E-book
14.7
drukowana A5
36.54
drukowana A5
Kolorowa
58.62
Sobór w Konstancji 1414—1418

Bezpłatny fragment - Sobór w Konstancji 1414—1418

Suplement do Kronik Jagiellońskich

Objętość:
119 str.
ISBN:
978-83-8273-579-6
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 36.54
drukowana A5
Kolorowa
za 58.62

Kroniki Jagiellońskie

Suplement

Zdjęcia pochodzą z portalu Pix bey

Królowa nadająca pas rycerski

Sobór w Konstancji 1414 DO 1418 ROKU

Suplement do kronik Jagiellońskich

Obrady soboru w Konstancji

Rok 1414

Tak zaś minęły nam święta bożo narodzeniowe, jakoż to Malarczyk króla naszego Władka II z Jagiełłów rodu, Pioter a nie zbyt święty inkwizytor jednocześnie na owe powiadał i nowy rok 1414, tymczasem nam się nastał.

Matka Boska z dzieciątkiem Jezus

Wieści oto nam zaś z Malborka przyszły, że ów Michał von Kuchmeister czy jak mu tam przy chrzcie świętym imię wszyscy diabli nadali, zwalił swojego wroga wewnątrz samego zakonu Heinricha z kolei piątego Plauena, ostatecznie z urzędu wielkiego mistrza zakonu Najświętszej Marii Panny zwanych słusznie w świecie Krzyżakami. Zaś w dniu,7 stycznia owego 1414 roku, obrany został wielkim mistrzem niesławnego u nas w koronie zakonu Krzyżackiego.

Malbork pałac wielkiego mistrza

W tym czasie, król nasz miłościwy listy rozpaczliwe do, króla Zygmuntka Luksemburczyka słał, które, m musiał pisywać częściej niźli przed naszym powrotem z Gdańska. Ale i ów nowy a durny jak but wielki mistrz, Kuchmeister jeszcze częściej listy swoje słał, niźli my nadążali na nie odpisywać błagając owego króla jak i naszego własnego o litość okazania dla zakonu. Że to ów, już z naszym królem Jagiełłą, w ogóle wytrzymać nie może. Tak zaś szło po kolei aż do kwietnia roku tego. Kiedy król nasz, na rozmówienie się z wielkim mistrzem, w końcu do grodu Grabie, z nami pojechał, nadzieje mając na zagrabienie, ostateczne bałaganu jaki na polach i trawnikach zakonnych nastał. W owych Grabiach, tak zwany wielki mistrz Michał Kuchmeister, jako i reszta konwentu, całkiem okoniem się królowi naszemu postawiła. Na co, Jagiełło od stołu nagle swoim zwyczajem wstał, walnął w niego pięścią tak, aż dwie grube dechy w blacie pękły na pół jak drzazgi smolne siekierą strzaskane. Przy czym kufle z jasnym i ciemnym piwskiem krzyżakom się poprzewracały i na białe sukmany białą pianą wylały. Jagiełło trzasnął drzwiami aż, z futryn chciały wylecieć

Wielki mistrz Michał Kuchmeister von Sternberg

Na co, Michał Kuchmeister wycierając pysk z piwska, swoim nieco jeszcze białym płaszczem. Nagle rzekł do swoich zbójów rycerzy, cham i dzikus litewski. Zaś, Zawisza Czarny i Powała z Taczewa słysząc to, podleźli zaraz do niego i pod nos mu miecze swoje podstawili. Mówiąc przy owym powiedzeniu. Szybko przeto powiadają owemu kmiotowi obaj nasi rycerze. Powąchajcie sobie miecza jak wam nie w smak co nasz król prawi, wielki mistrzu. Zaś zaraz zdrowa awantura, miała o to wybuchnąć. Bo i krzyżaki wszystkie zaraz się ruszyli, do Powały i Zawiszy Czarnego w obronie za mistrzem zakichanym. Zaś nasi rycerze, takoż samo zaraz z ław powstali i już bitwa pierwsza była gotowa. Kiedy król nagle wrócił się do izby. A od drzwi, jak nie wrzaśnie na nas w izbie jeszcze mocno ogłupiałych, i na ławach dalej po części siedzących.

