E-book
15.75
drukowana A5
48.83
Stres na wybiegu

Bezpłatny fragment - Stres na wybiegu

Objętość:
153 str.
ISBN:
978-83-8324-204-0
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 48.83

Rozdział 1

Nowy Rok jak się okazało przyniósł wiele pozytywnych zmian. Ale o tym za chwilę. Do naszego mieszkania punktualnie o 21:00 zapukał prawdopodobnie tata jednej z dziewczynek, u których spędzała w najlepsze i na pewno wspaniale bawiła się Malinka — nasze dziecko, które raptem w tym roku kończy już 4 latka. Może to dużo i nie dużo. W ciągu tych czterech, a w zasadzie to jeszcze trzech lat wydarzyło się dużo. Cóż, jak to mówią upływający czas najlepiej widać po małych, malusieńkich dzieciach, które tak szybko dorastają, że człowiek ani się nie spodzieje, a już mija jedna dekada, potem druga, potem trzecia, a na świat przychodzą wnuki, a dalej, jeśli oczywiście się dożyje — prawnuki. Potem przychodzi znienacka śmierć, która tak naprawdę czyha na każdego nas i niemożliwym jest jej zwyczajnie uniknąć. Mamy wpływ, ale też często nie mamy na to kiedy umrzemy, w jakich okolicznościach. Czy będziemy leżeli miesiącami, latami w jednym łóżku na starość, czy też ostateczność, koniec, zwieńczenie naszego życia przybędzie do nas całkowicie z zaskoczenia. Najlepsze jest to, że tak naprawdę nie mamy wpływu kiedy to będzie. Czy jak będę miała 45, 50, 60 a może stuknie mi 80-tka. Mogę jedynie tylko zdrowo się odżywiać, jeść dużo warzyw, owoców, zrezygnować z używek to jest w moim przypadku sporadycznego palenia i okazjonalnego picia alkoholu, a w zasadzie to czerwonego wina do obiadu. Mogę też wszcząć jakąś systematyczniejszą aktywność fizyczną, zacząć się więcej ruszać, oddychać częściej świeżym powietrzem, porządnie się nawadniać oraz wysypiać. Ograniczyć stres, zmienić toksycznych ludzi wokół siebie, których akurat nie miałam, rozwijać chociaż w moim wieku to już mało prawdopodobne swoje pasje, spotykać się z przyjaciółmi oraz dbać o lepszą kondycję psychiczną, oprócz oczywiście kondycji fizycznej. Zrezygnować z kawy i napojów energetycznych i przede wszystkim siedzącego trybu życia przy biurku. Chodzić na długie wieczorne spacery po pracy i sprawić sobie psa, z którym to takie nocne przechadzki stałyby się codziennością, a ja czując motywację do wychodzenia na świeże powietrze prawdopodobnie przedłużyłabym swoje życie według najnowszych badań nawet o kilka lat. Powinnam się dużo uśmiechać i śmiać z żartów, mieć pogodne usposobienie, przede wszystkim niczym się nie martwić i co weekend rozrywać się trochę to w kinie, to w teatrze, to w klubie, to na koncercie, to w restauracji z przyjaciółkami. Wracając do Malinki, którą tata jednej z koleżanek mojego dziecka odprowadził prosto pod nasze mieszkanie, zamienił z nami kilka zdań.

— Mamy nadzieję, że Malinka wspaniale bawiła się na Sylwestrze?

— Oczywiście, ale dzieci jak to małe dzieci szybko się męczą. Mimo wszystko wybawiły się po wszystkie czasy. Dziewczynki bardzo się lubią poza tym. Naprawdę bardzo cieszę się, że zapisaliśmy je do jednego żłobka w tym samym czasie i nawet nie miałem pojęcia, że będą się przyjaźnić. Ale mniejsza o to. Żłobek, który wybraliśmy z żoną, Haliną okazał się mieć wspaniałe rekomendacje szczególnie widać to po minach naszych dzieci, które przychodzą zadowolone ze szkoły po zajęciach z wypiekami i uśmiechami na twarzy.

— My cieszymy się również, mimo ostatniego wybryku naszych pociech, kiedy to postanowiły uciec z placu zabaw, na którym bawiły się razem z innymi dziećmi z tego żłobka pod czujnym, jak widać trochę mniej czujnym okiem pań przedszkolanek

— Wiem, słyszałem o tym incydencie. Porozmawialiśmy z naszymi dziećmi, uświadamiając im tym samym, by nigdy więcej takich rzeczy nie robiły i żeby im to nie przyszło do głowy. Ja rozumiem jak ma się 12 albo 13 lat. Ale w wieku zaledwie trzech latek sprawić wszystkim nam taki zawód? Bo rozumiem, że państwo także przejmowali się, że dziewczynki uciekły, by wygrać zakład, że uda im się coś kupić w pobliskiej restauracji?

— Oczywiście my podobnie bardzo zmartwiliśmy się a wręcz zdenerwowaliśmy się tą całą sytuacją. Nie mieliśmy pojęcia, że nasze dziecko popełni podobny wybryk

— Nie ważne, ważne, że dziewczynki mają z tego jakąś lekcję. Chyba już czas na mnie. Wasza Malinka zasypia na stojąco. Do zobaczenia w takim razie.

— Dziękujemy za odwiezienie małej Malinki

— Żaden problem. To bardzo grzeczne dziecko

— Dziękujemy jeszcze raz

Pan, ojciec jednej z najbliższych koleżanek naszego dziecka, nawet nie spytałam jak miał na imię odprowadził Malinkę pod nasze mieszkanie, pod drzwi. Zerknęłam na Malinkę. Moje dziecko naprawdę było bardzo śpiące. Postanowiłam, że przebiorę ją w piżamkę i pozwolę zasnąć tym razem bez kąpania. Dziewczynka coś majaczyła, zamykając swoje małe oczka, kiedy ubierałyśmy razem, to znaczy kiedy ja pomagałam małej się przebrać w białą koszulkę i spodenki do spania w czerwone maciupkie serduszka, dziewczynka tak jak się położyła, tak smacznie i słodko zasnęła. Przykryłam ją różową kołderką w misie. Obserwowałam ją jezcze przez kilka minut, po czym zgasiłam małą, zieloną, a w zasadzie to eukaliptusową lampkę nocną, do której często czytaliśmy na zmianę z Krzysiem bajki, kiedy na dworze było bardzo ciemno, podobnie jak wewnątrz mieszkania bez włączenia żadnego oświetlenia. Wyszłam z jej pokoiku zostawiając jedynie leciutko uchylone drzwi. Spojrzałam jeszcze raz na nią przez te drzwi. Była istnym słodziakiem. Ciekawe na kogo wyrośnie?

