Wszystkie postaci i wydarzenia zamieszczone w niniejszej książce są wytworem fantazji i należy je traktować jako fikcję literacką. Zbieżność imion, pseudonimów oraz podobieństwo do rzeczywistych osób są całkowicie przypadkowe. Autor w sposób zamierzony zapragnął zachować w książce surowość formy. Dlatego też zawarta w niej treść nie została poddana profesjonalnej redakcji oraz korekcie.
Pożegnanie z Policją
Przeszedłem na emeryturę po osiemnastu latach służby w Policji. Zdecydowałem się odejść, bo dłużej już w ten sposób pracować nie mogłem. Straciłem serce do tej roboty, przestałem się rozwijać i popadłem w kompletny marazm. Mógłbym jeszcze posiedzieć w tej „firmie” przez dobrych parę lat ale nie widziałem w tym głębszego sensu. Odszedłem ze służby blisko pół roku temu. Stwierdziłem, że jestem jeszcze młody i mogę się przebranżowić, zacząć nowe życie.
Mam na imię Igor, lat czterdzieści, kawaler, bezdzietny. Mieszkam w jednym z większych miast w Polsce, położonym w centralnej części kraju. Wynajmuję kawalerkę na strzeżonym osiedlu o podwyższonym standardzie. Mam tam swoje miejsce parkingowe z czego jestem bardzo dumny. Posiadanie w zatłoczonym mieście własnego miejsca parkingowego, jest naprawdę dużym przywilejem. Oczywiście to miejsce nie jest moje ale póki je wynajmuję, mam do niego pełne prawo, rzecz jasna. Jak zazwyczaj to bywa w tak dużych aglomeracjach, ludzie mają chroniczny problem z parkowaniem samochodów w rejonie blokowisk w których się gnieżdżą. Świadomość posiadania własnego miejsca w podziemnym parkingu, wpływa na mnie wręcz relaksacyjnie. Według mnie, zakupienie w tym miejscu mieszkania bez miejsca parkingowego, mija się kompletnie z celem. A jest tu sporo takich osób, którym kredyt wystarczył wyłącznie na zakup mieszkania. Pewnie przy zakupie pomyśleli sobie, że jakoś to będzie. No nie, raczej jakoś to nie będzie, nie będzie gdzie zaparkować. Czasami obserwuję z balkonu, jak ludzie walczą o skrawek chodnika aby móc na nim wcisnąć swoje auto. Kręcąc rundy samochodem dokoła bloku, desperacko poszukują wolnego miejsca
Oczywiście nie stać mnie na zakup takiego mieszkania. Dopóki pracowałem, byłem w stanie je utrzymać i spokojnie zaspokajałem swoje potrzeby socjalno-bytowe. Jest to kawalerka zaprojektowana w formie studia, nie posiada drzwi wewnętrznych, poza tymi od łazienki. Wbrew pozorom, doświadczeni policjanci w naszym kraju nie zarabiają, aż tak źle. Może inaczej. Polscy policjanci mają niskie pensje w stosunku do pensji swoich kolegów służących w większości państw Unii Europejskiej, to na pewno. Moja ostatnia pensja wynosiła niecałe sześć tysięcy złotych, nie licząc premii. Taka kwota pozwoliła mi na w miarę godne, bezstresowe życie kawalera. No właśnie, kawalera. Sytuacja nie wygląda już tak pięknie w przypadku policjanta, jedynego żywiciela rodziny, z dwójką małych dzieci i kredytem hipotecznym na karku. A uwierzcie mi, takich policjantów jest mnóstwo. Jest to spora część sfrustrowanych gliniarzy, którzy tak jak ja, chcieliby siedzieć na zasłużonej emeryturze. Ale zanim to zrobią, muszą najpierw wysłać swoje dzieci na studia i pospłacać zaciągnięte kredyty. Trochę to jednak jeszcze potrwa.
