E-book
23.63
drukowana A5
56.29
Soulmates

Bezpłatny fragment - Soulmates


Objętość:
324 str.
ISBN:
978-83-8384-904-1
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 56.29

Do wszystkich,

którzy kochają niezwykłe osoby

Prolog

Obudziłam się przez głośny huk w domu. Wystraszona zbiegłam na dół zobaczyć co się stało, wchodząc do kuchni zobaczyłam moją mamę i Rose, które patrzyły na zbitą drogą porcelanę.

— Mówiłam ci, że powinnaś umyć to lepiej! — cała czerwona ze złości krzyczała na pracownicę.

— Przepraszam Panią bardzo to się już nigdy nie powtórzy, obiecuję.- odpowiedziała zbierając kawałki porcelany z marmurowych płytek.

— Ostatni raz cię pouczam, nie będę płacić ci za tak skandaliczne zachowania- skomentowała po czym przeniosła wzrok na mnie- O kto nas przywitał o tak wczesnej godzinie? — zapytała patrząc na mnie z surowym wyrazem twarzy.

— Obudził mnie hałas i zeszłam zobaczyć co się stało- wyjaśniłam.

— Nic nowego Rose po prostu uczy się myć lepiej naczynia- wzięła butelkę wody z kuchni i skierowała się do wyjścia- Wychodzę! A ty dopilnuj, żeby służąca nie straciła pracy.- znikła za ogromnymi białymi drzwiami.

— Przepraszam za nią- spojrzałam na zapłakaną służącą, po czym opuściłam kuchnie. Kiedy wracałam do pokoju zobaczyłam, że dostałam wiadomość od znajomych na czacie grupowym.

Cloe

— W ten weekend moi rodzice wylatują w delegacje, więc co myślicie o domówce?

Jason

— Jeszcze pytasz?! Dziewczyno odpowiedź jest tylko jedna…

Cynthiana

— Laski musimy iść koniecznie na zakupy.

Caroline

— Może dzisiaj po szkole?

Tyler

— Jason to my załatwimy alkohol i ludzi

Cloe

— Alexa, a ty?

— Halo?!

Czytałam czat i nie czułam się dobrze na tyle, żeby iść na domówkę. Po za tym nie jestem z tych osób, które lubią imprezować. W zasadzie mam wrażenie, że nie pasuje do ich towarzystwa. Włączyłam mój ulubiony album Lany Del Rey i zaczęłam szykować się do szkoły.

Droga do szkoły wyjątkowo mi się dłużyła. Przez cały czas zastanawiałam się nad wymówką, żeby odmówić moim znajomym pójścia na imprezę. Nie czuje się dobrze w tym towarzystwie, uważam, że wszyscy trzymamy się razem bo nasi rodzice to pracoholicy, którzy nie interesują się życiem swoich dzieci, a co więcej nie mają dla nich czasu. Przez intensywne myślenie, nie zauważyłam nawet kiedy szofer podjechał pod szkołę i trzymał mi drzwi, abym wysiadła. Jeszcze dobrze nie zdążyłam się rozejrzeć, a w moim kierunku szli moi,,pseudo” znajomi.

— A księżniczka nie potrafi odpisywać? — mruknął Tyler idąc w moim kierunku.

— Przepraszam was bardzo, ale zapomniałam odpisać i nie czuję się zbyt dobrze… -spuściłam głowę ze wstydu przed resztą znajomych.

— Ale będziesz na domówce, prawda? — wtrąciła Cloe

— Właśnie chciałam wam przekazać, że mnie nie będzie.- westchnęłam wiedząc bardzo dobrze jaka będzie reakcja.-Po prostu mam już plany i nie mogę ich zmienić.

— Nie wiem co się z tobą dzieje ostatnio Alexa, ale mam wrażenie, że próbujesz się od nas odciąć.- stwierdziła Caroline- No dobrze to w takim razie idziemy same laski na zakupy- stwierdziła.

— Spokojnie dziewczyny to, że Alexy nie będzie na domówce nie oznacza, że nie może wybrać się z nami- Cleo spojrzała na mnie z uśmiechem- To jak będzie, chyba zakupów to już nie odmówisz? -zapytała dobrze wiedząc co powiem.

— Ah … Cleo masz mnie. Jasne, że chętnie z wami pójdę- uśmiechnęłam się na tą propozycje kocham zakupy więc było to dość oczywiste, że nie odmówię. Lecz samo towarzystwo średnio mi pasowało. Miałam wrażenie, że cała ekipa zdaje sobie z tego sprawę, że kolegujemy się tylko przez naszych rodziców i dlatego, że jesteśmy postrzegani jako bogaci, których nikt nie lubi.

Cały dzień w szkole myślałam o zakupach i o tym jak męcząca jest przyjaźń z osobami, które udają, że cię lubią. Każdy myśli, że jesteśmy szczęśliwi, no bo przecież jesteśmy bogaci i nie mamy swoich zmartwień, ale jest sporo rzeczy, które zamieniłabym na ciepły kontakt z rodziną.

Po zakończonych lekcjach czekałam przed szkołą na dziewczyny. Podczas czekania usłyszałam kłótnie, spojrzałam w kierunku placu budowy na, którym uczniowie urządzali bójki i palarnie.

— Czego nie rozumiesz? -warknął jeden. Był bardzo wysoki i umięśniony.- Ostatni raz ci powtarzam, zrozumiano? — powtarzał tak chyba z dwadzieścia razy na co chłopak odpowiadał mu tylko kiwaniem głowy. Przez to, że był bardzo wysoki i ofiara stała tyłem nie mogłam zobaczyć kogo gnębi. A jednak …ten chłopak to Jason.

— Daje ci czas do jutra. Nie mam pojęcia jak to zrobisz, ale ma być to załatwione.- chłopak tak mocno trzymał Jasona, że ten prawie nadział się na słup.- Jeżeli tego nie zrobisz powiem im wszystko, a wtedy nie będzie już tak miło.- przerażona wróciłam z powrotem przed szkołę, gdzie już czekały na mnie Cloe i Cynthiana.

— A gdzie Caroline? -spytałam zdziwiona.

Powiedziała że się źle czuła i stwierdziła, że pójdzie do domu- odpowiedziała skrzywiona Cynthian.

Przez całą drogę nie mogłam przestać myśleć o Jasonie. Co tak naprawdę przed nami ukrywał? Może tak naprawdę nikt z nas nie zna się chociaż w połowie?

Przez jakieś trzy godziny chodziłyśmy po sklepach. Cloe kupiła śliczną bordową sukienkę, w której wyglądała jak anioł. Natomiast Cynthiana stwierdziła, że kupi srebrny brokatowy komplet składający się z spódniczki i topu.

— Alexa na pewno nic dla siebie nie widzisz? -spytała Cloe.

— Nie jakoś tak nie ma nic specjalnego- westchnęłam- Może innym razem. Przepraszam was, ale będę się już zbierać.- odparłam posyłając uśmiech do blondynek.

— Jesteś pewna, że nie przyjdziesz- Cloe nie odpuszczała-Bo wiesz zawsze jesteś mile widziana.

— Nie spokojnie. Na pewno mnie nie będzie, więc się nie przejmujcie. Bawcie się dobrze! — obracając się ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych. Nie musiałam czekać, bo mój szofer był w pobliskiej okolicy.

Rozdział 1

Alexa

Nadszedł dzień, w który,,miałam mieć plany,,. Tak naprawdę ich nie było, moim jedynym problemem w ten dzień było to czy wstać o 10.00 czy 14.00? Nie wiem o której godzinie wstałam, ale obudził mnie dźwięk dochodzący z salonu. Schodząc na dół słyszałam jak mój brat zaczął wydzierać się na ojca.

— Dlaczego ty mnie nie rozumiesz?! -wrzeszczał- Jak możesz?! Nie szanujecie w tym domu nikogo nawet własnych dzieci… — w dalszej wypowiedzi przerwało mu uderzenie w policzek. Ojciec był człowiekiem stanowczym i nigdy z nikim nie dyskutował.

— Powiem ci tylko tyle Hunter, muszę się zastanowić czy przepiszę ci moje udziały w firmie. Jak na razie nie zasługujesz nawet na jeden.- w milczeniu wyminął mnie bez słowa i wyszedł na podjazd.

— O co znów poszło? -spytałam z żalem brata.

— Nic ja po prostu… On nie rozumie, że ja nie chcę jego udziałów, ani firmy.- otarł łzy- Ja po prostu zapytałem go czy znalazłby czas, żebyśmy poszli razem na golfa… Rozumiesz? Chciałem z nim spędzić chodź raz chwile jak syn z ojcem, a on? Straszy mnie, że nie odda mi udziałów?

— Ah… rozumiem Hunter, ale nie możesz polegać na nim. Wiesz jaki jest… Z resztą mama też nie ma z nami bliższego kontaktu niż,,Wychodzę,, — momentalnie poczułam jak łzy nachodzą mi do oczu- Hunter oni nigdy nas nie kochali… -odparłam.

— Wiesz jak wczoraj cię nie było, powiedziałem mu, że chcę zawodowo brać udział w wyścigach formuł… Wiesz co mi na to powiedział? Że mam przejąć firmę i mam wybić sobie inne pomysły z głowy- zdenerwowany rzucił szklanką do zlewu, która się stłukła.

Hunter to mój brat, jest tylko rok młodszy od mnie. Gdyby nie to, że jest postrzegany za,,bogola’’ to prawdopodobnie podbiłby wiele serc. Jest wysoki, dobrze zbudowany, posiada kilka tatuaży, ma brązowe oczy po mamie i brązowe włosy lekko dłuższe i falowane po ojcu. Jest bardzo uczuciowy ale po za domem tego nie okazuje, nie ma znajomych, bo nie może patrzeć na ich relacje z rodzicami, które w porównaniu do naszych są idealne. Od zawsze możemy liczyć tylko na siebie, nigdy nie mieliśmy relacji z rodzicami jak prawdziwa rodzina chyba, że chodziło o nasz wizerunek, żeby opublikować go w sieci i wypromować firmę na międzynarodowym rynku lotniczym.

Nasi rodzice to Bill i Celina Rey, ludzie o potwornych charakterach. Czasem mam wrażenie, że nie mają szacunku nawet do samych siebie. Są pracoholikami, którzy poświęcają pracy dziewięćdziesiąt procent czasu, a resztę na rozrywki. Są właścicielami własnej firmy lotniczej, mają tak wiele zleceń, że w tym roku byli zmuszeni dokupić sześćdziesiąt samolotów.

Z wyglądu są bardzo intrygujący i eleganccy. Mój ojciec jest wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną, ma czarne lekko falowane włosy i błękitne oczy, moja matka to totalne przeciwieństwo ojca, wysoka, szczupła wręcz wychudzona, ma długie, kręcone rude włosy i brązowe oczy. Zawsze, każdy mówił mi, że jestem podobna do ojca, ale mam coś w sobie z matki. Mimo tego jacy są mam nadzieję, że kiedyś zrozumieją swoje błędy.

— Wychodzę! -oznajmił.

— Gdzie?! -zapytałam zaciekawiona, bo rzadko kiedy rusza się z pokoju a co dopiero z domu.

— Oj… Daj spokój Alexa… -patrzył na mnie myśląc, że odpuszczę.

— Hunter pytam poważnie?

— Powiedzmy, że idę się zabawić… -uniósł lekko kąciki ust.

— Ty i imprezy?! Proszę cię- zaśmiałam się nie mogąc powstrzymać śmiechu- No dobrze skoro idziesz to chociaż powiedz gdzie…

— No do twoich znajomych. Tylor podszedł do mnie w szkole i zapytał czy chcę wpaść… No to powiedziałem, że wpadnę.-powiedział zdezorientowany.

— Tylor?

— No tak, a ty nie idziesz?

— Nie, nie mam ochoty i nie czuje się dobrze w ich towarzystwie, więc zostanę dzisiaj w domu.

— No dobra to ja idę.

— Hunter! Jeszcze jedno.

— Ta?

— Proszę cię uważaj na siebie i nie ufaj nikomu tym bardziej Tylorowi i Jasonowi.

— A to niby dlaczego? Wydają się w porządku.

— Nie znasz ich po prostu uważaj i jak coś to pisz…

— Alexa nie panikuj, po za tym jesteś starsza tylko rok, a ja już jestem pełnoletni.-wyszedł, a w domu rozległ się głośny huk trzasku drzwi.

Przez resztę wieczoru nie mogłam skupić się na niczym innym oprócz sytuacji z Jasonem. W pewnym momencie przypomniałam sobie jak na jednej z imprez Jason wpadł w bójkę i od tamtej pory zachowuje się dziwnie. Szczerze mówiąc nigdy z nim nie przepadałam, jest bardzo specyficzną osobą, ale za razem przystojną. Na każdej imprezie potrafi znaleźć sobie kogoś do towarzystwa, ale ma coś w sobie co od niego odpycha. Kiedyś Tylor wspominał mi, że Jason i Caroline byli razem, ale zerwali przez to, że Jason pod wpływem narkotyków zdradził Caroline. W pewnym momencie zaczęłam sobie uświadamiać, że dzisiejsza sytuacja Jasona to mogły być problemy związane z narkotykami.

Przy robieniu wieczornej skin care wyświetlałam story moich znajomych z domówki. W tle na story u Caroline zobaczyłam mojego brata siedzącego z Jasonem. Byłam jednocześnie zdenerwowana jak i zdziwiona tym co zobaczyłam. Nie zastanawiając się dłużej zeszłam na podjazd i poprosiłam szofera o podwózkę do domu Cloe.

Kiedy dotarłam na miejsce, zaczęłam przedzierać się przez tłumy ludzi, oczywiście nie mogłam nie spotkać Cloe, która ze zdziwieniem podeszła do mnie.

— Ooo Alexa… mówiłaś, że masz plany- zaczęła obejmując mnie jedną ręką Czułam już od niej dość sporą ilość alkoholu.-Chodź napij się ze mną… będzie fajnie...chyba, że chcesz coś mocniejszego? -Spytała z uśmiechem.

— Cloe co ty gadasz? Gdzie jest mój brat? -spytałam zdenerwowana- Miał tu być.

— Jaki brat? To ty masz brata? Zabawna jesteś- i właśnie to był urok udawanej przyjaźni, że nikt nie wiedział o sobie kompletnie nic.

— Hunter, gdzie on jest? Był z Jasonem.-tłumaczyłam.

— Aaaa to poszli na górę, właśnie oni mają całkiem porządny towar...naprawdę świe…

— Cholera, który pokój? -przerwałam.

— Mój, weź coś dla mnie też.

Jak najszybciej mogłam zaczęłam przedzierać się przez tłum, kiedy dotarłam na górę oczom nie wierzyłam… mój brat był w tak okropnym stanie, że nawet nie poznał kim jestem.

— Hunter to ja, słyszysz? To ja Alexa. Chodź idziemy do domu.-próbowałam go podnieść, ale zaczął się stawiać.

— Zostaw mnie! Nigdzie nie idę! -odepchnął mnie tak mocno, że upadłam na drugi koniec pokoju.

— Coś ty mu zrobił do cholery Jason!? — ruszyłam w stronę blondyna- Ty jesteś w ogóle normalny?

— Spokojnie kochana, nic mu nie będzie. Nie musisz go niańczyć, wie co robi.-uśmiechnął się.

— Pomóż mi go zabrać do domu. Rozumiesz!? -zaczęłam szarpać blondyna.

— Dobra, dobra-zgasił papierosa i ruszył w kierunku bruneta-Chodź stary idziemy-zaczął go podnosić.

Brunet był już tak wykończony, że nie miał siły protestować i wsiadł bez problemu do auta.

— Porozmawiamy jutro o tym-zwróciłam się do Jasona.

— Nie mamy o czym, on jest już dorosły Alexa- trzasnął drzwiami od samochodu i odszedł.

Całą drogę brunet milczał opierając głowę o szybę.

Kiedy byliśmy już w domu zaprowadziłam go do pokoju.

— Dlaczego to zrobiłeś? -spytałam.

— Idź proszę, nie chce o tym gadać-obrócił się na drugą stronę-To nie twoja sprawa jestem już dorosły. Przestań mnie traktować jak pieprzone dziecko-mruknął.

— Jak mam cię traktować jak dorosłego skoro ty się tak zachowujesz? -wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami.

Hunter

Po południu obudziłem się z potężnym bólem głowy. Ledwo podniosłem się z łóżka, pierwsze co zrobiłem to poszedłem do pokoju siostry, ale jej tam nie było. Zacząłem ją szukać, bo średnio pamiętam co wczoraj się stało, ale wiedziałem, że muszę ją przeprosić. Przeszukałem cały dom i wypytałem obsługę, ale nic się nie dowiedziałem. Wyszedłem przed dom, bo zobaczyłem, że czarny Mercedes właśnie podjechał na podjazd.

— Widziałaś może gdzieś Alexę? -spytałem matki.

— Nie, a powinnam? Średnio mnie interesuje gdzie jest. Mam ważniejsze sprawy na głowie-ominęła mnie i udała się do biura.

— Cholera-mruknąłem- Podszedłem do szofera i poprosiłem go żeby zabrał mnie do siostry. Mogłem od razu iść do niego, a nie bawić się w detektywa.

— Panie Ray, Pani Alexa prosiła, abym nie mówił nikomu gdzie jest.-wymamrotał kierowca.

— Proszę Pana to jest moja siostra i ładnie proszę, abyś mnie do niej zawiózł-podniosłem głos, bo czasami nie dało się inaczej.

Bez zbędnego pierdolenia zawiózł mnie na jakieś osiedle, które wyglądało jak z tureckiego serialu. Wszedłem przez wskazaną bramę i zadzwoniłem dzwonkiem.

Drzwi otworzyła mi starsza kobieta.

— W czym mogę pomóc? -spytała ciepło.

— Moja siostra jest tutaj. Nazywa się Alexa- odparłem. W końcu zobaczyłem idącą w moim kierunku szatynkę.

— Co chcesz? -odburknęła.

— Porozmawiać, ja przepraszam cię za wczoraj, ale nie pamiętam co się stało.-spuściłem głowę w dół.

— Nie wiesz? -zapytała- A więc wczoraj nachlałeś się i naćpałeś z Jasonem..

— Ja wiem … nie powinienem, ale sama wiesz jak jest…

— Hunter to nie jest wytłumaczenie.