Rozdział 2

Siedzieliśmy sobie z Krzysiem jeszcze w sypialni przy włączonej lampce i rozmawialiśmy. To była naprawdę długa rozmowa. Obydwojgu nam tamtej nocy nie chciało się spać. A zbliżał się właśnie wielkimi krokami, a w zasadzie już małymi godzinami nowy rok. Oboje jakoś nie chcieliśmy przegapić tego jednego z ważniejszych dat — dni w kalendarzu. Spoglądałam co chwila na zegarek, który powieszony był na ścianie, naprzeciwko naszego ogromnego łoża. Nawet nie zdążyłam się z tego wszystkiego przebrać w piżamę. Z drugiej strony może i dobrze. Mieliśmy w planach z Krzysiem, o równej północy pooglądać z balkonu puszczane przez miasto fajerwerki. W seksownej piżamce pewnie bym się jeszcze przeziębiła. Odliczaliśmy wspólnie godziny do tego, by kameralnie powitać nowy rok. Tego dnia, nie spadł ani śnieg, ani deszcz, ani nie było jakichś wyjątkowych mrozów. Szczerze mówiąc nie mogłam się doczekać lata, mojej ulubionej pory roku. Ale na razie była końcówka grudnia, a dokładniej ostatni, 31 dzień miesiąca, po którym zaczyna się kalendarz od początku i za kilka chwil będzie znowu styczeń, ale następny rok. Nowe wyzwania, nowe przygody Z Camillo w pracy i poza nią. Malinka skończy 4 latka i będę z każdym następnym rokiem o nią bardziej spokojniejsza, zwłaszcza wtedy, kiedy przebywa w żłobku. My o rok się zestarzejemy z Krzysiem. Jest już coraz bliżej 40-tki. Ten fakt, że za parę lat, w sumie to już niedługo wyskoczy mi na metryczce ta przerażająca liczba 40 napawał mnie lękiem i strachem. Kiedy zleciało te 40 lat? Naprawdę zdumiewające jest jak czas biegnie non stop, cały czas do przodu. Rozmawialiśmy z Krzysiem przez ten czas o wszystkim i o niczym. Spoglądałam na zegarek co jakiś czas, za każdym razem lekko ziewając. Dopijałam lampkę wina, kiedy dochodziła dokładnie 23,

— Jak myślisz, jaki będzie nowy rok? Który rozpocznie się już za godzinę?

— Mam nadzieję, że będzie wspaniały

— Ja też bardzo bym tego chciał

— Chciałabym, żeby Malinka nie sprawiała żadnych problemów w szkole, w żłobku. Poza tym w tym roku, to znaczy w tym, który się za chwile zacznie nasze dziecko skończy 4 latka. Będę o nią spokojniejsza

— Za chwilę skoczy jej 20-tka. Zobaczysz jak ten czas szybko zleci

— Proszę, nawet mi o tym nie mów, że za niedługo będę otrzymywać zamiast pensji emeryturę

— Ja cię nie straszę, ale tak będzie, zobaczysz. Nim się obejrzymy nasza Malinka będzie nastolatką. I musimy ją naprawdę dobrze wychować i przypilnować, żeby nie wdało się w żadne złe towarzystwo. Wiesz, co mam na myśli. Narkotyki, alkohol, fajki, imprezki

— Proszę cię. Malinka wyrośnie na pewno na porządne dziecko, porządną osobę. Mam nadzieję, że się we mnie nie wda i nie będzie odgadywało mrocznych tajemnic tego świata. Poza tym, ona bardzo ładnie śpiewa, pamiętasz jak zaśpiewała kolędę na ostatnich jasełkach?

— Wiem. Dziwne, że nie wiedzieliśmy tego wcześniej, że potrafi tak ładnie śpiewać

— Chyba za dużo pracujemy i nie interesujemy się tak bardzo życiem naszego dziecka — Spojrzałam podejrzliwie na mojego męża a on zmrużył oczy

— No co? Ktoś musi w końcu zarabiać. To, że spędzam zbyt czasu z małą było najczęstszym powodem naszych kłótni. Naprawdę nie chcę się kłócić. Po prostu nie chcę. Cieszmy się, że oboje mamy pracę i że możemy utrzymać nasze wcale nie takie skromne, ale przestronne mieszkanie, w którym każdy ma dla siebie swój własny kąt

— Kocham cię, ale chyba dobiega… 24..? — Krzyś włączył swój telefon jednym kliknięciem, na którym ukazała się wielkimi literami godzina 00

— Chyba czas na to, żeby zobaczyć fajerwerki

Wyszliśmy po cichu z naszej sypialni, tak, by nie zbudzić naszego dziecka, mimo, że mogło się samo obudzić przez głośne petardy, które puszczało całe miasto. Otworzyliśmy balkon w salonie, objęliśmy się, to znaczy Krzyś mnie objął, zakładając wcześniej na siebie gruby sweter. Staliśmy na balkonie i objęci obserwowaliśmy fajerwerki, rozmawiając.

— W tym roku Angelika urodzi dziecko

— Nie obchodzi mnie kompletnie Angelika, ty mnie obchodzisz — Pocałował mnie Krzyś w czoło i jeszcze mocniej przytrzymał. Fajerwerki były naprawdę piękne. Staliśmy i po dosłownie czterech minutach dygotaliśmy trochę z zimna. Mógł być lekki mróz. Przy najmniej tak mi się wydawało. A ja w porównaniu do Krzysia, który ubrał sobie skórzaną, musztardową kurtkę owinęłam się jedynie w gruby, wełniany sweter. Kiedy poczuliśmy po kilku następnych minutach, że robi się nam pomału zimno postanowiliśmy wrócić do domu. Zamknęliśmy, to znaczy Krzyś zamknął cichutko balkon. Pocałowaliśmy się. Długo się całowaliśmy. W końcu kiedy zgasiło się światło w sypialni, oddaliśmy się w najlepsze. A ja pomyślałam tylko, że jeśli tym razem zostanę w ciąży sekretarka Top telewizji, w której pracuję dosłownie urwie mi głowę. Nie ważne. To był zwyczajnie bardzo magiczny dzień, magiczna noc. Była idealny klimat, do tego, żeby to zrobić. Za oknem słychać było jeszcze petardy. W sypialni było ciemno, a przez okno co chwila pobłyskiwały kolorowe, sztuczne ognie przybierając najróżniejsze kształty i formy. Były naprawdę piękne. Tak naprawdę, jeszcze wcześniej, wcześniej, myślałam gdzieś sobie w głowie o drugim dziecku. W końcu wisi mi prawie, że na karku 40-tka. To ostatni dzwonek, żeby mieć więcej dzieci. To tak naprawdę ostatnie już parę lat do tego, by poszerzyć rodzinę. A chciałam mieć więcej dzieci. Nie tylko jedno. Zasnęliśmy w objęciach i rano, ocknęłam się tym razem bez Krzysia w naszym sypialnianym łóżku. Ciekawe gdzie jest i co robi? Pomyślałam sobie. Mówił mi wczoraj, że wziął sobie wolne na dzisiejszy dzień. Chyba, że… szykuje wszystkim śniadaniową niespodziankę, albo wyszedł do pobliskiego spożywczaka, albo zwyczajnie jakiś jego klient bądź klientka zmienili plany i chcą potrenować z moim mężem — trenem fitness na siłowni, osobistym trenerem personalnym tak naprawdę znanych osób — celebrytów, gwiazd, artystów nawet światowego formatu, którym to daje niezły wycisk. Gwiazdy lubią z nim ćwiczyć, bo dobiera idealnie ćwiczenia, tak, że szybko chudną, albo szybko też nabierają umięśnionej sylwetki, kondycji, przede wszystkim jednak po treningu wspaniale się czują, czują, że żyją. Może ja też powinnam zacząć trenować po mojej pierwszej ciąży, po której przytyłam kilka kilogramów, żeby dojść do wymarzonej sylwetki z przed porodu? Krzysia nie było w mieszkaniu jak się okazało. Możliwe, że dostał telefon, by zjawić się jeszcze rankiem na siłowni. Postanowiłam, że napiszę do niego krótkiego smsa, pytając się, dokąd wyparował z naszego mieszkania. I to jeszcze wczesnym rankiem. Kiedy obudziłam się, dochodziła 7:30. No nic. Jakoś sobie poradzę bez Krzysia. Zrobię śniadanie sobie i Malince, a na Krzysia poczekam. Podgłośnię sobie telefon, tak, by słyszeć każdy telefon, każde połączenie, każdy sms czy wiadomość od mojego męża. Malinka wstała i miała wypieki na twarzy. Przeczuwałam, że za chwilę opowie mi, jak było na wczorajszej imprezie sylwestrowej. Najpierw jednak, spytałam się jej, na co ma ochotę? Dziewczynka powiedziała, że ma ochotę na bułkę z dżemem borówkowym, który przywiozła mi moja mama, odwiedzając nas z moim tatą, którzy przyjechali do nas aż z podnóża Karpat, do samiutkiej stolicy z toną słoików z przetworami, które kiedyś na pewno zjemy, chyba, że po drodze przepyszne jak sądzę przetwory zwyczajnie się zestarzeją i trzeba będzie je wyrzucić, chociaż bardzo tego nie chciałam. Sięgnęłam to jednej z dolnych kuchennych szafek, by wydostać z niej dżem, na który moje dziecko miało absolutną ochotę. Brakowało jedynie bułek. W tym samym momencie ktoś otwierał drzwi kluczami i byłam bardziej niż pewna, że jest to Krzyś, który prawdopodobnie niesie ze sklepu świeże…..