*
Zastanawiam się jak długo jeszcze będę tu mieszkał. Mam na koncie trochę pieniędzy, jakieś kilkadziesiąt tysięcy złotych. Większa część tej kwoty pochodzi z odprawy, którą dostałem po przejściu na emeryturę. Moja emerytura obecnie wynosi dwa tysiące dziewięćset złotych, co stanowi połowę pensji, którą otrzymywałem. Czynsz wraz z opłatami za mieszkanie, to kwota w wysokości dwóch tysięcy pięciuset złotych. Jasne jest, że jeśli pozostanę w tym miejscu dłużej, moje oszczędności szybko się skończą. Będzie trzeba pójść do pracy. Na razie o tym nie myślę. Nie wiem co miałbym robić. Spora część emerytowanych policjantów kończy w nieogrzewanych stróżówkach, gdzie „cieciują” po dwanaście godzin na dobę. Wolałbym tego uniknąć, nie po to się przecież zwalniałem.
Ostatnio zainstalowałem sobie w telefonie apkę "pracuj.pl”. Stwierdziłem jednak, że nie ma tam pracy dla osób z moim doświadczeniem. Brzmi to nawet zabawnie ale to prawda. Na co komu facet, który jedyne co w życiu potrafi, to złapać złodzieja? I to nie zawsze. Czasami jednak ma się to szczęście. To może do ochrony? Problem polega na tym, że w ochronie rzadko taka umiejętność się przydaje. Nie na tym polega praca ochroniarza. Ochroniarz przede wszystkim ma po prostu być. Zazwyczaj ma stać w określonym miejscu w ten sposób aby był dla wszystkich widoczny. To Policja jest od zatrzymywania przestępców.
W ogóle to Policja jest od wszystkiego. To chyba jedyny taki organ w tym kraju, który posiada tak wiele kompetencji. Ta instytucja, jakże skomplikowana w swojej formie, zajmuje się dosłownie wszystkim. Dajmy na to, spali się dom, ktoś zatruje jezioro, spadnie samolot. Wszystkie postępowania procesowe w tych sprawach zawsze będzie prowadzić Policja, gdyż jako jedyna posiada uprawnienia śledcze. Jeśli chodzi o oferty pracy które znalazłem w internecie, to na chwilę obecną mógłbym usiąść na kasie w markecie albo jeździć rozklekotanym busem jako kurier. Nie chce mi się. Chyba pozostanę na bezrobociu, przynajmniej na razie.
Mam lekką depresję. Przyglądam się czasem sobie w lustrze i widzę na mojej twarzy upływający czas. Szczególnie widać to po moich włosach. Nie dość, że mam olbrzymie zakola, to od jakiegoś czasu zacząłem siwieć. Na początku dostałem siwych włosów po bokach, teraz rozsiane są już wszędzie. Naprawdę nieciekawie to wygląda. Niektóre kobiety twierdzą, że podobają im się szpakowaci mężczyźni. A ja myślę, że szpakowaty mężczyzna ubrany w drogi garnitur, który zajmuje wysokie stanowisko w międzynarodowej korporacji, faktycznie może się niektórym kobietom podobać.
Problem polega na tym, że ja nie chodzę w garniturze. Miałem w życiu jeden, który ubrałem tylko raz, kiedy broniłem pracę dyplomową. Kilka lat temu dałem za niego kupę kasy, a teraz nikt nie chce go ode mnie kupić nawet za sto złotych. Wygląda jak „trumniak”, taki garnitur żeby nieboszczka w nim pochować. Jest ciemno-szary, prosty, lekko połyskujący pod światło. Kiedyś stanowił krzyk mody, obecnie nie nadaje się nawet na wiejskie wesele. Zresztą, kto teraz kupuje używane garnitury?
Włączyć myślenie
Sraczka z pandemią już jakiś czas temu skończyła się na dobre. Wprawdzie przez cały czas odnotowywano przypadki zachorowań na Covid19, to jednak skala tego problemu była nieporównywalnie mniejsza w odniesieniu do roku ubiegłego. Natomiast nadal w miejscach publicznych, można było spotkać osoby poruszające się w maseczkach.
