E-book
4.41
drukowana A5
35.75
Stany Zjednoczone i Zły Dyktator

Bezpłatny fragment - Stany Zjednoczone i Zły Dyktator


5
Objętość:
188 str.
ISBN:
978-83-8369-438-2
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 35.75

Prolog

Zaczęło się. Teraz już nie mam odwrotu. Uciekłem z tej cholernej organizacji. Później wdrożyłem swój plan w życie i zostałem bezwzględnym władcą państwa, która ma wielkie imperium. Zrobiłem to, co kazał zrobić mi brat. Zabiłem drugiego brata, dzięki któremu straciłem pierwszego. To było jego ostatnie życzenie. Musiałem spełnić życzenie Thomasa. Mateusz musiał zginąć. Nie został mi nikt na świecie, oprócz Darii. Poprzysiągłem sobie, że ukryję ją przed światem. Nikt nie miał jej znaleźć.

Teraz i ja musiałem zniknąć… Nie pamiętam, jak długo czasu minęło. Czterdzieści lat? Więcej? Nazywam się Oskar Bryła. Jestem znany jako najgorszy dyktator. W moim państwie przejął władzę ktoś inny. Myśli, że mnie pokonał i obalił, ale to wszystko część mojego planu. Wcześniej mnie porwał. O to dokładnie chodziło. Wszyscy mieli myśleć, że mnie nie ma. Nikt by nie uwierzył, że gdybym żył, to bym się nie zemścił. Każdy musiał myśleć, że nie żyję. Dzięki temu mogłem przybyć i znaleźć moją Darię. Moją małą Darie…

Kto by pomyślał, że miliarder i,,Zły Dyktator” będzie uciekał do swojego najgorszego wroga — Ameryki. Taka była prawda. Porzuciłem całe imperium dla Darii. Byłem poza zasięgiem Kingi.

Okrutna Królowa.

Ona była wszystkiemu winna, ale to opowieść na inną okazję… Stany Zjednoczone nawet nie miały pojęcia, że ich najgorszy wróg jest tuż pod ich nosem. Oficjalnie nie byłem widziany od paru ładnych lat. Było bardzo ciepłe popołudnie. Siedziałem w stanie Waszyngton w bardzo ładnej kawiarence. Był to jeden z takich popołudni, gdzie wiatr przyjemnie ochładzał twarz i dusze. Popijałem kawę i obserwowałem główny budynek FBI. Za mną była powiewająca amerykańska flaga. Podszedł do mnie mój bardzo dobry znajomy i zapytał:

— Minęło sporo czasu Oskar. Nie spodziewałem się, że nasze ponowne spotkanie nastąpi tak szybko. Przebyliśmy razem długą i wyczerpującą drogę. Szczerze nie myślałem, że dożyję tego momentu.

W odpowiedzi tylko się zaśmiałem. Dopiłem mój ostatni łyk kawy i wyszedłem wprost do biura FBI. W środku było dużo zajętych i nieobecnych ludzi. Każdy z nich skupiał się na tym co ma przed oczami, ale nikt nie widział całego obrazu. Do okna recepcjonistki była całkiem duża kolejka. Stanąłem w niej i cierpliwie wyczekiwałem. Moja chwila spokoju nie trwała długo. Po paru sekundach włączył się alarm. Zanim agenci i ochrona mieli czas na reakcję, w tej samej sekundzie położyłem się na ziemi, aby być aresztowanym…

Rozdział 1 — Daria Bardo jest spóźniona do pracy

Daria była zwykłą agentką FBI, przydzieloną do nowo powstałej jednostki. Oczywiście jeszcze tego nie wiedziała. Wydarzenia tego dnia były absolutnie tajne. Największy wróg Stanów Zjednoczonych zgłosił się do jej biura. W życiu by tego się nie spodziewała.

Kiedy zaspana z rana odebrała pilny telefon z pracy, jej mąż zaczął się budzić.

— Kto dzwoni o tej porze?

Zaczął Adrien Bardo. Mąż Darii. Powoli zaczął otwierać oczy i przyzwyczajać się do nowego dnia. Przetarł ponownie oczy i dał mocny pocałunek Darii w usta. Ta się szybko uśmiechnęła i próbowała się skupić na telefonie z pracy.

— Co? Tak? Proszę powtórzyć … Tak, całkowicie rozumiem powagę sytuacji… Zaraz bezzwłocznie udam się do pracy.

Ta szybko się rozłączyła. Zaczęła ubierać spodnie i koszule. Jej mąż się dalej na nią wpatrywał. Ta się znowu do niego uśmiechnęła.

— Wybacz kochanie, że nie zrobię Ci dziś jedzenia, ale muszę bardzo pilnie jechać do pracy. Jakaś gruba ryba się poddała. Wiesz jak jest.

— Tak, kochanie, absolutnie się tym nie przejmuj. Sam sobie ugotuje śniadanie. Mam nadzieję, że będziesz za to mocno tęsknił za mną.

— Tego jestem pewien.

Odpowiedział i szybko zaczął ją całować. Po chwili Daria przestała i rozpromieniona, zaczęła szybko robić jakieś jedzenie. Nie mogła zrobić coś do jedzenia Adrianowi, więc był skazany na własne umiejętności. Szybko przekroiła bulkę, nałożyła pasztet i szynkę. Jedną kanapkę zjadła, a resztę zapakowała sobie do pracy. Szybko znowu ucałowała męża, który jeszcze się położył. Wzięła torebkę oraz kluczyki do samochodu. Jako agentka zarabiała całkiem dobrze i jeździła całkiem dobrym samochodem, jakim jest nowe Volvo XC60.

W samochodzie posiadała zamontowaną syrenę. Dlatego zamiast stać w korkach, szybko ją włączyła. Auta zaczęły ustępować jej miejsca i pierwszeństwa. Na miejscu faktycznie zjawiła się szybko. Pokazała swoją przepustkę, lecz zamiast wjechać do środka i zaparkować kilku ważniejszych szefów placówki wyskoczyło zza drzwi i zaczęli ją pospieszać. Parkingowy miał zaparkować jej auto. Zaczęła się niepokoić. Już miała trochę czasu spędzonego w FBI jako agentka, lecz kto musiał się poddać, aby szefowie poganiali ją z samochodu?

Wszyscy zaczęli biec w stronę licznych korytarzy. W końcu zjechali do podziemi. Daria zdążyła w swojej karierze tam być tylko dwa razy. Większość jej przełożonych w całych garniturach i biegu, była spocona i mokra. Czemu oni chcieli właśnie ją? Takie pytania przelatywały Darii przez głowę. W końcu weszła do pomieszczenia, gdzie w jedynej celi był zamknięty jeden mężczyzna. Cela była na środku pomieszczenia. W pokoju, który był obok, byli liczni informatycy i technicy, którzy jak Daria nie mieli pojęcia, aż do tego momentu kto jest trzymany w najbezpieczniejszej celi.

— Ja pierdolę. To Oskar… Oskar Bryła…

Powiedział dyrektor FBI, który zobaczył, dlaczego musiał pilnie wstać wcześnie z łóżka. Daria była osłupiona. W celi bez emocji, lecz z minimalnym psychopatyczno socjopatycznym uśmiechem, siedział Oskar Bryła. Miał wstrzyknięty w sobie lokalizator. Technicy pobrali próbkę krwi dziesięć razy, ale wynik był ten sam. Osoba, która się zgłosiła była Oskarem. Na cele i pokój wypadało wiele kamer. Nawet jeżeli coś by się miało dziać, na pewno wiedzieliby o tym.

W końcu Oskar Bryła popatrzył się w kamerę i przemówił:

— Godzina 15:00. Za kilka godzin zostanie zastrzelony prokurator, który szykował sprawy przeciwko korupcji waszym senatorom. Radziłbym się pospieszyć.

— Skąd o tym wiesz i dlaczego o tym mówisz?

Powiedział głos zza ściany i szyby.

— Radziłbym Ci się pospieszyć, oficerze operacyjny Davis.

Technicy zaczęli analizować to, co powiedział w pokoju, obok razem z szefami.

— Skąd on to wiedział?! To pewnie jakaś pierdolona zasadzka lub prowokacja.

Powiedział jeden z szefów

— Pieprzony pokaz siły! Nie dajmy się bo raz wykorzystani, będziemy tylko się dawać temu śmieciowi!

Daria, która się przysłuchiwała była w lekkim szoku. Niecodziennie widzi się takie sytuacje. W końcu wtrąciła się do rozmowy:

— Nieważne czy kłamie czy nie! Chodzi o naszego przyjaciela! Musimy jechać czym prędzej. Ja pojadę!

Reszta szefów przestała coś mówić i zaczęła się gapić na Darie. Nie przejęli się tym i dalej się przekrzykiwali. Daria po raz kolejny patrzyła na liczny obraz jednego człowieka z kamer. Widziała go z bardzo wielu perspektyw. Użyła drzwi i podeszła na środek sali. Wtedy reszta zaczęła się niepokoić, co się stanie.

Oskar tylko się uśmiechnął i patrzył głęboko na oczy Darii. Sam zaczął się maniakalnie śmiać. Sprawiał wrażenie, jakby wszystko szło po jego myśli. W końcu przemówił ponownie:

— Czy mógłbym dostać papierosa?

Daria była osłupiona. Nazwanie Oskara zbrodniarzem czy potworem było obrazą dla tych słów. Doprowadził do tak licznych śmierci i zniszczył tyle żyć. Na twarzy Darii był obraz obrzydzenia. Ktoś taki jak on nie powinien istnieć.

— Na twoim miejscu, pospieszyłbym się.

Powiedział spokojnie w kierunku Darii. Na monitorach ślad, że się odezwał był bardzo wyraźny i nagrany. Rytm jego serca na monitorach był umiarkowany.

— Czemu nam to mówisz?

Spytała Daria. Nie chciała wierzyć, że ktoś taki jak on, nagle się zmienił i chce pomagać. Musi mieć w tym jakiś interes.

— Bo chodzi tu o życie człowieka. Chciał walczyć ze złem. Nie powinien umierać.

— Jak on się nazywa?

— Prokurator James Parker. Adres to 11 Dupont Cir NW Suite 240, Washington, DC 20036. Radziłbym się pospieszyć. Czas tyka.

Daria pospiesznie wyszła z pokoju. Nie czuła się bezpiecznie, będąc w jego towarzystwie. Szybko opuściła pokój i pobiegła do samochodu. Wcześniej po szybkiej rozmowie z szefami przydzielono jej nowego partnera do tej sprawy. Nazywał się James,, Azaroth” Pike. Był dobrym agentem. Oboje w końcu przybiegli do samochodu. Rządowy SUV na sygnałach, szybko opuścił siedzibę FBI. Jechali na sygnale, więc na miejsce dotarli dużo szybciej, lecz nie wystarczyło to i byli spóźnieni.

James Parker miał czterdzieści lat na karku. Zaczynał pracować już jako nastolatek. Typowe dorywcze prace. To skoszenie trawy, ulepszenie ogródka, a teraz został szanowanym prokuratorem. Wstał z rana. Zaczął szykować kawę i odjechał żegnając żonę i dwójkę dzieci. Upewnił się, że w swojej torbie ma na pewno wszystkie dokumenty. To miała być jego wielka sprawa. Największa w jego karierze.

Nie chciał tego rozgłaszać i ukrywał ten fakt. Po godzinie 15:00 miał wszystko powiedzieć i pokazać mocne dowody swojemu szefowi. Podrapał się po swojej nastrzyżonej oraz siwej brodzie. Każdy się z niego śmiał, że skończył czterdzieści lat i ma już siwe włosy, choć głównie chodziło o jego zarost. Miał w planach jego ścięcie. Nie wiedział, że ta godzina będzie dla niego najstraszniejsza w życiu.

— O hej James. Idziesz z nami na piwo?

Zapytał Tommy. Jego znajomy z pracy. James już wisiał mu i pieniądze i spotkanie. Byli w pracy już sami. Wszyscy wyszli oprócz szefa, lecz jego biurko i piętro było na następnym piętrze.

— Wybacz Tommy, ale muszę zanieść te dokumenty szefowi. Jutro ja stawiam. Tyle ile zechcesz.

— Wybacz mi James. Nie chciałem tego robić. Zaszantażowali mnie…

Powiedział Tommy i kiedy James wyjął teczkę, aby sparować cios Tommy był szybszy. Powalił go i zaczął wynosić tylnym wyjściem. Musiał się jeszcze dostać do parkingu. Najważniejsze było dla Tommiego, aby nie dopuścić do tego, że James wyda teczkę i dowody. Wykonał już część zadania, ale jeszcze była przed nim ucieczka.

Azaroth i Daria zajechali już do kancelarii. W biegu wlecieli do szefa i spytali, gdzie jest prokurator.

— Gdzie jest James Parker?! — zaczęła krzyczeć Daria.

— Pewnie wyszedł po zakończeniu, jak każdy. W jakiej sprawie chcecie to wiedzieć?

— Jego życie jest w niebezpieczeństwie. Ma zostać zabity. Proszę udostępnić monitoring w firmie!

— Zagrożenie życie? Dla Jamesa? To ojciec dwójki dzieci … Kto chciałby go zabić?

— Nie ma czasu na pytania! Proszę o te nagrania! — krzyknął w jego stronę Azaroth.

