Rozdział I: Pamięć o księdzu Jerzym
Zabójstwo kapelana,,Solidarności” stanowi bez wątpienia największą tajemnicę Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, w której,,władza ludowa” wprawdzie zezwoliła na przeprowadzenie w tempie ekspresowym tzw.,,procesu toruńskiego”, nie mniej jednak nie wyjaśniła wszystkich wątpliwości, tak iż po 30 latach od tych tragicznych wydarzeń wszystkim stykającym się z tą sprawą nasuwają się mnogie i uzasadnione wątpliwości co do rzeczywistego scenariusza wydarzeń.
Ksiądz Jerzy Popiełuszko był chrystusowym bojownikiem o prawdę i prawa człowieka, który mawiał, iż:,,Bać się trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników jałowego spokoju.”.,,Benedykt XVI postanawiając o wyniesieniu na ołtarze Kapelana,,Solidarności” stwierdził, iż został On — uc- ciso in odio alla Fede — zabity z nienawiści do wiary”. Czy wersja jaką zaprezentowano nam na procesie prowadzonym w okresie od dnia 27 grudnia 1984 roku, do dnia 7 lutego 1985 roku w Sądzie Wojewódzkim w Toruniu, jest jedyna, nieomylna, opierająca się ustaleniom odmiennym?
Brunon Hołyst zdefiniował wersję śledczą jako:,,Założenie hipotetyczne organów ścigania karnego co do charakteru zdarzenia, przebiegu oraz celów i motywów działania.” Podobnie wypowiedział się Tadeusz Hanausek stwierdzając:,,Przyjmuje się, że wersja kryminalistyczna jest rezultatem procesów myślowych organów ścigania w postaci przypuszczenia stanowiącego alternatywną próbę wyjaśnienia jakiegoś zdarzenia, jego elementów i przebiegu, lub też przyczyny tego zdarzenia, a zwłaszcza jego sprawcy”. Wobec nie wyjaśnienia wszystkich istotnych okoliczności tej bulwersującej opinię publiczną sprawy, pojawiły się liczne głosy określające ten mord polityczny mianem:,,zbrodni założycielskiej III RP”, zaś poczynania rządu komunistycznego zostały zdefiniowane jako,,propagandowy cyrk”. Zadać sobie należy zatem kardynalne pytanie, czy uprowadzenie i zabójstwo księdza Jerzego Popiełuszki było jedynie ekscesem czterech funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, czy też częścią większej operacji, w którą zaangażowano dziesiątki funkcjonariuszy komunistycznych specsłużb? Kto miał odnieść, a kto odniósł korzyści ze zgładzenia kapłana zgodnie z paremią qui prodest? Za tą mulitpersonalną teorią zdaje się przemawiać analiza spraw operacyjnych o kryptonimach:,,Teresa”,,, Trawa”,,, Robot”, prowadzonych przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w latach 1985—1990. Nie sposób wykluczyć hipotezy, iż ta wielopoziomowa,,operacja specjalna” powstała przy współdziałaniu Służby Bezpieczeństwa oraz Wojskowych Służb Wewnętrznych.,,Piotrowski jest nosicielem tajemnicy — naziści nazywali taką osobę Geheimnistaeger.” Do takich właśnie ustaleń doszedł prawnik, który prawdopodobnie wie najwięcej o tej sprawie, jako prowadzący śledztwo — prokurator Andrzej Witkowski. Temu wybitnemu śledczemu z Lublina aż dwukrotnie odbierano sprawę, gdy były realne prognozy na poszerzenie ławy oskarżonych. Dziś wie, że przegrał, ale nie czuje się przegrany. Sprawa uprowadzenia i zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki stała się także tematem, po który chętnie sięgali pracownicy naukowi, dziennikarze śledczy i nie tylko.
Były funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa i Agencji Wywiadu — płk Piotr Wroński skonstatował swoje przemyślenia następująco:,,(…)Analizowałem wszystkie dostępne materiały w internecie, bo nie mam dostępu do akt prokuratorskich. Wniosek mam jeden: ta trójka jechała, by zabić, szef MSW o tym wiedział, a reszta jest wyłącznie rozwinięciem spisku (…)”. Tak wspominał ten niespokojny czas:,,(…)W poniedziałek (22.10.1984 r.) poszedłem jak zwykle do pracy. Od razu rano Bosak zwołał zebranie wydziału. Na zebraniu poinformował nas, że porwano księdza Jerzego Popiełuszkę z Żoliborza i zrobili to trzej oficerowie Departamentu IV, a czyn ten jest wymierzony w politykę porozumienia towarzysza generała Kiszczaka. Wymienił nazwiska tych trzech,,Czwórkarzy” i polecił, by nie dyskutować o sprawie i czekać na oficjalne komunikaty <<kierownictwa partyjno — rządowego >>. (…)”.
W doskonałym,,Spisku założycielskim Historii jednego morderstwa” Piotr Wroński prezentuje postać kapitana Pawła Grzegorzewskiego (naczelnika w Departamencie IV MSW, szefa grupy D). Na łamach tej pozycji beletrystycznej — nie mniej jednak z kluczem (jak twierdzi sam autor) — kreśli ciekawy wątek dający dużo do myślenia:,,(…)Była wolna sobota 20 października roku Pańskiego 1984. Na Rakowiecką wjechałem o wpół do szóstej rano. Wyjąłem zakupy z samochodu, wziąłem od dyżurnego klucz i poszedłem do swojego gabinetu na czwartym piętrze w bloku,,A”. Zaparzyłem herbatę, zjadłem śniadanie i zapaliłem papierosa. Podszedłem do okna. Na moim miejscu parkingowym, z kluczykami w stacyjce stał szarozielony Fiat 125 p, na cywilnych numerach, wypożyczony ze Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych. W bagażniku spoczywało ciało księdza Józefa Gałuszki, figuranta Sprawy Operacyjnego Rozpracowania, kryptonim,,Trybun” (…)”.
