ADAGIO 974
w migotliwym deszczu
w ochrypłym świetle księżyca
w drgającej amplitudzie początku
stoimy obok siebie
na skrzyżowaniu
posłuszny tłum zna drogę
my też ją znamy
wreszcie wieczór
wróćmy do domu
cienie rąk na ścianie
widzisz się w dziesiątkach luster
i to nie jest to, na co czekasz
wróćmy do domu
już pora
twoje wino, moje wino
twoja kolej, moja kolej
cierpko-sceptyczny księżyc
zamknij drzwi
ALBO — ALBO
Albo się żyje, albo nie
wrzeszczę po cichu
stary pies nie wie, po co
wyszedł na spacer przecież
siusiu zrobił już w pieluchę
coś mu kołacze o innej potrzebie
ale zapomniał, więc stoi bez ruchu
nie jestem dobrym człowiekiem
niedobry człowiek nie umie
postać w ciszy, w deszczu, w zimowym wietrze
nie ma w nim światła, choćby światełka
próżno wyciągać do niego ręce
po dotyk, nie uściśnie cię —
to trzeba wydobyć z łagodności,
której mu brakuje
za karę — nie żyje naprawdę
czy jest dla mnie nadzieja
na jeszcze jedną szansę
przecież zrozumiałam
przecież wiem —
albo się żyje, albo nie
ARCHITEKCI
ta mania meblowania
cudzych dusz
co byś
kurwa
zrobił
bez tych speców
od architektury wnętrz
BUDO TO KRADZIEJ
Pies to kradziej.
Choć ostatnio
kradnie rzadziej.
Co ukradnie to połyka.
Taka jego polityka.
CZY
Czy starość to
całkowite zaskoczenie dopadające cię
gdy właśnie biegniesz przez las
albo kupujesz na bazarze rzodkiewki?
Czy starość to wczesne stadium śmierci?
Czy starość to zanikający puls przyzwoitości?
Czy starość to czarny pysk czarnej dziury?
Czy starość to picie herbatki z upiorami —
naszym jedynym towarzystwem?
Czy starością można się zarazić?
Czy starość to zapach z zaświatów?
A może
starość to starsza pani
króciutko ostrzyżona
w czarnym golfie
i modnych zielonych butach?
A może to ścisła dieta
i długi papieros w nagrodę?
Albo czułe słowa
szeptane do ucha psa.
A więc…
Słone płomienie
ogarniającego zwątpienia —
czy to starość..?
A więc jednak
coś zupełnie nowego.
CHCĘ WRACAĆ DO DOMU
Zbieram zdania, gdzie się da
i gromadzę je w swoich notatkach
dodaję tytuł, który do niczego nie pasuje
ale czasami jest obiecujący
na przykład — śpij ze mną
co jeszcze robię
wspieram mojego psa
który przeżywa swoją starość
ale ma jeszcze plany
wieczorami wysyłam dobrą energię
tym, których kocham
a kocham dziko
zastanawiam się, czy się nie powiesić
ale to trwa krótko
i jest jak mały zawał serca —
świat znika i nie mogę oddychać
w nocy chowam się do łóżka
czarna pościel
błyskawicznie mnie wycisza
i to jest najlepszy czas
coraz częściej myślę, że bardzo ważne
jest bycie dobrym człowiekiem
przez całe życie myślałam
że to banał nad banały
i wreszcie dojrzałam
tym się zajmuję
CHOCIAŻ TO PRZECZYTAJ
Nie umiem już płakać
wzruszenie rozlewa się we mnie
chłodnym marmurem
rozpacz nie szaleje, siedzi cicho z opuszczoną głową
do tragedii podchodzę praktycznie,
robiąc w głowie listę zakupów,
a co na kolacje, co będzie ze śniadaniem
nieodwracalność nie budzi we mnie popłochu
jestem świadoma i uważnie trzymam torebkę
podobno ciosy to ważne lekcje samokontroli
a dostawanie w mordę ma budzić z letargu
kiedy mam skoczyć w przepaść
robię to zwinnie, nie łamiąc nóg
na co dzień mocno trzymam się poręczy
i zawsze sprawdzam, czy klucze są na swoim miejscu
kiedy będziesz odchodził
po prostu zabiorę się z tobą
CHYBA WRZESIEŃ
I co tam
błąkam się w
swoim obolałym
świecie
zdejmuję i wkładam
majtki
ciało posępnie
milczy
w żyłach płyną
tłuste oczka
rosołu
chyba nic
nie chcę wiedzieć
a wszyscy
mówią
w sumie
wrzesień
CZAS ZAPACHÓW, GOJĄCYCH SIĘ KOLAN
Ocipiałam i śmieję się
jak głupi do sera.
