Szczęście
Me oczy lekko zmrużone
Otworzyły się na świat
Me usta lekko zdziwione
Ułożyły się w uśmiech
Dlaczego?
Nie wiem jaki jest cel życia w tym miejscu
Ludzie mówią coś do mnie
A ja nie wiem
Nie wiem co próbują mi powiedzieć
Czasem zastanawiam się
Po co?
To wszystko
Jak litery i słowa
Nie mające sensu
A jednak jestem
Dla kogoś czy dla siebie?
Nie wiem
Wiem, że szukam szczęścia
Bo ludzie zawsze chcą to znaleźć to
Szczęście
Ale ja jestem szczęśliwa
Niby miałam szukać
Ale nie
Podaruję
Komuś innemu
By też poczuł się szczęśliwy
Tak jak ja
Od pierwszej sekundy
Do ostatniej minuty
Ból
Wychylam się zza twojej szafy
Kiedyś mówili ci, że za szafą mieszkają duchy
Nie jestem duchem
Jestem najbardziej materialny jak mógłbym być
Choć czasami bawi mnie jak ludzie udają,
że mnie nie ma
To nic nie zmienia
Czują dotyk moich rąk
Lubię pojawiać się bez zapowiedzi
Być może dlatego, że lubiłem w książkach
Zwroty akcji
Ty uparcie twierdzisz, że mnie nie ma
Tymczasem pojawiam się w Twoich drzwiach
I grzecznie mówię Ci dzień dobry
Próbujesz uciekać, ale nie masz siły
Nikt nie ma
Wlewasz, we mnie trucizny licząc, że umrę
Lecz ja mam silną wątrobę
Przeżyłem już nie jednego takiego jak Ty
Myślisz, że pragnę Twojej śmierci
Mylisz się
Śmierć nie jest niczym ekscytującym
To koniec akcji
Ja nie lubię tak szybko kończyć opowieści
Po prostu lubię jak się czołgasz i próbujesz
Złapać dech
ㅤ
ㅤ
ㅤ
ㅤ
ㅤ
ㅤ
ㅤ
Niektórzy mówią, że jestem nauczycielem
Nie widzę się w tej roli
Choć gdyby tak pomyśleć to edukuje
Uczę jak się czołgać
Jak udawać trupa
Ale chyba słabo uczę
Bo nikt nie robi postępów
Otchłań
Jestem ratownikiem
Gdy widzę człowieka za burtą
Płynę
Nikt jednak nie powiedział
Że ludzie mają taką właściwość
Chcą żyć
Za wszelką cenę
Gdy podpływam do tonącego człowieka
Wyciągam rękę
Z nadzieją i ufnością
I jestem w otchłani
Zabawne
Jakby morze musiało połknąć jakąś ofiarę
Bezpowrotnie
W myśl, że uratowałem człowieka przed
Nim samym
Unoszę się bezwiednie w toni
Będąc zapamiętanym
Jako ratownik
Taką przydzielili mi funkcję
Nikt nie pytał
O zdanie
Plany
Marzenia
Ot tak zostałem ratownikiem
Nieboszczykiem do podstawienia
Za innego denata
Niepewność
Miałeś pewnie kiedyś sen
O spadaniu
Czekałeś…
Na to twarde spotkanie z podłożem
Rzeczywistość
A co jeśli
Grunt nie istnieje
Luzując wszystkie swoje śrubki
Nie rozlecisz się w pył
Co jeśli
Na dole jest po prostu nieznane
Inne
Niekoniecznie bolesne i twarde
Jak beton
Niepewność
Niepewność
Niepewność
Może to jej tak naprawdę się boisz?
Samotność
Leżę pod kocem
Ciało niby rozluźnione
Ale umysł splątany
Przelatujące myśli
Jak mgła
Rozpraszają się w oddali
One jednak nie są ratunkiem
Może zajmują
Na kilka nieistotnych chwil
Ułamków sekund
Czekam
Kiedy zrobi się już ciemno
Moje znużone oczy
Zaczną zamykać się powoli
I odpłynę
W krainę snów
Odcięcie
Każdy moment jest niczym udręka
Drogi kolego czasie
Zlituj się nade mną