Podczas wywiadu radiowego udzielonego BBC we wrześniu 1984 roku ksiądz Jerzy Popiełuszko oznajmił:,,Jestem przekonany, że to co robię jest słuszne. I dlatego jestem gotowy na wszystko…”
Rozdział II. Osaczony, osamotniony i zaszczuty
W chwili śmierci ksiądz Jerzy Popiełuszko miał 37 lat i był u szczytu swych możliwości. Pochodził z niewielkiej wsi Okopy, usytuowanej w pobliżu Suchowoli, na białostocczyźnie. Studiował w Metropolitalnym Wyższym Seminarium Duchownym w Warszawie. Wstąpił w jego mury w 1965 roku. W czasie nauki powołano go na 2 lata (1966—1968) do odbycia służby wojskowej w jednostce,,kleryckiej” w mazurskich Bartoszycach (54 szkolny batalion ratownictwa terenowego — JW 4413, jednostka o zaostrzonym rygorze). Święcenia kapłańskie przyjął w dniu 28 maja 1972 roku od samego kardynała Stefana Wyszyńskiego, w archikatedrze warszawskiej. Jego pierwsze parafie znajdowały się w podwarszawskich miejscowościach: Ząbkach i Aninie. Ksiądz Jerzy w późniejszym okresie kontynuował posługę kapłańską w stolicy — w kościele Dzieciątka Jezus i św. Anny. W okresie bezpośrednio poprzedzającym męczeńską śmierć pełnił posługę kapłańską w kościele pod wezwaniem św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. Począwszy od roku 1979 ksiądz Jerzy piastował zaszczytne stanowisko duszpasterza środowisk medycznych. Pod koniec czerwca 1980 roku kapłan w sposób widoczny zaangażował się publicznie w niesienie pomocy strajkującym robotnikom Huty Warszawa. Ksiądz Jerzy odprawił wówczas mszę przy prowizorycznym ołtarzu. Później były kolejne msze, a po nich następne. Kapłan okazał wielką pomoc ludziom pracy — stał się ikoną tego ruchu.Począwszy od kwietnia 1981 roku hutnicy regularnie gromadzili się w żoliborskiej świątyni. Przez kościół pod wezwaniem Świętego Stanisława Kostki przewinęły się tysiące ludzi. Na czas głoszenia homilii przez księdza Jerzego Popiełuszkę, gmach świątyni wraz z terenem przyległym stawał się na krótkie chwile oazą wolności, azylem dla opozycjonistów. Z czasem kierowcą i jednocześnie ochroniarzem księdza Jerzego został były komandos — Waldemar Chrostowski. Krzysztof Piesiewicz — jeden z pełnomocników oskarżycieli posiłkowych w,,procesie toruńskim” scharakteryzował Waldemara Chrostowskiego jako dzielnego człowieka, dzięki któremu świat dowiedział się o porwaniu.
Niewątpliwie ksiądz Jerzy był niezwykłym człowiekiem, nie mniej jednak tak bardzo prostolinijnym, i niewywyższającym się. W swoich zapiskach z podróży na Zachód w 1980 roku pod datą 7 czerwca 1980 roku zanotował:,,(…) 13.50 Samolot nawet nie drgnie. Za chwilę rozpocznie się projekcja filmu, jeszcze nie wiem, ale w wersji amerykańskiej. Od 11.00 do 12.00 pospałem. Potem mini whisky z wodą i lodem na apetyt i obiad bardzo dobry. Rzeczywiście apetyt mi wrócił, ciekawe na jak długo. Zmiotłem to wszystko i popiłem piwkiem. A było jedzenia dużo: bułeczka, masło, serek, beef, kartofel w łupinach, dobra sałatka, ciasteczka, sernik, czekoladka miętowa, kawa z mlekiem. Pieprz i sól wziąłem do kieszeni.(…)”.
Ksiądz Jerzy Popiełuszko zmagał się z anemią. Choroba Addisona — Biermera, zwana niedokrwistością złośliwą (anemią) jest to schorzenie wynikające z niedoboru witaminy B 12. Zazwyczaj dotyczy osób w wieku pomiędzy 40, a 60 rokiem życia i u osób z grupą krwi A. Jako jej przyczynę podaje się zaburzenia autoimmunologiczne. Obraz choroby sprowadza się do wytwarzania przez organizm przeciwciał skierowanych przeciwko czynnikowi wewnętrznemu (czynnik Castlea), który jest produkowany przez komórki okładzinowe śluzówki żołądka.
Waldemar Chrostowski poznał księdza Jerzego Popiełuszkę w listopadzie 1981 roku podczas strajku studentów warszawskiej Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej (WOSP). Protest przybrał wówczas formę strajku okupacyjnego, zaś Waldemar Chrostowski był członkiem Krajowej Komisji Strażaków,,Solidarność”. Postać księdza wywarła na nim duże wrażenie:,,(…)W maju za sprawą przyjaciół trafiłem na Mszę za Ojczyznę odprawianą przez księdza Jerzego Popiełuszkę w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. Poszedłem na nią i od tego czasu nie opuściłem ani jednej. Każdej ostatniej niedzieli miesiąca słyszałem dokładnie to, czego potrzebowałem. Ksiądz mówił o tym, czym żyliśmy na co dzień, o tym o czym ludzie rozmawiali przy stole, w kolejce czy autobusie. Mówił o aktualnych ludzkich problemach troskach i cierpieniach. I choć kazania pozornie pozbawione były emocji, w jego ciepłym głosie i charakterystycznym sposobie mówienia było coś, co sprawiało, że słowa te trafiały prosto do serca.(…)”.
W latach 1982—1984 ksiądz Jerzy Popiełuszko był inwigilowany między innymi przez TW,,Tarcza” (Tadeusz S.), TW,,Kustosz” (Andrzej P.), TW,,Jankowski” (Michał Cz.).