Krzyżacy w drodze do Konstancji

A wy co!? Ruszać mi się, nuże ino żywo! Bo, mi w tej izbie, jabłkami zgniłymi i piwskiem za bardzo śmierdzi. Zaś nie znoszę takiego zapachu. Zostawili my, Krzyżaków aby sami sobie w owej izbie śmierdzieli. I pojechaliśmy za królem jak zmyci. Prosto do owej Łęczycy na zamek gdzie rada królewska miała zjechać. Pospolite ruszenie znowu, powoli jakoś się tam po swojemu wolno zlazło. Po księcia Witolda, król zaraz też posłał, a my siedzieli w owej Łęczycy do lipca prawie. Zaś i po mistrza, Jarosława król posłał. Co by mu ów, most składany przywlókł i do Czerwieńska z powrotem u brzegów, nad Wisłą zakotwiczył. Na to jam, zaraz do Janoty powiadał. Powleczemy się znowu tą samą drogą, jaką my już nie raz przecie leźli. Nie ma, co gąb głupich przed królem robić bo jeszcze w pysk gotów dać taki rozeźlony łazi.

Zjazd rady królewskiej

Na to Mikołaj Koza do którego, my poleźli pożywić się nieco przy kuchni jego. Powiada. Mógł król raz, ich już w proch roznieść. A nie, dobijać pięć razy, jak by dzika wściekłego za pierwszym razem z kuszy ubić nie potrafił. A ten mu, za niezdarność łapy i nogi poharatał, bo siły tyle jeszcze miał. Tu kumotrowie tak samo jest. Jeno nie gadaj tego głośno, rzekł mu Piotr Malarczyk inkwizytor, cicho jako zwykle. Bo jak ten dzik będziesz sam, wyglądał jak kto posłyszy. Co to o geniuszu wojennym Jagiełły pogadujesz. Na to Mikołaj chochlą gębę, sobie szybko zatkał. Po czym gada, i juści prawda lepiej nie gadać byle czego. Dawaj lepiej pożywić się czym, smocznym. Co tam pitrasisz? Powiadamy głodem możeni od rana. Jakoż co?

Miejsce na obozowisko

Gulasz po węgiersku z owego, króla niemieckiego, Zygmunta Budapesztańskiego? To my żreć go nie będziemy, powiadali rycerze, i zaśmieli się na żart Kozy. Może kozę, do kotła wrzucimy, na okrasę? Strawniejszy ów gulasz węgierski będzie? Rzekł Janota bardzo mądrze jako Litwin, w gotowaniu gulaszy wprawny. Ty zaś zważaj Janota co byś sam w ów, gulasz nie wleciał. Na to mu Jakubek Kuna rzekł. I o gulaszach zdania nie zabieraj. Bo wy na Litwie słyszał ja. Wszystko na surowo żrecie. I jako to, u nas na Krakowie wy osiedli, sztuki wielkiej gotowania a to czy pieczenia nauki, dopiero powzięli. Na co Janota, obrazy nie powziął żadnej. Bo i widać prawda była, co mu Jakubek przypisał. Zaś do Kozy, Janota tak zaraz powiada. Dawaj mnie owego gulaszu jeno obficie, bom na was polaków rzucić się gotów, i pożreć wszystkich jako na Litwie do dziś czynimy. Bom to wygłodniały jako wilk, i ślepia mi się zaraz czerwone z głodu zrobią. Masz zaś, i żryj waszym obyczajem dzikim. Na to Mikołaj rzekł, mu dyplomatycznie bardzo. Zaś chochlą jak studzienny ceber miskę cynową podstawioną, pod gary do pełna rycerzowi napełnił. Aż chlupnęło mu na zbroję. I wyglądał jako by, z bitwy dopiero co powrócił. Zaś i nam tak samo. Zaraz i reszta rycerzy, się rzuciła do Mikołaja. Widząc w nim teraz jedyne zbawienie, od głodu, ognia i wojny. Już chcieli my nawet dodać, wybaw nas panie. Jeno, m pomyślał że tego gadać nie będę, bo i w pióra pawie mógłby ów kucharz, obrosnąć a to z kolei pecha przynosi. Jak i krzyżakom na łbach, pawie pióra jedną przegraną bitwę za drugą z nami przynosiły. Przeto siedli my wokoło. Jedli my i popijali w spokoju aż do 18 lipca kiedy to. Panowie rada królewska w wielkiej łasce do zamku tu, na Łęczyckiej ziemi w reszcie zjechała.