Ja również postanowiłem przestrzegać obostrzeń, przykładowo w takich sytuacjach kiedy musiałem iść do apteki. Jakoś wbiłem sobie do głowy, że gdzie jak gdzie ale apteka jest miejscem, w którym najszybciej można coś złapać i niekoniecznie musiał być to covid. No i pewnego razu znalazłem się w takiej zatłoczonej aptece w centrum miasta. Wybrałem się tam po maść przeciwbólową i tabletki na ból głowy. Założyłem maseczkę, którą zawsze woziłem w samochodzie, a następnie ustawiłem się grzecznie w kolejce. Po chwili zorientowałem się, że ktoś „siedzi mi na plecach”. Czułem za sobą jakieś nieskoordynowane ruchy. Po chwili stojący za mną mężczyzna zaczął seplenić coś pod nosem.
Z całego potoku wypowiadanych przez niego zdań, zdołałem zrozumieć jedno; — „Na chuja se jeszcze załóż ten kaganiec”.
Od razu zrozumiałem, że chodzi mu o mnie, a że byłem jedynym klientem z założoną maseczką, w mig pojąłem, że zwrócił się on bezpośrednio ku mojej osobie. Obróciłem się spokojnie na pięcie, po czym moim oczom ukazał się niski, łysiejący typek po trzydziestce, ubrany w koszulkę z napisem „Stop segregacji”.
Stałem tak w milczeniu naprzeciw niego przez dobrych parę sekund i patrzyłem mu prosto w oczy. Koleś najwidoczniej stracił pewność siebie, bo po chwili jego wyraz twarzy jakby złagodniał, a wzrok zaczął błądzić gdzieś po podłodze. W końcu zebrał się na odwagę i przemówił do mnie stosunkowo łagodnym tonem. Przy czym w jego głosie można było wyczuć delikatną nutkę pretensji:
Koleś: Człowieku, po co ci ta maseczka? Przecież to nic nie daje.
— Ludzie, włączcie myślenie — tym razem zwrócił się jakby do ogółu.
Ja: Ale co ci to przeszkadza? Nie chcesz, to nie noś. Na chuj się do mnie przypierdalasz?
Koleś: Przeszkadza mi, bo nosicie na mordach te szmaty jak takie barany. Przez was ta cała srandemia nigdy się nie skończy!
Ja: Ty! Ale ja lubię chodzić w maseczce. Na przykład teraz. Nie muszę wdychać twoich wyziewów i nie czuję jak ci z mordy jedzie.
Koleś: Dobra, kurwa człowieku, widzę, że z tobą nie ma rozmowy. Już ci ta telewizja mózg całkowicie wyprała. Kupuj co masz do kupienia i leć najlepiej od razu zapisać się na dziesiątą dawkę szczypawki!
Koleś chyba zdążył zrozumieć, że jestem od niego większy i się go nie boję. Więcej już się nie odezwał, wyjął z kieszeni telefon i udawał, że coś w nim przegląda. Miałem trochę żal do obsługi apteki, że nie zareagowała. Ale w sumie czego mogłem się spodziewać po dwudziestoletniej farmaceutce, która stała za ladą wystraszona i udawała, że niczego nie słyszy.
*
Ta cała historia z obowiązkiem noszenia maseczek, w ogóle mi nie przeszkadzała. Wkurzałem się tylko wtedy, gdy dajmy na to wchodziłem do sklepu i orientowałem się w ostatniej chwili, że zapomniałem zabrać ze sobą „szmaty”. Wtedy to było irytujące, bo musiałem się wracać do samochodu. Uważam, że ustanowione restrykcje covidowe, mogły wręcz odpowiadać niektórym ludziom mojego pokroju. Takim osobom, które nie lubią tłumów, introwertykom, którzy w miejscach publicznych chcą pozostać anonimowi.
Pamiętam takie momenty, kiedy wpadałem po coś do sklepu. Chciałem jak najszybciej zrobić zakupy i wyjść. Nie miałem czasu i ochoty z kimkolwiek wdawać się w rozmowę. Niejednokrotnie widziałem w alejkach sklepowych, przechadzających się znajomych. Ostatnią rzeczą o jakiej wtedy marzyłem, była bezsensowna rozmowa o dupie Maryny. Szczelnie założony „kaganiec” na twarzy, skutecznie mnie przed takimi niekomfortowymi sytuacjami chronił. Po prostu ciężko w tym było kogoś rozpoznać, co niejednokrotnie ratowało mnie przed niechcianymi spotkaniami. Nawet jeśli już ktoś mnie poznał, to zawsze mogłem się wytłumaczyć, że go prędzej nie zauważyłem.