Przeciwko niezłomnemu w głoszeniu prawdy kapelanowi,,Solidarności” władza ludowa skierowała ambitnego i bezwzględnego naczelnika Wydziału VI (uprzednio I) Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Warszawie — kapitana Grzegorza Piotrowskiego (obecnie posługującego się nazwiskiem P.). Ten urodzony w 1951 roku absolwent studiów matematycznych w czerwcu 1975 roku podjął pracę w Służbie Bezpieczeństwa w Łodzi, skąd po sześciu latach służby przeniesiono go do Warszawy na stanowisko kierownicze. Grzegorz Piotrowski jako funkcjonariusz departamentu IV MSW między innymi miał się udać w ramach realizacji obowiązków służbowych na pielgrzymkę, w trakcie której miał szkodzić wizerunkowi pątników. Jego zadaniem operacyjnym (nie wiadomo czy zrealizowanym) było: podpalenie pomieszczenia gospodarczego u gospodarza dającego pielgrzymom schronienie, napastowanie (molestowanie) jego córki, a także zanieczyszczenie studni. Na przełomie 1982 i 1983 roku w ramach operacji,,Triangollo” podjął się zadania skompromitowania Karola Wojtyły. Misja esbeka z Warszawy sprowadzała się do umieszczenia w mieszkaniu bliskiego przyjaciela papieża — księdza Andrzeja Bardeckiego z,,Tygodnika Powszechnego” rzekomego dziennika Ireny Kinaszewskiej (bliskiej przyjaciółki papieża oraz maszynistki w,,Tygodniku Powszechnym”) wskazującego na jej rzekomy romans z głową kościoła rzymsko — katolickiego. Szkalujący Wojtyłę paszkwil miał zostać ujawniony podczas wykonywania czynności śledczych przez organy ścigania, po rzekomym napadzie (lub włamaniu) na mieszkanie księdza Bardeckiego. Z uwagi na dekonspirację Piotrowskiego (po kolizji drogowej w Krakowie spowodowanej pod wpływem alkoholu) operacja została odwołana.W dniu 21 stycznia 1983 roku Grzegorz Piotrowski wraz z Bogdanem K. zorganizowali w Warszawie porwanie działacza,,Solidarności” z Lublina — Janusza Krupskiego (zginął w dniu 10 kwietnia 2010 roku w katastrofie smoleńskiej). Poszkodowany został wywieziony przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa do podwarszawskiego kompleksu leśnego, gdzie kazano mu się położyć na śniegu i oblano płynem o właściwościach żrących, stanowiącym połączenie fenolu i ługu. Janusz Krupski przeżył to zdarzenie, lecz doznał dotkliwych poparzeń. Janusz Krupski w latach 80 — tych był działaczem opozycji i doktorantem na KUL-u. W dniu 21 stycznia 1983 roku podczas pobytu w Warszawie, gdy opuszczał Pałac Kultury i Nauki, został porwany przez dwóch osobników, którzy umieścili go w samochodzie z trzecią osobą w środku. Wśród porywaczy znajdował się kapitan Grzegorz Piotrowski. Krupski został przewieziony poza stolicę, w miejscowości Truskaw auto skręciło do lasu i po przejechaniu około 500 metrów zatrzymało się. Porywacze nakazali opozycjoniście zdjąć kurtkę oraz buty, które poddali dokładnym oględzinom, Później mężczyźnie wydano polecenie położenia się na ziemi, gdzie obok położono jego odzież i buty. Krupski leżał twarzą do podłoża. Jeden ze sprawców porwania oblał plecy Krupskiego płynem z butelki. Po dokonaniu tej czynności napastnicy oddalili się w nieznanym kierunku. Mieszanina fenolu i ługu spowodowała poważne oparzenia pleców Janusza Krupskiego. Poszkodowany zachował życie dzięki temu, że porywacze nie kazali mu zdjąć koszuli i swetra.
Grzegorz Piotrowski utrzymywał robocze kontakty z przedstawicielami rezydentury KGB w Warszawie. Zeznając w dniu 17 września 1990 roku na ten temat stwierdził, iż:,,(…)Przy Departamencie IV MSW było dwóch rezydentów KGB: Siemaszko i Eugeniusz Pietrowicz Michajłow. Mieli stałą przepustkę. Michajłow przychodził raz na tydzień. Wiadomo było, że przychodzą po informacje. Rozpoczynali wizyty od dyrektorów. Często odwiedzali generała Ciastonia. Dyrektorzy sami przekazywali informacje albo polecali (…) Byli traktowani gościnnie. Pan pułkownik Michajłow upodobał sobie Piotrowskiego. Jego wizyty były uciążliwe, zajmowały zbyt dużo czasu. Znikałem — twierdzi Piotrowski — sekretarce mówiłem, że mnie nie ma. Był sympatyczny, ale uciążliwy. Te kontakty utrzymywałem na polecenie kierownictwa Departamentu. Ja dawałem im tylko wiadomości oficjalne, te które potem szły do KC.(…)”.
Począwszy od 2 września 1982 roku Stołeczny Urząd Spraw Wewnętrznych rozpoczął prowadzenie operacji numer 365514, o kryptonimie,,Popiel”, ukierunkowanej na inwigilację księdza Jerzego Popiełuszki. Jak wynika z ustaleń profesora Jana Żaryna nazwa,,Desperat” pojawiająca się w sprawie obiektowej,,Popiel” oznaczała kryptonim sprawy operacyjnego rozpracowania Waldemara Chrostowskiego, czego absolutnie nie można utożsamiać z kategorią tajnego współpracownika i co oznacza, iż był on obiektem inwigilacji (w analogicznym znaczeniu jak ksiądz).
W strukturach MSW w owym czasie działała tajemnicza komórka,,D” (Samodzielna Grupa,,D”), której zadanie polegało na podejmowaniu wobec duchowieństwa katolickiego działań noszących w skrajnej postaci znamiona przestępstwa. Powołał ją jeszcze w listopadzie 1973 roku przy Departamencie IV szef MSW — Stanisław Kowalczyk. Tajemny skrót oznaczał podejmowanie,,działań dezintegracyjnych”. Pierwszym kierownikiem grupy,,D” został cichy protektor Grzegorza Piotrowskiego — Konrad Straszewski. Grupa opracowywała,,działania dezintegracyjne” na poziomie taktycznym oraz strategicznym. Pośród późniejszych szefów tej jednostki wskazać należy także: Zenona Płatka, Tadeusza Grunwalda, Wiesława Fenickiego, Romualda Będziaka, Roberta Szczepańskiego. Sam Piotrowski przewodził grupie w latach 1982—1984. W roku 1977 grupa,,G” została przemianowana w Wydział VI Departamentu IV MSW, zaś po śmierci księdza Jerzego Popiełuszki przekształcono ją w pion studiów i analiz. Przejawy,,działalności dezintegracyjnej” grupy,,D” były swego czasu badane przez Sejmową Nadzwyczajną Komisję do Zbadania Działalności MSW (słynna komisja Rokity).
W dniu 4 sierpnia 1983 roku, w Warszawie Grzegorz Piotrowski prawdopodobnie brał udział w zdarzeniu drogowym o poważnych następstwach. Kapitan Służby Bezpieczeństwa nie poniósł z tego tytułu żadnych konsekwencji prawnych.