— Tak przepraszam. A co ty tu robisz u jakieś staruszki?

— To jest Pani Wilson.

— Okej i co tu robisz?

— Opiekuję się nią, nie ma nikogo bliskiego, a traktuję mnie jak wnuczkę.-spojrzała na mnie z zaszklonymi oczami-Skąd wiedziałeś, że tu jestem?

— No wiesz John się wygadał-zaśmiałem się.

— Wejdziesz? I tak za niedługo będę się zbierać.-zaproponowała.

— No chętnie poznam panią Wilson-uśmiechnąłem się co nie jest w moim stylu.

Po kilku godzinach spędzonych u Wilson poczułem ulgę. Poczułem się tak jakbym miał rodzinę o której zawsze marzyłem. Pokochałem tą kobietę jak babcie i wiedziałem, że starta jej będzie dla mnie bardzo bolesna.

Rozdział 2

Alexa

Dzisiejszy dzień zaczął się bez jakiś większych dram, oprócz tego, że nie gadam z Jasonem to jest w porządku. Uważam, że dzisiejsza matma była dość przyjemna i Lucas zawsze słyszałam, że jest nie normalny i każdy się z niego śmiał, chodź szczerzę nie widzę powodu. Jest bardzo przystojny. Ma czarne dłuższe włosy zazwyczaj rozczochrane, jego oczy są tak czarne, że ciężko rozróżnić tęczówkę od źrenicy. Jest wysoki i zauważyłam, że ma kilka tatuaży na przedramieniu. Jestem tym typem laski, która wręcz uwielbia chłopaków z tatuażami. Jeśli chodzi o charakter, czułam się przy nim bardziej komfortowo niż przy mojej grupce znajomych. Uważam też, że jest niesamowicie inteligentny, sam fakt, że ma matematykę w jednym palcu. Mojemu overthinkowi przerwał Jason, który zmierzał w moim kierunku.

— Słuchaj nie wiem co ci te dupek na mnie nagadał, ale ma przejebane- zaczął agresywnie.

— Nie wiem o co ci chodzi. Nawet nie rozmawialiśmy na twój temat. Nie odzywam się do ciebie przez to w co wplątałeś mojego brata.

— Ja? On sam chciał. To jest moja działka i moje życie, więc proszę nie wpieprzaj się!

— Czyli to prawda? -spytałam.

— Co prawda? Nie którzy wyobraź sobie mają większe problemy niż zastanawianie się czy przejebać pieniądze w Diorze czy Pradzie-zaczął gadać coraz bardziej agresywnym tonem.

— Jason nie rób z siebie ofiary, każdy ma jakieś problemy. Poza tym będę się wpieprzać jeśli będzie chodzić o mojego brata. Rozumiesz?

— Nie ma sensu z tobą rozmawiać, ale żeby nie było, że cię nie ostrzegałem.-obrócił się i poszedł w stronę palarni. Kolejny powód dla, którego nie lubię z nimi się zadawać? Proste, gówno wiedzą, ale się wypowiedzą. Zastanawia mnie fakt dlaczego Jason miał pretensje do Lucasa, który nic nie wspominał na jego temat i dlaczego ostrzegał mnie przed czymś czego nawet nie usłyszałam. Stwierdziłam, że jak tylko wrócę do domu to porozmawiam z Hunterem i wyjaśnię całą sytuację. Pozostałe lekcje minęły dość szybko, ale męcząco, marzyłam tylko o tym, aby wrócić do domu.

Wchodząc do domu zrzuciłam z siebie kurtkę i zdjęłam buty, odruchowo poszłam do kuchni przywitać się z gosposią.

— Hej Rose-podeszłam i przytuliłam się do kobiety.

— Witaj kochana- uśmiechnęła się do mnie.-Jak w szkole? opowiadaj.-spytała.

— Nic ciekawego, jak zawsze kilka sprzeczek i nauka-sprostowałam-A tobie jak mija dzień?

— A całkiem dobrze, za niedługo wychodzę do domu, bo udało mi się wcześniej wyrobić.-patrzyła z podekscytowaniem. Rose to cudowna kobieta. Wiele razy zastępowała mi matkę, z nią mogę pogadać na każdy temat. Po prostu traktuję ją jak rodzinę, serce mi się kraja jak moja matka krzyczy i poniża ją, bo zrobiła coś nie wystarczająco dobrze, mimo tego, że dom jest wypucowany jak niejedna szyba w muzeum.

— Wiesz może gdzie jest Hunter?

— Wydaje mi się, że nie wrócił jeszcze do domu-odpowiedziała-Ewentualnie wziął samochód i gdzieś pojechał. Zapytaj Johna, jeśli gdzieś pojechał to on musiał wyprowadzić auto z garażu.

— Tak świetny pomysł- od razu ruszyłam w część parkingową rezydencji.

Wszędzie szukałam Johna, ale nie mogłam go znaleźć. Postanowiłam, że wejdę do garażu i zobaczyłam, że brakuje jednego auta, dokładniej czarne Lamborghini, które należało do mojego brata. Usłyszałam głos szofera na podjeździe więc wybiegłam z garażu, aby go spytać o Huntera.

— John widziałeś może Huntera, albo wiesz gdzie pojechał?

— Niestety nie mówił gdzie jedzie, poprosił tylko o wyprowadzenie auta, ale strasznie dziwnie się zachowywał.- odpowiedział.

— Dziękuje, bardzo mi pomogłeś- stwierdziłam, że wrócę do domu i tam poczekam na brata.

Mijały godziny, a on dalej nie wrócił do domu. Po północy usłyszałam, że ktoś wszedł do domu, zbiegłam na dół, ale okazało się, że to tylko moi rodzice.

— Nie śpisz jeszcze? -spytał ojciec, jakby go to kiedykolwiek interesowało.

— Nie, czekam na Huntera.- odpowiedziałam- A wy czemu tak późno wróciliście?

— Firma sama się nie poprowadzi.- odpowiedziała matka.

— Nie uważacie, że to jest chore? Jesteście pracoholikami.- zaczęłam podnosić głos.

— Gdyby nie nasz pracoholizm nie byłabyś tu teraz- matka zaczęła mnie przekrzykiwać- Bill idę do biura dokończyć te statystyki i podeślę tego maila do klienta.

— Żartujecie sobie?

— W czym ty masz znowu problem? -spytał ojciec.

— W tym, że nie wiadomo gdzie jest wasz syn, nie ma go cały dzień w domu, a wy zamiast się zainteresować to gadacie o statystykach? Czy wy jesteście poważni? -darłam się tak głośno, że zabrakło mi powietrza.

— Alexa, Hunter jest dorosły nie mam zamiaru go już niańczyć. Widocznie miał coś do załatwienia.- ojciec próbował mnie uspokoić.

— Co ty pieprzysz tato? Jakie niańczenie? Nigdy go nawet nie miałeś na rękach i nie spędziłeś z nim więcej czasu, niż na zdjęciach w reklamie firmy. To jest twój syn, rozumiesz?! -byłam tak zdenerwowana, że przez przypadek stłukłam jakiś zabytkowy wazon. Słyszałam tylko jak moja matka coś krzyczała, ale nie miałam zamiaru jej słuchać. Wzięłam bluzę, telefon, portfel, kluczyki od auta i wyszłam z domu. Stwierdziłam, że skoro rodzice nie przejmują się własnym dzieckiem to ja to zrobię. Poszłam do garażu i wyprowadziłam bordowe Porsche. Zacznijmy od tego, że nie miałam pojęcia gdzie mogę go znaleźć, ale przypomniało mi się, że kiedyś wraz z Hunterem stwierdziliśmy, że założymy sobie czipy nawigujące, jakby, któremuś z nas coś się stało. Weszłam w aplikację i włączyłam tryb nawigowania. Droga była dość krótka bo tylko dwadzieścia minut od domu. Dotarłam pod wielką złotą bramę jednej z rezydencji pod, którą stało czarne Lambo. Zadzwoniłam domofonem i po chwili odezwał się znajomy męski głos.

— Czego?! -odburknął.

— Jestem siostra Huntera. Potrzebuje z nim porozmawiać.

— Alexa?! Co ty tutaj robisz i skąd wiesz gdzie mieszkam?

— Co? Nie wiem kim jesteś, chcę porozmawiać z bratem, błagam wpuść mnie.

— To ja Jason, wchodź.

Nagle złota brama zaczęła się odsuwać, a ja zaczęłam iść w kierunku wejścia, w którym stał już Jason.

— To nie jest dobry pomysł Alexa.-powiedział ze spuszczoną głowa. Był strasznie spięty.

— O czym ty gadasz? Przyjechałam odebrać brata, bo nie ma z nim cały dzień kontaktu. Martwię się o niego.-łzy zaczęły napływać mi do oczu do oczu-Błagam powiedz mi co się dzieje.

— Alexa on jest dorosły, daj spokój.-nie zdążył dokończyć, bo wbiegłam do środka domu.- Kurwa stój!

Wchodząc do salonu poczułam jak moje nogi się uginają, w tym momencie emocje przejęły kontrole i zaczęłam histeryzować. Mój brat leżał nie przytomny na środku pokoju wokół niego było pełno woreczków, pieniędzy i różnych narkotyków do popakowania. Podbiegłam do niego i zaczęłam go szarpać, ale on nie reagował. Poczułam jak Jason próbuje mnie podnieść ale go odepchnęłam.

— Co wy zrobiliście?! Dzwoń po karetkę! Słyszysz!

— Nic mu nie… -zaczął.

— Kurwa dzwoń!

— Nie mam telefonu, gdzieś leży w tym syfie-Odparł.

— Weź mój-wyciągnęłam telefon z kieszeni i podałam chłopakowi.

— Nie zadzwonię! -położył telefon na stole.

— Że co nie zrobisz?! Ty jesteś pojebany?

— Jeżeli go zabiorą i zobaczą co ty się dzieje to wszyscy będziemy mieć problemy. Podjedź tu autem i sami go zawieziemy.-nie wiem czemu go posłuchałam, ale biegłam jak najszybciej mogłam. Pomogłam Jasonowi wnieść brata do auta, po czym on stwierdził, że poprowadzi, bo ja spowoduje jeszcze jakiś wypadek. Droga do szpitala trwała dość długo, przez całą drogę zastanawiałam się dlaczego on to zrobił. Kiedy podjechaliśmy, ja pobiegłam po lekarza, a Jason zaczął wyciągać Huntera z auta.

— Dobry wieczór, nazywam się Alexa Rey, przywiozłam mojego brata, który jest nieprzytomny. Prawdopodobnie przedawkował narkotyki, ale nie wiem ile i co.

— Dobrze spokojnie, gdzie on jest? -odpowiedziała lekarka.

— Mój kolega wyciąga go z samochodu-odpowiedziałam trzęsąc się.

— Personel! Idziemy! -momentalnie pięciu pracowników wiozło mojego brata na łóżku na jakąś sale-Niech Pani tu zaczeka- poprosiła.

Wysłałam mamie SMS, żeby poinformować ją o tym co się stało.

Alexa

— Ja i Hunter jesteśmy w szpitalu. Mi nic nie jest, ale on jest w ciężkim stanie.

Celine

— Ok.

Jak zobaczyłam odpowiedź na wiadomość momentalnie zrobiło mi się tak gorąco ze złości. Wyobrażacie sobie, że wasze dziecko walczy o życie w szpitalu, a wy odpisujecie na wiadomość,,Ok”

Wraz z Jasonem stwierdziliśmy, że zostaniemy tu dopóki, się czegoś nie dowiemy.

Lucas

Nie mogłem doczekać się spotkania z Alexą. Szczerze polubiłem ją i z tyłu głowy myślałem, że moglibyśmy się całkiem spoko dogadywać.

— Potrzebuję twojej pomocy Lil.

— Oho… Jak ty potrzebujesz mojej pomocy, to coś poważnego.-zaśmiała się.

— No można tak powiedzieć, a więc umówiłem się na spotkanie z taką dziewczyną i chciałem… -Oczywiście musiała mi przerwać, bo nie wytrzymała emocji.

— Nie gadaj! Ty i laska, kto to jest? -wpatrywała się we mnie, jakby chciała znać cała biografię.

— Przerwałaś mi, chciałem zapytać jakie kwiaty powinienem kupić…

— Kup jakieś nie przereklamowane hmmm...może Piwonie? Są śliczne i bosko pachną.

— Skoro tak uważasz, no dobra.

— Kim ona jest?! -powtórzyła pytanie.

— To Alexa Ray z mojej klasy-odpowiedziałem.

— Żartujesz?! O cholera, idziesz na randkę z Alexą Ray! -piszczałą z podekscytowania.

— To nie jest randka, po prostu przez przypadek poznaliśmy się na lekcji i ona zaproponowała spotkanie.

— Powiem ci tyle nie spieprz tego. Ona jest taka śliczna, pasowalibyście do siebie. W czym zamierzasz iść?

— Nie wiem pewnie jakieś dresy i bluza.

— Chyba oszalałeś, nie ma mowy.

— No a w czym?

— Czarna koszula i czarne spodnie.

— Niech ci będzie, jedyny raz kiedy cię posłucham i oby wyszło mi to na dobre.

— A kiedy się spotykacie?

— Jutro.

— Ale się cieszę, a ona przypadkiem nie zadaje się z bogolami?

— Tak sama jest jedną z nich, ale zauważyłem, że nie czuje się dobrze w towarzystwie tych ułomów.

— Zawsze wydawała mi się taka pewna siebie i wyniosła.

— Wczoraj na lekcji taka nie była, spoko się rozmawiało.

— To najważniejsze.

— A i jeszcze jedno.

— Tak?

— Jest fanką Lany Del Rey.

— Już ją kocham. Nie żebym cię wyganiała, ale wiesz chciałabym się wyspać.

— Ta rozumiem, wystarczy powiedzieć spierdalaj i mnie nie ma. Dobranoc Lilian.

— Dobranoc Luki.

Resztę nocy szkicowałem randomowe projekty domów. Cholernie uwielbiałem to robić, jeszcze kiedy leciało w tle The Weeknd, mogłem robić to godzinami. W przyszłości chciałbym zostać architektem. Uważam, że jest to ciekawa praca i czułbym się spełniony. Póki co wygrałem kilka konkursów i będę starał się dostać na najlepsze studia architektoniczne, ale co z tego wyjdzie? Zobaczymy.

Godzina trzecia w nocy, co robi Lucas? Tak wypierdoliłem całą szafę po to, aby znaleźć outfit doradzony przez siostrę. Ja oprócz dresów i koszulki nie potrafię się ubierać, więc w tej kwestii wole jej zaufać. Wszystko pięknie, ale zapomniałem, że nie mam kwiatów, a jutro nie będzie czasu, żebym je kupił. Zacząłem szukać kwiaciarni, ale oczywiście co? Każda była zamknięta o trzeciej w nocy. Kto by się spodziewał? Przypomniało mi się, że moja babcia ma piwonie u siebie w ogrodzie. Godzina czwarta, a ja zakradam się do babci po piwonie? Czy jestem pojebany? Być może, ale czego się nie robi dla kobiet. Oby to doceniła. Stwierdziłem, że zostanę na noc u babci. Nie chciałem jej budzić, ale każde możliwe wejście było zamknięte i przez hałas wystraszyłem ją, a ona napuściła na mnie swojego psa obronnego, który rzucił się w moją stronę.

— Babciu to ja! -krzyknąłem.

— Jaka babciu?! Nie wstyd ci gówniarzu starsze osoby okradać?

— Babciu to ja Lucas! -próbowałem odgonić od siebie bestie Yorka-Cholera puszczaj mnie kundlu.

— Ojjj… Dziecko co ty tu robisz w środku nocy? -zapytała-Shira chodź tu!

— Przyszedłem po piwonie i chciałem zapytać czy mogę zostać na noc?

— Pewnie, chodź bo jeszcze zmarzniesz. A po co ci te kwiaty? Jak mogę wiedzieć.

— Jutro umówiłem się na spotkanie z koleżanką, ale zapomniałem kupić kwiaty. A Lilian wspomniała, że piwonie będą orginalne, więc taka historia jak prawie twój pies zagryzł ci wnuczka.

— Nie marudź, to dobrze, że Shira jest czujna. To musi być dla ciebie ważna ta koleżanka skoro o czwartej rano ryzykowałeś życiem, po to aby zabrać mi piwonie.

— Dopiero poznaliśmy się nie dawno i wyszło jak wyszło.

— Dobrze idź spać, dobranoc Lucas.

— Dobranoc.

Rozdział 3

Alexa

Całą noc nie mogłam zasnąć i nawet nie próbowałam, było mi tak strasznie przykro, że nasi rodzice potraktowali Huntera jak śmiecia. Nie wykazali żadnego zainteresowania. W mojej głowie pojawiało się co chwilę jedno to samo pytanie,,Dlaczego?”. Pamiętam jak kiedyś z Hunterem mieliśmy w przedszkolu występ. Byliśmy wtedy tak podekscytowani bo graliśmy główne rolę i w dniu występu zamiast naszych rodziców pojawiła się Rose. Zawsze ona nam ich zastępowała, nigdy niczego nie odmówiła i była jak matka. Sama nigdy nie mogła mieć dzieci i traktowała nas jak własne. Oddawała nam się w stu procentach. Pamiętam również sytuacje jak złamałam rękę w trzeciej klasie podstawówki i zamiast mojej matki, była przy mnie Rose, która miała upoważnienie od rodziców. Jedyne co pamiętam z rodzicami to, że każdego wieczoru wracali do domu i szli do gabinetów po to aby móc dalej pracować. Nigdy nam nie pomagali i nie interesowali się naszym życiem. Jedyne co zrobili to załatwili nam,,przyjaciół” na siłę. Ja nie miałam wyjścia natomiast mój brat się na to nie zgodził. Zawsze był stanowczy i nie bał się tego okazywać. Ojciec widział w nim tylko najbardziej zaufanego przyszłego właściciela firmy, a mi od małego wpajali, że mam być idealna, bo mają na mnie plan, ale dowiem się w swoim czasie. Nagle poczułam jak ktoś mnie szturcha.

— Alexa… Wrócił z badań-powiedział Jason.

— I co?! Mogę do niego iść? Błagam.

— Nie, była tu przed chwilą lekarka i mówiła, że mamy jechać do domu

— Nie ma mowy, nigdzie nie jadę.

