiły działać. Zorganizowały tajne spotkanie, gotowe podjąć ryzyko, aby pomóc Lydii i zmienić swoje losy.


Dyrektorka Luna, poznawszy spisek dzieci, wkroczyła do łazienki z zimnym spojrzeniem i nieubłaganym wyrazem twarzy. Dzieci, stojąc w szeregu, wiedziały, że nie ujdzie im to na sucho.

Rozdział 5 rozmowa przyjaciół

„Przestaliście mnie słuchać,” powiedziała Luna, patrząc na każde z nich z pogardą. „Teraz musicie ponieść konsekwencje waszych czynów”.


Wiktor spojrzał na kolegów i koleżanki z niepokojem, wiedząc, że czeka ich ciężka praca. „Co teraz, co robimy?” zapytał, próbując znaleźć jakiekolwiek wyjście.


Oliwier, zerkając na muszlę klozetową, odruchowo się cofnął. „Nie mogę tego zrobić, to nieludzkie,” wyszeptał, czując przerażenie w sercu.


Jesenia, choć również zaniepokojona, postanowiła zachować zimną krew. „Musimy to zrobić,” powiedziała zdecydowanie. „Może to będzie nasza szansa, żeby pokazać, że nie damy się złamać”.


Matilde, chwytając gąbkę i rękawice, spojrzała na swoich przyjaciół z determinacją. „Zrobimy to razem. Musimy”.


Luna rozdała dzieciom detergenty, rękawice i gąbki, nakazując im rozpoczęcie pracy. „Harujcie, jak nigdy dotąd,” powiedziała surowo. „To wasza kara za bunt i nieposłuszeństwo.”


Sela, choć przerażona, podniosła głowę z determinacją. „Za Lydię,” pomyślała, zaciskając dłonie na rączkach szczotki do toalety.


I tak dzieci sierocińca, zmuszone do pracy na kolanach, przystąpiły do zadania z determinacją i niezłomną wolą przetrwania. Choć ich ciała mogły być zmęczone, ich duch był silny, gotowy stawić czoła każdemu wyzwaniu.


Gdy Lydia była zajęta sprzątaniem kuchni, do drzwi sierocińca niespodziewanie zapukał listonosz, trzymając w dłoni kopertę adresowaną do Lydii od dalekiej rodziny. Otworzyła mu dyrektorka Luna, a na jej twarzy malował się wyraz głębokiego niezadowolenia.


„Co to za szum?” zapytała surowo Luna, biorąc kopertę od listonosza. „Kto śmie wysyłać listy do moich wychowanków?”


Listonosz, zachowując spokój, odparł: „Przepraszam, pani dyrektor, ale list ten jest dla Lydii. Jej rodzina bardzo na to liczy.”


Luna spojrzała na kopertę, a jej usta skrzywiły się w złowrogi uśmiech. „Ha! Dla Lydii? Toż to absurd!” wybuchnęła śmiechem, który brzmiał bardziej niż złowieszczy chichot. „Dlaczego miałabym pozwolić jej na jakiekolwiek kontakty z rodziną? Ona należy do mnie, a ja decyduję o jej losie!”


Listonosz spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem, ale nie zatrwożył w obliczu jej groźby. „Ale pani dyrektor…”


Luna przerwała mu gestem ręki. „Dziękuję za dostarczenie, ale to ja zajmę się tym listem. Lydii nie potrzeba kontaktu z rodziną. Zamykaj już drzwi za sobą.


Listonosz kiwnął głową, odwzajemniając groźny wzrok dyrektorki, po czym odwrócił się i odszedł.


Luna odwróciła się w stronę kuchni, gdzie Lydia pracowała, i jej oczy iskrzyły się złością. „Lydia!” zawołała głośno. „Po zakończeniu swoich obowiązków masz przyjść do mojego biura! Natychmiast!”


Lydia, słysząc wezwanie dyrektorki, poczuła dreszcz przerażenia, ale wiedziała, że nie ma wyboru. Musiała poddać się woli Luny, nawet jeśli oznaczało to kolejną falę surowych kar i poniżeń.


Gdy Lydia zakończyła swoje obowiązki, kroki niosły ją w kierunku biura dyrektorki, serce bijąc jej coraz szybciej w piersi. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Wiedziała tylko, że Luna będzie bardzo niezadowolona z tego listu, który dotarł do sierocińca.


Kiedy otworzyła drzwi biura, zobaczyła Lunę siedzącą za biurkiem, patrzącą na nią z wyrazem zimnej surowości. „Usiądź, Lydia,” powiedziała Luna ostrym tonem.


Lydia posłusznie usiadła, czując, jak jej ręce drżą ze strachu. „Tak, pani dyrektor?” odezwała się cichym głosem.


Luna spojrzała na nią przez chwilę, a jej spojrzenie było jak lodowy sztych. „Dostałam list dla ciebie,” powiedziała, przesuwając kopertę po biurku w jej kierunku.


Lydia spojrzała na kopertę, jej serce zbijało mocniej. „To… od mojej rodziny?” zapytała cicho.


Luna skrzywiła się, jej oczy emanowały niepohamowaną złością. „Tak, od twojej rodziny,” odrzekła. „Czyż nie wiesz, że w sierocińcu nie ma miejsca na rodzinne więzi? Ty należysz do mnie, Lydia. Twoje życie, twoja przyszłość, są teraz w moich rękach.”


Lydia poczuła łzy zbierające się w jej oczach, ale wiedziała, że musi zachować twarz. „Przepraszam, pani dyrektor,” szepnęła, nieśmiało podnosząc wzrok.


Luna westchnęła ciężko. „Lydia, muszę cię nauczyć lekcji. Nie ma miejsca na uczucia i słabość w tym sierocińcu. Twoja rodzina to przeszłość. Twoją teraźniejszością i przyszłością jesteś ty i to, co ja dla ciebie wyznaczę.”


Lydia połykała ślinę, czując, jak jej gardło staje się suchą pustką. „Co… co będzie moją karą?” zapytała, nieśmiało.


Luna wstała z biurka, patrząc na nią surowo. „Będziesz szorować toalety przez cały tydzień. I nie zastanawiaj się nawet nad sprzeciwem. To twoja kara za próbę nawiązania kontaktu z rodziną.”


Lydia poczuła, jak serce zamarło jej w piersi, ale skinęła głową. „Rozumiem, pani dyrektor,” powiedziała cicho, z żalem w głosie.


Luna spojrzała na nią chłodno. „Nie ma miejsca na słabość w tym sierocińcu, Lydia. Pamiętaj o tym.”


Gdy Lydia skrupulatnie szorowała toalety, jej dłonie chronione rękawicami, a kolana oparte na zimnej podłodze, nagle do drzwi sierocińca zapukała ciocia Marysia i wujek Levi. Serce Lydii zabiło mocniej w piersi, gdy usłyszała ten dźwięk. Jej rodzina nie miała prawa mieć z nią kontaktu — wiedziała, że to musi być coś ważnego, skoro ryzykowali.


Ostrożnie podniosła się z kolan, otrzepując ręce o spodnie, zanim pospiesznie ruszyła w kierunku drzwi. Ostrożnie otworzyła, starając się zachować spokój, choć jej serce biło jak oszalałe.


„Ciocia Marysia, wujek Levi…” powiedziała, zaskoczona ich obecnością. „Co tu robicie? Nie powinniście być tutaj”.


Ciocia Marysia spojrzała na nią z troską w oczach. „Lydia, kochanie, musieliśmy przyjechać. Musimy się z tobą zobaczyć. Twój list… twój list nas zaniepokoił”.


Lydia poczuła gwałtowne uczucie winy w żołądku. Wiedziała, że wysłanie listu było ryzykowne, ale tęskniła za rodziną tak bardzo. Przepraszam, ciocia Marysia. Nie chciałam wam przysparzać kłopotów.


Wujek Levi wtrącił się, jego głos brzmiał stłumiony, ale stanowczy. „Nie martw się o to teraz, Lydia. Jesteśmy tutaj dla ciebie. Musimy cię zabrać stąd, zanim będzie za późno”.


Lydia spojrzała na nich z niedowierzaniem. „Ale… ale to niemożliwe. Dyrektorka Luna nie pozwoli mi odejść. To moje miejsce”.


Ciocia Marysia potrząsnęła głową. „Nie, Lydia. To nie jest twoje miejsce. Twoje miejsce jest wśród nas, w rodzinie. Musimy cię wydostać stąd, zanim będzie za późno”.


Lydia czuła się jak w wirze emocji. Tęskniła za rodziną, ale nie mogła sobie wyobrazić, jak opuścić sierociniec.


„Ale co… co powiem dyrektor Lunie? Co z moimi obowiązkami?”


Wujek Levi położył delikatnie rękę na jej ramieniu. „Nic nie powiesz. Zabierzemy cię stąd teraz, a potem wszystko jakoś się ułoży. Ważne, że będziesz w bezpiecznym miejscu”.


Lydia spojrzała na nich, czując, jak łzy zbierają się w jej oczach. Wiedziała, że musi podjąć decyzję — pozostać tu i zaryzykować surowe kary Luny, czy też opuścić sierociniec i podjąć szansę na życie z rodziną, choćby na chwilę.


Lydia była pełna obaw, ale wiedziała, że nie ma już odwrotu. Jej ciocia Marysia i wujek Levi stali przed nią, zdeterminowani, by zabrać ją z sierocińca. Skorzystali z chwili, kiedy dyrektor Luna była na wyjeździe służbowym, aby zrealizować swój plan. Reszta dzieci — Tymon, Maksymilian, Michał, Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia — wciąż szorowały toalety, klęcząc na zimnej podłodze i nie wiedząc nic o ucieczce Lydii.


Ciocia Marysia spojrzała na Lydię z czułością i troską. „Musimy się pospieszyć, kochanie. Nie mamy dużo czasu”.


Wujek Levi trzymał drzwi otwarte, rozglądając się nerwowo. „Tak, Luna może wrócić wcześniej, a wtedy będzie za późno. Chodź, Lydia”.


