Rozdział 1
W spokoju i ciszy przed walką, Daniel zaczął szukać czegoś, czym mógł wezwać kogoś, kto wiedział coś na temat Smoczego Zakonu.
W pośpiechu mijał kolejne ruiny domów jednorodzinnych w wiosce Zakonu Ostrzy. Starał się zaleźć miejsce, w którym mógłby w spokoju porozmawiać z Demonami.
Jego myśli krążyły wokół Ariel, a jednocześnie tajemnice, które skrywała Selena nie dawały mu spokoju. W końcu znalazł się przed ruinami katedry, której zabudowa, nawet w ruinach, przypominała wewnątrz krąg rytualny.
Daniel przyjrzał się jemu bliżej. Szybko zauważył, że ten świeci się blaskiem zapadającego mroku.
W jego życiu brakowało wielu rzeczy. Teraz pomimo tego, że miał okazję uratować świat, czuł iż sięga do najmroczniejszych czeluści jego istnienia.
Każda kolejna sekunda mijając po sobie, zdawała się dłużyć niczym godziny.
W panującej ciszy, ktoś kogo Daniel się nie spodziewał, przybył do niego, aby przekazać wieści zza innego krańca świata.
— Dobry wieczór Danielu- powiedział Lucyfer- Co się stało? — Zapytał Daniela z który wpatrzony w krąg rytualny myślał nad rozwiązaniem wielu spraw jednocześnie.
— Nic nowego. Przyda mi się pomoc smoczego Zakonu.
— Nie ma ich. Przykro mi to mówić, ale oni nie żyją.
— Co się stało?
— Zginęli w karczmie pod złotym smokiem. Spalono ich ciała, a zostało tylko wspomnienie.
— Kto to zrobił? — Daniel zaczął się denerwować.
— Ci, którzy pragną mieć moc równą bogom.
— Niech zostanie to między nami. Nikt nie może się dowiedzieć, że wiem o tym. A co z Jane?
— Jane Brown spadła w dół kanionu. Tak samo jak kiedyś.
— Więc zostało mi tylko jedno. Dziękuję Lucyferze. Mam nadzieję, że wybaczysz mi to, co będzie się działo dzisiejszej nocy.
— Krwawy Księżyc znowu w pełni. Rozumiem, że wszystko może się zmienić. Rozumiem także, iż Musisz walczyć. Jednakże zastanów się dokładnie po co walczysz i dla kogo.
— Przyjmę twe rady Lucyferze. Przyjmę i zrobię to, co będę musiał, aby uratować Ariel.
— W głębi siebie nie wiesz kim dokładnie będziesz. Wiem, że oczekujesz dużo Danielu. Nie zapominaj Kim jesteś obecnie, gdyż w przyszłości może czekać na ciebie coś zupełnie nowego, a twoje życie być może zakończy wszystko, lub uratuje istnienia na świecie. Być może wtedy nie będzie mnie obok, a mimo musisz być jak najlepszym sobą.
Na te słowa Lucyfer odszedł wgłąb lasów, zaś daniel został Sam z własnymi myślami.
Nie oczekiwał dużo od siebie. Pragnął zakończyć to całe szaleństwo i mieć spokojne życie przy boku Ariel.
Wychodząc z ruin katedry jeszcze raz obejrzał się w stronę kręgu rytualnego. Starał się zrozumieć, dlaczego życie jest tak surowe, a zarazem tak piękne.
Wbrew pozorom jego życie stanęło w miejscu. Nie rozumiejąc całości sytuacji, z którą miał do czynienia od momentu ucieczki z Ariel ze szpitala psychiatrycznego.
Kiedy zaczął wchodzić do lasu, który zdawał się go wołać, nagle jego myśli przerwał męski głos.
— Hej! — Krzyknął zza krzaków.- To Jestem! Smoczy Zakon może jeszcze odzyska swoje istnienie! Pamiętasz mnie?!
