DEDYKACJA
„Dla tych, którzy wierzą, że każdy zachód słońca kryje w sobie obietnicę nowego początku, a każdy pierwszy pocałunek niesie ze sobą wspomnienie na całe życie.”
PROLOG
W życiu bywają wzloty i upadki. Czasem jest gorzej, a czasem lepiej. Ważne, żeby się nie poddawać. To słowa, które jak mantra towarzyszą wielu z nas, gdy stajemy w obliczu wyzwań, które zdają się przewyższać nasze siły. Wydaje się, że w tej nieustannej grze z losem, każda chwila szczęścia ma swoją cenę, a każda chwila smutku skrywa w sobie ziarno nadziei.
I oto jesteśmy w miejscu, gdzie pozornie zwyczajne dni przeplatają się z chwilami, które mają moc przemiany. Gdy słońce chyli się ku zachodowi, a niebo rozświetla się odcieniami złota i różu, nadchodzi moment, w którym serca zaczynają bić szybciej. To wtedy, w blasku zmierzchu, otwierają się nowe drogi, a nasze marzenia i pragnienia stają się wyraźniejsze.
W tym czasie, gdy cienie zaczynają się wydłużać, odkrywamy, co naprawdę jest dla nas ważne. To w chwilach takich jak te, gdy wszystko wokół nabiera magicznego blasku, że nasze serca stają się bardziej wrażliwe, a pierwsze pocałunki są pełne obietnic. To wtedy poznajemy siebie nawzajem i siebie samych w sposób, który zmienia wszystko.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Chloe
Mieszkanie w samym centrum Paryża było dość męczące. Nie dość, że musiałam płacić podwójny czynsz za wynajem mieszkania, to jeszcze do tego codziennie musiałam słuchać głośnych rozmów przechodniów.
Moje rozmyślenia przerwał cichy dźwięk dzwonka do drzwi, który sprawił, że natychmiastowo wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi wejściowych.
Nie miałam zielonego pojęcia, kto to był ani po co tu przyszedł. Zmusiłam się więc do uśmiechu i otworzyłam drzwi. Okazało się, że była to moja przyjaciółka. Nie spodziewałam się jej tutaj teraz, ale jak to mówią, spodziewaj się niespodziewanego.
— Co ty tu robisz, Florence? — zapytałam, a ona przekroczyła próg drzwi wejściowych do mojego kameralnego mieszkania — No aha, fajnie. Rozumiem, że przyszłaś do swojego domu — dodałam sarkastycznie.
— No, a jak miałoby być inaczej, moja kochana przyjaciółko? — zapytała mnie radośnie, jakby właśnie wygrała jakiś los w loterii. — Dobra, ale nie o to mi chodzi. Pamiętasz o tej plotce, o której tak ci ostatnio trułam ciągle dupę?
— Emm, no chyba ta. Chcesz powiedzieć mi, że Natan spotyka się z Claire, a pisze do kogoś innego? — spytałam, a ona uśmiechnęła się i powiedziała:
— W takim razie posłuchaj tego! — krzyknęła szczęśliwa, a ja natychmiast usiadłam wraz z nią na kanapie. Kiedy rozsiadłyśmy się na niej dobrze, blondynka kontynuowała: — To prawda, że pisze z inną osobą, ale… Ostatnio widziałam, jak chodzi za rękę z Valentiną! Matko, Chloe! Musimy o tym wszystkim powiedzieć Claire!
— Valentina… To ta co przypadkiem nie była jeszcze ostatnio w związku z Felixem?! Przecież oni wszyscy są jacyś nie normalni!
Spojrzałam na nią. Wyglądała na zszokowaną. O nie… ONA BYŁA ZSZOKOWANA! Jej szczęka chyba opadła na podłogę, ale się jej nie dziwię, bo moja również.
— Jezu, Chloe to jest jakaś wielka masakra, przecież wszyscy muszą o tym wiedzieć! A najbardziej to Claire i Felix. — powiedziała, a ja przytaknęłam zgadzając się.
Włączyłam instagrama i pierwsze co mi się wyświetliło na karcie, to post z naszego szkolnego spottedu. Było tam mniej więcej napisane tak:
SPOTTED SZKOŁY
!! OFICJALNA INFORMACJA!!
WCZORAJ WIECZOREM NATAN BLAIS WRAZ Z VALENTINĄ DURAND CHODZILI PO MOŚCIE ALEKSANDRA III ZA RĘKĘ! DROGI NATANIE I VALENTINO, CZYŻBY JAKAŚ ZDRADA?
Pokazałam szybko informacje Florence, na co zszokowana zareagowała:
— Widzisz?! Czyli tylko nie ja tam byłam!
Zadowolona z siebie, wzięła do swojej prawej ręki telefon, a po kilku sekundach odparła:
— Ja piszę do Felix’a. Ty pisz do Claire, okay?
— Okay — potwierdziłam.
Weszłam na konwersację z Claire i zaczęłam pisać. Na początku nie miałam kompletnie pojęcia jak dobrać odpowiednie słowa, aby wszystkie do siebie pasowały, lecz po kilku długich minutach spędzonego nad tą całą konwersacją, wiadomość nawet ładnie się prezentowała.
Chloe Dubois: Hej, wiem, że się nie znamy, ale muszę cię o tym powiadomić. Ostatnio moja przyjaciółka widziała twojego chłopaka na moście Aleksandra III. Wszystko spoko, ale nie był on tam sam. Szedł za rękę z Valentiną Durand, która jest w związku z Felix’em Laurent’em. Nawet na spotted szkoły widnieje wpis z tego, że ktoś ich widział. Serio to jest poważna sprawa i musisz się z nim szybko skontaktować. Życzę powodzenia i mam nadzieję, że nie zawracam ci głowy. Chloe.
Odłożyłam telefon na stolik kawowy, a potem spoglądałam na blondynkę, która dalej pisała swoją wypowiedź do chłopaka. Byłam strasznie ciekawa, co za tym takiego szło, że ona dalej tę wiadomość pisała.
— Co ty tak długo piszesz? — W końcu musiałam się dowiedzieć, co ona tam tak pisze. Niestety ta tylko na mnie spojrzała i od razu zrobiła się cała czerwona.
— Yyy… No bo jest taka jedna spra… — Nie dałam jej dojść do zdania, bo wiedziałam co tu się kroiło.
— Nie, Florence. Nawet mi tu nie mów, że do niego nie napisałaś.
— N-No… Tak jakby… — odpowiedziała skrępowana.
— FLORENCE!!!!!!!!! — okrzyczałam ją, bo mnie już po prostu irytowała. Miała jedno proste zadanie. Ale Florence, jak to Florence- nie mogła normalnie go wykonać.
— Dobra, dobra. Już piszę.
— No ja mam taką nadzieję. — Skierowałam swoją wypowiedź prosto do przyjaciółki i czekałam tylko, aż powie mi, jak ją napisała.