Sąd nad Chrystusem

Dopiero dzika awantura się poczęła, i najazdy szlachty na naszego króla. Niemal tak samo jak Piłat nastawał na pana Jezusa. Nastawali na miłościwego pana. Że to, w tajemnicy przed radą układy z Zygmuntkiem Luksemburczykiem król nasz za plecami wielkich panów naszych koronnych czyni, i z tym naszym wiecznym zdrajcą, niecną ugodę zawarł. Jagiełło zaś siedział na tronie, z miną marsową ogromnie. Jak nie trzaśnie nagle ręką w poręcz fotela. Aż ten jęknąć chciał i pęknąć, jeno się rozmyślił i ciężką rękę królewską dzielnie podtrzymał. Zaś król powiada.

Król Zygmunt Luksemburski

Spokój mi i cisza zaraz! Co mi tu za jakieś hałasy o układy z Zygmuntem Luksemburczykiem, rada czyni! Nie trza było, siedzieć po zamkach swoich, i wińska reńskie pić a w pole ze mną na Krzyżactwo iść. Wroga wyplenić do cna, a nie pogadywać że król wasz, to albo owo. Kiedy ja sam nie wiem, gdzie miecz swój wsadzić mam, aby spokój w końcu na tej ziemi był. Na to, jeszcze większe hałasy rada królewska wszczęła, że przecie pod owym, Grunwaldem, stawali kto mógł. Na to, już król łagodniej rzekł nieco. Dziś wypowiadam wojnę zakonowi i na Malbork ruszamy, zakończyć co się cztery roki temu, nie zdało zrobić z kretesem. Wojska nasze są po części gotowe, i dziś ruszamy do Wolborza. Zaś na most ruchomy który już z Radomia do nas płynie, wejdziemy jako za pierwszym razem było. Przejdziemy wedle Czerwieńska nad Wisłą jak i pod Grunwald my sprawnie szliśmy. Ruszyli my, zatem siłą wielką do owego, Wolborza.

Korytarz w Malborku

Mistrz Jarosław, tymczasem most nam pod nogi sprawnie jako zwykle podstawił, i byli my już na drugiej stronie po dwóch dniach przeprawy. Bez wpadki tym razem naszej z Piotrowi, nem do rzeki jak za pierwszym razem. Tuż za Wisłą, książę Witold połączył się z nami, z tak kwaśną miną jak, by sam jedną całą cytrynę, zeżarł na śniadanie. Bez popijania niczym. Za to armie, ciągnął za sobą dość znaczną. Przybyli znowu, jako i zawsze, przyszywany szwagier królewski, książę Mazowiecki Janusz pierwszy.