Grzegorz Piotrowski dwukrotnie, w latach 1982—1983: raz w drodze do Bułgarii, a drugi raz we Lwowie, spotkał się z funkcjonariuszem KGB o pseudonimie,,Stanisław”.
Jeszcze 30 września 1983 roku płk. Adam Pietruszka przekazał swojemu tajnemu współpracownikowi księdzu Michałowi Czajkowskiemu, o pseudonimie,,Jankowski” instrukcję o treści:,,Nadal przekazywać prymasowi opinie, które będą dyskredytowały ks. Popiełuszkę.”
Preludium do bardziej radykalnych działań podejmowanych wobec księdza Jerzego Popiełuszki w roku 1984 stanowiła tzw.,,prowokacja na Chłodnej”. Kapłan był właścicielem niewielkiego mieszkania, usytuowanego w Warszawie, przy ulicy Chłodnej. Funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa weszli w posiadanie tej informacji i jesienią 1983 roku zorganizowali akcję specjalną (według planu autorstwa kpt. Grzegorza Piotrowskiego) polegającą na niejawnym wejściu do tego mieszkania i umieszczeniu w nim materiałów nie tylko kompromitujących księdza, ale także narażających go na odpowiedzialność karną pod postacią: opozycyjnych ulotek w znacznej ilości, amunicji do broni palnej, granatów łzawiących, materiałów wybuchowych. Opisane przedmioty zostały ujawnione w toku przeszukania lokalu w grudniu 1983 roku, zaś Polska Agencja Prasowa w dniu 13 grudnia 1983 roku wydała komunikat stwierdzający, iż:,,w wyniku przeszukania garsoniery należącej do Jerzego Popiełuszki znaleziono materiały wybuchowe, amunicję, granaty łzawiące i kilkanaście tysięcy ulotek przygotowanych do rozpowszechnienia, wydrukowanych przez nielegalną organizację, a nawołujących do organizowania w najbliższym czasie antypaństwowych wystąpień publicznych.” Ksiądz został wówczas zatrzymany na dwie doby. Już w dniu 27 grudnia 1983 roku w,,Expressie Wieczornym” ukazał się artykuł autorstwa redaktora Michała Ostrowskiego, pt.,,Garsoniera obywatela Popiełuszki”, który prezentował przedmiotową sprawę w niekorzystnym dla kapłana świetle.
W dniu 12 lipca 1984 roku wiceprokurator wojewódzka mgr Anna Jackowska oskarżyła księdza Jerzego Popiełuszkę o to, że:
I. w okresie od 1982 roku, do końca czerwca 1984 roku, Warszawie, Gdańsku, Częstochowie i innych miejscowościach, działając przestępstwem ciągłym, jako rezydent kościoła pod wezwaniem św. Stanisława Kostki w Warszawie, św. Brygidy w Gdańsku, klasztorze jasnogórskim w Częstochowie i innych, w wygłaszanych kazaniach nadużywał wolności sumienia i wyznania w ten sposób, że permanentnie oprócz treści religijnych zawierał w nich zniesławiające władze państwowe treści polityczne, a w rzeczywistości pomawiał, że władze te posługują się fałszem, obłudą i kłamstwem, poprzez antydemokratyczne ustawodawstwo niszczą godność człowieka, a także pozbawiają społeczeństwo swobody myśli oraz działania, czym nadużywając funkcji kapłana czynił z kościoła miejsce szkodliwe dla interesów Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej propagandy antypaństwowej, to jest o przestępstwo z art. 194 kk w zw. z art. 58 kk,
II. w okresie do dnia 12 grudnia 1984 roku, w Warszawie, nie mając właściwego zezwolenia przechowywał 38 sztuk amunicji pistoletowej kalibru 9 mm, to jest o przestępstwo z art. 286 §1 kk,
III. w tym samym czasie i miejscu jak w pkt. II, nie mając właściwego zezwolenia przechowywał materiały wybuchowe w postaci termitu żelazowo — glinowego i dynamitu skalnego 2 wraz z potrzebnymi do spowodowania wybuchu detonatorami i przewodami elektrycznymi oraz 3 bojowe granaty łzawiące typu UGŁ -200, to jest o przestępstwo z art. 143 kk,
IV. w czasie i miejscu jak w pkt. II, działając w zamiarze wywołania niepokoju publicznego, przechowywał w celu rozpowszechniania nielegalne wydawnictwa o treści lżącej i poniżającej Polską Rzeczypospolitą Ludową oraz nawołujące do wystąpień antypaństwowych, to jest o przestępstwo z art. 282 a §1 kk w zw. z art. 270 §1 kk w zw. z art. 273 §2 kk w zw. z art. 10 §2 kk.
Latem 1984 roku ksiądz Popiełuszko odnosił się w swoich homiliach do kwestii uzależnienia Polski od Związku Radzieckiego. Wypowiedziane przez niego słowa:,,Dzięki chrześcijaństwu jesteśmy powiązani z kulturą Zachodu i dlatego mogliśmy się oprzeć kulturom narzucanym przez wrogów.”; bardzo szybko spotkały się z odzewem. Akcja sprowokowała reakcję, którą był zamieszczony w dniu 12 września 1984 roku w moskiewskich,,Izwiestiach” artykuł pt.,,Lekcja za darmo”, w którym radziecki dziennikarz zaakcentował, że:,,Jest to ślepa orientacja na imperialistyczny Zachód, która we wrześniu 1939 roku doprowadziła Polskę do tragedii. Niedawno w kościele Św. Stanisława Kostki ksiądz Popiełuszko zwrócił się do amnestionowanych członków,,Solidarności” z odezwą:,,Odpoczęliście, czas wziąć się do pracy. Tylko energiczniej i chytrzej, niż poprzednio. Ważne jest by się nie bać”. Sam ksiądz się nie boi…”. Końcowo autor artykułu — Leonid Toporkow — poddał ostrej krytyce decydentów ze szczytów władzy PRL-u, za zbyt liberalną politykę wobec kapłana oraz bezczynność wobec prowokacji ukierunkowanych na zakłócenie braterskiego sojuszu obu socjalistycznych narodów.
Na polską odpowiedź nie trzeba było długo czekać, gdyż już 19 września 1984 roku w tygodniku,,Tu i teraz”, ukazał się artykuł Jerzego Urbana (tworzącego pod pseudonimem Jan Rem) pt.,,Seanse nienawiści”, w którym jego autor dowodził, iż:,,W kościele księdza Popiełuszki urządzane są seanse nienawiści. Mówca rzuca tylko kilka zdań wyzbytych sensu perswazyjnego oraz wartości informacyjnej. On wyłącznie steruje zbiorowymi emocjami. (…)Ksiądz Jerzy Popiełuszko jest więc organizatorem sesji politycznej wścieklizny.”