Minęła minuta, a ta spojrzała na mnie, po czym się odezwała:
— Chloe, ja nie wiem co ja mam napisać. Ty zawsze jesteś od pisania rozprawek, weź mi napisz, bo ja nie umiem… — powiedziała błagającym tonem.
Wiedziałam.
— Dawaj ten telefon.
Flo przybliżyła się do mnie i podała mi swój telefon. Weszłam w konwersacje z Felixem i zaczęłam pisać.
☼
Nocne spacerowanie z przyjaciółką po Paryżu, zawsze będę wspominać dobrze. Ten klimat był po prostu cudowny, a z nią zawsze czułam się tak jakoś… komfortowo. Zawsze gadałyśmy o jakichś bzdurach i plotkach ze szkoły albo na przykład o swoim życiu. Jak się czujemy, co robiłyśmy bądź co słychać.
Wpatrywałyśmy się właśnie w pięknie oświetloną wieże Eiffla. Była cudna. Zawsze lubiłam tu z nią przychodzić, bo czułam się komfortowo i wiedziałam, że chwile spędzone z moją przyjaciółką zawsze są piękne.
Po chwili patrzenia się w jeden i ten sam punkt przeszłyśmy do jednej z ławek i zajęliśmy miejsce. Blondynka popatrzyła się na mnie, a potem zadała mi pytanie:
— Masz coś do jedzenia?
Teraz to ja się na nią popatrzyłam, ale zdziwionym wzrokiem. Niby skąd ja miałam mieć teraz przy sobie jedzenie? Musiałam się jej dokładnie spytać, bo może teraz tylko stroiła sobie ze mnie żarty.
— Ty sobie ze mnie żartujesz w tym momencie? Skąd ja mam ci niby wyczarować teraz jedzenie?
— Emm, no nie wiem, może ze sklepu? — Czyli nie żartowała.
Patrzyliśmy tak na siebie ze zdziwieniem przez minutę, po czym Flo zagadała:
— Dobra to ja pójdę sobie po to jedzenie.
— Nie, Florence! Poczekaj. Pójdę po to, siedź sobie — odpowiedziałam energicznie, przez co na jej twarz wskoczył wielki banan.
— Niech ci będzie — powiedziała, kończąc ze mną rozmowę, przez to, że powoli się od niej oddalałam.
Wpisałam na wyszukiwarce tak, żeby pokazała mi, gdzie będzie sklep, który o tej godzinie będzie otwarty. Gdy dowiedziałam się mniej więcej, w którym kierunku mam iść, schowałam telefon do kieszeni dżinsowych spodni i poszłam szybkim krokiem w tę stronę.
Niestety moje życie było takie do bani, że od razu, gdy schowałam komórkę do spodni, ktoś zaczął gwałtownie do mnie dzwonić. Musiałam się zatrzymać i odebrać. Wyjęłam urządzenie z kieszeni i zobaczyłam kto do mnie dzwonił. Hm oczywiście, że Florence.
— Słucham? — powiedziałam pierwsza na co blondynka odpowiedziała:
— Kupisz mi jeszcze jakiś dobry soczek?
Wzięłam głęboki wdech, a potem wydech.
Nie mogłam wytrzymać z tą dziewczyną.
— Dobra, ale mam nadzieję, że mi potem przelejesz te pieniąd…
Komórka automatycznie wyleciała mi z dłoni, gdy ktoś zetknął się z moim ciałem. To strasznie bolało. Nie wiem co się stało, ale upadłam.
— P-Przepraszam, nic ci się nie stało? — zapytał ktoś nieznajomy, na co nie zareagowałam.
Usłyszałam potem dźwięki wydawane z mojego telefonu, który upadł wraz z tym, kiedy ten ktoś we mnie… W sumie nie wiem co zrobił.
— Halo!! Haloo, Chloe jesteś tam? Mam iść do ciebie?
No to kurde zaczynamy zabawę.
ROZDZIAŁ DRUGI
Chloe
Nie wiedziałam o co dokładnie chodziło. Leżałam na kostce przy wieży Eiffla poprzez to, że ktoś we mnie wbiegł. Ale co było najdziwniejsze to to, że nie wiedziałam kto to był. Usłyszałam tylko jego głos.
— Wstawaj, bo zaraz złapie cię wilk albo ktoś cię przejedzie. — Wystawił swoją opinię, a ja się jego posłuchałam. Złapałam go za rękę, a ten pociągnął mnie tak, że od razu wstałam. I wtedy go zobaczyłam. Był… Normalny. Wydawał się na bardzo miłego.
— Hm, tak w ogóle to jestem, Louis. Miło cię poznać. — Podał mi znów rękę, ale tym razem w geście przywitania.
Przyjrzałam mu się chwilę. Musiałam to wreszcie przyznać. Był cholernie ładny. Jego czupryna, koloru ciemnego blondu perfekcyjnie łączyła się z jego oczami, których tęczówki były całe zielone, zupełnie jak dwa szmaragdy.
Był też strasznie wysoki, bo w porównaniu ze mną to ja byłam drzewem, a on wieżą Eiffla.
— Jestem Chloe. Miło mi. — Uśmiechnęłam się do niego, a ten to odwzajemnił. Przyglądał się mnie jakby właśnie zobaczył coś niespotykanego, dlatego to mnie zdziwiło, bo ja nie byłam tak jakoś zbyt ładna ani nic takiego podobnego.
— A więc, Chloe. Chciałabyś może któregoś dnia wyjść na kawę i zajadać się makaronikami w ramach gestu przeprosinowego? — zaproponował. Ale ja miałam do tej propozycji dosyć mieszane uczucia, bo… Ja tego chłopaka praktycznie nie znałam.
— Nie no coś ty, przecież mi nic nie zrobiłeś! — Zaśmiałam się, aby poprawić sytuację, która powoli zamieniała się w niekomfortową.
Louis popatrzył się na mnie ze zmieszaniem, a po chwili powiedział:
— No weź się zgódź! Będzie fajnie, zobaczysz. Może poznasz nową osobę w swoim życiu, a ja tak samo. Widzisz, ta sytuacja ma dwie fajne strony.
No dobra to trochę mnie przekonało. Ale tylko trochę.
— A, i chciałem dopowiedzieć tylko, że wszystko stawiam ja! — dodał.
No i jestem kupiona.
— Kiedy i gdzie? — zapytałam szczęśliwa, na co ten też się uśmiechnął. Szczerze? Fajnie, że go poznam, bo wydaje się być miłym chłopakiem, a nie jak te ponure chłopaki z mojej klasy. Meh.
Przeszliśmy do ławki i zajęliśmy na niej miejsce. Wyciągnął swoją komórkę i powiedział:
— Spisz sobie mój numer albo dam ci kartkę i w domu sobie po prostu spiszesz czy coś.
— Daj mi kartkę, bo jeszcze mi się ten numer usunie i będzie — odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Byłam nieudacznikiem życiowym i się z tym pogodziłam. Przykładową sytuacją było to, że nawet jeśli był prosty chodnik, ja zawsze się na nim wywracałam. No cóż, takie życie. Nic na to nie poradzę.
