Apage Satana
Czarni podwładni kroczą wokół mnie, obok mnie, pode mną, nade mną.
Biegają. Krzyczą. Śpiewają. Palą pochodnie.
Zatrzymują się na drewnianym moście. Cisza.
Szepczą piękne pieśni. Podziwiają.
Klękają przede mną niczym przed bóstwem. Szepczą.
Unoszą dłonie w stronę Słońca. Wskazują drogę.
Czarni podwładni znoszą mnie z lektyki. Rozstępują się niczym
Morze Czerwone.
Starzec wygrywa rytm pieśni.
Trzy razy laską w zakhynthosową skałę.
Trzy razy laską w otchłań.
Trzy razy: Apage Satana.
Unoszę się nad ziemią. Jestem nad, oni kroczą wokół mnie, obok mnie,
pode mną.
Depczę ich twarze, oni mnie wielbią.
Uderzam, oni delikatnie muskają mnie
swymi dłońmi.
Krzyczę wulgaryzmy, oni szepczą piękne słowa.
Jestem bóstwem, idę mostem w stronę słonecznej wyspy, na wysoką
czerwoną górę.
Wskazuję drogę, oni są za mną. Biegają. Krzyczą. Śpiewają.
Palą pochodnie.
Jestem bóstwem, wspinam się. Stoję na szczycie.
Dreszcz emocji, chłodny wiatr. Teraz moja kolej — szepczę piękne słowa.
Unoszę ramiona, moje ciało tworzy cień. Apage Satana mówię.
Uderza we mnie nieprzeniknione życie i śmierć jednocześnie.
Wdziera się wewnątrz.
Szepcze. Wypowiada słowa. Ożywia. Daje siłę.
Szepcze. Wypowiadam słowa. Ożywiam. Daję siłę.
Apage Satana, jestem bóstwem. Żyję.
2 II 2018 rok
Caryńska
Wystarczy moment, byś minął,
nadchodzi czas … i przeminął.
To tylko krok w bok,
z pięknego na brzydkie w ten rok.
Droga katorgą być się wydaje,
zmiana siebie nam pozostaje.
Boisz się ciszy,
lecz ona emocje uciszy.
Boisz się siebie,
więc znajdź znak na niebie
mówiący, że zły z ciebie człowiek,
że przychodzi czas by czerń nastał dla powiek.
Wznosi się i opada,
przyda się dobra rada.
Wzlatujesz i spadasz,
na mentora się nie nadasz.
Idź w busz,
on pełen ludzkich dusz,
on nauczy cię życia
z dala od ludziego „bycia”.
Nikt nie pisze, nikt nie dzwoni,
nie ma podziału na: my, wy, oni.
Tam cicho, cichosza,
wrzuć ciało do kosza.
By naprawić dusze,
musisz przeżyć katusze.
Tam piękno i głucho,
więc wytęż swe ucho
i dotknij, i poczuj
i życia smak odczuj.
Oddech głęboki,
ból w głowie srogi,
nie jesteś dla świata,
to świat cię omiata.
Jesteś częścią całości,
jesteś czymś w nicości.
Bieszczady 19 — 20 VI 2018 r.
Czystość
Na innej planecie
gdzie niebo jest bladoniebieskie
oddycham.
Znaczenia nabiera samotność. Wtedy myślę.
Nie brakuje tam niczego.
Masz siebie i miłość.
Ograniczenie panuje nadal.
Porównujesz mnie. Oceniasz.
Rozkazujesz. Wymagasz.
Myślisz, że stoisz wyżej
a jesteś na tym samym poziomie co ja.
Cynicznie dobierasz słowa.
Nie ma ciepła i dobroci.
Czerń bije z waszych oczu.
Zimno widnieje na waszych twarzach.
Nie używam słów wobec was
brak mi sił, by tłumaczyć że życie jest dobrem.
Nierealny jest dla was świat bez zła.
Niechęć ogarnia wasze dusze
nie widzicie bieli.
Pochłaniacie radość tłamsząc ją.
Myślę, że mogę Cię zapytać o spacer.
Pójdziesz ze mną, wiem.
Pójdźmy w tę odległą podróż
gdzie powietrze pachnie petrichorem.
Proszę złap moją dłoń i zaprowadź tam.
Fischbachtal
Tafla wody — nieruchoma
blask słońca — drobinki złota.
Z ciemnych po jasne, z jasnych po ciemne.
Odpłynęło, przypłynęło, pozostało.
Melodia przyjaźni, dźwięki miłości,
promienie ciepła.
Dźwięk strun wzrusza wodę.
Woda mieni w sobie słońce.
Zerkam z góry na to niebotyczne piękno.
Stoję nad, stoję obok. Patrzę. Miarkuję.
Lazurowa woda pochłania bezkresny świat,
błękit nieba staje się błękitem wody.
Błądzę myślami w chmurach,
zanurzam się myślami w chłodzie jeziora.
Tu i tam jest niezwykłe.
Tu i tam jest realne.
Płynę pod taflą wody, oczyszczam ciało, odprężam umysł.
Chłód pod taflą wody, przenika ciało, orzeźwia umysł.
Ciepło nad taflą wody, rozgrzewa ciała, energetyzuje umysły.
Tafla wody — nieruchoma
blask słońca — drobinki złota.
Nie dotkniesz tego piękna, póki nie zrozumiesz.