W głowie robiłam
wiosenne porządki.
Pieliłam starannie
myślowe grządki.
Zaniepokoiły
mnie moje uprawy —
wszak nie sadziłam
ich dla zabawy.
Wyobraź sobie
moje zdziwienie,
gdy w miejscu,
gdzie wcześniej
padały półcienie,
zakwitły stokrotki —
widok ten słodki
przyniósł mi ulgę
i nowe natchnienie.
Nie wszystkie
były barwne
ku mojemu
zaskoczeniu,
ale nie ma się
co dziwić,
skoro przyszło im
żyć w cieniu.
Stokrotki
Nie warto
w kimś całej
nadziei pokładać —
gdy zniknie,
nie będzie się z czego
poskładać.
Gra w butelkę
Na Twych ustach gorzki trunek
pozostawił pocałunek —
że z butelką mnie zdradziłeś,
nawet nie zauważyłeś.
Kredyt zaufania
Z naszych słów napiszę
książkę,
lecz nic na niej
nie zarobię,
bo wciąż tonę
w długach
po Tobie.
Zabawa w podchody
Wzrokiem się wkradasz
do wnętrza mej głowy.
Na miejscu zbrodni
zostawiasz dowody.
By iść w Twoje ślady,
mam dobre powody.
Też umiem się skradać.
Zabawa w podchody.
Związki
Są związki chemiczne.
Frazeologiczne.
Przyczynowo-skutkowe
i zawodowe.
A ten nasz?
Zachodzę wciąż w głowę,
bo sklasyfikować
go nijak nie mogę.
Równowagi
zaburzyć
nic nie jest w stanie
bardziej niż bierne
oczekiwanie.
I to nie kwestia
braku cierpliwości,
lecz konieczności
życia w niepewności.
Wypowiedzenie
Wydrukuję Ci
wypowiedzenie
z prośbą o szybkie
rozpatrzenie.
I nie zapomnę
złożyć podpisu
w polu
do popisu.
Ścianka wspinaczkowa
Nie patrzeć za siebie
i mocno się trzymać.
O celu w oddali
nie zapominać.
Gdy wreszcie nadejdzie
właściwa godzina,
wspinaczki po szczęście
nic nie zatrzyma.
***
Mam iluzoryczne
złudzenia optyczne,
w których zachodzą
reakcje chemiczne.
Powstają z nich rymy
asymetryczne,
budzące do życia
podmioty liryczne.
Notes
Kupiłam sobie notes
na czarną godzinę.
Gdy w ręku go trzymam,
mam pewną rozkminę —
czy zapisywać
w nim swe dylematy,
czy może spisywać
nas dwoje na straty?
Drogi na skróty
W życiu wybieram
te dłuższe drogi.
Jedyny znany mi
skrót —
ten myślowy.
Brak zgody
Nie podpisywałam
takiej umowy,
że się rozstaniemy
tam,
gdzie zaczną się
schody.
Nic dziwnego
że się rozpadało,
skoro od świtu
na deszcz się zbierało.
***
Lepsza jest
smutku
beczka bez dna,
niż taka,
co ma je dwa.
Nas-troje
Nastrojowa muzyka
i splecione dłonie.
Przytulna sypialnia
i wino czerwone.
Wprost idealny
wieczór we dwoje!
Ja, Ty, depresja —
wesołe
nas-troje.
Ta druga
Swe serce już dawno
innej oddałeś —
pociągał Cię zawsze
jej smak i chłód.
I choć o miłości swej
mnie zapewniałeś,
już dawno przestałam
czekać na cud.
Wiem, że ta gorycz
niczego nie zmieni —
jej piwne oczy
zamknięte są w szkle.
Gdy jej etykieta
w świetle się mieni,
moje nadzieje —
topielce przy dnie.
Echa obietnic
dudnią mi w głowie.
Wyrwane z kontekstu,
wydarte spod powiek.
Obrazy dookoła —
dziecięce wydzieranki.
A ja, już dorosła,
staję z nimi w szranki.
Sklejone urywki
z pamięci otchłani
po jej korytarzach
wędrują parami.
Jak martwe zombie
powłóczą nogami,
mój spokój burząc
płynnymi ruchami.
Odcinam się od nich
grubymi kreskami
i walczę o spokój
wszystkimi siłami.
Myśl na przynętę
im puszczę w obieg —
dzisiaj to cisza
najwięcej mi powie.