— Proszę. — Podał mi kartkę, a ja na nią zerknęłam.
+33 6 12 34 56 78
— Dziękuję — powiedziałam na co ten tylko się uśmiechnął.
— Nie ma za co, szkodniku. — Przepraszam bardzo, co to znaczy szkodniku?!?! — Napisz potem na ten numer, a ja ci odpiszę, gdzie i kiedy, okay? — zapytał na co tylko skinęłam głową.
— Dlaczego akurat szkodniku? — spytałam się Louis’a, na co ten wstał i odparł:
— Bo, gdy tylko w ciebie wbiegłem pomyślałem,,Co za szkodnik tu stoi’’, lecz okazało się, że to ty.
Aaa, no i teraz wszystko jasne. Myślałam, że z jakiegoś innego powodu. Gorszego…
— Dobra to ja lecę, napisz do mnie jak wrócisz. — rzekł, na co odpowiedziałam:
— Dobrze, mam nadzieję, że tej kartki nie zgubię lub nie zapomnę napisać, bo ja już bardzo dobrze wiem, jak to u mnie bywa — powiedziałam radośnie na co ten tylko parsknął cichym śmiechem. — Kurde! Miałam iść do sklepu po coś do jedzenia… Florence mnie zabije…
— Kto to Florence? — spytał, a ja mu po prostu wyjaśniłam jego zagwozdkę:
— Flo to moja przyjaciółka. Zachciało jej się jeść, ale niestety zeszło nam tu długo i… Ciekawe czy poszła już do domu. Pewnie tak i będzie teraz udawać obrażoną.
— O kurde, przepraszam cię za to bardzo… Nie wiedziałem…
— Louis. Nie musisz za nic przepraszać, serio. — oznajmiłam, po czym ten do mnie podszedł i jeszcze dopytał:
— Na prawdę?
— Na prawdę — odpowiedziałam jego słowami.
No i na tym skończyło się moje pierwsze spotkanie z chłopakiem, który wydawał się na bardzo spokojnego i miłego. Czy taki na prawdę był? Nie wiadomo.
A nie! Zapomniałam jeszcze o tym…
— GDZIE JEST MOJE JEDZENIE! — krzyknęła rozzłoszczona Florence, po czym dodała: — A ty to kto?
Przyjaciółka popatrzyła krzywym wzrokiem na Louis’a, a ten na nią. Coś czułam, że ci jednak się nie polubią.
☼
Przez całą drogę powrotną musiałam wysłuchiwać od swojej przyjaciółki wszystkiego, co sądzi o Louisie. No dobra, może jakoś długo też go nie znałam, ale to nie był powód, żeby obrażać człowieka za to, że się go nie znało.
— Chloe, słuchaj. A co, jeśli to faktycznie ten typ chłopaka, który najpierw udaje takiego milutkiego,,ojejku, przepraszam, na serio przepraszam’’, a potem okazuje się, że szukał tylko dziewczyny na siłę albo co najgorsza tylko dlatego, żeby pochwalić się swoim zboczonym kolegom, że jest w związku i ma dostać za niego pieniądze — wyjaśniła mi szczegółowo, ale ja i tak byłam zawsze innego zdania niż ona.
Na dworze było już strasznie ciemno. Latarnie mocno świeciły i oświetlały nam drogę. Było coś w tym takiego, że to po prostu lubiłam. Lubiłam, gdy było ciemno. Ale… dokładnie w sumie nawet nie wiem dlaczego. Może przez to, że nie było tak tłocznie jak zazwyczaj po południu. Albo może przez to, że było troszeczkę chłodniej niż rano. Nie wiem. Tu musiałam po prostu postawić wielki znaczek zapytania.
Kiedy tak myślałam, znów wyrwał mnie z tej wielkiej otchłani głos mojej przyjaciółki, który mówił do mnie mniej więcej tak:
— Odpowiesz mi? — zapytała się mnie, a ja wzięłam głęboki wdech, a później wydech. Chloe, proszę nie denerwuj się. Nie daj się…
— Poznałam go dosłownie przypadkowo, Flo. PRZY — PAD — KO — WO! — Wyrecytowałam, a ta stanęła na chodniku trzymając mnie w niepewności. Ja zrobiłam to samo co dziewczyna. Zwolniłam w ruchu i przystanęłam na chodniku oświeconym przez wielkie, jasne latarnie. — I nie. Nie szukam kandydata do związku. To nie moja bajka, Florence. Ja boję się, że… że się po prostu do tego nie nadaję. Boję się, że nie będę mogła odwzajemnić uczuć bądź ktoś mnie mocno zrani. — Zrobiłam chwilę przerwy na nabranie powietrza do swoich zdrowych płuc, a tuż po tym dokończyłam: — Nie chcę się w to bawić. Temat skończony, okay?
Blondynka patrzyła się na mnie głębokim wzrokiem, jakby właśnie chciała mnie dopaść tymi swoimi pięknymi oczyma. A potem rozmyślała pewnie, jak tu dobrać zdania, żeby dobrze zabrzmiało.
Niestety, albo wręcz stety znałam ją tak dobrze, że wiedziałam o czym myśli, kiedy myśli i tak podobnie. W końcu znajomość przez całe życie nie poszła się walić.
— Teraz tak myślisz, a gdy przyjdzie co do czego będzie tak,,Florence, ja się zakochałam…’’ myślisz, że ja cię nie znam? Jesteś przepiękna i co najważniejsze gotowa na swój pierwszy w życiu związek. Jestem tego w stu procentach pewna. — Wyraziła swoją opinię, a ja podeszłam do niej i ją przytuliłam.
Tuliłam się w jej ciało tak mocno aż blondyna skomentowała:
— No dobra! Już, bo zaraz to ja tu nie będę żyła przez problem z nieoddychaniem! — Zażartowała.
Ale jedno jest pewne. Dla mnie najważniejsza jest opinia przyjaciół. Przyjaciele zawsze ci pomogą. Zawsze ci coś doradzą. Nie ważne, gdzie i kiedy. Oni zawsze przy tobie będą. Bo zawsze warto na siebie liczyć. Po to jest przyjaźń, żeby w każdej sytuacji się wspierać. I za to ją kochałam. Że tak bardzo się o mnie troszczyła.
Dziękuję.
ROZDZIAŁ TRZECI
Chloe
Wpatrywanie się w niebo, gdy było tylko i wyłącznie oświetlone blaskiem gwiazd i księżyca, dawało mi frajdę. Dla mnie to nie było tylko patrzenie. Dla mnie było to odkrywanie czegoś, czego nikt inny nie znał. To uczucie… Gdy tylko pierwszy raz to zrobiłam, było niesamowicie. Jakby ktoś otworzył przede mną drzwi do innego świata, świata pełnego tajemnic, które tylko ja mogłam dostrzec. Gwiazdy wydawały się szeptać swoje historie, a księżyc, jak wierny przewodnik, prowadził mnie przez nieznane ścieżki wyobraźni.