Lydia wzięła głęboki oddech i pospiesznie wyszła z sierocińca, czując jednocześnie ulgę i strach. Przeszli przez bramę i skierowali się do samochodu zaparkowanego niedaleko. Kiedy wsiadła do środka, jeszcze raz spojrzała na sierociniec. To miejsce, które znała jako dom przez tak długi czas, teraz stawało się jedynie wspomnieniem.


Ciocia Marysia odwróciła się na przednim siedzeniu, patrząc na Lydię. „Czy wszystko zabrałaś, kochanie? Czy coś zostawiłaś?”


Lydia potrząsnęła głową. „Nie, wszystko, co ważne, mam przy sobie”.


Wujek Levi uruchomił silnik i ruszyli. „Dobrze. Teraz musimy cię zabrać w bezpieczne miejsce. Nie martw się, Lydia. Wszystko się ułoży”.


Lydia siedziała cicho, patrząc przez okno na mijane krajobrazy. „Co będzie z innymi dziećmi? Czy Luna będzie na nich zła, gdy odkryje, że uciekłam?”


Ciocia Marysia westchnęła. „Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by pomóc również innym dzieciom, Lydia. Teraz najważniejsze jest twoje bezpieczeństwo”.


Wujek Levi spojrzał na nią przez lusterko wsteczne. „Musisz być silna, Lydia. To dopiero początek. Czeka cię jeszcze wiele wyzwań, ale nie jesteś już sama”.


Lydia poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, ale tym razem były to łzy ulgi i nadziei. „Dziękuję, ciociu Marysia, dziękuję, wujku Levi. Nie wiem, co bym bez was zrobiła”.


Ciocia Marysia uśmiechnęła się ciepło. „Zawsze będziemy dla ciebie, Lydia. Jesteś częścią naszej rodziny”.


Podróżowali w ciszy, podczas gdy Lydia starała się przetrawić to, co się właśnie wydarzyło. Wiedziała, że przed nią długa droga, ale czuła, że zrobiła pierwszy krok w kierunku lepszego życia.


Tymczasem w sierocińcu, dzieci — Tymon, Maksymilian, Michał, Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia — wciąż szorowały toalety, nieświadome ucieczki Lydii. Dyrektor Luna miała wrócić dopiero za kilka dni i nie miała pojęcia, co się stało. Dzieci pracowały ciężko, tak jak zawsze, ale gdzieś głęboko w ich sercach tliła się iskierka nadziei, że może i dla nich kiedyś nadejdzie lepszy czas.


Gdy samochód z Lydią oddalał się coraz bardziej od sierocińca, dziewczyna czuła, jak ciężar, który nosiła na swoich barkach przez tak długi czas, powoli zaczyna znikać. Miała przed sobą nową przyszłość i była gotowa stawić jej czoła, wiedząc, że teraz jest z ludźmi, którzy ją kochają i wspieraj.


Matilde stała przy oknie, nerwowo zerkając na zewnątrz. Jej oczy śledziły każdy ruch na podjeździe, obawiając się, że dyrektor Luna może wrócić wcześniej z wyjazdu służbowego. Serce biło jej coraz szybciej z każdą minutą, którą spędzała na czuwaniu.


Nagle Michał wbiegł do pokoju, wyraźnie zdenerwowany. „Matilde, musisz natychmiast przyjść do pokoju! Musisz to zobaczyć!”


Matilde odwróciła się gwałtownie, zaniepokojona tonem jego głosu. „Co się stało, Michał? Coś nie tak?”


„To Lydia,” odpowiedział Michał, a jego oczy były szeroko otwarte z przerażenia. „Jej nie ma w sierocińcu!”


Matilde poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. „Co?! Jak to możliwe?” Pobiegła za Michałem, który prowadził ją do pokoju, gdzie ostatni raz widziano Lydię.


Gdy dotarli na miejsce, Matilde rozejrzała się dookoła. Pokój Lydii był pusty, jej łóżko starannie posłane, jakby nigdy tam nie mieszkała. „Nie może być!” krzyknęła Matilde, jej głos pełen niedowierzania. „Gdzie ona jest?”


Michał wzruszył ramionami, nie mogąc znaleźć słów. „Nie wiem, Matilde. Sprawdziliśmy wszędzie. Ona po prostu zniknęła.”


Matilde poczuła narastający gniew. „To niemożliwe! Ona musiała gdzieś pójść. Może jest gdzieś schowana?”


Tymon, który również stał w pobliżu, podszedł bliżej. „Matilde, szukaliśmy wszędzie. Nigdzie jej nie ma. Może uciekła?”


„Uciekła?!” krzyknęła Matilde. „Jak mogła nam to zrobić? Co my teraz zrobimy, gdy Luna wróci?”


Michał westchnął, jego twarz wyrażała głęboki smutek. Nie wiem, co zrobimy, Matilde. Musimy się przygotować na najgorsze.”


Matilde spojrzała na niego z determinacją. „Nie możemy pozwolić, żeby Luna dowiedziała się, że Lydia uciekła. Musimy coś wymyślić. Może… może powiemy, że poszła na spacer i się zgubiła?”


Tymon potrząsnął głową. „Luna nas nie uwierzy. Ona zawsze wie, kiedy kłamiemy. Musimy być ostrożni.”


Matilde zgrzytnęła zębami, czując bezsilność. „Cokolwiek się stanie, nie możemy pozwolić, żeby Lydia wróciła tutaj z powrotem. Jeśli to zrobi, Luna nas wszystkich ukarze.”


Michał spojrzał na Matilde z powagą. „A co jeśli Lydia wróci? Co wtedy zrobimy?”


Matilde zastanawiała się przez chwilę, zanim odpowiedziała. „Jeśli wróci, musimy ją ukryć. Musimy ją chronić przed Luną. Nie możemy pozwolić, żeby cokolwiek jej się stało.”


Tymczasem Lydia, nieświadoma zamieszania, które wywołała swoją ucieczką, podróżowała z ciocią Marysią i wujkiem Levi, czując mieszankę ulgi i niepokoju. Wiedziała, że powrót do sierocińca byłby katastrofą, ale jednocześnie bała się, co przyniesie przyszłość.


Luna, będąca wciąż na wyjeździe służbowym, nie miała pojęcia o ucieczce Lydii. Jednak za kilka dni miała wrócić i wtedy prawda wyjdzie na jaw. Wszyscy w sierocińcu wiedzieli, że gdy Luna dowie się o zniknięciu Lydii, rozpęta się piekło.


Po kilku dniach dyrektorka Luna wróciła z wyjazdu służbowego. Wszyscy wychowankowie — Wiktor, Oliwier, Tymoteusz oraz dziewczynki Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia — ustawili się pod drzwiami sierocińca, czekając na powrót dyrektorki. Matilde otworzyła drzwi, a wszyscy wychowankowie odpowiedzieli jednocześnie: „Dzień dobry, pani dyrektor Luno.”


Jednak dyrektorka była bardzo zawalona pracą, więc po wejściu od razu skierowała się do swojego biura, nie poświęcając im zbyt wiele uwagi. „Dzień dobry, dzieci,” rzuciła na odchodnym. „Zaczynajcie pracę, nie ma czasu na opowiadanie. Wszystko musi być gotowe przed moim powrotem.”


Wychowankowie spojrzeli na siebie z niedowierzaniem, ale wiedzieli, że nie mają wyboru. Poszli do swoich obowiązków, przygotowując się na ciężki dzień pracy.


Matilde popatrzyła na kolegów i koleżanki z wyrzutem, ale wiedziała, że muszą spełnić polecenia dyrektorki, chociaż w głębi serca obawiała się konsekwencji ucieczki Lydii. „Chodźmy,” powiedziała cicho, zanim poszła na zewnątrz, aby zabrać swoje narzędzia do mycia okien.


Wszyscy wychowankowie zaczęli sprzątać, myjąc okna w całym sierocińcu, w milczeniu wykonując swoje zadania. Wiedzieli, że dyrektorka Luna była surowa, zwłaszcza gdy coś jej nie odpowiadało, więc lepiej było nie drażnić jej zbytnio.


Tymczasem w biurze dyrektorki Luna, ona sama przyglądała się złożonym dokumentom, zacięta w swojej pracy. Nie miała pojęcia, że coś było nie tak w sierocińcu, dopóki nie zauważyła, że Lydia nie jest na liście dzieci do pracy. Gdy to dostrzegła, jej oczy zajęły się gniewem. „Matilde!” zawołała głośno, wyciągając rękę po telefon. „Natychmiast przyjdź do mojego biura!”


W sierocińcu zapanowała napięta atmosfera, gdy wszyscy wiedzieli, że coś niepokojącego dzieje się w biurze dyrektorki. Czekali z niepokojem na to, co wydarzy się dalej.


Gdy Matilde przekroczyła próg biura dyrektorki, natychmiast poczuła falę gniewu, która wydawała się wypełniać całe pomieszczenie. Dyrektorka Luna patrzyła na nią z ogniem w oczach, gotowa do ataku.


„Matilde!” zawołała dyrektorka, jej głos był pełen goryczy i złości. „Jak mogłaś dopuścić do tego, że Lydia uciekła? To twoja odpowiedzialność opiekować się innymi dziećmi, a ty zawiodłaś!”


Matilde czuła się jakby (miała) zostać stratowana żywcem. „Przepraszam, pani dyrektor,” szepnęła, próbując zebrać myśli. „Nie wiedziałam, że Lydia planuje ucieczkę. Nie mam pojęcia, jak to się stało”.


Dyrektorka Luna wzruszyła ramionami, jej oczy promieniowały gniewem. „Twoje wyjaśnienia mnie nie interesują, Matilde! Niepotrzebnie zawiodłaś mnie i całą naszą placówkę. Teraz musisz ponieść konsekwencje swoich działań”.


Matilde próbowała się tłumaczyć, ale dyrektorka nie chciała jej słuchać. „Proszę, pani dyrektor, dałam z siebie wszystko, aby opiekować się wszystkimi dziećmi. Nie mogłam przewidzieć, że Lydia ucieknie. Proszę, daj mi szansę naprawienia tego błędu”.