Bez powodu, choć powodów
są tysiące.
Życie zwolniło ręczną blokadę,
nie wiem, na jak długo,
ale co to znaczy długo,
to zależy na czym nam zależy.
Rzeczy drobne, kruche, zakurzone
— to sedno.
Rzeczy gwałtowne, oślepiające, gorące
— to sedno.
Martwienie się i odpuszczanie
— to sedno.
Tylko ta blokada —
byleby była zwolniona.
CZERWONE OCZY MIASTA
Piwo
zamiast kawy.
Mruczący tłum
w poszukiwaniu szczęścia.
Czyjeś rozpuszczone
włosy
jak wykrzyknik
w znużonym oceanie.
Ożywiona grubaska
w za ciasnych dżinsach.
Przezroczysty kot
biegnący
niewidzialnym truchtem.
Łańcuch codziennych,
gestów
utrwala rytuały.
A świat i tak
się nam wymyka.
CZUWANIE
Kiedyś dużo
spałam.
Dzisiaj nasłuchuję.
Czy mam coś
na sumieniu?
Coraz więcej,
Boże, Boże,
ile tego…
DASZ RADĘ, TO TYLKO ŻYCIE
Płakałaś, więc przyszłam
ułożymy plan na najbliższą godzinę
najpierw mycie, potem jedzenie
herbata, zapewnienia, obiecanki
pasjans, wyczesanie kota
ręczne przesuwanie zegara
o kilka godzin do przodu
pełnia
poranek
i znowu przyjdę.
Widzisz?
To prostsze, niż myślisz.
DRAMA
Na końcu
pojawia się
wielka dupa.
Forsa dupa.
On dupa.
Ona dupa.
Łóżko dupa.
I nigdy
nie byli w Portugalii.
DRUGA POŁOWA ŻYCIA
Nie zapalaj światła
nie patrz, bo wstaję
co mi się tak przyglądasz?
Słuchaj, wszystko mnie boli,
nie dzisiaj.
Rany, w tych okularach
wyglądam jak dziecko
specjalnej troski
zobacz, ile kosztują!
Nie wybieram się
na żaden pogrzeb,
była okropna i zatruła mi życie.
Po co mi tyle fajnych rzeczy
wyszukanych, wytropionych?
Wszystko na nic.
Dlaczego to n i c jest takie wyraźne?
Nic, nic, nic
nie zapalaj światła
posiedźmy przy świecach
a!!! na balkonie od świąt
stoi nasz szampan!