Leżałam na swoim łóżku rozmyślając tylko i wyłącznie nad tym jak skleić całe zdania w pełną kupę, aby wyglądało to cudownie, jak Louis dostanie ode mnie tę wiadomość.
Patrzenie przez okno w ciemność, która była oświetlona przez księżyc, dawało mi ulgę i różne pomysły. Pomagało mi to. Po kilku długich minutach wysłałam wiadomość. I zdziwiłam się tylko na to, że on od razu ją odczytał…
Louis: Cześć! Co ty na to, żeby spotkać się jutro po szkole na tę kawę? Chyba, że chcesz jakiś inny termin to tylko zależy od ciebie. Mi to tam obojętnie.
Odczytałam wiadomość i się uśmiechnęłam. Klikałam różne literki, które tworzyły mi piękne zdania, a potem wysłałam zwrotną wiadomość:
Chloe: Jasne, pasuje mi. Spotkamy się w kawiarni czy mam wysłać ci mój adres zamieszkania?
Louis: Przyjadę pod twoją szkołę, okay? Tylko podaj mi nazwę liceum.
Gdy podałam mu dane szkoły, do której codziennie uczęszczałam, nasza konwersacja dobiegła końca. A moje oczy powoli się zamykały. Zgasiłam więc lamkę nocną i obróciłam się w stronę okna i… zasnęłam.
☼
— I co idziesz na tą randkę z tym zadufanym w sobie chłopaku? — Spytała mnie chamsko przyjaciółka tuż przed budynkiem szkoły.
— Florence, ile mam ci jeszcze razy mówić, że nie idę z nim na żadną randkę! To tylko takie przeprosinowe spotkanie, żeby lepiej się poznać czy coś takiego. Weź już odpuść, na prawdę, bo mnie tym wszystkim wkurzasz. Możesz go sobie nie lubić, ale proszę nie stękaj, gdy tylko o nim wspominam. — Zareagowałam szybko na jej wzmiankę o chłopaku, z którym widocznie się jakoś nie polubiła. Ale dlaczego? Tego nawet najstarsi bogowie nie wiedzą.
Blondyna skrzyżowała swoje ręce przy klatce piersiowej i stała tak wkurzona z kilka minut. Patrzyłam ciągle na nią znudzonym wzrokiem, ale ta nic. Stała tak, jakby oczekiwała ode mnie przeprosin. Tylko za co?
— Przestań udawać obrażoną. Przecież nic ci nie zrobiłam, więc nie wiem o co ci do cholery chodzi. — Popatrzyłam się na nią ponownie, ale ta dalej nic nie zrobiła od tamtej chwili i dalej stała tam wkurzona ze skrzyżowanymi rękoma przy piersi. Lecz ja powoli połączyłam swoje myśli i dowiedziałam się chyba o co chodzi mojej przyjaciółce.
Była zazdrosna. Och, Florence…
— Ty… Jesteś zazdrosna! — skomentowałam, na co Flo rozluźniła się, a na jej twarzy zaistniały czerwone kolory, dokładniej na policzkach.
— Nie, nie jestem! — odezwała się po wiecznej chwili milczenia, po czym ja dodałam:
— Jesteś!
— Nie i koniec kropka! Dobra, skończmy z tym i chodźmy na lekcje, bo zaraz się na nią spóźnimy i będziemy musiały jeszcze specjalnie stać pod tablicą.
Skinęłam głową, a tuż po tym skierowaliśmy się do wejścia. Przeszłyśmy przez próg i od razu dopadł mnie ten wstrętny zapach szkoły. Pomieszane ze sobą perfumy z potem ludzi, to był dosłownie jakiś absurd. Ja… Nie skomentuje tego.
— O proszę, proszę, a kogo my tu mamy? — zapytała grupka znienawidzonych mi ludzi, którzy nękali mnie przez całą moją przygodę z nauką. — Czyżby pokłócone o coś?
Zebrałam trujące powietrze do swoich płuc, a potem je wypuściłam i odpowiedziałam prosto do nich:
— Weźcie się już ogarnijcie. Nie macie lepszych zajęć od tego, że nas nękacie przez cały rok szkolny?
— No wiesz co… Tak się złożyło, że nie mamy — udzielili mi odpowiedzi swoimi fałszywymi mordami. Chciało mi się płakać, ale niestety nie chciałam się bardziej upokorzyć.
— O co chodzi? Coś się stało?
Spojrzałam na osobę, która to wymówiła i… mnie zszokowało. Nie wiedziałam dosłownie co miałam odpowiedzieć. Przede mną stał ten sam chłopak, który zaproponował mi wczoraj wyjście na kawę.
Louis…
— Louis, co ty tu robisz… — spytałam się go, ale ten mnie zignorował tylko zaczął coś wykrzykiwać do grupki, która miała do mnie wiecznie problem.
— Co wy macie do niej? Zrobiła wam coś?!
— O proszę! Rycerzyk się znalazł. No to ciekawe… myślałam, że nikt cię nie lubi, Chloe, a jednak… — Zraniło mnie to. I to doszczętnie.
Chciałam się poddać, ale nie mogłam, bo… W sumie nie wiem, dlaczego. Po prostu nie chciałam. Nie warto było się poddawać, prawda?
Fałsz.
— Chloe i…
— Florence. Mam na imię, Florence — dodała, uśmiechając się przy tym sztucznie.
— O tak, dziękuję. Idźcie do klasy potem pogadamy, bo zaraz się spóźnicie i będziecie miały problem. Do potem — Skwitował.
Posłuchałyśmy się jego rad i zrobiliśmy to, co kazał. Poszłyśmy w szybkim tempie w stronę klasy, w której miałyśmy mieć teraz matematykę. Lecz po chwili moja przyjaciółka się odezwała:
— Co to do jasnej cholery było?! — skomentowała. Popatrzyłam się na nią na chwilę, a potem to ja powiedziałam:
— Nie wiem, Florence. Nie wiem. Ale było to strasznie dziwne.
☼
O dziwo lekcja matematyki, jak dla mnie minęła dość szybko. Nie wiem, jak to wyglądało od strony Flo, ale według mnie było dosyć spokojnie. Pan tłumaczył jakiś fajny temat, który nawet dobrze zrozumiałam. Byłam z siebie ogromnie dumna, że umiałam skumać chociaż jeden temat z matematyki.
Po krótkiej chwili dostrzegłam, jak mój telefon zaczyna wibrować. Automatycznie wzięłam go do ręki i zobaczyłam, że to wiadomość od Louis’a.
Louis: Gdzie masz lekcje?
Odczytałam ją, a po tym zaczęłam łączyć zdania i wysłałam chłopakowi wiadomość zwrotną.
Chloe: Sala sto jeden, a co?
Długo nie czekałam na wiadomość, bo od razu, gdy ją wysłałam dostałam odpowiedź od blondyna.
Louis: Zaraz tam będę.
Nie wiedziałam za bardzo, jak miałam na to zareagować. Po prostu odczytałam wiadomość i wyłączoną komórkę schowałam do kieszeni.