Czasami to nawet i tęsknie do tych „dobrych” czasów. Chętnie bym jeszcze polatał w zatłoczonym sklepie z maseczką na mordzie. Sytuacja podobnie się miała w restauracjach, gdzie ograniczono liczbę wolnych miejsc dla klientów. No piękne czasy to były. Siedzi sobie człowiek w knajpie, a tam co drugi stolik wolny. Nikt ci nie mlaska nad uchem, cisza i spokój. A kto nie miał certyfikatu covidovego to wypad, wejścia nie ma. Obowiązek okazywania certyfikatów stanowił selekcję, która odrzucała wszelkiej maści popaprańców. Miałem takie wrażenie, że było spokojniej w kinach, restauracjach czy innych przybytkach użyteczności publicznej. Chciało by się powiedzieć: — „Człowiek z certyfikatem, jest mniej awanturujący się".
Nowy image
Wstałem dziś kilka minut po ósmej, obudziłem się sam. Odkąd jestem emerytem, budzik nastawiam sporadycznie. Czasami gdy za długo pośpię, to później wieczorem mam kłopoty z zaśnięciem, normalka. Dlatego co jakiś czas nastawiam w komórce budzenie aby nie rozregulować do reszty organizmu. Pierwsze co zamierzałem dziś zrobić, to ogolić sobie głowę „na zero”. Wymyśliłem sobie, że jak będę ogolony na łyso, to nie będzie widać moich siwych włosów, nie mówiąc już o pogłębiającej się łysinie. W tym celu już kilka miesięcy wcześniej zakupiłem sobie golarkę do włosów. Poza tym pomyślałem, że to musi być niesamowita wygoda, bo człowiek nie ma potrzeby aby dbać codziennie o fryzurę. Nie ma też konieczności stosowania żelu, który poza sklejaniem włosów powoduje tylko nawracający łupież.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Ustawiłem się przed lustrem w łazience i po chwili miałem ogolony łeb. Po umyciu głowy stwierdziłem, że efekt jest, powiedzmy średni. Co prawda zniknęły siwe włosy ale zakola nadal były widoczne, ponieważ na głowie pozostał ciemny meszek długości 1 mm. Szybko dotarło do mnie, że aby się tego pozbyć, musiał bym codziennie w sposób tradycyjny golić się maszynką ręczną. Na takie zabiegi nie mam za bardzo siły. Póki co poprzestanę na golarce elektrycznej. Czy wyglądałem trochę „groźniej”? Chyba tak. Na pewno nie dodało mi to uroku. Wyglądam trochę jakby biedniej, jak kryminalista jakiś. Czyli wszystko się zgadza, bo policjant i kryminalista na jednym wózku jadą i mają wiele ze sobą wspólnego. W pracy policjanta służby kryminalnej istnieje coś takiego jak „cienka niebieska linia”. Stanowi ona krawędź która wytycza granice prawa. Po tej krawędzi każdego dnia balansuje tysiące policjantów, którzy nieustannie muszą uważać aby z niej nie spaść. Nie zawsze się to udaje.
*
Zjadłem śniadanie i wypiłem kawę. Kawa to jedyny naturalny i powszechnie dostępny stymulant, który naprawdę działa. Działa pobudzająco, bo zawiera kofeinę, proste. Nie jakieś reklamowane ziarna chia, zielona herbatka, imbir czy inne wynalazki, które mają rzekomo postawić cię na nogi z samego rana. To jest po prostu niemożliwe, bo żaden z tych produktów nie zawiera substancji czynnej, która działa na ośrodkowy układ nerwowy tak jak robi to kofeina. Kiedy po wypitej kawie nabrałem względnej chęci do życia postanowiłem, że pojadę na siłownię.