Daniel podszedł bliżej krzaków, z których dobiegał głos, zaś tam zobaczył Huntera. Łowcę. Przyjaciela.
Zdezorientowany starał się zrozumieć dlaczego Hunter żyje. Skoro wszyscy zginęli…
— Hunter? — zapytał Daniel zaskoczony.- Ci tu robisz? Ponoć zabili wszystkich.
— Wiesz dobrze, że tak łatwo im ze mną nie pójdzie.
Hunter zaśmiał się cicho i spokojnie dodał po dłuższej chwili.
— Nie możliwe staje się koszmarem. Możliwe staje się czymś więcej. Wprawdzie rzeczy przybyłem do ciebie, aby pomóc tobie w Walce. Potrzebujesz pomocy i ja pod przymusem ewakuacji z musiałem biec.
— nie mów mi, że spotkałeś wiedźmę.
— Było tak. Owszem. Jakieś dziwne zachowanie się jej wobec mnie, nie przyćmiło mi jednak umysłu. Kiedy zobaczyłem, jak wchodzisz do katedry postanowiłem ukryć się w krzakach. Ta stara wiedźma nie wie, że pracuję na naszą korzyść, a nie na jej.
— przybyłeś tu z nią?!
— Uciekłem jej w trakcie podróży. Śledziłem ją i… Jestem poszukiwany za zdradę.
— To mamy tą samą sytuację. A co z Ariel?
— Opętała ją… Tak mi się zdaje. Niedawno widziałem jak wchodzi z nią do lochów.
— Czekaj. Możemy ją uratować.
— Wiem Danielu. Jednakże Musimy mieć konkrnety plan, a tego nam brakuje.
Daniel zaczął zastanawiać się nad tym, co powniein zrobić. Czy znów na nowo zaufać? A może porzucić ostatnią osobę z Smoczego Zakonu, aby ratować Ariel? Czy zwyczajnie poddać się?
Myśli krążyły wokół jego głowy niczym ptaki polne polujące na obiad, którego dawno nie spożywały.
— Więc co zamierzasz zrobić? Rzeź? A może pogoń? Wiesz dobrze, jak ważna jest dla mnie Ariel.
— Tak Danielu. Wiem i jestem świadomy twojego wyboru. Nie ważne, czy wybierzesz dobro, czy zło. Smoczy Zakon zawsze będzie po twojej stronie niczym Spartanie. Jesteśmy jak bracia z których wiążą relacje i wojenna krew.
Po tych słowach zapadła cisza. Daniel tylko kiwnął głową na znak, że jest już najlepszy czas na wspólne rozwiązanie problemów, którymi była wiedźma Martha.
Rozdział 2
Daniel i Hunter ruszyli wspólnie do miejsca, gdzie przebywała reszta wojowników. Ponad stu rycerzy i dwudziestu magów, a także pięćdziesięciu łuczników i pięciu wodzów, którzy mieli własne armie, czekało na znak, aby rozpocząć bitwę.
Kiedy Selena zobaczyła Daniela, szybko podeszła do niego zwołując radę wojenną.
Jednakże wszyscy oczekiwali na zaproszenie przez Daniela.
— W końcu jesteś.- powiedziała widocznie zaniepokojona Selena.- Wiedźma zaczęła się szykować do walki.
— Skąd to wiesz? Znowu miałaś wizję?
— Nie tym razem. Garstka ludzi, którzy należeli i należą do świętego kręgu Zakonu Ostrzy, uciekło od wiedźmy w chwili, gdy tylko się dowiedzieli o planach.
— Ponoć mamy pomocnika. Nie Znasz go. To Hunter. Łowca i przyjaciel.
— Oh. Nie mogę uwierzyć, że wszystko, co zrobiłeś to szukanie jednej osoby.
— Przestań. Proszę. Byłem się przejść.- zauważył Daniel.
— Tak. Jasne. A ja siedziałam i piłam kawę.- Selena zaśmiała się.
Daniel nie do końca rozumiał, czy Selena traktowała to jako żart, czy może było to prawdą.