— Bułki! — Malinka zaklasnęła w ręce, kiedy zobaczyła, przeźroczysty, foliowy worek, w którym prześwitało pieczywo, kiedy Krzyś, wszedł do kuchni

— Skąd wiedziałeś, że moje dziecko będzie miało ochotę akurat na bułki?

— Wiesz, spontanicznie pomyślałem sobie, żeby kupić świeżutkie, ciepłe, chrupiące bułeczki na śniadanie. Przyciągnęły mnie zapachem. Są miękkie i wyjęte prosto z pieca! Malinka porwała worek, który Krzyś zostawił na stole kuchennym, żeby przywitać się ze mną pocałunkiem w policzek

— Hmm… a co to za okazja, że wyszedłeś do sklepu? Zwykle to ja..

— Pomyślałem sobie, że zrobię wam niespodziankę. Jak widać przyszedłem w samą porę — Przerwał mi mój mąż i zarazem trener personalny, Krzyś

— W takim razie życzę wam wszystkim smacznego — Odwróciłam się do stołu, na którym siedziała Malinka, pobrudzona dżemem borówkowym, wcinając ze smakiem bułkę, którą sama posmarowała sobie najpierw masłem, a potem konfiturą. Musiałam na chwilę odwrócić wzrok od mojego dziecka, pilnując gotującego się mleka na gazie, kiedy to Malinka postanowiła, że sama zrobi sobie śniadanie. Piżamka nadawała się jedynie do prania, a ja razem z Krzysiem tylko z tego wszystkiego się zaśmialiśmy. Kiedy mała skończyła jeść, pomogłam jej umyć się w łazience. Pobrudziła sobie całą buzię i przy okazji też ubranie. Obawiałam się, że plama z dżemu już się zwyczajnie nie wypierze. Mimo wszystko, załączyłam szybko pralkę, dodając do niej odrobinę wybielacza, jedną miarkę proszku do prania oraz kilku mililitrów płynu do poplamionych ciuchów. Wierzyłam, że kiedy od razu wypiorę ubranie, może plama zniknie. Nowy Rok rozpoczął się więc bardzo zabawnie. Rzadko kiedy nasze dziecko wywija podobne numery. Mimo wszystko, Malinka jest jeszcze mała i absolutnie ma prawo się pobrudzić. Z Krzysiem razem zgadzamy się, że i tak nasza córeczka jest nad wiek obowiązkowa, pilna, ma wręcz wrodzoną perfekcję, jest bardzo posłuszna, grzeczna, porządna. I do tego nie mieliśmy do tej pory zielonego pojęcia, że jak na dziecko przystało potrafi tak pięknie śpiewać. Nie chcemy też na siłę zapisywać Malinki na mnóstwo zajęć pozalekcyjnych. Kiedy sama zechce, sama zdecyduje o tym, na co pójść, w którym kierunku się rozwijać. Na razie wiemy tylko tyle, że pięknie śpiewa. Może wyrośnie na sławną piosenkarkę, może na aktorkę, lekarza albo malarkę? Jej prace są przepiękne, które maluje zarówno w przedszkolu, jak i w domu. Ciekawa byłam tylko, co za parę lat wybierze? A może będzie czytało mnóstwo książek, bo bardzo lubi słuchać bajek i zostanie panną bibliotekarką? A może naukowcem? Na razie nie powinniśmy wywierać z Krzysiem żadnej presji na nią. Kiedy byłam na macierzyńskim i miałam mnóstwo czasu dla siebie, kiedy nasze dziecko spało i mogłam robić coś dla siebie, zamiast ciągłego tulenia jej na rękach, uciszania jej kiedy płakała, karmienia, gdy była głodna i zabierania na spacery, kiedy tylko była piękna pogoda, mogłam poczytać trochę książek poradnikowych o tym, jak wychować swoje dziecko. Z tego co zapamiętałam z tamtych publikacji, nie wolno było na dziecko wywierać presji, by było najlepsze w klasie, szkole i wszędzie tam, gdzie się czego uczy, gdzie jest w jakimś środowisku z innymi rówieśnikami, do których może się porównywać. I dużo zależy też od rodziców, jakie dziecko będzie w przyszłości. Dużo zależy od tego, czy spędzamy z nią czas, czy okazujemy jej czułość, miłość i czy czuje w nas przede wszystkim wsparcie. Chodzi o to, by zbudować taką więź, gdzie nasze dziecko będzie mogło nam powiedzieć o wszystkim, a my jej nie wyśmiejemy, nie skarcimy, nie nakrzyczymy i nie olejemy jednym słowem jej małych jeszcze spraw. Odpowiednie wychowanie zwłaszcza w tak małym wieku dziecka jest bardzo ważne, bo później dorosły w przyszłości ma problem w kontaktach z innymi, albo ich nie ma. Jest nieśmiały, lub odważny. Podejmuje nowe wyzwania i radzi sobie w życiu, bądź też na odwrót wyrośnie na kompletnego nieudacznika. Rodzicielstwo to owszem, bardzo trudne zadanie, odpowiedzialne, ale przede wszystkim bardzo satysfakcjonujące. Kiedy widzisz swoje dziecko, jak się zmienia, jak rośnie pomału zaczyna chodzić, rosną a potem wypadają mu pierwsze ząbki, jak pomału składa pierwsze zdania, jak się bawi, jak opowiada jak było w szkole, a potem jak wybiera się na pierwszą randkę, pytając się rodzica czy dobrze wygląda, to najpiękniejsza nagroda za to wszystko. Za wychowanie, za poświęcenie takiej istotki. Kiedy moja mała umyła sobie twarzyczkę z moją małą pomocą mydłem i wodą i kiedy zdążyła się już najeść, włączyłam jej bajki. Była sobota, nowy rok. Sklepy są o tej porze, w takim dniu zwykle zamknięte, ale zawsze nasz mały przy osiedlowy sklepik w różne drobne święta jest kilka godzin otwarty. W razie gdyby komuś zabrakło na śniadanie świeżutkich bułek, mleka, cukru albo słodkich drożdżówek. Malinka widziałam po niej, że wczorajszym dniem jest trochę przemęczona. Zajrzałam przez uchylone drzwi do salonu, gdzie znajdował się telewizor, że nasze dziecko, mimo, że miało oglądać bajki — smacznie sobie jeszcze śpi. W końcu nic dziwnego. Bawiło się razem w towarzystwie najlepszych koleżanek do 21. No może, trochę wcześniej wyszło z mieszkania jednej z jej koleżanek i odwiózł ją do domu jeden z rodziców koleżanek. Mogliśmy z Krzysiem porozmawiać na różne tematy przy porannej, aromatycznej kawce. Usiedliśmy na krzesłach przy stole kuchennym, kawa nam się jeszcze parzyła. W końcu rozmowę, po chwilowej ciszy zaczął pierwszy Krzyś