Szef kancelarii jak ożywiony wstał i najszybciej jak potrafił, zaczął szukać nagrań z monitoringu. W końcu zobaczył, że James nie mógł przyjść, bo niósł go Tommy.

— Co do kurwy nędzy?! To Tommy, który go porywa! Biegnijcie na parking! Macie czas. To było przed chwilą.

Azaroth i Daria zaczęli biec. On w kierunku parkingu, a ona w kierunku ich samochodu w razie koniecznego pościgu. Azaroth jako mężczyzna, który był wysportowany biegł szybciej. Zauważył Tommiego, który już miał odjeżdżać. Krzyknął w jego stronę, że FBI każe mu się zatrzymać.

Kiedy Azaorth wyjął pistolet i zaczął strzelać w jego kierunku, ten przyspieszył. Kiedy zadowolony miał wyjechać, drogę z wyjazdu zablokowała mu Daria, która ich SUV–em uniemożliwiła przejazd. Również szybko wysiadła i zaczęła mierzyć z jej pistoletu w kierunku Tommiego. Ten wyciągnął ręce w górę i wiedział, że przegrał. Azaroth szybko wyciągnął go z samochodu i wsadził do ich auta. Wcześniej została wezwana na miejsce karetka, która zabrała Jamesa do szpitala, gdzie miała czekać na niego ochrona.

W siedzibie FBI miało miejsce przesłuchanie Tommiego. Był on zestresowany i się trochę jąkał.

— Błagam! Byłem zaszantażowany!

— Kto ciebie zaszantażował?!

— Nie mogę powiedzieć …

— Daj mi konkret do kurwy nędzy!

— Naprawdę nie mogę

— Nie pomogę ci jeżeli, ty nic mi nie powiesz. Dobrze wiesz, jak to działa.

— Naprawdę! To znaczy dostałem maila, na którym było widać mnie z kochanką. Nie chciałem, aby moje małżeństwo się rozleciało. Po prostu mieliśmy z żoną trudne chwilę.

— Od kogo był ten mail? Daj mi więcej konkretów!

— Miałem tylko ukraść dokumenty! Ciało ogłuszonego Jamesa miałem zostawić w samochodzie!

— Jakie kurwa dokumenty!? Miałeś go zabić!

— Przysięgam. Pomogę. Chcę współpracować

— Powiedz od początku. Myśleliśmy, że miałeś go zabić. Odpowiadaj!

— Miałem wziąć jego teczkę, a jego zostawić w samochodzie. Nie miałem go zabijać!

Tymczasem osoba, która miała być odpowiedzialna za morderstwo cały czas obserwowała wszystko z samochodu. Tommy miał tylko odwrócić uwagę i zająć się dokumentami. Clark Rainy miał się zająć całą resztą. Jego styl działania był charakterystyczny. Wystawiał policjantom kogoś, kto miał wyglądać na mordercę lub kogoś kim policja, miałaby się zainteresować i odjechać oraz zostawić mu jego cel. Clark był uzbrojony w pistolet z tłumikiem oraz cztery magazynki. Robił rozeznanie lokacji w szpitalu oraz możliwe drogi ucieczki.

W siedzibie Azaroth i Daria obawiali się, że wpadli w pułapkę zastawioną przez zabójcę i nie zdołają zdążyć do szpitala. Próbowali się dodzwonić do policjantów oraz ochrony szpitala, lecz nikt nie odbierał. Pewnie dlatego, że Clark posiadał duże urządzenie zakłócające. Włączyli syreny oraz pojechali w kierunku szpitala. Ludzie oraz kierowcy w miarę możliwości robili im miejsce.

Po jakimś czasie udało im się dojechać do szpitala. Znowu w biegu poszli w kierunku, gdzie zobaczyli dwóch martwych ochroniarzy. Kiedy weszli do pokoju Clark w stroju lekarza miał podać Jamesowi truciznę, lecz Azaroth od razu strzelił w jego dłoń.

Krew z jego dłoni spadła na Jamesa, który zaczynał powoli być przytomny. Daria zakuwała Clarka w kajdanki. Ten z lekkim bólem nie miał jak się jej oprzeć. Był zawodowcem, lecz każdy kiedyś skończy i to bez wyjątku. Był świadom tego, że któregoś dnia zostanie albo zabity albo schwytany. Nie stawiał oporu, kiedy Daria go wyprowadzała. Azaroth jeszcze chwilę został w pokoju, aby zobaczyć jaki jest stan Jamesa.

— Jak się Pan czuje? Czy mnie słyszysz?

— Tak… Tak… Co z teczką?

— Jaką teczką?

— Miałem w niej dowody korupcji … Gdzie ona jest?!

— Przyjechał Pan bez teczki. Proszę się tym nie przejmować. Właśnie o mało pan nie zginął. Proszę o tym pomyśleć.

Azaroth pospiesznie wyszedł. Dogonił Darię i razem wolno szli z nowym więźniem do samochodu. W drodze powrotnej nie włączyli syreny, więc droga była trochę dłuższa. W końcu zajechali pod bazę i do tajnej kryjówki, gdzie oczom Davisa, ukazał się Clark Rainy. Kiedyś sprzątnął ważnego świadka koronnego zostawiając masę ofiar. Miał tego na koncie jeszcze więcej. Clark się uśmiechał oraz był bardziej zaintrygowany, niż przerażony czy rozgniewany.

— Clark Rainy … Nie spodziewałem się ciebie tutaj — zaczął mówić w jego stronę Davis.

— Pamiętam ciebie Davis … Miło Cię widzieć — odpowiedział ironicznie Clark.

— Skażę ciebie na kilkanaście wyroków dożywocia. Teraz się nie wywiniesz. Powiedz mi tylko kto ciebie najął, a tobie pomogę.

— Nie wiem, o co pytasz Davis.

— Czyli wybrałeś dożywocie. Jak chcesz. Wrócę tu za czterdzieści osiem godzin. Lepiej przemyśl swoją odpowiedź.

Oficer operacyjny Davis wyszedł i zostawił Clarka, który był prowadzony do celi. Do zwykłej, a nie do tej najlepszej. Nikt nie mógł widzieć i wiedzieć o tym, kogo ma Davis. Z informacjami Oskara wypcha się na sam szczyt.

Davis sam poszedł zobaczyć się z Oskarem. Był pod wrażeniem. Pierwszego dnia schwytali Clarka Rainiego. Oficer poprosił, aby drzwi celi zostały otworzone. Jego rozkaz był wykonany. Wszedł do jego celi i przyniósł Oskarowi cygaro. Sam zaczął palić swoje. Oskar puścił chmurę dymu w górę celi. Davis przed spotkaniem wyłączył czujniki dymu.

— Muszę powiedzieć. Jestem pod wrażeniem… Dlaczego to robisz?

— Znasz to powiedzenie Davis? Mowa jest srebrem, a milczenie złotem.

— Twoja mowa dziś uratowała komuś życie. Dalej nie wiem po co to robisz. Może któregoś dnia poznam, na to odpowiedź.

— Z pewnością — odpowiedział Oskar, który dalej sączył cygaro. Później Davis wyszedł, a Oskar znowu został sam.

Daria i Azaroth zaczęli iść do domu po skończeniu papierkowej roboty. Chyba nigdy się nie przyzwyczają. Co było powodem, dla którego Oskar poddał się i to, że powiedział Darii wszystkie informacje?

Daria zaczęła jechać w kierunku domu jej męża. Nie mogła mu powiedzieć ważnych informacji, ale chciała, aby razem świętowali schwytanie ważnego gracza, jakim był Clark. Uwielbiała to w jaki sposób Adrien potrafił ją wynagrodzić i jej trud czynienia świata odrobinę lepszym i bezpieczniejszym. Mógł nawet dziękować jej przez całą noc, jeżeli tego chciała.

Kiedy zaparkowała samochód i weszła do domu zastała Adriana, który gotował dla niej jedzenie. Zapach bardzo zaskoczył Darie. Jej mąż był idealnym kucharzem. Ta podeszła ucałowała go w usta i zasiadła do stołu.

— Nie uwierzysz kochanie kogo dziś złapałam.

— Jakiegoś bandytę?

— Bardzo śmieszne Adrien. Clarka Rainiego. Był on płatnym mordercą i strasznym człowiekiem.

— Wiesz kochanie co to oznacza dla ciebie!

Patrząc na niego Daria czuła to co, gdy zobaczyła go po raz pierwszy w łóżku, a bardziej jego umiejętności. Mimo ich małżeństwa ta zawsze nie mogła się doczekać, aby pochwalić się Adrianowi. Pocałunek Adriana był coraz bardziej mocniejszy i mocniejszy. Daria wiedziała, że pragnie ją najmocniej. Zrzucił z niej jej sukienkę i nie dał dokończyć jedzenia, a jego wzrok utknął na miejsce, które pozostawiła zrzucona sukienka.

Niemal od razu zaprowadził ją do sypialni i dozgonnie pokazywał jej swoją wdzięczność. Mijały godziny, a zarówno Adrien jak i Daria nie opadali z sił. Miała dużo reakcji religijnych, gdyż często przywoływała Boga, podczas tej nocy. Mogłaby wzywać go nadaremno miliony razy, byleby przeżyć ponowną noc z Adrianem. W końcu po pierwszej godzinie po północy dali sobie trochę wytchnienia. Adrien pocałował jej włosy i głowę i wtulił się w nią. Znów zaczął całować i podniósł ją na rękach oraz wniósł do łazienki. Razem wzięli prysznic i poszli już spać.

O godzinie czwartej nad ranem znowu w nocy zadzwonił telefon. Adrien jak zawsze zaczął się powoli obracać w stronę Darii.

— Halo? Jak to ja mam się go spytać? Teraz? Oczywiście, już jadę.

— Nie mów, że ciągną ciebie do pracy tak wcześnie…

— Wynagrodzisz mi to mężu. Albo ja tobie. Jak wolisz…

Powiedziała zarzucając ręce i wychodząc ponownie z łóżka. Nie chciała ponownie wracać do kontaktu z Oskarem Bryłą. Dla niej był tylko kolejnym zwykłym potworem. Przez telefon usłyszała, jak Davis powiedział jej, że Oskar ma powiedzieć kolejne ważne informację, lecz tylko jej się może poszczęścić je wyciągnąć. Davis wiedział, że mają u siebie kurę znoszącą prawdziwe złote jaja. Nie zamierzał tego psuć. Wezwana Daria przez szefa musiała się wstawić.

Swoim Volvo zaparkowała na parkingu FBI i tym razem na spokojnie bez całego szefostwa poszła w kierunku biura Davisa i celi. Ten czekał na nią od razu przy drzwiach. Podszedł i zaznaczył, że sprawa jest delikatna i że Daria musi się dowiedzieć wszystkiego. Ta wiedziała, że nie może zawieść.

Po raz kolejny musiała podejść do jego celi. W końcu się przełamała. Weszła odważnym krokiem. Oskar Bryła był pełen energii, mimo tego, że było bardzo wcześnie rano.

— Musisz pić mocną kawę Daria, skoro przychodzisz o tej godzinie z taką energią.

— Zostałam wezwana i wykonałam rozkaz. Co ważnego chciałeś powiedzieć? Ostatnim razem mi zdradziłeś twoje informację. Zrób to jeszcze raz.

— Ha Ha HA! Ty jedyna przyszłaś do mnie i zaczęłaś miłą rozmowę, kiedy reszta tych dupków chce tylko mnie wykorzystać.

— Chciałam zachować profesjonalizm. Jakie masz informacje?

— Dziś w Kongresie Stanów Zjednoczonych, będzie miał miejsce zamach. Będzie odpowiedzialny za niego Arthur Williams.

— Nie żyję od ponad dwudziestu lat — odpowiedział Davis, który się wszystkiemu przysłuchiwał. Oskar tylko znowu się zaśmiał.

— Sprawdź lot Alaska Airlanes. Port lotniczy Anchorage do Waszyngtonu.

Technicy bezzwłocznie zaczęli szukać. Używali wszystkiego. Odcisków palców, styl chodzenia, twarzy. Po kilkunastu sekundach mieli dopasowanie. Tym lotem przyleciał dziś po północy do Waszyngtonu Arthur Williams.

— Mój Boże! Powiadomcie Gwardie Narodową i postawcie wszystkich w stan gotowości! Bardo, Pike. Znajdźcie tego skurwysyna!

Azaroth, który był oparty o ścianę obok Davisa już znał swoje zadanie. Daria Bardo wyszła w ich kierunku.

— Szukajcie obrazu w każdej kamerze. Każdego odciska palców! Wszystkiego! Choćbyście mieli tu siedzieć całą dobę! Pike, ty jedź na lotnisko. Bardo, ty szukaj okolicznych hoteli i taksówek. Jeżeli nie znajdziecie nic do dwunastej nad ranem, zostaje tylko nam działanie w Kongresie!

Oskar Bryła znowu został z uśmiechem i pewnością siebie, lecz w mroku, gdyż mimo całkiem wczesnej pory było tam ciemno. Dym i ślady cygara w celi były widoczne nawet w ciemności. Jeżeli Davis miałby dawać za każdą sprawę cygaro dla Oskara, byłoby to dla niego niewątpliwie przyjemne.

