E-book
14.7
drukowana A5
30.45
Śmiech w pustej kuchni

Bezpłatny fragment - Śmiech w pustej kuchni

Objętość:
129 str.
ISBN:
978-83-8369-052-0
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 30.45

ADAGIO 974

w migotliwym deszczu

w ochrypłym świetle księżyca

w drgającej amplitudzie początku

stoimy obok siebie

na skrzyżowaniu

posłuszny tłum zna drogę

my też ją znamy

wreszcie wieczór

wróćmy do domu

cienie rąk na ścianie

widzisz się w dziesiątkach luster

i to nie jest to, na co czekasz

wróćmy do domu

już pora

twoje wino, moje wino

twoja kolej, moja kolej

cierpko-sceptyczny księżyc

zamknij drzwi

ALBO — ALBO

Albo się żyje, albo nie

wrzeszczę po cichu

stary pies nie wie, po co

wyszedł na spacer przecież

siusiu zrobił już w pieluchę

coś mu kołacze o innej potrzebie

ale zapomniał, więc stoi bez ruchu

nie jestem dobrym człowiekiem

niedobry człowiek nie umie

postać w ciszy, w deszczu, w zimowym wietrze

nie ma w nim światła, choćby światełka

próżno wyciągać do niego ręce

po dotyk, nie uściśnie cię —

to trzeba wydobyć z łagodności,

której mu brakuje

za karę — nie żyje naprawdę

czy jest dla mnie nadzieja

na jeszcze jedną szansę

przecież zrozumiałam

przecież wiem —

albo się żyje, albo nie

ARCHITEKCI

ta mania meblowania

cudzych dusz

co byś

kurwa

zrobił

bez tych speców

od architektury wnętrz

BUDO TO KRADZIEJ

Pies to kradziej.

Choć ostatnio

kradnie rzadziej.

Co ukradnie to połyka.

Taka jego polityka.

CZY

Czy starość to

całkowite zaskoczenie dopadające cię

gdy właśnie biegniesz przez las

albo kupujesz na bazarze rzodkiewki?

Czy starość to wczesne stadium śmierci?

Czy starość to zanikający puls przyzwoitości?

Czy starość to czarny pysk czarnej dziury?

Czy starość to picie herbatki z upiorami —

naszym jedynym towarzystwem?

Czy starością można się zarazić?

Czy starość to zapach z zaświatów?

A może

starość to starsza pani

króciutko ostrzyżona

w czarnym golfie

i modnych zielonych butach?

A może to ścisła dieta

i długi papieros w nagrodę?

Albo czułe słowa

szeptane do ucha psa.

A więc…


Słone płomienie

ogarniającego zwątpienia —

czy to starość..?

A więc jednak

coś zupełnie nowego.

