E-book
7.35
drukowana A5
17.78
Śnieżenie

Bezpłatny fragment - Śnieżenie

Objętość:
71 str.
ISBN:
978-83-8221-033-0
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 17.78

FALLING DOWN

1. Samotność w czasie nocnych wędrówek

drugiej strony

Dzwonię do ciebie

drugiej strony.

Łączy mój numer —

— zastrzeżony

„Cześć, halo, to ja

co u ciebie?”

i dźwięk bezgłośny

płynie w niebie.

Słucham po drugiej

stronie ciszy.

„Cześć, halo, to ja”

ty nie słyszysz.

Lęk

W oparach lęku przed życiem żyć

w przededniu końca na końcu tkwić

zabawką świata się cicho stać

w bezumysłowym się strachu bać.

Jak żyć mam, gdy każda boli myśl?

Jak żyć, gdy nie ma jutra po dziś?

Jak żyć, gdy wkraczam na drogi złe?

Jak — i czy — żyć mam? A może nie?

Nigdy

Nigdy nie wiesz, kiedy

zawiśnie nad głową

twój miecz Damoklesa.

Człowiek tylko sową

co się kryje w nocy

rozszarpuje myszy

jedyne, co słyszy:

głód i ciemność słyszy.

Czyś „trzciną myślącą”?

Miotasz się na wietrze

czekasz, aż twe kości

zegar na pył zetrze.

Jednak przecież czujesz!

Coś oznacza — żyjesz

raz ten jeden, póki

w Nic się nie zaszyjesz.

Mniej

Czy mniej boli matkę

jeśli dziecko zginie

w słusznej niby sprawie

w wojny rozpadlinie?

Mniej boli człowieka

jeśli straci duszę

niźli by mu ramię

kamieniem rozkruszył?

Bezsenność w Gdańsku

Siedzę na łóżku tak białym, jak

lico dziewicy przed laty stu

czerni nie przetnie uśpiony ptak

nic nie zamrozi godziny snu.

Pościel gorąca, aż parzy w dłoń

twarda poduszka na ustach drga

księżyc lśni w pocie, co oblekł skroń

w głębi źrenicy wszech-czarna mgła.

To przebudzenie duchów, co tkwią

pod potylicy zwątlonym tłem.

W ciszy przerażeń melodią złą

szept każdy, każdy brzmi mi jak tren.

Pancerna szyba oddziela mnie

od żółtobarwnej poświaty miast

gdzieś tam, daleko, fala brzeg tnie

aż piana biała wrzaśnie na raz.

Za horyzontem się życie tli

we mnie się tylko tlą strzępy mar

już mnie od czerni w gardzieli mdli

cisza! Ta cisza! Bezusty gwar!

Czekam na bladej poświaty dłoń

co gdzieś znad morza na fali gna

czarna ją szponem przegania toń…

Nie zginie ona? Nie zginę ja!

Czuję czerń

Czuję, że ta noc

nie będzie zwyczajna

czuję, że ta noc

mi będzie zbyt czarna

czuję, ze ta noc

zaśpiewa mi arie

czuję, że ta noc

zawiera malarię

cicha jest ta noc

i ciemna na przekór

temu, co mi śni

się zawsze od wieków

zawsze był w niej gwar

był duch mroczny gwarny

teraz ciszy duch

pokorny i czarny

ja zaś widzę noc

i dźwigam ją snadnie

ani łatwo to

ani to jest ładnie

dźwigam grząską czerń

co się zowie nocą

a wśród czerni znów

dłonie mi klekocą

kaszel czarny zwie

chrypką się nad ranem

jestem panią cnót

cnót też jestem panem

cicha, ciemna noc

szeleści mi czernią

ja jej jestem pan

ona mi jest wierną.

Milczą usta wieczorami

Moje usta milczą

moje oko błyszczy

moje myśli chwilą

wiatr po czaszce świszcze.

Nadszedł wieczór płochy

z grawitacji drwiący

„wtrąć w ciemności lochy”

krzyczy mózg gasnący.

Usta milczą czarną

melancholią nocy

a pociechą marną

w lampie oko zmoczyć.