Będąc na mieście co jakiś czas w odbiciach witryn sklepowych przyglądałem się swojej glacy. Patrzyłem na swoje odbicie i zastanawiałem się co ludzie o mnie myślą. Później uzmysłowiłem sobie, że niczym szczególnym się nie wyróżniam, a podobnych do mnie typów jest w tym mieście od zajebania. Dziwne było dla mnie to, jak szybko oswoiłem się ze swoim nowym wyglądem, bo pod koniec dnia zupełnie o tym zapomniałem. W sumie ta ogolona głowa, to nic wielkiego ale ja nigdy nie „strzygłem” się w ten sposób.
Idzie wiosna. Czuję, że muszę gdzieś wyjechać, odpocząć. Od kilku dni ten pomysł siedział mi w głowie. „Uciec ale dokąd?” — pomyślałem.
Przez chwilę nawet się z tego planu ucieszyłem, po czym ogarnął mnie lekki niepokój. Poczułem lęk na samą myśl, że mógłbym gdzieś wyjechać w pojedynkę. Zawsze jeździłem ze swoimi dziewczynami, a ostatnio ze starym kumplem. Nie byłem jednak pewien czy ktokolwiek będzie chciał jeszcze ze mną gdzieś pojechać. Nie obawiałem się samotności tylko tego, że gdzieś na wyjeździe mogę spotkać kogoś ze swoich znajomych. Bałem się, że ktoś mnie zobaczy i pomyśli o mnie, że muszę być cholernie samotny, skoro nie miałem z kim wyjechać na wakacje.
Po chwili jednak stwierdziłem, że chyba trochę przesadzam. Kogo tak naprawdę mogło by to obchodzić.
Xanax
Zeszłej nocy miałem kurewsko dziwny, a zarazem realistyczny sen. Może to przez te tabsy, które czasami biorę na noc. Śniło mi się, że zabiłem człowieka. Zrobiłem to w miejscu publicznym na oczach wielu osób. Nie pamiętam jego twarzy ale był on kimś bardzo znanym. Kiedy go zabiłem, poczułem ulgę. Później siedziałem w areszcie i byłem z tego powodu bardzo zadowolony, wręcz dumny. Miałem poczucie, że to co zrobiłem było czymś przełomowym. Odwiedziło mnie tam sporo ważnych osób. Opowiadali mi, że tym czynem zapisałem się w historii. Więcej nie pamiętam.
Sny mają to do siebie, że zaraz po przebudzeniu bardzo szybko ulatują z pamięci. Nie wierzę w ich znaczenie. Nie uważam aby sny mogły być prorocze. Śmieszy mnie ich interpretacja. Ludzie chyba zbyt dużą uwagę przywiązują do swoich snów i na siłę próbują coś w nich odnaleźć. Według mnie, sen to wypadkowa myśli i zdarzeń, które w istotny sposób na nas wpłynęły. To taki skutek uboczny skumulowanych w nas emocji. Jeśli o czymś długo myślimy, to prędzej czy później nam się to przyśni.
Przez cały dzień próbowałem sobie przypomnieć jakieś szczegóły z tego dziwacznego snu. Wydał mi się na tyle nietypowy, że zacząłem zastanawiać się nad sensem przyjmowania leku, który przepisał mi psychiatra. No bo kto normalny śni o zabójstwie z którego czerpie satysfakcję. Alprazolam jest substancją czynną wchodzącą w skład osławionego leku o nazwie Xanax. Człowiek czuje się po niej lekko obojętny, znieczulony, można powiedzieć, że ma na wszystko wyjebane. Staje się trochę senny, przy czym wszystkie funkcje poznawcze zostają zachowane, jest się w pełni świadomym. Jednak nie można go brać przez dłuższy czas, bo podobno szybko uzależnia, jak reszta tego typu dragów z grupy benzo. Jak się nie ma towarzystwa, to czasami lepiej wziąć taką tabletkę, niż wychlać do lustra pół litra wódki. Efekt podobny z tym, że głowa na drugi dzień nie boli.