Z uwagi na swoją działalność publiczną, ogromną popularność w środowiskach opozycyjnych, ksiądz Jerzy Popiełuszko popadł w konflikt z księdzem prymasem Józefem Glempem, który zarzucał mu politykierstwo, kierując do niego słowa:,,Nie rozumiem, dlaczego ty chcesz być lepszy od innych” piętnował — w jego przekonaniu — nadmiar ambicji u młodego księdza. W odbiorze księdza Jerzego Popiełuszki były to rozmowy trudne. Nie mniej jednak w wystosowanym przez zastępcę sekretarza Episkopatu Polski — biskupa Jerzego Dąbrowskiego, piśmie zatytułowanym:,,Pro memoria w sprawie księdza Jerzego Popiełuszki” zaadresowanym do Urzędu do spraw Wyznań z dnia 6 lutego 1984 rok; Kościół stanął w obronie prześladowanego kapłana.
W akcie oskarżenia skierowanym przeciwko zabójcom księdza w grudniu 1984 roku do Sądu Wojewódzkiego w Toruniu nadmieniono, iż:,,(…) W świetle złożonych przez Grzegorza Piotrowskiego, Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękalę wyjaśnień do zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki doszło w wyniku tego, że w początkach października 1984 roku pełniący funkcję naczelnika wydziału w MSW Grzegorz Piotrowski w porozumieniu z podległymi inspektorami Leszkiem Pękalą i Waldemarem Chmielewskim postanowił podjąć działania uniemożliwiające księdzu Jerzemu Popiełuszce kontynuowanie nadużywającej wolności sumienia i wyznania oraz godzącej w porządek prawny działalności politycznej o charakterze antypaństwowym.(…)”.
Rozdział III. Zbrodnia i kara?
Podczas procesu toruńskiego na przełomie 1984 i 1985 roku; Grzegorzowi Piotrowskiemu, Leszkowi Pękali, Waldemarowi Chmielewskiemu, zarzucono, iż:
I. w nocy na 20 października 1984 roku, w Górsku, woj. toruńskie, działając wspólnie i w porozumieniu, w zamiarze pozbawienia życia podstępnie zatrzymali na szosie podróżującego samochodem Volkswagen Golf Jerzego Popiełuszkę, uderzeniami pięści i drewnianej pałki pozbawili przytomności, zakneblowali, związali sznurem ręce i nogi, umieścili w bagażniku samochodu Fiat 125 p oraz wywieźli do Torunia i następnie szosą w kierunku Włocławka, przy czym w drodze, w związku z podejmowanymi przez Popiełuszkę próbami uwolnienia się i ucieczki ponownie bili go drewnianą pałką, pięściami, kneblowali usta, wiązali nogi i ręce sznurem, a wreszcie założyli na szyję pętlę ze sznura oraz przywiązali do nóg worek z kamieniami i po przewiezieniu na tamę na Zalewie Wiślanym w okolicach Włocławka wrzucili do wody, powodując w wyżej opisany sposób jego śmierć w wyniku uduszenia, tj. o przestępstwo z art. 148 §1 kk i art. 165 §2 kk w związku z art. 10 §2 kk,
II. w nocy na 20 października 1984 roku, w Górsku, woj. toruńskie, działając wspólnie i w porozumieniu, podstępnie zatrzymali na szosie prowadzącego samochód Volkswagen Golf Waldemara Chrostowskiego, obezwładnili mu ręce kajdankami, zakneblowali usta i w zamiarze pozbawienia życia uprowadzili samochodem Fiat 125 p, lecz zamierzonego czynu nie dokonali, albowiem Waldemar Chrostowski w miejscowości Przysiek wyskoczył z samochodu i uciekł, tj. o przestępstwo z art. 11 §1 kk w związku z art. 148 §1 kk,
III. w dniu 13 października 1984 roku, na szosie Ostróda — Olsztynek, w woj. olsztyńskim, w zamiarze pozbawienia życia Jerzego Popiełuszki, Waldemara Chrostowskiego i Seweryna Jaworskiego, zorganizowali i przeprowadzili zgodnie z przyjętym podziałem czynności, próbę spowodowania wypadku drogowego samochodu Volkswagen Golf, którym podróżowały wymienione osoby z Gdańska do Warszawy, lecz zamierzonego czynu nie dokonali, albowiem prowadzący samochód Waldemar Chrostowski skierował samochód w kierunku zamierzającego się do rzutu kamieniem Grzegorza Piotrowskiego, a rzucony w tych warunkach kamień nie trafił w szybę samochodu, tj. o przestępstwo z art. 11 §1 kk w związku z art. 148 §1 kk.
Z kolei Adam Pietruszka został oskarżony o to, że: we wrześniu i październiku 1984 roku, w Warszawie, wykorzystując pełnioną funkcję zastępcy departamentu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych oraz podległość służbową funkcjonariuszy MSW Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękali i Waldemara Chmielewskiego, nakłonił ich do połączonego ze szczególnym udręczeniem uprowadzenia i pozbawienia życia Jerzego Popiełuszki, a także udzielił im w popełnieniu tego czynu pomocy przez delegowanie wymienionych służbowym samochodem do Gdańska w dniu 13 października 1984 roku i Bydgoszczy w dniu 19 października 1984 roku oraz dostarczenia im w związku z tymi wyjazdami przepustki zwalniającej samochód od kontroli drogowej organów MO i zapewnienie, iż fakt popełnienia przez nich czynu nie zostanie ujawniony, a następnie po popełnieniu przez nich tego czynu podjął działania utrudniające wykrycie sprawców, to jest o przestępstwo z art. 18 §1 i 2 kk w związku z art. 148 §1 kk i art. 165 §2 kk.
Kodeks karny z 1969 roku nie przewidywał (tak ja dziś) kwalifikowanej postaci zabójstwa z art. 148 poprzez działanie w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie lub ze szczególnym okrucieństwem.