— Czemu ty tak szybko schowałaś ten telefon? Coś się stało, jak coś to zawsze możesz mi o tym powiedzieć, Chloe — powiedziała, Florence. Pokiwałam tylko głową, a ta tylko się uśmiechnęła.
Tymczasem, gdy blondynka gadała sobie z innymi przyjaciółmi ja rozglądałam się za tymi jednymi konkretnymi oczami. Zielonymi tęczówkami z piękną ciemną blond, czupryną. Niestety nigdzie go nie było. Obracałam się za siebie, żeby mieć na pewno pewność czy czasem Louis nie stoi za mną. Niestety nie stał.
W mojej głowie panował jakiś chaos. Moje myśli łączyły się ze sobą, jakby właśnie przechodziły same ataki paniki.
A co, jeśli nie przyjdzie? Gdy nie przyjdzie, Florence będzie miała racje. A gdy przyjdzie…? Co mam robić, przecież wszyscy będą się na mnie patrzeć…
Serce biło mi tak, jakby właśnie chciało wyskoczyć z tego cholernego spotkania. Zawsze się nimi stresowałam. Nie wiem nawet dlaczego, ale po prostu tak miałam. Bałam się o to jak ktoś mnie zaakceptuje. Jak mnie pozna. Czy moją prawdziwą stronę czy jednak tę udawaną i zestresowaną.
— Chloe, wszystko okej? — zapytała zestresowana przyjaciółka, ale skinęłam tylko głową na oznakę, że wszystko jest dobrze.
Ale nie było. Stres, który mnie teraz zżerał od środka to najgorsze uczucie, które tak cholernie bolał, że ja nie mogę. W głębi duszy ciągle myślałam nad tym co Louis chciał mi takiego powiedzieć. I co najważniejsze, dlaczego on chodzi ze mną do szkoły!
Próbowałam rozluźnić swój stres lekkim oddychaniem, co serio pomagało, lecz niestety nie na tyle, żeby wymazać całą burzę myśli, która siedziała i tworzyła się na nowo w mojej głowie.
No dalej, Louis, gdzie jesteś…
Florence i reszta grupy na przerwie wciąż się śmiali i rozmawiali, a ja jak jakiś słup stałam odłączona i cała mokra od stresu za nią i praktycznie się do nich w ogóle nie odzywałam.
W tamtej chwili jednak uświadomiłam sobie to, że miałam wielkie problemy z walką ze stresem. Nie potrafiłam go powstrzymać, on… On działał na mnie negatywnie i to strasznie negatywnie. Nienawidziłam tego.
Przez chwilę myślałam nad tym, żeby napisać do niego coś w stylu, że się źle poczułam i musiałam iść do domu, ale ten i tak by zaproponował mi, żebym z nim pojechała do domu. On był miły. Aż przemiły.
No kurde, gdzie ty jesteś, zaraz skończy się przerwa.
Czas mijał powoli, a ja ciągle próbowałam się uspokajać i zbierać myśli do jednej kupy. Gdy Flo zapytała kolejny raz czy wszystko dobrze, znów odpowiedziałam jej, że tak, co było tylko i wyłącznie kolejnym kłamstwem.
Nie chciałam, aby wiedziała o tym jak bardzo jestem z takiego durnego powodu przerażona. Nie chciałam pokazywać jej tego, co na prawdę czuję. A jednak tam gdzieś w głębi, wiedziałam, że ten stres mnie kiedyś doszczętnie niszczy. On doprowadzał mnie do takiej cienkiej granicy, z której nie było niestety powrotu.
Zadzwonił dzwonek oznaczający powrót do sali i zaczynającą się nową lekcję. On… nie przyszedł. Wiedziałam po prostu wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam, że nie przyjdzie. Ale może zapomniał…?
Nie no, Chloe, jak mógł zapomnieć, jeśli dosłownie sam z siebie napisał, że zaraz będzie. Pomyśl, dziewczyno.
Ustawiliśmy się w dwójkach przed salą, aby poczekać na nauczyciela, żeby otworzył drzwi do klasy, przez które byśmy do niej weszli. Przyjaciółka od razu zauważyła, że musiała powiedzieć do mnie coś wprost:
— Chloe, przecież widzę, że jest coś nie tak. Co się dzieje. Powiedz mi wszystko, to ci ulży. Obiecuję.
Stanęłam przy niej i zrobiłam to co kazała. Opowiedziałam jej dosłownie wszystko co działo się podczas tej cholernej przerwy, za którą będę nie przepadała do końca swojego życia.
Florence słuchała uważnie, a jej wyraz twarzy zmieniał się stopniowo, od zrozumienia po troskę. Nie przerywała mi, co było dziwne, bo zazwyczaj miała tendencję do wtrącania swoich rad, zanim jeszcze skończyłam mówić. Tym razem jednak czułam, że chce dać mi przestrzeń do wyładowania się. Kiedy skończyłam, przez chwilę panowała między nami cisza. Miałam wrażenie, że moje słowa wiszą w powietrzu, jak ciężka mgła, która nie chce się rozwiać.
— Wiesz, Chloe… — zaczęła po chwili Flo, marszcząc brwi w zamyśleniu. — Wydaje mi się, że Louis po prostu nie zdaje sobie sprawy, jak jego zachowanie na ciebie wpływa. Może nie myśli, że tak bardzo się przejmujesz? On ciebie praktycznie nie zna, a ty jego. Możliwe, że po prostu miał jakiś problem, że nie przyszedł i musiał go rozwiązać, żeby nie mieć większych problemów. On jest na prawdę przemiłym chłopakiem. Na pewno zaraz wyśle ci jakąś wiadomość zwrotną czy coś.
Powiedziałam ciche dziękuję i uśmiechnęłam się. Posłuchałam się jej rad i po prostu spróbowałam zapomnieć o tej całej zaistniałej sytuacji. Tłumaczyłam sobie to tylko tym, że na pewno mu coś wypadło.
Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło. Na pewno coś mu wypadło.
Nie… Nie wiem czy mu coś wypadło.
Louis
Louis: Gdzie masz teraz lekcje?
Wysłałem wiadomość do dziewczyny, żeby przyjść pod jej klasę i wszystko szczegółowo wyjaśnić. Siedziałem na naszej konwersacji ciągle, żeby od razu odczytać wiadomość i zobaczyć, do której sali lekcyjnej mam przyjść.
Po chwili dostałem od niej wiadomość i ją zobaczyłem;
Chloe: Sala sto jeden, a co?
O kurde, gdzie była sala sto jeden…
Nie myśląc prawie w ogóle od razu jej na tę wiadomość odpisałem:
Louis: Zaraz tam będę.
No i dlaczego tak napisałem? Przecież ja nawet nie wiedziałem, gdzie jest do cholery ta głupia klasa. W tej szkole było chyba milion sal i pięter. Co tydzień te sale się zmieniały, ale ja nigdy nie miałem lekcji w tej gównianej sto jeden.