CHCĘ WRACAĆ DO DOMU

Zbieram zdania, gdzie się da

i gromadzę je w swoich notatkach

dodaję tytuł, który do niczego nie pasuje

ale czasami jest obiecujący

na przykład — śpij ze mną

co jeszcze robię

wspieram mojego psa

który przeżywa swoją starość

ale ma jeszcze plany

wieczorami wysyłam dobrą energię

tym, których kocham

a kocham dziko

zastanawiam się, czy się nie powiesić

ale to trwa krótko

i jest jak mały zawał serca —

świat znika i nie mogę oddychać

w nocy chowam się do łóżka

czarna pościel

błyskawicznie mnie wycisza

i to jest najlepszy czas

coraz częściej myślę, że bardzo ważne

jest bycie dobrym człowiekiem

przez całe życie myślałam

że to banał nad banały

i wreszcie dojrzałam

tym się zajmuję

CHOCIAŻ TO PRZECZYTAJ

Nie umiem już płakać

wzruszenie rozlewa się we mnie

chłodnym marmurem

rozpacz nie szaleje, siedzi cicho z opuszczoną głową

do tragedii podchodzę praktycznie,

robiąc w głowie listę zakupów,

a co na kolacje, co będzie ze śniadaniem

nieodwracalność nie budzi we mnie popłochu

jestem świadoma i uważnie trzymam torebkę

podobno ciosy to ważne lekcje samokontroli

a dostawanie w mordę ma budzić z letargu

kiedy mam skoczyć w przepaść

robię to zwinnie, nie łamiąc nóg

na co dzień mocno trzymam się poręczy

i zawsze sprawdzam, czy klucze są na swoim miejscu


kiedy będziesz odchodził

po prostu zabiorę się z tobą

CHYBA WRZESIEŃ

I co tam

błąkam się w

swoim obolałym

świecie

zdejmuję i wkładam

majtki

ciało posępnie

milczy

w żyłach płyną

tłuste oczka

rosołu

chyba nic

nie chcę wiedzieć

a wszyscy

mówią


w sumie

wrzesień

CZAS ZAPACHÓW, GOJĄCYCH SIĘ KOLAN

Ocipiałam i śmieję się

jak głupi do sera.

Bez powodu, choć powodów

są tysiące.

Życie zwolniło ręczną blokadę,

nie wiem, na jak długo,

ale co to znaczy długo,

to zależy na czym nam zależy.

Rzeczy drobne, kruche, zakurzone

— to sedno.

Rzeczy gwałtowne, oślepiające, gorące

— to sedno.

Martwienie się i odpuszczanie

— to sedno.

Tylko ta blokada —

byleby była zwolniona.

CZERWONE OCZY MIASTA

Piwo

zamiast kawy.

Mruczący tłum

w poszukiwaniu szczęścia.

Czyjeś rozpuszczone

włosy

jak wykrzyknik

w znużonym oceanie.

Ożywiona grubaska

w za ciasnych dżinsach.

Przezroczysty kot

biegnący

niewidzialnym truchtem.


Łańcuch codziennych,

gestów

utrwala rytuały.

A świat i tak

się nam wymyka.

CZUWANIE

Kiedyś dużo

spałam.

Dzisiaj nasłuchuję.

Czy mam coś

na sumieniu?

Coraz więcej,

Boże, Boże,

ile tego…

DASZ RADĘ, TO TYLKO ŻYCIE

Płakałaś, więc przyszłam

ułożymy plan na najbliższą godzinę

najpierw mycie, potem jedzenie

herbata, zapewnienia, obiecanki

pasjans, wyczesanie kota

ręczne przesuwanie zegara

o kilka godzin do przodu

pełnia

poranek

i znowu przyjdę.


Widzisz?

To prostsze, niż myślisz.

DRAMA

Na końcu

pojawia się

wielka dupa.

Forsa dupa.

On dupa.

Ona dupa.

Łóżko dupa.

I nigdy

nie byli w Portugalii.

DRUGA POŁOWA ŻYCIA

Nie zapalaj światła

nie patrz, bo wstaję

co mi się tak przyglądasz?

Słuchaj, wszystko mnie boli,

nie dzisiaj.

Rany, w tych okularach

wyglądam jak dziecko

specjalnej troski

zobacz, ile kosztują!

Nie wybieram się

na żaden pogrzeb,

była okropna i zatruła mi życie.

Po co mi tyle fajnych rzeczy

wyszukanych, wytropionych?

Wszystko na nic.

Dlaczego to n i c jest takie wyraźne?

Nic, nic, nic

nie zapalaj światła

posiedźmy przy świecach

a!!! na balkonie od świąt

stoi nasz szampan!

