Zaginięcie ojca
Artur Sash ma już dwanaście lat. Jest to miły, kreatywny brunet, o przydymionej cerze. Mieszka razem z rodzicami, w mieście zwanym AricanCity. Jego mama na imię ma Monika, a tata Larry. Pani Monika, to wysoka, zgrabna trzydziestodziewięcioletnia brunetka, a pan Larry to chudy, wysoki, trzydziestopięcioletni, ciemny blondyn. Choć, (jak to mówił pan Larry) mieszkają w trudnych warunkach, ponieważ ich dom ma tylko 125m2 (tak, jak się domyślacie Artur pochodzi z bogatej rodziny), nieźle sobie radzą.
Pokój Artura jest tak duży, że może w nim jeździć na rowerze. Natomiast, co jest bardzo zdumiewające, Artur nigdy nie jadł lodów, pizzy ani innych niezdrowych rzeczy. Rodzice zawsze kazali mu jeść tylko zdrową żywność. Mimo takiego wychowania, Artur nigdy nie pragnął nic drogiego, nie chciał mieć coraz to nowszych rzeczy, zawsze wystarczało mu to, co ma. Pewnego wiosennego popołudnia, pan Larry wyszedł przewietrzyć się. Artur, uwielbiając naturę, chciał pójść z ojcem, lecz ten mu nie pozwolił. Chłopiec bardzo się zdziwił, ale jako, że zawsze słuchał rodziców (co rzadko było mu potrzebne), został w domu. Minęło wiele godzin, a pan Larry nadal nie wrócił. Artur coraz bardziej się niepokoił, pani Monika chciała już dzwonić na policję, lecz chłopiec powiedział, że najpierw on pójdzie poszukać ojca.
Na dworze było już dawno ciemno. Artur, nie przejmując się tym, żwawo wyszedł przed dom, rozejrzał się dookoła i zaczął rozmyślać, gdzie tata mógł pójść. Przeszedł pół miasta i nigdzie nie mógł znaleźć ojca. Po wielogodzinnych poszukiwaniach, wrócił do domu.
— Nigdzie nie mogę znaleźć taty. — powiedział zrozpaczony chłopiec.
— Musimy zadzwonić na policję synku, oni na pewno go znajdą. — postanowiła mama.
Artur zauważył coś dziwnego w zachowaniu pani Moniki, ponieważ wyglądała, jakby była pewna, że pan Larry zaginie. Jego mama nigdy niczego nie ukrywała, lecz teraz ewidentnie coś podejrzewał.
Pół godziny po zawiadomieniu policji i przyjechaniu jej, znaleziono ślad pana Larry’ego. Co było dziwne, ślad przy miejskiej bibliotece nagle urywał się. Policjant powiedział, że to nie pierwsze zaginięcie osoby w tym miejscu. Artur bardzo się martwił o ojca, lecz pani Monika ciągle coś ukrywała.
Policjanci piętnaście minut temu odjechali Artur bardzo się stresował zaginięciem taty. Zapytał mamę, dlaczego tak dziwnie się zachowuje:
— Mamo, co się dzieje? Czy coś ukrywasz?
— Nic, nic kochanie, nie przejmuj się mną, po prostu źle się czuję.
— Ale przecież widzę, że dziwnie się zachowujesz od czasu wyjścia taty — dociekał Artur.
— Obiecuję, że jutro rano ci wszystko wytłumaczę — przysięgła zmęczonym głosem mama.
— A teraz, idź już spać — powiedziała.
Artur całą noc nie spał. Następnego dnia, o wczesnej porze, poszedł do kuchni i bez pomocy gosposi, przygotował śniadanie. Kiedy siedział przy stole, czekając na mamę, cały czas, trzymając za bransoletkę, którą dostał od rodziców kiedy był mały, rozmyślał o zaginięciu ojca. Bał się, że policji nie uda się go znaleźć. Zamyślił się do tego stopnia, że nie zauważył, jak pani Monika usiadła przy stole.
— Jak ci się spało kochanie? — spytała matka.
Artur ocknął się i odpowiedział:
— Nie spałem całą noc, cały czas rozmyślałem o tacie.
— Czy powiesz mi teraz, co ukrywasz? — zapytał.
— Wiesz co, tak sobie myślę, może pójdziemy dzisiaj do parku? — powiedziała mama udając, że nie słyszała pytania chłopca.
— Nie zmieniaj tematu. Obiecałaś, że rano mi powiesz — stwierdził Artur.