Na gruncie obecnego prawodawstwa szczególne okrucieństwo podlega ocenie z różnorakich punktów widzenia, a mianowicie: skutków (gdy pozbawienie życia związane jest ze znaczną dolegliwością fizyczną — tortury), proporcji nasilenia przemocy wobec stawianego oporu, zamiaru sprawcy o szczególnym zabarwieniu, sposobów oraz rodzajów działania sprawców, zaś od strony psychologicznej szczególne okrucieństwo odnosi się do cech osobowości sprawcy.
Jeden z pełnomocników oskarżycieli posiłkowych mec. Edward Wende efektownie zakończył swoją mowę końcową w procesie toruńskim:,,(…)Proszę Wysokiego Sądu, każdy z nas będzie miał swój pogrzeb, pogrzeb na jaki zasłużył. Na pogrzebie księdza Jerzego znalazły się setki tysięcy. Niektórzy jechali tam z najdalszych zakątków Polski. Po dziś dzień tysiące stoją przed jego grobem z odkrytymi głowami. Pamięć jego będzie czczona i doczeka się pomników, tych z kamienia i tych, które żyją w pamięci szlachetnie myślących. O czym to świadczy? O tym, że był on wielką wartością dla naszego narodu. Naszego Narodu, Wysoki Sądzie! Proszę o uznanie oskarżonych za winnych popełnienia wszystkich zarzucanych im czynów. Tragedią, tak tragedią oskarżonych jest i to, że im się to zabójstwo udało. Odebrali i sobie szansę. Bo gdybyśmy na tej sali mogli usłyszeć głos księdza Jerzego to usłyszelibyśmy słowa miłosierdzia i wybaczenia… Ale Go tu nie ma (…)”.
Wyrokiem z dnia 7 lutego 1985 roku oskarżeni zostali uznani za winnych zarzucanych im przestępstw i skazani na kary: Grzegorz Piotrowski i Adam Pietruszka na 25 lat pozbawienia wolności, Leszek Pękala na 15 lat pozbawienia wolności, a Waldemar Chmielewski na 14 lat pozbawienia wolności. Do chwili obecnej nikt inny poza nimi nie został pociągnięty do odpowiedzialności karnej w związku z uprowadzeniem i zabójstwem księdza Jerzego Popiełuszki.
Z czasem na wniosek gen. broni Czesława Kiszczaka, na podstawie art. 4 ustawy z dnia 17 lipca 1986 roku o szczególnym postępowaniu wobec sprawców niektórych przestępstw — w drodze kompromisu sprowadzającego się do równoległego złagodzenia kar osobom zamieszanym w śmierć st. sierż. MO Zdzisława Karosa — czterem skazanym przez Sąd Wojewódzki w Toruniu, Sąd Najwyższy zgodnie z wnioskiem Prokuratora Generalnego PRL, zmniejszył kary orzeczone w wyroku z dnia 7 lutego 1985 roku: Grzegorzowi Piotrowskiemu do 15 lat pozbawienia wolności, Adamowi Pietruszce, do 15, a następnie do 10 lat pozbawienia wolności, Leszkowi Pękali do 10, a następnie 6 lat pozbawienia wolności, zaś Waldemarowi Chmielewskiemu, do 8 i następnie do 4 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności.
W tym miejscu skupić się należy na najważniejszych ustaleniach,,procesu toruńskiego”.
Już we wrześniu 1984 roku podczas narad resortowych, w których brali udział między innymi: Adam Pietruszka oraz Grzegorz Piotrowski, pojawiały się sugestie wyrządzenia kapelanowi,,Solidarności” bliżej nieustalonej krzywdy, która nim,,wstrząśnie do głębi”. Plany uprowadzenia kapłana zaczęły powoli dojrzewać w świadomości Grzegorza Piotrowskiego.
Nim nastał 13 października 1984 roku, a po nim feralny 19 października 1984 roku, miał miejsce równie ważny dzień — 7 października 1984 roku. Tego dnia ksiądz Jerzy udał się do Bytomia w celu odprawienia mszy. Podczas podróży pociągiem osobowym towarzyszyła mu,,grupa Piotrowskiego”. Już wówczas przymierzano się do wyrzucenia go z wagonu, ażby upozorować wypadek (do czego zresztą zachęcano podczas narad służbowych). Szczęśliwym trafem w,,obstawie” księdza znalazły się dwie dzielne kobiety: Grażyna Brustman oraz Joanna Sokół. Kapłan tego dnia znajdował się jeszcze pod skrzydłami opatrzności. Wówczas czytał w przedziale nomen omem,,Cienką czerwoną linię” Jamesa Jonesa.
W dniu 8 lub 9 października 1984 roku dwaj podwładni kapitana Piotrowskiego: Leszek Pękala oraz Waldemar Chmielewski, udali się do Kazunia Polskiego, celem spenetrowania znajdujących się tam fortyfikacji z ostatniej wojny, pod kątem wyszukania dogodnego miejsca do uwięzienia księdza i,,dokuczania” mu po uprzednim porwaniu.