— Jest nowy rok. Jak się czujesz koleżanko?

— Ja jak się czuję? A jak mogę się czuć? Ani jakoś dobrze, ani jakoś źle, po prostu normalnie, jeśli można tak powiedzieć — W tym samym momencie, kiedy miałam wypić jeden łyczek magicznie przywracającego do życia trunku z kofeiną, dającego kopa i energię ktoś zadzwonił do mnie z zupełnie obcego numeru. Nie miałam kompletnie pojęcia kto to jest, kto się do mnie dobija o tak wczesnej porze, bo dochodziła 8:00, oraz w takim dniu, jak Nowy Rok, pierwszy dzień kolejnego już roku, w którym stuknie mi 38-ka. Pierwsze zmarszczki pojawiły się już jakiś czas temu, siwych włosów na szczęście był brak. Kondycja fizyczna niestety spadała, a ja pomału zaczynałam tyć, a latem oblewały mnie zawsze silne poty, szczególnie gdy było bardzo gorąco. Czasami bolała mnie głowa a czasem też byłam znudzona tym wszystkim i nie widziałam w tym wszystkim sensu. Może powinnam była wybrać się do psychologa? Specjalista podpowiedziałby mi co zrobić, żeby przekonać męża do tego, żeby spędzał więcej czasu z małą. Po drugie chciałabym ja także więcej czasu spędzać z Krzysiem, żeby wcześniej kończył treningi. Po trzecie mam wyrzuty sumienia, że pocałowałam się z Camillo, moim przyjacielem z pracy w Top telewizji, można powiedzieć, że moim współpracownikiem, z którym nagrywamy najlepsze reportaże wszechczasów. Po czwarte chciałabym, żeby moje dziecko spędzało wakacje w moim rodzinnym domu, na wsi, a nie jak to chce Krzyś tylko w dużym, zatłoczonym wiecznie, gorącym, wręcz upalnym latem, betonowym, zabudowanym miejscu — w dużym mieście. Po piąte nie wiem czy zapisywać dziecko na lekcje śpiewu. Wiem, to prawie przesądzone, że tak, ale mam do tego pwne obawy. Czy to nie za wcześnie tak posyłać dziecka do jakiejś prawdziwej szkoły wokalnej i narażać go na stres, ale przede wszystkim ocenę i krytykę? A jak mu coś nie wyjdzie smutek, rozgoryczenie, płacz? Chciałam w końcu, by Malinka miała szczęśliwe dzieciństwo. Powtarzam dzieciństwo. A nie co tygodniowy stres. Z drugiej strony nauka śpiewu od tak małego dużo by dała Malince. Mogłabym to i owo skonsultować z psychologiem. Poza tym, po szóste pakuję się w same kłopoty w swojej karierze zawodowej. Może czas najwyższy powiedzieć temu wszystkiemu stop? Asertywnie powiedzieć delikatnie sekretarce Magdzie, że nie chcę razem z Camillo, choć jemu to pewnie wszystko jedno, robić mrocznych reportaży wypełnionych grozą, a tylko takie, które coś dobrego wnoszą? Coś bardziej wartościowego? W końcu mam małe dziecko. I chcę je też chronić. Nie będę rozwiązywała wiecznie zagadek kryminalnych. Owszem, chcę przeprowadzać wywiady. Ale na tym stańmy i zatrzymajmy się przy tym punkcie. Wywiady, a nie jakieś tajemnicze śledztwa przestępstw do tego bawiąc się w pana, a raczej panią detektyw. Kto mógł do mnie w takiej chwili dzwonić? Kiedy chciałam spędzić wyjątkowo czas z Krzysiem, który na co dzień jest bardzo zalatany, zagoniony, a do tego dzisiaj wziął sobie wolne? I chciałam, żebyśmy razem, razem z Malinką jakoś się zintegrowali, pograli w coś albo chociaż wspólnie ułożyli puzzle? No dobrze, z dozą ostrożności odebrałam w końcu brzęczący telefon, który dzwonił już od paru, kilku sekund.

— Halo? — Zaczęłam pewnie siebie

— Czy rozmawiam z panią Aleksandrą Garden?

— Tak, ale Garden to moje stare nazwisko. Wyszłam za mąż już kilka ładnych lat temu

— Nie ważne. W każdym razie przepraszam, że odzywam się w takim trochę świątecznym dniu jakim jest nowy rok, ale zwyczajnie chciałam Panią, pani Olu złapać, bo możliwe i wierzę, że na co dzień jest pani trochę zajęta — Mówiła trochę nieskładnie kobieta, a ja niecierpliwiłam się, bo chciałam dowiedzieć się, po co tak naprawdę ktoś do mnie wydzwania i co ode mnie chce

— Słucham w takim razie uważnie, o co konkretnie chodzi?

— Wysłała do nas pani kilka dni temu swoje cv — Moje cv? Nie wysyłałam do nikogo mojego cv przy najmniej w ostatnim czasie. Przy najmniej nie mogłam sobie przypomnieć, że coś takiego robiłam. Ale poczułam, że przez całkowity przypadek coś się szykuje dobrego, więc nie chciałam dać poznać po sobie, że zaszła jakakolwiek pomyłka z moim cv. Pomyślałam, że okłamię kobiecinę i zwyczajnie zapytam się jej dalej, o co chodzi?

— Tak, wysyłałam

— W takim razie świetnie. Znam cię Olu, jeśli możemy przejść na Ty z gazety Świat gwiazd. Co prawda jesteśmy konkurencyjną gazetą, ale potrzebujemy właśnie kogoś takiego jak ty Olu do przeprowadzania wywiadów dla naszego miesięcznika „Modna Kobieta”. Wiem skąd inąd, że pracujesz także dla Top Telewizji. Ale jakbyś chciała, zawsze możesz sobie u nas dorobić. I dodam, że nie są to małe pieniądze. Oferujemy ci wspaniałą współpracę i dobrą, ugodową umowę. Wiem od koleżanki, z którą się znacie, że masz dziecko. Pracować możesz z domu, albo też w naszej redakcji. Jak już ci tam pasuje. Bardzo chcielibyśmy, abyś u nas pracowała. I spokojnie. Przeprowadzanie i pisanie wywiadów nie jest na czas, na wyścigi. Po prostu to będzie twoje dodatkowe zadanie. Mam nadzieję, że się zgadzasz?