Książe Janusz I Mazowiecki

Wraz z księciem Ściborem, drugim a prawym szwagrem Jagiełły. Z pomocą ruszyli za tym razem, też książęta śląscy. Konrad VII Biały i książę Bernard Niemodliński w sile na jaką, było ich stać. Przeleźli my w końcu granicę zakonu. Zaś zamek, w Nidzicy opadli my na niczego nie spodziewających się Krzyżaków. Jak ów dzik kiedyś na komtura, Szwelborna w boru napadł. Zamek zaś, opierał się nam co nieco. Jeno na 6 sierpnia, z południa krzyżaki białą szmatę na każdym niemal oknie szybko wywiesili. Malarczyk jako inkwizytor świętej inkwizycji zaś zaraz, poleciał z innym łupy węszyć. I obłowili się przy tym bardzo setnie.

Księga mądrości

Do króla nie było co przystępować z jakimiś głupotami, bo bardzo zaciętą gębę za każdym razem robił. To i strach jakiś przystępować mnie do niego brał. Jechali my dalej, w tumanie kurzu a zasłona nad wojskami naszymi była taka że krzyżaki nas chyba nie spostrzegli. Po prawdzie, też nigdzie wojsk krzyżackich nie było widać. Chowali się jak borsuki w jamach i do otwartego pola, iść nie mieli ochoty. Pomni na Grunwald, gdzie legła większa część rycerzy zakonnych jak i gości ich wytwornych. Król zaś na popasie powiada. Idziemy tym razem, dalej jeszcze aż na ten cały tam Królewiec, i od północy ich będziemy w dół, ku południu kraju znosić. Po polach i siołach było pusto jak byś do beczki pustej zajrzał. Co i gorsza wielki mistrz zakonu Kuchmeister kazał wszystko na pniu podpalić, zaś i zboża nigdzie nie było. Do króla naszego, przybył Związek Jaszczurowy, co na ziemiach zakonu siedziby swe miał. W sile wielkiej i z nami szli w komitywie zbrojnie. Jeno w kotłach kuchennych Mikołajowych gdzie Koza urzędował, coraz to gorzej ze spyżą bywało. Zaś za to, jako Jaszczury prawdziwe jak dzicz na Nidzbork, Morąg my z wojskami napadli. Zaś Ostródę król za nami podpalił, sam Olsztyn padł i Olsztynek jako mniejszy Olsztyn tak samo ustąpił. Kiszpork zaś Biskupice, Prabuty, i Kurzętnik co już raz my naszli, w 1410 roku, teraz na nowo spalili tatary. Samo zaś Dobre Miasto z nazwy słynące, grodowi sami sobie podpalili. Po czym zaraz później uciekli w popłochu. Szli my jak burza gradowa przez owe ziemie, za sobą zostawiając jeno ogień i nic więcej. Zaś Jagiełło umyślił sobie teraz.

Lidzbark Warmiński krużganki

Na Lidzbark Warmiński napaść. Co i też bardzo składnie nam poszło. Na co, Janota jako Litwin chytry, jęzorem się oblizywał i gadał nam. Że kiesa mi już się na wierzchu sznurować nie chce, taka spasła jest. Na to, wprzódy wojska nasze zeżarły całe Barczewo, Biskupiec i Jeziorany. Na 15 sierpnia pod bramy Lidzbarka my sami z wojskami wszystkimi podleźli. Bramy były od, grodu zawarte. Jeno Jagiełło powiada, szturmem ich brać. Niestety my mieli, jęzory wywieszone jak u charta, i siły nie mieli do szturmu nagłego. Na to, Powała z Zyndramem obozem kazali stawać. Nażreć się do syta, trzy dni popasu i na mury! Ale szturmu znowu nie było. Bo i bramę grodowi sami przed królem otworzyli. Zaraz do króla, przylazł sam ksiądz Henryk Vogelsange biskup warmiński, o litość błagać. Powiada on, wasza królewska mość. Zmiłowanie nad grodem naszym miej. Przecie my z koroną Polską związani bardziej, niźli z krzyżackim zakonem.