Pierwszą moją myślą było to, że to pewnie jakaś nowa sala, ale nie, bo przecież bym o niej wiedział. To w końcu, gdzie ona była? W piwnicy czy w czeluści piekła?
Skierowałem się w stronę schodów, które prowadziły na górę lub na dół. Ja wolałem wybrać się na dół, bo coś czułem, że sala będzie gdzieś obok wejścia głównego.
— Stary, a gdzie ty się wybierasz? — Spytał mnie Luc, ale mu nie odpowiedziałem tylko szedłem prosto przed siebie, żeby nikt mnie nie zatrzymał i żebym zdążył na przerwie wszystko powiedzieć.
Kiedy dotarłem już do schodów poszedłem na nie i z nich szybko, a za razem ostrożnie schodziłem. Nie chciałem, żeby stresowała się tym czy przyjdę czy nie przyjdę. Nie byłem taki. Chociaż… tylko ja myślałem tak, że taki nie byłem.
Wreszcie zszedłem ze schodów i dotarłem do wejścia głównego. Szukałem wzrokiem sali zaczynającej się od numeru jeden, a gdy tylko zauważyłem salę sto poszedłem w tamtym kierunku.
Byłem z siebie w tamtej chwili, że znalazłem to tak szybko.
Gdybym tylko wiedział…
Usłyszałem nagle kłótnię jednej z grupki osób, które rano miały problem o byle gówno do Chloe. Musiałam do nich podejść i się dowiedzieć o czym tak właściwie gadają czemu się kłócą.
Gdy byłem już w miarę blisko grupki dobiegł mnie głos jednej z tych wścibskich dziewczyn:
— Widzieliście, jak ostatnio przytyło się naszej kochanej Chloe?
Cała grupka się zaśmiała, ale mi do śmiechu nie było. To… To było straszne, jak ludzie wytykali kompleksy, które na serio niszczyły ludzi od środka. To nawet zabawne nie było. Jestem ciekawy, jakby zareagowała ta cała Zoe, gdyby usłyszała od całej szkoły, że jest grubą tłustą świnią. Ciekawe czy byłoby jej tak do śmiechu.
Gdyby Chloe dowiedziała się o tym, co one teraz gadają, to nie wiem w sumie jakby zareagowała. Nie znałem jej tak dobrze, żeby wiedzieć co by zrobiła. Po prostu nie wiedziałem.
— Słuchajcie! Wpadłam na ciekawy pomysł… — powiedziała ta wredna Zoe na co ja od razu zareagowałem wkurzonymi emocjami. Wiedziałem jednak tylko to, że jeśli to według niej był ciekawy pomysł to tak na prawdę był to tylko gnębiący pomysł, który miał się odegrać tylko i wyłącznie na… Chloe. Po chwili dziewczyna dodała: — oczywiście jest on o naszej nowej przyjaciółce, Chloe.
— Ale jak to przyjaciółce? Przecież ona nas nienawidzi, a my jej, co ty za farmazony wygadujesz, Zoe — stwierdziła jedna z dziewczyn należących do grupki.
Miałem dosłownie takie samo odczucie, co ona. O co jej w końcu chodziło? Na pewno nie o odpuszczenie. Dobrze znałem Zoe i wiedziałem, to się nie skończy dobrze dla brunetki.
— Zamknij swój pyskaty dziób, nie skończyłam jeszcze, więc mi nie przerywaj, kotku — oznajmiła chamsko Zoe, a potem dodała: — Chodzi mi o to, że będziemy dla niej mili, wręcz niezwykle mili, i ona pewnie pomyśli: „Co jest grane? Dlaczego oni są tacy mili?”. A potem… możemy tak naprawdę udawać, że się zaprzyjaźniamy. Gdy zacznie nam zdradzać swoje sekrety, będziemy je gdzieś zapisywać i tak ciągle zbierać. Potem wszystko ujawnimy na szkolnym spotted. Ona będzie tylko płakać, a my będziemy się śmiać. Pomyślcie o tym, że gdy ona przyjdzie do nas, ta cała Florence ją zostawi i zostanie sama! Co myślicie? Wiem, że to zarąbisty pomysł. Nie musicie nawet tego potwierdzać, bo wiem, że dla was jest równie doskonały jak dla mnie.
Nie no, zabiję te dziewczynę kiedyś.
— Jak dla mnie w sumie fajny pomysł na takie gnębienie. Nigdy takiego czegoś nie robiliśmy, więc możemy spróbować — odparła, Charlotte.
Reszta osób z grupy też się zgodziła, a ja tylko nabrałem więcej obaw. Bałem się o Chloe. I to strasznie się kurde bałem. Co jeśli ona tak na tym ucierpi, że odbierze sobie przy tym życie?
Musiałem ją o tym wszystkim powiadomić, ale gdy skierowałem się w stronę jej klasy, przy której przez ten cały czas na mnie pewnie czekała… Zadzwonił dzwonek szkolny. Ja pierdziele.
Nie, nie, nie, nie, nie!
Musiałem na to coś zadziałać, ale kompletnie nie wiedziałem jak. Co miałem zrobić. Napisać do niej, że zachowałem się jak najgorszy tchórz i nie przyszedłem? Nie… To nawet nie było w moim stylu. Co ja miałem do cholery zrobić?
Na pewno musiałem wejść po schodach na górę, żeby nie spóźnić się na lekcje matematyki. Zrobiłem to, co miałem w myślach i ustawiłem się z moim przyjacielem w dwójce przed salą oczekując tylko, aż to nauczyciel tu przyjdzie i otworzy nam wrota do samego piekła.
Miałem straszne wyrzuty sumienia za to, co właśnie się zadziało. Zostawiłem ją samą czekającą na mnie, a ja się nie pojawiłem. Ona pewnie mi już tego nigdy nie wybaczy, ale ja się nie poddawałem, bo już od małego wiedziałem, że nie warto się poddawać.
Poddawanie się prowadzi do piekła. Tak zawsze powtarzał mój ojciec, gdy wracałem do domu z głową spuszczoną po kolejnym nieudanym dniu w szkole. Nieważne, czy chodziło o przegraną w meczu, czy o zawaloną klasówkę, odpowiedź była zawsze ta sama:
— Nigdy się nie poddawaj. Prawdziwe piekło to porażka, w którą przestajesz wierzyć, że można przezwyciężyć.
Dziś, jego słowa dźwięczą w mojej głowie za każdym razem, gdy tak robię. Odkąd umarł nie poddawałem się, bo doskonale wiedziałem, że to on zawsze nade mną czuwa i widzi co robię.
To tak właściwie on zmienił mnie z mruka w miłego chłopaka, który wszystkim się przejmuje. Ja… Ja tak bardzo go kochałem i dalej nie mogę pogodzić się z tym, że ktoś odebrał mu życie w tym wstrętnym wypadku samochodowym. Gdybym tylko wiedział, że tak się stanie… Powiedziałbym mu, żeby nie jechał wtedy po ten cholerny prezent, który obiecywał mi od moich urodzin.