*
Cholera. Ostatnio prawie nikt do mnie nie dzwoni. Kiedy pracowałem w Policji, to siłą rzeczy różni ludzie do mnie wydzwaniali. Faktycznie, jest coś takiego, że po odejściu z pracy, człowiek czuje się niepotrzebny. Jedno jest pewne. Choćby mi proponowali dziesięć koła miesięcznie, to do roboty już bym nie wrócił. Nawet przez chwilę nie żałowałem swojej decyzji o odejściu z tej głupizny. Mam satysfakcję, że dotrwałem do tego momentu, w którym mogłem przejść na emeryturę. Niech się inni męczą. Za każdym razem jak o tym pomyślę, to lekko uśmiecham się do siebie, ciesząc się, że w porę opuściłem ten cyrk. A jak stare chińskie przysłowie mówi; „Kto w policji pracuję, ten się w cyrku nie śmieje”.
Pod wieczór zrobiłem sobie pyszną i zdrową kolację. Pokroiłem w dużą kostkę dwa pomidory, świeży ogórek bez skórki i pół żółtej papryki. Następnie wrzuciłem to do szklanej miski i dodałem kulki mozzarelli. Całość posoliłem i przyprawiłem czarnym drobno mielonym pieprzem. Na koniec dodałem sporo oliwy z oliwek z pierwszego tłoczenia. Wszystko wymieszałem i rozsiadłem się wygodnie przed telewizorem. Przez chwilę skakałem po kanałach, po czym zatrzymałem się na jedynej słusznej w tym kraju telewizji o wymownej nazwie „Tele Rodacy”. Wytrzymałem ten jednostajny przekaz przez jakieś dziesięć minut. Ogarnął mnie smutek. Niedowierzałem, że w obecnych czasach można stworzyć tak niebywale podły i kłamliwy blok informacyjny. To był jakiś absurd produkowany na masową skalę. Przełączyłem kanał o jeden do przodu, wyłączyłem dźwięk i wyszedłem na balkon. Ktoś odpalił sztuczne ognie, które rozbłysły nad pobliskim hotelem. Widok miałem świetny ale w ogóle mnie to nie cieszyło.
Pewnie jakaś para ma wesele. — powiedziałem cicho sam do siebie. Ktoś właśnie popełnia największy błąd swojego życia, tylko jeszcze o tym nie wie. — powtórzyłem trochę głośniej. Nie wiem, może ktoś z sąsiadów mnie nawet słyszał. Miałem to gdzieś i poczułem nieodpartą ochotę aby się napić.
Okienko transferowe
Mam bardzo dużo wolnego czasu. W zasadzie to sobie z tym nie radzę. Często najzwyczajniej w świecie się nudzę. Jak człowiek ma dużo czasu, to zaczyna się zastanawiać nad wieloma z pozoru błahymi sprawami. Można rzec, że rozbija wtedy gówno na atomy. Zastanawiam się nad swoim dotychczasowym życiem. Wracam do przeszłości i zadaje sobie pytanie: Jak do tego doszło, że znalazłem się w tym miejscu? Zupełnie sam, bez planów na przyszłość. Nie tak to sobie kiedyś wyobrażałem. Uważam, że dzieciństwo miałem udane. Niczego mi nie brakowało, a czasy szkoły średniej wspominam jako najlepsze lata mojego życia. Tylko, że to jest trochę tak, że wielu moich znajomych ma podobne odczucia.
Nie tylko dla mnie lata młodości były najlepszym okresem w życiu. Zazwyczaj pamięta się tylko te dobre rzeczy. Wtedy wszystko było nowe, bardziej intensywne, pełne emocji i nowych wrażeń. Z wiekiem te emocję topnieją, coraz mniej rzeczy nas cieszy. W pewnym momencie człowiek orientuje się, że nie będzie żył wiecznie i doświadcza na własnej skórze, czym jest przemijanie. Teoretycznie nic już nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Na pewno ma to jakiś związek z moją pracą w policji. Przypuszczam, że przez rok widziałem więcej dziwnych rzeczy, niż nie jeden człowiek przez całe swoje życie. Mówią, że do wszystkiego można się przyzwyczaić. Człowiek może znieść bardzo wiele ale jak to się odbije na jego zdrowiu, to już inna sprawa.