— Synku, są rzeczy, do których trzeba dorosnąć. Faktycznie powiedziałam, że wszystko wytłumaczę ci rano, lecz teraz sądzę, że jesteś jeszcze za młody — wytłumaczyła pani Monika.
— Chociaż powiedz, czy to jest związane z zaginięciem taty.
— Poniekąd tak, lecz i tak jeszcze ci nie powiem — stwierdziła stanowczo mama.
Tajemnica wyszła na jaw
Pani Monika z Arturem pojechali tego dnia do parku. Na początku Artur nie był chętny do wyjścia, lecz później przekonał się do tego. Jechali właśnie autem, gdy chłopiec zapytał się mamy raz jeszcze:
— Mamo, powiedz mi proszę co ukrywasz.
— Nie — odpowiedziała stanowczo.
— Ale przecież obiecałaś! — krzyknął Artur.
— Mówiłam ci, że się rozmyśliłam.
Artur obrażony odwrócił się w stronę szyby.
— Kochanie, porozmawiajmy na spokojnie, umówmy się tak, że ja zastanowię się nad tym i wieczorem może ci powiem.
Artur odwrócił głowę w stronę mamy:
— Mamo, jak ja się cieszę! — wykrzyknął głośno chłopiec.
— Ale nic nie obiecuję, pamiętaj — podkreśliła pani Monika.
Pani Monika i Artur byli już w parku, szli dróżką, gdy nagle mama powiedziała:
— Tamtego wieczoru… Przed wyjściem taty, powiedział mi, że wysłali mu list z tamtego świata. Powiedzieli, że jest on tam bardzo potrzebny…
— Zaraz, zaraz, ale z jakiego „tamtego świata”? –przerwał zdziwiony Artur.
— To jest taki świat z księgi. Tam trafić mogą tylko wybrańcy.
— Czyli kto? — dopytywał dalej Artur.
— To osoby, które mają specyficzny amulet. Policja dlatego powiedziała, że to nie pierwsza osoba, która zaginęła, ponieważ księga znalazła więcej wybrańców.
— Ale dlaczego ci ludzie znikają akurat w tym miejscu? Czy to jest związane z tą jakąś księgą? — zapytał chłopiec.
— W bibliotece, która tam się znajduje, najprawdopodobniej jest Zaklęta Księga. To taka księga, która powoduje właśnie takie zniknięcia, ona teleportuje wybrańców do jej wymiaru.
— Nic już z tego nie rozumiem, głowa mi od tego pęka. — stwierdził Artur.
— Wiem, mi też było trudno to zrozumieć — powiedziała mama.
— Czyli tak naprawdę tacie nic nie jest i wcale nie zaginął? — zapytał chłopiec.
— Tak, tata wiedział, że tak będzie, gdy tamtędy przejdzie.
— Ale co się tam dzieje, że wysłali do niego list?
— Nie wiem kochanie, podobno jeśli twój tata im nie pomoże, to tamten świat zniknie.
— No i co z tego? Przecież nikt o tym świecie nie wie — stwierdził Artur.
— Uwierz, że jest tam wiele ludzi, oni tam żyją tak jak my, tylko tam jest magicznie.
— Co? Przecież magia nie istnieje — powiedział zdziwiony chłopiec.
— To nieprawda, na ten temat dużo ci nie powiem, ponieważ sama wiem tylko to, że magia istnieje.
— Dlaczego nikt o tym nigdy nie mówił? — dopytywał Artur.
— Mówię ci, że nie wiem, lecz myślę, że w tamtym świecie dowiedzielibyśmy się więcej, ale ja nie mogę tam się dostać, a ty… Wracajmy już do domu zaraz będzie ciemno.
— Dobrze, chodźmy — powiedział Artur.
Pani Monika i Artur wrócili już do domu. Gosposia naszykowała już kolację, więc umyli tylko ręce i od razu usiedli przy stole.
— Wiesz co kochanie, muszę ci coś jeszcze powiedzieć — zaczęła mama.
— Co? — zapytał Artur przełykając kęs kanapki.
— Pamiętasz jak mówiłam, że ja nie mogę się dostać do tamtego świata?
— Tak — odpowiedział chłopiec.
— To… Nie powiedziałam ci, że ty możesz tam przejść.
— Jak to? — spytał.
— Ty też jesteś wybrańcem, ta bransoletka, którą dostałeś od nas, jest twoim amuletem — wytłumaczyła pani Monika.
— Ale… Nie rozumiem dlaczego nie powiedzieliście mi o tym wcześniej.
— Nie byłeś jeszcze gotowy, ale teraz już jesteś.
