Nie kłopocz się przeszkodą
Która ci stoi na drodze
Niech ona się zamartwia
I zamieni się w kamień
I niech przygląda się tym
Którzy radują
Z każdej rzeczy małej.
Małgorzata Czarniewska
Rajem kwitnie
Nie potrzebna ta rozmowa
W której brak talentu słowa
Nie potrzebna jest muzyka
Dla ucha głuchego
I ten dźwięk byle jaki
I ten śpiew nie zachwyca
I pogoda względem nieba
Deszczem z rynny spływa
Tam na górze słońce świeci
I anioły jak słowiki
Tam na górze łąki kwiatów
Jak niebo gwieździste
I ten spokój rozkoszny
I ta magia miłości
Zaczerpnijmy od nich siły
Uspokójmy nasze nerwy
Uspokójmy serca
Niech na ziemi
Tak jak w niebie
Rajem kwitnie
Żniwa, wieńce
Żniwa, wieńce, chleb powszedni
Prawda, zgoda, jedność
Pamięć przodków, zdób kościelnych
Ogrodów oliwnych, krzewy winorośli
Stół nakryty obfitością
Dla ludu Bożego
O pokorne wasze serca
Przylgnijcie do Mego
Jak baranki na pastwiskach
Jak wierne owieczki
Wypasajcie swoje trzody
Na pochwałę Bogu
Ucieczko otwórz wrota
Twarda jak skała
Mocna jak stal
Wyobrażenie sięga zenitu
Na grzbiecie pancerz
Odesso walcz
Niech oczu ci nie zaślepi
Najeźdźca wrogi
Nieusłuchany
Otwiera ogień strachu
Ludności łez
Zamęt i jęk
Ucieczko otwórz wrota
Nie pojmiesz utrapienia
I nie zrozumiesz krzywd
Nie znajdziesz ukojenia
Jeśli w twym sercu chłód
Nie jesteś panem świata
Na próżny twój czas
Odesso walcz
Ujarzmij bicz
Niech zejdą z twojej drogi
Ucieczko otwórz wrota
Niech wstanie nowy dzień
Niech łaska w Twoich dłoniach
Da siłę i moc
Daj wolność, ukojenie
Zdejm ciężar, balast z piersci tych
Którzy chcą odpocząć
Niech światło w Twoich dłoniach Boże
Utwierdzi w przekonaniu
Że Tyś jest Panem tego świata
Tobie chwała na wieki.
W dobroci łask
Wyróżnienie wśród wielu osób
Wyróżnienie wśród wielu zdań
Wielkie słowo jak promyk słońca
Wielki głos jak kościelny dzwon
I usłyszały bicie serca
I zrozumiały pochwalny dźwięk
Na przemian kartki wiatr rozsyła
W dobroci łask
W płatkach róż
Zrozumieć, pojąć, wytłumaczyć
Otworzyć serca dla wszystkich dróg
I przyjąć bukiet róż czerwonych
Niech pamięć twa, wiecznie trwa
Podziękuj za dary
Uciążliwa mowa
Przy takiej udręce
Jaka z niej pochwała
Szeleści jak chrust pod nogami
Wymyśla i chwali
Niepoprawna pani
Opowiada bajki
Historie zmyślone
Jest jak liść na wietrze
Gdzie zawieje tam leci
Nieprzychylna prawdzie
I w bucie uwiera
A but nie jest z drewna
Oj, damy niesforne
W rozmowie, w rozumie
Rozpaczacie w deszczu
I pięknej pogodzie
Podziękuj losowi który ci darował
Kawałek przestrzeni
I nieba nad głową
Podziękuj za dary
Za kromeczkę chleba
I za dobroć okazałą
Której nie dostrzegasz
Na lepszy byt
Sposób na życie
Na dobry start
Na wielkie sprawy
Na lepszy byt
Na prawne względy
W nauce praw
W trwałej oprawie
Jak w księdze prawd
W nagłej potrzebie
Podaj dłoń
Sprawdzian na przyszłość
Plan rozwiąż sam
Może udzielisz mądrych rad
Swoją postawą zmienisz świat
Ucichł grzmot
Gra toczy walkę
W grze podział trwa
W grupie nie wszyscy godzą się
I dzielą się, na prawdę i fałsz
Przykład w przykładzie
W potwarzy kłam
Przewaga patrzy głęboko w twarz
Widownia milczy niczym głaz
I jak w maszynie silnik zgasł
Błędne koło zatacza ślad
Gra niczym strzała otwiera drzwi
Prawda przewyższa każdy stan
Po wielkiej burzy ucichł grzmot
Warszawo nasza stolico
Warszawa pełna humoru
Warszawo nasza stolico
Dostojność twa szczególna
Otwarta dla wszystkich
Witają ciebie znajomi
Odwiedzają przybysze
Jesteś jak poezja
Jak baletnica
Nasza wybranko serca
Trwała, niezależna
Podnosisz sztandary
Rozwijasz żagle
Odnosisz sukcesy
Może nie wszyscy kochają
A nawet zazdroszczą
Serce w środku Polski
Bije rodakom najmocniej
Więc trwajmy w przekonaniu
I nie dajmy złamać
Bądźmy jak stal twarda
Bądźmy jak gołąb pokoju
Przychylni bądźcie, wierni
Potulny jak baranek
Przyjazny memu sercu
Choć czasem też zazdrosny
Zaborczy i wyniosły