To była moja wina. Ale byłem już z tym pogodzony, bo to zawsze jest moja wina.
— Louis?
— Czemu się tak smucisz? Wszystko, okay? — spytał dosłownie tak samo, jak to wyglądało w moich myślach.
Chciałem odpowiedzieć mu dosłownie tak samo, jak się czułem. Smutno i bezpowrotnie idiotycznie. Ale nie mogłem. Musiałem skłamać, bo by jeszcze powiedział nauczycielowi i bym miał jeszcze większe problemy. Musiałem skłamać mu prosto w oczy. Osobie, która ufała mi w stu procentach.
— Usłyszałem od takiej jednej grupki, że śmieją się ze mnie, bo nie ma przy mnie mojego taty — skłamałem.
Ten tylko złapał mnie za bark i skomentował:
— Stary, ty się przejmujesz takimi osobami, które same nie mają dobrze? Weź popatrz na same pozytywy.
— Ale jakie pozytywy? Tu… Tu nie ma żadnych pozytywów, Luc. Nie ma.
— Na pewno są, ale teraz dawaj rozchmurz się i wchodzimy do sali, okay? — stwierdził z wielkim uśmiechem na twarzy, po czym weszliśmy razem do klasy.
Nie wiedziałem, jak miałem mu odpowiedzieć, więc tylko skomentowałem cichym okay, a potem powoli się rozchmurzyłem.
☼
Lekcja matematyki z panem Blanchard’em o dziwo przebiegła dosyć szybko i luźno. Zawsze na jego lekcjach było zabawnie, a dzisiaj tym bardziej. Poprawił mi humor, a co za tym szło? Musiałem napisać do brunetki, z którą wczoraj się zderzyłem.
Louis: Przepraszam, że mnie nie było, ale podsłuchałem rozmowę grupki Zoe, która dzisiaj rano miała do ciebie problem. Słuchaj, Chloe musimy o tym poważnie pogadać. Spotkajmy się na dworze na tej przerwie, teraz na sto procent przyjdę. Obiecuję i przepraszam cię za to wcześniej.
Czuwałem ciągle na naszym czacie i go co chwilę odświeżałem, żeby brunetka zobaczyła moją wiadomość, która była dla niej bardzo ważna.
Minęła minuta i dalej nic się nie działo.
No dalej, Chloe. Odczytaj tą głupią wiadomość.
Mijały minuty za minutami, a ona dalej nie odczytywała. Kurde.
Usiadłem głębiej w ławce, nie mogąc praktycznie w ogóle się skupić. Wpatrywałem się w ekran telefonu, jakby właśnie to mogło ją przyspieszyć, sprawić, żeby jej imię i nazwisko pojawiło się na liście osób aktywnych. Pan Blanchard ciągnął swoje żarty, a cała klasa śmiała się z nich, aż wylewali łzy. Jednak ja nie miałem zbytnio ochoty, żeby dołączyć do ich zabawy.
W mojej głowie kotłowały się różne scenariusze.
Co, jeśli Zoe jej coś nagadała? Może Chloe jest na mnie aż tak wściekła, że mnie zablokowała? Może uważa, żebym się nie odzywał?
Moje myśli wirowały jak burza, której nie mogłem niestety utrzymać. Zdałem sobie wreszcie sprawę z tego, że zawaliłem.
No i super.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Chloe
Próbowałam się skupić, ale po prostu nie mogłam. Cała ta sprawa była dosyć skomplikowana. Jeszcze na dodatek mój telefon się doszczętnie rozładował. I jak ja niby miałam bez niego użytkować w tej szkole?
— Flo, masz pożyczyć swojej najlepszej przyjaciółce ładowarkę? — spytałam, a ona skinęła głową, po czym zajrzała do swojego plecaka i wyciągnęła długi biały kabelek, który mi podała.
Od razu chwyciłam ładowarkę w swoje ręce i podłączyłam do kontaktu, a potem do telefonu. Ciągle czuwałam nad nim, żeby jak najszybciej się włączył. Może wtedy, gdy się rozładował, Louis próbował się do mnie dodzwonić.
Myśli powoli zaczynały mnie odpływać. Co za tym szło, że nie mogłam w ogóle skupić się na lekcji języka angielskiego. Za oknem panowała strasznie słoneczna pogoda. Była piękna, a francuskie powietrze, które wchodziło przez otwarte okna w sali, wypełniało przestrzeń delikatnym zapachem świeżości. To powietrze miało w sobie coś, co sprawiało, że czułam się zrelaksowana i w pełni obecna w chwili.
Francja była moim domem. Nigdy, ani przez moment, nie wyobrażałam sobie, że mogłabym mieszkać gdzieś indziej. Kochane bagietki, chrupiące i jeszcze ciepłe, właśnie wyjęte z pieca, były jedną z tych drobnych, codziennych radości, które definiowały moje życie tutaj. Posiłki we Francji były takie dobre — każda potrawa zdawała się opowiadać swoją własną historię. Croissanty na śniadanie, z odrobiną dżemu truskawkowego, i filiżanka kawy — te małe przyjemności były nie do zastąpienia.
Z zamyślenia wyrwał mnie hałas za oknem. Ulicami Paryża, na których cienie drzew wiły się w tańcu z promieniami słońca, przejeżdżały stare, klasyczne samochody, które dodawały temu miastu jeszcze więcej uroku. Każda z tych ulic miała swoją historię — brukowane chodniki, kawiarnie z parasolkami, które rozpościerały się nad stolikami jak kolorowe kwiaty. Czasem widziałam ludzi, którzy w porze lunchu, siedząc przy kawie, leniwie obserwowali mijający ich świat.
Z drugiej strony okna, wewnątrz klasy, zmysły budziły dźwięki i zapachy. Zapach kredy, którą nauczycielka stawiała na tablicy krzywe litery, łączył się z aromatem bagietek, które nieopodal uczniowie przynieśli ze stołówki. To był typowy dzień szkolny, ale dla mnie — dla kogoś, kto kochał każdy najmniejszy fragment tego kraju — był to idealny moment, aby docenić, jak wyjątkowe było życie we Francji.
Wciągałam głęboko powietrze, smakując je, tak jakby każdy oddech mógł opowiedzieć mi kolejną część historii, którą niosły ulice Paryża. Powietrze tutaj było inne — łagodne, przyjemne, a jednocześnie pełne tajemnicy. Miało w sobie lekkość, której nie doświadczyłam nigdzie indziej. Słoneczne promienie oświetlały miasto, przekształcając je w barwną mozaikę. Zieleń drzew w ogrodach, ciepłe żółcie budynków, czerwone dachy i błękit nieba — to wszystko tworzyło obraz, którego nie dało się porównać z niczym innym.
Kiedy siedziałam tam, otoczona dźwiękami rozmów w tle i szumem Paryża, czułam, że każdy detal był częścią większej całości. Nawet szkolna klasa, której atmosfera często wydawała się przytłaczająca, nabierała innego wymiaru, gdy przez otwarte okna wpadało to niezwykłe, francuskie światło.