Znajomi mnie czasami pytają; Dlaczego nie masz rodziny? Dlaczego nie chcesz wziąć kredytu i kupić własnego mieszkania? Dlaczego nie jesteś już z tą fajną dziewczyną? Co z tobą jest nie tak?
Generalnie uważam, że wszystko jest ze mną w porządku. W moim życiu nic szczególnie traumatycznego nie miało miejsca. Kto powiedział, że trzeba założyć rodzinę, spłodzić dzieci i tyrać na to wszystko do końca życia? Kto i gdzie powiedział, że tak ma być? Gdzie to jest napisane? No właśnie. Ludzie nie potrafią zrozumieć, że można żyć inaczej. Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do założenia rodziny, ba, nawet nie byłem nigdy zaręczony. Nie mówię, że zupełnie o tym nie myślałem ale też nie miałem na to większego parcia. Nie wierzę w to, że miałem pecha i nie poznałem „tej jedynej”. Na każdym etapie naszego życia obraz „tej jedynej” ewoluuje. Problem polega na tym, żeby odnaleźć się z tą drugą połówką w odpowiednim dla obojga miejscu i czasie. Młody człowiek przy wyborze partnera kieruje się głównie emocjami, a kiedy emocje już opadną, budzi się często z ręką w nocniku.
*
Mój stan kawalerski, tłumaczę sobie w następujący sposób. Po pierwsze, za dużo pracowałem. Przynajmniej w pierwszych latach mojej służby. Robota była na pierwszym miejscu. Jeśli praca jest twoją pasją, może cię pochłonąć bez reszty. Zresztą w tej robocie zawsze jesteś „online”, nawet jak masz wolne. Mówią, że policjantem jest się 24 godziny na dobę i to prawda. Życie osobiste przeplata się z zawodowym, co nie jest zdrową sytuacją. Na początku mojej zawodowej kariery miałem większe szanse na założenie rodziny, bo byłem na tyle młody i głupi, że wierzyłem w takie rzeczy jak wielka, nierozłączna miłość na wieki. Z upływem czasu zacząłem więcej rozumieć i już nie było szans abym dał się na to złapać. W ten o to sposób, okienko transferowe bezpowrotnie się dla mnie zamknęło.
Druga kwestia jest taka, że trochę się w pracy napatrzyłem. Napatrzyłem się na kłótnie rodzinne, awantury domowe i inne tego typu historie. Najpierw widzisz na ulicy cudowny obrazek. Idzie sobie przykładna para, która tylko na pozór tworzy zgodne małżeństwo. Trzymają się za ręce i uśmiechają się do siebie. Po kilku dniach przyjeżdżasz do nich na interwencję domową. Ona zapłakana z podbitym okiem, on nachlany jak świnia. Okazało się, że od roku go zdradzała. Facet się dowiedział i jej przyjebał. Myślisz sobie: Oni byli kiedyś ze sobą bardzo szczęśliwi, a teraz najchętniej by się pozabijali. Wtedy zaczynasz tracić wiarę w instytucję małżeństwa. Zawsze prędzej czy później coś jebnie, jest tylko kwestą czasu kiedy to nastąpi.
Sport to zdrowie
Trenujesz albo pijesz. W ten sposób policjanci w tym kraju radzą sobie ze stresem. Za dużego wyboru tu nie ma. Teoretycznie można ćwiczyć do południa i tego samego dnia wieczorem się nachlać. Jednak na dłuższą metę, nie ma to większego sensu. Obie te rzeczy się wykluczają. Ja przyjąłem następujący schemat. W tygodniu trenowałem, a przy weekendzie coś tam mocniejszego pobierałem. Kiedyś człowiek mógł wieczorem wypić wiadro piwa i na drugi dzień trzeźwiuteńki stawić się do pracy. Dzisiaj, jak mam gorszy dzień to po trzech piwach mam kaca. Autentycznie, suszy mnie w nocy, a rano boli mnie głowa. Także nie piję zbyt dużo i zbyt często. Z wiekiem organizm znacznie gorzej radzi sobie z przetwarzaniem alkoholu.