— Dobra, ale czy to oznacza, że ja mogę pomóc tacie?
Rozłąka
Mija już drugi tydzień od zniknięcia taty. Artur spędza z mamą znacznie więcej czasu niż wcześniej. Teraz myśli tylko o tym, aby pomóc ojcu.
— Mamo, mam sprawę, myślę, że jestem gotowy, aby pomóc tacie.
— Ja też tak myślę, nie mówiłam nic wcześniej, bo wiedziałam, że prędzej, czy później, sam na to wpadniesz — stwierdziła pani Monika.
— Czyli nie zatrzymasz mnie? — zdziwił się Artur.
— Kochanie, będę za tobą tęskniła, ale nie mogę ci tego zabronić, ponieważ powinieneś to zrobić. Aby uratować tamten świat, są potrzebni wszyscy wybrańcy, a jeśli nikt go nie uratuje, to nasz świat będzie następny w kolejce do zniszczenia — wytłumaczyła pani Monika.
— Czyli oni ratując tamten świat, ratują nasz!?
— Tak, a ci wszyscy ludzie w naszym świecie, nawet nie wiedzą o istnieniu wybrańców, a tym bardziej o tym, że oni nas ratują. — objaśniła.
— Skąd ty to wszystko wiesz, przecież ty nie jesteś wybrańcem. — zapytał Artur.
— Nie, ale twój tata mi dużo opowiadał, a ja tak się tym zaciekawiłam, że nawet znalazłam kilka książek na ten temat. Co prawda, tam było to przedstawione jako mity, ale ja wiem, że to prawda — wytłumaczyła pani Monika.
— To super, że tyle wiesz, a wiesz może, gdzie mam szukać ojca?
— Szukaj największego budynku w mieście, a jeśli go nie znajdziesz, co mało możliwe, to zapytaj się kogoś, gdzie jest Centrum Związku Magicznego, C.Z.M.
— Dobrze, dziękuję ci mamo.
— Nie ma sprawy, dam ci jeszcze takie urządzenie, maliki, dzięki któremu, jeśli będziesz miał kłopot, skontaktujesz się ze mną.
— Ale nie wystarczy telefon? — spytał Artur.
— Nie, w tamtym świecie nasze telefony nie działają.
— Dziwne, zresztą, jak cała ta sprawa — stwierdził chłopiec.
— A tak w ogóle, jak tam jest? Czy tam też są normalni ludzie?
— Wiele nie wiem, lecz jedyne co pamiętam z książek to, to, że w większości mieszkają tam ludzie, lecz są tam też inne istoty, ale jakie, to nie wiem. Wiem jeszcze, że oni tam funkcjonują tak samo, jak my, lecz bardziej nowocześnie i magicznie — stwierdziła pani Monika.
— Myślę, że to jest bardzo tajemnicze i ciekawe miejsce — powiedział Artur.
— Ja też. No dobrze, teraz musisz odpocząć, ponieważ jutro czeka cię męcząca podróż — zakończyła mama.
Dziś Artur wyrusza w podróż. Tym razem pani Monika zrobiła śniadanie. Wiedziała, że dziś rozstanie się z synem i rozmawiać z nim będzie mogła tylko przez maliki.
— Jak tam minęła noc, kochanie. — zapytała zatroskana matka.
— Dobrze, dziwię się, ponieważ zasnąłem bardzo szybko, lecz cały czas się boję, że sobie nie poradzę.
— Nie martw się Arturze, będzie dobrze, lecz pamiętaj, że po pojawieniu się w tamtym świecie, szukaj największego budynku. Kiedy znajdziesz ojca, skontaktuj się ze mną, muszę wiedzieć co się z tobą dzieje — uspokoiła go pani Monika.
— Dobrze, będę pamiętać.
— Greto, proszę sprzątnij po śniadaniu — poprosiła pani Monika.
Greta, była gosposią państwa Sash. To czterdziestopięcioletnia kobieta, niewysoka, średniej budowy ciała. Jej czarne włosy zawsze były pokręcone i rozpuszczone na pięknie umalowanej twarzy. Była panną, kochającą swoją pracę. Artur bardzo ją lubi, a zwłaszcza wtedy, gdy opowiadała przepiękne historie ze swojego życia.
— Dobrze, pani Moniko — odpowiedziała zapracowana Greta.
Obydwoje wyszli z domu i stanęli obok biblioteki.
— No dobrze, kochanie, myślę, że czas najwyższy, abyśmy się pożegnali… — powiedziała zrozpaczona pani Monika.