— Hmm.. — Nie miałam pojęcia co zrobić w jednym momencie, ale poszłam za tym, co podpowiadało mi serce — za gazetą — Ykhm — Przełknęłam ślinę — Bardzo chcę — Pomyślałam sobie o tym, że przydadzą mi się w końcu jakieś dodatkowe pieniądze

— Naprawdę? Tak się cieszę. W takim razie, Olu, nie musisz przychodzić na żadne rozmowy kwalifikacyjne i się niepotrzebnie stresować. Po prostu od teraz u nas pracujesz. Trzeba wypełnić, to znaczy podpisać tylko umowę, którą wyślemy ci pocztą, na twój obecny adres, który mam prośbę — podaj nam w smsie. Dobrze? No i jeszcze jedno. Od jutra ruszamy z pracą. Możesz pisać popołudniami, rankiem, albo wieczorami lub nocą. Wtedy, gdy będziesz tylko miała na to czas.

— Jas….. — Nie dawała mi wejść do słowa prawdopodobnie sekretarka, szefowa, redaktor naczelny, albo inna osoba odpowiadająca za dział rekrutacja. Obstawiałam na to ostatnie

— No, to do usłyszenia w takim razie. Będziemy w stałym kontakcie jakby co

— Dziękuję — Zdążyłam odpowiedzieć, nim kobieta się rozłączyła

— Kto dzwonił? — Zapytał się wyglądający jakby był trochę wszystkim znudzony mój mąż

— Słuchaj, nie uwierzysz. Dzwonili z gazety „Modna Kobieta”. Chcą, żebym przeprowadzała dla nich wywiady ze sławnymi gwiazdami z branży modowej

— A ty się znów pchasz w modę? — Położył nerwowo ręce na stole Krzyś

— Nie pcham, ale to świetna okazja do tego, by trochę więcej zarobić. Poza tym uwielbiam taką pracę. Uwielbiałam pracować w dla Świata gwiazd, dopóki nie wyszło na jaw, że redaktor naczelny razem z jego najlepszym pracownikiem i po części też naszym kolegą z pracy jest zamieszany w istną zbrodnię. Z resztą, nie ważne. Po prostu tak bardzo cieszę, się, że zadzwonili do mnie z tą ofertą pracy

— Wysyłałaś im swoje cv? Na pewno poradzisz sobie? Praca dla Top telewizji, wychowanie i zajmowanie się Malinką podczas mojej nieobecności? Teraz jeszcze to? Jak ty to wszystko połączysz?

— Spokojnie. Mogę pracować w domu, kiedy mi się podoba

— Na pewno poradzisz sobie?

— Jestem o tym przekonana — Wypowiedziałam te słowa z istną dumą z siebie, że ktoś mnie zauważył w tej gazecie. Praca w Top telewizji była w innym wymiarze godzin niż w typowym biurze. Mieliśmy coś do zlecenia, na przykład zrobić jakiś reportaż i mieliśmy na to czasem kilka tygodni, czasem parę dni. Nie było tak, że przychodziliśmy codziennie na umówioną do umówionej godziny pracować. Często po zrobieniu reportażu mieliśmy nawet kilka dni, a nawet kilka tygodni wolnego. W tym czasie mogłabym robić wywiady dla Modnej Kobiety. Czy to nie jest cudowne?

Z Krzysiem wypiliśmy już prawie zimną kawę, a ja cały dzisiejszy dzień i następny byłam jakby w skowronkach. Bardzo cieszyłam się, że dostałam taką drugą pracę. Będą po pierwsze większe zarobki. Po drugie zajmę się czymś, kiedy mała zajmuje się oglądaniem bajek, malowaniem, albo tańczeniem w pokoju do jej ulubionych piosenek jeszcze dla dzieci. Jedyne co mnie zastanawiało to to, kto wysłał za mnie to cv. Czy był to może Krzyś i chciał zrobić mi niespodziankę? Ale byłby świetnym aktorem, bo kompletnie nie widać byłoby po nim tego, że to on za moimi plecami coś komukolwiek przesyłał. Drugą opcją była Malinka. Mogła coś niezdarnie kliknąć, kiedy zostawiłam ją dosłownie na minutkę z własnym telefonem. Zapytam się jej od razu kiedy wstanie, bo na razie jeszcze sobie smacznie śpi. Kolejną opcją może być ktoś z mojego środowiska. Może Kaśka chciała mi się odwdzięczyć za wykonaną przysługę? Że dzięki nie wsadziłam do więzienia kolejną szajkę przestępców? Nie ważne. Ważne, że mam kolejną pracę, w której mogę się świetnie realizować. I także rozwijać swoje skrzydełka. A kiedy stuknie mi już ta 40-tka napiszę sobie w swoim cv, że pracowałam na początku w barze, potem byłam menadżerką zespołu muzycznego, skończyłam dziennikarstwo odpowiednio wcześniej, w swoim wieku, kiedy była na to pora i wszyscy pchali się, kto oczywiście zdał maturę na studia, potem pracowałam dla Świata gwiazd — gazety, która niestety się rozwiązała, dalej króciutko w małej galerii sztuki, a następnie już w Top telewizji. Po drodze rozwiązałam kilka zagadek kryminalnych, o których oczywiście w swoim cv nie napiszę. Mniejsza z tym. Kiedy Malinka wstała, od razu pierwsze co to zapytałam się jej, czy nic nie kliknęła niechcący w moim telefonie. Odpowiedziała, że możliwe, że ale nie pamięta tego. Może to była Malinka, a może nie. Nie ważne w każdym razie. Ważne, że dostałam pracę w prestiżowej gazecie. A to najważniejsze.

Rozdział 3

Malinka była w żłobku, kiedy ja dostałam pierwsze zlecenie z Modnej Kobiety. Miałam przeprowadzić wywiad z samą…. Nikolą Jason! To była chodząca ikona mody. Wszyscy ją podziwiali. Szczególnie ceniona była za swój nieziemski styl oraz gust modowy. Była po części znawczynią mody, stylistką, jurorką w popularnym programie o projektantach mody oraz jednocześnie blogerką modową. Miała na swoich kontach miliony obserwatorów, polubień, wyświetleń i tak dalej. Szerokie grono obserwowało jej modowego bloga. Ja także należałam do tych osób. A teraz mam przeprowadzać z nią wywiad. Czy to nie jest wspaniałe zrządzenie losu? To znaczy, może nie zrządzenie, ale zawsze chciałam od dawna już ją poznać z bliska. A teraz będę miała do tego wspaniałą okazję. Na początku szeroko się uśmiechnęłam na wieść o tym. Potem zaklaskałam w ręce. Chciało mi się śpiewać, tańczyć i śmiać się jak u małego dziecka. Poznam Nikole Jason. Czy to nie jest wspaniałe? W głowie przewijały się mi pytania, które mogłabym jej zadać. Wizualizowałam sobie już ten wywiad. Już obmyślałam pytania. Już sobie wyobrażałam, w co się ubiorę na to spotkanie z małym dyktafonem w swoim telefonie. Już planowałam gdzie będzie spotkanie, w jakiej scenerii, co sobie zamówię, jeśli spotkamy się w drogiej restauracji, a raczej tam panna Nikola będzie chciała coś zjeść. Na pewno zarabia miliony. Jest popularną modelką. I przeczytałam kiedyś o niej artykuł, że także i milionerką z pałacem nad jakimś jeziorem w Kanadzie. Nie mogłam doczekać się wywiadu z nią. Właśnie ze względu na to, że spotkam mnóstwo cenionych osób z branży modowej i zdążę ich poznać. Że będę miała co wspominać na starość. I będę co miała opowiadać na początku swoim dzieciom, a potem wnukom.