Savoir-vivre
Nie pozwalają mi
dobre maniery
powiedzieć Ci w oczy,
że jesteś
nieszczery.
Tunel
Bezduszna depresja
mnie ciągnie za nogę
i chociaż się bronię,
to wygrać nie mogę.
Tunel jest ciemny —
ja światło mam w sobie,
lecz drogę oświetla
mi tylko przy Tobie.
I znów się w nim czołgam,
tracąc swą wiarę,
bo wyjścia nie umiem
odnaleźć już wcale.
Love songs
To niepojęte
jak mogą rozproszyć.
Zepsuć mi humor
i zabrać sens.
Przez nie choruję
na każdy dotyk,
każde wspomnienie
i każdy sen.
Staram się leczyć
codziennie od nowa.
Nie chcę już tęsknić,
pragnąć i marzyć.
I będę wiedzieć,
że jestem już zdrowa,
kiedy przestaną
się z Tobą kojarzyć.
Selfie
Uśmiech
na ustach,
a w oczach
pustka.
Gabinet cieni
Jest takie miejsce,
gdzie się chowają.
Knują, mamroczą
i się zmawiają.
Chcą mnie obezwładnić
i przejąć kontrolę.
Zrobić zamach stanu
na moją silną wolę.
Moje plany sabotują.
Tłoczą się, spiskują.
Co naprawiam — psują.
Stale się buntują.
Są zdeterminowane,
by przejąć władzę.
Nie wiem, czy sobie
z nimi poradzę.
W swoim umyśle
mam korytarze.
Podążam nimi,
gdy śnię i marzę.
Jest ślepa uliczka
w sennej przestrzeni.
Na drzwiach tabliczka:
„Gabinet Cieni”.
***
Wiesz,
chyba weszłam
na wyższy poziom,
kiedy przestałam
gonić swój ogon.
Kompozycja zapachowa
W sercu jałowiec,
bursztyn i frezja.
Z paczulą i fiołkiem
to czysta poezja.
Jest dzikie piżmo
i lilia wodna.
Pachnąca róża
i wonna piwonia.
Drzewo sandałowe
dla uzupełnienia.
To nasza kompozycja.
Zapach wspomnienia.
Barter
Marzyłam, byś się odniósł
do mojego zdania.
Szczerość za szczerość
to uczciwa wymiana.
Kardigan
Dobrze o tym wiesz
kochanie —
wolę, gdy jesteś
sobą w katanie,
niż kimś innym
w kardiganie.
Stare radio
Przygrywa w tle.
Przerywa ciszę.
I tylko, gdy piszę,
głośniej je słyszę.
Gra stale — od lat.
Nic się nie zmienia.
Kwestia przyzwyczajenia
się do niesłyszenia.
Tak źle nastrojone
rozsadza mi głowę,
gdy się zatrzymuję,
by pomyśleć
o Tobie.
Lampka goryczy
Najlepsza,
bo z naszej
winnicy.
W narożniku
Nadchodzą chmarami
i wszystkie są twarde —
w bitwie z myślami
trzymam znów gardę.
Łamię swe palce,
kości i stawy.
Nierówne starcie,
igrzyska, zabawy.
Zła dyscyplina,
kategoria wagowa.
One — waga ciężka.
Ja — piórkowa.
Rozbita
jak szyba —
nic już
nie trzyma mnie
w ryzach.
Nie ma też
śladu
po moich
rysach.
Muszę
rozgraniczyć,
co dobre,
a co złe —
niektóre
z tych emocji
nie są częścią
mnie.
Meteorologia
Dzisiaj rokowania
mnie nie zawiodą.
Mam w dłoni kupon
na loterię pogodową.
Śledzę prognozy
i robię wyliczenia,
pomimo faktu,
że aura się zmienia.
Sprzedawca kuponów
już ze mnie się śmieje,
bo myśli, że nie wiem,
skąd wiatr zawieje.
Może ulewa mu
uśmiech ten zmyje.
Ode mnie na szczęście
się tylko odbije.
Ja jestem jak skała,
co wszystko zniesie.
On — chorągiewka
na rwącym wietrze.
Odpychasz mnie
od siebie.
Grymas
mi malujesz.
Fałszem
mnie trujesz.