Dyrektorka Luna spojrzała na nią z pogardą. „To już za późno na twoje tłumaczenia, Matilde. Musisz ponieść konsekwencje swoich działań”. Zdecydowanie machnęła ręką. „Skazuję cię na bardzo ostrą karę — robotę w kotłowni. To twoje miejsce, dopóki nie udowodnisz, że jesteś godna zaufania”.


Matilde poczuła, jak ziemia pod nią się chwieje. Praca w kotłowni była jedną z najgorszych kar, jakie można było otrzymać w sierocińcu. Wiedziała, że będzie musiała znieść ten los, chociażby był on nawet najtrudniejszy.


„Rozumiem, pani dyrektor,” powiedziała cicho, schodząc z biura z ciężkim sercem. Wiedziała, że przed nią teraz bardzo trudne dni, ale musiała stawić czoła swojej karze, aby odzyskać zaufanie dyrektorki i reszty społeczności sierocińca.


Podczas gdy Matilde harowała w kotłowni, Lydia odkryła prawdę o swojej niby rodzinie. Okazało się, że to nie była jej rodzina, ale ludzie, którzy podszywali się pod nią. Lydia musiała pracować bardzo ciężko u tej fałszywej rodziny. Zrozumiała, że musi jak najszybciej wrócić do sierocińca, aby odzyskać bezpieczeństwo i normalne życie.


Jednak Lydia nie zdawała sobie sprawy, że ta fałszywa rodzina przygotowywała dla niej bardzo surowe obowiązki domowe. Musiała myć okna samymi rękami i polerować szyby za pomocą płynu i ręczników. Były to prace bardzo wymagające i czasochłonne, które wyczerpywały ją do granic wytrzymałości.


Kiedy zaczęła się rozumieć, że jej sytuacja jest coraz bardziej beznadziejna, Lydia zaczęła szukać sposobu na ucieczkę. Wiedziała, że musi wrócić do sierocińca, gdzie może liczyć na pomoc swoich przyjaciół i bezpieczeństwo pod opieką dyrektorki Luny.


Jednak droga do ucieczki była trudna i pełna niebezpieczeństw. Lydia musiała czekać na odpowiedni moment, aby uciec bezpiecznie i uniknąć zauważenia przez swoich oprawców. Liczyła na swoją siłę i determinację, aby przetrwać i powrócić do sierocińca, gdzie nadal miała nadzieję na lepsze jutro.


Lydia, zmagając się z ciężką pracą mycia okien i polerowania szyb na wysokościach, czuła na plecach oddech surowej Marysi, która nieustannie ją poganiała do większego wysiłku.


Marysia patrzyła na nią surowo, z rękami splecionymi na piersiach. „Nie zwlekaj, Lydia! Masz jeszcze wiele do zrobienia. Musisz dopilnować, żeby te okna były czyste jak łza!”


Lydia wiedziała, że nie ma wyjścia. Musiała wykonać swoje zadanie, chociażby było to dla niej jak walka z wiatrakami.


Wtem dołączył do nich Levi, przynosząc kolejne zadania dla Lydii. „O, Marysia, mamy jeszcze wiele do zrobienia. Musimy polerować te szyby tak, żeby błyszczały, jak gwiazdy na niebie!”


Lydia czuła, jak serce jej ciężko bije w piersi. Zadania stawały się coraz trudniejsze, a jej ciało wydawało się osłabione przez nadmiar pracy.


Nagle przypomniała sobie, że dyrektor Luna wraca dzisiaj z wyjazdu służbowego. Czuła, jak gorycz rozlewa się w jej sercu. Wiedziała, że Luna będzie na nią bardzo wściekła, zwłaszcza gdy zobaczy, że reszta wychowanków nie wywiązała się z porządków w sierocińcu.


Marysia spojrzała na nią surowo. „Nie ma czasu na zwłoki, Lydia! Musimy się pośpieszyć, zanim dyrektor wróci i zobaczy, co tu się dzieje!”


Lydia kiwnęła głową posłusznie i wzięła się do roboty, choć w jej sercu tliła się nadzieja na ucieczkę i powrót do sierocińca, gdzie może liczyć na wsparcie swoich przyjaciół. Teraz musiała skupić się na przetrwaniu każdej kolejnej chwili i spełnieniu oczekiwań surowych opiekunów.


Gdy noc zapadła, Lydia w końcu odważyła się uciec od swoich opiekunów i ich złego domu. Biegła tak szybko, jak tylko mogła, aż dotarła z powrotem do sierocińca. Nie miała pojęcia, że dyrektor Luna już wróciła z wyjazdu służbowego.


Kiedy otworzyła drzwi do sierocińca, powitała ją Jesenia, ale zamiast uśmiechu na twarzy, Lydia dostrzegła gniew w jej spojrzeniu. Jesenia była okropnie wściekła za cały ten koszmar, który z jej winy spadł na cały sierociniec. Dyrektor Luna również była bardzo wściekła.

Rozdział 6 Wściekła dyrektorka Luna

Jesenia spojrzała na Lydię z ogniem w oczach. „Jak mogłaś nam to zrobić, Lydia? Cały sierociniec był na skraju katastrofy, a ty uciekłaś i zostawiłaś nas w tej sytuacji!”


Lydia czuła się jakby jej serce (miało) pęknąć na pół. Przepraszam, Jesenia, szepnęła cicho, nie mogąc spotkać się z jej wzrokiem. Nie chciałam was w żaden sposób narażać. Po prostu bałam się i chciałam wrócić do domu”.


Dyrektor Luna weszła wtedy do pokoju, jej twarz wyrażała wściekłość. „Lydia!” zawołała głośno, przerywając rozmowę. „Jak mogłaś zrobić coś takiego? Cały sierociniec był w chaosie przez twoją ucieczkę!”


Lydia poczuła, jak jej gardło wyschło. „Przepraszam, pani dyrektor,” powiedziała, trzęsącymi się ustami. „Nie chciałam wam przysparzać kłopotów. Po prostu chciałam wrócić do miejsca, gdzie czuję się bezpieczna”.


Dyrektor Luna westchnęła z frustracją. „Teraz musimy naprawić ten bałagan, który zrobiłaś. Najpierw musisz zrozumieć, że twoje działania miały konsekwencje dla wszystkich nas tutaj.”


Lydia spojrzała na swoją dyrektorkę zrozpaczonymi oczami, czując się winna za całą sytuację. Wiedziała, że teraz musi wziąć na siebie odpowiedzialność za swoje czyny i pomóc w naprawie tego, co zniszczyła swoją ucieczką.


Następnego dnia dyrektorka Luna była tak bardzo mocno wściekła, że wezwała Lydię o świcie do swojego biura na dywanik. Lydia nie wiedziała, czego się spodziewać, ale szybko zrozumiała, że czeka ją coś strasznego.


Luna stała za swoim biurkiem, oczy płonęły gniewem. „Lydia!” zawołała, a jej głos odbijał się echem po pokoju. „Jak śmiałaś uciec z sierocińca? Zrobiłaś z nas wszystkich pośmiewisko! Ty głupia dziewucho, ty bezmyślna dziewucho!”


Lydia stała, trzęsąc się, próbując powstrzymać łzy. „Przepraszam, pani dyrektor,” zaczęła, ale Luna przerwała jej ostro.


„Przepraszam? Myślisz, że „przepraszam” cokolwiek tutaj zmienia? Przez ciebie cały sierociniec musiał pracować ponad siły, żeby naprawić ten bałagan! Masz pojęcie, jak bardzo mnie zawiodłaś?”


Dyrektorka podeszła bliżej, chwyciła Lydię za ramię i mocno nią potrząsnęła. „Nie masz pojęcia, ile szkód wyrządziłaś!”


Lydia nie mogła powstrzymać łez, upadła na podłogę, szlochając. „Proszę, pani dyrektor, nie chciałam… naprawdę, nie chciałam.”


Luna spojrzała na nią z pogardą. „Twoje łzy nic tutaj nie znaczą, Lydia. Będziesz miała najgorsze roboty w sierocińcu jako karę za swoją ucieczkę. Będziesz sprzątać toalety, myć okna, szorować podłogi na kolanach. I nie oczekuj żadnej litości!”


Za drzwiami biura, Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia przyglądali się tej scenie z przerażeniem w oczach. Matilde odwróciła się do reszty i szeptem powiedziała, „Dyrektor jest bardzo, bardzo mocno wściekła na Lydię. Nigdy nie widziałam jej takiej.”


Joy przytuliła się do Selii, starając się nie patrzeć na to, co się dzieje w biurze. „Co teraz z nami będzie?” zapytała cicho, jej głos drżał z niepokoju.


Jesenia pokręciła głową. „Musimy być silni. Musimy wspierać Lydię, choćby nie wiem co. Ona potrzebuje nas teraz bardziej niż kiedykolwiek.”


Luna, nie zwracając uwagi na dzieci za drzwiami, kontynuowała swój gniewny monolog. „Jesteś tutaj pod moją opieką, Lydia, i musisz zrozumieć, że takie zachowanie jest absolutnie niedopuszczalne! Masz teraz czas, żeby przemyśleć swoje błędy i naprawić je poprzez ciężką pracę. To jedyny sposób, żeby odzyskać moje zaufanie, choć nie wiem, czy kiedykolwiek to będzie możliwe.”


Lydia, leżąc na podłodze, czuła, że jej serce pęka. Wiedziała, że czeka ją teraz ciężka praca i brak litości ze strony dyrektorki, ale postanowiła przetrwać. Miała nadzieję, że pewnego dnia uda się jej odzyskać, choć odrobinę normalności w swoim życiu.


Dyrektorka Luna zebrała wszystkich wychowanków na apel. Jej twarz była zacięta, a oczy pełne gniewu. Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia stali w milczeniu, przerażeni tym, co miało nadejść.


„Zebrałam was tutaj, aby poinformować o nowym rozporządzeniu,” zaczęła Luna. Jej głos był zimny i twardy. „Lydia, z powodu swojej nieodpowiedzialności i ucieczki, zostanie surowo ukarana. Żaden z was nie ma prawa zbliżać się do niej ani odzywać się do niej podczas jej kary. Czy to jest jasne?”


Dzieci patrzyły na nią z przerażeniem w oczach, kiwając głowami. Jednak Joy, pełna oburzenia, zdecydowała się przemówić.