Arthur był czarnoskórym młodym Amerykaninem. Pochodził z bardzo zamożnej rodziny, lecz jego rodzice wyrzucili go z domu. Byli bardzo dla niego surowi. Ten za to znienawidził Amerykę i chciał wysadzić kongres. Dziś miało się to dokonać. Nieświadomie cały czas wykonywał wszystko, co kazał mu Oskar. Dostał skromny datek i ubezpieczenie, że w jego śmierci środki miały być zlokalizowane tam gdzie chciał. Nie znał pochodzenia sponsora, lecz wszystko było planem Oskara. Niełatwo było doprowadzić do wybuchu bomby w kongresie, lecz Arthurowi to nie przeszkadzało. Był człowiekiem czynu i słowa. Nie działał lekkomyślnie. Niecodziennie w kongresie jest bomba, więc musiał podszyć się pod danego polityka. Jednym z początkujących tam polityków był Ross Lynch. To miał być jego cel.

Arthur musiał czekać w swoim samochodzie, aż Ross wyjdzie z biura, gdzie pracował. Auto było stare, więc nie wahał się, aby w środku zapalić papierosa. Gdy skończył, znowu spojrzał lornetką w okno i zauważył Rossa, który zaczął opuszczać biuro. Od razu się poprawił i wysiadł z auta. Po paru minutach spotkał się z Rossem. Ten poprawiał swój garnitur i liczył, że szybko pojedzie do domu.

— Ross Lynch. Musisz pójść ze mną — zaczął Arthur.

— Odpada stary. Spieszę się do domu, więc spadaj.

— Chodź ze mną, a zdjęcia z 11 listopada, grudnia, stycznia, lutego i tak dalej zostaną wysłane każdemu.

Ross widocznie się zaskoczył. Kto dysponował taką wiedzą? Odpowiedź była jasna. Człowiek Oskara wziął teczkę z wozu Jamesa Parkera, kiedy ten nie mógł jej upilnować. Teraz podsunął ją dla Arthura Williamsa, a ten miał użyć jej przeciwko Rossowi Lynchowi.

— Radziłbym się zastanowić nad osądem. Proszę pójść ze mną.

Ross był widocznie zakłopotany. Zaczął się bardziej pocić i intensywniej oddychać. Musiał wykonać rozkaz. Wsiadł do samochodu Arthura i już wiedział, jakie będzie jego zadanie. Razem zajechali do jego domu. Ross zeskoczył ze schodów i połamał obie nogi. Nie miał wyboru. Arthur wtedy podał mu wózek inwalidzki, który miał w sobie ładunek wybuchowy. Ross tego nie wiedział. Miał tylko odwracać uwagę. W okolicach południa podjechali razem do Kongresu. Arthur pchał Rossa i pomógł mu wysiąść z samochodu.

Kongresman na wózku, który był pchany przez pomocnika nie rzucał się w oczy. Arthur przeszedł przez kontrole policji i nie miał żadnej broni. Śmiało razem weszli i wjechali, aby móc uczestniczyć w obradach. Pojawienie się Rosa Lyncha na Sali, a to w dodatku samego, gdyż Arthur wcześniej wyszedł, wywołało dziwne miny innych. Nikt nie myślał, że taki gówniarz przy groźbie zagrożenia życia pojawi się w sądzie.

Nagle na sale weszła Daria oraz Azaroth. Wiedzieli, że zamachowiec musi być gdzieś tutaj. Niedawno Oskar Bryła powiedział, że zamachowiec musi mieć jakiś wózek, lub coś co rzuca się w oczy. Ross Lynch od razu padł na pierwsze oskarżenia. Oboje zaczęli krzyczeć w jego stronę. Nagle na monitorach pojawiło się dowody świadczące o grzechach Rossa Lyncha. Wszyscy na sali je ujrzeli. Dźwięki oburzenia i śmiechów i krzyków zagłuszały podobne dźwięki, które zawrzały po wiadomości, które dostali. Ross upokorzony został wzięty i na wózku jechał w kierunku radiowozu. Później jego wózek i on zostali wsadzeni do radiowozu.

Aresztowanie Rossa zapobiegło wybuchowi bomby, lecz nikt z nich nie wiedział, gdzie była bomba. Ross myślał, że to tylko upokorzenie, że musiał jechać na wózku i niczego nie podejrzewał. Azaroth, który tym razem prowadził zamiast Darii włączył syrenę i pędził w stronę siedziby. Po kilkunastu minutach w końcu tam zajechali. Davis jak zawsze zadowolony i z diabolicznym uśmiechem podszedł do trójki gości.

— Gratuluje. Po raz kolejny uratowaliście Amerykę — Powiedział Davis.

— Dzień jak co dzień szefie. — Odpowiedział Pike.

— Zabierzcie mi z oczu tego śmiecia!

— Tak jest szefie

Ross Lynch był prowadzony do celi. Jego wózek i rzeczy trafiły do pomieszczenia z dowodami. Teraz Oskar zyskał kolejną wielką przewagę. W każdej chwili może wysadzić wózek. Ale to jeszcze nie teraz. Wszystko w swoim czasie. Jutro też będzie jeszcze dzień. Kolejna zła osoba będzie wychodziła na ulicę, lecz Oskar też tam będzie. To nim się straszy bandytów, oprócz wiadomej osoby. Oskar zaczął się uśmiechać, gdyż Davis z uśmiechem i szkocką, zaczął podchodzić do jego celi.

Tymczasem Arthur Williams, który wykonał swoje zadanie był w drodze do swojego samochodu. Kiedy wsiadł do niego i przekręcił kluczyki na szczęście nic się nie stało. Wjechał na autostradę i zjechał na kierunek, który był mało uczęszczany. Udał się tam do toalety. Później kiedy znowu wsiadł za kierownice, to auto eksplodowało. Po Arthurze zostało tylko kilka zgliszczy popiołu i ognia.

Przeciwieństwem tego była sytuacja u Davisa. Miał on mnóstwo papierkowej roboty, ale jak nigdy cieszył się z ich ilości. Cały czas był wpatrzony na karierę i awans. Był nimi zaślepiony. Po chwili namysłu i paru kieliszkach, które wypił w biurze ponownie chciał spotkać się z Oskarem. Kazał swoim technikom otworzyć celę i sam dumnie wszedł do jej środka. W ręce ponownie trzymał dwa cygara. Oskar na ten widok się szczerze uśmiechnął.

— Przez ciebie zbankrutuję Oskar. Naprawdę. Nie stać mnie na codzienne kupowanie ci cygar — Zaczął radośnie i troskliwie Davis, który wypuścił chmurę z ust — Jaki masz w tym cel? Twój prawdziwy cel?

— Davis… Liczy się tylko to, że na świecie zapanuję pokój. O resztę się nie martw. Lepiej przygotuj cygara, bo to dopiero początek naszej współpracy.

Rozdział 2 — Psalmista

Daria miała się zbierać już do domu jadąc ze satysfakcją i uśmiechem. Wiedziała co ją czeka w domu. Niestety los miał inne plany. Było ciemno i grubo po północy. Dziś wypadało, że musiała zostać dłużej. Jechała drogą, którą znała na pamięć. Zaczęła zwalniać i wjechała w ciemną ulicę. Serce jej podskoczyło, kiedy na jej samochód spadło ciało z wygrawerowanym na ciele bardzo widocznym słowem: Psalm 58.

Daria jeszcze chwilę wpatrywała się w ciało. Szybko wzięła telefon i zadzwoniła po Davisa. Tym razem to ona go obudziła. Kiedy on i jego ludzie z FBI przyjechali na miejsce, to poprosili szybkie zeznania i wypuścili Darie do domu. Pojechała taksówką. W domu mimo późnej godziny czekał na nią mąż. Na stole czekały trzy kanapki z szynką, jajkiem, masłem, pomidorem oraz serem. Dla Darii, która cały dzień nic nie jadła było to piękne.

Adrien wyszedł znowu obudzony i niewyspany. Ucałował żonę w policzek i poszedł dalej spać. Daria go do tego namówiła, a jego wyjątkowo dziś nie trzeba było, do tego przekonywać. Kiedy się obudził tym razem z własnej woli, to Daria dalej spała. Nie chciał jej budzić i poszedł cicho zrobić śniadanie dla dwojga i wyruszył do pracy. Po południu Daria się w końcu obudziła. Była zaskoczona, że jest już południe ale ostatni dzień i noc były ciężkie. Powoli zjadła śniadanie i zaczęła iść w kierunku telefonu, gdzie chciała wykręcić ponownie numer Davisa. W połowie drogi zdała sobie sprawę, że przecież Oskar musi coś wiedzieć.

Nie chciała ponownie się z nim spotykać ani go widzieć. Taki potwór a zachowuje się jak Bóg czy ideał. Wzięła kluczyki, telefon oraz torebkę i zadzwoniła po taksówkę. Po godzinie udało jej się dostać do biura. Davis i Azaroth byli zdziwieni, kiedy ją zobaczyli.

— Bardo … Powinnaś odpoczywać. Powiedziałem ci, żebyś wzięła dzień wolnego — Zaczął Davis.

— Nie spocznę, póki osoba, która jest odpowiedzialna, za to nie pójdzie za kratki. Kto to jest?

— Psalmista. Sądziliśmy, że przepadł. Zabija osoby, które zdradziły własnych ludzi lub którzy działali na boku.

— Nie do końca rozumiem…

— Na ich ciałach, pisze dany tekst z psalmu. Stąd nazwa. Na twoim Volvo był Psalm 58. Dotyczył on niesprawiedliwych sędziów.

— Czyli osoba, która spadła na moje Volvo, to była sędzia.

— Tak.

— Mamy jakieś więcej tropów?

— Niestety nie… Oskar milczy, ale może z tobą porozmawia.

Darie przeszył dreszcz. Nie chciała wracać do tego cholernego pomieszczenia. Ale odnalezienie Psalmisty było ważniejsze od jej uczuć. W tej pracy nie mogła pozwolić, aby to właśnie uczucia górowały nad jej wyborami. Przeszła przez drzwi i w sali Oskar się uśmiechnął, gdy zobaczył Darie. Odłożył gazetę, którą pewnie dał mu Davis.

— Daria Bardo. Miło ciebie widzieć.

— Chciałabym to powiedzieć o tobie, lecz nie mogę.

— Choć tyle, że jeden z nas jest zadowolony.

— Powiedz mi, co wiesz o Psalmiście?

— Czyżbyś miała grzechy Dario i poluje na ciebie?

— Nie, ale ciało jego ofiary spadło na mój nowy samochód.

— Rozumiem. Popieram jego działania. Likwiduje zarazę.

— Nie mierz wszystkich swoją miarą. Nie każdy jest potworem.

— A więc, to o mnie myślisz?

— Tak. Nie boję się tego powiedzieć. Nie chciałam nawet tu przyjść.

Na twarzy Oskara pojawił się lekki smutek, lecz uśmiech nie znikał. Był zafascynowany rozmową.

— Kiedyś byłem zamknięty w pomieszczeniu, samemu i opuszczony. Te demony krążą do dzisiaj Daria. Myślałem i marzyłem, że ktoś mnie uratuję, lecz pomoc nie nadeszła. Ale oto jestem.

— Opowiedz mi o Psalmiście Oskar. To ważne.

— Tak … Tak … Jasne. Psalmista. Słyszałem, że to mężczyzna. Bardzo dobrze zbudowany. Dwa metry wzrostu. Dużo mięśni. Więcej nie wiem. Aby go znaleźć sama, musisz stać się ofiarą. Musisz sprawić, żeby chciał ciebie zabić z jak największa pasją. Wtedy złapiesz Psalmistę.

Daria teraz wiedziała co musi zrobić. Dopadniecie Psalmisty nie będzie łatwe. Tymczasem Adrien, który wrócił z pracy zacząć spotkanie z ich sąsiadem.

— Opowiadaj, co u ciebie?

— Wiesz Adrien jak leci

— Ty a słyszałeś o tym, co się stało mojej żonie?

— Nie … Co się stało?

— Na jej samochód spadło ciało sędzi z wygrawerowanym na jej ciele psalmem.

— Psalmista dalej działa? — Zdziwił się — Niecodzienna sytuacja.

Daria była już po rozmowie z szefostwem. Musieli stworzyć jej nową otoczkę. Zdrajczyni lub takiej co bierze łapówki. Azaroth był temu przeciwny, gdyż wizerunek pozostaje, lecz Daria była nieugięta. Po kilku minutach wszędzie krążono o jej zdradzie oraz o tym jak udało jej się wrócić do zawodu. Teraz pozostało czekać na ruch Psalmisty. W okolicy gdzie mieszkała Daria z mężem kręciło się dużo jednostek, którzy mieli przysłuchiwać, czy Daria dalej żyję. Adrien mimo wielu próśb, a nawet gróźb zobowiązał się pozostać. Wiedział, że jej praca może przynieść mu kiedyś ból, lecz nie przejmował się tym.

Nagle we drzwiach usłyszeli, że ktoś próbuje się do nich dostać. Adrien chwycił duży młotek, a Daria swój pistolet. Drugą rękę miała na urządzeniu, do komunikacji w sprawie pojawienia się Psalmisty. Okazało się, że to był ich sąsiad. Spokojnie odłożyli swoje narzędzia i podeszli się przywitać.