Jak mówią stare pieśni
Gospodarz jak ten lew
Pilnuje swej owieczki
Nie da wilkowi zjeść
O panny, panieneczki
Mężatki i mężowie
Przychylni bądźcie, wierni
I nie strącajcie śliwek
Nie bierzcie na swe barki
Nadmiaru przygód wszelkich
Nie zastawiajcie sideł
Jak hycel na swe zwierzę
Wybierzmy to co piękne
Majętne i uczciwe
Zawartość naszej mowy
Wynika z samych nas
Nie dajmy się zwariować
Zazdrość to wielki wróg
Wielki twórca poematów
Uliczki, wąskie ścieżki
Pokryte brukiem
Kostką kamienną
Przechodzień zerknął spod ukosa
Ubrany w płaszcz jesienny
A ty idziesz z podniesioną głową
I z zachwytem przyglądasz się rzeźbom
Na placu Świętego Andrzeja
Wmurowane w ściany, pokryte farbą
Dalej fontanna tryska z ust anioła
A skrzydła jego błyszczą od słońca promieni
Turyści z aparatami w dłoniach
I krzyk dzieci biegających z balonami
Kawiarenka na wyciągnięcie ręki
I zapach kawy mielonej, przyciąga gości
I ja usiadłam przy białym stoliku
Rozglądając się za kelnerem
Uwagę mą przyciągnął pan w płaszczu jesiennym
Przyglądał się bacznie mej osobie
I nagle podszedł
Z wielkim zdziwieniem spojrzałam na niego
Zamówił dwie kawy, nie pytając o zdanie
Czy my się znamy, odpowiedział
Zbladłam na widok podniesionego kapelusza
To pan Adam Mickiewicz pisarz, poeta
Wielki twórca poematów.
Wyśmienita ta potrawa
Rozmarynie rozmarzony
Rozmyj wszelkie swe obawy
Rozłóż się na wieprzowinie
cielęcinie albo drobiu
Twój aromat onieśmiela
Rozprzestrzenia się po ciele
Zapach budzi wszystkie zmysły
Jeśli czosnku trochę dodasz
Liść laurowy już gotowy
Na potrawie się wyłożyć
No i ziarna angielskiego
pieprz z Wietnamu
sól z Kaukazu
Ryż z Chin w garnku się gotuje
Sos Winiary już gotowy
Wyśmienita ta potrawa
W polskiej kuchni przyrządzona
Na Bermudach
Krówki pasą się na łące
Muczą, cieszą się z przekąski
Na dodatek trochę paszy
Soli w kostkę na pociechę
Woda w wiadrach do popicia
A na trawie legowiska
Tak od wiosny do jesieni
Jakby byli na Bermudach
Mleko, sery i śmietana
Jogurt, kefir i maślanka
Produkt świeży, no i zdrowy
Przecież jest od polskiej krowy
Płacze niebo
Krople deszczu spadają na ziemię
Płacze niebo rzewnymi łzami
Ziemia i niebo w smutku swoim
Tonie jak łódź pokryta falą
Gdzie się podziała dobra chwila
W której się każdy cieszyć raczył
Gdzie się podziały zielone pola
Ogrody kwiatów i leśne życie
Podziały obojętności w skórach przebierańców
Już nie panują nad swoim umysłem
W popłochu swoim,
Z szat obdzierają się niczym łotry
Przeszłość odeszła, i nie powróci
A przyszłość zmaga się z nienawiścią
I kto uleczy, pocieszy, wysłucha
I wskaże miejsce pociechy
Na której wyspie mądrość wyrośnie
I wzniesie się jak obraz Matki
O piękna chwilo wypatrywana,
w swej dostojności, okaż pokorę, serce rozkoszne
Rozpal na nowo płomień miłości
Niech zapanuje spokój na ziemi
Doktryna zdarzeń
Doktryna marzeń
Doktryna zdarzeń
Wielkiego zapału
Do rytmu, wibracji
osiągnięć sukcesu
Zbawiennych rąk
które prowadzą
na przekór innym
na lepszą zmianę
odsłonę czasu
Odbicie się od przeszłości, zamętu,
bezradności umysłu
wyzbycia lęku.
Niech wielkie zdarzenie
nabierze mocy
Przypływ energi wzmocni twą wiedzę
Uzbroi w cierpliwość
Zaczerpnie ze źródła dojrzałość
O twarda skało opoki
Nakłaniasz do inności
Do miejsc dla nas nieznanych
Wędrówkę, przepychanką
Nierozerwalną więzią
W przewidywaniu słowa
Lub przy zaćmieniu słońca
A wewnątrz twego ciała
Tkwi wyrwa tak bolesna
I nie wiesz czy podołasz
uwierzysz, dasz się złamać
emocjom najważniejszym
przełamać most niezgody
Nadpłynie wiele łodzi
Rąk wyciągniętych zgody
otwarte są przestrzenie
przychylne, niepojęte
I widzisz jak wpatrują się
w połacie niczym żagle
w potędze niebywałej
trwałej, niezależnej
O twarda skało opoki
Zatrzymaj się, odpocznij
Rozpocznij swe działania
Niech czas nadejdzie błogi
A światło stanie jasnym
O nuto tak rozkoszna