„To niesprawiedliwe, pani dyrektor!” zawołała. „Lydia nie powinna być karana w ten sposób! Potrzebuje naszej pomocy i wsparcia, a nie izolacji!”


Luna obróciła się gwałtownie w stronę Joy, jej twarz była czerwona z gniewu. „Zamknij się, Joy!” krzyknęła na cały głos. „Jeśli się nie zamkniesz, Lydia będzie harowała jeszcze gorzej! Czy tego chcesz? Czy chcesz, żeby cierpiała jeszcze bardziej z twojego powodu?”


Joy zamilkła, jej oczy wypełniły się łzami. Spojrzała bezradnie na swoich przyjaciół, którzy patrzyli na nią z mieszanką strachu i współczucia.


Luna kontynuowała swoje przemówienie. „Lydia będzie teraz miała najgorsze roboty w sierocińcu. Będzie szorować kible, myć okna, szorować podłogi na kolanach. A wy wszyscy będziecie jej przykładem, co się stanie, jeśli zdecydujecie się złamać moje zasady.”


Matilde, która była świadkiem wcześniejszej sceny w biurze, czuła się rozdarta. Chciała pomóc Lydii, ale wiedziała, że sprzeciwienie się Lunie mogłoby przynieść jeszcze gorsze konsekwencje dla wszystkich. Spojrzała na Joy z bólem w oczach, próbując ją pocieszyć choćby spojrzeniem.


Po apelu dzieci rozeszły się do swoich obowiązków, ale ich myśli krążyły wokół Lydii. Lydia, która teraz szorowała toalety, czuła się samotna i opuszczona. Wiedziała, że jej przyjaciele chcieliby jej pomóc, ale bali się konsekwencji.


Gdy wieczór zapadł, a dzieci miały chwilę przerwy, Wiktor podszedł do Joy i szeptem powiedział: „Musimy coś zrobić. Nie możemy pozwolić, żeby Lydia tak cierpiała. Może znajdziemy sposób, żeby jej pomóc, nie ryzykując zbyt wiele.”


Joy spojrzała na niego z nadzieją w oczach. „Masz rację, Wiktor. Nie możemy jej zostawić samej. Musimy znaleźć sposób, żeby ją wspierać, nawet jeśli dyrektorka jest przeciwna.”


Matilde dołączyła do rozmowy, jej głos był pełen determinacji. „Będziemy musieli być ostrożni, ale musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby Lydia wiedziała, że nie jest sama. Znajdziemy sposób, żeby jej pomóc.”


Dzieci postanowiły, że będą działać wspólnie, żeby ulżyć Lydii w jej ciężkiej pracy. Wiedzieli, że muszą być sprytni i ostrożni, ale ich przyjaźń i solidarność były silniejsze niż strach przed Luną.


W międzyczasie Lydia, choć zmęczona i zrezygnowana, czuła w sercu iskrę nadziei. Wiedziała, że ma przyjaciół, którzy jej nie opuszczą, i że razem mogą przetrwać nawet najtrudniejsze chwile.

Rozdział 7 dyrektorka Luna i oszustwo

W tym czasie, gdy Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia mieli wolne, ponieważ był już późny wieczór, Lydia nadal szorowała toalety w rękawicach za pomocą gąbki na kolanach. Wyczerpana i znużona, Lydia kontynuowała swoją pracę, wciąż trwając w swoim zadaniu.


Nagle uświadomiła sobie, że potrzebuje nowego płynu do szorowania, gdyż już jej ostatnie resztki zostały. Zdecydowała się pójść do pokoju po ten płyn, aby kontynuować swoją pracę.


Kiedy weszła do swojego pokoju, od razu skierowała się do łazienki, gdzie trzymała swoje środki czystości. Jednak z przerażeniem stwierdziła, że nie było tam potrzebnego płynu.


Matilde, która towarzyszyła jej w pokoju, zaniepokojona zapytała: „Lydia, czego szukasz? Czy mogę ci jakoś pomóc?”


Lydia, oddychając szybko i ciężko, odpowiedziała: „Potrzebuję płynu do szorowania, Matilde. Nie mam czasu na szukanie”.


Matilde zrozumiała pilną sytuację i zdecydowała się pomóc. „Nie martw się, znajdziemy to szybko. Sprawdzimy jeszcze raz, może gdzieś się schował”.


Obie dziewczyny przeszukały pokój, ale bezskutecznie. Płyn do szorowania był jakby zniknął. Lydia czuła, że czas ucieka, a jej kara mogła się tylko pogorszyć, jeśli nie ukończy pracy na czas.


W końcu Matilde zauważyła butelkę płynu na półce nad umywalką. „O, tutaj jest!” zawołała, podnosząc ją i podając Lydii.


Lydia złapała butelkę z ulgą. „Dziękuję, Matilde!” powiedziała szybko, nie tracąc czasu. „Muszę wrócić do roboty. Do zobaczenia!


Matilde tylko skinęła głową z uśmiechem. „Powodzenia, Lydia! Wiesz, że zawsze możesz liczyć na moją pomoc”.


Lydia pędem wróciła do łazienki, gotowa kontynuować swoją pracę. Wiedziała, że musi wykonać zadanie jak najszybciej, żeby uniknąć jeszcze większej kary. W sercu czuła wdzięczność wobec Matilde za pomoc i wsparcie w najtrudniejszych chwilach.


Gdy Lydia szła przez korytarze sierocińca, z niepokojem w sercu, zobaczyła, że przy drzwiach do łazienki czeka na nią wściekła dyrektorka. Jej twarz była czerwona z gniewu, a oczy płonęły jak ogniste płomienie.


„Lydia!” zawołała dyrektorka głośno, jej głos rozbrzmiewał gwałtownie w całym korytarzu. „Gdzie ty byłaś, głupia dziewczyno? Jak śmiesz uciekać i opuszczać swoje obowiązki?!”


Lydia poczuła, jak serce zapiera jej dech. Wiedziała, że popełniła błąd, uciekając i ignorując swoje obowiązki. Teraz musiała ponieść konsekwencje swojego wyboru.


„Przepraszam, pani dyrektor,” szepnęła cicho, nieśmiało spuszczając wzrok. „To było niewłaściwe i żałuję swojego postępowania.”


Dyrektorka nie miała litości. „Przepraszam? Przepraszasz? To nie wystarczy, Lydia!” krzyczała z jeszcze większym gniewem. „Musisz ponieść konsekwencje swoich czynów. Natychmiast wracaj do roboty, a jeśli jeszcze raz zdecydujesz się uciec, karę odczujesz jeszcze bardziej boleśnie!”


Lydia poczuła, jak ogarnia ją żal i smutek. Wiedziała, że teraz musi zrobić wszystko, żeby naprawić swoje błędy. Posłusznie skinęła głową i poszła w kierunku łazienki, gotowa kontynuować swoją pracę. W jej sercu tkwiło zrozumienie, że musi być bardziej odpowiedzialna i nie uciekać przed problemami.


Gdy Lydia szła przez korytarze sierocińca, z niepokojem w sercu, zobaczyła, że przy drzwiach do łazienki czeka na nią wściekła dyrektorka. Jej twarz była czerwona z gniewu, a oczy płonęły jak ogniste płomienie.


„Lydia!” zawołała dyrektorka głośno, jej głos rozbrzmiewał gwałtownie w całym korytarzu. „Gdzie ty byłaś, głupia dziewczyno? Jak śmiesz uciekać i opuszczać swoje obowiązki?!”


Lydia poczuła, jak serce zapiera jej dech. Wiedziała, że popełniła błąd, uciekając i ignorując swoje obowiązki. Teraz musiała ponieść konsekwencje swojego wyboru.


Przepraszam, pani dyrektor, szepnęła cicho, nieśmiało spuszczając wzrok. „To było niewłaściwe i żałuję swojego postępowania”.


Dyrektorka nie miała litości. Przepraszam? Przepraszasz? To nie wystarczy, Lydia! Krzyczała z jeszcze większym gniewem. Musisz ponieść konsekwencje swoich czynów. Natychmiast wracaj do roboty, a jeśli jeszcze raz zdecydujesz się uciec, karę odczujesz jeszcze bardziej boleśnie!


Lydia poczuła, jak ogarnia ją żal i smutek. Wiedziała, że teraz musi zrobić wszystko, żeby naprawić swoje błędy. Posłusznie skinęła głową i poszła w kierunku łazienki, gotowa kontynuować swoją pracę. W jej sercu tkwiło zrozumienie, że musi być bardziej odpowiedzialna i nie uciekać przed problemami.


Kolejny bardzo ciężki dzień rozpoczął się w sierocińcu pod rządami dyrektor Luny. Maksymilian, Michał, Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia przygotowywali się na kolejną pracowitą zmianę.


Dyrektorka Luna zwołała bezlitosny apel, a jej twarz była skoncentrowana i wściekła. Nie dawała wychowankom żadnej szansy do odezwania się, uciszając ich w bezlitosny i okrutny sposób.


„Każdy z was wie, co zrobił!” krzyczała, spoglądając z góry na zgromadzonych. „Każdy z was rozmawiał z Lydią, pomimo naszego zakazu! To niedopuszczalne!”


Dzieci próbowały protestować, próbując wyjaśnić, że to wszystko jest kłamstwem. Michał był jednym z tych, którzy stanęli w obronie prawdy.


„To jest kłamstwo!” krzyczał. „Nie rozmawiałem z Lydią! To jest bardzo poważne oskarżenie!”


Dyrektorka Luna nie słuchała. Zdecydowała, że wychowankowie zasługują na surowe kary za rzekome gadanie z Lydią. Dlatego też przydzieliła im nowe, bezlitosne zadania sprzątania i szorowania wszystkich korytarzy.


Wychowankowie byli zdenerwowani i zdezorientowani, gdyż nie mieli pojęcia, o co chodzi z tą całkowicie fałszywą oskarżycielką Lydią. Wiedzieli, że teraz muszą wykonać swoje zadania, choćby nie wiadomo co.


Z ciężkim sercem podjęli się swoich nowych obowiązków, wciąż zastanawiając się, co tak naprawdę się stało i dlaczego dyrektorka tak bezwzględnie ich potraktowała.