— Hej. Co tu robisz? — Zaczęli spokojnie odkładając narzędzia. Sąsiad na ten widok zaczął się uśmiechać.

— Spokojnie, nie chcę was skrzywdzić — Zażartował.

On wiedział, że zamierzał zabić oboje. Na pewno Darie, a Adriana może zostawi. Jak by to zrobił, to wtedy poznałby jego tożsamość. Niezbyt dobra informacja. Nie mógł na to pozwolić. Daria zgrzeszyła. Psalm 59, tyczył się ochrony Króla Dawida od mężów krwawych i złoczyńców czyhających na jego życie. Z tekstu wypadało, że Adrien musiał również zginąć. Po jakimś czasie usiedli do stołu i zaczęli pić herbatę. Kiedy Daria chciała pójść do toalety, to Psalmista wykorzystał sytuacje. Poprosił Adriana czy nie przyniósłby im jakiejś kawy. Ten się zgodził, co było wielkim błędem. Kiedy został sam każdemu z nich dosypał środku zwiotczającego mięśnie. Chciał, aby widzieli absolutnie wszystko, ale żeby nie mogli nic zaradzić.

Kiedy oboje wrócili do niego dopili swoją podrasowaną herbatę. Praktycznie od razu zaczęli odczuwać skutki.

— Co do kurwy nędzy?!

Krzyknął w jego stronę Adrien, który zaczął tracić przytomność. W jego herbacie był również mocny środek nasenny. Chciał już skoczyć na Psalmistę z pięściami, lecz środek zaczął bardzo mocno działać. Daria widząc to zaczęła jeszcze bardziej się smucić i przejmować. Nie chciała, żeby jej mężowi się coś stało. Jednym z jej koszmarów było, iż traci go przez pracę. Kochała go całym sercem. Nie mogąc nic zrobić, czuła się bardzo bezradna.

— Daria Bardo. Czy znasz Psalm 59?

Daria nieważne jaka była odpowiedź, nie mogła się ruszyć. Ale doskonale go znała. To według niego chciała znaleźć nową ofiarę, a w tym przypadku stać się nią. Koszmar trwał. Nie mogąc się ruszyć, mogła tylko obserwować, jak jej miłość, może w każdej chwili zginąć.

— Jeden z początkowych wersetów mówi: Wyrwij mnie, mój Boże, od moich nieprzyjaciół, chroń mnie od powstających na mnie! Wyrwij mnie od złoczyńców i od mężów krwawych mię wybaw! Bo oto czyhają na moje życie, możni przeciw mnie spiskują, a we mnie nie ma zbrodni ani grzechu, o Panie, bez mojej winy przybiegają i napastują. Chciałbym, abyś skupiła się na tym fragmencie. Chcę, aby był twoim wersem przewodnim i pokutą przed spotkaniem z naszym jedynym i panującym Panem. Nie zabiję Cię Dario, przynajmniej nie teraz.

Kiedy to powiedział Daria musiała obserwować jak ciągnie ją i Adriana do krzesła i związuje obojga. Wcześniej ściągnął koszulkę Adrianowi. O mój Boże. On chce go napiętnować. O nie. Nie mogę na to pozwolić. Trochę czasu minęło, gdyż Psalmista się modlił, a Daria przestawała odczuwać skutki działania środka zwiotczającego mięśnie. W końcu krzyknęła w jego stronę, przerywając mu modlitwy:

— Ty jebany zdrajco i potworze!

— Gniew prowadzi do grzechu Dario. Musisz się wyzbyć grzechów. Musisz być przygotowana na spotkanie z Panem. Przeproś go. Przeproś go za swoje grzechy! — Krzyknął w jej stronę.

— Nie krzywdź mojego męża! Jest niewinny!

— Oj jest winny. Jak każdy z nas. Ja za każdy swój grzech podpalam swoją skórę. Tylko Dario przez ogień, dostąpisz oczyszczenia, za twoje grzechy.

— Nie waż się podpalić Adriana!

— Nie podpalę go. Wygraweruję na nim piętno Psalmu 59. Żeby zawsze pamiętał, że to przez ciebie. Ty będziesz musiała to obserwować. Ty będziesz podpalona!

— Nie! To tylko podpucha. Miałam ciebie złapać. To wszystko związane z moją pracą FBI.

— Kłamca i tonący może chwycić się wszystkiego, aby uratować siebie. Nie będę wierzył grzesznikowi. Zobaczysz jak twój mąż cierpi przez twoje grzechy.

Darii napływały łzy do oczu. Chciało jej się krzyczeć, lecz nie mogła wydusić, ani jednego krzyku. Wcześniej tego nie zauważyła, lecz ogień który był w kominku zaczął się palić. Wystawało z niego belka. Nie mogło być ich, więc musiała należeć do Psalmisty. Nie chciał wyciąć tylko na jej mężu psalmu. Chciał podpalić Darie tym ogniem, a Adrianowi wypalić jego piętno.

— Przestań ty walony pojebie!

— Dalej grzeszysz Dario…

Powiedział ze spokojem w jej stronę. Zaczął wyciągać belkę z wyrytymi literami. Daria krzyczała w jego stronę, lecz on sobie z tego nic nie robił. Cały czas mówił powoli Psalm i szedł w stronę Adriana. Dalej był nieświadomy niczego, lecz taki ból nagły, który by musiał poczuć na pewno by go obudził.

— Przysięgam, że to była naprawdę podpucha na ciebie! Ten przycisk tam miał wezwać wsparcie, które miało ciebie zaaresztować! Przysięgam!

Psalmista lekko się zdziwił. Teraz na jego twarzy zaczął pojawiać się gniew. Daria nie zauważyła tego od razu, lecz w końcu wywnioskowała, że tylko pogorszyła swoją sytuację.

— Działasz przeciwko mnie! Więc jesteś moim wrogiem! Zbluźniłaś przeciwko moim działaniom!

Z większą szybkością szedł w kierunku jej męża, lecz nagle przestał i nacisnął przycisk, który wzywał wsparcie. Przez jej radio powiedział: Psalmista jest tutaj. Daria i Adrien byli wciąż związani. Psalmista tylko siedział zawiedziony w ich fotelu. Kiedy usłyszał liczne syreny policyjne, które były już prawie pod domem, był na kolanach z rękami z tyłu głowy, bez żadnych emocji oprócz rozczarowania. Wpatrywał się tylko w drzwi. Daria patrzyła głównie na Adriana, który całkiem zaczął się budzić. Sprawiał wrażenie jakby nie pamiętał, co się stało przez ostatni czas. Odbicia świateł syren policyjnych i widok Darii związanej do krzesła sprawiły, że nagle się otrząsnął. Sam szybko oswobodził się w parę sekund. Podbiegł i rozwiązał Darię. Kiedy był odwrócony do Psalmisty policja zaczęła wyważać drzwi. On się skupił na tym, aby przytulić i ucałować Darie. Nic się więcej dla niego nie liczyło. Jak mógł pozwolić, aby ich sąsiad miał prawo ich skrzywdzić. Nie da więcej skrzywdzić Darii nikomu. Nikomu z nich. Ktokolwiek by to nie był.

Policja natychmiast zaaresztowała Psalmistę. Nie obchodzili się z nim ulgowo. Wszyscy go wyprowadzali. Kilku z sąsiadów Darii nie mogło uwierzyć, że ich dobry i miły sąsiad, jest wyprowadzany przez tyle jednostek. Każdy na miejscu plotkował, że to on był Psalmistą. Ten się niczym nie przejmował i dalej bez żadnego uczucia pewnie dawał się prowadzić policjantom. Wszyscy wsiedli do wozu. Na twarzy miał kaganiec dla ludzi oraz był przywiązany, aby nie mógł się ruszyć. Nie mieli zamiaru się obchodzić z nim ulgowo.

Na sygnale i w konwoju wszyscy zajechali już pod siedzibę FBI. Wszyscy byli przejęci, że prowadzą Psalmistę. Davis się lekko wzdrygnął, gdy zobaczył osobę odpowiedzialną za tyle zabójstw.

— Zabierzcie go do pokoju przesłuchań. W międzyczasie my jedziemy sprawdzić stan mojej agentki.

Powiedział Davis. Agenci sprawnie i szybko wykonali rozkaz swojego dowódcy. Davis zmienił zdanie i pomyślał, że zrobi to jutro rana wraz z Azarothem. Oboje pojechali do domu chwilę później a Psalmistę zostawili w pokoju przesłuchań.

— Dario nie pozwolę aby kiedykolwiek wydarzyła ci się krzywda.

Powiedział jej mąż. Chciał pokazać jej własny komfort ale winił siebie, że nie udało mu się obronić swojej żony. Bardzo był zły na siebie o to.

— Nie musisz się o to martwić. Potrafię o siebie zadbać. Takie sytuacje to norma. Ważne, że nam nic się nie stało.

Tymczasem Psalmista zaczął odmawiać psalmy w pokoju przesłuchań. Policjanci którzy byli obok nie kryli dosyć widocznego zażenowania i zdenerwowania. Jeden w końcu nie wytrzymał i podszedł w jego stronę. Ten jakby wyciągnięty z jakiejś sesji lub stanu w tym samym momencie wyskoczył w błyskawicznym tempie i skręcił kark policjantowi. Wcześniej kiedy się poddał przemycił małą pinezkę. Teraz ja wykorzystał. Drugi policjant był w szoku. Nie spodziewał się tak szybkiej reakcji, osoby która była wcześniej skrępowana.

Szybko stracił życie. Psalmista zamknął oczy i ściągnął swój kaganiec. Czuł się przy tym świetnie. Czuł w sobie boską siłę, która każe mu karać winnych. Uśmiechnął się diabolicznie i wyszedł z pokoju przesłuchań. Wcześniej wziął ubranie policjantów, więc nie rzucał się w oczy dla większości. Każdy mógł myśleć, że to tylko nowy policjant, nowy agent lub pracownik. O to chodziło Psalmiście. Swobodnie przechadzał się po korytarzach. Kiedy w końcu był przy finalnych drzwiach otworzył je używając karty.

Przed nim było bardzo widoczne zaciemnione pomieszczenie. Mimo całej ciemności widział kto jest Panem tego mroku. Poczuł intensywny zapach dymu, który przechodził przez celę. Po ciemku znalazł włącznik światła i ujrzał tego, kto był pośrodku. Komu nie straszny był mrok czy samotność. Słowa, które usłyszał się potwierdziły. To był Oskar Bryła. Oznacza to, że jego obawy się potwierdziły. Służby współpracowały z największym grzesznikiem jakiego znał. Wpatrywał się tylko w niego i miał wyraz pogardy na oczach. Oskar przywlekł do takich wyrazów. Nieustannie ktoś tak patrzył na niego. Do wszystkiego się można przyzwyczaić i właśnie dlatego Oskar stał się silny. Nikt nie znał jego przeszłości. Tylko on sam.

Psalmista dalej nie zmieniał pozycji. Oskar w końcu popatrzył na niego i zapytał, choć oboje z nich wiedzieli, że to było stwierdzenie.

— Witam Psalmisto.

Zaczął optymistycznie i z uśmiechem, który Psalmista na pewno zapamięta do końca życia. Oskar Bryła nie był zwykłym przeciwnikiem z którym się mierzył, lecz musiał być znakomicie doinformowanym, jeżeli wiedział kim jest, a widział go tylko w kradzionym mundurze.

— Musisz mnie znać. Domyśliłem się. Ale ja znam twoje grzechy.

— Nie wątpię.

— Ile ich jest Oskar? Powiedz szczerze.

— Grzech ma swoją przyczynę Ben. Pewnie wiesz.

Tym razem Psalmista zamrugał, kiedy Oskar znał jego imię. Nie zwracał uwagi na niego a na jego celi wywarł jeden napis. Psalm 60. To on miał być sześćdziesiątą ofiarą Bena. Kiedy na celi napis był bardzo widoczny zgasło światło. Do pomieszczenia weszła ochrona. Psalmista w mroku również patrzył się na swoją sześćdziesiątą ofiarę. Kiedy ochrona weszła on zaczął wszystkich zabijać. Sześciu ochroniarzy odeszło próbując go powstrzymać. Nikt nie dał rady i sobie nie poradził. Psalmista był w swoim żywiole. Nie miał sobie równych. Był idealistą. Podobnie jak Oskar. Znaczyło to, że ich cele były dla nich najważniejsze. Nie liczyło się dla nich to czy będą złapani czy pokonani. Idealista nie ma takich słabości, że rezygnuję ze swoich celów. Ben się uśmiechnął. Oskar odpowiedział tym samym. Ciała leżące na podłodze coraz bardziej zaczęły krwawić. Psalmista nie zwracał na to uwagi. Zaczął uciekać w kierunku wyjścia. W międzyczasie znalazł miejsce gdzie przechowywane były kluczyki do wozów. Szybko i śmiało wziął ten, który pasował do auta, które było zaparkowane na środku.