Nim nastał tragiczny 19 października 1984 roku, pod drodze miał jeszcze miejsce zamach z dnia 13 października 1984 roku, planowano też kolejne, w przypadku nieskuteczności poprzednich (Stalowa Wola po 19 października 1984 roku). Na kilka dni przed 13 października 1984 roku — po powzięciu przez Grzegorza Piotrowskiego informacji na temat wyjazdu księdza Jerzego Popiełuszki do Gdańska — kapitan Służby Bezpieczeństwa polecił Waldemarowi Chmielewskiemu pobranie: magnetofonu, trzech radiostacji krótkiego zasięgu. Sam zaopatrzył się w lornetkę oraz parę skarpet, które miały zostać wypełnione piaskiem do posłużenia się nimi jako bronią na wypadek stawiania oporu przez ponadprzeciętnie sprawnego fizycznie kierowcę księdza Jerzego — Waldemara Chrostowskiego. Oprócz tego sprawcy w poczet ekwipunku włączyli: dwa worki jutowe (częściowo wypełnione kamieniami) oraz dwa kneble, a także kanister z 20 litrami paliwa. Nadto Grzegorz Piotrowski uzyskał od Adama Pietruszki przepustkę typu,,W”, która zwalniała samochód od kontroli drogowej. Funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa rozważali dwa warianty działań, zaś wybór wersji zależał od liczby osób podróżujących w aucie księdza Jerzego. Gdyby był to tylko kapłan i jego kierowca, miało dojść do porwania po uprzednim zatrzymaniu samochodu pod pozorem kontroli drogowej. Gdyby natomiast liczba pasażerów była większa, wówczas miało dojść do spowodowania wypadku drogowego, po uprzednim rzuceniu kamieniem w przednią szybę pojazdu. W celu zatarcia śladów zbrodni planowano podpalenie auta z pasażerami (żywymi lub martwymi). Jako, że w dniu 13 października 1984 roku wraz z księdzem Popiełuszką i Waldemarem Chrostowskim podróżował jeszcze działacz opozycyjny — Seweryn Jaworski, sprawcy wybrali drugi wariant działań. W czasie jazdy w okolice miejsca zamachu zaopatrzyli się w dwie pałki oraz napełnili skarpety piaskiem. Zamachowcy poruszali się operacyjnym pojazdem służbowym o numerach rejestracyjnych WAB 6031. Tego dnia zostały one zmienione na inne. Funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa śledzili auto kapłana od kościoła św. Brygidy w Gdańsku, a w pewnym momencie w drodze powrotnej do Warszawy wyprzedzili je i na szosie relacji Ostróda — Olsztynek przygotowali zasadzkę. Piotrowski i Chmielewski założyli na głowy czapki typu,,kominiarka”, a następnie oddalili się w stronę zakrętu na odległość 200 metrów od Leszka Pękali i auta. Leszek Pękala po zauważeniu zbliżającego się Volkswagena Golfa, za pośrednictwem radiostacji powiadomił kompanów o tym fakcie. Grzegorz Piotrowski wziął kamień (o wadze około 0,5 kg) z jednego z worków, a następnie ustawił się przy jezdni. Zamachowiec wszedł na szosę i stanął w okolicach jej osi, gdzie zamierzył się do rzutu. Wówczas Waldemar Chrostowski wykonał manewr jednoczesnego przyhamowania auta oraz skierowania jego bryły na Grzegorza Piotrowskiego, przy prędkości ok. 90 km/h. Bezpośrednio przed zderzeniem z pieszym kierowca gwałtownie odbił w lewo i ominął zamachowca łukiem. Grzegorz Piotrowski wykonał niecelny rzut w stronę pojazdu. Kapitan SB wraz z Chemielewskim dołączyli do Pękali, po czym wrócili do Warszawy. Po zrelacjonowaniu Adamowi Pietruszce przez Grzegorza Piotrowskiego przebiegu akcji z dnia 13 października 1984 roku, pułkownik wyraził ubolewanie mówiąc do podwładnego:,,(…) szkoda, bo mógł to być piękny wypadek drogowy w tym składzie (…)”.
W dniu 17 października 1984 roku tajny współpracownik o pseudonimie,,Tarcza” vel,,Miecz” (Tadeusz S.) doniósł resortowi bezpieczeństwa, iż ksiądz Jerzy Popiełuszko nie uda się na studia do Rzymu.
19 października 1984 roku, to nie tylko data oficjalna śmierci księdza Jerzego Popiełuszki, ale także 59 rocznica urodzin szefa MSW — generała broni Czesława Kiszczaka, które szef resortu siłowego obchodził hucznie wraz z 59 gośćmi.
Ważną rolę w porwaniu i zamordowaniu księdza Jerzego Popiełuszki odegrał pewien dokument, a mianowicie przepustka zwalniającą od kontroli drogowych typu,,W”, która znajdowała się w dyspozycji Adama Pietruszki. Sami porywacze deklarowali, iż nie podjęliby się działania wobec księdza Popiełuszki w dniu 19 października 1984 roku, gdyby nie dysponowali przedmiotowym dokumentem, który umożliwiał im przejazd bez potrzeby poddawania się kontroli drogowej.
W dniu 19 października 1984 roku ksiądz Jerzy Popiełuszko udał się wraz Waldemarem Chrostowskim samochodem marki Volkswagen Golf z Warszawy do Bydgoszczy celem koncelebrowania nabożeństwa w kościele pod wezwaniem Świętych Polskich Braci Męczenników. Na trasie Warszawa — Bydgoszcz auto było pilotowane przez Marka Wilka, jadącego samochodem marki Fiat 128 3p. Po odprawieniu nabożeństwa i spożyciu przez księdza Popiełuszkę kolacji, kapłan (wykazujący objawy przeziębienia) wraz z kierowcą udali się w drogę powrotną. Marek Wilk pilotował auto kapłana do szosy prowadzącej do Torunia. W pewnej odległości za księdzem jechał Fiat 125 p, w którym znajdowali się: Grzegorz Piotrowski, Leszek Pękala oraz Waldemar Chmielewski. Waldemar Chmielewski uprzednio przebrał się w mundur funkcjonariusza Wydziału Ruchu Drogowego Milicji Obywatelskiej. Esbecy zaczęli dawać sygnały świetlne wzywające kierowcę księdza Popiełuszki do zatrzymania się. Waldemar Chrostowski pozwolił się wyprzedzić, po czym oba auta zatrzymały się na poboczu w m. Górsk.Waldemar Chmielewski opuścił Fiata, po czym podszedł do VW Golfa od strony kierowcy, odebrał od Waldemara Chrostowskiego dokumenty oraz kluczyki, a następnie zażądał od niego przejścia do drugiego auta w celu przebadania na zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu. Po zajęciu miejsca przedniego pasażera przez Waldemara Chrostowskiego, Leszek Pękala założył mu na ręce kajdanki (uprzednio pożyczone przez Waldemara Chmielewskiego od kolegi z pracy), zaś Grzegorz Piotrowski zakneblował go szmatą. Po obezwładnieniu kierowcy księdza, Waldemar Chmielewski oraz Grzegorz