Ołtarzyk polowy

Na to, Jagiełło popatrzał na biskupa ślepiami niebieskimi, jak bazyliszek jadowity i powiada. Samem to słyszał i w kronice, jako widzicie ja sam zapisałem. Przecie sam, eś to księże biskupie jesteś Niemiec, i mnie jako króla polskiego na litości bierzesz? Ale niechaj wam będzie, gród wasz ostawimy w pokoju. I nakazał nam od murów odłazić. No co Litwa, znowu bardzo niechętnie się patrzała, bo na łupy godne z biskupiego grodu mieli nadzieję. Jagiełło szedł przez ziemie zakonu jak burza gradowa, z trąbą powietrzną. Chociaż księdza Trąby, nie brał ze sobą król dla przygotowania się, naszego Arcybiskupa do soboru w Konstancji. Zamki i grody padały jak by je kto ścinał i leżały u stóp władcy jak powalony wichrem bór. Jak ów Lidzbark ostawił król w pokoju. Powiada, idziemy dalej w kierunku na Pieniężno, zaś i ten gród spalił z kretesem. Aż mnie i naszych rycerzy strach naszedł czy nasz król, przy zdrowych zmysłach po ziemi jeszcze łazi. Ale i wytchnienia nam on, nie dał a tym bardziej Krzyżakom. Bo napadli my na nich gorzej hord tatarskich, Prusy Dolne całe tak że kamień nie ostał się na kamieniu. Na drodze naszej stała Elbląska komturia z grodem, nie ostało się z niej nic więcej jak płonące dachy. W końcu, pomyśleli my. Że oto rzeka Pasłęka, nam dalszą drogę może w końcu zastawi.

Krużganek w Malborku

Ale gdzie tam zaś. Król z Witoldem nad rzeką stanęli. A że bór był zaraz nieopodal, ścinać go nakazali i most budować. Most stanął w trzy dni, zaś przed mściwym królem gród Frombork stał, bezradnie jak niewiasta moja com, to jej koła od woza nie chciał naprawić. Nie oszczędził Jagiełło ani Fromborka spłonął on, jako i inne grody. Wojska nasze rozlazły się po państwie zakonnym jak zaraza. Cała Warmia i Mazury leżały pokotem. Na koniec tego pochodu na zachodnią stronę, padł skoszony gród w Elblągu i samo Braniewo, z ziemiami i komturiami naokoło. Spalone i przez nas, jak i krzyżaków ziemie były puste i naokoło ni człowieka ni zwierza, nie było żadnego. Jagiełło na radzie w Elblągu nam powiada, głodem ich weźmiemy. Jeno Mikołaj Koza i inni kucharze sami już czego, do kotłów wsadzać nie mieli. Zaś król popędził nas jak stado turów, roznoszących wszystko na co natrafił po drodze. Na Brodnicę zamek i na komturię ową. Tam zaś, kły my sobie dopiero połamali i gryźć już Jagiełło nie miał czym, bo i mury się przed nami ostały. Jakubek Kuna zaś do króla znowu popędził z wrzaskiem jako i pod Grunwaldem gdzie nas choróbsko zaczęło brać, i zaś pod Malborkiem dokumentnie rozłożyło i powiada. Wasza królewska mość, musimy przecie odstąpić, bo dyzenteria nasze wojska znowu dopadła, jako i w 1410 roku, pod nienawistnym Malborkiem. Zaś Jagiełło mu powiada, zawrzyj gębę, bo i ciebie zaraz dezynteria w ten durny łeb trafi. Zaś na 8 października do Brodnicy, pod zamek i gród nie zdobyty. Przybył sam, wielki mistrz Michał Kuchmeister z gębą blado uśmiechniętą, i białymi szmatami na pikach. Do namiotu króla, podjechali w kilkunastu krzyżaków. Straże nasze zaraz, alarm podniosły, że to, Krzyżaki idą. Bo jak do tej pory mało ich było widać. Król zaś na to powiada, puszczaj, bo i pewnie o litość, przywlekli się błagać.