Jeden z techników, który był w innym pomieszczeniu oglądał wszystkie wydarzenia przez kamerę. Widok martwych kolegów i znajomych z pracy wprawił go w wielki szok i paraliż. Psalmista przez dłuższą chwilę idealnie wpatrywał się w kamerę. Technik czuł jak patrzy on w jego duszę. Mimo, że był wiele pomieszczeń od niego przeraził się niemiłosiernie. Sam poczuł własne grzechy. Czuł jakby jego własne grzechy miały go dopaść. Kiedy Psalmista ruszył dalej on widział go dalej jak się w niego wpatrywał. Jego tętno i serce biło nadzwyczaj szybko. Po jakimś czasie dostał ataku serca.

Daria świętowała z mężem złapanie kolejnego zbiega. Tym razem było jeszcze bardziej zadowolona, gdyż Psalmista był wielkim zagrożeniem, więc czekała na nią wielka nagroda. Adrien nie przestawał ją zadowalać. Każdy z nich znał skutki dobrych działań, lecz Azaroth miał cały czas ten sam skutek, nieważne kogo uratował.

Azaroth był smutny i samotny. Miał jednego przyjaciela, lecz znajomość była online. Przez Internet mogli pisać, ze sobą o wszystkim. Nie wytrzymywał tego, iż Oskar Bryła jest normalnie w celi. Po tym jak skrzywdził tyle osób. Ledwo radził sobie z rzeczywistością. Przyjechał smutny do domu, po złapaniu Psalmisty. Nie dbał o liczne sukcesy i bycie przystojnym tylko skupiał się na porażkach i niemiłych rzeczach. W domu czekał na niego niemiły widok. Jego młodszy brat leżał naćpany na ziemi. Miał na imię Jimmy. Podbiegł do niego czym prędzej i złapał go za szyję, aby sprawdzić czy oddycha.

— Jimmy … Wstawaj!

Krzyknął z troską w jego stronę. Nie chciał, żeby coś mu się stało. Miał tylko jego. Razem z nim uciekli od swoich złych rodziców. Po tym jak James został agentem, mieli za co żyć a wcześniej musieli sobie radzić. Przygarnęła ich jedna starsza kobieta. Była dobra, miła i życzliwa. Posiadała jedną wadę. Jimmy powiedział kiedyś Jamesowi dlaczego wziął się za narkotyki. W Waszyngtonie była jedna rodzina, która uciekła z jego państwa do Ameryki. Byli nawet objęci Programem Ochrony Świadków.

Mieli syna. Chodził do tej samej szkoły co Jimmy. On też nie miał przyjaciół i był samotny, więc zaprzyjaźnił się z Jimmym. Szybko stali się najlepszymi przyjaciółmi. W miarę otrzymywał wsparcie od swoich bliskich sąsiadów oraz brata Jamesa. Starali się spotykać u niego codziennie i opowiadać i żartować, aby zabić czas i wspomnienia. Przyjaciel Jimmiego opowiadał jak jego dalsza rodzina miała egzekucję na jego oczach. Wtedy poczęstował go narkotykiem i wciągnął w to bagno. James nie winił ani przyjaciela brata ani jego, lecz Oskara. To była jego wszystko wina. Któregoś dnia, gdy Jimmy przyszedł do przyjaciela zastał powieszonych rodziców z wyprutymi wnętrznościami oraz ich syna z wieloma magazynkami ołowiu w jego ciele. Gdyby nie fakt, że wiedział, że tam mieszka to by go nie poznał. Tak było zmasakrowane jego ciało.

Jimmy od tej pory chodził jeszcze bardziej przygnębiony. Nie wytrzymywał tego wszystkiego. Narkotyki stały się całym sensem jego życia. Kochał swojego brata, ale nie mógł walczyć ze swoim nałogiem. Stał się kolejną ofiarą tej zarazy Ameryki. James podszedł i zaczął resuscytację. Po kilku minutach Jimmy zaczął znowu żyć, choć w jego przypadku to bardziej istnienie niż życie. Azaroth odetchnął z ulgą i mocno odsapnął. Po raz kolejny musiał zostawić brata samego i iść do tej cholernej pracy. Wolałby tysiąc razy z nim spędzać czas, niż z tymi wszystkimi strasznymi ludźmi i sprawami.

— Rany … Jimmy. Przestraszyłeś mnie. Nie chcę zostawiać ciebie samego, ale wiesz, że muszę pracować.

Powiedział w jego stronę James. Jimmy podniósł brwi i odparł:

— Wybacz mi James. Nie chciałem tego Ci znowu zrobić. Nie chce, żebyś mnie takiego oglądał. Najpierw uciekliśmy od naszej cholernej rodziny, a teraz tyle się dzieję i działo…

Zaczął się lekko jąkać na końcu. Niełatwo mu było mówić o jego strasznej przeszłości. Jak każdy gówniarz myślał, że jest ofiarą i skupiał się tylko na tym. Nie chciał spojrzeć na różne rzeczy z innej perspektywy.

— Jimmy … Wiesz, że się staram. Zrobiłbym dla ciebie wszystko, ale nie rób mi tego więcej. Błagam!

Powiedział po jakimś czasie w stronę brata Azaroth. To wszystko była wina Oskara. Jimmy nigdy nie poszedł by w stronę narkotyków, gdyby nie widział, tego co zobaczył. Kiedyś zabiję tego skurwysyna, za całe cierpienia, które dał milionom ludzi. Azaorth popierał Srebrnego Wilka. Wiedział co zrobił. Wielu agentów z jednostek popierali go. Eliminował wielkich graczy. Nie bał się i był nieustraszony.

Teraz Oskar przejął jego inicjatywę. Nie ufał mu ani trochę. Srebrny Wilk robił to dla innych. Oskar Bryła dla zabawy i własnej korzyści. Kiedyś się na nim zemści. Jeszcze nie teraz, ale kiedyś nadejdzie ten dzień. Jimmy poszedł do swojego pokoju. Azaorth zaś chwilę odpocząć. Usiadł na swoim fotelu i włączył telewizor. Wziął swoją szklankę z Oktoberfest i nalał do niej piwa. Przez okno usłyszał dźwięk dobrze mu znanego silnika z auta policyjnego. Mogło być to inne auto, aczkolwiek on wiedział, że to było auto z jego agencji. Nie przejął się tym. Pomyślał, że dali mu dodatkową ochronę czy coś takiego. Następnego dnia miał się spytać Davisa o co z tym chodzi.

Nie wiedział, że to pod jego domem zaparkował Psalmista. Chciał ukarać każdego kto wiedział o Oskarze Bryle. Każdy kto współpracował z nim musiał zostać ukarany. Odsapnął w aucie. Zmówił kolejny Psalm i szybkim krokiem szedł w kierunku domu Azarotha. Zapukał do drzwi i pod pretekstem kuriera wszedł do jego środka. Azaroth podszedł bez namysłu. Nie słyszał on wcześniej jego głosu, więc nie mógł poznać, że to był on. Przyłożył oko do lusterka, gdzie widział tylko kawałek koszulki, w którą przebrał się Psalmista. Ukradł ją wcześniej z policyjnego wieszaka. Azaroth powoli i ze zmęczeniem otworzył drzwi. Wtedy ujrzał jego twarz. Otworzył bardziej szerzej swoje oczy. Adrenalina mogłaby zrobić swoje ale po bardzo długiej zmianie Azaroth ledwo chodził. Psalmista uderzył jego drzwiami. Były drewniane i masywne. Azaroth stracił przytomność.

Jimmy Pike mimo, że był w swoim pokoju usłyszał, że coś się stało. Wiedział co musi zrobić w tej sytuacji. James uczył go co ma zrobić w sytuacji, kiedy jemu lub jego bratu grozi niebezpieczeństwo. Pod poduszką miał bardzo długi nóż. Wyjął go i najciszej jak potrafił ukrył się za drzwiami. Nie mógł wydać ani jednego szeptu czy dźwięku. Udało mu się zapanować nad oddechem. Usłyszał zza drzwi dźwięki, jakie wydawało targanie ciała w jego kierunku. Usłyszał również recytacje psalmową, które mówił Ben. Nie znał przecież tożsamości i sprawy Psalmisty. Azaroth nie miał czasu mu jej opowiedzieć. Jimmy nie pytał go często o sprawy, które prowadził.

Wiedział na pewno, że to sytuacja w której jest teraz była niebezpieczna. Ale nie mógł stracić i brata. Usłyszał, że Azaroth ledwo żyję. Czyli musi być przytomny pomyślał sobie Jimmy. Psalm, który słyszał był tuż obok niego. To musiała być jego chwila. Nie mógł sobie pozwolić na błędy. Teraz odetchnął powoli i zamknął oczy. Z największą prędkością jaką mógł oraz adrenaliną, którą czuł na całym swoim ciele otworzył drzwi i gdy miał zaatakować nożem swojego przeciwnika nie stał on tam, gdzie był wcześniej. Znaczyło to, że gdy Ben skończył mówić swój psalm musiał szybko się przemieścić. Gdyby wykonał atak dwie sekundy wcześniej wszystko skończyłoby się prawdopodobnie lepiej.

Spojrzenia Bena i Jimmiego się spotkały. Jimmy odczuwał wielki gniew, kiedy zobaczył, że jego brat stracił przytomność. Zaczął biec w kierunku Bena, gdyż wciąż miał te małą chwilę jego zaskoczenia. Psalmista zrobił unik i popchnął Jimmiego w kierunku szafy. I szafa i Jimmy byli na podłodze. Jego nóż spadł gdzieś między drewno ze zniszczonej szafy. Ben zaczął kroczyć w jego kierunku. Szybko sięgnął po kawałek drewna z uszkodzonej szafy i zaczął uderzać Jimmiego. Ten zaczynał tracić przytomność i mimo, że jego przeciwnik był dużo większy to jeszcze dawał mu radę. Jimmy buł niski i chuderlawy, więc nie powinien mieć szans z Benem. Psalmista chwycił go mocno za szyję i podniósł do góry. Przerzucił jego ciało na drugi koniec pokoju w kierunku ściany. Jego ciało intensywnie odbiło się i dało się usłyszeć jakąś złamaną kość. Jimmy jęknął. Ben wykorzystał chwilę czasu i wyciągnął nóż. Już miał iść w kierunku Jimmiego, który ledwo się trzymał, kiedy ktoś przestrzelił mu oba kolana. Zawył z bólu. Nie miał czasu się odwrócić. Jimmy zauważył, że to była brunetka. Miała małe oczy i i białą twarz. Właśnie chowała swój pistolet. Uśmiechnęła się w kierunku Jimmiego i na jej twarzy zaczęło się odbijać syreny policyjne.

— Trzymaj się Jimmy. Zaopiekuj się bratem.

Powiedziała w jego stronę i zaczęła uciekać. Jimmy, który był w szoku podbiegł w kierunku Jamesa.

— James! James! James!

Krzyczał w jego kierunku, kiedy potrząsał jego ciało. Nagle do jego ust zaczął gwałtownie wciągać powietrze. Chwycił się za głowę z której cały czas czuł ból. Nagle popatrzył dalej i widział nad nim Jimmiego i Psalmistę, który ledwo oddycha i który się wykrwawiał. Natychmiast wstał i oślepiło go światło syreny policyjnej, które było już pod jego domem. Policjanci i sanitariusze zaczęli wpadać do mieszkania i zajmować się wszystkimi. Psalmista żył. Był obolały i rozgniewany, że nie udało mu się zemścić na innych grzesznikach. Najprawdopodobniej nie będzie mógł już chodzić. Nie powstrzyma go to w niesieniu jego boskiej misji. James siedział na tyłach karetki. Jimmy podszedł do niego i się razem zaśmiali. Oboje byli z siebie dumni. Wiedzieli, że mogło się to skończyć dużo bardziej tragicznie.

— James … Jesteś bardzo kiepskim policjantem — Zaczął żartobliwie Jimmy. Razem znowu się zaśmiali.

— Ha. Masz rację. Jak udało ci się go pokonać? Nie wiedziałem, że umiesz strzelać

— James … To nie byłem ja — Powiedział w końcu po jakiejś chwili. Poczuł wtedy jak ciężar spada z niego.

— Jak to nie ty?! To kto? — Odrzucił w jego stronę James. Nie spodziewał się, że jego brat powiadomi go od razu teraz.

— To była jakaś kobieta. Brunetka. Nie przyjrzałem się dobrze. Może ją znasz, ale uciekła od razu przed syrenami.

Na twarzy Jamesa malował się gniew. Musiało to oznaczać, że ktoś miał jego dom i rodzinę na oczach. Nie mógł czegoś takiego tolerować. Ta kobieta nie mogła uratować ich bezinteresownie. Ktoś się nimi interesował.

— Słuchaj Jimmy. Ostatnio złapaliśmy najniebezpieczniejszego człowieka z Europy. Dzięki jego współpracy złapaliśmy znacznych innych niebezpiecznych ludzi. Nie powinniśmy tego robić i to o czym Ci mówię jest najbardziej tajną informacją jaka jest. Sądzę, że może to być ktoś od niego. Uważaj Jimmy na siebie.