— To nic tu nie da, możesz dopiero go zobaczyć jutro- odparł-Jak chcesz to tu zostań, ale ja jadę do domu.

— Na pewno nie mogę go zobaczyć?

— Na pewno, chodź nie ma sensu-wstał z miejsca i ruszył w stronę drzwi-Idziesz?

— Poczekaj idę tylko zapytać o wyniki- udałam się do gabinetu lekarki mojego brata i zapukałam.

— Zapraszam-odpowiedziała niska, blondynka z okularami-O Pani Rey?

— Tak to ja, jestem siostrą… -przerwała.

— Tak wiem, niestety nie mam dobrych wieści-odpowiedziała. Pani brat przedawkował narkotyki, mało tego zmieszał kilka rodzai, plus doszedł do tego alkohol.-słysząc to rozpłakałam się na cały głos, nie mogłam pojąć dlaczego to zrobił.

— I co z nim będzie? -zapytałam szlochając.

— Powiem Pani tak, musi zostać dwa tygodnie pod obserwacją, zapewne będzie potrzebny psycholog i kto wie czy nie wyślemy go na leczenie. Jeśli chodzi o wizyty to dopiero będą możliwe od jutra. Jak długo brat zażywa narkotyki?

— Ja nie mam pojęcia, nigdy nie widziałam, żeby działo się z nim coś dziwnego, ale… Od jakiegoś czasu nawet nasz szofer zauważył, że dzieje się coś złego.

— Dobrze więc skontaktujemy się z psychologiem i postaramy się ustalić co może być tego przyczyną. A wasi rodzice? Żyją?

— Tak…

— A więc dlaczego nie przyjechali?

— Oni nie mają czasu, ich nie interesuje nasze życie.

— A więc mam pierwsze podejrzenia dlaczego Pani brat mógł zażywać narkotyki. Proszę mi powiedzieć jak wyglądały wasze relacje i jak to odbywa się teraz, oczywiście skonsultujemy to też z Pani bratem, ale chciałabym usłyszeć Pani wersję.

— A więc od małego nie poświęcali nam czasu. Zawsze na nas krzyczeli i kazali być nam ideałami. Wykorzystywali nas tylko do reklam firmy. A jeśli chodzi o relacje teraz, to nie ma jej. Napisałam mamie wczoraj SMS’a, a wie Pani co ona mi odpisała na to, że jej syn jest w szpitalu?,,Ok”. Jest Pani to sobie wyobrazić? -Mówiłam przez łzy.

— Jest mi tak przykro, niech Pani się nie martwi. Z dnia na dzień stan Pani brata będzie się polepszał. Dam Pani swoją wizytówkę i będziemy w kontakcie, teraz nich pani jedzie od domu i odpocznie.-posłała w moją stronę uśmiech. Naprawdę doceniałam to, że obca osoba stara się pomóc mojemu bratu, a jego własna matka ma go w dupie.

— Dziękuje Pani doktor. Do widzenia! -odwzajemniłam uśmiech i poszłam do Jasona, który czekał nam mnie już w aucie.

— I co? -spytał.

— Jest źle, przedawkował narkotyki, zmieszał kilka rodzai i w dodatku doszedł do tego alkohol. Ma być dwa tygodnie pod obserwacją.-mówiłam z płaczem.

— Ja przepraszam......To nie miało tak wyjść… -spuścił głowę.

— A jak?! Słyszysz siebie? -krzyknęłam-Skąd to mieliście? Po co? I dlaczego on to zrobił? -spytałam.

— Miałem ci nie mówić, ale to zaszło za daleko.

— Co?! O czym ty mówisz?

— Bo my.. No wiesz..

— Nie nie wiem, gadaj!

— My na początku byliśmy tylko dilerami, ale teraz twój brat jest szefem mafii, a ja jestem jego wspólnikiem…

— Co?! Od jak dawna to trwa?!

— Od jakiś trzech lat..

— Nie wierzę, Po co to robicie i skąd się znacie?

— Zaczęło się od tego, że twój brat nie chciał przejąć firmy po twoim ojcu, on go zwyzywał i się poszarpali. Tamtego wieczoru twój brat przyjechał do mnie i powiedział, że dostał propozycję nie do odrzucenia, no i zapewne domyślasz się co było tą propozycją. Więc pewna grupa straciła szefa w postrzale i tak się składa, że cała grupa była przepisana na Huntera, bo widzisz ten były szef to był przyjaciel twojego brata i tylko jemu ufał. Hunter stwierdził, że w ten sposób odda mu hołd i tak przejął całą grupę. Znamy się od początku szkoły i była umowa, że publicznie się nie znamy i nikt miał o tym nie wiedzieć.

— Nie wierzę… Żartujesz?! Jak doszło do wczorajszej sytuacji?

— Mieliśmy strasznie duże zamówienie do klubu nocnego w Los Angeles, a że nasi pracownicy, którzy się tym zajmują, są na urlopach to my musieliśmy się tym zająć i je spakować. Na podtrzymanie stwierdziliśmy, że weźmiemy kilka gram, aby nie zasnąć i skończyć robotę, ale on przeginał. Mówiłem mu, że to zły pomysł. Brał co piętnaście minut po gramie i doprowadził się do takiego stanu.

— Dlaczego nie zadzwoniłeś po pomoc?! On mógł zginąć!

— Zrozum, że jeżeli bym zadzwonił to zamiast do szpitala zawinęliby go do więzienia.

— Co się stało z towarem?

— Jest już dostarczony, nie martw się o takie rzeczy.

— Ale jakim cudem, skoro byłeś w szpitalu?

— Mamy przewoźników, to nie jest tak, że to są randomowi ludzie z niespełnieniami. To są osoby, które mają więcej doświadczenia, niż my.

— Czym jeszcze się zajmujecie?

— Nie powinnaś być taka ciekawska. To nie twoja sprawa.

— Skoro już zacząłeś to moja i tu chodzi o mojego brata, więc gadaj! -podniosłam głos.

— Mamy różne zlecenia, oprócz dilerki zajmujemy się produkcja broni, jak trzeba kogoś sprzątnąć to tez się tym zajmujemy, ale to zależy. Jest tego dużo, ale my zajmujemy się prawie wszystkim.

— Czyli to dlatego Hunter nie chciał przejąć udziałów?

— Nie on od początku, chciał się ścigać zawodowo, ale twój ojciec mu groził. Teraz to Hunter już się go nie boi. –skończył- Podwieziesz mnie na chatę?

— Jasne, dziękuje-powiedziałam.

— Nie masz za co taka jest umowa pomiędzy mną, a twoim bratem, a ty ani słowa nikomu.

— Zrozumiałam.

— Jak coś to pisz. Siema! -już chwilę później wchodził przez bramę. Wróciłam do domu, miałam w planach się położyć, ale na mój telefon przyszła wiadomość:

Lucas

— Gdzie się widzimy?

W tym momencie, myślałam, że dostanę szału. Kompletnie spotkanie wyleciało mi z głowy, ale stwierdziłam, że pójdę.

Lucas

— Chyba, że nie aktualne, bo chyba cię w szkole dzisiaj nie było.

Alexa

— Aktualne, już nie mogę się doczekać. Może pod Parkiem na Glow Street?

Lucas

— Spoko.

Momentalnie zerwałam się z łóżka i poszłam wziąć szybki prysznic. Kilka minut po zaczęłam się malować i wybierać ubrania. Postanowiłam, że czarne skórzane spodnie i bordowy longsleeve załatwi sprawę. Spakowałam do mojej torebki niezbędne rzeczy i ruszyłam na podjazd, gdzie czekał już John.

— Gdzie panienka się wybiera? -spytał z uśmiechem, a w tle grała Nirvana.

— Park na Glow Street -odpowiedziałam z uśmiechem. Droga minęła przyjemnie, przez cały czas John nucił jeden z albumów, co poprawiało mi zawsze humor.

— Jesteśmy na miejscu.

— Dziękuje-Wyszłam i udałam się pod bramę. Zobaczyłam, że w moim kierunku idzie Lucas, odruchowo pomachałam, na co on mi odpowiedział tym samym.

— Hej Lucas! -podeszłam i przytuliłam chłopaka na przywitanie.

— Hej Al-uśmiechnął się-Mam coś dla ciebie-wyciągnął bukiet piwonii i mi je podał-Nie wiedziałem jakie lubisz…

— Jejku dziękuję, nie musiałeś. Uwielbiam piwonie, są śliczne dziękuję-złożyłam pocałunek na policzku chłopaka, który się lekko zarumienił.

— To gdzie chcesz iść? -zapytał.

— Na rogu mają kawiarnię włoską, co ty na to? -zaproponowałam.

— Nie mam lepszego pomysłu, więc czemu nie? -zaśmiał się. Był uroczy jak się śmiał.-A więc powiedz coś o sobie Al.

— Al? -zaśmiałam się-To uroczę, nikt do nie tak nie mówi. A więc co chciałbyś wiedzieć?

— Wszystko.

-Em....mam brata, nazywa się Hunter i jest rok młodszy, uwielbiam Lane Del Rey moje ulubione kwiaty to piwonie i białe róże i chyba to tyle.

— A rodzice?

Przez chwilę się nie odezwałam.

— Przepraszam, nie powinienem.

— Nie, nic się nie stało. Z rodzicami mam bardzo słaby kontakt..

— Przykro mi.

— Teraz twoja kolej-zaśmiałam się.

— Tak się składa, że ma młodszą siostrę Lilian, moi rodzice prowadzą sklep z biżuterią, a moja babcia.. To właśnie od niej mam kwiaty, ma prawie, każdy rodzaj w ogrodzie i wkłada w nie całe serce. Jeśli chodzi o mnie lubię projektować domy, planuje zostać architektem, ale zobaczymy jak to wyjdzie i w sumie to nie wiem co mógłbym jeszcze powiedzieć.

— Wow, szczerze nie spodziewałam się, że ktoś tak cichy jak ty może być tak rozgadany.

Po kilku minutach byliśmy już w kawiarni. Zajęliśmy stolik przy oknie. Jest to moja ulubiona kawiarnia, ma swój klimat i wyróżnia się na tle innych. Wszystko jest robione na styl włoski.

— Dzień dobry, czy zdecydowali się państwo co chcą zamówić? -zapytała urocza kelnerka.

— Dla mnie będzie Espresso. A dla ciebie Alexa? — szatyn spojrzał na menu.

— Ja poproszę to samo i do tego pizze tradycyjną –odpowiedziałam.

— Dobrze, za chwilkę przyniosę państwa zamówienie.-odeszła w pośpiechu.

— Jest tu naprawdę przyjemnie-Mówiąc wpatrywał się w moje oczy.-masz śliczne oczy, tak jak moja siostra.

— Dziękuję-speszona chciałam odwrócić wzrok, ale zaczęłam wpatrywać się w jego czarne oczy.-Ty również, są tak piękne, nigdy nie widziałam tak ciemnych oczu.-na moje słowa z chłopaka ust wydobył się uroczy śmiech.

Po kilkunastu minutach kelnerka przyniosła nasze zamówienie. Jedząc śmialiśmy się i rozmawialiśmy na różne tematy. Przy nikim nie czułam się tak komfortowo jak przy nim. Nagle w tle zaczęła lecieć piosenka Chrisa Isaaka.

— Znasz? -zapytał.

— Jeszcze pytasz? Kto by nie znał Wicked Game?

— Zatańczymy? -zaproponował, na co ja nie mogłam odmówić. Kiedy obsługa zobaczyła, że udajemy się na część parkietu, zgasili światła i zapalili projektor przez co zrobił się nocny klimat. Kiedy tańczyliśmy czułam jego wyraziste perfumy, które tak dobrze do niego pasowały.

— Uwielbiam tą piosenkę-powiedziałam, z głową opartą o jego ramię.

— Ja też, od tej pory będzie mi się kojarzyć tylko z tobą-odpowiedział, opierając brodę o moją głowę. Mój mózg nie mógł tego pojąć, jak szybko się polubiliśmy. Ten cudny moment przerwał mój telefon. To była Lekarka.

— Przepraszam cię muszę na chwilę wyjść.-oznajmiłam chłopaka-Słucham Pani doktor?

— Przepraszam, że Pani przeszkadzam, ale wybudziliśmy wcześniej Pani brata i kazał Pani przekazać, że chce się zobaczyć.

— Dobrze niech Pani mu przekaże, że zaraz będę.

— Do zobaczenia!

Weszłam do kawiarni, aby zapłacić, ale problem był taki, że nigdzie nie było rachunku. Zobaczyłam, że szatyn płaci przy barze, więc do niego podeszłam.

— Ile mam ci oddać? -spytałam.

— Oszalałaś? Nic-odpowiedział zdziwiony.

Wyciągnęłam z kieszeni dwadzieścia dolarów i chciałam podać je chłopakowi, ale on mnie wyśmiał.

— Za mało?

— Nie wygłupiaj się, ja stawiam. Co się stało, że musiałaś wyjść?

— Muszę jechać do szpitala. Jedziesz ze mną? -Przysięgam, że w tamtej chwili nie wiem co mi strzeliło do głowy, żeby się go o to zapytać.

— No pewnie, że tak.

— Powiem ci podczas drogi co się stało-Zadzwoniłam do szofera z prośbą o przyprowadzenie mojego auta. Po chwili ja i Lucas wsiedliśmy i włączyłam nawigację, bo nie wiedziałam za bardzo jak dojechać do szpitala, który nie był w moi mieście.

— A więc co się stało? -spytał zmartwiony.

— Mój brat miał wczoraj wypadek, ale jest już lepiej-przyznałam-Chciał się ze mną zobaczyć… Wiesz on nie ma nikogo poza mną-poczułam jak łzy zaczęły lecieć po moim policzku.

— Nie wiem co mam powiedzieć, nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Współczuję

Pokrótce streściłam mu moją sytuację z rodzicami i o odpowiedzi mojej mamy na informację o szpitalu, zajęło mi to całą drogę.

Kiedy dotarliśmy do szpitala, weszłam do sali sama, nie mogłam patrzeć na mojego brata w taki stanie, był blady i siny, miał podłączone mesę kroplówek.

— Ali… -zaczął niepewnie-Ja przep… -Podeszłam i go przytuliłam. Zobaczyłam w jego oczach łzy. Chciałam z nim porozmawiać na ten temat, ale stwierdziłam, że to nie najlepszy pomysł.

— Spokojnie, będzie lepiej-chciałam dodać mu otuchy.

— Mama nie przyjechała prawda? -zapytał łamiącym głosem.

— Nie-odpowiedziałam-Od tamtej pory nie odezwał się do póki nie przyszły pielęgniarki, aby zabrać go na badania i na rozmowę z psychologiem.

— Pani Rey-Zawołała lekarka-możemy porozmawiać?

— Tak oczywiście.

— Zapraszam do mojego gabinetu-otworzyła mi drzwi-Czy mogę dostać numer kontaktowy do rodziców?

— Nie wydaję mi się, żeby to był najlepszy pomysł. Oni i tak nie przyjadą.-stwierdziłam.

— Może uda mi się ich jakoś przekonać? -próbowała na siłę wyciągnąć od mnie informację.

— Doceniam Pani starania, ale ten proces nie ma sensu.-odpowiedziałam stanowczo.

— Dorze skoro Pani tak uważa, a i jeszcze jedno...Dziś dowiemy się po rozmowie z psychologiem więcej rzeczy miejmy taką nadzieję i zobaczymy czy jest sens trzymania Pani brata dwa tygodnie pod obserwacją. Jest szansa, że zostanie tylko tydzień.

— Dobrze to ja zaczekam na korytarzu, jak coś to proszę mnie poinformować-wyszłam z gabinetu i usiadłam koło szatyna.

— I jak? -spytał zmartwiony.

— Jest lepiej, jest szansa, że wypuszczą go szybciej-odpowiedziałam-Ale to zależy od rozmowy z psychologiem.

— Rozumiem.

— Pytała o kontakt do moich rodziców.

— I co podałaś?

— Nie, powiedziałam, że i tak by nie przyjechali, ale ona nie chciała dać za wygraną.

— Powinna uszanować twoją wolę-stwierdził.

Nagle usłyszeliśmy jak podjeżdża naraz kilka busów telewizyjnych, a po między nimi było auto moich rodziców. Nie wierzyłam własnym oczom. Moi rodzice wynajęli telewizję, żeby wybić firmę na zdrowiu mojego brata.

— No chyba robią sobie jaja! -Ruszyłam wściekła w kierunku rodziców-co wy odwalacie? -spytałam agresywnie.

— Przyjechaliśmy odwiedzić syna-odpowiedział mój ojciec.

— Czy wy jesteście normalni?! Wynajęliście pieprzoną telewizję?! W tej chwili ich wygońcie!

— Nie ma takiej potrzeby, zachowuj się dobrze bo to jest na żywo-odpowiedziała matka, szczerząc się tym samym do kamer.

— Nie ma takiej opcji! -podbiegłam do ochroniarza, który automatycznie zaczął wyganiać telewizję-Nie wierzę, że wy naprawdę jesteście zdolni do takich rzeczy.-patrzyłam na nich z niedowierzaniem.

— Jesteś bezczelna! -wykrzyczała mi w twarz matka.

Zobaczyłam jak w moim kierunku idzie Lucas.

— Chodź Al, usiądź to nie ma sensu-powiedział spokojnym tonem.

— A ty kim niby jesteś? -spytał mój ojciec.

— To nie Pana sprawa kim jestem, było trzeba się interesować córką wcześniej-odpowiedział przez zęby.

— Gówniarzu! Nie podskakuj mi. Wiesz w ogóle kim jestem?

— Tato zamknij się! -krzyknęłam, mając dość dalszego słuchania tego cyrku- Przestańcie się tak zachowywać!

O dziwo mój ojciec się nic nie odezwał i stwierdził, że wyjdzie ze szpitala. Moja matka zrobiła tak samo. Nie ma jak to odstawić szopkę na cały szpital, po czym wyjść jakby nigdy nic.

Poszłam do sali Huntera, który był po rozmowie z psychologiem.

— I jak było? -spytałam siadają obok niego.

— Nie potrzebuje opieki, tak stwierdziła psycholog-odpowiedział przenosząc się do pozycji siedzącej.-Ali ja cię przepraszam… -zaczął-Jak dużo wiesz?

— Więcej niż ci się zdaje.

— Cholera, nie chciałem, żeby tak wyszło-westchnął.