Bieda zagląda do wrót zakonu

Mistrz Kuchmeister zaś wychudłą z biedy mordę do namiotu królewskiego nieśmiało wsadził, gdzie król nasz z księciem Witoldem, i innymi książętami wprawdzie, ostatnią polewkę z rzepy zajadał. I powiada jak mnich zakonu żebraczego o jałmużny po dworach wszelakich prosząc. Można wejść wasza królewska mość? Jagiełło zaś jako uprzejmy dla kmioctwa wszelkiego proszę, z ogładą mu powiada. Choć na obiad, cię nie poproszę, bo wszystko żeście mistrzu, sami zeżarli, a co na polach rosło do szczętu spalili. Na to Kuchmeister powiada. Wasza królewska mość. Ustąpię wam, choć ziemi chełmińskiej, zaś oddam całe Kujawy, i część pomorza gdańskiego.

Wielki książe Litewski Witold

A Litwie, tu zaś popatrzał Kuchmeister na księcia Witolda, Żmudź takoż samo oddam. Zaś zakończmy tę wojnę panie, bo już dość, spaliłeś nam ziemi. Nie myślałem ja, że z waszej królewskiej mości mocarz jest taki. Na to, król gębę czystą szmatką wytarł podszedł do Kuchmeistera, bliżej i powiada. Jak na zamku w Bydgoszczy, m podejmował was godnie, miałem nadzieję że po niewoli w Chęcinach nieco zmądrzejecie, wielki mistrzu. A tu nauka, moja widzę ja w las poszła. Więc, powiadam ci tak. Nie, odstąpię wam tym razem. Nie, aż do końca nie zniesiemy was, z naszej ziemi. To ja zaś zaraz skargę, do ojca świętego na waszą królewską mość napiszę. Piszcie sobie wielki mistrzu, piszcie ile chcecie. U nas pisarczyki też są, my takoż samo skargę na wasz zakon napiszemy. Myślicie że ja, jako dzikus w oczach waszych czytać, ni pisać nie potrafię? Nie mieliście, oczu otwartych na moje miłosierdzie wobec zakonu, ani pod Grunwaldem, ani pod Malborkiem, jako, m trzy miesiące stał tam, i o rozum dla waszego zakonu się modlił. Na to wielki mistrz powiada.

Malbork Refetarz

Mnie, ani moją osobą na polach Tannenbergu ni, też pod samym Malborkiem nie było. No, niby waszą osobą was mistrzu nie było. Aleś, zdążył za moim powrotem, z owego pola niesławy waszej, Tucholę i inne grody nasze do cna spalić, i z dymem puścić. Zaś, na Koronowie zęby sobie, dopiero, wielki mistrzu obecny, połamałeś tak sobie, jako i wojskom swoim. Tam cię przecie, moi pojęli i w niewolę wzięli. Wielki mistrz, na to nic nie gadał bo i nie było co. Zaś król nasz, do ataku dalszego na krzyżaka poszedł i powiada. Znowu rozejm mamy z wami podpisywać? Podpiszmy więc, ale już mnie nudzi z wami, na okrągło cięgiem rozejmy podpisywać. Bo wy ani pokoju nie przestrzegacie, ni tym bardziej rozejmów żadnych. To tak samo jak by, dziurawą łyżką wodę, z Wisły chciał nabierać a za każdym razem, pusta ci w łapie zostaje. Niechaj jednak pisarze przyjdą, i na zamku ów rozejm z wami podpiszę. Z datą na wieki pomną 8 października 1414 roku. Jako finał wojny głodowej? Jako żeście to ową wojnę sami nazwali. Na razie, będzie to tyle. Po objedzie na zamek wasz zjadę.Dzięki wam wielkie pani, powiedział Kuchmeister. Po czym wielki mistrz polazł ze swoimi, z powrotem do twierdzy.