Rozdział 4

Było południe, a dokładnie godzina 12:00. Do tak jak myślałam luksusowej restauracji udałam się w czerwonej lekko obcisłej sukience z drobnym dekoltem na plecach. Sukienka była w kolano. Do tego wybrałam czarne wysokie szpilki. Wiedziałam, że Nikola będzie wyglądała zjawiskowo. Nie chciałam wyjść na biedaka, ani osobę, która kompletnie się na modzie nie zna. Chciałam też wyglądać ładnie i zjawiskowo. Dlatego pozwoliłam sobie kupić sukienkę za paręset zł. Nie ważne ile kosztowała, ważne, że wyglądałam w niej przepięknie, drogo, luksusowo i czułam się też do tego w niej bardzo komfortowo. Zrobiłam odpowiednio wcześniej idealny makijaż. Pomalowałam usta na czerwono, rozpuściłam włosy, na które nałożyłam odrobinę pianki. Na koniec obejrzałam się do przestronnego lustra w naszej garderobie, założyłam grubą kurtkę, którą w restauracji zdejmę i zwyczajnie czułam, że jestem gotowa na spotkanie z istną ikoną mody, niejaką Nadią Jason. Do tego wybrałam małą czarną torebkę na złotym łańcuszku, żeby pasowała do całej stylizacji, a szczególnie do moich czarnych szpileczek. Upchałam do niej, ze względu na to, że była stosunkowo mała, portfel i naładowaną do pełna komórkę, jeśli chodzi oczywiście o baterie. Wyruszyłam w drogę, nie oszczędzając na taksówce, którą to pomknęłam przez przeszło kilka ulic razem z miłym panem z widoczną siwizną, siedzącym z przodu auta. Zapłaciłam mu niemałe pieniądze za 15 minutową podróż. Ale a tam. Odkąd dostałam drugą, dobrze płatną pracę nie muszę oszczędzać. Przy najmniej nie aż tak, jak do tej pory. Wysiadłam. Z tego zauważyłam sukienka trochę mi się zmięła. No nic. Będę musiała się pokazać w niej tak czy tak. W restauracji czekała już na mnie Nikola. Spod ciemnych okularów widać było szczuplutką postać siedzącą w tylnej części restauracji. Przeszedł mnie w jednym momencie dreszczyk emocji, połączony z pozytywnym stresem, czyli takim, który działa motywująco a nie na odwrót — szkodząco. No nic. Postać w małej czarnej nie wiedziała z kim dokładnie będzie wywiad. Kiedy weszłam do „Różowych chmurek” postać — ikona mody patrzyła się na kelnerów, którzy podawali innym osobom, siedzącym w restauracji jedzenie. Kompletnie nie zwróciła na mnie uwagi. Kiedy podeszłam do jej stolika wzdrygnęła, jakby nie spodziewała się nikogo takiego. Żadnego dziennikarza. Żadnego wywiadu. Żadnej rozmowy.

— Dzień dobry — Zaczęłam pierwsza i widziałam, jak modelka spod ciemnych okularów zrobiła nieco wystraszoną minę. Jakbym wybiła ją z jakiegoś letargu

— Ach, to ty? Tak Ola?

— Tak, to ja — Podałam rękę Nikoli na przywitanie i od razu na żywo, bo nie spotkałam jej wcześniej zachwyciłam się jej urodą. Nie miałam już żadnych wątpliwości. To absolutna gwiazda

— Możemy przejść do pytań?

— Oczywiście? — Kobieta nie zdejmująca czarnych okularów, domyślałam się, z jakiego powodu, bo chciała uniknąć rozpoznania dopijała kawę w wysokiej szklance z grubą warstwą białej piany na wierzchu, łykając kilka łyków co kilka minut. Trochę się stresowałam. Zdjęłam grubą kurtkę. Zauważyłam, że niejaka Nikola prześwietla mój strój swoim wzrokiem. Ciekawa byłam, czy według niej dobrze wyglądam, czy może na odwrót? Mój strój to absolutny kit? A nie hit? Mimo wszystko, jestem tutaj, żeby dostać dobrą pensję. A więc do pracy. Zajrzałam w ściągawkę telefonu pytania, jakie sobie wcześniej ułożyłam, żeby o żadnym z nich nie zapomnieć. No i żeby wywiad się udał. Żeby pani redaktor naczelna Modnej Kobiety pochwaliła mnie.

— Jak to jest być bardzo rozpoznawalną, prawdziwą ikoną stylu? To przekleństwo czy raczej błogosławieństwo? — Zaczęłam pierwsze pytanie

— Absolutnie według mnie błogosławieństwo. Nie wyobrażam sobie, gdybym miała teraz siedzieć w jakiejś korporacji i zostawać po godzinach, do tego dostawać ciągle po głowie od szefa. Nie. Uwielbiam to, gdzie teraz jestem, kim jestem i co mnie spotkało i spotyka na mojej drodze. To, że jestem rozpoznawalna owszem — jest trochę przekleństwem, bo na przykład nie jesteś anonimowa, ale ma to też swoje plusy. Wszyscy cię uwielbiają, masz szerokie grono fanów, dostajesz tysiące wiadomości, obserwują cię miliony osób, podziwiają cię, a do tego też biją się o ciebie najlepsze, najdroższe i zarazem najpopularniejsze magazyny modowe i nie tylko — plotkarskie też. Jak to jest być ikoną stylu? Styl mam taki jaki mam w sumie to odkąd pamiętam. Jakoś zawsze przywiązywałam uwagę do tego jak wyglądam, w co się ubieram. Dodam, że pochodzę z bogatej rodziny. Na ładne ciuchy nie było nigdy dość pieniędzy. Z czasem, jak trochę podrosłam i stałam się nastolatką postanowiłam dokumentować swoje ubrania, tworząc razem z zaprzyjaźnionym od dziecka w sumie fotografem wspaniałe zdjęcia, które to wrzucałam na bloga. Po dwóch — trzech a nawet czterech latach wyrosłam z nich a wszystkie te cichy oddałam na cele charytatywne. Potem pomyślałam sobie, że nie potrzebuję aż tylu ciuchów. Co jeden sezon kupowałam tylko parę elementów mojej garderoby, ale by to bardzo wyszukany styl. Nie szukałam czegoś, co założę na chwilę. Kupowałam coś, co posłuży mi lata. Szukałam czegoś ponad czasowego

— I dlatego stworzyłaś ruch eko? I napisałaś o tym swoją autorską książkę? Bo przekonałaś się na swojej skórze, że wcale nie trzeba mieć tylu ubrań?