DRUGA POŁOWA ŻYCIA 2

nasze twarze promieniują

życzliwą głupotą lub

grymasem bólu czego

nie ukrywamy, wymuszając szacunek

stękamy by podkreślić powagę sytuacji

nasze perfumy są zabytkowe

jak Chanel nr 5

żyjemy nie dając żyć innym

i nie żyjemy, gdy nas nikt nie widzi

DWA DNI W BERLINIE

Dzień się zatrzymuje

nie skręca ani w prawo

ani w lewo, tak tkwimy

w morderczym uścisku-

dzień i ja

ze skroni spływa nam pot

zdrętwiałe godziny

sparaliżowane minuty

absurdalne słońce z opuchniętą szczęką

w krzywym uśmiechu

z łezką w oku


oślepiona, pokonana jednostajną

równiną widoków na przyszłość

ale przecież

nie ma przyszłości

gdy nie ma pór dnia


nieudolnie próbuję wypić kawę

gdybyś zadzwonił

gdybyś tylko zadzwonił

DWA DNI W WIEDNIU

Na ulicach wśród

turystów, zabytków

w sklepach z filiżankami

w domach przeczekiwania

na lepsze jutro

w wesołym miasteczku

dla smutnych ludzi

w muzeach dla ludzi

najedzonych, znudzonych

w fabrykach produkujących

sztuczne ognie i sztuczne uśmiechy

w kościołach

które są przeciwko nam

nie znajdujemy nic

co by nas usprawiedliwiało

jesteśmy ubożsi

o kolejny dzień

zmierzamy donikąd

z nieważnym prawem pobytu

taniec codzienności tego nie zmieni

odświętne fajerwerki tego nie zmienią

pokutne wrzaski tego nie zmienią

ale garść stokrotek w zuchwałej purpurze

w malutkim wazoniku

postawionym przy lustrze

przy poduszce do spania

może przerwać złą passę

i fatalne rokowania

a zbawienie nie musi

kosztować majątek

DZIAD I BABA

Ja dla ciebie

baba głupia.

Dla mnie ty

to głupi dziad.

Miło sobie porozmawiać.

Nie przy świecach,

kurwa mać!

DZIENNIK 23

Obudziłam się

obok siedział karzeł

i dłubał w nosie

ohydny początek

zero nadziei

obudziłam się

i jak zwykle

spojrzałam w okno

niewyspany poranek gniewnie

szarpał liście, szumiał nimi ponuro

dziwne, że wciąż żyję

dzięki ci Panie

a osobne dzięki

za przejmujący zapach lilii

GAŁĄZKA ŚWIERKU

Nie ma czegoś takiego

jak Boże Narodzenie

w sensie święta

bo zawsze jest już po

więc trzy dni siedzenia w domu

jest na marne, na marne są

wszelkie próby wyciągnięcia się

z dołka, z kupy pierzyn

i szlafroków, zza stołu, zza świeczek

zza posążków Buddy, zza albumów ze sztuką

zza Sklepów cynamonowych, zza Bursy

nic się nie wydarza

ciągle jest trzecia po południu

gotują się kartofle

jest ryba i chrzan

ale tego wszystkiego nie ma

więc to chyba nicość

tego się nie da przebrnąć

to jest jak pustynia Gobi

GDY NIE PATRZĘ NA WYSPĘ FARO

Jak stawić czoła słońcu

błyszczącemu jak naoliwiona armata

gotowa do odpalenia

jak uchronić się przed bombardowaniem

zielonego nasienia rozszalałej wiosny

jak przekrzyczeć dwunastą w południe

skandowaną przez bicie zegara

jak znieść bzyczenie muchy

dającej sygnał do wbicia gwoździa do trumny

jak się wpasować w nie pasujące do siebie

elementy zaszyfrowanej gry

czy nie wystarczy postawić kropki

skoro wszystko już było


nie spiesz się z tą kropką

podpowiada Anioł Stróż, parząc kawę

w letniej sukience

pasującej do innych

kwiatów tego ogrodu

złożonego

z brutalnych dni tygodnia

HISTERYCZNIE I Z ROZWAGĄ

znowu koniec świata

niebawem

a czynsz?

Zapłaciłeś?

HISTORIA WYLEWANIA ŁEZ

więc tu można płakać do woli

do świtu

można też spać

gdy księżyc robi swoje

blisko ciebie ktoś siada

niewidzialny,

lecz co z tego

skoro jest

IDĘ I RĘCE W KIESZENIACH

szara groźba

szare kroki

wron szary krzyk

szare futro jesieni


przełamać dzień

otuchą


otucha

zaciszny klasztor na pustkowiu

nie w zasięgu

człowieka w kapturze


most zaprasza

do skoku

szara tajemnica

rzeki

tajemnica rzeki

w zasięgu

człowieka w kapturze


impulsywne i płaczliwe

myśli

zasłaniają horyzont


szara groźba

nabiera

realnych kształtów

IKRA

Szczęście to poszukiwanie

szczęścia

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 30.45