— Wiesz co? Zabolało mnie to najbardziej, że nie powiedziałeś mi o tym…

— Tak wiem to słabe, ale nie chciałem ci zawracać głowy moimi sprawami.

— Zawsze masz mi o wszystkim mówić, rozumiesz? -w odpowiedzi pokiwał tylko głową- Rodzice byli…

— Co?! Gdzie oni są?

— Oni przyjechali tu z telewizją, po to, żeby zrobić z siebie ofiary. Ochrona ich wywaliła…

— Nie wierzę, że byli w stanie zrobić coś tak podłego.-widziałam jak bardzo to przeżywał. Od małego był bardzo uczuciowym chłopcem, ale nigdy tego nie okazywał.-Jesteś sama?

— Nie.

— A z kim?

— Z Lucasem, chodzimy razem do klasy i akurat jak się spotkaliśmy zadzwoniła lekarka.

— Sorry, że popsułem wam spotkanie.

— Spoko i tak mieliśmy kończyć.

— Przekaż mu, że jeśli cię skrzywdzi będzie miał do czynienia ze mną.-powiedział z poważną miną.

— Spokojnie my tylko się kolegujemy.

— Mówię to na przyszłość.

— Potrzebujesz coś czy mam jeszcze zostać?

— Nie, możesz jechać, jak coś to będę pisał-przytuliłam brata na pożegnanie i udałam się na poczekalnie.

— Możemy jechać-zwróciłam się do szatyna.

— W porządku- uśmiechnął się. Uwielbiałam, kiedy widziałam go uśmiechniętego.

Po kilku minutach byliśmy pod domem Lucasa, bo zaproponowałam, że go odwiozę mimo tego, że chłopak odmawiał i zagroził, że wyskoczy z auta, ale ostatecznie tego nie zrobił, bo zabezpieczyłam drzwi.

— Dziękuje za wszystko Lu-posłałam uśmiech do chłopaka.

— To ja dziękuje za podwózkę i jakbyś czegoś potrzebowała to daj znać-zamykając drzwi-Do jutra?

— Tak, widzimy się w szkole-chłopak pomachał mi na koniec. A ja po kilku minutowym korku znalazłam się już w rezydencji.

Rozdział 4

Hunter

Miałem dość już siedzenia w tym szpitalu. Wiedziałem, że mam robotę do ogarnięcia i to mi nie dawało spokoju, więc zadzwoniłem do wspólnika.

— No siema stary! -usłyszałem głos Jasona i już wiedziałem, że jest źle. Był tak schlany, że ledwo rozumiałem co mówi.

— Jason, co się dzieje do cholery?

— Nic szefunciu, wszystko ogarniam-odpowiedział nie wyraźnie.

— Jak nic?! Przecież słyszę w jakim jesteś stanie. Jak robota?

— Słabo, kiedy wracasz? -nie takiej oczekiwałem odpowiedzi.

— Jak to słabo? Co, żeś narobił? -automatycznie podniosło mi się ciśnienie. Problemy zaczynały się namnażać, a ja byłem przywiązany do łóżka.

— Nasz klient troszkę się zdenerwował… -przerwał.

— Ten od klubu?

— Mhm…

— O co chodzi? Gadaj do cholery!

— No przyjechał do hangaru...no i zaczął się wydzierać, że go oszukaliśmy i w skrócie mamy przejebane…

— Coś ty narobił! Posłuchaj mnie uważnie.

— Nom..

— Zadzwonię do Alexy i ona ci pomoże to ogarnąć, ale masz to tak zrobić, żeby nikt nie wiedział kim ona jest.

— Jak mam to zrobić?

— Nie wiem załatw jakieś przebranie i niech nie zdejmuje kominiarki-Westchnąłem, bo nie chciałem narażać siostry-A i jeszcze jedno ..Niech nie podjeżdża pod hangar swoim autem tylko daj jej jakieś z podziemia. Plus do tego ochrona i broń.

— Musi ona? Ogarnę to sam.

— Niestety musi. Uwierz mi, że nie chciałbym jej na to pisać, ale nie pozostawiasz mi wyboru. Zaraz do ciebie oddzwonię.

Nie zastanawiając się dłużej wybrałem numer do siostry, która odebrała po dwóch sygnałach.

— Tak? -Usłyszałem jej zmęczony głos

— Słuchaj Alexa… Potrzebuję twojej pomocy..

— Co się dzieję?

— Bo dzwonił do mnie Jason i ogólnie to się schlał, bo nie radzi sobie w… No wiesz..

— No domyślam się i jak ja mam mu niby pomóc?

— Idź w stronę Gray Street i tam na zakręcie będzie czekał na ciebie czarny SUV, podejdź do kierowcy i powołaj się na Taja. Wtedy będą wiedział kim jesteś, nic się nie bój to są moi ludzie i nie zrobią ci krzywdy. Dojedziecie do hangaru, zanim wysiądziesz ubierzesz kominiarkę i w hangarze będzie czekał na ciebie strój, masz go ubrać i po żadnym pozorem nie zdejmuj kominiarki. Nie podjeżdżaj swoim autem do hangaru. Dostaniesz nowe auto, którym od dzisiaj się poruszasz, zawsze zostawiaj to auto na Gray Street, ale zabieraj ze sobą torbę. Jeśli chodzi o obowiązki to Jason powie ci co masz robić i ma ci dać ochronę oraz broń. Zrozumiałaś?

— Tak powiedzmy…

— Alexa, to nie są żarty!

— Tak rozumiem, Mam pytanie?

— No dawaj

— Co to za akcja?

— Masz po prostu pomagać Jasonowi, chodzi o gościa z klubu. Nic więcej nie powiem ci przez telefon. Jak coś to dzwoń do mnie, a teraz idź na tą ulicę co ci mówiłem. Do później.-Rozłączyłem się i od razu wybrałem numer do Jasona.

— Alexa wchodzi w to. Zrób tak jak ci mówiłem.

— Dobra w kontakcie Hunter.

Byłem tak zestresowany tą sytuacją, ale zdałem sobie sprawę, że moja siostra da sobie radę. Na co dzień radzi sobie lepiej, niż ja, ale na co dzień nikt nie zastępuje szefa mafii. Miałem dość siedzenia i poszedłem do lekarki spytać się jak długo muszę się tu męczyć.

— A więc Pani doktor, jak długo mam tu być?

— Panie Rey do piątku minimum-westchnęła

Chyba domyśliła się, że zastanawiam się jaki jest dzień tygodnia, więc mi odpowiedziała-Mamy dzisiaj poniedziałek.

— Nie da się przyśpieszyć?

— Nic nie mogę zrobić.

— No dobra-wyszedłem trzaskając drzwiami. Nie mogłem przestać myśleć o tej całej popieprzonej akcji. Co kilka sekund sprawdzałem czy nie mam żadnej wiadomości od któregoś z pracowników.

Alexa

Wzięłam telefon i zarzuciłam kaptur na głowę. Wyszłam z domu jak najszybciej mogłam i udałam się w kierunku wyznaczonej ulicy. Po trzech minutach znalazłam się przy czarnym SUV’ie i zapukałam w szybę. Otworzył mi blado skóry mężczyzna, bardzo umięśniony i pokryty tatuażami, miał dłuższe blond włosy i intensywnie zielone oczy.

— Jestem od Taja-Powiedziałam do mężczyzny. Po czym ten wyszedł i otworzył mi drzwi. Weszłam do środka czekając, aż mężczyzna zacznie coś mówić.

— A więc jak się nazywasz? -spytał, ochrypniętym głosem

— Mam na imię Alexa-odpowiedziałam

— Nie możesz się tak nazywać, posługujemy się ksywkami-odparł-Od teraz jesteś Void, ja jestem Ki. Słyszałaś coś o mnie?

— Emm.. Nie raczej nie.

— Mój brat… Prowadził przez wiele lat nasza grupę.-odpowiedział.

— Twój brat? To dlaczego grupa nie jest twoja? -spytałam.

— Ja odmówiłem, nie poradziłbym sobie i w dodatku mam siedemnaście lat więc wątpię, że poprowadził bym to lepiej niż Taj.

— Kim jest Taj?

— Nasz szef-powiedział-Jesteśmy na miejscu, ubierz kominiarkę.

Zgodnie z rozkazem tak zrobiłam, kiedy chłopak mnie skontrolował, wyszedł powoli z auta dokładnie się oglądając, po czym otworzył mi drzwi.

— Pójdziesz teraz się przebrać, ciuchy wiszą na wieszaku. Tylko szybko!

Po chwili byłam ubrana w dopasowany czarny kombinezon, na to miałam kuloodporną kamizelkę, plus kazali ubrać mi skórzaną kurtkę tak aby nie było widać kamizelki.

— Jestem gotowa- stanęłam przed blondynem

— Teraz pójdziemy wybrać ci auto, ochronę i nauczę cię jak korzystać z broni.-chłopak szedł w kierunku czarnej windy.-Panie przodem

— Dziękuję-posłałam lekki uśmiech. Zjechaliśmy dwa piętra w dół. Kiedy żelazne drzwi się rozsunęły zobaczyłam kilkadziesiąt różnych aut. Były tam ciężarówki, dostawczaki, auta terenowe, sportowe, motory i wiele innych.

— Proponowałbym to czerwone Ferrari co myślisz?

— Jest śliczne- odpowiedziałam zachwycona.

— Dobra to wsiadaj. Wyprowadzamy je.

Po minucie znaleźliśmy się w hangarze głównym.

— A wiec ekipo! Poznajcie tymczasową współpracowniczkę Void jest od Taja.

Ekipa wydawała się bardzo zadowolona, zgrana i profesjonalna.

— Tur, Omin i Marsal, będziecie jako ochrona Void –blondyn chwilę na nas popatrzył-Dobra teraz kochana idziemy poćwiczyć, a później ruszasz z ekipą. Strzelałaś kiedykolwiek?

— Nigdy nie miałam broni w rękach.

— Spokojna głowa, dasz radę-po kilku minutach zadowolona wyszłam z wygłuszonego pomieszczenia, że udało mi się opanować nowe umiejętności.-Ekipa Void w drogę, ja Moncler i Jamin jedziemy za wami. A ty niunia nie ściągasz kominiarki ani niczego co masz na sobie, kumasz?

— Zrozumiałe.

— A zapomniałem wyślę zaraz wam współrzędne tego dupka. W skrócie plan jest taki, że wchodzimy i go zawijamy na hangar w Kalifornii. Zdejmowanie kominiarek tyczy się wszystkich. Bez zbędnego pierdolenia, ruszamy!

Wyznaczone ekipy znalazły się już w autach. Zauważyłam, że w każdym aucie była kamera. Siedziałam z przodu na miejscu pasażera. Wszyscy byli uzbrojeni po zęby i pozabezpieczani ochronami kuloodpornymi. Szczerze mówiąc nie czułam stresu.

— Void, każdy z nas ma obowiązek trzymania się razem ty idziesz po środku- odpowiedział Marsal.-Te kamery znajdują się wszędzie, nawet masz jedną na swojej kamizelce, po to aby nasi przełożeni mogli, być na bieżąco.

Przez resztę drogi chłopaki z ekipy dawali mi cenne rady i opowiadali jak ma wyglądać akcja. Nigdy nie pomyślałam, że będę brała udział w porywaniu jakiegoś bossa klubu z L.A. Po trzech godzinach znaleźliśmy się pod miejscem docelowym. Musieliśmy przejść zapleczem, bo rzucaliśmy się strasznie w oczy, przez te kominiarki. Wszystko działo się tak szybko. Rozległ się dźwięk kilku strzałów i po chwili grupa Ki nas osłaniała, Tur który był kierowca pobiegł po auto i po chwili czekał już na nas przed wyjściem. Ja, Marsal i Omin prowadziliśmy pół przytomnego Ralfa.

W aucie Ki kazał założyć mu worek i mocno związać, po czym sam ruszył z resztą ekipy za nami Podróż była strasznie męcząca trwała kolejne kilka godzin. Na miejscu Ki otworzył drzwi, kiedy wyszłam zobaczyłam kilku snajperów którzy byli przygotowani na każdą ewentualność.

— Dawać, dawać! -poganiał ich blondyn-Do pokoju C zabrać i związać, niech wie z kim zadarł. A Panience jak się podoba? -spytał z uśmiechem.

— Jest ciekawie, patrząc na to, że u mnie się nic nie dzieje a tu nagle taki przeskok to jest szok.

— Dobra idziemy załatwić gnoja.

— Chcesz go zabić?

— Ależ oczywiście, że nie...może. Pamiętaj, że on jest gorszy, niż my i albo my z nim zrobimy porządek, albo on z nami. Obstawiam, że nie chciałabyś być jedną z pracownic w jego klubie...mam rację? -skinęłam głową- A wiec zabieramy się do pracy.

Całą ekipą znajdywaliśmy się w wielkim pomieszczeniu, każdy z nas siedział na krześle. Marsal ściągnął mu worek z głowy, na co facet zaczął się drzeć.

— Zamknij się! -krzyknął Ki-Jak nie to cię uciszymy na wieki- Wiesz kim jesteśmy? -spytał spokojnym tonem

— Zabije was! -warknął.

— Nie byłbym tego taki pewien-zaśmiał się blondyn.

— Rozwiążcie mnie-zażądał.

— To my tu wydajemy rozkazy-uświadomił go.

— Nie dość, że mnie oszukaliście! To jeszcze mnie porywacie?!

— Po pierwsze wywiązaliśmy się z umowy. Towar dotarł w wyznaczone miejsce i w odpowiedniej ilości. Plus mamy pokwitowanie odbioru.

— Nic nie macie!

— Człowieku, zaraz zaczniemy rozmawiać inaczej. Więc spokój niech zapanuje w twoim ciele. Może kreskę? -zaśmiał się –Jesteśmy gościnni.

— Nienawidzę was! Czekaj, czekaj czy wy macie w gronie kobietę?! -zaczął się śmiać, co tylko pogorszyło jego sprawę, bo Tur przywalił mu z pięści.-Nadawałaby się do mojego klubu-w tym momencie Tur wymierzył w niego po raz drugi-Czego od mnie chcecie?

— Podpisu i zakończenia współpracy-powiedział Ki- A i wiedz, że nie masz z nami szans, więc jeśli chcesz żyć to nie dotykasz nas. Omin przynieś papiery i długopis, a ty Marsal idź po kamerę. Void naszykuj broń, nie wypuścimy go bez pamiątki.

Po chwili Omin podał papiery blondynowi, a ja z Marsalem ustawialiśmy kamerę.

— Akcja! -krzyknął Ki-Podpisz to!

— Nic wam nie podpiszę!

— Void! Wiesz co robić-wskazał głową

Podeszłam do Ralfa i przejechałam mu nożem po ręce.

— Tylko na to was stać? -zaśmiał się

Tym razem przejechałam mu głębiej ale po twarzy. Na co facet się skrzywił i zaczął i się drzeć z bólu.

— Ze mną się nie zadziera-powiedziałam.

— Dajcie mi te dokumenty. Podpisze wam je-po sekundzie dokumenty były już podpisane, a naszym jedynym zadaniem na dziś było wywiezienie Ralfa na inny koniec stanu. Po wykopaniu go z auta, szczęśliwi wróciliśmy do pierwszego hangaru.

— No, no… spisałaś się Void-pochwalił mnie blondyn

— Dziękuję.

— Podwieźć cię do domu?

— Nie dzięki, nie ma takiej potrzeby wrócę sama.

— To jak coś, będziemy w kontakcie, jutro już powinien być Jason, no ale jak będzie to zobaczymy. Siema! -pożegnał się, po czym wyjechał granatowym Bentleyem. Po chwili również ruszyłam w kierunku domu. Dojście z Grey Street na rezydencje zajęło mi około trzech minut. Byłam tak zmęczona, że wzięłam szybki prysznic i poszłam spać.

Hunter

Myślałem, że wyjdę z siebie kiedy ekipa nie dawała znaku życia. Ale w tej chwili zadzwonił do mnie Ki.

— Witam szefa! -z jego głosu było można wywnioskować, że wszystko poszło po naszej myśli.

— I jak?

— Udało się!

— Tak po prostu. Nie robił problemów?

— Oczywiście, że robił, ale Void wypuściła go z pamiątkami.

— Co? Kim jest Void?

— No ta nowa. Coś na A… -szukał w głowie właściwego imienia.

-Alexa.....Co mu zrobiła?

— Na początku podziarała go na ręce, ale kiedy to na niego nie zadziałało to zrobiła to samo tylko, że na buzi. Jestem z niej dumny. Pierwszy dzień i tak sobie poradziła.

— Ja z niej też. Jaki sprzęt i ekipę jej dałeś?

— Wybrała czerwone Ferrari, a z ekipy to: Tur, Marsal i Omin.

— Bardzo dobry wybór.

— Ale w sumie to jest jeden mały problem.- w takich momentach serce mi stawało.

— Jaki?

— No, bo Ralf skapnął się, że mamy kobietę w gronie. Nie wie kim jest bo miała kominiarkę, ale dodał, że nadawałaby się do jego klubu.

— Co za śmieć! Wyślijcie ochronę pod rezydencje i poinformuj ją o tym.

Nagle do sali weszła lekarka.

— Panie Rey, jutro może Pan zostać wypisany.

— Uff… Nie wie Pani co to za ulga.-odetchnąłem-A o której dostanę wypis?

— Myślę, że przed południem pan wyjdzie.-posłała lekki uśmiech, po czym wyszła z sali, a ja szczęśliwy zacząłem pakować torbę i nie mogłem się doczekać nowej roboty. Wysłałem SMS’a do Alexy, aby przygotowała się psychicznie na to, że wracam.

Hunter

— Wypisują mnie jutro. Przekaż ekipie, że wracam.

Ali

— Super! Ale chyba nie masz zamiaru wracać od razu do ekipy?

Hunter

— Oczywiście, że mam jak widać ta sierota nie radzi sobie sama.

Zadzwonił mój telefon i oczywiście musiała to być ona.

— Cześć Void-zaśmiałem się.

— Jesteś nienormalny! Nigdzie jutro nie wracasz! Zrozumiałeś?

— Muszę siostrzyczko, Jason nie jest jeszcze gotowy na to, aby przez tak długi czas zarządzać wszystkim sam.

— Przestań oprócz Jasona jest Ki, który ogarnia i reszta grupy też.