Kruchta krzyżacka

Zaś książę Witold, jak wielki mistrz poszedł. Znowu tak samo jak i pod Malborkiem, do Jagiełły nagle powiada. Wasza królewska mość. Ja już do domu z wojskiem swoim pojadę. Bo i radę dasz sobie, już beze mnie. Zaś jedź, jako musisz. Rzekł głośno bratu ciotecznemu, zaś po cichu dodał jedź i ty w diabły. Jako i cała reszta. Tego jednak już Witold nie słyszał bo zaraz, się zabrał, wojska swoje w miejscu okręcił i poszedł aż się za nim kurzyło, bo deszcz nie padał już dość długo. Rycerze nasi po południu w sile jednej chorągwi, na zamek w Brodnicy podjechali. Mistrz Kuchmeister wyginał, się w ukłonach jako i zwykle. Starał się być uprzejmy wielce, pamiętając jak go Jagiełło na zamku w Bydgoszczy podjął. Ten jednak rozejm tylko podpisał, co my go napisali zgrabnie, pospołu z krzyżackimi skrybami. I rzekł wielkiemu mistrzowi. Żegnam, waszą mistrzowską mość. Rozejm znowu następny, był podpisany więc palić i karać krzyżaków już nie miał król jak. Chyba że przyjął by taktykę krzyżacką, jeno mu honor szlachecki i urodzenie wielkiego stanu na takie coś nie pozwalały. Wobec czego że tu jeno, teraz głody i mizeria panowały, a do garów wkładać nie było co. Bo tak zakon gospodarował, że przez własną głupotę w coraz większą ruinę popadał. Zaś i my powlekli się z powrotem do Krakowa, nie tyle rany lizać, co podeżreć czegoś zdrowo wedle polskich apetytów, i naszej polskiej kuchni do syta zażyć. Bo tu w państwie niegdyś zasobnym już, nie było naprawdę co, do gęby włożyć. Bo to, i trawę koniska nasze do szczętu zeżarły, a resztę krzyżaki spalili. A choróbska nas takoż dopadły, z owej mizerii, że Jakubek Kuna jako medyk królewski, latał po taborach i włosy ze łba swojego darł z niemocy. Po powrocie do Krakowa, najważniejsze dla rycerzy co wszyscy zrobili, to do kuchni pobiegli jak głodne wilki owe głody pozabijać. Pierwej niźli ów, nas wszystkich po kolei. Przeto kucharze nasi, jako i drudzy co za jadłem oglądali się częściej, niźli w grodzie pozostali.

Mury po wojnie głodowej

Naszą wyprawę wojną Głodową za krzyżakami nazwaliśmy. Niektórym zaś, cała ta wojna głodowa, na zdrowie wylazła bo i z portkami do krawców, w grodzie musieli łazić i zwężać je w dupie. Lubo nowe szyć, na co cechy krawców w całej koronie. I po wszystkich grodach majątków wielkich, na owej wojnie głodowej się dorobiły. Większych niźli, wielki mistrz zakonu krzyżackiego na złodziejstwie i grabieży. Zaś jak my, już do pełni zdrowia przyleźli, do robót w królestwie wszyscy się wzięli, każdy w swoim zawodzie choć i nie koniecznie. Bo rycerstwo korony polskiej znowu za stołami zasiadło, i spożywało co im Pan Bóg na stoły rzucić raczył. Król nasz swoje skargi, spisać nam nakazał w punktach na łamanie pokoju w Toruniu przez zakon krzyżacki, sztuk owych paragrafów aż 81 nam wyszło. W Brodnicy jeszcze, wielki mistrz nam zarzucił 43 artykuły złamane. Co i prawdą być nie mogło, bo my zawsze się swoich praw trzymali. Zaś ksiądz arcybiskup Trąba, wraz z doktorem nauk, Pawłem z Włodkowic prawnikiem akademii krakowskiej i innymi na początku października do owej Konstancji mieli wyruszyć. Tak aby na 16 listopada 1414 roku zdążyć.

Brewiaż księdza Trąby
Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 36.54
drukowana A5
Kolorowa
za 58.62