Zaraz czerń nadejdzie

za białym przyciskiem

zanim życie wzejdzie

z ptactwa cichym piskiem.

Śnieżenie

Niczym stary telewizor

który nie znalazł nut

mój mózg śnieży.

Siedzę na dywanie w czerwone wzorki

świeci jedna żarówka

nienawidzę jej

czekam aż zgaśnie

wtedy porwą mnie demony

zabiją

Czekam i nienawidzę tego czekania

chcę zrobić COŚ

WSZYSTKO
a nie umiem nic

Brzask

Ciemna noc, właściwie granat

łóżko szare ciemnią bieli

gwiazd mdły błysk mknie snem do rana

śpią wszechświaty, stąd anieli.

Pokój-sześcian na ramionach

włos w nieładzie, prześcieradła

rozchełstane, a w nich ona

głowę ściska w rąk imadłach.

Nie nadchodzą snu majaki

złe, chemiczne światło budzi

gdzieś w oddali — kto to taki?

zgasł ostatni spośród ludzi.

Myśli kłąb nierozplątany

mami oko gwiezdnym pyłem

ucho szeptem ściany mami

jak bezustych płaczem syren.

Już li wczoraj było gorzej

już na wieczór mary blade

w uchu szumiąc niczym morze

w ściany wyprysły ślepym stadem.

Gdzieś na zgliszczach przydymionych

wśród popiołów, drzazg spokoju

znów płomyczkiem jaźń zmącona

iskra wśród palnego łoju.

Już spokojnie było, powie

usta w dumną zwarte kreskę

szybko noc się ciemna dowie

I przesłoni dnie niebieskie.

Nie ma ciszy w znojach nocy

nie ma wypalonych zgliszczy

już jej iskra gorąc toczy

czarny szczur w zegarze piszczy.

Iskra

Niewielka iskra wobec wszechplaży

gdzie szary piasek, szare drobiny

wiatr czarny bryzą chłodu obdarzy

w bezświetlną przestrzeń rzuci — i zginą.

Iskra rzucona na białe grzywy

zniknie wśród kurzu chłodnej kipieli

niepomne jej są mądre przypływy

co zamiast czerni doznają bieli.

I szary piasek, każde wśród wielu

ziarnek milionów tak samo siwe

także i one w szaroweselu

iskrę zatopią szklanym tworzywem.

I tylko jedno miejsce na plaży

tam gdzie dwie szyszki, jedna gałązka

które o sztormu wielkości marzy

życie chowając w suchych zawiązkach

ono iskierkę z musu przygarnie

w suche swe złapie blask złoty dłonie

gdy dym zielony podniesie darnie

zajrzy w niebiosa, a potem — spłonie.

2. A w głowie tylko świst szyn

Ku radości Białej Anielicy

Biała Anielica

w ciemno-nocnym umyśle

niczym białe prześcieradło w szpitalu

na śmiertelnym oddziale

tak i biała ona

wyznacza kres

mojej szmaragdowej normalności.

Ona mnie zna najlepiej

zna słabe punkty

momenty zawahania

wie, kiedy praca

zmęczy o milimetr za bardzo

ona uważnie czyta

zmarszczki na mojej twarzy

i wyplata z nich trwałe jak papier

wnioski.

Teraz też wie

i też przybywa

by zawładnąć umysłem

biednej mnie-właścicielki

i zaprowadzić mnie

na skraj jestestwa

na niebyt jaźni.

Biała Anielico

ale bądź tym razem łaskawa

nie prowadź do samobójstwa

do bladych lic rozpaczy

a prowadź

w bezgęste powietrza

umysłowej rozkoszy.

Bezdźwięk przezroczystej kuli

Jadę kolejką

dookoła nieznane mi barwy

szept kół i starego wagonu

skrzypienie tratowanej podłogi

jęk steranych losem szyn

a także głos tych

co nie mogą mnie znać

i nie chcą

bo w kolejce

śpi się albo przegląda Facebooka

a nie poznaje

koszmar losu

żółto-niebieska kolejko

ty mnie nie opuścisz

w tobie siedzę

i zamykam się w bezpiecznej

przystani

mojej kuli

szklanej czy plastikowej

co za różnica

kula jest już teraz

żółto-niebieska

i stukoce

jękiem stali.