— Ali, to nie chodzi tylko o to. Jest wiele kwestii, o których tylko ja mam pojęcie.

— To cię zastąpię.

— Nie ma mowy, naraziłaś się już raz i drugi raz tego nie powtórzymy.

— Nic mi nie jest. Wybieraj, albo ja cię zastępuje, albo jesteś stratny jedną osobę.

— Nienawidzę cię wiesz?

— Wzajemnie, o której jutro wracasz?

— Przed południem. Przyjedziesz po mnie?

— Pewnie to dasz znać, do jutra Hun! -rozłączyła się.

Rozdział 5

Lucas

Rano zauważyłem, że Alexy nie było w szkole, więc stwierdziłem, że zapytam co się stało.

Lucas

— Coś się stało?

Al

— Nic wszystko jest w porządku, nie będzie mnie póki co do jutra. Chcesz się spotkać dziś?

Lucas

— Spoko, może klub w centrum?

Al

— Czyli randka w klubie? Brzmi ciekawie, o 21.00?

Lucas

— Tak, podaj adres to wpadnę po ciebie.

Al

— Rezydencja przy Low Street 1

Byłem tak w dobrym humorze, że się spotkamy. Postanowiłem napisać do siostry.

Lucas

— Lil, randka w klubie!

Lil

— Kup kwiaty, jeśli chodzi o ubiór czarna koszula z krótkim rękawem, resztę wybierz sam. Powodzenia!

Lucas

— Dzięki.

Po szkole poszedłem do babci po piwonie. Przy bramie czekał już na mnie pożeracz. Wyglądał komicznie z wystawionym językiem.

— Lucas, chodź się przytulić-kobieta rozsunęła ręce.

— Jak się masz babciu?

— Jak na mój wiek przystało. Co cię sprowadza?

— Potrzebuje piwonie.

— Oj wnusiu, tak się cieszę-Przytuliła mnie-chcę poznać tą pięknotkę

— Ale my nie…

— Przestań! -krzyknęła-Ja też tak mówiłam. Ozdobię ci te kwiaty, żeby były wyjątkowe.

Po chwili utworzyła bukiet z piwonii i dodała kilka drobniejszych białych kuleczek. Nie wiem co to były za kwiaty bo nie znam się. Następnie owinęła je do połowy w jasny różowy celofan i związała biała wstążką.

— Dziękuję, jakoś się odwdzięczę-pocałowałem kobietę w policzek.

— Nie gadaj głupstw. A teraz idź się szykować.

Alexa

Siedziałam w pokoju czytając czasopisma, gdy nagle przerwała mi w tym moja matka.

— Mam zadanie, dla ciebie-powiedziała.

— Nie chce z tobą rozmawiać.

— Nie interesuje mnie ten fakt.

— Wyjdź!

— Nie przeginaj!

Wstałam z fotela i zaczęłam pakować rzeczy, które mogą mi się przydać, po czym wyszłam z pokoju. Po drodze powiedziałam Rose, że jak matka wyjdzie, żeby dała mi znać. Następnie napisałam do Lucasa.

Alexa

— Możesz przyjechać teraz?

Lu

— Pewnie, daj mi kilka minut.

Po chwili zauważyłam, że mój szofer podjeżdża.

— Gdzie tym razem? -spytał.

— Tym razem ma Pan spokój od mnie-zaśmiałam się.

Po kilku minutach czekania zobaczyłam jak przez bramę przejeżdża czarne Maserati. Widząc go ruszyłam w jego kierunku. Auto się zatrzymało, a z niego wysiadł Lucas trzymając w rękach bukiet.

— Moja babcia chciała, żeby był wyjątkowy.-powiedział.

— Jest cudowny, nigdy nie widziałam ładniejszego. Dziękuję-złożyłam pocałunek na policzku chłopaka. Po czym otworzył mi drzwi, abym weszła.

— A więc gdzie jedziemy? Bo na klub to jeszcze za wcześnie.

— Leci coś fajnego w kinie?

— Nie wiem, ale to dobry pomysł. Dlaczego kazałaś przyjechać mi wcześniej? -zapytał nie pewnie.

— Pamiętasz, tą sytuację ze szpitala? -chłopak pokiwał głową -Moja matka chciała, żebym coś zrobiła. Podejrzewam, że chce mnie na siłę wkręcić do jakieś branży, ale nie mam ochoty z nią o tym rozmawiać.

— Rozumiem, jeśli mam być szczery, to po ostatniej rozmowie z twoim ojcem twierdzę, że są mocno walnięci.

— Niestety, ale to prawda.

— Już po chwili Luc wjechał na parking galerii i udaliśmy się do kina.

— A więc co wybieramy? -spytałam.

— Może ten horror? Co ty na to?

— Uwielbiam horrory, więc jestem za.

Przez cały seans, byłam przytulona do chłopaka, bo okazało się, że był to horror z największą ilością jump scerów jaki widziałam, ale muszę przyznać, że był to najlepszy jaki widziałam.

— I jak ci się podobało? -spytał.

— Najlepszy jaki oglądałam-odparłam-To co jedziemy do klubu?

— Jak sobie życzysz.

Przez całą drogę do klubu śpiewaliśmy piosenki The Weeknd. Uwielbiałam ich piosenki i miałam w planach ich koncert.

— Jesteśmy-wyszedł i otworzył mi drzwi.

— Dziękuję.

Po mimo tego, że był środek tygodnia to w klubie było bardzo dużo osób. Czekaliśmy w kolejce z dziesięć minut.

— Chcesz coś do picia? -spytał.

— Wodę.

— Spokojnie ja nie piję, więc weź coś sobie.

— Nie mam ochoty.

— No dobra-usiedliśmy przy barze-Poprosimy dwie wody-Szatyn zwrócił się do barmana, a ten spojrzał na nas jakbyśmy byli nie z tej Ziemi.

— Nikt nigdy nie poprosił mnie w barze o wodę-zaśmiał się-Ale jak to mówią klient nasz pan.

— A więc, dlaczego nie będzie cię jutro? -szatyn zwrócił się do mnie.

— Muszę odebrać brata i go zastąpić w pracy.

— A czym się zajmuję?

— Emm, jakaś nudna robota papierkowa -odpowiedziałam, udając, że to nic ważnego.

— Słyszysz? Ta piosenka chyba nas prześladuje-zaśmiał się.

— ,,I never dreamed that I’d meet somebody like you”-zaczęłam nucić pod nosem.

— ,,And I never dreamed that I’d lose somebady like you”-włączył się.

— ,,No I don’t wanna fall in love”-skończyliśmy.

— Myślę, że na nas jest już za późno… -spojrzał na mnie.

— Co masz na myśli? -spytałam, aby się upewnić.

— Przeanalizuj w domu tekst piosenki Al-posłał uroczy uśmiech-I daj znać jak myślisz o co może mi chodzić.

— Odnośnie domu…

— Tak?

— Nie chcę się wpraszać…

— Tak możesz zostać u mnie.

Wstałam i przytuliłam go mocno. W tamtym momencie poczułam TO uczucie, o którym mówił podczas piosenki,,No i don’t wanna fall in love”, a jednak zmieniliśmy znaczenie tekstu…

— Tylko wiesz… ja nie mieszkam w jakieś willi-odpowiedział.

— Nie oceniam tego, jestem wdzięczna, że chcesz mnie przenocować.

— Szczerze nudno jakoś w tym klubie, nie sądzisz?

— Strasznie nudno-podkreśliłam.

— Chodź zabiorę cię w moje ulubione miejsce- powiedział.

— Czuję się zaszczycona.

Wyszliśmy z klubu, po czym udaliśmy się autem do małego miasteczka.

— Tu mieszka moja babcia-powiedział-Za jej domem jest miejsce, o którym nikt nie wie oprócz mnie i babci, ale całe dzieciństwo siedziałem tam, kiedy nie chciałem z nikim rozmawiać.-szliśmy w stronę szklanej kuli na środku pola.-Zanim pomyślisz, że to jakaś stodoła, to jest to szklany namiot, w którym moja babcia trzyma piwonie.-otworzył szklane drzwi.

— Jest ślicznie i ten zapach.

— Tak uwielbiam go, kiedyś schowałem tu skrzynkę i przyrzekłem sobie, że przyprowadzę tu wyjątkową osobę....Bo widzisz Al, ja …

— Tak?

— Nie ważnie, pieprze już głupoty. Chodźmy stąd, zimno ci?

— Troszkę-nie musiałam długo czekać bo szatyn ściągnął swoja bluzę i mi ją podał-Nie musisz i tak idziemy do auta.

— Nie wydurniaj się Al, weź ją-powiedział stanowczo, że bałam się odmówić

Po minucie byliśmy już w domu Lucasa. Staraliśmy się wejść po cichu, żeby nikogo nie obudzić, ale najwidoczniej woda na nas zadziałała. Nagle dostaliśmy ataku śmiechu i Luc wpadł na krzesło z którym poleciał na drzwi.

— Cholera-mruknął.

— Żyjesz?

-Może...Dobrze by było gdybyś mi pomogła-uśmiechnął się i chyba zauważył jak to na mnie działa. Podałam chłopakowi rękę i kiedy się obróciliśmy w holu stałą już jego mama patrząc na nas jak na debili.

— Dobry wieczór-powiedziałam zawstydzona.

— Witaj kochanie-kobieta podeszła i mnie przytuliła-Jestem mamą Luca. Mów mi Charlotte.

— Miło mi Panią poznać, jestem Alexa-podałam rękę kobiecie.

— A ty synu nie potrafisz chodzić?

— Mamo było ciemno i nie zauważyłem tego cholernego krzesła, a i jak coś to Al zostanie u nas na noc.

— Przepraszam za kłopot-powiedziałam.

— Nie masz za co kochana, czuj się jak u siebie.

— Dziękuję.-posłałam kobiecie wdzięczny uśmiech.

Chłopak wyciągnął czarne dresy i zieloną bluzę, po czym mi je dał.

— Masz idź się umyć, możesz je zatrzymać.

— Naprawę nie wiem jak ci się odwdzięczę.

— Nie rób sobie niepotrzebnych problemów.

Lucas

Kiedy wyszła z pod prysznica wyglądała tak dobrze. Włosy miała związane w luźnego koka i ubrana w moje ciuchy coś pięknego. Po chwili zobaczyłem, że jej oczy są lekko czerwone.

— Co się stało Al-podszedłem bliżej.

— Nic-Odpowiedziała spuszczając głowę w dół.

— Przecież widzę.

— Ja po prostu zazdroszczę ci takiej mamy......Jest taka kochana… a moja… -rozpłakała się. Podszedłem do niej i ją przytuliłem.

— Nie płacz Al… -po kilku minutach, dziewczyna zaczęła się uspokajać-Już jest dobrze, połóż się spać. Możesz zostać tu tak długo jak chcesz.

— Lu, dlaczego to robisz? -spytała, pociągając nosem.

— Bo cię bardzo lubię i uważam, że jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele sobie pomagają. Prawda?

— Prawda-odpowiedziała. Przysunęła się bliżej, aby móc wtulić się w moje ciało. Poczułem od niej zapach mojego żelu do mycia, co sprawiło, że jeszcze bardziej zaczęłam nabierać większych uczuć. Uwielbiałem z nią spędzać czas, uwielbiałem jej poczucie humoru, jej styl, gust muzyczny, to, że była inna niż wszyscy ludzie. Uwielbiam każdy kawałek jej osoby.

Rano obudził mnie budzik. Szybko go wyłączyłem mając nadzieje, że nie obudził Al.

— Lu? -powiedziała zaspanym głosem.

— Śpij-powiedziałem.

— Musisz iść?

— Muszę, pamiętaj, że masz odebrać brata. Daj znać później czy wszystko w porządku -powiedziałem, po czym wyszedłem z domu. Droga była wyjątkowo zakorkowana, a to przez to, że wyjechałem za późno, no ale cóż życie. W sumie to za bardzo mi się nie śpieszyło. Pierwszą lekcję miałem z nauczycielką, której nikt nie lubi, w tym ja. Wiec stwierdziłem, że nie będę płakał i zatrzymam się po drodze w Starbucksie i dopiero pojadę do szkoły.

Rozdział 6

Alexa

Po wyjściu Lucasa nie mogłam już zasnąć, więc wstałam i zaczęłam się ogarniać. Po kilkunastu minutach byłam już gotowa, ale stwierdziłam, że głupio byłoby wyjść bez podziękowań. Wykorzystałam to, że nikogo nie ma w domu i zaczęłam sprzątać, zajęło mi to około godziny. Po tym czasie pojechałam kupić kwiaty do kwiaciarni i kilka prezentów, żeby się odwdzięczyć. Wróciłam do domu i zaczęłam podpisywać upominki. Dla mamy Lucasa kupiłam bukiet niezapominajek i voucher do spa, dla taty i niego kupiłam vouchery na strzelnicę, a dla Lilian voucher do Victorii Secret. Po zabawie w Świętego Mikołaja, czekała mnie droga do szpitala. Dla mojego brata też kupiłam kilka rzeczy. Chciałam mu zrobić niespodziankę, więc postanowiłam, że kupie mu kilka koszulek z Nike, bluzę i kolejny kolor dresów które uwielbiał, po drodze zajechałam jeszcze do jego ulubionej restauracji po jedzenie.

Wchodząc do szpitala przywitała mnie miła recepcjonistka.

— Brat już czeka na Panią od samego rana- zaczęła się śmiać.

— U niego to normalne- odpowiedziałam, również się śmiejąc. Weszłam do jego sali i w końcu zobaczyłam go w dobrym stanie. Nie mogłam przestać myśleć o tamtej nocy...nie zapomnę tego jak leżał na środku salonu…

— Tak bardzo mi cię brakowało-podszedł i mocno mnie objął.

— Mi ciebie też Hun- odpowiedziałam lekko łamiącym się głosem.-Masz wypis?

— Mam, wychodzimy stąd, bo już mi niedobrze od bycia tu.-zaśmiał się

— W aucie mam dla ciebie niespodziankę.

— Jaką?

— Zamknij oczy.

— No dobra-stał z zamkniętymi oczami.

— To nic specjalnego, ale chciałam, żebyś poczuł się lepiej… -nie zdążyłam dokończyć bo brunet podszedł do mnie i mnie przytulił.

— Dziękuję Ali, nie musiałaś...chciałem tylko, żebyś mnie odebrała.

— Oj tam, to nic wielkiego.

— A więc jak ci minął wczorajszy dzień? -spytał.

— Nic szczególnego.

— Co się stało?

— Pokłóciłam się z matką-mruknęłam.

— O co poszło tym razem?

— W sumie to nie wiem. Miała do mnie jakiś interes.

— Pff.. Ona i interesy-pokiwał głową- Pewnie chce ci znaleźć robotę, nie spytałaś jej?

— Nie chciałam z nią rozmawiać, po prostu wyszłam z domu.

— I gdzie poszłaś?

— Tak się złożyło, że akurat wczoraj byłam umówiona z Lucasem i poprosiłam go żeby przyjechał wcześniej.

— A gdzie byłaś na noc?

— Czuję się jak na przesłuchaniu-zaśmiałam się.

— Nie przesadzaj.

— Byłam u niego.

— Co?!

— Spokojnie my się tylko przyjaźnimy.

— Nie uwierzę ci w to-patrzył podejrzliwym wzrokiem.

— To nie, lepiej powiedz mi co mam robić dziś za ciebie.

— W sumie to musisz dzisiaj pomóc poprzestawiać auta, zrobicie to razem z Ki i sprawdzicie nasze zaopatrzenie, bo podejrzewam, że trzeba dokupić zapasy. A i nie zapomnij o kominiarce.

— Tak pamiętam, a ciebie mam zawieźć do domu?

— Nie zawieź mnie na osiedle przy ulicy Troy Street.

— A czemu tam?

— Mam tam kupione mieszkanie, na razie są tam tylko podstawowe meble, ale planuję za niedługo wyprowadzić się od tych chorych ludzi.

— Czemu nic mi nie powiedziałeś, że masz mieszkanie?

— Nie było jakiegoś większego sensu mówienia ci na razie o tym, ale skoro już mowa to chcesz pojechać ze mną na zakupy i wybrać resztę rzeczy?

— Nie pytaj mnie o takie rzeczy, to jest oczywiste.

— No i superwWysiadł na osiedlu, a ja udałam się na główny hangar. W trakcie drogi przyszedł mi SMS od Lucasa

Lu

— Zwariowałaś? Jesteś nienormalna!

Alexa

— Jestem.

Lu

— Oddam ci za to kasę, napisz ile to ci przeleję.

Alexa

— Nie wygłupiaj się, to są podziękowania za to co dla mnie robisz.

Lu

— Nie potrzebuję ich, lubię spędzać z tobą czas i to dla mnie podziękowanie.

Na tą wiadomość poczułam jak moje serce przyśpiesza, od niego ta wiadomość brzmiała inaczej. WYJĄTKOWO.

Alexa

— Ja również uwielbiam z tobą spędzać czas. Odezwę się wieczorem mam kilka spraw do załatwienia.

Lu

— Czekam.

Już po chwili stałam pod bramą czekając, aż ktoś mnie łaskawie wpuści.

— Kim Pani jest? -zapytał ochroniarz.

— Od Pana Taja.

— Proszę ściągnąć kominiarkę-nakazał.

— Nie mogę tego zrobić, Taj mi zabronił.

— Inaczej Pani nie wpuszczę.

Nie czekając dłużej wybrałam numer do Ki.

— Możesz mnie wpuścić, bo mam problemy z ochroną-powiedziałam.

— Idę.

Nie czekając dłużej, niż minutę brama zaczęła się otwierać, a ja wjechałam do hangaru.

— Powaliło cię! -powiedział blondyn.

— O co ci chodzi?

— Czemu przyjechałaś swoim autem?

— Zapomniałam zmienić, odbierałam Huntera ze szpitala i wyleciało mi to z głowy.

— Dobra już trudno, później auto przewieziemy ciężarówką-skierował się w stronę windy-najpierw musimy wyprowadzić auta na jutrzejszą akcję.

— Jaką akcje?!

— Tak wygląda nasza codzienna robota, codziennie coś się dzieje. Nic specjalnego.

— Jakie auta wyprowadzamy? -zwróciłam się do chłopaka.