I robisz wszystko,
co tylko się da,
bym nie mogła
się doczekać
dnia,
gdy zabierzesz
wzburzone morze
i sztormy
z mojego horyzontu.
Wyprowadzisz się
na dobre
z moich oczu
i uszu.
Żal
rozrywa
mi serce w strzępy —
krążą w powietrzu
jak barwne
konfetti.
Znowu mi słabo.
Świat mniej realny.
Obrazy nakładają
się na siebie
jak slajdy.
Jestem w dwóch
wymiarach
jednocześnie.
Zaliczam między nimi
płynne przejście…
Gdzieś pomiędzy
stoickim spokojem
a
żałosnym szlochem,
powtarzam sobie
w głowie
„wytrzymaj jeszcze trochę”.
Nau(cz)ka
Wertując księgi
pełne naszych
wspomnień,
czuję się, jakbym
studiowała
toksykologię.
Niewypowiedziana prawda
i tak jest realna.
Przemilczane kłamstwo
nadal nim jest.
Nie każda z prostych dróg
jest przecież banalna.
Wystarczy czasem gest,
by oblać łatwy test.
W przyszłość
bez Ciebie
wchodzę pewnym krokiem.
To mi w życiu wyszło!
Niestety —
bokiem.
Ogłoszenie
„Na skrzyżowaniu myślowych torów
miałam dziś stłuczkę, więc nie mam wyboru —
potrzebuję mechanika.
Moja głowa jest rozbita”.
Definicja
słowa „dojrzeć”?
Wreszcie prawdzie w oczy spojrzeć.
Mikstury
na półkach stoją w równym rządku.
Pozornie wydaje się wszystko w porządku,
lecz pora już wylać te gorzkie płyny —
koncentrat strachu i płynne toksyny.
***
Wiedziałam,
że ten zakup
mnie wpędzi w kłopoty,
bo nic mnie nie wpędza
w nie bardziej,
niż Ty —
w koszuli
pod kolor
mojej tęsknoty.
***
To nie porażka —
to jest nauka.
Dzień puścił mi oczko,
mówiąc „do jutra”.
***
Pośrodku niczego
martwy punkt — wysiadam.
Pod wspomnień ciężarem
już prawie upadam.
Ognisko dogasa,
lecz wciąż tli się płomień.
Ogrzewam dziś przy nim
skostniałe swe dłonie.
Jest wyjątkowo
mgliście i wietrznie.
Aura impasu
otacza to miejsce.
Przed swymi myślami
znów chowam się w cieniu —
wśród drogowskazów
na dróg rozwidleniu.
I razem z tą mgłą
mnie otacza wrażenie,
że każda z tych ścieżek
prowadzi
do Ciebie.
W dobrych rękach
kiedyś byłam.
Idealnie
wpasowana.
Jak dla tych
jedynych dłoni
z pasją
zaprojektowana.
Czas
się pozbyć
nieproszonych gości
ze swej
podświadomości.
Podsumować
przyszła pora
najtrudniejsze,
chude lata.
Wiem, że przetrwać
było warto,
kiedy zbliża się
wypłata.
Wyprowadzam się
z błędu.
Na granicy
obłędu.
Mapa
Wiem,
że nie potrzebuję
jej wcale,
bo swoją drogę
wykuwam w skale.
Dziś opuszczam
swoją przystań.
Już się dawno
spakowałam,
choć wytrwanie
w tej decyzji
jest trudniejsze,
niż myślałam.
Improwizacja
Znów na jednej nodze stoję,
chcąc utrzymać równowagę.
W pełnym tłustych lęków stawie
utopiłam swą odwagę.
Zostawiliśmy
sobie wiele
do życzenia.
Wiem,
bo zrobiłam
rachunek sumienia.
Od końca
Czasami teksty
od końca piszę —
najpierw mam puentę,
a potem resztę.
Gdyby się wszystko
tak dało odwrócić,
to byśmy właśnie
kończyli się kłócić,
by coraz lepiej
się dogadywać.
To, co zgubione,
na nowo odkrywać.
I coraz lepiej
siebie rozumieć.
Rozmawiać i patrzyć
na siebie znów umieć.
I słabiej się znać
z każdym dniem.
Wad w sobie mieć
coraz mniej.
Aż byśmy się sobie
miło przedstawili,
żeby zapomnieć
imiona po chwili.
Doszlibyśmy do „cześć”
i poszli w dwie strony —