Słuchałam, jak nauczycielka opowiadała o Williamie Szekspirze, o jego sonetach, ale moja uwaga cały czas wracała do Louis’a, Paryża, do tej szkoły, do życia, które toczyło się tak spokojnie, a jednocześnie dynamicznie, na zewnątrz. Urokliwe uliczki, zapach świeżego pieczywa, odgłosy rowerów sunących po wąskich, brukowanych alejkach — to wszystko było jak zaproszenie do wyjścia z klasy i zanurzenia się w świecie, który wydawał się jakby malowany ręką artysty.
Znowu spojrzałam na telefon, który wciąż się ładował, i pomyślałam, że przecież nie ma się dokąd spieszyć. We Francji czas płynął inaczej. Tutaj życie toczyło się w swoim własnym tempie.
Rozciągnęłam się na krześle, czując miękkość drewnianego oparcia pod plecami, i pozwoliłam sobie odpłynąć w te myśli o moim ukochanym mieście, o Francji, która była wszystkim, czego potrzebowałam.
Ostatni raz spojrzałam na swój telefon i zobaczyłam, jak logo, które było na czarnym tle, powoli się pojawiało. Wlepiałam ciągle swój już zmarnowany wzrok na komórkę, która dała mi znak, że się właśnie włączała.
— Co ty taka podekscytowana? — Zagadała mnie przyjaciółka, a ja jej wprost odpowiedziałam:
— Mój telefon się włączył. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale ja po prostu się ciesze z takich rzeczy.
— Aha. No faktycznie dziwne — dodała śmiejąc się przy tym.
Na moim telefonie zaczęły pojawiać się ciągle jakieś powiadomienia. Mój telefon wibrował jak jakiś nienormalny. Większość powiadomień było od niego. Od Louis’a, z którym przypadkowo się poznałam. I od razu zostałam trochę zraniona.
Dobra przesadzam… Za bardzo stawiam wszystko na niego…
Louis: Przepraszam, że mnie nie było, ale podsłuchałem rozmowę grupki Zoe, która dzisiaj rano miała do ciebie problem. Słuchaj, Chloe musimy o tym poważnie pogadać. Spotkajmy się na dworze na tej przerwie, teraz na sto procent przyjdę. Obiecuję i przepraszam cię za to wcześniej.
Zrozumiałam go dokładnie i przyjęłam przeprosiny. Po chwili odpowiedziałam mu na jego długą przeprosinową wiadomość:
Chloe: Wybaczam i okay. Spotkajmy się.
Następnie wyłączyłam swój telefon i tylko dodałam na swoją twarz wielki uśmiech. Wiedziałam już, że ten dzień będzie na serio bardzo fajny.
☼
Dzwonek na przerwę zadzwonił. Podniosłam się ze swojego miejsca wraz z przyjaciółką i skierowaliśmy się do wyjścia z sali. Florence ciągle z kimś pisała. Byłam tego ogromnie ciekawa z kim pisze, bo ona praktycznie nigdy z nikim nie pisała, gdy była szkoła. To musiało być coś ważnego. Tylko co?
Wyszliśmy z sali uśmiechnięte, a ja bez powiadomienia blondynki skierowałam się do wejścia na dwór. Szłam tak prosto przed siebie, aż nagle mój telefon zawibrował. Wyciągnęłam go z kieszeni spodni i odczytałam szybko wiadomość:
Florence: A gdzie ty tak pędzisz?
Wkurzyłam się. Nie powiem, że nie. Wyszła ze mną z sali nawet nic nie mówiąc tylko wpatrując się egoistycznie w swój telefon. To było chamskie, dlatego to teraz ja postanowiłam, że zrobię jej na przekór nie mówiąc, gdzie dokładnie idę.
Nie wiedziałam w sumie co jej odpisać. A co najważniejsze czy w ogóle miałam jej odpisywać, lecz po chwili przemyśleń stwierdziłam, że jej odpiszę.
Chloe: Idę wyjaśnić wszystko z Louis’em.
Florence: Okay.
Włączyłam instagrama i zaczęłam przeglądać dostosowane do mnie posty. Poprawiłam swoje włosy i wyszłam przed szkołę czekając na blondyna. Nie chciałam być znów tak perfidnie potraktowana, dlatego napisałam do niego krótką wiadomość:
Chloe: Stoję obok bramy.
Po kilku sekundach zobaczyłam, że chłopak odczytał moją wiadomość, a tuż po tym zaczął coś pisać:
Louis: A ja właśnie miałem do ciebie pisać, że wychodzę z klasy. Zaraz będę, poczekaj na mnie kilka minut, okay?
Powiadomił mnie na co się uśmiechnęłam, bo wiedziałam, że nie będzie tego samego co było na poprzedniej przerwie.
Chloe: Okay.
Wzięłam głęboki wdech francuskiego powietrza i się tym ogromnie zachwyciłam. Nie dość, że chodziłam do francuskiej placówki szkolnej to jeszcze miałam możliwość mieszkać w tym jakże cudnym mieście.
Powiadano mi, że to miasto zakochanych tylko, że ja… Ja nie za bardzo miałam farta do miłości. Zawsze to kończyło się na tym, że nigdy w to nie wchodziłam, bo ciągle to chłopay, z którymi chciałam to nawiązać byli strasznie toksyczni.
Nigdy nie doświadczyłam uczucia pocałunku. Trudno to aż powiedzieć, ale nigdy się nie całowałam. Nigdy nie doznałam tego przyjemnego uczucia. Ponoć jest ono bardzo fajne, nie wiem. Ja… chciałabym tego kiedyś doświadczyć, ale coś czuję, że nigdy nie znajdę takiej drugiej połówki, która byłaby moim odzwierciedleniem.
Bałam się tego. Panicznie się tego bałam, że kiedyś zostanę po prostu sama. Może tylko z jakimś zwierzątkiem, które będzie zawsze przy mnie, nawet gdy będę mieć swoje głupie humorki.
Spojrzałam na telefon, aby zobaczyć tylko, która była godzina. Odetchnęłam z ulgą, gdy uświadomiłam sobie, że do końca przerwy zostało jeszcze piętnaście minut. To tylko i wyłącznie znaczyło, że jak na razie minęło pięć ciężkich, a za razem krótkich minut.
Wszystkie myśli zaczęły mi wirować w umyśle. Ciągle wracałam do tamtej przerwy, gdy nie przyszedł tylko dlatego, że podsłuchał gadkę dziewczyn, które mnie niby obgadywały. No dobra to może go usprawiedliwiło.
Nagle z tych wszystkich kotłujących się myśli wyrwał mnie cichy głos chłopaka, którego poznałam wczoraj.
Jeszcze tego nie wiedziałam, ale chłopaka, który zmienił mnie o sto osiemdziesiąt stopni…
— Cześć — powiedział skromnie, a moje policzki natychmiast zrobiły się jasnoczerwone.