— Ja wyprowadzam ciężarówki, a ty wyprowadź, tego czarnego Bentley’a, czarne BMW i czarnego busa.-Podał mi kluczyki.

Nie przedłużając zaczęłam wyprowadzać auta, poszło mi to całkiem sprawnie. Auta stały jedno za drugim w hangarze. Stałam czekając na Ki, który wyprowadzał ostatnią ciężarówkę.

— Musimy jeszcze je zatankować, a i mogłabyś mi pomóc w załadowaniu broni i innych rzeczy?

— Nie ma problemu.

— Idziemy najpierw sprawdzić stan zaplecza.-przyłożył kartę do czytnika, po czym drzwi zaczęły się rozsuwać-Dobra pisz-rozkazał-Trzydzieści broni palnych, trzysta naboi, dziesięć kominiarek, kilka pudełek rękawiczek, liny, taśma, śrubokręty, kilka torb, łańcuchy, kłódki, granaty i wydaje mi się, że na razie to tyle. Dopisz jeszcze żeby zamówić paliwo.

— Mam wszystko zapisane.

— Dobra, przekaż kartkę do spedycji, Oni zajmują się też zaopatrzeniem magazynów.-powiedział-Omin! Możesz już ładować-zwrócił się do umięśnionego, łysego mężczyzny który wyglądał jakby wyszedł z więzienia.

— Siema Void-krzyknął Omin.

— Cześć!

— Nie sądziłem że cię jeszcze tu zobaczę.

— Zastępuję szefa ostatni dzień.

— Szkoda-stwierdził-Chociaż ja tam lubię Taja.

— Dobra Om skończ pierdolić mamy sporo roboty.-uśmiechnął się sarkastycznie-A ty Void jesteś już wolna, zaraz poproszę Jamina, aby odwiózł ci auto. Poczekaj tu.

Ze schodów, schodził Jamin, jest to jeden z moich ulubionych współpracowników. Ma lekko ciemniejszą karnacje, krótkie czarne włosy i sporo tatuaży.

— Witam Panienkę-przytulił się na powitanie-Musisz wjechać na naczepę, dasz radę?

— Na spokojnie-wsiadłam do auta i zaczęłam powili wjeżdżać na podjazd naczepy. Po wjechaniu Jamin zaczął zabezpieczać auto.

— Zamykam! -krzyknął.

Po jakimś czasie, drzwi się otworzyły i zobaczyłam, że zabezpieczenia są wyjęte. Podjechałam do szyby, aby podziękować.

— Dziękuję-uśmiechnęłam się.

— Nie ma za co, to część mojej roboty, a teraz jedź, żeby nikt nas nie zobaczył.

W drodze do Huntera, wybrałam jego numer, aby upewnić się że plany nie uległy zmianie.

— Aktualna twoja oferta wydania pieniędzy? -zaśmiałam się.

— Jak najbardziej.

— To wychodź, bo ja już jestem-rozłączyłam się.

Brunet po chwili znalazł się już w moim aucie.

— Ikea? -spytałam.

— Ikea!

Oboje uwielbialiśmy ten sklep.

— Jaki masz kolor ścian? -spytałam.

— Szare, a co ma to do rzeczy?

— To, że bierzemy czarne meble.

Po niecałych dwóch godzinach poszliśmy złożyć zamówienie, które miało być jeszcze dzisiaj.

Po naszym wypadzie do Ikei pojechaliśmy do mieszkania. Był to luksusowy apartament położony na ostatnim piętrze z widokiem na miasto.

— I jak ci się podoba? -spytał zadowolony.

— Jest naprawdę piękny.-odpowiedziałam z zachwytem-Pasuje do ciebie.

Zadzwonił dzwonek do drzwi, okazało się, że meble już przyjechały.

— Czyli pomagasz mi skręcać?

— Chyba oszalałeś-przewróciłam oczami-Ja nie, ale mam pomysł kto ci może pomóc.

— Kto?! -spytał zdziwiony.

— Lucas.

— No spoko, to ogarnij to, chyba, że ty chcesz składać te meble-zaśmiał się

Nie zastanawiając się zadzwoniłam do chłopaka.

— Hejka, Lucas mam prośbę-zaczęłam.

— Jaką?

— Chcesz przyjechać i pomóc składać nam meble?

— Nam?

— Mi i mojemu bratu, znaczy wiesz jak nie chcesz to nie musisz tylko chcia…

— Uspokój się Al, wyślij mi pina i zaraz będę.

— Okej, to jak będziesz to daj znać, bo budynek jest strzeżony i cię nie wpuszczą.

— Dobra, daj mi kilka minut.

Lu

— Jestem.

Alexa

— Idę

Zbiegałam ze schodów tak szybko, że prawie zaliczyłam glebę. Zobaczyłam jak szatyn stoi pod budynkiem rozmawiając z ochroniarzem.

— On przyszedł do mnie-odpowiedziałam.

— A to teraz inna sprawa. Zapraszam! -\ochroniarz uśmiechnął się i przepuścił chłopaka w drzwiach.

— Powalone mieszkać w tak strzeżonym budynku-powiedział patrząc na mnie.

— No niestety, Hunter nie ma innego wyjścia.

— No bywa i tak.

Po chwili czekaliśmy z Lucasem, aż mój brat łaskawie otworzy nam drzwi.

— No w końcu-zwróciłam się do brata-A więc Hunter to jest Lucas, Lucas to jest Hunter.

— Hunter-przedstawił się wyciągając rękę do chłopaka.

— Lucas-uścisnął dłoń-A więc słyszałem, że mamy małą robotę-zaśmiał się.

— No powiedzmy, że nie mała-pokazał ręką na kilkanaście kartonów z rzeczami.

— O kurwa-powiedział szatyn ewidentnie zaskoczony.

— To ja zacznę wypakowywać te lekkie rzeczy-powiedziałam.

— No to co bierzemy się za to-zwrócił się do Huntera.

Minęło kilka godzin, a ja skończyłam wypakowywać wszystko z pudeł, a chłopaki skręcili wszystkie meble.

— Wyglądają zajebiście-patrzył z zachwytem Hunter.

— Dobra robota-pochwaliłam ich-Może zamówimy coś do jedzenia?

— Dobra ja idę zadzwonić-brunet wyszedł z pokoju.

— Twój brat jest mega spoko, szczerzę zawsze myślałem, że jesteście jak inni bogole i no wiesz… -spuścił głowę w dół.

— Domyślam się, każdy tak o nas myśli-odpowiedziałam.

Nagle do pokoju wbiegł Hunter, zabierając tylko kluczyki.

— Gdzie jedziesz? — spytałam.

— Muszę jechać na chwilę do firmy, jedzenie przywiozą za nie długo.

— Mam jechać z tobą?

— W żadnym wypadku, a i nikomu nie otwierajcie. Macie tu zostać dopóki nie wrócę-Powiedział stanowczo.

— Co się dzieję Hunter?

— Ali nie martw się, na co dzień moje życie tak wygląda. Lucas zajmij się nią.

— Masz moje słowo-odpowiedział.

Po chwili brunet trzaskając drzwiami wybiegł z mieszkania. A my oglądając film czekaliśmy na jedzenie.

Hunter

W drodze do hangaru jechałem za Ki i innymi którzy musieli ogarnąć to gówno, bo Jason znowu spierdolił akcję. W skrócie, zadzwonił do mnie spedytor, że niejaki Ralf ma problem, oczywiście pomijając, że jedynym problemem był on. Z tego co się dowiedziałem to groził, że nas dojedzie. W jaki sposób nie mam pojęcia, ale może tylko pomarzyć o takim zakończeniu naszej współpracy. Przed bramą wjazdową był kilku metrowy korek, ponieważ każdy wprowadzał swoje auta do podziemia. Jak się okazało byłem ostatni. Cała ekipa czekała już na mnie w pokoju.

— Witam was wszystkich, oszczędzę wam zbędnego pierdolenia i przejdę od razu do rzeczy.-zwróciłem się do nich-A więc mamy problem z Ralfem, dowiedziałem się, że groził nam przez spedycję, wiec musimy gościa zutylizować. Żeby było jasne całą ekipa ma być uzbrojona po zęby i dobrze się zabezpieczcie, bo chłop ma nieźle nasrane w bani. Teraz tak Ki, Jamin i Moncler jedziecie czarnym busem, Tur, Omin i Marsal my bierzemy SUV’a, Diego, Mark i Diew bierzecie czarnego Mercedesa, a Liam, Draco i Sam wy bierzecie szarego tajniaka, macie obserwować całą sytuacje. Natomiast bordowego busa biorą: Leon, Cole, Rayan, Qim i El. Plan jest taki, że grupa Liama obserwuje ludzi Ralfa, Leon wy staniecie z boku na Blind Street i czekacie na sygnał, Ki wy wjeżdżacie za mną i pakujecie Ralfa. Natomiast Diego i reszta jadą na początku, a my ich osłaniamy. Szykować się i za dziesięć minut widzimy się na pozycjach.-Nie czekając napisałem szybko SMS’a do siostry.

Hunter

— Nie wrócę na noc, nie martw się i zostańcie u mnie.

Ali

— Co się dzieję?!

Hunter

— Nie mam teraz czasu.

Po napisaniu wiadomości zacząłem ubierać kamizelki i kombinezon. Spakowałem torbę z,,niezbędnikami” i ruszyłem do auta.

— Jak mocna będzie ta akcja? -spytał mnie Omin.

— Może być grubo, ale szczerze mieliśmy gorsze zlecenia.-odpowiedziałem-Ekipa zgłosić się! -czekałem, aż każda grupa zgłosi mi gotowość-Dobra więc ruszamy! Diego ruszaj! -droga po tych wertepach mnie wkurwiała, ale pierwsze miejsce z tej kategorii miał dupek Ralf.

— Taj! Zgłoś się! -odezwał się Jason ze spedycji.

— Zgłaszam!

— Jesteśmy po drugim telefonie Ralfa. Zagroził twoją siostrą.

— W tym pieprzonym momencie wyślij tam najlepszą ochronę i przekaż budynkowi, że ktokolwiek ma zakaz wchodzenia i wychodzenia. Rozumiesz?!

— Zrozumiano. Jeszcze jedno, kierujcie się dalej na Blind Street i przed wjazdem uważajcie bo czujniki wykazały, że są snajperzy.

— Kurwa, chuj wynajął pół więzienia, coś jeszcze?

— Jak coś śmigłowiec jest przyszykowany i będzie zaraz lądował na budynku przy My Street.

— Dobra w kontakcie.

— W kontakcie Taj, zróbcie z nim porządek.

— Ekipo! Przy wjeździe na Blind Street mamy już snajperów, więc będzie grubo. Helikopter jest podstawiony w razie problemów zgłaszajcie to do spedycji. Główny cel Ralf i zabijamy, każdego kto tam jest. To nie są nasi przyjaciele! Bez odbioru.

Droga do tego zadupia ciągła się niesamowicie, w pewnym momencie na mapie czujniki pokazały gdzie dokładnie znajdują się ludzie Ralfa.

— Stój! -krzyknąłem do Omina.

— Dlaczego?

— Patrz na mapę –wskazałem palcem-Diego zatrzymaj się i zobacz na mapę.

— Widzę, dzięki.

— Spedycja!

— Melduję.

— Na mapie pokazuje mi dokładnie gdzie są ludzie Ralfa, przekaż snajperom, żeby zaczęli działać,

— Dobra, dam znać jak dostanę odpowiedź.

— Ekipo! Czekamy na sygnał od spedycji.-zaczynałem odczuwać lekkie

zdenerwowanie, bo po pierwsze byłem już zmęczony, a po drugie nie na widziałem tego człowieka.

— Wystrzeleni, macie dziesięć minut na wjazd.

— Zrozumiałem! -odpowiedziałem Jasonowi- Ekipo wjeżdżamy!

Na samym starcie zaczęli do nas strzelać, ale nie wiedzieli, że mamy auta odporne na praktycznie wszystko. Diego jechał zawzięcie, natomiast moja grupa i Ki osłaniała ich, żeby łatwiej nam się było dostać do Ralfa.

— I jak tam, czysto? -spytał Ki.

— Raczej, przekaż Leonowi, że mogą wjeżdżać.

— Zrobione.

Po chwili z pędem wjechali moi ludzie i ruszyli w stronę niebieskiego budynku.

— Leon jesteśmy na bieżąco-oznajmiłem.

— Włączam kamerę.-odpowiedział.

Widziałem i słyszałem kilka strzałów, ale nikt od nas nie oberwał. Nagle z samej góry ten pojeb Ralf zaczął strzelać. -Leon rzućcie granat i idźcie od tyłu, bo inaczej nie wyjdzie.

Usłyszałem wybuch granatu, co oznaczało, że chłopaki byli już na tyłach. Zobaczyłem jak Ralf zostaje postrzelony w ramię, po czym upada. Leon i Cole zaczęli go ciągnąć do busa.

— Ki! Idą!

— Robi się.

KI i Moncler przejęli Ralfa od razy związując go i zasłaniając twarz. Grupa Leona wróciła na miejsce i wyjechali jako pierwsi. Za nimi ruszył Ki i my zamknęliśmy nasz łańcuszek. W drodze do hangaru, myślałem w jaki sposób pozbyć się tego pasożyta.

— J wracamy na hangar, przyszykuj stanowisko dla klienta-jakby ktoś nie wiedział J to Jason, w pracy tak na niego mówiliśmy.

— Spoko, droga jak na razie czysta.

— Gdzie go dajemy? -odezwał się Ki.

— Na kanał-najczęściej wybieraliśmy to rozwiązanie, bo wystarczyła tylko kulka w łeb i gościu wpadał w wodę, a że kanał nie miał wypływu, ciała rozkładały się kilka metrów pod naszą bazą.

Od razu wszystkie auta wjechały na hangar. Ki i Jamin wyciągali z busa Ralfa, a reszta odprowadzała auta do podziemia. Ja, Ki, Jamin i nasz gość poszliśmy do pomieszczenia z kanałem.

— Posadźcie go i zdejmijcie mu worek z twarzy.-zwróciłem się do współpracowników.-Ralf, Ralf, Ralf… w coś ty się wpakował?

— Zabijesz mnie? -zapytał,

— Nie, ty zginiesz z własnej głupoty i przez to, że groziłeś mi i moim pracownikom. Nie będę nikogo narażał, więc tak będzie lepiej.-nie zastanawiając się długo nad jego losem strzeliłem kilka razy w jego głowę po czym ciało wpadło do kanału.-wszystko w białych rękawiczkach. Dobra robota panowie!

Oczywiście wyjechać stąd po takiej akcji było tragedią. Zanim, każdy wyprowadził swoje auto trochę czasu minęło, a ja jak zwykle musiałem pocałować bramę na pożegnanie. W drodze do domu wysłałem wiadomość do siostry

Hunter

— Żyje i wracam.

Ali

— Czekamy.

Wchodząc do budynku poprosiłem ochronę, aby zostali do jutra i udałem się do mieszkania. Przy wejściu stałą już cała zapłakana siostra, która od razu mnie przytuliła.

— Jutro ci o wszystkim powiem, jestem zmęczony. Możecie położyć się u mnie w sypialni, ja się położę w salonie.

Rano jak wstałem Alexa naszykowała mi śniadanie.

— W końcu książę wstał.

— Taa..jak wam się spało? -spytałem.

— Całkiem dobrze-odpowiedziała z uśmiechem.

— Ochrona już jest ściągnięta więc jesteście wolni, nie żebym was wyganiał.

— Była ochrona? -spytała zdziwiona.

— Tak, a Jason cię nie poinformował?

— Nie, a miał?

— Nie no zabiję go.

— Ja już będę się zbierał-Lucas wstał od stołu.

— Czekaj-wyciągnąłem plik pieniędzy i podałem chłopakowi-To za meble.

— No chyba cię pojebało Hunter. Nie chcę ich.

— Kup coś mamie za to czy coś i proszę nie dyskutuj ze mną, bo nie mam humoru.

— Dobra dzięki. A ty Alexa?

— Ja wrócę swoim i odezwę się wieczorem-podeszła i pocałowała szatyna w policzek, na co on się lekko uśmiechnął i wyszedł.

— Leci na ciebie-powiedziałem śmiejąc się.

— Oj tam… -widziałem jak momentalnie jej policzki stają się czerwone.

Rozdział 7

Lucas

Kiedy wracałem do domu, nie mogłem przestać myśleć o Alexie. Nigdy bym się nie spodziewał, że będziemy mieć kontakt, a tym bardziej tak bliski. Na panelu auta wyświetliła mi się wiadomość od mojej babci.

Babcia Adeline

— Chcę poznać tą ślicznotkę.

Na widok tej wiadomości kąciki ust się podniosły. Kocham moją babcię najmocniej na świecie, kobieta przeszłą w swoim życiu wiele, a mimo tego żyje jakby nigdy nie doznała, żadnego przykrego wydarzenia. Moja babcia jest średniego wzrostu, jest bardzo szczupła, ma długie kręcone siwe włosy. Zawodowo pracowała w kwiaciarni i pewnie stąd jej miłość do kwiatów. Po śmierci mojego dziadka, przez długi czas sobie nie radziła. Przez kilka miesięcy mieszkała u nas w domu, ale po pewnym czasie sama stwierdziła, że musi żyć dalej i zostawić przeszłość w tyle. Moja mama stwierdziła, że kupi jej psa, aby nie czuła się samotna. Okazało się, że pomysł był bardzo trafiony, bo teraz Shira czyli jej bestia jest lepiej traktowana niż ja, czy ktokolwiek inny.

Po namyśleniu się wybrałem numer do szatynki.

— Hej Al

— Co tam Lucas?

— Masz zaproszenie od mojej babci na spotkanie.

— To bardzo miło z jej strony.-w jej głosie było można usłyszeć zadowolenie.-A więc kiedy?

— Co powiesz dzisiaj na kolację?

-Kurczę...Muszę wieczorem pomóc spakować mojemu bratu rzeczy z domu i pomóc mu je przewieźć.

— Spoko, to najpierw możemy iść na kolację, a później pomogę wam z przeprowadzką.-zaproponowałem.

— Nie Lucas… pójdziemy do twojej babci, ale później poradzę sobie sama.

— A to niby dlaczego?

— Bo nie możesz cały czas mi pomagać. Jak ja mam się tobie odwdzięczyć?