Piotrowski podeszli do VW Golfa, a następnie nakłonili kapłana do opuszczenia samochodu i udania się w okolice tyłu Fiata. Ksiądz Jerzy protestował przeciwko takiemu traktowaniu. Wówczas został uderzony drewnianą pałką w głowę i okolice karku przez Grzegorza Piotrowskiego, co spowodowało iż chwilowo stracił przytomność. Napastnicy umieścili jego ciało w bagażniku pojazdu. Następnie auto ruszyło w stronę Torunia.,,Pozostawienie w miejscu porwania orzełka z milicyjnej czapki miało być — przez swój prowokacyjny charakter kierowania podejrzeń w stronę aparatu milicyjnego — detonatorem zaburzeń społecznych w kraju z powodu tej zbrodni, a jednocześnie władzom miało dać uzasadnienie użycia siły.”W czasie przejazdu Grzegorz Piotrowski poprawił knebel Waldemarowi Chrostowskiemu uzasadniając to tym, żeby:,,nie chciał krzyczeć w czasie swojej ostatniej drogi”. Podczas przejeżdżania obok dwóch mężczyzn naprawiających motocykl oraz bezpośrednio po wyprzedzeniu Fiata 126 p, kierowca księdza Jerzego otworzył sobie barkiem drzwi i wyskoczył na jezdnię głową do przodu. W czasie skoku doszło do rozpięcia się kajdanek, którymi był unieruchomiony. Waldemar Chrostowski dotarł do hotelu Wojewódzkiego Ośrodka Postępu Rolniczego w Przysieku, skąd powiadomił organy ścigania oraz władze kościelne o porwaniu kapelana,,Solidarności”. Dalsze losy księdza Jerzego Popiełuszki zostały zrekonstruowane w oparciu o wyjaśnienia trzech oskarżonych. Podczas przejeżdżania z miejsca ucieczki Waldemara Chrostowskiego, do miejsca porzucenia zwłok na tamie wiślanej we Włocławku, ksiądz wyginając nogami klapę auta walczył o życie, a podczas postojów podjął co najmniej jedną próbę ucieczki. Sprawcy organizowali kilka postojów (ok. 6), w trakcie których ofiara była: torturowana, kneblowana, bita, zakrywano jej głowę, poprawiano pęta, zakładano pętlę samodławiącą, straszono bronią służbową Piotrowskiego.Podczas postoju na parkingu pod hotelem,,Kosmos” w Toruniu ksiądz Jerzy został w czasie próby ucieczki powalony na podłoże i dotkliwie obity pałką oraz pięścią przez kpt. Grzegorza Piotrowskiego. Kapłan został z powrotem umieszczony w bagażniku. Sprawcy zakupili olej silnikowy na stacji CPN na ulicy Łódzkiej w Toruniu. Podczas ostatniego postoju przed wjazdem na tamę we Włocławku sprawcy w lesie założyli księdzu podwójny knebel, na szyi umieścili pętlę samozaciskową, zaś do nóg przymocowali worek z pochodzącymi z Kazunia kamieniami o wadze ok. 10 kg. Podczas składania wyjaśnień w dniu 25 października 1984 roku Leszek Pękala wyjaśnił, iż:,,(…)Popiełuszko zmarł pomiędzy ostatnim, a przedostatnim zatrzymywaniem samochodu za Toruniem na szosie do Włocławka, gdy to zatrzymując się najpierw przed małym laskiem, zagajnikiem, gdzie wjeżdżaliśmy do niego z siedzącym Chmielewskim i Piotrowskim na pokrywie bagażnika, a wyjazdem do dużego lasu. Z lasu tego prosto jechaliśmy do Włocławka. (…)”. W dniu porwania w okolicy zapory na Zalewie Wiślanym służbę patrolową pełniło trzech funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, którzy około godziny 23.50 próbowali zatrzymać samochód prowadzony przez Leszka Pękale, lecz po okazaniu przez szybę przez Grzegorza Piotrowskiego przepustki typu wolny od kontroli,,W” (uzyskanej uprzednio od płk Adama Pietruszki), odstąpili od swojego zamiaru. Jak wynika z relacji kapitana Służby Bezpieczeństwa, około 5 minut później ciało kapłana zostało wyrzucone z wysokości 16,5 metra do wody Zalewu Wiślanego, gdzie opadło na głębokość 4,18 metra. Podejrzany Waldemar Chmielewski podczas składania wyjaśnień w dniu 26 października 1984 roku opisał ten fragment zdarzenia w następujący sposób:,,(…) Pękala zawrócił i wjechaliśmy obok radiowozu na zaporę wodną we Włocławku. Minęliśmy zaporę i znowu Piotrowski polecił zatrzymanie wozu. Wysiadł po chwili, wrócił i powiedział, że tutaj musimy się go pozbyć. Pękala zawrócił na zaporę i po przejechaniu 30—40 metrów stanęliśmy kilka metrów za latarnią. Wysiedliśmy. Piotrowski spojrzał w dół z zapory, a ja na obiekty na zaporze. Pękala otworzył bagażnik. Podeszliśmy i ja wziąłem za worek od strony nóg (pamiętam, że ksiądz Popiełuszko miał nietypowe buty), Pękala wziął ciało ks. Popiełuszki w środku, a Piotrowski od głowy. Przerzuciliśmy je przez barierę na stronę rzeki, a nie zalewu, czyli stojąc na zaporze twarzą w kierunku Włocławka, po lewej stronie zapory.(…)”. Sprawcy około godziny 2.00 w nocy powrócili do Warszawy, gdzie do godziny 4.00 pozbyli się szeregu przedmiotów pochodzących z przestępstwa, głównie zatapiając je w warszawskim Jeziorku Czerniakowskim. W ciągu najbliższych dni funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa zamieszani w mord, podjęli szereg działań dezinformacyjnych zmierzających do nakierowania śledztwa i sprawy poszukiwawczej na ślepe tory, zacierali ślady, konstruowali alibi. Piotrowski i jego ludzie podszyli się pod rzekomych porywaczy dla okupu, zaś Pękala odbył pociągiem podróż do Poznania, skąd nadał do władz kościelnych anonim z żądaniem okupu. Adam Pietruszka utrudniał z kolei identyfikację samochodu porywaczy. Kuriozalnie wszyscy czterej późniejsi oskarżeni byli zaangażowani w akcję poszukiwawczą księdza Jerzego. Najbardziej poszukiwane auto w kraju o numerze rejestracyjnym WAB 6031 było zaparkowane na dziedzińcu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. W dniu 22 października 1984 roku Grzegorz Piotrowski w raporcie nadmienił, iż: w dniu 19 października 1984 roku w godzinach przedpołudniowych opuścił miejsce pracy, zaś,,ogólne zmęczenie postanowił sobie zrekompensować wyjazdem na grzyby”. Dzień spędził w,,lasach grzybnych”, a na kończenie wycieczki, ok. godz. 16.00—17.00 udał się do Bydgoszczy, gdzie na przedmieściach spotkał dwóch,,usiłujących okazyjnie dojechać do miasta mężczyzn”, których podwiózł do metropolii, sprawdził czy ksiądz Popiełuszko pojawił się w kościele na Wyżynach, po czym udał się do miejsca zamieszkania.