Jimmy wiedział, że James współpracuję z niebezpiecznymi ludźmi. Kto mógł być tym najniebezpieczniejszym człowiekiem z Europy. Na to pytanie pewnie nie pozna odpowiedzi. A nawet jeśli to nie chciał jej słyszeć. W Europie czaiło się wielu niebezpiecznych ludzi. Tak łatwo nie znajdzie i nie domyśli się kto był tym najgorszym. Dlaczego on? Tego też się prędko nie dowie. Wszystko w swoim czasie. Tymczasem w siedzibie FBI wszyscy już wiedzieli co się stało. Wielu płakało i było załamanych widokiem, który musieli zobaczyć. Oskar Bryła się niczym nie przejął. Taki widok to dla niego nic nowego. Nie mógł pokazywać słabości. Siedział dalej spokojnie we własnej ponurej celi. Pół uśmiech zaczął być widoczny na jego twarzy. Wszystko było tak jak być powinno. Daria i Azaroth, którzy przyszli razem na miejsce byli tak samo roztrzęsieni. Ten widok nigdy nie przestawał ich dziwić. Mimo ich wieloletniego stażu w końcu poczuli, że wszystkiemu winien był Oskar. Oboje podeszli do jego celi. Technicy dalej kładli płachty na ciała martwych ochroniarzy i policjantów. Azaorth agresywnie uderzył pięścią w szybkę kuloodporną gdzie przebywał Oskar.

— To wszystko twoja wina skurwysynie!

— Niczego nie zrobiłem James. Siedziałem cały czas tutaj. Na szczęście aresztowali go w twoim domu. Dobrze, że Jimmiemu się nic nie stało. Kto wie jaki ten świat jest niebezpieczny.

Oskar wiedział, że uderzył w czuły punkt. Na twarzy Jamesa malował się wielki gniew. Ten chuj musiał wiedzieć o wszystkim. Myślał sobie po cichu James. O siebie się nie martwi, ale tu chodziło o Jimmiego. Był zagrożeniem dla niego. Azaroth gniewnie biegł w kierunku drzwi awaryjnych. Nacisnął przycisk i Oskar został odcięty od reszty. Teraz tylko Daria mogła go powstrzymać. Kiedy szedł w kierunku przycisku usłyszał od Oskara słowa:

— To nie ja go uwolniłem. Ktoś musiał mnie wystawić. Ktoś, kto mnie nienawidzi bardziej od ciebie. Zastanów się James.

James nie słuchaj ani jednego słowa. Podał hasło, odcisk palca i drzwi do celi Oskara zostały otwarte. Ręce Oskara były skrępowane, więc tylko przygotował się na ciosy, które chciał wymierzyć mu James.

— Zniszczyłeś mi brata! Przez ciebie musiał oglądać koszmar, który zapoczątkowałeś! Jesteś zwykłą ludzką gnidą i tak zginiesz!

Oskar nie usłyszał wszystkiego wyraźnie, gdyż cała jego twarz była poobijana. Nie próbował się bronić. Tylko lekko przymknął oczy. Bicie go nie było dla niego czymś nowym. Od małego w miejscu gdzie on i inne dzieci były takie nie miał żadnego wyboru.

— Kiedyś zabiję ciebie za to! Nie skrzywdzisz więcej nikogo! Ty pieprzony psie! Będziesz cierpiał!

Oskar nie czuł bólu. On był jego definicją. Nikt tego nie mógł dostrzec. Tylko on wiedział czemu tak bardzo miał obsesje na punkcie Srebrnego Wilka i Card Killera. Jego obietnica dana komuś zobowiązywała go do tego wszystkiego co robił. Każdy znał tylko go jako ucieleśnienie zła. Było to przydatne, lecz jak każdy z nas aby stać się potworem twoje prawdziwe ja musi umrzeć. Każdy z nas ma w sobie potwora. Społeczeństwo i miłość go niweluję i tłamsi w środku. W przypadku Oskara stracił jedno a drugiego nigdy nie posiadał.

Do pokoju gdzie była jego cela zaczęła wpadać policja po którą poleciała Daria. Nie chciało jej się oberwać. Wspierała Azarotha i nienawidziła go tak bardzo. Nie chciała, żeby Jimmy ucierpiał. Obwiniała się o uwolnienie Psalmisty i robiła to słusznie. Ale o tym innym razem. Swoim działaniem stworzyła kolejnego potwora, który znajdzie utrapienie w swoim największym wrogu. To jeszcze nie teraz. Daria przeczuwała kłopoty. Ochrona i Davis, byli strasznie wkurwieni. Nie starali się tego ukryć. To było mało powiedziane.

— Do kurwy nędzy Azaroth! Nie wiesz jak bardzo on jest ważny! Opanuj się bo więcej nie będzie ostrzeżeń!

Azaorth z krwią na pięściach i czerwonymi śladami poszedł naburmuszony w odwrotnym kierunku. Davis spojrzał na Oskara i Darie. Pokręcił posępnie głową i wyszedł.

— Czy dostanę lekarza?

Zaczął Oskar, lecz nie dostał żadnej odpowiedzi. Daria wyszła i zamknęła jego cele i zgasiła światła. Azaroth wszedł do pokoju, gdzie lubił sobie zapalić. Mało kto o nim wiedział. Nie był prawie w ogóle używany. Azaroth go uwielbiał. Pozwalał mu się od stresować. Zaczął palić i w międzyczasie wyciągnął telefon. Napisał literę,,M” w wyszukiwarce kontaktów. Wyskoczył numer mamy. Niechętnie wypuszczając dym nacisnął przycisk zadzwonienia do niej. Sygnał dzwonił i dzwonił i nici. Żadnej reakcji. Po tylu miesiącach i latach nawet nie chcieli odebrać. Po ucieczce z Jimmym w ogóle nie widzieli swoich rodziców. Azaroth choć bardzo niechętnie ale próbował się porozumieć. Od nich nie było ucieczki. Nieważne gdzie będziesz skutki i wspomnienia ich zachowania zawsze będą wpływać na ciebie. Rodzina może być twoim największym sprzymierzeńcem, lecz może być również twoim największym przekleństwem. Azaroth gniewnie rzucił papierosa o ścianę. Dobijała go ta cała sytuacja. To oni powinni się zająć Jimmym. Nie mieli prawa sprowadzać tego ciężaru na niego. Był niewinnym dzieckiem. Nie zasłużył na to wszystko. Ani on ani Jimmy.

— Kurwa mać.

Rzucił szybko pod nosem i poparzył się kolejnym niedopałkiem papierosa, którego palił. W pomieszczeniu było dalej widać i czuć dym. James odłożył telefon, zapalniczkę i szybko wyszedł. Tęsknił za Jimmym. Musiał być przy nim a nie przy tej jebanej robocie. Ta praca ratowała może jeden na tysiąc przypadków. Po Oskarze mogło być to więcej, ale jak chwycisz diabła za rogi to gdy go puścisz diabeł się wścieknie. Po pospiesznym wyjściu ze swojego pokoju ruszył w kierunku wypełniania licznych dokumentów. Davis wciąż był na niego mocno wkurzony ale Azaroth się tym nie przejmował. Po kilku godzinach smutnej i samotnej odsiadki z robotą poszedł w kierunku parkingu i wsiadł do swojego samochodu. Pojechał w kierunku swojego ulubionego baru. Neony i reklamy alkoholi lśniły na całe pomieszczenie. W środku był bilard i rzutki. Każdy mógł się tu zrelaksować po ciężkim dniu. Azaroth padał psychicznie. Siadł i już miał się odezwać, lecz kobieta obok niego powiedziała, że postawi mu piwo.

Ten nagle poczuł przypływ energii i się uśmiechnął. Miała blond włosy. Torebkę Tommiego Hilfingera i srebrny damski zegarek.

— Ja stawiam kolego. Wyglądasz jakbyś miał bardzo ciężki dzień.

— Żebyś wiedziała. To trochę mało powiedziane.

— Możesz za to postawić mi rzutki.

— Brzmi rozsądnie.

Po czterech piwach na głowę od razu wzięli się za rzutki. Grali przez kolejne trzy godziny. Azaroth w ogóle nie wychodził na miasto. Było to bardzo rzadko i tylko w wyjątkowych przypadkach. Na przykład takich jak dzisiaj.

— To gdzie pracujesz?

— W FBI.

— Nie wierze, że gram w rzutki z agentem.

— Jeżeli nie jesteś z Rosji to możemy razem zagrać.

— Dobrze, jak postawie ci kolejne piwo opowiesz mi o akcji, gdzie uratowałeś najwięcej ludzi?

— Nie musisz mnie namawiać.

Po kilku udanych rzutach Azarotha Amelia bo takie było jej imię była zaskoczona i zdziwiona, że Jamesowi tak bardzo udało się wygrać z nią w rzutki. Jak powiedziała tak uczyniła. Postawiła mu kolejne piwo a James zaczął opowiadać jej o swoich akcjach.

— Nie wierzę, że uratowałeś Kongres …

— Ma się ten talent.

— Skąd wiedziałeś, że tam będzie atak?

— Dostaliśmy informacje spod zaufanego źródła.

— Ktoś musiał mieć nie lada wpływy aby wiedzieć kto i gdzie podstawi bombę w takim miejscu. Widzę, że współpracujesz z niebezpiecznymi ludźmi James.

— Taka praca. Nic nie poradzisz. Gdybym mógł to bym stąd uciekł ale nie mogę.

— Ja też, choć nie mam tak super pracy jak twoja.

— Nie wątpię, choć na pewno nie chciałabyś pracować gdzie ja. Jak opowiadam to wszystko może wyglądać świetnie. W rzeczywistości to wszystko cię niszczy i pożera od środka.

— Mówisz o świadomości jak wielkie potwory czają się w odmętach tego świata i państwa?

— Wiele rzeczy widziałem i słyszałem. Nie chciałabyś wiedzieć jak niektórzy potrafią być straszni i bezduszni.

— Masz pewnie rację. Ale nikt się nie rodzi potworem. Ludzie się nimi stają. Tak myślę.

— Bardzo możliwe, ale nic takich ludzi nie usprawiedliwia.

James zaczął wychodzić z Amelią z baru. Zaproponował jej, że ją odwiezie. Ta tylko się uśmiechnęła i odmówiła. James wziął jej numer i odszedł lekko zadowolony w kierunku domu i Jimmiego. Jego brat był bardzo zdziwiony czemu James tak długo nie wraca do domu. Zaczynał martwić się o brata. Kiedy usłyszał, że ktoś majstruje przy zamku szybko chwycił jego pistolet. Zamknął oczy i wziął oddech. Był gotów strzelić. Drzwi się otworzyły a przez nie Jimmy zobaczył swojego uśmiechniętego brata.

— James. Nie strasz mnie tak. Myślałem, że coś ci się stało.

— Spokojnie Jimmy. Spędziłem miły czas w barze i w rzutki.

— Nie wątpię, ale daj następnym razem mi jakiś znak. Znalazłeś jakiś trop w sprawie tej kobiety, która była w naszym domu?

— Jeszcze nie Jimmy, ale rozprawiłem się z tym dla którego mogła pracować.

— Czyli znasz tą osobę?

— Nie Jimmy, lecz ten kto stoi za nią jest potężny. To mało powiedziane. Nie uwierzyłbyś mi, gdybyś wiedział kto to jest.

— James. Proszę cię. Powiedz mi. Zasługuję, aby wiedzieć.

— Przerośnie ciebie to.

Tymczasem Oskar Bryła w swojej celi zaczął wprowadzać swoją dalszą część planu. Wszystko zależało od niego. Popatrzył się idealnie w kamerę i powiedział, że Davis musi z nim porozmawiać. Oficer zobaczył, że w końcu mają jakiś postęp. Davis z nadzieją jak polityk, kiedy prezydent popiera jego partię szedł w jego kierunku. Stanął przed jego celą. Kazał ją otworzyć. Jego ludzie od razu wykonali polecenie. Davis kazał go rozkuć. Po wielu wielu godzinach Oskar w końcu stanął na nogi i nie był skuty.

— Od razu lepiej Davis.

— Chciałeś ze mną porozmawiać.

— Tak chciałem.

— Wiem, że nie poddałbyś się dobrowolnie. Czemu to robisz i czemu chcesz ze mną rozmawiać?

— Czy masz mnie za potwora Davis? Odpowiedz szczerze.

— Tak.

— Czy myślisz, że jestem zepsutym człowiekiem przesiąkniętym złem?

— Bez wątpienia.

— Rozumiem. Przypłynąłem tu ponad rok temu. Wiesz co człowiek z moimi umiejętnościami robił tutaj przez cały rok?

— Byłeś tu przez ponad rok?! Walona straż graniczna. Nie mam pojęcia co mogłeś robić.

— Pomyśl przez chwilę Davis. Wytęż swój umysł. Podałem ci wiele nazwisk, które sprawiły i zadecydowały o twoim niemałym sukcesie. Uratowałeś kongres, zapobiegłeś korupcji i schwytałeś seryjnego mordercę. To wszystko w tak krótkim czasie.

— To prawda, lecz co z tego?

— Przez ponad rok zbierałem tyle informacji o każdym kto mógł być powiązany z jednym człowiekiem

— Co to za człowiek?

— Tego, którego nawet nie tyka wasz prezydent.

— Card Killer …

— Tak. To on. Przez rok człowiek z moimi możliwościami nie próżnował. Dowiedziałem się o wiele więcej niż wy przez ponad dwadzieścia lat. Jeżeli chcesz mojej pomocy pracuj ze mną, a razem zniszczymy Card Killera.

— Card Killer? Więc to o to w tym wszystkim chodzi?

— Tak Davis. Razem możemy zniszczyć jego organizacje cegła po cegle.