— Dobra nie pierdol głupot.-krótko stwierdziłem-Ja decyduję. Najpierw idziemy do babci, a później wam pomagam. Zrozumiałaś?

— Ostatni raz się zgadzam na takie coś, ale jestem ci bardzo wdzięczna Lu.

Lu.....przysięgam, że nienawidzę zdrobnień mojego imienia, ale z jej ust… kocham, po prostu kocham.

— Dobra to wpadnę po ciebie koło 18.00.

— Dobra szefie.

Napisałem mojej babci, że będziemy wieczorem i żeby przygotowała psychicznie bestię, że ktoś obcy postawi nogę na jej obszczanym terytorium.

Po drodze zajechałem do sklepu rodziców.

— Cześć mamo!

— O..witaj synku, co tam?

— A w sumie to idziemy dzisiaj z Alexą do babci na kolację.

— O to super! Powiem ci, że bardzo polubiłam tą Alexę. Wydaję się taka miła i kochana- Powiedziała.

— I tak jest.-uśmiechnąłem się.

— Może po kolacji wpadniecie do nas?

— Nie, znaczy wiesz… obiecałem jej, że po kolacji pomogę jej w przeprowadzce.

— Ah no pewnie. To miłej zabawy!

— Dzięki, pomóc coś?

— Nie, nie i tak za pół godziny zamykam.

— No to ja idę, do później!

W domu wybierałem z 40 minut outfit, zachowując się przy tym gorzej, niż baba. Stwierdziłem, że mam wyjebane i ubieram czarną koszulkę z kołnierzykiem i luźne czarne spodnie. Kiedy postanowiłem łaskawie spojrzeć na telefon, okazało się, że jest ewidentnie późno. W biegu do auta zacząłem poprawiać włosy, które jak zawsze były rozjebane na każdą stronę, ale i tak wyglądały zajebiście. Po kilku minutach byłem już po rezydencją Al. Zobaczyłem jak szatynka wychodzi w bordowej dopasowanej sukience i czarnych szpilkach. Wsiadła do auta.

— Wow Al… Wyglądasz zajebiście-pewnie w tamtym momencie musiała zauważyć, że się na nią,,ślinię,,

— Dzięki Lu, ty też wyglądasz bardzo dobrze-zaśmiała się-Wręcz za dobrze.

— Ogólnie to moja babcia jest bardzo specyficzną osobą. Pewnie przeprowadzi z tobą wywiad, co doprowadzi do rozwiązania jakieś zagadki kryminalnej, więc w sumie to cię tylko ostrzegam.

— Nie martw się, uwielbiam takie osoby. Wiesz ja nie miałam babci, z tego co wiem zmarła w bardzo młodym wieku, a z dziadkiem nie miałam nigdy kontaktu, jeśli chodzi o dziadków od strony taty to wyprowadzili się gdzieś za granice i słuch o nich zaginął.

— Kurde Al...cholernie mi przykro.

— Nie Lucas to nie jest niczyja wina, że mam taką sytuację. Szczerze mówiąc już się przyzwyczaiłam.-Tak się wczuła w rozmowę, że nie zauważyła kiedy wyszedłem z auta.

— Wysiadasz? Czy chcesz mieć kolację w aucie?

— Jesteś okropny-Odparła.

— A ty piękna-momentalnie na jej policzkach pojawiły się rumieńce, co dało mi satysfakcję.

Nie zdążyłem zapukać do drzwi, a moja babcia już je otworzyła i wiecie co? Pierwsze kogo przytuliła to oczywiście Al.

— Kochana moja! -ściskała tak mocno dziewczynę, że wyobrażałem sobie jak jej mózg wypływa uszami.

— Babciu daj spokój..

— Zamknij się dziecko! -zgasiła mnie trzema wyrazami.

— Jestem Adeline-odparła.

— Miło mi Panią poznać. Nazywam się Alexa.

— Oh.. Jakie piękne imię. Wejdź do środka, bo jeszcze zmarzniesz.

Już po chwili siedzieliśmy przy stole i tak jak myślałem Alexa miała przeprowadzany wywiad biograficzny.

— Chcesz zobaczyć zdjęcie małego Lucasa? -odparła.

— Nie babciu! Nawet się nie wasz! -oczywiście jak zwykle miała mnie w dupie i wyciągnęła album z moimi zdjęciami.

— Ale słodziak! -Al przyglądała się zdjęciom z wielką uwagą.

— Już oglądnęłyście całą moją dokumentację? -spytałem-Dać wam akt urodzenia?

— Nie bądź taki do przodu Lucas.-Skrytykowała-jesteś taka piękna Alexa.

— Dziękuję naprawdę to miłe z Pani strony.-uśmiechnęła się.-Pani też ma przecudowną urodę.

— Oh, drogie dziecko...Gdybym wyglądała jak ty…

— Dobra babciu, dziękujemy za kolacje była pyszna, ale mamy jeszcze kilka spraw do załatwienia.-Odparłem.

— Mam nadzieję, że jeszcze mnie odwiedzicie.

— Obiecuję.-Alexa odparła, tym samym mocno ściskając moją babcię.

Po kolacji pojechaliśmy po Huntera.

— Siema! -powiedział wchodząc do auta.

— Siema! -odpowiedziałem.

— Mam nadzieję, że nie będzie ich w domu-powiedział Hunter.

— Oby-przytaknęła Al.

Po kilkunastu minutach wchodziliśmy już do rezydencji.

— Dobra kartony są już w pokoju-powiedział.

Po dwóch godzinach schodziliśmy z pudłami na dół. Nie mogło to się oczywiście odbyć normalnie, nagle ktoś z taką siłą otworzył drzwi, że wszystkie rzeczy z pudeł się wysypały.

— Co się tu dzieję? -spytał mężczyzna

Nikt nie udzielił mu odpowiedzi na pytanie, więc on postanowił sobie wziąć ją sam. Podniósł za kaptur Huntera zbierającego rzeczy.

— Jak do ciebie mówię to masz mi odpowiedzieć! -zaczął go przyduszać do ściany.

— Puść go! -Alexa zaczęła szarpać ojca, ale ten ją tylko odepchnął. W tym momencie tak się wkurwiłem, że podszedłem i przypierdoliłem temu frajerowi prosto w mordę.

— Ty cholerny gówniarzu! Wynoś się z mojego domu! -zwrócił się do mnie.

Wychodząc Hunter przywalił mu w drugą stronę twarzy, żeby była wyrównana.

W drodze do apartamentu nikt nie odezwał się słowem.

— Po te rzeczy to wrócę jutro Ali-zwrócił się do niej wyciągając pudła z bagażnika.

— Jak chcesz mogę ci je przywieźć-odpowiedziała.

— Jak byś mogła, nie chcę wracać do tego pojebanego domu.

— Al jak chcesz to mogę ci pomóc-zaproponowałem.

— Dzięki Lucas, ale poradzę sobie sama.

— Spoko.

— Może spotkamy się u mnie na weekend?

— Wiesz twoi rodzice nie będą zadowoleni.

— Nie będzie ich mają wyjechać w delegacje.

— No to w kontakcie Al, podwieźć cię do domu?

— Nie dzięki zostanę u Huntera na noc.-Pocałowała mnie w policzek i weszli przez szklane drzwi od budynku.

Rozdział 8

Alexa

Noc minęła dość nieprzyjemnie. Do trzeciej nad ranem gadaliśmy o naszych rodzicach i próbowaliśmy rozszyfrować co jest z nimi nie tak oprócz tego, że wszystko. Później nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. Rano poprosiłam brata, aby zawiózł mnie do domu.

— Alexa jak chcesz możesz u mnie zostać.

— Wiem Hun, ale muszę zacząć szukać sobie mieszkania. Póki co zostanę w domu i tak praktycznie ich nie widzę.

— Jak chcesz, ale jak coś to dzwoń.

Wysiadłam z auta i kiedy weszłam w drzwiach czekała moja matka.

— Masz wybór-zwróciła się do mnie.

— Nie muszę nic wybierać.

— Musisz, albo idziesz do modelingu, albo wyprowadzasz się w tej sekundzie i odcinam ci dostęp do konta.

— Żartujesz sobie? Nie pozwoliliście mi iść na studia, a teraz mówisz, że odetniesz mnie od pieniędzy? Wy jesteście popierdoleni!

— Uważaj na słowa! Nie będę tolerować takiego zachowania. Masz kilka minut na decyzję.

Nie słuchając co dalej mówi poszłam do swojego pokoju. Nie miałam pojęcia co robić, ale również nie miałam wyboru. Bo jeśli odcięli by mnie od pieniędzy to skończyłabym pod mostem. Co prawda byłam w poszukiwaniu pracy, ale ciężko było coś znaleźć. Zanim podjęłam właściwą decyzję hrabina weszła do pokoju.

— I jak? -spytała.

— Decyduje się, nie mam wyjścia.

— Rozbierz się-powiedziała.

— Ale ja nie chcę! Po co ci to?

— Muszę sprawdzić czy się nadajesz, no raz! Nie mam całego dnia.

— Nie będę się rozbierać!

— No to wypad z domu!

Rozebrałam się do bielizny i stanęłam przed matką.

-Dziewczyno....przytyłaś musisz schudnąć w takich warunkach żadna agencja cię nie przyjmie.-Stała kiwając zawiedziona głową.

— Dlaczego ty taka jesteś? -Spytałam cichym tonem ze łzami w oczach.

— Po południu idziesz na casting-Wyszła trzaskając drzwiami.

Do południa płakałam, bo zabolały mnie słowa matki i wiedziałam z czym to się wiąże. Po godzinie 13.00 auto było już podstawione a w nim siedziała Celine.

— Zawieź nas na ten adres.-pokazała Johnowi SMS’a.

— Już się robi.-Zerknął na mnie przez ramie, wzrokiem pełnym współczucia.

Przez całą drogę nie spojrzałam nawet w stronę kobiety, Miałam do niej takie obrzydzenie, jak do alkoholu po ciężkim kacu. Kiedy dojechałyśmy pod wysoki wieżowiec wraz z kobietą wsiadłyśmy do windy i udałyśmy się na odpowiednie piętro.

— Witam Panie-przywitała nas czarno włosa kobieta, która wyglądała na gorszą sukę od mojej matki.

— Witaj Diuna-pocałowała ją w policzek-To moja córka Alexa-wskazała na mnie ręką.

— Cześć Alexa, chodź pójdziesz ze mną. Musisz przebrać się w strój i przejść się przed szefową.

Chciałam jak najszybciej wyjść, więc bez przedłużania ubrałam się w czarny wycięty strój i weszłam na wybieg. Miałam już doświadczenie w modeling bo w wieku czternastu lat matka wysyłała mnie na konkursy,,Miss,,.

— Jak się nazywasz? -spytała kobieta siedząca przed mną.

— Alexa Rey.

— Musisz schudnąć-powiedziała-Stań na wagę-Zrobiłam tak jak mi kazała-53kilo! Jak śmiesz przychodzić do mnie z czymś takim?!

— Ale ja nie uważam, że moja waga jest zła. Mam 180 centymetrów wzrostu.

— Nie interesuje mnie to! Wróć jak dobijesz minimum 45 kilo.

— Pierdol się! -wybiegłam z płaczem.

— Coś ty narobiła! -krzyczała na mnie matka-Masz schudnąć, głodówka! Rozumiesz? Bo inaczej wiesz co się stanie.

— Wracam na pieszo-powiedziałam.

— Dorze spalisz kalorie.

— Nienawidzę cię! -kobieta w odpowiedzi trzasnęła drzwiami.

Wracając do domu chciałam zadzwonić do Huntera, ale stwierdziłam, że nie będę robić zamieszania i że to mój problem. Wracałam do domu pół godziny. Zobaczyłam na ekran blokady na którym pojawiło się z konwersacji bogoli.

Cloe

— Spotkajmy się!

Caroline

— Myślę, że to nie ma sensu.

Cynthiana

— Ta znajomość nie ma sensu. Dobrze wiemy dlaczego się zadawaliśmy razem.

Tylor

— Cynthiana ma rację. Skończmy tą szopkę.

Jason

— Ja nie mam czasu.

Tylor

— Żadnego spotkania nie będzie Jason, więc się nie martw.

Powiadomienia:

Caroline opuściła grupę

Tylor opuścił grupę

Cynthiana opuściła grupę

Stwierdziłam, że nie ma sensu i sama kliknęłam czerwony przycisk,,Opuść grupę,,

Miałam takiego doła, że ostatnie co było mi potrzeba to dramy z tymi fałszywcami. Po wejściu do domu Rose mnie przywitała.

— Witaj kochanie!

— Cześć Rose!

— A ty co nie w humorze?

— Pokłóciłam się z mamą.

— Właśnie wyjechali w delegację.

— Całe szczęście, wiesz może na ile?

— Na weekend

— Dziękuję

— Nie zjesz obiadu?

— Nie jadłam na mieście. Smacznego!

Celine

— Pamiętaj o głodówce!

Musiała mi przypomnieć, co za kobieta. Stwierdziłam, że zadzwonię do Lu i dogadam szczegóły spotkania.

— Hej Lu!

— Siemka!

— Aktualne spotkanie w weekend?

— A będą twoi rodzice?

— Nie.

— To aktualne.

— To co? Widzimy się jutro po południu?

— No dobra. Jakieś specjalne wymagania?

— Obowiązkowy strój dresowy- zaśmiałam się.

— W końcu! -powiedział zadowolony.

— Dobranoc!

— Do jutra Al!

Przez resztę wieczoru nie mogłam przestać myśleć o Lucasie. Byłam mu ogromnie wdzięczna za to co dla mnie robił i nie ukrywam, że zaczynałam coś do niego czuć. Bardzo lubię jego towarzystwo, nigdy mnie nie osądza i pomaga prawie w każdej czynności. Kończyłam robić porządki w pokoju i poszłam spać.

Lucas

Do południa jeździłem za prezentem dla Al. Chciałem żeby był wyjątkowy więc kupiłem nam matching bransoletki. Były na czarnym sznurku z kawałkiem srebrnej metalowej blaszki na której był napis tekstu Wicked game, a dokładniej na mojej Wicked, a na jej Game oboje uwielbialiśmy tą piosenkę. Więc stwierdziłem, że to najlepszy pomysł. Zaszedłem jeszcze do kwiaciarni po piwonie z białymi kuleczkami. Przy okazji zdobyłem nową wiedzę i okazało się, że te kuleczki to gipsówka. Po załatwionej misji udałem się pod rezydencje szatynki. Wziąłem rzeczy z bagażnika i zapukałem do drzwi, które otworzyła mi gosposia.

— Witaj, ty pewnie do Alexy? -spytała

— Tak.

— Wejdź! Zaraz zejdzie.-zamknęła za mną drzwi-Jestem Rose-wyciągnęła rękę.

— Miło mi, Lucas-uścisnąłem rękę kobiety.

— Alexa! Lucas przyszedł.-krzyknęła.

Momentalnie usłyszałem jak szatynka zbiega ze schodów, po czym od razu rzuciła mi się na szyję.

— Tak się cieszę, że przyjechałeś-powiedziała.

— Ja też, dzięki za zaproszenie. Mam coś dla ciebie.

— Znowu, nie wygłupiaj się Lucas.

— Dobra nie mów mi jak ma się zachowywać.

— Chodź na górę.

Po wejściu do pokoju podałem szatynce prezent, a ona zaczęła piszczeć. Wydaje mi się, że był to krzyk coś w stylu,,Hee hee,, Michaela Jacsona.

— Lu!! Jesteś cudowny! -ściskała mnie mocno, jednocześnie płacząc.

-Hej...Al nie płacz..-zacząłem gładzić jej plecy-To co robimy?

— Może film?

— Horror?

— Takk-odpowiedziała zaciągając nosem.

Po około dwóch godzinach, poszedłem się umyć i resztę wieczoru Alexa opowiadała mi o swoim życiu i o relacji z bogolami. Pamiętam tylko jak zasnęliśmy wtuleni w siebie. A ja wciąż nie mogłem wyobrazić sobie życia bez niej.

Rozdział 9

Alexa

Kiedy się obudziłam zobaczyłam, że Lucasa nie ma w pokoju. Zeszłam na dół, bo myślałam, że jest w kuchni, ale zastałam tam tylko Rose.

— Hej Rose!

— Cześć kochana! Co tam?

— Widziałaś może Lucasa?

— Wyszedł godzinę temu i kazał ci przekazać, że to było bardzo pilne i później się odezwie.

— A w porządku, dziękuję

— Nie ma sprawy! Zjesz coś?

— Na razie nie mam ochoty.

Wiadomość od Celine:

— Jedź do agencji na Tol Street! Nie spieprz tego!

A więc moje plany, których nie miałam uległy zmianie. Poszłam na górę szybko się ogarnąć i w pośpiechu poszłam po auto. Stwierdziłam, że pojadę sama, bo nie chcę, żeby John wypytywał mnie gdzie jadę. Przez zakorkowane miasto miałam opóźnienie około 30 minut, później okazało się, że nie mam gdzie zaparkować i szukałam miejsca 10 minut. Po kilku minutach od zaparkowania auta wchodziłam do wysokiego wieżowca, który był pokryty

srebrnymi lustrami. Podeszłam do recepcji.

— Witam! Ja w sprawie spotkania z szefową.-zwróciłam się do recepcjonistki.

— Dzień dobry! Już sprawdzam. A Pani imię to?

— Alexa Rey.

— Tak ma Pani wizytę. Już dzwonię do szefowej.

— Pani Delulu, przyszła Alexa Rey.-czekała na odpowiedź-Dobrze już ją prowadzę.-Wyszła zza lady i zwróciła się do mnie-Zapraszam!

Jechałyśmy windą na dwunaste piętro.

— Zapraszam Pani Rey! -zwróciła się do mnie piękna brunetka.-A więc chciałaby Pani zacząć pracę w modelingu?

— Tak szukam odpowiedniej agencji i bardzo dziękuję za zaproszenie-posłałam jej uśmiech. Swoją drogą wydawała się bardzo miła.

— Świetnie Pani trafiła. Mogłabym Panią poprosić o przebranie się w strój kąpielowy?

— Pewnie-przebranie zajęło mi kilka sekund bo wystarczyło, że zdjęłam z siebie sukienkę.

— Wow to ciało jest idealne! Jestem zachwycona!

— Dziękuję.-odpowiedziałam.

— Od kiedy chcesz zacząć?