— Mamo, chciałbym, abyś wiedziała, że cię kocham.
— Ja też cię kocham, mój synku.
Po pożegnaniu i przytuleniu mamy, Artur chciał wejść do biblioteki, lecz nawet nie zdążył. Dziwna siła zaczęła go przyciągać i… Zniknął.
Świat zwany Chmurogrodem
Artur podczas teleportacji czuł się bardzo dziwnie, tak lekko jakby latał. Oprócz tego, widział wiele kolorów, które oplatały go. Nagle, odczuł wielki ucisk, jakby go coś przygniotło. W jednej chwili, pojawił się już w tamtym świecie.
— Wow, ale tu jest wspaniale! — wykrzyknął szczęśliwy Artur.
Miał rację, świat był kolorowy, różnorodny i to miejsce, w którym się pojawił było bardzo nowoczesne.
— Co ja mam na sobie? Przecież byłem inaczej ubrany. Ale wyglądam fantastycznie — zdziwił się.
Artur, teraz miał na sobie szare spodnie z niebieskimi wstawkami, szarą bluzkę i dżinsową, niebieską kurtkę. Przez jego ramię przewieszona była mała, brązowa torba.
— No dobrze, skup się Artur i pamiętaj, szukaj największego budynku — powiedział do siebie chłopiec.
Znalazł go bardzo szybko, ponieważ praktycznie przed nim stał. Wszedłszy do niego, ktoś go zaczepił.
— Hej, nigdy wcześniej cię tu nie widziałam, jesteś nowy?
— Yyyy, tak… Chyba. Jestem… Jakby ci to powiedzieć… Nooo… Z innego świata.
— A tak, ty jesteś pewnie Artur, miło mi, ja jestem Sami.
Sami to szczupła, zawsze uśmiechnięta, dwunastoletnia dziewczyna. Była ona ubrana w obcisłe, dżinsowe spodnie, białą koszulkę i brązową, skórzaną kurtkę. Jej buty były na małym koturnie, koloru brązowego. Była ona brunetką z rozjaśnionymi końcówkami. We włosy wpięte miała orle pióro.
— Cześć Sami, przepraszam cię bardzo, ale skąd znasz moje imię? — zdziwił się Artur.
— Twój tata mi o tobie wspominał, był pewien, że przybędziesz.
— Aha, no tak, on wszędzie się mną chwali, jak widać nawet w innym świecie. Mogłabyś mi powiedzieć gdzie jest mój tata?
— Tak, oczywiście, chodź za mną — powiedziała, rozweselona Sami.
Obydwoje, wjechali windą na 375 piętro, przeszli 500 — metrowym korytarzem i dotarli do ogromnych, pięknie zdobionych drzwi.
— To są najstarsze drzwi, mające 70 tysięcy lat. Przedstawiają one całą historię powstania tego świata — wspomniała przed wejściem Sami.
— I nimi dostanę się do ojca? — zapytał Artur.
— Tak, za tymi drzwiami mieści się tajna siedziba wybrańców, do której tylko oni mogą wejść.
— Przed wejściem, chciałbym ci zadać dwa pytania: Pierwsze: Czy ty też jesteś wybrańcem? A jeśli tak, to jaki masz amulet? Natomiast drugie to: Jeśli do tego świata mogą wejść tylko wybrańcy, to po co te drzwi?
— Odpowiadając na pierwsze pytanie: tak, jestem wybrańcem, a mój amulet, to kolczyki. Yyy… Jakie było drugie pytanie?
— Jeśli do tego świata mogą wejść tylko wybrańcy, to po co te drzwi? — powtórzył Artur.
— Ponieważ, w tym świecie są też inni ludzie i istoty, które nie są wybrańcami i oni oprócz tego, że nie mogą przemieszczać się pomiędzy światami, to jeszcze nie mogą się dostać do naszej siedziby — wytłumaczyła wszystko Sami.
Dziewczyna zauważyła, że Artur zbliża się do drzwi, aby je otworzyć.
— To co, wchodzimy? — wolała się upewnić przed wejściem nastolatka.
— Jasne — odpowiedział zestresowany chłopiec.
Kiedy Artur otworzył drzwi… Bardzo się zdziwił, ponieważ w pomieszczeniu nikogo nie było.
— Zaraz, zaraz, przecież powiedziałaś, że mój ojciec jest tu, okłamałaś mnie? — powiedział zdenerwowany Artur.
— Nie, nie, oni naprawdę tutaj byli.
— Tak? To dlaczego nikogo tu nie ma? — stwierdził jeszcze bardziej zdenerwowany chłopiec.