— Absolutnie tak

— Opowiedz coś o swojej książce. Dodam wszystkim czytelnikom, że nazywa się ona „Jak kupować mniej ubrań” i przez dwa tygodnie należała do bestsellerów wielu księgarń i sprzedała się w rekordowej sumie i rekordowym nakładzie. Czujesz, że zrobiłaś dobry uczynek?

— Zależało mi właśnie na tym, by rozgłosić ten ruch, tę moją książkę. Jeśli chodzi o samą książkę, to przedstawiam w niej swoją filozofię życia, odkąd uznałam, że nie ma co zaopatrywać się w tyle ubrań. Że są one nam nie potrzebne a do tego, kupując mniej sprzyjamy naszemu środowisku. Inspiruje szczególnie dziewczyny, ale też chłopaków do tego, by chronić naturę a także daję wskazówki jak kupować, mniej a lepiej. Lepiej to znaczy przede wszystkim z myślą o tym, czy będę w tym chodziła za rok może dwa lata. Jeśli nie — zostawiam dane ubranie na wieszaku. Naprawdę nie ma sensu kupować dwudziestą parę dżinsów i tak nie chodzić w niej. Skończmy tyle kupować — apeluję w książce. Kupujmy tylko to, co nam się przyda na co dzień.

— To naprawdę wspaniała inicjatywa. Opowiedz nam coś jeszcze o ruchu, który założyłaś?

— Tak, to jest organizacja, która działa na rzecz ochrony naszego środowiska. Wymyśliłyśmy razem z współpracownikami organizacji pod nazwą „Stop ciuchom”, że ustawimy kosze w sklepach odzieżowych, do których można wrzucać już nienoszone ubrania danej marki w danym sklepie. I tak, za kilogram ubrań otrzymujesz 15 zł lub rabat na zakupy w konkretnym, oczywiście odzieżowym sklepie. To naprawdę wspaniała inicjatywa i mam nadzieję, że dzięki temu właśnie, że znalazłam się w waszej gazecie mogę zachęcić innych — wszystkich czytelników do wzięcia udziału w takiej akcji. Ubrania zostaną podarowane potrzebującym, a ty dostajesz jeszcze za to pieniądze. Czy akcja ta nie jest wspaniała?

— Na pewno i ja się do niej przyłączę. Mówisz, że od zawsze miałaś wspaniały styl, jak to dokładnie było? Ty, jak byłaś dzieckiem chodziłaś razem z rodzicami na zakupy i samodzielnie wybierałaś w co chcesz się ubrać?

— Absolutnie tak. Kochałam ubrania i dalej kocham. Możliwość zaprezentowania się w różnych kreacjach na wybiegach to też było jedno z moich największych marzeń. Teraz uczę innych na licznych spotkaniach z kobietami, co robić, by mniej kupować, jednocześnie oszczędzać pieniądze i zachęcam też wszystkich do włączenia się do założonego przeze mnie ruchu.

— A co z twoim życiem prywatnym?

— Bardzo wiele osób pyta się mnie o to. Nie chcę za bardzo upubliczniać moich najbliższych, opowiadać o nich prasie czy mediom. Bliscy to bliscy. To inna sfera, która powinna być dla innych, szczególnie fotoreporterów całkowicie anonimowa. Powiem tak, mam wspaniałego chłopaka i planujemy się pobrać. Nic więcej nie mogę ci powiedzieć, wybacz mi to. Tworzymy bardzo szczęśliwy związek, bardzo się nawzajem kochamy i nie widzimy świata poza sobą. Tak, jestem w nim bardzo szczęśliwa. Za kilka lat myślimy także o gromadce dzieci. I dzieci absolutnie nie przeszkodzą w mojej karierze, a wręcz na odwrót, będę tym bardziej szczęśliwsza.

— Jak wygląda twój cały dzień, kiedy pracujesz?

— Na pewno bardzo intensywnie. Wstaję zawsze w tygodniu, kiedy nie ma weekendu, chociaż w sobotę i niedzielę też czasami miewam niezły młynek i zdarza się mi pracować o równej 6:00. Biegnę na siłownie, bo dbam o siebie i dbam o to, by dobrze wyglądać. W końcu pracuję jakby swoim ciałem — musi więc być ładne, szczupłe, lekko umięśnione. Mam treningi personalne z Krzysiem — wspaniałą osobą. Łączy nas wyjątkowa więź — Nagle podczas rozmowy zdębiałam — Serio z tym Krzysiem, moim mężem? A może się przesłyszałam, może jest drugi Krzyś — trener personalny w innej siłowni? Może nawet być dwóch Krzyśków, nie obchodzi mnie to. Obchodzi mnie tylko to, czy Krzysiek — mój mąż zdradza mnie jak się okazuje z tą zdzirą, o ile jest zdzirą i o ile pracuje z moim mężem. Cóż, nie chciałam przerywać wypowiedzi niejakiej Nikoli, pomyślałam co sobie pomyślałam i tyle. O resztę zapytam się Krzysia, kiedy wrócimy obydwoje do domu. Tak, owszem — jestem bardzo zazdrosna. Ale każda kobieta chyba byłaby na widok tej ślicznej piękności, która mówi jeszcze, że łączy ją z moim mężem coś wyjątkowego. To może dlatego tak późno przyjeżdża do domu po pracy mówiąc, że tyle trenował na siłowni? Może udaje się na schadzki z tą ikoną mody? Nie ważne. W końcu mówiła pytanie wcześniej, że ma kogoś. I nie chce o tym gadać publicznie. Może to nie jest Krzyś? Na pewno nie Krzyś. W końcu mój mąż nie jest tak bogaty. Trochę zarabia, a całą pensję przeznacza na nas — na Malinkę i na nasz dom. Nie ważne, chciałam, żeby mówiła więcej, a wywiad jakoś trwał i się w najlepsze układał. Kontynuowała rozmowę panna Jason. Swoją drogą, ja też chciałam się tak nazywać — Jason to bardzo chwytliwe, bardzo rozpoznawalne nazwisko. Do tego imię Nikola ładnie się z nim łączy. Wszystko tutaj gra. Do tego ta uroda i te jej wypowiedzi, czarne okulary, przepiękna sukienka i do tego kawa z grubą warstwą pianki.

— Po siłowni, zwykle mam przymiarki, castingi, próby, w których trzeba przejść się w szpilkach przez pusty wybieg do muzyki, która będzie puszczana w trakcie pokazu. Zwykle pokazy z udziałem gości, kamerzystów i fotoreporterów odbywają się w weekendy. Po próbach, udaję się na jakieś wywiady, na sesje fotograficzne, na różne spotkania z kobietami tak jak mówiłam w związku z moją organizacją, którą założyłam dotyczącą ubrań, a dokładniej tego, by kupować mniej i oddawać do koszy to, czego już długo nie nosimy, co zalega nam w szafie gdzieś na spodzie mebla. Potem mam zwykle lunch w towarzystwie moich bliskich, albo — jak teraz z dziennikarzami, albo z kimś ważnym. Popołudniami pracuję dodatkowo jako aktorka, na razie debiutuję w małych krótkometrażowych filmach. Z czasem może przyjdzie czas na coś dłuższego. Uczę się roli, a potem gramy. Wieczorami zjadam kolację w domu, spotykając się z moimi bliskimi. Zwykle nocą wychodzimy na imprezę, do klubu, do kina, teatru albo na koncert i wspaniale się bawimy. Wracamy najczęściej o 1—2 w nocy, kładziemy się spać i wstajemy od nowa rano, punktualnie o 6.