Po kilku dniach okazało się, że dyrektor Luna otrzymała wezwanie do kancelarii prawdziwego burmistrza państwa, pana Jamesa. Zanim jednak dyrektor Luna wyruszyła, musiała powierzyć opiekę nad sierocińcem Matilde. Musiała udać się na poważną rozmowę z panem Jamesem, który miał jej ujawnić prawdę.


Dyrektor Luna była bardzo wściekła, gdyż została w bardzo perfidny sposób oszukana przez dwójkę oszustów: rzekomą panią prezes Angelinę i pana burmistrza Alana. Była pewna, że to właśnie pani prezes Angelina założyła ten sierociniec, jednak szybko okazało się, że to był tylko intrygujący podstęp.


Kiedy dyrektor Luna dowiedziała się prawdy, jej gniew tylko narastał. Sytuacja w sierocińcu zaczęła się pogarszać, a teraz wszystkie dzieci zostały zagonione do ciężkich prac porządkowych. Dyrektor, będąc poza sierocińcem, zleciła Matilde opiekę nad placówką.


„Matilde,” zwróciła się do dziewczynki, „musisz być silna i odpowiedzialna, dopóki mnie nie ma. Wierzę, że sobie poradzisz.”


Matilde, choć poczuła na swych barkach ogromną odpowiedzialność, skinęła głową z determinacją. „Zrozumiałam, pani dyrektor. Postaram się jak najlepiej.”


Po opuszczeniu sierocińca, dyrektor Luna spotkała się z panem Jamesem, który ujawnił jej całą prawdę o oszustwie. Burmistrz był zaniepokojony sytuacją i obiecał, że podejmie odpowiednie kroki, aby przywrócić sprawiedliwość.


W międzyczasie Matilde przejęła kontrolę nad sierocińcem i zapewniła, że prace porządkowe będą kontynuowane. „Musimy to zrobić dla Lydii i dla wszystkich naszych przyjaciół,” pomyślała sobie, czując na sobie ciężar nowej roli. „Będę silna dla nich wszystkich.”


W trakcie tej krytycznej rozmowy, dyrektorka Luna, pani Angelina i pan Alan rzucały sobie obelgi i obraźliwe słowa przez godziny.


Dyrektorka Luna: Jak śmiałeś, Alanie, zmanipulować mnie w taki perfidny sposób?!


Pan Alan: Ty, Luna, byłaś tak łatwowierna, że połykałaś każde kłamstwo, które zaserwowałem!


Pani Angelina: A ty, Luna, myślałaś, że jesteś taka sprytna, ale spadłaś jak pierwsza z choinki!


Dyrektorka Luna: Cicho, ty oszustko! Ty i twój podły partner w zbrodni zostaniecie ukarani za to, co zrobiliście!


Pan Alan: Ty mi nie groź, Luna! Twoje dni jako dyrektorki są policzone!


Pani Angelina: Ha! Myślałaś, że jesteś taka potężna, ale teraz wszyscy widzą, jaką klęskę poniosłaś!


W końcu do rozmowy włączył się burmistrz James, który do tej pory obserwował całą sytuację w milczeniu.


Burmistrz James: Wystarczy! Luna, masz zabierać się ostro do roboty. Przez twoje zaniedbania i wzmacnianie terroru w sierocińcu, sprawy wymknęły się spod kontroli. Alan i Angelina mogą być oszustami, ale to ty jesteś odpowiedzialna za to, co się dzieje w tym przybytku!


Dyrektorka Luna: Burmistrzu, rozumiem, że popełniłam błędy, ale oni mnie oszukali! Nie mogę wziąć na siebie całej winy!


Burmistrz James: Dość wymówek, Luna! Wracaj do sierocińca i zajmij się tym bałaganem, zanim sprawy pogorszą się jeszcze bardziej. W przeciwnym razie możesz zapomnieć o swojej pozycji. A wy dwójka — Alan, Angelina — będziecie mieli do czynienia z prawem. Teraz wynocha!


W międzyczasie, w sierocińcu, dzieci były zagonione do pracy ponad siły. Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Lydia, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia myli okna, szorowali podłogi i wykonywali wszelkie inne prace porządkowe.


Matilde: Myślicie, że dyrektorka wróci dzisiaj? Jestem wykończona.


Wiktor: Nie wiem, ale mam nadzieję, że przyjdzie i przyniesie jakieś wieści. To wszystko jest nie do wytrzymania.


Joy: Zgadzam się. Ta praca jest koszmarna, a nie zrobiliśmy nic złego!


Oliwier: Kiedy to wszystko się skończy? Chcę normalnego życia, a nie tego piekła.


Tymoteusz: Trzeba to jakoś przetrwać. Kto wie, co dyrektorka wymyśli po powrocie.


W tym czasie dyrektorka Luna wróciła do sierocińca, wściekła i zdeterminowana, by odzyskać kontrolę. Weszła do budynku, jej kroki rozbrzmiewały echem w pustych korytarzach.


Dyrektorka Luna: Matilde, gdzie jesteś?! Do mojego biura, natychmiast!


Matilde, choć zmęczona, pospieszyła do biura dyrektorki, wiedząc, że nie ma wyjścia.


Dyrektorka Luna: Matilde, muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że sytuacja aż tak się pogorszy. Teraz wróciłam i zamierzam uporządkować ten bałagan. Od dzisiaj będą obowiązywać nowe zasady. Nikt nie będzie rozmawiał z Lydią bez mojej zgody, a wszyscy będą przestrzegać surowej dyscypliny.


Matilde: Pani dyrektor, my naprawdę staraliśmy się… ale to wszystko jest niesprawiedliwe.


Dyrektorka Luna: Niesprawiedliwe? Powiem ci, co jest niesprawiedliwe — to, że musiałam znosić te wszystkie kłamstwa i oszustwa. Teraz wszyscy zapłacicie za swoje nieposłuszeństwo. Wracaj do swoich obowiązków i przekaż reszcie, że mają być gotowi na nowe zadania.


Matilde, choć zrezygnowana, skinęła głową i wyszła z biura, by przekazać wiadomość pozostałym wychowankom.


Matilde: Luna wróciła. Musimy być gotowi na jeszcze cięższe prace. Trzymajcie się, to będzie trudny czas.


Jesenia: Ale dlaczego my? Przecież to wszystko przez tych oszustów!


Sela: Musimy to przetrwać. Razem damy radę.


Dyrektor Luna, w nadchodzącym dniu, rozdała wychowankom jeszcze surowsze zadania zarówno w sierocińcu, jak i na zewnątrz.


Dyrektorka Luna: Od dzisiaj każdy z was będzie miał swoje stałe obowiązki, które będą wykonywane z najwyższą starannością i dokładnością. Nikt nie będzie uchodził z niczym na sucho!


Matilde: Ale pani dyrektor, czy to naprawdę konieczne? Przecież już tak ciężko pracujemy…


Dyrektorka Luna: To, co dzieje się teraz, to konsekwencje waszej nieodpowiedzialności i braku dyscypliny. Musicie się nauczyć, że w życiu nie ma łatwych rozwiązań!


Wiktor: Ale co, jeśli nie damy rady? Te zadania są naprawdę trudne…


Dyrektorka Luna: Nie ma miejsca na słabość! Musicie sobie radzić jak każdy porządny człowiek. To tylko poprawi waszą wytrwałość i determinację!


Joy: Ale proszę pani, czy nie moglibyśmy mieć trochę lżejszych zadań? To jest naprawdę przytłaczające…


Dyrektorka Luna: Życie nie jest zawsze łaskawe, Joy. Musicie przetrwać nawet najtrudniejsze chwile i wyjść z nich silniejsi!


Jamila: Ale czy pani dyrektor nie może zrozumieć, że jesteśmy tylko dziećmi? Potrzebujemy trochę wsparcia, a nie jeszcze surowszych kar…


Dyrektorka Luna: Nie ma wymówek! Musicie nauczyć się odpowiedzialności i samodyscypliny, inaczej nigdy nie osiągniecie niczego w życiu!


Sela: Ale co z Lydią? Czy nie wróci do nas?


Dyrektorka Luna: Lydii już nie ma, więc nie ma sensu dalej o niej mówić. Teraz skupcie się na waszych obowiązkach i wykonajcie je porządnie!


Wychowankowie, mimo swojego przerażenia, musieli poddać się surowym wymaganiom dyrektorki i przystąpić do wykonywania przydzielonych im zadań. Czekający ich trudny dzień zapowiadał kolejną próbę ich wytrwałości i determinacji.


Lydia była jednym z najmłodszych wychowanków w sierocińcu. Miała zaledwie 10 lat, ale życie nauczyło ją twardszej lekcji niż wiele osób w jej wieku (mogłoby) sobie wyobrazić. Od chwili, kiedy została porzucona przez prawdziwą rodzinę, życie Lydii było pełne trudności i nieszczęść.


Dyrektorka Luna nie darzyła Lydii sympatią. Była to dziewczynka, która zawsze przyciągała kłopoty, a Luna miała przekonanie, że to właśnie Lydia była winna wszelkim niepowodzeniom i problemom w sierocińcu. Dlatego każda okazja, by nałożyć na nią surowe kary, była dla dyrektorki jak okazja do ukarania winowajcy.


Lydia była zmuszana do najcięższych prac porządkowych w sierocińcu. Od świtu do nocy szorowała podłogi, myła okna, czyściła toalety i wykonywała wszelkie inne zadania, które inni unikali. Jej niewinne ręce miały stale pęcherze od ciężkiej pracy, a jej plecy uginające się pod ciężarem obowiązków.


To nie wszystko. Dyrektorka Luna, nie znosząc Lydii, zawsze wymyślała dla niej najtrudniejsze i najbardziej uciążliwe zadania. Nie tylko musiała ona wykonywać pracę fizyczną, ale często też była zmuszana do pracy w ekstremalnych warunkach, jak np. sprzątanie kanałów, czy wywożenie śmieci w największe upały, czy największe mrozy.


Mimo to Lydia była silna i odważna. Mimo nieustannych trudności nie traciła nadziei. Miała nadzieję, że kiedyś uda jej się uciec z tego piekła i znaleźć lepsze życie gdzie indziej. Droga do wolności wydawała się coraz trudniejsza, a każdy dzień w sierocińcu przynosił nowe cierpienia i rozczarowania.