— Eureka! — Sami do głowy przyszedł pomysł, który potwierdziła swoim ulubionym słowem.
— O co chodzi? No, mów.
— Jeśli ich tu nie ma, oznacza to, że mają jakąś misję do wykonania.
— Czyli mój tata, teraz kogoś ratuje? — ucieszył się Artur.
— Najprawdopodobniej tak.
— To co my tu jeszcze robimy? — zapytał podekscytowany.
Już chcieli wyjść z pomieszczenia, lecz Sami coś zobaczyła.
— Spójrz, oni tam biegną, przez Złoty Most!
— Jak ty ich widzisz, przecież to 375 piętro, tu ledwo co widać resztę budynków. — zdziwił się Artur.
— A, no tak, zapomniałam ci powiedzieć.
— O czym?
— Mam bardzo dobry wzrok, widzę nawet na 1 kilometr, a z wysokości jeszcze dalej. W tym świecie, wybrańcy, dostają moce, które kryją się w ich amuletach. Ja mam powietrzny amulet i taką mam moc. Oprócz tego, uwielbiam konstruować latające maszyny, a później nimi latać. — wytłumaczyła Sami.
— Ale to wszystko jest skomplikowane — stwierdził chłopiec.
— W takim układzie jaką ja mam moc? — zapytał.
— Tego nie wiem, bo ta moc sama ci się, po pewnym czasie pobytu w tym świecie, pojawi — powiedziała.
— No dobrze, lecz teraz to już ich nie dogonimy. Chyba, że…
— Chyba, że co? — zapytał Artur.
— Chyba że, wyskoczymy przez okno…
— Jak to! Przez okno, przecież to pewna śmierć — przerwał Artur.
— Nie bój nic, złap mnie za rękę i… — nie zdążyła dokończyć.
— Aaa! My spadamy, umrzemy! — spanikował chłopiec.
— Wcale nie.
I w tym momencie, Sami rozłożyła ręce, do których miała przymocowany materiał, dzięki któremu ona i Artur zaczęli szybować. Chłopiec, cały czas myśląc, że spada, miał zamknięte oczy.
— Ej, otwórz już oczy, nic złego się nie dzieje — powiedziała śmiejąc się Sami.
Artur, otworzywszy oczy, ujrzał wspaniały widok panoramy tej krainy.
— Ale tu pięknie! — zauroczył Artura widok.
— No, ja często to widzę, ponieważ bardzo lubię latać, powietrze, to mój żywioł — stwierdziła Sami.
— To masz wspaniałe życie — przyznał Artur.
Kiedy dolecieli na Złoty Most, przed nimi stali już wszyscy wybrańcy. Było ich siedmioro.
— Tato! — wykrzyknął szczęśliwy Artur.
— Synu, jak dobrze cię znowu widzieć!
— Ale masz śliczne włosy, twoja grzywka jest niebieska! — zaciekawił się pan Larry.
— Jak to, naprawdę, nie wiedziałem?
— Czemu nic mi nie powiedziałaś o tym — Artur odniósł się z tym do Sami.
— Myślałam, że wiesz — zdziwiła się dziewczyna.
— Bardzo się cieszę, że się widzimy, lecz wszystko obgadamy później, ponieważ teraz mamy kolejne wezwanie — stwierdził pan Larry.
— Jasne, więc ruszajmy! — wykrzykną radośnie nastawiony do walki Artur.
Kłopoty
Artur, razem z resztą wybrańców, właśnie biegli przez jakiś tajemniczy las.
— Tato… — zaczął dziwnym głosem Artur.
— Tak, synku?
— Dziwnie tu. Czuję jakby coś stąd, właśnie grzebało we mnie — powiedział, łamiącym się głosem.
— Ach tak, nie masz co się martwić, to po prostu Drole patrzą, czy nie masz złych zamiarów.
— Co patrzy!? — zdziwił się chłopiec.
— Drole, to niewidzialne stworzenia, które bytują w Mythical Forest. Można powiedzieć, że one są jakby strażnikami tego lasu. Dzięki temu, że mogą przenikać przez istoty żywe, to po prostu „wchodzą” do twojego ciała i „grzebią” ci w myślach — wtrąciła się w rozmowę Sami.
— Ojejku, to jest naprawdę pokręcone — stwierdził Artur.
— E tam, jak już pobędziesz tutaj z tydzień, to wszystko zacznie się prostować — zaśmiała się Sami.
Wszyscy wybrańcy nagle się zatrzymali i nastała cisza.