DRUGA POŁOWA ŻYCIA 2
nasze twarze promieniują
życzliwą głupotą lub
grymasem bólu czego
nie ukrywamy, wymuszając szacunek
stękamy by podkreślić powagę sytuacji
nasze perfumy są zabytkowe
jak Chanel nr 5
żyjemy nie dając żyć innym
i nie żyjemy, gdy nas nikt nie widzi
DWA DNI W BERLINIE
Dzień się zatrzymuje
nie skręca ani w prawo
ani w lewo, tak tkwimy
w morderczym uścisku-
dzień i ja
ze skroni spływa nam pot
zdrętwiałe godziny
sparaliżowane minuty
absurdalne słońce z opuchniętą szczęką
w krzywym uśmiechu
z łezką w oku
oślepiona, pokonana jednostajną
równiną widoków na przyszłość
ale przecież
nie ma przyszłości
gdy nie ma pór dnia
nieudolnie próbuję wypić kawę
gdybyś zadzwonił
gdybyś tylko zadzwonił
DWA DNI W WIEDNIU
Na ulicach wśród
turystów, zabytków
w sklepach z filiżankami
w domach przeczekiwania
na lepsze jutro
w wesołym miasteczku
dla smutnych ludzi
w muzeach dla ludzi
najedzonych, znudzonych
w fabrykach produkujących
sztuczne ognie i sztuczne uśmiechy
w kościołach
które są przeciwko nam
nie znajdujemy nic
co by nas usprawiedliwiało
jesteśmy ubożsi
o kolejny dzień
zmierzamy donikąd
z nieważnym prawem pobytu
taniec codzienności tego nie zmieni
odświętne fajerwerki tego nie zmienią
pokutne wrzaski tego nie zmienią
ale garść stokrotek w zuchwałej purpurze
w malutkim wazoniku
postawionym przy lustrze
przy poduszce do spania
może przerwać złą passę
i fatalne rokowania
a zbawienie nie musi
kosztować majątek
DZIAD I BABA
Ja dla ciebie
baba głupia.
Dla mnie ty
to głupi dziad.
Miło sobie porozmawiać.
Nie przy świecach,
kurwa mać!
DZIENNIK 23
Obudziłam się
obok siedział karzeł
i dłubał w nosie
ohydny początek
zero nadziei
obudziłam się
i jak zwykle
spojrzałam w okno
niewyspany poranek gniewnie
szarpał liście, szumiał nimi ponuro
dziwne, że wciąż żyję
dzięki ci Panie
a osobne dzięki
za przejmujący zapach lilii
GAŁĄZKA ŚWIERKU
Nie ma czegoś takiego
jak Boże Narodzenie
w sensie święta
bo zawsze jest już po
więc trzy dni siedzenia w domu
jest na marne, na marne są
wszelkie próby wyciągnięcia się
z dołka, z kupy pierzyn
i szlafroków, zza stołu, zza świeczek
zza posążków Buddy, zza albumów ze sztuką
zza Sklepów cynamonowych, zza Bursy
nic się nie wydarza
ciągle jest trzecia po południu
gotują się kartofle
jest ryba i chrzan
ale tego wszystkiego nie ma
więc to chyba nicość
tego się nie da przebrnąć
to jest jak pustynia Gobi
GDY NIE PATRZĘ NA WYSPĘ FARO
Jak stawić czoła słońcu
błyszczącemu jak naoliwiona armata
gotowa do odpalenia
jak uchronić się przed bombardowaniem
zielonego nasienia rozszalałej wiosny
jak przekrzyczeć dwunastą w południe
skandowaną przez bicie zegara
jak znieść bzyczenie muchy
dającej sygnał do wbicia gwoździa do trumny
jak się wpasować w nie pasujące do siebie
elementy zaszyfrowanej gry
czy nie wystarczy postawić kropki
skoro wszystko już było
nie spiesz się z tą kropką
podpowiada Anioł Stróż, parząc kawę
w letniej sukience
pasującej do innych
kwiatów tego ogrodu
złożonego
z brutalnych dni tygodnia
HISTERYCZNIE I Z ROZWAGĄ
znowu koniec świata
niebawem
a czynsz?
Zapłaciłeś?
HISTORIA WYLEWANIA ŁEZ
więc tu można płakać do woli
do świtu
można też spać
gdy księżyc robi swoje
blisko ciebie ktoś siada
niewidzialny,
lecz co z tego
skoro jest
IDĘ I RĘCE W KIESZENIACH
szara groźba
szare kroki
wron szary krzyk
szare futro jesieni
przełamać dzień
otuchą
otucha
zaciszny klasztor na pustkowiu
nie w zasięgu
człowieka w kapturze
most zaprasza
do skoku
szara tajemnica
rzeki
tajemnica rzeki
w zasięgu
człowieka w kapturze
impulsywne i płaczliwe
myśli
zasłaniają horyzont
szara groźba
nabiera
realnych kształtów
IKRA
Szczęście to poszukiwanie
szczęścia