— Powiedz jeszcze, jak ty znajdujesz na to wszystko czas?

— Po prostu staram się być osobą dobrze zorganizowaną. Poza tym nad moim grafikiem czuwa kilku menadżerów. Bez nich prawdopodobnie nie poradziłabym sobie w tym świecie. Wielkim świecie, który stał przede mną kilka lat temu otworem. I idealnie wykorzystałam daną mi szansę, by mieć taki wizerunek, jaki mam obecnie. By mieć fanów. By być bardzo rozpoznawalną osobą. By mieć życie jak marzenie. By nad tobą czuwał sztab ludzi, który robi ci każdego dnia makijaż, fryzurę, mówi ci też oczywiście przy konsultacjach ze mną w co się mam ubrać, gdzie zjeść, z kim się spotkać, w jakiej gazecie następnej wystąpić. U którego projektanta mody pójść w wybiegu. W które auto wsiąść i gdzie pojechać. Wiesz, dzięki temu, że masz tak dużo osób wokół siebie, którzy zrobią za ciebie dosłownie wszystko, a ty masz się jedynie pokazać z jak najlepszej strony i jak najlepiej zaprezentować, może się powtórzę, ale życie jest prawdziwą bajką. Czuję się jakbym była istną księżniczką. Nie sprzątam, nie gotuję, nie prasuję, nie piorę, nie odkurzam i nie myję okien. Może czasem zdarza mi się podlać kwiatki w swoim domu. Wiem, każdy kto będzie czytał ten wywiad będzie mi na pewno zazdrościł, że się tutaj tak chwalę. Ale taka jest prawda. Uważam, że każdy powinien mieć takie życie jakie tylko chce. I na pewno twierdzę też, że na starcie nie ma się co poddawać. Jeśli pukasz, w końcu ci kiedyś otworzą. Przy najmniej ja w to bardzo wierzę. Tak było ze mną, taka była moja historia. Ja też wysyłałam na początku swoje zdjęcia, bo jestem jeszcze młoda i miałam w dzieciństwie aparat razem z kamerą do nagrywania, do wielu agencji modelek. Dopiero po kilku miesiącach ktoś, ktokolwiek się odezwał. I zaoferował takie warunki, że dziś jestem sławną gwiazdą modelingu, która próbuje swoich sił też trochę ostatnio w aktorstwie. Dzisiaj dziękuję swojej sile wyższej, że spotkałam na swoim starcie takie osoby, które bardzo mi w tamtym czasie pomogły i które dobrze poprowadziły moją całą karierę.

— Kogo masz na myśli dokładnie? Kto ci najbardziej pomógł?

— Chciałabym z miejsca podziękować mojej agencji, z którą od początku jestem związana. Nazywa się „Yes for Fashion”. Nazwa jej jest angielska, ale to właśnie Londyńczyk założył ją u nas w Polsce, w Warszawie. Miałam szczęście, że tam wysłałam swoje zgłoszenie, swoje zdjęcia, które robiła mi pamiętam ładnych parę lat temu siostra telefonem. Jak widać spodobałam się i po pewnym czasie, chociaż nie od razu się do mnie odezwali, że zapraszają mnie na wstępną rozmowę, na której zrobią mi zdjęcia ich profesjonalnym aparatem do sesji zdjęciowych oraz porozmawiają ze mną chwilę. Rozmowa jak się okazało potem trwała bardzo krótko. Zdjęcia, które wtedy mi zrobili bardzo spodobały się całemu Londyńskiemu szefowi i niemalże od razu, po paru dniach podpisałam z nimi umowę. I tak zaczęła się moja przygoda z modą, a dokładniej z byciem modelką. W ciągu tych kilku, no może dziesięciu lat, spotkałam na swojej drodze tak wiele osób, że teraz nie zdołałabym ich nawet wszystkich policzyć. Byli to różni ludzie — dziennikarze, fachowcy, modelki, projektanci, cały sztab stylistów i tak dalej i tak dalej. Wszyscy przyczynili się do tego, kim teraz jestem, jaką jestem sławną osobą, jak mam można powiedzieć, że życie usłane różami.

— No dobrze. To już wiemy, że masz wspaniałe życie, w którym każdy cię wyręcza. Ale powiedz szczerze, nie chciałabyś wieść zwykłego życia jeszcze młodej dziewczyny, bo z nastoletniego wieku już wyrosłaś? Nie chciałaś mieć jak to się mówi dzieciństwa? Co odebrał ci modeling w tak młodym wieku? Jak dobrze wiem, zaczęłaś swoją karierę przed obiektywem w wieku 17 lat. Byłaś młodziutka i kompletnie niedoświadczona jeszcze wtedy. Jak wspominasz tamte chwile? Jakich rad udzieliłabyś młodym dziewczynom, które startują dopiero w modelingu, czy jak zwał tak zwał?

— Po pierwsze jak już powtarzam lubię to co robię i podoba mi się to, gdzie obecnie jestem. Jak wiele osiągnęłam, jak daleko zaszłam. Jeśli chodzi o moje dzieciństwo, miałam szczęście, że koło mnie, na wsi, bo pochodzę ze wsi miałam wokół siebie koleżanki w podobnym wieku. Bawiłyśmy się często w chowanego czy inne dziecięce zabawy. Jako nastolatka, mając 17 lat oczywiście skończyłam szkołę, ale w trybie zaocznym. Nie miałam czasu w drugiej klasie liceum ślęczeć przy książkach, kiedy wracałam w pracy, czyli z pokazu mody często późno w nocy. Poza tym często podróżowałam, często także spędzałam noce w różnych hotelach. Przenocowałam w prawie wszystkich hotelach w naszej stolicy, znam każdą droższą restaurację, w której się stołowałam razem z różnymi postaciami, również z tobą Olu teraz tutaj i popijam sobie teraz przepyszną kawę z pianką z bitej śmietany — O proszę, nie trafiłam, że to bita śmietana — Pomyślałam sobie, słodko uśmiechając się do gwiazdy, panny Jason — Jeśli chodzi o to, co mogłabym poradzić młodym i niedoświadczonym modelkom, które dopiero co startują w zawodzie, ważne jest na pewno to, by trzymać się z dala od wszystkich osób, które chcą cię wpędzić w złe środowisko. Najlepiej mieć nad sobą opiekuna, który pomoże ci zrobić prawdziwą karierę, bez wpadania w nieodpowiednie towarzystwo.

— No dobrze. Chyba się rozgadałyśmy. A czas nas trochę nagli. W planie nasze spotkanie miało potrwać godzinkę. Chyba troszeczkę przekroczyłyśmy ten limit

— Tym lepiej. Będzie w końcu obszerniejszy później cały artykuł z moim wywiadem

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 48.83