Tak więc Lydii przyjdzie zmierzyć się z kolejnym dniem pełnym ciężkiej pracy i zniewag dyrektorki Luny. mimo wszystko nadal w jej sercu płonęła iskra nadziei na lepsze jutro.


Dyrektor Luna: Co ty tu robisz, dziewczyno? Nadal tu jesteś?


Lydia: Tak, pani dyrektor. Pracuję nad sprzątaniem toalet.


Dyrektor Luna: Sprzątaniem toalet? Przez cały ten czas? Wszyscy już skończyli swoje obowiązki, a ty nadal siedzisz tutaj!


Lydia: Przepraszam, pani dyrektor. Starałam się jak (mogłam)…


Dyrektor Luna: Starałaś się? Starałaś się?! Nie widzę tutaj żadnych rezultatów twojej pracy! Toalety wciąż brudne, a ty tutaj tracisz czas!


Lydia: Proszę, daj mi jeszcze chwilę. Postaram się zrobić wszystko porządnie.


Dyrektor Luna: Nie ma już więcej czasu na twoje wykręty! Twoja praca musi być wykonana szybko i skutecznie! Nie będę tolerować twojego lenistwa i niedbalstwa!


Lydia: Ale ja naprawdę staram się…


Dyrektor Luna: Starać się to za mało! Potrzebuję wyników! Jeśli nie potrafisz sprostać moim oczekiwaniom, to może lepiej będzie, gdybyś w ogóle opuściła ten sierociniec!


Lydia: Nie, proszę pani! Nie chcę opuszczać sierocińca! To jedyny dom, jaki mam!


Dyrektor Luna: Ha! Twój jedyny dom? To niechaj to będzie ostrzeżenie dla ciebie! Jeśli nie poprawisz swojej pracy natychmiast, to przyjdzie mi podjąć surowsze środki!


Lydia: Rozumiem, pani dyrektor. Postaram się zrobić wszystko, co w mojej mocy…


Dyrektor Luna odchodzi, zostawiając Lydię z uczuciem przerażenia i beznadziei. Dla Lydii każdy dzień w sierocińcu był walką o przetrwanie, a jej nadzieje na lepsze jutro stawały się coraz bardziej odległe.


Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia ustawiają się w długim szeregu przed okienkiem, gdzie kucharz rozdziela skromne porcje jedzenia. Stoją w milczeniu, jak nakazuje surowy regulamin sierocińca. Każdy z nich ma na sobie ślady zmęczenia i ciężkiej pracy, które są codziennością w tym miejscu.


Kucharz: Następny! (Wiktor podchodzi i odbiera swoją porcję jedzenia. To miska cienkiej zupy i kawałek czerstwego chleba). Następny!


Oliwier: (podchodząc) Czy mogę prosić o trochę więcej chleba? Jestem bardzo głodny…


Kucharz: (ostrym tonem) Nie ma dodatkowych porcji! Następny!


Oliwier z rezygnacją bierze swoją porcję i odchodzi do stołu. Tymoteusz podchodzi do okienka, odbiera jedzenie bez słowa. Kolejni wychowankowie: Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia również odbierają swoje skromne porcje w ciszy, wiedząc, że jakiekolwiek słowo może oznaczać kary dla wszystkich.


Dyrektorka Luna chodzi po stołówce, bacznie obserwując dzieci.


Dyrektorka Luna: (z surowością) Pamiętajcie, żadnych rozmów! Tylko cisza i jedzenie! Każde słowo i wszyscy tracicie posiłek!


Dzieci kiwają głowami na znak zrozumienia i siadają do stołów, zaczynając jeść w absolutnej ciszy. Słychać tylko ciche mlaskanie i stukanie sztućców.


Jesenia: (szeptem do Matilde) Gdzie jest Lydia? Czy ona też dostanie jedzenie?


Matilde: (nerwowo rozglądając się) Cisza! Jeśli Luna nas usłyszy, będziemy w tarapatach.


Joy: (szepcząc) To niesprawiedliwe, że Lydia musi pracować, kiedy my jemy. Co, jeśli ona nigdy nie dostanie jedzenia?


Kucharz zauważa szept i z niepokojem patrzy na dyrektorkę, która zbliża się do stołu dzieci.


Dyrektorka Luna: (krzyczy) Co tu się dzieje?! Kto mówił?!


Dzieci zamierają w bezruchu, spuszczając głowy.


Dyrektorka Luna: (groźnie), Jeśli jeszcze raz usłyszę choćby najmniejszy szept, cała stołówka pójdzie spać głodna! Czy to jasne?


Dzieci: Tak, pani dyrektor.


Dyrektorka Luna: (wychodzi z sali, ale nadal nadzoruje zza rogu) Kontynuować w ciszy.


Wszyscy kontynuują jedzenie, starając się unikać spojrzeń i skupiając się na swoich miskach. Atmosfera w stołówce jest pełna napięcia, a każde dziecko wie, że musi przestrzegać zasad, by uniknąć gniewu dyrektorki Luny. W międzyczasie Lydia nadal pracuje, nieświadoma rozmowy, która właśnie miała miejsce i tego, że reszta dzieci martwi się o nią.

Rozdział 8 Wściekła dyrektorka i rozmowa z panem burmistrzem

Dyrektorka Luna, nadal wściekła po rozmowie z burmistrzem Jamesem, postanawia sprawdzić postępy Lydii. Idzie wzdłuż korytarzy sierocińca, a jej obcasy stukają echem po podłodze, zapowiadając nadchodzącą burzę. Lydia, klęcząc na zimnych kafelkach, szoruje toalety w rękawicach, starając się jak najlepiej wykonać swoją pracę.


Dyrektorka Luna: (zniecierpliwiona) Lydia! Gdzie jesteś?!


Lydia: (cichym głosem) Tutaj, pani dyrektor…


Dyrektorka Luna: (wkraczając do łazienki) Co tu się dzieje?! Dlaczego to wszystko wciąż wygląda jak chlew?! (kopie wiadro z wodą, które przewraca się, rozlewając wodę na podłogę).


Lydia: (przestraszona) Przepraszam, pani dyrektor. Staram się jak (mogę)…


Dyrektorka Luna: (z wściekłością) Starasz się?! To wygląda jakbyś nic nie (robiła)! Jesteś bezużyteczna! (szarpie Lydię za ramię, zmuszając ją do spojrzenia w oczy) Nie masz pojęcia, jaką mam do ciebie cierpliwość. Teraz się kończy.


Lydia: (łkając) Proszę, pani dyrektor, daj mi jeszcze trochę czasu. Skończę to, obiecuję…


Dyrektorka Luna: (przerywając jej) Obiecujesz? Twoje obietnice są warte tyle, co ten brud tutaj. (wskazuje na toalety) Masz szczęście, że cię tu trzymam. Jeśli nie zobaczę postępów, to wylecisz na bruk, rozumiesz?


Lydia: (drżąc) Tak, rozumiem…


Dyrektorka Luna: (zaciskając zęby) Jeszcze jedno takie niedbalstwo, a będziesz się błąkać po ulicach jak bezdomna. Nie jestem tu po to, by niańczyć leniwe dziewuchy. Zrozumiano?


Lydia: (kiwając głową) Tak, zrozumiano…


Dyrektorka Luna: (grożąc palcem) Masz czas do rana. Jeśli te toalety nie będą lśnić, to znajdę ci miejsce, gdzie na pewno nikt nie będzie tak łaskawy, jak ja.


Lydia: (szlocha) Dobrze, pani dyrektor. Zrobię to…


Dyrektorka Luna: (odwracając się na pięcie) Lepiej, żebyś tak zrobiła. (opuszcza łazienkę, trzaskając drzwiami)


Lydia zostaje sama w łazience, z sercem bijącym jak młot. Wie, że nie ma wyboru — musi skończyć pracę przed świtem, inaczej czeka ją bezlitosny los. Klęcząc na kolanach, znowu zaczyna szorować toalety, walcząc ze zmęczeniem i łzami, które rozmywają jej wizję. Wie, że nie ma miejsca na błąd — życie w sierocińcu, choć okrutne, jest jedyną alternatywą, jaką ma.


Matilde: Czy myślicie, że jeszcze dzisiaj Lydia będzie musiała pracować?


Joy: Nie mam pojęcia. Ale wydaje mi się, że dyrektorka Luna jest wystarczająco okrutna, by jej to zafundować.


Jesenia: Tak, zgadzam się. Przecież widzieliśmy, jak traktuje Lydię. Nie wydaje mi się, żeby miała jutro zmiękczyć się wobec niej.


Sela: Ale to już jest późno. Może dyrektorka Luna będzie miała inne plany dla Lydii.


Oliwier: Nie liczyłbym na to. Wydaje mi się, że Lydię traktuje jak swoją własną zakładniczkę pracy.


Wiktor: To straszne. Jak ona może tak postępować z dzieckiem?


Tymoteusz: Nie wiem, ale widziałem, jak Lydii groziła, że wyleci na bruk. To naprawdę przerażające.


Amalia: Czy my możemy coś zrobić, żeby jej pomóc?


Matilde: Chciałabym, ale nie wiem, co moglibyśmy zrobić. Dyrektorka Luna trzyma nas wszystkich w garści. Nawet jeśli byśmy próbowali, to nie mamy szans.


Joy: Musimy zaczekać i zobaczyć, co się wydarzy jutro. Może wtedy będziemy mogli coś zrobić.


Jesenia: Mam nadzieję, że Lydii nic się nie stanie.


Sela: Ja też. Chociaż nie wygląda na to, żebyśmy mieli jakiekolwiek wpływ na to, co się dzieje.


Oliwier: Trzeba się tylko modlić, żeby Lydii udało się przetrwać to wszystko.


Wszyscy w milczeniu skinęli głowami, przygnębieni myślami o losie Lydii i bezsilności wobec okrucieństwa dyrektorki Luny. Teraz pozostawało im tylko czekać i nadzieję, że rano Lydia będzie w porządku.