— Jak nie Tom to jego brat tak?!

— Ile ludzi moje doniesienia uratowały? Powiedz!

— Za mało, aby choć trochę zwrócić tych co zabiłeś!

— Nie bądź taki drobiazgowy Davis. Nikt praktycznie nie wie, że tu jestem. Pozwoliłem wiedzieć o tym bardzo niewielu.

— Czego chcesz w zamian?

— Wypuść mnie. Wiesz, że nie ucieknę i sam przyszedłem do was. Będziesz miał moje pełne wsparcie

Davis choć bardzo niechętnie czuł jakby podpisał cyrograf z diabłem. Określenie diabła Oskarem było obrazą dla diabła, lecz cóż. Davis nie mógł wybrzydzać. Następnego dnia jego ludzie będą musieli obejrzeć smutny widok. Wolnego Oskara.

Kolejny dzień dla każdego wydawać się miał tak samo jak każdy inny. Oskar w ich więzieniu jako źródło cennych informacji. Nowa sprawa. Nic więcej. Daria, Azaroth, Davis byli już na odprawie. Była tam siatka rozłożona na tablicy owinięta w wiele nitek, które prowadziły do jednego człowieka. CARD KILLER. Jego pseudonim był widoczny i drukowanymi literami na samym środku. Zarówno Daria jak i Azaroth podnieśli brwi na widok siatki, która była przed nimi.

— Szefie? Nie rozumiem. Ścigamy Card Killera? — zapytała spokojnie Daria.

— Nie damy rady zniszczyć Card Killera. Nikt go nie tyka. Nawet nasz rząd.

— Nie sami.

Powiedział wolno chodzący Oskar z większą brodą i okularami przeciwsłonecznymi. Daria i Azaroth byli oburzeni, że takie bydlę chodzi na wolności.

— Co ta gnida ludzka robi na wolności?

Powiedział Azaroth, który nakreślił swoje słowa palcem skierowanym w jego stronę. Na jego twarzy malował się gniew ale nie mógł tym razem pozwoli, aby wziął on górę. Nie dziś.

— Pomyśl co z moją wiedzą mógłbyś upolować James. A ten tutaj mężczyzna jest niebezpieczny i to nawet dla mnie.

— Jakim prawem będziemy współpracować?! — Oburzyła się Daria. Ta również nie dowierzała w całą sytuacje.

— To nie wasza decyzja. Wydałem rozkaz. Niechętnie, ale go wydałem. Macie go wykonać do kurwy nędzy. Mamy przy sobie kurę znoszącą złote jaja.-

Podsumował Davis. Po części czuł wstyd, lecz perspektywa awansu bardzo go radowała. Jakby mu się udało zniszczyć Card Killera, każdy by się go bał. Nie w takim stopniu jak Srebrnego Wilka, lecz wciąż. Niszcząc Card Killera naraziłby się na gniew Srebrnego Wilka, który z każdą chwilą rósł w siłę. Nie chciał być jego wrogiem, ale czasem trzeba iść na całość. Bał się o swoją przyszłość. Nikt rozsądny nie wypowiada wojny Card Killerowi. Davis był inny. Wstał z krzesła swojego biurka. Wziął głęboki oddech i odpalił cygaro w swoim biurze, które podał Oskarowi. Ten wciągnął zawartość do środka i wypuścił dym przy swoim celu. Podniósł powoli brwi i zaczął mówić.

— Wszyscy wiemy kim jest Card Killer. Miną lata kiedy zniszczymy jego imperium bo od tego musimy zacząć. Bez niego straci wszystko. Nie poleci do brata z wiadomych przyczyn. Będzie szukał zemsty, tam gdzie zaczął czyli w San Francisco. Większość sądzi, że nie żyję. To atut, który będzie dla nas bardzo przydatny.

Oskar znowu wciągnął cygaro do środka i wypuścił dym. Był zdeterminowany i zamyślony. Nie łatwo było rządzić państwem a i miał pod sobą całą armię, która wiedziała co ma robić. Już miał coś powiedzieć, lecz przerwał mu Azaroth, z którego zdziwienie nie spadało z twarzy.

— Od czego zaczniemy śmieciu?

Oskar był zdziwiony. Gdyby byli sami to James by nie powiedział mu tego, ale w towarzystwie FBI to co innego. Teraz lekko się uśmiechnął i popatrzył swoim wzrokiem zawiedzenia na Jamesa. Azaroth gdyby dbał o opinie innych poczułby się zażenowany, ale miał to po prostu gdzieś.

Rozdział 3– Początek polowania

Oskar wskazał na jedno nazwisko. Mathew Lizard. Darii i Azarothowi to nazwisko nic nie mówiło. Os odsapnął i zaczął mówić.

— Zaczniemy od Mathew Lizarda.

Zaczął powoli Oskar. Obrzucił wzrokiem pozostałych, którzy byli w Sali. Nie sądził, że kiedyś będzie współpracował na taką skalę w FBI. Musiał to zrobić. Któregoś dnia świat pozna o nim prawdę ale jeszcze nie dzisiaj ani za przypuszczalnie dwadzieścia lat.

Mathew Lizard. Człowiek warty kilkadziesiąt miliardów. Bankier elit. Al Kaida czy ISIS lub inne jednostki śmiało korzystały z jego usług. Przyjmował każdego. Nie ważne czy byłeś najbardziej poszukiwany czy rządziłeś całym krajem. Jeżeli potrzebowałeś wsparcia mogłeś liczyć na Mathhiasa.

— Kim jest Matthew Lizard?

Spytała Daria. Oskar powiedział co wiedział o nim i z grymasem na twarzach ruszyła wraz z Azarothem i Oskarem na polowanie.

— Jak chcesz go powstrzymać? — zaczęła Daria.

— Nie będzie łatwo. To profesjonalista. — Odparł jej Oskar.

— Myślałam, że ty też — teraz się lekko zaśmiała.

— Oczywiście, że jestem. To, że coś nie jest łatwego nie znaczy, że nie jest do zrobienia. Każdy z nas zrobi wszystko, jeżeli ma odpowiednią motywację. Ja taką posiadam.

— Jak chcesz go pokonać?

— To proste. Wystarczy, że napadniecie na jeden z jego magazynów w którym są pieniądze lub dowody na jego klientów.

— Jak to zrobimy? I który to magazyn?

— Do tego potrzebujecie mnie … Musicie mnie wypuścić.

W pokoju dało się wtedy usłyszeć parsknięcia i kołysanie głowy Azarotha i reszty. Niestety każdy z nich wiedział z czym się równa usunięcie Mathhewa. Oskar do tego zadania musiał być wolny. Każdy niechętnie z połączonym uczuciem gniewu i pogardy oraz wstydem wypuścili Oskara. Wciąż miał w sobie nadajnik o lokalizacji. Wyprowadzili go tylnym wyjściem z workiem na głowie. W samochodzie w którym później siedzieli Azaroth przekazał Oskarowi jego telefon. Cały czas wszyscy z zespołu go obserwowali. Nie mogli go stracić. W aucie było jeszcze dwóch agentów, którzy mieli zostać w aucie. Oskar podał adres i wszyscy pojechali w kierunku magazyny, gdzie był Matthew. Zaparkowali niedaleko magazynu i z lornetki obserwowali miejsce w którym był Matthew. Dało się go wypatrzeć z ich pozycji.

— Bardo i Azaroth! Idziemy! Wasza dwójka innych agentów wy macie mieć na oku Oskara!

Krzyczał Davis w stronę pracowników. Davis nie był głupi. Co to dla Oskara dwójka agentów? Jakby chciał mógłby ich zabić. Drugi samochód FBI był tuż za nimi a przed nimi został wezwany oddział antyterrorystów. Davis Bardo i Azaroth ruszyli z całym oddziałem antyterrostycznym w kierunku Matthewa. W magazynie zastali sterty papierów, pieniędzy i kokainę. Wielu pracowników Lizarda zostało aresztowanych z miejsca. Antyrerroyści oraz reszta FBI się nie zatrzymywali. Biegli w stronę Matthewa. Po paru próbach wywarzyli drzwi. W środku nie znaleźli nikogo. Wszyscy wcześniej dosłownie tam byli, gdyż widzieli ch przez lornetkę. Davis zaklął pod nosem i kazał reszcie zabezpieczyć dowody. FBI ruszyli kierunku trzech monitorów na środku pokoju. Widzieli tam monitoring obiektu. W oddali zauważyli dwa auta w których była ich drużyna agentów oraz ten w którym był Oskar. Monitoring nadawał na żywo i nagle oba samochody eksplodowały na komputerze.

Tym razem każdy z nich krzyknął wulgarne słowo i jeszcze szybszym ruchem pobiegli w kierunku dwóch aut. Kiedy opuścili magazyn widok stał się prawdą. Z niczego nagle ich dwa samochody eksplodowały. Na miejscu Oskara znaleźli spalony szkielet. To samo było z agentami z auta za nim. Davis chwycił się za głowę i ze złości kopnął w spalony wrak samochodu. Auto jeszcze trochę się paliło. Żar zmusił ich do opuszczenia miejsca. Poszli w kierunku gdzie miała być ewakuacja awaryjna. W nerwach i adrenalinie przebiegli kilometr w parę minut. Wsiedli tam do zapasowego samochodu i ruszyli w kierunku ich agencji. Na miejscu sporządzili dokumentację i wciąż w nerwach dochodzili do siebie po tym co się stało. Pracownicy Matthewa których złapali nic im nie powiedzieli. Davis przeglądał materiał z komputera i natknął się na interesujący fragment z monitoringu. Dosłownie kiedy wysiedli z auta Matthew dostał jakiś telefon i zaczął uciekać z swojej siedziby w kierunku jakiegoś podziemnego przejścia czy miejsca o którym Davis nie wiedział.

Davis nie chciał odpuścić. Tyle jego dobrych ludzi nie umarło na darmo. Szukał i szukał nagrań z okolicznych kamer. W końcu znalazł coś go bardzo przykuło jego uwagę. Matthew Lizard cały mokry z potu i stresu wsiada w biegu do jakiejś limuzyny. Davis nie widział kierowcy ani pasażera. Znaczyło to, że ktoś musiał mu dać cynk. Dalsza trasa to ślepy zaułek, gdyż kończyły się tam kamery. Davis zaczął szukać czegoś w dokumentach, które przechwycili.

Tymczasem Oskar kazał swojemu kierowcy przyspieszyć i zgarnąć Matthew Lizarda. Szybko otworzył sobie sam drzwi i wskoczył do jego limuzyny. Oskar siedział w środku bez emocji. Nagle uśmiechnął się w stronę swojego drugiego pasażera i powiedział:

— Masz szczęście Matthew, że ostrzegłem ciebie w idealnym, momencie. Dostałem cynk z zaufanego źródła w FBI.

— Nie wiem jak ci dziękować Oskar.

— Nie musisz Matthew. Znamy się od lat.

Kierowca szybko ruszył wraz z bezpiecznym Oskarem i Matthewem. W końcu Oskar zaczął zadawać pytania, na które musiał poznać odpowiedzi.

— Matthew. Uratowałem cię od pewnego aresztowania.

— To prawda Oskar. Proś o co chcesz!

— Moja prośba będzie duża.

— Dzięki tobie jeszcze żyję. Spełnię każdą twoją prośbę.

— Potrzebuję informacji o przeciwnikach Srebrnego Wilka, o Card Killerze i o Opiekunkach.

— Na to ostatnie praktycznie, nie masz co liczyć. Jestem wdzięczny, ale nawet ja mam swoje granice. Resztę mogę ci śmiało załatwić.

— Dziękuję Matthew. Obyśmy się spotkali w innych okolicznościach.

Powiedział Oskar i kazał kierowcy przyspieszyć. Jego limuzyną ważyła i miała opancerzenie oraz była w stanie przetrwać wybuch. Przynajmniej powinna. Oskar zostawił Matthewa przy dalszym motelu i opłacił mu pokój przez następny rok. Oczywiście dał mu po prostu tyle pieniędzy. Zapłacenie od razu całej kwoty mogło wzbudzić podejrzenia, ale ich Oskar nie chciał. Po pożegnaniu zostawił Matthewowi kilka butelek whisky, parę cheeseburgerów i pięć butelek spirytusu.

Jechał ze swoim kierowcą w stronę, gdzie musiał zaplanować kolejne swoje posunięcie. W końcu ktoś się dowiedział o nim i chciał go zabić. Nie przeszkadzało mu to w zabiciu innych agentów i federalnych. Przeżył wybuch i atak, tylko dzięki swojemu sprytowi i wyczuciu. Pewnie reszta uważa, że to Oskar Bryła był winny zabiciu reszty agentów. Trudno. Uwielbiał kiedy każdy wokół niego kultywowała jego niesławę, lecz w tym wypadku mógł sobie na to nie pozwolić. Nie w każdym przypadku musiał być tym złym. Owszem był nim, ale nie przez cały czas.

Daria Bardo opłakiwała śmierć przyjaciół i znajomych w wyniku dzisisiejszego ataku z Adrianem. Mąż próbował ją pocieszyć. Jej nienawiść w kierunku Oskara była jeszcze większa. Nie minęło zbyt długo aby się pozbierała, lecz wiedziała, że w końcu ktoś kiedyś go powstrzyma.