— Mogę nawet od jutra-stwierdziłam

— Super! To co podpisujemy umowę?

— Oczywiście, że tak!

— Podaj mi jeszcze proszę namiary do siebie, a ja jutro wyślę ci dane na pierwszą sesję.

Po podpisaniu umowy udałam się do domu, aby poszukać ofert mieszkań. Spędziłam godzinę na sprawdzaniu ofert, ale nie znalazłam tego co by mi odpowiadało.

Powiadomienie od Lu

— Al przepraszam, że tak wyszło! Zabieram cię dzisiaj, będę o 20.00

Alexa

— Gdzie mnie zabierasz?

Lu

— Niespodzianka.

Stwierdziłam, że nie będę marnować czasu i ze spokojem zacznę się szykować. Nawet nie wiem kiedy czas zleciał do 20.00. Zeszłam da dół, aby ubrać buty i skórzaną kurtkę. Na podjeździe czekał już Lucas.

— Hej Al!

— Jestem zła na ciebie.-odparłam sarkastycznie.

— Oj tam daj spokój, wsiadaj i nie marudź.

— To gdzie jedziemy?

— Do otwartego kina.

— Wszystkie są otwarte.

— Do takiego na dworze Al…

— Trzeba było tak od razu. Teraz to ma sens.

— Ja mam wszystko przemyślane. Jest rzecz o której chcę ci powiedzieć.-westchnął-Pamiętasz jak mówiłem ci o architekturze?

— Pamiętam.

— No to jedna z uczelni dostrzegła moje umiejętności i napisali mi, że jak napisze poprawnie egzamin dostanę od ręki tytuł pod ich skrzydłami.

— Gratulacje! Tak się cieszę Lu! -przytuliłam go-Ja też muszę ci coś powiedzieć… Od jutra zaczynam pracę jako modelka..

— Skąd taka decyzja? W sensie wiesz cieszę się bardzo, ale mówiłaś niedawno, że nie wiesz co chcesz robić.

— Tak, ale stwierdziłam, że od czegoś trzeba zacząć-mówiłam to z wymuszonym uśmiechem.

— Powiedzmy, że ci wierzę...Al wiesz, że możesz mi powiedzieć…

— Lucas nie szukajmy problemu na siłę. Wszystko jest okej.

— Dobra chcesz coś?

— Wodę

— Tylko? Nie żartuj.

— Jadłam w rezydencji przed wyjściem.

— Spoko.

Kino na powietrzu było świetną sprawą. Po północy Lucas odwiózł mnie do domu. Byłam tak padnięta, że nie pamiętam kiedy zasnęłam.

Lucas

Stwierdziłem, że nie będę owijać dłużej w bawełnę i wyznam co czuje do Al.

Oczywiście po poradę zgłosiłem się do Lilian.

— Słuchaj jak mam no wiesz…

— Zapytać ją o związek? To proste, umów się z nią w ładne miejsce i kup jej coś

— Łatwo ci mówić

— Do tej pory wszystkie rady ci pomogły Lucas. Zrobisz jak uważasz.

— Dobra, dobra.

— Ale jestem w szoku, że ty i Alexa....Chcę ją poznać …

— I to jest plan. Najpierw ją gdzieś zaproszę, a później poznam ją z tobą. Co ty na to?

— Trzymam cię za słowo.

— Ma fajnego brata… w cholerę przystojny i w twoim wieku.-na moje słowa policzki blondynki zrobiły się czerwone co było mega urocze.

— Powodzenia! -typowa Lil, zawsze jak nie chciała ze mną o czymś gadać to zmieniała temat.

Przez resztę dnia myślałem nad odpowiednią lokalizacją, gdzie mógłbym zabrać Al. Chciałem, żeby było to coś orginalnego, a nie jakaś przereklamowana restauracja czy kino. W pewnym momencie wyświetliła mi się oferta lotu do Paryża na pokaz mody. Stwierdziłem, że będzie to odpowiednie miejsce dla Al. Zawsze mówiła mi, że chciałaby pojechać na pokaz mody Dior’a ale wejściówki są ciężko dostępne. Wykorzystując fakt, że mam rodzinę we Francji, która ma dostęp do wszystkich tego typu okazji postanowiłem, że skontaktuje się z moja ciotką. Nie czekając dłużej wybrałem numer do Alice i po kilku sygnałach mogłem usłyszeć jej głos palacza.

— Lucas! Dziecko ty moje.

— Witaj ciociu.

— Co się stało, że dzwonisz do mnie?

— A wiesz chciałem zapytać jak leci..

— Dobra kochanie nie owijaj w bawełnę! Za dobrze cię znam.

— Potrzebuje dwie wejściówki na pokaz Dior’a w Paryżu…

— Nie ma problemu, a co wybieracie się z Lilian?

— Tak się składa, że akurat nie z Lil.

— Mamę zabierasz?

No i kurwa tu poległem, nic się nie zmieniło przez te kilka lat....ciekawska jeszcze bardziej.

— Tak się składa, że mam w planach sprawić przyjaciółce prezent.

— Ahhh… te czasy pięknej, młodej miłości…

— Ale to nie..-i przerwała.

— Dobra nie tłumacz mi się i tak znam prawdę. Wejściówki prześle ci na maila jeszcze dzisiaj.

— Dziękuje ciociu!

— Ależ proszę kochanie. Pozdrów od mnie wszystkich, a teraz wybacz, ale obowiązki wzywają.

— Trzymaj się!

Czułem tak ogromną satysfakcję, że część mojego planu została już zrealizowana. Musiałem tylko poinformować Al, aby nic nie planowała na ten termin i wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Alexa

Rano miałam pierwsze przygotowania do pokazu. Okazało się, że jedna z najbardziej znanych marek zobaczyła moje portfolio i zdecydowali, abym poszła w ich pokazie w Paryżu.

— Witaj słonko! -przywitała mnie promienie szefowa.

— Dzień dobry! -odwzajemniłam uśmiech.

— Nie mamy czasu na dyskusje, bo dostałaś pokaz z Dior’a więc do dzieła!

— Jestem tak podekscytowana, ale jednocześnie tak się boję, że coś pójdzie nie tak… że to popsuje…

— Przestań kochana! Nawet tak nie myśl… dasz radę. A teraz idziecie z Camil na pierwszy pokaz próbny. Do zobaczenia później!

Korki w naszym mieście to jakiś nieśmieszny żart, aby dostać się do studia pokazowego staliśmy półgodziny w korku. Później to już nawet nie pamiętam jak wróciłam do domu i o której, bo od razu rzuciłam się na łóżko i powieki same opadły. Pamiętam tylko jedno POKAZ DIOR’A

Nie możesz tego zjebać

Kiedy się obudziłam zobaczyłam koło biurka kartkę od mojej matki, z przymrużonymi oczami wynurzyłam jedną rękę z pod kołdry, aby odczytać tekst.

Alexa

Wraz z tatą postanowiliśmy, że czas najwyższy abyś wyprowadziła się od nas i zaczęła samodzielne życie na swój koszt. Jesteśmy w delegacji-wracamy za dwa dni-proszę cię abyś do tego czasu wyprowadziła się. Jeśli chodzi o umowę miedzy mną, a tobą jest nie aktualna. Musimy z tatą odpocząć od ciebie i Huntera.

Rodzice

Kiedy skończyłam to czytać rzuciłam kartkę na drugi koniec wpadłam w szał, co do cholery ona sobie myślała pisząc;,,musimy od was odpocząć,, nigdy nie poświęciła nam więcej czasu niż sam poród, a teraz pisze mi takie rzeczy. Nie czekając ani chwili dłużej zaczęłam pakować swoje rzeczy, ale w miedzy czasie wybrałam numer do Huntera.

— Siema-usłyszałam przez telefon zachrypnięty głos

— Hej… -odpowiedziałam przybita-Jest sprawa…

— Tak myślałem...stało się coś?

— Rodzice wywalili mnie z domu..

— Co do kurwy?!

— Chciałam zapytać czy mogę…

— Tak Ali możesz...co to za pytanie w ogóle, zaraz przyjadę i ci pomogę daj mi chwilę.

— Dziękuje kochany jesteś.

Naprawdę był kochany, nie dość, że młodszy to bardziej zaradniejszy

Po blisko pół godzinie na podjazd podjechał Hunter, słyszałam tylko jak wbiega na górę rzucając czymś na stół.

— Dojechać tu to jakaś tragedia, stałem w trzech korkach-Odpowiedział zasapany- Jak w ogóle dowiedziałaś się, że masz się wyprowadzić?

— Tam leży kartka-wskazałam na koniec pokoju.

— Żartujesz sobie?! Wysłała ci jebaną kartkę, abyś się wyniosła, nie wierzę w nią..-Spojrzałam na reakcję brata, jak momentalnie łamie mu się serce, widziałam że zabolały go słowa matki, której tak naprawdę nigdy nie miał.-Dobra co masz do zabrania?

— To wszytko masz gdzie to przetrzymać?

— No średnio ale coś się znajdzie… a ty masz zamiar sama znosić te meble z góry i wpierdolić je do mojego cudownego auta? Nie ma szans!

— To jak mam to zrobić geniuszu?

— Nie wiem dzwoń po Lucasa, a ja idę powiedzieć aby szofer wyprowadził busa.-Słuchając brata wybrałam numer do Lu i już po jednym sygnale słyszałam jego cudowny zaspany głos.

— Hej Al, coś się stało?

— Hejka, tak właściwie to tak, ale nie.

— To znaczy?

— Potrzebuję twojej pomocy w zniesieniu mebli…

— Dobra tak się składa, że jestem w drodze z Lil, zaraz będę.

— O to super, nie wiem jak mam ci dziękować.

— Nie masz za co.-po chwili usłyszałam rozłączenie połączenia.

Wraz z Hunterem w międzyczasie znosiliśmy pudła, dopóki Hunter nie zobaczył w czarnym Maserati anielskiej Lilian, która wyglądała jakby spadła z jakieś przypadkowej chmurki, a ja zastygłam widząc wychodzącego Lucasa.

Boże jak zawsze wygląda zajebiście;

— Siema Hunter! -przywitał się ich standardowym tekstem i objęciem jedną ręką

No, ale do mojego brata nic nie dotarło bo był wpatrzony w blondynkę. Zlał po całości Lucasa i stał jak słup.

— Hej Lil-podeszłam i przytuliłam mocno blondynkę.-Miło cię poznać!

— Jejku Alexa tak się cieszę wyglądasz tak pięknie…

— Ah dziękuję, ty wglądasz jeszcze lepiej-posłałam jej uśmiech.

— Dobra później sobie pogadacie idziemy się brać za męską robotę-powiedział Lucas

— Hej jestem Hunter, brat Ali-przywitał się szybkim pocałunkiem w policzek na co blondynka się zarumieniła.

— Lilian, siostra Lucasa-potrząsała lekko ręką.

— No to co mamy trochę tych rzeczy.-powiedziałam.

— A co się właściwie stało? -spytał Lu.

— Muszę się wyprowadzić, tak będzie lepiej dla mnie-posłałam wymuszony uśmiech.

— Ah rozumiem.

Po blisko trzech godzinach znoszenia wszystkiego do bagażnika, stwierdziliśmy, że będzie najlepiej jak zostaniemy u Huntera w domu i zamówimy coś do jedzenia. Wybór był prosty i klasyczny: Pizza.

Cieszyłam się na myśl o zjedzeniu czegoś pysznego, niż co najwyżej jeden wafel ryżowy, ale mój mózg powiedział mi inaczej. W mojej głowie pojawiały się tylko myśli związane z pokazem: przytyjesz, nie wpuszczą cię na pokaz, zawiedziesz wszystkich i siebie, to się źle skończy. Finalnie postanowiłam, że nałożę kawałek i będę udawać, myśląc, że nikt tego nie zauważy.

Boże, dlaczego stworzyłeś mnie tak głupią

— Ali widzę, że nie smakuje ci pizza-dostrzegłam srogie spojrzenie dosłownie WKURWIONEGO Huntera.

— Nie mam ochoty, strasznie najadłam się śniadaniem.

— Ah tak, a co takiego jadłaś?

Czułam, że zaraz zacznie się w nim walka z agresją. Dobrze wiedział co robiłam przez moją pracę-nie wiedział, ale się domyślał

Wszyscy patrzyli na mnie wyłupiając oczy.

— Słuchaj nie wiem co ci nagadała ta kobieta walnięta psychicznie, ale na pewno nic mądrego.

— Hunter uspokój się, nic mi nie jest.

— Nie oszukasz mnie Alexa-wiedziałam, że jest poważnie bo prawie nigdy nie używał mojego imienia w całości.

— Naprawdę Hun, wszystko jest okej-posłałam mu uśmiech, aby załagodzić sytuacje.

— Pogadamy o tym później.

— No to my będziemy się już zbierać-wtrącił Lucas-Miło było! Al wyśle ci SMS z terminem na który nic nie planuj.

— A dlaczego?

— Niespodzianka, ale proszę posłuchaj mnie-mówiąc mi to podszedł i mocno mnie przytulił, składając szybki pocałunek na moich ustach, w tym czasie Hunter oczywiście bajerował Lil ale kto by się mógł tego spodziewać, to było oczywiste, że oszaleje na jej punkcie.

Ledwo drzwi zdążyły się zamknąć Hunter się odpalił.

— Alexa, dlaczego to robisz do cholery?!

— Nie wiem o co ci chodzi.

— Proszę cie nie udawaj głupiej… dlaczego się głodzisz?

— Hunter ja...mam pokaz, nie mogę nikogo zawieść.

— Jaja sobie robisz? Chcesz mi powiedzieć, że dla jakiegoś jebanego pokazu psujesz sobie zdrowie?

— Mam nad tym kontrole, zaufaj mi.

— Zaufać ci? To tak jak bym przyłożył tobie naładowaną spluwę i powiedział, że nie wystrzeli.

— Przestań Hun…

— To przez matkę?

— No ona kazała mi się zgłosić do agencji, powiedziała, że wtedy będę mogła zostać dłużej w domu.

— Ali mogłaś się przeprowadzić do mnie…

— Nie chcę być od nikogo uzależniona.

— Lucas wie?

— Jeszcze nie… -spuściłam głowę w dół.

— To się zaraz dowie-ruszył w stronę telefonu.

— Proszę nie! Sama mu powiem, znajdę idealny moment..

— Jak ty tego nie zrobisz to ja się tym zajmę.

— Dobra, ale teraz idę spać jestem zmęczona.

-Mhm...no dobrze, zajmij moją sypialnie, póki co ja będę spał na kanapie.

Leżąc w łóżku przeglądałam wszystkie filmiki z pokazów. Każda z modelek była pięknie ubrana, uczesana i wystarczająco szczupła, na samą myśl zebrały mi się łzy w oczach. A co jeśli mnie nie wpuszczą? Nie zdążyłam ponieść się mojemu overthinkowi, bo mój telefon dostarczył wiadomość od Lucasa.

O mój słodki Boże jak ja go kocham…

Lu

— 26-29 luty nic nie planuj.

Już chciałam napisać wiadomość do niego, że się zgadzam, ale przypomniało mi się, że wtedy miałam już pierdolony pokaz.

Ja

— Przykro mi Lu, mam już plany. Jutro ci wszystko wyjaśnię…

Lu

— Nie ma pierdolonej opcji! Szykuj się zaraz jestem pod domem Huntera.

No kurwa mać!

Jest trzecia w nocy, wyglądam jak osiedlowy menel, a on każe mi wyjść z domu…

Nie marnując czasu zerwałam się z łóżka i ubrałam zestaw dresów, związałam włosy w luźnego koka i udałam się do hallu po kurtkę, bo za oknem zaczął padać lekko śnieg.

Jak ja kocham zimę, nie wiem dlaczego. Może to kwestia bycia wodnikiem?

W pośpiechu zakładałam czarne Moon Boot’s i wybiegłam z mieszkania. Centralnie przed wyjściem Lucas już na mnie czekał. Był tak wkurwiony, że ewidentnie musiał to rozchodzić, bo zostawił odpalone auto i spierdolił na drugi koniec ulicy. Stwierdziłam, że nie będę czekać i wejdę do ciepłego auta.

— Tak myślałem, że to zrobisz-przemówił, wchodząc do auta.

— Dlaczego ściągasz mnie z łóżka o trzeciej w nocy?

— Ty mi powiedz, dlaczego masz zajęty mój termin?

— Mam pokaz…

— Jaki kurwa pokaz?

— No, bo widzisz jedna z prestiżowych marek, zainteresowała się moim portfolio i wyszło tak, że mam iść w ich pokazie w Paryżu…

— Dior?

— Tak, skąd wiesz? Nie wyglądasz jakbyś był znawcą…

— Lil mi ostatnio coś wspominała, nie istotne.

— A dlaczego zależy ci na tym terminie?

— Już byś chciała wszytko wiedzieć...Ciekawość pierwszy stopień do piekła kochana…

— No dobra..

— Co planujemy?

— Pytasz poważnie? Człowieku wiesz, która jest godzina?

— Wiem 3.30 i co?

— Chce spać… -oparłam głowę o szybę.

— Lecimy na kluby-uśmiechnął się szyderczo.

Skup się Ali...Protest…

— Nie ma takiej opcji Lucas! Widzisz jak ja wyglądam?

— Widzę?

— No właśnie.

— Wyglądasz zajebiście jak zawsze, po za tym moje auto, moja decyzja.

— Jeśli mnie nie odwieziesz do domu, wyskoczę z samochodu-zaszantażowałam, na co brunet jedynie zaczął się śmiać.

— Nie wiedziałem, że tak słabo znasz się na motoryzacji.-w odpowiedzi przewróciłam jedynie oczami.

Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się pod jednym z najlepszych klubów nocnych w Nowym Yorku.

— Gotowa?

— Nie wejdę tam-Stanęłam przed wejściem zapierając się nogami i zamykając przy tym oczy. Dopóki nie poczułam jak mnie unosi-Zwariowałeś! Puść mnie!

— Głośno tu trochę-śmiał się.

Gdy stwierdził, że stoimy na tyle daleko od drzwi, że nie ucieknę postawił mnie na podłodze i zaczął patrzeć na mnie swoimi czarnymi jak noc oczami.

Rozpływasz się dziewczyno...Skup się, skup się..

W tle zaczęła lecieć moja ulubiona piosenka Ed Sheeran- Perfect.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 56.29