Następnego dnia, gdy zegar wybił piątą nad ranem, Lydia wracała do swojego pokoju, stąpając cicho, by nie obudzić innych. Mimo to Joy się przebudziła i spojrzała na nią z niepokojem.


Joy: Lydia, co się stało? Czemu tak późno wracasz?


Lydia: Nic się nie stało, Joy. Idź spać.


Joy: Ale czemu nie chcesz pokazać swojej twarzy? Czy dyra… palnęła cię w twarz?


Lydia (zaprzeczając): Nie, nic takiego nie miało miejsca. Po prostu jestem zmęczona.


Joy: Lydia, proszę, powiedz mi prawdę. Co się naprawdę wydarzyło?


Lydia (z westchnieniem): Dobrze, ale tylko dlatego, że wiem, że nie przestaniesz pytać. Dyrektorka Luna kazała mi szorować kible samą gąbką i dużą ilością płynu, ale bardzo mało wody. Byłam na kolanach przez całą noc. I tak uderzyła mnie w twarz, kiedy powiedziałam, że nie mogę już więcej.


Joy (wstrząśnięta): To straszne! Jak ona mogła? Musimy coś z tym zrobić. Powiem o wszystkim panu burmistrzowi Jamesowi.


Lydia (wpadając w płacz): Nie, Joy, błagam cię, nie rób tego! Jeśli się dowie, to wylecę na bruk. Proszę, nie narażaj mnie na to.


Joy: Ale Lydia, to jest niesprawiedliwe! Nie możemy pozwolić, by dyrektorka Luna tak cię traktowała.


Lydia: Wiem, ale teraz nie mamy wyboru. Musimy to jakoś przetrwać.


Joy (przytulając Lydię): Będzie dobrze, Lydia. Przysięgam, że znajdziemy sposób, żeby ci pomóc.


Lydia: Dziękuję, Joy. Jesteś jedyną osobą, która naprawdę się o mnie troszczy.


Następnego dnia rano, gdy wszyscy szykowali się do swoich codziennych obowiązków, Lydia spała bardzo mocno. Matilde próbowała ją obudzić, ale bez skutku.


Rozdział 9 Matilde przejmuje wszystkie roboty za Lydię

Matilde: Lydia, wstawaj! Czas do pracy.


Lydia (nie reagując):


Matilde (potrząsając nią delikatnie): Lydia, obudź się!


Joy (wchodząc do pokoju): Co się dzieje?


Matilde: Lydia nie się budzi. Próbowałam ją obudzić, ale nie reaguje.


Joy (przestraszona): Myślisz, że coś jej się stało?


Matilde: Nie wiem. Może jest po prostu bardzo zmęczona. Wiesz, co Luna jej kazała robić.


Joy: Tak, wiem. To nie jest normalne, żeby spała tak głęboko. Może powinniśmy wezwać lekarza?


Matilde: Lepiej nie. Jeśli dyrektorka Luna się dowie, może być jeszcze gorzej. Spróbujemy jeszcze raz ją obudzić, a jeśli się nie uda, to zastanowimy się, co zrobić.


Joy (potrząsając Lydią mocniej): Lydia, proszę, obudź się.


Lydia (mrucząc): Co się dzieje? Czemu mnie budzicie?


Matilde (z ulgą): W końcu! Martwiliśmy się o ciebie.


Lydia: Przepraszam, po prostu jestem tak zmęczona. Nie mogłam się obudzić.


Joy: To nie twoja wina, Lydia. Luna cię wykończyła. Musisz odpocząć.


Matilde: Ale co teraz zrobimy? Dyrektorka Luna będzie zła, jeśli Lydia nie będzie pracować.


Joy: Musimy coś wymyślić. Może możemy powiedzieć, że Lydia zachorowała. Wtedy Luna jej nie będzie zmuszać do pracy.


Lydia: To może działać, ale musimy być ostrożni. Dyrektorka Luna nie może się dowiedzieć, że kłamiemy.


Matilde: Dobrze, to jest nasz plan. Lydia, ty musisz odpocząć. My zajmiemy się resztą.


Joy: Trzymaj się, Lydia. Znajdziemy sposób, żeby ci pomóc.


Lydia (z wdzięcznością): Dziękuję wam. Naprawdę dziękuję.


Matilde ruszyła powolnym krokiem do biura dyrektorki Luny, przygotowując się na trudną rozmowę. Wiedziała, że dyrektorka nie będzie zadowolona z wieści, które miała jej przekazać.


Matilde (delikatnie pukając do drzwi): Pani dyrektor, mogę na chwilę?


Luna (głos ostry jak nóż): Wejdź, Matilde. Co się dzieje?


Matilde (nerwowo): Pani dyrektor, muszę porozmawiać o Lydii. Ona naprawdę źle się czuje. Leży w łóżku, ma wysoką gorączkę i nie może pracować.


Luna (wściekła): Co ty bredzisz, Matilde? Lydia ma karę za swoje zwianie i nie ma prawa do chorowania. Ona jest tylko leniwa i próbuje uniknąć roboty.


Matilde (zdesperowana): Pani dyrektor, proszę. Jeśli Lydia naprawdę jest chora, może to się źle skończyć. Mogę wziąć jej robotę na siebie, byleby tylko miała czas na odpoczynek.


Luna (wybuchając): Nie obchodzi mnie to! Lydia ma dostać to, na co zasłużyła. Idę sprawdzić to osobiście. I lepiej, żebyś mówiła prawdę, Matilde, bo inaczej ty też poniesiesz konsekwencje.


Lydia wstała z łóżka o świcie, mimo że czuła się nadal bardzo słabo. Wiedziała, że nie ma wyboru — musiała wrócić do pracy, inaczej czekały ją jeszcze gorsze konsekwencje. Z gąbką w jednej ręce i wiadrem pełnym płynu do szorowania w drugiej, zaczęła swoje codzienne zadanie — szorowanie kibli na kolanach.


W międzyczasie dyrektorka Luna zebrała wszystkich wychowanków na apel w głównym holu sierocińca. Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia stali w równym szeregu, przerażeni i niepewni, co za chwilę usłyszą.


Luna (ostro): Uwaga, wszyscy! Mam ważne ogłoszenie dotyczące waszej koleżanki, Lydii.


Wychowankowie spojrzeli na siebie, zdenerwowani i zaciekawieni. Luna kontynuowała:


Luna: Lydia ma teraz najgorszą karę, jaką mogłam jej nałożyć. Szoruje toalety dzień i noc, a jej zdrowie jest w opłakanym stanie. To dlatego, że zignorowała moje rozkazy i postanowiła uciec. To jest przykład, co się dzieje, gdy ktoś z was myśli, że może oszukać mnie i zasady, które tu panują.


Wiktor (szeptem do Oliwiera): To straszne. Co ona jej zrobiła?


Oliwier (z trwogą): Nie wiem, ale nie wygląda to dobrze.


Luna (patrząc surowo na dzieci): Każde wasze nieposłuszeństwo, każde najmniejsze przewinienie będzie surowo karane. I nie myślcie, że Lydia jest wyjątkiem. Każdy z was może skończyć tak samo albo gorzej. Zrozumiano?


Jamila (szeptem do Seli): To nie jest sprawiedliwe. Ona jest chora.


Sela (z obawą): Ale co możemy zrobić?


Luna: Czy ktoś ma coś do powiedzenia? Czy ktoś chce zakwestionować moje metody?


Matilde (zdecydowanie): Pani dyrektor, Lydia naprawdę jest chora. Może powinnyśmy ją oszczędzić, chociaż trochę?


Luna (krzycząc): Zamknij się, Matilde! To nie twoja sprawa. Lydia ma karę i będzie ją odbywać, aż zrozumie, że tutaj obowiązują moje zasady. Jeśli masz problem, chętnie dołożę ci więcej pracy.


Matilde (cicho, z rezygnacją): Tak, pani dyrektor.


Luna (groźnie): Nie zapominajcie, że mogę was wyrzucić na bruk w każdej chwili. Tam nie będzie żadnej litości. A teraz wszyscy do pracy!


Wszyscy wychowankowie rozeszli się do swoich obowiązków, poruszeni i przerażeni. Luna wróciła do swojego biura, dumna z tego, jak mocno trzymała ich w ryzach.


W korytarzu, gdzie Lydia nadal szorowała toalety, podeszła do niej Joy, pełna współczucia.


Joy (cicho): Lydia, jak się trzymasz?


Lydia (słabym głosem): To ciężkie, Joy. Nie mam wyboru. Muszę to znieść.


Joy (spoglądając na nią z troską): Gdybyśmy tylko mogli coś zrobić. Może napiszemy do burmistrza Jamesa?


Lydia (z przerażeniem): Nie, Joy. Nie możemy. Mogłabym wylecieć na bruk. To jeszcze gorsze.


Joy (westchnienie): Dobrze, ale pamiętaj, że jesteśmy tu dla ciebie. Nie jesteś sama.


Lydia (uśmiechając się słabo): Dziękuję, Joy. To dla mnie dużo znaczy.


Lydia kontynuowała swoją pracę, wiedząc, że mimo wszystko miała przyjaciół, którzy jej wspierali. A w głowie miała tylko jedną myśl — przetrwać ten koszmar i mieć nadzieję, że kiedyś nadejdzie lepszy dzień.


Matilde (cicho): Rozumiem, pani dyrektor.


Luna ruszyła korytarzem jak burza, aż dotarła do pokoju, w którym leżała Lydia. Bezceremonialnie otworzyła drzwi i weszła do środka, gdzie Lydia leżała zwinięta pod kołdrą, mocno kaszląc.


Luna (ostro): Co to za przedstawienie, Lydia? Wstawaj z łóżka natychmiast i wracaj do pracy!


Lydia (z trudem podnosząc się na łokciach): Pani dyrektor, ja naprawdę jestem chora. Mam bardzo wysoką gorączkę i strasznie boli mnie głowa.


Luna (z pogardą): Nie wierzę ci ani słowa. To kolejna twoja wymówka, żeby uniknąć obowiązków. Masz natychmiast wrócić do pracy.


Lydia (łamiącym się głosem): Proszę, pani dyrektor. Mogę pokazać termometr. Mam prawie 40 stopni gorączki. Naprawdę nie mogę teraz pracować.