Pociągiem

Pociągiem jadę, słyszę gwizd wiatru

gwizd wiatru czuję w zbolałych uszach

w oku biel świeci, jasne przedziały

zagwizdał pociąg i gwiżdże dusza

jadę ku życiu w odległym Gdańsku

wokół szaleje szklana pożoga

głowa opada, omdlewa ręka

klatka faluje, drętwieje noga

wokoło tłumy, a jednak pusto

ciała bez oczu patrzą ustami

„Chodź i się przysiądź, zdradź swe sekrety

chodź słuchaj szeptów pomiędzy nami!”

Ja słuchać nie chcę, w pamięci spacja

nie wraca jasność w umysłu tory

wokół powietrza lepkie jak myśli

a myśl w neuronach zatyka pory

jadę pociągiem, wokół pociągi

nie wiem, nie widzę, nie mnie te biele

chcę już do domu, w pustki odmęty

która mi blizny znaczy na ciele.

Tramwajem

Jedzie nad Gdańskiem czerwony tramwaj

gdzieś się zatrzyma, a coś ominie

nie ma w nim ludzi poza ciałami

który nie wiedzą nic o dziewczynie

dziewczyna płocha patrzy w podłogę

nie wie, co zrobić z głową zbyt ciężką

i nie chce słyszeć tonów wysokich

ludzi, co widząc słyszą i węszą.

A tą dziewczyną jestem czasami

i z reklamówką pełną przedmiotu

jadę tramwajem gdzieś ponad Gdańskiem

słysząc swe imię wśród kół stukotu.

Nocne lęki

Kołdry fałd biorę do ręki

zimno i gorąco

czarne czuję nocy lęki

i zazdroszczę słońcom

zimą granitowe noce

miażdżą szepty rodzin

gdy pod kołdrą lęk klekoce

do bezkresnych godzin.

Moja głowa

Moja głowa mówi językiem

którego nie uczyli w szkole

ona coś bardzo chce przekazać

a mnie brak prawdy w oczy kole

nie wiem, co mam jej odpowiedzieć

ona samotna z żalu płacze

chciałabym mieć w niej przyjaciółkę

lecz słów uprzejmych nie zobaczę.

Moja głowa mówi językiem

który gdzieś w dawnych stoi księgach

chciałabym głowę moją poznać

nieść nie na szyi, lecz na rękach.

Bajka poranna

Budzę się rano

lecz w głowie noc

w umyśle kulki

z tysiąca proc

złotawy brokat

srebrzysty róż

słońc kilkanaście

i wiele burz.

Świeci mi w oczy

poranny żar

skóra zziębnięta

krzyczę zły czar

ktoś odkrzykuje

sąsiad czy kto?

Wychodzę w miasto

miarowy krok.

Bajka wieczorna

Nie mam już wiele marzeń

prosić przestałam zdrowia

życie wciąż żyć mi każe

bo życie to choroba.

Wylecz mnie proszę, życie

ale nie lecz mnie z życia

kocham cię wyśmienicie

nie mam nic do ukrycia.

Życie to dla mnie praca

życie to dla mnie leki

życie snów mi nie zwraca

żyję — biały manekin.

Niezła laska

Wsiadła w Gdańsku do tramwaju

niezła laska. Patrzy na nią

facet jeden, drugi, trzeci

podziwiając ładną panią.

Laska słodko się uśmiecha

nie wie nikt: do kogo, po co.

Czy to widzi, co zwyczajne

czy stworzone mózgu mocą?

Laska trzyma nonszalancko

dłoń na modnej dziś torebce.

Czy to bezruch jest z reklamy

czy to strach napina mięśnie?

Laska na widoku panów

na kark zgrabny włos zarzuca.

Czy do uczuć to zachęta

czy ratunku wzrokiem szuka?

Laska zerka na mężczyznę

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 17.78