Azaroth znowu poszedł do baru, gdzie barmanka pozwoliła mu dziś pić ile chciał bez względu na koszty. Widziała jak bardzo smutny i zawiedziony był James. Po kilkunastu shotach wódki z lekko opóźnioną reakcją usłyszał obok siebie strzał i nabój, który strzelił w stół zamiast niego. Jego refleks rzucił go za osłonę, którą został przywrócony stół. Tak naprawdę to Amelia wyskoczyła zza niego i przewróciła stół aby go chronić. Na niecałą chwilę krzyknęła do Jamesa aby uważał. Wyciągnęła swój pistolet i ostrzeliwałą wrogów i napastników. James również wyciągnął broń i nie widząc strzelił chybiając w gaśnicę, która po strzale z pocisku wystrzeliła parę z siebie, która wytrąciła dwa karabiny napastnikom. Amelia była pod wrażeniem. Kiwnęła głową i wykorzystując granat oślepiający mocno uszkodziła wzrok przeciwników. Ich chwila nieuwagi wystarczyła aby oboje mogli uciec do samochodu Amelii.

Daria kiedy była w domu odebrała telefon, który kazał jej uciekać bo armia idzie po nią. Myślała, że to na początku ludzie Oskara, lecz później stało się to niepewne. Wybiegła z Adrianem przed dom i widziała jak wrogie wozy już podjeżdżają i chcą ich skrzywdzić. Kiedy Adrien i jej całe życie migło jej przed oczami została wciągnięta do limuzyny i słyszała strzały za nią. Swoją uwagę i wzrok skupiała na Adrianie. Liczyło się tylko, że on jest bezpieczny. Nagle straciła przytomność. Obudziła się gdy poczuła jak limuzyna w której jechałą się zatrzymała. Zaczęła ją boleć głową. Czyjeś ręce lekko ją dotknęły i z amoku zobaczyły czyje to były dłonie. Nie Adriana, lecz Oskara. Chciała go natychmiast uderzyć, lecz tym razem Adrien wziął ją i kazał się uspokoić. Ponownie ją pocałował i razem wyszli z limuzyny.

— Gdzie jesteśmy morderco!?

— Spokojnie Dario. Gdybym chciał, abyś zginęła już byś dawno nie żyła. Zabieram ciebie i resztę do nowego centrum dowodzenia. Chwilowego …

Odpowiedział w jej stronę Oskar. Był lekko naburmuszony atakiem na jego nowych ludzi. Chcieli czy nie byli na łasce Oskara. Daria wciąż była zdenerwowana na Oskara. Nie ufała mu ani trochę. Z każdą chwilą spędzoną z nim nienawidziła go coraz bardziej. Na szczęście jej mąż szedł tuż za nią. Złapał ją za rękę. Od razu czuła się bezpieczniej. Razem weszli do dziwnie wyglądającego miejsca na uboczu z dala od cywilizacji. Oskar i paru jego ludzi było przed nią i Daria zauważyła jak każdy z nich ma broń. Jeden z jego ludzi zapukał do drzwi. Nie chciała uczestniczyć w akcjach tego śmiecia. Miała przeczucie, że coś zaraz się wydarzy złego. Jeden z bramkarzy, kiedy zobaczył kto przyszedł się wzdrygnął. Otworzył drzwi i miał zamiar ich przeszukać lub zabrać broń, lecz ledwo się ruszał. Stał i wyglądał jak sparaliżowany.

— Chyba nie musisz nas przeszukiwać synku… Idź do domu zrobić sobie wolne. Zrób sobie mocnego drinka i wpadnij tu jutro o tej samej porze.

— Dziękuje Oskar.

Bramkarz od razu wyszedł a Oskar dumnie i z ponownie diabelskim uśmiechem szedł do swojego wroga jak do siebie. W klubie nie było nikogo, oprócz jego przeciwniczki, którą miał zabić. Daria szła z Adrianem cały czas za nimi. Rzuciła okiem na ochroniarza, który wyglądał kiedy uciekał, jakby wygrał los na loterii. Weszli do głównego pomieszczenia.

— Witaj Anno — Zaczął miło Oskar. Daria jeszcze nie przeczuwała co zrobi.

— Witaj Oskarze. Czym sobie zasłużyłam na te piękną i niespodziewaną wizytę. Nie wiedziałam, że jesteś w Ameryce. Mogłeś się odezwać. Myślałam, że zginąłeś.

— Wszystko by było piękne Anno. Wiesz co? Pamiętam jak zastrzeliłem tutaj twojego brata. Idealnie tam gdzie teraz stoję — Oskar znowu się uśmiechnął i coraz bardziej spoważniał — Pamiętam jak był twoją ostatnią nadzieją i rodziną. Musiałaś oglądać jego egzekucję i zakazałem ruszać jego ciała z twojego biura. Ile to minęło? Rok? Więcej?

Oskar znowu się uśmiechnął. Zaśmiał się pod nosem. Podszedł do Anny na której twarzy zaczęły pojawiać się łzy. Co to za potwór pomyślała sobie Daria. Co ta kobieta mu zrobiła. Po części jej współczuła. Adrien wydawał się bardziej przestraszony niż ona. Oskar podszedł jeszcze bliżej Anny i czule jak kochający ojciec chwycił ją za policzki. Anna zamknęła oczy i nie mogła dłużej kontrolować łez. Na twarzy Oskara zaczął pojawiać się jeszcze bardziej diabelski uśmiech i radość.

— Po kilku miesiącach jego ciało naprawdę zgniło. Jak sobie wytrzymywałaś z tym zapachem? Spędzałaś tu dużo czasu?

— Jaki jest twój problem Oskar!

Krzyknęła z zamkniętymi oczami Anna. Nie mogła przebywać dłużej w jego towarzystwie. Oskar ściągnął czule i powoli dłonie z jej twarzy i lekko się odsunął. Wyglądało to jakby to było zachowanie ojca, ale przecież on ją zniszczył. Boże nie chcę tego oglądać pomyślała sobie Daria. Nikt nie zasłużył na los tej dziewczyny. Nagle na twarzy Oskara zauważyła gniew. To wszystko była jak jedna chwila, kiedy Oskar wyciągnął broń i zaczął mierzyć w jej głowę.

— MAM UWIERZYĆ, ŻE NIC NIE WIEDZIAŁAŚ O ZAMACHU NA MNIE?!

Krzyknął w jej kierunku. Zarówno ochrona Oskara jak i Anna zaczęli coraz bardziej się bać. Daria z Adrianem próbowali się lekko cofnąć.

— ANI KURWA KROKU!

Powiedział nawet spokojnie Oskar w stronę Darii i Adriena, mimo, że na jego twarzy wciąż było widać gniew.

— Tylko osoba najbardziej zdesperowana z wiedzą i wpływami zorganizowałaby zamach na agentów FBI i mnie. Zapytam tylko raz. Dla kogo pracujesz?

Powiedział w końcu z jeszcze większym spokojem, co chyba najwidoczniej jeszcze bardziej przeraziło wszystkich wokół. Ochrona Oskara wiedziała, że tak kończą jego przyjaciele i długo znani wspólnicy. Wiedzieli zatem, co dzieje się z wrogami.

— Zabij mnie Oskar. Przez całe życie nigdy nikt ciebie nie traktował poważnie. Jesteś tylko dzieckiem, które było skrzywdzone i przenosi to na innych. Nigdy nie zaznasz szczęścia. Nie pokonasz wszystkich swoich wrogów.

— Może i nie Anna. Ale ciebie nie spotka śmierć. Spotka ciebie los gorszy od śmierci. Żołnierze!

Krzyknął w stronę swoich ludzi Oskar. Ani na chwilę nie odwrócił wzroku od Anny. Dalej chciało jej się płakać i Daria bała się o jej los, choć w głębi duszy wiedziała, że pewnie umrze, lub spotka ją jakiś gorszy los. Daria się wzdrygnęła, kiedy żołnierze przynieśli trumnę z wypchanymi zwłokami jakiegoś mężczyzny. O nie. To musi być jej brat. To tylko Oskar może mieć taką wyobraźnię.

— Na pewno poznajesz te trumnę i tego kto w niej jest… Zabrać ją stąd! — Krzyknął i jego osiłki zaczęli wyprowadzać Anne. Oskar poprosił a właściwie rozkazał, aby zarówno Daria jak i Adrien szli z nimi. Wyszli tylnym wyjściem za miejscem, gdzie był rozkopany czyjś grób.

— Ostatnia szansa. Powiedz dla kogo pracujesz albo pogrzebie cię żywcem z twoim bratem. W końcu dotrzyma ci towarzystwa! Nazwisko!

Daria widziała jak w Annie coś pęka. Żołnierze Oskara cały czas ją prowadzili do trumny, gdzie była przygotowana koparka do zakopania grobu wraz z nią. Przez całą drogą wyzywała Oskara a ten stał niewzruszony. Stała już dokładnie nad trumną. Oskar tylko spojrzał na nią a w odpowiedzi usłyszał tylko, żeby się pierdolił.

Jego ludzie już wiedzieli co mają zrobić. Wsadzili ją do trumny, gdzie zwłoki jej brata wyglądały jak żywe i zamknęli ją wraz z bratem. Daria się obróciła i przytuliła Adriana, aby być odwróconą od tego strasznego widoku. Adrien stał zszokowany i przestraszony jak słup. Daria słyszała jak wciąż krzyczącą Anne zasypuje koparka. W trumnie ledwo mieściła się jedna osoba a co dopiero dwa. Co musiała czuć? Daria nie mogła o tym myśleć. Jej nienawiść do Oskara zmieniła się przez chwilę w chęć bycia jak najdalej od tej osoby. Oskar parsknął ustami i kazał jego sługusowi podać mu jego cygaro i szklankę whisky z baru w którym byli przed chwilą. Oskar w końcu zapalając swoje cygaro, kiedy jego ochroniarz trzymał cały czas szklankę z whisky podszedł do Darii. Stał chwile obok niej i delektował się cygarem, kiedy ta była odwrócona i wtulona w Adriana.

— Taki los czeka każdego zdrajcę. Daria. Adrien. Musicie to zrozumieć. Ludzi takich jak ja się nie zdradza a tym bardziej nie próbuje robić zamachów. Nie radziłbym spiskować przeciwko mnie i uśmiechnijcie się. Razem gramy w tej samej drużynie.

Kiedy to mówił był uśmiechnięty jakby nic nie zrobił. Daria czuła, jakby krzyki Anny dalej były słyszalne. Zaczęła się trząść ale zebrała się na odwagę i odwróciła w kierunku Oskara. Ten wciąż uśmiechnięty wypuścił dym. Daria myślała czy to samo spotka ja. Miałą swój grzech. Psalmistę. Jeżeli Oskar się o tym dowiedział pożałuję swojej decyzji do końca życia. To nie mogła być zwykła prowokacja.

— Co takiego zrobiła naprawdę, że ją zabiłeś!

Powiedziała szlochająca Daria w kierunku Oskara, który już miał odejść…

— To co powinienem Dario. Tak jak ci mówiłem. To dopiero początek polowania. Grzechy każdego zostaną rozliczone. A teraz. Zajmijmy się ważniejszą kwestią.

Oskar tym razem nie odwracał uwagi od Darii. Pstryknął palcami w górze i powiedział telefon. Kilku z jego sługusów od razu podało mu trzy.

— Dario i Adrianie. Pamiętajcie, że jestem człowiekiem mojego słowa. Jak mówie, ze zaczynam polowanie to tak jest. A teraz zatrzymajcie się tu na kilka dni wróćcie normalnie do pracy. Ja będę waszym wsparciem.

— Ty potworze …

Powiedziała znowu Daria. Od razu poszła z Adrianem do środka. Nie chciała przebywać w towarzystwie Oskara ani chwili dłużej. Kątem oka zobaczyła jak jeden z jego ochroniarzy podaje mu płaszcz i podjeżdża jakiś kierowca. Adrien chwycił ją za rękę.

— Dla ciebie to pewnie normalność kochanie — Powiedział z lekkim sarkastycznym śmiechem Adrien. Daria mimo wszystko też się zaśmiała.

— Czasem nie wierzę Adrien w to co widzę. Jakim potworem trzeba było być aby tak krzywdzić ludzi.

— Wiesz co Dario? Wszystko ma swoją przyczynę. Nigdy nie znamy przyczyny dlaczego ktoś staję się kimś takim.

— Chciałabym zapomnieć o tym.

Adrien chwycił ją wtedy za włosy i mocno pociągnął ku sobie.

— W takim razie zerżne cię tak mocno, że zapomnisz jak się nazywasz.

Powiedział do ucha Darii, kiedy miałą zamknięte oczy z powodu pociągnięcia za włosy. Zaczął ją namiętnie całować. Daria aż stanęła na palcach. Szli razem do nowej chwilowej kryjówki mocno się całując. Kiedy otworzyli drzwi i zaczęli ściągać ubrania byli zaskoczeni, kiedy usłyszeli stłumiony kaszel. To był Azaroth i Davis.

— Może przejdziemy się na drugi koniec tej kryjówki. Nie szukajcie nas. Co wy tu w ogóle robicie?

— Na nas miał miejsce atak jak na ciebie. Chwilowo się tu ukrywamy.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 35.75