Luna (chłodno): Termometr może być oszukany. Nie mam czasu na twoje wymówki. Masz karę i musisz ją odbyć. Koniec dyskusji.


Lydia (płacząc): Proszę, błagam. Nie mogę wstać z łóżka. Jeśli nie dostanę odpoczynku, mogę naprawdę ciężko zachorować.


Luna (z zimnym spojrzeniem): Jeśli rzeczywiście jesteś tak chora, to jeszcze gorzej dla ciebie. Nie zamierzam cię oszczędzać. Jutro rano masz być na nogach i gotowa do pracy, inaczej poniesiesz jeszcze surowszą karę. Zrozumiano?


Lydia (słabym głosem): Tak, pani dyrektor. Zrozumiano.


Luna wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami, a Lydia leżała na łóżku, łkając cicho. Wiedziała, że czeka ją jeszcze cięższy dzień, ale nie miała siły, żeby się przeciwstawić. Matilde wróciła do pokoju, widząc Lydię w takim stanie.


Matilde (cicho): Lydia, tak mi przykro. Próbowałam.


Lydia (szepcząc): Wiem, Matilde. Dziękuję za to. Przetrwam to jakoś. Muszę.


Matilde (zdecydowanie): Nie jesteś sama, Lydia. Pomożemy ci. Znajdziemy sposób.


Lydia (ze łzami w oczach): Dziękuję. Naprawdę to doceniam.


Matilde przytuliła Lydię, starając się dodać jej otuchy. Wiedziała, że muszą trzymać się razem, by przetrwać w tym okrutnym sierocińcu pod rządami bezlitosnej dyrektorki Luny.


Lydia wstała z łóżka o świcie, mimo że czuła się nadal bardzo słabo. Wiedziała, że nie ma wyboru — musiała wrócić do pracy, inaczej czekały ją jeszcze gorsze konsekwencje. Z gąbką w jednej ręce i wiadrem pełnym płynu do szorowania w drugiej, zaczęła swoje codzienne zadanie — szorowanie kibli na kolanach.


W międzyczasie dyrektorka Luna zebrała wszystkich wychowanków na apel w głównym holu sierocińca. Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia stali w równym szeregu, przerażeni i niepewni, co za chwilę usłyszą.


Luna (ostro): Uwaga, wszyscy! Mam ważne ogłoszenie dotyczące waszej koleżanki, Lydii.


Wychowankowie spojrzeli na siebie, zdenerwowani i zaciekawieni. Luna kontynuowała:


Luna: Lydia ma teraz najgorszą karę, jaką mogłam jej nałożyć. Szoruje toalety dzień i noc, a jej zdrowie jest w opłakanym stanie. To dlatego, że zignorowała moje rozkazy i postanowiła uciec. To jest przykład, co się dzieje, gdy ktoś z was myśli, że może oszukać mnie i zasady, które tu panują.


Wiktor (szeptem do Oliwiera): To straszne. Co ona jej zrobiła?


Oliwier (z trwogą): Nie wiem, ale nie wygląda to dobrze.


Luna (patrząc surowo na dzieci): Każde wasze nieposłuszeństwo, każde najmniejsze przewinienie będzie surowo karane. I nie myślcie, że Lydia jest wyjątkiem. Każdy z was może skończyć tak samo albo gorzej. Zrozumiano?


Jamila (szeptem do Seli): To nie jest sprawiedliwe. Ona jest chora.


Sela (z obawą): Ale co możemy zrobić?


Luna: Czy ktoś ma coś do powiedzenia? Czy ktoś chce zakwestionować moje metody?


Matilde (zdecydowanie): Pani dyrektor, Lydia naprawdę jest chora. Może powinnyśmy ją oszczędzić, chociaż trochę?


Luna (krzycząc): Zamknij się, Matilde! To nie twoja sprawa. Lydia ma karę i będzie ją odbywać, aż zrozumie, że tutaj obowiązują moje zasady. Jeśli masz problem, chętnie dołożę ci więcej pracy.


Matilde (cicho, z rezygnacją): Tak, pani dyrektor.


Luna (groźnie): Nie zapominajcie, że mogę was wyrzucić na bruk w każdej chwili. Tam nie będzie żadnej litości. A teraz wszyscy do pracy!


Wszyscy wychowankowie rozeszli się do swoich obowiązków, poruszeni i przerażeni. Luna wróciła do swojego biura, dumna z tego, jak mocno trzymała ich w ryzach.


W korytarzu, gdzie Lydia nadal szorowała toalety, podeszła do niej Joy, pełna współczucia.


Joy (cicho): Lydia, jak się trzymasz?


Lydia (słabym głosem): To ciężkie, Joy. Nie mam wyboru. Muszę to znieść.


Joy (spoglądając na nią z troską): Gdybyśmy tylko mogli coś zrobić. Może napiszemy do burmistrza Jamesa?


Lydia (z przerażeniem): Nie, Joy. Nie możemy. Mogłabym wylecieć na bruk. To jeszcze gorsze.


Joy (westchnienie): Dobrze, ale pamiętaj, że jesteśmy tu dla ciebie. Nie jesteś sama.


Lydia (uśmiechając się słabo): Dziękuję, Joy. To dla mnie dużo znaczy.


Lydia kontynuowała swoją pracę, wiedząc, że mimo wszystko miała przyjaciół, którzy jej wspierali. A w głowie miała tylko jedną myśl — przetrwać ten koszmar i mieć nadzieję, że kiedyś nadejdzie lepszy dzień.


Matilde, stojąc na drabinie i myjąc okna, zauważyła, że Lydia ledwo trzyma się na nogach. Jej ruchy były coraz wolniejsze, a oddech coraz cięższy. Matilde nie mogła dłużej patrzeć na cierpienie swojej przyjaciółki. Szybko zeszła z drabiny, odłożyła płyn do szyb i podbiegła do Lydii.


Matilde (z troską): Lydia, musisz odpocząć. Nie możesz tak dalej pracować. Chodź ze mną, zaprowadzę cię do doktor Leny.


Lydia (słabym głosem): Matilde, nie mogę… Dyrektorka będzie bardzo wściekła.


Matilde (zdecydowanie): Nie obchodzi mnie to. Musisz dostać pomoc, zanim będzie za późno.


Matilde podtrzymała Lydię, prowadząc ją korytarzem w stronę gabinetu doktor Leny. Drzwi były zamknięte, więc Matilde zapukała energicznie. Po chwili otworzyła je doktor Lena, patrząc na nie obie z wyraźnym niezadowoleniem.


Doktor Lena (chłodno): Matilde, co tu robisz? Wiesz, że bez zgody dyrektor Luny nie mogę przyjąć żadnego wychowanka.


Matilde (błagalnie): Pani doktor, Lydia jest w strasznym stanie. Proszę, musi jej pani pomóc. Dyrektorka nie musi o niczym wiedzieć.


Doktor Lena (zdecydowanie): Matilde, zasady to zasady. Nie mogę ryzykować swojej pracy. Dyrektorka Luna musi wyrazić zgodę.


Matilde (rozpaczliwie): Proszę, błagam panią. Lydia jest naprawdę chora. Jeśli jej pani nie pomoże, to może się źle skończyć.


Doktor Lena spojrzała na Lydię, która ledwo stała na nogach. Jej serce zmiękło, ale wciąż była w rozterce.


Doktor Lena (z westchnieniem): Wiem, że to trudna sytuacja, ale naprawdę nie mogę działać bez zgody dyrektorki. To jest złamanie przepisów.


Matilde (przytłoczona): Pani doktor, proszę… Lydia naprawdę potrzebuje pomocy. Zrozumiem, jeśli pani nie może, ale przynajmniej spróbujmy porozmawiać z dyrektorką. Może uda się ją przekonać.


Doktor Lena (z wahaniem): Dobrze, spróbujmy. Nie obiecuję, że uda się nam przekonać dyrektorkę.


Matilde kiwnęła głową, wdzięczna za choćby najmniejszą szansę pomocy dla Lydii. Razem ruszyły w stronę gabinetu dyrektor Luny, gdzie miała się rozstrzygnąć przyszłość Lydii.


Kiedy dotarły pod drzwi gabinetu dyrektorki, Matilde poczuła, jak jej serce zaczyna bić szybciej. Zapukała niepewnie, a po chwili usłyszały surowy głos dyrektorki.


Luna: Wejść!


Matilde otworzyła drzwi i weszła do środka, prowadząc Lydię za sobą. Dyrektorka Luna spojrzała na nie z chłodem.


Luna (ostro): Co tu robicie? Matilde, dlaczego nie jesteś przy pracy?


Matilde (niespokojnie): Pani dyrektor, Lydia jest bardzo chora. Prosimy, aby mogła ją pani doktor Lena zbadać.


Luna (z gniewem): Nie ma mowy! Lydia ma karę i musi ją odbyć. Choroba nie jest wymówką!


Doktor Lena (próbując zachować spokój): Pani dyrektor, Lydia rzeczywiście wygląda na bardzo chorą. Jeśli nie otrzyma odpowiedniej pomocy, jej stan może się pogorszyć. Proszę pozwolić mi ją zbadać.


Luna (krzycząc): Zasady są zasadami! Lydia musi nauczyć się posłuszeństwa. Nie będziemy robić wyjątków!


Lydia (słabym głosem): Pani dyrektor, naprawdę… nie mogę dłużej pracować. Proszę…


Luna (bez litości): Jeszcze jedno słowo, a wylecisz na bruk, Lydia. Masz wracać do pracy, natychmiast!


Matilde (błagalnie): Pani dyrektor, błagam, dajmy Lydii szansę na odpoczynek. Może się pani zastanowić nad inną karą później.


Luna (zimno): Nie ma mowy. Lydia, wracaj do pracy. A ty, Matilde, przestań marnować mój czas. Obie wracajcie do swoich obowiązków.


Zrozpaczona Matilde pomogła Lydii wyjść z gabinetu, wiedząc, że nic więcej nie mogła zrobić. Luna obserwowała je z surowym spojrzeniem, pewna, że utrzymuje porządek i dyscyplinę w sierocińcu.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 105.67